Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#13

Gdy Molly dowiedziała się o tym, co miało miejsce w ich miejscowym (choć znajdującym się w Cairns) szpitalu, to była w olbrzymim, negatywnym szoku! Po pierwsze dlatego, że takie rzeczy dzieją się w realnym życiu, a nie tylko w odcinkach seriali takich jak Grey's Anathomy, gdzie działy się naprawdę dziwne, niekoniecznie prawdopodobne rzeczy. Choć po ostatnich miesiącach Molly totalnie zaczynała wierzyć, że te wszystkie produkcje telewizyjne były oparte na prawdziwych wydarzeniach, bo los potrafi być naprawdę przewrotny i złośliwy. Drugą sprawą było to, że to wszystko wydawało się być jeszcze gorsze, przez to że jedną z głównych bohaterów była Emma. Emma, czyli dawna przyjaciółka Molly. Odkąd ta druga wróciła do Lorne Bay, panie starały się odnowić łączącą ich relację i trzeba przyznać, że jednym przeciwnikiem, czy też problemem było to, że jako dorosłe kobiety, nie zawsze miały tyle wolnego czasu, ile by sobie życzyły. Choć to tak naprawdę nie był odosobniony problem, wiele dorosłych osób tak miało i trzeba było sobie jakoś z tym radzić.
Zawirowań w życiu Molly nie było dość, ale w końcu udało się jej nie dość, że wykroić dwie, czy trzy godzinki tylko i wyłącznie dla siebie, to jeszcze przekonała swoją przyjaciółkę, aby wyszła z domu i wpadła do niej. Nie musiały robić nic konkretnego, nawet było to więcej niż prawdopodobne, bo Adams była sama z Sally, dziewczynką, którą już traktowała jako własną córkę. Musiały więc zostać w domu Tingaree, ale mogły zrobić sobie herbatę mrożoną, czy też kawę mrożoną, lemoniadę, cokolwiek. Nigdy nie należały do takich dziewczynek, które potrzebowały wielkich atrakcji, by się dobrze bawić.
Molly skończyła właśnie sypać kurom ich codzienną porcję ziarna, gdy usłyszała dzwonek. Otrzepała dłonie i szybko podążyła do drzwi wejściowych, by gość nie musiał naciskać go kolejny i kolejny raz. Na całe szczęście Sally nie spała, więc nie zostałaby obudzona, ale tak czy siak. Wpuściła Emmę do środka, wskazując drogę na taras, gdzie w cieniu drzew mogły miło spędzić czas. -Siadaj, jakbyś mogła rzucić okiem na Sally, to ja nam za ten czas przygotuje coś chłodnego do picia. Na co masz ochotę?-zapytała, wskazując na wygodne fotele ogrodowe, stolik pomiędzy nimi i koc wysypany zabawkami, pośród których łobuzersko uśmiechała się dziewczynka, pokazując te pare ząbków, których już się dorobiła. -No dobrze, zaraz będę-zapewniła po zebraniu zamówienia. Potrzebowała paru minut, bo jeszcze ułożyła na talerzu ciasteczka, które kupiła wcześniej w trakcie wizyty w piekarni i już mogła wygodnie usiąść na fotelu, poświęcając całą uwagę swojej przyjaciółce, która chyba tego w tym momencie potrzebowała. By skupić się na niej, jednocześnie zapewniając komfortowe i przede wszystkim bezpieczne okoliczności, kiedy tak naprawdę niczego się od niej nie oczekuje.

Emma Winfield
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Emma też była przekonana, że takie rzeczy jak napad z bronią na szpital zdarzają się tylko w serialach, dopóki nie doświadczyła tego na własnej skórze. Szczerze? Nadal nie do końca mieściło jej się to w głowie, ale zrzucała to na karb szoku, pod którego wpływem jeszcze się znajdowała. Ten szok powoli (bardzo powoli) przeistaczał się w traumę, ale o tym powinna szerzej porozmawiać na terapii, na którą niedawno zaczęła uczęszczać.
Molly odezwała się do niej następnego dnia po napadzie, ale Emma nie była gotowa się z nią spotkać. Prawdę mówiąc nie była gotowa przez dłuższy okres czasu, bo zanim zgodziła się na spotkanie, wcześniej odwiedziła ją Margo. Chyba szczera rozmowa i przegadanie tematu z kimś, kto był obok niej podczas traumatycznego wydarzenia sprawiło, że w ogóle gotowa była wyjść z domu. Dlatego dopiero teraz zgodziła się odwiedzić przyjaciółkę. Miała nadzieję, że Molly nie była zła albo zawiedziona, że wcześniej odmówiła, bo hej, to nie było wcale tak, że nie potrzebowała jej wsparcia. Może i nie widziały się twarzą w twarz, ale przez ten czas, w którym Emma zabunkrowała się w domu, często i długo rozmawiały przez telefon. Kilka razy przez facetime, kiedy Sally chciała zobaczyć swoją ulubioną ciocię.
Trochę też ze względu na dziewczynkę, Winfield zdecydowała się na to spotkanie. Nigdy nie ciągnęło jej za bardzo do dzieci, wolała się uczyć i robić karierę w medycynie niż zostać matką, a jednak dziewczynka Molly skradła jej serce i nawet nie zdążyła zauważyć kiedy to się stało. Musiała więc przyznać, oglądając w telefonie roześmianą twarzyczkę Sally, że mocno się za nią stęskniła.
