Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Ślub kuzyna, w słonecznej Italii zbliżał się wielkimi krokami, był coraz bliżej. Czas prześlizgiwał się przez palce, umykał spod nich jakby był upierdliwymi pchłami skaczącymi po kocie sąsiada. Na decyzję, czy powinna jechać, czy też nie miała zaledwie trzy następne dni, a wciąż nie miała zrobionego drzewka decyzyjnego. Wiedziała jedno: jeśli pojedzie, będzie musiała stawić czoło swojemu najgorszemu wrogowi, którego kiedyś kochała bez pamięci. Antonio... Antonio.... Cudowny, wspaniały Antonio, jak piękny tak bardzo cholerny skurwysyn. Równowaga w naturze musi być. Jeśli mężczyzna jest przystojny to albo jest gejem, albo księdzem, albo ma zjebany charakter. Zawsze, ale to zawsze jedno z trzech, albo trzy w jednym, bądź w dowolnej innej konfiguracji. Gia już znała tych wszystkich lowelasów, każdemu chodziło tylko o jedno, dlatego po przyjeździe do Lorne Bay zaczęła się facetami bawić. Wodziła ich wszystkich za nosy, obiecywała gruszki na wierzbie i śliwki na sośnie, rozkochiwała, łamała serca i porzucała brutalnie bez żadnych wyrzutów sumienia.
Dzisiejszy wieczór chciała spędzić spokojnie, bez większych ekscesów. Kilka drinków, kreseczka koksu, luźnie pogaduszki z ludźmi z tutejszych rejonów. Nie zamierzała się upijać do nieprzytomności jak zazwyczaj, nie chciała wciągać za dużo, bo to się źle kończyło. Zwykle chodzeniem jak kaczka albo zdartymi kolanami, ewentualnie jakimiś przykrymi otarciami w miejscach, w których nie powinno ich być.
Shadow, jeden z bardziej przyzwoitych lokali w tej nudnej dziurze. Jedynym promyczkiem nadziei na lepsze jutro była Gaia, nowa znajoma, którą poznała kilka dni temu na imprezie w apartamencie zupełnie obcego człowieka, któremu tylko przywiozła koks na prośbę kuzyna. Gia wiedziała, że Ares nie zrobił tego ot tak, wiedział, że dziewczyna potrzebuje wyjść do ludzi, rozerwać się, poznać kogoś nowego, zaliczyć parę kutasów, żeby wreszcie zacząć żyć, a nie wegetować i sprowadzać jego słodką Gabrielle na złą drogę. Och już one sobie porozmawiały od serduszka! Śmiesznie było deprawować taką słodką duszyczkę, podpowiadać jej co jej kuzyn lubi najbardziej i jak skutecznie wodzić go za nos.
Ale dość o Gabrielle, nie powinna sobie teraz zawracać nią głowy, chociaż... Biedne cielątko poleciało do Włoch kompletnie nic nie wiedząc. Poleciała na rzeź, dosłownie i w przenośni.
Gia weszła do klubu jak do siebie, miała na sobie kusą, białą sukienkę bez pleców, a na ramiona zarzuciła sobie skórzaną kurtkę. Każdy element jej garderoby krzyczał: jestem towarem z górnej półki. Nie dotykaj.
Lustrowała otoczenie bacznym spojrzeniem, póki co w środku nie było zbyt wielu ludzi, to była młoda godzina. Dochodziła 22, klub dopiero budził się do życia, muzyka nie dudniła tak głośno jak zawsze a kelnerki miały bardzo dużo czasu, żeby odpowiednio zająć się klientami.
Gianna pewnym krokiem ruszyła w kierunku baru, zajęła pierwsze lepsze, puste miejsce i uśmiechnęła się promiennie.
-Najdroższego drinka z karty poproszę. Albo wiesz co.... Dziś cały klub pije na mój koszt. Mam dzień dobroci dla plebsu. Słodki jesteś, dasz i swój numer?- chłopaczek za barem spłonił się rumieńcem i uciekł wzrokiem od młodej kobiety, na co ta odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się nadwyraz serdecznie jak na siebie. Brunetka położyła na barze swoją torebkę od Diora i postukała w nią palcami, zniecierpliwiona. Odwróciła głowę nieco w bok i jej wzrok padł na twarz mężczyzny.
- Ty też boisz się pewnych siebie kobiet, tak jak ten uroczy barman?- zagaiła nieco znudzona, szukała atencji, pragnęła jej. Krzyczał to jej ubiór, sposób zachowania, to, że otworzyła rachunek na niebotycznie duże pieniądze, tylko po to by ludzie mogli jej dziękować i zbijać z nią piąteczki.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
Lorne Bay, małe Australijskie miasteczko, które Victor wybrał na swoje miejsce spoczynku. No może nie dosłownie, jeszcze chciał po świecie pojeździć, ale to miasteczko obrał za swoją wysuniętą bazę operacyjną. Zawsze kiedy mówił to sobie w myślach chciało mu się śmiać, uświadamiał sobie jak prawie ćwierćwiecze służby w wojsku wpłynęło na jego psychikę, słownictwo, wszystko. Przerażające było w pewnym sensie, że spędził w wojsku więcej życia niż poza nim. Nawet tutaj, mimo że mieszkał w Lorne Bay od trzech lat, nie znał praktycznie nikogo. Sąsiadów z widzenia, ekspedientki w sklepach, kilku barmanów, ale nikogo poza tym. Wystarczył mu do szczęścia Rictus. A co, kiedy on odejdzie? Cóż, będzie miał kolejnego Rictusa, mężczyzny nigdy nie ciągnęło szczególnie do ludzi. Nauczył się nie przywiązywać do nich zbytnio, bo każdą taką przyjaźń mogła zakończyć jedna, zbłąkana kula. Oj już on to wiedział najlepiej ze wszystkich.
Dzisiejszego dnia postanowił sobie odpocząć. Dziki sprint, który sobie zafundował, by otworzyć strzelnicę przed końcem tygodnia opłacił się, wszystko było gotowe do przyjęcia pierwszych klientów, wały ugniecione, stanowiska przygotowane, broń wyczyszczona i naoliwiona. Nic, tylko strzelać. Kosztem tego, że bolało go dosłownie wszystko, włącznie z dupą od siedzenia w niewygodnym Defenderze i jeżdżenia w tę i nazad po deski, gwoździe, belki i inne pierdolety potrzebne przy budowie. Dlatego w chwili obecnej jechał autobusem do Shadow, może nie jego ulubionej miejscówki, ale jednej z niewielu, które były tu warte odwiedzenia. Cholera, nawet ten klub był o mile wyżej, niż jakikolwiek klub z Kapsztadzie czy Johannesburgu, gdzie bywał najczęściej. Ryzyko zarobienia kosy było zdecydowanie niższe.
Do klubu dotarł kilka minut przed 22, lubił zaczynać wcześnie, patrzeć jak miejscówka wypełnia się ludźmi, oceniać każdego wchodzącego, zastanawiać się czy dałby mu radę teraz i powiedzmy, pięć lat temu? Lubił zgadywać, czym ludzie się zajmują, jakie skrywają sekrety, jak trudno byłoby ich wytropić i odstrzelić... Takie zboczenie zawodowe, przed swoim tragicznym wypadkiem szkolił się na dowódcę jednostki, musiał myśleć w takich kategoriach. A dwóch dekad nauki ciężko się pozbyć w dwa czy trzy lata. Siedział akurat przy barze, sącząc powoli tanie piwo, które i tak było tu cholernie drogie, patrząc się tępo w przestrzeń przed sobą. Nie przyszedł tu tańczyć, lewa noga zdecydowanie mu na to nie pozwalała, nie przyszedł też poznawać ludzi - jak wspomniano wcześniej nie miał takiej potrzeby. Przyszedł po prostu się napić, posiedzieć w hałasie i wrócić do domu.
Nie było mu jednak dane. Obok niego siadła wyjątkowo ładna, młoda dziewczyna, ubrana w - na jego niewprawne oko - dość drogie ubrania. Kompletnie nie znał się na markach, nadal nosił swoje stare, sprane spodnie mundurowe i koszulki, które znajdował w lumpeksie. Mimo, że jego konto wręcz pękało w szwach, nie lubił się chwalić tymi pieniędzmi, ani nie czuł potrzeby wydawania ich na coś tak mało znaczącego jak ubranie. Z tego też powodu aktualnie miał na sobie wspomniane sprane spodnie wojskowe w piaskowym kamuflażu, którego pewnie nawet ludzie zaznajomieni z militariami nie poznawali, stare piaskowe buty wojskowe, koszulkę z logo niemieckiego zespołu metalowego z lat 90. Oczywiście lewa noga umieszczona w czarnej ortezie, sprawiała że wyglądał i chodził jak robocop. Lekko wywrócił oczami na słowa dziewczyny, które ta skierowała do barmana, czyli to jedna z TYCH, rozpieszczonych księżniczek, którym się wydaje, że się im wszystko należy, tylko dlatego, że wyskoczyły spomiędzy nóg innej bogatej laski. Nie zamierzał zwracać na nią uwagi, jednak pech chciał, że ona zwróciła uwagę na niego.

