Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Znowu jej się robiła papka z mózgu, najpierw komplement, że wygląda pięknie, jak zawsze a teraz jej wypomina, że wygląda na chorą, i że wolał jej poprzednią wersję? To jaka w końcu była prawda? Jej kobiecy mózg zaczął interpretować wszystko po swojemu i snuć bardzo dziwne teorie spiskowe. Przecież kiedy patrzyła w lustro to podobał jej się ten obrazek, ciuchy leżały lepiej, kości policzkowe były bardziej wyraziste, nie wydawało jej się, że jest chora czy zaniedbana, ale faktycznie schudła kilka kilogramów i jeszcze tego nie nadrobiła po swoim załamaniu nerwowym, chociaż brytyjska kuchnia do najzdrowszych nie należy i teoretycznie dość szybko powinna na niej tyć.
Angelo w ogóle się nie zmienił, jego ciało było perfekcyjne, dbał o siebie, dobrze się odżywiał, chodził na siłownię, brał suplementy a jego półka z kosmetykami była porównywalnych rozmiarów, co ta należąca do Gabrielle. Kiedy jeszcze mieszkali razem ich łazienka była zawalona najróżniejszymi specyfikami. Zabawne było jedno: nastolatka nigdy nie pozwalała Angelo wchodzić do łazienki, kiedy odbywała swoje rytuały pielęgnacyjne, wolała, by widział efekt końcowy niż proces przeobrażania się. Jedyny wyjątek stanowił makijaż, którego nigdy nie nakładała zbyt wiele, bo po jakie licho skoro cera jest idealna, a rzęsy robią największą robotę w całym wizerunku? Jej wystarczyła lekka kreska, trochę różu na policzki, pomadka i już wyglądała jak milion dolarów. Niektórzy mają szczęście urodzić się pięknym, inni muszą na to troszkę popracować, jak Angelo na swoje paskudne zęby, na które Gabi nie zwróciła uwagi, kiedy nie miał licówek.
- Okej, ale później nie marudź, że masz katar. Raz w życiu doświadczyłam męskiego kataru i nie chcę tego przechodzić po raz kolejny. Pretensje będziesz mógł mieć tylko do siebie, żeby nie było, że cię nie ostrzegałam.- wzruszyła ramionami. Jeszcze kilka tygodni temu pewnie by się upierała, że natychmiast po zjedzeniu mają iść do jakiegoś sklepu kupić czapkę i szalik i nie chciałaby słyszeć sprzeciwu, ale uznała, że to i tak nie ma sensu, bo się jej nie posłucha, nigdy się nie słuchał... Byli siebie warci, ona nie słuchała jego dobrych rad, on nie słuchał jej i tak każdy robił swoje, dopóki Gabi nie była zmuszana do tego, żeby jednak posłuchać. Teraz miała pokazane jak na dłoni jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy, chce dla ciebie jak najlepiej, a druga strona podchodzi do tego w taki, a nie inny sposób. To naprawdę mogło irytować na dłuższą metę! Raz, dwa razy, trzy, ale nie dziesięć, dlatego prychnęła cicho i pokręciła głową, już nie drążąc tematu czapki i szalika.
W milczeniu patrzyła jak Angelo dokańcza jej porcję jedzenia, naprawdę nie mogąc wyjść z podziwu, że to wszystko zmieścił. Starała się nie myśleć o tym, jak wielkie i śmierdzące kupsko później zrobi, ale to było silniejsze od niej i w środku skręcała się ze śmiechu, modląc się o to, żeby przypadkiem nie miał biegunki, bo hotelowy sedes może nie wytrzymać takiego ciśnienia. Widać było, że się zamyśliła, a kąciki jej ust drgały nieustannie, ale choćby zapłacił jej milion dolarów, zmuszał łaskotkami czy innymi torturami to nie miała zamiaru zdradzać mu swoich myśli. Ona czasami była niemożliwa, dobrze, że większość z tego co się działo w jej łebku zachowywała dla siebie, bo wtedy bezpowrotnie straciłaby możliwość swobodnego funkcjonowania i zostałaby wsadzona w kaftan bezpieczeństwa, do pokoju bez klamek i okien, obitego materacami.
- Nic się nie stało, naprawdę, wszystko w porządku.- starała się uspokoić sytuację, nie miała za złe temu człowiekowi, że na nią wpadł, to nie była jego wina. Został przez kogoś popchnięty i nie chciał niczego złego, nie zrobił tego specjalnie, a dostał ostrzeżenie od Angelo i jeszcze niewinnemu kazał uważać. To było poniekąd urocze, że staną w jej obronie, mimo iż nie było takiej potrzeby, jakby był gotów stanąć z facetem do walki na gołe klaty tu i teraz. Ech... Faceci! Testosteron wychodzi uszami, zwłaszcza jeśli chodzi o ich kobiety tylko, że... Ona nie była już jego, ani on jej. Nie należeli do siebie. To znów ją uderzyło i zrobiło jej się przykro, bo wiedziała, że tak musi zostać jeśli kiedyś chcą jeszcze normalnie żyć.
Dobrze, że się zebrali, bo przy tym polskim stoisku zaczęło się robić naprawdę tłoczno i ludzie mocno się cisnęli, żeby wbić się do kolejki. Gabi jeszcze kontrolnie sprawdziła, czy Angelo przypadkiem nie zgubił jej kwiatków i czy są one bezpieczne w jego ramionach. Przeciskanie się przez tłum nie było łatwe, ale dobili się w końcu po deser, ku zaskoczeniu Gabi — włoski, a w zasadzie sycylijski. Najpierw ona przywiodła wspomnienia polskim jedzeniem, teraz on robił to sycylijskim.
Jeśli chodzi o jedzenie to nigdzie nie jadła lepiej niż w jego rodzinnym domu we Włoszech, naprawdę... Gdyby to o nią chodziło to z miejsca podjęłaby decyzję o tym, żeby tam zamieszkać na stałe, dać się zamknąć w sypialni i mieć dostarczane jedzonko pod same drzwi dzień w dzień, aż zrobi się okrągłą kulką, która nie jest w stanie się ruszać o własnych siłach. Będąc na Sycylii z jej dwóch żołądków zrobiły się cztery i nigdy nie były w stanie się napełnić. Teraz kiedy wsuwała rurkę z kremem do ust, brudząc sobie nosek nadzieniem i cukrem pudrem musiała stwierdzić, że to się nie umywa do działa rąk Angelo i tego co jadła we Włoszech.
- Twoje cannolo jest najlepsze na świecie. Powinieneś otworzyć własną produkcję, tak samo jak z pizzą. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Była jakaś taka... Wyciszona, spokojna, jakby trochę zgaszona. Może wypaliła się ze wszelkich emocji? Może nauczyła się trochę je odcinać, żeby nie sprawiać sobie bólu? Chciałaby mieć taką umiejętność jak wampiry z TVD, przełączyć w głowie przycisk, pozbawiający człowieczeństwa i wtedy wszystko byłoby dużo prostsze niż teraz.
Nastolatka faktycznie ledwo się ruszała, tak bardzo się napchała jedzeniem, jej kroki były ociężałe i powolne, więc dojście do parku zajęło im trochę więcej czasu niż w normalnych warunkach, co zabawne na jeden krok Angelo przypadały trzy kroczki Gabi, bo przecież różnili się wzrostem i wielkością stóp. To wyglądało trochę tak jakby Angelo był Hagridem a Gabi skrzatem domowym. Przeszli przez bramę, w parku było biało, choć pokrywa śnieżna nie była zbyt gruba. W stawku pływały kaczki, między drzewami biegały szare wiewiórki, gdzieś w oddali było słychać śmiechy dzieciaków bawiących się na placu zabaw i ślizgających się po małym lodowisku. Zrobiło się dziwnie... Atmosfera była taka jakaś niezręczna, a przecież nie powinna, bo wiedzieli o sobie niemal wszystko, choć blondynka miała wrażenie, że każdy dzień przynosił kolejne nową wiedzę. W relacjach międzyludzkich chyba nigdy nie będzie finałowego poziomu wtajemniczenia.
Dziewczyna schowała ręce do kieszeni swojego płaszcza i rozglądała się po parku, tak jakby szukała ratunku albo możliwych dróg ucieczki. Ciszę przerwał Angelo, a jego pytanie wryło ją w ziemię do tego stopnia, że się zatrzymała i otworzyła usta w akcie zdziwienia. Przez chwilkę wbijała spojrzenie w szerokie barki mężczyzny, dopóki ten się nie zatrzymał i nie odwrócił w jej stronę. Nie! Nie było jej lepiej, zdecydowanie nie! Było jej okropnie, czuła się samotna, niepotrzebna, niekochana i w ogóle do dupy. Ona była praktycznie pewna tego, że muszą być razem, że są sobie pisani i nie ma jej bez niego ani jego bez niej. Taka pewność drugiej osoby nie zdarza się często, a w zasadzie... To dzieje się tylko once in a lifetime. Co miała mu jednak powiedzieć? Jasne, że chciała prawdę, ale nie mogło jej to przejść przez usta przez strach, jaki czuła na samą myśl, że mogą do siebie wrócić a później znowu stanie się coś, co sprawi, że on postanowi odejść. Każdy ma jakieś swoje granice wytrzymałości, nawet lojalna do granic możliwoci Gabrielle. Bo ileż można trwać przy kimś, kto tak czy siak, prędzej czy później, kiedy pojawią się jakieś trudności, które powinno się przetrwać wspólnie, postanowi wycofać się z tego, co z takim trudem było już kilka razy odbudowywane cegiełka po cegiełce?
