pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Jej serce było ogromne skoro przygarnęła nieznajomego faceta prosto z ulicy, tak po prostu, bez głębszej analizy i zastanowienia. Jordan w tamtym momencie wyglądał jak kupka nieszczęścia, niczym szczeniak zostawiony na pastwę losu. Z racji swojej beznadziejnej sytuacji jego myśli poważnie krążyły wokół potencjalnego spania na przystanku autobusowym albo ławce w parku. Klimat Australii w końcu pozwalał na taką noc pod gwiazdą choćby przez wzgląd na panujące tutaj temperatury. Uratowała go jednak przed tym Sierra i w teorii był jej bardzo wdzięczny za to zaufanie i pomocną dłoń. W praktyce jednak nie okazywał tego jak należy, nadszarpnął dosyć mocno jej gościnne i z paru dni zrobił się tydzień, potem miesiąc czy nawet więcej niż dwa. Musiała to widzieć na oczy, to jak za mocno pozwoliła mu się zadomowić w swoim mieszkaniu. Czy miała jeszcze na tyle cierpliwości? W końcu przez te pierwsze miesiące był okropnym człowiekiem do życia, śpiochem do południa i nocnym markiem, buszującym po barach i pijącym zdecydowanie za dużo..

Pewnie ktoś inny już dawno wystawiłby go za drzwi i odesłał z kopniakiem w tyłek, jednak Ona? Zdawać by się mogło, że daje mu kolejną i kolejną szansę, że tak samo jak on po prostu boi się samotności, pustego mieszkania i ciszy, roznoszącej się po pomieszczeniach. Nie przypuszczał sam siebie, że mógłby tak bardzo przyzwyczaić się do kobiety, którą ledwo znał, która wręcz nadal była mu obca. Co prawda poznał jej rutynę i życie, ale wciąż wiele brakowało aby można było nazwać tą relację przyjaźnią? Może to było zbyt dużo powiedziane, bo póki co wciąż byli niczym współlokatorzy, którzy często się mijają, ale chwilami potrafią zjeść razem posiłek, upić się winem i posiedzieć w ciszy na kanapie przed telewizorem.

Ta relacja zaczynała być z jednej strony dziwna, bo czy nie zachowywali się jak jakieś stare małżeństwo? Czy nie wkradła się tutaj rutyna? Czy Jordan nie traktował jej czasem nieco inaczej niż początku? W końcu pojawiała się dziwne teksty, czasami i gesty, czy ukradkowe spojrzenia. To jasne, że potrafili spojrzeć na siebie jak na obiekt westchnień, byli tylko ludźmi i czasami potrzeba bliskości wręcz wyskakiwała z człowieka tak naturalnie. Co prawda trzymali się jeszcze tej granicy, zważając na jakiś głębszy kontakt, który mógłby tylko popieprzyć całkiem tą sytuację. Ale czy to nie wisiało wręcz w powietrzu? Sierra była atrakcyjną kobietą, całkiem w typie jaki preferował Buchanana i nawet jeśli głośno tego nie powiedział to czasami miał ochotę na próbę czegoś więcej niż niewinny pocałunek. Nie oszukujmy się, aktualnie był chyba jedynym facetem w jej życiu, który ma aż taki dostęp do jej bielizny czy widoku jej w samych ręczniku..
Pomijając to, dzisiaj wrócił do mieszkania po kolejnym paśmie walk z wydawcami, którzy mieli potencjalnie wydać jego książkę albo zbiór wierszy. Na tą chwilę było to dalece odległe bo nikt nawet nie ruszył rękopisów, które dostarczył. Czuł się więc dalej jak śmieć, a jedyne szanse zarobku upatrywał póki co w tych małych, drobnych naprawach w jakich się specjalizował za opłatą.

Hej! Jesteś już? — zawołał, wchodząc do mieszkania. Miał zamiar coś im przygotować do zjedzenia, na co wskazywały drobne zakupy jakie miał w rękach. Chociaż tyle mógł zrobić w ramach rekompensaty dla kobiety, ale sam nie był jakimś specjalistą w tych sprawach. Gotowanie było ciężkie i oboje nie byli orłami w tej dziedzinie, ale gdy już łączyli siły, było bardziej prawdopodobne, że coś im się uda stworzyć.