- Pewnych siebie, czy zapatrzonych w siebie? - uśmiechnął się, unosząc butelkę do ust, upił łyk. - Jak myślisz, zaliczam się do plebsu? Bo nie pogardziłbym darmowym piwem.

Kolejny uśmieszek, a raczej półuśmieszek, lekko kpiący. Plebs. Śmieszne określenie, konotacje miało negatywne, jednak tam gdzie on się wychował plebs stał jeszcze powyżej niego. Komiczne, jak to ludzkie życie potrafi się potoczyć.
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Pierwsze co rzuciło się Gigi w oczy to niedbały ubiór mężczyzny, a ona niestety oceniała ludzi po wyglądzie i po tym jak się nosili. Powiesz — pustak, ona powie: wiem, czego chcę od życia. Doskonale wiedziała już od lat. Nie znała innego życia niż to, które wiodła. Przepych i dostatek wypełniały każdą jego część, od służby w domu rodzinnym po możliwość kupienia każdego człowieka na tej planecie. Kwestią było tylko to, ile pieniędzy leży na stole i czego za nie wymagała. Oczywiście, że miała szczęście przyjść na świat, w takiej, a nie innej rodzinie. Co zabawne, jej matka wcale nie była bogata gdy poznała Lorenzo, była zwykłą dziewczyną pracującą w lokalnej piekarni i sprzedawała ciastka z kremem. Nie minęły dwa miesiące ich znajomości, a ona już była w ciąży, nie mając pojęcia, kto zostanie ojcem jej dziecka. Nie wiedziała nic o jego pochodzeniu, statusie majątkowym, dziedzictwie.
Nie każdy może się pochwalić takim rodowodem jak ona, jej drzewo genealogiczne sięgało bardzo, bardzo daleko i była z niego dumna, tylko oczywiście nie mogła się z tym za bardzo obnosić. Nie mogła chodzić po Lorne Bay i krzyczeć: zobaczcie, jestem córką mafiozy! Patrzcie na mnie, podziwiajcie, i miejcie świadomość, że jestem lepsza od was pod każdym względem!
Priorytety w życiu są różne, jej były bardzo proste — wieść wygodne, dostanie życie bez problemów i zobowiązań. Nie była pustą lalą, skończyła Historię Sztuki na bardzo dobrym uniwerku, nie kupiła dyplomu, skończyła studia, wkładając w to wysiłek, pierwszy raz w życiu, bo wszystko samo jej spływało z nieba.
Lustrowała badawczym spojrzeniem Victora, skrzywiła się lekko, ale starała się pozostać uprzejma. Podobno to nie szata zdobi człowieka, ale dla niej to było ważne.
- A czy jedno wyklucza drugie? Znam swoją wartość kochanie.- odwróciła się ciałem w jego kierunku, oparła się ramieniem o blat baru i lekko znudzona wsparła policzek na swojej dłoni. Gierki słowne, lubiła je, to budowało fajne napięcie, ale nie do końca była pewna, czy chce tracić na tego facta swój cenny czas.
- To zależy.
Ton jej głosu był obojętny. Była przyzwyczajona do tego, że mężczyźni ślinili się na jej widok, że pożerali ją wzrokiem, wręcz zabiegali o jej atencję. Nigdy nie musiała o to prosić, wręcz odwrotnie, musiała się opędzać. We Włoszech miała ochroniarzy, tu była zdana sama na siebie.
- Piwo nie jest zbyt wyrafinowanym alkoholem i rośnie od niego brzuch i cycki przez to, że chmiel zawiera fitoestrogeny. Skoro powiedziałam, że dziś cały klub pije na mój koszt, to skoro jesteś w budynku, też możesz swobodnie korzystać z życia.
Niedbałym gestem odrzuciła z ramienia włosy i posłała Victorowi ironiczny uśmieszek. Miała zbyt dobry humor by go sobie psuć.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
Tak oto spotkały się dwa światy - dziewczyna, której wszystko od zawsze spływało z nieba za darmo, która mogła pochwalić się wykształceniem, pieniędzmi i statusem społecznym, oraz facet, któremu życie nakopało do dupy bardziej, niż wszystkim ludziom, których ta dziewczyna spotkała razem wziętym. Jednak nie było co się użalać, Victor już dawno pogodził się z faktem, że jego żywota to jeden wielki shit show i nic nie mógł na to poradzić, a już na pewno nie załamywać się i zapijać smutki jak co po niektórzy. Zawsze bawiło go, kiedy widział jak faceci upijali się do nieprzytomności, bo nie dostali podwyżki, albo ktoś im zarysował samochód. Tragiczne wydarzenia, po których porządni biznesmeni staczali się na samo dno. Nie przeżyliby dowolnie wybranego tygodnia z życia Victora. Jednak on nosił to jak swój pancerz, kamizelkę bojową.
Słysząc, że dziewczyna zna swoją wartość prychnął cicho, uśmiechając się. Cholera, naprawdę nie miał doświadczenia z kobietami, bo takie głodne kawałki słyszał tylko w przygłupich starych romansach, które oglądali w bazie z kaset VHS. Prawdziwe kobiety zamiast mówić, że znają swoją wartość potrafiły ją udowodnić.

