malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Czy ja wyglądam na jedną z tych dziewcząt, które bawiłyby się lalkami Barbie? - potraktowała to niemalże jak jedną z tych klasycznych obelg, bo do żywego obrażało ją zestawienie swojej nieco mrocznej (a na pewno zwichrowanej) natury ze światem różem i brokatem obitym. Inna sprawa, że przecież niewiele jej w dzieciństwie brakowało do tej ułudnej krainy, która płynęła mlekiem i miodem. Nie mogła przecież narzekać na staranne wykształcenie, jakie odebrała, na prywatne lekcje gry na fortepianie i języków ani też na garderobę, pełną fikuśnych sukieneczek. Miała szczęście i to właśnie szczęście stawało jej czasami ością w gardle i doprowadzało do tak silnych ataków paniki, że myślała iż umiera.
Najwyraźniej wbrew obiegowej opinii bycie bogatą nie gwarantowało beztroski, więc wypadałoby zmienić wszystkie ulotki, zachwalające ten stan.
Albo przynajmniej uśmiechać się mniej tym hollywoodzkim uśmiechem, który sugerował, że nawet pomimo niewyspania i jednej z tych koszmarnych nocy, jest absolutnie na chodzie. Tak bardzo, że nawet zignorowała jego propozycję kawy i postanowiła obsłużyć się sama korzystając z mglistych wspomnień pobytu tutaj ostatnim razem. To nie było wprawdzie tak dawno, ale miała wrażenie, że od czasu, gdy ją całował w tej sypialni minęła cała epoka i oboje nagle zdążyli dorosnąć w międzyczasie.
Przynajmniej Julia, bo gdy Dillon zerwał się, poczuła, że obraziła go tą pokraczną formą pomocy i (o absurdzie) zapragnęła nagle powrócić do ubiegłej nocy, gdzie przynajmniej nie reagował na nią tak gwałtownie. Ta myśl jednak była jak cięcie nożem- w momencie pojawiły się przed nią obrazy tak brutalne i niepokojące, że o żadnym odpoczynku nie mogło być mowy.
Zmierzyła go więc szybkim spojrzeniem, tym, o którym mawiano, że mogłoby zabić, a potem obserwowała bezwiednie jak podchodzi blisko i mimo swojej wrodzonej buty musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Po raz kolejny uderzyło ją jak jest wysoki i ta fizyczność, która jeszcze do niedawna doprowadzała ją do ekstazy i uwielbienia podczas ich wspólnej nocy, teraz rozbrzmiewała jak jedna z tych złowieszczych pieśni, którymi wabiono dzieci do ogrodu. Niegdyś, jeszcze na początku swojej artystycznej drogi wyszukiwała podobne dzieła sycąc się przesytem okrucieństwa, makabry i ekshibicjonizmu. Obecnie zdawało się jej, że te wszystkie złe cienie wychodzą powoli z ram i obejmują ją za szyję.
Mimo to jednak nie przestała się w niego wpatrywać, zupełnie jakby tym demonom rzucała wyzwanie i nawet jego słowa nie wytrąciły jej z równowagi, a nawet nieco rozbawiły. Nie z powodu ich treści, bo halo, działy się z nim paskudne rzeczy i wziął ją na świadka, ale z powodu ich poetyckości, która tak mocno jej kontrastowała z tymi ostrymi rysami twarzy, doprawionymi jeszcze jej artystycznym szwem i kilkoma siniakami, które raczej tworzyły image człowieka, którego nie chciało się spotkać w ciemnej uliczce.
- Och, jak to poetycko zabrzmiało. Scarlett O’Hara mówiła jeszcze, że jutro jest nowy dzień. Mam cię zostawić z tymi przemyśleniami? - i faktycznie odeszła, by zrobić mu kawę i chyba przy tej dawce kofeiny powinna pozostać, ale nie dawał jej wyboru. Nie, gdy wręcz podążał jej śladami i zjawiał się we własnej kuchni nieproszony, bo wiedziała, że musi sama to wszystko poukładać.
Ten obraz jego zakrwawionych rąk i to przeświadczenie, że przyłapała go na czymś, co skrzętnie ukrywał nie tylko przed nią, ale i przed własną siostrą. W innym wypadku Flann na pewno nie pozwoliłby Desiree się do niego zbliżać. Ba, byłby wściekły na Julię, która właśnie jak niezrażona gówniara wchodziła na grząski grunt postanawiając, że poranek jest odpowiednim czasem, by roztrząsać tę jego nagłą utratę panowania nad sobą i przemoc, która miała już odbijać się w każdym jej śnie.