Blondynka jednak milczała, słuchała tego co do niej mówił bardzo uważnie analizując każde słowo, jednak jej mózg przez to jak bardzo była najedzona działał na spowolnionych obrotach.
W ogóle nie była zdziwiona tym, że ją obserwował to znaczy wiedziała to po tym, że oglądał jej stories i lajkował i komentował zdjęcia na Instagramie. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że ta obserwacja była trochę bardziej radykalna i powiązana z tym, że zwyczajnie ktoś ciągle nad nią czuwał. Nawet nie miała pojęcia, że raz czy dwa została uratowana przed jakąś napaścią, czy choćby nagabywaniem przez bezdomnych albo pijaczków. Jakby wszystkie niebezpieczeństwa były zmiatane z jej drogi jeszcze nim na nią weszły.
I jeszcze ją przepraszał... O wow, on naprawdę się zmienił, bo te słowa mało kiedy padały z jego ust, choć przy Gabi chyba się ich trochę nauczył. Proszę, przepraszam i dziękuję — trzy proste, a jakże magiczne słowa, które powinny gościć w słowniku każdego człowieka. Jej flagowym było przepraszam, przepraszała za wszystko, nawet za to, na co nie miała wpływu. Psychologowie twierdzą, że takie zachowanie wynika z niskiej samooceny, niepewności i potrzeby zadowolenia innych, uniknięcia krytyki, na którą nie jest się gotowym.
Nie do końca wiedziała, co ma ze sobą zrobić, gdzie patrzeć, jaki mieć wyraz twarzy, kiedy on wyrzucał z siebie te wszystkie słowa. Wiedziała, że nie jest mu łatwo, znała go na tyle, że zdawała sobie sprawę, że wolałby stoczyć walkę z wyszkolonym w mordowaniu skrytobójcą niż wyrzucać z siebie to, co właśnie czuje, co siedzi mu w głowie i zżera ostatnie fragmenty duszy, jakie mu pozostały. Ona też miała problem z rozmawianiem o uczuciach, nie potrafiła tego robić, nikt jej tego nie nauczył. Jasne, czuła masę rzeczy, czasami na wyrost, czasami przesadzając, ale ubranie w słowa i opisanie tego co się tam w środku działo graniczyło z cudem z prostej przyczyny: dobro innych ponad swoje własne i strach przed tym, że to co ona czuje może kogoś zranić.
Wzięła głębszy oddech, wyraz jej twarzy nie zdradzał zbyt wielu emocji, może faktczynie udało jej się znaleźć magiczny guzik, który powodował, że się wyłączała? Jednakże była tu, słuchała i słyszała, bo to bardzo ważne. Można słuchać i "słuchać", ona zdecydowanie używała tej pierwszej opcji i każde jego słowo do niej docierało, nie wlatywało jednym uchem i wylatywało drugim tylko zostawało, tam gdzie akurat powinno.
Serce jej waliło, policzki zrobiły się zdecydowanie bardziej czerwone niż jeszcze kilka chwil temu i nie była to wina temperatury powietrza. Teoretycznie powinna uciec spojrzeniem od niego, ale nie odrywała wzroku od jego twarzy.
Z nieba znów zaczął sypać śnieg, zrobiło się jakoś tak dziwnie cicho, jakby byli tu zupełnie sami, bez otaczającego ich świata. Nie było słychać dźwieków ulicy, która biegła nieopodal, głosy bawiących dzieci jakby zostały wyłączone, ptaki nie śpiewały, woda nie szumiała w małej rzeczce nieopodal. To było dziwne, bo przez cały ten czas kiedy on mówił, ona milczała i nie wtrącała swoich trzech groszy w żadnym momencie. Zdecydowanie za dużo działo się teraz w jej głowie, dostała zbyt wiele informacji, które starała się przeprocesować, bo on mówił tak ładnie i tak rozsądnie, jakby wszystko przemyślał. Nie jakby. Właśnie przemyślał i doszedł do konkretnych wniosków. Dotknął jej twarzy swoją skórzaną rękawiczką, powodując dreszcze biegnące po kręgosłupie. Do jej nosa dotarł zapach jego perfum i specyficzny aromat skórzanych dodatków. Zamknęła oczy i przytuliła polik do jego ręki, w tym samym czasie biorąc głęboki oddech. Zapadła cisza, która zdawała się trwać całe wieki. Tik, tak, tik, tak... Dwie sekudny, trzy, pięć... Dziesięć.
Ona starała się tylko zebrać w sobie, żeby powiedzieć coś równie mądrego, ale nic nie chciało złożyć się w logiczną całość.
- Nie.- odpowidziała bardzo krótko i stanowczo. Ale czego to nie dotyczyło? Znów kilka sekund ciszy, otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz tym swoim ciepłym, pełnym miłości wzrokiem.
- Nie. Nie jest mi lepiej bez ciebie, jest wręcz koszmarnie, tragicznie, depresyjnie, jakby ktoś wyssał z mojego życia całą radość i nadzieje. Jakby jakiś cholerny dementor wchłonął moją duszę.
I już się rozwiały wszelkie wątpliwości, czego dotyczyło to krótkie nie. Wątpiła by Angelo wiedział kim są dementorzy, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, ważne, że ona wiedziała, bardzoej tłumaczyła to sobie niż jemu.
Wiedziała, że przy niej się otworzył, że dopuścił do siebie uczucia, przed którymi bronił się przez długie lata, uznając je za słabość. Wreszcie do niego dotarło to, że miłość nie jest słoabością, a siłą tak gigantyczną, że może przenosić góry i pokonać całe zło tego świata. Znów musiała wziąć głęboki oddech, bo trudno jej było zebrać słowa i się nie poryczeć ze wzruszeia. Wyjęła ręce z kieszeni po to, żeby położyć swoją łapkę na jego ręce, która nadal spoczywała na jej rumianym policzku. Zsunęła ją z siebie i ścisnęła lekko jego dwa palce, bo jakoś tak niefortunnie chwyciła, że całej ręki nie zmieściła w uścisku. Miała w gardle jakąś taką gulę, której nie mogła przełknąć, naprawdę nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Ona niczego sobie w głowie nie układała, nie miała na to szansy, została wrzucona na głęboką wodę i teraz musiała pływać, albo utonąć niczym w betonowych butach.
- Dlaczego ludzie zawsze doceniają coś, dopiero kiedy to stracą?- zapytała zagubiona i wbiła spojrzenie w swoje buty. Przecież ona też go kocha, też jest dla niej najważniejszy na całym świecie, ale ten strach, który w niej drzemał był chyba ponad to uczucie. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, każde mogły go bezpowrotnie zmiażdżyć, złamać, sprawić, że już się nie podniesie i wszystko co przy niej osiągnął pójdzie w diabły. Tyle, że ona nie chciała go miażdżyć ani łamać, ani sprawiać mu bólu, nigdy nie chciała tego robić. Przestąpiła krok do przodu, tak że stykali się teraz czubkami palców u stóp, a ona zadzierała głowę ku górze żeby móc patrzeć mu w oczy, bo inaczej gapiłaby mu się prosto w klatkę piersiową.
- Myślisz, że ja cię nie kocham i nie tęsknię? Kocham tak, że chyba już bardziej się nie da. Nie wiem czy potrafię mocniej. - oparła czoło o jego klatkę piersiową i zamknęłą oczy. Czuła przez materiał jego ubrania jak wali mu serce, jak łomocze, jak próbuje się wyrwać z uwięzi.
- Dlaczego to jest takie trudne? Miłość czasami nie wystaczy wiesz? Nie będziesz ze mną szczęśliwy, nie spełnię twoich marzeń o rodzinie, zawsze będę cię zawodzić, zawsze będę robić nieodpowiednie rzeczy, przynosić ci wtyd tym co robię czy mówię. Zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto stanie na wysokości zadania, a nie kogoś kto ma tylko dobre chęci, którymi jest wybrukowane piekło.- starała się oddychać, ale przychodziło jej to z trudem, jednak jego ciepło i zapach koiło te nerwy no i mówienie tego wszystkiego, kiedy nie patrzyła mu w oczy było zdecydowanie łatwiejsze.
- Boję się... Nie chcę znowu przez to przechodzić, dwa razy wystarczą, więcej nie dam rady. Jak... jak ty sobie teraz to wyobrażasz, kiedy zaczęłam te cholerne studia w obcym kraju, z daleka od domu? Ty w Australii, ja tutaj? Miłość na odległość jest jeszcze trudniejsza niż bycie obok siebie, wiem, bo przez to przechodziłam i nie chcę więcej.- nie miała zamiaru się odsunąć, czuła się teraz jak taka mała, zagubiona dziewczynka, która nie wie co ma ze sobą zrobić i trzeba jej wszystko krok po kroku wytłumaczyć jak ostatniemu głupkowi.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
On i tak nie poruszał się tak szybko jak zazwyczaj. Obolała kość ogonowa dalej dawała mu po dupie, a on starał się zacisnąć zęby i nie dać niczego po sobie poznać, ale było to niezwykle trudne, bo bolało jak pieruny! Angelo był twardy i nawet lubił ból, ale to cholerstwo przeszkadzało i nieco rozwalniało. Na oko obcy człowiek nie zauważyłby w. jego chodzie nic dziwnego, ale znając go i jego dziarski krok, nienaganną sylwetkę, można było dopatrzeć się pewnych nieprawidłowości. Gabrielle Glass mogła to odebrać po prostu jako dopasowanie się do jej krótkich (a jakże seksownych) nóżek, wykonujących o wiele więcej pracy niż jego długie szczudła.
