Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
8.

Co za absolutnie niezręczna sytuacja.
Bob the drag cat przez cały czas, od czasu rozwodu, czuła się fantastycznie. No prawdziwy okaz zdrowia. Teraz jednak okazało się, że coś jej zaszkodziło, wymiotowała i po wizycie u weterynarza, Selene została poinformowana, że kotka musi być przez jakiś czas pod nieustanną obserwacją. Problem polegał jednak na tym, że Selene niekoniecznie była w stanie zapewnić kotce tej ciągłej opieki. I tym razem nawet nie chodziło o pracę. Praca nie byłaby problemem. Mogłaby po prostu zabrać Boba ze sobą do biura. Nie raz już tak robiła, kiedy wiedziała, że nie wróci do domu na noc. Nie miała komu zostawiać kota, bo jeszcze wtedy nie miała takich relacji z Jamesem jakie miała teraz. Musiała więc kombinować. Tym razem jednak Selene szła na randkę. No i mogłaby wszystko odwołać, bo jednak typa znała piętnaście minut i nie miała wobec niego żadnych zobowiązań. Równie dobrze mogła go po prostu wystawić. Pewnie gdyby taki typ zaprosił ją na randkę z pół roku temu to rzeczywiście by tak zrobiła. Tym razem Selene była jednak nieco innym człowiekiem. Bycie taką suką nie było już wcale takie łatwe. Poza tym... chciała iść na tą randkę. Nie wiedziała czy chodziło o samego chłopaka czy po prostu o to, że miała szansę na to, żeby jej życie uczuciowe odżyło. Dobra, może nawet nie chodziło o uczucia. Po prostu dawno z nikim nie była, a nie chce się obudzić za trzydzieści lat żałując tego, że nie skorzystała z okazji, żeby spotkać się z chłopakiem, który był młodszy od niej. Boże. Dobrze, że nie miała się komu wygadać z tych wszystkich swoich myśli. Powinna pewnie iść do kościoła i się wyspowiadać, że w ogóle coś takiego przyszło jej do głowy.
No, ale tym razem rozwiązanie problemu z Bobem było proste. Relacje Selene i Jamesa były na tyle dobre, że mogła go o to zapytać. A, że kota adoptowali razem to Diamini szybko zgodził się na to, żeby jej pomóc. Selene nawet odważyła się powiedzieć mu, że idzie na randkę. W końcu się przyjaźnili, nie? Poza tym odnosiła wrażenie, że James też się z kimś widuje, bo za każdym razem jak go widzi to jest taki rozpromieniony i szczęśliwy. W sumie zawsze taki był, ale teraz ta radość jest nieco inna.
-Dzięki bardzo. Ratujesz mi życie. - Powiedziała wchodząc do środka. Pewnie James usłyszał jej auto na podjeździe i wyszedł, żeby otworzyć i przytrzymać jej drzwi. Ona w tym czasie weszła niosąc Boba w tym pojemniku do podróży. Wypadło mi słowo, no ale trudno. Ty wiesz lepiej. -W torbie masz też listek tabletek. Trzeba jedną przemycić jej w jedzeniu. Tak około 21:30. - Czuła się trochę jakby przekazywała mu pod opiekę niemowlaka. W sumie jakby nie patrzeć Bob była takim ich dzieckiem, którego nigdy się nie doczekali. -Zgadamy się rano, o której ją odbiorę. - Nie wiedziała, o której ta randka się skończy, a nie chciała też mu po nocach zawracać głowy.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
#17

James miał za sobą strasznie chujową noc. Nie mógł spać, a nawet gdy już udało mu się na chwilę przysnąć to wracał wspomnieniami do swojej misji w Syrii i tych okropności, których był świadkiem. Widział krew, słyszał strzały i krzyki swoich przyjaciół, którzy zostali ranni w wyniku ostrzału. Już dawno nie budził się z krzykiem w środku nocy, ale najwidoczniej nigdy nie mógł przewidzieć, kiedy to wszystko do niego powróci. Przez dłuższy czas miał nadzieję, że już się z tego wyleczył i pogodził się z tym co się przytrafiło. Dobrze pamiętał pierwsze miesiące po tym jak wrócił z wojska, to był chyba jego najgorszy czas spędzony w cywilu. Wiele rzeczy musiał przepracować żeby móc na spokojnie kłaść się spać. Oczywiście w tych wszystkich strasznych momentach towarzyszyła mu Selene, która wtedy była jego dziewczyną i James wiedział, że pewnie bez jej wsparcia, by sobie z tym wszystkim nie poradził. Teraz natomiast obudził się zupełnie sam, w wielkim łóżku, był kompletnie zlany potem i czuł jak serce bije mu jak głupie. Wiedział, że dzisiejszej nocy już nie zaśnie.
W pracy był prawie nie żywy, dlatego szybko opuścił galerię i wrócił do domu. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po swoim nocnym napadzie. Chcąc nie chcąc jego myśli wciąż wracały do tamtych strasznych czasów i przypominał sobie coraz więcej chwil, szczególnie z tych, z których nie był specjalnie dumny. To co najbardziej mu zapadło w pamięć to pociągnięcie za spust karabinu, z którego wystrzelony nabój trafił prosto w głowę młodego bojownika. Ten chłopak miał przed sobą jeszcze całe życie, a zginął z jego ręki. No i oczywiście, to było życie za życie, gdyby on go ie zastrzelił to pewnie chłopak pozbawiłby go życia. Było to jednak marne wytłumaczenie.
