Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Gdyby ktoś poprosił go o definicję toksycznej miłości, powiedziałby mu ich historię. Byli dla siebie przyjaciółmi, uwielbiali przebywać w swoim towarzystwie, razem śmiali się i robili rzeczy, jakich nie zrobiłby z nikim innym. On odzyskiwał jej zaufanie, ufała mu w kwestiach łóżkowych i życiowych, był od niej starszy i mógł przekazać doświadczenie. On ufał jej w wielu innych kwestiach. Zdradzał coraz więcej siebie, ufał, że może się przed nią otworzyć i otwierał, powoli, ale robił to. Ufał, że nikomu nie powie o narkotykach w jego domu i dziwnych ludziach, którzy się tu czasami kręcili. Że nie powie o tajemnicach jego firm i nawet jeśli ich relacja zakończy się, będzie milczeć jak grób. Poznał Gabi już na tyle, by mieć do niej bezgraniczne zaufanie i właśnie to zaufanie sprawiało, że mógł być przy niej sobą...
Właśnie. Sobą. Kim był? Skoro przy niej był kimś zupełnie innym. Był ty wykreowanym przez siebie Aresem? Może Michałem, który nigdy nie został porwany? Odkryła zupełnie zapomnianą cząstkę jego i podobało mu się to, kim przy niej był. Na początku się tego bał, myślał, że to go zmiękczy, odbierze jaja, wolność i władzę. Okazało się, że w końcu czuł się.... wolny i w cale nie stał się słaby, nic się nie zmieniło. Mimo to wracało do niego kim był przed nią. Kim był przez lata i w sumie kim jest dalej i będzie zawsze. Na ile będzie umiał to rozgraniczyć? Czu już zawsze będzie ją tak krzywdził? Bał się samego siebie, swojej nieobliczalności, bo ostatniej rzeczy na świecie jaką chciał, to ją skrzywdzić.
Nawet nie wiedziała ile miała racji... ile osobowości zamieszkiwało teraz jego głowę? Gubił się w swojej własnej skórze, a wszystko to za jej sprawką... Nigdy wcześniej nie miał takich rozterek, nie ruszało go sumienie, po prostu robił swoje, ale nie żałował, że ją poznał. Nic jednak nie odpowiedział, bo nie miał na to słów, co miał powiedzieć? Nie mógł w tym momencie spuścić na niej kolejnej bomby, ale właśnie w tym momencie wiedział już - musi poznać prawdę. Jeszcze nie teraz, to byłoby za dużo, ale musi.
Zauważył jej strach, trzęsła się, jakby bała, że niesie ją na górę, by dokończyć co zaczął. Nigdy więcej słońce, nigdy więcej nie zrobię ci krzywdy, kurwa nigdy.
- Ciii... Spokojnie. Wiem o tym, ufam ci. - Jak nikomu innemu. Takim zaufaniem obdarzał tylko najbliższą rodzinę, a Gabi była pierwszym człowiekiem, w którym nie płynęła krew Denaro, której zaufał. Nie wyobrażał sobie, żeby ta krucha, dobra istota mogła kogoś zranić, albo skrzywdzić. Ona prędzej zrzuciłaby na siebie winę, niż wsypała jego. Wiedział o tym, to była tak ogromna lojalność, jaką on żywił ze swoją Rodziną. Niespotykana.
Chroniła się przed nim, wiedział, że będzie się chronić. Dlatego był dla niej taki delikatny, w swoich gestach i słowach. Próbował pokazać jej, że już po wszystkim, że tego człowieka już w nim nie ma, emocje opadły, jak popiół. Zagrożenie minęło, a ogień został ugaszony. Jednak niczego nie udawał. Opierał to cholerne czoło o jej drobną dłoń, a słowa płynęły prosto z jego głowy, kompletnie nad nimi nie myślał, po prostu padały.
Chciałbym ci wszystko opowiedzieć, ale jeszcze nie mogę, jeszcze jest za wcześnie. Nie teraz, nie zniesiesz tego, za dużo. Jesteś taka krucha, taka delikatna, jak mam ci powiedzieć, że jestem z Mafii, jak mam ci spojrzeć w oczy i powiedzieć, że kochasz maszynę do zabijania, że robiłem i robię takie rzeczy? Znienawidzisz mnie. Może już powinnaś... Otworzył szeroko oczy, czując jej drobna dłoń na głowie. Głaskała go z taką czułością i te słowa... Nie... Masz mnie nienawidzić. Nie, to zupełnie nie tak kurwa.
- Nie... - Podniósł ja nią spojrzenie i chwycił dłoń w swoje łapska, tę, o którą się przed chwilą opierał czołem. - Nieważne jak wściekły byłem, to nie ma znaczenia. To się nigdy nie powinno stać, nigdy rozumiesz? Nie jesteś ani trochę winna, ja... Zawsze tak wyładowywałem złość, kompletnie nad tym nie panuje. Chciałbym nauczyć się dla ciebie jak być delikatnym, jak o ciebie dbać i przestać w końcu krzywdzić. Mówiłem, tyle razy mówiłem, że jestem potworem, a ty przy mnie byłaś i ... Wiem dlaczego. Nie zasługuję na twoją miłość, bo nie umiem zagwarantować, że następnym razem nad sobą zapanuję. Chciałbym Gabi... Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu i to nie przez ciebie tak reaguję. - No może przez nią też, ale to nie był główny powód jego zachowania. To był tylko zapalnik. Wiedział, że musi zacząć panować nad agresją, jeśli chce mieć ją w swoim życiu, ale to było tak cholernie trudne. Kompletnie nie wiedział jak się za to zabrać.
- Chcę cię tylko chronić... i teraz muszę przed samym sobą. - Nie płakał, ale oczy ciągle mu się szkliły i piekły. Strasznie się pogubił. Nachylił się i pocałował jej dłoń, znów chowając w niej swoją twarz.
- Zrozumiem, jeśli będziesz chciała odejść, masz prawo mnie nienawidzić. Pomogę ci się umyć i odwiozę do domu, jeśli tego chcesz i już nigdy mnie nie zobaczysz, obiecuję. - Był na to gotowy. To był ten moment, w którym był gotowy zostawić ją dla jej dobra, odsuwając na bok swoją egoistyczną chęć posiadania jej w swoim życiu.
- Chcę tylko twojego szczęścia Kwiatuszku. - Nie potrafił na nią spojrzeć, bo pojedyncza łza polecała na podłogę. Przez całe życie nie uronił ani jednej, a teraz zdarzyło mu się to już drugi raz przy niej. - I jeśli pozwolisz, oddam ci cały świat, powiem o swojej historii więcej... spróbuję być lepszy, spróbuję obiecuję, spróbuję nad sobą panować. Nie dam rady znów patrzeć na twoją krzywdę mała. Zasługujesz na szczęście bardziej niż ktokolwiek na tym świecie, nigdy nie poznałem tak wspaniałej osoby. - Znów, nie myślał ani o jednym słowie, one płynęły i płynęły, nawet jeśli były zajebiście żałosne. W końcu na nią spojrzał. Odgarnął jej delikatnie włosy z twarzy, przyglądając jej pięknej buźce. W tym momencie już wiedział, że oddałby za nią życie, że po prostu się w niej zakochał. Nie było innego wytłumaczenia dla tego, co teraz czuł.
Gabrielle Glass została pierwszą kobietą w życiu Angelo Denaro, której dobro było dla niego ważniejsze niż jego własne.
- Przepraszam. - Szepnął jeszcze raz cicho i było to najszersze "przepraszam", jakie padło z jego ust.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie ma czegoś takiego jak dobro czy zło, jest tylko potęga — jak mówi jeden z najsłynniejszych czarnoksiężników świata, którego wykreowała brytyjska pisarka. Nie ma też światłości bez ciemności ani cienia bez blasku, jedno bez drugiego nie może istnieć. Natura nie lubi braku równowagi i dąży do niej za wszelką cenę, równoważąc wszystkie czynniki, tak by wyjść na zero. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, gdzieś płonie las, w innym miejscu jest powódź. Z Aresem i Gabi zaczynało być dokładnie tak samo, jedno było siłą destrukcyjną, druga budującą, choć częściej panował chaos, bo brak doświadczenia i brak umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami u Gabi wychodził na każdym kroku. Przy najmniejszej porażce próbowała się wycofywać rakiem, wymigiwać, wykręcać, uciekać. Tak było z pracą w hotelu, na początku było okrutnie ciężko, chciała zrezygnować, wpuścić na to stanowisko Amber, ale Ares jej nie pozwolił, nie dał jej się poddać i dziś z całą pewnością można było powiedzieć, że Gabi sobie radzi, ogarnia temat, z każdym dniem coraz lepiej i lepiej. Nie obywa się bez wpadek, ale przecież nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Niemniej jednak to nie jest praca jej marzeń, zdecydowanie trochę się w niej dusi. Przepraszam jak od mroku i potęgi, doszło się nagle ni z tego, ni z owego do pracy w hotelu? Nie, nie to jakieś nieporozumienie, sytuacja jest zbyt poważna, by snuć wywody na takie błahe tematy.
Nigdy nie mów nigdy, jak mawia mądre przysłowie — życie lubi płatać figle, los kocha kręcić młynkiem i wyrzucać niekorzystne numery na kościach do gry, tylko po to, by za jakiś czas wyrzucić pełen set samych szóstek i uczynić człowieka milionerem.
Podobno nic w życiu nie dzieje się bez powodu, wszystko ma jakiś głębszy sens i prowadzi do jednej wielkiej całości, by zrozumieć istotę egzystencji. Musieli na siebie trafić, nie ma innego wytłumaczenia, musieli być dla siebie ogniem i wodą, benzyną i zapalniczką. Jeśli ktoś wierzy w boga, mógłby nawet rzec, że Gabrielle, o ironio, nosząca imię po jednym z zacnych Archaniołów, została zesłana na Ziemię w ludzkiej skórze, po to, by ogrzewać swym blaskiem najbardziej potrzebujących tego ludzi. Widocznie Ares tego potrzebował, w przeciwnym razie nie trwałaby tak kurczowo u jego boku, w tym było coś głębszego, coś bardziej złożonego niż tylko czysty seks, pragnienie cielesnej bliskości. Nie potrafiła tego wyjaśnić, za żadne skarby świata, gdyby ktoś zapytał ją, dlaczego tak bardzo go pokochała, nie byłaby w stanie odpowiedzieć, tak zwyczajnie się stało, tak miało być. Los nie rzuca nam pod nogi kłód, z którymi nie możemy sobie poradzić. Z wszystkim da się coś zrobić, trzeba tylko chcieć, trzeba znaleźć rozwiązanie, a może właśnie się poddać i nie robić kompletnie nic?
