lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Lorne Bay to spokojne miasto, w którym niewiele się dzieje jeśli chodzi o przestępczość, a przynajmniej niewiele jej widać na ulicach, poniekąd dlatego ludzie sobie cenią życie tutaj.
Dla młodszej aspirant Jenny Ford miał to być zwyczajny dzień na służbie, nic nie zapowiadało tego, do jakiej akcji zostanie dziś wezwana. Młoda kobieta całkiem niedawno ukończyła akademię policyjną i od kilku tygodni mogła dumnie nosić mundur australijskiej policji i pełnić służbę w jej szeregach. Była pierwszą policjantką w swojej rodzinie, nie miała więcej niż dwadzieścia lat, była bardzo ładną, inteligentną kobietą, która wiedziała czego chce od życia. Jenny nie miała łatwo wstępując w ten męski świat, gdzie każda jej umiejętność była poddawana wątpliwościom przez kolegów z akademii, a później przez współpracowników, dlatego starała się pięć razy bardziej niż oni, dając z siebie 300%. Patrol z partnerem, do jakiego została przydzielona był bardzo spokojny, jeździli po mieście, obserwowali, gotowi zareagować na każde wezwanie, które dostaną z dyspozytorni. Jenny trafiła na bardzo doświadczonego policjanta, z dużą wiedzą i całkiem niezłym podejściem, bo pozwalał jej na działanie nadzorując jej poczynania i wspierając w razie potrzeby. Mężczyzna miał tylko jeden warunek: on prowadzi samochód, a co za tym idzie: kto prowadzi wybiera muzykę i smak pączków. Byli już niemal przy końcu swojego dnia pracy kiedy wpadło im zgłoszenie o wypadku na skraju miasta, jakiś samochód zjechał ze skarpy, dachował, rozbił się na kamieniach i właśnie zaczął płonąć. Oni jako policjanci musieli pojechać na miejsce, by je zabezpieczyć i pomóc w organizacji ruchu drogowego, zapewnić bezpieczeństwo służbom ratunkowym i liczyć na to, że nikomu nic się nie stało. Na miejsce wypadku zajechali jako drudzy zaraz po straży pożarnej, która już przystępowała do gaszenia pojazdu, który dosłownie niemal wybuchł i właśnie dogorywał. Niestety kierowca zginął na miejscu i nie było już kogo ratować.
Jenny robiła właśnie zdjęcia śladów hamowania, przebitej barierki i innych materiałów potrzebnych do napisania raportu ze zdarzenia. Niestety praca policjanta to nie tylko akcja, jest też mnóstwo papierków. Kiedy strażacy skończyli gasić samochód, kobieta mogła przejść do fotografowania wraku pięknego Mercedesa, musiał być piękny skoro był Mercedesem, nie było innego wyjścia. Uderzył ją okropny zapach palonego ciała i włosów, tego się nie spodziewała i jej żołądek tego nie zniósł, na co strażacy i jej partner trochę się z niej nabijali, ale dzielnie wróciła do robienia zdjęć, spisała numery rejestracyjne, które nie uległy zniszczeniu i wraz z partnerem wrócili do radiowozu, żeby sprawdzić, do kogoś należał samochód. Na miejsce przyjechał koroner oraz lekarz, który oczywiście tylko formalnie musiał stwierdzić zgon. Jenny sprawdziła kto jest właścicielem samochodu, wszystkie informacje szybko jej się wyświetliły. W międzyczasie podszedł do nich koroner, poinformować, że ofiarą jest około dwudziestoletnia kobieta, w przybliżeniu 160 cm wzrostu, ale póki, co więcej, nie mógł im powiedzieć, ciało było zbyt zwęglone.
Dochodziła godzina 14 kiedy młodsza aspirant Jane Ford wraz z partnerem podjechali pod rezydencję Aresa Kennedy, właściciela samochodu, który uległ wypadkowi. Mieli nadzieję, że zastaną go w domu, bo nie uśmiechało im się robić nadgodzin i jechać do jego hotelu ani do studia tatuażu, żeby go poszukać. Jenny miała bojowe zadanie i musiała zapytać o kilka rzeczy, dlatego dziewczyna poprawiła swój mundur, żeby prezentować się nienagannie i profesjonalnie i podeszła do drzwi, dzwoniąc do nich. Z tyłu za nią stał jej partner, żeby w razie czego wesprzeć dziewczynę. Gdy drzwi się otworzyły i Jenny zobaczyła kto w nich stoi, trochę zgłupiała, wielki koleś z masą tatuaży, wyglądający jak skończony kryminalista — tego się nie spodziewała po takiej okolicy. Górował nad nią wzrostem i posturą i zaschło jej trochę w ustach.
- Dzień dobry, młodsza aspirant Jenny Ford. Czy pan Ares Kennedy?- zapytała uprzejmie, starając się nie wyglądać na negatywnie nastawioną. Jenny była bardzo sympatyczna, dobrze jej z oczu patrzyło. Kiedy usłyszała potwierdzenie skinęła głową i zaczęła mówić.
- Czy jest pan właścicielem Mercedesa o numerze rejestracyjnym…- tu podała ciąg cyfr i liter, recytując je z pamięci. Ponownie kiedy usłyszała odpowiedź skinęła głową w podziękowaniu i teraz nadszedł najtrudniejszy etap tej rozmowy.
- Pana samochód został znaleziony na skarpie na wylocie z miasta, przy słupku numer 149, przejechał przez barierkę, dachował i niestety uległ kompletnemu zniszczeniu. Spłonął, został z niego tylko nienadający się do niczego wrak. Osoba, która prowadziła zginęła na miejscu, ale niestety nie byliśmy w stanie jej zidentyfikować, ponieważ ciało zostało kompletnie zwęglone. Koroner poinformował nas, że była to kobieta około 20 lat, mniej więcej 160 cm wzrostu, czy dziś tym samochodem mogła poruszać się osoba pasująca do tego opisu?- informacje padały bardzo spokojnie i rzeczowo, Jenny chciała tylko zebrać potrzebne informacje, które mogłyby pomóc w zidentyfikowaniu młodej kobiety. Oczywiście, że założyła, że Ares musiał ją znać, bo inaczej oznaczałoby to, że samochód został skradziony. Przełożony Jenny nie był do końca zadowolony z przebiegu tej rozmowy, dziewczyna nie postępowała zgodnie z protokołem, dlatego mężczyzna zaplótł ręce na klatce piersiowej. Jenny podeszła do tego trochę ze zbyt dużą empatią.

Ares Kennedy
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
#30
I thought I lost you forever
{outfit}
Zobaczenie jej tamtego dnia, spojrzenie w te błękitne oczy, w których nie było już tak dobrze znanego mu światła wybiło Angelo z rytmu. Zepsuło całą jego dwutygodniową pracę i po powrocie do domu sięgnął po butelkę. Siedział na ziemi pół nocy, rozsypując się kolejny raz, a przecież miał być już silny. Podważał słuszność swojej decyzji, nie będąc do końca pewnym, czy ojciec Gabrielle Glass jest na pewno dobrym dla niej opiekunem. Może powinien był poprosić Francesco? Zawsze mieli dobry kontakt, a Franek.... też był wrażliwy, choć tego nie okazywał. Jaki to jednak miałoby sens, jeśli miał ją od siebie odciąć? Nie mógł się nią zaopiekować, tak, jak tego potrzebowała i miał wrażenie, że nikt tego tak nie zrobi. Bruce wydawał się kompletnie nie rozumieć potrzeb swojej córki, on kiedyś też ich nie rozumiał... Do teraz. Teraz wszystko układało się w jego głowie, popełnione błędy i ta uporczywa myśl "teraz zrobiłbym to inaczej". Zawsze śmiał się z tych ludzi, co mówili, że docenia się ludzi po ich stracie, bo dla niego życie miało trochę inną wartość niż dla innych. Uważał, że jeśli kogoś tracimy, tej osoby miało w naszym życiu po prostu nie być, a w jego? Pojawiało się ekstremalnie mało osób. Właściwie to zależało mu tylko na rodzinie.
Do teraz. Choć Gabrielle przecież też stała się jej częścią.
A on ją odciął. Marcello zadzwonił do niego zaraz po tym, jak urwał mu połączenie z Gabrielle. Wtedy też pierwszy raz rozmawiali i była to bardzo długa, męcząca konwersacja, po której Angelo dostał trochę kopniaka. Jego starszy brat miał niezwykły dar wpływania na ludzkie umysły, w niektórych kwestiach nie dało się z nim nie zgodzić. Angelo poprosił go, by nikt nie przywracał kontaktu Gabi, że... lepiej będzie ją teraz odciąć, tłumacząc mu krok po kroku, co działo się u nich przez cały ten czas. Skontaktował się też wreszcie z Frankiem, który słysząc całą historię, wściekł się na Angelo i chyba pierwszy raz padło tyle nieprzyjemnych słów z jego ust. Ale miał rację. Był skończonym kretynem, pozwalając tej dziewczynie cierpieć i tracąc ją. Miał rację, że takich kobiet już prawie nie ma i żadna mu jej nie zastąpi. Miał rację, że powinien zacząć jakoś nad sobą panować, bo kiedy byli młodzi, wylewał swoją furię właśnie na Franku, który doskonale wiedział, jak mogła czuć się z nim Gabrielle. Jego młodszy powiedział jasno: Daj znać, jeśli będziesz mnie potrzebował, ale pamiętaj, że cie za to kurwa nienawidzę.
I w cale mu się nie dziwił.
Tego dnia wstał, wziął leki, przyćpał krechę i pojechał na spotkanie. Miał i Marcello dług za zerwane kontrakty, więc musiał to jakoś odpracować. Tak dużego raczej nie uda mu się załatwić, ale Angelo wciąż pracował nad rozwinięciem turystyki w Lorne Bay. Miał zajęcia, przynajmniej się na czymś skupiał. Umówił się na lunch, który w ostatniej chwili został odwołany. Nie chciał siedzieć sam na mieście, wolał wrócić do domu i ogarnąć zaległe maile z Hiszpanią i Czechami. Zamknął się w swoim biurze i spokojnie pracował, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Niespiesznie i spokojnie otworzył drzwi, widząc w nich... psiarnie? Kurwa co znowu? Dobrze, że jego dom został już doprowadzony do porządku, nie walały się już po nim puste butelki, czy narkotyki. Gangster zmarszczył brwi, widocznie niezadowolony z tego, że ktoś mu przeszkadza. Lustrował kobietę wzrokiem, nie podobała mu się jej pierwsza reakcja na niego. Cóż, powinien już do tego przywyknąć. Czy powinien też biec po broń?
- Zgadza się. W czym mogę wam pomóc? - W jego głosie panował spokój. W żyłach Włocha płynęło dużo substancji uspokajających, które pomagały mu nie tylko w codziennym funkcjonowaniu, ale i wyhamowywały jego napady wściekłości.
Ale czy na pewno działały?
Słysząc pytanie o swój samochód, poczuł lekki niepokój. Przecież oddał go Gabrielle... Co ona znów zrobiła? To była pierwsza i jedyna myśl, która go naszła, choć nie miał pojęcia, o co dokładnie mogło chodzić.
- Tak. Co się stało? - Powoli tracił cierpliwość, co można było dostrzec w mowie jego ciała, wzroku i tonie głosu, który dość mocno napierał już na sukę. Mięśnie Angelo napięły się, jego sylwetka stała się prosta jak struna. Czego mógł się spodziewać?
Wszystkiego, ale nie tego.
Z każdym kolejnym słowem kobiety, oczy Angel rozszerzały się ze zdziwienia i przerażenia. Niby słyszał, ale słowa jakby do niego nie docierały. Zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie przez głośne bicie serca w klatce piersiowej mężczyzny. Jego dłoń spadła z klamki drzwi, które ciągle przytrzymywała i opadła bezwiednie wzdłuż jego ciała. Przestał oddychać, wlepiając swoje ciemne, przerażone ślepia w kobietę, która właśnie podawała profil jedynej osoby, która miała dostęp do jego samochodu. Nastała cisza, którą przerwało w końcu głośne przełknięcie śliny przez Aresa Kennedy, który bladł i bladł z chwili na chwilę.
- Gabrielle Glass. - Wypowiedział jej imię i nazwisko tak cicho, jakby w cale tego nie zrobił. Jego ciało zadziałało instynktownie, zamykając drzwi przed parą policjantów i osunął się po nich na ziemie, wpatrując się pustym wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt. Nagle wszystko... przestało mieć znaczenie.
Zrobiła to. Zabiła się.
Serce gangstera waliło jak młotem, a jego płuca odmawiały posłuszeństwa. Z klatki piersiowej, po całym ciele zaczął rozchodzić się przerażający ból, zgniatający go od środka, zabrakło powietrza. Obraz znikał, pojawiała się ciemność, z której wyłaniały się szybko obrazy. Stanęła mu przed oczami, jej uśmiech, w uszach rozbrzmiał cudowny śmiech, co jakiś czas przerywany chrumkaniem. Pamiętał, jak pierwszy raz ją zobaczył, jak usłyszał od niej że go kocha, jak się o nią starał, uzmysławiając sobie jak ważna się dla niego stała. Jak nad sobą pracował, jak się dla niej starał, ich wspólnie, miło spędzany czas, robienie posiłków, wyjazd do Włoch, jej ogromną cierpliwość i miłość, dobroć. Jak się do niego przytulała, chcąc jedynie jego zrozumienia i bliskości. Jego radość, gdy dowiedział się o ciąży, jej błyszczące oczy podczas badania. Uśmiechy, dużo uśmiechów i każde jedno spojrzenie, którym nikt inny go nigdy nie obdarzył. Obrazy przesuwały mu się przed oczami ciągiem, bardzo szybko, wszystkie pozytywne i miłe, aż do momentu, w którym ujrzał płonący samochód. Jego mercedes palił się między jakimiś skarpami, wraz z uwięzioną w nim Gabrielle. Słyszał jej krzyk, słyszał, jak mówi mu "to twoja wina".
To była jego wina.
Uderzyło go to tak silnie, że miał wrażenie, jakby miażdżyło mu klatkę piersiową. Nie mógł złapać powietrza, uświadamiając sobie, że doprowadził właśnie do śmierci jedynej kobiety, którą kochał. Zabijał w życiu wiele osób, robił to bez mrugnięcia okiem, ale ta jedna śmierć była równocześnie jego śmiercią. Chwycił się za łeb i krzyczał, choć nie słyszał tego krzyku, piszczało mu w uszach, w głowie panował istny chaos, same destrukcyjne myśli, pełne poczucia winy i cierpienia. Cały ból tego świata, każda tortura jaką przeżył, kulka, czy minięcie się o włos ze śmiercią, nic nie równało się z tym, co czul teraz. Wyobraził sobie jej płonącą twarz, wykrzywioną w bólu, jej smutne oczy, to, jak wolna poczuła się, odbierając życie.
On nie myślał... nie chciał. Skąd miał wiedzieć, że to zrobi? Przecież... miała dla kogo żyć, miała swoją rodzinę i siebie, całe życie, którego teraz nie było, spłonęło... Jak mogłaś to zrobić... moja mała jak mogłaś?! Miałaś przed sobą całe życie, miałaś skończyć te pierdolone studia, napisać mnóstwo zajebistych aplikacji, zakochać się, być szczęśliwa, zwiedzać świat, polecieć tym jebanym balonem, ulepić w śniegu bałwana, spróbować smaków świata i spełnić wszystkie swoje marzenia. Miałaś żyć... Boże Gabrielle co ty zrobiłaś... Moje kochanie...
Różne myśli zaczęły zalewać jego udręczoną głowę, tak intensywnie, że nawet nie spostrzegł, kiedy z jego idealnie posprzątanego salonu zrobiło się istne pobojowisko. Nacierał na pomieszczenie, rozbijał wazy, stół, przewracał meble i niszczył absolutnie wszystko, co stanęło mu na drodze. Wpadł w niepowstrzymaną furię, której ani leki, ani on nie mógł opanować. Poranił stopy, którymi chodził po rozbitym szkle, ale nie czuł żadnego bólu. Wpadł w amok, nie rozumiejąc co się w ogóle dzieje, nie chciał tego zaakceptować, pragnął, by cofnąć czas, by posłuchać tych pierdolonych lekarzy i nigdy nie wyjść z tej pierdolonej sali.
- NIE! NIE! NIE! - Krzyczał, a kolejne przedmioty latały po wielkim domu. To ja powinienem spłonąć, nie ty, nie kurwa ty! Ból był nie do zniesienia, paraliżował jego umysł, odcinał jakiekolwiek myślenie. Niszczył wszystko, jak zawsze, przez całe życie, jak zniszczył też ją.
[...]
