Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ta noc, w której zalała się niemal do nieprzytomności i zadzwoniła do Angelo zmieniła wszystko. To był dla niej upadek tak bolesny, że wedle jej systemu wartości sięgnęła samego dnia i zakopała się w mule, z którego ciężko się odkopać. Nie miała pojęcia, o czym mu mówiła, a bała się, że było to coś złego, że narzekała mu na to jak bardzo za nim tęskni, że jego nowa dziewczyna jest śliczna. Bała się, że zrobiła z siebie żałosną idiotkę i nawet jego zapewnienie o tym, że wcale tak nie było nie podniosło jej na duchu. Obawiała się, że powiedział jej tak tylko dlatego, żeby się nie zamartwiała, tylko po co skoro miał o niej tak złe zdanie? Właściwie to czy powinno ją to interesować? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: nie powinno, ale interesowało i zawsze będzie interesować, co by się nie działo.
Sophie też nie bardzo chciała rozmawiać o tamtej nocy, była jakaś dziwna, unikała tematu, zagadywała Gabrielle w innych kwestiach, starała się z nią bardzo dużo rozmawiać, spędzać maksymalnie dużo czasu. Próbowała przemówić jej do rozsądku, że wpadanie w alkoholowy ciąg wcale nie poprawi jej nastroju, a wręcz przeciwnie — będzie jeszcze gorzej niż jest.
Sophie miała rację, musiała się wziąć w garść, bo kompletnie przestawała lubić samą siebie. Nie podobało jej się to jak zaczęła traktować ludzi, co robiła z własnym ciałem, które powoli dawało znać o tym, że coś takiego mu nie służy. Praktycznie nigdy nie borykała się z czymś takim jak pryszcze czy sucha skóra a ostatnio jej cera bardzo się pogorszyła, nie chciała wyglądać jak pół dupy zza krzaka, dla samej siebie dlatego przestała zalewać się w trupa. Jej imprezowe wypady kończyły się na kieliszku wina albo jednym drinku. Przypomniała sobie, że doskonale potrafi bawić się bez alkoholu i innych polepszaczy imprez. Co z tego, że po alkoholu nie czuła emocjonalnego bólu, skoro później czuła się fizycznie zgnieciona, przeżuta i wypluta? To nie było tego warte, uważała, że to emocje, które się odczuwa czynią nas ludźmi, odróżniają nas od maszyn i zwierząt, które działają jedynie instynktami.
Blondynka zaczęła wracać na dobre tory, znów stała się w miarę pogodną i sympatyczną sobą, która nie ma gdzieś całego świata i nie skupiała się już na sobie tylko znów zaczęła dawać od siebie coś światu. Starała się maksymalnie wypełnić sobie czas różnymi aktywnościami, żeby jej mózg nie myślał za dużo, nie analizował, nie rozpamiętywał tego, co zrobiła źle i też tego co było dobre. Nie mogła dłużej się zadręczać, Sophie miała rację, musiała ruszyć dalej, zacząć spotykać się nie tylko z dziewczynami, ale i chłopcami, tylko jakoś żaden nie przypadał jej do gustu. Wszyscy byli jacyś tacy.... Sama nie wiedziała, jak to określić, żeby nawet w swojej głowie ich nie obrazić. Zwyczajnie właśnie byli chłopcami a nie mężczyznami, nie było w nich siły, nie było w nich żadnych konkretów, żaden nie był... Nim. Otaczały ją same, za przeproszeniem pizdy, choć brzmi to strasznie, nie potrafiła inaczej tego nazwać, mimo iż cała ekipa była bardzo sympatyczna i dobrze się z nimi dogadywała i bawiła, to na randki nie dawała się namawiać.
Do dobrego bardzo łatwo jest się przyzwyczaić, pewne uczucia uzależniają gorzej niż heroina. Nie wyobrażała sobie już sytuacji, w której jest pytana: to co, gdzie dziś idziemy, na co masz ochotę? Zdecydowanie wolała podejście Angelo: ubierz się ładnie i bądź gotowa na 19, zabieram cię na randkę. To było znacznie bardziej ekscytujące! No i brakowało jej adrenaliny, nuty niebezpieczeństwa, którą tak bardzo pokochała. Musiała sama przed sobą się przyznać, że lubiła się bać... To trochę przerażało, ale już rozumiała, że taka właśnie jest i nie ma w tym niczego złego.
Najgorzej było kiedy zostawała sama. Gorączkowo myślała, co u niego słychać, czy jest zdrowy, czy wszystko idzie tak jak sobie zaplanował, czy Valentina odnalazła się w nowej szkole, czy ma kolegów i koleżanki. Dziwnie było tak myśleć z troską o niemal całkowicie obcym dziecku, ale bardzo chciała, żeby czuła się w jej Ojczyźnie dobrze, żeby była szczęśliwa, żeby przestała mieć koszmary. Wiedziała jedno: przy Angelo będzie bezpieczna i wszystko wkrótce minie a złe wspomnienia zostaną zastąpione tymi dobrymi.
Dni mijały, każdy był niemal identyczny, dopóki w uniwersyteckiej stołówce nie zorganizowano dni włoskich, gdzie jedna z najlepszych lokalnych knajpek serwowała różnego rodzaju makarony i pizze. Gabi miłośniczka kuchni wszelakich nie mogła sobie odpuścić takiej wyżerki, ale to, co tam zastała... Nie umywało się choćby w 10% do tego co jadła na Sycylii i co serwował jej Angelo. Pizza była jakaś gumowata, z makaronów spływał sos, nie było zbyt dobrze doprawione. Siedziała z nosem na kwintę patrząc z odrazą na to jedzenie, nic tak skutecznie nie psuje humoru jak niezadowolenie z żarcia. Czuła się jak jakaś wymagająca księżniczka, jej podniebienie przyzwyczaiło się do czegoś zupełnie innego. Nie była w stanie przełknąć tego co im serwowano, więc postanowiła wyjść, wcześniej wyrzucając nietknięte jedzenie do kosza na śmieci i kiedy tak szła z pełną tacą, mało się z nią nie wywaliła, potykając się o kabel biegnący przez całą stołówkę. Przed upadkiem uchronił ją bardzo wysoki, postawny facet, który był chyba jeszcze wyższy i jeszcze bardziej napakowany od Angelo, tak na pierwszy rzut oka. Jego dziary przyprawiły ją o zawrót głowy. Zaczęli rozmawiać i od słowa do słowa wyszło, że pomaga dziś swojemu wujkowi ze sprzętem i organizacją posiłków dla studentów. Nie mogła uwierzyć w to, że los rzuca jej pod nogi takie kłody i podtyka pod nos kolejnego wydziaranego Włocha, wielkości maczugi Herculesa, jakby chciał, żeby znalazła sobie zamiennik, marny substytut Angelo. Kompletnie nie chciała dopuścić do siebie takiej możliwości, ale Sophie do nich dołączyła i od słowa do słowa wmanewrowała Gabi w to, że dała mężczyźnie swój numer telefonu i wszystko zaczęło toczyć się własnym torem. Najpierw SMS-y, później telefony, kilka niezobowiązujących spotkań, dwie imprezy, kolejne spotkania, na których koleś bardzo mocno dążył do kontaktu fizycznego, którego ona chciała unikać. Odgarniał jej szarmancko włosy z twarzy, próbował kraść pocałunki, lecz ona odwracała głowę, więc jego usta trafiały na jej policzek. Domenico bardzo często próbował zapraszać ją do siebie do domu, był nią bardzo mocno zainteresowany. Oczywiście, że Angelo oglądał fotki, na których go oznaczała, nie mogło być inaczej, dobitnie dał jej o tym znać, ale ona musiała trzymać się swojego postanowienia, żeby mu za żadne skarby nie odpisać. To było cholernie trudne. Nie chciała stawać w ofensywnej postawie pod tytułem: spadaj, to moje życie, wiem co robię, nie wtrącaj się. Bo prawda była taka, że ona wiedziała, iż Angelo ma rację i nie chce dla niej źle, choć miał ją za najgorszy sort człowieka stąpającego po tej planecie. Kolejna prawda: nie wiedziała, co robi, ale dzięki temu nie myślała i zaczynała wracać stara, dobra, lekkomyślna i wesoła Gabi, która tak wszystkim kradnie serca.
Biedna nie miała pojęcia, że Domenico prócz niej ma kilka innych panien, na których żeruje jak taka pijawka. Raz pomieszkuje u jednej, raz u drugiej, trzeciej, czwartej, każdą posuwa, nie musi płacić za wynajmowanie mieszkania dzięki temu. Oprócz tego od każdej pożycza forsę obiecując, że szybko odda — a działa w ten sposób, że pożycza od jednej, oddaje część forsy drugiej i tak się chłop buja. Mimo wszystko blondynka nie widziała w nim zagrożenia, a on to kolejna wielka czerwona flaga, ale przecież dobrze im było przy sobie w takim sensie, że dużo się śmiali, żartowali, przyjemnie spędzało się czas, choć Gabi była bardzo sceptyczna względem jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, ale Domenico był nieustępliwy i ciągle próbował, nie widząc, że nie sprawia jej to żadnej przyjemności. Spotykali się zawsze na mieście, Gabi nie chciała doprowadzić do tego by znaleźli się sam na sam. Któregoś pięknego wieczora przy jednej z księgarni, gdzie oglądali wystawę w końcu pozwoliła się objąć, ale nie czuła się komfortowo, cały czas miała wrażenie, że robi coś złego, że nie powinna w ogóle wchodzić z nim w interakcję, bo zwyczajnie zdradza Angelo, ale brała głęboki oddech, przywdziewała uśmiech na twarz i brnęła w to dalej. Tej samej nocy kiedy odprowadził ją pod akademik, pocałował ją na pożegnanie, bardzo czule i delikatnie, wręcz romantycznie, ale ona nie poczuła zupełnie nic, kompletnie zero emocji, zero przyjemności, żadnych motylków w brzuchu. NIC. Może już nie umiała? Umiała, ale nie chciała.
Uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi na ten pocałunek.
- Dobranoc mia cara...- powiedział jej po włosku i pogładził wielkim łapskiem po policzku. Wpakował zimne dłonie do kieszeni spodni i ruszył parkową alejką w kierunku przystanku autobusowemu, zostawiając Gabi samą pod bramą akademika.
Nastolatka miała zrobioną z mózgu papkę, obwiniała się o to, że nie powinna pozwolić na takie zachowanie, z drugiej strony była na siebie zła, że znowu pakowała się w coś, co nie powinno się wydarzyć, z trzeciej strony wiedziała, że musi wyjść poza swoją strefę komfortu i choć spróbować, żeby przekonać się, że faktycznie tego nie chce.
Umówiła się z Sophie, Ethanem i Domenico na podwójną randkę w weekend, który miał ich zastać aż za trzy dni. Mieli wybrać się na jarmark świąteczny do Winter Wonderland, zrobić ostatnie prezentowe zakupy dla rodzin, napić się kakao, cieszyć się zimową aurą, oglądać światełka i dobrze się bawić.
Gabi kupiła dla wszystkich wejściówki na jarmark, zorganizowała taksówkę na odpowiednią godzinę, zaplanowała co zobaczą, gdzie pójdą, co będą jeść. Bardzo cieszyła się na to wyjście, choć było ono trochę, jakby to ująć... Smutne. Sophie i Ethan lecieli na święta do Polski, Domenico spędzał je z rodziną a Gabi nie śmiała nawet zapytać, czy mogłaby pójść z nim, nie lubiła się narzucać, a skoro on tego nie proponował to sama z taką inicjatywą nie wychodziła. To jej pierwsze święta tak daleko od domu, bez ludzi których kocha, pierwsze w kompletnej samotności, pierwsze kiedy nie będzie miała choinki, pysznego jedzenia, nie będzie mogła patrzeć z radością jak bliscy i przyjaciele odpakowują od niej prezenty, sama też żadnego nie odpakuje. Ech... a tak kochała święta! Dekoracje, światełka, świąteczne melodie, pomaganie w schronisku dla bezdomnych przy wydawaniu świątecznych kolacji, kolędowanie w domu kultury. Działo się tyle fajnych rzeczy, których tutaj nie doświadczy więc... Ten jarmark świąteczny będzie dla niej namiastką tego magicznego czasu.

18 grudnia godzina 17:30
Dziewczyna bardzo niecierpliwie czekała na ten dzień, nie mogła się doczekać! Podobno Winter Wonderland w Hyde Parku to niesamowita rzecz. Ludzie na uczelni gadali o tym odkąd przyjechała, mówili jej, że jak tylko go otworzą, to koniecznie będzie musiała się tam wybrać. Nakręcali ją, mówili, że jest magicznie. Na każdym kroku można natknąć się na elfy Świętego Mikołaja, jest cała masa stoisk z jedzeniem, świątecznymi ozdobami, są karuzele, zjeżdżalnie, fotobudki, scena z różnego rodzaju występami, loterie fantowe, wyzwania, jeszcze więcej jedzenia i... Podobno ma być też sam Święty Mikołaj!
Gabrielle zawsze marzyła o tym, żeby mieć fotkę ze starym, grubym kolesiem w czerwonym wdzianku i uznała, że nie może sobie odpuścić tej atrakcji. Punktualnie o 17 spotkała się z Sophie i Ethanem pod akademikiem skąd taksówka zabrała ich po Domenico. Zgarniali go akurat kiedy żegnał się z jakąś starszą kobietą, całując ją w policzek i przytulając. Kiedy mężczyzna wsiadł do taksówki przywitał się w z wszystkimi a Gabi dopadł i pocałował naiętnie, już nie tak delikatnie jak kilka dni temu. Ułożył wielke łapsko na jej udzie, dosć wysoko, a ona cała się spięła, wcale nie chcąc tego kontaktu. Sophie to widziała i posłała jej pokrzepiający uśmiech, widziała jak blondynce jest ciężko. Polka na nią nie naciskała, nie mówiła jej, że ma się z nim spotykać, nie kazała jej przestać się nad sobą użalać, zwyczajnie była, gdyby ta tylko chciała z nią porozmawiać.
- Cześć... Mia cara... Wyglądasz bajecznie, uroczy ten puchaty pompon.- pochwalił to jak Gabi ślicznie wyglądała i ścisnął jej udo, uśmiechając się jakoś tak... że Gabi zemdliło. Miała ochotę wysiąść z taksówki i zakończyć swoją przygotę tu i teraz, ale kierowca ruszył a ona utknęła między Sophie a Domenico.
- Cześć, dzięki.- mruknęła uśmiechając się blado i położyła dłoń na jego ręce, chcąc ją z siebie ściągnąć, ale on odebrał to inaczej i złapał Gabryśkę za łapkę i splótł z nią palce. Cringe. Tak się czuła, jak w jakieś kiepskiej komedii. Cóż, lepsze to niż ściskanie uda, nie podobało jej się to w ogóle. Dojechali na miejscie, Ethan zapłacił za przejazd, tłumacząc, że przecież Gabi kupiła im wejściówki i ruszyli na podbój jarmarku świątecznego. Ilość świateł, zapachów, ludzi... To było lekko oszałamiające. Z każdej strony krzyczało do nich inne stoisko, jedzenia faktycznie była cała masa. Gabi nie wiedziała gdzie ma podziać oczy, które teraz to świeciły się niesamowicie radośnie, aż dostała wypieków na policzkach z ekscytacji.
- Chodźmy najpierw na pączki, nie... na hot dogi, albo nie, na te japońskie grube kluski z sosem sezamowym. Ooo... albo na truskawki w czekoladzie, albo o na gofry belgijskie! Nie. Do Świętego Mikołaja, ja muszę mu usiąść na kolana! Oooo.... precle! O jaaa... Połykacz ognia! O rany! Karuzela! Tam też musimy iść!- no jakby ją coś strzeliło tak bardzo nie wiedziała co ma ze sobą robić. Domenico objął ją ramieniem, żeby ją uspokoić, bo patrzył na blondynkę lekko zdegustowany, bo zachowywała się jak małe dziecko wpuszczone do sklepu z cukierkami.
- A nie jesteś za dużą dziewczynką na siadanie Mikołajowi na kolanach? Mogłabyś posiedzieć na moich, mia cara...- poruszał sugestywnie brwiami i uśmiechnął się jakoś tak obleśnie. Gabi odsunęła się od niego pod pretekstem wzięcia ulotki od dziewczyny przebranej za elfa.
- I na poważnie chcesz tyle jeść? Tyłek ci utyje jeszcze bardziej mała. Taki jaki jest mi się podoba.- mruknął z wyraźną dezaprobatą na co Sophie zmroziła go spojrzeniem i chłop wiedział, że przegiął. Uniósł ręce w obronnym geście, na zasadzie "a rób co chcesz".
- Może i jestem, ale mam to gdzieś, a mój tyłek to tylko mój problem, jak nie masz ochoty się dobrze bawić, to wiesz gdzie jest wyjście. Ja mogę się dobrze bawić albo z tobą albo sama, to znaczy z Ethanem i Sophie.- nastolatka wzruszyła ramionami, jakby w ogóle jego słowa jej nie obeszły i poniekąd tak było. Koleś uniósł brew ku górze, już mu się coś cisnęło na usta, ale musiał być grzeczny, uroczy i romantyczny, właśnie to sobie uświadomił. Uśmiechnął się słodko i pokiwał głową, wsadził ręce do kieszeni i ruszył za Gabi, która robiła teraz za przewodnika wycieczki. Najpierw poszli obejrzeć pokaz połykaczy ognia, później ruszyli w alejkę jedzeniową, gdzie Gabi miała ochotę zatrzymywać się w każdej kolejce żeby spróbować wszystkiego ale wspólnie uznali, że wybiorą trzy miejscówki a później pójdą na karuzele, zjeżdżalnie i koło widokowe a na sam koniec ruszą na gorącą czekoladę, gdzieś po drodze korzystając z miejscówek na piękne fotki. Tak też zrobili, Gabi nawet się nie spostrzegła, że Domenico ani razu za nią nie zapłacił i to ona cały czas im coś kupowała - to proste, ona nie przywiązuje wagi do pieniędzy a ten drań myśli, że trafił na bogatą dziunie co będzie go rozpieszczać, bo zawróci jej w głowie. Nieoczekanie, nie zawróci. Nigdy.
Właśnie kończyła jeść gofra z bitą śmietaną i ofocami kiedy kątem oka spostrzegła... Eee... Nie, to nie możliwe. Wydawało jej się, że widzi Angelo, ale to na sto procent była pomyłka, on grzał swój seksowny tyłek w Australii i pewnie smarował plecki tej swojej nowej lasce. Uznała, że ma zwidy, że jej mózg płata figle, bo bardzo chciała być tu z nim a nie z tą marną podróbką, na którą patrzyła z coraz większym obrzydzeniem. Postanowiła, że po dzisiejszym wypadzie powie mu, że nic z tego nie będzie. W każdym razie złapała mężczyznę za rękę i pociągnęła w kierunku kolejki pełnej małych dzieci, które stały tam po to by spotkać Mikołaja. Ludzie trochę głupio na nią patrzyli, ale się tym nie przejmowała. Stali w tej kolejce ze dwadzieścia minut nim przyszła jej kolej. Mikołaj uśmiechnął się przyjaźnie na jej widok i poklepał się po kolanach, zapraszając ją do psadzenia zadka. Gabi objęła staruszka za szyje siadając mu na kolanach.
- Ho, ho, ho... Wesołych świąt dziecko! Byłaś grzeczna w tym roku? Co chciałabyś znaleźć pod choinką?- zapytał rubasznym głosem. Dla niego to była miła odmiana, że taka ładna dziewczyna siedzi mu na kolanach.