Chorując, spędzając długie dni w szpitalnym łóżku, jako dziecko, Gabi widział dużo niepojętych rzeczy, włącznie ze swoją śmiercią kliniczną, ale jednego była pewna: bez walki, choćby tej najsłabszej nigdzie się nie zajdzie. Przecież każdy dzień ludzkiego życia jest walką o coś, dla jednych jest to walka o oddech, dla innych walka o to, by choć na ułamek sekundy zostać przez kogoś zauważonym, walka o samych siebie, o innych — ta wieczna wojna nie ma końca, nie ma początku, zwyczajnie jest i trzeba się z tym pogodzić.
Słuchała go z uwagą, zawsze to robiła, nie przerywała w pół słowa, skoro czuł potrzebę, wyrzucania z siebie tylu słów niech to robi, ona jest uszami i przetwornikiem, maszyną dekodującą.
Mimo tak druzgocącego bólu, jaki czuła, nie fizycznie, ale mentalnie, Gabrielle okazywała się za każdym razem twardą skałą, o którą wszystko się odbija, jakby była pokryta niewidzialną powłoką, która odbija od siebie wszystko, co złe. W niepozornym drobnym ciele, które w życiu przeszło wiele, mieszkała stara dusza, tak silna, tak niezniszczalna jak najczystsze diamenty.
Każdy zasługuje na miłość, każdy bez wyjątku, każdy zasługuje na to, by być widzianym, rozumianym i kochanym... nie gadaj głupot. Zjebałeś, znowu zjebałeś a ja nie potrafię zrobić tego co powinnam. Duszę się na myśl, że mogłoby mnie przy tobie nie być gdybyś mnie potrzebował, choćby tylko po to, żeby się uśmiechnąć...
Pomyślała, ale nie była w stanie wypowiedzieć tych słów, on wiedział, że go kocha, mimo iż mu tego nie powiedziała od pamiętnego dnia na plaży, a teraz zrozumiała, że i on ją kocha i to szaleńczo, mimo iż tego nie powiedział wprost. Na dodatek nazwał ją kobietą... A przecież była dziewczyną, tylko niedojrzałą, pokręconą dziewczyną bez planu na przyszłość. To były piękne i mocne słowa, wwiercały się w głowę jak najgrubsze i najbardziej solidne śruby na świecie, stworzone z materiałów używanych do produkcji elementów statków kosmicznych. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, już miała wyrzucić z siebie potok słów, ale Ares kontynuował i tak jak do tej pory woda była w przyjemnej temperaturze, tak teraz czuła jak zamarza, dosłownie na jej powierzchni pojawił się lód, słyszała, jak trzaskał, choć wcale go tam nie było.
Co on w ogóle do niej mówił... Jakie chronić przed sobą, jakie odejść, jakie go zostawić? Upadł na głowę przy porodzie albo miał jakiś poważny wypadek i ktoś go rąbną w czerep? Odchyliła głowę do tyłu, wgapiając się w sufit i pokręciła łebkiem z niedowierzaniem. To nie miało prawa się wydarzyć, nie teraz, nie po tym wszystkim, co razem przeszli, nie po takiej drodze, którą przebyli, stawiając czoła wszelkim przeciwnościom, a w zasadzie sobie samy, bo tym dla siebie byli jak dwa bieguny.
- Nie chcę całego świata... Nie chcę go jeśli ciebie w nim nie będzie.- powiedziała tym swoim zachrypniętym głosikiem, co swoją drogą było całkiem seksi. Tylko tyle była w stanie powiedzieć. Znów brakowało jej słów. Woda w wannie załopotała kiedy się podniosła, unosząc pośladki nad taflę. Zmieniła pozycję, teraz i ona klęczała, frontem do Aresa. Wkurwiał ją szum wody, więc jednym ruchem zamknęła kran, w łazience zrobiło się cicho, jak makiem zasiał, było słychać tylko ich oddechy i plusk uspokajającej się wody.
- Czy ty właśnie powiedziałeś mi, że mnie kochasz? Zrobiłeś to, nie mówiąc tego, bo to, co mówisz to właśnie miłość Ares, popieprzona, ale wciąż miłość.- złapała go mokrymi od wody rękami za policzki i patrzyła mu w oczy, lekko z góry, bo klęczała trochę wyżej niż on.
- Nie wiem, co przeżyłeś, jestem cierpliwa, naprawdę... Nie naciskałam i naciskać nie będę, będziesz gotowy, to powiesz mi wszystko, ale twoje słowa... Wszystko, co powiedziałeś, to właśnie jest miłość. Może tego nie wiesz, może nigdy tego nie doświadczyłeś, ale ja tak... Byłam kochana, tak bardzo, że moja mama poświęciła za mnie swoją wolność, bym mogła żyć. Wtedy zrozumiałam, że miłość to stawianie potrzeb drugiej osoby nad swoje własne. - oczy znów zaczęły jej błyszczeć, choć nie tak jak wcześniej, a może to była tylko gra łazienkowego światła. Nie ma to jak wyznać komuś miłość po tym jak zostało się... Nie chciała o tym myśleć. Teraz znowu mieli kawał drogi przed sobą, jeżeli Ares nie postanowi uciec, bojąc się własnych uczuć, chcąc chronić ją przed samym sobą.
- Kocham cię... Kocham cię do tego stopnia, że na samą myśl o tym, że mogłoby cię nie być obok mnie, chcę przestać istnieć. Powinnam... Wiem, że powinnam cię nienawidzić. Za każdym razem gdy jestem obok ciebie, kwestionuje moją moralność, ale nie mogę... Nie mogę przestać cię kochać, to jest niewykonalne, nierealne. Mam w dupie to czy poczujesz się przytłoczony, osaczony, pod presją, cokolwiek... Nie potrafię nie czuć, nie umiem. Zrób z tym co chcesz, ale ja nie umiem cię nie kochać, nie umiem, rozumiesz?- chyba trochę za mocno ścisnęła jego policzki, bo z ust zrobił mu się rybi dzióbek. Łzy znów same ciekły po jej policzkach, nie umiała ich zatrzymać.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Możliwe. Bardzo możliwe, że została mu zesłana. Ares wierzył w Boga i wierzył w dobro i zło, w światło i mrok, jakkolwiek nie byłoby to nazywane - wierzył w ten podział, który istniał, ale nie był do końca jednoznaczny. Gdyby jednak miał wskazać swoją przynależność do którejś ze stron, zdecydowanie byłaby to ta zła strona, a ona pochodziłaby z tej przeciwnej. Możliwe, że była tu, by odnaleźć w nim światło, albo on był po to, by spowić jej życie mrokiem. Wierzył. Wierzył, że była mu zesłana, nie raz patrzył na jej śpiącą, piękną twarz i myślał o tym. Wierzył, że wszystko dzieje się po coś i może tak się miało stać, może miał wylądować w Australii, choć tak bardzo tego nie chciał. Może ona miała wejść tego dnia do jego studia. Może mieli się poznać i na zawsze zmienić swoje życia. Ona nauczy go światła, a on nauczy jej mroku. Obydwoje mieli coś dla siebie do przekazania, obydwoje byli dla siebie lekcją. Oby tylko tym nie pozostali... Nie chciał lekcji. Chciał ją.
Choć potrafił w końcu z niej zrezygnować. Była dla niego ważna, dotarła do jego zniszczonej duszy i łatała ją każdego dnia. Potrzebował jej, a gdy czegoś potrzebował, to musiał to mieć - po dobroci, czy siłą. Teraz jednak nie chciał jej do niczego zmuszać, dał jej wybór, chciał, by została z nim, bo tak chce, a nie dlatego, że nią manipuluje, czy rozgrywa dla własnych korzyści. Pragnął jej przy swoim boku i w swoim życiu, bez tych swoich gierek. Puścił ją wolno, dokładnie tak jak ona puściła niedawno jego.
On do niej wrócił, a teraz ona wróciła do niego.
Jesteśmy dla siebie destrukcyjny, uciekaj mała...
"Nie chcę całego świata... Nie chcę go jeśli ciebie w nim nie będzie."
Te słowa uderzyły w niego tak silnie, jakby dostał piorunem, poraziły go po całym ciele, mając swoje epicentrum w klatce piersiowej. Dreszcze rozeszły się po całym ciele. Nie spodziewał się tego. Już ostatnio bardzo ją skrzywdził, a później znów, teraz? To już nie była przemoc psychiczna, teraz pojawiła się i fizyczna, a ona dalej chciała przy nim trwać. Ile jeszcze mogła tego znieść? Nie chciał nawet próbować się przekonać. Oczy rozszerzyły mu się jak spodki, patrzył na nią, a czoło marszczyło się ze zdziwienia. Nie rozegrał jej, nie zwalił na niej winy za to co się stało, chociaż miał taką okazję, nie zagrał w ulubioną narcystyczną grę, a ona i tak chciała zostać?
Ta cisza stała się nie do zniesienia. Woda przestała lecieć, byli tylko oni i pluski spod ciała Gabi, uniesionego teraz w jego stronę, ale nie spojrzał. Nawet o tym nie myślał, jego głowa przepełniona była teraz zupełnie innymi myślami, a wzrok ukierunkowany był w chłodny wciąż, lecz lekko tlący się błękit jej oczu.
Miłość... Jej słowa siatkowały jego pierś w jakiś dziwny sposób. to było dziwne, nie wytrzymał spojrzenia i ukierunkował go w dół, ale ona wtedy jęła jego poliki tak mocno, zmuszając, by znów na nią spojrzał, chociaż nie chciał. Przygniatały go jej słowa, ich waga ich znaczenie i prawdziwość, choć nie chciał się do tego przyznać. Milczał, świdrując ją swoim czarnym spojrzeniem, lecz już nie tak mrocznym. Był w nim spokój, ale i obawa. Było w nim dużo zaskoczenia i szoku, może nawet niedowierzania. Chociaż miała rację... Postawił ją dziś ponad sobą, jej potrzeby i jej dobro. Czy właśnie tak to wyglądało? Bo jeśli nie tak, to jak? Angelo gubił się w tym co mówiła, bo chciał się gubić, choć sam przed sobą to przyznał. Ona to wylewała na niego coraz intensywniej i choć woda była chłodno, w pomieszczeniu zrobiło się jak w saunie.
