lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bogota, 2020

Darragh - wciąż student, choć już całkiem dobrze wprawiony i znający się na swoim fachu - nie był jeszcze członkiem rodziny. Wiedział już o kontaktach swojego ukochanego, wiedział, że Diego jest zamieszany w jakieś ciemne interesy. Dara często o to pytał, ale zwykle dostawał dość zdawkowe odpowiedzi - nawet w momentach, gdy Ortiz wracał do domu pobity albo pod wpływem silnych emocji, których nie chciał wyjaśniać. Sullivan jednak wiedział swoje i od czasu do czasu mówił mu, ze chciałby być w tym wszystkim z nim. Diego jednak uparcie odmawiał, więc Dara próbował sobie to wszystko tłumaczyć, wmawiać, że mu to nie przeszkadza, że jest w stanie zaakceptować ten stan rzeczy - to że Diego ciągle był gdzieś z Gabrielem czy Tiago, że włóczył się z nimi, że miał jakieś niebezpieczne kontakty i nigdy nie było wiadomo, czy dziś wróci do domu, czy może zostanie aresztowany. Albo zamordowany. Sullivan próbował być przy nim, kiedy to tylko było możliwe, dlatego kręcił się wokół, gdy było mu wolno: kiedy byli w jakimś klubie czy w innym podobnym miejscu.
Dziś bawili się wszyscy w klubie należącym do Delgado (który był przy okazji również burdelem, ale o tym nie wszyscy wiedzieli). Dla zwykłych gości były stoliki, loże, VIP-roomy... Dara siedział właśnie w jednej z tych drugich, rozparty na kanapie, obserwując ze średnim zainteresowaniem to, co działo się na scenie. Doceniał kobiecą urodę, czasem nawet któraś z dziewczyn zrobiła na nim większe wrażenie, ale ograniczało się to do wrażeń estetycznych: nie leciał na nie, wbrew temu, co twierdził i co usilnie wszystkim wmawiał. Kobiety nie pociągały go seksualnie... chociaż tak naprawdę nikt go nie pociągał w ten sposób, poza Diegiem. Nieraz sam zastanawiał się nad tym, czy to normalne, czy nie jest jakieś dziwne, głupie, złe... Nie rozumiał, o co z tym chodzi, ale mówił sobie, że to po prostu miłość. To zresztą była prawda - ale też w dużym stopniu aseksualność, o czym już nie wiedział i nawet nie przyszło mu to do głowy. Nieraz zastanawiał się, czy jest gejem i doszedł wreszcie do wniosku, że tak - ale żaden iny mężczyzna też na niego nie działał. Nie mógłby pójść do łóżka z kim innym, niż Ortiz. Z nim też zresztą nie zawsze - dlatego sądził, że coś z nim nie tak.
W tym momencie jednak starał się nad tym nie zastanawiać - podziwiał występ i próbował sprawiać wrażenie, że chętnie by zaraz wyobracał każdą z tancerek, które widział na scenie. Kiedy jednak został w loży, bo akurat chłopaki gdzieś sobie poszli, Dara po prostu gapił się na dziewczyny beznamiętnie. Wreszcie jednak znudził się tym i zerknął na siedzącą obok dziewczynę, która wcześniej się tu przysiadła zaproszona przez jednego z jego kolegów, który akurat gdzieś zniknął. Sullivan wyciągnął działkę z kieszeni i kartą kredytową zaczął rozdzielać kreski na szklanym blacie.
