Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Wciąż nie mógł uwierzyć, że Gabi zrezygnowała z lotu od Dubaju na cześć wyjazdu do Polski w sprawie Angelo. Mówił jej i przekonywał, że za jakiś czas poleci do tego Bytomia i sprawdzi, co się stało z jego matką, że mogą lecieć do tych Emiratów i trochę odpocząć po tych prawie dwóch tygodniach ciągłych emocji. Dużo się wydarzyło. Poznała prawdę o nim, przeżyła strzelaninę, poznała rodzinę, kolejna strzelanina, prawie jej umarł na rękach i jeszcze ten trójkąt z Francesco. Angelo nie do końca był pewien, czy powinna znosić kolejne rewolucje, ale ona się uparła, a on dał jej wybór, więc... Może też po cichu liczył, że zrezygnuje, że rozsądnie wybierze Dubaj i posmażą się w słońcu, zamiast znowu przeżywać kolejne jego Rodzinne dramaty? Byle tylko sam nie musiał poznawać prawdy. Nie wiedział, czy jest na to gotowy.

- Pokaż mi. - Wyciągnął w stronę Marcello rękę. Poprosił brata o teczkę. Teczkę, do której nigdy nie mógł zajrzeć, a o która nigdy też nie odważył się spytać. Marcello nie był do końca chętny, wiedział, co jest w środku i zdawał sobie sprawę z tego, że nie rozwiąże to problemów Angelo. Teoretycznie nie powinien mu udostępniać akt Nostry. Stali w strzeżonym archiwum, patrząc się na siebie nie do końca przekonani, obydwaj z resztą o słuszności tej decyzji.
Marcello westchnął i podał w końcu bratu teczkę. Poklepał go po ramieniu i opuścił archiwum. Angelo wziął głęboki wdech, patrząc na okładkę jakąś chwilę.
"Katarzyna Barbara Mostowiak
Matka Angelo Denaro"

Wpatrywał się i wpatrywał, aż w końcu wziął głębszy wdech i otworzył. Co było w środku? Niewiele i wiele jednocześnie. Zapiski jego ojca, krótka historia ich poznania. Nic poza tym, co już wiedział. Przeczytał jednak wszystko dokładnie. Ojciec wypisał tam przemyślenia, był na nią wściekły. Chyba nie była mu taka obojętna, wyglądało na to, że pojawiały się jakieś uczucia. Były też instrukcje porwania Michała, jego rozpisane godziny powrotów ze szkoły na tamten czas, oraz zdjęcie. Był wtedy bardzo do siebie podobny, miał duże ciemne oczy i ciemne, długie włosy. Fotografia jednak była czarno biała, więc ciężej było coś więcej dostrzec. Była bardzo zniszczona i przedstawiała jego, jak siedział na chodniku przed kamienicą ze swoim rowerem. Ktoś mu to zdjęcie zrobił. Przeszedł go dziwny dreszcz. Przeczytał dokładny opis swojego porwania, oraz dokładną historię jego matki. Trochę się o niej dowiedział. Pochodziła z biednej rodziny i świetnie się uczyła. Do Włoch wyjechała, bo wygrała jakiś konkurs Językowy. Znała Polski, Rosyjski, Włoski i Angielski, zaledwie w wieku 20 lat. Stąd mówiła po Włosku i dogadała się z jego ojcem... Z opisu wydawała się być bardzo inteligentną dziewczyną. Podobno interesowała się ich kulturą, ojciec opisał ją jako bardzo dociekliwą i gadatliwą, ale wesołą. Uśmiechnął się, czy oby przypadkiem nie przypominał mu ten opis Gabrielle? Dołączone też było jej zdjęcie. Piękna kobieta, typowo słowiańska uroda, mocne rysy twarzy i jasne włosy i oczy, ale nie wiedział jakiego koloru, mógł się jedynie domyślać. Widniało też kilka informacji, takich jak:
Data urodzenia: 2.05.1966
Miejsce zamieszkania: Jana Smolenia 27/11 Bytom Poland
Wzrost: Około 175
Przekręcił stronę. Tylko tyle? Na drugiej była jedynie informacja, o karze, jaka miała zostać zastosowana. Mieli udusić ją we śnie, albo zrzucić ze schodów w kamienicy. Tyle. Żadnych informacji, kto wykonał egzekucje i kiedy.
- Ciekawe. - Mruknął pod nosem i zrobił zdjęcia wszystkich informacji z teczki, żeby je jeszcze kilka razy przejrzeć na spokojnie.


Pożegnanie z rodziną zawsze było przykre i trudne. Nie chciał wyjeżdżać. Miał wręcz grobowy humor, gdy po wyściskaniu Marcello, Rosali i Franka siedzieli w samochodzie, wiozącym ich na lotnisko. Nie miał pojęcia, kiedy tu znowu wrócą, o ile wrócą. Sytuacja była niby coraz lepsza, ale latanie tu było cholernie ryzykowne. Na pewno dopóki nie zdecydują się na stałe zamieszkać na Sycylii. O ile.
Angelo, a raczej Ares, bo musiał się już posługiwać swoimi fake personaliami, patrzył przez okno, żegnając ojczyznę ze smutkiem. Zaciskał mocno pięści na nogach, jakby kompletnie ignorując siedząca obok niego nastolatkę i jej płacz, którego praktycznie nie słyszał przez swoje głośne myśli. Było mu cholernie smutno, aż łza zakręciła mu się w oku i spłynęła gdzieś po poliku. Czuł dziwną pustkę, jak zawsze, gdy stąd wyjeżdżał. Chciał powiedzieć "Jebać to" i zawrócić, zostać na zawsze. Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze musiał to chwilę przeżyć. Nienawidził tego kłębiącego się w żołądku strachu. Przed tym, że już nigdy może nie zobaczyć swoich bliskich, w końcu w ich profesji bywało różnie. Dlatego nienawidził tych jebanych pożegnań, szczególnie tak ckliwych. Wiedział też, że dla Gabi to równie trudne, pokochała jego Rodzinę, a oni ją, co było dla niego bardzo ważne i znaczyło wiele.
Większość rzeczy wysłali kurierami, żeby jak najmniej zabrać ze sobą do Polski. Angelo miał jedynie niewielką sportową torbę i o dziwo wywalczył z gówniarą, żeby wzięła tylko jedną, małą walizkę podręczną dla siebie. Nie lecieli tam na długo, zaledwie trzy dni mieli spędzić na ziemi, na której tak technicznie się urodził. Nie uznawał Polski za swój kraj, tylko Włochy. Nie był z nią jakoś zbytnio przywiązany. Poza tym, nawet nie wiedział, czy jego matka jeszcze żyje. Podejrzewał, że nie, skoro ojciec opisał sposób jej zabicia. Po co więc leciał? Odwiedzić grób? A nawet jeśli jakimś cudem żyła, jak zareaguje? Bo jeśli żyła, to będzie miał do niej ogromny żal.
- Nie wiem po co to robię. - Mruknął sam do siebie, gdy wchodzili na lotnisko. - Bez sensu kurwa. - Nie dość, że był nie do końca przekonany, to jeszcze smutny, rozgoryczony i zdenerwowany. Cała radość gdzieś zniknęła, opadła w momencie wejścia do tego pierdolonego samochodu. Nie wiedział, czy zdecydowałby się na wyjazd z kraju, gdyby nie Gabi. Był już na skraju wykończenia emocjonalnego związanego z separacją od Rodziny.
Lecieli z przesiadką. Pierwszy lot odbył się jakby w amoku. Ares nie chciał za bardzo rozmawiać z ukochaną. Siedzieli w pierwszej klasie, mieli wystarczająco miejsca na lekką separację. Potrzebował dla siebie trochę przestrzeni, a o nią w samolocie jednak ciężko. Wyglądał na zamyślonego i myślał. Miał sporo różnych tych myśli, dotyczących wydarzeń we Włoszech, jak i tego, co czeka ich teraz. Dalej myślał,że to zły pomysł. Nie chciał za bardzo jeść, skręcał mu się żołądek, ale nie odmówił niezwykle miłej stewardessie alkoholu. Niedużo, potrzebował to tylko lekko przepić. Machnął szklaneczkę whisky.
Na przesiadce też się zbytnio nie odzywał. Ciągle mówił, że nie ma ochoty gadać, żeby go nie męczyła, bo nie jest w najlepszym humorze. Nie był też zbyt miły i wiedział, że to źle, bo Gabi też swoje przeżywała, a dodatkowo na pewno się martwiła. Jednak nie przywykł jeszcze do tego, że ktoś się martwi i chce dla niego dobrze. Ocknął się trochę dopiero w momencie, w którym szli do bramek wyjściowych do samolotu.
- Kurwa mać, czym my lecimy? - Spojrzał na bilet, a później jeszcze raz na różowe napisy i bannery. Co t był kurwa Wizzair? Wyglądało źle, bardzo źle. Róż był dosłownie wszędzie. Nie on kupował te bilety, a jego człowiek, który dostał jasny przekaz : Najszybsza droga. Bezpośrednich lotów nie było, wiedział, że dostaną taki z przesiadką, ale pierwszy odcinek odbyli niemieckimi liniami, a teraz? Sprawdzili im karty pokładowe, patrząc na Angelo trochę dziwnie.
- Nie mogą wnieść Państwo bagaży na samolot. - Odezwała się nagle dziewczyna z obsługi.
- Słucham? - Angelo już się zagotował. Co jest kurwa? Nie miał dzisiaj na to humoru, już gniewnie zmarszczył brew. - Jak to kurwa nie mogę?! - Dziewczyna wydawała się w ogóle go nie bać. Spokojnie pokazała ręką na swoją koleżankę. - Nie mają ich państwo w bilecie, proszę podejść i opłacić bagaż. - Czy ona była robotem? Angelo niczym lokomotywa, buchająca parą, natarł na tą drugą. Ta już przygotowywała terminal. Zostawił za sobą Gabi, nie wiedział nawet czy za nim poszła czy nie.
- Co to za jebane cyrki? Jak to nie możemy wnieść bagaży? Na samolot! Na jebany samolot. - Nie. To zdecydowanie nie jego dzień. Dziewczyna westchnęła.
- Proszę się uspokoić.
- Nie mów mi, że mam się uspokoić. Wsiadamy do tego samolotu i koniec. Z BAGAŻAMI. - Wskazał na nią palcem.
- Tak, jeśli państwo za nie zapłacą, bo mają państwo bilety bez bagażu. - Angelo głupiał.
- Co kurwa jak to bilety bez bagażu, co wy sprzedajecie, co to jest za linia... - Chyba to do niego nie docierało. Kobieta wyciągnęła w jego stronę terminal, więc przyłożył tam kartę, nawet nie zerkając na kwotę.
- Dziękuję i teraz zapraszam na pokład. - Wskazała im ręką wejście.
- Co... jest.... kurwa. - Ares dużo latał, często, ale taka sytuacja spotkała go po raz pierwszy. Nie wiedział do końca co się dzieje, ale wciąż był podkurwiony. Poszedł jednak grzecznie do tego samolotu, pod którym jeszcze parę razy ich wyzywał, ale do Gabi i nie mógł się nadziwić, że te jebane samoloty są różowe, a w środku.... myślał, że go chuj strzeli, jak nie mógł się wpakować w miejsce. Tam go po prostu na niego NIE BYŁO. Nie mieścił się. Nie dość, że ich skasowali na wejściu za jakieś bagaże, to jeszcze teraz się nie mieścił?
- Pierdole to, wracamy. Pójdziemy do tej Polski na piechotę kurwa. - Powiedział do Gabi, stojąc w korytarzu jak młotek.
- Przepraszam, czy ma Pan jakiś problem? - Spytała miło stewardessa, do której odwrócił się już nie zdenerwowany, a widocznie zrezygnowany.
- Jak ja mam tu niby usiąść? - Opuścił dłonie. Kobieta wyglądała na lekko rozbawioną. Na całe szczęście im pomogła i zmieniła im miejsce na takie, gdzie było po prostu więcej przestrzeni.
- Ja już nie chcę. - Poskarżył się Gabi, gdy zapiął pasy i złapał za głowę. - Kurwa co nas jeszcze spotka, my tam nawet nie dolecieliśmy, pierdole, wracamy na Sycylię i zostajemy do końca świata. - Nie spał ponad dobę, bo ostatnia noc go wymęczyła, prawie nic nie jadł i był wściekły. Za dużo. Miał ochotę coś rozpierdolić, a tak średnio chyba w samolocie....
I sobie wykrakał. Lecieli wczesnym wieczorem, a w drodze pojawiła się jakaś burza. Wytrzęsło nimi porządnie, Ares miał wrażenie, że ten samolot się zaraz rozleci. Stewardessa siedziała dosłownie przed nimi, więc co chwilę pytał ja, czy nie mogą kurwa lecieć inną drogą, a nie prosto przez te jebane chmury. Nie bał się turbulencji, ale było to bardzo niekomfortowe no i Gabi mogła się bać (?) a jeśli tak, to gadał do tej kobiety jeszcze więcej. Na całe jej szczęście lot nie był długi, a kiedy w końcu wylądowali, Ares się zamknął i powiedział do Gabi, żeby nic do niego nie mówiła, bo on zaraz coś rozjebie, albo kogoś. Zebrali się więc i złapali taksówkę. Do hotelu dojechali w pół godziny, był on usytuowany całkiem niedaleko tego adresu, który znalazł w teczce swojej mamy, oraz jak się okazało rynku. Brzmiało dobrze, a na miejscu okazało się... cóż. Bytom był mniejszy i brzydszy niżeli go pamiętał. Była też noc i aż tak wiele nie widzieli. Ich pokój też okazał się kurwa mniejszy i mniej luksusowy, niż miał. Angelo pękał ze złości.
- Nie rozmawiaj do mnie, chcę iść kurwa spać. Wstajemy o ósmej... Już żałuję, że tu przyjechaliśmy. - Rzucił, zamykając za sobą drzwi do łazienki i wlazł pod prysznic. Który okazał się kurwa mniejszy niż miał! Oczywiście.
Wszystko go dzisiaj wkurwiało. Tak właśnie Angelo Denaro aka Ares Kennedy rozładowywał emocje związane ze smutkiem. Chciał wracać. Może jutro będzie mu lepiej? Jak się prześpi i zje? Taką miał nadzieję.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Outfit

Gryzła się tym, czy była to dobra decyzja jeśli chodzi o wyjazd do tej całej Polski, może nie powinna naciskać i wybrać Dubaj? Tylko jeśli nie teraz, to kiedy? Następna okazja pobytu w Europie mogła nie nadejść zbyt prędko, a z niektórymi rzeczami trzeba działać tak jak z odrywaniem plastra: szybko i konkretnie. Głupio jej było, że trochę postawiła Angelo pod ścianą z tym wyjazdem, ale sam dał jej wybór. Mleko się rozlało i teraz trzeba było posprzątać cały ten bałagan. Przez całe dwa dni dzielące ich do wyjazdu Gabi starała się odwracać uwagę Angelo od tego tematu jak tylko mogła, robiła wszystko czy wypełnić im wspólny czas, ciągle zachęcała do spędzania czasu z rodziną i na ogólnych przyjemnościach.
