Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
+18
Spoiler
Uwielbiał, gdy zwracała się do niego tak niegrzecznie, gdy wołała tatusiu i prosiła o więcej. Kiedy słodko gięła się pod jego ciałem, błagając, by nie przestawał, by wszedł mocniej, jeszcze bardziej, choć już głębiej się nie dało. Wijąc się w spazmach rozkoszy pod nim sprzedawała mu największy komplement. Wiedział,że jest w tym dobry, ale był odpowiedni dla niej i to się liczyło najbardziej. Rozpadała się pod jego dotykiem, a każda nowa pozycja pozwalała i jemu na przedłużenie tej rozkoszy. Chciał tak całą noc, płonął, jej pot i soki były jak oliwa do tego ognia, który niebezpiecznie buchał i trzaskał w całym jego wnętrzu. Jego kutas też piekł, tak wspaniale i cudownie, jak i policzki, jak i ten ślad na piersi. Było mu cudownie, gdy brakowało oddechu, gdy robiło się ciemniej przed oczami, napędzony jej jękami, krzykami, słowami. Traktował ją jak swoją własność, z którą może teraz zrobić, co mu się żywnie podoba i tak też czynił, przerzucając ją i biorąc jak chciał. Jej rozmazana twarz, od łez i wykrzywiona w bólu nie budziła w nim żadnej litości, jakby odciął emocje, jakby była jego kurwą, której grymas chciał właśnie widzieć. Jarało go to niemiłosiernie, ale z tego co widział i czuł, ją też. Wpadł w swój amok i nawet gdyby było inaczej, nie zatrzymałby się. Było mu za dobrze, czerpał z każdej chwili jak najwięcej, zaciskając silnie zęby i warcząc dziko. Oczy miał ciemne jak smoła, a każdy najmniejszy mięsień napięty, rysujący pod masą tuszu. Jakby umarł i trafił do raju, czuł to uniesienie, niezwykłą nieobecność i nierealność. Wszedł na sam olimp, podbił największy ze szczytów, obcując z Bogami, nieziemsko i intensywnie. Widział tylko jej twarz, gdy dochodził, gdy zalewał jej wnętrze resztkami nasienia, które gdzieś w nim jeszcze zostały. To było rozkosznie bolesne, nie do opisania, nieziemskie i intensywne.
Opadł. Z bezsilności i wycieńczony. Opadł na jej ciało, próbując złapać oddech, ale miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Ne krążył w jego krwi żaden narkotyk, nic go nie wspomagało, a tyle dał radę, organizm cierpiał. Potrzebował regeneracji, a skóra ukochanej ładowała go perfekcyjnie. Bez słowa wtulał się w nią, wracając do rzeczywistości, odzyskując oddech i wzrok. W końcu nadszedł błogi spokój, czuł się wspaniale, teraz mógł umierać.
Uśmiechnął się po jej wyznaniu i pocałował w najbliższy punkt na jej skórze, gdzieś na szyi. Cholernie cieszyło go, gdy nazywała go jego prawdziwymi personaliami, bo to oznaczało kompletną akceptację. W końcu. Poczuł całkowite bezpieczeństwo w tej relacji. Akceptację, taką, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył. Był jej bardzo wdzięczny, za to, że Angelo Denaro wciąż był miłością jej życia. Jakoś nie mógł w to wszystko uwierzyć, aż do teraz. Dotarło do niego, tak już całkowicie, że ktoś mógł go pokochać, że to było możliwe, całego jego, prawdziwego, tego dobrego i złego. Tego co mordował i robił w swoim życiu brutalne okropności. Nie zasługiwał na to, co czuła do niego Gabrielle Glass, ale chciał zasłużyć.
- Tez mogę zaliczyć tę noc do najlepszej i w moim życiu, mała. - Szepnął, ale kryło się pod tym więcej niż samo zachwycenie seksem. On miał dużo zajebistych stosunków, ale to nie chodziło tylko o to,ao całokształt. Nie wiedział, czy to nie ostatnia noc jego życia, miał świetny seks, został zaakceptowany przez kobietę, która stała się dla niego całym życiem i działo się o wiele więcej, niż mogła przypuszczać, ale może jeszcze dzisiaj się tego dowie...
- Tak... - Syknął z bólu, wysuwając się z jej wnętrza. Jego też piekło. Zaśmiał się i w końcu odsunął od niej, pomagając wstać. Pomagał jej też iść, bo jej nogi trzęsły się dużo bardziej niż jego. To, co jej zrobił, było cholernie seksowne, a widok koślawych nóg nie był dla niego zabawny, a satysfakcjonujący.
Chłodna woda tryskająca z prysznica była zbawienna. Angelo trzymał w ramionach ukochaną, by nie upadła na podłogę, pozwalając jej na chwilę wytchnienia. Zrobiło się dziwnie spokojnie, jakby wszystko odeszło, wszystkie zmartwienia, a stosunek sprzed chwil był tylko miłym wspomnieniem. Głaskał jej plecy, całował w czubek głowy, w czoło, nos, policzek, jeden, drugi, w jej usta, w szyję, zagłębienie za uchem, sprzedawał je powoli, niespiesznie, jakby składał jej ciału podziękowania i hołd, za to, co przed chwilą z nią robił. Wielbił niczym swoją Boginie, która ukradł z Olimpu. Głaskał po włosach, gdy klęczała przed nim i całowała jego ciało, ale nie było w tym nic już perwersyjnego, sama czułość i zaskakująca delikatność. Z jego strony, bo z jej było to oczywiste. Nauczył się, w końcu umiał być delikatny dla niej, umiał dotykać ją z uwielbieniem i uwagą, jedynie smyrać jej skórę, jakby była skorupką od jajka. Znów ją w siebie wtulił, pozwalając, by słuchała bicia jego serca, spokojnego, równego bicia. Ta chwila była zaskakująco intymna, cholera, romantyczna. Nauczył się romantyzmu, czystego, niewymuszonego, niewyuczonego. To było tak zaskakujące, ale tak piękne. Czuł czyste szczęście, czuł się teraz spełniony i czuł, że jeśli umrze, umrze szczęśliwy.
Śmierć. Westchnął i lekko się odsunął, głaszcząc polik dziewczyny, po którym ściekało kilka kropel. Rozmazany makijaż zniknął, a na jego miejsce pojawiła się czysta, dziewczęca buzia, tak niewinna, że ciężko mu było sobie wyobrazić, że należała do kobiety, z którą przed chwilą tak ostro się bzykał.
- Wyśpimy się dzisiaj najdroższa... Ja pierdole, jaka ty jesteś piękna. - Pokręcił głową i wysunął rząd śnieżnobiałych zębów, kciukiem sunąc po jej policzku. Zaśmiał się krótko, dziwne szczęście nim teraz władało.
- Umyję cię brudasku... - Sięgnął po żel, którym namydlił ją, siebie, musieli porządnie wyszorować się z tych wszystkich płynów i potu. Na jego skórze widniała czerwona szrama, tam gdzie uderzyła paskiem mocno, jak i na jej tyłku, który bardzo delikatnie umył.
Otulił ja ręcznikiem i poprosił, by się otarła, a on do niej zaraz wróci. Opasał sobie ręcznik na biodrach i podszedł do drzwi wejściowych, które lekko uchylił. Stefano już tam nie było, zamienili się wartą z Fabio, wielkim, łysym karkiem.
- Świeża pościel. Na pięć minut temu. - Rzucił do niego dość miękko i nie tak władczo jak zawsze.
- Tak jest Panie Denaro. - Skinął głową. Angelo zamknął drzwi i ruszył do sypialni, gdzie zrzucił z łóżka polepioną pościel, ściągając z niego prześcieradło. Ręcznik opadł mu z bioder, a jego dłoń przesunęła się po wilgotnych włosach, zaczesując je w tył. Gabi wyszła z łazienki, więc wyciągnął w jej stronę rękę.
- Musimy poczekać na nową pościel... Chodź, pokaże ci coś. - Wiedział, że jest zmęczona, on też był, ale to nie zajmie długo. Chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę tarasu, na którym stanęli całkowicie nago. Angelo otulił ich prześcieradłem, które powiewało na lekkim wietrze Wilgotne kosmyki Gabi poruszały się lekko, pięknie ozdabiając jej twarz, na która padało nikłe światło księżyca. Było niemal w pełni. Angelo uśmiechał się do niej delikatnie, przytulając do swojego ciała pod cienkim materiałem prześcieradła.
- Jak byłem nastolatkiem, lubiłem wychodzić na taras i patrzeć na odbijające gwiazdy w morzu i basenie. Miałem swój pokój z tej strony, któregoś dnia go odwiedzimy. Lubiłem ten spokój, jaki przynosiła noc. Słyszysz? Kompletna cisza, przynosiła mi ukojenie. - Spojrzał w bok na ogród, w którym co jakiś czas stał wartownik z bronią. W niedalekiej oddali widać było morze, oświetlone teraz blaskiem księżyca i gwiazd.
- Teraz ty mi je przynosisz. - Wrócił spojrzeniem na Gabi, a w jego oczach malował się spokój. Jego czerń stała się zadziwiająco ciepła, przeszywał ją zupełnie nowym spojrzeniem. Wyrozumiałym i delikatnym, jakby ja nim otulał, jakby była całym jego światem - bo była.
- Chcę żebyś to wiedziała. Jesteś dla mnie taka dobra i wyrozumiała, wybaczasz mi wszystkie błędy i chcę ci powiedzieć, że jestem ci za to kurewsko wdzięczny. Nigdy nie spotkałem w swoim życiu takiej osoby jak ty, Kwiatuszku. Uczyniłaś mnie lepszym człowiekiem, ale przede wszystkim nauczyłaś mnie jak być szczęśliwy. Wiem. Jestem potworem, bezdusznym Angelo, który robił i robi w życiu złe i okrutne rzeczy, ale dla ciebie poruszyłbym cały świat. Dla ciebie chcę być dobry. - Wyciągnął spod prześcieradła dłoń i ułożył ja na jej policzku, głaszcząc po nim z czułością.
- Dziękuję, że pojawiłaś się w moim życiu. Dziękuję, że mnie zaakceptowałaś takim, jakim jestem. - Uśmiechnął się delikatnie. - Kocham cię Gabrielle. - Szepnął, jakby bał się wypowiedzieć te słowa, a jednocześnie poczuł się tak, jakby spadł mu jakiś nienamacalny ciężar z serca. Poczuł pewnego rodzaju wolność... - KOCHAM CIĘ GABRIELLE GLASS ŻE O JA PIERDOLE! - Krzyknął, śmiejąc się jak głupi, odchylając głowę w tył i krzycząc w stronę kosmosu, by cały świat go słyszał. Jeśli jutro umrze... jebać wszystko.
- I zajebie każdego kto spróbuje cię dotknąć. - Nie żartował, teraz musiała to wiedzieć. Przeniósł na nią spojrzenie i ujął jej twarz w obie już dłonie, wpijając w jej usta namiętnie. Całował ją, jakby jutra miało nie być, bo mogło go nie być, więc właśnie tak ją całował. Bez opamiętania.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dla Glass, czułości po zbliżeniu były czymś zupełnie naturalnym, wpisanym w jej delikatność i wrażliwość, miała gigantyczną potrzebę bliskości i Angelo się tego nauczył, wiedział, jak bardzo to docenia, te drobne gesty, muśnięcia, głaskanie, pocałunki, czułe słowa. Po tak intensywnym, emocjonalnym stosunku nie mogło być inaczej, to znaczyło dla niej, że nie jest tylko ciałem do zaspokajania erotycznych potrzeb, a kimś ważnym i to samo zawsze dawała od siebie w ramach wdzięczności za doprowadzenie do takiego stanu, że ciężko było ustać na nogach.
Seks potrafił uzależniać i ona chyba wpadła w te sidła bezpowrotnie, łapała się na tym, że myśli o nim zdecydowanie zbyt często i to w takim momentach, w których wcale nie powinna. W każdym razie nie mogli sobie wymarzyć lepszego zakończenia tego stresującego dnia, jakby to co przed chwilą zrobili, miało być wyrzuceniem z siebie wszystkich negatywnych emocji, jakby w tym właśnie znaleźli sposób na ukojenie nerwów.
To było takie głębokie, tak bardzo intymne i ich, że bardziej się nie dało, byli dla siebie oparciem, całym światem, wszystkim, co najlepsze i najgorsze jednocześnie. Miłość jest przerażająca, to najpiękniejsze uczucie świata, ale strach, który się z nią wiąże, jest nie do opisania. Zawsze z tyłu głowy jest myśl, że mogą stracić to co mają, że nagle stanie się coś złego i wszystko zniknie, jakby ktoś przebił mydlaną bańkę.
Teraz to nie miało najmniejszego znaczenia, trzeba cieszyć się chwilą, póki trwa, bo jutra może nie być. Gabi doskonale to wiedziała, ale nie dlatego, że miała świadomość, iż cała Familia, a przynajmniej jej męska część, jutro jedzie na akcję, z której nikt może nie wrócić, tylko dlatego, że znała wartość i kruchość życia. Dziś jesteś, jutro może cię nie być, tak działa życie, które jest kompletnie nieprzewidywalne.
Szczęście... Wypełniało ich oboje po same brzegi, w Gabi kotłowała się jeszcze lekka niepewność i strach, ale uznała, że co będzie to będzie, wszyscy tu są ludźmi tak samo jak i ona.
- Może ty więcej już dziś nie pierdol, co?- zaśmiała się krótko i zarumieniła się lekko, komplementy zawsze wprawiały ją w zakłopotanie, ale takie urocze i naturalne, jakby faktycznie nie wiedziała jak bardzo jest piękna. Najważniejsze, że w jego oczach taka była. Mogła się sobie nie podobać, mogła mieć jakieś kompleksy, ale skoro wiedziała, że dla niego jest najpiękniejsza i najważniejsza na świecie, to przestawało istnieć, zapominała o rozstępach, o delikatnych piegach na nosie, o dziwnym kształcie ucha, które troszkę przypominało elfie.