Próbował jakoś odciągnąć się od tych myśli i postanowił trochę poćwiczyć. Miał w domu kupionych kilka przyrządów do ćwiczeń, które umieszone były w osobnym pokoju, który posiadał okna praktycznie od sufitu do podłogi, przez co wpadało do niego dzienne światło. James jednak tak mocno się w to wciągnął, że o upływie czasu zorientował się właśnie po tym, że nagle zrobiło się ciemno. Ledwo co wyszedł z siłowni, gdy usłyszał odgłos nadjeżdżającego samochodu. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że miała się u niego pojawić Selene z ich wspólnym kotem. Przeklął więc pod nosem, bo coż... nie wyglądał teraz najlepiej, ale szybko poszedł otworzyć drzwi i starał się jak mógł, by wyglądać najbardziej pozytywnie jak to było możliwe.
- Nie ma sprawy - odpowiedział biorąc od niej transporter z kotem. - Jakby byłby ze mnie koci ojciec, gdybym Ci odmówił - stwierdził i wypuścił zwierzaka, który nieco był zdezorientowany, ale dał się Jamesowi pogłaskać. - Spokojnie, może u mnie zostać nawet na kilka dni, nie zamierzam na razie nigdzie się na dłużej wybierać - bo najbliższy wyjazd jaki planował to ten razem z Selene na Krete. Dopiero teraz spojrzał na Selene tak całkowicie i musiał przyznac, że chyba dawno nie widział jej tak odjebanej. - Wow.. wyglądasz przepięknie - powiedział wskazując na nią. Trochę się chciał zapytać, gdzie się wybiera taka odstawiona jak szczur na otwarcie wrocławskiego MPK, ale chyba obawiał się odpowiedzi. Wolał więc chyba nie wiedzieć. - Napijesz się czegoś? - Zapytał i przejechał sobie dłonią po twarzy, bo zrobił się nagle dość zmęczony. Nieprzespana noc i silny trening dał mu w kość. Nie chciał jednak iść spać w obawie, że znów we śnie wróci na pole bitwy.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Dopiero co myślała o tym jaki James wydaje się szczęśliwy, ale musiała zmienić zdanie. Może i nie była już jego żoną, może nie była jedną z bliższych mu osób, ale nadal mogła bez obaw przyznać, że go znała. Znała go na tyle, żeby wiedzieć, że coś go trapi. Nie wyglądał dobrze. Stracił ten młodzieńczy błysk i radość, którą emanował parę dni temu, kiedy się widzieli. Na razie niczego jednak nie skomentowała. Nie chciała. Nie powinna. Nie byłoby to na miejscu, gdyby to zrobiła. Chyba. Mimo wszystko nie potrafiła ukryć tego, że sama się zatroskała.
-Nieodpowiedzialny i nieobecny. – Postanowiła trochę zażartować. Pewnie Bobowi w sumie było bez różnicy, dopóki miska z żarciem była pełna. A o to Selene dbała. Kupiła specjalnie tą automatyczną dozującą miskę. Chociaż znając życie to Bob zdążył ogarnąć jak ją obsługiwać i sobie sypie żarcia jak mu się podoba. –Okej. To może rzeczywiście tak zrobimy, żeby została u ciebie na dłużej. Żeby też nie mieszać jej w głowie. Poza tym wyobrażam sobie jak za sobą tęskniliście. – Obserwowała kota, który ogarniał nowe otoczenie. Może rzeczywiście pobyt Boba u Jamesa zrobiłby kotu dobrze. Może Jamesowi też. Tym bardziej, że wyglądał naprawdę jakby potrzebował wsparcia. Nawet jakby miało to być kocie wsparcie.
-Dziękuję. – Odpowiedziała posyłając mu blady uśmiech. Automatycznie wygładziła sobie też sukienkę na brzuchu. –Ty za to nie najlepiej. – Dobra, już nie mogła udawać, więc od razu zmienił jej się ton głosu. Teraz była zmartwiona i nawet do niego podeszła. –Napiję się herbaty. – Zerknęła na zegarek. Miała jeszcze chwilkę. Zdąży wypić z nim herbatę. A jak nie zdąży to po prostu z nim posiedzi.
Zanim jednak James zdążył ruszyć w stronę kuchni to Selene złapała go za rękę i podeszła jeszcze bliżej. –Co się dzieje? – Zapytała cicho i nawet położyła mu dłonie na policzkach, żeby nieco ukoić to co się z nim dzieje. Chuj, nawet jak jej powie, że jest nieszczęśliwie zakochany w jakiejś lasce to będzie dla niego wsparciem. Tak, złamie jej to serce, ale kochała go tak bardzo, że była gotowa na takie poświęcenia. Jak będzie trzeba to nawet napisze do Bruna, że niestety coś jej wypadło i musi jednak spotkanie odwołać, albo przełożyć na inny termin.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Uśmiechnął się dość niemrawo i zerknął jeszcze na nią. - To w takim razie przechodziłoby z pokolenia na pokolenie - no bo nie ma się co oszukiwać jego stary nie był najlepszym ojcem na świecie i można by go było podsumować jako nieodpowiedzialny i nieobecny, a na dodatek rasistowski. Na bank nie podobałby mu się związek syna z Greczynką... z drugiej strony, była blondynką i była dość blada, więc może... ojej, już wiadomo dlaczego spodobała się Brunowi. Pociągała go jej aryjska uroda. No, ale o tym to Bruno sam się rozwinie w swoim poście. - Super, przyda mi się takie miauczące towarzystwo - przynajmniej nie będzie miał w domu aż tak cicho i znajdzie się mała istotka, do której będzie mógł się odezwać, co być może w jego obecnym stanie wpłynie na niego dość pozytywnie. Cieszył się z tego, że kicia spędzi z nim trochę czasu.