- Najgrzeczniejsza Mikołaju.- zaśmiała się i pochyliła się do mikołajowego ucha i coś mu tam zaczęła szeptać, znów się zaśmiała a Mikuś zrobił dokładnie to samo. Ciekawe co mu tam powiedziała... Ale to zostanie między nią a udawanym Mikołajem. Poczekała jeszcze aż zostanie zrobione jej zdjęcie polaroidem. Na tym zdjęciu całuje Mikołaja w policzek i wygląda na bardzo zadowoloną! Poniekąd tak było, bo spełniła jedno ze swoich niewielkich marzeń. Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę a ona się śmiała pokazując wszystkim język i przechodząc obok jakiegoś dzieciaka zaciągnęła mu czapkę na twarz, żeby przestał się gapić.
- Ale było ekstra! Gdzie Sophie i Ethan?- zapytała wieszając się na ramieniu Włocha, zapominając się trochę z tej radości, ale skoro już to zrobiła to nie będzie odskakiwać jak oparzona.
- Poszli pod scenę, dołączamy?
- Jasne, ale może zgarniemy po drodze gorącą czekoladę dla wszystkich?
Domenico pokiwał głową i obrali kierunek na czekoladę. Sprzedawczyni spojrzała na Domenico oczekując, że to on zapłaci. Coś tam mruknął pod nosem ale dał jej ODLICZONĄ ilość pieniędzy. Ruszyli w kierunku sceny muzycznej, gdzie kręciło się wielu ludzi, byli tam też Ethan i Sophie.
- Gabi patrz! Tam jest koło fortuny, za pięć funtów możesz zakręcić i wygrać nawet pięć stów! Idziemy? Chooodź spróbujmy szczęścia!
- A co tam, chodź! Będzie fajnie. Jakie są warunki?
- Kręcisz kołem, pole które wypadnie ma przypisaną nagrodę i zdanie do wykonania żeby ją dostać.- wyjaśnił jej chłopak, który obsługiwał maszynę. Obie wzruszyły ramionami, każda zapłaciła po piątkaku a ich faceci byli mocno sceptyczni co do tych zadań. Sophie wygrała pięć funtów, czyli zwróciła jej się szansa, ale miała wymienić imiona wszystkich reniferów i jej się to udało bezbłędnie. Gabi zakręciła kołem tak mocno jak tylko mogła, a ono się kręciło i kręciło i kręciło, i kręciło i zatrzymać nie mogło, aż w końcu zaczęło zwalniać i wskazówka padła na złote pole co oznaczało, że miała szansę na wygranie pięciuset funtów, jeśli wykona zadanie.
- O rany... Nie mam szczęścia w miłości to chociaż tu mi się udało. Co muszę zrobić, żeby wygrać?- zapytała podekscytowana. Chłopak wyciągnął do niej woreczek z nuerkami i kazał wylosować jeden a później podał jej kopertę z zadaniem.
- O nie... nie, nie, nie... Nie zrobię tego. Nie ma takiej opcji.
- Co to jest? Co masz zrobić Gabi?- zapytała Sophie z zaciekawieniem i zajrzała jej przez ramię. Momentalnie zaczęła się śmiać i poklepała przyjaciółkę po ramieniu.
- Dasz radę, stara przecież wiem, że potrafisz i to całkiem dobrze.
- Kiedy ja nie lubię być w centrum uwagi i... tu jest za dużo ludzi.- jęknęła bezradnie ispojrzała na chłopaków szukając w nich wsparcia. Domenico aż się oczy świeciły na wieść, że Gabi może wygrać pięć stów i pokazał jej uniesione kciuki w górę.
- Dobra... Zrobię to ale sama wybieram piosenkę tak?
- Darling, możesz nawet sobie sama zagrać na gitarze albo pianinie o ile potrafisz, jak nie umiesz to muzyka poleci z głośników.- chłopak z obsługi się zaśmiał i odpiął przed Gabi czerwoną taśmę przepuszczając ją by mogła wejść po schodach na scenę. Nogi dziewczyny się trzęsły jak galareta, oglądała się na przyjaciół, którzy pokazywali jej kciuki w górę, cieszyli się do niej i zachęcali do pewniejszych ruchów. Blondynce zaschło w ustach, we łbie zaczęło się kręcić, ktoś na scenie zaczął coś gadać, ale nawet nie słuchała. Ktoś wcisnął jej w ręce mikrofon. Była bliska omdlenia ze stresu, wszystko co zjadła i wypiła zaczęło jej się przewracać w żołądku. Wzięłą głęboki oddech, przecież już to robiła nie raz i nie dwa, nawet na Sycylii śpiewała przed wieloma osobami, ale nie aż tyloma, tu były setki ludzi jak nie tysiące.
- Potrzebuję gitarę akustyczną, a później... pianino. Strasznie się denerwuje, ręce mi się pocą.- wyjaśniła komuś z obsługi, a ten człowiek jakoś specjalnie się nie przejął zorganizował jej gitarę i kazał przesunąć pianino na środek sceny. Przy pianinie zamontowano mikrofon, drugi postawiono nieco dalej, ktoś wcisnął jej gitarę, a ona stała na środku tej sceny jak taki osioł, taka sierotka. Ludzie gwizdali, wiwatowali, pozytywnie reagując na śmiałka, który może wygrać pięćset funtów jeśli się odważy.
No i co... Zamknęła oczy, nie dała rady inaczej, ktoś zapytał ją o imię, co ledwo do niej dotarło.
- Gabrielle- odpowiedziała prosto do mikrofonu a jej głos potoczył się przez cały plac.
Fuck it, nigdy więcej nie zobaczy tych ludzi. Jakże ona nie znosi publicznych występów to tylko ona jedna raczy wiedzieć.
Nie było sensu przedłużać, zaczęła brzdąkać na elektrycznej gitarze, bo akustycznej nie mieli, więc musiała się chwilkę przwyczaić i dała się ponieść ukochanej muzyce i po krótkim wstępie zaczęła śpiewać przez lekko zaciśnięte gardło, rozkręcając się z każdą chwilą. Zrobiło się jakoś tak strasznie dziwnie cicho... Kiedy skończyła rozległy się gromkie brawa, gwizdy, wiwaty, a ona totalnie zgłupiała. Aż zakryła usta dłonią, oblała się calutka rumieńcem i zaczęła się nerwowo śmiać. Jednakże... Zadanie mówiło o dwóch piosenkach, więc nie miała wyjścia i musiała kontynuować ten teatrzyk. Oddała gitarę obsłudze i podeszła do pianina, siadając przy nim. Dotknęła klawiszy i westchnęła. Przypomniał jej się ślub Rosalii i Marcello. Tęskniła za Rosalią... To taka dobra kobieta, miała nadzieję, że z nią wszystko ok, tak samo jak z Marcello i małą Paolą. Zerknęła w niebo, które było ciemne, ale jakieś takie mleczne, bo było pełno chmur. Wzięła głęboki oddech i zaczęła grać, myśląc tylko o jednym... O Angelo, bo to w sumie idealna piosenka obrazująca jej uczucia i to czego pragnie, a miała zaśpiewać dwa świąteczne kawałki. Dała się ponieść, zaczęła się świetnie bawić, a gdzieś pod koniec piosenki z nieba zaczęły spać płatki śniegu, opadając na włosy i twarz Gabrielle, co wprawiło ją w niemałe zaskoczenie.
- O cholera... PADA ŚNIEG!- krzyknęła zapominając, że ma pod nosem mikrofon i aż pisnęła z uciechy zrywając się z miejsca i wgapiła się w niebo, uniosła głowę do góry wystawiła język, żeby śnieżynki na niego spadły, okręciła się w miejscu i zaczęła wręcz skakać z radości, pierwszy raz w życiu widząc biały puch na oczy, w sensie tak na żywo i czując go na twarzy, jak się topi, jak osiada na ubraniu. Kompletnie wyleciało jej z głowy żeby się ukłonić, podziekować za gromkie brawa, za ten śmiech, który towarzyszył jej radości ze śniegu. Zapomniała, że właśnie wygrała pięćset funtów, ten śnieg ją tak przytłoczył. Zleciała z tej sceny do Sophie, Ethana i Domenico ciesząc się jak małe dziecko.
- Czy wy to widzicie? Śnieg! Pada śnieg! Naprawdę pada! Nie wierzę! Dla mnie to jest magia, nigdy tego nie widziałam, ale czad! - nie mogła przestać się śmiać. Koleś od koła fortuny wcisnął jej do ręki kopertę z funtami, kazał coś podpisać, chyba, że odebrała nagrodę czy coś, zrobiła to kompletnie pijana radością ze śniegu. Niestety niedługo po tym Ethan i Sophie musieli już lecieć bo rano mieli samolot a zbliżała się już 21, więc Gabi i Domenico zostali sami.
- Świetnie ci poszło mia cara.... Anielski, słodki wygląd, anielski głos, ciekawe czy zawsze jesteś takim aniołkiem...- przyciągnął dziewczynę do sibie, łapiąc ją za talię i świdrował ją porządliwym spojrzeniem.
- Zawsze...- uśmiechnęła się przyjaźnie i odsunęłą się od niego dość stanowczo.
- Słuchaj Domenico, nie chcę żebyś był zły ale... ja myślę, że nic z tego nie będzie. Lubię cie, ale to wszystko, nie chcę się bawić w żadne związki...
- Och, mia cara... wcale nie musimy się bawić w związki, możemy się ze sobą świetnie bawić bez zaangażowania emocjonalnego. Pójdziemy do mnie, zrobimy sobie kąpiel, wymasuję ci plecki... hm?
- Nie, serio. Nie chcę, mówię poważnie. Było miło, lubię z tobą żartować ale nie chcę...
Mężczyzna złapał ją mocno za nadgarstek i szarpnął jej lekko rękę do góry, przyciągając jej ciało do siebie.
- Maleńka... Mną się nie można bawić, uważaj co chcesz powiedzieć...- warknął, a z jego ust na twarz Gabi prysnęło kilka kropelek śliny.
W blondynce zawrzało, jakoś nie zrobił na niej wrażenia mimo swojego rozmiaru, nie miał w oczach niczego, co spowodowałoby, że by się bała, choć jego postura naprawdę mogła przerażać. Co mógł jej zrobić, byli w miejscu publicznym, nie odważy się na nic głupiego.
- Puszczaj, nie będziesz mi grozić. NIE znaczy NIE. Jasne?

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
#34
Londyn - jarmark świąteczny i miłosne zawirowania
{outfit}
Odkąd Gabrielle zniknęła z jego życia, stało się ono jakieś wybrakowane. Valentine poniekąd wypełniała tą pustkę, ale to nie było to samo. Nowa kochanka jednocześnie odwracała jego myśli, ale i je przyciągała, przez to jak była niesamowicie podobna do Gabrielle Glass. Była to ledwie marna podróba, jak zakup podróbki jakieś markowej rzeczy w Chinach. Niby wyglądem ją jakoś przypomina, a tak naprawdę z daleka wali ściemą i daje tylko połowiczną satysfakcję. Wiedział jednak, że musi ruszyć na przód, że musi znaleźć sobie partnerkę, która urodzi mu dzieci i będzie go dobrze reprezentowała. Czy to była Melanie to się jeszcze okaże, ale jedno działało na jej plus, niesamowite podobieństwo do kobiety, którą kochał. Kobiety, która rozpoczęła w Londynie nowe życie i widocznie odcięła się od niego, by wieść je w spokoju. Może tak będzie lepiej? Naprawdę chciał w to wierzyć i tą myśl jakoś go trzymała, do momentu, w którym zobaczył na instagramie nastolatki oznaczenie jakiegoś napakowanego, wytatuowanego … wlocha kurwa. Też znalazła sobie podróbkę… z tą różnicą, że to on był graczem, a ona w swojej relacji ofiarą. Przecież ten gość był chodzącą czerwoną flagą, czemu ona tego nigdy nie potrafiła dostrzec? A może tylko robiła mu na złość? Najgorsze było to, że ciągle byli gdzieś razem, obserwował i ja i jego. Dodatkowo jego ludzie, którzy w Londynie śledzili zgarbienie odkąd tylko wyjechała, wysyłali mu zdjęcia, których treści były coraz bardziej niepokojące. Pisał do niej, ale ignorowała go, nieustannie i nieustępliwie odczytywała jego wiadomości bez żadnej odpowiedzi. Wychodził z siebie, wszystkim dookoła obrywało się za jego wieczne wkurwienie. Nowa dziewczyna próbowała go uspokajać, myślała, że jego nerwy biorą się z problemów z pracy i naprawdę dobrze sprawiała się w roli uspokajacza, ale to nie miało znaczenia, bo nie działało dlugodystansowo. wylewał frustrację na swoich pracownikach, jak i ludziach pracujących dla Nostry. Karał ich surowiej niż zazwyczaj, poleciało nawet kilka głów w Japonii, bo nie potrafił już okazywać litości. Wrócił stary Angelo, który nie słuchał wyjaśnień, nie dawał żadnych taryf ulgowych i traktował wszystkich jak śmieci. Jedynie Melanie dostawała od niego trochę lepsze traktowanie niż poprzednie kobiety, z którymi się spotkał, ale nie była to nawet połowa tego, co dawał od siebie Gabrielle. Nie potrafił, choć zauważył, że dużo szybciej się wyciszał niż kiedyś i potrafił czasami ugryźć się w język, żeby partnerka nie dostała rykoszetem za jego wkurw.
Jedynie dla Valentine potrafił być cały czas dobry i miły. Ani razu nie wydarł się na nią, nawet kiedy miał zły humor. Córka z każdym dniem stawała się coraz większym promykiem, tygodnie mijały, a ona uśmiechała się coraz więcej, choć koszmary wciąż nie ustępowały. Często śniła jej się mama, tęskniła za nią, a Angelo zapewniał ją, że mama na pewno na nią patrzy i chciałaby widzieć jej uśmiech, a nie łzy. Był do niej bardzie cierpliwy i opiekuńczy, obudziło się w nim coś, czego nigdy się po sobie nie spodziewał. Ogromna troska i bezwarunkowa miłość… miłość. Czy umiałby ją tak odczuwać, gdyby na jego drodze nie stanęła Gabrielle? To ona nauczyła go odczuwać i dawać to w zamian. Pobudziła w nim emocje, których nigdy by się po sobie nie spodziewał, a teraz dawał je swojej pierworodnej, starając być dla niej dobrym ojcem. Stała się teraz jego całym światem, odkąd Gabrielle zniknęła. Nie raz zastanawiał się, jakby to było, gdyby potrafił tylko być lepszym partnerem dla niej? Czy dogadałaby się z Valentine i chciała wypełnić choć trochę pustkę po jej matce? Czy staliby się rodziną? Czy Valentine by ją zaakceptowała? Jak by teraz wyglądało ich życie… oczami wyobraźni nie raz i nie dwa widział siedzące na dywanie dziewczyny, pewnie ujebane w brokacie, bo Gabi wpadła na świetny pomysł zdobienia czegoś, a kochała przecież brokat… jak dawałaby jej rady modowe, może czesałaby jej włosy? Jemu to średnio wychodziło, plótł tylko świetne warkocze, bo miał w tym jakieś tam doświadczenie.
Nie poznał Melanie ze swoją córką, mówił jej, że to za wcześnie, tłumacząc, że dziewczynka niedawno straciła matkę. Rozumiała to i nie naciskała, ogólnie była bardzo wyrozumiała i cierpliwa. To tylko jeden problem, spotykał się z nią tylko i wyłącznie dla podobieństwa z Gabi, nic więcej. Czy umiałby jeszcze kiedyś ulokować tak silne uczucia w kimś innym? Wątpił, w końcu zrobił to tylko raz w życiu, a teraz kierował się jedynie rozsądkiem. Jeszcze miesiąc i przedstawi kochance córce, może zacznie nazywać to związkiem i za kilka następny h miesięcy oświadczy się jej i spróbuję machnąć dzieciaka? Taki mniej więcej miał plan, którego próbował kurczowo się trzymać, ale ciągle coś mu przeszkadzało.
Gabi. Przeglądał jej instagrama codziennie. Myślał i myślał, ciągle zastanawiając, czy powinien bardziej sprawdzić tego gościa, z którym się spotykała… wiedział, że nie powinien się wtrącać, to już przecież nie był jego problem. Właśnie. Nie mógł już dłużej jej chronić. Dlaczego czul, że jest bardziej zagrożona niż kiedy była z nim? To tylko brak kontroli, czy faktycznie tak było? W wielkim świecie czekało na nią dużo zagrożeń, szczególnie ze strony mężczyzn, ale przecież nie mógł każdemu pozorować wypadku, jak tylko się z nią pokłócił będzie całe życie ją obserwował i prześwietlał każdego, z kim się spotka, żeby sprawdzić, że to na pewno dobra partia? Kusiło. Kurwa kusiło. Ale przecież odbierze jej wolność, która jej właśnie zwrócił, dlaczego tylko wydawała się ona gorsza, niż związek z nim? Pisząc do niej jedną z wiadomości, uświadomił sobie, że kiedy była z nim, musiał ją chronić tylko przed sobą, a nad tym może czasami tracił kontrolę, ale w większości ją miał. Teraz w większości jej nie miał i prawdopodobieństwo tego, że zostanie znów skrzywdzona… było wyższe. Dodatkowo to pierdolone zdjęcie, które odpalał każdego wieczora. Rzygać mu się chciało, gdy patrzył na ręce obcego kolesia, trzymane na jej ciele, jak ktoś inny całuje jej słodkie usta. Już nawet nie był wkurwiony tym, że miał rację, że Gabi zarzuciła tak szybko wędkę i złowiła, całkiem wielki okaz. To go po prostu… bolało. Przede wszystkim widok jej w ramionach innego faceta. Wiedział, że nie powinien tego czuć, szczególnie zazdrości, ale to było silniejsze od niego, nawet jeśli sam chciał się rozstać i była to jego decyzja.
Któregoś dnia nie wytrzymał. Prześwietlił gościa i to, co odkrył rozgrzało go aż do czerwoności. Był jak wykuty świeżo miecz, gotowy do walki z oponentem, ostry jak brzytwa i nieustępliwy. Mógł załatwić to w prosty sposób, ale to było zbyt osobiste. Poza tym… chyba zaczynał w siebie wątpić i słuszność podjętych decyzji. Każdą kolejną noc była coraz trudniejsza, wierciła mu się coraz większa dziura w brzuchu i głowie, w której trwało tornado myśli. Gabrielle była nieszczęśliwa, on był nieszczęśliwy. Chyba jednak nie potrafił nie być egoistą, chyba to jednak z nim wygrywało, a rozsądek schodził na drugi plan. Krzyczał do niego: daj jej czas! Zobacz, już ruszyła dalej, zaczęła normalnie żyć, jeszcze tylko chwilka a zacznie się znów tak szczerze uśmiechać, skończy to prawo, będzie broniła ludzi, znajdzie szczęście, tak jak sama ci to mówiła. Później pojawi się ktoś w jej życiu, kiedy będzie już starsza i na tyle dojrzała, by stworzyć taki związek, jakiego on teraz chciał…
Ale on chciał to zrobić tylko z nią. I w tym jest problem, a Angelo Denaro zawsze dostaje to, czego chce. Tym razem będzie tak samo? Znowu będzie po prostu sobą, zapomni o tym, co powinien i egoistycznie wpierdoli się znowu do jej życia?
Tak.
I chuj.