Wyglądali jak (prawie) zwyczajna para na pierwszej/drugiej randce. Obydwoje wyglądali ładnie, on trzymał w ręku wielki bukiet kwiatów dla niej, wyglądali na lekko zmieszanych i pewnie skołowanych pierwszymi potkaniami. Nic bardziej mylnego, przecież znali się prawie jak łyse konie. To zabawne, bo Gabi poznała przez te kilka długich miesięcy więcej jego zachowań niż bracia. Miał wrażenie, że aktualnie nikt nie zna go lepiej, a czuł się tak, jakby faktycznie był jakimś gówniarzem na pierwszej randce, który nie wie jak się zachować i co powiedzieć. Angelo ominęły takie sytuację, bo on nigdy do wstydzioszków nie należał. Zawsze był bardzo pewny siebie i zdobywał to kogo chciał, nawet jak był w wieku Gabi. Ominęły go dziwne pierwsze razy, takie niekomfortowe randki, nienaturalne spotkania. Dlatego atmosfera, która dziś nad nimi wisiała była dla niego nowa, bardzo nieswoja, szczególnie teraz. W parku było tak spokojnie, poza tymi głośnymi dźwiękami bawiących się dzieci (o ironio) w oddali. Słychać było ich kroki i trzask cienkiej pokrywy śnieżnej. Nagle jej ustały, skąd to zdziwienie? Angelo obejrzał się za siebie i zastanawiał, dlaczego była w takim szoku, jakby właśnie obwieścił jej, że święty mikołaj jednak istnieje. Zdawało mu się to raczej normalne pytanie, w końcu... po to odszedł prawda? By sprawić, by było jej lepiej, to chyba normalne, że o to zapytał.
Mówił, a jej twarz nie wyrażała zbytnio emocji, co było kompletnie nienaturalne. W błękicie jej oczu nie potrafił odczytać emocji, które zazwyczaj obnażała. Faktycznie udało jej się ruszyć bez niego? Może ten kolejny raz, gdy ją zostawił, to o ten właśnie jeden za dużo? Znał to spojrzenie, należało do ludzi pozbawionych uczuć, wyprutych z emocji, a on ich często pozbywał tych emocji i patrzył w te puste oczy. Jej aż tak nie były, ale odczucia miał podobne, jakby był Kubą rozpruwaczem jej niewinnej duszy, pozostawiając po niej same zgliszcza. Cóż, zazwyczaj tak czynił i z nią zrobił dokładnie to samo, choć przecież nie chciał, nie tym razem.
Skończył mówić, a ona milczała. Ta cisza była nie do zniesienia, wstrzymał oddech, sekunda, dwie, a miał wrażenie, że mijają długie godziny. Czas się zatrzymał, a on poczuł nieprzyjemny dreszcz na karku. Jej oczy tak mało mu zdradzały, zaczynał się denerwować, czy tak to właśnie jest? A może to było tylko małe ostrzeżenie jego ciała przed odpowiedzią, która jak ostrze wbiła mu się prosto w serce. Zatrzymało się, obleciał go dziwny zimny pot, czy tak właśnie wygląda czysty, prawdziwy strach, którego szukał całe życie? Myślał, że raz go już odczuł, wtedy, gdy Gabriellę miała przykładany nóż do gardła na Sycylii, ale nie. To nadal nie było to. Miał wrażenie, że rozpada się każda komórka jego ciała, że robi mu się nienaturalnie zimno, od środka. Utracona nadzieja, siarczysty policzek wymierzony prosto w Angelo Denaro, który poczuł się tak pierwszy raz w życiu. Przypomniało mu to jednak jedną sytuację, sprzed dwudziestu lat, gdy obiecał sobie, że już nigdy nikt nie zrobi mu z uczuć tatara.Wyłączył je i włączył z trudem, poznając Gabrielle. Był pewien, że ona zawsze do niego wróci, że zawsze powie mu "Tak", a teraz tak boleśnie usłyszał to jedno, krótkie "nie". Jej dalsze słowa do niego nie docierały, jakby była za grubą szklaną ścianą i próbowała do niego mówić. Jednak z każdą kolejną sekundą robiły się one coraz głośniejsze, jakby ta ściana zwężała się z każdą kolejną sekundą. Błękit jej pięknych oczu odzyskał swoje ciepło i znów widział dobrze już znane sobie spojrzenie, którym był obdarowywany jedynie przez nią. Dziwne było tak przez chwile myśleć, że naprawdę go nie chciała, że przez taką głupotę stracił kobietę, z którą chciał spędzić resztę swojego życia. Ten strach był tak...żywy. Taki silny. Aż tak, że nawet teraz myślał, że zostanie odtrącony, kiedy ściągała mu z policzka dłoń. Jednak tak się nie stało, a on nie poprawił uchwytu, będąc trzymanym przez nią za dwa palce. Westchnął też słysząc jej pytanie.
- Bo dopiero wtedy tak naprawdę widzą jak to jest żyć bez tego. - Szepnął w zamyśleniu, nadal czując niepewność. Co zamierzała zrobić? Przysunęła się, poczuł słodki zapach truskawek. Miał ochotę ją przytulić, ale nie poruszył się, czekając na jej ruch, jej słowa, a stres narastał, bo nadal nic nie było pewne. Nawet jej słowa o miłości nie mógł brać już za nic pewnego, przecież nie odpowiedziała nadal na pytanie, czy widzi dla nich przyszłość. Jego wolne ramię otoczyło wlepioną w niego nastolatkę, ale nie przysunął jej do siebie mocniej. Po prostu pogładził ją po plecach, jakby chciał dodać otuchy, by mówiła, nie bała się, bo był tu. Właśnie. Był, a nie powinno go tu być. Jak zawsze robił to co chciał, a nie to, co powinien. Jego serce waliło jak młotem, nadal nie wiedział, nadal przeżywał każdą sekundę, jakby powoli godząc się z kolejnym pożegnaniem i utratą największego skarbu, jaki dane mu było posiadać.
Kręcił głową słysząc co mówi, nie, kompletnie się z tym nie zgadzał. Czy ona w ogóle go słuchała? Jak mogła uważać, że jest dla niego niewystarczająca, skoro to ona jako jedyna poruszyła serce Pana Denaro? Przecież doskonale ją znał i jej wady, a mimo to chciał ją w swoim życiu. Lubił adrenalinkę i gdyby była idealna i nic nie działoby się w ich życiu, przecież szybko by się znudził.
- Kiedy ja jestem z tobą szczęśliwy i nawet mnie wkurwiaj, ale bądź. Znajdziemy rozwiązanie na wszystko. - Uśmiechnął się smutno gdzie spomiędzy tymi słowami. Wiedział już, że zakładanie rodziny z kimś innym nie będzie miało sensu. Nawet jeśli będzie miała problem z zajściem w ciąże, dadzą radę. Mieli być zespołem tak? Chciał nim z nią w końcu być. Pomóc jej z leczeniem, nawet poczeka ile trzeba, a jeśli okaże się, że nie będzie mogła zajść w ciąże, przecież były inne sposoby. Wszystko się da, szczególnie z jego zasobami. - Nie będzie nikogo lepszego od ciebie.- Dodał jeszcze cicho, pod nosem, nie wiedząc, czy w ogóle to usłyszała. Skąd był tego pewien? A otóż stąd, że prawie 40 lat zajęło mu znalezienie kogoś takiego jak ona. Jakie było prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek uda mi się ją zastąpić? Dla niego zerowe.
Następne słowa go uderzyły. Tak, zawiódł ją, nie raz i nawet nie dwa razy jak powiedziała, a więcej. Tego się bał, braku zaufania, jej strachu i wiedział, że to nastąpi. Te jej studia...westchnął i tym razem on milczał. Odsunął się modniej subtelnie, na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Wiem, że moje obietnice, czy zapewnienia będą dziś dla ciebie bezwartościowe, ale... nigdy już nie pozwolę ci cierpieć, dlatego tu jestem. Zrozumiałem, że wszystko jest nieważne, różnica wieku, poglądów, zachowań, czy twoja choroba, jakie to ma znaczenie? Nawet te studia, przecież możesz zacząć nowe, jakie zechcesz, wszystko dla ciebie zrobię i załatwię. Możemy działać wspólnie, tak, jak tego chciałaś, jestem gotowy. Proszę, Gabi... Pozwól mi po prostu ci to udowodnić, ostatni raz. - Był zdeterminowany, wręcz zdesperowany, jak nigdy, a jego godność kuło to podwójnie, ale miał to teraz w dupie. Wiedział, że o wiele ją prosi, ale przecież ona też tego chciała. Dziwnie było tak być z drugiej strony, tak naprawdę myśleć, że można przegrać, stracić. W jego oczach mogła dostrzec te wszystkie emocje, nie krył się już dłużej, nie przed nią. Znała go, widziała już w każdej sytuacji, nie czuł potrzeby zasłaniania się.