Spojrzał na nią z ukosa i nieco zmarszczył czoło, a później nawet się lekko uśmiechnął. - Nie ma to jak komplementy od byłej żony - stwierdził przenosząc wzrok na kota, który kręcił się po salonie. Wiedział, że nie wygląda najlepiej, ale miał nadzieję, że nikt poza nim tego nie zauważy. Mógł się jednak spodziewać, że Selene znając go chyba najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie, będzie w stanie dostrzec, ze coś jest nie tak. - Okej, to już nastawiam wodę - kiwnął głową i już miał się skierować w stronę kuchni, ale został zatrzymany. Posiadanie Selene tak blisko siebie było z jednej strony kojące, a z drugiej wciąż powodowało ból w jego sercu. Chciałby żeby z nim została, chciał móc ją przytulić, pocałować i wyznać wszystkie swoje obawy. Nie mógł tego jednak zrobić, nie była jego terapeutą, a z racji ich rozwodu nie czułby się dobrze obarczając ją swoimi problemami. Nie miał jednak w sobie na tyle silnej woli, by się od niej odsunąć więc stał tam tak, czując na swoich policzkach jej dłonie i na kilka sekund przymknął powieki. Musiał jednak podjąć ciężką decyzję i w końcu ściągnął ze swojej twarzy jej dłonie. - To nic takiego, nie mogłem po prostu zasnąć - mrukną, ale jeszcze nie puścił jej dłoni tylko lekko się do niej uśmiechnął. - Ale dziękuję za troskę, bardzo to doceniam - dodał i podniósł nieco jej dłonie, by je pocałować. - Nie martw się - da sobie jakoś radę, nie pierwszy raz jego zdrowie psychiczne nie jest w najlepszym miejscu.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Spojrzała na niego smutno. Zrobiło jej się przykro, bo nie pomyślała o tym, że jej komentarz mógłby nawiązać do jego chujowego ojca, o którym oczywiście Selene wiedziała. Wiedziała, bo myślała, żeby go w tajemnicy zaprosić na ich ślub, żeby zrobić Jamesowi niespodziankę. Zanim jednak podjęła głupią decyzję skonsultowała to z Matthew i Matthew był z nią szczery. Pojawienie się ich ojca na tym ślubie, zrujnowałoby cały dzień nie tylko dla Jamesa, ale też dla Selene, Matthew i obu rodzin. Nikt nie chciał tam tego człowieka.
-Nie w tym przypadku, James. – No nie chciała patrzeć jak porównuje się do człowieka, którym był jego ojciec. –Nigdy nie będziesz jak twój ojciec, a coś takiego nie przechodzi z pokolenia na pokolenie. To wybory, które człowiek podejmuje. – Po prostu James musiał podjąć właściwie wybory. Co prawda na razie dotyczyły one kota, ale kto wie, może w przyszłości w końcu doczeka się dziecka i będzie mógł być ojcem, którego nie miał i którym zawsze chciał być.
-No wiesz… dopiero co cię widziałam i wyglądałeś cudownie. Teraz widzę zmianę. – No nie było co owijać w bawełnę. Nie był tym samym cudownym Jamesem, którym był jak się widzieli ostatnio. Teraz jakby brakowało w nim życia i szczęścia, którym promieniował. Musiała zareagować. Co jeżeli była jedyną osobą, która się o niego martwiła? Sam fakt, że nawet ani razu nie uśmiechnął się pełną gębą, był dla niej martwiący. Jedyne co widziała to pół uśmiechy, które zapewne miały ją tylko i wyłącznie uspokoić. Nie zadziałało.
Obserwowała jak ściąga jej dłonie ze swojej twarzy. Zaraz jednak wróciła wzrokiem do jego oczu i nie spuszczała spojrzenia próbując nie przegapić nawet sekundy, która mogłaby jej zasugerować, że James kłamie i że coś się dzieje. Nie widziała powodu, dla którego mógłby ją okłamywać. Znała go jak nikt inny, on tak samo znał ją. Po prostu chciała być czujna. –Nie mogłeś zasnąć, bo nie mogłeś zasnąć czy miałeś koszmary? – Zapytała wprost. Widziała go w takim stanie już nie raz i za każdym razem wszystko było powiązane z jego przeszłością.
-Zawsze będę się o ciebie martwić, James. Zawsze. – Nawet jak na stare lata będzie miał ukochaną kobietę u swojego boku, którą nie będzie Selene, to Selene zawsze będzie się martwiła czy jej James jest szczęśliwy i czy jest wyspany. Tego nic nie było w stanie zmienić. –Pozwól, że ja ci zaparzę herbaty, okej? – Zaproponowała widząc, że on potrzebuje tej herbaty bardziej niż ona. –Usiądź. Ja się wszystkim zajmę. – Pocałowała go w policzek i nie wyciągając rąk z jego dłoni poprowadziła go na stołek w kuchni. Odłożyła na blat swoją torebkę i zdjęła kurtkę, bo zakładam, że jakąś miała, bo to przecież jesień. Zajęła się szykowaniem tej herbaty, szło jej dobrze, bo zakładam, że James jej mówił co gdzie jest.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Zdecydowanie czuł, że to nie jest dobry moment na to, by rozmawiać o jego ojcu. Poza tym znów, Selene nie była jego terapeutką i zdecydowanie miała jakieś ciekawsze plany na wieczór niż słuchanie jego żali i rozmowa na tak smutne tematy. - Czasem wychowanie też wpływa na decyzje jakie się podejmuje, a nie oszukujmy się Selene, ale nie miałem najlepszych męskich wzorców - matka starała sie robić ile mogła żeby on i jego brat wyszli na dobrych ludzi. James przez lata był wpatrzony w swojego ojca i chciał, by ten był z niego dumny. Poszedł w jego ślady, starał się zaistnieć w wojsku i do czego go to doprowadziło? Miał teraz przez to same problemy i mógł tylko się cieszyć, że chociaż w jakimś stopniu udało mu się wyrwać z tej potrzeby bycia zaakceptowanym przez ojca. - Zresztą, zajmę się Bobem - bo to jakby nie było tylko kot, a nie dziecko. Na razie nie zanosiło się na to, by James miał zostać ojcem w najbliższym czasie, a lata mu już leciały. Może nigdy nie będzie mu to dane? Musiałby nagle poznać kobietę, która zwali go z nóg i sprawi, że nie będzie świata poza nią widział, a niestety James już jedną taką poznał i musiał się z nią rozwieźć więc teraz sądził, że będzie mu ciężko stworzyć z kimś stały związek, który później mógłby zaowocować dziećmi. Chciał tego, ale nie był pewien czy będzie mu to dane.