Sierra Shirley
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
lorne bay — lorne bay
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.
Takin' a drive, I was an ideal Looked so alive, turns out,
it's not real. Just something you paid for - I don't know how to feel,
but someday I might....I wanna try
Jordan & Sierra
{outfit}

Odkąd straciła swoją miłość w najgorszy możliwy sposób, zanim dotarło do niej to wszystko co się wokół niej działo miała wrażenie jakby się dosłownie odcięła. Potworna świadomość bólu, samotności i strachu - nie pamiętała kiedy w końcu do niej dotarło, że już nigdy nie złapie go za rękę, nie spojrzy mu w oczy, nie uśmiechnie się, nie zje z nim śniadania. Tkwiła niemalże uwięziona w mrożącej nienawiści do samej siebie za zachowanie jakie nią w tamtym czasie targało: odrzucała wszelką pomocą, a najgorsze było to poczucie, że będzie tak już zawsze: nigdy nie zdoła w pełni zaakceptować jego odejścia. Gdy widziała jak układa się jej starszej siostrze, że nie tylko czuła jak wewnętrzna krew ją zalewa ale jednocześnie tak okropnie samotna, że nie raz miała ochotę po prostu umrzeć (wmawiała sobie, że wtedy na pewno go odzyska i będzie z nim) Nigdy nikomu nie zdradziła swoich prawdziwych emocji, wierząc, że nikt wokół nie dostrzega. Ale to zawsze do siostry ostatecznie przychodziła gdy już była kolejny raz na granicy wytrzymałości mimo, że nienawidziła siebie za to. Była zagubiona: z jednej strony potrzebowała pomocy a z drugiej nie chciała słyszeć o czymkolwiek podobnym. Jej świat po prostu się zawalił i długo nie próbowała nic z tym zrobić dopóki pewnego razu jej się nie przyśnił: ten jeden obraz w głowie, jego uśmiechnięta twarz pozwolił jej stanąć na nogi na tyle, żeby poczuć różnicę: aby mieć nadzieje, żeby było lepiej.

Przez następne miesiące nie było lepiej: może odrobinę: nie dostawała już tak okropnych napadów złości, co pozwoliło jej wrócić wreszcie do pracy. Zdecydowanie było jej to potrzebne, a w końcu zaczynała się nawet uśmiechać. Przestała się też ubierać na czarno: zrobiła sobie grzywkę. To były drobne rzeczy, ale w jej przypadku ważne, że jakiekolwiek zachodziły. Nie chciała ponownie wracać do szpitala i się leczyć; uważała, że jeszcze daje radę sobie sama. Nigdy nie pomyślałaby, że pewnego wieczoru, wracając po pracy znajdzie się w takiej sytuacji: jej auto było w warsztacie, więc od tamtej chwili korzystała albo to z podwózek kolegów z komisariatu, albo wracała zwyczajnie autobusem: oczywiście, że za pierwszym razem skrzywiła się na widok Jordana gdy już z oddali widziała, że ktoś leżał na przystanku. Wcale nie miała ochoty podchodzić, ale musiała: choć nie była taką typową policjantką, bo jedynie psycholożką to i tak uważała, że nie zwalniało jej to z udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Nie spodziewała się jednego: gdy udało jej się przekręcić nieznajomego mężczyznę tak, żeby był przodem do niej w jednej chwili uderzyło w nią nieprawdopodobne podobieństwo do jej zmarłego narzeczonego. Z jej ust wydostało się zszokowane przekleństwo i przez dobre kilka minut stała nad nim pochylona zastanawiając się czy już do końca nie oszalała, ale NAPRAWDĘ wyglądał jak Josh. Była kompletnie rozdarta, dała ponieść się emocjom na tyle, że zaczęła przy nim płakać jak ostatnia wariatka - co go z pewnością zbudziło: nie pamięta już tego momentu jakim cudem dostali się razem do jej mieszkania. Miała zachowane skrawki wyjaśnień, to jak próbowała mu wytłumaczyć, że nie musi je się obawiać (chyba) i jak w końcu sama siebie przekonała, żeby przespał przynajmniej jedną noc u niej w mieszkaniu. Ale został na dłużej.