- Powiedział czyścioszek.- zaśmiała się cicho i pozwoliła na odrobinę relaksu, na ten delikatny masaż całego ciała. Mięśnie się rozluźniały, dotyk dłoni mężczyzny był kojący, bardzo delikatny, aż przymknęła powieki z przyjemności, ale przy myciu pośladków cicho syknęła. Nastolatka też nie mogła się powstrzymać, by nie wodzić łapkami po jego idealnym ciele, to dawało wiele przyjemności. W końcu byli już czyści, otuleni miękkimi ręcznikami. Nie miała już siły, ale przecież mokra nie pójdzie spać, tylko ta brudna pościel... Mieli się położyć w niej spać, po to by rano znów lecieć pod prysznic? Nie ma to jak kobiecy mózg, milion myśli na minutę. Wycierała się dokładnie i delikatnie, zajęło jej to z dwie minuty. Angelo o wszystkim pomyślał, nie wiedziała, że poprosił o świeżą pościel, zdejmując jej tym z barków ciężar odpowiedzialności.
Wyszła z łazienki nagusieńka, tylko trzymając mniejszy ręcznik w dłoniach i wycierała sobie włosy.
Czytał jej w myślach! Oczy nastolatki rozbłysły jak milion gwiazd, rozczuliło ją to niesamowicie, no i widok miała zacny na ten golutki, męski tyłek. Chwilkę patrzyła na tą piękną scenę, odrzuciła ręcznik i tym swoim kaczkowatym krokiem podeszła do niego, chwytając jego dłoń.
Poszła za nim ufnie, bez żadnych protestów i marudzenia, że jest zmęczona, że nie ma siły, że chce już tylko się położyć i zasnąć. Stanęli przy barierce półokrągłego balkonu, wspieranego od dołu wysokimi kolumnami. Powietrze było przyjemnie ciepłe, pachniało kwiatami pomarańczy i słonym morzem, które majaczyło na horyzoncie w oddali.
Wpatrzyła sięw twarz ukochanego, słuchając słów, jakie wypowiadał, ułożyła drobne dłonie ja jego klatce piersiowej. Delikatna bryza smagała ich ciała ukryte pod białym materiałem.
- Jest pięknie... Niesamowite miejsce.- powiedziała cicho, nie spodziewając się takich wyznań, jakie zaraz miały nastąpić. Ona była jego ukojeniem? Serce zabiło jej szybciej, wzrok stał się totalnie maślany i rozczulony, zmęczenie powoli zaczęło odchodzić w niepamięć.
Przeniosła błyszczące oczęta z widoku, jaki mieli po swojej prawej stronie na twarz ukochanego. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, żeby przerwać mu tę tyradę wdzięczności, bo było jej głupio słyszeć tyle miłych rzeczy. Głupio i cudownie jednocześnie. Poczuła w klatce piersiowej niewyobrażalne ciepło, które rozlewało się teraz po całym ciele. Zaschło jej w ustach, w gardle poczuła gulę, w uszach słyszała łomot własnego serca. Nie była w stanie powiedzieć nic, kompletnie nic, co było bardzo dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że ona ma zdanie na każdy temat. Tak cudownych słów jeszcze nie słyszała nigdy, a to był dopiero początek. Przytuliła policzek do jego dłoni, delektując się tą bliskością, teksturą jego skóry, ciepłem ciała. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się akurat w momencie, kiedy wypowiedział te dwa najważniejsze na świecie słowa, dla których każdy człowiek żyje. Wiedziała, że ją kocha, czuła to każdego dnia gdy o nią dbał, prawił komplementy, karmił, śmiał się z nią, przytulał, ale jeszcze nigdy nie padły z jego ust tak ważne zdania. Momentalnie otworzyła oczy, bardzo szeroko. Źrenice się rozszerzyły, żyła na szyi wypełniła się krwią i się uwidoczniła, było na niej widać jak wali jej serce. Zmęczenie kompletnie odeszło w zapomnienie. Poczuła się tak, jakby miała pod stopami najbardziej stabilny, twardy i solidny grunt, jakby już nie balansowała nad przepaścią na cienkiej linie. Oczy zaszkliły jej się ze wzruszenia.
Myślała, że się przesłyszała, że sobie to odegrała we własnej głowie, a oni tylko tu sobie stali i się do siebie tulili. Nie raz i nie dwa wizualizowała sobie, jak to wyznanie mogłoby wyglądać, ale nigdy nie w ten sposób. I wtedy się wydarł, tak radośnie, na całe gardło, jakby walił to, że jest środek nocy, że ludzie śpią, że ktoś może usłyszeć to intymne wyznanie, jakby nie było przeznaczone tylko dla nich dwojga, jakby właśnie chciał, żeby wiedział o tym cały świat, wszyscy bogowie znani ludzkości i wysyłał ten komunikat w przestworza.
Czuła niewyobrażalne szczęście, tak gigantyczne, jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu, naprawdę miała wrażenie, że wybuchnie, że eksploduje na miliard drobnych cząsteczek i zostanie z niej nic. Na jej ustach pojawił się tak promienny uśmiech, nie była w stanie go powstrzymać. Na gładkiej buźce malowało się czyste szczęście.
- Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.- powiedziała rozanielonym głosem.
- Angelo, miłości mojego życia...- wypowiedziała jego prawdziwe imię z taką czułością i miłością. Zapamiętają tę noc na zawsze, co by się nie działo, będzie w nich tkwić jako najpiękniejsza, najbardziej intymna i tylko ich. Chociaż... Słyszało ich pół rezydencji, ale jebać to. I wtedy padło stwierdzenie, że zajebie każdego, kto spróbuje jej dotknąć, na co się zaśmiała, choć poczuła dreszcz, teraz wiedząc, że on wcale nie żartuje i faktycznie może się tak wydarzyć. Wcześniej podobnych słów nie brała na poważnie, uważała je za gadanie zazdrośnika i machała na to ręką. Ich usta złączyły się w namiętnym, pełnym pasji, miłości pocałunku. Aż wspięła się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję, przez co prześcieradło z nich spało na ziemię odkrywając te piękne ciała. Nawet nie zauważyli kiedy została im dostarczona świeża pościel, tak bardzo byli zajęci tym namiętnym pocałunkiem, który trwał bardzo, bardzo długo, aż im usta lekko od tego opuchły. Gabi wiele by dała, żeby to mogło trwać wiecznie ale musieli się położyć, byli wykończeni i rozemocjonowani, dlatego bez słowa poszli do łóżka, gdzie się położyli, przodem do siebie, jeszcze długo wpatrywali się sobie w oczy, gładzili po policzkach, uśmiechali się, tak jakby chcieli zapamiętać swoje twarze już na zawsze, każdą ryskę, pieg, drobną zmarszczkę wkoło oczu. Zasnęli po jakimś czasie w swoich czułych objęciach, nadzy, jak ich pan bóg stworzył. Nigdy tak dobrze nie spała i tak spokojnie, nie wierciła się, nie chrapała, nie obudziła się ze stopami na twarzy Angelo jak to często miało miejsce, nie obudziła się z tyłkiem przed jego nosem, Gabi w nocy odstawiała niezłe wygibasy, ale nie dziś. Spali wykończeni, wyczerpani do granic możliwości, ale bardzo szczęśliwi, a to chyba liczyło się najbardziej.
Gabi obudził wschód słońca, ćwierkanie ptaków, jakich jeszcze nigdy nie słyszała. Spali ledwie kilka godzin, zdecydowanie mniej niż powinni, ale to nic. Nastolatka patrzyła jak Angelo smacznie śpi, pogładziła go czule po policzku, obleciała wzrokiem jego piękne ciało, na dłużej zatrzymując spojrzenie na pośladkach. Miała ochotę go w nie klepnąć i w ten sposób obudzić, ale niech śpi, niech odpoczywa. Ona musi coś załatwić.
Narzuciła na siebie jedynie satynowy, biały szlafroczek z monogramem rodziny Denaro, był dla niej trochę za duży i zsuwał się z ramienia, ale to nic. Bardzo cichutko podeszła do drzwi i uchyliła je. Ochrona wciąż tam była, wiec się ucieszyła. Dziewczyna zamieniła z mężczyzną parę słów, prosząc go o pewną przysługę, nie rozkazując mu tylko grzecznie, uprzejmie poprosiła. Mężczyzna bardzo kiepsko mówił po angielsku, ona kiepsko po włosku, ale jakoś się dogadali. Poprosiła, aby nikomu niczego nie zdradzał włącznie, z tym że próbowała się z nim dogadać po włosku. Zadowolona z tego, że jej plan na ślub może wypalić, wróciła do pokoju. Za chwilę przyniesiono im dzbanek z kawą i z sokiem pomarańczowym, o które też poprosiła. W sypialni rozszedł się piękny zapach dobrze palonej włoskiej kawy. Gabi nalała ją do dwóch kubków i ze swoim poszłą na balkon, przysiadła z półdupkiem na barierce. Wiatr rozwiewał jej włosy kiedy to patrzyła do sypialni na śpiącego Angelo.
Ależ ja mam szczęście...
Pomyślała, uśmiechając się ciepło. Tyłek ją bolał, ale nie chciała stać, nie wiedziała jak długo Angelo jeszcze będzie spać, a podziwianie widoków za oknem i widoków w sypalni na stojąco przez dłuższy czas wydawało się torturą. W końcu dostrzegła ruch na łóżku, budził się, a ona popijała kawę.
- Dzień dobry...- wychrypiała przez to jak w nocy zdarła sobie gardło. Uśmiechnęła się promiennie, wtedy zawaił mocniejszy podcmuch wiatru i kompletnie rozwalił scenę, bo jej własne włosy zaczęły smagać ją po twarzy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie przewidywał żadnej innej reakcji niż lekkie zaskoczenie i szczęście. Wiedział, że na to czekała. Za pierwszym razem to ona wyznała mu miłość, ale dużo za wcześnie, kiedy jeszcze nie miał do niej uczuć, a jego jedynymi intencjami była zabawa kosztem naiwnej nastolatki. Wiedział, że przez to, jak ją wtedy potraktował,cofnęła się ze swoimi wyznaniami i bała się znów je z siebie wydusić pierwsza. Nie rozmawiali o tym zbytnio, ale nie był głupi. Nie raz, nie dwa widział jak dusi w sobie, by to powiedzieć, ale dobrze, że dusiła, bo on jeszcze długo nie chciał tego słuchać. Teraz? W tym momencie był już gotowy, by to z siebie wyrzucić. Sam nie wiedział, czy to kwestia jutrzejszych wydarzeń i pewnego rodzaju nóż na gardle, czy już te wszystkie momenty po prostu nie zaprowadziły ich w to miejsce. Nieważne, tak, czy inaczej powiedział to w końcu, czekając na jej szczęście. Nie bał się nawet przez chwilę, był zadziwiająco spokojny, pragnąc zobaczyć to w jej oczach - łzy wzruszenia, zaskoczenie, szczęście. Dokładnie tego się spodziewał, ale wtedy nazwała go jego prawdziwym imieniem po raz pierwszy. Chyba poczuł dokładnie to, co ona jeszcze przed chwilą. Zalała go fala szczęścia, takiego dziwnego, niezbyt mu jeszcze znanego. Dopiero poznawał jak to jest, ale chciał poznawać. Jego imię w jej ustach brzmiało jak pieszczota, od dawna chciał to usłyszeć. Przyjemnie łechtało jego uszy i jego ego, brzmiało jakby nie należało do niego, a przecież tak było. Wszystkie inne słowa, którymi otuliła jego imię też dosłyszał i były one dla niego równie ważne, ale też dobrze o tym widział. Obydwoje wiedzieli jakie są ich uczucia do siebie. Przeszli drogę prób, ciężkich, często głęboko raniących, szczególnie dla niej. On przełamywał samego siebie, pracował każdego dnia, by złagodnieć i stać się dzisiejszą wersją siebie, którą budował dla Gabrielle. Byli od siebie teraz bardzo zależni, usieli na sobie polegać i wierzyć we własne decyzje i działania. Te dwa słowa znaczyły dla niego więcej niż cokolwiek innego,niż jakiekolwiek sakramenty. Angelo powiedział je pierwszy raz w życiu i poczuł, jakby całe te życie na to czekał. Myślał, że będzie inaczej, że nie przejdzie mu to przez gardło, że poczuje się z tym w dziwny sposób źle, jakby był słaby. Było jednak na odwrót. Zrzucił z siebie ciężar, poczuł ulgę i czuł się dużo silniejszy. Trzymał ją w swoich ramionach, ginął w jej pocałunkach i myślał już tylko o tym, by było tak zawsze. Nic nie miało znaczenia. Złe rzeczy, które ich spotkały, jutrzejsza akcja z której mógł nawet nie wrócić, przyszłość, taka niepewna, bo przecież wszystko nadal mogło się zmienić, gdy Gab usłyszy jak on to widzi. To wszystko nie miało teraz żadnego znaczenia, gdy tak całował jej wargi, długo, namiętnie, jakby już nigdy miał ich nie zasmakować. Czas się zatrzymał, przyjemny wiatr smyrał ich nagi ciała. Byli nadzy, a on nawet nie spostrzegł kiedy to się stało, to też było kompletnie nieważne. Tylko on i Gabrielle Glass. Nikogo nie było. Ochrony w ogrodzie, ani zmieniającej pościeli służby w sypialni.