Angelo Denaro nachylał się nad swoim biurkiem, pisząc w pośpiechu list do swojego brata. Pożegnał się z nim, przepraszając, że był tak slaby, że tak niehonorowo odebrał sobie życie. Przeprosił, za bycie niegodnym noszenia nazwiska Denaro, za wszelkie błędy i nazwał się słabym tchórzem. Przeprosił go, tłumacząc, że nie może z tym żyć, że to go przerosło, że śmierć jego dzieci była pierwszym krokiem do jego śmierci, a ta Gabrielle Glass ostatnim. Wyznał, że całe życie starał się jak mógł, by zasłużyć na swoje imię i status, by być idealnym żołnierzem nostry i jej przyszłym przywódcą, ale zawiódł, nie będąc kompletnie gotowym na uczucia, które w tym momencie go zniszczyły. Wylało się mnóstwo słów, żalu, pretensji do samego siebie, wyznanie winy, że leży ona tylko po jego stronie. Dużo prywatnych słów i pożegnań, podziękował. Napisał też podobny list do Francesco, prosząc go, by zajął się na starość Marcello i przejął jego funkcje. Przyznał, że jest z niego dumny i przeprosił, że go dzisiaj zawiódł. Znów wylało się mnóstwo wspomnień, miłych słów, ciepłych, których nigdy nie potrafił mu powiedzieć. Oba listy były długie, pełne szczerych wyznań i emocji, które Angelo zawsze w sobie chował. Miał nadzieję, że bracia go zrozumieją, że pochowają go na Sycylii i nie uznają za tchórza, przez to co zamierzał teraz zrobić.
Z pustym spojrzeniem wyciągnął z sejfu rodzinny pistolet, który Francesco wręczył mu na ostatnie urodziny. W zadziwiającym spokoju zapakował do niego naboje, sumiennie, dokładnie, jakby parzył właśnie kawę. Szedł do salonu powolnym krokiem, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. W prawej dłoni leżał mu pistolet, w lewej lekko zakrwawiony album ze wspomnieniami, który wręczyła mu Gabrielle na krótko przed ich wspólna tragedią. Przeglądał go, uśmiechając się, a po kamiennej twarzy płynęły samoistnie łzy. Siedział w fotelu, w którym zazwyczaj zasiadał wieczorami, a ona wpadała mu na kolana, kuląc się tam i wtulając w jego ciało owinięta kocykiem. Dzisiaj przewieszona była przez niego jedynie czarna marynarka. Wlepiał spojrzenie w każde jedno zdjęcie, odtwarzając sobie w głowie wspomnienia. Mogli być tacy szczęśliwi, gdyby tylko on nie był tym, kim był. Sobą. Żałował, że pojawił się w jej życiu i już wiedział, że kara, którą dla siebie szykował była w tym momencie najbardziej adekwatna do tego, o zrobił tej dziewczynie. Nie zasługiwał, by dalej żyć. Dlaczego miał? Ona już nigdy nie weźmie oddechu, nie uśmiechnie się, nie przeżyje całego życia, które przed sobą miała. Odebrał jej tą możliwość, kobiecie, która naprawdę go kochała, jego małej, kochanej gówniarze, dla której oddałby wszystko, by znowu żyła i wkurwiała go nawet każdego jednego dnia. Marzył o tym, marzył, by wyprowadzała go z równowagi nawet raz na godzinę, ale żeby tylko żyła. Żałował tak wiele rzeczy, ale to już jej życia nie cofnie. Jego śmierć też nie, ale przynajmniej dostanie swoją sprawiedliwość.
- Dziękuję, że mogłem to przeżyć... chociaż tak krotko. - Mówił cicho, wpatrując w jedno z jej najpiękniejszych zdjęć, jakie wkleiła do albumu. Uśmiechała się, tak szeroko i prawdziwie, a jej oczy lśniły, pijane tym szczęściem, kiedy przytulał ją od tyłu, całując po szyi i trzymając za brzuszek.
- Nie zasłużyłaś na nic co cię przy mnie spotkało. Byłem głupi, popełniłem tak wiele błędów. Przepraszam aniołku, nie chciałem cię skrzywdzić. Bardzo cię kocham... - Zamknął album i zamknął swe oczy. - Idę do ciebie. - Uśmiechnął się delikatnie, przytulając do siebie album i przyłożył pistolet do skroni. Poczuł dziwny spokój i ulgę, pociągając chwile później za spust.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Właściwie to nie wiedziała do końca, co się wydarzyło, czy był to sen, jawa, a może koszmar? Czy znów czuła na swojej delikatnej skórze jego wielką i dość szorstką w dotyku dłoń? Czy znów słyszała jego głos z tak bliska? Czy znów czuła, że chce ją uratować przed całym złem tego świata, którym w tamtej chwili był jej własny ojciec? Mało co do niej docierało, tak bardzo mocno miała zalany alkoholem mózg. Był on nim nasiąknięty jak gąbka, sączył się z jej uszu, nosa, a nawet porów, tyle go w siebie wlała tamtej nocy. Kac był tak ogromny, jak jeszcze nigdy w życiu, a musimy pamiętać, że Gabi przecież nie miewa kaca, co jest przy piciu bardzo niebezpieczne, bo później nic cię od tego alkoholu nie odgania, jak myśl o tym, co się stanie gdy za dużo wypijesz i będziesz umierać. Rano po gali ledwo mogła zwlec się z łóżka, po głowie chodziło jej stado słoni, w ustach miała Saharę, a żołądek wykonywał gwałtowne podskoki, tylko nie miał czego z siebie wyrzucić. Ojciec nie dał jej odespać, wszedł do pokoju o świcie, rozsunął żaluzje i kazał natychmiast wstawać, ale to słońce było tak oślepiające, odgłos jego butów uderzający o podłogę wręcz ogłuszający. Takiego wykładu od niego jeszcze nie usłyszała w tym swoim osiemnastoletnim życiu. Gadał i gadał chyba ze dwie godziny sam się nakręcał, a ona milczała, przyjmując z pokorą swoją karę. Bruce zachowywał się tak jakby prawił mowę końcową przed zakończeniem jakieś rozprawy sądowej, gdzie ważyło się czyjeś być albo nie być. Co prawda w Australii nie ma kary śmierci, ale gdyby była, a on byłby prokuratorem, to Gabi poszłaby na krzesło elektryczne. Mówił o tym jak bardzo się na niej zawiódł, jak cholernie go i samą siebie upokorzyła, wjeżdżał jej na ambicję i sumienie, ale do niej mało co docierało, jakby się wyłączyła. Słyszała tylko jakieś pojedyncze słowa typu: wyjazd, studia, Europa, zmiana otoczenia, akademik... Strzępki, ale chyba te najbardziej istotne.
Kiedy troszkę do siebie doszła zaczęła składać wszystko w całość, cały wczorajszy wieczór, to jak on pięknie wyglądał w tym swoim eleganckim garniturze, to jak pięknie mówił o pomocy dzieciakom, jak pięknie mówił o niej. To jednak nie był sen, naprawdę ją pochwalił za to, że zaprotestowała przeciwko licytacji kolacji z jej udziałem, ale widziała też na jego twarzy zmartwienie, jakby się bał, że coś może się stać. Strzępki rozmowy, którą usłyszała przez drzwi też wracały i już sama nie wiedziała, co powinna myśleć. Ludzie, którzy kogoś nienawidzą nie zachowują się w ten sposób. Może to był tylko instynkt, stare przyzwyczajenia, przecież spędzili ze sobą ładnych kilka miesięcy, w których wydarzyło się tyle dobra i tyle zła, że wystarczyłoby na obdzielenie tym dwóch zwykłych par i jeszcze coś zostałoby dla nich.
Z tych rozważań wyrwał ją dźwięk powiadomień w telefonie, wszystkie jej media społecznościowe szalały, była oznaczona na nagraniach, które poszły w viral zarówno na Instagramie, TikToku, Facebooku, widziała gdzieś nawet wzmiankę w lokalnych mediach plotkarskich jak i serwisie informacyjnym:
Córka znanego prawnika Bruce'a Glass — pijana na Gali charytatywnej fundacji działającej na rzecz walki z nowotworami u dzieci.
Młoda kobieta walczy o siebie, nie dając wylicytować swojego towarzystwa na jednej z gal charytatywnych.
Precz z patriarchatem, kobiety rządzą. Gabrielle Glass, aktywistka walcząca o prawa kobiet.
Bruce Glass zniesmaczony zachowaniem pijanej córki — oświadczenie prawnika. - te i wiele innych tytułów przewijało się jej przed oczami. Nie wiedziała, co się dzieje, starała się to wszystko przeczytać, ale komentarzy przybywało, były zarówno te wspierające, chwalące jak i ekstremalnie hejterskie. Nie mogła tego znieść, wyłączyła powiadomienia z kilku aplikacji i zapadła się pod kołdrę, nie wiedząc, czy powinna być z siebie dumna, czy się wstydzić. Nigdy nie chciała być na językach, a przez to co zrobiła wylądowała na świeczniku, zyskując w mediach społecznościowych bardzo dużą ilość obserwujących. Oglądając filmiki, które pojawiły się w internecie to jednak chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu, ale chociaż musiała przyznać jedno: ładnie wygladała wczorajszego wieczoru...
Kolejne dni nie były dla niej łatwe, ojciec był naburmuszony, Vivian trochę się nabijała z ich obojga, padł trudny temat wyjazdu na studia do Londynu i Bruce nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu. Kupił jej bilety lotnicze, załatwił akademik, załatwił miejsce na uczelni. Miała lecieć na początku przyszłego tygodnie, więc musiała znaleźć swój paszport, który zapewne był w jednym z pudeł, których jeszcze nie rozpakowała i to było jej zadanie na najbliższe dni. Nie było to proste... Pudełko z kluczykami do samochodu strasznie ją zaskoczyło, nie chciała go... Zbyt wiele razy jeździli nim do McDonalda albo KFC czy innego fast foodu, zbyt wiele godzin spędzili na jeżdżeniu, rozmowach, żartach, postanowiła, że musi mu oddać te kluczyki, i wyśle je w najbliższych dniach pocztą, albo postąpi jak dorosły człowiek, stawi czoła swojemu bólowi i zrobi to osobiście.
Każde pudło kryło w sobie cząstkę wspomnień, jakie zbierali razem z Angelo. Sentymentalna gówniara zbierała płatki kwiatów, które od niego dostała i pakowała je do woreczków, paragony z restauracji... Nie mówiąc już o ilości ubrań jakie jej kupił czasami nawet zaskakując ją prezentem po przyjściu do domu, ot tak bez okazji. Najtrudniej było rozpakować chyba pudło z ubraniami, które kupili na Sycylii, wraz z butami i torebkami oraz bielizną, połowy z tych rzeczy nigdy nie miała na sobie i jeszcze były do nich przyczepione metki. Najbardziej chyba rozwalił ją jednak kocykowy rekin, przy którym wyła najdłużej i najmocniej, bo nie tylko przypominał jej o tamtej nocy, w której podarowała mu własnoręcznie wykonany album, ale przypomniał jej też o czasie spędzonym na łodzi i pływaniu z delfinami. Przed oczami stawał jej uśmiechnięty Angelo z niesamowicie błyszczącymi oczami. Przecież tylko tego chciała... Oglądać każdego dnia ten piękny uśmiech, widzieć szczęście wymalowane na jego twarzy. Wtedy zawsze wyglądał na dziesięć lat młodszego niż był w rzeczywistości.
Wtedy kiedy rozstali się pierwszy raz miał rację... Jej wiek był tu przeszkodą, mieli przecież inne priorytety i już wtedy nie powinni brnąć w to dalej, rozejść się, zapomnieć o sobie. Ale czy naprawdę te priorytety były inne? Przecież i jednemu i drugiemu zależało tylko na swoim szczęściu, więc dlaczego tak trudno było to osiągnąć?
Może za mało walczyła? Może była zbyt małym wsparciem dla niego i sprawiała mu za dużo kłopotów, przez swoje wieczne roztargnienie i zwyczajną chęć robienia głupich rzeczy, które tak strasznie ją bawiły? Wielce prawdopodobne. Zapewne to było główną przyczyną tego, że zostali pokonani, ale nie tylko... Nie będę tu już wracać do jej użalania się nad sobą, jaka to jest wybrakowana i nigdy nie byłaby w stanie dać mu tego, czego pragnie. Jedno jest pewne: miłość jednak nie jest w stanie przezwyciężyć wszystkiego i nie zawsze wystarcza, by być szczęśliwym. Bajki kłamią, teraz już to wiedziała...
[...]
Policjantka, która przyjechała wraz z partnerem poinformować Aresa Kennedy o tym, że znaleziono wrak jego samochodu, w którym odkryto zwłoki młodej kobiety, trochę zgłupiała widząc niewyraźną minę mężczyzny. Ledwie usłyszała nazwisko, którym rzucił pod nosem. Miała jeszcze kilka pytań, chciała poinformować, że przyślą mu raport by mógł ubiegać się o odszkodowanie z ubezpieczenia, chciała wypytać o to kim jest Gabrielle Glass, ale drzwi zostały jej zamknięte przed nosem. Próbowała się jeszcze dobijać przez kilka minut, ale to nic nie dawało, więc stwierdzili z partnerem, że napiszą stosowny raport i zaraz rozpoczną poszukiwanie krewnych Gabrielle Glass, żeby zweryfikować czy to na pewno jest dziewczyna, o której mówił Kennedy.
[...]
Dzień wyjazdu z Australii zbliżał się nieubłaganie, liczba spraw do załatwienia przed opuszczeniem kraju piętrzyła się z godziny na godzinę a młoda kobieta nie wiedziała, w co ma ręce włożyć. Przez natłok zadań trochę przestała myśleć o całym tym dramacie, który ją spotkał, ojciec bardzo skutecznie narzucał jej kolejne rzeczy do ogarnięcia, widząc, że przynosi to zamierzony efekt. Bruce w tym momencie piekł dwie pieczenie na jednym ogniu: córka pójdzie na studia to po pierwsze, a po drugie odseparuje ją od Angelo, tak, że już nigdy się nie spotkają, bo Gabi w Londynie pewnie pozna jakiegoś miłego chłopaka w swoim wieku, zapomni o dawnej miłości i będzie żyć normalnie.
Niestety, Gabi przeszukała wszystko w poszukiwaniu paszportu i nigdzie go nie było, naprawdę nigdzie. Myślała, głowiła się gdzie on może być i nic nie przychodziło jej do tego blond łebka. Dopiero kiedy Vivian wyciągnęła z lodówki pojemnik z paragonami, bo musiała znaleźć jakiś dotyczący rzeczy, którą chciała zareklamować, wtedy ją olśniło. Lodówka! Przecież wsadziła swój paszport do lodówki wraz z paragonami, bo wyczytała, że dzięki trzymaniu dokumentu w chłodzie druk nie będzie blednąć i paszport będzie bezpieczny. Zalała ją fala gorąca — miała pojechać do... Jego domu? Zaczęła szykować w głowie cały plan jak to zrobić, żeby tylko go nie spotkać. Bała się, że kiedy spojrzy mu w oczy to znów zrobi coś, czego jej kiedyś zabronił... Bała się, że znów padnie przed nim na kolana i będzie błagać by do niej wrócił, żeby jej nie zostawiał albo chociaż żeby jej nie nienawidził, bo tego nie zniesie. Spojrzała na zegarek i uznała, że pewnie nie ma go o tej porze w domu, nigdy go nie było... Zwykle jadał lunch z nią na mieście albo z jakimiś klientami, ewentualnie miał kogoś na tatuażu, albo załatwiał sprawy w hotelu. To była jej szansa na oddanie samochodu, karty kredytowej oraz kluczy od domu, oraz zabranie paszportu. Nie było czasu do stracenia, szybkie ogarnięcie się, zaplecenie włosów w luźny warkocz, ubranie... Przypatrywała się sukienkom w szafie, poczuła, że powinna to zrobić. Wiedziona jakimś instynktem sięgnęła po sukienkę, którą miała na sobie w dzień, w którym się poznali. Uśmiechnęła się smutno na jej widok. Dokładnie przez nią została nazwana per Kwiatuszek. Pamiętała minę Angelo kiedy wpadła do jego studia, jak na nią patrzył, jak się uśmiechał, jak się trochę nabijał z jej "dorosłości". Tak, to będzie piękne pożegnanie z poprzednim życiem, które już nie wróci, taki trochę pogrzeb tego co mieli. Przejdzie się ostatni raz po domu, ogrodzie, postara się zapamiętać każdy detal, żeby nigdy o niczym nie zapomnieć i pielęgnować w sobie tylko te dobre wspomnienia.