Czy oczekiwała tak wymijającej odpowiedzi? Zupełnie mechanicznie podała mu kubek z kawą, a potem poczuła przemożną chęć, by mu ją z tych dłoni wytrącić, a najchętniej wylać ten wrzątek na niego, by się ocknął i przestał migać się jak nieprzygotowany uczeń podczas odpowiedzi ustnej.
Tyle, że jakiś głos w tyle jej głowy powtarzał, że sama mocno i konsekwentnie wywaliła go ze swojego życia, więc nie mogła spodziewać się od niego szczeniackich wynurzeń, rodem z brazylijskiego serialu. Skoro przecież to było takie łatwe, to czemu nigdy Flannowi nie powiedziała wprost, dlaczego tak bardzo boi się wody? Dlaczego Adam wiedział, ale nigdy do tego nie wracali? Najwyraźniej trauma jak jedna z tych magicznych wróżek rzucała urok milczenia i nie dało się tego odczarować ani magicznym pocałunkiem ani też szufladą z eliksirami. Takie wydarzenia jedynie sprawdzały się dobrze w bajkach, w życiu czuła tylko coraz głębsze rozczarowanie, które teraz sprawiło, że wreszcie uniosła się na palcach i złożyła pocałunek na jego czole, w miejscu, gdzie zszyła jego czoło.
- Pewnego dnia mnie zabraknie, pewnie szybciej niż myślisz i kogoś zabijesz. Może jego, a może matkę, która wymusi przed tobą pierwszeństwo. Może nawet weźmiesz jakąś siedemnastolatkę i będzie cię prosiła, żebyś przestał, a ty jej nie posłuchasz. Później zobaczysz ślad krwi na płytkach i zrozumiesz, że w ten sposób straciła dziewictwo. Nie będzie słów, którymi zdołasz ją pocieszyć, a to wspomnienie, te pieprzone ręce będą prześladować ją do końca życia - mówiła cicho, ale dobitnie, kategorycznie, nie zadrżał jej głos. - I ja wiem, że ja jestem dla ciebie kimś absolutnie obcym i masz gdzieś moją pomoc, to, że się martwię, ale Desiree zasługuje na brata, który nigdy jej nie skrzywdzi. Każda z nas na kogoś takiego zasługuje - i jedynie skrzywiła się wtedy czując, że dłużej nie wytrzyma tej rozmowy ani jego jakże wesołego tonu, którym próbował to wszystko zakryć, zupełnie jakby znowu miała osiemnastkę i dostawała od swojego gwałciciela kolię z brylantem.
Do dziś nigdy nie założyła takiego rodzaju biżuterii.
Teraz też tylko złapała się za łańcuszek z zaręczynowym pierścionkiem (musiała go wreszcie kiedyś zdjąć) i ruszyła do drzwi czując, że nie może już nigdy się tak z nikim szarpać. Za każdym pieprzonym razem traciła jakiś fragment duszy i nigdy go nie odzyskiwała.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Raczej ciężko było uznać dzisiejszy dzień za najlepszy w dorobku Dillona Riseborough. Jak i poprzedni, i ten jeszcze te oba poprzedzający i moglibyśmy się tak cofnąć pewnie nawet z tydzień, jeśli nie więcej. Śmiało więc można było pokusić się o stwierdzenie, że chłopina miał ostatnio Nienajlepszy okres, bo można już było uderzać w całe tygodnie, jeśli nie miesiące czy nawet lata - wszystko zrzucając aktualnie na karb nieprzepracowanej traumy,, wcześniej wojny w systemie tu i teraz a przed tym wszystkim środowiska tak patologicznego, że trudno było oczekiwać, że on kiedykolwiek wyrośnie na ludzi. Może gdyby spotkał na swojej drodze bardziej szczęśliwe jednostki, może gdyby gdzieś-kiedyś wybrał inaczej, dzisiaj wszystko układałoby się w jakąś zgrabną całość? Pobożne życzenia. Zamiast tego był rozpierdolony - psychicznie, a od wczoraj i fizycznie - niczym Nowy zorlean po przejściu Katriny i siedział teraz w zaciszu własnego (dobre, kurwa, sobie - w y n a j ę t e g o) domu, trzęsąc się gdzieś tam głęboko w środku jak galareta. To zabawne, bo on doszczętnie wręcz czuł się ofiarą wszystkiego, co gdzieś tam po drodze przetyrało go w tak okrutny sposób, ale starał się chyba wypierać to tak bardzo, że będzie strugał bohatera do ostatniej chwili. Jak i teraz, kiedy brakowało mu dosłownie niewiele by zasugerować, że owszem, Julia Crane wygląda na taką co kiedyś bawiła się lalkami Barbie. Sprowadzając na nie okrutną apokalipsę, ale to zawsze była zabawa, prawda?