Jak możesz mówić mi te wszystkie słowa, po tym, co ci zrobiłem... Jesteś...
- Jesteś szurnięta. - Wymamrotał, choć nie do końca zrozumiale, bo jego usta układały się w nienaturalnej pozycji. Tak. Była. Kompletnie popierdolona... Chwycił i on jej poliki mocno i przybliżył się, by wpić się w jej usta, zapoczątkowując niezwykle namiętny pocałunek. Czuł dziwnego rodzaju szczęście, poczuł się zaakceptowany, takim, jakim jest, to było chore, dziwne, ale podobało mu się. Bardzo. Oderwał się od niej nagle i oparł swoje czoło o jej, choć oczu nie otworzył.
- Obydwoje jesteśmy i... teraz to rozumiem. Wszystko rozumiem. - Mamrotał jakby bez sensu, ale sens w tym był i to duży. Pogłaskał jej drobną twarz i w końcu odsunął się, by spojrzeć w te oczy, te ukochane oczy, z których ciekły łzy. Ocierał je kciukami i przechylał głowę, patrząc za swoim ruchem.
- Nie płacz już... proszę nie płacz. - Nie mógł znieść tego widoku, ranił go, przypominając o tym co jej zrobił i już zawsze, gdy z jej oczy wyciekną łzy będzie wracał do tego momentu. Do tego jak siedziała na tej cholernej podłodze, jak patrzyła na niego... nie. Nie che tego widzieć, ale ten obraz był zbyt świeży.
- Pozwól mi. - Sięgnął po truskawkowy żel i nałożył go sobie trochę na gąbkę do mycia. Zachęcił ją gestykulacją, by się do niego odwróciła tyłem i zaczął myć jej plecy delikatnie, zaczerwienione ramiona i szyję, ówcześnie przekładając jej włosy na przód. Nie mógł patrzeć na ślady, które jej wyrządził, to cholernie go bolało,więc patrzył, karał się w milczeniu.
- Nie przytłoczyłaś mnie. - Przerwał w końcu cisze, wracając do jej słów. Teraz było mu jakoś łatwiej, gdy a niego nie patrzyła. Nagle zaczął wstydzić się samego siebie? Bardziej za siebie.
- Jestem w końcu gotowy, by to do ciebie przyjąć. Ciebie, całą, taką właśnie delikatną, kochaną, wyrozumiałą... dla mnie to są nowe rzeczy, nowe zachowania, uczę się ich i uczę się przyjmować twoje dobro. Och Gabi, tak strasznie mi przykro... - Wyrzucił z siebie, widząc kolejne zaczerwienienie na jej ciele, po którym przesunął delikatnie dłonią. Na samym karku.
- Zostań dzisiaj, proszę... - Szepnął, czując nagły niepokój, że wyjdzie i zmieni zdanie. Chciał być dzisiaj przy niej, na jej warunkach, nie dotknie jej, jeśli nie będzie tego chciała, nawet podczas snu. - Pozwól mi choć trochę to naprawić... mogę się tobą zaopiekować? Zrobię ci coś pysznego na kolację, mogę usuwać ci się z drogi, usługiwać w cieniu, puścić jakąś bajkę Disneya, przynieść tyle słodyczy ile w sobie zmieścisz... Zostań, chcę być przy tobie. - Skończył ją myć i nawet nie wiedział kiedy gąbka wpadła do wody, a jego dłoń spoczęła na jej głowie, delikatnie, subtelnie, masując ją koniuszkami palców. Nagle cofnął dłoń, jakby się bał, że zrobi jej znowu krzywdę.
- Zostawić cię samą? Przynieść ci coś? - Sam nie wiedział już co ma ze sobą zrobić, zgłupiał. Chciał żeby choć trochę poczuła się przy nim komfortowo, a wiedział, że po tym co się stało, może mieć problemy. Zrobię dla ciebie co tylko chcesz Kwiatuszku, czego zapragniesz...
- Dziękuję. - Dodał jeszcze szybko, cicho, ze spuszczoną głową jakby słowo Przepraszam i słowo Dziękuję zawsze wypowiadał gdzieś na końcu, gdzieś, gdzie nie pasowało, bo wcześniej nie potrafił. Tak dziwnie mu się ich używało. Tak dziwnie się czuł będąc po tej stronie. Po stronie, która się kaja, to było coś nowego, ale... nie uwłaczało mu. Mógł jej nawet paść dzisiaj do stóp.
Za co dziękował? Za jej wyrozumiałość? Cierpliwość? Chyba za wszystko.
Już go kolana od tego klęczenia bolały i stopy mu drętwiały. Musiał się przebrać i tez umyć, zmyć z siebie ten wstyd.

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Byłaby głupia, gdyby nie wierzyła, że po drugiej stronie barykady COŚ jest, ale czy był to Bóg, czy była to jaśniejąca energia, od której wszystko się zaczęło... Tego nie wiedziała. Była pewna, że gdy znajdowała się w tym ciepłym świetle, to czuła spokój, zapach skoszonej trawy, dźwięk szemrzącego strumyka i głos, że to jeszcze nie jej czas i ma wracać do siebie. Może to właśnie wtedy dostała cząstkę boskiej mocy, potrafiącej rozświetlić najczarniejszą czerń, tego raczej się nie dowiemy, nie dopóki nasze oczy nie zamkną się na wieki i nie trafimy tam gdzie Gabrielle. Wielu ludzi powtarzało jej, że to przez niedotlenienie mózgu, że to były ostatnie obrazy, jakie sobie uroił, ale udało im się przywrócić krążenie i bicie serca. Ona wiedziała swoje, wiedziała co czuła, słyszała i widziała, nikt nie wmówi jej, że to tylko figle umierającego mózgu.
Dokładnie tak jak teraz... Jeśli ktoś próbowałby jej powiedzieć, że to nie jest miłość, że leci tylko na jego pozycję, status finansowy, perfekcyjne ciało to zwyczajnie zostałby szyderczo wyśmiany. Dla świata mogło to wyglądać na rozmaite sposoby. Stereotypy są okrutnie, nieubłagane, ale nie biorą się znikąd. Większość lasek w jej wieku, będących w związkach ze starszymi kolesiami jest z nimi tylko dla jednego i robi ich na szaro na boku. Raz na jakiś czas pójdą z nimi do łóżka, wodzą za nos, mamią, mydlą oczy i bez skrupułów wydają ich pieniądze na swoje wystawne życie.
Gabi nie były potrzebne do szczęścia drogie buty, torebki, sukienki, biżuteria. Ona cieszyła się z małych rzeczy (z dużych też, ale stosunkowo łatwo ją zadowolić) takich jak np. przyklejona na laptopa żółta kartacza z napisem "miłego dnia" a obok talerz pełen soczystego arbuza, telefon lub wiadomość na dzień dobry i dobranoc, kwiatek zerwany na nielegalu z czyjegoś ogródka i zatknięty za jej ucho. Wspólnie wypita kawa o poranku, kiedy słońce wstawało i łaskotało promieniami w nosy — cieszyło ją życie, jego zwykłość i niezwykłość w jednym, szara codzienność, którą właśnie takie drobne gesty kolorowały.
Chociaż raz ona miała rację, a nie on... Udało się, wygrała nie bitwę a wojnę, która po drodze pochłonęła wiele ofiar (ot np. miliardy jak nie miliony połkniętych dzieci Aresa...). Nie rozumiała, czemu miał taką zaskoczoną minę, bo rozgryzła enigmę? Złamała tajny kod i przetłumaczyła mu to, czego nie rozumiał? Gabi jest dobra w zagadki, zwłaszcza te logiczne, matematyczne, Escape Roomy i tego typu atrakcje, a z jednego pokoju właśnie uciekła, chowając się w innym, za nieco grubszymi niż dotychczas drzwiami.
Boże... To tylko Ares mógł zrobić... Zamiast powiedzieć: Tak, kocham cię! To ten do niej wyskoczył, że jest szurnięta. No brawo za romantyzm, to już lepsze było to "piękne gówno, które było między nimi". NIe spodziewała się pocałunku, myślała raczej, że będzie trzymał się od niej z daleka, że będzie bał się jej dotknąć, dlatego lekko skamieniała gdy ją całował i niestety pocałunek nie został odwzajemniony. Powstała psychiczna bariera przed bliskością fizyczną, dotykiem, przez którą teraz powoli będzie musiał się przebić. Cholera... Naszła ją obawa, bała się, cholernie zaczęła się bać, że jeśli za długo będzie musiał się przez nią przebijać to znajdzie to czego szuka u innej. Potrzebowała czasu, nie wiedziała ile, ale go potrzebowała, bo nie da się przejść do porządku dziennego, nad tego rodzaju odebraniem jakby nie było... godności.
- Nie. Nie rozumiesz. Tego nie da się zrozumieć, nie ma takiej możliwości. You know nothing Jon Snow, ale i ja również.- odchrząknęła cichutko, bo drapało ją w gardle, chrypka nie znikała. Zacytowała oczywiście Ygritte z Gry o tron, bo jakżeby inaczej. Próbowała się uśmiechnąć, ale drgnął jej jedynie kącik ust, nic więcej. Przymknęła powieki, gdy ścierał jej łzy z policzków, to już stało się ich rytuałem. Ona płakała, on wycierał. Są za to jakieś odznaki harcerskie? "Profesjonalny ścieracz łez".
Chciał umyć jej plecy? Zawahała się, zrobiła się znów bardzo niepewna i jakby zaczęła się wycofywać, jakby chciała się obronić przed jego dotykiem, ale zebrała się w sobie, to co jeszcze z rozsądku zostało i odwróciła się do niego plecami, usiadła na swoich nogach lekko na boku. Dobrze, że miała zapleciony warkoczy, było łatwiej poradzić sobie z jej włosami. Spięła wszystkie mięśnie, mimo iż ciała dotykała gąbka, a nie jego ręce.
Czyli wystarczyło na niego nie patrzeć by mówił? Warte zapamiętania, choć pewnie uleci gdzieś w niebyt. Miała na ciele dużo drobnych siniaków, były różnokolorowe, co oznaczało, ze powstały w innych dniach, lubiła je w przeciwieństwie do tych nowych, które, póki co były bardzo czerwone, ale miały zacząć zmieniać swoje kolory.
- Wcale nie jestem dobra... Mam wady, jak każdy.- powiedziała i spuściła lekko głowę gdy dotknął dłonią zasinienia na karku. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, zamknęła oczy i oparła dłoń na zimnych kafelkach.