Wzięła Ubera, bo jej samochód nie chciał odpalić, nie miała ochoty rozmawiać z kierowcą więc zaczęłą przeglądać internet, znów nie mogąc się opędzić od swojej wpadki na Gali. Pewnie już zawsze będzie nazywana: nadużywającą alkoholu córką prawnika. Podróż nie zajęła wiele czasu, zajechali pod dom mężczyzny, którego nadal kocha całym sercem, mimo iż ten jej nienawidzi, za to co zrobiła z ich dziećmi. Nie miała świadomości jaki dramat rozgrywa się w środku, nie wiedziała nic o wypadku, o tym, że była tu wcześniej policja z takimi, a nie innymi informacjami. Nie wiedziała, że Angelo myśli, że ona niezyje i właśnie żegna się ze światem, pisząc listy do najbliższych. Stała przed rezydencją przez kilka ładnych minut, bo to było takie ciężkie, wrócić do miejsca, w którym tyle się przeżyło, ze świadomością, że właśnie kończy pewien etap w swoim życiu. Przecież nie można zmusić kogoś do miłości, skoro patrzenie na tą drugą osobę sprawia tej pierwszej tak ogromny ból i wywołuje uczucie chęci mordu. Powinna odpuścić, nie może o niego walczyć, skoro on nie chce walczyć o nią, za bardzo go kocha, żeby nie pozwolić mu odejść. Zamknęła oczy i przekręciła klucz w zamku, nacisnęła klamkę i wszła do środka, kładać kluczyki od samochodu, klucze od domu i kartę kredytową na stoliku przy drzwiach, a raczej... Chciała je tam położyć, bo wszystko co trzymała w dłoniach pacnęło na podłogę i dopiero wtedy otworzyła oczy, zdezorientowana ogarniajac wnętrze spojrzeniem. Co tu się wydarzyło...? Nie zdążyła zagłębić się w te rozmyślania, bo jej wzrok padł na coś, co zdecydowanie wymagało większej uwagi. Zmroziło ją, naprawdę ją zmroziło. Większość ludzi w takich sytuacjach zwyczajnie zastyga, nie wie co ma robić, ale jej nogi same się poruszyły i dosłownie w kilku susach dopadła do Angelo, a przed oczami przeleciało jej całe życie, naprawdę calutkie, w trybie ekspresowym, przez co film wydawał się iść w zwolnionym tempie. Oddech przyspieszył, serce waliło jak oszalałe, dała radę tylko pomyśleć o tym, żeby zdążyć, to były sekundy, ułamki sekund, a dla niej cała wieczność.
- ANGELO NIE!- krzyknęła dopadając do mężczyzny i chwytając go za nadgarstek i ciągnąc go do góry, akurat w tej sekundzie, w której on pociągnął za spust, a powietrze wypełniło głośny huk wypalającej broni. Nawet nie wiedziała, w którym momencie po jej policzkach zaczęły ciec łzy, cała się trzęsła, była przerażona chyba jeszcze bardziej niż kiedy sama miała przystawioną broń do głowy. Rozumiała, że cierpi, rozumiała dlaczego, bo przecież ona też cierpiała po stracie dzieci, ale żeby od razu się przez to zabijać?
Oczy miała wielkie jak spodki, usta rozchylone, policzki zarumienione od nagłego skoku adrenaliny. Wpijała paznokcie bardzo boleśnie w skórę na jego nadgarstku, mając najdzieję, że dzięki bólowi wypuści z dłoni broń, że ona upadnie a ona będzie mogła ją kopnąć daleko od nich, żeby nie spróbował ponownie, ale i tak miała świadomość, że z jego siłą nie wygra.
- Czy ciebie do reszty POPIERDOLIŁO?!- krzyknęła i wydawać się mogło, że chce go uderzyć w twarz, bo uniosła rękę, ale nic takiego się nie stało, tylko ta drobna, drżąca dłoń bardzo łagodnie i delikatnie spoczęła na jego policzku. Błądziła przerażonym spojrzeniem po jego twarzy, szukajac w jego oczach jakiegoś wyjaśnienia, wytłumaczenia, czegokolwiek. Ledwo trzymała się na nogach w tak wielkim szoku była przez to co zobaczyła. I tym o to sposobem, paszport trzymany w lodówce uratował Angelo Denaro życie, bo gdyby nie to, to by tu nie przyjechała i z czaszki Angelo zostałoby sito. Nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa więcej, bo chyba zaczęła mieć atak paniki, czuła jak coś ciężkiego opada na jej klatkę piersiową, jakby nie mogła oddychać, jakbyk ktoś wsadził ją do pomieszczenia, w którym panuje próżnia. A może to było krawiące serce? Ona jeszcze je miała po tym jak stracili dzieci, jak ją zostawił? Nie była tego pewna, tam teraz chyba był jakiś wyschnięty rodzynek zamiast serca, ale jedno było pewne, gdyby nie zdążyła, gdyby nie chwyciła go za ten nadgarstek to chyba sama chwyciłaby za tą broń, która wypadłaby z jego ręki i też strzeliłaby sobie w łeb. Dopóki miałaby świadomość, że on żyje, że walczy o to, by stanąć na nogi, że stara się jakoś ułożyć sobie życie, ona też dawałaby sobie jakoś radę. Prędzej czy później znalazłby kobietę, z którą by się ożenił, która urodziłaby mu dzieci, która godnie stałaby przy jego boku, gdy będzie obejmować swoje stanowisko, które przypadnie mu w udziale po Marcello. Ta kobieta, te dzieci, dałyby mu szczęście, a tylko o to przecież chodzi, by osoba, którą kochasz była szczęśliwa, nic więcej nie ma znaczenia.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Śmierć nie boli.
Jest nagła, natychmiastowa i wyzwalająca. Zaskakująco łatwa i miła. Nie tak ją sobie wyobrażał. Huk, który wydała z siebie broń był bardziej odczuwalny niż kula, która z niego wyleciała. Bolał jedynie dźwięk, zadziwiająco rozchodząc się po czaszce echem, boleśnie, a może to właśnie ta kula? Świadomość Angelo odleciała, jego ciało przestało odczuwać bodźce, wysyłać sygnały do mózgu, że ktokolwiek je dotyka. Nie czuł bólu, spowodowanego wbijającymi się paznokciami nastolatki w jego nadgarstki. Nie słyszał jej słów, nie odnotował obecności. Był tylko on, ciągnący za spust palec i strzał, który wyzwolił go z cierpienia raz na zawsze. Minęła sekunda, dwie. Poczuł ciepły, przyjemny dotyk na policzku i uśmiechnął się delikatnie, choć powieki wciąż miał zamknięte. Poczuł w nozdrzach słodki, lekko truskawkowy zapach wiosny o poranku. Gabrielle, to była ona, byli razem udało się. Tkwił w bezruchu, bo przecież nie musiał się już donikąd spieszyć, teraz miał wieczność, czyli jednak... ona istniała.
- Udało się. Niebo. - Szepnął cicho, a z jego dłoni wysunęła się broń, upadając miękko na dywan. Ta, w której wciąż ściskał ich pamiętnik powędrowała na plecy dziewczyny. Poczuł je, była tu, tuż przed nim. Ujął ją subtelnie i przysunął w swoja stronę, napotykając twarzą jej ciało. Było zadziwiająco ciepłe i żywe, nawet słyszał bicie jej serca.
- Jesteś tu. -Uśmiechnął się jeszcze szerzej, przytulając do niej z wyczuciem, by zostać owładnięty jej zapachem i bliskością. Nie czuł już strachu o nią, nie czuł wyrzutów sumienia i przerażenia, to wszystko odpuściło. Poczuł... spokój. Poczuł.... szczęście. Radość, miłość, bijącą od tego drobnego, ciepłego ciała, w które wtulał się jak małe dziecko. To było tak intensywne, tak realne, ale... jak? Jak to możliwe? Nie rozumiał, zaczynał głupieć, bo przecież... on powinien smażyć się w piekle, co robił tutaj? Z nią? Coś mu nie pasowało, ale ten spokój i szczęście było na tyle silne, że przyćmiewało jego zdrową ocenę sytuacji. W jego głowie trwało to wieki, choć w prawdziwym świecie mijały krótkie sekundy.
- Wybaczysz mi? Ten ostatni raz. Teraz możemy być szczęśliwi. - Zapytał miękko.
Teraz mogli być, przecież tu nie był już Anglo Denaro, księciem Sycylijskiej Mafii, z całą masą obowiązków na barkach, krwią na rekach i niepohamowanymi napadami agresji. Wszystko stanie się łatwiejsze, prostsze...
Nie miała szansy odpowiedzieć na wcześniejsze słowa, zareagować, bo zadał jej pytanie, tak bardzo dla niego teraz ważne. Wielokrotnie mu wybaczała, wszystko, co jej robił, każdą krzywdę, jaką jej wyrządzał, a wyrządził jej wiele. Za każdym razem obiecywał, że się zmieni, że nigdy więcej przez niego nie uroni łzy, a i tak się to działo. I ona znów mu wybaczała i znów, wykazując się niebywałym wyrozumieniem. Tak wiele razy ją przepraszał, że stało się to wręcz mechaniczne, a jednocześnie z każdym kolejnym razem Angelo trudniej patrzyło się w swoje własne odbicie. Jego honor na tym cierpiał i cierpiał tak długo aż w końcu go zabrakło i pociągnął za ten pierdolony spust.
A teraz był tu. Z nią. Prosząc o to, o co nie ośmielił się zapytać za życia. Jego ostatni grzech, ostatnie przewinienie, przez które nastolatka targnęła się w końcu na swoje własne życie, miał być tym ostatnim. Czuł pewnego rodzaju ulgę, radość, że już nic im nie przeszkodzi, choć powoli zaczynał zastanawiać się, dlaczego byli w jednym miejscu, gdzie wylądowali? Tak wygląda śmierć? Piszemy swoje własne zakończenie? Angelo pociągnął brodę ku górze, rozchylając powoli powieki, jakby się bał, że zamiast swojego kochanego Kwiatuszka zobaczy zwęglone zwłoki, że to tylko małe powitanie w piekle, zrobienie nadziei i zamienienie jej w najgorszy koszmar. Jednak nic takiego się nie stało, a ciemny wzrok Angelo padł na piękną, zatroskaną i lekko przerażoną twarz Gabrielle Glass. Wbijała w niego swoje ciepłe spojrzenie, piękne, takie pełne miłości i troski, właśnie takie, jakiego nie widział jeszcze u nikogo względem swojej osoby. Powietrze wyleciało mu spomiędzy uśmiechniętych warg, rozciągając je mocniej w nagłym przypływie radości. Jakby kamień spadł mu z serca, jakby zobaczenie jej takiej, jaką ją zapamiętał było dla niego w tym momencie największym darem, jaki kiedykolwiek otrzymał. Klatki piersiowej nie zgniatał już ogromny ból, choć był to ból, ale przyjemny, odbierający dech z zupełnie innego powodu. Z radości. Patrzył na nią tak, jakby była całym jego światem, bo właśnie tym się stała. Epicentrum wszystkiego. Stała tu przed nim, ubrana w sukienkę, którą miała na sobie, gdy się poznali. Kwiatuszek To rozanieliło go jeszcze bardziej, sprawiło, że odleciał całkowicie, widząc ją dokładnie taką, jaką ją poznał, w jakiej się zakochał, bo to zaczęło się właśnie tego dnia. Doskonale pamiętał każdy szczegół z ich pierwszego spotkania. Jaka była wtedy zbuntowana i radosna, choć lekko przerażona. Beztroska, z ogromną wiarą w ludzi, w ich dobro i sercem na dłoni. Wbijając igłę w jej smukłe plecy, nie spodziewał się dokąd ta historia ich zaprowadzi, jak ważna się dla niego stanie, a dziś? Zatoczyła ona wielkie koło, znów obdarowując ich dniem zero.
Dopiero teraz zaczęło powoli do niego docierać. Ból w nadgarstku, ciepło jej dotyku. Pisk w uchu, spowodowany najpewniej wystrzałem z broni i ogłuszeniem przez wzgląd na zbyt małą odległość. Ściany w jego domu, sufity i żyrandole. Przerażenie wymalowane na twarzy nastolatki. Intensywność zapachów i bodźców. Serce zaczęło mu szybciej bić, kiedy powoli docierało do niego, że nie umarł. Że nadal żył, był w swoim salonie, trzymany za nadgarstek przez całkowicie żywą Gabrielle Glass. Zgłupiał. Kompletnie zgłupiał, marszcząc w konsternacji brwi, gdy jego serce przyspieszyło, a mózg zaczął łączyć kropki.
- Ty... ty żyjesz... - Szepnął cicho, tak przerażony, jakby właśnie zobaczył ducha. Jeszcze przed chwilą tak właśnie myślał, będąc święcie przekonany, że i on się tym duchem stał. - Jak... - Był skołowany, rozkojarzony i przerażony. Ona tu jest... ale jak, przecież pociągnąłem za spust, a ona przecież zginęła, to nie ma sensu, a może jednak nie żyję? Nie, jestem wchuj żywy, przecież czuję, kurwa czuję ból, a może to piekło? I będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia w nieskończoność, w kółko, raz za razem? Nie rozumiem. Nic już nie rozumiem, co tu się wydarzyło?
Książka ze wspomnieniami wypadła w końcu z jego dłoni, upadając ciężko na podłogę.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
On coś brał, musiał być na kwasie, heroinie czy innych substancjach psychoaktywnych, bo na to nie było innego wytłumaczenia. Gdyby tu nie przyszła, przez wielki przypadek to dowiedziałaby się z mediów o jego śmierci, a wtedy sama chyba wskoczyłaby pod pociąg, samochód czy jakikolwiek inny pojazd, który skutecznie by ją unicestwił w taki sposób, żeby nie było czego zbierać. Mieć świadomość zniknięcia z jego życia to jeden ból, ale zupełnie innym byłaby świadomość, że przez to co się wydarzyło on strzelił sobie w łeb. Już nawet fakt, że znalazł sobie dojrzałą kobietę, z którą mógłby założyć rodzinę tak bardzo by nie bolał jak to, że zwyczajnie go nie było! Przecież jeśli tylko byłby szczęśliwy mogąc wychowywać krew ze swojej krwi, dać dzieciom miłość i poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie poczują przy nikim inny, ona też w jakimś stopniu odzyskałaby spokój. Obserwowanie z daleka w trakcie przypadkowych spotkań na mieście byłoby czymś kojącym dla poranionego serca, którego już nikt, nigdy nie będzie w stanie skleić. Nikt kto nie będzie nim.
Mówi się, że nastolatki wyolbrzymiają swoje uczucia, że każdy ich związek jest tym jedynym, ostatecznym, największym i najpiękniejszym i takim, w którym będą trwać do końca swoich dni, ale Gabi nigdy tego nie czuła przy żadnym ze swoich wcześniejszych chłopaków. Nie przeżywała rozstań tak ekstremalnie mocno i dramatycznie, jakby kończył się świat. Jasne, bolało, było jej przykro, odczuwała chwilowy smutek, ale dość szybko się podnosiła i otrzepywała z tego wszystkiego. Przy Angelo to kompletnie inny level bycia uczuciową. Przecież za pierwszym razem, kiedy złamał jej serce, poczuła, że stoi nad przepaścią, mimo iż to wtedy ona powiedziała "kocham cię" nie słysząc tych słów w odpowiedzi, jednakże kiedy one padły już z jego ust to przecież musiało oznaczać, że będą ze sobą do końca świata i nawet wtedy kiedy rozdzieli ich śmierć znajdą do siebie drogę, choćby jedno było w piekle, a drugie w niebie. Romeo i Julia wersja międzywymiarowa, mezalians anioła i demona, ale poruszyliby wszystko w niebie, piekle, na ziemi, by tylko być ze sobą na wieki.
Gabi przez ostatnie dni postanowiła, że nigdy, przenigdy nie dopuści do siebie możliwości pokochania kogokolwiek innego niż Angelo i już do końca życia będzie samotną kobietą w celibacie. Zwyczajnie czuła, że przy nikim innym nie będzie się w stanie już w ten sposób otworzyć, bo otwarta księga, jaką była, bezpowrotnie się zatrzasnęła. Taka miłość zdarza się raz na całe życie nie nie ważne jak ktoś inny będzie się starać, wiecznie będzie porównywany do tego największego uczucia, a nie chciała ranić nikogo, kto na to nie zasługuje, chcąc jej ofiarować wszystko, co najlepsze.