Pożegnał się z Melanie. Wytłumaczył, normalnie, że po prostu jest w jego życiu ktoś, o kim nie może zapomnieć i to było dziwne, nie łamać tak po prostu komuś serca, a rozstawać się jak człowiek… czy to kolejna rzecz, która nauczyła go Gabrielle? Możliwe.. dziewczyna przyjęła to nad zwyczaj dobrze, życzyła mu szczęścia i powodzenia, choć widać było, że jest jej bardzo przykro.
- Chcesz odwiedzić mamę? - Spytał przy śniadaniu swoją córkę. Valentine coraz lepiej dogadywała się z rówieśnikami, niektórzy się jej bali po tym, co zrobiła pierwszego dnia. I dobrze. Zyskała dzięki temu sympatię najsilniejszych i zaakceptowano ją,nawet mimo słabego angielskiego, który miał wrażenie polepszał się z każdym tygodniem, a nawet dniem. Zaczęła trenować, co pochłaniało mnóstwo jej czasu, uczyła się też pilnie, spędzając w pokoju większość swojego czasu. Jack praktycznie nie miał co z nią robić, zachwalał dla Angelo że też by chciał żeby jego dzieci takie były.
Nie chwali się dnia przed zachodem słońca…
- Co? Jak to? - Dziewczynka wyglądała na podekscytowana, ale jakby do końca nie rozumiała pytania ojca.
- Wybieramy się na wycieczkę. Lecimy do Włoch, odwiedzimy grób twojej mamy, spotkamy się z moim bratem, a później polecimy do Londynu. Musze tam coś załatwić… i stamtąd na święta wybieramy się do nowego jorku, do mojego drugiego brata, którego jeszcze nie znasz. - Przedstawił jej plan, a jej duże, czarne oczy rozszerzały się coraz szerzej z każdym kolejnym jego słowem. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, szczęśliwa tym co zaplanował ojciec. Bardzo ekscytowała się tym wyjazdem, Angelo zrobił zakupy odzieżowe dla niej i dla siebie, o pogoda zapowiadała się taka, a nie inna. Cześć rzeczy oczywiście wysłał prosto do Franka. Brat zaprosił go, tak, jak właśnie myślał na święta, ale Angelo nie powiedział mu, że leci najpierw po Gabrielle. Tak. Angelo planował porwać ją z tego pieprzonego Londynu i już nigdy nie oddać, nikomu. I chuj. Wracając jednak do brata. Długo ukrywali z Marcello, że Angelo ma córkę, a teraz się o tym dowiedział, gdy potwierdzał mu przybycie. Dodatkowo jego rodzina z Polski zgodziła się również przylecieć do brata Angelo, więc spędza święta wspólnie. Szkoda tylko, że Marcello z Rosalią nie mogli do nich dolecieć, ale na to też znalazł się sposób.
- Co kurwa masz? I mówisz mi dopiero teraz?! - Oczywiście szok i lekki wkurw Francesco szybko przenosił się w radość i gratulacje. Najmłodszy z braci bardzo cieszył się na taką ilość gości, widać było, że jest podekscytowany.
Niech on tylko zobaczy z kim przyjedzie… o ile Gabrielle się zgodzi.
Nie. Nie miała wyjścia i chuj.
To chyba jego nowe ulubione motto. Zakańczało wszystkie negatywne myśli, ucinało je po prostu zarodku, bez możliwości dalszego rozwoju.
Pobyt na Sycylii był krótki. Zatrzymali się oczywiście w rodzinnym domu Angelo, których mieszkańców Valentine już znała. Przenocowali tam, spędzili trochę czasu razem, jedząc wspólnie posiłki z jego rodziną, a Valentine zaprzyjaźniła się z Paolą. Na drugi dzień pojechali na grób Mirabelki. Dziewczyna całkiem dobrze to zniosła, była naprawdę silnym dzieciakiem, przez co Angelo był z niej bardzo dumny. Dał dziewczynce chwilę z jej „mamą” sam na sam, czekając na nią w samochodzie, który zawiózł ich prosto na lotnisko. Na szczęście lot do Londynu był krótki i bezproblemowy, co zabawne, bo już droga do hotelu zajęła dłużej niż to. Valentine koniecznie chciała zobaczyć miasto i skoczyć na zakupy, więc Angelo spełnił wszystkie jej zachcianki, odciągając jej głowę trochę od tego, gdzie byli przed podróżą. Mała Włoszka była zachwycona Londynem, stwierdziła tylko, że mogłoby tu trochę lepiej pachnieć i przydałoby się więcej słońca. Nie mieli czasu odwiedzić wszystkich miejsc, do których chciała zajrzeć, szczególnie, że Angelo musiał nazajutrz zająć się już swoimi „sprawami”. Na ten czas jeden z jego ludzi zajął się jego córką, choć Angelo podkreślił, że mają nie wychodzić poza hotel. Nie chciał ryzykować.
[…]
Wszedł do Hyde Parku, dostając jasne instrukcje od swoich ludzi. Gabrielle była właśnie z dwójką swoich znajomych i tym całym Domenico niedaleko sceny, przy jakimś kole fortuny. Szybko wypatrzył całą czwórkę, obserwując ich z ukrycia. Zobaczenie Gabrielle na żywo uderzyło go jeszcze mocniej, jakby ktoś sprzedał mu cios nożem prosto w serce. Cholera, tęsknił za nią, a co najgorsze, czuj, że stracił ją na zawsze. Niestety nic się nie zmieniło, a on nie mógł być pewien, czy Gabrielle zechce go w ogóle wysłuchać. Musiał działać mądrze, niepochopnie, a spokojnie i rozważnie. Nie mógł pozwolić ponosić się emocjom, ale… jak to zrobić? W każdej innej sytuacji potrafił się odcinać, odgradzać emocje od tego, co trzeba po prostu zrobić, a przy tej dziewczynie tracił tą zdolność. Irytowało go to, ale robił co mógł by skupić się na tym, co teraz najważniejsze.
Obserwował jak wchodzi na scenę, jak łapie za instrument i już wiedział, ze musi przygotować się na coś naprawdę ciężkiego. Jej głos, był tak wspaniały. Jak dźwięki wiosny o poranku, aż przymknął oczy, uśmiechając się delikatnie pod nosem i słuchał, a po jego karku przebiegły dreszcze. Uwielbiał, kiedy śpiewała, a tą drugą piosenkę odebrał niezwykle personalnie. Wziął głęboki wdech, ściskając pięści boleśnie i niczego nie był w życiu pewien jak tego, że ją odzyska, weźmie w ramiona i w nich pozostanie już na zawsze. Nie ma i nie będzie takiej siły, która mu ją z nich wyszarpie, teraz wiedział to na pewno.
Ochroni ją, nawet przed samym sobą.
Uśmiechnął się, widząc jak cieszy się ze śniegu… mieli zobaczyć go razem, ale przecież poniekąd tak było. Wyglądała na szczęśliwą, właśnie taką ją pamiętał. Lubi, kiedy się tak uśmiechała i cieszyła z drobnych, na pozór nieistotnych rzeczy. Ta dziewczyna potrafiła wynieść radość z największej drobnostki, dokładnie tak jak teraz. Pierwszy raz odkąd ją stracił, w jego sercu pojawiło się to uczucie. Miłe ciepło, rozchodzące się po całym ciele.
- To ona?
- Tak. - Odpowiedział Angelo przez ramię.
- Piękna dziewczyna, powodzenia Ares. - A teraz poczuł na tym ramieniu dłoń.
[…]
- Ja też lubię, kiedy mówią nie. Takim jak my apetyt rośnie w miarę jedzenia, co? - Silny Włoski akcent przerwał krótką kłótnie kochanków. Angelo wyłonił się zza rogu, stając za plecami osiłka, który kurwa, wielki był, większy od niego, ale ani trochę go to nie zaniepokoiło. Wręcz przeciwnie, miał ochotę rozkwasić mu ryj i uciąć ręce, za to, że dotykał jego Gabi… za to, co robił teraz. - A musze przyznać, że twój jest całkiem niezły… Podano do stołu. - Rozłożył ręce na boki szeroko. W tym momencie za plecami Angelo stanęły cztery kobiety. Domenico puścił Gabrielle, słysząc za plecami obcego Włocha, który zwracał się do niego takimi, a nie innymi słowami. Chyba wjebało mu nogi w beton na amen, a widok czterech swoich kochanek przyprawił mu nowych kolorków na parszywej mordzie. W bieli nie wyglądał już tak dostojnie. Angelo uśmiechał się szeroko, zadowolony ze swojego planu jak małe dziecko. Kiedy tylko odkrył, czym w życiu sili się ten półgłówek, jak żeruje na kobietach i że właśnie próbuje zrobić to samo z jego Gabi… już wiedział, jak go załatwi. Zebrał na niego całe gówno, a złotą teczkę z dowodami dostarczył jednej z pań. Zabrał je wszystkie i pokazał zdjęcia, w których wszedł w posiadanie dzięki swojemu detektywowi, a na tych zdjęciach były wszystkie inne kochanki naszego włoskiego Alvaro. W teczce znajdowało się kilka innych ciekawych rzeczy, które na pewno zainteresują sąd podczas rozprawy. Facet miał przejebane. Czasami zamiast przemocy, lepiej użyć trochę mózgu i znajomości. Tego typu zemsty cieszyły Angelo równie mocno, choć nie powiem,miał ochotę przypierdolić mu w ryj.
- Cześć Misiu. - Odezwała się jedna z nich. -Przedstawisz nas nowej koleżance? To. Gl tylko początek, bo po słowach jednej z nich, każda inna zaczęła zabierać głos, witać się z nim, zadawać pytania, ile potrzebuje dzisiaj pieniędzy i która z nich ma dyżur tej nocy. Angelo minął zdębiałego faceta, klepiąc go po ramieniu.
- Plan miałeś dobry, tylko wykonanie trochę chujowe. - Rzucił zuchwałe, uśmiechając się triumfalnie i minął go stając w końcu na przeciw Gabrielle. Spojrzał jej w oczy i utonął w nich bez pamięci, zapominając na chwilę co tu robi i że jest w takim chujowym położeniu. Zobaczenie jej z tak bliska po raz kolejny było jak spojrzenie w oczy komuś, kto umarł,a kogo udało nam się spotkać w kolejnym życiu. Dokładnie tak się teraz czuł, stojąc odrodzony przed nią z najczystszymi intencjami w swoim życiu. Jego brwi zmarszczyły się lekko, a usta wyginały tylko w delikatnym uśmiechu, podczas gdy oczy utkwione miał w pięknym błękicie jej tęczówek. W jego spojrzeniu mogła dostrzec wszystko. Tęsknotę, miłość i ten błysk, który zawsze tam był, gdy coś mu się udało.
- Kiedy ty się zaczniesz w końcu mnie słuchać? - Rzucił zuchwale, słysząc za sobą nagle płask, chyba Domenico dostał właśnie w mordę. Angelo obejrzał się za siebie, widząc, jak laski robią mu publiczny lincz. Zaśmiał się krótko.
- Dołączasz? - Spytał Gabi, przenosząc na nią znów swoje ciemne spojrzenie. - Czy może wolisz dać zaprosić się na grzańca i spacer? - Wyciągnął w jej stronę dłoń. Poczuł jak szybciej bije mu serce, chyba jeszcze nigdy nie bał się, że ktoś mu odmówi… bał się, on się bał. Jednak nie dał tego po sobie poznać, stojąc przed nią dumnie.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Robiło się nieciekawie, uścisk Domenico na jej nadgarstku stał się bardzo mocny, a trzeba pamiętać o tym, że kilka miesięcy temu ta ręka była w nie najlepszym stanie z racji kompresyjnego złamania, jakiego doznała w momencie kasacji swojego żółtego Garbusa, którym z taką dumą poruszała się po Lorne Bay, siejąc postrach na ulicach. W radiu powinni wydawać jakieś oficjalne komunikaty, kiedy Glass wyjeżdżała w trasę, ale technologia jeszcze tak się nie rozwinęła, żeby w eter szły takie alerty.
Blondynka jednak postanowiła, że nie będzie się bać, że nie da się wmanewrować w coś, czego nie chce i chyba pierwszy raz w życiu komuś tak twardo i dobitnie odmawiała, będąc wręcz pewną swojej decyzji, co w jej przypadku jest bardzo zaskakujące, bo ona ma problem z tym co z jeść na śniadanie, albo jakie skarpetki danego dnia ubrać i bardzo często robi wyliczanki. Umiejętność podejmowania decyzji to zdecydowanie nie jest jej dobra strona, ale nie chciała Domenico w swoim życiu, ba nawet w swoim otoczeniu. Wolała, żeby sobie zniknął nim doszło między nimi do czegoś więcej. Nigdy nie należała o osób lubiących bawić się uczuciami innych, co z tego, że ze swoimi własnymi miała problem. Raz kogoś zraniła, był to Joe i nigdy więcej nie chciała nikomu tego robić, bo nie mogłaby znieść tych wyrzutów i bólu w oczach drugiej osoby.
Ona i Domenico zaczęli się lekko przepychać, ona próbowała się od niego uwolnić, on próbował ją zatrzymać nawet siłą, wkurwiony tym, że taka gówniara śmie odmawiać takiemu facetowi jak on, bo przecież był zajebistym, przystojnym, dobrze zbudowanym macho, przy którym laski mają mokre gacie. Tak sobie wmawiał oczywiście, bo mózgu to nie miał za grosz, chyba zostawił go w siłowni, albo sterydy, które brał mu go wyżarły.
Nastolatka nie miała pojęcia, że jest obserwowana, nie czuła na sobie wzroku Angelo, bo przecież jego nie mogło tu być. Pławił się w słoneczku w Australii, spędzał czas ze swoją córką i nową kochanką. Nie miała za grosz podstaw, by myśleć inaczej, żadne znaki na niebie i na ziemi o tym nie świadczyły. Kolejna sprawa — jej ukochany gangster miał naprawdę dobrych ludzi, bo to iż była śledzona na każdym kroku, i ciągle ktoś strzegł jej bezpieczeństwa również nie zostało przez nią zauważone. Skoro nie byli razem to nie miała podstaw do tego, żeby myśleć o tym, że on, tak czy siak, w jej życiu jest, fizycznie w nim nie będąc. Wydawać się mogło, że kompletnie zapomniała z kim miała niegdyś do czynienia, ale tak nie było — pamiętała doskonale. Dziwił ją fakt, że ani razu Angelo nie poprosił jej, żeby nikomu o niczym nie mówiła, a to świadczyło o gigantycznym zaufaniu, jakim ją darzył i nie uważał ją za na tyle głupią, by latać po Londynie i rozpowiadać, że spotykała się z Księciem sycylijskiej mafii. Tylko po co miałby ją chronić, będąc na drugim końcu świata, skoro znikali powoli ze swojego życia? Wspomnienia wciąż były bardzo wyraźne, kolorowe, niemal namacalne, ale z czasem miały wyblaknąć a ona po wielu, wielu latach miała opowiadać o tym przy świątecznym stole, jak o jakieś wesołej anegdotce.
- Puszczaj powie...- urwała nagle i przestała się szarpać, bo i on przestał próbować ją do siebie przyciągnąć, porwać w ramiona i na siłę pocałować, czy zrobić inną niegodziwą rzecz. Głos, który usłyszała zadzwonił w jej uszach niczym miliardy szpilek uderzających o siebie, kiedy ktoś potrząsa opakowaniem. Cielsko Domenico było tak wielkie, że w pierwszej chwili absolutnie nic nie widziała, tylko mogła słyszeć ten perfekcyjny włoski akcent, ale musiała sobie to ubzdurać. Tak bardzo chciała, żeby był przy niej, że zaczęła mieć omamy słuchowe, ale... Reakcja Domenico w ogóle nie potwierdzała jej myśli, bo przecież ją puścił i odwrócił się w kierunku, z którego dochodził tak dobrze znany Gabrielle głos.
Serce w jej piersi zaczęło dudnić z zatrważającą szybkością, dosłownie jak u kolibra, którego serduszko bije tak szybko, że dla obserwatora stoi ono w miejscu. Po karku przebiegły ją dreszcze, każdy centymetr ciała oblało gorąco. Jeszcze przed chwilką śpiewała o tym czego potrzebuje w te święta, myśląc intensywnie o Angelo, że to jego właśnie chce, a ten jak za dotknięciem magicznej różdżki się tu zjawia? To było absolutnie niemożliwe! A może Święty Mikołaj maczał w tym palce i on jednak istnieje? Bo przecież siedząc na kolanach u podstarzałego gostka, szeptała mu na ucho, że chce znów czuć się szczęśliwa u boku miłości swojego życia. Trochę ją jakby odcięło, przestała rejestrować pewne rzeczy, takie jak wkurw Domenico, jak cztery kobiety, które dołączyły do tej dziwacznej sceny. Widziała tylko jego, wyłaniającego się zza cielska faceta, który jeszcze chwilkę wcześniej ściskał jej nadgarstek.
Szok — to słowo doskonale opisuje to co teraz czuła Gabi, nie słyszała ani pół słowa z tego co było mówione, nie rozumiała i nie wiedziała co się dzieje, kolana jej miękły. Nie była w stanie oderwać spojrzenia od Angelo, patrzyła na jego twarz i nie mogła uwierzyć, że on tu jest, a już w ogóle nie rozumiała tego, po co tu jest i dlaczego i jak się tu dostał! To znaczy wiadomo jak się dostał, ale jej mózg teraz tego nie ogarniał. Przyłożyła sobie zmarzniętą dłoń do ust, zakrywając je, w szczerym zdziwieniu.
No to kurwa miała swoją komedię romantyczną, których była tak wielką fanką. Przecież takie rzeczy się normalnie nie dzieją! Nikt nie leci do człowieka na drugi koniec świata, po to, żeby ratować go z opresji w idealnym momencie i jeszcze w takich a nie innych warunkach, bo śnieg zaczął sypać mocniej a chodniki i trawa powoli zaczynały robić się białe. Płatki śniegu tańczyły w delikatnych podmuchach wiatru, czas zwolnił, ludzie dookoła przestali istnieć, jakby zostali tu sami. Jakby byli dwoma figurkami zamkniętymi w szklanej kuli śnieżnej i ktoś właśnie nią potrząsną. Dopiero plaśnięcie, które dobiegło zza pleców Angelo trochę ją otrzeźwiło, bo po jednym padł kolejny cios i jeszcze jeden.