- W żadnym momencie nie zasugerowałem, że musiałaś się nimi bawić - zauważył trzeźwo, aczkolwiek raczej kąśliwie. - Zawsze mogłaś je jedynie wykańczać - a samo słowo w y k a ń c z a ć mogła zrozumieć w dowolny sposób. Mogła je w ten sposób odpowiednio upiększać albo przeprowadzać na tamten świat. Przecież i wśród zabawek musi być coś po, prawda? Jakiś tęczowy most czy inne pseudo artystyczne określenie wciskane wszystkim tym - zwykle aż nazbyt dzianym - fanatykom tematu.
Słysząc, jak się z niego nabija przy użyciu Scarlet O'Hary, jedynie przebiegłe uśmiechnął się pod nosem, po czym westchnął.
- Jakiż to był drań - urwał, widząc że skupia tym cytowaniem jej uwagę. Dramatyczna pauza to jest to. - ale jak potrafił być chwilami miły! - dokończył i w uznaniu dla swoich bardzo osobistych zasług nawet klasnął bezgłośnie we własne dłonie. To był cholerny błąd, bo właśnie docierało do niego, że jest po tym swoim gorącym okresie obolały do tego stopnia, że bolą go nawet palce, ale przecież nigdy nie należał do tego typu mężczyzn, którzy w takich momentach się nad sobą użalają. Nawet się nie skrzywił, zresztą okazało się że niespecjalnie miałby na to czas. Nie kiedy Julia zaczęła mówić, a jej monolog w innych okolicznościach przyrody pewnie skuteczniej złapałby go za serce. Dillon przecież nigdy nie chciał stać się złym człowiekiem. Nie celowo, nie z premedytacją. To życie zrobiło z niego złego człowieka, a i tak miał tyle samozaparcia - co niczym jakąś cudowną mantrę wciskał głównie samemu sobie - że nie zamierzał krzywdzić innych. Nie daj Bóg, bezbronnych i niewinnych. Krzywdził za to siebie, zjeżdżając po równi pochyłej na samo dno. W ostatnim czasie jej kat stawał się chyba już niedorzecznie ostry, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że dla samego zainteresowanego jest już za późno, by choćby wyciągnąć rękę po pomoc. A może po prostu nie chciał pociągnąć nikogo za sobą? Przecież doskonale wiedział jak to działa w przypadku tonących - trzeba w chuj i ciut ciut umiejętności i zaangażowania, aby nie dać takiemu się wciągnąć pod wodę. Dillona coś wciągało i zdawał się oddychać resztkami tchu.
Teraz jednak przekręcił głowę niczym mały, zaciekawiony czymś piesek. W bardziej normalnych okolicznościach przyrody okazałoby się bowiem, że pan ortopeda ma w sobie naprawdę dużo empatii i chętnie podjąłby się rozmowy o tym, czy towarzysząca mu dziewczyna przypadkiem nie zna takiego przypadku z autopsji. Czy przypadkiem nie serwuje mu historii własnego życia, okraszonej w tym momencie kołczingowym wydźwiękiem o tym, jak to ma się ogarnąć dla innych. Z tym, że Dillon miał wrażenie, że im dalej w las tym tych drzew mniej - i tych innych po prostu zdawało się brakować. Desi miała swoje życie gdzieś daleko obok niego i nie miał zamiaru pakować się jej w nie z buciorami. Julia pożegnała go ze swojego z całą możliwą sobie gracją. Dick uznał za najlepszą rozrywkę zabawę w zakładanie rodziny, więc nic tylko wyglądać jak jego żonka zażyczy sobie dzieci i skończy się wszelkie rumakowanie. Dziewczyny nie wykazywały nadmiernego zainteresowania do tego, by ostać się w jego życiu na dłużej. Chłop uczył się więc życia w samotności, co było podwójnie bezpieczne, bo w ten sposób tym bardziej nie mógł skrzywdzić nikogo.
- Jeśli masz ochotę porozmawiać, jedynie nieśmiało przypomnę że ledwo chwilę temu obiecałaś mi wspólną kawę - rzucił z charakterystyczną dla zwyczajnego Dillona nonszalancją i brakowało jeszcze aby zwyczajowo uniósł do kompletu jedną brew, ale to już musiała sobie odpowiednio zwizualizować.
Jak i to, że kiedyś będzie normalnie, ale to zadanie mogło się okazać o wiele trudniejsze.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Było coś rozkosznie przewrotnego w fakcie, że o wykończeniu lalek mówił wprawdzie lekarz, ale o anturażu ostatniego zbira. Brzmiało to tak złowieszczo, że mało brakowało, a w uszach zacząłby jej dudnić stary, dobry motyw z Hitchcocka, a zza pleców z nożem wyskoczyłby złoczyńca. Tyle, że istniał tylko jeden i właśnie ten, który zapraszał ją na kawę. Gdyby mogła, roześmiałaby się w kułak, ale zamiast tego posłała mu jedno z tych morderczych spojrzeń, sugerujących, że dobrze odczuła ten jego niemy komentarz.