Blondynka była w szoku, czuła jak z palców u rąk i nóg odpływa jej krew, jak kończyny sztywnieją i stają się chłodne, bo cała posoka została wpompowana w serce, mózg i płuca, by utrzymać ją przy życiu, bo mogłaby przysiąc, że ten widok sprawił, że stojąc tam dosłownie wyzionęła ducha, który stanął obok i patrzył na całą tę scenę gdzieś z boku. Dosłownie jakby znów umarła, unosiła się pod sufitem i obserwowała swoją własną reanimację, z tą różnicą, że tutaj nikt nikogo nie reanimował. Czas się zatrzymał, nie była do końca pewna, czy zdążyła zareagować, przecież padł strzał, poczuła jego sapach, dźwięk wdzierał się w uszy powodując kłujący ból. W głowie Gabi pojawiła się nawet myśl, że jeżeli nie zdążyła to i ona chwyci za spluwę i zrobi dokładnie to samo ze sobą, umierając w jego ramionach, bo nie będzie w stanie żyć, kiedy jego już nie będzie. Poruszył się, uśmiechał tak błogo jakby naprawdę był na najlepszym odlocie swojego życia.
Z tego szoku wyrwał ją dźwięk upadającej na dywan broni, jego słowa, jego ręka, która spoczęła na jej plecach i w bardzo delikatny sposób przyciągnął ją do siebie, tak, że musiała oprzeć kolano między jego udami, by nie przygnieść jego ciała swoim ciężarem. Poczuła jak wtulał twarz w okolice jej mostka. Miała wrażenie, że słyszy swoje własne serce, która dudni tak mocno, że jego echo roznosi się po salonie.
Jakie znowu niebo? Gdzie niby indziej miałaby być? Nic nie rozumiała, jego słowa kompletnie nie miały sensu, i jeszcze ten ściskany przez niego album, który dla niego zrobiła. Próbowała w tym szaleństwie połączyć wszystkie elementy, ale nie potrafiła, to się nie trzymało kupy, nic do siebie nie pasowało, jakby ktoś zmieszał w pudełku kilka różnych układanek i teraz kazał segregować klocki na osobne kupki. Zupełnie instynktownie objęła go, ułożyła jedną dłoń na tyle jego głowy, mocno wciskając w swoje ciało, jakby nie przytulała swojego byłego faceta, tylko małe dziecko, które potrzebuje wsparcia w kryzysowej sytuacji.
Dziewczyna nie była w stanie opanować dygotania swojego ciała, ale słowa Angelo sprawiły, że mózg jej wybuchł, on prosił ją o wybaczenie? On ją? Przecież to ona zawiniła, to ona powinna paść na kolana i błagać by nie robił głupot, by jej wybaczył to, że straciła ich dzieci. Puściła jego nadgarstek, obie ręce spoczęły na szerokich barkach mężczyzny, odsunęła go od siebie, nie mogąc przestać patrzeć na jego twarz. Znów patrzył na nią bez nienawiści, bez chłodu, bez odrazy, jak kiedyś... Kiedy byli zakochani, szczęśliwi i nie przejmowali się nikim, prócz sobą nawzajem. To był silniejsze od niej, nie mogła już dłużej ustać na własnych nogach, osunęła się na kolana, na miękki dywan, złapała Angelo obiema dłońmi za policzki i pogładziła kciukami kości jarzmowe mężczyzny, tak delikatnie, czule, pocieszająco. Nie odpowiedziała mu na pytanie, czy mu wybaczy, przecież to było jasne jak słońce, że nie miała czego mu wybaczać, dla niej to było oczywiste, nie raz i nie dwa mówiła mu, że będzie z nim do końca świata bez względu na wszystko, nie ważne jak będzie zła, zmęczona, chwilowo nieszczęśliwa, bo koniec końców i tak bilans szczęścia przy nim wychodził na plus. Ona uwielbiała mu mówić jak bardzo go kocha, uwielbiała doceniać wszystko, co dla niej robił, mówić, jakie jest wspaniały, silny, jak dobrze gotuje, jak świetnie prowadzi samochód, jaki jest zaradny życiowo. Zupełnie naturalnie jej to przychodziło, nikt nie uczył jej tego, że mężczyźni lubią być w ten sposób doceniani.
- Żyję, skąd przyszło ci do głowy, że nie? Angelo do cholery... Coś ty sobie myślał! - nie mogła przestać dotykać jego twarzy, jakby sprawdzała, czy faktycznie nic mu nie jest, czy nie krwawi, czy kula choćby go nie drasnęła. Na całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło a nabój wbił się w sufit, zostawiając tam dziurę.
Wreszcie puściła jego twarz, złapała go za koszulę, gniotąc ją strasznie, bo tak mocno zacisnęła na niej palce, wtuliła twarz w jego brzuch się rozpłakała, nie mogąc już dłużej znieść tych emocji.
- Jak mogłeś chcieć się zabić? Jak mogłeś to zrobić? Ja wiem, że cierpisz, wiem, że przeze mnie straciłeś szansę na spełnienie swojego największego marzenia, wiem, że ich kochałeś całym sercem, pewnie bardziej niż mnie, ale to nie jest powód do popełniania samobójstwa!- mówiła zduszonym głosem, cały czas wtulona w jego brzuch, trochę ciężko było ją zrozumieć, bo płakała i moczyła łzami ubranie mężczyzny.
- Życie jest zbyt cenne, żeby je sobie odbierać, nikt ani nic nie jest warte takiego aktu, nic rozumiesz?- uniosła na niego spojrzenie i nagle poczuła niesamowity atak złości, ogarnęła ją furia, była na niego wściekła, przerażenie ustapiło na rzecz tego uczucia.
- Skończony krety, pieprzony, wstrętny, okropny, drań!- zaczęła go okładać piąstkami po klatce piersiowej i rzucać w niego całą wiązanką różnych epitetów, na jakie ją było stać, ale nie padły jakieś ordynarne słowa, były raczej śmieszne, typu: wytatuowany złamas, zaćpany gangster, pierdzący gremlin i tym podobne. Okładała go tak przez kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, płacząc przy tym, wściekając się strasznie, drąc się do tego stopnia, że zdzierała sobie gardło, aż w końcu opadła na jego ciało bardzo zmęczona, dysząc ciężko jakby przebiegła maraton.
- Przepraszam... Przepraszam, że ci to zrobiłam, nie chcę, żebyś mnie nienawidził, bądź szczęśliwy, znajdź kobietę, z którą będziesz mógł stworzyć rodzinę, ale nie czuj do mnie nienawiści i nie umieraj. Słyszysz? Nie umieraj. Ja zniosę wszystko, nawet widok twojego szczęścia z kimś innym, tylko nie umieraj, bo ja też umrę, nie chcę świata bez ciebie.- wrzuciła z siebie wszystko i po tych słowach już nie była w stanie powstrzymać swojej histerii, pękła, rozsypała się kompletnie, a przecież powinna go wspierać, powinna być dla niego silna, pokazać mu, że może na nią liczyć, nawet jeśli nie są już razem i że nie czuje do niego urazy, choć bardzo ją zranił to rozumiała dlaczego. Ona jak nikt potrafi postawić się na miejscu drugiego człowieka jeśli chodzi o uczucia, pieprzony barometr emocji.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Miłość między nimi była tak silna i wydawała się niepowtarzalna, bo była kurewsko toksyczna. Gabrielle nie stawiała zbyt wielu granic, a on robił jej z głowy papkę. Uzależnił ją od siebie, dawał i zabierał, stworzył pierdolony rollercoaster emocjonalny, powodujący wzloty i upadki. Uzależnienie, chęć wchodzenia do tego piekielnego wagonika raz za razem, by choć jeszcze raz przeżyć emocje w trakcie zawiłej przejażdżki. To nie było zdrowe, ani dobre, Angelo to zrozumiał, a ojciec nastolatki miał 100% racji. Nie powinni być razem. Ona miała dopiero niespełna dziewiętnaście lat, przed sobą całe życie zawodowe i rodzinne, całą masę rzeczy do doświadczenia. Była dobrą, kochaną dziewczynką, która potrzebowała odkrywać, rozwijać się i żyć. U niego była już czterdziestka, wychylająca złowrogo zza rogu. Zabawa przestała być na pierwszym miejscu, będąc powoli wypychana przez chęć założenia rodziny i przygotowania do roli, którą miał pełnić. Choć jeszcze niedawno zarzekał się, że gotów był z niej zrezygnować w imię miłości. Może to była tylko chwilowa decyzja, podjęta pod wpływem szczęścia, spowodowanego bliźniaczą ciążą i wizją posiadania synów? Być może, bo Denaro znów patrzył na swoje życie inaczej. Oczami wyobraźni widział, jak znajduje kandydatkę na swoją przyszłą żonę, matkę jego dzieci i konsultantkę w sprawach Nostry. Godną, silną kobietę z sinymi genami, poważną, rozsądną kobietę w wieku 25-30, gotową znosić wszelkie jego wybuchy agresji i możliwe zdrady. Nie wyobrażał sobie po raz kolejny oddać się komuś w 100%, to zdarzyło się po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni. Choć nie potrafił teraz myśleć o innych kobietach, to wiedział, że czas mu ucieka i niedługo będzie musiał rozejrzeć się za potencjalną kandydatką. Potrzebował zająć głowę, skupić się na wypełnieniu postawionych celów, bez zbędnego angażowania emocji i uczuć, które miał wrażenie zamknął w sobie na dobre. Do teraz.
Jak widać drogi Gabrielle Glass i Angelo Denaro nigdy nie miały się zejść. Teoretycznie to mogło się udać, a różnica wieku wydawała się bez znaczenia, ale jak widać praktyka pokazała coś zupełnie innego. Byli dla siebie cenną lekcją, każde z nich wyniesie z niej coś pożytecznego, choć to wydawało się okrutne, zważając na to, jak bardzo chcieli ze sobą być.
Przytuliła go dokładnie tak, jak tego potrzebował. To było przyjemne, kojące, spowodowało dreszcz, który przeszył jego ciało, a jego początek by właśnie tam - na karku, za który go ujmowała. To był jego slaby punkt i tylko ona o tym wiedziała. Czuł, że jest w niebie, naprawdę, choć nie pasowało mu to do faktów, do tego, jak powinien skończyć. Może dlatego, że... żył. Jakimś cudem jego czaszka nie została rozerwana, a całkiem żywy on, trzymał całkiem żywą ją w swoich objęciach. Klęknęła, a on wiódł za nią wzrokiem w kompletnym niezrozumieniu. Odzyskując powoli kontakt ze światem, łącząc fakty, a zagłębienie między czarnymi oczami rosło i rosło w tym pełnym skupieniu.
Była tu. Dotykała go, mówiła do niego. Potwierdziła jego przypuszczenia, żyła i on też żył. Jak to możliwe, że kula go chybiła? Złapała go? Musiała tu wejść, w tym właśnie momencie... nadgarstek lekko bolał, tak, powoli rozumiał. Wpadła mu w ramiona, wcisnęła w jego brzuch polikiem, który stawał się mokry z każdą kolejną sekundą coraz bardziej. Słuchał jak mówi i cały ból zaczął wracać, choć już nie taki sam. Żyła... To kto był w tym cholernym samochodzie? O kurwa... Przez myśl przeszło mu, że to może partnerka jej ojca? Też pasowałaby do opisu... Zmroziło go, sam już nie wiedział co myśleć i zrobić i co teraz? Ręce jakby automatycznie powędrowały nad ciałem nastolatki, a jego silne ramiona otuliły ją subtelnie. Poczuł niewyobrażalną ulgę, że żyła, że to nieporozumienie. Już nic innego nie miało dla niego znaczenia.
Ich spojrzenia napotkały się, tak teraz różne. Jej pełne przerażenia i złości, a jego ulgi i radości. Cieszył się, że widzi ją całą, żywą, że to nie jej zwęglone zwłoki wyciągnięto z rozbitego mercedesa. Znów emocje przesłoniły mu jasne rozumowanie i trafną analizę. Uczucia do tej dziewczyny ciągle przysłaniały mu zdroworozsądkowe i chłodne myślenie.
Pozwolił okładać się pięściami i wyzywać, ale nie był zły, nie był smutny, uśmiechał się rozczulony tym widokiem, bo złościła się tak pięknie. Żywo. Była żywa i wściekła,jego modły zostały wysłuchane. Nieważne już, jak bardzo by go nienawidziła, czy wyzywała, biła, wkurwiała. Najważniejsze, że jej serce wciąż biło. Poczekał aż skończy, biorąc głęboki wdech i długi wydech, głaszcząc ją po plecach i głowie, zbierając myśli i słowa. On myślał, że zabiła się, bo ją zostawił, a ona myślała, że on targnął na swoje życie z żałoby i smutku... Kolejne pasmo niedopowiedzeń, które zaprowadziło ich w kurwidołek sytuacyjno emocjonalny. Pokręcił głową, nadal nie odpowiadając sobie na pytanie - i co teraz?
Słowa, które wypowiadała jego ukochana chwyciły go za serce, ale... miał być silny. Musiał być. Dla niej, bo nie zasługiwała na powrót Angelo Denaro do swojego życia. Zasługiwała na szczęście i spokój, na cały świat zasługiwała.
- Uratowałaś mi życie. - Odezwał się w końcu i nachylił się, by chwycić ją za łokcie. Podciągnął wiotkie ciało dziewczyny do góry, wciągając ją sobie na kolana i przysunął ją do siebie tak ciasno, jakby miała zniknąć i nie wrócić. - Mam u ciebie nieskończony dług. Dziękuję. - Szepnął w jej szyję, w którą wciskał teraz swoją twarz. Jej zapach owładnął jego umysł i duszę, lekko go koił. Uświadomił sobie, że gdyby tu nie przyszła, nie chwyciła go za dłoń, już by nie żył, a ona stałaby za jakiś czas nad jego grobem, nie rozumiejąc, dlaczego to zrobił.
- Była tu psiarnia... - Zaczął w końcu wyjaśnienia, nie ruszając się nawet o centymetr. Choć nie powinien jej do siebie przytulać, przecież... nie mógł do niej wrócić. Ale jej bliskość była tak kojąca, tak bardzo jej teraz potrzebował. - Powiedzieli, że mercedes spłonął, a w nim kierowca. Opis... pasował do ciebie. Kwiatuszku... myślałem, że ty się zabiłaś. - Wziął głęboki wdech, czując jak wracają do niego wspomnienia z tej chwili. Znów poczuł ogromny strach o jej życie. - A ja nie mogłem żyć z tą myślą. - Dodał już ciszej, nie chcąc się ani odsuwać, ani patrzeć jej w oczy, bo wiedział, że przepadnie. To wszystko stało się tak szybko, jego umysł dopiero zaczynał układać to sobie jakoś w spokoju, a emocje szalały. Przyzwyczajony był do nagłych zmian akcji, do szybkiego rozumowania i podejmowania decyzji, ale w kwestiach związanych z tą dziewczyną, w strefach emocjonalnych nadal był jak raczkujący noworodek. Sam już nie wiedział o jest słuszne, co nie.
- To ty mi obiecaj, że nigdy tego nie zrobisz. Tak długo, jak jesteś bezpieczna, ja jestem spokojny. Pragnę dla ciebie długiego, szczęśliwego i spokojnego życia, obiecaj mi to. - On mógł tylko się przyglądać. Z daleka, niepostrzeżenie obserwując jej życie. Jak kończy studia, zdobywa świetną pracę, robi niesamowitą karierę, bo tak, wierzył w to. Znajduje mężczyznę, przy którym zapomni o nim i założy z nim rodzinę. Jak sama będzie gotowa. Jak starzeje się z uśmiechem i swoją radością w oczach. W spokoju, tak jak sobie to wymarzyła.
Niepotrzebnie ją przytulał, ale chciał by mogli, ten ostatni raz. Nie pożegnali się, nie rozstali jak ludzie. Może... to pokręcone okoliczności, ale może właśnie tak to się miało zakończyć? Jak i się zaczęło. Niespodziewanie.
- Co tu w ogóle robisz... - Rzucił jeszcze cicho, przymykając oczy z zadowolenia. - i kto... spłonął w mercedesie? - Dodał w końcu.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Z jedną sprawą nie można się w żaden sposób kłócić i to jest fakt, niepodlegający żadnej dyskusji: obojgu zależy na szczęściu, zdrowiu i bezpieczeństwu drugiego i każda z tych trzech rzeczy nierozerwalnie łączy się ze sobą. Może faktycznie los sprawił im niesamowitego psikusa łącząc ze sobą dwóch skrajnie różnych ludzi, z odmiennym patrzeniem na świat, z zupełnie innymi priorytetami, czasami mocno różnymi poglądami na wiele spraw?