- Ta? A masz pod ręką cennik? - zapytał z bezczelnym uśmieszkiem, który jednak zdradzał rozbawienie.

Nie mówił tego złośliwie. No może troszeczkę, ale nie miał zamiaru jej obrażać, a po prostu sobie pożartować. Mimo całej swojej aparycji, wielkiego, starego, groźnego niedźwiedzia, generalnie był człowiekiem bardzo pozytywnym. Szczerym do bólu, bezpośrednim i nieco nieokrzesanym, ale mimo wszystko pozytywnym.

- Piwo jest zimne, płynne, zawiera alkohol, butelki robią za niezłe cele do strzelania, a kapslami można rzucać w ludzi. Jak dla mnie napój idealny - odpowiedział na jej krytykę i dopił swoją porcję. - Młody, daj mi jeszcze jedno.

Barman podał mężczyźnie drugą butelkę, zabierając poprzednią, pustą, a Victor postanowił pokazać dziewczynie swój "party trick". Spojrzał nieco w jej stronę, uniósł butelkę do skroni i postukał. Ta wydała dźwięczny, metaliczny brzęk, jakby stukał nią o blachę - bo tak właśnie było.

- Twoje zdrowie, dzieciaku - uśmiechnął się do niej i upił łyk. - Może znajdziesz dziś kogoś, kogo oczaruje twoja... pewność siebie i znajomość własnej wartości.