Jadąc samochodem do Tingaree, zahaczyła po drodze o sklep z zabawkami. Nie zamierzała kupować nic drogiego ani wielkiego, ale nie chciała też przyjeżdżać z pustymi rękami. Dla Sally wybrała średniej wielkości misia, a dla siebie i Molly duże opakowanie ciastek. Molly była jedynym opiekunem Sally, więc nie mogła pozwolić sobie na picie alkoholu, a z pustymi rękami tak głupio do kogoś przychodzić. Stanęło więc na ciastkach.
Punktualnie o umówionej godzinie zaparkowała pod domem przyjaciółki i zadzwoniła do drzwi. Nie znała się na dzieciach, nie wiedziała w jakich godzinach i jak długo Sally śpi w ciągu dnia, mogła więc tylko modlić się w duchu, że to nie była ta pora i nie obudziła dziecka swoim dzwonieniem.
- O, to Sally nie śpi. Super, mam dla niej prezent - uśmiechnęła się, pokazując Molly misia a potem wręczyła jej ciasteczka.
- A to dla ciebie. Znaczy dla nas, do kawy - dodała, tym samym dając brunetce znać, co chce do picia. Naturalnie miała być to kawa mrożona, bo było gorąco ale była przekonana, że nie musi tego mówić. Molly przecież doskonale wiedziała o co chodzi.
Molly poszła do kuchni, a Emma posłusznie usiadła w fotelu na tarasie, uprzednio wręczając dziewczynce zakupiony prezent.
- Dzięki - uśmiechnęła się do kobiety, odbierając od niej szklankę z mrożoną kawą i upiła kilka łyków.
- Wiesz, zazdroszczę ci czasem, że mieszkasz w Tingaree. Jest tu tak spokojnie i masz piękny widok z tarasu - odezwała się po chwili ciszy, wdychając głęboko powietrze. Pearl Lagune też należało raczej do spokojnych dzielnic, ale jednak to co innego niż mieszkanie w lesie. U siebie miała widok na domy sąsiadów, a tu była jednak większa prywatność.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
To musiał być nie tylko szok, ale i trauma na tak wielu płaszczyznach. Że może się jej coś stać w pracy, że ludzie potrafią być tak nieludzcy... Molly nie chciała pytać o jakieś wielkie szczegóły, wiedziała co i jak z artykułów na ten temat - skoro napastnik chciał, aby media wiedziały o tej sytuacji, to znaczy, że było przyzwolenie na wałkowanie tematu- a także od samej kobiety. Choć totalnie rozumiała, jak blondynka nie bardzo chciała poruszać ten temat. Nie była aż tak głodna sensacji, aby naciskać i dopytywać o największe szczegóły, zwłaszcza te mrożące krew w żyłach. Fakt o pójściu na terapię zdecydowanie poparła, bo wierzyła, że jest to pomocne. Nie tylko w jakiś bardzo krytycznych, skrajnych sytuacjach, ale zawsze, jak się człowiek trochę pogubi.
Nie, Molly nie była ani zła, ani zawiedziona, chciała pomóc dawnej przyjaciółce najbardziej jak potrafi, a jeśli to miało być pozwolenie na zostanie w domu, to była więcej niż chętna, aby tak zadecydować. Na pewno proponowała w zamian, że sama ją odwiedzi, ale to było odrobinę coś innego. Zwłaszcza, że zapewne przyszłaby wtedy z Sally, a przy niej spokojne porozmawianie mogło, choć nie musiało być znacznie utrudnione, jednak co jakiś czas ponawiała propozycję aż do momentu, kiedy została zaskoczona zgodą. Ucieszyło to ją, nie da się ukryć, sądziła że to krok w stronę światła, ale nie takim tunelowym znaczeniu!
-Nie, nie śpi. Nie musisz, niedługo będzie mieć więcej zabawek, niż jest pająków w dżungli-uśmiechnęła się, odbierając paczkę ciastek, żeby wyłożyć je na jakiś talerzyk. Fakt, obecnie była jedynym opiekunem dziewczynki więc jeśli już potrzebowała się napić wina, to był to jeden kieliszek, przed spaniem. Nie butelka na dwie w środku dnia.
-Osobiście nigdy nie wybrałabym Tingaree, ale to dom po moich przyjacielach-stwierdziła. Ona była miastowa i pewnie najlepiej by się czuła w jakimś wysokim wieżowcu z wielkimi oknami-Choć zdecydowanie ma swoje plusy właśnie jak spokój. Choć jak jest za dużo spokoju, to człowiek wpada na głupie pomysły i tak właśnie oto, stałam się dumną posiadaczką kilku kurek-machnęła w stronę ogrodu, gdzie znajdowała się zagroda dla ptaszysk, by sobie tam chodziły i dziobały to, co rośnie w ziemi. A w takim miejscu jak Tingaree nie brakowało chwastów i innych takich.

Emma Winfield
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak naprawdę tylko bracia Winfield wiedzieli o szczegółach tego, co stało się w szpitalu. O tych naprawdę malutkich detalikach, które spajały całą historię w całość i dawały pełniejszy obraz tego, jak z tym wszystkim czuła się teraz Emma. A nie czuła się wcale dobrze. Dzięki terapii szok powoli mijał, jednak nie został zastąpiony przez coś miłego, bo zdanie sobie sprawy z tego, że przeszło się traumę nie było miłym uczuciem. Wiedziała, że jeśli chce powrócić do dawnego spokoju musi na to sama zapracować, dlatego jako pierwsza z poszkodowanych lekarzy udała się na terapię. Nie broniła się, nie grała próżnej twierdząc, że nie jest jej to potrzebne. Było i to cholernie.