Podobno nic w życiu nie dzieje się jednak bez przyczyny i wszystko ma jakąś większy sens, który prowadzi każdego człowieka do miejsca, które jest mu w jakiś sposób przeznaczone. Mądrzy ludzie mawiają również, że sami kreujemy własne życie, sami piszemy jego scenariusz, ale na pewne kwestie, które nas spotykają nie mamy żadnego wpływu. Pod naszymi stopami lądują wykałaczki, patyczki, deski, małe kłody i wielkie bele i to tylko od nas zależy, czy z tego całego drewna uda nam się coś zbudować, czy ono nas przygniecie bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Czy ta dwójka faktycznie powinna być razem, skoro są dla siebie takim ciężarem, jak kula armatnia przywiązana do nogi? Jak betonowe buciki, zakładane dłużnikom mafii, po to, by delikwenta utopić i aby jego ciało przypadkiem nie wypłynęło na powierzchnię zbyt wcześnie.
Do blondynki wciąż nie mogło dotrzeć to, że po pół roku bycia ze sobą, przeżycia tylu wspaniałych chwil już nigdy żadna więcej nie nastąpi. Dla niej wystarczyłoby skinienie małym paluszkiem i bez zająknięcia wróciłaby do tego domu, mając jednak świadomość, że między nimi już nigdy nie będzie tak samo. Wiele godzin spędziła w łóżku zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Miała takie myśli, że skoro go tak wiele rzeczy z tego co ona robi denerwuje, czasami tak skrajnie, że robi się niebezpiecznie, to czy faktycznie był z nią szczęśliwy? Po co być z kimś, kto nieustannie sprawia, że skacze ci ciśnienie? Przecież na dłuższą metę to staje się bardzo niezdrowe i może doprowadzić do zawału serca, udaru, wylewu krwi do mózgu, choroby wieńcowej serca i paru innych dolegliwości. Czterdziestka zbliża się przecież wielkimi krokami i to już czas, żeby zacząć robić regularne badania i dbać o siebie jeszcze bardziej niż wcześniej, choć Angelo nie można zarzucić tego, żeby o siebie nie dbał. Przecież siłownia to jego drugi dom, szafka w kuchni ugina się od różnego rodzaju odżywek, suplementów i innego ustrojstwa, którego składu Gabi nie rozumie, mimo iż teoretycznie zapisany jest po angielsku.
Czy to właśnie oznacza, że i ona uznała, że jemu będzie lepiej bez niej, że będzie szczęśliwszy nie musząc się ciągle martwić czy ona czegoś nie odjebie, czy nie spali domu, nie złamie nogi idąc po chodniku, albo nie wysadzi basenu, dodając do wody zdecydowanie za dużo basenowej chemii?
Nie potrafiła do tego podejść poważnie i dorośle, zachowywała się trochę tak jakby była małą dziewczynką, której ktoś zabrał ulubionego lizaka i nie rozumiała, dlaczego to się stało. Dobra, porównanie do zabrania ulubionego lizaka jest tu jak najbardziej na miejscu, bo przecież... No tu zostawię trzy kropeczki dla domyślnych.
Cały czas nie mogła wyjść z szoku po tym co zobaczyła, przed tym, od czego go uchroniła zjawiając się chyba pierwszy raz w życiu, w odpowiednim miejscu i czasie. Zwykle pojawiała się wszędzie w złych momentach, w najgorszych wręcz, jak wtedy kiedy nakryła go w jego biurze z pracownicą, co oczywiście już dawno puściła w niepamięć. Czasem tylko we własnej głowie wracała do tego wspomnienia i się wewnętrznie wkurzała, klnąc w duchu i obrażając rudą wywłokę.
Tak dobrze było czuć jego zapach, jego ciepło otulające ciało. Czuła jego ramiona przez cienki materiał sukienki, co sprawiało, że automatycznie miała dreszcze. Był jej narkotykiem, jej najsilniejszym uzależnieniem, tylko przy nim czuła się bezpieczna, doceniana, chciana, potrzebna i dosłownie jak ósmy cud świata, bo zawsze patrzył na nią z takim podziwem... Gdzieś tam w środku miała cichą nadzieję, że zawsze będzie tak na nią patrzeć, nawet kiedy będzie mieć już 40 lat i pojawią się pierwsze drobne zmarszczki wokół oczu, ale to się nie wydarzy i to na inną będzie tak patrzeć, inna zajmie jej miejsce. Takie myśli sprawiały, że zrywała strupy ze swojego pokiereszowanego serca i rany znów krwawiły.
Co jak co, ale worek treningowy z Angelo to jest całkiem niezły, choć dość twardy! Pewnie nawet nie odczuł za bardzo tych jej marych uderzeń, ale pozwolił jej na to, nie przerywał tego wybuchu złości, jakby rozumiał, że właśnie teraz tego potrzebuje. Nim się obejrzała już siedziała na jego kolanach, otulona jak najbardziej komfortowym i mięciutkim kocykiem, choć Angelo mięciutki nie był, wręcz przeciwnie. Przez materiał ubrania czuła każdy jego mięsień, twardy, napięty i silny. Czemu w takiej chwili musiała pomyśleć o tym, że to najpiękniejsze mięśnie, jakie istnieją na tej planecie? Chora głowa — uzależniona od narkotyku zwanego Angelicus Denarus.
- Każdy na moim miejscu zrobiłby dokładnie to samo.- powiedziała spokojnie, łapiąc oddech, który powoli się uspokajał. Czuła jego oddech na swojej szyi, a nic jej tak bardzo nie nakręcało jak właśnie pocałunki, muśnięcia, lekki dotyk w okolicach uszu, szyi i linii szczęki. Tylko to teraz nie czas i miejsce, żeby się nakręcać, to zwyczajnie było zniewalająco przyjemne i kojące skołatane nerwy. Ciężko było jej jedynie pojąć skąd w mężczyźnie tyle spokoju i opanowania. Była też lekko zawiedziona faktem, że nie usłyszała od niego, że jednak jej nie nienawidzi, czyli wszystko pozostało w mocy. Więc dlaczego przytulał ją jak największy skarb? Tak jak do tej pory była wiotka, tak teraz z tą myślą lekko się spięła, ale nie przerywała mu. Oparła brodę na jego głowie i zamknęła oczy, nie chcąc widzieć ich odbicia w dużym lustrze, w kierunku którego zwrócona była jej twarz. To za bardzo bolało, nie chciała mieć tego obrazu w pamięci.
- Co? Jak to spłonął? Przecież ja... przywiozłam kluczyki, jak go ktoś odpalił bez nich?- zapytała zdezorientowana. Myśli zaczęły jej pędzić niczym światłowodem. Ktoś miał drugi komplet kluczy? Ktoś chciał jej go jednak postawić pod domem, żeby była pewność, że jednak do niej trafi? Nie, to raczej małoprawdopodobne. Rozwiązanie tej zagadki było tylko jedno, ktoś musiał go ukraść, a co za tym idzie przez tego kogoś Angelo mógł się zabić, bo byłoby największym błędem, jaki mógłby tylko zaistnieć i to przez co? Przez jakąś KROWĘ, która chciała przywłaszczyć sobie cudzą własność? Gabi poczuła ukłucie złości i nawet pomyślała o tym, żeby wskrzesić tę osobę co zmarła i zamordować ją gołymi rękami, ale ona już dostała swoją karę, największą z możliwych.
Angelo, który nie mógłby żyć z myślą, że ona się zabiła... Boże, przecież ze sto razy mówiła mu, jakie życie jest cenne, jak trzeba się z niego cieszyć, że samobójstwo to największe tchórzostwo, bo nie ma sytuacji bez wyjścia, że wszystko można jakoś rozwiązać, tylko czasami trzeba umieć poprosić o pomoc, i on znając ją, taką wesołą i optymistyczną dziewczynę pomyślał, że ona się zabiła? To jej nie znał. Serio, kompletnie jej nie znał skoro tak pomyślał. Nikt ani nic nie jest warte, by pozbawiać się możliwości oddychania, czucia i doświadczania, bo to właśnie jest życie, to czyni nas ludźmi.
- Już raz umarłam, więcej nie chcę, dopóki nie będę stara i brzydka.- powiedziała spokojnie, bo emocje już opadały. Dodała jednak po chwili:
- Nie chcę spokojnego życia, spokój jest nudny, a szczęśliwe będzie tylko przy tobie Angelo. - odsunęła się od niego kawałek, otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz tymi swoimi błękitnymi patrzałkami, przypominającymi błękit nieba na Sycylii. Znów uniosła dłoń i ułożyła ją na męskim policzku, by bez żadnego zastanowienia przysunąć się do jego twarzy i złożyć na jego wargach najczulszy, pełen miłości pocałunek, na jaki było ją stać. Nie chciała mu języka do ust, zwyczajnie przysunęła swoje miękkie usta do jego warg.
Westchnęła cicho, zwykle po takich emocjach wpadali sobie w ramiona, wszystko opadało i wracali do swojego starego życia, ale jakoś w głębi duszy czuła, że tym razem tak się nie stanie, mimo iż ona tego bardzo chciała, wiedziała, że po stronie Angelo jest barykada, którą będzie trudno pokonać, a może w ogóle już nigdy nie będzie takiej możliwości.
- Przyjechałam zostawić klucze od domu, kartę kredytową i zabrać swój paszport z lodówki. I nie mam pojęcia kto był w Mercedesie. Pewnie ktoś go ukradł skoro ja mam kluczyki, znaczy... Teraz już ty, bo leżą przy wejściu na podłodze tak jak i karta oraz klucze od domu, bo jakimś magicznym sposobem szafka, która tam stała zniknęła. I... chyba będziesz musiał zrobić remont.- rozejrzała się po salonie, który był w ruinie. Miała ochotę się zaśmiać, ale tu na serio był dramat, nawet telewizor był przebity nogą od stołu, na wylot. Ogólnie to nie była w nastroju do śmiechu, za dużo się nazbierało, żeby teraz się śmiać.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Po co być z kimś, kto nieustannie sprawia, że skacze ci ciśnienie? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle prosta. Emocje. Angelo kocha emocje, te pozytywne negatywne, one dla niego są tym samym. Lubi odczuwać, uzależniony jest od adrenaliny i ciągłej akcji. Nudne relacje były... nudne. Kiedy coś się działo, wtedy najbardziej interesowało to nos Angelo, lgnął w to miejsce jak rekin wodzony zapachem krwi, jak ćma, która widzi jeden, jasny punkt w ciemności. Podświadomie lubił ten port, nawet jeśli świadomie karcił się za następstwa swoich wybuchów. Uważał, że właśnie te skrajne emocje doprowadziły ich do związku, ta toksyczna chęć odczuwania ich jeszcze raz i jeszcze mocniej, choć każda ze stron potrzebowała ich nieco z innych powodów. Prawda była taka, że jeśli Denaro nie byłby tak ciekawą osobą, tak pełną różnych niespodzianek, niewiadomych, niebezpieczeństwa, Gabi aż tak by do niego nie ciągnęło. Zaś gdyby ona była nudna, nie byłoby w niej tej jej ciamajdostwa, nierozgarnięcia i gówniarskiej beztroski, w jego oczach byłaby tak samo nudna jak inne dziewczyny w jej wieku. Cechy, które normalnie odpychały innych ludzi od nich, w tym przypadku były magnesem, uzależnieniem, choć niekiedy nie chcieli tego przyznać. Angelo dla przykładu teraz cieszył się, gdy ona okładała go pięściami, kiedy go opierdalała, wkurzała się i zachowywała, jakby zrobił jej coś złego. Cieszył się, że może na nią patrzeć, żywą, całą, choćby miało to oznaczać, że już zawsze będzie wkurwiał go jej brak. Będzie tęsknił za rozpierdoloną po jej gotowaniu kuchnią, rozsypanym po domu brokatem, włosami w odpływie prysznica, rozrzuconymi rzeczami po garderobie, kiedy nie mogła zdecydować się pół dnia co założyć. Za jej wysuniętym w sprzeciwie językiem w jego stronę i ciągłym buntem. Za obrażoną minką i fochami bez powodu. Za przytulasami w milczeniu, bo przecież jest zła, ale przytulić się do niego musi. Za gówniarskimi zachowaniami, za które miał ochotę ją czasami udusić i jej przeciągłym "Angeeeelooo, ale to stało się samo!" Za dziejącymi się samemu rzeczami będzie tęsknił najbardziej. Za jej widokiem o poranku, jej stopami na ryju z rana i nieudolnie zaparzoną kawą. Potarganą fryzurą o poranku i tańczeniem w kuchni podczas robienia śniadania. Nie będzie kogo przenosić z kanapy do łóżka po filmie i kogoś, kto umyje mu plecy z taką delikatnością. Wycałuje każdą bliznę z taka delikatnością i wymasuje każdy napięty mięsień z miłości i troski. Cichego "Dobranoc" przed snem i pełnego uczuć "kocham cię" owianego ciepłym błękitem jej spojrzenia. Spojrzenia, za którym będzie tęsknił najbardziej.
I tym pięknym zapachem, który chłonął teraz z takim spokojem, chcąc zapamiętać go już na zawsze.
Ale nie mógł być takim egoistom, musiał pozwolić jej żyć, rozwijać się, być szczęśliwą, choć teraz wydawało jej się, że nigdy nie będzie. W jego oczach będzie, bo nikt już jej tak nie skrzywdzi jak on. Nie podniesie na nią ręki, nie wyciśnie z niej tylu łez. Kto mógł być gorszy od samego Angelo Denaro? Przetrwała jego, więc teraz każdy inny będzie tylko lepszy, może i ona to dostrzeże, będąc w końcu traktowaną tak jak trzeba?
Przytulał ją i chciał, żeby czas się jakoś zatrzymał. Pozwolił mu zostać w tej chwili, kiedy trzyma ją w swoich ramionach i chroni przed całym światem, przed sobą. Nie docierały za bardzo do niego wszystkie słowa, jak mówi, że każdy by to zrobił, jak wspomina o kluczykach... Nie łączył kropek, znów myśląc tylko o swojej decyzji, o jej słuszności, podważając swój wybór, ale wiedział, że to tylko chwila słabości, spowodowana bliskością nastolatki. Zawsze tak na niego obezwładniająco działała, odbierała klarowne myślenie i chłodną analizę, a przecież... powinien zrzucić ją z kolan, powiedzieć, żeby zabierała paszport i nigdy nie wracała. Tak byłoby najlepiej.
Ale... zasługiwała na normalne zakończenie. Na wyjaśnienia i rozmowę, jak ludzie. Tak. Tak właśnie musiał się zachować. Skoro już tu była... skoro stało się to, co się stało, może właśnie tak ma być. To ich szansa, żeby normalne to zakończyć.
Wspominając o swojej śmierci, wspomniała o swojej chorobie, o poronieniu, które wróciło teraz do głowy Angelo. Tak, Gabrielle ceniła sobie życie jak nikt inny, a jednocześnie była najbardziej emocjonalną dziewczyną jaką znał. Może dlatego pomyślał, że to zrobiła? Straciła dzieci, choć uważał, że to jej aż tak nie ruszało jak jego, tak teraz pomyślał odwrotnie. Straciła jego, a sama wielokrotnie odkreślała, że nie chce życia bez niego. Bał się, że pod wpływem tych emocji i chwili, zrobiła coś, do czego nie byłaby zdolna, pożarta poczuciem winy za zabicie ich synów. Przecież nawet on ją o to oskarżył. Znów poczuł ogromne wyzuty sumienia w związku z tą sytuacją, bo teraz już rozumiał, jak wielką krzywdę wyrządził ukochanej swoimi słowami. Pamiętał jej wzrok, gdy leżała w tym szpitalu. Sama. Porzucona i skrzywdzona, cierpiąca z powodu straty swoich dzieci. Zostawił ją. Gdy potrzebowała go najbardziej i on niby zasługiwał na jej miłość? Wiedział, że nie.
Westchnął, słysząc co mówi, łącząc z nią spojrzenie dość niechętnie. To było trudne, bo wstydził się za to co jej zrobił i za to, co chciał zrobić przed chwilą. Przecież musiał być w jej oczach słabym chujem, a nie silnym Angelo, którego zawsze znała. Co on sobą ostatnio prezentował? Same niegodne pochwały zachowania. Gdyby był nią, gardziłby samym sobą. Chciał jej odpowiedzieć, ale przysunęła się do niego, serce mocniej zabiło w piersi gangstera. Przymknął oczy, ale nie oddał pocałunku, choć był on niezwykle przyjemny. Ciepłe wargi nastolatki wręcz parzyły swoim miękkim dotykiem.
- Tak ci się tylko wydaje. - Szepnął w końcu w odpowiedzi. Nie dał jej czasu na reakcję, bo zadał pytanie, na które uzyskał odpowiedź. Co ona tu robiła? Zareagował, jakby ktoś dał mu w twarz i powiedział, że od dziś wigilie obchodzimy w czerwcu. Przetworzył sobie jeszcze raz co powiedziała i zaśmiał się krótko, prawdziwie i radośnie, kręcąc głową.