Podróż na lotnisko minęła im niemal w ciszy, dało się tylko słyszeć cichy szloch Gabi i jej pociąganie nosem oraz smarkanie w chusteczkę. Nie dość, że czuła swoje to jeszcze emocje Angelo jej się udzielały, bo mimo iż wyglądał na wkurwionego, to wiedziała, że jest mu ciężko, przez co jej było ciężko podwójnie. Nawet w którymś momencie złapała go za rękę, żeby dodać mu otuchy, ale na niewiele się to zdało. Przeszli przez odprawę na lotnisku, sprawdzili im paszporty i mogli udać się do bramki, gdzie niestety, ale musieli trochę poczekać na jej otwarcie. Gabi starała się nie narzucać swoją osobą, nawet zbyt wiele nie mówiła, widziała, że Angelo potrzebuje się wyciszyć, bo gdyby mógł to zrobiłby komuś, albo czemuś krzywdę. Przyszedł czas na wejście do pierwszego samolotu.
- Robimy.- poprawiła go spokojnie - Bo taka okazja może się nie trafić przez dłuższy czas. Będzie dobrze...- próbowała dodać mu otuchy, nawet pogładziła go lekko po ramieniu nim weszli do samolotu. Pozwoliła obsłudze na to, żeby pomogli im z walizkami, które zostały umieszczone w schowkach nad ich głowami i zajęli swoje miejsca. Gabi co chwilkę zerkała na Angelo kątem oka czy aby wszystko jest w porządku, ale nie było. Wyglądał na naprawdę zirytowanego, aż zaczęła się lekko kulić w sobie. To nie był dobry pomysł, miał rację, powinni wracać bezpośrednio do Australii i nawet Dubaj olać, to by dopiero było zdarcie plastra.
Gabi próbowała schwycić ukochanego za rękę, żeby jakoś go wesprzeć, uśmiechała się do niego ciepło, ale on cofnął rękę co uznała za jasny sygnał, że ma się zwyczajnie odwalić i dać mu przestrzeń. Widziała, jaki jest spięty, jak zaciska szczękę, jak sączy alkohol ze szklanki. Ona odmówiła zarówno alkoholu jak i jedzenia, też nie miała na to nastroju, nawet nie próbowała zagadywać. Zwyczajnie była ona i jej strach przed startem i lądowaniem, ale nie dawała po sobie nic poznać. Lot nie trwał długo, odbyli go w milczeniu i w ciszy szli też przez terminal na swoją przesiadkę. Gabi musiała niemal biec za ukochanym, tak szybkie i długie kroki stawiał, a w butach na wysokim obcasie nie było to łatwe. Kiedy dotarli do bramki lekko dyszała i musiała złapać się za klatkę piersiową, bo ich samolot już czekał. Przesiadka była wręcz ekspresowa i w ogóle istniało ryzyko, że nie zdąża, jeśli po drodze z pierwszym samolotem coś pójdzie nie tak jak powinno.
- Eee... samolotem. Chyba...- palnęła bez zastanowienia i podrapała się po nosie. Nie powinna się w ogóle odzywać, ale niestety, stało się, co zapewne spotkało się z morderczym spojrzeniem ukochanego. Posłała mu przepraszający uśmiech i skupiła się na tym, żeby być spokojnym lotosem na tafli równie spokojnego jeziora. Musiała być silna dla niego, jej potrzeby teraz schodziły na dalszy plan. Z lekką konsternacją patrzyła na Aresa, jaką dramę urządza przy bramce i jak się wścieka na obsługę i zasady przewoźnika. Nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, było jej głupio, wszyscy się gapili, ktoś z tłumu nawet kazał mu się uspokoić, ale panie przy bramce doskonale sobie poradziły z trudnym pasażerem. Gabi pozwoliła iść mu pierwszemu, a sama bardzo cicho przeprosiła kobiety za awanturę i cyrk, jaki zrobił, tak żeby przypadkiem nie słyszał tej krótkiej wymiany zdań, dopiero później go dogoniła. Chciała chwycić go za dłoń ze dwa razy, dać mu poczucie, że jest obok niego, że wszystko będzie dobrze, ale miała wrażenie, że jeśli spróbuje to ukłuje się jego kolcami dlatego porzuciła te plany.
Gabi nie przeszkadzał kolor samolotu, uważała, że to całkiem urocze, nawet wygląd kabiny pasażerskiej nie zrobił na niej negatywnego wrażenia, ona raczej brała wszystko jakim było i nie przejmowała się zbytnio warunkami, chociaż przez czas pobytu na Sycylii przywykła do luksusów, ale czas wrócić na ziemię, wakacje w raju się skończyły. Gabi starała się uśmiechać, choć w środku nadal było jej smutno no i nic nie mogła poradzić na złość Angelo, nie wiedziała, jak może mu pomóc, jak go pocieszyć, skoro jej samej też było źle, ale to zabawne, bo jej było źle, bo jemu było źle. Logika i empatia Gabsona jak zawsze powalająca.
- Kochanie, spokojnie, damy radę, dolecimy w jednym kawałku, zobaczysz... Pójdziemy zjeść schabowego i tą... no jak to było? To z ogórków i śmietany? Nie pamiętam, przepraszam.- starała się brzmieć spokojnie i stanowczo, jakoś go uspokoić, odwrócić jego myśli od negatywnych aspektów sytuacji. Dostali inne miejsca, gdzie Angelo mógł usiąść wygodnie. Gabi upewniła się, że dobrze zapiął pasy i teraz już nie powstrzymywała się od chwycenia go za dłoń, nawet jeśli tego nie chciał to zwyczajnie go do tego zmusiła, kładąc jego rękę na swoim udzie i obie swoje łapki na jego dłoni, żeby jej przypadkiem nie uciekł.
Gładziła go po tej ręce, nawet w momencie najgorszego strachu, kiedy wlecieli prosto w burzę, a bała się cholernie, tylko przeżywała to w środku tak jakby już przyzwyczaiła się do latania, ale wewnątrz była totalnie zesrana i modliła się o koniec lotu, nie zwracała uwagi na to co Angelo mówi do obsługi, była zajętą modlitwą, bo póki co wszystkie były wysłuchiwane bez szemrania. Dolecieli w jednym kawałku tak jak przepowiedziała Gabi. Zgarnęli swoje bagaże i polecieli dorwać taksówkę. Dla Gabi to lotnisko wydawało się takie malutkie i ciche w porównaniu do tych, na których byli wcześniej. Nie odzywała się przez całą podróż, wyglądała zaciekawiona przez okno pojazdu, ale było ciemno, miasto kiepsko oświetlone, więc niewiele widziała. Musiała uzbroić się w cierpliwość i poczekać do rana na widoki. Hotel nie wydawał się super ekskluzywny, a niby miał cztery gwiazdki w standardzie. Nie przeszkadzało jej to. Mieli pokój na szóstym piętrze, na samym końcu korytarza. Pokój miał być z widokiem, a okazał się mieć widok na... Śmietniki. Gabi westchnęła, w ogóle to było jej zimno, bo była bardzo cieniutko ubrana, ale nie skarżyła się, nie chciała dokładać Angelo problemów. On poszedł do łazienki, a ona rzuciła się na łóżko i wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Niby też żałowała, że przyjechali przez to jak zachowywał się Angelo, ale zebrała się w sobie, powiedziała w myślach, że nie da mu przeżyć tego wyjazdu w takim stanie, to było zbyt ważne.
Rozebrała się z tego swojego śmiesznego i kolorowego wdzianka, zostając w samych majtkach i czekała aż mężczyzna wyjdzie spod prysznica. Ona weźmie go później, bo nie czuła się ani zmęczona, ani brudna, ani głodna. Kąpała się tuż przed wylotem a podróż nie była ciężka. Kiedy Angelo wyszedł z łazienki nie zastanawiała się ani chwili dłużej tylko wstała, złapała go za rękę i pociągnęła w stronę łóżka, na które go popchnęła, żeby sobie wygodnie usiadł.
- Spójrz na mnie...- poprosiła łagodnie i usiadła mu okrakiem na kolanach, tak, że klęczała teraz na łóżku, mając jego uda pomiędzy swoimi nogami.
- Lepiej troszkę po prysznicu? - zapytała, kładąc drobne dłonie na jego policzkach i gładząc je z czułością i miłością. Oparła czoło na jego czole i spojrzała w te ciemne, poirytowane oczy. Uśmiechnęła się blado i pocałowała czule jego wargi.
- Wiem, że ci ciężko moje biedactwo... Wszystko będzie dobrze, mamy już swoje łóżeczko, możemy pójść spać, a ja będę cię przytulać i głaskać, będę przy tobie calutki czas, nawet jeśli tego nie chcesz, bo cię kocham, jesteś całym moim światem i zrobię wszystko, żebyś się uśmiechał. Powiedz mi czego potrzebujesz, mów do mnie kochanie, bo w ten sposób nigdzie nie zajdziemy, jestem tu po to, żeby cię wspierać, jestem tu z tobą i dla ciebie.- wyrzucając te słowa z ust cały czas opierała czoło na jego czole i gładziła kciukami jego policzki z niebywałą delikatnością i czułością. Przywarła też piersiami do jego nagiego, mokrego torsu, a jak wiadomo okład z cycków jest najlepszym co mężczyzna może dostać od kobiety.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Mizerię. - Rzucił tylko oschle. nie był zły na nią, ani w ogóle nie był zły, jednak gorycz separacji od Rodziny była zbyt wielka. Nie potrafił inaczej radzić sobie z negatywnymi emocjami jak zwyczajną agresją, która z całych sił stara się w sobie tłumić. Gabi i tak świetnie to wszystko znosiła, była cierpliwa do niego jak zawsze. Podróż minęła niemal w milczeniu, każde z nich musiało pewne rzeczy sobie poukładać. Angelo nie był jak inni mężczyźni, prosty i zawsze opanowany. Jego gniew powodował zbyt wiele szkód i następstw, a wyrzut testosteronu potrafił spowodować czyjąś krzywdę. Wolał się do niej nie odzywać, niż mówić chujowe rzeczy, które by ją zabolały, może dlatego wyszło jak wyszło. Tak, czy inaczej, mógł w końcu wziąć chłodny prysznic i ochłonąć. Musiał. Zajęło mu to chwilę, dłuższą niż zazwyczaj, kiedy opierał się czołem o chłodne kafle w łazience. Nie miał głowy myśleć o tym, co się stanie jutro, ciągle myślał o kochanej Sycylii. Musiał sobie to w końcu odpuścić i się pogodzić. Wyszedł spod prysznica, opasając się jedynie ręcznikiem w biodrach. Przeczesał klasycznie dłonią włosy w tył, idąc po sypialni i rozejrzał się za telefonem, w którym sprawdził powiadomienia i poodpisywał szybko na wiadomości. Stał sobie przy łóżku, wgapiony w ekran i dopiero, gdy Gabi pchnęła go zwrócił na nią uwagę. Zablokował telefon i odrzucił go gdzieś na bok, lecąc spojrzeniem po ciele Gabi, a zatrzymując na jej oczach. Spojrzał, jak chciała. Miał chłodny wyraz twarzy, bardzo bez wyrazu.
- Średnio. - Odparł krótko,słuchając jej słów. Westchnął głęboko i przymknął oczy, układając dłonie na jej talii, by bardziej ją do siebie przytulić. Tak,okład z młodych piersi działa kojąco na każdego. Angelo wdychał zapach swojej ukochanej, oddychając głęboko, a bicie jego serca stawało się coraz spokojniejsze i miarowe.
- Potrzebuję wrócić na Sycylię. - To jest to, czego potrzebował. Przesunął dłonie wyżej i wyżej, studiując je ciało, jakby już go nie znał i zatrzymał się na jej policzkach, które też ujął, jak i ona jego. Głaskał ją kciukami, oddychając spokojne. Oczy miał zamknięte.
- Wiem, że to jeszcze jakiś czas nie będzie możliwe. Po prostu nie lubię wyjeżdżać. - Przyznał już spokojniejszym głosem, zaciągając nieustannie zapachem nastolatki. Jej bliskość była dla niego kojąca, jego prywatny środek na uspokojenie. Położył się, ciągnąc za sobą Gabi, wpadła na niego.
- Dobrze, że teraz mam ciebie. - Przekręcił się z nią na bok i wtulił nosem w piersi. Ręcznik zsunął mu się z bioder, a ramiona Angelo i jego noga otuliły drobne ciało blondynki. - Dziękuję, że jesteś. - Wymruczał spod jej piersi - I twoje cycki. - Emocje powoli opadały, a jemu robiło coraz lepiej, spokojniej. Nawet nie wiedział kiedy, ale odpłynął w sen.
Nie miał pojęcia, co robiła. Spał twardo, ale nic mu się nie śniło. Obudził go budzi, który od razu wyłączył i przytulił Gabi do siebie mocniej. Był jej wdzięczny za to, że go wczoraj uspokoiła, że nie denerwowała na jego zjebany humor i bardziej go tylko nie zaogniła. Kiedyś wystarczył mały zapalnik, a dzisiaj nauczyła się go wyciszać. Potrzebował tego, by ktoś ujarzmiał drzemiącą w nim bestię, a jej się to powoli udawało. Nie zawsze, ale wczoraj spisała się na medal. Pocałował ją w czoło. W pomieszczeniu było jasno, choć słońce ledwo ledwo przedzierało się przez gęste chmury.
- Dzień dobry mała. - Wychrypł w jej włosy, przytulając do nich policzek. Chwilę tak leżeli, był bardzo zamyślony i rozburzony. Coraz bardziej docierało do niego, po co tutaj są, a wczorajsze emocje powoli odchodziły.
- Poprosiłem Marcello o dostęp do teczki o mojej matce. Nie wolno tego robić. - Przyznał w końcu cicho, nie zmieniając pozycji. - Udostępnił mi ją. Teczka była założona i prowadzona przez mojego ojca. Dowiedziałem się kilku nowych rzeczy, mam nadzieję, że nie będziemy dzięki temu błądzić po omacku i szybko ją znajdziemy. Dzisiaj. Żywą, czy martwą, bez znaczenia. - Rzucił dość oschle i westchnął, odsuwając w końcu od nastolatki. Ujął jej podbródek w swoje palce i zmusił tym samym, by spojrzała mu w oczy.