Wszystko już zostało powiedziane. Ta chwila należała do nich, obydwoje celebrowali ją w swoich głowach na swój własny sposób. Patrzyli na siebie i wiedzieli, że nie trzeba więcej słów. Po co? Cisza była cudowna, tak bardzo potrzebna, by mogli to wszystko poukładać w swoich głowach i w końcu trochę odpocząć. Angelo odgarnął ukochanej włosy z twarzy i chwycił ją za rękę, wracając do łóżka. Świeżego i pachnącego, dokładnie jak tego zażądał. Położyli się, a on ją do siebie przytulił, przyglądając jej delikatnej twarzy, zmęczonej od nadmiaru emocji i oczom, które co rusz zamykały się coraz bardziej. Głaskał ją, całował, pozwalając odpłynąć w sen, ale on długo nie mógł go doświadczyć. Myślał. Patrzył na nią i myślał, jak wiele złego mogło się stać, gdyby jutro nie wrócił. Z jednej strony cieszył się, że między nimi było tak jak było, a z drugiej cholernie się o nią martwił. To wyznanie miłości, czy było potrzebne właśnie w tym momencie? A co jeśli nie wróci? Chciał, żeby wiedziała, by ten wieczór, ta noc na zawsze pozostała w jej pamięci, nawet jak będzie żył już tylko tam.
Choć bardzo nie chciał, by tak się stało. Pragnął spędzić z nią resztę życia, wziąć za żonę, podarować swoje nazwisko i potomków. Miała zostać matką jego dzieci i jego partnerką, przyjaciółką na dobre i złe, kochanką, wyuzdaną tylko dla niego. Może kiedyś głową Nostry, przy jego boku. Przymykał oczy, a te obrazy przelatywały w jego głowie, podczas gdy usta wyginały w lekkim uśmiechu.
W końcu zasnął. Bardzo głęboko, zadziwiająco, bo nie słyszał absolutnie żadnego dźwięku, co było dziwne. Angelo wrażliwy był na otoczenie, budziło go wszystko, od razu stawiało na nogi, był gotowy do obrony, ale dziś? Spał jak dziecko, nawet nie zauważając, kiedy Gabrielle zniknęła z łóżka. Rozłożył się na nim jak król, leżąc na brzuchu, wyciągając nogę nad kołdrę, a druga zgiął lekko w kolanie. Nagi tyłek wyszedł na światło dziennie, jak i praktycznie całe jego ciało. Spał spokojnie, oddychał miarowo, chyba dawno nie miał tak dobrego snu...
Przebudził się, czując dziwną pustkę obok siebie. Zmarszczył brwi i zaczął szukać na śpiocha ramieniem Gabi obok siebie, by ją do siebie z powrotem zagarnąć, ale nigdzie jej nie było. Mruknął coś, już trochę irytowany i w końcu otworzył oczy. W pomieszczeniu pachniało świeżą kawą. Angelo dostrzegł, że dziewczyna, której szukał siedzi oparta na tarasie o barierkę i patrzy na niego. Usłyszał też jej głos, więc dźwignął się na ramionach, wciąż strasznie zaspany i przeczesał niesforne włosy w tył.
- Czemu uciekłaś? Wracaj tu natychmiast. - Zirytowany niczym obudzone na kolonii dziecko Angelo siedział na łóżku po Turecku, ziewając przeciągle. Pościel przysłoniła mu krocze, przetarł twarz dłońmi i zważył, że ona ani drgnęła. Mruknął coś po Włosku pod nosem i w końcu dźwignął się na nogi, nagusienki idąc w jej stronę. Wyszedł bezwstydnie na balkon, skoro nie chciała się ruszyć ona i stanął przy jej zgrabnym ciele, opierając się o barierkę, po obu jej stronach. Powiódł wzrokiem od jej zakrytych piersi, szyję, aż po jej oczy. Wciągnął wargi pd siebie, jakby coś analizował, a kego brew drgnęła lekko.
- Z rana jesteś jeszcze seksowniejsza... - Mruknął i pocałował ją w szyję i po raz kolejny, coraz wyżej, dochodząc do zagłębienia za jej uchem. - Mam ochotę wziąć cię na tej barierce, tak, żeby wszyscy to widzieli. -Szepnął. - Czy moja księżniczka dobrze spała? - Zapytał nagle ni z gruchy ni z pietruchy, nieco się od niej odsuwając, by móc znów złączyć ich spojrzenia ze sobą.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Rzadko miała okazję podziwiać go śpiącego, to ona z tej dwójki była śpiochem, który najchętniej siedzi do późna w nocy i śpi do dwunastej, albo i dłużej. Zdecydowanie bardziej odpowiadał jej nocny tryb życia niż funkcjonowanie w dzień, ale nawet jeżeli zasnęłaby o czwartej nad ranem i musiała wstać o siódmej czy ósmej, to nie miałaby z tym większego problemu, poza takim, że trochę by się ociągała ze zwleczeniem z łóżka. Byłoby jak zawsze "jeszcze pięć minut tatusiu...", a to pięć minut pewnie przerodziłoby się w dziesięć, piętnaście, dopóki komuś nie wyczerpie się cierpliwość. Dlatego tak delektowała się tym pięknym widokiem śpiącego ukochanego, nawet nagrała sobie krótki filmik i zrobiła zdjęcie, które ustawiła sobie na tapecie. Ta piękna dupcia! Teraz ile razy nie odblokuje telefonu, będzie mogła cieszyć oczy. Ten widok nigdy jej się nie znudzi, chciała go oglądać już zawsze, choć nie miała jeszcze tak poważnych myśli jak Angelo. Małżeństwo? Dzieci? Nie, nie, nie, zdecydowanie nie chciała zostać nastoletnią matką. Plan pięcioletni zakładał zupełnie inne rzeczy, choć przez ostatnie miesiące diametralnie się zmienił. Studia odeszły na daleki plan, zostały odłożone o rok, a kto wie, co się stanie za kilka miesięcy, tego nie mogła być pewna, zwłaszcza przy ukochanym, bo przy nim każdy dzień był niespodzianką.
Widziała, jak jej szukał po omacku, jakby była pierwszym, o czym pomyślał zaraz po przebudzeniu, jakby była mu potrzebna do tego by rozpoczęty dzień był idealny. Uśmiechnęła się promiennie, to było tak cholernie miłe, mieć świadomość, że ktoś myśli o tobie tuż przed zaśnięciem i zaraz po przebudzeniu. Serce wyrywało jej się z piersi z tej radości, oczy skrzyły miłością i ciepłem.
Ależ on był słodki taki zaspany, nawet nie zdawał sobie sprawy jak uroczo wyglądał. Uroczo... Przyszły Ojciec Chrzestny włoskiej mafii, uroczy. Jak to abstrakcyjnie brzmiało! Gabi miała nadzieję, że Marcello będzie żyć wiecznie i na barki Angelo taka duża odpowiedzialność nie spadnie. Po plecach przeszły ją ciarki jak sobie uświadomiła, że to wcale nie był sen, wróć... Nie jest sen, tylko to się dzieje na serio. Nie mogła oderwać wzroku o Angelo, wyglądał teraz jak takie obrażone dziecko, któremu zabrano cukierka. Pokręciła głową na znak, że nie ma zamiaru już wracać do łóżka, więc mężczyzna wstał, taki piękny, jak grecki posąg. Idealnie wyrzeźbione ciało, jakby sam bóg go ciosał swoim dłutem. Obserwowała, jak się poruszał, jak się do niej zbliżał niespiesznie, rósł z każdym krokiem, a ona znów czuła się przy nim taka mała i krucha, ale totalnie bezpieczna.
Zamknął ją po w potrzasku, trzymał jej ciało między swoimi ramionami, a jej krew uderzyła do głowy, momentalnie zrobiło się gorąco, pożerał ją lekko zaspanym spojrzeniem. Znów poczuła przypływ szczęścia, nie mogła się nadziwić how lucky she is, mając go za swojego najlepszego przyjaciela, kochanka, partnera, najgorszy wrzód na tyłku jednocześnie.
Zarumieniła się po same uszy, mało brakowało, a by zleciała z tej barierki prosto do ogrodu, bo zapomniała się o nią opierać i w ostatniej chwili naprawiła swój błąd. Te jego usta na szyi i uszku... Pozostały po tym ciarki i drobne wypustki.
- Jeszcze wczoraj powiedziałabym ci, że to najgłupszy pomysł na świecie, ale dziś... Dziś twierdzę, że to najlepsze, co mógłbyś zrobić, bo chcę, by każdy widział, że do ciebie należę i jestem tylko twoja, a taka samcza manifestacja przelecenia ukochanej na oczach całego świata jest niesamowicie pociągająca.- zaśmiała się, o odgarnęła kosmyk włosów za ucho, nieco skrępowana swoją bezpośredniością. uciekła gdzieś spojrzeniem, wróciła słodka Gabi, której rozmowy o seksie i takie jawne świntuszenie sprawiają lekki dyskomfort, zawstydzenie. Przygryzła lekko wargę, bo do jej umysłu wleciał obraz tego, że faktycznie tak się dzieje.
- Księżniczka...- zaśmiała się i spojrzała na Angelo z tym swoim zakłopotanym uśmieszkiem. Ześlizgnęła się z barierki i spojrzała na twarz ukochanego z dołu.
- Cudownie, chociaż nie wiem, czy ta noc nie była snem.- upiła łyk kawy i odstawiła kubek na barierkę. Wspięła się na palce, zaplotła łapki na karku mężczyzny i wypaliła:
- Wydawało mi się, że ktoś tu powiedział, że mnie kocha, ale nie jestem pewna, kto to był. Jakiś taki koleś z tatuażami, ze zniewalającym uśmiechem, boskim ciałem, świetnym tyłkiem i zwinnym penisem... Kto to mógł być? Znasz go może?- wyszczerzyła zęby w głupkowatym uśmiechu, szczęście od niej biło tak ogromne, że mogłaby ogrzać swoim blaskiem pół rezydencji, a jeszcze trochę tej energii by zostało.
- Chodź kochanie, kawa czeka, a zaraz mają przysłać nam śniadanie. Nie wiem czemu, nie zjemy wszyscy razem. I muszę ci coś pokazać, koniecznie. Muszę, bo się uduszę.- zaśmiała się i dopiero teraz się odsunęła. Pogładziła łapkami jego tors i złapała mężczyznę za rękę, ciągnąc za sobą do sypialni, gdzie podała mu do ręki swój telefon, odpaliła whatsapp i pokazała mu całą konwersację, jaką po przebudzeniu odbyła z India Norris. Dla niej to było tak strasznie zabawne, że nie mogła przestać chichotać. Ale, ale! Jakie zaufanie! Gabi nie miała nic do ukrycia, dlatego nie miała żadnego problemu z pokazaniem mu swojego telefonu, kolejna sprawa... Jak skończył czytać i zamknął aplikację, mógł zobaczyć, co też ta jego księżniczka ustawiła sobie na tapecie. W międzyczasie kiedy Angelo czytał wymianę zdań nastolatek, ona podała ukochanemu kawę, przywieziono im też śniadanie na srebrnych tacach, i Gabi praktycznie natychmiast rzuciła się do jedzenia, jakby nie jadła od tygodnia a nie kilku godzin.
Trzymała właśnie w ręku kawałek naleśnika umoczonego w nutelli, kiedy doszło do niej, że chyba powinna się ubrać, może nawet pójść zapytać, Rosalii czy nie pomóc w czymś przy organizacji ślubu.
- Mamy jakieś ważne plany na ten dzień? Bo chętnie pomogłabym przy organizowaniu wesela, nie lubię tak siedzieć bezczynnie.
Wtedy do pokoju zapukał jeden z ochroniarzy, pozwolili mu wejść, Gabi osłoniła się trochę mocniej szlafrokiem, żeby żaden z jej wdzięków nie ujrzał światła dziennego.
- Szefie, już czas, wszyscy powoli się zbierają na podjeździe.- posłał mężczyźnie porozumiewawcze spojrzenie. Gabi trochę zgłupiała, nie wiedziała, o co chodzi. Jadą na jakąś wycieczkę? Poczuła narastającą ekscytację.
- Gdzieś jedziemy? Gdzie? To jakaś kolejna niespodzianka? Jak mam się ubrać? Spodnie, sukienka?- zapytała patrząc na Angelo, potem przeniosła wzrok na Fabio i znów na Angelo. Dalej w ręku trzymała ten niedojedzony kawałek naleśnika.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Choć jej słowa były troszeczkę zboczone, ona już nie była tak pewna siebie jak wczoraj. Widział ten rumieniec na policzkach i zakłopotanie. Odwracanie wzroku i niepewność, mimo pewności w swoich słowach. Lubił ten kontrast, jaki przejawiała między tym jaka była wczoraj, a dzisiaj. Bez makijażu, z lekko potarganymi włosami, rumieńcami, zawstydzeniem. Wyglądała tak niewinne, że chciał tą niewinność skraść, choć przecież taka niewinna nie była, parząc po wczorajszym.
- Prowokujesz... - Ostrzegł, a jego wzrok padł na przygryzaną przez dziewczynę wargę, aż oblizał swoje, chowając je do wnętrza ust. Ciśnienie podrosło i nie tylko ciśnienie, powoli robił się gotowy, co mogła dostrzec. Jednak widział, że nie ma na to ochoty, pewnie obolała jeszcze po nocy. Szkoda. Wizja zerżnięcia jej na barierce była intensywna i kusząca.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie była. - Jej dotyk był przyjemny, lubił, gdy układała na nim swoje dłonie. Słuchał jak mówi i udawał z teatralnym zainteresowaniem, że kompletnie nie ma pojęcia o kim, unosząc brwi i lekko przytakując głową.