Dopiero po tygodniu zadzwoniła do siostry, przyznając się jej do wszystko - Jordan na szczęście nie był świadkiem wielkiej awantury, którą jej urządziła zaraz po tym jak do niej przyjechała. Udało jej się uspokoić bliźniaczkę, zapewniając, że ma sytuację pod kontrolą, ale i tak wyszła wkurzona i obrażona. Mniej się do siebie odzywały, w esemesach próbowała do niej jakoś dotrzeć ale nie niestety nie ustępowała. Dopiero z czasem też przyznała się mężczyźnie do czego zaszło pod jego nieobecność i, że planuje ich sobie w końcu przedstawić, ale musi minąć trochę czasu, żeby tamta ochłonęła. A ona? Przyzwyczajała się co raz bardziej do jego obecności w swoim życiu: nie robiła mu wyrzutów kiedy mijał kolejny tydzień, w którym nic się nie zmieniało. Wciąż widziała w nim odbicie Josha, bojąc się mu do otwarcie do tego przyznać: jeśli by go wygoniła, miałaby poczucie, że już nigdy nie odzyska tej namiastki, co los właściwie trochę jej zesłał? Musiała się dodatkowo pilnować: łapała się na tym kiedy sama wtulała się w jego ramię kiedy potrzebowała bliskości, że ciągnie ją w stronę do której totalnie powinna się trzymać z daleka. Czy ona już mogła myśleć o kimkolwiek innym? Czuła sie jeszcze rozdarta, że być może było jeszcze za wcześnie, żeby być z kimś innym. To prawda, musiała się przyzwyczaić do obecności drugiej osoby w swoim mieszkaniu: ale przy nim poczuła się dość szybko swobodnie, nie wstydziła się chodzić z ręcznikiem okrywającym mokre ciało po wyjściu z kąpieli, czy nie rumieniła się ze wstydu kiedy rzucał jakimś bezwstydnym żarckiem, wręcz odbijała pałeczkę. Lubiła robić im kolację, kiedy przychodziła z pracy. Myślała co mu ugotować gdy on wróci z łowów: zaczynało jej to sprawiać frajde, a przede wszystkim powoli go poznawała. Rozmawiali dużo, co sprawiało jej ulgę, że mogła wygadać się ze swoich mrocznych myśli, które jak na psycholożkę powinna sobie z nimi świetnie radzić a mimo to, pomimo fachowej wiedzy jaką zdobywała na studiach po prostu legła w gruzach.