- Wiesz, że bez ciebie nie rozgrzebałbym tej sprawy. Dlatego, jeśli stanie się coś, hm, negatywnego, nie zarzucaj niczego sobie, jasne? Cały ten syf jest przez moich rodziców, obydwoje narobili gówna. Wiem, że masz tendencję zrzucania wszystkiego na siebie, ale w tej kwestii nie możesz. Jasne? - Świdrował po niej spojrzeniem. Kiedy w końcu odpowiedziała, złączył ich usta w pocałunku. Krótkim, zadziwiająco delikatnym.
- Chodź. Zjemy i pokażę ci co wiem. - Darzył ją ogromnym zaufaniem. Nikt nie znał tylu jego sekretów i nie wiedział o nim tak wiele, co ona. Starał się już niczego przed nią nie kryć, a w sytuacji jak tej, po prostu wtajemniczy ją w szczegóły. Nie mogła wiedzieć wszystkiego, wciąż była jego kobietą, a nie członkiem mafii, ale mimo wszystko, czasami przekraczał te granice. Nie spodziewał się, by mógł na niej zawieść, nie w tak ważnych kwestiach. Bo w pierdołach potrafiła strzelać gafy.
Ubrał się i poszli na śniadanie. Było zadziwiająco mało ludzi, ale to dobrze. Angelo mówił cicho i tak, żeby tylko ona usłyszała. Pokazał jej zdjęcia, które zrobił teczce, wszystkie z niej informacje. Podczas pokazywania zorientował się, gdy Gabi coś przybliżała, że cholera, wyglądało tak, jakby jedna strona została wyrwana, ale dlaczego?
- O kurwa widzisz to? - Przybliżył jeszcze bardziej i tak, ewidentnie ktoś wyrwał jedną stronę. Nie widział tego w archiwum, bo trzeba było naprawdę mocno powiększyć, żeby zobaczyć maleńki skrawek pozostałej kartki.
- Ciekawe czego brakuje... - Zamyślił się, wciskając w siebie kanapkę. Zapił to kawą, czarną, mocną. Zamienili się w detektywów.
- Przynajmniej zostało to co zostało... a to i tak całkiem sporo. Pojedziemy pod podany adres, wydaje mi się, że to właśnie tam z nią mieszkałem. Zobaczymy co zastaniemy, jeśli to ślepy zaułek, przejedziemy się po cmentarzach, mają ich kilka. Dziwne, ale nieważne. Możemy też popytać po kościołach. Po sąsiadach wolałbym nie, musimy wejść w interakcję z jak najmniejszą ilością osób. Nikt nie może wiedzieć, że jej szukamy. To wszystko mi dziwnie śmierdzi. - Coś mu nie pasowało i to bardzo.
- Masz jakieś spostrzeżenia? Pomysły? - Spytał zaciekawiony, czy może ona, z nieco innej perspektywy widzi tam coś dziwnego. Dopił właśnie kawę, będą mogli zaraz ruszać.
- Kurwa, nie wiem czy chcę w tym tak grzebać. - Przyznał jeszcze, splątując ręce na piersi. Wszyscy się na nich gapili, to pewnie przez jego parszywy ryj. Był do tego przyzwyczajony. Czego się tak bał? Że odkryje coś, czego nie chce odkryć? Szczególnie o swojej Rodzinie? Jakiś sekrecik tatusia, albo ne daj Boże brata?
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Byłaby skończoną kreatyną, wstrętną pizdą i paskudnie okropną dziewczyną gdyby miała pretensje względem mężczyzny, że ma zły nastrój w związku z wyjazdem ze swojej ojczyzny. Dlaczego miałaby robić mu wyrzuty i wzbudzać w nim poczucie winy, że ona czuje się niekomfortowo przez jego zachowanie? To w ogóle nie miałoby żadnego sensu ani dla niego, ani dla niej. Nie czuła potrzeby robienia awantur — po pierwsze ona nigdy do nich nie dąży świadomie, po drugie przecież sama nie była w najcudowniejszym nastroju i starała się z całych sił mimo wszystko zachować zdrowy rozsądek. Już od chwili kiedy samochód ruszył z podjazdu żałowała, że do niego wsiedli i nie postanowili zostać tam na zawsze, bo chyba byłaby w stanie to zrobić, nawet kosztem tego, że nigdy już nie zobaczy matki, ojca, nie pozna jego nowego dziecka. Przyjaciół i tak już nie miała, bo ją olali, więc po co miała wracać, do czego? Wszystko, czego mogła chcieć miała u swojego boku i nawet jeśli mieliby jeść wióry i klepać biedę gdziekolwiek by się nie pojawili, bez zastanowienia wybrałaby życie przy nim.
- Wiem, a ja chętnie wróciłabym z tobą...- nie zaprzestawała tego spokojnego i czułego głaskania, dobrze wiedziała jak na niego działa jej dotyk, czasem przesadnie słodkie słowa, irracjonalna paplanina, która odwraca uwagę od całej reszty, ale dotyk dla niego był najważniejszy. Masowała palcami skórę na jego twarzy, przesuwała po niej delikatnie paznokciami, leniwie, niespiesznie.
Dobrze było go mieć przy sobie i choć w taki sposób okazać wsparcie, dla niej nie był to wymuszony gest, to przychodziło bardzo naturalnie. Złożyła czuły pocałunek na czubku jego nosa kiedy kładli się razem na łóżku a on z ochotą wtulił się w jej biust. Przeniosła wtedy ręce na jego głowę i bawiła się mokrymi włosami leniwie, z czułością, nigdzie się nie spieszyła.
- I zawsze będę, one też... chociaż może kiedyś zrobią się zwiędłymi rodzynkami.- zaśmiała się cicho. Faceci i ich miłość do cycków jest niemożliwa, ciekawe skąd się brała. Może to dlatego, że nie mają swoich własnych, albo cycki sprawiają, że czują się bezpieczni, jak u mamusi? Ciężka sprawa z tymi cyckami. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, bo skupiła się na tym co obiecała. Przytulała mężczyznę ciasno do siebie, a on tulił się do niej, kiedy wodziła palcami po jego karku, ramionach, plecach, dopóki nie usnął snem sprawiedliwego i jeszcze z godzinę dłużej, dopóki sama nie odpłynęła, ukojona własnymi ruchami i jego zapachem. Przed tym nim usnęła jeszcze okryła ich kołdrą, żeby przypadkiem jej Król się nie przeziębił, bo położył się zupełnie nagi i wilgotny po prysznicu.
Nagle w pokoju rozbrzmiał najbardziej znienawidzony przez blondynkę dźwięk... Budzik. Miała ochotę wziąć telefon Angelo do ręki i cisnąć nim o ścianę, ale on był szybszy i go wyłączył, na co ona jęknęła i wymamrotała, że jeszcze pięć minut. Jej pięć minut mogło być nawet pięcioma godzinami.
- Dzień dobry...- mruknęła niezadowolona. Zwykle była "grumpy" kiedy wyrywano ją ze snu, ale trwało to chwilkę nim mózg odzyskiwał kontakt z rzeczywistością. Pokręciła się i zarzuciła nogę na biodro Angelo.
Mówił do niej, ale kiepsko docierało, choć wyłapywała najważniejsze strzępki informacji.
- Proszę cię, nie mów tak, ja mam nadzieję, że jednak żyje i wszystko nam opowie, pamiętaj, że to twoja mama i na milion procent bardzo cię kocha.- powiedziała lekko zaspanym głosem, ale starała się brzmieć pewnie i... ona była przekonana, że kobieta żyje, ma się dobrze i opowie im wszystko ze swojej perspektywy. Gabi zawsze stara się myśleć pozytywnie, najgorsze jest to, że zazwyczaj się zawodzi i jest kompletnie odwrotnie, ale jeszcze się nie nauczyła zakładać najgorszego i oby nigdy tego nie zrobiła. Otworzyła oczy akurat w momencie, w którym ujmował jej podbródek i nakierowywał na swoją twarz by mogła patrzeć mu w oczy. Zamrugała kilka razy ze zdziwienia, naprawdę uważał, że za wszystko się obwinia? Ona tego tak nie widziała! No dobra, miał rację, ale nie w jej oczach, tylko oczach narratorki. Zmarszczyła śmiesznie nosek, wygięła usta w podkówkę i lekko się naburmuszyła.
- Tak jest, panie A. D. Kennedy.- uśmiechnęła się lekko i wtedy ich usta złączyły się w pocałunku, takim słodkim delikatnym i czuły. Tak bardzo nie chciało jej się wstawać... Łóżko choć krótkie (bo stopy Angelo z niego wystawały) było całkiem wygodne, ale miał rację! Musieli coś zjeść i zabrać się do pracy, bo nie przyjechali tu odpoczywać i poznawać kultury tego kraju. Usiadła na łóżku bardzo niechętnie, poszła wziąć ekspresowy prysznic i umyć zęby oraz się ubrać. Rzadko chodziła w spodniach, ale dziś musiało być jej wygodnie, nie mogła się martwić, że wiatr podwieje jej kieckę, albo, że skręci sobie kostkę na nierównym chodniku. Wyszła z łazienki kompletnie gotowa i aż gwizdnęła na widok Angelo.
- Ulalal... Wyglądasz jak filmowa gwiazda, huh... aż mi gorąco.
Ależ jej się podobała ta rozpięta koszula! I ten zegarek lśniący na nadgarstku, w ogóle cały jej się podobał, nie mogło być inaczej, nie dało się zareagować w inny sposób. Poszli na śniadanko, szwedzki stół, standardowo w takich miejscach. Nie zawiódł ich jakością jedzenia, było ono raczej standardowe. Gabi jak zawsze wrzuciła na talerz masę żarcia i wtedy Angelo pokazał jej zdjęcia, które zaczęła oglądać uważnie, czytać tekst, choć ręczne pismo było jej trudno rozszyfrować i Angelo musiał jej pomóc.
- Wygląda to tak jakby ktoś specjalnie wyrwał kartkę, żeby coś ukryć. Myślisz, że to twój ojciec? Albo Marcello? Nie. To na pewno nie on, nie zrobiłby ci tego. Słuchaj, a może to jakaś zazdrosna służąca? O albo matka twojego ojca? To zawsze są zawistne teściowe...- rzuciła bez większego namysłu wszystko, co przychodziło jej do głowy. Brzmiało to trochę tak, jakby dobrze się bawiła próbując rozwikłać zagadkę, ale nie uśmiechała się, była bardzo skupiona i poważna jak na nią. Dopiła swój sok i wcisnęła w usta ostatni kawałek grzanki z pleśniowym serem.
- Myślisz, że warto latać po tych wszystkich miejscach jeśli pod podanym adresem nikogo konkretnego nie zastaniemy? Może mają tu w tej Polsce coś takiego jak Urząd stanu cywilnego? Tam się trzyma wszystkie akty narodzin i zgonów, jak masz podstawowe dane o poszukiwanej osobie to całkiem łatwo dostać te informacje- oparła się na krześle i pogładziła się po lekko przepełnionym brzuszku, jakby z dumą, że jest taki pękaty i najedzony, jakby była w drugim, może trzecim miesiącu ciąży. Dobra, drugi lepiej pasuje, bo nadal był płaski, ot co.
- Chcesz, widzę jak cię to zżera od środka. Dopóki nie dowiesz się wszystkiego nadal będziesz tkwić w tym samym miejscu, gnębiony przez demony przeszłości, a na demony jest jedno lekarstwo. Trzeba stawić im czoła, bo jeśli nie to wygrają i nie będzie czego zbierać. Jestem przy tobie i poradzimy sobie ze wszystkim, cokolwiek się stanie, jasne?- wstała od stolika i stanęła za krzesłem Angelo, objęła go za szyję od tyłu mając owszem, że ludzie się na nich gapią. Byli dość specyficzną parą. On taki badass, ona księżniczka, słodka i niewinna. Ułożyła ręce na jego klatce piersiowej i pogładziła ją nimi.
- Nie słyszę potwierdzenia, proszę pana...- mruknęła mu do ucha, na którym złożyła dwa krótkie pocałunki. Posłała jakieś babie mordercze spojrzenie, bo się im przyglądała, a ona to widziała, nawet jej pokazała środkowy palec na znak, że ma się odjaniepawlić od nich. Włączyła jej się lwica obrończyni ot co.
- Skoczę jeszcze na szybko do łazienki i będziemy mogli się zbierać jeśli masz wszystko i nie musimy wracać po nic do pokoju. Daj mi chwilkę.- tym razem cmoknęła go słodko w policzek i poleciała do kibelka załatwić dwie ekstremalnie ważne sprawy niecierpiące zwłoki. Po wszystkim umyła łapki i wyszła do lobby, zwarta i gotowa do akcji. Zarzuciła na ramię mały plecaczek od Louis Vuitton, gdzie miała dokumenty, telefon, jakieś mokre chusteczki i inne babskie pierdoły.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie chciał się z nią z samego rana kłócić. On miał zupełnie odmienne zdanie od Gabi na ten temat. Uważał, że gdyby jego matka go kochała, a wciąż by żyła, to zrobiłaby dla niego wszystko, a co zrobiła? Po prostu zniknęła z jego życia? Miałby do niej ogromny żal. Na razie nie wiedział do kogo mieć, czy do ojca, czy do niej i właśnie dlatego kazano mu nie zadawać pytań, by niepotrzebne żale się nie pojawiały. Uczono go, że decyzje zostały podjęte i nie można patrzeć wstecz. Tak go wyprano z wielu uczuć, między innymi z poczucia winy. Uczono go wielu rzezy, ale to nie temat na teraz. Tak, czy inaczej, przez zastanawianie się i szukanie matki, właśnie te nauki rozpierdala w drobny pył i faktycznie okazywało się, że niepotrzebny żal przychodził i Angelo dowiedziawszy się prawdy, będzie mógł go w kogoś zapewne niepotrzebnie ukierunkować.
- Z pewnych powodów, już wolałbym żeby była martwa. - Westchnął. Już o tym rozmawiali i Gabi wiedziała, dlaczego Angelo mógłby mieć do niej pretensje. Kochała go? Nie. W to nie uwierzy. Poznał miłość. Od zupełnie obcej osoby i wiedział jak smakowała, a nie smakowała tak, jak od jego matki. Trzydzieści lat. Prawie tyle minęło, odkąd porwano jej dziecko. Wiele się przez ten czas zmieniło, a przede wszystkim jego ojciec poszedł siedzieć, a jego rolę przejął Marcello. Gdyby jego matka żyła i gdyby tylko chciała, Angelo był przekonany, że Marcello dopuściłby ją do niego. Brat doskonale wiedział, jaki wpierdol emocjonalny dostał średni z braci. Jako jedyny z ich trójki tak naprawdę wychowywał się bez rodziców w najważniejszym okresie. Marcello miał ojca, Francesco miał matkę, a on? Szybko mu ich odebrano.