- Chcesz trochę? - zapytał po angielsku (z wcześniejszej rozmowy wiedział, że Amalia jest z Australii) z mocnym irlandzkim akcentem, przesuwając jedną z kresek bardziej w jej stronę. Te działki nie były duże, ale Dara wiedział, co robi. Tym niemniej na szkle zostało tego proszku jeszcze sporo: nie cały został podzielony do wciągnięcia.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Kolumbijskie życie niosło za sobą szaleństwo wieczorów. Orchid, z którą dopiero co nawiązywała relacje, zgadała się na jej nocne eskapady. Wiedziała, że wychodziła imprezować, że piła i ćpała, że się nie ograniczała i, że nie jeden raz lądowała z kimś obcym w łóżku. Jej relacja z Orchid była na tyle w fazie powijaków, że obie siebie nawzajem nie ograniczały. To właśnie Castellar pokazała jej przyjemność zażywania kokainy, gdy podczas ich pierwszego spotkania na plantacji koki cicho zasugerowała by Amalia wzięła liść z jej wiklinowego kosza i go przeżuła. Monroe od lat robiła tylko to co miało jej przynieś przyjemność, a właśnie tego spodziewała się po liściach znajdujących się w koszu. Nie trzeba było jej długo namawiać.
Od dłuższego czasu pozwalała sobie na więcej imprez niż normalnie. Kolumbia tętniła życiem i chciała z niego czerpać w każdym tego słowa znaczeniu. A przynajmniej do momentu, gdy całkowicie się zaoferuje Orchid. Póki ich relacja miała bardziej casualowe znamiona to miała zamiar korzystać z dobrodziejstwa Bogoty.
Nie pamiętała już dlaczego postawiła akurat na ten klub i w jaki sposób znalazła się w VIP-owskiej części sali. Wypiła już na tyle dużo, że obraz w jej oczach był podwójny, nie przywiązywała zbyt dużej wagi do tego z kim i gdzie siedzi. Nie pamiętała kim dokładnie była osoba obok niej, a z pełną stanowczością nie pamiętała jego imienia. Wydawał się niezbyt zainteresowany tancerkami, a także i samą Amalią. Czuła, że akurat z nim nie ugra spędzenia wspólnie nocy, więc sama też nie angażowała się nadto w ich rozmowę. Jednak słowa, które padły z ust Dary, bo jego imię pojawiło się w przebłyskach jej wspomnień, sprawiły, że jej zainteresowanie momentalnie wzrosło.
-Pytasz dzika czy sra w lesie?-odpowiedziała po angielsku bo nie znała tego jakże elokwentnego powiedzenia po hiszpańsku. Przysunęła się do Dary aż nadto blisko czekając na swoją kolej. Nie wiedziała jaki to towar, poza tym, że była to kokaina, ale nie potrzebowała wiedzieć. Zakładała, że miała na tyle mocną głowę, że sobie z tym poradzi. Do tej pory zawsze sobie radziła, więc czemu tym razem miało być inaczej?

Darragh O'sullivan
amalia
lachmaniara
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Parsknął śmiechem słysząc jej odpowiedź - właściwie, to podobnej się spodziewał. Nie miał pojęcia, że dziewczyna jest już dość mocno wciągnięta w narkotyki - on je brał tylko okazjonalnie, na imprezach. Stan zdrowia nie pozwalał mu na to, żeby robić to częściej, bo wykończyłby się szybciej. Właściwie jako lekarz wiedział, że i tak nie powinien brać żadnych używek, ale wychodził jednocześnie z założenia, że - do cholery - chciał żyć, a nie tylko egzystować. Chciał z tego życia czerpać tyle, ile był w stanie, chciał spróbować wszystkiego, co tylko mógł, więc ćpał, pił, imprezował, jeździł na motocyklu i starał się żyć normalnie. Na wszelki wypadek jednak nosił ze sobą strzykawkę z adrenaliną - gdyby jednak jego organizm odmówił mu posłuszeństwa i trzeba było go wracać do tego świata natychmiast.
Wciągnął działkę przez krótką szklaną rurkę, którą również nosił ze sobą na takie okazje. Wyprostował się z zamkniętymi oczami i potarł nozdrza palcami czekając, aż przestanie go kręcić w nosie. Gdy tak się stało, podał rurkę dziewczynie i odsunął się trochę, żeby było jej wygodniej. Zapalił później papierosa i rozparł się na kanapie przyglądając się Amalii.