Można było z całą stanowczością stwierdzić, że tym sposobem uciekł prosto z katowskiego topora, który zawisł nad jego głową już jakiś czas temu. Zapewne wówczas, gdy musiała ewakuować go z Shadow zostawiając za sobą krwawe ślady.
Może stąd wzięło mu się przekonanie, że była jedną z tych, które lalki raczej traktowała jako swój prywatny worek treningowy.
- Jeśli jest to istotne - czy było? Czy gdzieś w annałach warto było zanotować takie informacje? - Byłam raczej jedną z tych dziewcząt, które interesują się mechaniką. Artyści to przede wszystkim rzemieślnicy, muszą od małego ćwiczyć dłonie i ja byłam specjalistką od rozbierania wszystkiego na części pierwsze. Lalki? Moja matka uważała, że bardziej przyda mi się fortepian i lekcje rzeźbienia. Po części miała rację, bo dalej muzyka jest moją pasją - i nagle złapała się na tym, że naturalnie zaczyna mówić zajmując jego uwagę tak pozornie nieistotnymi kwestiami. W końcu oboje (dobrze, ona) zgodzili się, że kończą tę znajomość, więc mogła darować sobie ozdobniki w postaci rzewnych historyjek z dzieciństwa, które i tak jedynie muskały ciepłym oddechem dywan, pod którym rozgościły się dramaty wszelkiej maści. Były tak skrzętnie ukrywane, że dałaby sobie rękę uciąć, że i ona jest teraz persona non grata i o jej obrazach mówi się z podobnym przekąsem, jaki odnotowała w wypowiedzi Dillona.
Najwyraźniej jednak z dwojga złego (czyżby?) wolała taplać się w jego skacowanym i obolałym towarzystwie. Nietrudno było bowiem zauważyć to skrzywienie, które dokonało się za sprawą klaśnięcia i Julia Crane poczuła się nieco jak wredna zołza, ale mało brakowało jej, by krzyknęła, że i jemu dobrze tak, nawet jeśli był draniem pierwszej wody.
- Tak, za to wyglądasz na fana romansów z czasów wojny secesyjnej - przekrzywiła głowę, zupełnie jakby swoją wyobraźnią artystyczną próbowała dopasować go do fanatyka wszelkich maści historii miłosnych. Najwyraźniej szło jej całkiem toporne- albo i model był absolutnie nieprzystawalny- bo zarzuciła to prędko.
Za prędko, chciałoby się krzyknąć, gdy zeszli z tematów gładkich i przyjemnych na te, które w jej sercu pozostawiły dziurę. Nie żadną wyrwę, nie było miejsca też o rozkosznie banalnym złamaniu. To była czeluść wręcz piekielna, o ostrych i poszarpanych brzegach, tak, by nikt nie był w stanie jej zakleić byle plastrem bądź sloganem o miłości, która wszystko zniesie. Dobre sobie, tego jej pomieszania z poplątaniem nie zniósłby nawet milczący mnich, więc nic dziwnego, że w momencie pragnęła wylać mu na głowę kubek z tą parującą kawą, a potem zwyczajnie zamknąć się w łazience… i dojść do siebie.
Takich atrakcji jednak nie zapewniano, a ona miała to do siebie, że nigdy nie skupiała zbyt długo uwagi na swoim jestestwie, więc nie zamierzała prostować tej historii ani zestawiać ją z faktami. Chciała jedynie, by wybrzmiała i gdy tak się stało, nie ulżyło jej ani trochę, co miało być jedynie potwierdzeniem tego, że świat nie jest tak cudownie skonstruowany, by traumy czmychały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
O nie, te kurwy osiadały czasami na jej piersiach i sprawiały, że nie mogła złapać oddechu. Innym razem szeptały jej do ucha, by zwiększyła prędkość. Czasami odnajdywała je też w oczach przelotnych kochanków, którzy patrzyli na nią z jednakową prośbą. Nie umiała przecież ich pokochać, więc czego jeszcze chcieli?
Czego chciał Dillon, gdy dość zwyczajnie przypomniał jej o kawie, którą mu obiecała?
- Och, to nie ten moment, gdy robisz komuś psychoterapię, bo sam sobie nie radzisz - zastrzegła lojalnie i po raz kolejny poczuła przemożną chęć, by złapać go za fraki i nim szarpnąć. Tym razem jednak wiedziała jedno- musiałaby zbić własne odbicie w lustrze, bo przecież to ona przodowała w spychaniu swoich problemów na bok, by zrobić miejsce dla tych cudzych. Zapewne dlatego jego zachowanie irytowało ją do żywego i wiedziała, że nie jest w stanie odpuścić.
