komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
fifty eight
gwen & ephraim
Dlatego, zanim jeszcze wrócił, wiedział, co stanowiło jego priorytet. Zamierzał upewnić się, że kochanek żony nie miał nigdy żądać opieki nad Jonathanem. Wówczas pięcioletni chłopiec nie miał być kartą przetargową w sporze i Fitzgerald i na tym polu wywiązała się bez zarzutu. Podpisane przez Ernesta papiery, iż nie będzie nigdy zabiegał o opiekę nad chłopcem były tego wystarczającym dowodem. Ale nie na tym kończyły się problemy rodzinne Burnettów.
Już od dwóch lat temat rozwodu przeplatał się co jakiś czas w rozmowach z Fitzgerald. I to nie jako temat przewodni, ale ewentualność, którą Ephraim przekładał w czasie. Nie chciał zresztą podejmować podobnej decyzji, nie próbując zawalczyć chociaż o to małżeństwo. Z perspektywy czasu widział jednak, że nie miało to tak naprawdę racji bytu. W końcu… Małżeństwo? Jakie małżeństwo? Związał się tak naprawdę w końcu z kimś, kogo w ogóle nie znał. Z fikcją, którą karmiła go Pamela. Terapia nie przynosiła skutków ani oddechu. Trzymanie dzieci w bezpiecznej bańce także. Prawda więc ujrzała światło dzienne i chociaż dwuletnia Liberty mogła nie rozumieć, co się działo, jej starszy o cztery lata brat już tak. Burnettowie nie byli tą samą rodziną, co kiedyś, a obopólna zgoda na spokojne rozstanie przyświecała małżonkom. Teraz pozostawało jedynie złożyć pozew rozwodowy i czekać na dalsze reperkusje.
Ephraim umówił się więc na spotkanie i o kilka minut przed czasem pojawił się na miejscu, ogłaszając się w recepcji. Kobieta skierowała go do poczekalni, gdzie miał zaczekać na panią adwokat.
Gwen Fitzgerald
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ po grach
Powiedzmy to wprost - Gwen nie była najlepszym adwokatem, jaki pracował w tych stronach. Po wypadku, w którym straciła męża, a sama została poważnie ranna, długo nie mogła się pozbierać. Przez jakiś czas nie pracowała w swoim zawodzie. Nie myślała nawet o powrocie do praktykowania i być może wciąż nalewałaby piwo w rodzinnym pubie (lub narzekała na jego zapleczu), gdyby nie Ben - jej najlepszy przyjaciel. To on przy niej był, podrzucał jej czasem swoje notatki lub wzmianki o ciekawszych sprawach, aż w końcu namówił ją, by wspólnie wykonali skok na naprawdę głęboką wodę: by otworzyli własną kancelarię.
W ich duecie to Hargrove był tym nieco bardziej empatycznym. Tak przynajmniej powiedziałaby ona. To on skupiał się na problemach mniejszości etnicznych oraz prawami człowieka, Fitzgerald brała pozostałe sprawy. Nie był to oczywiście sztywny podział, ale tuż po rozkręceniu własnej działalności blondynka wolała wybierać przypadki wymagające... mniejszego zaangażowania emocjonalnego. Sądziła, że to za wcześniej, że nie jest gotowa na powrót, wolała więc nie zajmować się poważnymi klientami, by przypadkiem nie położyć istotnych dla nich rzeczy. Nie oznacza to jednak, że była złym prawnikiem. Szybko nadrabiała wszelkie braki w najnowszym orzecznictwie, miała doświadczenie wyniesione z pracy w dużej kancelarii, coraz pewniej poruszała się juz w czysto zawodowych aspektach. Nieco gorzej radziła sobie z czysto fizyczną stroną poruszania się, bo kolano, uszkodzone we wspomnianym wypadku, coraz bardziej dawało o sobie znać, nawet pomimo spędzania sporej ilości czasu na żmudnej rehabilitacji. Mimo to walczyła.
Być może nie potrafiłaby przywołać z pamięci wszystkich dat związanych z rodziną Burnett, ale doskonale wiedziała kto jets kim w tej misternej układance. Zresztą, sama miała przecież spory udział w tym, jak obecnie kształtował się cały obraz. To nie tak, że podczas nieobecności Ephraima lub przy jakiejś sprzyjającej okazji zbierała haki na jego żonę. Ot, od czasu do czasu zrobiła jakąś krótka notatkę w pliku tekstowym, co nie było przecież niedozwolone.