Mocno podkreślił końcówkę ostatniego zdania i uśmiechnął się nieco z rozbawieniem a nieco kpiąco, obrócił głowę w drugą stronę, patrząc na powoli zapełniający się lokal.
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Każdy musi nosić swój krzyż. Bycie bogatą, rozpieszczaną i uwielbianą wcale nie jest takie fajne, jak może się wydawać. W takim świecie, gdzie pieniądze są wszystkim, brakuje wiele, bardzo wiele. Jej zawsze brakowało obecności rodziców, zajętych swoimi problemami, myślącymi, że kupno kucyka, zamku i rycerza na białym koniu, by spełnić marzenie pięciolatki, sprawi, że poczuje się kochana i wartościowa. Niestety, kasa to tylko środek do celu, same pieniądze szczęścia nie dają, a to, co można za nie kupić, daje tylko ułudę tej radości. Kontrast, jaki dzielił tę dwójkę, był nie do opisania i gdyby ktoś patrzył z boku, na ich dyskusję stwierdziłby, że pasują do siebie jak pięść do nosa.
Gia dostała swojego drinka, jakiegoś wymyślnego, kolorowego i pewnie obrzydliwie słodkiego. Spojrzała na barmana, lekko unosząc brew ku górze, ale nic nie powiedziała. Chłopak chyba zrozumiał aluzję, bo zaraz zajął się przygotowywaniem kolejnego, już mniej wyszukanego. Skoro chciała najdroższy z karty, to taki dostała, więc nie chcąc marnować alkoholu, wzięła podłużną i wysoką szklankę do ręki. Po jej ściankach spływały krople wody, sunąc bezlitośnie w dół naczynia. Na pytanie o cennik nie zareagowała w żaden sposób przez dłuższą chwilę. Upiła łyk trunku, znudzonym, leniwym pociągnięciem ze słomki i rzuciła Victorowi spojrzenie pełne politowania, spod przymkniętych kusząco powiek.
- Przypuszczam, że cię nie stać na żadną pozycję z tego cennika, kochanie.- uśmiechnęła się półgębkiem. Mówiła z silnym, włoskim akcentem, było słychać, że nie jest Australijką, było to też widać jak na dłoni. Oliwkowa cera, ciemne włosy, ciemne oczy, nie pasowała do wizerunku blondwłosych Australijczyków. Na całe szczęście nie poczuła się urażona, gorsze rzeczy w życiu słyszała pod swoim adresem. Wydawała się niewzruszona tą drobną uszczypliwością.
- Wspomnisz kiedyś moje słowa kolego, kiedy zaczniesz się borykać z tą... Jak to się mówi po angielsku... Cazzo!.- ujęła między palce nasadę nosa i chwilę się zastanowiła. Wyjęła z małej torebki telefon, odpaliła tłumacz i odetchnęła.
- Chodziło mi o ginekomastię.- uśmiechnęła się zniewalająco i znów upiła łyk trunku. Dostała już kolejnego drinka, tym razem nie tak kolorowego i wymyślnego.
Spojrzała na Victora, który zrobił coś bardzo dziwnego, uniosła lekko brew ku górze i wzruszyła lekko ramionami.
- Oczywiście, że znajdę, spokojna twoja siwa, poczochrana staruszku.- złośliwość za złośliwość. Nie chciało jej się już kontynuować tej bezsensownej dyskusji, no i nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś nie dawał jej wystarczająco dużej uwagi, nie obdarzał praktycznie żadnym zainteresowaniem. To było dziwne, ale z drugiej strony całkowicie normalne. Poklepała mężczyznę po ramieniu, nim chwyciła drugiego drinka i kołysząc biodrami odeszła w kierunku jakiejś grupki młodych ludzi. To z nimi spędziła większość wieczoru, świetnie się bawiąc, tańcząc, pijąc, obściskując się z jakimś przystojniakiem. Koło pierwszej w nocy stwierdziła, że już nie ma ochoty tu być, zrobiło się zbyt tłoczno jak na jej gust. Przyczepił się do niej koleś, z którym tańczyła praktycznie cały czas i uparł się żeby z nią wyjść.
- Nie, nie, nie. Zostań sobie tutaj. Pij dalej, póki możesz i póki masz alkohol za darmo. Ja wychodzę sama.- nie słuchał jej i wyszedł za nią. Nie rozumiał słowa nie, Gia trochę podpita zaczęła mu ulegać, została przyparta do zimnej ściany budynku, ręka chłopaka spoczęła na jej pośladku, na co ta zareagowała dość ostro odpychając gościa od siebie.
- Nie zapędzasz się trochę? Weź trzymaj te łapska przy sobie.
- Ooo myślisz, że co? Że całą noc wysyłasz mi jasne sygnały, że na mnie lecisz i ta noc nie skończy się na tym, że pójdziemy do łóżka?- rzucił chłopak niewiele starszy od Włoszki.
- Oczywiście nie pójdziemy do łóżka, spierdalaj. Wiesz, że nie znaczy nie?- zirytowała się już nie na żarty.
- Okej, skoro nie łóżko, to mogę cię wziąć tutaj ty mała...
To zaczęło dziać się bardzo szybko, a Gia nie mogła sobie z mężczyzną poradzić, był dla niej za silny, z nerwów nie mogła wydobyć gazu pieprzowego z torebki, która upadła na ziemię a ona z chłystkiem zwyczajnie zaczęła się szarpać i walczyć o to, żeby nie doszło do tragedii.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
Victor słuchał dziewczyny mocno rozbawiony, widział jak zirytował ją brak atencji i należytego wychwalania jej pod niebiosa. Może i nie miał obejścia z kobietami, ale takie dziewczyny rozpoznawał szybko. Mało brakowało, a parsknąłby śmiechem, słysząc że pewnie nie byłoby go stać na żadną pozycję z menu, wiedząc że stać by go było na całe menu i jeszcze pewnie kratę piwa. Ale cóż - tak wygląda ocenianie książki po okładce, a okładkę miał Victor wybitnie nieurodziwą. Dlatego też słysząc, że ta idzie się zabawić z innym towarzystwem tylko skinął głową i pił sobie dalej. Zabawny człowiek z tej małolaty, na oko mogłaby być jego córką, no może trochę starsza niż to. Ale zdecydowanie pewna siebie i szukająca przygody. Miał tylko nadzieję, że to miejsce jest bezpieczniejsze do takich poszukiwań, niż okolice, do których on nawykł, gdzie prawdopodobieństwo dostania kutasa i skalpela chirurgicznego było w sumie jednakowe. Na tę myśl nieco zrzedła mu mina, jednak szybko wrócił do swojej butelki. Co miał się przejmować pierdołami?
Mijały minuty, godziny, kolejne butelki. Mężczyźnie potrzeba było dosłownie cysterny, żeby się upić, taką odporność wyrobiło w nim wojsko. Miało to swoje plusy i minusy, a czasem ciężko było stwierdzić, których jest więcej. To co miało się za chwilę wydarzyć jasno pokazywało, że plusów było więcej. Ale takie sytuacje nie zdarzały się codziennie. Z daleka widział natręta, typowy bogaty chłopaczek w drogich ubraniach, ulizany i myślący, że świat należy do niego. Myślał, że to typ nowopoznanej dziewczyny, jednak jasno było widać, że trochę nie do końca. Starła się odpędzić natręta, wyjaśnić grzecznie, że nie ma ochoty z nim wychodzić, jednak ten nie dawał za wygraną. "Nie moja sprawa" pomyślał Victor odwracając wzrok, jednak kiedy zobaczył jak chłopak wychodzi za włoszką, westchnął ciężko. Rzucił barmanowi, że ma pilnować jego butelki, po czym wstał ociężale i pokuśtykał w stronę drzwi.
Parkę znalazł niedaleko, nieco za rogiem, w cieniu. Kiedy dotarł na miejsce "zabawa" już trwała, blondasek szarpał ją za ręce, a dziewczyna starała się wyrwać za wszelką cenę. Na ziemi leżał gaz pieprzowy, jasno wskazując jej zamiary zanim została złapana. Vic wsunął palce do ust i głośno gwizdnął, zwracając uwagę napastnika.