Zamiast kawy więc sięgnęła po papierosa i przysiadła się na jego parapecie otwierając okno, by wpuścić trochę powietrza do tej meliny (na to wskazywał ostry zapach alkoholu) i jednocześnie dość stanowczo wyrazić sprzeciw nad rozgrzebywaniem jej przeszłości, która zasnuta nikotyną nie wyglądała wszak tak tragicznie.
Są większe dramaty na świecie niż skrzywdzona, biedna dziewczynka, prawda?
Po ilu latach terminuje się trauma? Musiał istnieć jakiś termin przydatności.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Od zarania dziejów był jednym z tych szczęśliwych ludzi, którzy nie przykładają nadmiernej uwagi do tego jak i czemu wyglądają w taki, a nie inny sposób. Swoją fizjonomię zaakceptował już całe lata temu - w nonszalancki odrobinę sposób uznając, że przecież nie ma na nią zbyt wielkiego wpływu a tym bardziej w żaden sposób niczego nie zmieni. Nigdy też nie zastanawiał się, że jak na poważnego pana doktora przystało pewnie powinien prezentować się bardziej elegancko, a nie jak kizior z oficyny w dzielnicy o wątpliwej reputacji, ale przecież to wcale nie działało tak cudownie, że mógł swój niewyględny ryj zostawić w domu. Dzisiaj żałował tego wręcz wyjątkowo, bo przecież nawet mu takie dywagacje nie przystawały.
- A czemu miałoby nie być? - w niezamierzony sposób wciął się jej w słowo, ale nie brnął - przynajmniej na razie - dalej i jedynie pokiwał twierdząco głową, jakby uznając wyższości jej myśli nad swoją i słuchał dalej. A im więcej mówiła, tym bardziej on sam zadowolony był z obrotu spraw. W końcu zamiast użalać się nad jego zepsuciem, jak gdyby nigdy nic snuła opowieść o tym, jak wyglądał dość randomowy aspekt jej dzieciństwa. Kto by się spodziewał, że Julia Crane uzna ten moment za odpowiedni do otwierania dla Dillona pewnych szufladek swojej osobowości. - Cieszę się, że mogę cię lepiej poznać - skinął kubkiem/szklanką z kawą w jej stronę, po czym cofnął naczynie i upił z niego całkiem spory łyk. Nieźle również ryzykował, w końcu miał wrażenie że nawet przełykanie własnej śliny powodowało, że robiło mu się właśnie niedobrze, ale poczuł się na tyle pewniej, że ryzykował powrót na normalne tory ich rozmowy, jak i zwrócenie za chwilę śniadania sprzed trzech dni. Sama radość.
Słysząc komentarz dotyczący swojego oddania romansom wszelkim, zaśmiał się cicho. Szybko jednak tego pożałował, bo oznaczało to ból rozchodzący się cholernie nieprzyjemną falą po całej głowie, jak i uczucie pękania całej twarzy. Choć moze było warto?
- No jasne. Daj mi trochę czasu, a dowiesz się, że w wolnych chwilach oglądam najbardziej beznadziejne z beznadziejnych komedii romantycznych na Netflixie. Na pamięć już znam - odstawił swoją kawę na kawałek wolnego blatu znajdującego się najbliżej niego i pokiwał twierdząco głową, choć wcale nie było to potwierdzeniem jego słów. Aż się sam w sumie zdziwił, że w momencie takiego aż zjazdu pamięta tak niedorzeczne rzeczy jak cytaty z jakiś secesyjnych romansów, ale to może było trochę tak jak ze wszystkimi neurodegeneracyjnymi chorobami? Zapomnisz wszystko a nie to, że guzik w domofonie do twoich dziadków był czerwony? Próbował przywołać jeszcze jakieś idiotyzmy, odrobinę się właśnie zamykając na całe otoczenie i wgapiając w jeden punkt, palcem wodząc regularnie i powoli wokół wykończenia swojego kubka.