- Ja też się boję. - Dodał bardzo cicho, spuszczając wzrok. Te słowa brzmiały tak obco wypowiadane jego ustami. - Że znów cię zawiodę, skrzywdzę, ale chcę podjąć jeszcze walkę, bo dla ciebie warto. - To były chyba najszczersze słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedział. Poczuł się po nich tak...lekko. Wypuścił powietrze z ust i wrócił spojrzeniem na jej oczy, czekając na wyrok. Był na niego gotowy.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Czym różni się przyjaciel od najlepszego przyjaciela? Przyjaciel, jeśli się potkniesz, z automatu wyciąga rękę, żeby ci pomóc. Najlepszy przyjaciel najpierw cię wyśmieje, wyzwie od skończonej ciamajdy bądź łamagi i dopiero później pomoże ci wstać. Nie inaczej byłoby z Gabrielle gdyby w tym momencie dowiedziała się, że Angelo boli zadek, przez to, że rozkwasił go sobie na łyżwach z córką.
Zaczęłaby się śmiać i to tak głośno, że prawdopodobnie wszystkie okoliczne ptaki zwiałyby ze strachu, a ona skończyłaby zwijając się jak krewetka tu gdzie stała, czyli na asfaltowej, parkowej alejce. Kompletnie nie powiązała tempa jego poruszania się z urazem tylko właśnie uznała, że starał się dopasować chód pod jej możliwości i tyle.
Nie ma tego złego, jeszcze zdąży go wyśmiać, kiedy się dowie co mu się przytrafiło — o ile się dowie, bo przecież to będzie ujma na honorze a już na pewno na dupie znaczy eee... Dumie.
Obojgu w tej chwili nie było łatwo, żadne z nich nie było przyzwyczajone do wylewania z siebie informacji o tym jak się czują. Co prawda, Gabi ma w takich dziwacznych sytuacjach znacznie większe doświadczenie, bo przeżyła wiele niezręcznych momentów: od nieudanego pierwszego razu, przez zaskakujące pocałunki w nieodpowiednich momentach, randki w dziwnej atmosferze. Jej dojrzewanie wcale nie ominęło i przeżyła wszystko to, czego typowe nastolatki doświadczają. Wszystko zmieniło się w momencie pojawienia się wtedy w studiu tatuażu, jej los się odmienił a oczekiwania względem partnera kompletnie się zmieniły. W tej chwili miała dosłownie flashbacki z Wietnamu. Przed oczami przelatywały jej wszystkie sceny z ich wspólnego życia, od spotkania w restauracji, kiedy myślała, że umiera, bo gnije jej tatuaż, który zdobił jej plecy, przez wspólne zakupy, kradzież łódki, jego urodziny, niezliczona ilość pocałunków, dotyków, słów i przepięknych, magicznych momentów. W żadnym z tych obrazów nie było cienia negatywnych emocji i zdarzeń, jakby mózg blondynki, tak czy owak, zapamiętywał wybiórczo tylko to, co dobre i pozytywne. Tak jednak nie było i nie będzie, bo niestety, ale pewne rzeczy na zawsze odciskają piętno na duszy. To zabawne, ale może tak właśnie miało być? Ona ma być jego lekarstwem, jego słońcem w pochmurny dzień, ciepłym promyczkiem rozgrzewającym go od środka a on osobą, która sprawi, że ona stanie się silna w obliczu wszystkiego, czemu przyjdzie stawić jej czoła. Los postawił Angelo na drodze Gabrielle, żeby ten pokazał jej, iż świat wcale nie jest do końca taki wspaniały i dobry jak jej się naiwnie wydawało.
W tym momencie już to wiedziała, ale nie była gotowa na to, żeby stawiać temu czoła w pojedynkę — z nim u boku? Nie ma rzeczy niemożliwych, jeżeli nastolatka tylko otworzy swój umysł na nową wiedzę i doświadczenia.
- Racja...- uśmiechnęła się blado, choć jej pytanie było raczej z dziedziny tych retorycznych. Na szczęście nie tylko w tej kwestii się zgadzali, bo jeśli różniłoby ich absolutnie wszystko to jaki byłby sens takiego związku? Przecież związki buduje się z reguły z kimś, kto ma podobne oczekiwania względem życia co my.
Tak dobrze było czuć jego ciepło przy sobie, zapach i dotyk silnej ręki na plecach, uwielbiała takie drobne, bardzo machinalne gesty, bo to świadczyło o tym, że wie i rozumie czego w danym momencie jej potrzeba. Zupełnie tak jak ona wiedziała, w jaki sposób go dotknąć, kiedy budziła się w nim bestia i emocje zaczynały brać górę. Był tu, on naprawdę tu był i chciał wszystko naprawić, a ten jego dotyk ją w tym uświadomił dobitnie, bo jeszcze chwilę temu miała wrażenie, że jej się to śni i wszystko dzieje się w jej głowie.
"Ależ oczywiście to dzieje się w twojej głowie, Harry, tylko skąd, u licha, wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę?"
Serduszko w tym małym ciałku zatrzymało się słysząc jego słowa, które tak dobitnie mówiły o tym, że naprawdę mu zależy, że wszystko przemyślał, że nie jest to chwilowy kaprys. Czyżby jej oczy odzyskiwały dawny blask? Czyżby znów patrzyła na niego jak zakochany w swoim opiekunie szczeniaczek? Czy bombardowała go serduszkami z tego spojrzenia?
TAK! Te serduszka waliły go po twarzy, głowie, ramionach — wszędzie go waliły, gdzie tylko zdołały dolecieć. Jakby Gabrielle była Sailor Moon ratującą świat i tymi serduszkami wybijając zło ze stojącego przed nią człowieka.
Moon Spiral Heart Attack! BENG BENG BENG!
Zmiękła jak kutas osiemdziesięciolatka, który zapomniał zażyć wiagrę — mięciutka kluska niezdolna do użytku w wiadomym celu.
Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale doskonale usłyszała to co mruknął sobie pod nosem i w środku znów zaczęło płonąć jej coś ciepłego, coś, co zaczynało się rozchodzić po całym ciele, włącznie z przemarzniętymi na kość paluszkami u stóp!
Nie chciała się od niego odsuwać już nigdy, przenigdy. Znów zaczynało jej się włączać bycie cholerną atencjuszką przyklejoną do ukochanego najlepiej 24/7. To było strasznie dziwne, pragnąć, być z kimś tak bardzo, że ciężko myślało się o zostawieniu go choćby na jedną sekundę. Trochę ją rozbawił tym tekstem, że ma go wkurwiać, ale być i że ze wszystkim sobie poradzą. Przecież dokładnie o to chodzi w byciu razem — mimo wszystko, mimo spięć, mimo różnicy zdań, ale koniec końców gdy coś się dzieje to i tak skacze się za drugim człowiekiem w ogień. Nie mogła się powstrzymać, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech a brzuch lekko zadrgał, bo zaśmiała się bezgłośnie, aż do chwili kiedy znów nie zrobiło się poważnie i uśmiech zszedł jej z ust.
- Twoje obietnice nigdy nie są bezwartościowe. Ty zawsze dotrzymujesz danego słowa.- powiedziała lekko oburzona. Przecież wiedziała o tym doskonale, nigdy jeszcze nie było czegoś takiego by obietnicy nie spełnił. Ba! Nawet tak je formułował, tak żeby faktycznie móc je dotrzymać, ot choćby jak ta, dana jej przed wyjazdem na akcję z DeLuca. Nie obiecał jej, że wróci... Obiecał, że zrobi wszystko, żeby wrócić — jest różnica, prawda? Angelo głupi nie jest, wie, jak dobierać słowa, to ona z ich dwojga jest tą, którą robi i mówi głupoty.
Ona już wiedziała czego chce, co powinna zrobić, jak postąpić i co powiedzieć. Przecież nie mogło być inaczej, ta miłość jest zbyt wielka. Destrukcyjna, wypalająca, trudna, ale wielka.
- Nie usłyszałam nigdy w życiu niczego milszego, niczego piękniejszego i bardziej szczerego niż to, co przed sekundą padło z twoich ust.- wymamrotała patrząc na niego totalnie zakochana. Tylko on zasługiwał na ten wzrok, tylko jego nim obdarowywała i chciała to robić do końca swoich dni.
Złapała go za rękę i splotła z nim palce, mocno tak mocno, że aż ją ręka rozbolała, choć jej uścisk nie był jakiś niebywale silny dla Angelo, w porównaniu do jego wielkiego łapska.
- Cytując bardzo mądrego człowieka... "Między nami jest największe i najpiękniejsze gówno na świecie". Strach w samotności jest dużo gorszy niż taki odczuwany we dwoje, bójmy się razem, cieszmy się razem, wkurwiajmy się razem. Wszystko dzielone na pół jest łatwiejsze do zniesienia. Chcę zdejmować z Twoich barków ciężar kiedy będzie ci ciężko go dźwigać, chcę oddawać ci trochę mojego, kiedy nie będę dawała rady. Milion razy ci powtarzałam, że wspólnie możemy poradzić sobie ze wszystkim, z całym światem jeśli byłby przeciwko nam. Ja wiem, że to brzmi jak z tych wszystkich głupich komedii romantycznych, ale taka jest prawda i nic na to nie poradzę.- musiała wziąć głęboki oddech, bo oczy zaczynały jej zachodzić łzami z tego wzruszenia. Boże jak ona się rozczuliła tym, co on jej powiedział, nie miał na twarzy maski twardziela, był nim oczywiście, ale przy niej mógł pokazać swoją ludzką stronę, inną, tą zarezerwowaną tylko dla niej i teraz jeszcze dla Valentiny. Nie mogła się powstrzymać i zrobiła coś jeszcze... Znów go zacytowała!