Ta rozgadana dziewczyna zapomniała kompletnie jak używać języka, żeby składać litery w słowa, a słowa w zdania. Nie mogła oderwać oczu od ciemnych tęczówek Angelo, topiła się pod jego wzrokiem jak śnieżynki na rozgrzanej skórze. Jej policzki zrobiły się calutkie czerwone, żyła na szyi pulsowała w rytm serca, nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, nogi wrosły jej w ziemię. Wzroku, którym ją obdarzał nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Co ty tu...- zaczęła powoli, kiedy jej ręka w końcu opadła wzdłuż ciała, ale nie była w stanie powiedzieć nic więcej, nic co byłoby sensowne i składne. Toczyła wewnętrzną walkę — z jednej strony była wściekła, że tak wparował z buciorami w jej życie, z drugiej... już dawno w nim był i wcale go nie opuścił. Już zaczynała wracać na dobre tory ze swoim wagonikiem, a ten teraz wjebał się na ścianę i wysypał z siebie całą zawartość. To był moment, naprawdę mgnienie oka, jak decyzja została podjęta i Gabrielle miała to gdzieś, czy przyjechał tu tylko dlatego by wyperswadować jej spotykanie się z Domenico, czy tylko po to, żeby namieszać, albo jeden chuj raczy wiedzieć po co. Miała to gdzieś. Ona od początku wiedziała czego chce, czego potrzebuje, by normalnie oddychać i funkcjonować, nie ważne jak trudne miałoby to być. Trudno, jeżeli tego nie chciał to i tak to dostanie, bo Gabi poczuła się tak jakby walnął w nią prąd o gigantycznym natężeniu i to był ten impuls, który spowodował to, że ruszyła z impetem na mężczyznę, choć jej mina była ciężka do zidentyfikowania. Wyglądało to tak jakby chciała go uderzyć albo naprzeć na niego niczym taran, ale nie zrobiła tego... Dosłownie na niego wskoczyła, jak małpka na drzewo! Objęła go za szyję a jej nogi oplotły się wokół bioder Angelo i przypuściła atak na jego usta, zapominając o wszystkim, o kompletnie wszystkim co złe, niedobre, paskudne, bolesne... Był tu, czuła go. Czuła jego zapach, jego ciepło, smak jego warg, teksturę skóry. To nie był sen, nie mógł być. A co jeśli znów się wygłupiła i mylnie odczytała sygnały, i wcale jej nie chciał? Co jeżeli właśnie całowała zajętego faceta, który nie chce być w jej życiu, tylko ratował ją przed kolejnym dużym błędem? Walić to, nie chciała, by tak było, wypierała to ze swojego umysłu, wtapiając się mocno w jego ciało, chłonąc go całą sobą. Jeśli Domenico jej coś zrobił i właśnie umarła to chciała być martwa, jeśli to oznaczało, że może żyć w swoim raju, nawet jeśli nie był prawdziwy. Nie mogła oderwać się od tych ust, nie chciała, choć już zaczynało brakować jej tchu, a po policzkach ciekły jej łzy. A może to był tylko roztopiony śnieg?

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Szarpali się, Gabi walczyła, widział to. Dobrze mała, przeszło go przez myśl, gdy przez chwilę obserwował tą scenę walki. Cieszył się, że tu przyjechał, że postanowił podjąć tą decyzję i osobiście zająć się Domenico. Zapewne gdyby go tu nie było, jego człowiek zareagowałby i pomógł Gabrielle, ale to nie byłoby to samo. Fakt, zjawił się w idealnym momencie, jak książę na białym koniu, wjeżdżający do akcji na moment przed śmiercią księżniczki, wbijający w ciało smoka swój ognisty miecz. [/i] Gin smieciu[/i] pomyślał optymistycznie, porównując w głowie Domenico do okropnego smoka, którego właśnie zniszczył swoją tajemną bronią. Wiedział, że nikt nie zorganizuje lepszej zemsty niż zranione kobiety, one bywały bardziej niebezpieczne od mężczyzn. A jeszcze kiedy było ich kilka naraz? Domenico był głupi, po prostu był głupi, zostawiając za sobą całą masę poszlak i tak łatwo wystawiając na zdemaskowanie. Angelo nawet nie musiał się zbytnio wysilać, y znaleźć te wszystkie poszlaki i dowody. Pomyśleć by można, że mógłby go podziwiać za ten pomysł i odwagę, ale prawda była taka, że brzydził się tego typu mężczyznami, czy raczej pizdami. Rozumiał kraść, sam wielokrotnie to robił, ale sam sposób był inny. Nie powinien się nawet nazywać mężczyzną ten osobnik, gdzie jego męskość? Okradać kochanki? Dla Angelo równało się to z brakiem jaj i jakiekolwiek godności. On przynajmniej ją miał.
Miał też coś jeszcze. Zaufanie do Gabrielle. Wiedział, że nie musiał mówić jej tak oczywistych rzeczy, jak zatrzymanie pewnych faktów dla siebie. Przez chwilę zwątpił, musiał przyznać, gdy jej przyjaciółka nazwała go gangusem, ale im dłużej o tym myślał, im głębiej to analizował dochodził do wniosku, że Zosia nazwała go tak z prostej przyczyny - z takiej, jak wszystkich inni. Przez jego wygląd. Cóż, nie ułatwiał nim sobie maskowania, doskonale o tym wiedział, ale wiedział też, że gdyby Zosia znała prawdę, nie rozmawiałaby z nim raczej przez telefon, jeszcze w taki sposób. Nie. Gabi na pewno nikomu nic nie powiedziała i raczej nigdy nie powie. Chyba że na starość, jak on już dawno będzie leżał w piachu, a jej tajemnica i tak nie wpłynie na jego rodzinę. Wiedział to, bo ona głupia nie była, wiedziała, z czym by się niestety wiązały konsekwencje. No i dochodziła jeszcze jedna kwestia, Gabrielle lubiła jego rodzinę, złapała więź z wieloma jej członkami, nie była tego typu osobą. Nie naraziłaby nikogo, kto w jej życiu był, czy jest ważny na żadne niebezpieczeństwo, czy przykrość. Na tym polegał jej ewenement, nie wyobrażał sobie, by mogła na kimkolwiek się kiedykolwiek zemścić. To było czyste dobro na dwóch nogach, jego kompletnie przeciwieństwo, ogromne, bijące, czyste serce, które wyciągała na dłoni w stronę każdego, kto obiecał się nim zaopiekować. Może i była naiwna, ale kochał to jej czyste dobro, którym wypełniła jego mroczne życie.
Dostrzegł jej szok i w cale niczego innego się teraz nie spodziewał. W żaden sposób nie zapowiedział swojego przybycia, jego sociale milczały, również ze względów bezpieczeństwa. Nie pisał już więcej do Gabi, skoro mu nie odpisywała, nie będzie robiłam siebie pajaca. Tak więc dziewczyna nie mogła go się tu spodziewać, nie w takiej sytuacji, nie nigdy w zasadzie. Racja, wyczucie czasu to on miał, ale to też nie tak, że zjawił się nagle. Prowadził obserwację, razem z kochankami Domenico, śledząc ich, wyczekując idealnego momentu na atak i to był właśnie ten moment, po prostu idealnie się złożyło. Mogli wyskoczyć wcześniej, jak Filip z konopii, przy znajomych Gabi, ale stwierdził, że nie będzie robił takiego teatrzyku i oczywiście był jeszcze jeden, ważny powód. Gdyby wyskoczył tak przy Zosi, na pewno dziewczyna zrobiłaby wszystko, żeby jej koleżanka nie doprowadziła do konfrontacji z były. A tak? Miał przynajmniej idealne, czyste pole do manewrów. I jak się miało zaraz okazać, to był idealny ruch.
Oblała się rumieńcem, co nie umknęło uwadze gangstera. Biała skóra od zimna, przybrała ciepłego koloru, znał to spojrzenie, znał tą reakcję. Nie wyglądała na złą, wściekła, rozgoryczoną. W końcu wydusiła z siebie kilka słów, ale nie dokończyła zdania, widocznie zdziwiona po prostu jego obecnością. Rozłożył ręce jakby się prezentował i stwierdził, że to idealny moment żeby rzucić błyskotliwe:
- Ratuje Cię. - Ot cała zagadka, po prostu tu był i ją ratował. Przed kolejnymi życiowymi błędami, bo ona lubiła pakować się w kłopoty. Nieważne, że największy stał właśnie przed nią, znów zjawiając w jej życiu po tym jak ją zrujnował.
Zasługiwał na strzał w mordę i chyba to właśnie nadchodziło. Ruszyła na niego, jakby chciała go uderzyć, albo popchnąć, tak, mogła go popchnąć, nawet by się nie bronił. Wiedział, że po raz kolejny robił to samo, po raz kolejny zostawiał ją, ranił,czekał na odpowiedni moment i wracał. Z tym, że to był już ostatni raz. Musiał być.
Westchnął i zamknął oczy, odsłaniając się na jakikolwiek cios miałby właśnie nadejść, ale tak się nie stało. Poczuł na sobie ciężar, ale w inny sposób, aniżeli się spodziewał. Otworzył szeroko oczy zaskoczony i jego ciało zareagowało jakby automatycznie, łapiąc ją tak, by nie upadła. Chwycił jej drobne ciało i złączył ich spojrzenia, a w jego było niezrozumienie. Kompletne. Ucieszyła się… że tu był że to zrobił. Jak zwykle okazała mu dobroć swojego serduszka, na którą wiedział, że nie zasługiwał, ale zasłużę.
Miękkie wargi były jeszcze słodsze niż je zapamiętał. Takie ciepłe i wilgotne, delikatne i stęsknione. Uśmiechnął się pod tym pocałunkiem, szczęśliwy, że się udało, że nie musiał nawet nic mówić, że ona po prostu wpadła mu w ramiona. Całował ją tak jak nikogo innego, z uczuciem, którym ja dążył, z tęsknotą, którą obdarzał tylko ją. To było dziwne, ale cudowne zarazem, mieć w życiu kogoś takiego, już to rozumiał i wiedział, że dziewczyna, która wlepia się teraz w jego ciało i jego usta, jest kimś naprawdę wyjątkowym. Tworzyli razem coś wyjątkowego, nawet jeśli czasami było to toksyczne, czy nieakceptowalne przez społeczeństwo. Angelo wyznawał jedną prostą zasadę - jebać zasady. On tworzył swoje własne i to właśnie była jedna z nich.
Kompletnie utonął w jej pocałunku, jakby zapomniał co przed chwilą się działo, co działo się przez te ostatnich kilka miesięcy i co działo się właśnie za jego plecami. Domenico wpadł w pułapkę wściekłych kobiet, które nie przerywały swojego przedstawienia, a tuż obok nich stali oni. Zakochani, stęsknieni i szczęśliwi, że w końcu jest tamował powinno.
Mylił się. Nigdy nie powinien jej zostawiać samej dla jej ochrony i bezpieczeństwa. Czasami go ponosiło, bywał wybuchowy i nie potrafił panować nad niektórymi zachowaniami, ale poza tym mógł dać jej cały świat, dać jej wszystko czego potrzebowała, to musiał być on, to chciał być on. Będzie egoistą. I chuj.
Poczuł coś mokrego na policzkach. Płakała? Czemu? Odsunął się w końcu od jej ust, by przyjrzeć jej buźce i starł mokre policzki nastolatce swoimi ustami. Jeden a później drugi, całując je po kolei z wyczuciem.
- Rozumiem, że mogę to interpretować jako tak? - Rzucił cicho, ale wesoło, uśmiechając do niej szczerze, z ciepłym błyskiem w oku. Oparł czoło o jej i pomógł zejść dziewczynie bezpiecznie na ziemię. Spróbował ją do siebie przytulić, ciasno, mocno, żeby poczuła się w końcu bezpiecznie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Kiedy do Gabi dotrze to co Angelo odwalił z Domenico i tymi kobietami... Kiedy wreszcie oprzytomnieje i zapyta, co chodzi to prawdopodobnie zacznie umierać ze śmiechu, skręcać się na podłodze, wić po niej jak ryba wyciągnięta z wody i duma ją będzie rozpierać przez to, jaka to bystra, pozbawiona przemocy akcja! No dobra, może nie tak do końca pozbawiona przemocy, bo laski ostro jechały z tym wielkim chłopem, który zaczął spieprzać przez cały teren jarmarku, a one go goniły, okładając torebkami i co im w łapska wpadło. Jedno było pewne: wszystkie straciły faceta, ale zyskały nowe przyjaciółki, bo nic tak kobiet nie jednoczy jak zdrada i robienie ich w bambuko. Wtedy to dopiero odzywa się solidarność jajników, której nic nie jest w stanie pokonać. Domenico ma przerąbane na całej linii — pieprzona pijawka, męska dziwka, jakby nie patrzeć. Myślał, że trafił kolejną naiwniaczkę, od której będzie doić kasę i prawdopodobnie, gdyby Gabrielle nie była tak bardzo nastawiona "na nie" względem jakichkolwiek związków, czy przygodnego seksu, to by mu się to udało z racji jej ekstremalnej naiwności, łatwości w manipulacji jej osobą i szukaniu w ludziach tylko dobrych cech. Mimo wszystko chyba można uznać za sukces jej dzisiejsze zachowanie i to wielki, bo jeszcze pół roku temu nie byłaby w stanie tak dobitnie powiedzieć NIE i urwać znajomości, w której nie czuła się komfortowo. Zapewne skończyłoby się na tym, że zaczęłaby chłopa olewać, unikać, wymawiać się aż w końcu to on by z niej zrezygnował, bo przecież ona nie chce ranić jego uczuć... blablabla. Stara śpiewka, ale ta nasza mała blondyneczka chyba jednak zaczynała dostrzegać pewne rzeczy i miała przebłyski tego, by jednak choć trochę zwracać uwagę na swoje samopoczucie, a nie innych.
Angelo wyglądał.... Jak Angelo — idealnie, perfekcyjnie, zjawiskowo, elegancko, ekstremalnie seksownie. Był taki pewny siebie, taki silny i dumny z tym swoim firmowym uśmieszkiem na ustach. Wyglądał dziś jak taki bezczelny typek, który zmienia laski jak rękawiczki, a te mimo wszystko, wiedząc, że tak robi to i tak do niego lgnął, bo przecież bycie przelecianą przez takiego kolesia to jest zaszczyt i każda o tym marzy, by być przez niego przeleciana. Wiele ten opis nie odbiega od rzeczywistości, bo Denaro to taki typ człowieka, który może mieć niemal każdą na skinięcie małym paluszkiem u stopy — ba! Na siknięcie choćby jednym włosem łonowym o, albo rzęsą, ewentualnie kosmkiem jelitowym. Lepiej! Drgnięciem jednej komórki jego ciała, a jak już się zagłębić tak totalnie to nawet i przesunięciem się w komórce rybosomu.
Jakże ona cholernie tęskniła, jak ona bardzo mocno go potrzebowała, to było jak dopuszczenie narkomana do stołu pełnego prochów, strzykawek i innych cudów do podawania dragów do organizmu. I co? I jej kilkutygodniowy odwyk poszedł na marne i będzie musiała oddać żeton Anonimowego Angeloholika. Chłonęła ten pocałunek całą sobą niemal tak mocno jakby chciała go pożreć, wyssać mu mózg tymi ustami. Smakował mieszanką kawy i jego ulubionego cygara, ich języki wdały się ze sobą w namiętny taniec, jakby nikt ani nic nie mogło ich już od siebie odciągnąć. Gabi zamrzyła o tym, żeby im te jęzory się w supeł zawiązały i tak już na wieki zostali, a jedynym rozwiązaniem byłoby odcięcie im tych narządów.
Oczywiście, że ją ratował i powinien to robić zawsze w każdej chwili, każdego dnia, każdej godziny, minuty, sekundy, milisekundy, głównie przed nią samą, bo nikt tak bardzo nie potrafił wpadać w tarapaty, robiąc choćby zwyczajne rzeczy takie jak siku na kibelku, albo kanapka w kuchni. Świat jest pełen niebezpieczeństw i istnieje 99,9% szansy, że Gabi trafi na te najbardziej powalone, choć pozornie niegroźne. Przecież ta dziewczyna może zginąć przez przypadek przecinając sobie kciuka kartką papieru.
Oni są dla siebie stworzeni, cały świat im to mówił, wszystkie znaki na niebie i na ziemi, ciągnęło ich do siebie. Nie ważne, że Angelo potrafi być wrzodem na dupie, nie potrafi czasami pohamować swojego charakterku i działa instynktownie — ona go przecież kocha takim, jakim jest, z wybuchami agresji, z ciętym językiem, ale i troskliwego, szarmanckiego, opiekuńczego dżentelmena z niebywałym poczuciem humoru. Jego zalety były ponad wadami, nie kochała go za coś, kochała go tak o zwyczajnie, po prostu, za to, że zwyczajnie był, oddychał, był cieplutki i całował najlepiej na świecie. Wszystkie te drobne rzeczy składały się na to ogromne uczucie, przy nikim nie czuła się taka kochana, taka atrakcyjna i potrzebna jak przy nim, mimo tych nieprzyjemnych sytuacji, tych wspaniałych było zdecydowanie więcej.
Nie chciała dać się odczepić od jego ciała i postawić na chodniku, bała się, że to okaże się snem, że jego tu faktycznie nie ma i kiedy jej stopy dotkną podłoża ona się obudzi i wszystko wyparuje. Pierwszy szok minął, gwałtowne emocje zaczęły opadać, wyciszała się w kompletnym milczeniu wtulona w jego ciało. Uspokajała się, tętno wracało do normy, nie budziła się ze snu. Był tutaj, pachniał tak zniewalająco, tak obezwładniająco... Próbowała znaleźć jego perfumy w różnych miejscach Londynu, ale nigdzie nie mogła ich dostać, niby po opisie nut zapachowych znajdowali jej podobne, ale żadne nie były TYMI perfumami i wychodziła z drogerii bardzo niezadowolona. Powoli zaczęły do niej docierać dźwięki jarmarkowego gwaru, gwizdy i śmiechy ludzi, odgłosy maszyn, karuzeli, automatów do gier.
W głowie usłyszała głos Sophie, a w zasadzie jej słowa, które jej tłuka do głowy, od kiedy się poznały i opowiedziała jej historię swojej nieszczęśliwej miłości: żaden facet nie zasługuje na to, żebyś przez niego musiała tak cierpieć, żaden, kurwa nawet taki z diamentowym chujem.
Ależ ona była głupia! Jak mogła się tak na niego rzucić bezmyślnie!
-Nie- powiedziała zduszonym głosem, prosto w jego mostek, za którym łomotało serce, jakby tym jednym słowem dźgnęła w nie ostrym jak brzytwa sztyletem. Zachłysnęła się jego obecnością, zachłysnęła się atmosferą świąt, głupią myślą, że ściągnęła go prośbą u udawanego Mikołaja i swoją piosenką na scenie. Przestraszyła się, autentycznie się przestraszyła tego, że kolejny raz ot tak na pstryknięcie palcami pójdzie za nim jak w dym i coś, albo ktoś sprawi, że będą oboje musieli przechodzić przez piekło. Była też inna kwestia, on miał dziewczynę, a nie zrobi żadnej kobiecie świństwa. Trzecia sprawa: nawet jeśli jakimś cudem okazałoby się, że tej kobiety nie ma już w jego życiu to Gabi i tak nie czuła się wystarczająco dobra dla niego, bo wiedziała, że prawdopodobnie nigdy nie urodzi mu dziecka, o którym tak marzy a to byłoby ciosem dla obojga, bo nie dałoby rady spełnić tak nierealnych oczekiwań względem partnera i kończyłoby się na presji i pretensjach.
- Nie...- odsunęła się gwałtownie i zaczęła cofać krok za krokiem, gapiąc się na Angelo ze strachem w tych swoich błękitnych oczach.
- Nigdzie z tobą nie pójdę, nie mogę. Nie chcę. Wracaj... wracaj do swojej dziewczyny, pewnie czeka na ciebie w hotelu. Dlaczego akurat Londyn? Jest tyle innych miejsc na świecie, gdzie możesz ją zabrać... Nie potrzebowałam ratunku, radziłam sobie, doskonale sobie radziłam. Znowu mieszasz mi w głowie, nie mam na to siły...- z każdym słowem wycofywała się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem przez tłum, przeciskając się między ludźmi parła do wyjścia z jarmarku, bo czuła, że się dusi jakby była w ciasnym pomieszczeniu. Nie była w stanie się nawet obejrzeć za siebie i sprawdzić, czy biegnie za nią, czy został tam w szoku. Wypadła z terenu jarmarku, machnęła ręką na londyńską taksówkę, do której wsiadła z walącym jak młotem sercem. Kierowca ruszył, uprzejmie zapytał dokąd jadą.