Potrzebował znowu usłyszeć jej głos, aby się ocknąć. Kilkukrotnie zamrugał - najwyraźniej w ten sposób resetuje się mózg doktora Riseborough. Nie odezwał się jednak od razu a skupił wzrok na pięknej twarzy Julii. Dillon bowiem mógł być ostatnim, doszczętnie zamykającym kolejkę idiotą, ale nawet wbrew temu nie był głupi. Nie byłby w stanie uwierzyć w to, że chciała mu wcisnąć tą opowieść jako jedną z tych łzawych historyjek, które miałyby rozpuścić lodowate serce psychopaty. Zakładał zresztą, że znali się na tyle, by wiedziała że nie jest jednym z tych emocjonalnych gnojków, które takie historie by w ogóle ruszyły. Czuł więc pod skórą, że to wszystko ma głębsze dno, ale z drugiej strony że był to dosłownie ostatni moment na to, by to roztrząsać. Kiedy w końcu więc otworzył usta, postanowił dość ogólnikowo jedynie rzucić:
- Tak? Wydaje mi się, że to nie ja zacząłem - mimo wszystko jednak poczuł się tak, jakby postawił o jeden krok za drzwi zamkniętego świata Julii Crane za daleko i postanowił się wycofać, posyłając w jej stronę odrobinę rozbrajający uśmieszek. Jeśli będzie chciała, uzna to za żart. A jeśli nie - może zdzieli go przez łeb i w końcu zajdzie tam jakaś cudowna przemiana pozwalająca zostać mu dobrym człowiekiem?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak naprawdę jego fizjonomia nie powinna być czymś, na co zwracałaby nadmiernie uwagę, ale wiedziała, że już po części się od niej nie uwolni. Nie po tym jak zaczęli swoją znajomość od rozkosznie pierwotnej wręcz fizyczności i nie po tym jak wczoraj musiała holować go w stanie nietrzeźwym do mieszkania zastanawiając się czy w przypływie szału nie rzuci ją o podłogę. Od tamtej pory te wspomnienia miały się na siebie nakładać tworząc najbardziej pokraczną mozaikę, która w najlepszym wypadku przyprawiłaby ją o migrenę. O najgorszym wolała nie myśleć, więc faktycznie łatwiej było skupić uwagę na losowych wydarzeniach z dzieciństwa, które obecnie wydawało się jej Edenem, z którego została dość brutalnie wykopana.
Nie pora jednak żałować róż, gdy płonęły lasy.
- Z wami, facetami jest zawsze coś nie tak. Usilnie chcecie mnie poznać, zupełnie jakbym była kimś wartym tego poznania. Nie jestem - zaprzeczyła z całą mocą i spojrzała na niego uważnie. - Jestem jedną z tych bogatych dziewczynek, którym poprzewracało się w głowie od dobrobytu. Tacy lekarze jak ty powinni trzymać się ode mnie z daleka - w końcu wiedziała, że on ma serce po dobrej stronie i zawód, który wykonuje, wymusza pewien rodzaj oddania. Zaś ona zdawała się być nadal kobietą, która bawi się mężczyznami, a potem ich porzuca. Pewnie ktoś chętnie poddałby to psychoanalizie i odkryłby, że robi to z zemsty, ale odżegnywała się od tego typu sugestii wierząc, że jest po prostu zbyt zepsuta, by być dla kogoś zaledwie wystarczająca.
Nie po tym jak ktoś poznałby ją bliżej, bo przecież wiedziała, że same ramy swojego obrazu ma wręcz zachwycające i nie chodzi nawet o przepych tego, co roztaczało się przed oczami Dillona (a miała w domu lustro), ale i o fasadę, która była nęcąca. Szkoda, że pokrywała czystą zgniliznę, choć tego akurat nie zamierzała mu powiedzieć miarkując się ze względu na jej kac i niewyparzony język, który mógł ich wyprowadzić w pole.
Stała więc w tym mieszkaniu i obserwowała kroplę krwi na podłodze, którą przeoczyła. Szkoda, że teraz nie mogła jej tak łatwo zignorować, bo wtedy kawa smakowałoby lepiej, jak i jego śmiech. Zamiast tego wydał się on tak nienaturalny jakby Dillon urwał się z prozy Kinga i nagle postanowił wcielić się w jakiegoś psychopatycznego klauna.
Wiedziała z czego to wynika- wiedziała i cholernie pragnęła cofnąć czas, by nie spotkać go w tym stanie w Shadow, ale bańka mydlana Julii Crane pękła z hukiem i okazało się, że życie to nie przywołana właśnie komedia romantyczna.
Jej śmiech nie brzmiał więc do końca szczerze, ale na pewno był równie bolesny, choć nie do końca fizycznie.
- Tak, wyglądasz mi na takiego, zwłaszcza na fana medycznych oper mydlanych. Robicie to tak często w dyżurkach jak jest pokazane w serialach? - dopytała starając się utrzymać w ryzach ten do zarzygania wręcz lekki ton konwersacji. Kiedyś uczono ją tego w domu uczulając na fakt, że mężczyźni raczej nie lubią poruszania spraw ważnych z istotami pięknymi. Buntowała się przeciwko temu, a jakże! Kruszyła kopie próbując żałośnie zwalczyć patriarchat, który rozsiadł się całkiem wygodnie w jej sferze, ale to wszystko okazało się na nic. Na dodatek sama teraz dość marnie próbowała udowodnić tę tezę sięgając po jakieś nieistotne pierdółki zamiast potrząsnąć nim jak skarbonką i zapytać, co on odpierdala.