- Normalnie powiedziałbym, żebyś spróbował z kimś swoich rozmiarów, ale raz, że do mojego rozmiaru ci daleko, a dwa, że jestem zmęczony - warknął komandos. - Więc z łaski swojej spierdalaj po dobroci.

- A ty co, robocop? Morda w kubeł, to może ci się dam później z nią pobawić, jak skończę - odkrzyknął kpiąco napity chłopak. - No już dziadzio, paszoł zanim ci spuszczę wpierdol.

- Eh, ty naprawdę nie grzeszysz inteligencją, co? - burknął Vic, opierając się o ścianę i prowokując go.

Dopiero teraz dziewczyna mogła zobaczyć, że Victor nosi ortezę na lewej nodze, zaś blizna z lewej strony czaszki była dużo bardziej widoczna. Cóż, to tylko zachęciło napastnika, żeby zostawić swoją ofiarę i spróbować swoich sił z "dziadziem". Zbliżył się, chyba udając telewizyjnego boksera, bo z prawdziwą postawą nie miało to wiele wspólnego. Vic uniósł tylko brew, odbił się od ściany i stał z założonymi rękoma. Chłopak zamachnął się, telegrafując swój sierpowy mocnym cofnięciem ciała, nawet średnio rozgarnięty szympans wiedziałby skąd i jak szybko nadejdzie cios. Co dało Victorowi czas na uchylenie się, złapanie chłopaka za głowę i wręcz wbicie jej w ceglany mur. Chrzęst łamanego nosa, pisk bólu, blondasek padł na kolana, trzymając się za twarz i szlochając. Cała wymiana nie trwała nawet trzech sekund, Victor pokonał go ekspresowo, jedną ręką, jednym ruchem. Jeszcze się coś tam z wojska pamiętało.

- Spierdalasz, czy coś jeszcze ci złamać? - warknął do niego, na co chłopak poderwał się i z płaczem uciekł w noc. - Wszystko w porządku, dzieciaku?
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Gia miała wrażenie, że przegra walkę, chłopak był zbyt silny, a przecież była pewna swoich umiejętności samoobrony. Przeszła przez kilka kursów, nie mogła być bezbronną dziewczyną, pochodząc z takiej, a nie innej rodziny. Musiała umieć używać broni, własnego ciała czy innych narzędzi, pozwalających ujść z życiem z patowej sytuacji. Tylko co gdy panika bierze górę? Umiejętności praktyczne to nie wszystko, liczy się technika, liczy się psychika i umiejętność opanowania emocji. Co z tego, że potrafisz kogoś powalić na ziemię czy wykręcić mu rękę, tak by zobaczył z bólu gwiazdy, jeśli przez panikę zapominasz jak go zrobić?
Gia próbowała za wszelką cenę się uspokoić, ale wracały jej paskudne wspomnienia, wręcz traumatyczne i powoli zaczynała się wyłączać, jej opór słabł, co oprawca odebrał za przyzwolenie na więcej i uznał, że jej się to podoba. Wtedy powietrze rozdarł ostry gwizd, zwracający uwagę obojga na mężczyznę, który wyszedł z lokalu. Niby Gia teraz miała moment na to, żeby sprzedać blondasowi cios kolanem w brzuch, albo w jaja, i chłopak by się złożył w pół, ale paraliż był zbyt silny, żeby mogła drgnąć.
Scena rozegrała się bardzo szybko, padło wiele słów a sama akcja unieszkodliwienia bananowego chłopca trwała ze trzy sekundy, na co Gia odkleiła się od ściany i poprawiła sukienkę na biodrach. Schyliła się po gaz pieprzowy i schowała go do torebki. Starała się zachować poważną minę, tak chłodną i opanowaną jak tylko się dało, ale oczy zdradzały wszystko, czaił się w nich strach, nawet w świetle mrugającej latarni było to widać doskonale. Oczywiście duma Włoszki nie pozwalała jej na zwykłe powiedzenie dziękuję za ratunek, gdzieżby! Omiotła wzrokiem sylwetkę mężczyzny, jej wzrok na dłużej zatrzymał się na ortezie, przyglądała się jej krytycznie.
- Nie potrzebowałam pomocy, doskonale radziłam sobie sama. Niepotrzebnie interweniowałeś i budziłeś sobie ręce, ale dziękuję, przynajmniej ja nie musiałam tego robić.- posłała mu lekko sarkastyczny uśmiech i nerwowym gestem wygładziła sukienkę na udach. Poprawiła też włosy, które przez szarpaninę pozostały w lekkim nieładzie a Gia Guerra nigdy nie wygląda źle, nawet w tak podbramkowych sytuacjach.
- Cholera, mój kuzyn miał rację, faktycznie potrzebuję ochroniarza. Nie szukasz roboty, staruszku?- zapytała dość luźno i swobodnie, choć nadal była spięta.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
Może i był nieco staromodny, oczekując podziękowania, widocznie takie proste uprzejmości wyszły już z mody. Szkoda, bo to co mówiła dziewczyna nie było szczególnie miłe i przyjemne. Cóż, bananowe dziecko, tak mógł ją określić. W swoim życiu nie spotkał za wiele takich, kilka tutaj w Australii odkąd się przeprowadził, zawsze jakoś go takie nastawienie odrzucało. Może była to kwestia tego, że on był inaczej wychowany? Może tego, że jego życie było trudniejsze, niż ich? Ciężko stwierdzić, jednak nie przepadał za taką bezczelnością i stawianiem się na piedestale.

- Ach, doskonale radziłaś sobie sama? No proszę, a nie wyglądało - mruknął z niebezpiecznym błyskiem w oku, w jego głosie było słychać lekką irytację. - Chyba, że chciałaś, żeby cię tu przeleciał, to wtedy szło ci wyśmienicie.