Dziwnie było słuchać takich komplementów, zwykle mówiono jej jaka jest śliczna, jak robi dobrze to czy tamto, ale nie coś takiego.
- Nie jestem głodna...- odparła spokojnie. To był zły znak, bardzo zły znak, wręcz mógł czuć przerażenie obezwładniające całe jego ciało. Gabi i słowa "nie jestem głodna" to jak słowa narkomana, że dziękuje za kolejną kreskę. No... Nie była głodna, wręcz odwrotnie, było jej niedobrze. Miała wrażenie, że w jego głosie pobrzmiewa panika, jakby się bał, że ona zniknie, wyjdzie i więcej nie wróci. Ale czy nie powiedziała mu przed chwilką, że go kocha, że jest dla niej niczym tlen dla roślinek? Nie mogłaby po czymś takim wstać i wyjść, zostawić go samego, porzuconego, nawet po takim świństwie.
- Chciałabym się położyć, tylko tyle, nic więcej..., nie myśl sobie, że samotnie. Dziś ty będziesz małą łyżeczką.- westchnęła cicho, nie wyobrażała sobie, żeby mogło być inaczej. Od dziś przez dłuższy czas chyba nie będzie lubiła, jak Ares będzie stawał za jej plecami. To smutne, ale niektóre traumy zostają w człowieku na dłużej niż inne, czekała ich bardzo ciężka praca nad związkiem, relacją, zaufaniem i poczuciem bezpieczeństwa.
- Moja torba... Została przy samochodzie. Um... tak, chętnie zostanę sama, poradzę sobie.- spojrzała na niego przez ramię i uśmiechnęła się smutno.
Za co jej dziękował? Nie za bardzo rozumiała, ale o wyjaśnienie też nie chciała pytać. Bardzo dobrze, że czuł ból w kolanach, powinien być na nich teraz znacznie częściej i kurde całować stópki swojej księżniczki, wielbić podłogę, po której stąpa.
Wyszedł, zostawił ją samą ,tak jak prosiła, a ona skuliła się w tej wannie niemal w pozycji embrionalnej, musiała to przeżyć na swój sposób, rozpłakać się w samotności, pożegnać z cząstką siebie, powitać nową, która ją zastąpiła. Umyć się, wyszorować, zmyć z siebie te sztuczne dziary. Wyszła z wanny, zostawiając po sobie lekki syf, ale to Gabi, chodząca destrukcja i bałaganiara. Spojrzała na siebie w lustrze, obejrzała posiniaczoną szyję, ślady palców na ramionach. Zerknęła na swoją twarz w lustrze. Była niby taka sama, ale jakaś inna... Silniejsza? Bardziej wyniosła? Bardziej odporna? Nie. Doroślejsza to dobre określenie.
Rozplotła mokry warkocz, uczesała włosy i zwinęła je w luźny, niedbały koczek na czubku głowy później owinęła się puchatym, bialutkim ręcznikiem i weszła do jego... Nie. Do ich... tak, do ich sypialni. Brzmiało to dziwnie, ale pasowało. Bez namysłu rzuciła się na łóżko i wlepiła oczy w sufit, czekając, aż Ares do niej dołączy, żeby mogła wtulić się w jego plecy i zasnąć, przespać najgorsze, najbardziej przytłaczające myśli. Po każdej burzy zawsze wychodzi słońce, dlatego uznała, że rano wszystko będzie już w porządku, że nie będzie czuć się źle. Tak jak to miała wtedy z planem na poradzenie sobie z bólem zęba.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nigdy nie podważyłby intencji Gabi względem siebie i choć fakt, opinia publiczna była cholernie bezwzględna, tak najważniejsze było, że oni siebie znali. Ares wiedział, że dla Gabi bardziej liczyła się zrobiona przez niego pizza, niż drogie prezenty. Lubił zostawiać jej liściki pod poduszką, albo kwiatki pod drzwiami, jak nocowała w hotelu. Wiadomości na dzień dobry i dobranoc dostawała każdego dnia, gdy spali oddzielnie. Robił dla niej te wszystkie rzeczy, bo znał ją już na tyle by wiedzieć, że bardziej ją to uszczęśliwi od nowego naszyjnika, czy torebki. To też było dla niego nowe, bo zawsze obsypywał kobiety drogimi prezentami, a jej nie musiał... Czuł to, czuł jej potrzeby, był bardzo spostrzegawczy jeśli o nie chodziło. Może doświadczenia w związkach nie miał, ale miał dużo ciekawych relacji, ale żadna z nich nie była jeszcze tak wyjątkowo prawdziwa. Gabi była kobietą, którą był gotów przedstawić swojej Familii i wiedział, że pokochają ją tak samo.... jak i on? Coraz częściej to do niego docierało, ale kiedy Gabi powiedziała to na głos, jakby zrobił krok w tył. Nie był na to gotowy. Na razie zaakceptował ten fakt i dusił głęboko w sobie, jakby te dwa słowa miały go w jakiś sposób skrzywdzić.
Nie odwzajemniła pocałunku, ale nie chciał o tym rozmawiać. Spodziewał się, że nie będzie zbyt ochoczo reagować na jego dotyk. Próbował być dla niej delikatny, w bezpieczny sposób przedstawić, że jest dokładnie tym samym facetem, którym był jeszcze kilka godzin temu, którego dotyku ciągle pragnęła i nie raz nawet go nim męczyła. O ironio, jak miał tego dość, tak teraz sam będzie tego chciał. Potrzebował jej bliskości, uzależniła go od siebie dokładnie w taki sam sposób, w jaki on uzależniał od siebie kobiety. Z tą różnicą, że Gab zrobiła to kompletnie nieświadomie.
To będzie jego kara. Będzie na to patrzył i za każdym razem linczował za to co zrobił. Tak jak i teraz. Nie chciał więcej sprawiać jej bólu, czy dyskomfortu, dlatego nie oferował się przy dalszej pomocy.
- Twoją największą wadą jest to, że potykasz się o swoje nogi Kwiatuszku... Każdy ma wady, ale twoje są piękne. Jesteś dobra. Masz najczystsze serce, jakie znam. - Jak mogła temu zaprzeczać? Wielu ludzi poznał w swoim życiu, głównie zepsutych, z podobną, wyżartą przez ciemność duszą, ale takich jak ona? Jeszcze nigdy nie spotkał. Kiedyś myślał, że jest po prostu głupia i naiwna, ale dzisiaj wiedział, że to po prostu czyste uosobienie dobra.
- Dobrze... - Nie był zbyt pewny, jak to nie była głodna? Ona zawsze chciała jeść... Nie namawiaj jej. Musi się strasznie czuć. Zostaw ją. W dziwny sposób go to zabolało i pewnie jeszcze nie raz zaboli. Musiało być z nią naprawdę źle, skoro odmawiała kolacji, szczególnie zrobionej przez niego, przecież uwielbiała, gdy jej gotował.
Uśmiechnął się, ale delikatnie i w cale bez radości, chociaż dobrze... ucieszył się, że chce z nim mimo wszystko spał. Raczej oczami wyobraźni widział się dzisiaj w sypialni dla gości.
- Jasne, z ogromną przyjemnoscią. - Zgodził się bez chwili namysłu. Chyba odkąd go poznała, pierwszy raz był aż tak ugodowy. Zawsze jak coś spierdolił między nimi, to kulił ogon i był dla niej kochany, ale dzisiaj wyjątkowo. Nie chciał na nic naciskać, narzucać się, a jedynie sprawić, by poczuła się choć odrobinę lepiej.
- Torba... - Podniósł się z obolałych kolan i jedno nawet tak charakterystycznie strzeliło. Ares automatycznie złapał się za nie, lecz nie wydal z siebie żadnego dźwięku. - Zaraz ci ją przyniosę. - Tak strasznie powstrzymywał się przed złożeniem na jej głowie pocałunku, ale nie zrobił tego. Zostawił ją samą, zszedł na dół po jej rzeczy i zapukał jeszcze do łazienki, zostawiając tę torbę pod jej drzwiami. Chciała zostać sama, podejrzewał, że chce chwilę spędzić ten czas ze sobą, potrzebowała tego. Dlatego on skorzystał z okazji i poszedł do drugiej łazienki, w której wziął szybki, ciepły prysznic.
To co się dzisiaj wydarzyło nie ma prawa się nigdy powtórzyć... utnę sobie kutasa, jeśli kiedykolwiek zrobię jej coś takiego. Utnę sobie cokolwiek, czym wyrządzę jej krzywdę, tak będzie najlepiej. Kurwa, przesadziłem, jak mogłem stracić nad sobą panowanie aż do takiego stopnia... Mam nadzieję, że szybko wróci do siebie, nie mogę na nią patrzeć w takim stanie, to okropne. Dlatego nigdy nie chciałem się tak czuć... ale teraz czuję. Muszę się nią zaopiekować, zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby była znowu szczęśliwym promyczkiem. Dam radę. Dla niej, tak jak ona znosi to wszystko dla mnie... to dziwne, być przez kogoś kochanym. Pojebane... ale miłe. Ale pojebane. Zakręcił wodę i otarł się ręcznikiem, zaczesując wciąż krótkie, mokre włosy na tył. Spojrzał na siebie w lustrze, opierając się o umywalkę i napotkał swoje własne spojrzenie. Takie wciąż mroczne, ale coś się w nim zmieniło.
Musisz wziąć się w garść Angelo. Ona potrzebuje silnego mężczyzny, nie pizdę. Bądź dla niej, bądź przy niej, ale bądź silny. Zawsze byłeś i będziesz, dasz radę kurwa chłopie. Nie takie rzeczy już robiłeś. Westchnął i poszedł jeszcze do garderoby, z której wyciągnął szare dresy, te jej ulubione.
- Śpisz? - Szepnął, wchodząc do sypialni bardzo ostrożnie, ale nie spała. Wślizgnął się więc bez słowa pod kołdrę, odwracając do niej plecami. Sięgnął po jej dłoń i ułożył ją sobie na piersi, dokładnie w tym miejscu, w którym biło jego serce. Przyciągnął ją do siebie i przytulił z nią dokładnie tak jak sobie tego wcześniej zażyczyła. Nie chciała widzieć jego paskudnej mordy, więc uszanował to. Bardzo subtelnie głaskał jej dłoń.
- Dobranoc Kwiatuszku. - Powiedział cicho, ale nie chciało mu się spać.