- Przed... przed siebie. Jeszcze nie wiem, proszę jechać, szybko, nie mogę tu zostać.- wymamrotała, a ręce to jej się całe trzęsły ze zdenerwowania, głównie na samą siebie. Później jednak po jakichś 20 minutach krążenia poprosiła taksówkarza, żeby zawiózł ją pod akademik, gdzie miała zamiar zniknąć w swoim pokoju, najlepiej schować się pod łóżko i pluć sobie w brodę na to, jaka jest głupia. Bardzo chciała przestać go kochać, ale nie potrafiła, nie umiała tego zrobić. Wysiadła pod kampusem, miała do przejścia jakieś 200 metrów przez niewielki park i doszłaby bezpiecznie pod drzwi swojej klatki.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Gabrielle Glass była idealną ofiarą dla kogoś takiego jak Domenico. Młoda, bogata studentka prawa, słodka, niewinna, naiwna… Angelo zdawał sobie z tego sprawę, w końcu sam robił w życiu podobne rzeczy. Wykorzystywanie ludzi i wykorzystywanie ich dla swoich osobistych korzyści było u Angelo na porządku dziennym. Manipulacja to powinno być jego drugie imię. Robił to czasami świadomie, a czasami nie, bo to po prostu przeszło już w pewnego rodzaju odruch. Gabi była zupełnym jego przeciwieństwem, nie potrafiła tak, nie manipulowała ludźmi dla swojej korzyści, ona po prostu była dobra, dawała od siebie to w 100% i wtedy trafiła na kogoś takiego jak on, który to wykorzystał. Nie pierwszy i nie ostatni… Angelo doskonale wiedział jak skończy się schadzka nastolatki z nowo poznanym Włochem i nie po to kurwa z niej zrezygnował, żeby pozwalała sobie ZNOWU na manipulacje i ranienie. Wątpił, że kiedykolwiek się nauczy, skoro nawet wpierdol od samego Denaro jej nie pomógł.
On wyglądał jak ktoś, kto może mieć każdą, ale wprawdzie żadnej teraz nie chciał, a ona wyglądała jak ta, której chcą wszyscy, ale ona chce tylko tego jednego. Choćby chcieli, nie mogło być inaczej, teraz to rozumiał. Stojąc tu przed nią, ratując po raz kolejny z opresji i widząc jej zaróżowione policzki wiedział, że jeśli ona nie wróci do jego życia, to jego stare życie wróci do niego. Czy tego chciał? Chyba nie…
Ale przecież tak się nie stanie, bo rzuciła się w jego ramiona bez najmniejszego zawahania. Wpadła na niego stęskniona, jakby tylko czekała aż się w końcu zjawi.
Angelo Denaro zawsze dostawał czego chciał.
Czy aby na pewno?
Smakowała grzanym winem i słodkościami, które tak uwielbiała. Często jej usta były słodkie, niemal zawsze, a on uwielbiał ich smak. Tak bardzo nie chciał przerywać tego pocałunku, mógłby ją tu wziąć, nawet kurwa publicznie. W głowie układał sobie plan, jak ja stąd ewakuować, że wynajmie drugi apartament, w którym spędza całą noc. Najpierw dziki seks do rana, a później długa, gorąca kąpiel. Chciał zrobić jej masarz i przynieść jutro śniadanie do łóżka. Myślał o tym, tuląc ją do siebie mocno, a policzek oparł na czubku jej głowy, przymykając oczy. Miał w dupie to gdzie jest, najważniejsze było to, że miał ją znów w swoich ramionach, w których była już (o ironio) bezpieczna.
Mogą teraz spędzić miło czas, porozmawiać o głupotach, nie przejmując tymi złymi rzeczami, które się stały. Po prostu dobrze bawić na tym całym jarmarku, może wygra jej jakiegoś pluszaka elfa? Pasowałby do niej, ona sama była jak taki mały, słodki elf, co sprawia wszystkim tylko dużo radości. Uśmiechnął się do tej myśli, ale spożytkował została ona zrównana z ziemią, jak wszystkie inne, które pojawiły się w jego głowie przez ostatnie minuty.
Nie? Jak to… nie?
Bańka mydlana pękła niespodziewanie, przemieniając jego wszelkie nadzieje w pył. Jak to. Nie? Rozszerzył oczy zaskoczony, a jego serce zabiło mocniej… chyba nie rozumiał? Zgłupiał, przecież sama wpadła mu w ramiona, to ona go pocałowała, tak tęsknię i czule jak nikt inny. Patrzył, jak się od niego odsuwa i nagle zrobiło mu się zimno, poczuł dziwną pustkę w miejscu, w którym się przed chwilą przytulała. Zmarszczył brwi i stał, jak kołek patrząc na nastolatkę w niemałym zdziwieniu. I nagle przyszło zbawienie. Odpowiedz na wszystkie pytania. Ach no tak… Przecież nie mogła wiedzieć o pożegnaniu się z Melania, bo niby skąd? Cała Gabi, oczywiście, że nie chciała go z powrotem, bo „miał inną”. Zaśmiał się i pokręcił głową, już miał zacząć jej tłumaczyć, ale ta wzięła nogi za pas.
- Chyba sobie żartujesz… - Rzucił, obserwując jak ucieka. Pokręcił głową i schował twarz w dłonie, przez chwilę rozważając, czy za nią pobiec, ale nie zrobił tego. Wiedział już jakie były jej mechanizmy i wiedział, że to i tak nic nie da. Nie posłucha go, żadne tłumaczenia w tym momencie do niej nie dotrą. Musiała się uspokoić i pomyśleć. Jeszcze pół roku temu ruszyłby za nią, przerzuciłby ją sobie przez ramię i kazał się zamknąć, a później porwał do hotelu i tam ja sobie wziął, jak tylko chciał, bo przecież była jego i przecież sama tego chciała, tylko musiała się podroczyć…
Teraz? Teraz wiedział, że to byłoby tylko zamiecienie wszystkiego pod dywan i jak zawsze zmuszenie jej do wszystkiego siła. Nie chciał tego. Kochał ją, bo zawsze za nim szła, zawsze dla niego była i przede wszystkim go wybierała. Nie musiał jej do niczego zmuszać, ani obiecywać nie wiadomo czego, żeby przy nim była. Zrozumiał, że Gabrielle wybierała z nim być, bo tego chciała, bo go kochała, tego Angelo,którego nie znał świat, na którego nikt nigdy nie patrzył w ten sposób co ona. Czasami miał wrażenie, że zna go lepiej od niego samego, jakby przewiercała mu się w duszę, odnajdując tam jego prawdziwe oblicze. Dziwne uczucie.
Z tych właśnie powodów chciał, żeby znowu go wybrała. Wiedział, że nadszarpnął jej zaufanie. Nadszarpnął… rozszarpał je na strzępy, ale pozbierał te strzępy i na dłoni je przynosił, chcąc, by je razem posklejali znowu w całość. Oczywiście wiedział, że to nie będzie proste zadanie, w końcu… nie pierwszy raz ją zostawił, porzucił, zranił, zerwał. Jak miała mu uwierzyć, że już nigdy tego nie zrobi? Życie pisało różne scenariusze i oczywiście, że mogło ich spotkać dosłownie wszystko. Szczególnie, że dzieli ich całe pokolenie, a w dodatku Gabrielle ma takie, a nie inne problemy medyczne, ale co z tego? Ona brała go takim, jaki był, że wszystkimi nawet najmroczniejszymi wadami, więc i on to zrobi. Poradzą sobie, ze wszystkim. To, czego uczono go na szkoleniach miało jakieś zastosowanie w życiu uczuciowym jak widać. Na każdy problem jest jakieś rozwiązanie, trzeba go tylko poszukać. Z każdego niewłaściwego rozwiązania też są inne, kolejne i tak do skutku, do odnalezienia tego właściwego. Tak podszedł do związku z nia. Skoro decyzja o rozstaniu do uchronienia jej była błędna to teraz podejmował kolejną. Może znowu błędna, a może okaże się ona właśnie tą właściwą? Wiedział jedno na pewno - nie spróbujesz, poddasz się, a nigdy się nie przekonasz.
A on nigdy się nie poddawał.
Upewnił się tylko, że nie zrobiła nic głupiego, że pojechała do akademikami dotarła do niego cała i zdrowa. Dostał cynk, że jest w parku przed wejściem i że właśnie jego człowiek pilnuje, by przez nie przeszła. Dopiero wtedy wsiadł w swoją taksówkę i wrócił do hotelu, do córki, której należały się w końcu jakieś wyjaśnienia. Porozmawiał z nią o Gabrielle, pamiętała ją z wtedy z plaży. Wytłumaczył, że to ktoś dla niego bardzo ważny, że byli razem, ale nawalił i teraz próbuje ją odzyskać. Stąd ta wizyta w Londynie. Valentine nie wyglądała na zadowoloną, wręcz przeciwnie, a nawet mógłby stwierdzić, że wystraszyła się. Angelo zapewniał ją, że są teamem, zespołem do końca życia i nic ich nie rozdzieli. Że jest jego córeczką i zawsze nią będzie, że zawsze będzie dla niego bardzo ważna. To była trudna rozmowa, szczególnie, że nie potrafił jeszcze dobrze ani rozmawiać o uczuciach ani przekazywać dziecku informacji w odpowiedni sposób. Nie do końca był pewien, co może powiedzieć, a czego nie, więc mówił jak najmniej, starając się zachować w dziewczynce spokój i nie budzić w niej jakiegoś zagrożenia. Rozumiał, że straciła matkę,p i dopiero co poznała ojca, wiedział, że może mieć obawy, że jego też straci. To nie było łatwe, wytłumaczyć dziecku jak działa świat dorosłych i że tatuś nie kochał mamusi, a jest jakaś inna baba w jego życiu. Już chyba wolał przeprowadzać narady wojenne niż trudne rozmowy z dzieckiem. Dobitnie się o tym przekonał. Co miał jednak zrobić? Musiał jej powiedzieć, z kilku powodów. Nie wiedział ile tu zostaną, musiał jej wytłumaczyć, czemu nie spędzają razem całego czasu tutaj i czemu tak to wszystko właśnie wygląda. Postanowił być z nią szczery, jeszcze tylko została jedna trudna rozmowa do przeprowadzenia. Jej obawiał się trochę bardziej.
Skończyło się tak, że Valentine się obraziła, popłakała i zamknęła w swojej sypialni. Wynajął duży apartament, z dwoma sypialniami, żeby miała jednak trochę prywatności, bo zauważył, że tak jak i on, bardzo ją sobie ceniła. I to był strzał w dziesiątkę, bo też musiał pobyć sam, ten dzień wyczerpał go psychicznie. Wziął telefon do ręki, leżąc w łóżku i postanowił napisać do Gabi.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Widziała zdziwienie malujące się na jego twarzy, to było nie do podrobienia! Jakby kompletnie się tego nie spodziewał, jakby wziął za pewnik, że znów będzie wszystko dobrze tylko dlatego, że tu był, że chciał ją znów w swoim życiu, kiedy wcześniej upierał się, że nie może w nim być, bo bez niego będzie zdecydowanie szczęśliwsza. No tak, przecież Panu Denaro nikt nie śmie odmawiać w obawie o jego gniew, to faktycznie można się zdziwić kiedy ktoś się sprzeciwi jego woli, ale ona nie zrobiła tego, żeby utrzeć mu nosa. Przestraszyła się swoich własnych uczuć! Tego, że znów tak bezmyślnie dała im się ponieść i zanim zdążyła użyć mózgu już zadziałała. To jej ciało zrobiło to za nią, chyba używając pamięci mięśni, inaczej nie mogła tego racjonalnie wytłumaczyć. Cała masa różnych emocji zalała jej drobne ciało: szczęście, miłość, spokój... ale i strach, niepewność, złość, bezradność i to jak słaba przy nim była. Wystarczyło jedno spojrzenie tych jego ciemnych oczu, żeby jej mózg zaczął o wszystkim, co złe zapominać. W zasadzie... To słowa raniły ją najbardziej na świecie, nie złapanie za szyję, szarpnięcie, popchnięcie czy uderzenie, tylko właśnie słowa, bo one zostawiały niewidzialne gołym okiem, głębokie rany, które są ekstremalnie trudne w gojeniu. Ciało wyleczy się szybko, siniaki znikną, otarcia szybko przestaną być widoczne, to się da jakoś zakryć i wyklepać.
To nie była ucieczka od niego, bo chciała zostać, chciała rozmawiać, wysłuchać go, ale w tym momencie uciekała od samej siebie, tej przerażonej, zagubionej, niewiedzącej, co ma myśleć siebie. Ta chęć wyjścia z sytuacji była zdecydowanie silniejsza od zdrowego rozsądku. Nawet kiedy straciła dzieci nie chciała uciekać, chciała stawić temu czoła razem z nim, bo wiedziała, że razem sobie poradzą, ale przecież nie było już ich, był ON i była ONA, dwa osobne elementy, które musiały nauczyć się jak żyć osobno. Przez ten czas, kiedy tu była i przez to jak paskudnie nazwał ją w trakcie rozmowy telefonicznej, obudowała się pewnego rodzaju skorupką, która nie pozwalała na to, by wpuścić do wnętrza określone emocje i nie wypuszczała ich na zewnątrz. Te kilka tygodni sprawiły, że w końcu nauczyła się spać sama, nauczyła się nie myśleć o sobie w liczbie mnogiej, czyli: zrobimy, pójdziemy, zjemy itp. tylko zrobię, pójdę, zjem. Odzyskiwała balans, godziła się z rzeczywistością aż tu nagle zjawia się Denaro i znowu wszystko psuje. Siedząc w tej cholernej taksówce cała się trzęsła, a kiedy szła przez park, stukając o asfaltowy chodnik obcasami rozglądała się dookoła, jakby się bała, że Angelo zaraz wyskoczy zza jakiegoś drzewa, że ją osaczy, że zmusi do rozmowy czy przebywania w jego towarzystwie. Nic takiego się nie wydarzyło, ale i tak miała jakieś niejasne przeczucie, że ktoś wlepia w nią oczy. Oglądała się za siebie co chwilka nim nie dotarła do bramy akademika. Odetchnęła dopiero kiedy odbierała od portiera swój klucz, bo zasady były proste — wychodzisz to zostawiasz klucz na recepcji, żeby przypadkiem się nie zgubił, bo dorobienie kart do tych elektronicznych zamków jest obrzydliwie drogie. Wpadła do swojego pokoju jak po ogień, zrzuciła z głowy czapkę, którą cisnęła na łóżko, zatrzasnęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i zjechała na podłogę.
- Jasna cholera!- krzyknęła i wplotła palce w jasne włosy i je tam zacisnęła. Miała ochotę rzucić jakimś soczystym przekleństwem, ale naprawdę rzadko używała takich mocnych słów, nie lubiła przeklinać, uważała, że kobieto mnie wypada. Z ust mężczyzn brzmiało to jakoś zdecydowanie bardziej naturalnie.
Nie wiedziała, co powinna myśleć, jak się zachować, uderzyła kilka razy głową w drzwi, pobiła pięściami niewinny dywan, postukała nogami o podłogę jak małe dziecko, które się na nią rzuciło, bo nie dostało cukierka. Zachowała się jak rozkapryszona księżniczka, jak bachor i ostatni tchórz, ale to ją przerosło.
Myślała, że zyskała trochę siły po tym co przeszła z Angelo, jak ją wspierał, jak zachęcał do robienia tego, czego chce od życia. Przy nim była zdecydowanie bardziej pewna siebie i swoich umiejętności oraz atrakcyjności. Ona była jak taka lwiczka a on jak wielki, silny lew stojący za plecami swojej partnerki, przez co nikt nie śmiał nawet krzywo na Gabrielle spojrzeć. Z nim u boku niewiele rzeczy ją przerażało, a teraz? Teraz kiedy była sama to nawet szelest liścia sprawiał, że drżała ze strachu.
Nie mogła znaleźć sobie miejsca w tym ciasnym pokoju, kręciła się, chodziła po nim, gadała do siebie, co chwilka zerkała na wydruk zdjęcia tej całej jego laski, w który w wolnych chwilach ciskała dartami, celując w środek głowy, w oczy, w usta, uszy, gdziekolwiek. Nawet miała ochotę iść do jakiejś wróżki i zrobić laleczkę woo-doo i dźgać ją szpilkami, żeby ją to bolało, ale niestety, do tego potrzebowałaby chociaż jednego włosa tej dziewczyny, więc pomysł spalił na panewce.
Poszła pod prysznic, musiała się rozgrzać, bo zmarzła mimo całkiem ciepłego ubrania. Cholera nawet nie mogła się nacieszyć tym cholernym śniegiem, który tak bardzo chciała zobaczyć, przez co była na Angelo jeszcze bardziej zła. Zepsuł jej jeden z piękniejszych momentów, jaki widziała! To znaczy w tej chwili tak to odbierała, bo nie była to prawda, przecież był z nią, przytulali się, całowali dokładnie tak jak sobie to wyobrażała kiedy jeszcze byli razem, ale już dla zasady będzie na niego zła, bo tak. Bo jest kobietą i może! Baby są zmienne jak pogoda — dużo w tym prawdy. Najpierw się na niego rzuca z jęzorem, później spieprza... Brawo.
Przebrała się w ciepłą piżamkę i wskoczyła pod kołdrę, ale długo nie mogła zasnąć, kręciła się i wierciła z boku na bok, waliła rękami w łóżko z irytacji i takiej bezsilnej złości, aż nagle telefon zaczął jej pikać w charakterystyczny sposób. Machinalnie po niego sięgnęła. Oczywiście... Angelo, jakże by inaczej. Serce znów zaczęło jej bić szybciej. Chciała go olać, chciała bardzo, ale nie umiała, był dla niej zbyt ważny więc odpisała, a później... Po tym co do niej napisał umierała ze śmiechu, popłakała się. Śmiała się tak głośno, że ktoś zza ściany zaczął w nią walić pięścią, żeby ryja zamknęła, bo był środek nocy a ten ktoś chciał spać. Kiedy ona nie mogła przestać! Postanowiła jednak być twarda, zimna, niedostępna i dobitnie chciała pokazać, że ma z nią nie zadzierać. Jasne... nikt przy zdrowych zmysłach by się jej nie bał, ale odpisała krótko, zwięźle i treściwie, aczkolwiek... Jego odpowiedź sprawiła, że znów zrobiła się zła. Jak mógł nazywać ją KRÓLICZKIEM?! Kiedy to jego dupa, z którą rzekomo wcale nie był, bo była tylko podróbką niej samej, miała na Instagramie nazwę taką a nie inną? Może nazywanie słodkiej blondynki per króliczek weszło mu już w krew przez ten czas? O nie, tak to nie będzie wyglądać — słowo KRÓLICZEK będzie absolutnie zakazane!
Odwróciła się przodem do drzwi, sięgnęła po darta z szafki nocnej i cisnęła nim przez pokój a ten wbił się centralnie w lewe oko Melanie i Gabi pokazała jej podobiźnie środkowy palec, nazywając ją w myślach wywłoką.
Długo nie mogła zasnąć, naprawdę udało jej się dopiero przyciąć komara około siódmej rano i przespała może ze trzy godziny, bo przecież musiała się przygotować na tą poważną rozmowę! A co to oznaczało? Że musiała wyglądac jak najlepsza wersja siebie, a w pakiet wchodziło: depilacja każdego skrawka ciała, balsamowanie, wypachnienie, wypielęgnowanie maksymalne wszystkich możliwych miejsc, idealna fryzura, perfekcyjny makijaż, użycie ulubionych perfum, wystrojenie się, dołożenie ciepłej czapki, szaliczka i rękawiczek i była gotowa, żeby dojechać METREM na Camden Market. Była już tutaj kilka razy i jadła najlepsze truskawki w czekoladzie, jakie widział świat, ale nie do końca wiedziała, dlaczego Angelo, chce się spotkać właśnie tu. Po nim raczej spodziewałaby się jakiejś wykwintnej restauracji, gdzie mogliby usiąść w odludnym miejscu i porozmawiać w spokoju. Na miejsce dojechała dość grubo spóźniona, bo niemal pół godziny, a wszystko to przez to, że jedno metro jej zwiało, drugie było tak pełne, że nie dała rady wsiąść i dopiero do trzeciego się wbiła.