- KOCHAM CIĘ, ŻE O JA PIERDOLE!- wydarła się na całe gardło, tak żeby wszyscy włącznie z samym Królem Karolem to usłyszeli. Nie mogła się nie uśmiechać, no nie mogła. Puściła jego dłoń i wyrzuciła ręce w powietrze triumfalnie, jakby wygrała na loterii, bo poniekąd tak właśnie było!
Ale uśmiech zaraz zszedł z jej ust i powoli opuściła ręce, przeszedł ją dreszcz, bardzo nieprzyjemny i zagnieździł się gdzieś w żołądku.
- Nie mogę stąd wyjechać... Nie mogę go zawieść po raz kolejny... Nie mogę mu tego zrobić, on mnie znienawidzi do końca jeśli rzucę to wszystko w cholerę i nie dokończę tego co zaczęłam. Ja... ja nie chcę stracić ojca.- zacisnęła pięści i odwróciła się plecami do Angelo, nie mogła na niego patrzeć, to było za trudne. Gapiła się na płynącą rzeczkę i myślała, czy aby do niej nie wskoczyć i się nie utopić, ale uznała, ze to bez sensu, bo jest za płytka. Na szali stały teraz dwie bardzo ważne rzeczy: znów zawód ojca, ale będzie szczęśliwa u boku Angelo, albo zadowolenie ojca i rozłąka z ukochanym na kilka lat, bo przecież on nie może się ot tak o przenieść do Londynu, to nie zależy od niego. Poczuła nagły przypływ złości na ojca, na Angelo, na samą siebie, że nie potrafi podjąć decyzji. Miała ochotę zadrzeć głowę do góry i krzyknąć: AAAAAAA! Jak na tych wszystkich dramatycznych scenach w filmie, gdzie kamera się oddala i oddala, aż widać kulę ziemską a i tak dalej słychać krzyk bohaterki lub bohatera.
- Decyzja wydaje się być prosta. Kocham cię, chcę z tobą być, bardzo, bardzo, bardzo chcę, jak niczego innego na świecie. Chcę się budzić obok ciebie każdego ranka, kłaść się spać z twoim pocałunkiem na ustach, ale... - nie była w stanie dokończyć, kucnęła i ukryła twarz w dłoniach, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem. Tu nie było o czym myśleć, zastanawiać się, ale perspektywa straty ojca, na którego aprobacie i miłości tak cholernie zależało, była okropna. Chyba potrzebowała czasu, żeby to przetrawić i przygotować na ewentualną rozmowę ze staruszkiem, albo jebać to i niech się dzieje wolna nieba. Całe życie na przypale.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Ta zmiana była zauważalna gołym okiem, a on nie musiał mieć tak wysoko rozwiniętych zdolności rozpoznawczych, aby stwierdzić., że Gabrielle Glass znowu jest jego. Jej oczy znów zapłonęły znanym mu blaskiem, tańczącymi iskierkami, ciepłem palącego się kominka w środku zimy. Ten płomień od razu rozgrzał go od środka, chłód i strach zniknął w momencie, a zamiast tego pojawiła się ulga, radość, zadziwiająco dużo nadziei. Na co? Że jego plan się powiedzie, dokładnie tak, jak zakładał? Tylko przez chwile został sprowadzony do parteru, a to nie zdarzało się w jego życiu zbyt często. To było uczucie, którego nigdy więcej nie chciał już w swoim życiu. Ta jedna chwila zmieniła tak wiele, Gabi nawet nie wiedziała jeszcze jak... Angelo nie miał jednego planu, a wiele i nie mógł się już doczekać, by podzielić się nimi. z Gabi i tym razem, dla odmiany, nim zadecyduje i wprowadzi je w życie, najpierw je jej przedstawi. Wszystkie te, o których może z nią porozmawiać rzecz jasna, bo są i zawsze będą sprawy, o których lepiej, żeby nie wiedziała.
Uśmiechnął się delikatnie na jej słowa o obietnicy, bo tak, teoretycznie miała racje. Zawsze ich dotrzymywał... prawie. Obiecywał jej przecież już, że jej nie skrzywdzi, a zrobił to i ponownie i znów, dlatego dzisiaj ta obietnica już niepadła. Warzył słowa, które wypowiadał, ale nadal był tylko człowiekiem i czasami ślizgał się na nich. Choć bardzo starał się być idealny we wszystkim, a szczególnie w swojej roli, jako przywódcy i teraz mężczyzny, ale... nie. Nie ma ale, koniec z błędami, na nie nie ma miejsca, nigdzie, w żadnym aspekcie jego życia.
Uśmiechał się nieustannie, słuchając jej pięknych słów i odwzajemniał jej spojrzenie, całkowicie obnażony ze swoich uczuć, zdjął już wszystkie maski i mury. Ona jako jedyna widziała go takim, gołym emocjonalnym, całkowicie nagim, czuł się nagi. Nie był pewien, czy otwieranie się w ten sposób przed osiemnastoletnią dziewczyną to dobry pomysł, ale to co wiedział na pewno to to, że robił to przed kobietą, którą naprawdę kochał, choć w miłość nigdy nie wierzył.
- Jebać jak to brzmi. Najpiękniejsze gówno na świecie to my.- Rzucił dumnie, pamiętając dokładnie słowa, o których mówiła. Wypowiedział je, jak było źle, a on przekonywał samego siebie, że to nic, że ta toksyczna relacja jest dobra i była. Nawet jeśli niszczyła ich od środka.
Drugiego cytatu zaś kompletnie się nie spodziewał. Rozszerzył oczy i zaczął się śmiać, mocno ściskając pod pachą bukiet, kiedy chwycił Gabrielle za biodra i podniósł do góry, kiedy tak w górę swoje ręce wyrzucała. Największy triumf! Śmiał się, patrząc na nią w dołu, a jej słowy rozwiewał lekki podmuch wiatru. Czas jakby zwolnił, jakby był w jakimś jebanym świątecznym romantycznym filmie Netflixa. Brakowało tylko podpisu pod nimi "i żyli długo i szczęśliwie". Miał to gdzieś. Jebać wszystko, mogli go nawet najwięksi wrogowie właśnie widzieć. Jego uwaga była skupiona teraz jedynie na Gabi i myśli, że teraz wszystko się...
... ułoży, prawda?
Opuścił ją, widząc jej minę i znowu przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Z tą różnicą, że tym razem zaczęło podnosić mu się ciśnienie. To już nie był zwykły strach, to było...zniecierpliwienie. Jak mogła? Znowu? Ucieszyć się, a później z jebnięciem te szczęście zdeptać. Wczoraj na jarmarku tak zrobiła, teraz też... co jej znowu nie pasowało? Sytuacja była tak cholernie zmienna, emocje buzowały w nim w górę i w dół. Tym razem to ona powodowała to w nimfa nie on w niej, dziwna odmiana.
Zamurowało go. Ona tak...
- Poważnie? - Jego brwi uniosły się. Stał i czekał, postanowił dać jej czas, może to szok? Albo szokiem był nagły przypływ emocji? Sam już nie wiedział. Trochę ją też rozumiał, wiedział, jak zareagował na wszystko Bruce, bardzo DOBITNIE się o tym przekonał. Wiedział też, jak zareaguje teraz, kiedy dowiedziałby się, że rzuciła studia i do niego wróciła.Przecież on wiedział, kim Angelo jest naprawdę i na pewno cieszył się z ich rozstania. Jak miał muzeów zaufać? Skoro Denaro dalej nie ufał samemu robie, nie mógł obiecać ojcu Gabi, że już nigdy jej w żaden sposób nie skrzywdzi. Po prostu nie mógł, nieważne jak bardzo chciałby tej obietnicy dotrzymać.
- Ale nie chcesz go znowu zawieść. - Dokończył za nią i westchnął.Musiał ostygnąć, więc przymknął oczy i wziął kilka wdechów, myśląc co powiedzieć. Poruszył się w końcu i przytulił ją od tułu, mocno zaciskając ramię na jej brzuchu, a brodę oparł na jej prawym ramieniu, całując jaw zagłębieniu za uchem.
- Musisz przestać myśleć jak zadowolić wszystkich wokół tylko nie siebie, wiesz? A szczególnie twojego ojca, który powinien być dumny ze swojej córki, nieważne jakich wyborów dokonuje, bo to jego córka. Nie może układać ci przyszłości, sama zdecyduj co jest dla ciebie dobre, a on musi to zaakceptować. Rozumiem to teraz lepiej niż kiedykolwiek ... - Mruczał jej do ucha. Zawiało hipokryzją, bo on swojej córce życie ułoży na pewno, ale ten przypadek był inny... -Z czasem znowu mi zaufa i tym samym tobie. Studia? Tak, jak mówiłem, zaczniesz nowe jeśli zechcesz. To ze mną chcesz tworzyć przyszłość, nie z twoim ojcem. Mylę się? - Odwrócił ją w swoją stronę i oparł swoje czoło o jej.