Brakowało jej też pracy. Przede wszystkim dlatego, że skutecznie by ją rozproszyła i nie rozpamiętywałaby codziennie tego, co się wydarzyło. Z drugiej jednak strony rozumiała podejście ordynatora, który wysłał wszystkich na przedłużony urlop. Prawda była taka, że Emma się bała. Paradoksalnie wcale nie tego, że ktoś napadnie ją na ulicy albo w domu. Bała się swoich reakcji na traumę. Bała się, że kiedy stanie przed salą operacyjną nie będzie w stanie ruszyć się z miejsca. Że podczas operacji nagle dostanie ataku paniki. Że będzie bezużyteczna i zamiast ona pomóc innym, inni będą zmuszeni pomóc jej. Więc tak, biorąc pod uwagę wszystkie wymienione czynniki, przymusowy urlop wcale nie był takim złym pomysłem. Nawet jeśli musiała oddać wszystkich swoich pacjentów innym lekarzom.
- Wiem, że nie muszę, ale chcę. Nie znam nikogo, kto by się opar urokowi tej małej dziewczynki. Musisz się pogodzić z tym, że będzie strasznie rozpieszczona - zaśmiała się cicho, chociaż pod słowem rozpieszczona nie miała nic złego na myśli. Sally mogła być równocześnie rozpieszczana i dobrze wychowana, co w przyszłości nie będzie skutkowało tym, że będzie roszczeniowa i samolubna. Bycie samotną matką to był ciężki kawałek chleba, jednak Emma była przekonana, że Molly doskonale sobie z tym poradzi. Zresztą, tak naprawdę nie była sama. Jasne, nie miała męża ale miała stado przyjaciółek, ukochanych cioć Sally, które w miarę możliwości starały się pomagać. Emma z oczywistych względów na razie została z pomocy wyłączona, ale kto wie, może opieka nad rocznym dzieckiem też jest pewną formą terapii?
- Też chyba wolę miasto, ale z drugiej strony przydałby się taki domek gdzieś na odludziu, żeby w kiepskie dni przyjechać i sobie odpocząć - rozsiadła się wygodnie w fotelu i upiła kilka łyków mrożonej kawy.
- A no właśnie miałam się pytać co to za kury - roześmiała się, ale zaraz przestała i wywaliła na Molly gały. I tu nastąpiła kilkusekundowa cisza konsternacji.
- Ale jak to masz kury! - Wykrzyknęła, podrywając się z fotela. Pomimo szoku i całkowicie spontanicznej reakcji pilnowała się, by nie przestraszyć siedzącej na kocyku Sally.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly absolutnie nie garnęła się do tego, by jej przyjaciółka opowiadała jej o wszystkich szczegółach, mówiła to, co przeżyła, co miało miejsce tamtego dnia w szpitalu. Może to było trochę samolubne, ale nie bójmy się powiedzieć, w jej życiu również wiele się działo, prywatnie, bezpośrednio w jej życiu, plus u jej bliskich. Jeszcze sama nie dorosła do pójścia na terapię, choć zdawała sobie sprawę z tego, że powinna. Na razie odkładała to nieco w przyszłość, tłumacząc, że nie ma na to czasu. Bo nie miała! Musiałaby komuś zlecić opiekę nad Sally a robiła to i tak nad wyraz często, aby mieć czas na pracę, zakupy i inne takie. Jednak wierzyła w sens takiej terapii, to na pewno. Najtrudniejszy był ten pierwszy krok i Emma na pewno zdawała sobie z tego sprawę.
Molly nie miała żadnego doświadczenia w temacie przepracowywania traum, ale powiedziałaby, by Emma wybrała się do szpitala, po cywilnemu, zobaczyła jak wielką ma traumę, czy przebywanie w tych samych murach już jej nie rusza. Nie, żeby od razu łapała za skalpel, broń boże!
-Sama ją rozpieszczam, nie mogę sobie odpuścić. Jak pomyślę, że spędzi pierwsze święta bez rodziców... Aż mnie ściska w sercu-jęknęła. Adams wciąż tęskniła za swoimi przyjaciółmi, chciałaby mieć ich pod ręką, by móc z nimi wyjść na coroczne, tradycyjne imprezy na ulicach Lorne Bay. Mimo że w przeszłości nie zawsze bywała w rodzinnych stronach w czasie świąt, w tym roku miała już parę zaproszeń, albo może bardziej informacji, do kogo może wpaść dzień przed świętami, aby życzyć sobie wesołych świąt, napić się soczku i może nawet zjeść coś z grilla?. Miała nadzieję, że Emma wybierze się z nią, choćby gdzieś na pół godzinki. I jedynym akceptowalnym wytłumaczeniem będzie to, że ma dyżur w szpitalu! Choć w święta to może nie być mądre, aby rekonwalescenta dawać do grafiku, bo w takie dni dzieją się różne, dziwne rzeczy....
-Zawsze możesz wpaść do nas. Obecnie mam pokój gościnny wolny-powiedziała, mając na myśli, że Graham na razie, nie wiadomo jak długo, na pewno nie będzie tam nocował. No ale to była zupełnie inna historia, na inny dzień.