- Hmm.... - Udał, że się zastanawia. - Brzmi jak jakieś Bóstwo, nie człowiek. - Rozejrzał się na boki, jakby kogoś wypatrywał. Nagle zareagował tak, jakby sobie coś uświadomił.- Aaaa, wiem! - Ukazał rząd śnieżnobiałych zębów. - To pewnie byłem ja. - Lubił sposób, w jaki Gabi łechtała jego i tak wysokie ego.
- Nie zawsze jemy razem. - Co miał jej powiedzieć? Że mieli spędzić poranek ze swoimi kobietami na wypadek, gdyby to miało być ich ostatnie śniadanie? - Umieram z ciekawości.- To mogło być dosłownie wszystko. Po Gabi mógł spodziewać się absolutnie wszystkiego, począwszy od jakiś głupot, aż do ważnych rzeczy. Dała mu telefon? Uniósł pytająco brew, ale zajrzał. Zaczął czytać konwersację, casami uśmiechając przelotnie,a czasami marszcząc brwi złowrogo. W międzyczasie naciągnął na dupę bieliznę i chwycił od Gabi kawę. Nie odzywał się, czytał, siadając przy stole w salonie, umieszczonym przy samym wielkim oknie, z którego wciąż był widok na ogród. Skończył i zablokował telefon, dostrzegając tapetę.
- Kurwa... Gabi serio? - Spojrzał na nią kładąc zapalony telefon na stole - Zmień to, a przynajmniej na czas pobytu we Włoszech. - Nie za bardzo chciał, żeby świeciła jego dupskiem przed członami jego Familii. - Co do twojej koleżanki, nie podoba mi się, że mówi na mnie staruch, ale z racji, że to twoja koleżanka, możemy rozważyć porwanie jakiegoś Włocha. Da się załatwić... i w cale nie jest to nielegalne, jeśli jesteś Angelo Denaro. - Posłał jej łobuzerski uśmieszek, a oczy mu błysnęły. Musiała wiedzieć, że nie żartuje. Jeśli koleżanka chciała Włocha, dostanie Włocha. Zadowolony z siebie zaczął nakładać śniadanie, w dość sporych (jak zawsze) ilościach, popijając kawę.
- Właściwie to... - Ale nie dokończył, bo od drzwi do salonu rozbiegło się pukanie. -Wejść! Krzyknął, a przez wejście przeszedł ochroniarz. Fabio wyglądał na spokojnego. Angelo miał mu odpowiedzieć, kiedy Gabi wypaliła z emocjami. Westchnął, patrząc najpierw na nią, przelotnie zerkając na zegar. Faktycznie, długo spali.
- Nie najdroższa. Ty nigdzie nie jedziesz - Przerwał jej entuzjazm i zerknął na Fabio ponownie. - Powiedz im, że się spóźnię. Przekaż Frankowi, że ma na razie reprezentować moje zdanie, dopóki się nie pojawię. - Mężczyzna skinął głową i zniknął, zamykając za sobą drzwi. Angelo w ciszy dokończył śniadanie, widocznie nieskory do dalszej rozmowy. Wziął ostatni łyk kawy i wstał, podchodząc do Gabi. Spojrzał na nią z góry,układając jej dłoń na policzku. Nauczony wcześniejszymi błędami wiedział, że nie może zwlekać z takimi sprawami do ostatniej chwili.
- Mamy teraz jeszcze jedno zebranie, tym razem w większym gronie... ale nie dotyczy ono ciebie. - Odsunął się, nie wyjawiając póki co więcej szczegółów i poszedł się ubrać. Nałożył na rękę najpierw zegarek, by kontrolować czas i przebrał się szybko, wracając do Gabi. Oparł się tyłkiem o komodę, krzyżując ręce na piersi.
- Strzelanina, która miała miejsce kiedy jechaliśmy tu z lotniska była dla nas znakiem ostrzegawczym. Marcello uważa, że chcą nas zaatakować na weselu i myślę, że ma rację.. Sprawcami jest rodzina De Luca, druga najsilniejsza na Sycylii. Żyliśmy z nimi w ugodzie, ale od lat nie zgadzają się z naszymi rządami i choć osłabli w sile przez ostatnie dekady, myślimy, że chcą w końcu przejąć władzę. Wesele to idealny moment, żeby nas powybijać. Będziemy wszyscy zebrani w jednym miejscu, lepszej okazji by nie dostali. Jet ich za mało. - Zdradził jej dużo więcej niż powinien, ale uznał, że zasługuje by znać prawdę. Mówił z niebywałym spokoje, jakby opowiadał jej co będzie dzisiaj na obiad. - Ostatnio spotkaliśmy się we czterech, by obmyślić plan. Hermetyczne spotkanie ma na celu zapobiegnięciu wypłynięciu informacji. Podejrzewamy, że mamy w Rodzinie kreta, inaczej nigdy nie dowiedzieliby się, że Marcello i Rosalia odbiorą nas z lotniska. Myślę, że próbowali uciąć głowę Nostrze, by osłabić ciało. - Nie był do końca pewien, czy rozumie, ale mówił powoli, sprzedając tyle informacji, ile mógł. - Teraz idziemy zdradzić nasz plan całej reszcie. Tym, którzy wyruszą z nami na akcje. - Starał się brzmieć spokojnie, nie zdradzać emocji, by się nie przestraszyła, może nawet żeby nie zrozumiała powagi tej sytuacji. - Po spotkaniu do ciebie wrócę, ale będę musiał się przygotować na akcje. Wyjeżdżamy przed zachodem. Chcemy ich uprzedzić w ataku. - Wyjaśnił co ma na celu ich wycieczka. - Ty zostaniesz w domu z kobietami i odpowiednią ochroną. Rosalia przejmuje funkcje Marcello, póki nie wrócimy. - O ile wrócimy... Pomyślał gorzko. - Proszę byś się jej słuchała i wykonywała wszystkie polecenia, dobrze? - Wziął głęboki wdech i odsunął od szafki, podchodząc do Gabi. Ujął jej policzki w dłonie. - Przykro mi, że to się musiało wydarzyć właśnie teraz. Obiecuję, że jak ich wyrżniemy, będziesz całkowicie bezpieczna. Już nikt nie zagrozi ani nam, ani tobie. - W końcu zniknął chłód z jego głosu, w końcu pojawiły się w nim emocje. Martwił się o nią, miał nadzieję,że nie zrobi żadnej głupoty. Jak znał Gabrielle Glass , tak wiedział, że jest zdolna do wszystkiego.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Kontrasty, łączyły ich one jak spoiwo cegły przy budowaniu domu, a on powstawał powoli. Ich własny, na ich zasadach. Póki co projekt był nieco chaotyczny, pomieszczenia nie do końca były dobrze rozplanowane, ale chęci mieli dobre, wystarczyło tylko się przyłożyć i projekt będzie miał ręce i nogi. Co zabawne przy solidnych fundamentach można rozwalać ściany i robić ciągłe remonty, a ich fundamenty były z żelbetonu, tak przynajmniej Gabi się wydawało.
On dobrze zbudowany, wysoki, silny i stanowczy, ona niska, szczupła i krucha oraz uparta jak osioł. Ten kontrast nie tylko był przy charakterze, ale i wyglądzie oraz podejściu do świata. Jej udzielał się jego punkt widzenia na wiele spraw, choćby na wydawanie pieniędzy, a i ona nie pozostawała bez wpływu na niego, przy sobie stawali się najlepszymi wersjami osób, jakimi tylko mogli się stać. Powoli, to był proces, którego nie można było pospieszać.
Rozbawił ją, kochała jego poczucie humoru, to, że chwytał w lot jej aluzje, a czasami z kompletnie bezsensownej paplaniny wychodziły im żarty, przy których oboje niemal płakali ze śmiechu. Podziwiała go, że znosił jej gadanie o pogodzie o teoriach spiskowych, które były kompletnie irracjonalne, słuchał o dramatach w związkach jej przyjaciół, o których tak zapalczywie opowiadała i się ekscytowała, wkurzała albo załamywała. Zaczęła się śmiać na to teatralne zachowanie i to tak głośno i szczerze, że zwróciła uwagę jednego z ochroniarzy z ogrodu, ale się tym kompletnie nie przejęła.
- Jesteś okropnym narcyzem Angelo, okropnym! Zero skromności, dobrze, że ja jej mam aż nadto. Wystarczy na nas dwoje.- pstryknęła go lekko w nos w ramach małej kary, jak niegrzecznego dzieciaka, który wpycha kinola tam, gdzie nie powinien. Tłumaczenie, że nie zawsze jedzą razem, przyjęła bardzo naturalnie, to w sumie było dość zrozumiałe, każdy, tylko nie biedny Franek, miał kogoś, z kim spędzał czas, a takie śniadanie we dwoje było bez wątpienia dobrym czasem na różnego rodzaju rozmowy. Ach ten Franek... Utkwił Gabi w głowie, on jeden na całej kolacji był sam, to ją smuciło. Cholerna empatia, czasami chciała ją wyłączyć, to przeszkadzało w życiu.
Kiedy Angelo czytał jej konwersację z przyjaciółką ona zdążyła się ubrać w jakieś luźne ciuchy, typu legginsy i biała koszulka, poczuła się zdecydowanie lepiej, choć nadal bolało ją krocze, to był przyjemny ból. Dobrze, że zabrała z Australii specyfik, jaki kupiła kiedy jechali wtedy na te wyścigi, które mu zorganizowała. To jej bardzo pomogło i bardzo szybko zregenerowało delikatny nabłonek.
Usiadła spokojnie przy stole przyglądając się ukochanemu gdy czytał, szczerzyła się jak głupia, dumna z tego jak go broniła, a z drugiej strony jak bardzo zabawne to było.
- Zapomnij. Nie ma takiej opcji, nie zmienię. Albo nie... Zmienię, ale tylko na wspólne selfie z najsłodszym buziakiem na świecie. Mamy deal?- zapytała z iście godnym podziwu zacięciem negocjacyjnym. Ona na poważnie była w stanie mu się postawić i nie zmienić tapety w telefonie, choć pewnie skończyłoby się to rozbiciem ekranu. Już ona go troszkę znała, wiedziała, że nie lubił kiedy mu się stawiała, tyle że ona nie była przecież tak do końca cichą, ugodową myszką i jak sobie coś postanowi, to stara się tego trzymać.
- Nikogo nie będziemy porywać głupolu. Możemy jej przedstawić Franka, chociaż obawiam się, że mogłoby im nie pójść, bo India to krasnal, mniejszy niż ja. Chyba w łóżku by im było nie po drodze, on by ją przepołowił na pół.- rzuciła bardzo swobodnie. Dopiero po chwili uświadamiając sobie fakt, że znów nawiązuje do wielkości penisa brata ukochanego i palnęła się w czoło z otwartej dłoni. No ni chuja nie mógł jej wyjść z głowy tamten widok, już zawsze w niej będzie i choćby skały srały, na biednego Franka inaczej patrzeć nie mogła. To było takie zabawne, ale to monstrum ją przerażało. Pokręciła głową, machnęła ręką na znak, żeby Angelo nie drążył i lepiej nie komentował jej słów, bo i tak już umierała ze wstydu, cała czerwona na policzkach.
Ich sielanka została zakończona przez ochroniarza.
- Jak to nigdzie nie jadę? Będę zamknięta tu jak w wierzy i będzie mnie pilnować jakiś wstrętny smok?- zapytała zerkając na Fabio. Nie, żeby był wstrętny, wręcz przeciwnie, był całkiem przystojny, ale nie mogła się oprzeć przed tym stwierdzeniem, bo wydało jej się strasznie zabawne. Słuchała, jak Angelo mówi po włosku, przeszły ją dreszcze. Czyli działo się coś ważnego?
Uśmiech zszedł z jej twarzy, spoważniała. Odłożyła niedojedzonego naleśnika na talerz i patrzyła na Angelo, czekając na jakieś wyjaśnienia. Dopiła jedynie sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy.
- Aha...- mruknęła tylko, zaplatając ręce na klace piersiowej, niczym obrażona księżniczka, ale nie była obrażona. To był taki gest obronny, jakby chciała się zamknąć we własnych objęciach. Obserwowała, jak Angelo się ubiera, jak do niej wraca, stając w niedalekiej odległości. Zrobił dokładnie to samo co ona, zaplótł ręce na klatce piersiowej. Gabi zmarszczyła śmiesznie nosek, starając się skupić na tym co do niej mówił i próbowała wszystko zrozumieć. Ton jego głosu był bardzo spokojny i poważny, ale też cierpliwy, jakby naprawdę chciał, żeby wszystko pojęła. Tłumaczył jak dziecku jakieś trudne zagadnienie matematyczne albo filozoficzne.
Cała ta przemowa do niej docierała, aż do momentu kiedy wspomniał o jakiejś akcji, wtedy jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, serce zaczęło w piersi pędzić jak oszalałe, dudniło. Strzał adrenaliny, znowu. Oczami wyobraźni zobaczyła sceny jak z filmu wojennego. Czołgi, helikoptery, odrzutowce, całe stado facetów ubranych we wdzianka moro, uzbrojeni po zęby. Aż się wyprostowała jak struna.
- Jaka znowu akcja?!- nie krzyknęła, ale uniosła głos, kompletnie oburzona. Wstała z krzesła, na którym siedziała, nie zważając na ból krocza i tyłka, cała się spięła, z jej oczu zaczęły ciskać gromy. Opuściła ręce wzdłuż ciała, a Angelo kontynuował. Nie cholera, nie, to się nie działo. A jednak... Już powinna się przyzwyczaić, że to nie film tylko życie, że nic co się dzieje, nie jest teatrzykiem i zabawą. Zacisnęła pięści, aż poczuła ból w zranionej wczoraj ręce.