Roztarł sobie lekko kostki i westchnął. No cóż, dzieciaki, nie powinien się dziwić. Ba, powinien się cieszyć, że ktoś miał lepszy start i dzieciństwo od niego, w końcu nikomu nie życzył, żeby startował w dorosłość tak, jak on był zmuszony. Niech młodzi cieszą się wolnością, kasą, młodością i innymi takimi. Chociaż jej bezczelność i zapatrzenie w siebie nieco działały mu na nerwy, w myślach przyrównywał ją do swoich koleżanek z jednostki kiedy był mniej więcej w jej wieku. Cholera, jak ogień i woda, powietrze i ziemia, poza posiadaniem cycków nie przypominały stojącej tu dziewczyny w żaden sposób. Czasem nawet się z chłopakami śmiali, że cycki to jedyne co je odróżnia od facetów, bo między nogami mają większe jaja niż oni. Stare dobre czasy.
Już się odwrócił, żeby wrócić do klubu i dopić swoje piwo, kiedy usłyszał jej pytanie. Czy nie szukał roboty? Jako jej ochroniarz? Uniósł brew i spojrzał za siebie, krytycznie taksując ją wzrokiem, z góry na dół i z powrotem, jakby oceniał towar na targu. Przewrócił oczami i oparł się o ścianę.

- Po pierwsze, to ochranianie rozpuszczonych dzieciaków nie jest szczytem moich marzeń - zaczął powoli, patrząc na nią krytycznie. -Po drugie, to nie wiem czy staruszek by za tobą nadążył kuśtykając. A po trzecie... przypuszczam że nie stać cię na żadną pozycję z tego cennika.

Odbił piłeczkę, rzucając jej tekstem, którego wcześniej użyła. Chociaż wcale nie był daleki od prawdy, przed przeprowadzką orientował się, jak wyglądać by mogła jego praca w prywatnej korporacji militarnej. No i cóż, stawki nieco go zaskoczyły, okazuje się, że wynajęcie komandosa do ochrony VIPa może być ekstremalnie kosztowne. Uśmiechnął się i pokręcił głową, widząc jej minę, była zaskoczona że ktoś jej odmówił. Pewnie nie jest do tego przyzwyczajona, wszystko na srebrnej tacy, tłumek adoratorów dookoła, armia followersów powtarzająca jej, jaka jest piękna, mądra i doskonała. A tu trafia się stary dziad, który nie dość, że nie okazuje jej należnej atencji, to nie ślini się do jej wyglądu, a teraz jeszcze sugeruje, że jej na niego nie stać. No potwarz! Vic stał tam dalej nieco z przekory, ciekaw jej reakcji na te słowa, ciekaw jak bananowa dziewczynka zachowa się w chyba nowej dla niej sytuacji.

- Ale możesz czasem wpaść na moją strzelnicę, poduczę cię tego i owego - wzruszył ramionami, lekceważąco.
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Rzucenie propozycją pracy, dla Gigi było wystarczającym podziękowaniem, ona nie potrafiła używać takich słów, jak proszę, przepraszam i dziękuję. To znaczy... Były one dla niej praktycznie bez żadnej wartości i wypowiadała je machinalnie, przez czyste, społeczne konwenanse, żeby za bardzo nie odstawać od reszty świata, choć i tak w jej mniemaniu dokładnie tak było. Błyszczała niczym sama Beyoncé, a prawda jest taka, że królowej mogłaby jedynie czyścić buciki. Jak miała być inna, skoro tylko takie życie znała i nikt jej nie pokazał, że można inaczej? Nikt nie uświadomił, że radość z małych, pozornie nieistotnych rzeczy, może być znacznie większa niż z kolejnej fury, torebki czy kiecki od projektanta.
- Trust the process. Jeszcze pięć sekund i miałby przejebane i zdecydowanie nie skończyłoby się na złamanym nosie. Wiesz, czym jest blef? Udawałam bezbronną i przestraszoną.- zadarła podbródek ku górze, dumna jak paw. No jasne... Oczywiście, że tak było. Wcale nie miała pełnych gaci, wcale się nie bała i była niczym Bruce Lee w jednym ze swoich filmów. Tak, nie grał w Przyczajonym tygrysie i ukrytym smoku, ale Gia była jak ten przyczajony tygrys! Poważnie i bez żadnych żartów. Jasne... Jak sobie narysuje.
Dziewczyna poprawiła skórzaną kurtkę, okryła się nią mocniej, patrząc na Victora z wyższością, dumą i cholerną pewnością siebie, choć zarumienione policzki i przyspieszony oddech, drobne kropelki potu na czole sugerowały wyraźnie bardzo wysoki poziom stresu. Oparła się ramieniem o chłodną ścianę, skrzyżowała nogi ze sobą i postukała obcasem o chodnik. Na jej usta wkradł się ironiczny uśmieszek. Jej nie było stać? Oczywiście, że było. Mogła mieć wszystko, pieniądze nie miały żadnego znaczenia. Wyspa na Pacyfiku? Proszę bardzo. Zamek w Szkocji? Mówisz i masz córeczko, najnowszy model samochodu zrobiony tylko i wyłącznie z włókna węglowego? Na pstryknięcie palcami.
- Prawda, nadążanie mogłoby być problemem, ale załatwiłabym Ci hulajnogę elektryczną, może by pomogło.- rzuciła kąśliwym żarcikiem i wymusiła najsłodszy uśmiech, na jaki było ją stać. Prychnęła krótko na informacje, że nie stać ją na żadną pozycję z cennika. To było cholernie zabawne. Faktu, że nazwał ją rozpuszczonym dzieciakiem, nie skomentowała, bo to była prawda i nawet ona to wiedziała. Zdawała sobie sprawę ze swojego uprzywilejowania i setek otwartych drzwi, które dla innych stały zamknięte na kilka spustów, przywalone gruzem i zalane stalą. Tylko prawda, z którą się nie zgadzamy, kole nas w oczy, żadna inna.
Znoszenie odmowy nie przychodziło jej łatwo, ale jakoś to przełknęła, choć wydęła śmiesznie usta. Chciała rzucić tekstem: podaj swoją cenę, a zobaczymy, czy mnie nie stać, ale ugryzła się w język.
- Ciekawa jestem czy jesteś w stanie nauczyć mnie czegokolwiek, czego już nie umiem.- rzuciła wrednie. Cóż, umiała w broń, umiała ją rozłożyć, złożyć, załadować, zabezpieczyć, odbezpieczyć, a nawet wycelować gdzieś, ale nigdy nie strzelała wyczynowo, do żadnej tarczy czy ludzi. Do kilku celowała z przyłożenia w czaszkę, ale tylko po to, by napawać się ich strachem.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
- Mhmmmm. Oczywiście - skomentował tylko przechwałki się i wymądrzanie, co to nie ona.