-No kury, przecież widzisz-roześmiała się. Tak, to na pewno było formą terapii, zadomawiania się w Tingaree. -Jak podrosną trochę, będę miała swoje własne jajka, a Sally będzie je karmić, ochoczo rzucają ziarnami. Na razie bardziej jest zainteresowana karmieniem tym siebie samej, więc musimy trochę poczekać-wyjaśniła. Jeśli tylko Winfield chciała, to mogła przecież wychylić się za taras i już by wszystko widziała! Uroki małego podwórka, takiego w sam raz.

Emma Winfield
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Każdy w jakimś stopniu jest samolubny, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to nie jest do końca szczery sam ze sobą. Nie jest możliwe, by nawet najbardziej altruistyczny człowiek nie pomyślał w pewnym momencie o sobie i nie postawił siebie na pierwszym miejscu. Nie było więc nic złego w tym, jeśli Molly myślała w tym momencie o swojej krzywdzie, o tym, czego ona doświadczyła. Oczywiście jeśli nie zacznie teraz nagle o tym mówić, umniejszając wartości wydarzenia, którego bezpośrednim świadkiem była Emma. Na szczęście Molly posiadała wysokie umiejętności społeczne, więc nie musiały się tym martwić.
Emma zawsze chętnie zajmie się Sally, gdyby Molly tego potrzebowała. Do tej pory nie miała na to za bardzo czasu, bo jako lekarz musiała odbywać kilkudniowe dyżury w szpitalu, ale teraz miała przecież urlop, przynajmniej dwutygodniowy, więc przyjaciółka śmiało mogła do niej dzwonić. Mogłaby się nawet zająć tymi nieszczęsnymi kurami, co by takie głodne nie chodziły albo żeby je lisy nie zeżarły, bo kto to wie co tak naprawdę drzemie w głębi Tingaree. Emma mieszkała w Lorne Bay od urodzenia i teraz trochę głupio jej było, że przez całe swoje życie nie miała właściwie styczności z rezerwatem.
Był w tym jakiś pomysł, tylko teraz powstawało pytanie, czy jako cywil będzie potrafiła patrzeć na szpital tak samo jak na miejsce pracy. Zresztą, równie dobrze mogłaby wrócić do pracy bez żadnych problemów, a atak paniki mógłby przyjść nagle, na przykład w trakcie operacji albo tuż przed. Na razie Emma i tak nie widziała wyjścia z tej sytuacji, ale była dopiero na początku drogi.
- Wiem, Molly. Zamierzasz ją adoptować? - Zapytała, bo była ciekawa, jakie kroki wobec dziewczynki jej przyjaciółka chce podjąć. Czy chciałaby być dla niej tylko opiekunem prawnym czy wolałaby zostać adopcyjną mamą i w ten sposób samodzielnie podejmować decyzje dotyczące życia Sally, które może podjąć tylko rodzic.
I oczywiście bardzo chętnie wybrałaby się z Molly do kogoś na domówkę, tylko może w późniejszym terminie. Albo po tym, jak zaopatrzy się w gaz pieprzowy. Przynajmniej chociaż trochę poczuje się bezpieczna.
- Słuchaj, no ja rozumiem kot albo pies. Nawet, kurde, szczur. Ale kury? Skąd ty wpadłaś na taki pomysł? - Już wyszła z kilkusekundowego szoku i jak znowu usiadła na fotelu, to się zaczęła śmiać z tego szalonego pomysłu. W sumie… Może ona też powinna zaszaleć? I na przykład pójść do schroniska wyprowadzić pieska? Od czegoś trzeba zacząć, nie?

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Wiadomo, że każdy czasem myśli o sobie. Pytanie tylko, czy to jest myśl pod tytułem "zrobię dziś na obiad to, co ja najbardziej lubię, zamiast tego, co druga osoba woli", co jest zdecydowanie czymś bardzo delikatnym, czy stawianie siebie za każdym razem na pierwszym miejscu, kompletnie nie patrząc na to, co inni chcą, lub sądzą. Myślenie o sobie czasem było jak najbardziej zdrowe i konieczne. Byli ludzie, którzy uważali, że czasem trzeba o sobie samym pomyśleć, bo nikt inny za ciebie tego nie zrobi. I Molly totalnie była tego zdania. Odeszła od swojego narzeczonego, bo ten myślał tylko o sobie i swoim życiu, zamiast o swojej narzeczonej. I można by pomyśleć, że w związku z tym, prowadziła teraz hedonistyczne życie polegające na sprawianiu sobie przyjemności i rozpieszczaniu siebie. A zamiast tego zajmowała się dzieckiem swoich przyjaciół, stawiając je zdecydowanie ponad sobą. I nie uważała, że to jest coś, za co powinno się ją chwalić, traktować jako wspaniałą osobę, czy coś w tym stylu. Ona uważała, że zrobiła to, co powinna była zrobić, co wypadało. I nie, nie zamierzała umniejszać wypadkowi Emmy! Absolutnie, ona należała od osób, która raczej umniejszała swoim przeżyciom, w końcu to nie ona zginęła w wypadku, aby się tym jakoś specjalnie szczycić, spokojnie!