- Cudownie? Miałem chłopięcy glow? - Zapytał i zaśmiał się cicho pod nosem, bo to określenie było dla niego jakieś takie śmieszne. Nigdy nie pomyślał o sobie, że wygląda cudownie, czy że sie zachowuje cudownie, czy że cokolwiek w nim było cudownego. Jego bycie ciągle pozytywnym facetem nie zawsze najwidoczniej było dobre, bo gdyby czasem zdarzało mu się być bardziej grumpy, to teraz Selene, by się nie dziwiła, że nie ma tak dobrego humoru jak zazwyczaj. Sam siebie w to wciągnął.
Spojrzał na nią i westchnął. - Nic mi nie jest Selene. - Powiedział, nie odpowiadając na jej pytanie. Nie chciał o tym rozmawiać. - Każdy ma czasem gorszy dzień, nie przejmuj się tym naprawdę - znów uśmiechnął się w ten sam nie do końca szczery sposób. - Wiem i ja o Ciebie też, ale naprawdę poradzę sobie i nie ma sensu, żebyś sobie mną teraz zaprzątała głowę. Ubrałaś sie tak ładnie pewnie z jakiejś okazji więc nie psuj sobie wieczoru martwieniem się o mnie - chyba, by sobie nie wybaczył, gdyby była na jakiejś imprezie i nie mogła się dobrze bawić, bo ciągle myślałaby o tym, że on się nie wyspał. To po prostu brzmiało głupio. - Selene... może i nie spałem trochę, ale nie jestem upośledzony, mogę zrobić herbatę - powiedział, ale nie miał siły się z nią sprzeczać szczególnie, gdy dostał od niej całusa w policzek. Nie mógłby jej teraz odmówić więc usiadł i obserwował jak robi im herbatę. Gdy tak na nią patrzył to przyszedł mu do głowy naprawdę głupi pomysł, bo chciałby żeby Selene znów z nim zamieszkała, taka durna myśl go naszła i musiał odwrócić od niej wzrok żeby się tego wyzbyć. - Chyba muszę się częściej gorzej czuć, to może mi jeszcze obiad ugotujesz - rzucił tym razem nawet próbując sobie zażartować, ale naprawdę to był miły obraz i mógłby patrzeć na nią krzątającą się po domu. - Naprawdę nie musiałaś tego robić, jesteś w końcu moim gościem - mruknął jeszcze, gdy już zrobiła te herbaty. To on powinien być tutaj gospodarzem i ją obsłużyć.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Spojrzała na niego wzrokiem pełnym smutku. Wiedziała, że w jego życiu brakowało idealnego męskiego wzorca, ale ona nigdy Jamesowi nie mogła nic zarzucić. Był idealny pod każdym względem. Nadrabiał to czego sam w młodości nie miał. –Oczywiście, że wpływa na te decyzje. Ale ty nie podejmujesz złych decyzji. Nie musisz się o to stresować. – Wiedziała, że niewiele mogła powiedzieć, żeby zmienić to w jaki sposób on o sobie myśli. Wiedziała, że prawdopodobnie nic nigdy nie sprawi, że James będzie w sobie widział mężczyznę lepszego niż ten, którym był jego ojciec. Wiedziała, że gdyby mieli dzieci to byłby wspaniałym ojcem. Wiedziała, że w tej kwestii spierdoliła, bo mogła wychowywać dzieci z kimś kto oddałby za nie życie. Z kimś kto nigdy by ich nie porzucił tak jak on sam został porzucony. Nic dziwnego, że jej rodzina tak bardzo go kochała. Był idealny. Oczywiście, jak każdy miał wady, ale nawet teraz, ponad dwa lata po rozwodzie, dwa lata leczenia złamanego serca, a Selene nadal była w stanie stwierdzić, że James był najlepszym co ją spotkało. Nikt i nic go nie zastąpi. Podziękowała mu jeszcze raz za to, że weźmie Boba pod swoją opiekę. Przynajmniej ona nie będzie musiała się stresować, że kotka bywa samotna.
-Miałeś. – Potwierdziła. Mogło to brzmieć nieco absurdalnie, ale tak właśnie było. Wyglądał na szczęśliwego, a teraz nie wydawał się być szczęśliwy. I jasne, szczęście nie jest widoczne przez cały czas, ale teraz James naprawdę prezentował się jakby wyssano z niego szczęście całkowicie. Może miał jakieś spotkanie z dementorem, hehe. Dobrze, że Selene nie miała poczucia humoru, przynajmniej nie groziło jej to, że pierdolnie coś chamskiego i nie na miejscu.
-Wiem, że każdy ma gorszy dzień, ale to raczej nie wygląda jak gorszy dzień. – Wyznała chociaż czuła, że może przesadza. Nie chciała mu się narzucać, ani narzucać mu tego co mógłby czuć. Chciała po prostu, żeby z nią porozmawiał i żeby pozwolił sobie pomóc. –To nie ma znaczenia. – Odpowiedziała na swój strój. –Jeśli chcesz to mogę zostać. Mogę odwołać, to żaden problem. – Bruna znała piętnaście minut. Jak nie przyjdzie na randkę, to biedak raczej pogodzi się z tym, że dostał kosza. Znajdzie inną. James był dla niej kimś kogo czuła, że zna całe swoje życie. Nie mogła tego zignorować. Nawet jeżeli był byłym mężem i po prostu nie wypadało.