Dziś miała jeden z tych gorszych dni: trudna noc, która skończyła się kiwaniem na boki tuż nad ranem siedząc przy łóżku, szlochając w poduszkę- znów musiała przyjąć leki, które chciała parę dni temu wreszcie odstawić. To nie było zbyt mądre, uświadomiła sobie kolejny raz, że jeszcze nie była gotowa na ten etap. Jordan rano pomógł dojść do siebie i na szczęście nie wzięła kolejny raz dnia urlopu. Do tej pory starała się unikać takiego zachowania przy współlokatorze, mimo, że uprzedzała mężczyznę nie jeden raz, że może po prostu nie raz ją widzieć w takim stanie. Rano było jej wstyd kiedy zajrzał do jej pokoju i musiała mu wszystko wyśmiewają, zanim poszła do pracy. A w tej pracy z kolei cały czas myślała o tym co ON sobie teraz o niej myślał i..czy może jednak nie będzie miał ochoty dłużej z nią mieszkać? Dlatego zerwała się nieco wcześniej ze względu na małą ilość osób, które potrzebowały jej pomocy na komisariacie: przeprowadziła ze trzy rozmowy i na więcej się dziś nie zapowiadało. Sprawdzała przez cały dzień czy siostra coś pisała, ale jej telefon milczał: już wysłała jej tyle wiadomości, ale na żaden nie odpisywała, a jej telefonów nie odbierała. Będzie musiała się przemóc i do niej podjechać, ale jeszcze nie dziś.
jestem w kuchni - odkrzyknęła kiedy usłyszała, że wszedł do domu, oddychając z ulgą po raz drugi: za pierwszym razem gdy wracała z bijącym sercem czy zastanie jego ubrania czy może znów będzie mieszkała sama? Dlatego coś ją tknęło przy sprawdxaniu czy nie zabrał swoich rzeczy - wypadła z szafki jego duża bluzka i zamiast ją odłożyć na miejsce, zaczeła przeglądać się w lustrze i... tak jakoś jej się spodobała, zrzuciła z siebie wszystkie ciuchy, nie mogąc się zwyczajnie powstrzymać. Koszulka z wizerunkiem słynnego rapera była oczywiście za wielka i sięgała jej do połowy ud, ale zrobiło jej się na tyle wygodnie przy krzątaniu się w kuchni, że w pewnym momencie o niej kompletnie zapomniała. Przyszykowała wcześniej stolik, rozłożyła talerze, a obok jednego z nich zostawiła telefon włączonymi latynowskimi zremiksowanymi piosenkami, do których delikatnie bujała sobie bioderkami. Jordan nie raz mógł się zorientować, że nie lubiła ciszy w mieszkaniu i zazwyczaj zawsze coś grało: albo włączony telewizor albo po prostu radio. Był w tym jeden cel: musiała skupić na czymkolwiek myśli, byle nie zacząć rozmyślać po raz kolejny i tak też było tym razem. — Nie masz może nic przeciwko, że mam to na sobie? - zapytała nieco speszona kiedy zorientowała się, że już pierwszy raz widział ją w takim wydaniu: do tej pory nie podkradała jego ubrań, ale dziś nie mogła się zwyczajnie powtrzymać — spróbujesz? - podeszła do niego z drewnianą łyżką, a drugą dłonią osłaniając jej spód by pomidorowy sos nie kapnął na ubranie czy podłogę -Jest okej, czy bardziej go przyprawić? I dzięki za zakupy - cmoknęła go przy okazji w policzek na przywitanie, czekając aż cokolwiek powie.
Jordan Buchanan
+ wybacz, że takie dłygie, naprawdę nie chciałam :< <3