Gdzieś tam z tyłu głowy miała taką myśl, że Angelo na bank będzie mocno wkurzony, że musi czekać w takim zimnie na zewnątrz, że będzie na nią zły, uzna jej spóźnienie za kompletny brak szacunku, ale gdzieś w połowie drogi uznała, że jak kocha to poczeka, trudno. Była warta tego czekania, niech mu dupa zmarznie. Dotarła na miejsce i stanęła przed wejściem na Camden Market, zdjęła jedną rękawiczkę, żeby odblokować telefon i napisać do Angelo krótką wiadomość pod tytułem: Jestem.
Rozejrzała się w poszukiwaniu wysokiego, przystojnego mężczyzny i jakoś tak automatycznie się spięła. Oboje potrzebowali tej rozmowy, ale ona miała jakieś dziwne przeczucie, że stanie się coś, co nie powinno.
Ha! Biedna Gabi nie miała pojęcia, że stała po złej stronie targu, a Angelo czeka na nią przy drugim wejściu, pewnie będą się szukać kolejne pół godziny, a może on ją znajdzie? Pewnie tak, bo zawsze do niej trafi, nie ważne co by ich dzieliło to i tak ją odnajdzie nawet w najgorszym szambie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Chłodna woda przyjemnie koiła jego pospinane ciało. Krople ściekały mu z czoła i ciemnych włosów, a dłonie ułożone miał na ścianie przed nośną, zastygając w bezruchu, topiąc w swoich myślach. Nie mógł spać, skończyły mu się dragi, a dopiero dzisiaj rano mógł zdobyć najbliższą dostawę. Przez to noc była prawdziwą udręką. Kręcił się z prawo na lewo z lewo na prawo, na plecy, na klatę. Myślał o wielu sprawach, o problemach w biznesach, z Gabi, o córce. Tak wiele spadło teraz na jego silne Barki, przyzwyczajone do dźwigania odpowiedzialności i ciężarów wszelkich.
Odpowiedzialność. Towarzyszyła mu odkąd pamiętał, taka już jego rola, być odpowiedzialnym za wszystko, a teraz i za swoje złe wybory. Wkurwiał się, bo rzadko popełniał w życiu błędy, musiał wydawać dobre osądy, bo od tego często zależało ludzkie życie i wielkie kontrakty, a nawet przyszłość jego Rodziny. Wkurwiał się, bo potykał się raz za razem w relacji z tą cholerną nastolatką! Może to dlatego, że mu zależało, a przecież nigdy nie miało zależeć, do spraw podchodzić miał na chłodno, bez zbędnych emocji. Może dlatego, bo nie miał w tym doświadczenia i był jak dziecko we mgle, szukające chaotycznie wyjścia. Sam już nie wiedział, ale nie chciał się usprawiedliwiać. Złe decyzje to złe decyzje i tyle, należało podejmować kolejne. Wczorajsza wymiana SMS-ów była dość dziwna, bo wiedział co bawi Gabrielle i wiedział, że na pewno śmiała się z jego wiadomości, ale jej odpowiedź była taka… chłodna i obca. Pachniało mu to doradztwem koleżanek, może nawet zadzwoniła po ich spotkaniu do tej całej Zosi i ta wyprała jej głowę? Laski zawsze tak robiły. Tego się już nie dowie, najważniejsze zaś było to, że zgodziła się z nim spotkać i nie musiał sięgać po inne sposoby.
Zakręcił wodę, przeczesałem tył mokre włosy i spojrzał na siebie w odbiciu lustra. Wyglądał paskudnie, miał zaczerwienione oczy i wory pod nimi z niewyspania. Taki jest koszt nieprzespanej nocy. Westchnął i spróbował doprowadzić się do ładu, choć nie był w stanie nic zjeść. Nie poszedł też na siłownię, postanawiając spędzić poranek ze swoją córką, która nadal nie była w humorze. Obiecał jej pączki na śniadanie i kakao, więc kącik jej ust już trochę drgał ku górze, ale nadal nie chciała z nim rozmawiać. Dopiero na łyżwach udało mu się z niej coś wyciągnąć, bo tak, zabrał ją na ślizgawkę, choć sam jeździć nie potrafił. Okazało się, że Valentina wręcz przeciwnie i śmiała się ze starego ojca, który spadł na dupsko dwa razy, raz zbijając sobie dość mocno kość ogonową. Po lodowisku zabrał córkę na makaron, choć sam nie tknął niczego poza wodą, nadal mając dziwnie zaciśnięty żołądek. Poza tym, zjedzą na miejscu z Gabi, prawda? Miejsce, które wybrał nie było przypadkowe i tak, można byłoby się po nim spodziewać czegoś nieco bardziej wykwintnego, ale stwierdził, że wybiera miejsce dla niej, nie dla siebie. Nie chciał też tworzyć jakieś takiej sztucznej, dziwnej otoczki wokół tego spotkania, tylko właśnie zapewnić im komfort do miłego spędzenia czasu. Stojąc rano pod tym pieprzonym prysznicem zastanawiał się, co ma jej powiedzieć. Po raz kolejny układał w głowie przemówienie i po raz kolejny nie brzmiało ono wystarczająco dobrze. Może nie powinien się nad tym zastanawiać, tylko po prostu spotkać z nią i już? Niby musieli porozmawiać, chciał jej wyjaśnić wiele spraw, ale nie chciał, by tak jak wczoraj, znowu uciekła. Musiała to sobie układać powoli, jak to ona, bo była jak taki mały króliczek, którego łatwo spłoszyć w zasadzie, a Angelo ani przez chwilę nie powiązał tego z nazwą Melanie na instagramie.
Musiał wziąć jeszcze jeden, rozgrzewający prysznic, przemarz trochę wcześniej, a dupsko bolało go od wypadków, przez co nie mógł do końca normalnie chodzić. Był na siebie zły, że pozwolił założyć sobie łyżwy na nogi, ale wiedział, że musiał to zrobić, jeśli musieli zaprzęgnąć konflikt z Valentina. Czego się nie robi dla dzieci, co?
Przebrał się i ułożył dokładnie włosy, zaczesując je do tyłu na żel. Spryskał się swoimi autorskimi perfumami, których notabene Gabrielle nie mogła znaleźć w sklepach, bo stworzył je z własnych feromonów i wachlarza zapachów. Na dłonie wsunął skórzane rękawiczki i jeszcze raz spojrzał na siebie w lustrze. Pod swetrem z szyi zwisał mu złoty krzyżyk, który zawsze ze sobą nosił, gdy wyjeżdżał poza dom. Widział w swoich oczach strach, a twarz, którą widział w odbiciu wydawała się taka obca. Gdzie ta jego pewność siebie nagle się ulotniła? Przecież… Gabi mu nie odmówi, prawda? A co jeśli postanowi mu już więcej nie zaufać, albo zaufa, ale nie będzie tak jak kiedyś, a oni tego nie pozbierają? Skruszone kawałeczki zaufania okażą się do siebie nie pasować, albo skruszą jeszcze mocniej. Nie podobało mu się to, co działo w jego głowie, bo nigdy nie był taki słaby jak teraz. Gdzie ten silny Angelo Denaro? Zadarł dumnie brodę w górę, poprawił płaszcz i wyszedł, powtarzając sobie jak mantrę, że to on jest tu drapieżnikiem, zdobywcą, że to on rozkłada karty i ustala reguły gry.
Czy aby na pewno?
Po drodze do Camden Market zatrzymał się jeszcze po bukiet, choć bił się z myślami, czy na pewno powinien był go kupować, ale z drugiej strony miał przyjść z pustymi rękoma? Albo może chociaż… kupić mniejszy? Nie, Angelo oczywiście musiał wykupić wszystkie róże w kolorze różowym, bo ona mu się z nimi półprostą kojarzyła. Kierowca Angelo nie śmiał się odezwać, ale czuł, że jego szef poważnie przeskrobał. Nawet nie miał pojęcia, jak bardzo miał rację. Zatrzymał się przed podanym przez Angelo adresem dziesięć minut przed czasem, tak, jak sobie szef zażyczył.
Stał stał stał i czekał i czekał i czekał… wybiła godzina 0. 5 po, 10, 20… 30. Wyglądał jak wystawiony przez kobietę debil, ostatni pajac i chyba tak było? Nie pisał, nie dzwonił, czekał, choć niecierpliwie, z każdą kolejną minutą wkurwiając się coraz bardziej. Bardzo nie lubił czekać, a ona dobrze o tym wiedziała. Zrobiła to specjalnie? Spóźni się godzinę? Czy może… faktycznie go wystawi!? W głowie miał mętlik, istny chaos, zmieszany ze wściekłością. Sam już nie wiedział co myśleć, ale zaczynał czuć się strasznie żałosne i w momencie, w którym niemal pękł i wyjebał te cholerne kwiatki do śmietnika, zawibrował mu telefon, to była ona. Rozejrzał się, ale jej nie widział. Robiła sobie z niego żarty? Może to jakiś głupi pomysł koleżaneczek? Chwilami zaczynał żałować, że w ogóle tu przyszedł, że czekał tyle czasu na mrozie, do którego nie był tak do końca przyzwyczajony. Przemarzły mu stopy i gęba, uszy zrobiły się czerwone, jak i koniuszek nosa, a do tego ta przeklęta zbita dupa. Rozejrzał się znowu, nerwowo, ale nie mógł jej nigdzie dostrzec.
- No pojebie mnie zaraz… to nie jest kurwa śmieszne. - Syczał przez zęby, chodząc jak poparzony i mimo swojej wysokiej postury, nie mógł za cholerę wypatrzeć nastolatki. Stwierdził, że podejmuje ostatnią próbę znalezienia jej i jak odkryje, że nie przyszła, że to jakiś głupi żart, już nigdy się do niej nie odezwie. Dumę Angelo łatwo urazić, szczególnie wtedy, gdy sam wyciąga pierwszy rękę, bo on tego praktycznie nie robi. To, co działo się teraz,było niemal cudem, a może i nawet cudem samym w sobie, skoro aż tak się starał, walczył o to, by ktoś został w jego życiu.
Przeszedł więc przez cały targ, rozglądając się na boki w poszukiwaniu niskiej blondyneczki. To nie było łatwe, bo ludzi było sporo, blondynek też. Mógł co prawda do niej napisać, albo zadzwonić, ale nie pozwalała mu na to duma, bo przecież… jak to tak? Musi znaleźć ją sam, a jak się jeszcze okaże, że to jakiś głupi plan jej koleżanek (bo jej o takie pomysły nie podejrzewał), to tylko zbłaźniłby się jeszcze do niej dobijając. Uniósł wysoko podbródek, uspokoił się i na chłodno przeszedł targ do końca.
Nie ma jej. Zrobiła mnie w chuja… i po raz drugi bukiet niemal nie wylądował zdeptany na ulicy, czy też w śmietniku nieopodal. Znów, w ostatnim momencie udało mu się powstrzymać nerwy, a jego spojrzenie padło na …
Różowego, małego skrzata. Nagle cała jego złość przeszła, była tu. Co zabawniejsze, idealnie pasowała pod kolor kwiatów, które (wciąż o dziwo) dla niej miał. Była tu, po prostu się spóźniła, znając ją, pewnie uciekły jej wszystkie metra, autobusy, a na każdym przejściu paliło się czerwone światło… i to jest właśnie to. Jego furia, przez którą wychodziły między nimi niedopowiedzenia. Dokładnie tak było z poronieniem i tak byłoby teraz, gdyby nie dostrzegł jej jednak w tym cholernym tłumienie, nie przeszedł przez targ. Poleciałby do nowego jorku i już nigdy do niej nie odezwał, a ona myślałaby, że to właśnie on ją wystawił. Musiał przestać, przestać tak pochopnie reagować, wiedział o tym.
Uśmiechną się i ruszył w jej stronę, zapominając już o tym co było. Nawet nie był zły, że musiał czekać, bo… przyszła.
Zaszedł ją od tyłu.
- Chyba znowu czytam ci w myślach… - Nawiązał do koloru ubrań nastolatki, a jednocześnie bukietu. - Cześć randryneczko, to dla ciebie. - Wręczył jej bukiet. Normalnie pewnie wkurwiłby się za to czekanie i strzelił jej wykład, ale nie tym razem. Stwierdził też, że chyba przesadził z ilością tych kwiatów, bo były większe od niej…
- Pięknie wyglądasz… - Zatrzymał się chwilę na jej spojrzeniu, które dzisiaj wydawało się takie inne, obce, ale wciąż gdzieś tam było to jej spojrzenie, które rozgrzewało mu serce. Już przestało być mu zimno. Uśmiechnął się. -Z resztą jak zawsze. Głodna? Po co w ogóle pytam. Może inaczej, od czego chcesz zacząć? Byłaś tu już może? Jak zobaczyłem to miejsce, od razu pomyślałem o tobie. Co szef kuchni poleca? - Głupio pytał. Gabi była zawsze głodna i pewnie chciałaby spróbować wszystkiego co tu serwują, więc zadawanie pytania, co chce, również odpadało.
Nie przekroczył granicy, którą zbudowała między nimi ucieczką od niego po pocałunku. Nie przytulił jej, nie pocałował, nawet się nie zbliżył, po prostu wręczając kwiaty i czekając na jej reakcje. Musiał wybadać, poobserwować ją, na ile może, a na ile nie sobie pozwolić. Nie mógł jej znowu wystraszyć, nie taki był jego cel. Spokój i cierpliwość, dwie rzeczy, z którymi miał największy problem, mogły doprowadzić go do zwycięstwa.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dlaczego tak bardzo się stresowała? To było bardzo dziwne uczucie, bać się spotkania z osobą, do której czuje się tak wielką miłość i darzy się go takim szacunkiem. Trochę tak jakby szli na pierwszą w życiu randkę nie do końca wiedząc, czego mogą się po sobie spodziewać. Czy wolno im się złapać za rękę? Objąć? Pocałować? Rzucić dłuższe spojrzenie, które przepełnione będzie tym szczenięcym zakochaniem?
Całe sedno jest w tym, że ich miłość nie była już szczenięca i chyba była taka tylko na samym początku, kiedy to Gabi wywaliła z wyznaniem na tej cholernej plaży, czego absolutnie nie powinna była robić, jednakże okoliczności były ku temu tak sprzyjające, że gdyby nie to, to pewnie jeszcze długo nie wyrzuciłaby z siebie tych słów.
Blondynka wiele by dała, by móc cofnąć czas, pewne rzeczy zrobić całkowicie inaczej, ale przecież nikt nie ma takich umiejętności, ani żadne pieniądze świata nie są w stanie kupić możliwości podróży w czasie. Kiedy patrzyła na ich pokręcony związek z perspektywy dostrzegała w nim zarówno swoje błędy, jak i jego. Przecież między nimi było tyle niedopowiedzeń i przypadków, że można by było tym obdzielić ze trzy pary kochanków. Komunikacja leżała i kwiczała z jednej prostej przyczyny: nikt, nigdy nie nauczył ich jak to robić poprawnie. Gdzieś w głowie obojga była pewnego rodzaju blokada, strach przed kompletnym obnażeniem się przed drugą osobą w obawie o to, że będą oceniani przez pryzmat tego, co tam pod kopułami się dzieje.
Gabrielle nawet nie pomyślała o tym, żeby napisać do Angelo cholernego sms-a, że się spóźni, że metro jej zwiało, że kolejne było pełne i nie dała rady się wcisnąć, była zbyt zestresowana i spięta tym, co on chce jej powiedzieć, żeby jasno myśleć. Biedny Angelo przechodził katusze, myślał o najgorszych możliwych scenariuszach, ale wykazał się GIGANTYCZNĄ jak na niego, dawką cierpliwości i wyrozumiałości, choć był już na granicy wytrzymałości. Trzeba mu przyznać złoty order z ziemniaka za to, że jednak wytrwał, chowając swoją dumę do kieszeni.
Prawda była taka, że Gabi z nikim się nie kontaktowała, nie rozmawiała ani z Sophie, ani z innymi koleżankami, nawet do Sary nie zadzwoniła, ani tym bardziej do Emily, która odbywała właśnie wakacje w psychiatryku. Uznała, że musi poradzić sobie sama, jak z większością rzeczy w życiu do tej pory. Dopiero wejście w relację z tym cholernie seksownym Włochem dało jej wytchnienie i wsparcie, którego tak bardzo potrzebowała, bo ileż może znieść takie drobne ciało? A no wiele, bo duchem jest harda niczym stal. Większość lasek już dawno machnęłaby ręką na to wszystko i odpuściło walkę, tak jak teraz robiła to ona.
Jeszcze z niczego w swoim krótkim życiu nie zrezygnowała w tak bolesny sposób.
Zaczęło jej się robić zimno kiedy tak stała w miejscu, czekając na Angelo, myślała, że to on będzie tu stać i jej wyglądać, ale rozglądała się za nim i nigdzie nie mogła dostrzec tego wielkoluda. Ciężko go było przeoczyć, przecież miał prawie dwa metry i był dobrze zbudowany, na dodatek poznałaby go z kilometra, bo jego reputacja go wyprzedzała, to znaczy... rozsiewał w przód i w tył i na boki specyficzną aurę, w której o dziwko jej było bardzo dobrze.
Może już pojechał, bo się wkurzył, że się spóźniła? Pewnie tak było i już nigdy się nie zobaczą. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, przecież czuła wcześniej, że stanie się coś złego i to musiało być to! Znowu zawaliła, znowu dała ciała na całej linii! Czy ona się kiedykolwiek nauczy wychodzić na spotkania odpowiednio wcześniej? Wątpliwe.
Zacisnęła nerwowo dłonie w pięści i zaczęła się przechadzać od jednego słupka do drugiego, żołądek fikał koziołki, prawdopodobnie z głodu, bo dziś zjadła tylko trochę suchych płatków, bo mleko z jej lodówki jakimś magicznym sposobem skwaśniało. Na stołówce jadała tylko obiady, miała wykupiony pakiet, który upoważniał ją do jednego wejścia na dzień przez cały czas trwania semestru.
Powinnam była ubrać cieplejsze buty, palce u stóp mi zamarzają, cholera... - pomyślała bardzo optymistycznie, czując jak stópki jej drętwieją z zimna, do którego absolutnie nie była przyzwyczajona. Tęskniła za australijskim słoneczkiem, mimo iż śnieg jest pięknym zjawiskiem!
Oczekiwanie wydawało się nie mieć końca, minuta, dwie, pięć... Nie było siły, żeby się spotkali, na bank już odjechał i właśnie był w drodze na lotnisko wraz ze swoją córką. Blondynka poczuła przypływ złości na samą siebie, zerkała na ekran telefonu nerwowo i już miała odejść, naprawdę robiła krok do przodu, kiedy usłyszała za sobą TEN głos.
Oddech uwiązł jej w płucach, przestała wypuszczać z nosa i ust parę niczym wściekła smoczyca, ciało przeszły dreszcze kiedy się odwracała. To, co zobaczyła sprawiło, że oczy jej błysnęły niczym milion diamentów, bo pierwsze co ujrzała to naręcze przepięknych róż, otulonych czarnym papierem z każdej strony, a dopiero później przeniosła wzrok ku górze na twarz Angelo i nie mogła... zwyczajnie nie mogła powstrzymać drgnięcia kącików ust. To znaczy chciała się uśmiechnąć, ale przypomniała sobie, że ma być zdystansowana i kompletnie chłodna, obojętna, jak nie ona. To było trudne, ale tak sobie założyła i koniec, a uparta jest jak osioł.