Strasznie się nad tym zadumał, a komplement na temat jego wyglądu jakoś kompletnie przeleciał mu przez uszy. Za bardzo się już na niczym innym nie skupiał, najważniejsza była teraz misja. Tak, misja, podszedł do tego po prosu zadaniowo. Dowiedzieć się prawdy i... i tyle. Trochę się martwił o to i, ale nie teraz na to czas.
- Do tej teczki dostęp miał tylko mój ojciec i Marcello, nikt więcej... - Zamyślił się na chwilę. - Nie. Brat by mi tego nie zrobił. - Czemu nie brzmiał do końca pewnie? Czy ostatnia akcja i słowa ich wroga przed śmiercią coś w nim poruszyły? Nie przegadał tego tematu z bratem, dalej do końca nie wiedział co się między nimi wydarzyło, czy ta akcja była w 100% słuszna. Może faktycznie nie znał Marcello tak jak myślał, że znał? Aż go ścisnęło w żołądku i odstawił całe jedzenie i picie. Czy to jemu tak duszno, czy temperatura wzrosła? Stres. Nie, to nie mogła być prawda.
- Chyba, że ojciec by go poprosił... - Dodał ciszej. Czyżby? Ojczulek gnił w pace, ale przecież miał pośredników do kontaktu, nawet zza krat. Trochę go to zmroziło. Miał jednak nadzieję, że to mylna hipoteza.
- To nie głupie. - Przyznał, gdy rzuciła pomysł z tym urzędem - Tylko czy nie spytają, kto pyta? Myślisz, że udzielają tak po prostu każdemu odpowiedzi? Nie mam pojęcia jak to działa w Polsce, miałem za mało czasu na przygotowania. - Przyznał szczerze, opierając się o krzesło plecami i spojrzał w jakiś punkt daleko przed sobą. Słuchał blondynki, choć wyglądał na zamyślonego i przytaknął jej w odpowiedzi głową, ale nic nie powiedział. Jasne, że to ogarnął, już tu przylecieli. Angelo nie odpuszcza, nie poddaje się. Misja. Zadanie. Tyle. Przymknął oczy, gdy się na nim zawiesiła i sięgnął lewą dłonią do jednego z ramion dziewczyny, lekko p nim głaszcząc. Myślał, tonął w tych myślach niespokojnie, choć nie poruszył się nawet o milimetr.
- Tak... tak. - Odpowiedział automatycznie, gdy go ponagliła. Nie zauważył nawet tego jak Gabi walczy na wzrok i gesty z jakąś laską. Jego umysł był teraz gdzie indziej.
- Okej. - Rzucił tylko, odprowadzając ją wzrokiem. Wyciągnął telefon i sprawdził dojazd. Okazało się, że to bardzo niedaleko i piechotką mają jakieś 10 minut przez rynek główny. Od razu zobaczą miasto, ciekaw był, czy cokolwiek pozna.
- Przejdziemy się, to niedaleko. - Chwycił blondynkę za dłoń, kiedy dołączył do niej w Lobby i pociągnął za sobą na zewnątrz. Nie było gorąco, ale też nie było zimno. Akurat słońce nie świeciło, ale między chmurami było dużo dziur. Angelo i tak nasunął na oczy okulary przeciwsłoneczne i podążył za wyznaczoną przez mapy trasą. Szli uliczkami, które nie wyglądały zbyt zachęcająco, a rynek okazał się mniejszy, niż przypuszczał.
- Według map, to jest centrum. - Wyjaśnił Gabi, rozglądając się. Ludzie parzyli na nich jak na kosmitów, ale to pewnie przez niego, bo Gabi dość dobrze wpasowywała się w tłum, nie dostawała jak on. Nie rzucanie się w oczy, huh?
Tryskała jakaś fontanna, przeszli obok niej, ale było dość sporo biegających dzieci. Była sobota, więc przypuszczał, że normalnie jest mniej ludzi, choć w cale tłumów dzikich nie było. To tyle... Kilka jeszcze kroków i przeszli przez rynek.
- Cóż, nie ma co zwiedzać... Średnio pamiętam to miejsce. - Zmarszczył brwi, bo akurat wtedy dostrzegł starą ławkę i miał przebłysk. - A właściwie to... - Ruszyli w tamtą stronę i zatrzymali się przed zdewastowaną ławeczką. - Pamiętam. Tu siedziałem i jadłem lody. - Rozejrzał się. Była i lodziarnia, dosłownie kilka kroków obok. Widział siebie, wychodzącego z matką za rękę. Jedli lody, było lato, śmiali się, a jej twarz była dużo wyraźniejsza niż we wcześniejszych wspomnieniach. To przez to zdjęcie. Angelo zawiesił się na chwilę, patrząc w jakiś punkt między lodziarnią a ławeczkę.
- Dziwne. - To uczucie było naprawdę dziwne. Przypomnieć sobie coś, co tak skuteczne wypierało się z głowy całe życie.
- Chodźmy dalej. - Odwrócił się i ruszył przed siebie, chcąc jak najszybciej stąd oddalić. Mijali jakiś starszych ludzi, spojrzeli się na niego bardzo krzywo i przeszli drugą stroną ulicy, na co Angelo za bardzo uwagi nie zwrócił, bo patrzył, gdzie mają iść dalej. Jeszcze jedna ulica i jedna... skręcili w prawo i byli prawie na miejscu. Nagle Angelo zatrzymał się, przyglądając ulicy.
- To tutaj. Pamiętam to miejsce. - Najwyraźniej ze wszystkich swoich wspomnień. Często chodzili tą ulicą, w końcu na niej mieszkali. Nagle poczuł jakąś chęć zawrócenia i wyjebania z tego miejsca. Nie podobało mu się tu ani trochę, miał dziwne przeczucia. Jakby miało stać się coś złego. Rozejrzał się, szukając wzrokiem czegoś podejrzanego, ale poza rozjebanymi budynkami i smutnymi ludźmi nie widział za bardzo niczego dziwnego.
- To niemożliwe, żeby ktokolwiek mieszkał tu całe życie z własnej woli. - Uniósł brwi i spojrzał na Gabi. - Nawet jeśli Katarzyna żyje, wątpię, że tu została. - Jakaś dziwna siła powstrzymywała go od pójścia dalej, a byli cholernie blisko. Nawet stąd widział tą cholerną zieloną ścianę na budynku w którym mieszkał, nie zmieniła się.
- Kurwa, a co jeśli to faktycznie Marcello coś nabrudził? - Zaczynał panikować. Wiedział, że to panika i zajebiście mu się to nie podobało. on zawsze zachowywał zimną krew. Tracił ją tylko w kwestiach bardzo dla siebie ważnych, a Rodzina taką właśnie była. Nie chciał się niczego złego dowiedzieć o bracie, a nie daj Boże że go oszukał, albo cokolwiek ukrył. To by się źle skończyło, nie chciał tego.
- Kurwa! - Znów się rozejrzał.
Nie chciał.
I chciał jednocześnie.
I nie chciał.
Ale musiał.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Temat matki był dla niego drażliwy, trochę tego nie rozumiała, bo dla niej jej "mama" była najważniejszą osobą na świecie i to nie ta, która ją urodziła tylko ta, która ją wychowywała w pierwszych latach życia. Starała się nie drążyć, nie powodować napięć i ewentualnych kłótni, ale nigdy nie zrozumie takiej antypatii względem kobiety, która go urodziła, czegokolwiek złego by nie zrobiła i jak się nie zachowała. Dla niej nie ma niczego świętszego niż matka. Kocha nawet tą biologiczną, mimo iż ją wkurwia niemiłosiernie i nie ma z nią fantastycznej więzi.
- Nie wiem, pewnie zapytają, ale możemy powiedzieć, że jesteśmy jakimiś krewnymi z Ameryki czy innej Boliwii, no i myślę, że jeśli pod stołem poda się odpowiednio grubą kopertę to nikt nie będzie zadawać zbędnych pytań. Czytałam w Internecie, że Polska jest jednym z krajów, w których jest największa korupcja, chociaż to były dane z 2018 roku i coś w tej kwestii mogło się zmienić.- westchnęła cicho. Patrzcie państwo, spryciula się przygotowała i zrobiła wywiad środowiskowy! No bo jak to tak jechać do obcego kraju wiedząc o nim tylko tyle, że pochodzi z niego Chopin i Maria Skłodowska-Curie? W życiu! Gabi przeczytała całą Wikipedię na temat Polski i parę artykułów, na jakie się natknęła. Nie wierzyła też, żeby Marcello zrobił coś wbrew swojemu bratu, prędzej sam by sobie nogę odstrzelił niż dał skrzywdzić Angelo czy Franka. Takim go właśnie widziała — rozsądnym, statecznym, spokojnym, opiekuńczym względem rodziny.
W Gabi widać było dużo luzu, choć w środku się stresowała, że może faktycznie to był błąd, że tu przyjechali i Angelo dowie się z jej winy czegoś, czego wcale nie chciał, bo przecież to ona cisnęła o wizytę tutaj. Stop. Obiecała mu, że nie będzie się o nic obwiniać, ale jak mogła tego nie robić skoro to ona rzuciła pomysłem wyjazdu i zbadania sprawy. Całe posiedzenie w toalecie o tym myślała i się gryzła, aż ją brzuch rozbolał, ale musiała się wziąć w garść, być pogodną, wspierającą i spokojną Gabryśką, a nie zamartwiającą się i marudząca nudziarą.
- To całkiem blisko, jasne, chodźmy.- ścisnęła jego dłoń i pogładziła jej wierzch kciukiem. Dla niej temperatura była zdecydowanie zbyt niska i było za mało słońca i czuła, że jest jej zimno, ale zaraz mieli się trochę poruszać, więc powinno być lepiej.
Gabi rozglądała się z lekkim przestrachem, to miasto wyglądało na takie... Smutne, ponure, brudne, choć na ulicach nie było wcale dużo śmieci. Trzymała się blisko Angelo, czuła na karku nieprzyjemne dreszcze, zwłaszcza gdy ludzie się na nich gapili. Nie widziała na ich twarzach uśmiechów, każdy był bardzo posępny, no prócz dzieciaków przy fontannie, one się dobrze bawiły i miały wyjebane na wszystko i wszystkich.
W nocy nie było tego widać, ale miasto wyglądało zwyczajnie biednie. Nie była przyzwyczajona do takich widoków, to było dla niej niemal jak kraj trzeciego świata, a przecież nie jest jakąś rozpuszczoną panną, która wychowywała się w luksusach.
- Poważnie? Centrum? To jak muszą wyglądać obrzeża? Poważnie się tu wychowywałeś? Jezu, brzmię jak jakaś pieprzona księżniczka, ale tu na serio jest... smutno.- rozglądała się uważnie i szła za nim ufnie, krok przy kroku. Słuchała opowieści o lodach z lekkim uśmiechem. Rzuciła luźno, że w drodze powrotnej muszą wstąpić na gałkę czy dwie, żeby sprawdzić, czy to jest ten sam smak, który Angelo zapamiętał. Cały czas ściskała jego dłoń mocno, może nawet trochę zbyt silnie.
Starała się nie wgapiać w ludzi, choć byli oni dla niej bardzo egzotyczni, zwłaszcza pijaczki spod monopolowego, którzy śmiali się i stukali butelkami taniego piwa. Byli brudni, obszarpani, nie mieli zębów, ale humorki dopisywały.
- Ej szefie, kopsnij no piątaczka na browara!- zawołał jeden z nich do Angelo, oczywiście po polsku, bo jakże by inaczej. Gabi zerknęła na ukochanego, bo akurat stanął jak wryty, nie wiedziała nawet, że panowie spod sklepu krzyczą coś właśnie do nich, więc nawet nie zwróciła na to uwagi. Powiodła spojrzeniem za wzrokiem mężczyzny i oparła lekko głowę na jego ramieniu, puściła jego dłoń, żeby stanąć naprzeciwko niego.
- Słuchaj, nawet jeśli to może miał ku temu jakieś ważne powody, czasu nie cofniesz, co się stało to się nie ostanie, ale naprawdę nie sądzę, żeby maczał w tym wszystkim palce. Trochę już was poznałam. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że to wszystko jest szyte znacznie grubszymi nićmi niż może nam się wydawać i jest tu jakieś drugie dno, którego nie możemy dojrzeć.- położyła mu obie dłonie na ramionach, zadarła głowę ku górze, żeby móc patrzeć na jego twarz. Oczy miał ukryte pod okularami, ale wiedziała, jaki mają wyraz. Słyszała przyspieszony oddech, widziała jak napiął mięśnie, jak zaciska szczękę, to nie zwiastowało niczego dobrego, musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, by czuł w niej oparcie, choć niewiele mogła zrobić.
- Jesteś silny, poradzisz sobie ze wszystkim. Pokonałeś już tyle rzeczy w życiu, włącznie ze śmiercią, że nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. Cholernie mi imponujesz swoją odwagą, ja bym nie dała rady. Miałam milion szans, żeby jechać odwiedzić mamę w więzieniu, a ani razu tego nie zrobiłam, ze strachu. Będę przy tobie cały czas, ja wiem, że mi jest łatwo mówić, prawić morały, bo to nie mnie dotyczy sytuacja, ale to, co jest ważne dla ciebie, jest ważne dla mnie.- nie przestawała głaskać jego ramion z czułością i delikatnością typową dla siebie. Cholera, a może on potrzebował teraz kopa na rozpęd a nie cackania się? Na różnych ludzi działają inne rzeczy, nie do końca wiedziała, jak go podejść, bo jeśli popchnie go za mocno, może wyrwać do przodu i się nie zatrzymać, albo zezłościć na nią, że wywiera na nim zbyt dużą presję. Chyba wolała jednak podejść delikatnie i spokojnie niż zacząć krzyczeć, że ma ruszyć dupsko.
- To ten budynek z zieloną ścianą? Tam właśnie patrzysz? Chodźmy, jesteśmy tak blisko, że nie warto rezygnować i uciekać.- uśmiechnęła się pokrzepiająco i chwyciła go za rękę, zaczęła go ciągnąć w stronę budynku. Mało brakowało, a wjebaliby się pod samochód, bo zaczęła przechodzić przez przejście na czerwonym świetle, samochód był bardzo daleko więc uznała, że zdążą, a w Australii przecież to normalne, że przechodzi się na czerwonym jeśli nic nie jedzie. W ostatniej chwili się zatrzymała.
- Boże jak oni w tej Polsce jeżdżą! Jeszcze śmie trąbić! Co za kretyn!- zawołała bardziej do siebie niż do Angelo. Pijaczki spod monopolowego zaczęli do nich gwizdać i rzucać jakimiś nieprzyzwoitymi komentarzami, uznali, chyba że ona i Angelo niczego nie rozumieją. Fakt, ona nic nie łapała, kompletnie to po niej spływało.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Post zawiera treści rasistowskie, nie ma jednak na celu nikogo urazić.