- Za dużo przeszliśmy, żeby to się teraz nie udało. Budź się przy mnie codziennie i zasypiaj z moimi pocałunkami na ustach dopóki żyję. - Szepnął, sięgając ów ust, które pocałował przeciągle. Dopiero po chwili zaczął całować znowu i znowu, niesprzecznie, namiętnie, wkładając w niego wszelkie uczucia, które do niej żywi. Nie odpuści, nie mógł, nawet jeśli wykorzystał właśnie techniki manipulacyjne, żeby jej znów namieszać w głowie. Ale.. czy napewno, skoro intencje były szczere? Tak, czy inaczej zrobił to, bo po tym, jak na niego spojrzała, co powiedziała, pewien był, że nieważne co teraz się wydarzy, on nie odpuści. Będzie jego, będą razem, zrobią to choćby kurwa miał spalić cały świat żeby tak się stało. Kiedy Angelo czegoś chce... dostaje to.
Nikt mi ciebie już nigdy nie odbierze.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dobra, o Gabi można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest gównem. Halo! Gówno śmierdzi, jest brązowe i obrzydliwe, a ona jest kolorowa, słodka i pachnąca. Kupa po Skittlesach! Kiedyś pies jej koleżanki zjadł całą paczkę tych cukierków i wymiotował na tęczowo to i może drugą stroną też wyszłoby w ten sposób? Tego się nie dowiemy.
To jednak prawda, nie ma bardziej popieprzonej relacji niż ich, ale przecież się kochają, prawda? A no prawda! Kochają się tak bardzo, że tego związku tak naprawdę nie jest w stanie zniszczyć nic, poza jedną rzeczą: zdradą któregokolwiek z nich. Tu nie ma żadnej dyskusji. Zarówno Gabi jak i Angelo w żaden sposób nie daliby się przekonać na powrót jeśli któreś skoczyłoby w bok. Lojalność względem osoby, którą się kocha jest niezaprzeczalnie ważna.
Nastolatka może i jest nierozgarnięta i czasem papla co jej ślina na język przyniesie, przez co nie raz i nie dwa potrafi zdradzić niechcący jakiś sekret, ale przecież jeśli włącza w łebku mało używane obwody myślowe jest w stanie zapanować nad swoim językiem i chyba tylko dzięki temu jeszcze się nikomu nie wysypała z tym, jaka jest prawda. Powierzanie ważnych informacji komuś takiemu jak ona jest bardzo mocno ryzykowne, ale przecież udowodniła wielokrotnie, że można na niej polegać.
Pustka, którą czuła przez kilka ostatnich tygodni została wypełniona, jakby odpowiedni klocuszek wskoczył na swoje miejsce, jakby klucz wpasował się do zamka, jakby ktoś napełnił szkatułkę kosztownościami. Wyszła z ciemności, przez chmury zaczęło przezierać słoneczko, które z każdą sekundą świeciło mocniej i mocniej, zupełnie jak latem w Australii.
Nie ma co się łudzić, że nie będą popełniać błędów, są tylko ludźmi i na ich drodze stanie cała masa, ale przecież wspólnie stawią wszystkiemu czoła, czyż nie? Jeśli jedno się potknie, drugie wyciągnie do niego rękę, jeśli drugie widowiskowo się wypieprzy, to pierwsze pomoże mu wstać i tak jakoś będą się kulać do przodu przez tę drogę zwaną życiem. Może przy Gabrielle Angelo zrozumie, że nikt nie jest idealny, nie wszystko może być perfekcyjnie ułożone pod linijkę, nie wszystko musi iść określonym i jasno założonym torem. Zaznał już z nią życia, wiedział jak wyglądało i jaką destrukcję uskuteczniała w codziennych czynnościach, zapewne brakowało mu pewnych rzeczy, może nawet tęsknił za naczyniami zostawionymi w zlewie, albo za okruszkami na desce do krojenia chleba, albo upapranym masłem orzechowym nożem? Wszystkie te drobne rzeczy składają się na piękną, nieperfekcyjną całość, przecież nie od dziś wiadomo, że każdy bałaganiarz znajdzie w swoim życiu kogoś takiego, kto ogarnia wszystko dookoła.
Tak właśnie było z nimi, są absolutnymi przeciwieństwami w wielu sferach, ale dzięki temu tak pięknie się uzupełniają. Ona nie mogła przestać się uśmiechać, nawet nie macie pojęcia, jaką ulgę czuła, jaki ciężar spadł z tych szczupłych ramion. Mogłaby się teraz unosić siedem metrów nad ziemią! I dosłownie się uniosła, bo została poderwana do góry, czego kompletnie się nie spodziewała, więc pisnęła z uciechy, ale i lekkiego przerażenia. Usłyszała też najpiękniejszy dźwięk świata — jego śmiech! Przecież ona go tak kocha, że najchętniej to by sobie go nagrała i ustawiła jako dźwięk dzwonka w telefonie. Ułożyła obie ręce na jego ramionach, zgięła jedną nogę w kolanie dosłownie jak na tych wszystkich filmach romantycznych, które tak namiętnie ogląda, którymi torturuje Angelo, nie raz luźno rzucając: patrz, teraz uważaj, ucz się! Oczywiście pół żartem pół serio. Brakowało im w tle jakiejś świątecznej melodyjki, dźwięku dzwonków czy innego wesołego dżingla. Piękny moment, tak bardzo ich, że już bardziej się nie dało. Oczywiście, że Gabi musiała wszystko zepsuć, byłoby zbyt pięknie, gdyby wszystko poszło po myśli Angelo. Nie zrobiła tego specjalnie, ona zwyczajnie nagle poczuła, że się pogubiła i była bardzo mocno rozdarta między dwoma mężczyznami, których przecież bardzo mocno kocha.
Poważnie, wcale nie żartowała i to w tym było najbardziej przerażające. Bruce zawsze był względem córki cholernie wymagający, a kiedy coś nie szło po jego myśli stawał się oschły, karał ją ciszą, brakiem uwagi, to ona zawsze przed nim musiała się kajać, przepraszać nawet jeśli nie było w danej sytuacji jej winy. Przecież nie raz i nie dwa nakładał na nią niesamowicie wysokie oczekiwania, licząc, że sprosta stawianym przed nią zadania, a były one niemal niewykonalne dla młodej dziewczyny. Ona to już chyba jednak woli burzliwą wymianę zdań i przepychanki słowne niż martwą ciszę w ramach okrutnej kary.
Bardzo pięknie dokończył za nią, to czego nie była w stanie powiedzieć ona. Pokiwała jedynie głową, przyznając mu rację i zagryzła dość mocno zęby na dolnej wardze i zaczęła ją lekko żuć z nerwów.
Zamknęła oczy akurat w momencie kiedy tak stanowczo i pewnie ją objął, przytulając jej plecy do swojego muskularnego ciała. Przestała na chwilkę oddychać, czując słodki ciężar jego głowy na ramieniu a za sekundę usta tuż za uchem. Doskonale wiedział, jak to na nią działa, mógł wyczuć pod wargami jak na skórze blondynki pojawiają się drobne wypustki. Kolana jej zmiękły. Dlaczego on tak cholernie na nią działał! Wystarczył jeden dotyk a ona drżała, uzależnił ją od siebie. Najsłodszy narkotyk na świecie Angelus Denarus w skrócie AD zamiast LSD...
Jego głos brzmiał tuż przy jej uchu, czuła wibrację strun głosowych mężczyzny, to wszystko dosłownie było feerią emocji i doznań, za którymi tak bardzo tęskniła, że dosłownie zaczęło kręcić się jej w głowie. Prawdopodobnie to przez kopa adrenaliny, której dawno nie odczuwała. Zaczęła stawiać tezę, że to ona napędza ją do życia, ta nutka niebezpieczeństwa, ryzyka, nieprzewidywalności.
Miał rację i ona to wiedziała, mówił z sensem i jak dla niej nie było w tym żadnej manipulacji ku temu by osiągnął swój cel. Dlaczego właśnie w tym momencie ona była w stanie myśleć tak trzeźwo, mimo tego, co czuła? Umysł blondynki był bardzo jasny, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Bardzo sprawnie odwrócił ją ku sobie a ona przywarła piersiami do jego torsu w momencie kiedy on opierał czoło na jej czole.
Chciała pokiwać głową, ale przez to zerwałaby ten wspaniały, fizyczny kontakt. Wpatrywała się w niego jak w święty obraz, jak w swoje bóstwo i w tym momencie ich usta się zetknęły a ona poczuła się niczym petarda wystrzelona w niebo i takie też kolorowe iskierki zobaczyła przed oczami. Doświadczała setek małych erupcji i kłucia elektryczności, gdy objęła go za szyję, wspięła się na palce, żeby pogłębić pocałunki, żeby dosłownie go zjadać, miażdżyć wargami jego usta, bawić się jego zwinnym językiem, jakby nie byli w miejscu publicznym, tylko w pokoju hotelowym, gdzie zaraz zedrą z siebie ubrania.
- Mój słodki Angelo... Mój najsłodszy, najdroższy, najwspanialszy...- wymamrotała kiedy po kilku przyjemnych chwilach oderwali się od siebie, a jej dłoń ukryta pod rękawiczką wylądowała na męskim policzku.