Zupełnie instynktownie wyciągnęła ręce po kwiaty, przy tym musnęła ręką jego dłoń, otuloną skórzaną rękawiczką, a mimo to przeszedł przez jej ciało prąd. I jeszcze ten jego zapach, boże przecież ona umrze jak się nie dowie co to za perfumy!
- Dziękuję, są piękne, ale to nie było...- chciała powiedzieć, że to nie było konieczne, ale uznała, że to i tak nie ma sensu, bo to walka niczym z wiatrakami. Ona swoje, on swoje i każde sobie, z Angelo w pewnych kwestiach się nie wygra, a ona i tak lubi dostawać kwiatki. Bukiet był ciężki, ledwie dała radę go objąć, zasłaniał jej pół gęby, więc musiała zadrzeć brodę, żeby zgiąć nieco czarny papier, by móc patrzeć na mężczyznę, kiedy ten do niej mówił.
Wiedziała, że jego komplement jest szczery, widziała to w jego oczach, ale było tam coś jeszcze... Jakaś niepewność, niepokój, może nawet strach? Ale i ten błysk... Ten, który był zarezerwowany tylko dla niej! I w jej oczach pojawiły się te ciepłe iskierki, ale musiała je zgasić, dopóki nie zapłonęły żywym ogniem.
Ugh.... Nie! To jest nie do pomyślenia! Jak on może tak dobrze wyglądać w tej pieprzonej czerni! Jak może wyglądać tak genialnie w płaszczu, który totalnie daje gangsterki vibe? No przecież jakby przyzwoitość by na to pozwalała to by tu i teraz mu się oddała, tak jak stoją. Trochę zapomniała języka w gębie, ale nie będzie mu teraz prawić komplementów! Choć nie potrafiła ukryć wyrazu podziwu, który odmalowywał się na jej zarumienionej buźce. Przymknęła oczy i powąchała kwiatki, pięknie pachniały.
- Byłam na truskawkach w czekoladzie i owocach w cukrze, tych takich azjatyckich, teraz strasznie modnych i wiralowych na tik toku i Instagramie.- rzuciła jak gdyby nigdy nic, na luzie, jakby nic się nie stało, jakby nie było między nimi przepaści, którą Angelo próbował przeskoczyć. Gabi przytulała do piersi bukiet jakby ten miał być jej tarczą ochronną przed kontaktem fizycznym z nim, bo jeśli by do niego doszło, to by przepadła.
- Nie wiem... Chodźmy na kotlety, czy coś. Przecież lubisz kotlety, tam na końcu jest polskie stoisko, mają nawet te ogórki ze śmietaną. To znaczy ja nie chcę jeść kotletów, w zasadzie to nic nie chcę jeść. Jestem głodna, ale za bardzo się denerwuje, żeby coś przełknąć. Bo to trochę tak jakbym szła na jakiś ważny egzamin, od którego zależy być albo nie być.- zaczęła trajkotać, jak to miała w zwyczaju kiedy była zestresowana, a teraz była, bo chciała mieć tą rozmowę za sobą. Musiała jednak kontynuować swoją paplaninę, bo coś jej się przypomniało.
- Wczoraj trochę nie ogarniałam... Co się właściwie stało? Kim były te kobiety? Czemu tłukły Domenico tak bezlitośnie? Byłam w szoku, że tam byłeś i odjęło mi mózg, jak zawsze przy tobie. Nie chcę nie mieć mózgu, lubię swój mózg. O czym chciałeś rozmawiać? Co chcesz wyjaśniać? Myślałam, że wszystko sobie powiedzieliśmy i znikamy ze swoich żyć. Dlaczego właśnie teraz, kiedy już zaczęłam powoli godzić się z sytuacją, kiedy znalazłam przyjaciół, kiedy na uczelni zaczęłam się wdrażać?- mówiła rozgorączkowana, jakby bała się dać mu dojść do słowa. Przestąpiła z nogi na nogę, bo palce u stópek nadal były skostniałe i chyba zachciało jej się siku, a to już jest większy problem. Poprawiła bukiet w ramionach i przestąpiła krok do przodu, żeby dać znać, że mogą iść, kiedy ona dalej mówiła!
- Przyjeżdżasz sobie, nic nie mówisz, że się zjawisz i co? Mam skakać z radości i... Nie powinnam cię wczoraj całować, przepraszam, to był impuls. Poważnie? A co jeśli nie wiem, tak bym się przestraszyła, że bym cię zastrzeliła, albo kopnęła w jaja, albo prysnęła gazem pieprzowym w oczy? Tak, mam gaz pieprzowy w torebce, nie bądź taki zdziwiony. To jest Londyn, wielkie miasto pełne obcych ludzi, to nie małe Lorne Bay, gdzie niemal wszyscy się znają. Jestem zła na siebie i na ciebie i ja nic nie rozumiem, mam zamiast mózgu jakąś cholerną papkę.- mówiła bardzo szybko i szła w tempie swoich słów, w bliżej nieznanym jej kierunku. Weszli na halę, gdzie pachniało mieszanką różnych kuchni, słodkość łączyła się z ostrością, przyprawy używane przez kucharzy przenikały się, tworząc oszałamiającą mieszankę. Znów musiała poprawić bukiet w ramionach, bo jej się wyślizgiwał.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dokładnie tak było. Jak pierwsza randka niedoświadczonych nastolatków, którzy nie wiedzą, czy mogą zrobić taki krok, czy inny. Dziwne uczucie, Angela nigdy go nie poznał. Nie musiał się zastanawiać nad czym co może, a czego nie, bo zasada była prosta : wiedział co robi, a mógł robić wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co lubią, a czego nie kobiet, jak je zdobywać, co mówić, jak się zachowywać. Niestety działało to tylko wtedy, kiedy tak naprawdę mu nie zależało. Teraz, kiedy tak było, okazuje się, że do końca nie wie jak działać i czuję się dokładnie jak taki niedoświadczony nastolatek. Jak ktoś, kim nigdy w zasadzie nie był, bo jego pierwsze „miłostki”, czy sytuacja z pierwszym poważnym związkiem (który skończył się tragicznie) i tak popierała ogromną pewność siebie, z racji tego kim był i jak wyglądał, bo zawsze laski na niego leciały. Nie musiał nawet mówić kim jest, a te, co wiedziały, cóż, nawet gęby nie musiał otwierać. Angela miał ego top, a jego pewność siebie biła choćby z samej postury. Dzisiaj tego brakowało, a nie chciał czuć się słaby, bo wiedział, że i ona to wyczuje, ale jak to zmienić? To było silniejsze od niego, tak dziwnie było ponosić się emocjom, ten brak kontroli go wykańczał. Ta niepewność, te cholerne oczekiwanie, niemal godzinę przed umówionym markerem. Bez żadnego znaku ze strony Gabrielle. Był wulkanem emocji, a do erupcji brakowało niewiele, jak dobrze, że jednak ją odnalazł i nie popełnili kolejnego głupiego błędu. Musieli na nie uważać, być bardziej rozważni, o ile będzie jacyś „oni”, bo po tym co pokazywała sobą blondynka, Angela zaczynał w to wątpić. Jak mógł? Przecież zawsze dostawał i zdobywał, to czego chciał, nieważne ile pracy i wysiłku musiał w to włożyć.
Była jedna, mała różnica między tą sytuacją, a innymi.
Ona sama musiała chcieć, do niczego jej nie zmusi, tak postanowił, a to okazywało się teraz największą przeszkodą. Nie mógł przecież ponieść porażki w tak ważnej dla niego misji… wiedział, że dzisiejsza rozmowa może przeważyć nad wszystkim, dlatego miał ze sobą leki uspokajające, które postanowił wziąć jeszcze nim odnalazł tani, w trakcie przemierzania całego targu. Może to one zadziałały, a nie odnalezienie Gabi? A może jedno i drugie? Wiedział jedno na pewno - czuł się zadziwiająco spokojny.
To czemu odczuwał poddenerwowanie? Czy to może po prostu pewnego rodzaju trema? Angelo odkrywał w sobie nowe uczucia, których wcześniej nie dane było mu odczuwać i zmierzenie się z nimi okazywało trudniejsze niż stanięcie oko w oko z nieuzbrojonym i doświadczonym nożownikiem.
Dostrzegł w jej oczach radość, nie mogła tego przed nim ukryć. Jak i drgnięcie lekko kącików ust ku górze, zobaczył je od razu. I sam posłał jej w odpowiedzi uśmiech, a w środku poczuł jakby pewnego rodzaju ulgę? Może nie była do końca na niego taka cięta, tylko chciała sprawiać pozory? jego brew drgnęła ku górze, kiedy Gabi dziękowała za kwiaty i chciała powiedzieć, że nie były konieczne, bo cholera były. I tak jest ich za mało i tak to niczego nie naprawi, ale chociaż sprawił jej jakąś małą radość.
Tak śmiesznie wystawała zza tego bukietu, że nie mógł się nie rozbawić. Zaciskał ze soba usta, żeby nie parsknąć śmiechem. I oto właśnie cała Gabi, w pełnej krasie. Mała, słodka, niewinna, nieporadna Gabi. Cieszył się, że tu jest, że przyjechał i się z nią spotkał, że podjął tą walkę.
Słuchał o jedzeniu, ale jakby był trochę nieobecny, bo wgapiał się w jej twarz bardzo intensywnie, błądząc po niej swoim ciemnym spojrzeniem. Jakby sprawdzał, czy coś się zmieniło, ale wszystko było na swoim miejscu. Pełne, ponętne usta, mały, zadarty nosek, błyszczące, błękitne oczy i zarumienione policzki. Schudła. Policzki miała trochę bardziej zapadnięte, musieli to zmienić. A zaczynał już teraz.
Słuchał, jak gada o truskawkach i kotletach i mizerii, o której jak mówiła zaśmiał się krótko. Przytaknął jej głową ze zrozumieniem, gdy mówiła o tym stresie, ale i tak nie pozwoli jej chodzić głodnej. Musiała najpierw zjeść. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej, a on zakrył twarz dłońmi, żeby ukryć rozbawienie i odsłonił ją po sekundzie, kręcąc głową. Cała Gabi. Ale nie przerywał, pozwolił jej się wygadać, reagując jedynie mimiką twarzy. Ale jak dumnie się uśmiechnął, gdy spytała o Domenico, aż bardziej wyprostował swoje ciało i uniósł brew. Ale ona mówiła dalej, a on dalej słuchał i dalej i dalej, westchnąwszy w końcu i ruszył krok w krok obok niej, patrząc z góry jak walczy z tymi cholernymi kwiatami i samą sobą, żeby w końcu przestać mówić i jak on miał nie być rozbawiony? Mimo tak ważnych tematów, które poruszała…
- Dziękuję za oddanie głosu do studia, panno Glass. - Odezwał się w końcu, kiedy skończyła, a oni znaleźli się w cieplejszym nieco miejscu. Angelo zatarł ze sobą dłonie i rozejrzał się. - Po pierwsze, cieszę się, że nosisz ze sobą gaz. To dobrze. - Zatrzymał na niej swoje spojrzenie. - Daj, poniosę ci je. Będzie ci wygodniej. - Wtrącił nagle i ujął kwiatki, by zabrać je z rąk nastolatki. Poprawił chwyt i wsunął je sobie pod jedną rękę, by druga pozostała wolna. Ruszyli przed siebie, rozglądając po hali, pachniało obłędnie. Poczuł, jak żołądek mu się rozwiązuje i dopada go głód. Czy to burczenie w brzuchu było tak głośne?
- Zjadłbym wszystko… gdzie te kotlety? - rozglądał i rozglądał. Poczekał aż Gabi wskaże drogę i ruszyli w tamtą stronę. Wyglądał już na spokojnego, ale w cale tak nie było. Dalej czuł dziwną gulę w gardle i lekki niepokój. - Twoja chińska podróbka Włoskiego Boga z Aliexpress, jak mu tam, a Domenico, miał cztery kobiety na raz i próbował cię wmanewrować w pozycję numer pięć. Ten słaby pajac żył z pieniędzy uroczych pań, wyłudzenia, te sprawy. Chciałem mu się przyjrzeć, jak zobaczyłem, z jakim to uroczym mężczyzną zaczęłaś się spotykać. - Wywrócił oczami, wkładając w te słowa nieco ironii. - I odkryłem wtedy kilka ciekawych rzeczy. Trochę się tych brodów zebrało, nawet swoją babcię kiedyś okradł, pozorując włamanie. Karaluch bez honoru… bardzo nie szanujemy takich miękkich kutasów. - Pokręcił głową. - Zebrałem więc jego mały oddział do kupy, pokazałem dowody i oddałem dla jednej z nich teczkę rozmaitych dowodów. Pójdzie siedzieć na długie lata. Rozważałem kastracje i wywiezienie na niewolnictwo, ale uznałem, że to będzie zabawniejsze. Świetnie się bawiłem. - Mówiąc, co chwila na nią zerkał, ale nie przestawał spuszczać celu ze swojego oka. Marzył już o tych cholernych kotletach. Stanęli w kolejkę, Angelo postanowił się nie wygłupiać, tylko grzecznie poczekać. Odwrócił się wtedy w stronę Gabi całkowicie przodem.
- Nie ma za co. - Nachylił się w jej stronę z tym swoim firmowym uśmieszkiem, a kończąc wypowiedź od razu się wyprostował. Dumny z siebie jak paw! Nie bał się mówić publicznie o kastraci i niewolnictwie, to brzmiało to po prostu jak żart, który miał tylko podkreślić powagę sytuacji. Ludzie używali takich non stop.
- A o reszcie porozmawiamy jak coś zjesz. - Rzucił bardzo stanowczo i zerknął co tam serwują, faktycznie, były kotlety, klasyczne, mielone i de volaille. Ziemniaki, zgniecione, łódeczki, fryteczki. Surówki różnego rodzaju. Angelo uśmiechnął się przez szybę do jedzenia, czując jak dosłownie żołądek zaczął mu się zapadać. Przyszła ich kolej, więc zaczął zamawiać:
- Dzień dobry, poprosimy tak. Na jedną porcję dwa schabowe i cztery mielone, ziemniaki tłuczone, podwójne i podwójna mizeria… a druga porcja dla damy będzie pojedyncza, schabowy, ziemniaczki i mizeria. I dwa te ciepłe kompocik poprośmy. - Zadecydował oczywiście sam i zapłacił od razu, nie dając Gabi nawet dojść do głosu. Nie minęła chwila i mieli w dłoniach swoje zamówienia, podchodząc do stolika obok. Angelo musiał trzymać bukiet w ręku, ale to mu nie przeszkadzało, da sobie przecież radę jedną ręką.
- Smacznego. Nie patrz tak na mnie. Schudłaś, jedz. - Machnął w jej stronie widelcem, rzucając ostrzegawcze spojrzenie.
- Złapiemy później jakiś deser na wynos i się przejdziemy? Ciepło ci? - Tym razem pozwolił jej decydować, ale tylko dlatego, ze nie wiedział, czy jej ciepło, czy może będzie chciała przenieść się do jakieś kawiarni może, zamiast do parku?
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Czas się chyba nauczyć, że nie zawsze można we wszystkim wygrywać i mieć to czego się pragnie. A dlaczego? Bo jeśli poznamy gorzki smak przegranej to później zwycięstwo smakuje zdecydowanie lepiej — jest zdecydowanie słodsze i syci na dłużej. Gabi podobnie tak jak Angelo bardzo nie lubi przegrywać, ma więc alergię na porażkę. Ile razy nie grali w karty, planszówki czy w jakieś gry kooperacyjne na konsoli, albo stawali przeciwko sobie, to gdy przegrywała dosłownie obrażała się jak małe dziecko, tupała nóżką i naburmuszona siadała na kanapie nie chcąc mieć żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Przegrywanie strasznie ją wkurzało, dosłownie czerwieniały jej uszy ze złości, ale kiedy wygrywała... Odstawianie tańców zwycięstwa było wręcz komiczne, napawała się swoim sukcesem, biadoląc pod nosem, że osoba, z którą wygrała jest loserem, pokazywała mu język, a czasem środkowy palec i zaśmiewała się w głos. Z Angelo mało kiedy wygrywała, ale dzięki temu, jeśli już się udawało to radość z tej wygranej była nie do opisania. Czasami podejrzewała go o to, że specjalnie jej się podkładał, żeby tylko mogła się tak cieszyć i machać tyłkiem w zwycięskim tańcu. Pewnie wiele w tym prawdy, chociaż może raz na ruski rok udawało jej się z wielkiego przypadku pokonać w czymś Pana Denaro.
Nie we wszystkim można być dobrym, ale jedno jest pewne: Gabi w matematycznych zadaniach nie ma sobie równych a i w pokera potrafi cisnąć jak zawodowiec, bo posiadła tajemną wiedzę, w jaki sposób liczyć karty. Czasami zdradzał ją wyraz twarzy, jakieś mgnienie w niepewności w oku i starsi wyjadacze łatwo ją rozszyfrowywali, ale przecież praktyka czyni mistrza, prawda? Nigdy nie grała profesjonalnie, zawsze bawiła się w to z ojcem i jego kumplami, których zapraszał na partyjkę i grali o jakieś niezbyt duże kwoty, a ona uparcie chciała grać z nimi. Dokładnie tak jak teraz... Nie potrafiła zachować lodowatego wyrazu tej słodkiej buźki, dlatego te kąciki ust jej drgnęły a oczka zamigotały na widok tych kwiatów, a raczej jego z kwiatami, bo to był piękny obrazek. Ściskała je jak największy skarb i nie miała zamiaru oddawać. Kolejny bukiet do kolekcji, który będzie ususzony i będzie zbierać kurz! No dobra... Inaczej: z każdego bukietu, który od niego dostała zawsze suszyła między stronami książek jeden kwiatek i później wklejała go do pamiętnika, w którym notowała najważniejsze wydarzenia z życia, zarówno te szczęśliwe jak i mniej. Nie był to pamiętnik pisany dzień za dniem, na to nigdy nie starczyłoby jej cierpliwości i systematyczności, ale to, co chciała zapamiętać, takim, jakim było właśnie tam notowała.
Nie mogła się zamknąć, ślina na język przynosiła kolejne słowa i następne i jeszcze więcej, usta poruszały się z zawrotną szybkością, jakby była jakąś raperką godną zastąpić Eminema czy Snoop Doga. Dopiero kiedy zabrakło jej tlenu i wzięła przerwę, żeby zrobić głębszy oddech, Angelo wyczaił swoją okazję i wtrącił się w monolog, który teraz przeradzał się w rozmowę. Gdyby nie to, to Gabrielle pewnie dalej by paplała od rzeczy, zawsze tak ma kiedy bardzo się denerwuje, a to, co wychodzi z jej ust zwykle nie ma ładu ani składu i nie jest zbyt inteligentne. Już otwierała usta, żeby kontynuować kiedy usłyszała z boku jego głos, akurat byli gdzieś między kuchnią tajską a hinduską, a z jednego ze stoisk dosłownie buchał ogień i było tam tak przyjemnie cieplutko! Aż miała ochotę zdjąć czapkę, szalik i rękawiczki, tylko nie mogła, bo trzymała swoje kwiatuszki, dużo kwiatuszków.