Był dumny a Gabi, że się przygotowała, chociaż trochę. Dużo to dla niego znaczyło, dziewczyna naprawdę zaangażowała się w tą sprawę i powoli zaczynał rozumieć dlaczego. Dla niego. On też robił dla niej przecież wszystko, żeby czuła się dobrze, więc i ona dla niego chciała. To było takie dziwne i nowe. Zupełnie obcy sobie ludzie, a więzi jakby były ze sobą splątane krwią. Nigdy nie sądził, że spotka kogoś takiego, dla kogo będzie robił to co dla Rodziny, a ta osoba się dokładnie tym samym odpłaci. Patrzył na nią po tych słowach i myślał o tym, jak ta kobieta go może uszczęśliwić, albo zniszczyć. Pozwolił sobie na coś, czego nigdy nie chciał. Zależność.
- Zabawne, bo masz rację, a nie pamiętam, żebym był tu smutny. - Zmarszczył zamyślony brwi. Jakby się nad tym zastanowić... - Wspomnienia, które mi gdzieś jeszcze zostały są raczej pozytywne. Smutek przyszedł później, jak mnie porwali. - Doszedł do tego wniosku jakże błyskotliwie, rozglądając po faktycznie niezbyt pozytywnym mieście. Nie było najgorzej, był w gorszych miejscach, ale faktycznie mieszkańcy nie wydawali się zbyt szczęśliwi.
Nigdy nie mógł myśleć negatywie o swojej Rodzinie, przecież to jego Rodzina. Zazwyczaj patrzył na to inaczej, wrócił tam, gdzie jego miejsce, ale że był dzieckiem to nie do końca to rozumiał, przerażonym i po prostu, głupim dzieckiem. Kiedy więc szczęście wróciło? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale teraz jakby dotarło do niego, że dzieciństwo... miał szczęśliwsze tutaj. Pokręcił głowa, nie mógł tak myśleć. poszli dalej, ale jego umysł za bardzo nie odnotował, że pijaczki krzyczą do nich. Jeszcze za dobrze nie filtrował Polskiego.
- Może masz rację, a może nie. Pamiętaj, że nigdy do końca kogoś nie znamy... Oddałbym głowę za Marcello, ale już raz wzbudził moje wątpliwości. - Przyznał jej w końcu, ale nie powiedział dokładnie dlaczego. Nie powie jej raczej o tym co stało się na ostatniej akcji, nie chciał się źle o bracie wypowiadać, ale czy właśnie tego nie zrobił? Miał już mętlik w głowie. Westchnął. Był na siebie wściekły, zawsze jego głowa myślała analitycznie i trzeźwo, znajdowała rozwiązania, a on sam zachowywał zimną krew. Co się z nim do kurwy stało? Spinał się, ale ona skutecznie powstrzymywała jego wybuch, swoim dotykiem i bliskością. Patrzył na nią zza ciemnych okularów, wyglądała na zmartwioną. Słuchał jej i się rozluźniał, a kiedy skończyła przytulił ją krótko i pocałował w czubek głowy.
- Wiem mała. Dlatego, gdy wrócimy do Australii ja zrobię to samo dla ciebie. Ty jesteś przy mnie dzisiaj, a ja będę w momencie, w którym odwidzisz swoją matkę. - Obiecał jej cicho i odsunął już od niej, biorąc głęboki wdech. Ona dla niego i on dla niej, byli dla siebie. To było wsparcie, którego Angelo nie znał. Jasne, bracia skoczyliby ze sobą w ogień i gdyby poprosił Francesco, przyjechałby tu z nim. Jednak więź była nieco inna, wsparcie odczuwalne w trochę inny sposób. Nie umiał tego wyjaśnić, ale czuł tą różnicę.
- Tak, to tu... - Ale nie zdążył dokończyć, bo go pociągnęła. W ostatniej chwili udało mu się ją zatrzymać, bo wjebałaby się z nimi pod auto.
- Kurwa Gabi! - Już nie chciał mówić jej, że to ona wchodzi na ulicę, na której auto po prostu jedzie. Po prostu pokręcił głową i przeszedł nią w końcu na drugą stronę, napotykając znów na żuli, co ich wczesnej zaczepiali. Dopiero połączył kropki. Nie rozumiał wszystkich słów, ale większość i bardzo mu się nie spodobały. Właśnie koło nich przechodzili, gdy rzucali te nieprzyzwoite komentarze, i aż się w nim zagotowało. w jednej chwili puścił Gabi i chwycił jednego z nich za fraki, aż runął plecami o murek.
- Ty kurwa dawno wpierdol nie dostał?! - Rzucił do niego przez zaciśnięte zęby po Polsku, z dość mocno Włoskim akcentem, który słyszalny był w każdym jego języku, ale tu bardzo mocno.
- Kierowniku nie nie wybacz, my tylko chcieliśmy złotóweczkę na browarka. A ładna ta twoja Pani Kierowniku, to tyle, nic złego. - Uniósł ręce w geście kapitulacji. Angelo nie rozumiał wszystkich słów, znów, szczególnie tego Kierowniku, ale ogólny kontekst wyłapał. Puścił chłopa i odsunął się od niego powoli, mrożąc go spojrzeniem. Nic już nie powiedział,po prostu złapał Gabi za rękę i odciągnął od tych gnoi.
- Zero kultury. Rzucali na twój temat komentarze. - Wyjaśnił jej, bo wiedział, że akurat tego języka to na bank nie znała. Trochę go ta sytuacja otrzeźwiła, dlatego nieco pewniej szedł już w kierunku swojego starego mieszkania. Numer 27. Stanął przed bramą i westchnął głęboko, a jego nozdrzy dopadł charakterystyczny smród stęchlizny i starego budownictwa. Było dość ciemno w przejściu, które prowadziło na dziedziniec, z którego wchodziło się do budynku. Pamiętał tą drogę, kolejne wspomnienia wróciły.
W przejściu stało dwóch mężczyzn, popijali piwo, oparci o mur z dwóch stron i puszczali jakiś Polski rap. Angelo to nie pasowało, węszył kłopoty.
- Ej wy co się gapicie! - Krzyknął jeden z nich.
- Trzymaj się mnie i nie odzywaj. Myślę, że będą problemy. - Wyjaśnił Gabi i pociągnął ją w stronę przejścia, prosto na dwóch łysych łebków.
- Do was mówimy, głusi? Dokąd to? - Strażnicy dziedzińca się znaleźli. Było dość ciemno i nie widzieli dokładnie szczegółów dwójki nieznajomych Dopiero, gdy do nich podeszli, mogli dostrzec swoje twarze.
- Nie...szukam problem. - Próbował znaleźć odpowiednie słowa. - Odwiedziny kogoś. - Stanęli im na drodze. Jeden z nich był gdzieś w wieku Angelo, miał podbite oko. Drugi był chyba trochę młodszy, ale ciężko było to rozpoznać, bo ich twarze zniszczone były alkoholem, było widać na gołe oko.
- Ty kurwa patrz obcokrajowiec. - Rzucił ten młodszy.
- My tu ciapatych nie chcemy, niby kurwa do kogo! - Starszy się najeżył i wyszedł na przeciw Angelo. Był mu niemal równy, ale dużo szczuplejszy. Właściwie to ten dres był chyba na niego trochę za duży. Włoch wziął głęboki wdech i wyszedł mu na przeciw. Nie chciał p dobroci? Stanął bardzo blisko mężczyzny, chowając sobie Gabi za plecami. Patrzył Polakowi w oczy swoim ciemnym, chłodnym spojrzeniem.
- Z droga. Już.
- O już panie cyganie, co kurwa starsze panie chce się okradać?
- Łypał ten drugi z boku, podskakując przy tym starszym za ramieniem.
- Nie szukam problem, ale zaraz wy będziecie mieć problem. - Zagroził.
- O ty mi kurwa ciapaty nie groź, jesteś jeden i ta twoja laleczka, a nas dwóch. Umiesz liczyć? No to mów coś za jeden, albo kurwa ...
- Te łysy! - Krzyknął ktoś z okna. - Trzeba pomóc?!
- Ty no jakiś ciapuch chce nam się na dzielnie wpierdolić, cho no tu zabierz Kacpra!
- Ten młodszy odpowiedział chłopakowi w oknie. - Piotruś, już idą.
-Ta słyszałem. Słyszysz kurwa ciapaty?

Angelo wiedział, że rozjebałby ich wszystkich, nawet z posiłkami, ale... Nie chciał robić rabanu. I co teraz? Chwila... Piotruś... coś mi to mówi.... Zmarszczy brwi, obierając defensywną sylwetkę. Powinien go zapytać? Miał się zdemaskować? Jeśli powie kim jest... nie mógł. Z drugiej strony, komu powiedzą? Wychodziło na to, że żyli w tych blokach całe życie. Z drugiej strony, jak im nie powie, będzie raban. Wiedział, że na psy nie zadzwonią, ale mogło się to skończyć źle. Może wyciągnie od nich informacje? Mieli się nie pokazywać ale w tej sytuacji byli trochę postawieni pod murem.
- Piotruś? - Angelo postanowi zaryzykować. - Z drugie piętro?
- A ty skąd kurwa wiesz? - Zdziwił się i ten młodszy również. Trochę zeszli z ofensywnej postawy, patrząc na niego pytająco. - I czego ta twoja niunia nic nie mówi?
- Ona nie znać Polski ski.. skiego.
- Położył mu dłoń na ramieniu. - Jestem Michał, ....ostatnie y piętro, pamiętasz ty mnie? - Po jego słowach mężczyzna zamyślił się bardzo mocno i myślał i myślał i przyglądał wydziaranemu mężczyźnie w zadumie i nagle jakby mu styki się połączyły. Oczy szerokie jak spodki zrobiły i przysunął się do mężczyzny żeby go z bliska obejrzeć.
- Kurwa niemożliwe! Michał! Ty skurwielu przecież cię porwali i zajebali! - Objął mężczyznę mocno i poklepał go po plecach. Angelo odparł uścisk, również klepiąc przyjaciela z dzieciństwa. To był on. Razem się bawili, jeździli na jednym rowerze i strzelali w ludzi z proc, pamiętał.Ten drugi chyba też.
- Żyję, żyję. Dobrze widzieć cię kolego. - Zaśmiał się i poklepali się po policzkach. Angelo spojrzał na Gabi.
- I ciebie! Kurwa musisz nam wszystko opowiedzieć... czekaj, co to za laska i czemu nas nie rozumie?
- Nie chcieli nas wpuścić, bo myśleli, że chcemy kogoś okraść, ale okazało się, że Piotrek to mój przyjaciel z dzieciństwa... Poznajcie się.... Piotruś, Gabi moją dziewczyną jest. Mówić tylko po Włoski albo Angielski. - Przedstawił ich sobie,Piotruś złapał za dłoń Gabi i ucałował, kłaniając się niziutko.
- Czekaj, to ten twój kumpel z dzieciństwa? Stary, jestem Gabryś, brat Piotrusia. - Przedstawił mu się i ten młodszy, podali sobie dłonie.
- Trochę po Angielski mówić, dzień dobry Pani. - Rzucił do nastolatki.
Wymienili jeszcze kilka zdań, dołączyło do nich jeszcze tych dwóch z góry, ale nie mówili po angielsku. Angelo wiedział, że to nie do końca dobry pomysł mówić im wszystko, dlatego obiecał, że spotkają się później, ale żeby nie rozmawiali z nikim, że wrócił. Okazało się, że jego sprawa była bardzo głośna. Piotrek opowiedział im o tym, że cały Bytom żył ta historią przez kilka długich lat i do dzisiaj wszyscy o tym wiedzą. Angelo wyjaśnił im, że to sprawa honorowa i nie mogą nikomu mówić, bo to by zagroziło jego bezpieczeństwu, wiedział, że chłopaki to zrozumieją, bo honor dla takich ludzi był ważniejszy niż cokolwiek innego. Tych dwóch chłopaków Angelo nie znał. Byli młodsi, urodzili się trochę po tm jak go porwali. Piotrek zapytał, czy przyjechał do matki, na co Angelo odparł,że tak. Bał się zadawać to pytanie, ale spytał, czy ona dalej tu mieszka, na co Piotruś odparł:
- Całe kurwa życie.
Czy to był dobry znak? Mężczyźni chcieli wiedzieć więcej, gdzie był i co całe życie robił, czemu nie przyjechał wcześniej. Ale on nie chciał rozmawiać, odpowiadał wymijająco, ciągle powtarzając, że im opowie, bo teraz się spieszą. Obiecał, że później pogadają, bo teraz chcą iść do jego matki. Cała rozmowa odbywała się trochę po Angielsku, żeby Gabi mogła zrozumieć, a czasami po Polsku, jak chłopaki sobie tłumaczyli. Angelo był bardzo spięty odkąd dowiedział się, że jego matka nadal tu żyje. Nie ciągnął jednak tego tematu, a i łebki tego nie robili. Bardziej skupiali się na nim i jego historii, choć niewiele się dowiedzieli. Poklepali go po ramieniu i rzucili krótkie "Do zobaczenia", gdy w końcu zrozumieli, że Michał nie ma ochoty z nimi teraz rozmawiać. Życzyli mu jeszcze powodzenia i po chwili Angelo z Gabi weszli do obskurnej klatki. Była taka, jak ją zapamiętał, tylko śmierdziała bardziej i ściany były trochę bardziej zniszczone. Musieli wdrapać się na samą górę. Na przedostatnim piętrze Angelo stanął i spojrzał na Gabi.