Mała Sally miała już tutaj całe grono osób, które chętnie by się nią zajęło, od babci, cioć i przyszywanych cioć, że mogłaby tylko chodzić od jednej niani do drugiej, żyjąc swoim najlepszym życiem, karmiona chrupkami, egzotycznymi owocami i zabawiana różnymi zabawkami. Z kurami mogło być już nieco gorzej, ale Adams nie wybierała się na żadne wakacje, czy wyjazdy, więc mogła się tym spokojnie zająć. Choć nawet ona nie zamierzała bronić kur przed różnymi, australijskimi stworami swoją własną piersią. Najwyżej okaże się, że nie bez powodu mieszkańcy Tingaree nie hodują kur na własnych podwórkach.
-Na razie to dość odległa perspektywa, ale tak. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to za jakiś rok, może półtora będę w stanie ją zaadoptować. -przytaknęła. Miała już nawet za sobą pierwsze rozmowy z prawnikiem o tym. Przyjaciółka Molly, Este, poleciła jej prawnika z ich kancelarii. Rhodes wydawał się być kompetentnym gościem, choć wiedziała, że ten cały proces trochę trwa i nie da się go przyspieszyć. -To nie tak, że Monica i Cedric odżyją i będą się mogli zająć Sally-zauważyła. Nie mogła być prawnym opiekunem całe życie, bo czasem trzeba było podejmować decyzje o Sally. A ona nie wyobrażała sobie, aby komukolwiek oddać dziewczynkę na wychowanie.
-Nie wiem, w sumie. Nigdy mi nie zależało aby mieć własne zwierzę-przyznała. Ani psy, ani koty ani zwłaszcza szczury nie interesowały jej, nie czuła potrzeby, aby opiekować się jakimś zwierzątkiem. Nie czuła też potrzeby, aby w taki sposób sobie zrekompensować poczucie samotności w trakcie ostatnich miesięcy w Brisbane. A teraz? Teraz bez większego zastanowienia sprawiła sobie całe stadko kur. -A teraz poczułam, że to może być wkład w nasze życie w Tingaree, coś, co sprawi, że poczuje się bardziej jak u siebie-wzruszyła ramionami. Nie była u siebie, nie żyła nawet własnym życiem, wiec w sumie nie było niczym dziwnym, że chciała mieć coś totalnie swojego. A że akurat padło na kury? Cóż, tak wyszło. Czy dobrze, albo mądrze? To się dopiero okaże, w przyszłości.

Emma Winfield
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Całe szczęście, że zarówno Molly jak i Emma miały ten poziom empatii, który nie pozwalał im być samolubnymi chamówami. Co prawda kiedy Molly zjawiła się w Lorne Bay z dzieckiem, nadal cierpiąc po stracie dwójki najlepszych przyjaciół, Emma wtedy jeszcze nie przeżyła swojej traumy, ale nawet w innych okolicznościach starałaby się jak mogła, żeby to nie jej cierpienie było najważniejsze. W końcu to Molly było świeższe. I właśnie tak zachowała się teraz Molly, kiedy Emma jeszcze nie do końca potrafiła pozbierać się psychicznie po ostatnich wydarzeniach. To je łączyło i utrwalało odzyskaną przyjaźń.
Każdy potrzebował wakacji w innym miejscu niż tam, gdzie mieszkał. Nawet posiadając stadko kur. Wystarczyło, żeby Molly poprosiła, a Emma już zjawia się u progu jej domu z walizką rzeczy na dwa tygodnie. I Adams może jechać na wymarzony urlop! A z drugiej strony, mogłyby oddać pod opiekę Sally i kury komuś innemu i wyjechać na dwa tygodnie tylko we dwie. Na tydzień chociaż! Po pierwsze, mogłyby odpocząć od tego wszystkiego co przytłaczało je na ten moment w Lorne Bay, a po drugie jeszcze bardziej powspominać dawne czasy i odbudować w pełni to, co wydawało się, że z biegiem lat się zatarło. Spotykanie się na kawę tu na miejscu też miało swój urok i Emma nie zamierzała na to narzekać, ale jednak kto wie jak mocne więzi udałoby im się stworzyć na takiej wyprawie?
- Oczywiście, że nie. Ale ludzie, na których nagle spada taka odpowiedzialność jak wychowanie cudzego dziecka, różnie w takiej sytuacji reagują - odpowiedziała, bo oczywiście Molly miała rację - nic nie wróci życia jej przyjaciołom, więc to nie było tak, że opiekowała się dziewczynką tylko chwilowo. Ale też przecież nikt nie miałby do Molly pretensji, gdyby stwierdziła, że nie jest gotowa i zdecydowała się oddać dziecko do adopcji. Emma zapytała, bo była też w sumie ciekawa jak tak naprawdę jej przyjaciółka odnajduje się w roli mamy rocznego dziecka. Czy nie jest jej ciężko? Czy ma wątpliwości? Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy usłyszała odpowiedź.
- Cieszę się. Ty i Sally zasługujecie na szczęście. Ale gdyby ci było ciężko to pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Przyjadę nawet jak będę po kilkudniowym dyżurze - napiła się swojej mrożonej kawy. Mówiła poważnie. Nawet jeśli w tym momencie miała na głowie poważne problemy, nie zamierzała przecież zatracić się w swojej własnej niedoli i zaniedbać relację z Molly. Nie tym razem, nie kiedy jej najlepsza przyjaciółka była na stałe w mieście.