- Ale ja cię nigdzie nie puszczę. Zapomnij. Nigdzie nie pojedziesz.- powiedziała tak stanowczo jak tylko się dało. Kompletnie zignorowała fakt, że zostanie w domu z kobietami, że ma się słuchać Rosali, wykonywać polecenia. Zaczęła się nakręcać, wyobraźnia pędziła jak japoński Shinkansen, oddech jej przyspieszył.
- Nie zostanę tutaj, pojadę z tobą. Nie puszczę cię samego, nie próbuj mi nawet zakazywać, bo jak będzie trzeba, schowam się w bagażniku jakiegoś samochodu.- złapał ją za policzki, ale ona odtrąciła jego ręce, tak była zła, tak bardzo spanikowana. To nie były cholera żadne żarty! Podeszła do niego bardzo blisko, tak blisko, że gdy oddychała, ocierała się biustem o jego tors. Patrzyła na niego z dołu, tak jakby rzucała mu wyzwanie: no dalej, odważ się jechać, a akcję to ci zrobię z dupy jesień średniowiecza. Chihuahua przy Dogu niemieckim jak nic. Przecież Angelo może ją zmieść z planszy jednym palcem, albo usadzić na krześle i przytwierdzić ją do niego kajdankami i tyle zrobi.
- I nie mów o mordowaniu ludzi z taką lekkością. Ja wiem, rozumiem, że wy... że my albo oni, ale... Nie da się inaczej? Nie da się porozmawiać? Zrobić czegoś, żeby tego uniknąć? Podejść... Dyplomatycznie?- wzrok jej złagodniał, ale czaił się w nim teraz strach. Czuła się jak kobieta z lat 20, która rozmawia ze swoim mężem o tym, że on idzie na wojnę, a ona nie chce go puścić, i wszystkimi możliwymi argumentami próbuje przekonać, by tego nie robił.
- Po dobroci cię nie puszczę, będziesz musiał mnie najpierw unieszkodliwić.- złapała go mocno swoją drobną ręką za nadgarstek, wpijając w skórę paznokcie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
On nie negocjował, musiała już to wiedzieć. Zawiesił się chwile, jakby zastanawiał nad jej propozycją, ale pokręcił przecząco głową na samym końcu.
- Póki jesteśmy na mojej ojczyźnie, możesz sobie ustawić nasze wspólne zdjęcie, ale normalne, albo jakieś moje ładne, masz ich dużo. W ubraniu. W Australii ustawisz co chcesz. Warunki nie podlegają negocjacjom. - I tak poszedł jej na rękę, że po powrocie zgodzi się na swoje gole dupsko na jej tapecie. Tam mu na wizerunku aż tak nie zależało. Gabi musiała pojąć jedną ważną rzecz. Tu, na Sycylii Angelo był bardzo ważną osobą i choć ona znała go od innej strony, u wszystkich innych budził respekt. I tak miało zostać.
Uwaga o Franku rozrzedziła atmosferę. Zaśmiał się krótko i choć nie pierwszy raz wspomniała o przyrodzeniu jego brata, nie był zazdrosny, nie umniejszało to jego godności czy męskiej dumie. Takie były fakty i nie było co się oszukiwać, Franek miał między nogami potwora.
- Chyba nie lubisz tej koleżanki, skoro od razu zaproponowałaś mojego młodszego brata? - I w cale nie chodziło mu o jego przyrodzenie, a charakter. Pokręcił głową rozbawiony.
i tyle byłoby z miłego poranka. Chociaż ten tekst o smoku był dość zabawny i kącik Angelo drgnął ledwie zauważalnie. Gdyby miał smoki, na pewno by ich użył. Zawsze go fascynowały i żałował, że nie mógł być takim Targaryenem. Jego charakter nadawał się w stu procentach na władce siedmiu królestw i jeźdźce smoków. To były jednak tylko bajeczki, ale jednak tak bardzo podobne do prawdziwego życia. Szczególnie tego, które niegdyś prowadził, a które wracało dziś do niego jak bumerang. To miały być wakacje. Miły wyjazd na ślub brata i wczasy, a przerodziło się w Rodzinne konflikty, których nikt nie przewidział. Już od dawna gadali, że De Luca jest za słaba i już raczej nigdy nie spróbuje przejąć władzy. To się kurwa pomylili.
Nie zdziwiło go jej uniesienie, ale nie zareagował na nie, kontynuując swój wywód. Wiedział, że raczej lekko tego nie przyjmie, spodziewał się sprzeciwów i scen. Westchnął cicho, kiedy tak stanowczo próbowała mu stawiać zakazy. Niestety ale nawet ona nie miała takiej mocy. Nie zdążył odpowiedzieć, bo kontynuowała, a on zacisnął zęby. Czemu musiała być taka irytująca w takich momentach? Skoro mówił jej, że coś ma tak być, to ma tak być, szczególnie w tak ważnych kwestiach. Cisnęły mu się na usta same cięte komentarze, więc próbował gryźć się w język, nie chcąc z nią pokłócić, nie teraz. Musiał panować nad tą rosnąca w nim agresją, która oblewała go ja ktoś mu się przeciwstawiał.
Próbował, naprawdę próbował, ale ona odtrąciła jego dłonie. Cofnął się o krok i patrzył na nią lekko chłodnym spojrzeniem. Wiedział, że ona to mówiła i robiła, bo się o niego zwyczajnie martwiła, bo nie chciała, by coś złego mu się stało, ale... musiała się z tym pogodzić. Skoro go zaakceptowała, skoro w to weszła, teraz musiała zrozumieć, że tak to działa, że oni nie bawią się w jakiś królów, czy prezydentów, że to wszystko jest na poważni ei dzieję się naprawdę.
On się oddalił, ona przybliżyła i dalej mówiła, dalej się stawiała, a w nim aż rosło. Nie odzywał się, bo nie chciał powiedzieć niczego, co ślina na język niosła, a niosła złe rzeczy. Nie powinien ich mówić teraz, ne, kiedy to mogą być ich ostatnie wspólne chwile. Nagle zaśmiał się, bardzo sarkastycznie, gdy mówiła o dyplomacji. Szybko się jednak uspokoił, ale ten spokój nie trwał długo, bo znowu padły mocne słowa, bo wbiła mu palce w rękę. Spojrzał powoli za ruchem jej paznokci, biorąc głęboki wdech.
- Wiesz co się dzieje, jak mnie zdenerwujesz. - Rzucił ostrzegawczo, ale zadziwiająco spokojnie. Trochę za spokojnie... - A bardzo nie chcę się teraz zdenerwować. - Wrócił na nią spojrzeniem i zawinął tak nadgarstkiem, że to teraz on chwycił za jej rękę. Od razu i za drugą i nagle, nie wiedząc nawet pewnie kiedy, znalazła się tyłem do niego, wciśnięta plecami w jego tors. Ręce krzyżował jej między ich ciałami, trzymając nadgarstki w unieruchomieniu. Nachylił się nad jej ucho.
- Dobrze też wiesz, że zrobię to z łatwością, więc proszę, żebyś mnie nie prowokowała. - Mruknął cicho wprost do jej ucha i pocałował ją w zagłębieniu za nią. To był dla niego ogromny progres, bo agresja pojawiła się w nieco innym wykonaniu niż zazwyczaj, a i nawet udało mu się poprosić, a nie rozkazać. Puścił ją i minął, podchodząc od stolika, z którego zgarnął swój telefon.
- Mówisz o dyplomacji, a powiedz, jak duża to była dyplomacja, gdy trzymali ci nóż na gardle i przystawiali spluwę do głowy Rosali? - Dalej był bardzo spokojny, ale to tylko pozory, bo w środku aż się gotował, pragnąc wybuchnąć. jednak ten pozorny spokój okazał się dla niego dość dobrym murem przed wybuchem furii.
- Dyplomacja skończyła się w momencie.... - Wyciągnął spluwę, którą obejrzał, przeładował, zabezpieczył i wsunął za pasek spodni. - ... W którym padł pierwszy strzał w naszą stronę. - Spojrzał na Gabi, poprawiając zegarek na nadgarstku. - Zabili trzech naszych i gdyby nie poświęcenie tych ludzi, już byśmy nie rozmawiali, Gabrielle. Dociera to do ciebie? - I tyle byłoby z uważaniem na słowa, by nie zrobiło się zbyt poważnie. Ruszył w jej stronę. - Wiesz czemu z taka łatwością o tym mówię? - Zatrzymał się przed nią. - Bo zabijanie tych, którzy próbują skrzywdzić bliskich mi ludzi sprawia mi jednie przyjemność. Zrobiłem to już wiele razy i zrobię wiele kolejnych, nie bez powodu mówią na mnie "Bezwzględny Angelo". - Nie do końca chciał jej to mówić, ale to było w tym momencie silniejsze od niego. - W momencie, w którym patrzyłem jak przysuwają ci nóż do gardła, obiecałem sobie, że przetnę tętnicę na szyi tego, który wydał ten rozkaz. I zrobię to, Gabrielle. Własnoręcznie i osobiście, śląc mu od ciebie pozdrowienia. Tu nie ma miejsca na słowa, na dyplomacje. To już było i to oni zerwali ten pakt, wypowiadając nam jawnie wojnę. Więc ja na nią jadę, a ty grzecznie zostajesz tutaj. - Patrzył jej w oczy i kiedy skończył mówić, zamrugał w końcu, czując uścisk w klatce piersiowej.
- Zawsze będę cię chronił. Tak samo jak Marcello chce chronić Rosalię. Ja Franka, Franek mnie, on ciebie i każdy inny każdego. Wszyscy jesteśmy Rodziną, Gabi. I wszyscy trzymamy się razem, walczymy razem... - Giniemy razem. Przed tym się jednak powstrzymał. -... i się chronimy. Musimy tam pojechać, rozumiesz? Ja cię nie pytam o zdanie, tylko informuję jak jest. To są zbyt ważne i poważne rzeczy Gabi, żeby było w nich miejsce na twój bunt. Możesz choć raz, bardzo ładnie cię proszę, posłuchać się mnie bez zbędnej dyskusji? - Musiał być bardzo zdesperowany, skoro padły aż takie słowa. Chwycił ją za dłonie, delikatnie.
- To nie był tylko przypływ emocji wczoraj. Kocham cię i zrobię wszystko żebyś była bezpieczna. Wydaje mi się, że nie do końca rozumiesz kim dla mnie jesteś... bez ciebie nie ma mnie. - Musiała to zrozumieć. Jak miał ją ze sobą zabrać, skoro to byłoby wystawienie jej na śmierć? Co chciała zrobić na strzelaninie? Pomachać białą flagą i wyjechać z dyplomacją? Już to widział. Wiedział, że nie jest jej łatwo, ale musiała być silna, jeśli chciała z nim być.
Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
I o tym właśnie myślała wczoraj... Dlaczego kochanie kogoś musi być tak w cholerę, trudne! Przecież ona nie unosiła się dlatego, że tak się jej podoba, że taki ma kaprys i zabrania mu iść z kolegami na piwo, bo chce, żeby spędził z nią czas a nie się szlajał po barach. Bała się o jego życie. Było to poniekąd egoistyczne, bo jeśli mu się coś stanie, to jej świat się skończy, zawali się całkowicie, zwłaszcza teraz, kiedy wreszcie powiedział, że ją kocha, tak dobitnie, że już bardziej się nie dało. To chore, ale nie była sobie w stanie wyobrazić siebie bez niego, a jego bez siebie. Przecież chciała dla niego dobrze, chciała, aby był bezpieczny, zdrowy, szczęśliwy. Nie był zdrowy, był ranny, dziura po kuli aż koliła w oczy gdy się przebierał, może nie sama dziura, tylko dobrze zamocowany, wodoodporny opatrunek w kolorze cielistym, co przy ilości jego dziar jednak mocno się odznaczało. Prawdopodobnie, gdyby jego skóra nie była pokryta taką ilością tuszu, opatrunek wtopiłby się w nią i był niezauważalny.
W tym rzecz nie musiała się z niczym godzić, nie musiała przechodzić nad takimi rzeczami do porządku dziennego i nie chciała tego robić. Straciłaby wtedy największą część samej siebie, czyli to dobro i delikatność, która Angelo do niej przyciągnęła jak pszczołę do miodu. Zaczęła się zastanawiać czy da radę, czy będzie w stanie to udźwignąć na swoich barkach. Może lepiej, żeby było tak jak wcześniej? Nie wiedzieć o niczym, nie słuchać o planach na mordowanie ludzi. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
- Nie mówię tego wszystkiego po to, żebyś się denerwował, ale zrozum też mnie...- zaczęła drżącym z emocji głosem, ale Angelo kontynuował mówienie, więc wpatrywała się w jego twarz, starając się zachować spokój, choć i w niej się gotowało, tylko z trochę innych powodów. Nie chciała się kłócić, zawsze była od tego daleka. Zawsze starała się znaleźć złoty środek, ale tu go nie było, bo w głębi duszy wiedziała, że jej protesty tego nie zmienią, czego by nie powiedziała, czego by nie zrobiła, to i tak się stanie. Świadomość tego, że dziś zginą ludzie... No i co? I gówno. Codziennie ktoś umiera. Ludzie umierają, są mordowani, chorzy, starzy, stają się przypadkowymi ofiarami albo morderstwa są planowane bardzo dokładnie. Tylko nikt nie ginie z ręki jej ukochanego ot tak! Nie w Australii, a przynajmniej tak myślała. Nagle poczuła przemożną chęć powrotu do domu, do czasu, kiedy nic nie wiedziała, kiedy sobie spokojnie randkowali, nie czując takiej presji jak teraz. Sytuacja diametralnie się zmieniła, momentalnie znalazła się z rękami na swoich plecach, przyciśnięta do jego torsu. Znów poczuła irracjonalny lęk, że stanie się coś złego, że przegięła z tym co mówiła tak spontanicznie, w takiej panice, przestała oddychać, ale ten pocałunek w szyję i złowrogi szept do ucha... Dlaczego zrobiło się jej gorąco? Nie. To nie czas i miejsce na podniecanie się. Koniec, kropka, ogarnij się Gabi i włącz mózg.