powitalny kokos
Inflacja
hugo langford
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
Nie wiedział do końca czy to jej serce dobre a może jakiś inny powód za tym ruchem stał. Może usłyszał o niej zdawkową opowieść o Joshu, ale musiała sprytnie schować przed nim jego zdjęcia, co by nie poznał tej historii w stu procentach. W końcu kto wie jakby się zachował i czuł, gdyby się okazało iż ona zwariowała z jego uderzającego wręcz podobieństwa do faceta, którego kochała i z którym pewnie planowała wspólne życie czy inne takie. Może to i lepiej, że Jordan był tego nieświadomy? Może wtedy uznałby ją za wariatkę, która potrzebuje konkretnej pomocy, co by nie zwariować. Ale w sumie czy to była jej wina? Tęskniła i pamiętała swoje życie przedtem, miała morze wspomnień i zdjęć skrytych gdzieś w albumie, to by ją wyjaśniło. Na pewno też nie usłyszał od niej konkretów na temat siostry, wiedział o takowej, o jej istnieniu, ale pewnie nie pomyślał, że to bliźniaczka ani nie usłyszał konkretnie z jej ust takiego stwierdzenia. Nie ma co ułatwiać im, tak myślę.
Tak czy inaczej Jordan jakoś przeżył te kilka dni w jej mieszkaniu, a potem przerodziło się to w ciągnące tygodnie, miesiące, aby ostatecznie zapadła dziwna cisza co do daty jego wyprowadzki. Zbyt miło mu się żyło w takim stanie, a i sama kobieta wydawała się nie mieć nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Co prawda do tej pory kiepski był z niego współlokator, gdy nie miał aż tyle aby dorzucić się do czynszu, ale oddawał to w innej postaci, chyba. Chociaż trzeba przyznać, że z początku strasznie się lenił i to już było totalne przegięcie z jego strony. Czy ta aparycja łagodziła wszystko? Czy Sierra była aż tak zaślepiona, aby się godzić na taki obrót spraw? Czy wystarczała jej tylko ta męska obecność w tym samym pomieszczeniu, pod tym samym dachem? W gruncie rzeczy pewnie granicy wciąż nie przekroczyli i chyba to ich jeszcze trzymało w jakiś ryzach.
To była w miarę porządna relacja, bez podtekstu i przede wszystkim krzyku, warto było nadmienić, że funkcjonowali trochę jak starzy kumple, ale chwilami też jak takie małżeństwo, które przeżyło ze sobą te ponad czterdzieści lat czy więcej. Łapali szybko co lubią, a czego - do kosza wrzucali wspólne pomysły i aktywności, a czasami łapali się na kanapie, oglądając denny serial. Użyczał jej swojego ramienia, czasami służył sugestią czy nawet opinią, czy to w kwestii ubioru czy makijażu. Nie wpychał się z butami w jej życie, licząc na to samo z jej strony. Wolał nie być tym, który okaże się zazdrosny o coś lub kogoś, ale czasami sam siebie łapał na tym, że zbyt długo lustruje ją wzrokiem, szczególnie gdy miała na sobie skąpą liczbę ciuchów. I tak jakoś dobrze do tej pory funkcjonowali, więc dlaczego Buchanan myślał o tym aby coś znaleźć? Może miał dość tego, że wisi jej na głowie i nie dokłada się do czynszu, czy ogólnie już zbyt długo ją męczy. To też nie tak, że chciał za wszelką cenę od niej uciec, to nie to. Bardziej bał się momentu w którym, tak po prostu skończy się to źle, wylądują w łóżko i zrobi się niezręcznie, a może wywinie się jakaś kłótnia i stracą nawet i przyjaźń?
- Ohoo, gotujesz? Serio? - zapytał, wąchając nosem niczym pies myśliwski za zwierzyną. W jej przypadku nie zawsze był to dobry pomysł bo wspominała coś chyba o tym, że nie jest w to najlepsza, ale skoro już się brała do roboty. Do tego ta cała muzyka i takie rytmy? Chyba miała dobry humor, albo to była dobra mina do złej gry. Bo przecież nie umiał nigdy jej rozszyfrować, tego kiedy jest smutna na serio, a kiedy udaje radość byle tylko zakryć ten dziwny stan, którego sam Buchanan nie umiał określić. Pomijając to, udał się z zakupami do kuchni, ciekawy tego co tam "majstruje". Zanim jednak jego wzrok przykuły garnki i kuchenka, pewnie nieco bardziej zwrócił jego uwagę jej ubiór i tekst. Czy miał coś przeciwko? Pytała o jej strój ogólny czy o fakt koszulki, nieco już starej i spranej, ale wciąż podkreślającej ten zróżnicowany gust muzyczny zza Oceanu. - Ja? Nie no, to staroć. W sam raz na leżenie tyłkiem na kanapie w sobotni wieczór. - przyznał, ale zlustrował ją wzrokiem po raz kolejny. Zdążył odłożyć jedynie zakupy, nim uderzyła go kolejną falą pytań, odnośnie zaś potrawy. Posmakował jej bez słów, kręcąc głową na znak, że chyba jest dobrze.
Do tego ten jej buziak na policzku, to już skołowało go kompletnie i zastanawiał się o co chodzi właściwie? Czy to święto facetów? A może ona odniosła w pracy jakiś sukces i stąd ta cała nieopisana euforia?
- Jest dobre, może ciut pieprzu, ale odrobinę. Tak tylko na krawędź łyżki. - odpowiedział ostatecznie, wymijając ją aby sobie nalać wody do szklanki, bo jakoś dziwnie zaschło mu w ustach. Gotowanie, bluzka, euforia, buziak i muzyka. Taka mieszanka wybuchowa była wielce niebezpieczna.
- Masz dobry humor czy mi się wydaje? - zapytał, opierając się o blat gdy już napił się kilku łyków wody. Nie żeby to było jakieś mega rzadkie zjawisko ale czasami wydawała mu się taka.. zblazowana? Nieobecna? Ciekawiło go zatem co albo kto sprawił, że tak radośnie tańczyła w kuchni gotując i do tego jeszcze miło się do niego zwracała, jakby wcale nie był kompletnym pasożytem w jej mieszkaniu. Skądże..

Sierra Shirley
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
ODPOWIEDZ