- No to chociaż hodowla królików? - Zaproponowała, nadal w szoku przez te kury. No bo KURY?!
- A nie myślałaś o tym, żeby kupić swój własny dom i tam przeprowadzić się z Sally? - Nie wspomniała o Grahamie, bo nie wiedziała co między nimi było. Nie chciała się wtrącać. Sally miała zaledwie rok, nie będzie pamiętała nic z najbliższych dwóch lat, więc przeprowadzka nie powinna być dla niej szokiem. Emma uważała, że zmiana miejsca zrobi dobrze nie tylko Molly, ale też samej Sally. Powinny we dwie zacząć od nowa, a nie mieszkać w miejscu, które zawsze będzie im przypominało zmarłych rodziców dziewczynki.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Można by stwierdzić, że posiadanie rodzeństwa uczy człowieka, aby nie być samolubną chamówką, jak to pięknie ujęłaś, ale mogło być zupełnie na odwrót. Wszystko zależy od rodziny, tego jakie były oczekiwania i tak dalej. Bo czasem po tym, jak trzeba się wszystkim dzielić, patrzeć na to co reszta chce lub potrzebuje, że w którymś momencie się człowiek buntuje i chce choć w relacjach z niespokrewnionymi osobami być najważniejsza. Jak widać, ani u Adamsów, ani u Winfieldów tak nie było. Co musiało dobrze świadczyć o ich rodzinach, nie bójmy się tego powiedzieć. A obie panie był w tym wieku, które wiedziały że utopia nie istnieje i zawsze mogłoby być gorzej. Choć lepiej również.
Nie szalejmy, żeby od razu Sally zostawiać komuś na tydzień, czy dwutygodniowy urlop. Oczywiste, że każdy czasem potrzebował się oderwać od rzeczywistości, ale świat był już tak skonstruowany, że często trzeba było liczyć na pomoc i dobre serce innych osób, które by pomogły zrealizować takie marzenia. Na całe szczęście Molly spokojnie mogła liczyć na takie osoby. Jednak chyba, jak na prawdziwą matkę (czy mother-figure) przystało, Molly nie do końca czuła się gotowa zostawić dziecko na tak długo. No ale na takie dwa dni, nocowanie poza domem? To i znajdzie się ktoś, to by się Sally zajął i kurami również. Może nie był to wcale taki głupi pomysł? W końcu ostatnie na co Molly miała czas w przeszłych kilku miesiącach to były myśli o jakimś wyjeździe i relaksie. Na pewno dobrze by to zrobiło tym paniom. Nawet jakby pojechał kilkadziesiąt kilometrów dalej, do jakiegoś przyjemnego hotelu z basenem i spa, by posiedziały w jacuzzi, zjadły coś dobrego i zasnęły o 21 leżąc w jednym łóżku i oglądając dobry film.
-Wiem, wiem. -westchnęła, bo przecież w utopijnych (i koszmarnych jednocześnie) planach jej przyjaciół, Molly nie miała się zajmować dzieckiem sama. Nie zamierzała jednak poruszać tego tematu, bo wiedziała, że plany to jedno, a rzeczywistość to coś zupełnie innego.-Wiesz, ja zawsze chciałam zostać matką, a nie mogłabym, więc tak naprawdę zostałaby mi adopcja. Oczywistym jest, że nie zostawiłabym Sally samej, nawet jeśli byłoby inaczej-dodała na szybko, bo te jej słowa, niezależnie od tego jak prawdziwe były, to nie zabrzmiały zbyt dobrze. Jakby chciała się wzbogacić na pechu swoich przyjaciół czy korzystać z okazji. -Dzięki Emma, nawet nie wiesz, ile znaczą te słowa... I nie mogę obiecać, że z tego nie skorzystam-zaśmiała się, biorąc szklankę z zimnym napojem w rękę. Całą swoją uwagę dzieliła między dziewczynką siedzącą na kocyku a swoją przyjaciółką, czując się dość swobodnie w tym momencie. Nie chciała być jakaś przewrażliwioną matką-helikopterem, choć z tym to akurat różnie bywało.
-Króliki? A co mi z królików?-zapytała zdziwiona. Tym bardziej, że przy obecnie panującej pogodzie nie chciałaby być w skórze tych futrzaków, którym musiało być niesamowicie gorąco!-A z kur to przynajmniej będziemy miały zawsze świeże jajka na śniadanie-zaśmiała się. Niby dużo myślała o tym, czy te ptaszyska kupić, czy to jest mądry pomysł, czy nie, a jednak słysząc takie komentarze, czuła że była to dość nieprzemyślana decyzja. -Szczerze? To nie. Nie wiem czemu. Może po prostu się tutaj zadomowiłam-stwierdziła. Chyba też była w tym momencie trochę leniwa i pragnęła stabilizacji. Cały ten proces sprzedaży jednego domu, wyboru drugiego, przeprowadzek, remontów i wykończeń chyba by ją wykończył kompletnie. -Może kiedyś. Nie wiem. -wzruszyła ramionami. Z resztą sądziła, że w tym momencie, z kurzym inwentarzem to pewnie nie byłoby prosto znaleźć nowe lokum. -Choć wiem, chciałabyś mnie mieć za sąsiadkę, by móc w kapciach wchodzić do mnie, szukając mleka do kawy. -zaśmiała, bo jako nastolatki snuły takie plany. Że po trzydziestce będą miały już mężów i rodziny i gdzieś (niekoniecznie w Lorne Bay, bo Molly zawsze ciągnęło do miasta) będą sąsiadkami z zawsze otwartymi drzwiami dla siebie. Ciekawe, czy Winfield o tym jeszcze pamiętała.