Prosto z mostu.
Nie starczyło jej chyba odwagi i gdy odbił piłeczkę w jej stronę, jedynie konsekwentnie pokręciła głową.
- Ale ja skończę. Nie mam nic do dodania - zaznaczyła kategorycznie i wypiła duszkiem kawę czując, że od nadmiaru kofeiny i braku snu kręci się w jej głowie. A może to była ta pieprzona adrenalina, która wysyłała sygnał do jej mózgu, że jest w stanie zagrożenia?
Tyle, że najwyraźniej pieprzyła kulturalnie swój instynkt samozachowawczy spoglądając na niego wyczekująco i dając mu szansę, by w końcu spróbował przynajmniej jej nakreślić swoje zachowanie, skoro nadal to mieszkanie pachniało jak melina, a on miał krew na rękach.
Nie oczekiwała zbyt wiele, prawda?
A nawet jeśli to było minimalne oczekiwanie, Julia Crane wiedziała jak milczeniem wymusić pewną panikę, bo przecież to wcale nie była jedna z tych kojących cisz, ta osiadała wręcz jak ciężki całun dusząc adresata.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

W życiu Dillona Riseborough było wiele chwil i innego rodzaju momentów, które z biegiem czasu chciałby skutecznie, i najlepiej dożywotnio wymazać ze swojej pamięci. Każda jedna, kiedy jego rodzice odstawiali encyklopedyczny przykład patologii - zresztą, czy tych ludzi można jeszcze w ogóle nazywać rodzicami? Trochę kobiecych łez, których autorem był na przestrzeni lat. Pierwszy pacjent, który mu zszedł zmarł to było w karetce, na pieprzonym podjeździe, zabrakło im dosłownie dziesięciu metrów. Moment odzyskania przytomności po wybuchu na tym jebanym froncie. Pierwsze spojrzenie w swoje odbicie w lustrze, kiedy zrozumiał że miał szczęście bo usiadł na jebanym, właściwym stołku. Dzień, w którym odznaczali go - na Boga! - za to, że sobie wtedy wziął i przeżył. Najwyraźniej do tego zestawienia miał dopisać wczorajszy i dzisiejszy dzień, kiedy ta Bogu (strasznie dziada dużo u niewierzącego Dillona) ducha winna dziewczyna, musiała go oglądać w takim stanie.
- A co jest niby takiego złego w byciu dziewczynką z dobrego domu, której od tego dobrego przewróciło się w dupie? Mam wrażenie, że chętnie zamieniłbym się na stołki, bo wierz na słowo, prawo wykonywania zawodu lekarza wcale nie gwarantuje, że wszyscy z tego towarzystwa są ciekawymi, a co dopiero dobrymi ludźmi - pokiwał twierdząco głową, po czym zniżył ton i dodał konspiracyjnie: - Uwaga, spojler: n i e s ą - zakończył, szczerząc się w tak przebiegły sposób, że pokracznie było w tym już coś przerażającego. Oddał ochronie zdrowia tyle lat swojego życia, że już chyba w ilościach do porzygania słyszał o tym jakim to musi być bohaterem, jaką ta misja musi być dla niego pasją. Wielkie mi rzeczy, wstać rano, iść na oddział, zrobić swoje, po drodze nie narzygać komuś do otwartej rany, zamknąć ranę, skończyć dyżur i wrócić do domu tak, jak gdyby kończył kolejną szychtę w fabryce. Tylko i aż tyle.
- Hm, nie wiem, nie prowadzę statystyk. Zresztą, jestem team seksowne pacjentki na szpitalnym parkingu - powiedział to tak poważnie, jakby odrobinę zbyt mocno seksualne relacje z pacjentami były w takich placówkach normą, a widząc że zwrócił tym jej uwagę, wyszczerzył się szeroko, aby jasno dać do zrozumienia, że pozwala sobie na pierwsze, mniej lub bardziej ofensywne żarty. Między Bogiem (i znowu ten starzec na chmurce) a prawdą w końcu, mógł być nieznośnym wręcz babiarzem, ale nigdy wcześniej - czytaj jako przed poznaniem Julii - nie przydarzyła mu się taka przygoda, gdzie najpiękniejsza z dziewczyn, jakie poznał, wskakiwała mu do łóżka. Wróć, do samochodu. I jednak to trochę on ją tam zaciągnął. Fifty-fifty.