Musiała się uspokoić więc wzięła głęboki oddech, już chciała powiedzieć, że przeprasza, ale nie miała za co, nie czuła, że zrobiła coś złego, wyraziła tylko bardzo dosadnie, że się o niego cholernie boi, próbowała podrzucić inne rozwiązanie sytuacji, nie mając świadomości, że to wszystko już było, że mieli swoją szansę. Gdy ją puścił ,odwróciła się w jego kierunku, była zła, naprawdę była zła i to tak, że nawet nie umiała tego ukryć. Z wielkim trudem przychodziło jej gryzienie się w język, żeby nie wchodzić mu w słowo, tylko słuchać.
Obserwowała go, jak zgarnia swój telefon, jak ogarnia pistolet, na dźwięk przeładowania drgnęła nieznacznie, czując nieprzyjemny skręt w żołądku. Wyobraźnia podsuwała jej pamiętny obraz, kiedy to celował jej w głowę i myślała, że znów będzie tak samo, ale nie, schował giwerę za pas i zaczął się do niej zbliżać, a ona się cofnęła, tak, że wpadła na krzesło, na którym siedziała wcześniej.
Nie rozumiała i nigdy nie zrozumie, jak odbieranie życia drugiemu człowiekowi może przynosić komuś przyjemność, dlatego teraz jej wzrok mówił wszystko, czego nie formowały usta: jawna dezaprobata albo... Jesteś chory, bądź szalony. Zrobiło się poważnie, zbyt poważnie. Zaczęła w tej chwili kwestionować swoją miłość do niego, podważać własne uczucia. Pokręciła głową z niedowierzaniem, chyba nie chciała tego słuchać, ale nie miała wyboru. Mówił dalej, a każde kolejne słowo raniło bardziej i bardziej. Przeszły ją dreszcze obrzydzenia gdy mówił, że przetnie jakiemuś człowiekowi tętnice, mózg sam podsunął jej obraz twarzy ukochanego, obryzganej krwią mężczyzny, który przykładał jej nóż do gardła. Mówił jej to wszystko mając świadomość jak bardzo brzydzi się przemocą. Tym razem jednak ani jedna łza nie spłynęła jej z oczu, choć dolna warga drżała niebezpiecznie.
Wydawała się być... Zrezygnowana. Zamknęła na chwilę oczy, próbując odetchnąć, zdystansować się, zebrać siłę na to wszystko, ale to było zbyt trudne. Podkurczyła nogi pod brodę i spojrzała gdzieś w bok, beznamiętnie.
"Ja cię nie pytam o zdanie, tylko informuję, jak jest." - czy teraz tak będzie wyglądało jej życie? Przecież w byciu razem nie chodzi o ślepe podążanie za partnerem, nawet jeśli coś się drugiej stronie nie podoba, bezmyślne wykonywanie poleceń, przestrzeganie zakazów i nakazów. Nie chciała tego, nie tak wyobrażała sobie dorosłość i związek z kimś, kogo kocha. Miała ochotę wstać, podejść do ściany i walić w nią głową tak mocno, dopóki nie straci przytomności, żeby tylko przestać czuć te wszystkie sprzeczne emocje. Chyba pierwszy raz zaczęła się obawiać tego, że może przestać go kochać, bo nie zniesie myśli, że jest mordercą. Zacisnęła mocno pięści, mówił do niej jak do mało rozsądnego dziecka, w sumie trochę tak było, bo jeśli chodzi o to życie, to wszystko było dla niej nowe. Była niemowlaczkiem, który musi przejść do etapu bobasa, potem dziecka, które chodzi, które nauczyło się mówić, aż dojdzie wreszcie do swojego obecnego wieku i pewnie inaczej będzie podchodzić do wielu spraw.
Wtedy chwycił ją za ręce, a jej palce się rozluźniły, spojrzała na niego nadal zła. Tak bardzo jej było ciężko teraz niczego nie mówić, nie zacząć się wściekać o te wszystkie słowa, odpowiedzieć na każde zdanie, przedstawiając swój punkt widzenia. On walczył ze swoją agresją, ona ze swoim niewyparzonym językiem i idealizowaniem świata, idyllicznym wręcz poglądom, że wszyscy są dobrzy i każdemu można ufać, tylko trzeba chcieć to dobro w człowieku znaleźć. Najgorsze jest to, że w nim przestawała je widzieć i nic nie mogła na to poradzić, odganiała te myśli od siebie, nie mogła dać mu zauważyć, że coś jest nie tak. Angelo ma szósty zmysł, wyczuwa fałsz na kilometr, jak rekin krew.
Wpatrywała się w niego bez słowa, nie mogła wydusić z siebie nic mądrego, nic, co by go nie zdenerwowało, cisnęła wszystko wewnątrz tak mocno, że mało nie wyskakiwało jej uszami pod ciśnieniem. Zacisnęła nawet usta w cienką linię. Wyglądało to trochę tak jakby strzeliła focha, była obrażoną księżniczką, która nie dostała kucyka, ale Gabi taka nie jest i Angelo dobrze o tym wiedział, zwyczajnie próbowała sobie poradzić z tym wszystkim na swój sposób, a łatwe to nie było.
- Idź już, czekają na ciebie.- powiedziała smutno i wysunęła ręce z jego uścisku. Nie chciała aby poczuł się odrzucony. Wbiła wzrok w niedojedzonego naleśnika.
- Obiecaj mi, że do mnie wrócisz... W jednym kawałku, mnie bez ciebie też nie będzie...- wymamrotała już ledwie trzymając łzy, które cisnęły się do oczu. Pieprzony rollercoaster emocji, szczęście, dół, szczęście, dramat, dół, szczęście, strach, dół, szczęście i tak nieustannie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Może gdyby wiedział, że zaczęła podważać swoje uczucia do niego, nie użyłby aż tak mocnych słów? Tego przecież bał się najbardziej, że kiedy pozna prawdę, kiedy dotrze do niej, kim jest naprawdę i co robi, kiedy dowie się o wszystkich rzeczach, o morderstwach, gwałtach, porwaniach, handlu wszystkim, co możliwe... że go znienawidzi. Jak mogła kochać potwora, którym był? Nigdy nie wierzył, że komukolwiek się to uda, a teraz kiedy była ona w jego życiu, cały światopogląd runął jak domek z kart. Szczęście, które wniosła do jego życia było jak narkotyk, chciał wciągać go każdego dnia, a myśl, że kiedyś się skończy była nie do zniesienia. Dlatego bał się jej powiedzieć prawdy, dlatego dziś ważył na słowa, a przynajmniej starał się. Gabrielle Glass już nie raz udowadniała mu, że zniesie wiele, że jej uczucia to nie tylko głupia nastoletnia miłostka, ale coś prawdziwego i silnego. Jednak, czy będzie w stanie znieść wszystko? Całą, nawet najgorszą prawdę? Będzie potrafiła patrzeć na niego tak samo, kochać się z nim i dotykać bez obrzydzenia? Przecież właśnie taki był, nie mogła jednej z jego części lubić, a drugiej nienawidzić. Wychodziło na to, że powoli spełniały się jego obawy, że były słuszne, że może miał rację - jego się nie dało bezwarunkowo kochać.
Myślał, że jej się to udało, ale teraz kiedy patrzył w jej zagubione oczy, pełne pogardy i obrzydzenia sam zaczynał w to wątpić. Widział w niej spełnienie swoich obaw, to jak na niego patrzyła, jak cofała się, gdy szedł w jej stronę, w strachu... jakby znów się go bała, a przecież nad sobą od dawna panował, nie chciał więcej jej krzywdzić... nie ufała mu, dalej nie potrafiła, za co też nie mógł jej winić, bo sam sobie do końca nadal nie ufał.
To nie tak, że nie chciał z nią iść na kompromisy, bo była jedyną osobą, poza jego starszym bratem, z którą potrafił w te pieprzone kompromisy i ugody. Jednak w sprawach jego Familii i Cosy nie ma i nigdy nie będzie miała nic do powiedzenia, chyba, że zajmie stanowisko Rosalie. Choć i wtedy nie będzie miała pełnej swobody wypowiedzi. W ich prywatnym życiu było trochę inaczej, Angelo starał się nauczyć jak to wszystko funkcjonuje, jeszcze jako Ares pracował nad tym każdego dnia. Jej zdanie bardzo się dla niego liczyło,w wielu kwestiach, jak i nauczył się czasami odpuszczać. Jednak w kwestiach takich jak ta, po prostu musiał być w pewien sposób i kropka. W życiu braci Denaro nie było miejsca na wahania, na kompromisy, musieli działać w pewien, określony sposób, a tych działań uczyli się od dziecka. Musiała nauczyć się im ufać, inaczej sama zwariuje.
Nie. Nie musiała, ale wtedy będzie tylko gorzej. Już widział jaką walkę ze sobą toczy, jak stara się nie rozpłakać, jak jej emocje falują,jak ja gryzą, jak wchodzi bezsilność, jak dusi w sobie wściekłość. Oczywiście, że to widział i z jednej strony bardzo się cieszył, że potrafiła teraz nad sobą zapanować. Obydwoje musieli, bo inaczej nic dobrego by z tej rozmowy nie wyszło, a wręcz przeciwnie, mogła mieć katastroficzne skutki.
Znów przerwała ich dotyk, spojrzał za jej dłońmi, które zabrała. Akceptacja przyszła szybciej niż się spodziewał, posłuchała się jego prośby. Wiedział ile ją to kosztuje i doceniał, że go słuchała, że zachowała się tak, jak właśnie powinna.
Zastygł, słysząc jej prośbę. Jak miał jej to obiecać, a co jeśli nie spełni tej obietnicy? Wiedziała, że jego słowo było warte więcej niż wszystko inne, wiedziała, że jeśli jej to obieca, to nie ma co się martwić aż tak, a jeśli nie, to odkryje przed nią najgorsze z kart - że faktycznie mogą dziś widzieć się po raz ostatni. W końcu poruszył się, chwycił jej głowę i pocałował w jej czubek długo, przymykając oczy i wdychając jej zapach dla ukojenia nerwów.
- Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby do ciebie wrócić najdroższa. - To mógł jej obiecać. Łamało go to, strasznie go to kurwa łamało w piersi. Doskonale rozumiał co czuła, jak się o niego bała, a jej widok był dla niego teraz nie do zniesienia. Jego Kwiatuszek cierpiał, przez niego, a już nigdy miało tak się nie dziać. To nie było dla niego prosto, a gdyby się tak chwilę zastanowił, to była jedna z trudniejszych decyzji w jego życiu do podjęcia. Ale nie mógł zrezygnować. Gdyby tam nie pojechał, nigdy by sobie nie wybaczył porzucenia braci i zdrady Rodziny. Wydziedziczyłby się i wyjechał stąd raz na zawsze, jego honor nie pozwoliłby na nic innego. Tak jak teraz nie potrafił spojrzeć w jej oczy, bał się co tam teraz zobaczy. Dlatego odsunął się od jej głowy i po prostu odwrócił, wychodząc z pomieszczenia.
Zebranie przebiegło pomyślnie. wszyscy zgodzili się z ich planem, z ich decyzjami i tym, że trzeba zneutralizować De Lucę raz na zawsze. Podzielili się na kilka grup. Plan był prosty, uderzą w każdy dom, w którym mieszka ta rodzina. Niezależnie od tego, czy ktoś jest bardziej winny, czy mniej, czy niewinny całkowicie. Wszyscy musieli zostać wyrżnięci, jak chwasty. Zostanie jeden, a choroba znów zacznie się rozprzestrzeniać. Marcello tego dnia był bardzo spięty, nawet Angelo bał się do niego odezwać w jakikolwiek inny sposób niż służbowy. Atmosfera była bardzo gęsta, wszyscy wiedzieli jakie ryzyko niosła ze sobą ta akcja. Musieli zrobić to w miarę po cichu, a jednocześnie tak, by dotarła ta informacja do tych, do których powinna. Angelo nie spodziewał się, że uda im się zorganizować aż tak dużą ilość ludzi, b przybyli praktycznie wszyscy, nawet ci z dalszej linii. Niektórych kompletnie się tu nie spodziewał. Większość nawet nie mieszkała we Włoszech, ale i tak mieli przybyć na wesele. Najgorsza była świadomość, że na pewno nie spotkają się na nim w takim samym gronie.
On, Marcello i cały sztab najlepszych ludzi mieli uderzyć w największą i najważniejszą posiadłość, w którym mieszkali przywódcy Rodzinnej organizacji wrogów. Franek dostał mniejszy oddział i uderzał w drugi dom, w którym żyło kilku z nich, w czym spadkobiercy. Inni podzieleni zostali na mniejsze, dwu, trzy osobowe grupki. Okazało się, że było ich tylu, że powinni spokojnie sobie poradzić. Marcello postanowił zostawić tylko tróję ludzi do pilnowania ich domu i kobiet. Rosalia była na tym zebraniu, dostała jasne instrukcje. Angelo zaczepił ją jeszcze na sam koniec, kiedy się wszyscy rozchodzili aby przygotować na akcje.
-Rosalia zaczekaj... Mam prośbę. Zajmij się proszę Gabi, martwię się o nią. Że zrobi coś głupiego, albo się całkowicie rozsypie. Nie znosi tego wszystkiego dobrze, będzie cię bardzo potrzebowała. - Widać było, że się o nią martwi. Rosalia poklepała go lekko po zdrowym ramieniu.