Emma Winfield
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Emma bardzo dobrze wiedziała, że zostali dobrze przez Winfieldów wychowani. No, może poza Lukiem, ale to już inna sprawa zupełnie, bo Luke miał własne, indywidualne problemy. Jasne, kiedy zaczął ćpać cała rodzina zaangażowała się w próby wyciągnięcia go, ale nie o tym tu teraz mówimy. Był w końcu przy niej, kiedy została napadnięta w szpitalu. Przyjechał zaraz na drugi dzień, pocieszał ją razem z Tomem i Emma wiedziała, że mu na niej zależy. I to według niej świadczyło o dobrym wychowaniu, nie personalne problemy. Nawet jeśli wcześniej było między nimi różnie, to przecież się o siebie troszczyli.
Cóż, prawda. Możliwe, że Sally była jeszcze zbyt mała, żeby zostawiać ją na tak długi czas pod opieką kogoś innego. Emma nie miała swoich dzieci, ani nawet takich pod swoją długotrwałą opieką, więc możliwe, że patrzyła na to zupełnie inaczej. Sally miała prawie dwa lata a wielu rodziców już dzieci w jej wieku potrafili zostawić z dziadkami i wyjechać na tydzień. Jej to było obojętne, bo to nie jej dziecko i nie miała zamiaru żadnemu rodzicowi mówić, że źle robi. Zresztą, nawet gdyby miała swoje dzieci to i tak nie miałaby zamiaru wtrącać się w cudze sprawy. Nie lubiła kiedy ktoś wtrącał się w jej życie, więc nie robiła też tego drugiej stronie. Ale jeśli Molly wolała wyjazd dwudniowy, to Emma jak najbardziej była za! Mogły zrobić sobie nawet jednodniowy trip, wyjechać z samego rana i wrócić późno w nocy, też by była z tego zadowolona. Nie chodziło przecież o ilość wspólnie spędzonego czasu, ale o to, żeby spędzić go razem.
- Korzystaj ile tylko chcesz, od czego ma się przyjaciół - zaśmiała się, taktownie przemilczając bezpłodność Molly. Wiedziała o tym, przecież w tym czasie były ze sobą w stałym kontakcie. Nie chodziło o to, że był to temat tabu, ale nie przyszła tutaj po to, by poruszać takie przykre tematy. Nie pytała też o Grahama. Molly nie zwierzyła jej się pod tym kątem. Możliwe, że nie chciała o tym jeszcze z nikim rozmawiać, bo po prostu nie wiedziała jak. I nie było w tym niczego złego. Z doświadczenia wiedziała, że na trudne tematy lepiej rozmawiać, kiedy obydwie strony są gotowe. A tutaj najwyraźniej jedna nie była.
- No… Są miłe? Sama nie wiem, ale ludzie zazwyczaj króliki wybierają na domowe zwierzątka, nie kury - zaśmiała się, bo właściwie Molly przytoczyła całkiem logiczny argument za, który sprawił, że nie dziwiła już się aż tak bardzo na myśl o tych kurach.
- A żebyś wiedziała! To całkiem realne marzenie i nie będę ukrywać, że trochę za tym tęsknię - uśmiechnęła się rozbawiona, bo chociaż nadal uważała, że to był super pomysł, to przecież nie miała za czym tęsknić, bo tego nie doświadczyła. Wzięła szklankę z zimną kawą, oparła się o fotel, upiła łyk i przymknęła oczy, delektując się ciszą, jaką miała dookoła. Może to ona powinna przyjechać do Molly na kilka dni, by odpocząć od zgiełku miasteczka?

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Luke może nie był ideałem, Molly zdawała sobie sprawę z tego, bo spotkała go nie tak dawno i częstował ją ziołem na ogrodzie swoich rodziców, ale jedno można było o nim śmiało powiedzieć. Mógł skończyć gorzej, zdecydowanie, zdecydowanie gorzej. Każde z Winfieldów było inne, było sobą. Ich rodzice, czy byli nimi biologicznie czy z mocy nadanej przez sąd, nie musieli się niczego wstydzić.  A zdecydowanie mogli czuć się dumni także z cudzych dzieci, bo przecież dali dobry przykład Molly, która nawet przez moment się nie zastanawiała, czy zająć się dzieckiem jej przyjaciół.
Sally potrzebowała stabilizacji, tego aby każdy dzień spędzać z tymi samymi osobami, by się do nich przyzwyczaiła i tak dalej. Nie było pewne, czy w ogóle pamięta swoich rodziców, czy zdaje sobie sprawę, że nagle kto inny zaczął jej zmieniać pieluchy. Molly nie chciała, by ta przechodziła z rąk do rąk, wystarczy, że ktoś inny się nią zajmował, gdy Adams chodziła do pracy. Dlatego krótki wypad, nawet na jedną noc, to było coś, do czego byłoby jej łatwiej się przekonać. Dzień poza domem na pewno dobrze by jej zrobił. Może tego nie czuła, nie narzekała na to, ale kto by nie chciał się oderwać od codzienności?