- Cała ty... - Moja ciapa Gabi. Paszport w lodówce? Ten jebany paszport w lodówce uratował mu dziś tyłek! Westchnął głęboko i sugestywnie ją z siebie zepchnął, ale delikatnie i z wyczuciem, wstając z fotela razem z nią. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Tak... właśnie go zacząłem. Chciałbym trochę ciemniejsze kolory i nowe rzeźby, bo te były jakieś smutne. Większy telewizor i ten dywan od dawna mi się nie podobał. - Komentował akurat to, co napotkał wzrokiem, rozglądając się po pomieszczeniu. Uśmiechnął się, lekko smutno i spojrzał pod nogi. Wszędzie było rozsypane szkło.
- Cholera... - Wiedział, że Gabrielle na pewno się jakoś skaleczy. - Trzeba cię stąd zabrać... chodź. - Zupełnie naturalnie, jakby między nimi wszystko było dobrze, jakby przed chwilą nie rozegrał się największy z możliwych dramatów, Angelo chwycił Gabi za talię i podniósł ją, przenosząc przez salon jakby była piórkiem. Postawił ją przy wyjściu do ogrodu i rozsunął wielkie drzwi.
- Chodź. Dokończymy naszą rozmowę tutaj. - Ogród był jedynym niezniszczonym miejscem. Usiadł na jednej z kanap, na którą zaciągnął Gabrielle Glass za rękę. Posadził ją obok siebie, odwracając bokiem w jej stronę. Lustrował spojrzeniem jej twarz w milczeniu, jakby zbierał odpowiednie słowa, ale żadne się takie nie wydawały.
- Nawet nie wiem od czego zacząć. - Czuł dziwne coś w klatce piersiowej, jakby stres? To było cholernie nieprzyjemne, jakby ktoś właśnie odpytywał go na ważnym egzaminie. Westchnął, odgarniając jej z twarzy kosmyki włosów. - Byłoby łatwiej, gdybyś nie wyglądała jak tego dnia. - Nawet włosy miała tak samo uczesane... - Zauważyłaś, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu to jedno wielkie nieporozumienie i pasmo niedopowiedzeń? - Zmarszczył brwi. - Nawet to dzisiaj... Ktoś musiał zajebać ten samochód, dlaczego ten ktoś musiał posiadać twój profil? To prawie doprowadziło... - Westchną. - Zobacz, nawet jak się poznaliśmy, uznałaś mnie za geja, a ja myślałem, że szukasz sponsora. - Uśmiechnął się na to wspomnienie. - To się dzieje ciągle. - Spuścił spojrzenie na udo dziewczyny. Widać było, że jest mu wstyd. - Zawsze analizuje fakty, zbieram informacje, chłodno, z dystansem i wydaje wyroki... Z tobą tak nie umiem. Wybucham, daje ponosić się emocjom i te emocje zaślepiają jasny osąd. - Ciemny wzrok Włocha wrócił na najpiękniejszy błękit, jaki w życiu widział, tonąc w nim. - Teraz prawie się przez to zabiłem. Dwa tygodnie temu zostawiłem cię samą, w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebowałaś. Jak to o mnie świadczy? Oskarżyłem cię o... sama wiesz o co i bardzo cię za to przepraszam. Wiem, że to nie przez wrotki, wiem, teraz rozumiem, że to była twoja choroba, że nie miałaś na to wpływu. Nie mam ci tego za złe. - Oczy zaszły mu łzami, ale żadna z nich nie wyleciała. Starał się mówić spokojnym, rzeczowym głosem, ale czasem mu lekko drżał. Wziął głęboki wdech.
- Byłem tak zły na to, że się mnie nie posłuchałaś, że nie słuchałem tego, co się do mnie mówi. Lekarzy, ciebie. Bo byłem zły. Dzisiaj byłem zły, bo myślałem, że się zabiłaś i zamiast sprawdzić, czy tak faktycznie było, od razu chciałem się ukarać. Uderzyłem cię, bo byłem zły. Krzywdziłem. Zgwałciłem... Gabi, to nie jest życie na które zasługujesz. Ja jestem zły. I nic, ani nikt tego nie zmieni. To, co nas spotkało musiało się stać, żebyśmy w końcu zrozumieli, że nie możemy być razem. Posłuchaj. - Położył dłoń na jej ramieniu, gdyby chciała mu przerwać. - Jesteś młoda. Masz przed sobą tyle możliwości. Ukończenie studiów, pracę, karierę, a jesteś mądrą dziewczyną i możesz zapracować na niezależność. Przyjdzie twój czas na miłość i zakładanie rodziny, ciążę, w odpowiednim momencie, z odpowiednim mężczyzną. Ja na ciebie nie zasługuje, a ty zasługujesz na życie o którym wspomniałem. Przy mnie go nigdy nie dostaniesz, nie będziesz tak naprawdę szczęśliwa. Kiedyś to zrozumiesz. Tylko tego dla ciebie pragnę i... chcę żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. Zawsze, w każdej kwestii. - Nie zamierzał jej blokować, ograniczać. Nie chciał utrzymywać stałego kontaktu, ale zawsze będzie mogła się do niego odezwać. Uznał, że to będzie najzdrowsze. Zdjął dłoń z jej ramienia i odwrócił pełne bólu ciemne spojrzenie. To było jedne z najtrudniejszych jego w życiu przemówień, ale uznał, że na nie zasługiwała.
- Przepraszam, że nie mogę być dla ciebie tym, kim chciałabyś żebym był. Przepraszam Kwiatuszku, za każdą złą rzecz, którą ci zrobiłem. Rozstając się z tobą, przynajmniej mogę być pewien, że to się naprawdę już nigdy nie powtórzy. - Wbijał spojrzenie w horyzont, widocznie zamyślony nad tą sprawą. Wiedział, że to jedyny sposób, żeby ją przed sobą ochronić. Skoro nie mógł wypełnić obietnic, które nie raz padały z jego ust. Zawsze pilnował, by ich dopełnić. Miał ją chronić, sprawić, że będzie szczęśliwa i właśnie to w tym momencie robił. Nawet jeśli oznaczało to jego nieszczęście.
Sam sobie na to zapracował.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Zawsze ceniła życie, od najmłodszych lat była uczona dla niego szacunku, przez kobietę, która w jej głowie zawsze będzie nazywana mamą. Stella była wolnym duchem, artystką, szaloną i nieprzewidywalną osobą, taką Luną Lovegood realnego świata. Zawsze pod prąd, zawsze w swojej własnej bajce. Nigdy nie uśpiła swojego wewnętrznego dziecka, dlatego Gabrielle miała fantastyczny start w życiu z osobą, która rozumiała najróżniejsze emocje, sama zachęcała do ich przeżywania, do próbowania nowych rzeczy. Gdy Gabi miała ochotę wspiąć się na półkę z książkami (a była bardzo żywiołowym dzieciaczkiem) to Stella wykładała pokój poduchami i pozwalała jej z tej biblioteczki skakać do woli, gdy dziecko chciało spróbować ostrej papryczki dodawanej do jedzenia dla dorosłych — proszę bardzo, była uprzedzana co poczuje, jakie będą tego konsekwencje, z którymi będzie musiała sobie poradzić. Kobieta zawsze wspierała kreatywność "swojego dziecka", pozwalała się brudzić, nie robiła awantur o to, że zjada coś po tym jak upadnie na podłogę, ściany w ich domu pokryte były koślawymi malunkami Gabrielle. To wyglądało trochę tak jakby Gabi żyła w Nibylandii i faktycznie mogła latać, a z każdego zakątka wyglądało do niej coś magicznego, a najważniejsze w tym wszystkim było to, że nie była sama, zawsze mogła liczyć na "szaloną matkę", z którą toczyła wielogodzinne rozmowy na wszelkie możliwe tematy, na początku gaworząc, później składając pierwsze logiczne zdania, a później zadręczając ją pytaniami. Stella mimo swojej ekscentryczności była dobrą kobietą, pełną miłości do ludzi, roślin, zwierząt, ich wspólny dom tonął w dziełach sztuki przez nią stworzonych, to tylko dzięki niej blondynka jest dziś takim promykiem. Gdyby wychowywał ją Bruce i Beatrice pewnie byłaby wredną, zadzierającą nosa panną, która myśli, że wszystko jej wolno i ma się za lepszą od innych. To Stella nauczyła ją cieszyć się z gwiazd mrugających na niebie, z przelatującego ptaszka, z monety znalezionej przypadkiem, z bycia z osobami, które się kocha i czerpania z tego radości. To ona pokazała jej, że pieniądze nie są w życiu najważniejsze, że prezent zrobiony własnoręcznie jest dużo więcej wart od takiego kupionego w sklepie, bo w ten wykonany zostało włożone serce i czas. W przeciągu siedmiu lat życia Gabrielle z matką nauczyła się więcej niż przez kolejne 10, choć teraz na nowo wpadła w wir tej nauki, poznając, że świat wcale nie jest taki kolorowy, jakim przedstawiła go Stella.
Może kobieta wyrządziła jej ogromną krzywdę wychowując ją w taki sposób? Nie pokazując dziewczynce, że świat też może być zły, jeśli nie będzie się ostrożnym? Nikt nie rodzi się w 100% dobry ani w 100% zły, jest w nas tyle samo mroku co i światła i tylko od nas samych zależy, której stronie pozwolimy wygrać. Blondynka już to wiedziała, poznała swoją mroczną stronę prosząc Angelo o zrobienie porządku z oprawcami swojej przyjaciółki.
Oboje będą za sobą tęsknić, za tymi wszystkimi drobnymi rzeczami, które tworzyły ten związek "ich związkiem", to jest nieodłączna część przeżywania żałoby po stracie czegoś, a jak wszyscy wiemy jest kilka etapów takiej żałoby.
Każde z nich kochało... i nadal kocha, różne rzeczy w osobowości tego drugiego, jednocześnie innych cech wręcz nie znosząc, tylko miłość nie polega na tym, by wybierać sobie z człowieka poszczególnych elementów, jakie się kocha, tylko bierze się go w całości takiego, jakim jest z wadami i zaletami. Bycie w związku nie oznacza spoczęcia na laurach i zaprzestania pracy nad sobą, to nie jest koniec drogi tylko jej początek. Każdy związek wymaga pracy, kompromisów, prób zrozumienia drugiej strony. Nie ma relacji idealnych choćby nie wiadomo jak się człowiek starał zawsze będą takie momenty, że będzie dochodzić do nieporozumień. Kłótnie są dobre, pozwalają wyrzucić z siebie nagromadzone emocje, nie można się zgadzać we wszystkim, bo jeśli tak się dzieje to związek staje się nudny, przewidywalny i człowiek może pomyśleć, że drugiej stronie już nie zależy. Zdrowa dawka intensywnych dyskusji, a nawet i pewna doza zazdrości jest dobra dla każdego związku, pod warunkiem że w końcu udaje się wypracować metodę na dojście do jakichś wniosków. Im już powoli zaczynało się udawać, wydawać się mogło, że zaczęli się docierać i wszystko zaczynało chodzić jak w zegarku, ale życie miało dla nich inny plan.
Tak bardzo tęskniła za smakiem jego ust, za tym ciepłem bijącym od wielkiego kaloryfera, jakim był, bo przecież zawsze był taki gorący, a jej było wiecznie zimno, mimo życia w niemal tropikalnym klimacie, dlatego gdy go pocałowała, czas stanął w miejscu. Chciała, aby ten pocałunek trwał wiecznie, choć nie został oddany i Angelo wydawał się wręcz skamienieć, bojąc się wykonać jakiś ruch, żeby ona go źle nie zinterpretowała. Coś ukłuło ją w serduszko, nie czując odpowiedzi z jego strony. Co ona sobie myślała... Że wpadną sobie w ramiona, za godzinę ktoś przywiezie jej rzeczy, które zaczną układać w garderobie? Głupia. Skończona kretynka, tego się inaczej nie da nazwać.
Zsunął ją z siebie, bardzo delikatnie, z wyczuciem, a ona nie bardzo chciała się dać, wyciągała ręce tak, jakby była małym dzieckiem, proszącym o wzięcie na kolana, po tym jak mama, czy tata niewystarczająco długo je przytulał. Opuściła je bezranie i uśmiechnęła się blado słysząc jego krótki śmiech. Lubiła ten dźwięk, przywodził na myśl wspomnienia wszystkich beztroskich chwil, jakie razem przeżyli, a było ich bardzo dużo, znacznie więcej niż tych złych.
- No tak... Demolka to pierwszy krok do udanego remontu...- powiedziała z lekko smutnym uśmiechem. Wiedziała już co tu zaszło, domyśliła się, że przez to cierpienie po jej rzekomej śmierci Angelo wpadł w furię i nie patrzył na to czym rzuca i co łamie, już ona go dobrze znała. Z drugiej strony w pizdu poszło wiele rzeczy, z którymi wiążą się jakieś wspomnienia. Może ten remont dobrze mu zrobi, pomoże się jakoś wyleczyć z tego bólu, jaki towarzyszy obojgu. Nie chciała już wdawać się w dyskusję na temat tego, że sobie poradzi, że ma nogi, których umie używać, że przecież ma buty i na pewno żadne szkło się przez nie nie przebije. To mijało się z celem i nie miała siły na walkę więc pozwoliła się przenieść i wtedy dopiero dostrzegła ślady krwi w całym salonie. Poranił sobie stopy, wszędzie były odciski wielkich krwawych stóp. Przecież on musiał mieć szkło powbijane w podeszwy i ono cały czas musiało tam być.
Co za kretyn! I to niby ja powinnam chodzić w piankowych ochraniaczach? Powinien jechać do szpitala, ale nieee.... po co? Pan Denaro jest silny, Pan Denaro sobie poradzi i jakieś tam szkiełka w stopach go nie zabiją! Zakażenie: widzisz mnie? Stopy są obleśne i są brudne i śmierdzą.
Zatonęła w tej jednej myśli, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, poczuła jak dotyka posadzki, stojąc przy drzwiach do ogrodu. Te rozsunęły się i poczuła na ciele podmuch przyjemnego wiaterku i ciepło rozchodzące się po skórze, bo na zewnątrz było bardzo gorąco. Ktokolwiek wymyślił klimatyzację ma zapewnione miejsce w niebie po prawicy samego Boga.
- Ale...- chciała zaprotestować, nie wiedziała do końca czy chce rozmawiać, co jeszcze usłyszy, bała się tego, bała się wykładu, bała się, że znów powie coś, co ją głęboko zrani, ale postanowiła, że to zniesie jeśli on czuje potrzebę wyrzucenia z siebie tego co leży mu na sercu i wątrobie i innych organach wewnętrznych. Poczłapała za nim do kanap i pacnęła z zadkiem kompletnie bez żadnej gracji i stylu. Coś w jej wnętrzu zaczęło dygotać, zupełnie jak w dniu zdawania egzaminu na prawo jazdy, którego notabene nie powinna była dostać. Żołądek skurczył się w supeł i podszedł jej do gardła, gapiła się na Angelo z lekkim przestrachem, choć jej wzrok nie oddawał tego, co działo się w jej wnętrzu. Nie odzywała się, pozwoliła mu zebrać w sobie siły na to co chciał powiedzieć, bo wiedziała, że nie jest mu łatwo. Facetom dużo trudniej rozmawiać o uczuciach niż kobietom, już zdążyła się tego nauczyć, choć i jej to z taką łatwością jak koleżankom nie przychodziło.
Więc zauważył sukienkę... Pamiętał, w co byłam ubrana gdy się poznaliśmy...- pomyślała z rozczuleniem, nie wchodząc mu w słowo, tylko patrzyła na niego, by wiedział, że go słucha, choć chciała stąd uciekać. Przywoływał wspomnienia, tak zabawne, że nie mogła się nie uśmiechnąć. Angelo i bycie gejem, dobre sobie... Bardziej hetero faceta nie dało się znaleźć na tej planecie, choć wtedy przez jego styl, dbanie o siebie, zapach miała prawo pomyśleć, że jest homo. Mało kiedy trafiają się faceci, którzy znają się na modzie. Pokiwała głową. Miał rację, wszystko działo się z przypadku i przez niedopowiedzenia, bo oboje chyba zadawali sobie za mało pytań na samym początku i tak im już zostało.
Widziała, jak mu ciężko ubrać myśli w słowa, więc położyła swoją dłoń na jego wielkim łapsku i ścisnęła je delikatnie, by tym gestem powiedzieć: mów dalej, jestem tu, słucham, staram się zrozumieć. Teraz to ona próbowała analizować, a szło jej to kiepsko.