- Skąd jesteś w ogóle? Bo raczej nie stąd - zagadał. Głupia gadka, wiedział o tym, ale on nie bardzo potrafił nawiązywać nowe relacje. Nie wiedział, jak się do tego zabrać. W tym miejscu trochę otuchy dodawał mu fakt, że czuł się tu jak u siebie: to był klub przyjaciół Diego i on bywa tu dość często razem ze swoim chłopakiem. Oczywiście jako przyjaciel, bo każdy z nich bał się pokazywać, że łączy ich coś więcej - nie zerkali na siebie zbyt często w towarzystwie, traktowali się tak samo, jak wszystkich innych.
Zastanawiał się, czy Amalia wie, z kim siedzi w loży i kto właśnie zniknął stąd na chwilę. Czy wiedziała, że właśnie gada z kimś, kogo śmiało można nazwać mafią...? Wiedziała, że są handlarzami żywym towarem? Raczej nie - ostatecznie Darragh nie widział jej tu wcześniej, więc pewnie była przypadkowo przyplątaną osobą... która może już więcej nie pojawić się w swoim świecie. Ale może nie - może po prostu chłopaki się z nią zabawią i dadzą jej spokój.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Kokaina póki co stanowiła jedynie odskocznię o rzeczywistości, szybką drogę do dobrej zabawy, która miała w najbliższym czasie zamienić się w jej przykrą codzienność. Jeszcze znała granice, jeszcze wiedziała, kiedy powiedzieć dość, kiedy musi być trzeźwa, nie przekładała kokainy ponad wszystko inne. Póki co była jedynie dodatkiem do jej życia, a nie jego meritum, którym miała stać się przecież tak całkiem niedługo.
Wzięła w dłoń szklaną rurkę, którą podał jej mężczyzna, niby przypadkowo przejeżdżając palcami po jego ręce. Nachyliła się do blatu stołu, przytknęła jedną z dziurek nosa, a w drugą wsunęła końcówkę rurki. Wciągnęła całą działkę, która pozostała na tacce zupełnie nie przejmując się czy nie było to za dużo. Miała mocną głowę, to wiedziała nie od dziś, ale też mocną skłonność do uzależnień i popadania w skrajności swoich zachowań, kiedy tylko znikała trzeźwość.
Na jej usta wstąpił uśmiech od ucha do ucha, a szklana rurka po chwili wylądowała na stole. Wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny oczekując podarowania jej papierosa. Dopiero, gdy ten wylądował w jej rękach, a ona mogła go w spokoju odpalić odpowiedziała na jego pytanie:
-Skąd jestem? Jestem zewsząd.- zaciągnęła się fajką zupełnie tak jakby ta lakoniczna odpowiedź była w pełni wystarczająca. -Nie pochodzę z żadnego państwa bo nie wierzę w koncept granic. Głupia idea, którą wymyślili sobie ludzie. Nie wybrałam gdzie się urodziłam i mnie to nie określa. Jestem z każdego miejsca i z żadnego jednocześnie.- wzruszyła ramionami zupełnie tak jakby było to całkowicie zrozumiałe i oczywiste. Dla niej było. Zdawało jej się oczywistym, że granice nie powinny istnieć, że rządy powinny być ogólnoświatowe, a nie krajowe, że wojny są wyssaną z palca bzdurą, która nie powinna mieć miejsca, bo po cóż walczyć o coś co zostało stworzone sztucznie i bez większego sensu? Kosmopolityzm był jej drogą życia i każda z tych rzeczy zdawała jej się całkowicie oczywista i prosta.
Opadła plecami na kanapę opierając głowę o zagłówek. Poczuła jak z każdym kolejnym zaciągnięciem się papierosem zaczyna jej się coraz bardziej kręcić w głowie, ale póki co ignorowała to zwalając winę na tytoń, a nie na chwilę wcześniej wciągniętą kokainę. Nigdy nie potrafiła obwiniać kokainy. Zbyt wiele miłości w nią pokładała. Westchnęła ciężko.
-Jak wielkim bezsensem są ludzkie założenia? -rzuciła bardziej do siebie niż do Dary.-Wymyślamy sobie jakieś bzdury, których wszyscy mamy się trzymać, a to przecież nie ma żadnego sensu. Zabijamy swoją indywidualność.