-Wiem. Ale równie dobrze ja mogę zrobić herbatę i nikomu nic się nie stanie. – Przygotowanie tej herbaty zajęło jej dosłownie chwilę. Torebki z ziołami już się parzyły. Dłużej trwała ich dyskusja na temat tego kto szykuję herbatę, niż samo jej szykowanie. Postawiła przed nim filiżankę i obok postawiła swoją. Nie usiadła naprzeciwko. W ogóle nie usiadła. Zamiast tego stanęła obok niego i oparła się biodrem o blat.
-Jak będziesz się jutro nadal źle czuł to mogę ci ugotować obiad. – Parsknęła cichym śmiechem. Korzystając z tego, że herbaty się parzyły złapała go jeszcze za rękę, żeby dodać mu otuchy bliskością. Chociaż była pewna, że była ostatnią osobą, która powinna tutaj z nim być. –Jestem też starą znajomą, a takim można czasami powiedzieć po prostu „jak chcesz herbaty, to wiesz gdzie jest kuchnia”. – Tak jak pisałam, lepiej, żeby ona sobie nigdy z niczego nie żartowała. Patrzyła na dłoń Jamesa i delikatnie ją gładząc myślała o tym, że właściwie to niespecjalnie jest gotowa na to, żeby iść na randkę. Nie chciała nikogo innego. Wolałaby być do końca życia sama niż spędzić je z kimś kto byłby tylko namiastką tego co miała z nim.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Nie do końca wierzył w jej słowa, bo dość jasne było to, że James nie zawsze podejmował słuszne decyzje. Musiała o tym zapomnieć, ale to nic od czego ma Jamesa? Nikt jej tak nie zdołuje jak były mąż. - Pozwoliłem Ci odejść więc owszem czasem mi się zdarza podjąć złe decyzje - no okej niby doszli do wniosku, że ich rozwód miał ich uwolnić od unieszczęśliwiania siebie nawzajem, ale! Ostatnie tygodnie pokazały mu, że to czego im tak naprawdę brakowało to po prostu umiejętność komunikacji, bo gdy odeszła z nich ta małżeńska presja to okazało się, że potrafią ze sobą przebywać, dogadują się i dobrze się bawią. Wystarczyło trochę się postarać, a James podjął decyzję o tym, że lepiej jest sie rozstać. Teraz wiedział, że była to po prostu łatwiejsza opcja.
Trochę mu teraz było smutno, że nie miał już chłopięcego glow i, że najwyraźniej zepsuł jej nastrój swoim ponurym humorem dzisiaj. Nie chciał żeby się nim martwiła czy przejmowała jego problemami. Miała swoje rzeczy na głowie. - Czasem zapominam o tym, że znamy się aż tak długo, że nie jest łatwo Cię oszukać - spróbował ją teraz wziąć na miłe słówka i nawet się uśmiechał, żeby trochą ją uspokoić. - Absolutnie nie... masz iść i dobrze się bawić, nie chcę żebyś cokolwiek odwoływała z mojego powodu. Jestem dorosły, poradzę sobie - byłoby mu strasznie głupio, gdyby przez jego słaby nastrój zmieniała swoje plany. Nie wymagał tego od niej, gdy byli razem i tym bardziej nie chciał, by to robiła teraz. - O tym jaka jesteś uparta też zdążyłem już chyba zapomnieć - dodał pod nosem i przyglądał się temu jak krząta sie w kuchni. To był miły widok, brakowało mu tego. Mieszkanie samemu sprawiało, że zaczynał doceniać obecność drugiej osoby w okolicy, nawet takiej uparciuchy jak Selene. - Nie przesadzaj, nie taką starą - zażartował sobie i posłał jej uśmiech, który już był o wiele bardziej Jamesowy niż te, którymi raczył ją do tej pory. Może jej obecność jakoś podświadomie go uspokoiła? - Dzięki, doceniam troskę - dodał po chwili, gdy już herbata była zrobiona. - Nie miałem już tych problemów przez pewien czas, ale najwyraźniej znów wróciło - nie chciał nazywać tego po swojemu. Jakby chodził i mówił, że ma PTSD to jeszcze ktoś go wziąłby za ofiarę wojny, a zdecydowanie kimś takim James nie chciał się nazywać. Nie czułby się na miejscu przywłaszczając takie określenie dla siebie, bo prawdziwymi ofiarami byli niewinni cywile, którzy musieli tam żyć, a nie facet, który świadomie podjął decyzję o ruszeniu na front. - Myślę, że była to jednorazowa akcja i już będzie dobrze - gówno prawda, bo to zazwyczaj nie przechodziło samo z siebie i to w ciągu jednego dnia, ale naprawdę nie chciał jej niepotrzebne martwić. - Chodź usiądziemy sobie w salonie - zszedł z krzesełka i wziął ich herbaty, a później poprowadził Selene do salonu, w którym dwie ściany były całe przeszklone przez co mieli widok na dżungle. - To pochwalisz się swojemu staremu znajomemu, gdzie się dzisiaj wybierasz? - Zapytał, chociaż oczywiście był w stanie się niestety domyśleć.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Spuściła wzrok i zamilkła na dłuższą chwilę. To nie tak, że on jej pozwolił odejść. Przynajmniej ona tak tego nie odbierała. To raczej ona pozwoliła odejść jemu. Odpychała go nie wiedząc, że to robi i teraz są w miejscu, w którym są. Bez siebie. –Dobrze wiesz, że w naszym przypadku to tak nie wyglądało. – Odpowiedziała tylko po to, żeby go nie zostawiać z tym tokiem myślenia. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie tu i teraz kiedy James i tak był w jakiejś rozsypce. Wolała najpierw zająć się tym, żeby doprowadzić go do porządku. Albo inaczej, żeby pomóc ukoić mu nerwy zszargane tym co się wydarzyło. Nawet nie musiała wiedzieć. Po prostu chciała, żeby poczuł się lepiej. Ona również pluła sobie w brodę, że tak szybko pospieszyli się z tym, żeby się rozwieść. Nie dali sobie nawet czasu na separację. Chociaż nie wiem czy separacja nie jest jakoś obowiązkowa przy rozwodzie. Nie mam pojęcia. Ale no tak czy siak żałowała tego. Wystarczyło się rozejść, pozwolić sobie na to, żeby zatęsknić za drugą połową. Dogadaliby się. Wiedziała, że by się dogadali. Była tego pewna jak nigdy niczego innego.