Ona odpłynęła, a on tak leżał, nie wiem ile. Długie godziny leżał i myślał o tym wszystkim, a myśli były przeróżne. Bardzo dużo rozważał, zastanawiał się nawet, czy faktycznie nie wyjechać. Myślał, jaka opcja będzie dla niej najlepsza, w jaki sposób może ją najlepiej ochronić - i przed światem i przed sobą. Myślał dużo o nich, czy dadzą radę, ile jeszcze gówna ich czeka i przede wszystkim, jak zareaguje na to kim jest. Podjął już decyzję, wiedział, że musi jej powiedzieć. Nie zrobi tego na dniach, ale.... ułożył już pewien plan.
Bardzo, ale to bardzo ostrożnie, żeby jej nie obudzić przekręcił się przodem do śpiącej partnerki. Otulił ja ramieniem, a drugą ręką bardzo delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy. Przyglądał jej się jak śpi, jego prywatny aniołek... serce go ścisnęło znów na myśl, co z nim przechodziła i jak to przeżywała, jak cierpiała. Nie zasłużyłaś sobie na to. Na nic, co ci zrobiłem... Patrzył tak na nią i nie widział nawet cienia zła w tych słodkich, pucowatych od poduszki polikach. Była taka spokojna i niewinna, dalej nie rozumiał jak mogła z nim dalej być. Zabiło mu szybciej serce, zalała go dziwna fala gorąca, mająca swoje źródło w klatce piersiowej. Miał wrażenie, że zaraz wybuchnie, nie mógł tego dłużej powstrzymać...
-Ti amo anch'io, fiorellino.* - Szepnął bardzo, bardzo cicho, ledwie sam siebie usłyszał, ale usłyszał. Poczuł się tak, jakby zrzucił z siebie jakiś ogromny ciężar, zrobiło mu się lepiej, lżej, przymknął oczy i oparł czołem o czoło nastolatki i z delikatnym uśmiechem pod nosem, owładnięty jej słodkim zapachem w końcu odpłynął. Nieświadomie gdzieś w środku nocy, wtulił ją w swoje ciało jeszcze bardziej, jakby ją chronił. Spał tak z nią jak zabity, była bezpieczna, o ironio, w jego ramionach.

----------
*Ti amo anch'io, fiorellino - Też cię kocham, Kwiatuszku

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To prawda... Ares jest bardzo spostrzegawczy, wręcz ekstremalnie. On widzi wszystko... Zmiana koloru paznokci, subtelne zmiany w stylu makijażu, zabłąkane we włosach kolorowe pasemko, nowy kolczyk w chrząstce ucha — nic mu nie umyka, co z jednej strony jest cholernie słodkie, a z drugiej totalnie przerażające. Jak można widzieć aż tak drobne detale! Teraz była młoda i piękna, a co się stanie, gdy zacznie się starzeć i on będzie dostrzegać na jej skórze pierwsze zmarszczki?
Dlaczego tak daleko wybiegała w przyszłość? Dlaczego widziała w niej ich razem w tym cholernym domku z białym płotkiem, z psem biegającym po ogrodzie z ich dzieciaczkami?
Podobno takie połączenie można poczuć tylko raz w życiu, to tak jakby jedna dusza zamieszkiwała dwa ciała, i gdy się do siebie zbliżały, to w końcu czuła się cała, dopełniona, kompletna.
Jak wady mogą być piękne? Nie rozumiała tego, ale to było miłe, naprawdę miłe. Co zabawne, każdy człowiek stąpający po tym świecie zawsze jest w stanie wymienić w sobie zdecydowanie więcej wad niż zalet, z Gabi nie było inaczej. Leniuch, uparciuch, łamaga, bałaganiara, zapominalska, niepunktualna, brak asertywności, lekkomyślność, gadulstwo... A to tylko jedne z nielicznych, jakie potrafiła w sobie wskazać. Zapytana o zalety mogłaby wymienić ledwie dwie, może trzy. Ludzie z natury nie potrafią myśleć o sobie dobrze, są bardzo krytyczni wobec samych siebie, wymagają od siebie więcej niż od innych, tym samym zawodząc się, gdy nie spełniają własnych oczekiwań.
O jej... Staruszkowi strzyknęło kolanko! W normalnych okolicznościach pewnie by się zaśmiała i wytknęła mu wiek, rzuciłaby jakąś kąśliwą uwagę, wbiła małą szpileczkę w ramach żartu, ale nie teraz, nie dziś.
To było dziwne, że był względem niej taki ugodowy, jakby kulił uszy po sobie i podkulał ogon pod tyłek, ale rozumiała go, bardzo go rozumiała. Dawało jej to jasno do zrozumienia, że czuł się tak cholernie winny tej sytuacji, że rozpadał się od środka na miliard kawałków. Nie chciała tego! Wolałaby, aby był cały, dlatego postanowiła... Nie było to łatwe, naprawdę cholernie trudne tak jak jeszcze nigdy nic... Że mu wybaczy, wybaczy szarpanie, broń wycelowaną w głowę, niechciany dotyk, wybaczy wszystko ostatni raz, bo tak strasznie go kocha...
Ciekawe ile będzie tych ostatnich razów, to zawsze wygląda tak samo. Oni wszyscy obiecują poprawę, żałują, przepraszają, przez jakiś czas są dla swoich kobiet najcudowniejszymi mężczyznami na świecie, sprawiają, że unoszą się nad ziemią kilka metrów, tylko po to, by w najmniej spodziewanym momencie upaść boleśnie na twarde podłoże. Z takich relacji jest ekstremalnie ciężko wyjść, zmienić cokolwiek w błędnym kole.
Oboje stali przed lustrami w dwóch różnych łazienkach dokładnie w tym samym czasie. Patrzyli na swoje odbicia pogrążeni w myślach, które nacierały na nich jak rozjuszone byki — zderzenie z nimi było nieuniknione. Musieli to zrobić, musieli być teraz na chwilę sami, by ułożyć wszystko w głowach, choć na chwilkę, choć na kilka godzin, żeby panował względny spokój.
Nim walnęła się na łóżko w tym cudownie puszystym ręczniku, dostrzegła, że przyniósł jej torbę, tylko nie miała tam żadnej piżamy. W jej wnętrzu spoczywał skórzany gorset i spódniczka, jakieś ciuchu na przebranie na następny dzień i trochę erotycznych zabawek. Dobrze, że nie zajrzał do środka, bo by musiała się gęsto tłumaczyć.
- Nie... czekam na moją małą łyżeczkę.- odparła spokojnie, ale na niego nie spojrzała, nadal leżąc na wznak i gapiąc się w sufit. To było trochę absurdalne, że Ares miał być dziś jej małą łyżeczką, ale potrzebowała tego, potrzebowała się do niego przytulić, nie być tuloną tylko tulić. I wcale nie chodziło o nieoglądanie paskudnej mordy! Nie był dla niej paskudny, był najpiękniejszy na świecie, ale patrzenie mu teraz w oczy byłoby trudne, dlatego wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi, cmoknęła go w kark czule i przywarła całym drobnym ciałkiem do jego ciała, układając się tak, by stykać się z nim każdą kończyną. Pod dłonią czuła jak wewnątrz klatki piersiowej Aresa bije wielkie serducho, silne i powoli uchylające drzwi do swojego wnętrza, serducho, które trzeba było wypełnić tylko dobrem, by wygonć z niego mrok.
- Dobranoc Jednorożcu...- nie mogła się powstrzymać, nie mogła i już, niech się broni, niech mówi, że ma go tak nie nazywać, ale dla niej zawsze będzie jednorożcem. Oczywiście nie miała zamiaru nadużywać tego przezwiska, sypać nim na prawo i lewo w każdym momencie dnia. Nie. To było słowo na wyjątkowe okazje i czy Ares chciał, czy nie... Musiał się z tym pogodzić. Dla niej był jak taki jednorożec, wyjątkowy, niespotykany, magiczny, mistyczny. Czasami zastanawiała się, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy tylko w jej głowie. Ale czy coś, co dzieje się tylko w głowie, oznacza, że nie dzieje się naprawdę?
Szybko odpłynęła, zasnęła mocno i o dziwo spokojnie, choć sny miała popieprzone i tak kolorowe, że mogła rozboleć ją od tego głowa. Nie miała świadomości, że Ares nie śpi, że zmienił pozycję, że teraz to on tulił ją, odgarniał włosy z policzka i... I powiedział to co powiedział, w końcu użył tych słów, choć ona ich nie słyszała to, zrobił to. Dla niego to był wielki krok, ogromny, dla samego siebie jakby cholera wlazł jednym susem na K2.
Obudziła się w dość dziwacznej pozycji... Jak do tego doszło?
Stopy miała na wysokości twarzy Aresa, jedną z nich opierała na jego czole, ręce i tors przerzucone przez jego biodra, tak, że zwisała sobie na drugą stronę jego ciała, jak przez barierkę balkonu i brodę opierała na jego pośladkach. Było bardzo wcześnie, słońce dopiero się budziło, powoli robiło się jasno.
Otworzyła oczy, zamrugała kilka razy, próbując dojść do siebie i zrozumieć swoją pozycję i przypomnieć sobie co właściwie się wydarzyło. Tak jak myślała... Czuła się lepiej, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, jakby sens zaleczył głębokie rany. Leżała tak chwilkę myśląc intensywnie. Przecież tego chciała... Od kilku lat miała taką fantazję, przecież to nie było takie złe... W sensie było, bo nie czuła z tego żadnej radochy, ale... Stop. Koniec tłumaczenia. Stało się źle i ciężko będzie wrócić do punktu, w którym byli.
Bardzo ostrożnie, by go nie obudzić, wyplątała się z tej dziwnej pozycji, uważając, by nie kopnąć go w twarz. Po cichu sięgnęła do swojej torby po ubrania i zeszła na dół do łazienki, żeby się ogarnąć. Czuła dyskomfort przy chodzeniu, ale nie było tak źle. Narzuciła na siebie ciuszki, uczesała się i podreptała do kuchni, która zaczęła tonąć w ciepłym blasku słońca.