Kolejne zaciągnięcie się i przymknięcie oczu by uspokoić wirujący w koło niej świat.

Darragh O'sullivan
amalia
lachmaniara
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Podał jej papierosa, skoro wyciągnęła rękę. Zauważył też to muśnięcie swojej dłoni palcami i zastanawiał się, czy coś z tym fantem zrobić: nie leciał na dziewczyny, ale nie chciał, żeby ktoś się o tym dowiedział, więc okazjonalnie zdarzało mu się je podrywać i pokazywać w ten sposób wszystkim dookoła, jaki jest "hetero" mimo, że nie był tymi dziewczynami zainteresowany w sposób inny, niż przyjacielski. Czy to było moralne? Ani trochę, ale Dara nie zawsze interesował się tym, co jest moralne, co nie i czy nie robi komuś krzywdy - o ile nie chodziło o fizyczne zdrowie tego kogoś, to mało go obchodziło cokolwiek poza własnym nosem i bliskimi, więc teraz rozsiadł się wygodniej, zakładając nogę na nogę i nieco przysuwając do dziewczyny. Patrzył na nią błyszczącymi coraz bardziej oczami - jego źrenice się rozszerzyły, zajmując teraz niemal całe tęczówki, choć i tak w jego ciemnych oczach i półmroku klubu nie do końca było to widać, jeśli się do niego nie przysunęło odpowiednio. Czuł jednak, że rytm serca mu przyspieszył, powodując przyjemne mrowienie w szyi, kiedy krew zaczęła tam płynąć pod większym ciśnieniem: lubił to uczucie, lubił, kiedy kokaina zaczynała działać i powodowała ten ciekawy, przyjemny stan upojenia. Słuchał jednak dziewczyny, zastanawiając się nad tym, co mówi i czując coraz większą niezgodę z jej zdaniem.
- Granice są istotnym elementem naszej natury - stwierdził i zaciągnął się papierosem, nie zauważając jeszcze, że coś może być nie tak: ostatecznie wydzielił jej odpowiednią dawkę, a ona (chyba) nie wciągnęła więcej, niż dostała - jesteśmy zwierzętami terytorialnymi i potrzebujemy choćby umownych granic. Jestem za tym, żeby można je było bez trudu przekraczać, ale potrzebujemy ich, żeby wiedzieć, kim jesteśmy. Jeśli ty tego nie czujesz i nie potrzebujesz, to w porządku, ale jednak: wychowałaś się w jakiejś kulturze, mówisz jakimś konkretnym językiem, który jest twoim narodowym od dzieciństwa, masz wpojone jakieś wartości kulturowe... To jest ważne, bez tego wszyscy właśnie bylibyśmy tacy sami, a nie - indywidualnościami. To właśnie brak jakichkolwiek granic i różnic kulturowych - a te właśnie wynikłyby z braku jakichkolwiek granic i tożsamości narodowych - sprawiłby, że zatarłaby się indywidualność, której pragniesz. To, jaka jesteś, wynika w dużej mierze z tego, w czym zostałaś wychowana. Ja jestem Irlandczykiem i jestem z tego dumny mimo, że większość życia spędziłem poza krajem moich narodzin - ale czuję się związany z tym narodem, z tą kulturą i pielęgnuję ją w sobie. To mnie tworzy takiego, jakim jestem, oczywiście poza tym, co dostałem indywidualnie w domu i w ogóle w pakiecie tego, co mnie w życiu spotykało.
Rozgadał się, co było dla niego raczej rzadkie, ale teraz się tym zbytnio nie przejmował: temat go zainteresował (chyba nieco bardziej, niż powinien - możliwe, że to wina narkotyków, alkoholu i tytoniu), dziewczyna chyba na niego leciała, a poza tym zostali sami przy stoliku i mogli pokonwersować. Przecież dżentelmeni konwersowali z damami, prawda?

Amalia e. Monroe
ODPOWIEDZ