- Jak to jak świadczy? Jesteś człowiekiem Angelo, masz prawo do emocji, do odczuwania na swój własny sposób. Może i potrzebowałam cię wtedy najbardziej, ale... ty też potrzebowałeś mnie, a ja nie miałam siły, żeby cię zatrzymać, wykrzyczeć jak było naprawdę. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Rozdzierało nam serca, twoje pewnie dużo bardziej niż moje. Nikt cię nie nauczył jak radzić sobie z emocjami, większość życia je od siebie odsuwałeś i kiedy ze szczęścia tryskającego uszami spadłeś boleśnie na beton, to nie miało prawa inaczej się skończyć. I nie, nie tłumaczę cię przed sobą, nie wybielam tego co się stało, to zwyczajnie są fakty, które tak lubisz.- ścisnęła mocniej jego dłoń i pozwoliła mówić dalej, bo trochę po chamsku weszła mu w słowo, ale nie mogła inaczej.
Z ust Angelo bardzo rzadko padały słowa takie jak przepraszam czy dziękuję, choć to drugie coraz częściej, ale przepraszam... To było mocne i uderzyło podwójnie, w sensie zostało docenione, ale wywołało też lekki szok. Nie miał jej za złe... Kiedy ona za złe miała sobie i nikogo innego nie obwiniała za stratę dzieci, tylko samą siebie, swój zjebany organizm i nie mogła sobie z tym poradzić. Wpatrzyła się gdzieś w horyzont, ale tak jakby wciąż patrzyła na Angelo i słuchała go dalej. Starała się zrozumieć jego punkt widzenia, to co czuł, ale było jej ciężko, naprawdę ciężko. Nie rozumiała dlaczego on uważa się za takiego złego partnera dla niej, kiedy ona czuła się przy nim jakby latała po chmurkach bosymi stopami. Wszystkie te złe momenty pamiętała jak przez mgłę. Jasne, były chwile, w których to wracało bardzo mocno a wspomnienia stawały się żywe, zle wszysto co między nimi było dobrego wynagradzało każdy nieprzyjemny moment. Już otwierała usta żeby coś powiedzieć, chciała mu wejść w słowo, zacząć mówić, ale ta jego ręka na ramieniu sprawiła, że odczytała sygnał prośby, by mu jednak nie przerywać, więc zamknęła usta. Nadęła policzki i jakby zatrzymała w ustach wszystkie słowa, które chciały z nich wylecieć. Wyglądała jak taka ryba rozdymka, a w jej oczach błysnęła lekka irytacja, że nie może zacząć paplać.
Przez chwilę myslała, że ją zaraz strzeli za przeproszeniem kurwica, jak on jej mógł mówić takie rzeczy, kiedy ona go tak kocha, nie widzi poza nim świata, oddałaby mu nerkę, wątrobę, siatkówki, rogówki, serce, płuco, co by mu tam było z cześći zamiennych potrzebne. Zasłoniłaby go własnym ciałem przed wystrzeloną w jego kierunku kulą, zapewn tak samo jak i on dla niej. Nie był zły, a co o tym świadczyło? Wszystko to, co właśnie wpowiedział, bo widział to wszystko, wiedział, że to nie tak powinno wyglądać, a źli ludzie takich rzeczy nie dostrzegają.
Nikt ani nic tego nie zmieni? Ty idioto... już zmieniło... wszystko to co razem przeżyliśmy.
Puściła jego dłoń i wstała, wyprostowała się jak struna, patrząc na niego teraz z góry, ze złością w tych błękitnych oczach. Miała ochotę nim potrząsnąć, wziąć coś ciężkiego i zdzielić go w łeb, ale się opanowała, nie można karać ludzi za to, że mówią o tym co czują, nawet jeśli nas to wkurza. Wzięła kilka głębokich oddechów starając się uspokoić.
- Nie. Nie przyjdzie mój czas, bo już przyszedł. To ty jesteś odpowiednim mężczyzną w moim życiu, czemu tego nie widzisz? Angelo... To normalne, że ludzie się ranią, ja też pewnie wiele razy sprawiłam ci przykrość jakimiś słowami czy czynami. Okej, słyszę cię, rozumiem co chcesz mi powiedzieć, ale kompletnie się z tym nie zgadzam. Dlaczego nie możesz uświadomiśc sobie, że ty JESTEŚ tym, kim chciałabym, żebyś dla mnie był? Nigdy nikogo już nie pokocham tak jak ciebie, nawet w 10%. Nawet w 1%, nawet jak wyjadę do tego pieprzonego Londynu. Nie chcę być w żadnym innym związku, nie będę i koniec, a wiesz, że jestem uparta i będzie jak powiedziałam. I nie jest to emocjonalny szantaż. Fakty. - czuła, że robi jej się słabo, że emocje zalewają jej ciało taką falą, że ciężko je powstrzymać. Jasne, miło było usłyszeć, że może na niego liczyć, on też mógł polegać na niej, ale nie do końca wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie poprosić go o cokolwiek, w czymkolwiek. Widok jego twarzy będzie sprawiać ból, jego bliskość i brak możliwości przytulenia, pocałowania, dotknięcia, będzie bolał wręcz fizycznie, nie tylko emocjonalnie. To nie mogło tak wygladać.
To był właśnie ten moment, w którym poczuła pierwszy raz w życiu, że ta walka jest przegrana, że poległa z kretesem i już nie ma o co walczyć, że to wszystko jest stracone na dobre. Poddała się w walce, opuściła rękawice i odklepała porażkę na macie, czy jak to się tam dzieje w tych sportach kontaktowych. Nie zmusi go przecież do tego by znią był, nie ma takiej siły na tym świecie, która sprawiłaby, że taki związek będzie miał sens. Coś w jej oczach zgasło, to była wola walki, która teraz z dziewczyny ulatywała jak dym z ogniska. Opuściła ramiona wzdułż ciała, wzięłą głęboki oddech, jakby wypuszczając z siebie wszystkie negatywne emocje. Zamknęła oczy, a spod powiek wyleciały jej dwie łzy. Pokiwała głową, jakby godząc się z sytuacją i swoim losem porzuconej kobiety, uśmiechnęła się nawet i w końcu otworzyła oczy, żeby na niego spojrzeć. Zebrała w sobie ostatnie resztki odwagi, spokoju i rozsądku jaki jej pozostał. Zawiał wiatr, rozwiewając jej luźne kosmyki włosów, które uwolniły sie z warkocza. Podmuch zakołysał lekko luźnym materiałem sukienki.
- Pocałuj mnie... Proszę, pocałuj mnie ten ostatni raz, tak... tak jakby jutra miało nie być, bo przecież go dla nas nie będzie. Proszę Angelo...- spuściła głowę, wbijając wzrok w swoje stopy, nie do końca będąc pewną, czy mężczyna ulegnie jej prośbie. A może była to ostatnia próba, ostatnia nitka nadziei, że ten pocałunek sprawi, że wszystko się zmieni, że on zmieni zdanie, że będzie chciał następnego i kolejnego i jeszcze jednego. Znowu zaczęła się rozsypywać, a świadomość tego, że za kilka dni wylatuje do obcego kraju była wręcz druzgocąca. Nie chciała opuszczać domu, nie sama, nie bez niego. Z nim to by pojechała nawet na tą pieprzoną Grenlandię jakby musiała. W głowie zaświtała jej jedna myśl... Skoro już nigdy nikogo nie pokocha, skoro z nikim już nie będzie to chyba powinna iść do zakonu, zamknąć się w jego czterech ścianach i tam umrzeć z samotności, w swoim bólu, mając nadzieję, że Angelo jest szczęśliwy, spełnił swoje marzenie o gromadce dzieci. Tak, pójście do zakonu to jest bardzo dobry pomysł. Gabrielle zakonnica... ech zero radości z życia.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Wiele kwestii zrozumiał dopiero teraz. Mówią, że pierwsza kobieta, którą się pokocha wychowuje cię dla twojej przyszłej żony. Uczy wszystkiego, jak postępować, jak nie, rozumienia, rzeczy, których z teorii nie dało się nauczyć. Z tym, że kobieta, której później da się to odpowiednie traktowanie, nigdy nie będzie tą pierwszą. Tą jedyną i już zawsze będzie porównywana do tamtej. Czy właśnie tak miało być w jego przypadku? Wielce prawdopodobne, patrząc na to, ile Angelo zrozumiał przez związek z tą dziewczyną. Może jego przyszła żona nie będzie miała tak źle, ja mu się teraz wydawało? Czy jak miałaby, gdyby na swojej drodze nie spotkał Gabrielle Glass. Kiedyś jeden z jego znajomych mówił mu o tym zaobserwowanym przez siebie zjawisku i teraz on widział dokładnie to samo. Może właśnie taka kolej rzeczy? Czy już zawsze trzymając w ramionach inną kobietę, będzie myślał o tej? Nierozgarniętej, roztrzepanej nastolatce, która poruszyła jego skamieniałe serce? Całkiem możliwe... Niestety choć chciałby, żeby było inaczej, swojej decyzji zmienić już nie mógł. Wydawała się rozsądna, rozsądniejsza niż cokolwiek innego, zważając na to, że nie umiał nad sobą panować. Największym problemem była jego obawa o jej zdrowie i życie, bo co jeśli kiedyś się nie powstrzyma? Nie mógł tego wykluczyć. Ona była zbyt ważna, zbyt mocno ją kochał, żeby skazać ją na taki los. Chciał jej to wszystko jakoś wytłumaczyć, żeby zrozumiała i kiedyś w przyszłości mu może nawet za to podziękuje? On był przekonany, że właśnie tak będzie, bo przecież... czy to nie jest tak zawsze? Nie raz, nie dwa ranił w życiu kobiety i one później układały sobie życie. Gabrielle nie była pierwszą osobą w jego życiu, która wyznała mu miłość i z perspektywy czasu widział, że niektóre z tych kobiet mogły go faktycznie kochać. Więc i z nią będzie tak samo, musi być. Po prostu ruszy przed siebie, a za kilka, kilkanaście lat Angelo Denaro będzie tylko miłym wspomnieniem młodzieńczej ciekawej przygody. Historią, którą wyznaje się wnukom przed samą śmiercią i dzieciom, które całe życie żyły w niewiedzy, że ich własna matka miała niegdyś romans z księciem Sycylijskiej Mafii.
Tym się dla niej stanie. Miłym wspomnieniem.
Szkło w stopach zupełnie mu nie przeszkadzało, później się tym zajmie. W tym momencie jego głowa zajęta była czymś zupełnie innym, dużo ważniejszym na tę chwilę. Naprawdę chciał zakończyć to tak jak trzeba, bez niepotrzebnych dopowiedzeń, które będą dręczyć i tak udręczony umysł nastolatki. Jemu też będzie na pewno lżej, choć w pewien sposób może wolałby żeby go znienawidziła? Mimo wszystko postanowił z nią porozmawiać. Choć strach w jej oczach i zaskoczenie, gdy wspomniał o sukience, mocno to utrudniały. Nie chciał nawet, żeby było łatwiej, chciał zebrać żniwa, które zasiał, nawet jeśli będzie musiał wyrywać je gołymi rękoma boleśnie. Umiał karać innych i umiał karać siebie. Zrobił, co zrobił, teraz wziął to na swoje barki i spojrzał ofierze w oczy. Jako oprawca nigdy nie żałował swoich grzechów, jego umysł nie trudził się empatią. Może dlatego, że nikt nie był nią? A teraz tej empatii było w nim aż nazbyt, wylewała się z każdej strony i kazała złagodzić cierpienie tej drobnej nastolatki. Wyjaśnić jej wszystko, cały swój punkt widzenia i powód zerwania. By było jej łatwiej, by mogła go zrozumieć, ten ostatni raz. To nie było łatwe, bo nigdy tego przed nikim nie robił, ale drobna dłoń ukochanej, tak ciepło spoczywająca na jego łapsku dodała mu trochę wsparcia, którego potrzebował. A jednocześnie ten dotyk bolał, bo pomimo tych wszystkich rzeczy, o których mówił, które je zrobił, ona wciąż chciała być blisko niego. Syndrom Sztokholmski.
- Nieważne Gabrielle. Jestem facetem i powinienem był dbać o ciebie w pierwszej kolejności, a nie o siebie i swoje urojenia. - Uciął krótko, bo fakty były takie, a nie inne. On powinien być silny, trzymać rodzinę, którą chcieli tworzyć, być jej kręgosłupem, mocnym, którego nic nie będzie w stanie złamać. Cierpiał, ale nie usprawiedliwiało to tego, jak się zachował, jak zostawił ją w tym szpitalu, samą, ze wszystkim, obwinioną bezpodstawnie i cierpiącą. Powinien był myśleć, a nie myślał, pozwalając furii na ponowne przejęcie kontroli nad jego myśleniem. Skąd miała pewność, że w przyszłości znów nie zawiedzie? On jej nie miał, a wręcz przekonany był, że jeszcze nie raz i nie dwa doprowadziłby do takiej, czy gorszej sytuacji. Był co prawda tylko człowiekiem i każdy miał prawo czasami postąpić źle, ale jemu zdarzało się to przy niej częściej niż innym. Tak nie mogło po prostu być. Umiał przyznać się do błędu i wziąć za niego odpowiedzialność. I właśnie to robił.
Ona wracała do złych wspomnień tylko czasami, a on nimi żył. Nie mógł pozbyć się sprzed oczu twarzy Gabrielle, cierpiącej za każdym jednym razem, gdy on przestawał nad sobą panować. Nie robił jej krzywdy, bo chciał, bo sprawiało mu przyjemność patrzenie na jej łzy. Roił to, bo nad tym nie panował, a ciężko nosiło się w sobie ten żal do siebie samego. Mogła tego nie zrozumieć, bo Gabrielle była uosobieniem dobra i choć czasem też robiła coś niechcący, coś, co go denerwowało, było to coś zupełnie innego. Ona go przy tym nie krzywdziła, a on to robił, nie raz i nie dwa.
Obserwował jak wystrzela w powietrze niczym pocisk. Westchnął, obserwując z dołu jej naburmuszoną minę. Wiedział, że nie przyjmie tego lekko, że może się zdenerwować, był na to przygotowany. Mimo wszystko uważał, że dobrze zrobił, mówiąc jej to wszystko. Zasługiwała na szczerość. Zaś jej słowa były jak takie małe noże, wsuwane w jego mięsień sercowy raz za razem. Dlaczego to tak bolało? Dlatego, że była na tym świecie osoba, która tak go kochała, a on nie mógł z nią być? Czy dlatego, że sam do tego doprowadził? A może po prostu fakt, że ona się tak upiera i o niego walczy, był dla niego w jakiś sposób miły? Na pewno. Miło łechtało jego ego takie wyznanie, zawsze lubił to słyszeć. Jednak z jej ust... brzmiało to zupełnie inaczej. Może wolałby jednak żeby go znienawidziła?
- Lecisz do Londynu? - Zmarszczył brwi, jakby właśnie dotarła do niego ta informacja. Jakby tylko do usłyszał. Może to i lepiej... - Dlatego szukałaś paszportu... - Rzucił już bardziej do siebie niż do niej. To się działo, naprawdę. Rozstawali się, a ona wyjeżdżała. Już nic tego nie cofnie, nie będzie jak za każdym razem, kiedy się posprzeczali. Uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu radości, nie dla niego samego, choć powinien przecież cieszyć się z takiego obrotu sprawy.
- Widzisz jak wszystko już się zaczyna układać. Nowy początek mała, dla ciebie i dla mnie. - Podsumował krótko, specjalnie przemilczając kwestie jej buntu. Oczywiście, że jeszcze kogoś pokocha i oczywiście, że będzie szczęśliwa. Był tego w 100% pewien, ale nie zamierzał się z nią teraz o to kłócić. Musiała to przeżyć po swojemu, musiał minąć czas, który zagoi jej rany. On zaś cieszył się na te nowe wieści, a jednocześnie dotarło do niego, że to już naprawdę koniec. Wyjedzie, a on nie będzie wpadał na nią na ulicach miasta. Musiał obiecać sobie, że nie będzie angażował swoich ludzi z Londynu do cichej obserwacji,choć przeszła go już taka myśl. Nie mógł. Choć bardzo chciał...
Jej rezygnacja i poddanie się powinny być dla niego ulgą, ale to uderzyło. Zmarszczył brwi z tego żalu, obserwując jak po jej policzkach cieknął łzy. Wstał, podchodząc do niej niespiesznie i nim wypowiedziała swoja prośbę, chwycił ostrożnie jej poliki i starł z nich kciukami delikatnie mokre ślady. Nie taką chciał ją zapamiętać, nie po to to wszystko się działo. Wiedział, że wyleje jeszcze kilka razy łzy i był z niej dumny, że tak twardo trzymała się podczas tej całej rozmowy, ulegając emocjom dopiero na ich końcu. Uśmiechnął się raz jeszcze i pociągnął twarz nastolatki w górę, by złączyć ich spojrzenia. Oparł czoło o jej czoło, rozkoszując się słodkim zapachem i ciepłem jej bliskości To nie było fizyczne ciepło, to było coś, co czuł całym sobą, coś, co przekazywała mu w jakiś niewytłumaczalny sposób swoją obecnością.