Na blacie wciąż leżała jej bielizna, w salonie koło kanapy broń, na środku salonu kluczyki od jej nowego samochodu. Na ten widok coś się ścisnęło w jej gardle, zaschło w nim, poczuła ból. Siniak na szyi był bardzo wyraźny, nawet nie zwróciła na to uwagi gdy się ubierała i czesała. Poczuła nagłą ochotę, by to wszystko ogarnąć i tak też zrobiła. Bieliznę wyrzuciła, kluczyki podniosła i odłożyła na stolik przy wyjściu, drżącą ręką podniosła broń. Przyjrzała się jej uważnie, czuła w dłoniach jej ciężar, obejrzała z każdej możliwej strony. Była ciekawa czy kiedykolwiek faktycznie jej użył... Stanęła przed lustrem w salonie i wycelowała do swojego odbicia, zrobiła groźną minę, układając obie ręce na kolbie niczym profesjonalna policjantka. Widziała to milion razy na filmach. Zaczęła robić różne pozy przed lustrem.
- Are you talking to me? You talking to me? Beng! - udała, że naciska spust i zaśmiała się sama z siebie. Nakręciła sobie krótki filmik nawet i zrobiła kilka zabawnych fotek! Odłożyła giwerę na stolik przy wejściu i poszła do kuchni ze swoim telefonem.
Poczuła, że musi napić się kakao, potrzebowała kakao... Wyjęła z lodówki mleko i zaczęła je sobie przygotowywać, przeglądając przy tym tik toki i Instagram. Wrzuciła też do tostera chleb, na patelnię jajka i kiełbaski i tak się zagapiła w telefon, że jajka się spaliły, kiełbaski też, w kuchni śmierdziało spalenizną do tego stopnia, że musiała otworzyć okno, ale chociaż kakao się udało. Opierała się biodrem o szafkę przy zlewie, tuż przy otwartym oknie i wpatrując się we wschód słońca popijała brązowy płyn. Dla Aresa też była porcja kakałka, ale została w rondelku, tuż obok zjaranych kiełbasek i jajek. Oh well... Mistrzynią patelni nie jest i chyba nigdy nie będzie. W całym domu zaczęło śmierdzieć tą spalenizną, zapach musiał już dolecieć do sypialni, gdzie Ares słodko spał.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Szkolono go, jak psa, żeby był wyczulony na szczegóły, widzieć więcej niż inni, dostrzegać i analizować. Rozpoznawać czyjąś mowę ciała i zakładać intencje. Kobiet nauczył się swoją drogą, to były lata praktyki, jak i rady starszego brata, choć on miał nieco inny pogląd na relacje z kobietami, tak nie było różnicy w tym jak się je traktuje, co lubią, czego nie, co oznaczają ich słowa i reakcje. Jego starszy brat... gdyby Gabi trafiła na niego, byłaby zachwycona. Nosiłby ja na rękach, nie miałaby z nim tych wszystkich akcji, tylko spokój i upragniony romantyzm, szczery, nie wyuczony. Co młodszy Denaro, to gorszy, tylko tamten był w miarę normalny, pewnie dlatego, że wychowywał go ojciec. Miał niezrozumiałe dla Aresa wartości, do teraz. Teraz trochę bardziej go rozumiał, kiedy sam znalazł kobietę, o którą chciał dbać. Wielokrotnie kłócił się o to, że nigdy nie będzie tak podchodził do żadnej kobiety i nawet jeśli weźmie sobie żonę, to tylko po to by rodziła mu dzieci.
A strasznie nie lubił nie mieć racji.
Spał jak zabity. Po tej dawce emocji, adrenaliny i w zasadzie po każdym wydarzeniu wczoraj, Ares czuł się kompletnie wypruty. Jeszcze nie spał pół nocy, więc jak w końcu mu się to udało, nic nie było w stanie go obudzić. Ani dziwna pozycja Gabi, ani jej stopa na czole, czy jak się z niego podnosiła. Został sam i bezwiednie zawinął się szczelnie kołdrą jak burrito, śpiąc dalej w najlepsze.
Piasek był przyjemnie ciepły, o skały nieopodal rozbijały się fale, było słychać wrzask mew i szum. Szedł na boso, w oddali na wzgórzu wyłaniała się jego posiadłość. Im bliżej niej był, tym dokładniej widział sylwetki rysujące się na górze skarpy. Wchodził po schodach, do machających mu dzieci i żony, którzy czekali chyba na jego powrót. Spojrzał na dłonie, były całe zakrwawione. Nagle usłyszał strzały i wrzaski, rzucił się biegiem na górę, ale te schody nie kończyły się, jakby wydłużały z każdym kolejnym jego krokiem. Nagle coś zaczęło z nich spadać, nie coś, ktoś. Jakaś kobieta turlała się w jego stronę, ale nawet nie próbowała się ratować. Zatrzymała się pod jego nogami i wtedy spojrzał na jej twarz...
Pyk. Pyk. Pyk. Pyk.Pyk...
Obrazy zniknęły, a ten cholerny telefon nie przestawał wysyłać powiadomień. Ares nakrył się kołdrą, ale to nic nie zmieniło, już nie zaśnie. Nie pamiętał snu, sięgnął po komórkę i zobaczył, że to powiadomienia z instagrama, całe mnóstwo... Od Gabi. Gabi.... Rozejrzał się, ale jej nie było, czy to zapach spalenizny? Westchnął, już wiedział, że nastolatka spaliła kolejne śniadanie. Pokręcił głową, ale uśmiechnął się, odblokowując telefon. Sprawdził wszystkie powiadomienia i kliknął przypadkiem w profil dziewczyny. Wrzuciła nowe zdjęcie? Ale tego to się nie spodziewał... Wybałuszył oczy i natychmiast zablokował telefon, zrywając się na równe nogi.
Ona jest nienormalna! Jeszcze ten opis... Żeby ona kurwa wiedziała... Wypadł z pokoju jak przeciąg otwierając z impetem drzwi i zaczął zbiegać po schodach, niemal się na nich nie wywalając.
- GABI!!!! - Tylko spokojnie Angelo... spokojnie... nie chcemy powtórki z wczoraj. Kurwa STÓJ! Zatrzymał się w połowie tych cholernych schodów, zamykając oczy i opierając o barierkę. Wziął głęboki wdech, wydech... i znowu i kolejny.
- Dobra... jest okej... spokojnie... - Wyprostował się i nawet nie zauważył, że rozwiązały mu się spodnie, które ledwo ledwo wisiały nisko już na biodrach. Skupiony był na tym, żeby nad sobą panować, żeby znowu nie wybuchnąć. Dlatego szedł wolno, z opanowaniem, oddychając. Omiótł spojrzeniem salon, no tak, broni już tam nie było... dostrzegł, że leży na stoliku, przy samym wejściu. Nie no kurwa nie wierze w to... Zobaczył, że nastolatka stoi w kuchni, jak gdyby nigdy nic... Bez słowa podszedł do stolika, zgarnął z niego glocka i zabrał go ze sobą. Dopiero teraz podszedł do Gabi, stając przed nią z tym cholernym gnatem i pomachał nim z miną "co to jest?" Już nawet zignorował zapach spalenizny.
- Ty wiesz, że to nie zabawka, prawda? - Zamknął oczy, znów wdech, wydech. Opuścił dłonie wzdłuż ciała, w prawej dłoni wciąż dzierżąc metalowy przedmiot. Wdech wydech. Powieki uniosły się, a jego ciemne spojrzenie wlepiło w błękitne oczy dziewczyny.
- Kwiatuszku... - Słychać było, że stara się panować nad głosem, ale nie był do końca taki ciepły i cierpliwy jak zazwyczaj. Przynajmniej nie uniesiony. -... po pierwsze, takich rzeczy nie zostawia się na stoliku przed wejściem, gdzie każdy może sobie zajrzeć przez okno i zobaczyć. Chyba dość już nam problemów z policją, co? - Ton zmienił się aż nad zbyt miły. Już nie wiedział, jak dusić w sobie ten krzyk.
- Po drugie, wolałbym, żebyś nie dotykała broni. Obydwoje znamy twoje zdolności i niezdarstwo, możesz sobie zrobić krzywdę. Mogę cię nauczyć jak się nim posługiwać, ale bardzo grzecznie proszę, żebyś nigdy więcej nie dotykała broni sama. - Pokiwał głową bardzo powoli, jakby chciał żeby i ona nią pokiwała, przytakując tym samym, że rozumie. - Tak? Zgodzisz się ze mną? - Wsunął sobie gnata za spodnie i zawiązał je ciasno. Musi zanieść go w bezpieczne miejsce... - A po trzecie... CZY TY KU... - Zaczął się unosić, ale szybko przestał krzyczeć, zamknął się, zamknął oczy, wstrzymał oddech, wziął wdech wydech znów na nią spojrzał. - Ja wiem, że broń ładnie wygląda na zdjęciach, bo też mam mnóstwo takich zdjęć, ale to jest prawdziwy gnat, każdy kto się zna, będzie wiedział, że to nie "fake gun", ty masz osiemnaście lat, ja nie chce problemów z glinami, więc ładnie proszę, żebyś usunęła to zdjęcie i nigdy już takich nie wrzucała. Dobrze? Takich rzeczy nie wstawia się na sociale... - Widać było, że jest na granicy, al jeszcze ten spokój zachowywał... Miał całą napięta twarz i ostatkiem sił walczył ze sobą żeby nie wyrwać jej tego cholernego telefonu z rąk, nie sunąć tego zdjęcia i najlepiej całego instagrama.

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Byli w tym razem... Żadne z nich nie lubiło przegrywać. Gabi dostawała białej gorączki, jak przegrywała w karty, w chińczyka czy w innych grach albo zakładach. Strzelała wtedy takiego focha, że nie chciała z nikim rozmawiać i boczyła się jak dziecko, któremu zabroniono wskoczyć na główkę do jeziora albo zabrano mu lizaka. Będą musieli nauczyć się kompromisów. Nie będzie to nigdy sytuacja win-win, bo dochodząc do kompromisu żadna ze stron tak naprawdę nie dostaje tego czego chce i jej potrzeby nie są w pełni zaspokojone. Z ich charakterami to będzie droga przez mękę, ale jeśli się nauczą, jeśli przetrwają to mogą naprawdę stworzyć fajną relację, opartą na zaufaniu, wspieraniu się w trudnych chwilach i byciu razem w tych szczęśliwych.
Piła sobie spokojnie gorące kakao, relaksowała się, nie tylko ciało, ale i umysł przed tym, że będą musieli pogadać... A może wcale nie? Może przejdą nad wszystkim do porządku dziennego, zapomną i będzie jak zawsze? Nie będą zadawać niepotrzebnych pytań, obwiniać się — taka strategia do tej pory się sprawdzała. Zamiatanie wielu rzeczy pod dywan nie rozwiązywało niczego, wszystko piętrzyło się i wybuchało tak jak wczoraj, po to by jakiś magiczny odkurzacz wessał wszystkie brudy i zostawiał czyste otoczenie.