- Ona żyje Gabi.... jest tu kurwa. - Jakby dopiero do niego to dotarło. Zaczynał się powoli wkurwiać. Szczęka zacisnęła się, a oczy pociemniały. - Nie wiem, czy chcę ją widzieć. Mogę nad sobą nie zapanować... Chyba możemy wracać. Wiem, że żyje, tyle mi wystarczy. - Sam już nie wiedział, czy chce tam iść czy nie. Bał się, że może dojść do tragedii. Podnosiło mu się ciśnienie, miał ochotę tam wpaść i udusić ją własnymi rękoma, a z drugiej strony zajebiście ciekawiło go, co miała mu do powiedzenia. Wachlarz sprzecznych emocji, sam już nie wiedział co robić, głowa mu parowała, oddech przyspieszył, serce waliło jak młotem, pięści ze sobą zacisnęły. Widział jedno, w takim stanie nie mógł tam wejść. On ją zajebie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nastolatka nie była przyzwyczajona do takich posępnych spojrzeń, grobowych min i tego, że wszyscy się gapią w taki sposób, jakby byli kosmitami. W Australii ludzie są zupełnie inni. Uśmiechają się dużo, mówią obcym dzień dobry, rzucają niezobowiązująco komplementu i przyjazne teksty np. dotyczące ubioru drugiej osoby. Pytają "a gdzie to kupiłaś, bo wyglądasz w tym świetnie", z kompletnie obcą osobą na ulicy jesteś w stanie wymienić kilka przyjaznych zdań i zwyczajnie idziesz dalej, zapominając o sytuacji. Tutaj ludzie wyglądali tak jakby zatrzymali się w czasie, jakby obcy, którzy tu przyjechali, wcale nie byli mile widziani. Gabi miała od tego aż ciarki na plecach, a przecież nie odbiegała jakoś strasznie wyglądem od "normalnych" ludzi. Nie rozumiała takiego braku życzliwości i ciepła w oczach, to było jak zderzenie kompletnie różnych światów, innych planet, ale skoro już powiedziała A, musi powiedzieć B i dojść do końca alfabetu, nawet jeśli nie czuła się tu komfortowo to starała się przyjaźnie uśmiechać, pokazywać całą sobą, że nie są tu dla nikogo zagrożeniem i nie przyjechali wyciąć tubylców w pień, nawracać na swoją wiarę albo porwać do niewolniczej pracy.
- Nic nie mów, sama siebie nie znam tak do końca, a co dopiero innych. Milion razy mówiłam sobie, że jakiejś konkretnej rzeczy bym nie zrobiła, a jak przyszło co do czego, to działo się samo, tylko komu masz ufać jak nie samemu sobie i najbliższym?- odparła spokojnie, zamyślając się trochę nad własnymi słowami. Starała się nie oceniać tego co widziała dookoła, ci ludzie innego życia nie znali, zatrzymali się tu jak w błędnym kole i tak sobie w nim tuptali. Taka już chyba ludzka mentalność trzymać się tego co znane i w jakiś sposób komfortowe, a wyjście z tej strefy jest bardzo trudne, a dla wielu wręcz niemożliwe. Nastolatka utkwiła spojrzenie w pijaczkach, zastanawiając się chwilkę nad tym co powiedziała. Z tego zamyślenia wyrwał ją buziak w czubek głowy i krótki przytulas oraz słowa Angelo.
- Co? Nie. Ja nie chcę, nie pojedziemy do żadnego więzienia, nie ma takiej opcji.- pokręciła głową na znak, że to koniec dyskusji, nie miała zamiaru odwiedzać kobiety w pace. Bała się tego co zobaczy, jak więzienie ją zniszczyło, bała się, że będzie mieć do niej pretensje, że ani razu jej nie odwiedziła, że nawet nie napisała żadnego listu, nie próbowała się dowiedzieć co u niej słychać, czy w ogóle żyje. Bała się tego, że jak kobieta ją zobaczy będzie nią totalnie zawiedziona i już nie będzie patrzeć na nią tak jak kiedyś. Nie chciała o tym myśleć, to było zbyt trudne, dlatego nie było innej rady, tylko ruszyć do przodu.
Tak, cała Gabi, ona to się kiedyś zabije na własne życzenie, ale przecież to normalne, żeby przechodzić przez pasy na czerwonym świetle, nie kumała, że tu zasady ruchu drogowego są troszkę inne i za takie zachowanie można nawet zarobić mandat.
Nie spodziewała się, że Angelo się odpali na obcych ludzi, nie rozumiała ani pół słowa, które padało z ich ust, widziała tylko, że się na nich gapią i pewnie o nich rozmawiają, ale co ją to obchodzi, skoro nic nie rozumie. Dlatego zdziwiła się reakcją mężczyzny i aż przyłożyła rękę do ust, oczami wyobraźni widząc jak dosłownie kolesia rozkwasza na mielonkę, jednakże nie interweniowała, nie próbowała go powstrzymać w żaden sposób.
- Nie przejmuj się takimi pierdołami, ja i tak nic nie rozumiem.- westchnęła cicho i złapała się palcami u nasady nosa, wzdychając ciężko. Ach ta męska duma... Po Gabi to wydawało się spływać jak po kaczce, bo dlaczego miałaby się martwić czymś, na co nie ma najmniejszego wpływu? I tak tych ludzi nigdy już więcej nie zobaczy, miała ich głęboko w poważaniu. Po tej krótkiej dość nieprzyjemnej sytuacji zaraz miała nastąpić kolejna, jeszcze mniej przyjemna.
Doszli do obdrapanej, obskurnej bramy gdzie stało dwóch typków, co natychmiast zaczęli się do nich sadzić. Gabi lekko się spięła i faktycznie trzymała się z tyłu za Angelo, patrząc na całą tę sytuację dość sceptycznie. Dziwnie się czuła kompletnie nic nie rozumiejąc, błądziła wzrokiem po mężczyznach, starając się zrozumieć cokolwiek, choćby po mowie ich ciał, a wyglądali tak jakby chcieli im wpierdolić. Napięci, z grozą w oczach, brakowało, tylko żeby wyciągnęli kosy i zaczęli im grozić albo próbowali skroić. Stała tam jak takie ciele nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić kiedy nagle Angelo i Piotruś się przytulili krótko i poklepali po plecach jak starzy druhowie. Nastolatka otworzyła usta ze zdziwienia, które malowało się jawnie na jej twarzyczce, aż przeczesała palcami włosy na czubku głowy, zaczesując je do tyłu. Była spięta i to spięcie wcale nie odeszło, kiedy chłopaki się spoufalali.
Nieprawdopodobne... - pomyślała w szoku i pozwoliła im na kontynuację rozmowy, bo i tak w żaden sposób nie mogła się wtrącić.
Wyjaśnienie przyszło dość szybko, ale nie spowodowało to zmniejszenia szoku, w jakim była.
- Eee... cześć...- przywitała się dość niepewnie. Chciała uścisnąć mu tylko dłoń, ale ten zrobił coś, co ją kompletnie zaskoczyło. Ten pocałunek w dłoń! No pełna kulturka, ale to jest tak rzadko spotykane, zwłaszcza w Australii, że Gabi doznała kolejnego szoku kulturowego i oblała się lekkim rumieńcem. Nie przeszkadzała za bardzo w ich rozmowie, stała sobie z boczku spokojnie, czasem ktoś rzucił coś do niej po angielsku, więc uśmiechała się i coś odpowiadała. To było bardzo dziwne uczucie niczego nie rozumieć, zastanawiała się nawet jakby to było, gdyby nie nauczyła się Włoskiego, jakby się czuła na Sycylii, pewnie dokładnie tak jak dziś. Dobrze, że chłopaki się starali i coś tam próbowali jej tłumaczyć z polskiego na angielski, to było miłe. Ich angielski nie był perfekcyjny, widać było, że się krępują mówić, że akcent sprawia im problem, ale Gabi to nie przeszkadzało w żaden sposób. To ona była tu gościem tak jak na Sycylii, a w ogólnym rozrachunku i tak dało się wiele zrozumieć choćby z kontekstu nawet jeśli jakieś słowa były wypowiadane nie tak jak trzeba, a jej akcent przecież i tak jest paskudny, bo totalnie australijski więc może być ciężko ją zrozumieć tym, co uczyli się British english albo American english.
Dobrze, że im już odpuścili i mogli ruszyć dalej z tym, po co tu przyjechali. Gabi czuła, jaki Angelo jest spięty, widziała, że mu ciężko, że dopada go ogromny stres. Znała jego stosunek do matki i tej sytuacji, więc chciała go wspierać, ale kompletnie nie wiedziała jak. Mogła tylko być, trzymać go za rękę, próbować uspokoić. Kiedy weszli do budynku do nosa Gabi doszedł nieprzyjemny "piwniczny" zapach pomieszany z ostrymi środkami czystości. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie czuła. Schody były pomalowane na zielono, ale farba się łuszczyła, stopnie były wytarte, ściany pomalowane błyszczącą farbą na nieprzyjemnie żółty kolor straszyły napisami wykonanymi markerami i sprejami.
Zaczęli się wdrapywać po schodach, które skrzypiały pod ich stopami nieprzyjemnie, a kroki niosły się echem. Gdy Angelo się zatrzymał ona też to zrobiła, bo szła za nim, więc myślała, że to już to piętro, bo w Australii trochę inaczej liczy się piętra. Pierwszym jest parter a nie poziom zero.
- Wiem, że ci ciężko, widzę, jaki jesteś spięty, wcale ci się nie dziwię, ja też bym była gdyby to o mnie chodziło.- westchnęła cicho i przytuliła się do jego pleców, ręce układając na jego brzuchu i gładząc go delikatnie mówiła dalej.
- Zapanujesz nad sobą, potrafisz to zrobić, wierzę w ciebie. To twoja mama, kobieta, która cię urodziła, dała ci życie, dzięki temu mamy siebie nawzajem i możemy przeżywać razem wzloty i upadki, wiedząc, że zawsze dzięki swojej pomocy się podniesiemy.- oparła czoło o jego plecy dalej rękami masując brzuch w okolicy paska od spodni.
- Zasługujesz na prawdę, zasługujesz na wyjaśnienia, zasługujesz na to, żeby poznać historię od drugiej strony z jej perspektywy, żeby mieć pełen obraz samego siebie. Nie robisz tego dla niej, żeby ulżyć ewentualnym wyrzutom sumienia, robisz to dla siebie.- ton jej głosu był bardzo spokojny, wyrozumiały. Nie naciskała, starała się tego nie robić i jeżeli Angelo będzie chciał wyjść, cofnąć się to kompletnie to zrozumie, uszanuje i nie będzie cisnąć, nie miała w tym żadnego interesu. Jeżeli uzna, że nie jest gotowy, że chce to zakończyć i żyć ze świadomością, że jego mama żyje i ma się dobrze to jeśli jemu to wystarczy to jej również. Dziwne, że tak młoda osoba wykazywała się tak dużą dojrzałością emocjonalną i jakby nie było inteligencją. Sama siebie by nie podejrzewała o takie zachowanie, przecież była głupią, spontaniczną i szaloną dziewczyną, ale jak widać w konkretnych sytuacjach umiała zachować powagę i wydawać się znacznie starszą niż jest naprawdę.
- Możemy wracać jeśli naprawdę tego chcesz, decyzja należy do ciebie, nie mogę cię zmusić, nie mogę ci kazać wziąć się w garść i iść po swoje, to musi być twoja decyzja. Chciałabym móc ją za ciebie podjąć, zdjąć ci ciężar z barków, wziąć cały na siebie, ale mogę tylko być obok i uszanować twoje postanowienie, jakimkolwiek ono nie będzie. I tak już dużo zrobiłeś i daleko zaszedłeś i jestem z tego cholernie dumna mój kochany...- sprawnie prześlizgnęła się przed niego, nadal go przytulając, tylko teraz gładziła plecy a nie brzuch. Uniosła głowę ku górze, zadarła brodę, żeby móc spojrzeć na jego twarz, była taka napięta... Zapadła cisza, nic już nie powiedziała, cierpliwie czekała na jego decyzję.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie odpuści jej tego.
Tak, jak ona teraz przekonywała go, że to dobry dobry pomysł i powinien poznać prawdę, tak on będzie pchał ją do spotkania z matką-porywaczką. Wypowiadała się o niej bardzo ciepło i wydawało mu się, że ta kobieta była dla niej ważniejsza, niż ta, która faktycznie ją urodziła. Bardzo go to fascynowało, ale nie chciał zadawać jej niewygodnych pytań, czy wchodzić na bolesne dla niej tematy, jeśli sama o nich nie mówiła. Odwiedziny tej kobiety wydawały się być dla niej przerażające, z kilku powodów, ale Angelo wiedział, że chciała to zrobić. Ludzie często odwlekali coś w czasie, a później okazywało się, że tak daleko to odwlekli, że teraz głupio, albo ciężko było to zrobić. Cóż, tak było i właśnie z tą sprawą miał wrażenie, ale jej nie odpuści. Zrobił to tylko teraz.
Ale wrócą do tej rozmowy.
Wiedział, że blondynka nic nie rozumie i w normalnych okolicznościach, wszystko by jej tłumaczył na bieżąco. Jednak teraz zbyt wiele losów wahało się na bardzo cienkim włosku, a wybory Włocha będą miały na pewno konsekwencje. A w cale łatwe nie były. Musiał działać szybko, z dość chodną głową, dlatego też zrobił tak, a nie inaczej, na razie nie skupiając zbytnio na dalszym planie. Póki co były ważniejsze rzeczy. Angelo nie potrafił zebrać myśli, panował w nich istny chaos, nieposkromiony i burzliwy.
Poczuł ciepło na plecach. Przyjemne, otulające, jak drobne ramiona nastolatki, zakończone delikatnymi jej dłońmi. Układała je na jego brzuchu, wręcz parzyło. Patrzył przed siebie, na schody, słuchając uważnie każdego wypowiadanego przez Gabrielle Glass słowa. Oczy miał ciemne, zachodziły mgłą, wściekłością, goryczą i zemstą. Szczęka zaciskała się silnie, jak wszystkie mięśnie na jego twarzy. Jednak, gdy ona się tak w niego wtulała, gdy do niego mówiła, powoli się uspokajał. Nieznacznie, bo ciało wciąż było gotowe do działania, ale zelżała nieco jego umysłowi. Miała rację, zasługiwał na prawdę. Nieważne, jaka była, musiał się wszystkiego dowiedzieć, inaczej? To wszystko byłoby bez sensu. Nie chciał tego przed sobą przyznać, gruboskórność i upartość przeszkadzały mu przed prostym wyznaniem - bał się. W tym momencie najgorszym scenariuszem byłoby dowiedzenie się, że jego matce ulżyło, że z lekkością wkroczyła w nowe życie, pozbywając ciężaru. Bo czemu żyła, skoro zdradziła jego ojca? Dla niego rozwiązanie wydawało się dość proste - Dogadali się. Sprzedała go, dała się przekupić, albo po prostu, było jej za trudno. Klepała biedę, a raczej bieda klepała ją, skoro żyła w tym miejscu, skoro nigdy się stąd nie przeprowadziła.... Z drugiej strony, gdyby dała się kupić, już by tu nie mieszkała. Nie rozumiał, jak on kurwa nienawidził czegoś nie rozumieć!
Gabi miała rację. Jedynym rozwiązaniem było dowiedzieć się prawdy i źródła.
Patrzył na te cholerne schody i nawet, gdy blondynka znalazła się przed nim, nie odrywał swojego zamyślonego i chłodnego spojrzenia od drewnianych elementów klatki. Wziął głęboki wdech i wydech, kładąc w końcu dłonie na ramionach ukochanej.