- Nie musisz mnie o to prosić. - Szepnął, złączając ich usta w pocałunku, którego obydwoje teraz pragnęli. Z początku delikatny, pełen jego uczuć do tej drobnej istoty, ale z czasem robił się coraz głębszy i zachłanny, jakby faktycznie świat miał się jutro skończyć. Łapał powietrze, wciskając jej ciało w swoje silnie, chroniąc ją przed całym złem tego świata. Właśnie to chciał zrobić, ochronić ją przed wszystkim, nawet przed sobą. Smakowa jej ust pragnąc zatrzymać ten smak na swoich już na zawsze. Lubił jej bliskość , jej miękkie wargi, była jego prywatną oazą spokoju. Trzymając ją w ramionach wszystkie jego zmartwienia i nerwy odchodziły,działała kojąco i uspokajająco. Na chwilę nawet zapomniał, o czym przed chwila rozmawiali, jakby już mieli pozostać w swoich ramionach na zawsze. Niestety, nie mogli, a wraz z końcem pocałunku będą musieli rozejść się w swoją stronę. Może dlatego trwał n tak długo? Jakby Angelo zastanawiał się nad słusznością swojej decyzji? Choć w cale tak nie było, on po prostu nie chciał, by ten koniec nastąpił. Niestety kiedyś musiał. Odsunął się w końcu powoli, rozchylając powieki i spojrzał ostatni raz Kwiatuszkowi w piękny błękit jej oczu. Jego czerń nie była już tak głęboka, mieniła się ciepłym brązem. Martwił się o nią, chciał, by znalazła w świecie szczęście, którego dla niej pragnął. Zawsze będę cię kochał mój mały Kwiatuszku, pomyślał, uśmiechając się smutno, a jego oczy zrobiły się jak ze szkła.
- Bądź szczęśliwa. Zrób to dla mnie mała. - Zadarł jej nosa jak to miał zawsze w zwyczaju, gdy ją o coś prosił. Złożył jeszcze pocałunek na jej czole nim poczuł pojawiający się między nimi chłód. Pustka po jej ciele była dziwna... inna niż zazwyczaj.
- Chodź przeprowadzę cię. - Ruszył przodem, chwytając ją za rękę i ciągnął ją taką za sobą przez ten rozjebany dom, popadając w tym momencie w wątpliwości. Pojawiły się, cholernie mocno i dotkliwie. Właśnie w tym momencie, gdy doprowadzał ja do frontowych drzwi. Zatrzymaj ją kurwa... Będziesz tego żałował. Mówił jeden głos. Wiem. Odparł sam sobie, puszczając dłoń nastolatki przed głównymi drzwiami.Odsunął się i oparł o ścianę, nie grodząc jej drogi wyjścia, choć tak bardzo chciał.
- Uważaj na siebie. - Rzucił jeszcze, wsuwając dłonie do kieszeni. Wyglądał na dość spokojnego, ale w środku aż kipiało, wrzało, gotowało się. Pewnie jak dziewczyna wyjdzie, on znowu wpadnie w szał i dokończy demolkę... Miała rację. Remont się przyda, na nowy start.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nigdy nie zostanie dla niej tylko wspomnieniem, zawsze będzie w jej życiu. Nieustannie będzie zastanawiać się co u niego słychać, czy jest zdrowy, czy jest bezpieczny, czy żyje, czy spełnił swoje marzenia. Już zawsze będzie nosiła w sobie cząstkę jego duszy, tak jak on będzie nosić jej. Czas leczy rany, ludzie uczą się żyć z towarzyszącym im bólem, który nigdy nie przemija, a staje się codziennością, czymś, co jeśli kiedykolwiek zniknie, będzie bardzo dziwnie funkcjonować. W każdej pizzy, w każdym makaronie, w każdym kieliszku wina, w każdej kulce lodów, nawet w każdym napotkanym na jej drodze jednorożcu będzie widzieć jego twarz, jego uśmiech, jego błyszczące szczęściem oczy. Cały otaczający ją świat będzie przywodzić wspomnienia, których nikt jej nie odbierze, bo są tylko jej, tylko ich i to już na zawsze będzie ich łączyć nierozerwalnie.
Teraz wiedziała już wszystko, zdała sobie sprawę, że nie można niczego brać za pewnik, tak jak robiła to w ich przypadku. Ona była święcie przekonana, że będą razem do późnej starości, wychowają gromadkę dzieci, zwiedzą świat i pokonają wszystkie przeciwności losu, jakie ten przed nimi postawi. Myliła się, jej marzenia rozprysnęły się jak mydlana bańka, podobnie jak jego, kiedy ich synkowie przestali się rozwijać w jej wnętrzu, ten ból, ta strata była za duża, to był gwóźdź do trumny ich burzliwego związku i każde z nich zdało sobie sprawę z czegoś innego. Dla obojga był to przyspieszony kurs dojrzewania, nie tylko pod względem emocjonalnym, ale i w sposobie myślenia.
Poniekąd była Angelo wdzięczna, że podszedł do tematu w ten sposób, że zebrał się na odwagę i wyrzucił z siebie te wszystkie myśli, wypowiedział słowa kołaczące się w głowie na głos i zrobił to tak spokojnie i rzeczowo, mimo iż wiedziała, że on w środku dosłownie się gotuje, że pokrywka tego garnka uderza o jego ścianki wydając nieznośny dźwięk a granica wybuchu jest bardzo cienka, tylko tym razem nie byłby to wybuch agresji czy złości tylko żalu, którego nic ani nikt nie mógłby pohamować. Widziała jak mu ciężko, zdała sobie sprawę, że nie przestał jej kochać, że zostawia ją dlatego, żeby jej było lepiej, żeby była bezpieczna, chronił ją przed samym sobą, co sprawiało jej jeszcze większy ból niż przy zwykłym rozstaniu kiedy w grę wchodzi żal do drugiej osoby, złość, czasem nienawiść, bo ta granica między miłością a nią jest bardzo cienka.
Bardzo sprawnie urwał temat tego co stało się w szpitalu, obarczył całą winą samego siebie, a prawda była taka, że żadne z nich nie było winne, albo jeśli już to winne w takim samym stopniu. Poczuła, że nie powinna dalej drążyć, choć bardzo chciała zapewnić go, że nic się nie stało, choć stało się bardzo wiele. Przecież ona tak dobrze rozumiała co wtedy czuł, jaki był zagubiony i przerażony, bo czuła się dokładnie tak samo.
Z całego jej wywodu on uczepił się informacji o wylocie do Londynu, a nie fakcie, że nigdy już nikogo nie będzie kochać, że ten rozdział jej życia został bezpowrotnie zamknięty i zostanie starą panną z dziesięcioma kotami i wszystko będzie śmierdziało lawendowym żwirkiem i naftaliną. Gabi jak coś powie i się uprze to dotrzyma słowa i nie ważne czy ktoś będzie stawać na rzęsach, robić akrobacje na kutasie czy strzelać jak z procy z włosów w tyłku to nikogo już kochać nie będzie, nie założy rodziny, nie będzie mieć męża, dzieci, nikogo. Umrze sama, stara i nieszczęśliwa i zeżrą ją jej własne koty. Tak to widziała oczami wyobraźni. Zacisnęła pięści wbijając paznokcie w swoje dłonie, żeby otrzeźwić się tym fizycznym bólem, który przynosił ukojenie temu emocjonalnemu, zaczęła czerpać z niego przyjemność.
- Nic się nie układa, nie chcę nowego początku, nie chcę tam lecieć, nie chcę studiować, nie chcę tam mieszkać. Londyn jest zimny, szary, ponury, obcy.- starała się brzmieć spokojnie, choć w środku cała dygotała i była wściekła na ojca, że zafundował jej takie atrakcje, nie dając dziewczynie praktycznie żadnego pola manewru. Niby jest pełnoletnia, niby może decydować za siebie, ale wciąż matka z ojcem traktują ją tak, jakby była ich własnością, z którą mogą robić co tylko zechcą, przerzucać ją między swoimi domami, a teraz nawet krajami. Zachowanie Gabi na gali odbiło się niemałym echem w towarzystwie ojca i najłatwiej mu było się jej pozbyć, wysyłając na drugi koniec świata, żeby wszystko mogło ucichnąć. Nie tego oczekiwała od rodzica, ona byłaby zdecydowanie innym typem matki dla swoich dzieci, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo zwykle kończy się tak, że jesteśmy lustrzanymi odbiciami swoich rodziców i popełniamy te same błędy co i oni. Cóż, ten problem ma już z głowy, bo jedyną matką, jaką będzie to matką kotów, o ile pozbędzie się na nie uczulenia.
Zadrżała, po plecach przeszły jej dreszcze kiedy poczuła jego ciepłe dłonie na swoich policzkach i to, z jaką czułością i miłością ściera z nich płynące łzy. Dlaczego dopiero teraz popłynęły? Musiało się ich trochę nazbierać, bo przez ostatnie dni za dużo ich wylała i magazyn łez był pusty, a teraz czuła się tak jakby ktoś podłożył jej pod nos cebulę. Serce w jej piersi łopotało jak ptak na uwięzi, bo zamknęła je w złotej klatce a klucz wyrzuciła prosto do oceanu.
Powietrze pachniało oceaniczną bryzą, wiatr niósł ze sobą jeszcze jakieś inne nuty, słodko-gorzkie, bardzo mocno niezidentyfikowane, prawdopodobnie był to zapach ich żalu, ale i pewnego rodzaju zrozumienia, pogodzenia się w sytuacją, choć Gabi gdy tylko zrezygnowała z walki o niego z miejsca tego pożałowała, bo tyle razy mu powtarzała, że o osoby, które się kocha, walczy się nieustannie, nie ważne jak jest to trudne, tylko ta walka nie miała sensu, jeśli wszystko było skazane na porażkę. Decyzja Angelo wydawała się być ostateczna, nie. Nie wydawała się, taka właśnie była.
Zadarła głowę lekko do góry akurat w momencie kiedy oparł czoło na jej czole i chwilę patrzyli sobie w oczy, mając w swoich spojrzeniach wszystko, czego w sobie szukali, one mówiły wszystko, tu nie było potrzeba żadnych więcej słów. Dwoje ludzi mówiących sobie bezgłośnie "kocham cię nad życie", ale rozumiejących, że to się nie uda, że będą dla siebie tylko pasmem niepowodzeń i niewyobrażalnym ciężarem. Czy to właśnie oznacza bycie dojrzałym? Umiejętność rozejścia się bez złości, bez żalu, bez wiszącej w powietrzu nienawiści? Przecież dorośli i rozsądni ludzie potrafią powiedzieć stop w stosownym momencie, pogodzić się z porażką i w miarę możliwości ruszyć dalej ze swoim życiem, pamiętając tylko to, co było między nimi dobre, wynosząc z tej relacji cenne lekcje, z których efektów będą korzystać później.
Nie mogła się powstrzymać, choć bardzo chciała patrzeć na niego, kiedy będą się całować po raz ostatni, by zapamiętać ten moment i nosić go w sercu do końca swoich dni, ale zamknęła powieki, opadły miękko zasłaniając błękit jej oczu. Ostatni raz chciała poczuć jak topi się pod wpływem jego dotyku, jak miękną kolana, jak ciało staje się plastyczne, jak serduszko łomocze z uciechy, jak po ciele krążą przyjemne dreszcze. W tym ich pocałunku było tyle delikatności i miłości, żalu i tęsknoty w jednym, a później przerodził się on w namiętny taniec języków, przygryzania warg, błądzenia dłońmi po swoich ciałach, jakby chcieli nauczyć się ich na pamięć, choć już je znali doskonale. Nie chciała, by to się kończyło, chciała, żeby trwało już zawsze, żeby ktoś ich powstrzymał, kazał się opamiętać, powiedział, że dadzą sobie radę i nie mają robić głupot, ale byli tu sami. Usta obojga lekko spuchły od tych pocałunków, trwało to długo, byli przy sobie tak bardzo blisko, czując swoje ciepło, zapach, łomotanie serc w klatce piersiowej, których rytmy idealnie się ze sobą zgrały, uderzenie w uderzenie, w tej samej sekundzie.
Nie chciała otwierać oczu, choć z drugiej strony może gdy to zrobi, to wszystko okaże się tylko koszmarem, z którego właśnie budzi ją pocałunek ukochanego? Otworzyła oczy, ale sceneria się nie zmieniła, stali tu, patrzyli sobie w oczy w ciszy przez dłuższą chwilę, jakby jednak jeszcze walczyli ze sobą po cichu, żeby zmienić te straszne decyzje.
Nigdy nie przestanę cię kochać... A jeśli jakimś cudem kiedyś to uczucie zgaśnie, to będzie znaczyło, że umarłam, bo tylko śmierć jest w stanie mnie powstrzymać przed czuciem do ciebie miłości.
Uniosła dłoń ku jego twarzy i pogładziła go po policzku, starała się wykrzesać z siebie uśmiech i nawet jej się to udało. Wolała, żeby zapamiętał ją właśnie taką — uśmiechniętą, z ciepłymi ognikami w oczach, a nie zapłakaną i zasmarkaną.
Nie odpowiedziała mu na kolejne słowa, nie była w stanie tego zrobić, bo wiedziała, że bez niego szczęśliwe nie będzie, że jej życie będzie puste, mechaniczne od 1 do ostatniego dnia miesiąca, monotonne, powtarzalne. Zostanie pewnie jakimś korposzczurem wciągnięty w kołowrotek zarabiania pieniędzy, tylko po to, żeby jakoś przeżyć, zająć czymś głowę. Nie chciała iść, ale to był dobry moment, żeby to zrobić, w drodze do drzwi zahaczyli jeszcze o kuchnię, żeby mogła wyjąć z lodówki paszport, który spoczywał w słoiku z całą górą różnych paragonów. Gabi ściskała go w jednej ręce dość kurczowo, ale miała ochotę go cisnąć na podłogę i przypadkiem go tu zostawić, żeby mieć powód do powrotu.
- Jesteś pewny, że mogę cię zostawić samego? Nie zrobisz nic głupiego?- zapytała z lekkim przestrachem kiedy stała już z nim przy drzwiach, w lekkiej odległości, bojąc się, że nie wytrzyma i wpadnie mu w ramiona i będzie go jednak błagać, żeby jej nie zostawiał, ale nie... Nigdy już tego nie zrobi, nigdy nie padnie na kolana przed nikim i nigdy nie będzie prosić o to, by móc zostać w czyimś życiu. Zrobiła to raz, jeden jedyny, ale teraz zyskała jakąś taką... chyba można to śmiało nazwać godnością, a może było to zwyczajne zamknięcie się na uczucia, których już nigdy nie chciała doświadczyć. Miała cichą nadzieję, że ją zatrzyma, że ten pocałunek zmienił wszystko, ale nie zmienił niczego.
Zatrzymaj mnie... nie pozwól wyjść... nie pozwól...- pomyślała rzucając mu już z tego miejsca tęskne spojrzenie. Mimo wszystko takie rozstanie było dużo lepsze od takiego w złości i z pretensjami, ale bolało tak samo mocno. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się plecami do Angelo żeby nacisnąć na klamkę i popchnąć drzwi. Zatrzymała się na sekundę lub dwie, jakby wahając się nad tym czy wyjść. Odwróciła głowę przez ramię, żeby spojrzeć na niego jeszcze ostatni raz, jakby wysyłając niemą prośbę o to by jej nie wypuszczał, ale to był moment, mgnienie oka.
- Ty na siebie też...- powiedziała bardzo cicho. Te kilka kroków, które musiała zrobić, by przejść przez drzwi były najtrudniejszymi w jej życiu, a przecież umiała chodzić od jakichś 17 lat. Jeden, dwa, trzy, cztery i już była za drzwiami, które zamknęły się za nią z cichym szczęknięciem zamka, a ona stała tam przez chwilę, odwrócona plecami w stronę domu, próbując się ogarnąć, zebrać w sobie, ale nogi były jak z ołowiu. Dopiero teraz znów po jej policzkach pociekły łzy i ruszyła z miejsca powoli, znikajac gdzieś za zakrętem. Nie wezwała taksówki, przeszła całe miasto na piechotę, snując się po nim jak cień. Mijała różne miejsca w których bywali, uśmiechała się do wspomnień, nawet zabłądziła nad ocean i na plażę, a w wodzie w oddali mignęły jej wesoło skaczące delfiny... I tak o to zakończyła się piękna miłosna historia Angelo Denaro i Gabrielle Glass - ludzi, którzy nigdy nie powinni stanąć na swojej drodze, a ich nitki tak czy siak się przecięły, splątując się mocno ze sobą.

Koniec

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