Puścił jej tekst o hulajnodze mimo uszu, był już przyzwyczajony do swojego wieku i pogodzony z nim, nie ruszały go teksty związane z tym, z jego niedołężnością. W ogóle niewiele go już ruszało, był zaskakująco spokojnym człowiekiem jak na eks-komandosa. Nie cierpiał na PTSD jak wielu jego kolegów, nie miewał napadów złości czy utrat kontroli nad sobą. Może to kwestia tego, że musiał wręcz ekpresowo dorosnąć i zrozumieć, co się wokół niego dzieje? A może po prostu nie miał ku temu predyspozycji? Cholera jasna raczyła wiedzieć, jednak efekt był ten sam - spokojny starzec.
Widział oczywiście, jak bardzo uraziło ją sugerowanie, że na coś jej nie stać, potwierdziła tym samym jego podejrzenie - że dziewczyna mogła mieć wszystko, a kiedy czegoś nie miała, wściekała się. Myślała, że wszystko załatwi odpowiednio grubym portfelem. Mógł tylko zgadywać, co dzieje się w tej czarnej główce teraz, kiedy cała jej persona, cała pewność siebie zostaje przez Victora strzepnięta jak kurz z ramienia. Może na dzieciakach w jej wieku coś takiego robiło wrażenie, na nim absolutnie. Co nie mówiło, że mu się nie podobała, fizycznie była niczego sobie i gdyby przyszło co do czego z łóżka czy innego mebla by jej nie wygonił. Ale miał wrażenie, że musiałaby być albo nieprzytomna, albo związana i zakneblowana, bo doprowadziłaby go do szału.

- Ależ oczywiście, czego ja, skromny dziadyga mógłby nauczyć kolejne wcielenie Chrystusa czy tam Buddy? - zapytał ironicznie, teatralnie przewracając oczami. - Wszakże tak idealna istota z pewnością poznała wszystkie tajniki broni palnej. Zna różnicę między amunicją HP a FMJ. Wie jak poprawnie załadować magazynek, żeby naboje się nie zacięły. Wie w jaki sposób trzymać broń i które mięśnie napiąć, żeby zminimalizować odrzut. A już na pewno jest w stanie mi powiedzieć, do czego służy amunicja sub-s i czym się charakteryzuje...?

Może był nieco zbyt ostry. To nie była wiedza powszechna. Większość ludzi umiało tyle co się nauczyli z gier komputerowych, nieliczni byli kilkukrotnie na strzelnicy i chociaż potrafili trzymać broń. Ale nie mógł się powstrzymać przed obnażeniem niewiedzy dziewczyny i tego, jak wielki bullshit próbuje mu wcisnąć.

- Trzęsiesz się jak osika i jesteś czerwona - zauważył spokojnie. - Jesteś spanikowana, oprzyj się o ścianę, zamknij oczy, wstrzymaj oddech na pięć sekund, wypuść powietrze. I powtórz tak kilka razy, a ja ci zamówię taksę.

Mimo wszystko nie był potworem bez serca, nie chciał zostawiać tu dziewczyny samej, a nuż dzieciak przylezie z kolegami i Vic będzie musiał użyć pistoletu schowanego w kaburze z tyłu spodni, zakrytego przez koszulkę? Wolałby nie.