Trzymała w dłoni swój ulubiony kubek z włoskiej ceramiki, był piękny i duży, turkusowo-brązowy ze złotym uchem i złotym rantem. Nagle usłyszała swoje imię, które dosłownie zostało wykrzyczane. Drgnęła lekko i zerknęła w stronę salonu, skąd odchodziły schody na piętro. Szukał jej? Bał się, że uciekła? Mogło tak być! W końcu jak się obudził, nie było jej przy nim, łóżko było puste i zimne.
Westchnęła cicho, ale się nie odezwała, bo dziś było jej ciężko mówić, ciężej niż wczoraj. Poczeka sobie przy tym zlewie spokojnie.
Jeśli nie wiadomo było, gdzie jest Gabi, to zwykle była to kuchnia, a konkretnie lodówka, ewentualnie szafka ze słodyczami. Tam, gdzie jedzenie tam i ona, to dwa nierozerwalne aspekty życia.
Mignął jej, przechodząc przez salon, chciała powiedzieć, że jest w kuchni i wtedy do niej wszedł... Z pistoletem w ręku. Momentalnie drgnęła, wrócił obraz tego jak celował jej w głowę. Wypuściła z rąk ulubiony kubek, który wpadł do zlewu i się stłukł, cofnęła się o krok, trafiła pośladkami na narożne szafki. Cień strachu przeszedł po jej twarzy, pokiwała głową na znak, że wie, że zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest żadna zabawka.
Mówił do niej jak do pięcioletniego dziecka, powoli, uważając na każde słowo, jakby próbował jej wytłumaczyć, czym jest seks, nie mówiąc, czym tak naprawdę jest, albo jakby była opóźniona, upośledzona, niepełnosprawna. Rozluźniła się dopiero kiedy opuścił ręce luźno wzdłuż ciała i wtedy jej oczy zatrzymały się na jego brzuchu, na tych cholernie seksownych biodrach, z których prawie spadały spodnie. Zabrał jej ten cudowny widok, podciągając je, chowając broń za pasem z tyłu i zawiązując portki ciasno, żeby przypadkiem giwera nie wypadła. Uniosła spojrzenie na jego twarz i wydęła usta niezadowolona. Nie przez to co mówił tylko przez to, że zabrał jej ulubiony widok!
Był wściekły, widziała to, kipiał wręcz, gotowało się w nim, ale tak bardzo się starał, tak cholernie starał się trzymać, nie krzyczeć tylko spokojnie wytłumaczyć swój punkt widzenia, że nie mogła tego nie docenić. Mimo to jakoś wewnętrznie się z tego podśmiewała, bo to było zabawne, jakim tonem do niej mówił, jak tłumaczył wszystko niczym niegrzecznemu dziecku, które pierwszy raz popełniło błąd i nie zasługiwało na złość rodzica.
- W ogóle nie chciałam jej dotykać, samo tak wyszło...- powiedziała spokojnie, chrypiąc jak stare, rozdzierane prześcieradło. U niej to zawsze wszystko wychodziło samo, nigdy nie była winna, nigdy nie podejmowała przemyślanych, metodycznych decyzji, wszystko działo się spontanicznie, bez namysłu.
Założyła za ucho kosmyk włosów nieco nerwowo i westchnęła cicho. Wskoczyła sobie z zadeczkiem na kuchenny blat i zamachała beztrosko nogami. I wtedy podniósł głos, wybałuszyła na niego oczy. Tak szybko jak się uniósł, tak szybko się uspokoił, więc odetchnęła z ulgą i wyciągnęła do niego rękę, by podszedł bliżej.
-... powiedział ten, co ma ich pełno na swoim profilu. Widziałeś, ile serduszek złapała ta fotka w przeciągu pół godziny? To jeszcze nigdy nie miało miejsca, nie jestem żadną influencerką, a ta fotka wybuchła.- gdy podszedł, objęła go za szyję i pogładziła palcami po karku. Ależ on był spięty! Mięśnie drgały pod jej palcami, czuła jak zaciska i rozluźnia szczękę na przemian, jakby chciał żuć własne zęby.
Takie ładne zdjęcie... Tak dużo serduszek, tylu obserwujących doszło... Kurde, szkoda go, ale jak ma się wściekać i bać? Warto dla wyświetleń? Przecież ty nawet nie lubisz tego instagrama, wolisz tik toka... Ha! On nie wie o tik toku. Niech nie wie, będzie lepiej spać... Tam filmik robi większe zasięgi.
Popatrzyła na Aresa przez chwilkę bez słowa, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Po co miał być dym, po co miał się złościć, wolała jak był szczęśliwy i się uśmiechał.
Umysł Gabi to jest tak pokręcony, że chyba bardziej się nie da... Wyparcie ma się u niej świetnie, a wypierała wszystko co złe.
Sięgnęła po telefon leżący na szafce, odblokowała go i bez spierania się usunęła zdjęcie, choć było takie ładne... Tak ślicznie obrobiła je filtrami i innymi suwaczkami.
- Skoro tak ładnie prosisz...- wywróciła teatralnie oczami i pocałowała go soczyście w policzek.
- Zrobiłam kakałko, jest w rondelku. Szkoda tego kubka, lubiłam go.- zerknęła smętnie na szklane szczątki w zlewie. To był praktycznie jedyny kubek, z którego tu pijała, a ona przyzwyczaja się do rzeczy. Miała kilka takich, których nigdy w życiu nie da wywalić. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Ktoś się chyba niecierpliwił, bo naciskał go upierdliwie co sekundę.
- Kto to? Znowu policja? Myślisz, że faktycznie wrócili? Może powinnam się schować... Nie chcę, żeby zobaczyli...- złapała się za szyję, gdzie zasinienie było jeszcze bardziej wyraźne niż wczoraj a nie miała tu żadnego podkładu, żeby to zakryć.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Znów z początku nie dostrzegał ani jej strachu, ani spojrzenia, bo wściekłość odbierała mu ostre widzenie. To, że nad sobą panował było jakimś wyczynem godnym nagrody, ale i tak nie rejestrował niektórych szczegółów. Dopiero, gdy kubek, który trzymała w rękach, wpadł do zlewu i tak potłukł, ten dźwięk jakoś sprawił, że szum w uszach został magicznie przerwany. Nagle dźwięki zaczęły dochodzić do niego w normalny sposób, zaczął widzieć więcej, jej przerażenie, wielkie, błękitne oczy wpatrzonego w niego dokładnie tak jak wczoraj. Ta twarz... widział już gdzieś tą twarz i to nie były wspomnienia z wczoraj.
Spojrzał na nią, jak leży pod jego nogami, nie ruszała się, była martwa, oczy szeroko otwarte a łza jeszcze płynęła po jej policzku. Biała suknia zrobiła się czerwona, a blond włosy ciemne, brudne, cała była brudna. Patrzyła na niego tak pusto, miał ochotę krzyczeć... zamrugał. Była żywa, stała tu przed nim, to był tylko sen, nagle dopadł go znikąd, ukazując najgłębsze lęki. To nie on jej to zrobił we śnie, ale to on mógł to zrobić teraz, dlatego musiał uważać, musiał trzymać się spokoju, wisząc na nim na włosku, ten włosek powoli pękał, szczególnie, gdy się odezwała.
- SAMO.... - Zamknął oczy i znów to samo. - Lepiej żeby więcej samo nie wychodziło. - Wypuścił powietrze z ust i spojrzał gdzieś w bok. Rozumiała? Nie rozumiała... Patrzył jak zwisają jej nogi z blatu, jak nimi macha i zastanawiał się, czy docierało do niej, co mówił, ale chyba nie docierało... co?
- Chyba oszalałaś. Uważaj, żebym zaraz ja nie wybuchł. - Rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Na jego zdjęciach nigdzie nie było broni. Biżuteria w jej kształcie, może tak, ale ani pistoletów, ani nożów nie umieszczał na swoich socjalach. Prowadził je jako Ares, jako milioner z Sydney, którego stać na ładne dupeczki i drogie samochody, ale żadnych motywów z jego prawdziwym życiem nie było, nawet nie zamieszczał zdjęć z Sycylii, żadnych powiązań.
Podszedł do niej, wsunął się między jej nogi i już miał przed oczami, jak łapie ją za gardło i każe usunąć to pierdolone zdjęcie, ale wtedy ona go dotknęła. Przymknął oczy pod jej dotykiem, a szczęka zaciskała się coraz lżej, czuł, jak powoli się rozluźnia. Jej dotyk aż palił, łagodził jego furię, znikała... Kiedy przeniósł na nią swoje spojrzenie, poczuł chłód. Chciał zaprotestować, ale ona sięgnęła po telefon, patrzył w jego ekran, czując ulgę, że się go posłuchała. Już nie tylko ze wzgląd na zdjęcie i niebezpieczeństwo, ale przede wszystkim na to, że gdyby mu się postawiła... nawet nie chciał myśleć, jakby się to w tej sytuacji skończyło.
- Dobra dziewczynka... - Pochwalił ją chrypiąc gardłowo te słowa i uśmiechnął się delikatnie, jedynie jednym kącikiem, patrząc na nią spode byka. Lubił tak do niej mówić, lubił, gdy się go słuchała.
- Sprowadzę ci taki sam. - Ten pocałunek w policzek.. nadal go na sobie czuł, tak przyjemnie rozchodził się po jego ciele. Ani myślał od niej odchodzić, chciał wplątać dłoń w jej włosy i zacząć całować jej pełne wargi, już nawet na nie spojrzał i....
- Kurwa mać, wyraźnie powiedziałem że dzisiaj nikt ma nie przychodzić... - I znowu się zdenerwował, zerkając w stronę drzwi. Dzwonek jednak był natarczywy, nikt z jego ludzi nie odważyłby się w taki sposób do niego dobijać Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, szczególnie po słowach Gabi. Jego wzrok padł na świeże, jeszcze robiące się siniaki na jej szyi i barkach.
-Kurwa niedobrze... - Znów miał strach w oczach. Szybko wyjął gnata ze spodni, dzisiaj nie miał jak go schować, musiał zaryzykować, musiał iść bez broni.... Strzelanina to ostateczność, może jakoś załagodzi... Szuflada. Otworzył pierwszą lepszą szufladę i Glock upadł do rondelka na makaron.