Aż szkoda, że tak szybko przyszło mu zmienić temat:
- Okej - odparł krótko i bezpiecznie, i gdyby był tylko odrobinę mądrzejszy to zakończyłby temat w tym jednym momencie, ale Dillon Riseborough miał ten paskudny charakter, który jątrzył zawsze wszystko do samego końca, choćby miało skończyć się wybuchem, nadejściem huraganu, czy otworzeniem się samych piekieł. - Ale nie musisz się na mnie gniewać, chciałem dobrze - och chłopie, pierdolisz pan jak potłuczony. Gdybyś chciał dobrze to zagrałbyś w otwarte karty ze wszystkimi, jak na porządnego człowieka przystało i nazwał po imieniu swoje problemy i potrzeby. Zamiast tego jednak wolał taplać się w bagienku udawania, jak to wszystko jest dobrze i cacy, coraz głębiej zakopując się w swoim zespole stresu pourazowego, który najwyraźniej wziął sobie na cel wykończenie go na dobre, bo alkoholizm, słabość do prochów i bywania w wątpliwej jakości miejscach nie wróżyła mu raczej spektakularnej kariery.
Chyba, że potrzebują ortopedów gdzieś tam w piekle, zgłasza się wtedy w ramach wolontariatu.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Oni może nie są, ale ty jesteś - odpowiedziała pewnie i nieco buńczucznie, bo jak zdążyła już poznać tego mężczyznę to już mogła stawiać cały swój majątek (łącznie z obrazami) na to, że zacznie zaprzeczać i podzieli się z nią jakąś słodko- gorzką refleksją na swój temat. Na co ona pewnie wzniesie oczy do nieba i zacznie w myślach układać najlepszy sposób na pozbycie się jego ciała, bo przecież była przekonana, że dłużej tego nie zniesie i wreszcie zamorduje go w jakimś szale. Najwyraźniej jakimś cudem działali na siebie jak dwa przeciwstawne bieguny i choć swojego czasu przyciągało ich coś do siebie, teraz za każdym razem czuła, że głównie zderza się gwałtownie ich światopogląd albo co gorsza, są tak identyczni, że się od siebie stanowczo odpychają.
Nie rozumiała też samej siebie, ratującej go wczoraj trochę na przekór, skoro z każdym jego słowem miała ochotę zrobić mu z twarzy mielonkę, a nie obserwować swój nieidealny szew. Najwyraźniej jednak kobieta istotą zmienną jest i ten jego żarcik nieco rozmiękczył atmosferę, choć pokręciła głową z rozbawieniem wskazując mu wyraźnie, że ona w takie cuda nie wierzy i że teraz to jedynie jest schlebia.
Może powinna sobie i jemu pogratulować jednak, że dotarli do etapu, w którym żartują sobie z ich przeszłego życia seksualnego, ale było to dość znamienne. Pewien etap został zamknięty i była przekonana, że domknęła go sama przyjmując zaproszenie od Aidena na kolację. Nie widziała więc żadnych przeszkód, by teraz mogli powrócić już jako znajomi do tego, co wtedy się wydarzyło.
- Wiedziałam, że masz w tym doświadczenie. W końcu nikt nas nie przyłapał - uśmiechnęła się lekko i tak po prawdzie nie interesowało ją to zbytnio czy była jego pierwszą czy może jedną z wielu. Nigdy nie umiała wchodzić nikomu z butami w jego erotyczne życie i tego samego też wymagała od swoich partnerów, choć to dość szumne określenie dla relacji, jaka ich połączyła.
I jaka faktycznie przeminęła z wiatrem pozostając przy klimatach ściśle filmowych.Nie mogło być inaczej, gdy oboje grali tak defensywnie próbując zajrzeć pod powierzchnię i jednocześnie zapierając się rękami i nogami przed tym, by ta druga osoba odkryła ich sekret. Nie dało się tak niczego budować, więc wcale nie dziwiło ją to, że wreszcie nie wytrzymała i na jego chciałem dobrze, wstała gwałtownie.
- W którym momencie, co? Jak praktycznie zamordowałeś człowieka, bo wszedł ci w paradę czy wtedy, gdy udawałeś, że to twój pierwszy raz? Nie pieprz, Dillon o tym, czego chciałeś, bo nie podejmujesz terapii, więc chciałeś - odrzekła cicho, a potem podała mu do ręki swój kubek.
Sama nie rozumiała, dlaczego aż tak bardzo denerwuje ją mężczyzna, z którym przecież nie miała za wiele wspólnego poza kilkoma nocami. Najwyraźniej jednak miał on specjalne zdolności i potrafił doprowadzić ją do szału w kilka minut. Mało brakowało, a zaczęłaby mu klaskać bez końca.
Spojrzała na niego raz jeszcze i choć wiele pragnęła mu powiedzieć, wiedziała, że nie może, jeśli chce ratować samą siebie. Pocałowała więc go w policzek i wyszła z jego mieszkania oraz z życia.

koniec
ODPOWIEDZ