Gia Guerra
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
Córeczka tatusia — z dużym doświadczeniem
25 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Temperamentna Włoszka, ze skłonnościami do autodestrukcji. Lubi się dobrze bawić, impreza to jej drugie imię. Kocha się ścigać, pić, kupować masę ciuchów, których nigdy nie ubierze.
Victor w jej oczach zwyczajnie był bezczelny! Poważnie, był totalnym chamem i prostakiem bez krztyny klasy — peszek, że go takim widziała. Bo co? Bo śmiał jej powiedzieć nie? Bo drwił z niej jawnie? Takie zapatrzone w siebie panienki nie są przyzwyczajone do słowa NIE, nie przywykły też do tego, że nikt wkoło nich nie skacze i nie domaga się o uwagę. To ona zawsze ją dostawała tam, gdzie nie poszła. Drzwi same się przed nią otwierały, samochód sam się tankował, szyby same się myły, nawet zakupy same wkładały się do bagażnika. To zabawne jak bardzo mocno mogą się zderzyć ze sobą dwa kompletnie odmienne światy. Gdyby Gigi przejmowała się jakkolwiek opinią innych na swój temat, to pewnie zrobiłoby jej się teraz przykro, ale nie, ona ma to gdzieś i zawsze miała. Została wychowana w taki sposób, żeby wiedziała czego oczekiwać od innych ludzi i samej siebie. Z oczu Włoszki ciskały gromy, choć w tym przytłumionym świetle nie było tego widać. Pełne usta ściągnęła w cienką linię. Zacisnęła palce na swoich przedramionach, wbijając w nie paznokcie, powoli traciła cierpliwość i chęć na dalszą dyskusję.
- A co mnie obchodzą takie pierdoły? Broń to broń, ma strzelać i rozpieprzać cel w drobny mak i tyle. Dla mnie najciekawsze są pociski grzybkujące, zostawiają fajne blizny.- wzruszyła lekceważąco ramionami i zrobiła minę pod tytułem: i co, łyso ci, że coś wiem? Coś tam wiedziała, oczywiście, że tak, ale przecież nie lata po mieście z bronią, nie strzela do niewinnych ludzi, no i do klubu nie wpuściliby jej z giwerą. Do tego jeszcze musiała przecież uważać, co robi i mówi, żeby nie zdradzić się, kim jest, nie na darmo używa fałszywego nazwiska, żeby wszystko się sypnęło. Nie mogła wpakować kuzyna i jego bandy w żadne gówno. Najgorzej, bo ze swoją laleczką był już we Włoszech i pewnie świetnie się tam bawili. Gigi nie miała pojęcia, jakie chore akcje się tam odwalają, i że Vito nie żyje, do tego ślub został opóźniony o tydzień ze względu na pogrzeby poległych w walce. Życie w rodzinie Denaro nie było wcale takie proste, jakby mogło się wydawać.
- Nie jestem spanikowana, i nie będziesz mi mówić co mam robić, nie będę wykonywać żadnych rozkazów mój drogi, to nie ten adres.
Fuknęła niczym rozjuszona kotka i wywróciła teatralnie oczami, nie była przyzwyczajona do tego, by robić coś wbrew swojej woli, spełniać cudzych oczekiwań. Jedynie w łóżku pozwalała sobie na uleganie poleceniom drugiej strony, ale i to też nie zawsze, ale przecież z Victorem nigdy w łóżku nie wyląduje, chłop by jej rady nie dał nie tylko przez wzgląd na wiek i temperament, ale i swoją niepełnosprawność. Zero empatii w tej naszej Włoszce, zero!
- Poradzę sobie, nie musisz się fatygować, DZIĘKUJĘ.- zaakcentowała mocniej ostanie słowo i wyjęła z torebki telefon, wybrała pierwszy numer na liście kontaktów i uniosła urządzenie do ucha.
- Roberto? Samochód, pod Shadow, nie chcę za długo czekać, musicie mnie zgarnąć do domu. Ile? Zwariowałeś, daje Wam pięć minut, zapierdalać nie patrząc na przepisy. Yhym, uważaj, do kogo mówisz.- rozłączyła się i zarzuciła włosami w taki sposób, żeby zgarnąć je z ramienia, bo ją po nim łaskotały, a tego nie lubiła. Napawała się swoją władzą nad pachołami kuzyna, lubiła nimi pomiatać.

victor verdoorn
ambitny krab
Gabi
Gabrielle
rusznikarz — Strzelnica "Bullseye"
41 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Steady, aim, and pull the trigger. Don't yank it, for god's sake, pull it gently, like you'd kiss your sister. F*** me, if you kiss your sister like that...
Bezczelna, uparta, zapatrzona w siebie gówniara, która myśli, że wszystko jej się z góry należy. Cóż, zupełnie go to nie dziwiło, od pierwszej chwili, od pierwszego zdania jakie wypowiedziała w tym klubie. I z każdą chwilą, z każdym kolejnym zdaniem tylko go utwierdzała w tym zdaniu. Nie zrobiła zupełnie nic, by złamać ten stereotyp, ba wręcz wydawała się nim chełpić i być z tego dumna. Szczególnie wnioskując po tym, jak potraktowała faceta, do którego zadzwoniła, zapewne szofera rodziców, albo innego członka rodziny.

- Zostawiają fajne blizny... Takich kocopołów chyba jeszcze nigdy nie słyszałem, nawet z ust dzieci... - mruknął cicho, unosząc jedną brew wysoko. - Brzmisz jak ci gangusy, co to myślą że są postrachem świata, bo potrafią utrzymać peema, kiedy wypluwają cały magazynek mniej więcej w kierunku celu, trafiając we wszystko poza przeciwnikiem...

Cóż, takich też miał na koncie. Bestie przeprowadzały różne operacje, między innymi rajdy na operacje zorganizowanych grup przestępczych, które chciały dajmy na to, sprzedać rebeliantom materiały rozszczepialne. Ileż on się napatrzył na takich gangusów i mafiozów, którzy byli twardzi i hardzi, po czym na przykład strzelali sobie w stopę podczas ucieczki, bo nie byli nauczeni dyscypliny z bronią. Albo takich, co to myśleli, że pociski grzybkujące są fajne, po czym byli wielce zdziwieni, bo okazywało się że te pociski nic nie zrobią przeciwnikowi w kamizelce. A chyba najlepsi byli ci, którzy trzymali broń bokiem, żeby komandosi mieli ubaw patrząc jak pistolet wyrywa im się z rąk i upada na ziemię. Kiedyś nawet jego kolega z drużyny parsknął śmiechem podczas wymiany ognia, kiedy to zobaczył!

- Jak kiedyś postanowisz przestać być bananową księżniczką przekonaną o swojej doskonałości, to wpadnij do Bullseye - mruknął, zwracając na nią wzrok i uśmiechając się wrednie. - Może nauczysz się następnym razem nie być pośmiewiskiem jak ktoś zapyta cię o broń.

Mężczyzna dalej opierał się o ścianę, rozglądając i zwracając uwagę na każdy, podejrzany ruch, każdą osobę, która przechodziła obok uliczki. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, by odciążyć tę nie do końca sprawną i słuchał jak dzieciak rozmawia przez telefon. Co do obaw, że nie byłby w stanie jej podołać - ha mogłaby się zdziwić, ile jeszcze wigoru drzemie w tym starym cielsku. W starym ciele młody duch, czy jakoś tak.

- Jeżeli się nie uspokoisz kolejna stresująca sytuacja może doprowadzić do automatycznej hiperwentylacji i bardzo szybkiej utraty przytomności - mruknął cicho, jak ojciec upominający córkę. - Już masz przyspieszony oddech i wciągasz zdecydowanie dużo powietrza. Rób mi na złość ile chcesz, ale nie zdążę podbiec i cię złapać kiedy będziesz upadać. Nie z tą nogą.
powitalny kokos
Leniwiec
brak multikont
ODPOWIEDZ