- Nie wychodź... Jeśli to gliny i będą mieli cię zobaczyć, schowaj się w szafce. - Nakazał jej, widząc, że spokojnie zmieści się pod wyspa kuchenną. Bardzo ostrożnie, jakby się skradał, wyjrzał zza winkla, próbując dojrzeć, kto stoi za drzwiami, ale nikogo nie widział. Dzwonek jednak dzwonił, gość schował się za drzwiami tak,że nie dosięgała go szyba. Wziął wdech i wydech, otwierając w końcu te piekielne drzwi...
-Co ty tu do cholery jasnej robisz? - Gianna... Jego kuzynka. Jego ojca brata córka, czystej krwi Włoszka z niebywałym temperamentem. Różne myśli zaczęły kłębić mu się w głowie. Potrzebowała pomocy? Uciekała? Miała teraz żyć z nim w Sydney? Ktoś ja przysłał w biznesach? Jasno i wyraźnie powiedział jej, że ich prywatna relacja musi się skończyć, więc wątpił, by wpadła w odwiedziny...

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Musiałą uważać, to prawda... Bardzo musiała uważać na każde słowo, gest, ruch, pomysł. Nigdy nie mogła być pewna, że pozornie błaha rzeczy nie sprawi, że Ares znów wybuchnie. Kochała go, to wiedziała na pewno, ale nie ufała mu, bała się go i cały czas miała poczucie, że wszystko się zawali. Miała przestać być sobą? Czy to miało jakiś większy sens? Kim by była bez swojej spontaniczności i lekkomyślności — zdecydowanie nie Gabrielle Glass.
Niestety... Zawsze będzie z nią wszystko wychodzić samo, takie rzeczy będą się dziać, dopóki nie nauczy się myśleć kilka kroków do przodu. Ona żyła z minuty na minutę, to on planował wszystko i denerwował się kiedy plan w łeb strzelał.
Ares był jak tykająca bomba, a zapalnikiem bywały naprawdę różne dziwne rzeczy. Rozumiała go, miał rację, nie powinna umieszczać tego typu zdjęć w internecie, to było głupie, nierozsądne i topowo Gabrysiowe. Najpierw robi później, myśli nigdy odwrotnie.
Grzeczna dziewczynka... Czy grzeczna to nie do końca prawda, bo zrobiła to dla świętego spokoju ich obojga, by znów nie słuchać jego krzyków, by znów nie zrobił czegoś, czego oboje będą żałować. Wolała nie drażnić bestii, która przysnęła na jakimś rozgrzanym, piekielnym kamieniu. Dziwnie było być tak bardzo blisko jego ciała po tym co się stało, dziwnie było czuć ten dotyk, który zwiastował zarówno przyjemność jak i ból. Odłożyła telefon na blat i uśmiechnęła się delikatnie, też lubiła, jak ją tak nazywał, miała wtedy dreszcze biegnące po kręgosłupie. Chyba oboje pomyśleli o tym samym, bo zerkali na swoje usta, choć Gabi nie do końca była pewna czy tego chce.
Ten dzwonek do drzwi trochę ją uratował i jego też, bo mogłoby się okazać, że znów nie odwzajemni pocałunku i poczuliby się głupio.
- Spokojnie, to pewnie nic takiego -powiedziała dość cicho, ale nie do końca była pewna swoich słów. Zeskoczyła z blatu kuchennego i stanęła znów przy zlewie, obserwując poniekąd z ukrycia, co robi Ares, jak się zachowuje, gdzie chowa broń, jak otwiera drzwi. Stała tak, że widziała wszystko, ale jej z perspektywy drzwi wejściowych widać nie było. Nie widziała nic przez to, że Ares zasłaniał cały widok. Usłyszała tylko dziki pisk radości, ewidentnie kobiecy.
- Witaj kuzynku! Niespodzianka! Cieszysz się?- do domu między nogami Aresa wbiegł mały kudłaty pomeranian o imieniu Tesoro, zaczął dosłownie tańczyć wkoło nóg Aresa, machając ogonem i poszczekując wesoło, jakby kochał go najbardziej na świecie. Gia nie czekała na odpowiedź Aresa wpadła mu w ramiona i pocałowała go w usta z pełnym zaangażowaniem i namiętnością typową dla Włochów. Ułozyła dłonie na jego policzkach i poklepała go po nich. Oczywiście wyglądała jak milion dolarów, ubrana w ciuchy najlepszych marek, przystrojona masą dodatków, perfekcyjnie pomalowana, jakby wcale nie przeleciała połowy świata, świeżutka i pachnąca, chodząca perfekcja. W końcu się od niego oderwała. Przecież musiała wyjaśnić powód swojej wizyty.
- Zerwałam z Antonio. Zerwałam z nim kurwa, kopnęłam go w dupę, miałam go dość. On jest chorym pojebem. Nienawidzę go. Jebać facetów, przerzucam się na laski, jesteście zjebami wiesz? Nie ma drugiego tak bardzo popierdolonego gatunku jak mężczyźni.- mówiła rozgorączkowana i gestykulowała jak typowa Włoszka. Pstryknęła palcami przed nosem Aresa kilka razy.
- Wnieś moje walizki, migusiem. Jest ich siedem. - wskazała ręką na swoje bagaże, które stały za jej plecami. Gia była zdziwiona, że z automatu nie rzucił się, by je wnosić, każdy inny facet z językiem wywieszonym na brodzie paliłby się, żeby to zrobić.
Minęła Aresa w drzwiach i stukając obcasami weszła do salonu jakby wchodziła do siebie.
Gabi słyszała damki głos, mówiła po włosku bardzo szybko, tak szybko, że ciężko było jej cokolwiek zrozumieć, ale zrobiło jej się słabo jak zobaczyła tak piękną kobietę. Czy to mogła być ŻONA Aresa? On miał żonę, która teraz przyjechała i nakryła go z kochanką. Przecież ona zginie jeśli to co mówią o Włoszkach jest prawdą. Powinna się schować, tak... Czuła, że musi się schować, więc kucnęła za kuchenną wyspą, żeby tylko nie zostać dostrzeżona. Cóż... Została nakryta, ale nie przez kobietę tylko przez pieska, który zaczął latać po całym domu, badając teren i zaczął na Gabi szczekać, zaskoczony jej obecnością.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie chciał jej zmieniać i nie chciał, żeby się zmieniała. Uwielbiał ją taką, jaką była, choć faktycznie czasami doprowadzała go swoim zachowaniem do czarnej furii. To on się musiał nauczyć na tą furią panować, a nie kazać jej zmieniać siebie. Obydwoje muszą się poniekąd trochę nauczyć samokontroli i tyle. Gabi musi trochę dorosnąć, a on przestać chcieć mordować każdego, kto mu wejdzie akurat w łapska, jak jest zły. Do tego jednak potrzeba było czasu, dużo czasu. i to też nie był temat na teraz. Stał przed tymi cholernymi drzwiami, wpatrując w swoja kuzynkę oczekując jakiś odpowiedzi. Nie zwrócił nawet uwagi na psa, ważniejsze były dla niego te walizki stojące jej za plecami i to go trochę niepokoiło. Miał nadzieję, że jego brat nie stracił rozumu i jej do niego nie oddelegował... Tego by jeszcze brakowało, żeby musiał niańczyć młodą mafijkę. Przecież Gabi wydłubie ci oczy dziewczyno....
-Tryskam radością... - Niezbyt to było po nim widać i nawet nie przywitał się z nią tak jak zawsze, po prostu stercząc jak kołek, ale pozwolił jej siebie wycałować, wyprzytulać i westchnął. Gia mogła zwiastować tylko jedn - kłopoty. Była jego piękna i wybuchową kuzynka, bardzo jemu podobną. Wpadł swój na swego, ich dwa płomienie urządzały razem ognisko widziane nawet z kosmosu Płonęli razem i gdyby to ona została jego żoną, cały świat byłby ich. Byli niebezpieczni, niegdyś niezwyciężeni, a seks z nią... Angelo kurwa. Słuchał jak wylewa frustracje na swojego już byłego partnera i wywrócił oczami. Ile razy już to słyszał? Antonio był chyba bardziej toksyczny od niego, pewnie dlatego przerwała dla niego ich romans. Nie zdążył odpowiedzieć, bo... co ona zrobiła i powiedziała? Uniósł wysoko brwi.
- O nie księżniczko, sama wnosisz swoje rzeczy... ile ich kurwa jest? - Ile miała zamiar się tu zatrzymać? Zerwała z Antonio, okej i co z tego? Nie wziął tych piekielnych walizek, ruszył za nią,znowu poprawiając spodnie.
-I co, mam rozumieć, że Antonio przestał cię posuwać, to teraz ja mam znowu zacząć? Najpierw mnie dla niego zostawiasz, a teraz zwalasz ze szmatami do mojego domu? Moja droga... - Wiedział, że Gabi nie rozumie Włoskiego, więc nie patrzył na słowa. Wiedział, że słucha, ale nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, bo usłyszał szczekanie psa. Zmarszczył brwi i ruszył w tamtą stronę.
- Tesoro, na co ty tam szczekasz? - Zauważył, że zza wyspy wystaje noga Gabi. Schowała się za nią? Nie było mu do śmiechu, ale widok kulącej się przed pomeranianem Gabi go rozjebał. Zaśmiał się i wziął pieska na ręce, a ten od razu polizał go po twarzy.
-No już ty mała bestyjko, spokojnie. - Pogłaskał psa po małym łebku i odłożył go na ziemię. Wyciągnął rękę w stronę Gabi, by pomóc jej wstać.
- Od kiedy ty się psów boisz? - Podniósł ja na równe nogi, nie kojarząc, że to nie psa się bała, a nowo przybyłej kobiety. Spojrzał na kuzynkę, obejmując Gabi w pasie delikatnie.
- Gabi, poznaj Gianne, moją kuzynkę... wpadła, jeszcze nie wiem po co, ale na pewno nie zatrzyma się na długo. - Spiorunował Włoszkę wzrokiem. - Gia, to moja dziewczyna Gabi. - Przedstawił je sobie, modląc w duszy, żeby Gia nie wypaliła do niego jego prawdziwym imieniem, alb nie wzięła Gabi za jedną ze swoich zabawek. W sumie to mogła tak pomyśleć, w końcu Angelo się nie wiązał.
- Ona nie wie i ma nie wiedzieć. - Dodał szybko w ojczystym języku, nim stało się coś, czego nie chciał.

Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