-Niektórych rzeczy nie zmienisz. – No mogli przed innymi udawać, że były małżonek nie zaprząta już myśli, ale prawda była inna. Selene mogłaby teraz wziąć udział w jakimś quizie na temat wiedzy o Jamesie i była pewna, że wygrałaby bez problemu. –Dobrze. Niech ci będzie. Ale jeżeli wychodząc, chociaż na sekundę odniosę wrażenie, że nadal cos jest nie tak, to zostanę. – Postanowiła. Bruna znała chwilę, Jamesa całe życie. Nie było zbyt trudno ogarnąć, kto w tym przypadku będzie priorytetem. –Cieszę się, że mogłam ci przypomnieć. – Nawet się lekko ukłoniła. On też był uparty, ale nie chciała już mu dogadywać. Tym bardziej, że był „niewyspany”.
Wysłuchała go ze smutkiem i milczała licząc na to, że nieco rozwinie to co się stało dzisiaj. Nie chciała go ciągnąć za język. Wiedziała, że w przypadku takim czymś nie poprawi mu humoru. Jakby chciał się wygadać to by to zrobił. Gdyby ciągnęła na siłę, to zmuszałaby go do przeżywania traum, których z pewnością nie chciał przeżywać ponownie. –Przyrzekasz, że nie jest to coś co się zdarza za często? – Jeżeli jednorazowa akcja, to okej, zdarzało się. Ale jak się dowie, że dochodziło do tego częściej, to prawdopodobnie się wkurwi. –Coś cię striggerowało? – Może coś mu się przypomniało? Może ktoś coś powiedział? Może z kimś się widział? Skinęła głową i jak on wziął te herbaty, to ona jeszcze na szybko przetarła blat i rozwiesiła ściereczkę, żeby wyschła. Nie chciała mu robic bałaganu, a poza tym nie mogłaby spać wiedząc, że zrobiła mu plamę na blacie. Szybko jednak do niego dołączyła i usiadła obok niego. Podziękowała mu za herbatę, którą przyniósł i upiła łyka.
-Liczyłam, że nie zapytasz. – Spojrzała na niego i posłała mu uśmiech. Nie żeby chciała go okłamywać. Po prostu było to nieco niezręczne. –Poznałam kogoś i… dałam się zaprosić na randkę. – Nie było sensu owijania tego w bawełnę. Nie wymyśli niczego innego. A jakby skłamała to i tak prawda by ją dopadła. Prędzej czy później.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Mogła się z nim nie zgadzać, ale James i tak wiedział swoje. Zdawał sobie sprawę z tego, że zjebał po całości. Powinien sie bardziej wykazać, był w końcu mężczyzną, wojskowym nauczonym tego, by się nie poddawać przy pierwszej trudności, a tutaj zamiast walczyć to wystawił białą flagę. Były inne rozwiązania niż rozwód, chociażby separacja i terapia, ale w tamtym momencie nie był w stanie się na nic takiego zdecydować wiedząc, że najwyraźniej ją unieszczęśliwiał. Straszne było to jak dobrze się znali, a jednocześnie przez kilka ostatnich miesięcy swojego małżeństwa byli dla siebie jak obcy ludzie. W sumie to już trochę czasu minęło od rozwodu, a ludzie się podobno zmieniają więc i James mógł się nieco zmienić, stać się innym człowiekiem niż tym facetem, za którego wyszła Selene. Najwyraźniej jednak Diamini nie był aż tak podatny na zmiany, a pewnie nawet taki cudowny chłopiec znalazłby jeszcze cos nad czym mógłby popracować w swoim charakterze. - Nawet mnie nie denerwuj okej? Idziesz i koniec gadania, a ja naprawdę sobie poradzę. Zobacz jakim jestem dużym chłopcem - nawet wstał żeby jej zademonstrować, ze trochę tych centymetrów ma i tu i tam he he he. Nie chciał żeby się nim przejmowała i psuła sobie wieczór. Ona miała swoje rzeczy na głowie, a on swoje. Jej były najwyraźniej przyjemniejsze niż jego i nie chciał ją obarczać tym co działo się z nim.
- Przyrzekam, że nie jest to nic co się powtarza, poradzę sobie z tym naprawdę... nie martw się o mnie, bo sobie nie wybaczę tego, że popsułem Ci wieczór swoim słabym humorem - autentycznie James był skory do tego żeby wziąć na siebie nawet to, że jej nie wyszło na spotkaniu. Mógł wziąć na klatę wszystko co złe, to pewnie przez to, że klatę miał taką sporą i ładną. - Trochę tak, zdałem sobie sprawę, że dzisiaj mija rocznica mojego pierwszego trafionego celu - wolał tak mówić niż rozmawiać o tym, że zabił człowieka. Lepiej to było nazywać celem, czymś co nie miało rodziny, przyjaciół czy planów na przyszłość. Tak łatwiej było z tym jakoś funkcjonować, ale James i tak doskonale pamiętał ten moment i to jak po wszystkim trzęsły mu się dłonie. Znowu zrobiło mu się jakoś dziwnie gorąco, gdy o tym powiedział i pomyślał więc na chwilę odwrócił wzrok i całe szczęście, że akurat przeszli na kanapę.