Dziś byli umówieni w jej biurze. Naprawdę nie chciała się spóźnić, ale niestety pojawiła się w kancelarii kilkanaście minut po zadeklarowanej godzinie. Niemalże wpadła do recepcji, upewniła się, że klient już na nią czeka, po czym poprosiła, by w najbliższym czasie nie łączyć do niej żadnych telefonów.
- Przepraszam za spóźnienie. Spotkanie w biurze prokuratora nieco się przeciągnęło - czuła, że powinna wyjaśnić, dlaczego mężczyzna musiał na nią czekać. Na szczęście niemal natychmiast otworzyła już drzwi do swojego gabinetu i wkrótce już oboje się w nim znaleźli. - Kawy? Herbaty? - zaproponowała.
Ephraim Burnett
Powiedzmy to wprost - Gwen nie była najlepszym adwokatem, jaki pracował w tych stronach. Po wypadku, w którym straciła męża, a sama została poważnie ranna, długo nie mogła się pozbierać. Przez jakiś czas nie pracowała w swoim zawodzie. Nie myślała nawet o powrocie do praktykowania i być może wciąż nalewałaby piwo w rodzinnym pubie (lub narzekała na jego zapleczu), gdyby nie Ben - jej najlepszy przyjaciel. To on przy niej był, podrzucał jej czasem swoje notatki lub wzmianki o ciekawszych sprawach, aż w końcu namówił ją, by wspólnie wykonali skok na naprawdę głęboką wodę: by otworzyli własną kancelarię.
W ich duecie to Hargrove był tym nieco bardziej empatycznym. Tak przynajmniej powiedziałaby ona. To on skupiał się na problemach mniejszości etnicznych oraz prawami człowieka, Fitzgerald brała pozostałe sprawy. Nie był to oczywiście sztywny podział, ale tuż po rozkręceniu własnej działalności blondynka wolała wybierać przypadki wymagające... mniejszego zaangażowania emocjonalnego. Sądziła, że to za wcześniej, że nie jest gotowa na powrót, wolała więc nie zajmować się poważnymi klientami, by przypadkiem nie położyć istotnych dla nich rzeczy. Nie oznacza to jednak, że była złym prawnikiem. Szybko nadrabiała wszelkie braki w najnowszym orzecznictwie, miała doświadczenie wyniesione z pracy w dużej kancelarii, coraz pewniej poruszała się juz w czysto zawodowych aspektach. Nieco gorzej radziła sobie z czysto fizyczną stroną poruszania się, bo kolano, uszkodzone we wspomnianym wypadku, coraz bardziej dawało o sobie znać, nawet pomimo spędzania sporej ilości czasu na żmudnej rehabilitacji. Mimo to walczyła.
Być może nie potrafiłaby przywołać z pamięci wszystkich dat związanych z rodziną Burnett, ale doskonale wiedziała kto jets kim w tej misternej układance. Zresztą, sama miała przecież spory udział w tym, jak obecnie kształtował się cały obraz. To nie tak, że podczas nieobecności Ephraima lub przy jakiejś sprzyjającej okazji zbierała haki na jego żonę. Ot, od czasu do czasu zrobiła jakąś krótka notatkę w pliku tekstowym, co nie było przecież niedozwolone.
Dziś byli umówieni w jej biurze. Naprawdę nie chciała się spóźnić, ale niestety pojawiła się w kancelarii kilkanaście minut po zadeklarowanej godzinie. Niemalże wpadła do recepcji, upewniła się, że klient już na nią czeka, po czym poprosiła, by w najbliższym czasie nie łączyć do niej żadnych telefonów.
- Przepraszam za spóźnienie. Spotkanie w biurze prokuratora nieco się przeciągnęło - czuła, że powinna wyjaśnić, dlaczego mężczyzna musiał na nią czekać. Na szczęście niemal natychmiast otworzyła już drzwi do swojego gabinetu i wkrótce już oboje się w nim znaleźli. - Kawy? Herbaty? - zaproponowała.
Ephraim Burnett