- Angelo skup się na tym co trzeba, twoja dziewczyna będzie przy mnie bezpieczna, gwarantuję. Zrób co trzeba i do niej wróć. - Miała rację. Musiał wywalić to z głowy, musiał. Jeśli chciał dzisiaj wrócić do domu. Przytaknął głową i wyszedł z braćmi do sali, w której trzymali ciężki sprzęt. Przebrali się w ciężkie, czarne, specjalistyczne stroje, zakrywające całe ich ciała. Bojówki z pełnym uzbrojeniem, cala masa pasków od kabur na broń, noże, Angelo zabrał też jeden granat w razie czego. Grube kamizelki, gogle, kominiarki, specjalne kaski. Wyglądali bardziej niczym oddział specjalny, aniżeli zabójcy. Tylko bracia, ochroniarze i kilku ludzi odziani byli od stóp po głowę, dla reszty starczyło tylko kamizelek i broni. Angelo chwycił kask do ręki, wrzucił do niego kominiarkę i gogle, nasuwając na dłonie grube rękawiczki ochronne. Sprawdził jeszcze karabin i pistolet, nim był gotowy. Poszli się jeszcze pomodlić, bo tak, byli wierzący, co dla wielu mogło wydawać się abstrakcją. Marcello, Angelo, Franek i Lorenzo zmówili modlitwę i dołączyli do wszystkich w wielkim holu wejściowym. Ochrona przygotowywała samochody, wyjeżdżając nimi kolejno z garażu na podjazd, a prywatne auta chowali do środka. Angelo zerknął na zegarek, bo Fabio miał przyprowadzić Gabi na konkretną godzinę. Kątem oka dostrzegł jak Rosalia żegna się z Marcello i przeszła go myśl, że może powinien był pożegnać Gabi jeszcze w pokoju? Żeby nie musiała tego znów przeżywać? Ale musiał.. musiał ją zobaczyć.
Niektórzy powoli wychodzili już z domu do samochodów. Franek walczył jeszcze z magazynkami, bo chyba popierdolił kolejność w kaburach. Zawsze miał z tym problem, Angelo uśmiechnął się przelotnie na ten widok.
- Nawet kurwa nie komentuj. - Młodszy brat nawet nie musiał patrzeć na tego starszego, by poczuć jego wzrok na sobie. Jak obrażone dziecko walczył ze sprzętem.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To było prawdziwe zderzenie dwóch kompletnie różnych światów, w jej życiu wszystko było proste. Zjeść na śniadanie płatki z mlekiem czy tosty z dżemem, ubrać spodnie czy sukienkę, wyjść ze znajomymi do klubu z karaoke czy na kręgle, iść na studia prawnicze, tak jak chciał tego ojciec, czy podążyć za marzeniami i studiować programowanie — to w porównaniu do tego, co działo się teraz, było jak spacerek parkową alejką o zachodzie słońca. Teraz to wszystko kompletnie nie miało znaczenia, tak jakby z godziny na godzinę dojrzała z twardego, kwaśnego owocu w miękki i soczysty i pełen smaku. Nie była już w tym momencie dzieckiem, które ledwie kilka miesięcy temu weszło w dorosłość i w ramach buntu zrobiło sobie tatuaż, o którym bała się powiedzieć rodzicom w obawie o ich reakcję. Przeszła długą drogę, wyboistą, pełną wzlotów i upadków, ale za każdym razem podnosiła się silniejsza, nie ważne, że z siniakami, bliznami czy krwawiącymi ranami, oczywiście w metaforycznym znaczeniu, choć i cieleśnie co nieco się zgadza. Najgorsze było to, że osoba, która była powodem tych potknięć była też powodem, dla którego się podnosiła z wysoko uniesioną głową. Cała w środku się trzęsła, tyle stresu co przez ostatnie dwa dni nie miała przez całe swoje życie. Już nawet choroba i tygodnie, miesiące spędzone w szpitalu nie miały znaczenia przy tym wszystkim. Spadło to na nią jak ciężki głaz, który próbowała dźwignąć, poddając w wątpliwość wszystkie swoje wartości, tłumacząc sobie w głowie, właśnie tak jak mówił Angelo — jeśli chodzi o rodzinę, to jest w stanie posunąć się do wszystkiego. Ona też pewnie by była w stanie zrobić naprawdę dużo jeśli chodzi o swojego ojca i matkę, choć nie miała z nimi najlepszych relacji. Przez ten krótki czas pobytu tutaj zobaczyła, jak może wyglądać prawdziwa rodzina, w której wszyscy się kochają i szanują i zrobią dla siebie wszystko, bez względu na to, jakie relacje ich łączą.
Otoczyli ją ciepłem i miłym słowem, każdy starał się ją wspierać, podnosić na duchu i pokazać, że skoro jest ważna dla Angelo to jest i ważna dla nich. Tylko ta cholerna świadomość tego, że ludzie będą ginąć była dla niej koszmarnie trudna. Każdy był czyimś dzieckiem, ojcem, wnukiem, córką, żoną, kochanką, każdy znaczył dla kogoś tyle, co oni dla siebie. To wyglądało tak, jakby ludzkie życia się w ogóle dla nich nie liczyły, jakby to było nic, jakby zabicie kogoś, było czymś zwyczajnym, co robi się dzień w dzień przed śniadaniem.
Nie była usatysfakcjonowana odpowiedzią, jaką dostała, nie o taką obietnicę prosiła, dlatego skamieniała gdy tak całował ją w czubek głowy, trwał chwilę w takiej pozycji chłonąć jej zapach i ciepło, jakby robił to ostatni raz. Odprowadziła go wzrokiem pełnym bólu i została sama, znowu. Musiała się uspokoić, oddychać, bo czuła, że znów zaczyna się dziać to samo co wczoraj w nocy, czyli teraz już znajome uczucie irracjonalnego strachu, wycofania, ucisk w klatce piersiowej. Zaczęła ze zdenerwowania chodzić po saloniku i sypialni, zaczęła gadać do siebie, wyrzucając wszystkie słowa, które chciała powiedzieć mu. Ze złości nawet wzięła jakiś wazon w rękę i rozbiła go o podłogę w drobny mak, podobnie było z talerzami, na których jedli śniadanie. Jeden wbił się w telewizor, rozwalając go doszczętnie. Dopiero po jakieś godzinie rzucania mięsem, próbie rozmowy ze samą sobą w lustrze, uspokoiła się na tyle by... Znów się rozpłakać. Miała wrażenie, że po powrocie do Australii już żadna łza z jej oczu nie wypłynie, bo wyrzuci z siebie wszystkie, przeznaczone na całe życie, jednemu człowiekowi.
Godziny mijały, ona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Ile razy próbowała wyjść z pokoju, Fabio kategorycznie zagradzał jej drogę, dostał takie, a nie inne rozkazy i nie miał zamiaru się ugiąć, co Gabi wkurzyło do tego stopnia, że zaczęła myśleć, czy by nie zrobić sobie liny z pościeli i nie zejść przez balkon, bo zaczęła się dusić w tych czterech ścianach. Najgorsze było to, że mimo iż nikt jej nie powiedział "wszystko, co tu zobaczysz i usłyszysz, masz zostawić dla siebie. Tak samo później, wszystko, co związane z TYM światem, musi zostać za zamkniętymi drzwiami", doskonale wiedziała, że tak właśnie powinno być. Co za tym szło, z nikim nie mogła porozmawiać o swoich obawach, wątpliwościach, lękach i uczuciach, bez strachu, że palnie coś za dużo. Przez to poczuła się odsunięta od swoich bliskich i przyjaciół, jakby ich straciła na zawsze. Okłamywanie ludzi zawsze było dla niej trudne, nawet nie potrafiła tego robić i zawsze było po niej widać, że kręci. Dlatego chyba wszystkie relacje, jakie miała będzie trzeba zakończyć, jeśli nadal chce być z Angelo, bo chce, bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Poświęci dla niego wszystko, nie tylko własną moralność i przekonania, ale i rodzinę oraz przyjaciół, bo nie będzie potrafiła omijać prawdy, tak jak robił to Angelo przez cały ten czas.
Miał do niej wrócić po zebraniu, ale nic takiego się nie wydarzyło, musiało się przedłużyć, albo coś się stało. Miała najczarniejsze myśli, a nawet takie, że zwyczajnie pojechał bez pożegnania z nią, bo nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Serio czuła się jak księżniczka zamknięta w wysokiej wieży, bo Fabio warował pod drzwiami jak groźny smok. Mimo wszystko postanowiła, że zrobi sobie delikatny makijaż, ubierze się ładnie, w razie gdyby mieli jeszcze okazję się spotkać, przed tym wszystkim. Chciała wyglądać zniewalająco, kusząco, seksownie, jak milion dolarów, tylko po to, żeby pokazać Angelo, że ma do kogo wracać, żeby zrobił wszystko, co w jego mocy, tak jak obiecał, żeby nic mu się nie stało. Inni się nie liczyli, w sensie inni ludzie, którzy teraz nie byli jej bliscy, chciała, żeby wszyscy wrócili w jednym kawałku i wesele odbyło się w miłej atmosferze a nie grobowej przez wzgląd na to, że ktoś zginie marnie.
Ubrała się w białą sukienkę, podkreślającą każdy walor jej młodego ciała, eleganckie szpilki i... czekała. Gapiła się na morze w oddali i czekała... Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł Fabio i poprosił ją, by poszła z nim. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego, zastanawiając się, czy faktycznie powinna schodzić. Jeśli tego nie zrobi, okaże swojemu partnerowi brak szacunku i wsparcia, nie pokaże mu, że ma do kogo wracać, postawi grubą krechę na ich związku, zawiedzie się na niej. Za każdym razem powtarzała sobie, że nie jest silna, że nie da rady, że ma dość, że tego nie chce, ale szła jak ćma do ognia, spalając się w płomieniu. Wzięła głęboki oddech i pokiwała głową. Założyła za ucho kosmyk włosów i była gotowa, żeby zejść. Szła korytarzami, ale nie widziała przed sobą niczego, czuła, że ma miękkie nogi, mimo iż stawiała pewne kroki, nie chwiała się na cienkich szpilkach, tylko szła niczym gwiazda filmowa. Doszli do wielkich łukowych schodów prowadzących do głównego hallu.
- Idź, zaraz zejdę, daj mi chwilę.- powiedziała do Fabio po włosku i chwyciła się marmurowej poręczy. Ochroniarz zeszedł po schodach, w pierwszej chwili wszystkim mogło się wydawać, że Gabi nie zejdzie, że nie da rady, że się nie pożegna i tym samym sprzeda Angelo siarczysty policzek.
Ona tylko zbierała siły i całą odwagę oraz jasność umysłu, jakie jej jeszcze pozostały.
Dasz radę... On cię teraz potrzebuje, jak jeszcze nigdy wcześniej, musisz to zrobić, dla niego.- pomyślała i na wydechu postawiła pierwszy krok na schodku, prowadzącym w dół.
Szła z duszą na ramieniu, czas wydawał się spowolniony, jak na tych wszystkich emocjonujących filmach. Przestępowała krok za krokiem, schodek po schodku, kręciło jej się w głowie. Zebrani w hallu najpierw zobaczyli jej stopy, które zdobiły piękne i drogie buty, zaraz za stopami poszły łydki, uda, biodra, talia, klatka piersiowa, długa szyja, a potem twarz. Poważna, wyważona, wyjątkowo spokojna, choć oczy były zwierciadłem jej duszy i kotłujących się w niej emocji.
Przystanęła na platformie oddzielającej łukowe schody z tymi prostymi, prowadzącymi już bezpośrednio do wykładanego marmurem hallu. Omiotła wzrokiem całe zbiegowisko, przez otwarte drzwi widziała, jak na podjeździe pojawiają się kolejne samochody i parkują, by cała ekipa mogła do nich wsiąść. Spojrzała na Marcello i Rosalię, którzy coś do siebie szeptali, składali na swoich ustach pożegnalne pocałunki, omiotła wzrokiem całą resztę, przyglądając się badawczo. To było jak film, w którym grała, a raczej była statystką Przełknęła ślinę i znów wypuściła z płuc powietrze, napotkała wzrokiem twarz Angelo. Wyglądał, jakby szedł na wojnę z irakijskimi bojownikami. Serce w niej zamarło, jeszcze chwilę temu wmawiała sobie, że wytrzyma, że się nie rozklei, że nie będzie robić scen, ale teraz już nie była tego taka pewna. Zmusiła się do tego, żeby zrobić krok i kolejny, i następny. Zeszła na sam dół, nie odrywając spojrzenia tych swoich świdrujących niebieskich oczu od Angelo i Franka, bo się chłop napatoczył obok ukochanego. Majstrował coś przy swoim mundurze. Nie podobała jej się ta broń, ci wszyscy ludzie uzbrojeni po zęby. Gabi zaczęła oddychać nieco szybciej, niż powinna. Uniosła palec ku górze.
- Spróbujcie mi jeden z drugim nie wrócić w jednym kawałku, spróbujcie do cholery, to znajdę wasze zwłoki, wezwę nekromantę i każę mu was wskrzesić, tylko po to, żebym sama mogła was zabić.- przeniosła wzrok na Marcello i Rosalię, na szczęście stali dość blisko i w sumie tylko ta mała grupka słyszała każde jej słowo.