Gdy usłyszał jej odpowiedź to dopiero mu się zrobiło dziwnie. Z jednej strony nie powinno, bo to nie tak, że on żył w jakimś celibacie od momentu ich rozstania, ale chyba jednak nie chciał o tym słyszeć. Postanowił jednak tego po sobie nie pokazywać, bo przecież dopiero co odbudował swoją relację z Selene i nie chciał jej niszczyć przez jakąś dziwną zazdrość, do której nawet nie miał już prawa. Nie była już "jego" więc nie powinien się dziwić, że się z kimś spotyka. - No to fajnie... i gdzie idziecie? - Zapytał, bo chciał pokazać, że go to interesuje, chociaż tak naprawdę chyba wolał nie wiedzieć. - Może powinien tu po Ciebie przyjechać żebym mógł mu powiedzieć, że ma Cię odstawić do domu przed 22 - zaczął mówić lekko rozbawiony, bo sobie to nawet był w stanie wyobrazić. Później jednak spoważniał i zerknął na nią. - No i też to, że powinien uważać, bo łatwo dla Ciebie stracić głowę, wiem z doświadczenie - dodał nie spuszczając z nie wzroku przez chwilę, ale poczuł, że chyba przesadził i dlatego zabrał się za picie herbaty.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Uniosła delikatnie ręce tym samym dając mu do zrozumienia, że nie będzie już upartą Selene. Wygrał. Nie będzie się z nim wykłócać. Jeśli nie miał ochoty z nią tutaj siedzieć to ona nie będzie go do swojego towarzystwa zmuszała. A nawet jeżeli robił to dlatego, żeby po prostu nie rezygnowała ze swoich planów dla niego, to teraz nie chciała go po prostu rozzłościć. Tak dobrze się dogadywali, że nie chciała tego spieprzyć jakąś beznadziejną sprzeczką. Ich relacja może i była dobra, ale nikt nie wiedziała jak wpłynęłaby na nią kłótnia. Może wszystko było na tyle delikatne, że znowu przestaliby ze sobą rozmawiać, bo żadne z nich nie chciałoby przeprosić, albo po prostu nie czułoby się winne? Co prawda w tym przypadku Selene prawdopodobnie by przepraszała, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że przecież byli umówieni na wylot do Krety. Także jej przeprosiny byłyby nieszczere, co ostatecznie byłoby niesamowicie przykre i raniące.
Westchnęła kiedy w końcu wyznał prawdziwy powód swojego dzisiejszego humoru. Nawet nie wiedziała co mogłaby mu na to powiedzieć. Niejednokrotnie mu mówiła, że nie miał na to wpływu. Że robił swoją pracę, wykonywał rozkazy, że nie jest pierwszym i ostatnim, który musi żyć z czymś takim. Nigdy jednak te słowa nie przynosiły ukojenia. No i właściwie miało to sens. Zamordowanie człowieka nie było czymś z czego człowiek po prostu się otrząsał. Zostawało to z tobą na zawsze. Zamiast po raz kolejny mówić mu słowa, które niejednokrotnie słyszał i których nie chciał zapewne już słuchać, usiadła bliżej niego, objęła go ramieniem (na tyle na ile mogła, bo jednak była drobna w porównaniu do niego), pocałowała go w skroń i splotła swoją wolną dłoń z jego dłonią. Mogła zrobić tylko tyle, żeby mu pomóc w ukojeniu tego co się działo w jego głowie. Nie chciała udawać, że rozumie i że wie.
-Nie mam pojęcia. – Normalnie to raczej nie kontynuowałaby tego tematu, ale w tym przypadku uznała to za dobre rozwiązanie. Przynajmniej oderwałaby myśli Jamesa od rocznicy pierwszego celu. Skąd miała wiedzieć, że wolałby o tym nie słuchać? –Napisał, że coś zorganizuje, więc nie wiem czy mogę się spodziewać normalnej kolacji w restauracji czy jeżdżenia na koniach po plaży. – Wolała nadal unikać przyznania się do tego, że jej randką jest typ, który zapewne jest jeszcze na studiach i żyje na utrzymaniu rodziców. Przecież też nie wiedziała, że spotyka się z nazistowskim księciem, hehe.
Parsknęła śmiechem jak już wyobraziła sobie taką scenę. –Myślę, że wszyscy wolelibyśmy tego uniknąć. – Wiadomo, ze Bruno to pewnie chciałby przyjść, żeby zgrywać chojraka i pokazać mężowi, że teraz on się zajmie żoną. Nie wiedziała, że Bruno to raczej na widok Jamesa wróciłby na łódź i wypłynął na otwarte wody. –Nieprawda. Przestań. – Zaśmiała się i żeby chwilę się z nim podroczyć to nawet jeszcze ścisnęła jego rękę, bo zakładam, że nie puścił jej jak mu zaczęła o tej randce opowiadać.
Poopowiadała mu jeszcze trochę o tej randce, ale nie zagłębiała się w żadne szczegóły. Nie zdradziła nawet imienia chłopaka, ani tego jak i kiedy ją zaprosił na tą randkę. Były rzeczy, o których James nie musiał wiedzieć. Później posiedzieli jeszcze w milczeniu wiedząc, że sama obecność drugiej osoby pomoże Diaminiemu w odpędzeniu demonów przeszłości. Andrianakis nie zdążyła dopić herbaty kiedy oznajmiła, że niestety będzie musiała już wychodzić skoro nie pozwolił jej odwołać planów. No i rzeczywiście poszła, bo co miała robić. Nie będzie stać pod domem. Przynajmniej nie teraz.