- Obiecaj mi coś. - Rzucił, jak gdyby jej w ogóle nie słuchał, ale było inaczej. Dotarło do niego każde, jedno słowo, które wypowiadała. Bardzo chciała okazać mu wsparcie, czuł, że cokolwiek nie postanowi, ona przy nim będzie. Uczyli się przy sobie wiele, ale ona robiła o wiele większe postępy ze swoją dojrzałością, którą zauważał dziś na każdym kroku. Zakochał się w jej dziewczęcej wolności i radości, ale tego dnia potrzebował by była jego głosem rozsądku. I była.
- Jeśli spróbuję ją skrzywdzić, powstrzymasz mnie. - W końcu przeniósł na blondynkę swoje spojrzenie. Mogła dostrzec w nim, że nie chciał tego robić, ale bał się, że może nie opanować emocji. Jak zawsze.
Nie powiedział jej, w jaki sposób miałaby to zrobić. Wiedział, że ona wie. Uczyła się ujarzmiać drzemiącą w nim bestie, szło jej to coraz lepiej. Będzie wiedziała, czuł to.
- Chodźmy. - Chwycił ją za dłoń i ruszył po schodach w górę, dużo pewniejszym krokiem niż wcześniej. Zatrzymał się z nią przed starymi drzwiami z numerem 11, puszczając w końcu dłoń blondynki. Zerknął na nią.
- Dziękuję. - Za co jej dziękował? Że dodała mu odwagi? Jak stchórzył, jak zwykła słaba jednostka, którym gardził? Był na siebie wściekły, za bycie taką pizdą. Czuł się tak, jakby właśnie jego męskość słabła, a nie chciał by słabła w oczach tej dziewczyny. Był silny, fizycznie i psychicznie, a od wczoraj zachowywał jak zwykła pizda. Nie mógł. Za co jej więc dziękował? Że nie mówiła, że jest miękki tylko go wsparła? Że nosiła dumnie jego jaja, które gdzieś po drodze zgubił?
Zapukał. Nie przejawiał strachu, wahania, czy jakichkolwiek słabości. Wyłączył się, wyłączył uczucia, tak, jak został do tego wyszkolony - rozsądek. Nim się miał teraz kierować.
Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz, nieco mocniej, trzy razy.
- Idę już idę! - Dało się usłyszeć zniecierpliwiony męski głos. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął dość wysoki, wąsaty, łysy mężczyzna w białej koszulce na ramiączka i krótkich spodenkach. Zmarszczył bardzo pomarszczone i tak czoło, widząc swoich niezapowiedzianych gości.
- A wy co za jedni u licha? - Wyglądał na bardzo zaskoczonego i lekko wybitego z pantałyku. Tak samo jak i Angelo, widząc w drzwiach postawnego mężczyznę z wąsem i brzuchem zamiast swojej matki.
- Gdzie Katarzyna Mostowiak? - Zapytał wprost. Mężczyzna wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego, chciał coś odpowiedzieć, ale jak na zawołanie z głębin mieszania wydobył się kobiecy głos.
- Miruś! Kto to?! - Wyjrzała zza rogu, wycierając szmatą garnek. Spojrzała na wysokiego wytatuowanego mężczyznę w drzwiach, garnek wyślizgnął jej się z dłoni i z głośnym hukiem opadł na ziemię, odbijając od niej dwukrotnie.
- Nie... Zamykaj drzwi, cholera zamykaj drzwi! - I rzuciła się do tych biednych drzwi, z impetem trzaskając przed nosem dwójce nieznajomych. Słychać było dźwięki barykadowania zamków. Biedna kobieta, nie zauważyła nawet towarzyszki wysokiego zakapiora, zbytnio skupiona na nim.
- Przesuń się, przesuń Mirek cholera! -Słychać było, jak walczy z mężczyzną i przesuwa go od drzwi, opierając gdzieś obok nich, ale obok, nie dokładnie o nie.
- Zostaw nas! - Krzyknęła nagle po Włosku. Słychać było... dźwięk przeładowywanej broni? Angelo uniósł wysoko brwi i spojrzał zaskoczony na Gabi. Trochę go to... zaskoczyło? Trochę... bardzo?
- Wynocha ale już! - Krzyczała wciąż po Włosku.
- Kaśka co tu się do diabła wyprawia! Odłóż to!
- Mirek odejdź, odejdź... - Coś za drzwiami znowu spadło. - Zostaw nas słyszysz! Nic nie zrobiłam, nic się nie zmieniło, możesz im powiedzieć! Idź sio! - Krzyczała zrezygnowana. Angelo zamrugał,próbując zebrać myśli i przeanalizować sytuację. Okej. Wiedziała, że jet Włochem, myślała, że przyszedł ją odjebać? Tak po prostu pukając do drzwi? Cała ta sytuacja wydawała się trochę... komiczna? Gdyby przyszedł ją tu zdjąć, zrobiłby to przez te drzwi, w tym właśnie momencie. Wziął wdech i oparł się o drzwi.
- Nic wam nie zrobimy. Otwórz drzwi, porozmawiajmy. - Rzucił spokojnie po Włosku, ale na tyle głośno, by usłyszeli. Znowu jakaś przepychanka, jedno uciszało drugie, mężczyzna bardziej dopytywał, a to ona go uciszała.
- Jacy my! Boże, nic nie zrobiłam, proszę idźcie sobie! Nie wpuszczę was! - Tym razem brzmiała na zrozpaczoną. - Czego chcecie? - Słychać było strach i rezygnację. Chyba zorientowała się, że nie odejdą i może w końcu dotarło do niej, że gdyby chciał, wyważyłby te drzwi, albo przestrzelił? A gdyby faktycznie przyszedł ją tu zabić, na pewno zrobiłby to... może trochę dyskretniej? Angelo skakał wzrokiem od drzwi do Gabi. Widać było, że takiego obrotu spraw kompletnie się nie spodziewał.
- Ja i moja dziewczyna... - Odpowiedział jej na pytanie, uznając, że tym zdobędzie trochę jej zaufania. - Wpuść nas... - Zawahał się. Spojrzał na Gai, jakby szukał u niej jakiś odpowiedzi.
- Co to za jedni Kaśka, weź to odłóż, co tu się dzieje?! - Mężczyzna brzmiał na coraz bardziej zdenerwowanego.
- Cicho Mirek idź stąd, no idź się schowaj ty półgłówku... no idź! - Chyba znów się przepychali, znowu coś spadło na podłogę. Słychać było krótki jęk mężczyzny.
- Kurwa... zaraz sami się wytłuką. - Angelo uniósł ręce do góry w geście - Co tu się kurwa dzieje, dokładnie z takim spojrzeniem patrząc na Gabi. Cła ta sytuacja sprawiała, że schodziły z niego poprzednie emocje, teraz ? Zaczynał się do cholery niecierpliwić i irytować. Uderzył pięścią w drzwi, obydwoje krzyknęli.
- Otwórz te cholerne drzwi, bo naprawdę je wyważę! Jestem twoim synem. - Najpierw krzyknął, a resztę dodał już znacznie ciszej. Oddychał szybciej....
Cisza. To właśnie ona zapadła. Dłoń Angelo zaciskała się na drzwiach od mieszania, słychać było tylko jego dyszenie.
- Kłamiesz. - Rzuciła po chwili kobieta. Słychać było w jej głosie rozpacz. - Nieprawda.
- Co on powiedział? Co się dzieje?
- MIREK PSIA KOŚĆ IDŹ WRESZCIE DO POKOJU! - Wrzasnęła, naprawdę mocno wrzasnęła. Słychać było oddalające się kroki i jakieś niewyraźne, niknące memranie pod nosem Mirka.
- Iszie niebo ciemno noc... Ma w Fatuszku pełł ... no gwiazd. - Sprawiały mu te słowa problem, ale wypowiedział je. Pamiętał. Wtedy, gdy kulił się na wykładzinie w swoim hotelu, gdy dostał przy Gabi ataku paniki, wtedy. Właśnie wtedy widział jak matka śpiewa mu tą kołysankę, jak go do siebie tuli i to śpiewa. Pamiętał jej słowa, tylko początek, tylko te, ale je pamiętał. Chyba często mu ją śpiewała.
Cisza. Znów. Długa, męcząca. Nagle coś w drzwiach trzasnęło i znowu. Otworzyła je. Ze łzami w oczach patrzyła w górę w ciemne oczy Włocha, którego się zlękła, dostrzegając w nich oczy chłopca, którego urodziła.
- Niemożliwe... Michał... - Głos jej się załamał, gdy z oczu pociekły łzy, a ona wpadła z impetem w wielkie cielsko swojego dorosłego już syna, obejmując go ciasno ramionami. - To naprawdę ty... synku... - Łkała cicho, bardzo mocno się w niego wtulając.
Nie zareagował. Spiął się, patrząc gdzieś w dal. Szczęka zacisnęła się mocno.
- Kaśka? - Zza framugi drzwi od pokoju z oddali wyłonił się niepewnie wąsaty mężczyzna.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie potrafiła mu inaczej pomóc aniżeli zapewnieniami, że wszystko będzie dobrze i jakiej decyzji nie podejmie taka widocznie będzie słuszna. Wiedziała, że jej bliskość, czułość i ciepło gestów i słów zawsze działa na niego kojąco, czuła to, nie musiał jej tego mówić, jego ciało i umysł dobrze na to reagowały, chociaż dziś spięcie pozostało. Strasznie było jej przykro na to patrzeć, serce jej się ściskało i krwawiło obficie, bo nie mogła zrobić nic, tylko być, trwać i wspierać tak jak umiała najlepiej. Złożyła kilka pocałunków delikatnych i subtelnych na jego klatce piersiowej.
- Co tylko chcesz...- odparła spokojnie. W jej głosie dało słyszeć się ciepły uśmiech i szczerość tego zapewnienia. Uniosła wzrok Na jego twarz i czekała cierpliwie na to, o jaką obietnicę ją prosi. Zacisnęła palce na jego koszuli, lekko ją gniotąc, ale był to dobrej jakości materiał więc szybko się wyprostował.
- Obiecuję. Jeśli poczujesz taką chęć... Ściśnij mnie mocno za rękę, będę przy tobie cały czas, nie odejdę na krok, nawet jeśli nie zrozumiem ani słowa z waszej rozmowy.- zapewniła go, składając obietnicę, której nie była do końca pewna, bo gdy Angelo się odpalał, było bardzo trudno go zatrzymać, nawet jej się to udawało tylko w nielicznych sytuacjach, choć i tak uważała to za ogromny sukces. Dawno nie wdali się w żadną awanturę, Angelo się starał, ona też raczej nie robiła niczego, na co mógłby się wściekać, bo tak jak mu obiecała będąc na Sycylii słuchała się każdego jego słowa bez szemrania, będąc ekstremalnie grzeczną i nie wychylała się przed szereg, choć nie obyło się bez kilku zabawnych wpadek, które będą wspominać do końca życia. Teraz jej postawa i nastawienie trochę się zmieniły, bo nie była już zmuszona do ślepego podążania za patriarchatem, który królował w rezydencji. Pytanie tylko, czy Angelo zbyt mocno nie przyzwyczaił się do posłusznej Gabrielle, która zachowywała się, kiedy nie byli sami, trochę automatycznie.
- Jestem przy tobie...- ścisnęła jego dłoń mocno, kiedy przestępowali tych parę schodków piętro wyżej. Gabi jakby przywarła ramieniem do boku ukochanego, żeby cały czas czuł jej dotyk. To był ten moment... Aż wstrzymała oddech. Rozległo się pukanie silnej dłoni o drzwi. Nikt nie otwierał, znów pukanie. Stłumiony męski głos i w końcu drzwi się otworzyły. Gabi złapała lekką zawiechę widząc mężczyznę, przypominał jej wyglądem takich pijaczków z ruskich filmów, które kiedyś oglądali na zajęciach z kulturoznawstwa, ale nie wyglądał też na takiego, który lubi pić, raczej dobrze mu z oczu patrzyło, tylko ten ubiór... Łysa glaca i sumiasty wąs. Jej brwi automatycznie powędrowały do góry, ale przecież nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie dlatego odepchnęła od siebie uprzedzenia i uśmiechnęła się przyjaźnie, choć nie wiedziała co koleś do nich mówi. I wtedy stało się tyle różnych rzeczy, że dziewczyna kompletnie zgłupiała. Dostrzegła starszą kobietę, była bardzo ładna, choć wokół oczu było widać ślady pierwszych zmarszczek, ale ni cholery nie dostrzegła żadnego podobieństwa do Angelo. Drzwi zatrzasnęły się, dało się słyszeć kobiecy głos, stuki, puki, wyganianie ich po włosku, odgłos szamotaniny, słowa, dużo słów. Broń? Czy to była broń? Boże... Czemu ona ich się tak bała? Gabi też się przestraszyła, serce zaczęło jej mocniej bić. Co oni musieli jej zrobić, że skojarzyła twarz Angelo z takim niebezpieczeństwem. Aż jej się normalnie słabo zrobiło, ale nie ruszyła się na krok, patrząc niepewnie na ukochanego w geście jawnego zdziwienia. Blondynka wydawała się być lekko zdezorientowana, nie rozumiała słów padających zza drzwi, rozmowy między Mirkiem a Kaśka, ale te po włosku rozumiała dość dobrze.
- Czy... czy ona go bije? Brzmiało tak jakby go uderzyła...- wymamrotała patrząc przestraszona to na drzwi, to na Angelo. Jaki chłop pozwala się bić kobiecie? Halo! Pantofel jakiś a nie facet. Kaśka brzmiała na konkretną babkę, która nie da sobie wejść na głowę, jej miseczka i jej kasza, do której nikt dmuchać nie może. No... Już wiadomo po kim Angelo ma takich charakterek. Ojciec, niebezpieczny Włoch, matka jeszcze bardziej niebezpieczna Polka. Z tego musiało wyjść coś kompletnie wybuchowego. Gabi przełknęła ślinę i dotknęła ręką drzwi.
- Proszę otworzyć, chcemy tylko porozmawiać...- powiedziała spokojnie po angielsku, mając nadzieję, że kobieta ją zrozumie.
Położyła rękę na dłoni Angelo, na tą, która spoczywała na klamce, kiedy wysilił się na wyznanie, które zapewne przyszło mu z trudem. Zapadła cisza jak makiem zasiał, słyszała oddech Angelo, swój własny, ten kobiety zza drzwi też.