-Nawet nie wiesz jak wam wszystkim jestem za to wdzięczna-stwierdziła. Zawsze dziękowała przyjaciołom  za pomoc, którą jej proponowali, czy wprost dawali. Wiedziała, że tylko dzięki nim dawała sobie jakoś radę w ostatnich miesiącach, nie tylko tak dosłownie, że pomagali jej, ale po prostu wspierali ją psychicznie. -Niektórzy wybierają krowy albo aligatory, więc mój wybór wcale nie jest taki kontrowersyjny-Choć Joe miał kurę i kaczkę w środku Nowego Jorku jako zwierzaki domowe, to nie da się ukryć, że kury to raczej zwierzęta gospodarskie.  Na razie Molly na to nie narzekała, lecz to był tak naprawdę początek jej przygody jako pani na włościach. Tak to chyba można było nazwać. Nie da się ukryć, szukała siebie, swojego nowego ja jako matki i mieszkanki Tingaree.
-Jeśli chcesz, to wpadaj. Z przyjemnością cię ugoszczę, zrobie nawet śniadanie i nie będę wymagać, żebyś wstawała do Sally-zaśmiała się. Serio, jeśli tylko Emma miałaby ochotę wpaść na parę dni na takie pół wakacje, to mogła zostać nawet teraz, choć Adams musiałaby się zabrać za sprzątanie... Dlatego lepiej się umówić z choć minimalnym wyprzedzeniem!

Emma Winfield 
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
A no tak, bo ja zapomniałam, że Molly i Luke się znają, no cóż. W każdym razie prawda, mógł skończyć dużo gorzej. Gdyby nadal żył w swojej biologicznej rodzinie albo gdyby ktoś inny przygarnął go z domu dziecka, nie wiadomo kim byłby teraz. Żadne z nich tego o sobie nie wiedziało. Gdyby Emma w wieku trzech lat nie została odebrana biologicznym rodzicom, nie byłaby dzisiaj lekarzem, nie odnosiłaby sukcesów, nie miała kochającej rodziny, a przede wszystkim nie zaprzyjaźniłaby się z Molly. Gdyby Winfieldowie nie wkroczyli do akcji, nie wiadomo co by z tej drobnej blondyneczki wyrosło. Może pracowałaby za najgorsze pieniądze albo nie pracowała w ogóle, tylko żyłaby z zasiłków i miała czwórkę dzieci i męża alkoholika? W końcu wszystkie chwyty dozwolone, życie bawiło się ludźmi jak chciało, nie brało żadnych jeńców. Emma co prawda nie miała żadnego kontaktu ze swoją biologiczną rodziną, nie znała ich personaliów ani nawet nie wiedziała jak wyglądają, jednak ostatnio skontaktował się z nią jeden z jej starszych braci. A przynajmniej za takowego typek się podawał. Nie odpowiedziała mu oczywiście na wiadomość, za to poszperała trochę w poszukiwaniu informacji i jeśli faktycznie był jej bratem… To ona bardzo nie chciałaby wiedzieć, jak by skończyła, gdyby nie jej adopcyjni rodzice. Którzy byli dla niej jak prawdziwi rodzice i nigdy inaczej o nich nie pomyślała.
Molly na pewno nie zostawiałaby Sally z randomowymi osobami. Adams na pewno miała wielu znajomych, ale nie bez przyczyny mówiło się, że im człowiek jest starszy tym więcej przyjaciół wokół niego się wykrusza, by zostali tylko ci, którzy są prawdziwi i będą zawsze. Takim osobom powinna Molly zostawiać pod opieką Sally, bo takie osoby nie znikną z jej życia nagle. Do takich osób nieskromnie zaliczała się na przykład Emma. Dystans sprawił, że się od siebie oddaliły, ale przecież nie przeszkodziło im to w odnowieniu przyjaźni, kiedy Molly wróciła na stare śmieci. Musiała po prostu rozważnie wybrać, kto do grona najbliższych jej osób należy, bo teraz nie wybierała ich tylko dla siebie. Teraz nie mogła przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji, myśleć tylko o sobie. Teraz miała w swoim życiu Sally.
- Nie ma o czym mówić. Nie robimy tego, by ktoś nam klaskał. Ale podziękowania przyjmuję - uśmiechnęła się delikatnie. Jeśli Molly chciała im dziękować to w złym guście byłoby jej to wypominać, chociaż naprawdę starali się nie po to, by zbierać pochwały ale po to, żeby jej zwyczajnie pomóc.
- No krowy rozumiem, bo się do czegoś przydają. A znasz kogoś, kto ma aligatora? - Parsknęła śmiechem. Czy posiadanie aligatora nie było przypadkiem nielegalne? Tak jak posiadanie jakiegokolwiek innego dzikiego zwierzęcia? Znaczy, może niekoniecznie nielegalne, ale nie są to z reguły domowe ani nawet podwórkowe zwierzątka. Pomijając fakt, że to gady.
- A wiesz, że skorzystam? Skoro mnie tak zapraszasz… I tak jestem na przymusowym urlopie. Ale nie dzisiaj, nie martw się. Nie musisz niczego szykować - zaśmiała się widząc minę przyjaciółki. Nie wbiłaby się jej przecież tam chamsko na nocleg, zresztą i tak nie miała przy sobie swoich rzeczy. Mogły się przyjaźnić, ale jednak lepiej by się czuła ze swoją piżamą i szczoteczką do zębów.

Molly Adams
ODPOWIEDZ
cron