Nie bardzo rozumiała, dlaczego Angelo jest taki rozbawiony, uśmiechał się, kręcił głową co spotkało się ze śmiesznym zmarszczeniem przez Gabi noska i lekkim zmrużeniem ocząt. Musiała się zamknąć, dlatego zagryzła zęby na języku a ramiona mocniej zacisnęła wokół bukietu, jakby miał jej wypaść.
No proszę! Ktoś był tu dumny z gazu pieprzowego! Śmieszne, bo ona i tak nie wiedziała, jak go użyć i znając swoje umiejętności zamiast w napastnika, trafiłaby w siebie.
- Mogę sama...- urwała, bo bukiet zaczął wyślizgiwać się z jej ramion, a ona próbowała go mocno trzymać, ale oczywiście w obliczu siły Włocha nie miała najmniejszych szans, a jej wzrok mówił jedno: oddaj, to moje ty złodzieju!
Zrobiło się jakoś dziwnie pusto i lekko, nie miała już swojej tarczy, czuła się odsłonięta, wręcz naga, ale przecież z nim ciężko jest wygrać, więc opuściła bezradnie ręce wzdłuż ciała, nie wiedząc, co ma z nimi zrobić. Może wsadzi je do kieszeni i zacznie bawić się tym, co tam znajdzie? Tak, to całkiem dobry pomysł.
- Rany, połknąłeś jakiegoś potwora? Ależ ci kiszki marsza grają...- rzuciła z lekkim przerażeniem, patrząc na niego z ukosa i wskazała otwartą dłonią kierunek, w którym powinni iść. Prawda była taka, że totalnie nie pamiętała gdzie jest polskie stoisko i szła na pałę, ale przecież mu tego nie powie, bo to oznaczałoby, że sobie w życiu nie radzi, a zaczęła radzić sobie całkiem nieźle!
- Ciebie nie da się podrobić, nie porównuj się nawet do tej ameby!- rzuciła oburzona i dosłownie posłała mu bombastic side eye, criminal offensive side eye. Mało brakowało, a potknęłaby się o jakiś kabel wystający spod stoiska z watą cukrową, ale w porę go przeskoczyła niczym gazela nad urwiskiem.
Słuchała i nie mogła uwierzyć w słowa Angelo, to przecież brzmiało jak scenariusz jakiegoś kiepskiego filmu. Dlaczego ludzie są takimi złamasami? Po co robią takie rzeczy? Od początku miała mieszane uczucia co do Domenico, ogólnie spoko się rozmawiało, ale coś z tyłu głowy podpowiadało jej, by trzymać się od niego z daleka. To Sophie pchała ją w jego ramiona, chyba tylko po to, żeby ruszyła dalej. Może radar Panny Glass wreszcie został dostrojony do odbierania odpowiednich fal? Nie było jeszcze idealnie, ale przecież czuła, że coś jest nie tak jak być powinno, jakby coś z tyłu głowy krzyczało: trzymaj się od niego z daleka!
Blondynka palnęła się ręką w czoło i pokręciła głową z niedowierzaniem, no zwyczajnie witki opadają! Ona nigdy w życiu nie byłaby w stanie wpaść na pomysł żerowania na innych ludziach w taki sposób. Ale musiała przyznać, że Angelo załatwił go genialnie.
- Dobra robota, naprawdę kreatywnie. Jego mina była bezcenna, niech ma to, na co zasłużył. Jak można bawić się kilkoma osobami naraz? W ogóle jak można się bawić kimkolwiek? Kretyn... Wiedziałam, że coś z nim nie tak.- wywróciła oczami kiedy dotarli do stoiska z polskim jedzonkiem. Prócz kotletów schabowych, mielonych, ziemniaków i surówek był jeszcze bigos, piergoi z kapustą i grzybami, ruskie i parę innych typowo polskich dań. Kolejka była spora, więc jedzonko musiało być dobre. W tym niewielkim tłumie dało się słyszeć polskie rozmowy.
- Ej, nie powiedziałam dziękuję.- wyciągnęła rękę, kiedy się do niej pochylał i pacnęła go palcem, ukrytym w rękawiczce, prosto w nochal, marszcząc przy tym swój własny w zabawny sposób. Kolejka posuwała się naprzód bardzo szybko, bo całe jedzonko było gotowe, trzymane w bemarach, więc nakładano je zaraz po zamówieniu. W mgnieniu oka przyszła ich kolej i Gabi już otwierała usta, żeby powiedzieć co chce zjeść, ale Angelo był pierwszy. Ona z lekkim strachem słuchała tego ile on chce zjeść tego mięsa. Jasne jadł dużo, bo jest duży, ćwiczy regularnie, ale cztery mielone, które były pokaźne naprawdę ją zafascynowały i gapiła się na mężczyznę wielkimi oczami. Jego to lepiej ubierać niż żywić tak jak i ją! Chociaż nie, to też jest kiepska opcja, bo oboje przecież uwielbiają drogie i ekskluzywne marki. Gabi wzięła na swojej tacy oprócz dania dla siebie jeszcze dwa kompoty, bo na tej należącej do Angelo nic się nie mieściło. Nie było gdzie usiąść, stoliki w takich miejscach są takie wysokie, że je się na stojąco. Jedzenie pachniało i parowało a Gabi patrzyła to na swoją porcję to na porcję Włocha i zastanawiała się, gdzie on to zmieści to po pierwsze, po drugie pomyślała, że jej porcja jest tak wielka, że nie zje jej do końca za żadne skarby świata, a przecież potrafi zjeść bardzo dużo jak na swoje rozmiary.
- I dobrze, że schudłam. Wreszcie zaczynam wyglądać przyzwoicie i zaczyna mi się robić przerwa między udami.- powiedziała dumnie wypinając pierś do przodu. Zdjęła rękawiczki i włożyła je do kieszeni. Zdecydowanie łatwiej jest używać plastikowego noża i widelca bez wełnianych ocieplaczy na rękach.
Zaczęła sobie kroić gigantycznego kotleta na małe kawałki, żeby później móc spokojnie jeść bez używania noża, no jak takie małe dziecko, któremu mamusia kroi coś, zanim zje, ale no tak było wygodniej. Dziwnie jej było, że on tak za nią znów decyduje, w sensie... Zazwyczaj to lubiła, to było takie... Męskie, wiedział czego chce, wiedział co dla niej dobre, ale czasem wkurzało. Dziś jednak czuła się taka... Zaopiekowana! Jakby miała postawione drogowskazy na każdym etapie swojego małego spaceru, które wskazywały co teraz robić. Zdjął jej z barków ciężar podejmowania decyzji, a wiadomo jak to z nią jest. Jeśli ma wybrać między różowym a ciemnoróżowym to będzie się zastanawiać dziesięć godzin, który kolor jest lepszy.
- Nie wiem, czy zmieszczę deser jeśli zjem to wszystko. Chociaż... Na deser podobno jest osobny żołądek. Tak, ciepło, chociaż chyba złe buty ubrałam, bo palce u stóp mam skostniałe. Dlaczego nie masz czapki ani szalika? Chcesz być chory? Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich temperatur. - zaczęła jeść spokojnie. Było smaczne, ale nie tak dobre jak w domu u Kasi i Mirka. Pamiętała inny smak, ten kotlet miał jakąś taką rozmokniętą panierkę, prawdopodobnie przez to, że leżał w bemarze. Nieustannie patrzyła jak Angelo pochłania swoje jedzenie, które znikało z talerza bardzo szybko, kiedy ona ledwie zjadła połowę i już nie była w stanie wcisnąć więcej, co było zaskakujące, ale chyba żołądek jej się skurczył, stracił umiejętność pochłaniania kilogramów żarcia w ekspresowym tempie. Ale kompocik wypiła cały bo był słodki i przyjemnie cieplutki!
- Nie mogę już, dokończysz za mnie?- zapytała podsuwając mu swój plastikowy talerzyk. Nie znosiła marnowania jedzenia, a była tak pełna, że miała wrażenie, że gdy będą maszerować na spacer to będzie się roczyć, a nie iść. Zrobiło jej się tak błogo, brzuszek był taki pełny... Teraz najchętniej to by się położyła w łóżeczku, przytuliła, przykryła kocykiem i pospała. Ale wróć... Nie mogła tak myśleć! Przecież oni nie są razem i myślenie w ten sposób tylko sprawia, że znów zaczyna boleć.
- Wiesz, że jesteś okropny? Nakarmiłeś mnie pod korek, żebym nie była w stanie znów ci uciec, bo ciężko będzie się biegać.- uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową z niedowierzaniem. Musiała wziąć głęboki oddech, ale czuła, że ma tak pełny brzuszek, że zaraz pęknie. Ktoś za jej plecami niechcący na nią wpadł, przez co ona wpadła na stolik i odwróciła się, żeby zobaczyć, co się stało. Została uprzejmie przeproszona i oczywiście machnęła na to ręką uznając, że nic się nie stało, bo faktycznie tak było.
Zaczęło się robić ogólnie dużo bardziej ciasno, spłynęło więcej ludzi, chyba byli po pracy i wpadali po coś do jedzenia.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Gorzki smak porażki nie był dobrze znany Panu Denaro. Bardzo go nie lubił i starał się nie doprowadzać do sytuacji, w których tak się działo, chyba że akurat grał w jakąś grę z Gabi i wiedział, że to sprawi jej przyjemność. Gorzej, jak wygrywała, bo jej się akurat udało, wtedy go to trochę ściskało w gardle, nie powie, że nie. Szczególnie, że Gabi cieszyła się w tak okropny sposób z wygranych… jak się podkładał, to go to bawiło, ale kiedy tego nie robił i przegrał, a ona pokazywała mu język, miał ochotę ją za niego pociągnąć. To jednak była inna gorycz niż ta, którą czuł teraz, prawdziwego zagrożenia, prawdziwej możliwości stracenia czegoś dla siebie bardzo ważnego. Czy raczej kogoś.
Jak można bawić się ludźmi? A no można i Angelo był tego żywym przykładem, odchrząkną, tylko na słowa Gabrielle , bo co miał powiedzieć? Że on zrobił z nią przecież Tomaśko jak się poznali? Dla niego innych korzyści, ale wychodziło w ogólnym rozrachunku na to samo. Czasami miał wrażenie, że Gabi zapomina kim jest i był Angelo, jak traktował indziej traktuje ludzi. Jakby to, że była dla niego wyjątkiem oznaczało, że dla innych też stał się lepszy. Przez chwilę może tak było, ale wszytko wróciło na swoje tory. Był kim był i pewnych rzeczy nigdy nie zmieni. Lubił bawić się czyim kosztem, a szczególnie szczęściem, jedynie do Gabi potrafił czuć pewnego rodzaju empatię. Sama go tego po prostu nauczyła.
- A powinnaś. - Udał, że gryzie jej palec, po czym pokręcił rozbawiony głową. Przez chwilę czuł się tak, jakby nic się między nimi nie zmieniło, może nawet przez chwilę łudził się, że będzie można okroić tą nieprzyjemną rozmowę do minimum i wszystko zaraz do tej normy wrócił? Chwilowe złudzenie, nic więcej.
Wiedział, że jego porcja ją przeraża, ale nie jadł nic od wczoraj, umierał z głodu. Może nie umierał jeszcze, ale czuł jakby żołądek sam mu się konsumował. Dlatego rozpoczął konsumpcję swojej porcji, zerkając ukradkiem na Gabi. Jego brwi uniosły się w górę.
- Wyglądasz na chorą, a nie przyzwoicie. Wołałem cię wcześniej.- Cycki tez na pewno jej zmalały, więc nie miała co się tak dumnie prężyć. Wywrócił oczami, nie uważał tego za coś zdrowego, nigdy nie podobały mu się przesadzenie wychudzone laski. Lubił krągłości, takie zdrowe oczywiście. Lubił patrzeć na falujące pośladki, gdy od tyłu… nie ważne. Pożerał kotleta gryząc go na kilka razy, a później kolejnego i śmiać mu się chciało, jak widział co robiła Gabi ze swoim. Niby nie tak dużo minęło, a on miał wrażenie jakby zapomniał niektórych jej zabawnych zachowań i teraz patrzył na nie po raz pierwszy. Przebywanie z nią było jak posiadanie szczeniaczka. Małego, słodkiego, który potyka się o swoje łapki, nieporadnie wszystko robi i nawet jak próbuje być groźny, to coś mu nie wychodzi. Cała Gabi.
To było takie dziwnie miłe, że zainteresowała się jego brakiem czapki i szalika. Pokręcił głową i przełknął kawałek mięsa, przyglądając jej się chwilę nim odpowiedział.
- Jestem wystarczająco gorący żeby było mi ciepło. - Cały Angelo. Błysnęła biel jego zębów nim wbił je znów w mięso i teraz już obydwoje zajęli się jedzeniem, a Angelo myślał o tym, co przed chwilą powiedziała nastolatka. Ona zawsze o nim myślała, nawet teraz. Dbała o to żeby był zawsze najedzony i szczęśliwy, dostrzegał to. Każda jedna rzecz, która dla niego robiła, nawet kiedy on zachowywał się jak ostatni kutas. Nawet teraz, kiedy nie byli razem, a on po raz kolejny złamał jej serce, ona dalej bała się, że może zachorować, bo nie nosi jakieś głupiej czapki.
- Co? A, tak, jasne, daj to mała. - Rzucił jakoś tak odruchowo, a,e widać było, że jest zamyślony. Wziął od niej niedokończone jedzenie i bez trudu je w siebie wcisnął, zapijając na koniec lekko przestygniętym już kompotem.
- Wiem, dziękuję, - Uśmiechnął się zadziornie. Oczywiście, że wiedział, był okropnym ale manipulatorem, to by się zgadzało. -[/b] ale nie taki był mój cel. [/b]- Tym razem on przesunął palcem po jej nosie i chciał zebrać talerze, ale ktoś potrącił Gabrielle. Od razu to zauważył i rzucił mężczyźnie groźne spojrzenie.
- Hej! Uważaj. - Posłał mu ostrzeżenie, a ten od razu przeprosił nastolatkę, Angelo odprowadził go jeszcze wzrokiem. Oczywiście, że się najeżył, nikt nie będzie wpadał na Gabi, nawet jeśli niechcący, a chuj go to obchodzi, że niechcący?
Robiło się coraz więcej ludzi, nie pasowało mu to, dlatego ruszył w stronę wyjścia, rozglądając się za jakimś stoiskiem ze słodkościami induktorów szukać nie musieli. Poważnie? Cannolo? Był to Sycylijski przysmak, który zrobił Gabi poprzednim razem, kiedy ją przepraszał. Wtedy w hotelu, jak było naprawdę między nimi kiepsko i jeszcze ta nakryła go z sekretarką… cóż za zbieg okoliczności, no nic. Angelo przepchnął się przez kolejkę, bo już nie zamierzał w niej czekać i kupił kilka słodkich rurek o ulubionym smaku blondynki.
- Ciekawe, czy są choć w połowie tak dobre jak moje.,. - Spróbował ciastka i oczywiście, że … nie. Spojrzał na Gabi, a ta ubrudziła sobie rzecz jasna nos w nadzieniu, więc starł go i oblizał palec. Wyszli właśnie z marketu i znaleźli się na ulicy. Angelo nałożył rękawiczki na dłonie i wskazał Gabi kierunek, w którym mieli się udać. Mówiła, że nie ma zbyt dobrych butów, ale może chwilę mogli się przejść? Później wsadzi ją w swój samochód, jeśli nie będzie chciała z nim wracać i poprosi kierowcę, żeby zawiózł ją gdzie sobie tylko zażyczy, a sam po prostu weźmie taksówkę. Jednak… liczył, że może z nim pojedzie i spędza wieczór z Valentine? Nie, nie mógł tak daleko wybiegać w przyszłość, najpierw rozmowa, wziął głęboki wdech. Zbliżali się do wejścia do małego parku, a on miał spojrzenie wbite gdzieś przed siebie.
- Jest ci beze mnie lepiej? - Spytał nagle przerywając w końcu tę ciszę. To było strasznie dziwnie, lekko…. Stresujące? - Obserwowałem cię i … nie, nie mam zamiaru prawić ci żadnych morałów o alkoholu imprezach czy innych rzeczach, wiem, że cierpiałaś. Chciałem cię przeprosić, przede wszystkim za to co powiedziałem. - Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, szli akurat małą ścieżka przy jakieś rzeczce. Rozejrzał się, jakby szukał pomocy, ale był tylko on i ona. Wbił w końcu ciemne spojrzenie w jej błękitne oczy.
- Wiesz, że tak naprawdę tak o tobie nie myślę. Byłem… zazdrosny. I zły, że tak szybko sobie kogoś szukasz. Wiem, ze to mnie nie usprawiedliwia, dlatego przepraszam, że tak brzydko cię nazwałem. Nie uważam tak. - Mówił szczerze. Spojrzał na swoje ręce, które pokrywały rękawiczki, splatając się ze sobą. - Myślałem, że będzie łatwiej, ale chuja było łatwiej Gabi. Wiem, że to ja zadecydowałem o rozstaniu i zrobiłem to po to, żebyś była szczęśliwsza, ale wiesz co sobie uświadomiłem, patrząc jak zaczynasz spotykać się z kolejnym pojebanym gościem? - Podniósł na nią spojrzenie. - Że nie mogę cię ochronić, gdy mnie przy tobie nie ma. Mogę zrobić to raz, drugi, może trzeci, z ukrycia, nawet byś się nie zorientowała… Ale przecież nie dam rady robić tego całe życie i nie uchronię cię przed całym światem. To trudniejsze niż chronienie cię przed samym sobą. A chciałbym, bo… nauczyłaś mnie kochać Kwiatuszku, pokazałaś mi jak to jest być kochanym. Zawdzięczam ci bardzo wiele. Dzięki tobie odnalazłem matkę, dzięki tobie teraz umiem dobrze traktować własne dziecko. Umiem… czuć. - Westchnął.- Jesteś moim największym skarbem, a pozwoliłem ci odejść, bo okazałem się zwyczajnie słaby. Nie potrafiąc nad sobą panować. Zawsze byłaś dla mnie za dobra Gabi, wybaczając te wszystkie rzeczy, którymi cię krzywdziłem. Chciałbym móc ci obiecać, że tego już nigdy nie zrobię, ale nie mogę. Nie umiem przewidzieć swoich własnych reakcji, przeraża mnie to. Że kiedyś mógłbym uderzyć cię za mocno… nigdy bym sobie tego nie wybaczył mała. Układałem te słowa w głowie chyba z dwieście razy, a dalej brzmię żałośnie. - Prychnął, zażenowany własną postawą i zaśmiał się gorzko, patrząc gdzieś w bok. - Masz rację, powinienem dać ci spokój, ale kurwa nie potrafię. Jestem cholernym egoistą i nie potrafię patrzeć jak dotyka cię inny facet, jak ktoś inny sprawia, że się uśmiechasz. Nie umiem i chuj, nigdy się nie nauczę. - Wrócił na nią spojrzeniem i nie tylko, bo jego dłoń wyciągnęła się w stronę jej zaczernionego od zimna policzka, który ujął delikatnie. - Jak mam dać ci spokój, kiedy tak bardzo cię kocham? Tęsknię za tobą, Kwiatuszku. Każdego dnia i nocy. Myślisz, że mogłabyś mi jeszcze zaufać, jest dla nas jeszcze jakaś szansa?
Wiele z tych słów ciężko przechodziło mu przez gardło, ale przecież… przyjechał tu ją odzyskać, prawda? Miał być z nią szczery, powiedzieć co myśli, choć w tym konkretnym wypadku było to cholernie trudne. Emocje i związki były zbyt skomplikowane.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