- Gdyby to wszystko było takie proste... Nie mylisz się, oczywiście, że to z tobą chcę budować życie, cegiełka po cegiełce, ale on też jest ważny w mom życiu. Nie mogę mu tego zrobić. Wydaje mi się... Wydaje mi się, że powinnam, chociaż dokończyć semestr, został ledwie miesiąc do końca. Postaw się na jego miejscu, załatwił to wszystko, pociągnął za dziesiątki sznurków, żeby mnie tu przysłać. Myślę, że dla Valentiny byłbyś w stanie zrobić znacznie więcej. Przez ten czas jakoś delikatnie trzeba by było go nowej sytuacji przyzwyczaić. Miesiąc, to tylko miesiąc. Czym on jest w porównaniu do całego życia, które jest przed nami? Cztery tygodnie, długie, ciężkie tygodnie, ale przecież nie oznaczają wieczności.- cały czas gładziła jego policzki z czułością i nie odrywała spojrzenia od jego tęczówek. Kiedy to ona się zrobiła taka rozsądna i ułożona i grzeczna? Czerwona lampka — może ktoś zmienił Gabrielle oprogramowanie? Nie, ona zwyczajnie zaczęła przejawiać jedne z pierwszych oznak prawdziwego dojrzewania do nazywania mianem dorosłej. Kto z kim przystaje takim się staje, mawiają, a ona przecież ostatnio spędziła masę czasu z dwudziestopięcioletnią kobietą.
- Daj mi chwilę na rozważenie dwóch opcji. Olanie wszystkiego czy właśnie zostanie tu do końca semestru. Jestem pewna, że chcemy być razem, jestem tego tak pewna jak tego, że chleb spada zawsze masłem do dołu. Kocham cię, strasznie bardzo, bardzo mocno, ale decyzja o tym czy wyjechać i postawić ojca przed faktem dokonanym, czy go jednak trochę przygotować jest bardzo trudna, potrzebuję czasu.- westchnęła cicho i skradła mu krótkiego, czułego całusa i zwyczajnie się do niego przytuliła, czując się przy nim jakby była w domu, on był jej domem, jej bezpieczną przystanią, w której czasami jednak woda buzowała, ale tak czy siak, koniec końców wszystko się uspokajało.
- Powinnam wracać do akademika, podrzucisz mnie?- uśmiechnęła się jakoś tak lekko i beztrosko, jak stara ona. To było dziwne uczucie, podjąć tak rozsądną i przemyślaną decyzję, zaczęła nawet się zastanawiać czy aby nadal jest Gabrielle Glass, czy już kimś innym?
Niedługo po tej prośbie pod bramę parku podjechała limuzyna. Gabi chciała sobie sama otworzyć drzwi, ale zrobił to dla niej szofer. Kiedy oboje z Angelo znaleźli się w środku ona go dopadła, dosłownie wskoczyła mu na kolana okrakiem i calutką drogę męczyła ukochanego pocałunkami, tak namiętnymi, że martwego by postawiły do pionu. Nie mogła się powstrzymać, była tak wyposzczona, tak bardzo rozemocjonowana, że bardziej się nie dało. Kiedy już zajechali pod akademik nie mogła się od niego oderwać, ale musiała to zrobić, choć niechętnie.
- Przyjedź po mnie jutro z Valentiną, pójdziemy we trójkę na łyżwy, bo przecież spędzicie tu ze mną święta prawda?- uśmiechnęła się ciepło i poprawiła spódniczkę, obciągając ją mocniej na swoje uda. Nie czekała na odpowiedź i zebrała się do wyjścia z limuzyny. Ciężko jej było się z nim rozstać, ale naprawdę musiała sobie wszystko poukładać w główce, a do tego musiała zostać na chwilkę sama.
- Będę gotowa na jedenastą, nie spóźnij się!- zaśmiała się szczęśliwa. Przecież Angelo zawsze był na czas, więc o czym my rozmawiamy. To ona się spóźnia w każdym możliwym momencie swojej egzystencji. Poczekała aż limuzyna odjedzie i ze swoimi kwiatkami podreptała do swojego akademika, gdzie rzuciła się na łóżko i zaczęła po nim turlać z radości, nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu. Kwiatki wstawiła do słoika po niewiadomo czym, bo przecież musiały dostać wody. Tego wieczora i nocy nie mogła za bardzo spać, ciągle myślała, ciągle się kręciła, cieszyła, i martwiła na zmianę. Zasnęła około 2 w nocy a rano była niemal nieprzytomna. Rano... o 10.
Zerwała się z łóżka jak oparzona, uświadamiając sobie, że ma tylko godzinę na ogarnięcie się przed spotkaniem Angelo i Valentiny. Zostawiła niepościelone łóżko i poleciała pod prysznic, gdzie spędziła zdecydowanie za dużo czasu, ale chciała ogolić nogi, ale cholera miała tylko jedną i to tępą maszynkę więc udało się jej pozbyć kłaczków z jednej łydki i cholera nie dało się lepiej. Trudno, dziś i tak mają iść tylko na łyżwy, nie będą się przecież bzykać przy dziecku, bo jak to tak?
10:45 a ona wesoło wyszła z łazienki otulona ręcznikiem, z turbanem na głowie, calutka ociekająca wodą, która ginęła w połach ręcznika.
- Kocha to poczeka...- mruknęła pod nosem idąc przez krótki korytarzyk prowadzący do sypialnio-salonu, w którym panował CHAOS. Wszędzie ciuchy, kosmetyki, buty. Ale przynajmniej pięknie pachniało i było tak... Gabrysiowo.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Słuchał jej, próbując zachować spokój, zrozumieć ją. Chciała dokończyć semestr? Przecież nawet nie myślała nigdy o prawie... Ojciec przysłał ją tu spełniać swoje własne ambicje, ukarać ją, oderwać od dotychczasowego życia. Oczywiście był jej Rodziną, jej ojciec, rozumiał jak to jest mieć silną więź z bliskimi, przecież dla niego była ona wręcz świętością. Ale... to było kompletnie nie po jego myśli. Miała tu zostać? Na miesiąc? A on co, ma lecieć na święta sam? Przecież nie mógł tu zostać, wszystko już było ustalone i umówione. Zmarszczył brwi i nawet jej głaskanie po policzkach nie dodawało mu spokoju.
- Rozumiem.- Ale czy faktycznie tak było? W połowie, bo jak wyżej, rozumiał, że ojciec był dla niej ważny i nie chciała, żeby jego starania (przecież dla jej dobra) teraz wyszły na nic. Obydwoje wiedzieli, że Bruce nie tylko śmiertelnie obrazi się na córkę, ale zapewne wejdzie na wojnę z nim, a to mogło być naprawdę niebezpieczne. Angelo zdawał sobie z tego sprawę i był na to gotów, nie tak straszne rzeczy w życiu robił.
Z drugiej jednak strony, co zmieni to ukończenie semestru, skoro i tak nie planowała dalej studiować prawa.A może planowała, może przewartościowała sobie swoje życie przez te ostatnie trzy lata? Zabawne, dupa gangstera prawniczką, mogło się w zasadzie przydać. Obecna matka chrzestna Sycylii była lekarzem i służyła Nostrze swoją wiedzą, może czas teraz na obrońcę?
Ale czy faktycznie rozumiał? Czy pogodzi się z tym, tak po prostu, grzecznie? Co? Ma odwieźć ją do akademika, a jutro tak po prostu zebrać dupsko i polecieć do Ny bez niej? Czekać jak jakiś warujący pies przez miesiąc zanim do niego przyleci? A co jeśli się rozmyśli? Albo ktoś jej to wybije z głowy?Przecież musiał kuć żelazo póki gorące, oj on już się zabawi w porządnego czeladnika. Nie wiedział jeszcze jak, ale napewno coś wymyśli. Widać było, że już nad czymś pracuje. Pogłaskał nastolatkę po plecach i zgodził się ją odwieźć do akademika. Ona odzyskała dawną siebie, a on był spięty, całą drogę nie mówiąc zbyt wiele, bo myślał. Ciągle myślał nad jej słowami i tym, że chciała tu zostać. Oddawał jej pocałunki co prawda i uśmiechał się, posyłał spojrzenia, ale znała go nie od dziś, by wiedzieć, że jest trochę nieswój. Przecież powinien się cieszyć... ale kurwa z czego, skoro jego plan runął? Musiał stworzyć nowy, a miał na to tak mało czasu.
I musiał zacząć w tym właśnie momencie. Powiedzieć jej, czy nie? Stwierdził, że nie będzie kłamał, ani rzucał konkretnych deklaracji. Dlatego pocałował ją w odpowiedzi w czubek nosa, rzucając najprostszą odpowiedź, jaka cisnęła mu się teraz na usta.
- Jasne, widzimy się jutro.- Nie było to bardziej sprecyzowane potwierdzenie. Mogło dotyczyć zarówno wyjścia na łyżwy, jak i spędzenia świąt razem w Londynie, albo żadnego z powyższych.
Napisał jej jeszcze krótkiego smsa przed snem:
"Dobranoc Kwiatuszku. Kocham cię"
I przeleżał pół nocy na plecach wpatrując się w sufit, a nad ranem wykonał całą masę telefonów.
[...]
- Moje nazwisko Bruce Glass. Przyszedłem po córkę. - Postukał palcami o blat ciecia, który pilnował wejścia do akademika. Starszy, lekko garbaty nieprzyjemny facet oo spojrzeniu chłodnym niemal jak jego. Przyjemniaczek, Angelo z miejsca go polubił. Na jego palcach widniały dwa złote sygnety, a jego wygląd jak zawsze był nienaganny. Zakryty był poszyję, właściwie cały, by nie było widać tej zatrważającej ilości tatuaży jak knapoważanego pana prawnika.