***
Było zdecydowanie za późno, żeby do niego dzwonić i informować o tym, że jest po randce i właśnie do niego jedzie. Uznała, że po prostu przyjedzie niezapowiedziana. Oczywiście był to absolutnie zły pomysł, ale nie mogła nic z tym zrobić. Najzwyczajniej na świecie martwiła się o niego i chciała sprawdzić jak sobie poradził przez ostatnie parę godzin. Modliła się tylko po cichu o to, żeby James był sam w domu. Nie chciała sobie narobić siary pojawiając się tak późno, kiedy drzwi mieszkania otworzy mu jego jakaś kochanka, dziewczyna, albo po prostu Aspen. Pewnie by trochę jednak umarła i próbowała robić wszystko, żeby prezentować idealną minę to spierdolonej gry. Przed dojazdem do jego domu zajechała jeszcze do nocnego sklepu gdzie kupiła sześciopak piwa i przekąski typu chipsy, paluszki, suszona wołowina, kabanosy. Raczej celowała w bardziej męskie gusta, więc zrezygnowała z lodów. Chociaż na takie chipsy to sama miała ochotę, bo dawno nie jadła.
Na podjeździe stało tylko auto Jamesa, w domu nie było całkowicie ciemno, więc miała nadzieję, że go nie obudzi, albo nie wyrwie z jakiegoś transu samoleczenia. Na początku zapukała do drzwi niepewnie, ale zaraz jednak nacisnęła dzwonek. Skoro już tu była to nie było sensu w ukrywaniu się i udawaniu, że się pomyliła.
-Wróciłam z czymś co może uchodzić za dziwnego rodzaju lekarstwo. – Oznajmiła jak go zobaczyła i podniosła do góry sześciopak i torbę z niezdrowym żarciem. –Wszystko okej? – Zapytała, bo nie wiedziała czy James jest zmęczony czy raczej wściekły, że ją widzi.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Gdy Selene wyszła na swoją randkę to James trochę z zupełnie niewiadomych powodów zrobił się jeszcze bardziej smutny i markotny. Nie mógł pogodzić się z tym, że Selene zaczyna budować sobie życie bez niego, a jednocześnie naprawdę chciał, by w końcu była szczęśliwa, bo na to zasługiwała. W końcu dlatego się rozstali, żeby oboje mogli być szczęśliwi, a jednak teraz James czuł to głupie uczucie zazdrości, którego chciał się wyzbyć. Miał być dla niej przyjacielem, a nie zazdrosnym byłym mężem, który w ogóle nie powinien się mieszać w jej życie uczuciowe. Próbował się skupić na czymś innym niż myślenie o Selene z innym typem. Tak samo jak nie chciał myśleć o koszmarze wojny, który go znów zaczął nawiedzać. Próbował się jakoś rozkojarzyć. Włączył sobie film, jednak na nim też nie mógł się niestety skupić. Zabawa z kotem też nie pomagała. Przez głowę przeszła mu myśl, że może to jest ten moment, w którym wszystkie swoje żale i obawy powinien przenieść na płótno. Może to ta chwila, gdy się odblokuje i będzie w końcu w stanie stworzyć coś co zawiśnie na ścianach jego galerii. Przebrał się więc w stare, poplamione farbami ciuchy i poszedł do swojej pracowni. Włączył spokojną muzykę i zaczął przygotowywać sztalugę i wszystkie potrzebne do tworzenia obrazu rzeczy.
Po kilku godzinach coś pojawiło się na płótnie jednak nie było to nic szczególnego, co tylko Jamesa jeszcze bardziej irytowało. Był zmęczony, zły i najwyraźniej nie potrafił sobie poradzić z innymi emocjami, które nim w obecnym stanie targały. Sam nie wiedział co się dzieje, ale czuł jakby był w jakiejś klatce, z której nie może się wydostać i wie, że spędzi resztę swojego życia w takim zamknięciu patrząc na świat z boku. Będzie obserwował jak jego przyjaciele, rodzina czy była żona układają sobie życie, zakładają rodziny, robią kariery, a on wciąż będzie tkwić w miejscu nie umiejąc poradzić sobie ze stratą ukochanej. Zresztą nie tylko z tym, bo przecież jego psychika robiła mu wystarczająco dużo problemów. Czy tak już miał mieć do końca swojego życia? Ciągle rozpamiętywać to co się działo i piętnować się za wykonywanie rozkazów. Jeżeli tak miało być to się z tym nie zgadzał, a rosnąca frustracja doprowadziła tylko do tego, że wkurwiony na wszystko rozwalił swój „obraz” tak samo jak sztalugę i kilka rzeczy, które miał pod ręką. Dawno nie wstąpiła w niego taka agresja i aż sam się zdziwił, że jest do czegoś takiego zdolny. Czuł się teraz jeszcze gorzej, bo zaczął się obawiać, że jeszcze bardziej pójdzie w ślady swojego ojca…
Z tych ponurych rozmyślań wyrwał go odgłos dzwonka do drzwi. Nie wiedział kto tu może przyjść o tej porze, ale to zdecydowanie nie był dobry moment na odwiedziny co zresztą chciał zakomunikować swojemu nieproszonemu gościowi. Z mocno zaciśniętą szczęką otworzył drzwi i cóż wyraźnie się zaskoczył widząc tam Selene. – Co Ty tu robisz? – Zapytał nie odpowiadając oczywiście na jej pytanie. – Miałaś być na randce – chyba nawet nie wiedział która jest godzina i ile czasu minęło odkąd Selene wyszła. Nie spodziewał się, że zobaczy ją w przeciągu kilku najbliższych dni, a tu proszę. – Od kiedy proponujesz ludziom picie alkoholu? – Kolejne zaskoczenie w przeciągu kilku sekund, ale odsunął się, by wpuścić ją do środka. – Mam nadzieję, że przyjechałaś taksówką, a nie szłaś tu po ciemku sama – w końcu mieszkał po środku lasu, coś mogło się jej stać. Jeszcze by ją dopadł jakiś aligator i byłaby kolejną osobą, którą Diamini miał na sumieniu.

selene andrianakis
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ODPOWIEDZ