Drzwi się otworzyły, najpierw zostały odryglowane z kilku zamków i zasuwek a później otworzyły się na całą szerokość uderzając o przeciwległą ścianę, prawdopodobnie robiąc w niej klamką dziurę. Chwila wpatrywania się ich w siebie chyba na zawsze pozostanie w pamięci Gabi, bo łzy zaczęły ją dosłownie piec, chciały wylecieć z oczu na ten widok. Angelo z surowym spojrzeniem, kobieta ekstremalnie wstrząśnięta i wzruszona, ze łzami cieknącymi po policzkach. Czyli miała rację... Ona naprawdę go kochała całym sercem, tęskniła, cierpiała przez brak ukochanego syna. Wyciągnęła rękę, nadal stojąc obok Angelo i zaczęła go głaskać po plecach spokojnie, czule, chcąc w ten niewinny sposób sprawić, że choć trochę się rozluźni. Nie mogła powstrzymać łez, dziwne, ale czuła tę radość, ulgę, tęsknotę kobiety względem syna. Aż się lekko uśmiechnęła, nie bardzo wiedziała, czy powinna się odezwać, zrobić cokolwiek więcej. To był moment Angelo, tfu Michała i Kaśki i aż jej głupio było im przerywać, wtrącać się i zakłócać spotkanie po latach, a to tulenie i łkanie kobiety trwało już dobre dwie minuty.
Gabi pomachała mężczyźnie wyglądającemu zza framugi, przyjaźnie, sama będąc tak skołowana jak on. Oboje chyba tu nie pasowali, byli zbędnymi elementami układanki.
- Przepraszam, nie chcę psuć tej pięknej chwili, ale może... Może moglibyśmy porozmawiać w środku?- zapytała dość niepewnie nastolatka. Nie była pewna, czy dobrze robi odzywając się, ale przecież takie rozmawianie w drzwiach nikomu raczej nie sprawia radości. Ona i jej australijska bezpośredniość ot co. Nie zaprzestawała głaskania Angelo po plecach, gdzieś nad rękami starszej kobiety.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Katarzyna nie mogła uwierzyć w to, że tuli w ramionach swojego pierworodnego syna. Pogodziła się już dawno dawno temu z faktem, że nigdy go już nie zobaczy, nawet nie wiedziała jak wyglądał. Wielokrotnie chciała szukać na jego temat informacji, gapiąc w komputer w szkole, w której uczyła, ale nigdy nie odważyła się wpisać w jakąkolwiek przeglądarkę ICH nazwiska, wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje. Żyła w strachu i tęsknocie, chociaż nowa rodzina pomogła jej trochę leczyć rany, tak blizna na jej sercu wciąż tam była. Kochała swojego syna, wielokrotnie rozważała podjęcie ryzyka, ale nigdy się nie odważyła, wiedziała, że nie miała szans z NIMI.
Płakała, ze szczęścia, tuląc do jego wielkiego cielska. Był bardzo wysoki i postawny, wyrósł z niego silny mężczyzna, pomyślała. Bała się go, gdy pierwszy raz ujrzała, myśląc, że to jeden z TYCH ludzi, ale teraz strach przeminął. To jej syn, jej kochany Michałek, co mógł jej zrobić? Przecież tu przyjechał, sam ją odnalazł, miała w głowie mętlik, ale i dużo pozytywnych myśli.
Głos męża, a później jeszcze jakieś dziewczyny ją obudziły. Odsunęła się od Michała ocierając łzy i szlochając jeszcze chwilę. Spojrzała się po jednym i drugim gościu, jakby była zdezorientowanym dzieckiem, próbowała poukładać sobie wszystko w głowie, ale emocje były zbyt duże. Kim była ta dziewczyna, to jego córka? Przyjechał z córką? Boże, serce ścisnęło jej się jeszcze bardziej, chwyciła się za nie.
- Na Miłość Boską, tak, gdzie moja głowa, przepraszam. Zapraszam do środka, proszę, rozgośćcie się. - Wciąż mówiła po Włosku, przekonana, że blondyneczka właśnie tego języka używa na co dzień. Kobieta wpuściła gości do środka, zamykając za nimi drzwi.
Korytarz pokryty był boazerią, stały w nim stare, zniszczone meble, a nad drzwiami wisiał krzyż. Na lewo było wejście do łazienki, w drzwiach było małe zdobione matowe okienko. Nie było widać wnętrza, ale pokryte było ono ciemnymi, niebieskimi małymi kafelkami z białymi ozdobnikami. Stała tam toaleta, ze wszystkimi rurami na wierzchu, obklejona gdzieś w połowie taśmą. Wanna, tak samo z bebechami na wierzchu i lekką rdzą na dnie. Jakaś mała umywalka wystawała z wykutej ściany, z której wiecznie ciekło, więc stała pod nią miska. Jakaś stara pralka się w kącie też znalazła, której ujście znajdowało się w wannie, w postaci wiszącej tam rury.
Na przeciwko otwarta była kuchnia, kwadratowa, stara, pomalowana na żółto, ze starym piecem pod oknem. Lodówka, kilka rozpadających się szafek, mały taborecik. Na wprost było wejście do salonu, w którym leżał starodawny Perski dywan, a ścianę zdobiła potężna drewniana meblościanka, cała zagracona. Kanapa była mocno zużyta, tak samo jak i jadalniany stół, okryty białym, wyszywanym obrusem. Firanki były czyste, z tłoczonymi wzorkami, a żyrandol pamiętał czasy drugiej wojny. Przed salonem, po prawej stronie był jeszcze jeden pokój, do którego drzwi były zamknięte. W nich też wsadzona była zdobiona, ale duża szyba, prawie na całą powierzchnię. Za nią było ciemno, więc mgło to świadczyć o tym, że nikogo aktualnie w nim nie było. Na ścianach wisiały religijne obrazki, albo krzyże, na każdym meblu znajdował się obrusik i jakiś kwiatek. Ogólnie było dużo kwiatów, nawet wisiały na ścianach i sufitach, paprotki, ulubiony gatunek Mirka.
- A ty, jak się nazywasz? Jesteś moją wnuczką? - Miała łzy w oczach, gdy wyciągała kapcie dla swoich gości, czarne, duże dla syna i małe, różowe dla blondynki, którą zaczepiła, podając jej papucie.
- Mirek Jezu to mój syn! Michał się odnalazł! No nie stój tak! - Tym razem rzuciła do swojego męża po Polsku. Była bardzo rozemocjonowana, jej oczy biegały od Michała, po dziewczynę, po męża, nie wiedziała co się dzieje. Nadal ocierała łzy z oczu.
- O cholipka co ty mówisz Kasia! - Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
- Przepraszam was, Miruś mówi tylko po Polsku, to mój mąż. - Rzuciła im przepraszające spojrzenie i spojrzała na Mirka z piorunami w oczach. Mężczyzna drgnął i wypalił z pokoju jak proca, podając rękę najpierw mężczyźnie, którego widocznie się bał. Syn, jak to syn, przecież to jakiś bandyta! Myślał sobie, dalej nie wiedząc co się działo i dzieje, nic nie rozumiał, był zagubiony.
- Heloł, Mirosław. - Przedstawił się najpierw Michałowi, a później Gabrielli, dokładnie tak samo. Skakał po wszystkich zgłupiały wzrokiem i nagle jakby coś sobie przypomniał. Złapał się za głowę i poleciał do kredensu.
- Zapraszamy, zapraszamy, proszę rozgośćcie się. - Salon był duży, ale bardzo zagracony i ciemny. Katarzyna zapaliła światło, żeby się lepiej widzieli, mimo, że przecież był dzień. Mirek stawiał na stół wódeczkę i kieliszki, a Katarzyna stanęła przed Michała wpatrzona w niego jak w obrazek, nie bardzo wiedząc gdzie podziać ręce, więc pokazała na stół.
- Usiądźcie, proszę. Napijecie się czegoś ciepłego? Kawy, herbaty? Jesteście głodni? - Skakała po nich wzrokiem, zatrzymując go ostatecznie na mężczyźnie. -Jezu Michał... - Ona dalej była w szoku. Chwyciła się za policzki, przyglądając synowi. - Wyrosłeś na takiego mężczyznę... Wyglądasz jak swój ojciec... Mam tyle pytań, najsłodsza Maryjo, dziękuję, że go do mnie sprowadziłaś, tyle się modliłam ... - Chciała go dotknąć, ale nie zrobiła tego, cofnęła rękę i przyłożyła ją sobie do piersi. Miruś w tym czasie poszedł do kuchni i przyniósł jakieś ogóreczki do wódeczki i ciasteczka. Nie miał pojęcia co się dzieje, dalej po prostu robił to co zawsze, gdy przychodzili goście. Wiedział, że jej żonie zaginął syn, ale nie miał pojęcia dlaczego i że Kasieńka miała romans z jakimś Włoskim Mafiozem. Przytuptał grzecznie do salonu i postawił na stół zagryzki. Uśmiechał się do młodej blondynki jak głupi do sera, bo na syna swojej żony jakoś się bał patrzeć, oj źle mu się z oczu patrzyło, źle.

Gabrielle Glass Ares Kennedy
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Takie wsparcie jak od Gabrielle Glass dostawał w życiu jedynie od braci. Była tu, przy nim blisko, czuł ją w każdym ważnym momencie, nawet teraz, gdy matka przytulała go, a jego ciało reagowało na to bardzo negatywnie. Drobna dłoń na jego spiętych plecach doskonale łagodziła wściekłość, która chciała wydostać się z czeluści jego cielska, które wciąż drętwo i nieruchomo stało pod uściskiem matki/
Przełknął ślinę, dobrze, że Gabi zareagowała. To działo się tak szybko, kobieta mówiła bardzo szybko, poruszała bardzo chaotycznie, dawała im jakieś kapcie? Angelo nie odezwał się, spojrzał na Gabi. Wnuczkę... Przecież mówił jej przez drzwi, że jest ze swoją dziewczyna, nie słyszała? Spojrzał jeszcze raz na posiwiałą kobietę, wydawała się być w ogromnym szoku i amoku. Tak, jak i on. Wędrował tylko po wszystkich spojrzeniem, ale nic nie mówił, po prostu jak kukiełka chodząc tam, gdzie mu wskazano. Dlaczego nic nie mówił? Czuł, że powoli się w nim zbiera. Kobieta zachowywała się tak, jakby jej syn wyjechał na kilka lat na wakacje i teraz sobie nich wrócił. Z drugiej strony, czego się spodziewał? Nie miał pojęcia, ale to była jakaś jedna wielka komedia. I to mieszkanie... Rozejrzał się po nim, pachniało stęchlizną i starocią. Pamiętał te ściany i te obrazki, ale mieszkanie we wspomnieniach wydawało się większe. Drzwi do jego pokoju były zamknięte, zaczął zastanawiać się, kto tam mieszkał? Może nikt, przecież było ciemno... mąż, miała męża. Mieli dzieci? Poczuł dziwne ukucie, czy to zazdrość? Nie, on nikomu niczego nie zazdrościł. Nigdy.
Uścisk dłoni. Angelo go odwzajemnił, ale nic nie powiedział, nie potrafił. Szczęka zacisnęła się, a gula w gardle rosła. Co tu się odpierdalało? Byli traktowani jak goście, po prostu jacyś goście... Nie chciał wybuchnąć, ale było blisko, zdecydowanie za blisko. Oddychał bardzo głęboko, ale powoli. Próbował panować nad złością, która narastała i narastała, ale to była bardziej irytacja. jego matka mówiła i mówiła, przyglądał jej się w osłupieniu. Ona miała pytania? ONA! Zacisnął ze sobą pięści, za czym idzie i dłoń Gabi, tak, jak ustalili. Choć nie zrobił tego z premedytacją. Dobrze, że była obok, że nie przyszedł tu sam, nie umiałby się tak kontrolować. Jeszcze Katarzyna powiedziała, że jest podobny do ojca, wspomniała go, naprawdę to zrobiła.
Za dużo. Kurwa za dużo.
- DOŚĆ! - Rozgrzmiał w końcu i nastała cisza. Tym razem po angielsku, przecież znała ten język?
- Nawet nie znasz mojego imienia... Nie nazywam się Michał. On nie żyje. Na imię mam Angelo. - Wycedził wściekle. Mirek taktycznie wycofał się za krzesło, jakby jakoś miało mu to pomóc, już się nie uśmiechał. Poważnie? Wóda i ogórki? Spojrzał na niego przelotnie, a później wrócił wzrokiem na matkę. Coś mu śmignęło. Zmarszczył brwi i wrócił spojrzeniem w tamto miejsce. Mały telewizor stał na starej, wielkiej komodzie. Obok niego porozstawiane były różne zdjęcia, na których skupił się wzrok Włocha. Wyplątał się z uścisku Gabi i ruszył w tamtą stronę, wciąż marszcząc brwi w widocznym zastanowieniu.
Stało tam wiele zdjęć. Mirka i Kaśki, jakieś małej dziewczynki, nastolatki i chłopca, nastolatka. Ich razem, w różnych konfiguracjach. Czyli jednak, ma nową rodzinę. Nie powinno go to dziwić. Chwycił za rodzinne zdjęcie i podniósł je do swoich oczu. Dlatego mnie nie szukała. Pomyślał z dziką chęcią rozbicia zdjęcia o przeciwległą ścianę. Już jego palce silnie wbijały się w drewnianą ramkę, lecz sekundę przed tragedią wzrok Angelo padł na jeszcze jedno, czarno białe zdjęcie na które wcześniej nie zwracał uwagi, a stało po środku.
Uśmiechniętego chłopca o ciemnych włosach i oczach w ramionach swojej matki. To był on. Natychmiast złagodniał, odstawiając poprzednią fotografię na miejsce i podniósł teraz tą, która wywołała w nim burzę wspomnień i emocji.
- Dlaczego... - Odstawił ramkę i odwrócił na pięcie, rzucając Katarzynie oskarżycielskie spojrzenie. - Dlaczego mnie nie szukałaś? Skoro żyjesz... Kurwa! Trzydzieści lat! Miałaś jebane trzydzieści lat. - Dodał już ciszej. Spojrzał na Gabi, jakby szukał u niej jakiegoś wsparcia. Kompletnie wydawał się ignorować zachowania swojej matki, jakby nie chciał dopuścić myśli, że ona nie mogła do szukać, że teraz jest szczęśliwa widząc go tu, że się modliła o jego powrót, nie łączył żadnych kropek.
- Ja mam opowiadać? JA?! Porwali ci syna, a ty wypierdalasz się na niego dupskiem i zakładasz nową rodzinkę? - Zmarszczył brwi. Było w nim cholernie dużo żalu. Nie umiał się z tym pogodzić, miał zaślepione oczy, to był dla niego trudny temat.
- Myślałem, że nie żyjesz. Wiesz co... Może lepiej, żeby tak było. Byłoby łatwiej niż patrzeć jak udajesz że nic się nie stało. Gabi. Wychodzimy. - Spojrzał na Gabrielle dość stanowczo wypowiadając swoje słowa. Chyba nie chciał słuchać... Był wciekły i rozgoryczony, rozżalony i pełen wyrzutów.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