Oczywiście, że to łyknął. Kiwnął głową, kliknął coś w komputerze i zapytał, czy pomóc mu dojść do odpowiedniego pokoju. Odparł, że sobie poradzi, przecież musiał udawać, że już tu był. Odnalezienie odpowiednich drzwi i tak nie było tak trudne, wystarczyło wykazać się odrobiną inteligencji. Angelo bardzo ostawał od wszystkich zgromadzonych na korytarzach i w windzie, ale starał się nie zwracać na nikogo uwagi. Pociągnął za klamkę i...oczywiście drzwi były otwarte. Cała Gabi. Pomyślał, wchodząc jak do siebie, by nie wzbudzać podejrzeń. Po cichu rozejrzał się dookoła, słysząc w oddali dźwięki lecącej wody. Idealnie. Lepiej podłożyć mu się nie mogła. Uśmiechnął się delikatnie, czując jej specyficzny zapach unoszący się w powietrzu i rozejrzał po pomieszczeniu orientacyjnie. Pierwsze co zwróciło jego uwagę to ...zdjęcie. Wiszące na ścianie, obrzucone rzutkami i zniszczone zdjęcie dziewczyny z którą się spotykał. Musiał zacisnąć mocno ze sobą usta, by nie parsknąć śmiechem. Tego to się po Gabi nie spodziewał, ale zaimponowała mu tym dziewczyna. Rozejrzał się dalej i oczywiście nie zdziwił go bałagan który zastał. Nie miał jednak czasu teraz tego wszystkiego przeglądać. Wyjął z kieszeni strzykawkę, pobranmówkę i małą buteleczkę. Nucił sobie pod nosem "Funiculi funicula" napełniając strzykawkę środkiem usypiającym. Niespiesznie, bo przecież woda dalej leciała w tle. Zmienił wesoło igłę, upewnił się, że nie ma w środku powietrza zabezpieczył końcówkę, wciąż nucąc. Miał wspaniały humor! Czuł podekscytowanie całą tą sytuacją, kompletnie nie przyjmując do wiadomości, że coś może pójść nie tak. Schował się w odpowiednim miejscu i czekał aż Gabi wyjdzie z łazienki. Miał idealną miejscówkę,nie miała prawa go tam zobaczyć. Jak wielkie więc miała wyczucie czasu, że rzuciła pod nosem te słowa akurat, gdy omijała? On jej kurwa da...
Zaszedł ją bezszelestnie od tyłu, chwycił mocno, by się nie wyszarpała i od razu zasłonił jej usta dłonią w czarnej rękawiczce, by nie miała sposobności krzyczeć.
- Jesteś pewna? - Mruknął jej na ucho i wbił strzykawkę w jej ciało. Podał środek, który zadziałał natychmiast, więc Angelo musiał przytrzymać jej zwiotczające się ciało, by nie upadło ciężko na podłogę.
- Wiesz jak strasznie nie lubię czekać. - Dodał i wzruszył ramieniem. Przeniósł ją na łóżko, na którym położył jej wiotkie ciało, przyglądając się jej przez chwilę. Wyglądała jakoś... inaczej. Zmrużył oczy i potarł się po brodzie, analizując co się... zmieniło. Niemożliwe, Gabrielle Glass była zarośnięta jak Dżungla na Madagaskarze! Nie mógł w to uwierzyć, jeszcze nigdy nie widział u niej dłuższego włoska. Pewien był, że była po depilacji rastrowej! Zawsze taka gładziutka, aerodynamiczna, a teraz? Jedna noga do połowy ogolona, pachy zarośnięte, aż musiał sprawdzić, czy garaż też zarósł krzakami i cholera zarósł! Zaśmiał się, bardzo mocno walcząc ze sobą, żeby nie zrobić niczego głupiego, ale stwierdził, że nie będzie tak paskudny i nie wywinie żadnego numeru. Za to przeszukał pomieszczenie, by zorientować się co gdzie ma. Nie było tego dużo, więc z łatwością odnalazł walizkę, bieliznę i ubrania. Zapakował ją na kilka najbliższych dni, wybierając te ciuchy i buty, które jemu podobały się najbardziej. Zaczął szukać jej paszportu i...natknął się na bardzo ciekawe znalezisko. Koło łóżka trzymała dość pokaźny wibrator. Bardzo przypominał jego kutasa... Angelo obejrzał go dokładnie, wyglądał na używany, nawet powąchał żeby się upewnić.
- Definitywnie jej. - Ale to znaczyło, że sama się zaspokajała. Jeszcze była taka zarośnięta, przecież to nie były włosy z tygodnia... Może faktycznie z nikim nie sypiała? Wiedział, że by się pewnie wstydziła rozebrać przed kimś z takimi haszyszczami na ciele. Spojrzał na nią, bijąc się tym wibratorem po otwartej dłoni. Pac, pac, pac.
- Hm. Chujowo wyszło.- Rzucił zamyślony nad tym jakimi oskarżeniami w nią rzucał.Westchnął i opłukał jej tego potwora, z satysfakcją wrzucając go na sam wierzch walizki. Błysnął rząd jego jasnobiałych zębów, gdy zamykał walizkę. - Skoro tak go lubisz, może nam się przydać. - Rzucił wesoło, stawiając walizkę w pionie. Przez ten czas, gdy ją pakował, jej ciało zdążyło już nieco przeschnąć, tak jak i jej włosy, które wysuszył znalezioną w łazience suszarką. Ubrał ją, w najcieplejsze ubrania jakie znalazł, nawet w sweter ją wcisnął. Przecież nie mogła zmarznąć, ani tu, ani tam dokąd ją zabierał. I ładnie tak wyglądała, uśmiechnął się zadowolony z efektu na koniec, podpierając dumnie pod biodra.
- No. To jesteśmy gotowi córeczko. Pora na nas.- Zerknął na zegarek i wziął się do roboty. Wrzucił sobie Gabi na barana, dobrze ją podtrzymując, chwycił jej walizkę, bukiet, który jej wczoraj dał i wyszedł. JEgo twarz wyglądała na niezadowoloną, wręcz sfrustrowaną, gdy niósł ją w biały dzień przez akademik na barana.Wyglądała jakby spała, a on ciągle klął pod nosem, mówiąc, że kiedyś go to dziecko z narkolepsją. Ciekawe było to, że nikt faktycznie go nie zatrzymał, nawet ten cieć. Jakże on był z siebie zadowolony. Oczywiście, że jego plan się powiódł, nie mogło być inaczej! Ale to zawsze cieszyło.
Kierowca zabrał od niego walizkę, a on wrzucił Gabi na tylne siedzenie. W środku czekała na nich Valentine, której wcześniej wszystko wytłumaczył. No może nie wszystko...
- Lecimy dzisiaj do Nowego Jorku, tak, jak ci mówiłem. Pamiętasz tą Gabriellę o której ci mówiłem? Ją też ze sobą bierzemy, ale musimy ją porwać, bo to niespodzianka. Chcesz mi pomóc?- Przy śniadaniu wyciągnął w jej stronę piąstkę, żeby ją przybiła i dziewczynka zrobiła to, dziwnie ciesząc się z pomysłu o porwaniu.
- Tato, ale ona śpi. Naprawdę ją porwałeś?- Spytała Valentine, podnosząc dłoń Gabriellę, która opadła znów bezwładnie na ciało Angelo, który zaśmiał się cicho.
- Tak, a co?
- Ale czad!- Klasnęła zadowolona w ręce. Jego krew...
No dobra, ale co dalej? Przecież musieli przedostać się do samolotu, przez kontrolę i tak dalej...
Tak, musieliby, gdyby nie był Angelo Denaro, a jego brat nie był w posiadaniu prywatnego odrzutowca, który mógł wylądować na lotnisku Londyn-Biggin Hill, na którym udało im się przekupić pracowników. Gulfstream Franka już tam na nich czekał, zatankowany, cieplutki i przytulny, gotowy zabrać ich w podróż przez Atlantyk! Nikt nie zadawał pytań, wpuszczono ich boczną bramą, a na samolot przyjechała straż graniczna sprawdzić im paszporty, zezwolić na wylot. Wszystko odbyło się legalnie, tak, jak trzeba, a związaną nastolatką nikt się nie przejmował. Angelo przypiął ją pasami ciasno do fotela, by nic jej się nie stało podczas lotu, ale też żeby się nie wyrwała, jak się obudzi. Wątpił, by mogła wyswobodzić się z tych pasów. Na stoliku nieopodal stał wielki bukiet, wstawiony do zamontowanego wazonu. Bukiet, który Gabriellę dostała od niego wczoraj.
Valentina była za to bardzo podekscytowana lotem i samolotem, mówiła, że wujek Franek musi mieć siana jak jakieś prezydent i w sumie niewiele się myliła... Ciągle gadała i gadała, ekscytując się podróżą, aż w końcu zasnęła na kanapie, więc ojciec przykrył ją kołderką i podsunął pod oparcie, żeby w razie turbulencji nie wypadła.
Zajął sobie miejsce na przeciwko Gabi i przyglądał się jej popijając sobie whisky, przyniesione przez piękną stewardessę. Aktualnie szklanka tkwiła w jego dłoni, oparta o siedzenie. Uśmiechał się, dziwnie z siebie zadowolony, kiedy opierał brodę na swoich palcach. Środek nasenny powinien zaraz przestać działać, według czasu. Byli już gdzieś w 1/3 drogi według małego ekranu, czyli lecieli już jakieś 2 i pół godziny.
Było słychać ciche stukanie jego pokrytych sygnetami palcy.
- koniec -
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