- Ciebie to też dotyczy. - dźgnęła oskarżycielsko palcem powietrze, w kierunku samej głowy Nostry. Miała gdzieś, czy wypada, czy nie wypada, była zdesperowana, zła, zdenerwowana i cisnęło jej się na usta dużo więcej niż to, co powiedziała. Złapała za przedramiona zarówno Angelo jak i Franka, mocno zaciskając na nich palce. Powiodła wzrokiem po twarzach obu, jakby to miało być ostatni raz gdy ich widzi. Co najgorsze... Mogło tak być. Śmiesznie to wyglądało, taka mała, drobna dziewczyneczka, ubrana na biało, trzymająca całą swoją siłą za przedramiona, dwóch, uzbrojonych po zęby osiłków.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Zaraz nie wytrzymam, Angelo, kurwa to jest zepsute... - Franek wyglądał jak małe dziecko,które właśnie się poddaje. Opuścił ręce wzdłuż ciała z bezradności i odchylił głowę w tył. Na podłogę spadła cała kabura udowa, z której wyleciało kilka rzeczy. - Nosz kurwa! - Krzyknął i zaczął zbierać rzeczy z podłogi.
- Brakuje tylko żebyś tupnął nóżką. - Środkowy z braci zaśmiał się krótko i schylił po nóż, podając go dla brata. - Wziąłeś tą na podwójny zatrzask głąbie. - Pokazał mu palcem na dodatkowe zabezpieczenie. Francesco zawiesił się na chwilę, przewrócił oczami i zaczął ponownie zapinać kaburę i układać w niej magazynki. - No przecież wiem. - Ta, wiedział. Nic nie wiedział. Teraz zapiał poprawnie. Schylił się po pistolet i wtedy rozeszło się charakterystyczne stukanie szpilkami po marmurze. Szczupłe, dobrze znane Angelo nogi zaczęły wyłaniać się na schodach. Zamarł, przyglądając jak jego kobieta wychodzi na nie w pełnej krasie Majestatycznie, piękna, seksowna, wyglądała zniewalająco. Franek też ją dostrzegł i bardzo powoli wyprostował się, stając ramię w ramię ze starszym bratem. Obydwoje wlepiali swoje spojrzenie w Gabrielle, wyglądając przy tym jakby ich zahipnotyzowała. Tego się nie spodziewał. Przełknął ślinę i jak miał teraz wyruszyć na akcje? Jak miał na niej zapomnieć o tych pięknych długich nogach i tym widoku, którym go teraz obdarzyła? Zamrugał, dopiero gdy otworzyła usta. Dlaczego jej słowa go rozbawiły? Franka chyba tez, bo spojrzeli się po sobie i uśmiechnęli porozumiewawczo. Chyba mieli to samo na myśli.
- Grozisz? - Spytał Angelo.
- Czy obiecujesz? - Dokończył Francesco.
Marcello uniósł brwi i chciał coś powiedzieć, ale zobaczył jak Gabrielle Glass łapie jego braci za przedramiona. Też się delikatnie uśmiechnął. Przez jej wejście i to jak się zachowała, wszyscy na chwilę zapomnieli o powadze sytuacji.
- Gdy grożą mi mężczyźni, nigdy się tym nie przejmuje. Jednak, gdy zrobi to kobieta... - Pokręcił głową i spojrzał na Angelo. - Zaczynam się obawiać. Ty też powinieneś bracie. - Widać było, że jest trochę spięty, ale starał się utrzymać neutralną atmosferę przed ich kobietami. - Zróbcie jakąś pyszną kolację. Na pewno wrócimy zmęczeni i głodni jak wilki. - Rzucił do Gabi, posyłając jej ciepłe spojrzenie. Wszyscy widzieli jak się denerwowała i nit jej się nie dziwił. Nad wszystkimi wisiały ciężkie chmury.
Zarówno Angelo, jak i Franek przysunęli się do Gabi. Ten pierwszy ułożył swoją dłoń na jej policzku, a drugi na ramieniu. Wciąż byli przez nią trzymani, ale chcieli dodać jej otuchy.
- Spokojnie mała, najlepszy towar na Sycylii nie może się zmarnować. - Franek puścił jej oczko, zaś Angelo nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy.
- Wyglądasz zjawiskowo Kwiatuszku. - Odezwał się w końcu cicho i pogłaskał kciukiem po miękkim poliku, jak lubił najbardziej. Spojrzał za swoim ruchem, przesuwają kciuk po jej dolnej wardze, w którą się teraz wpatrywał. - Jeśli nie wrócę, tylko nie wybieraj Franka na pocieszyciela... - Uśmiechnął się delikatnie, na co młodszy brat zareagował parsknięciem. Angelo nie miał na co czekać, po prostu wpił się w usta nastolatki, całując ją tak, jakby jutro miało nie nadejść. Mogło, w tym cały sęk. Francesco zaś skorzystał z okazji i ujął drobną dłoń Gabi, która zaciskała mu na ramieniu i przysunął ją sobie do ust, składając na niej pocałunek, gdy jego starszy brat całował jej usta. Posłał jej uśmiech i odsunął się, wracając do zapinania ostatnich pasków na nodze. Angelo nie przerywał pocałunku, biorąc ją w końcu w pełni w ramiona. Przytulił ją do siebie mocno i całował i całował, napierając na jej tors całym twardym sprzętem, który miał na sobie. Usłyszał nagle odchrząknięcie za swoimi plecami. To Marcello. Rosalia jak zawsze ze stoickim spokojem stanęła gdzieś z boku, ale za plecami Gabi, czekając by ją zgarnąć. Do jej boku dołączyła Alessandra, Chanel, Helena i Alice. Było też kilka innych kobiet, których Gabi nie miała jeszcze okazji poznać, a które tak jak i ona pożegnały właśnie swoich mężczyzn. Wszystkie powoli zbierały się w salonie, niektóre płakały, odprowadzając wzrokiem mężczyzn do samochodów. Angelo ujął poliki Gabrielle w dłonie i spojrzał jej w oczy z bliska.
- Ti amo mio fiorellino. - Chciał to powiedzieć w swoim ojczystym języku... - Jak wrócę, nie wypuszczę cię z sypialni przez dwa dni... - Szepnął jej w usta tak, że tylko ona to słyszała. - A później z ramion do końca życia. - Obiecał sprzedając jej jeszcze jeden pocałunek, tym razem w czoło. - Uważaj na siebie najdroższa. Do zobaczenia później. - "Później" nie było określone. Mogli zobaczyć się dzisiaj, a mogli spotkać dopiero po śmierci. Nie okłamywał jej, nie składał pustych obietnic. Spojrzał jej w oczy jeszcze chwilę i poczuł dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się, zachęcony przez Franka, obok którego stał Marcello. Wszyscy czekali już tylko na niego. Choć zachowywał taką lekkość w swoim zachowaniu, było mu cholernie ciężko odwrócić się od niej i ruszyć w stronę drzwi. Tam, w ich przejściu jednak przegrał walkę i obrócił się przez ramię. Posłał jej jeszcze jedno, krótkie spojrzenie i znikną, wsiadając do jednego z aut. Wcześniej on i Marcello pożegnali się z Frankiem, wszyscy życząc sobie powodzenia.
Angelo miał tak wiele słów w swojej głowie, których nie wypowiedział, ale nie chciał. Uznał, że im mniej powie, tym będzie lepiej. Nie chciał mówić jej niczego w stylu "jeśli bym nie wrócił to to albo tamto". Nie chciał pożegnań. Napisał list, który gdyby dziś zginął miał zostać jej dostarczony i uznał to za wystarczające ewentualne pożegnanie. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co ona czuła. On? Pierwszy raz jadąc na strzelaninę miał z tyłu głowy niechęć. Zawsze przychodziła ekscytacja i radość, a dzisiaj? Chciał mieć to już wszystko za sobą. Patrzył przez okno samochodu na znikający za horyzontem dom. Było mu cholernie ciężko. Wciąż czuł smak jej ust na swoich i zapach jej perfum w nozdrzach.
- Nadal chcesz to zrobić? - Zapytał siedzący obok Marcello.
- Tak. - Angelo przeniósł na niego swoje spojrzenie. - Ale jak mi się nie uda...
- Wiem. Zaopiekuje się nią. - Poklepał go po ramieniu.
Zawarli dziś pewien układ, ale żaden z nich nie chciał, by do niego doszło.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Wszyscy żegnali się w rozpaczy, a Rosalia i Marcelo w obietnicy. Mówili sobie, co będzie, gdy wróci, jak tym razem uhonoruje jego powrót, jak on nagrodzi ją za wszystkie troski. Prosił, by dalej myślała o ślubie, aby zrobiła mu coś dobrego, bo Marcello skrycie był strasznym obżarciuchem. Rosalia to wiedziała i często mu coś piekła, nie zważając na służbę i etykietę. Po nocach, po cichutku, gdy nikt nie widział piekła mu ulubione słodkości, które podawała na śniadanie do łóżka. Mieli swoje tajemnice, o których nie wiedział świat, o których nie wiedziała nawet Rodzina, jego bracia, jej siostra. Rosali przeszło przez myśl, że dobrze się stało z tą pogodą w Hiszpanii. Miała wczoraj przylecieć, ale były straszne wichury i wstrzymano loty. Pojawi się jutro, ju po wszystkim. Była bezpieczna, to było dla niej najważniejsze. Tylko ona jej pozostała.
Teraz miała nową Rodzinę, której poświęcała się całkowicie, za którą oddałaby życie. Nie była jedynie partnerką swojego narzeczonego, jego śliczną ozdobą która nie miała nic do powiedzenia, choć takie pozory sprawiała. Tak musiało być. Jej ukochany jednak wysłuchiwał jej zdania cierpliwie. Wielokrotnie działał tak, jak ona mówiła,uważając, że ma świetne pomysły. Dzisiaj też tak było Rosalia w nocy przekazała mu pewna myśl, którą Marcello na porannym zebraniu wprowadził w życie. Działali trochę na pokaz, by nikt tak naprawdę nie rozgryzł jak działali. To były lata pracy, by dojść do takiego momentu, by ich związek stał się tak silny i scalony. Rzadko się kłócili, Rosalia nauczyła się zamykać w odpowiednich momentach, a Marcello otworzył przed nią dokładnie tak, jak Angelo otworzył się przed nowym członkiem Rodziny Denaro.
Gabrielle Glass
Rosalia pożegnała przyszłego męża czule. Dodała mu otuchy, mówiła jak w niego wierzy, że jest świetnym wojownikiem, że nikt nie dorówna jego sile, żeby ich wszystkich pozabijał i wrócił między jej uda na tarczy. Szepnęła kilka sprośnych słów i wycałowała jego twarz. Dłonie, które przykrył na koniec rękawicami. To nie tak, że się o niego nie bała, bo bała panicznie za każdym razem, gdy szedł się bić, czy strzelać. Jednak nauczyła się tłumić ten strach, dla jego komfortu, by szedł i nie myślał o niej. By robił, co do niego należało i wracał do ich wspólnego życia.
Przyglądała się schodzącej nastolatce, oderwana na chwilę od narzeczonego. Uśmiechała się, a gdy ta groziła braciom Denaro, patrzyła na nią z podziwem. Dopiero teraz dostrzegła jej siłę, nie była do końca taka krucha, jak się spodziewała.
- I bardzo dobrze. - Podsumowała wypowiedź Marcello o strachu przed kobietami i puściła Gabi oczko. Nie miała jednak głowy do przejmowania się otoczeniem. Zajęła się dalej przywódcą, życząc mu powodzenia.
To było trudniejsze niż wyglądało, więc i kiedy oddała mu ostatni pocałunek, ostatni uśmiech i spojrzenie, odwróciła się plecami, a w oczach pojawiły łzy. Żadna jednak nie uciekła po jej policzku. Musiała być silna. Dla siebie i dla tych wszystkich kobiet, które miała dziś ochraniać. Widziała, że raczej nic złego nie mogło się stać, ale pozorny zawsze ubezpieczony.
Jest taka młoda, dlaczego akurat ona Angelo? To zniszczy jej psychikę... Westchnęła cicho i patrzyła jak ostatni mężczyźni wychodzą przez drzwi ich willi, ze wzrokiem wbitym w tego jednego, dla niej najważniejszego.
- Moje drogie Panie! - Rosalia stała na pierwszym schodku, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
- Zapraszam was wszystkie do schronu do czasu, aż nasi Panowie nie wrócą. - Wskazała dłonią na przejście pod schodami, którego na pierwszy rzut oka nie było widać. Zeszła ze stopnia i podeszła do najmłodszej z dziewcząt. Do Gabrielle.
- Nie martw się kochanie, zawsze wracają. - Wzięła ją za rękę, jakby była jej córką i poprowadziła sugestywnie w stronę wejścia do piwnicy. Wpisała kod, by otworzyć drzwi, a następnie przyłożyła palec do zamka biometrycznego. Wtedy zapaliły się światła w pomieszczeniu,które im się ukazało. Szerokie, jasne schody prowadziły w dół, dość płytko, do wielkiego pomieszczenia przypominającego salon. Była wielka kuchnia i bar, który zastawiony był licznymi alkoholami i świeżymi przekąskami. Było też wiele rozrywek, oraz cała masa miejsca do siedzenia. Kanapy, fotele, stoliki. Nie wyglądało to jak piwnica, bardziej jak dom, który jest zbudowany pod domem. Mieli nawet mały basen za szkłem. Rosalia zamknęła za sobą drzwi na kod, przed którymi stanął jeden ochroniarz. Drugi ustawił się przy frontowych drzwiach, a trzeci z tyłu. Więcej nie potrzebowali.
Rosalia przedstawiła wszystkim sobie, wyjaśniła zasady tego miejsca, próbując przy tym stworzyć bezpieczną i komfortową atmosferę. Jeszcze raz uspokoiła wszystkie kobiety i bardzo spokojnie odpowiadała im na wszystkie zmartwienia. Zaproponowała wino, albo drinka. Sama uraczyła się Aperolem. Cały czas trzymała Gabrielle blisko siebie, czując się za nią bardzo odpowiedzialna. Nie okazywała ani strachu, ani zwątpienia.
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
ODPOWIEDZ