prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
WIELKA GRA DETEKTYWISTYCZNA - 3 DNI DO ŚLUBU

*zdjęcia to reprezentacje kostiumów - nie osób; jak poszczególne postacie wyglądają to już wiemy i ogarniamy (;*

Posiadłość Brightonów podobnie jak ta Korvenów wyglądała niczym rezydencja rodem z czasów elżbietańskich. O ile rodzinny dom śledczego posiadał nieco bardziej surowy, XIX-wieczny charakter i kształtem przypominał wielki prostokąt - willa sąsiadów sprawiała wrażenie misternej, bardziej subtelnej roboty. Budynki wydawały się oddawać charakter zamieszkujących ich mężczyzn. Arthur Korven był człowiekiem surowym, logicznym; o chłodnym uosobieniu. Ceniącym dyscyplinę oraz podporządkowanie jednostek stojących niżej od niego w łańcuchu pokarmowym. Roger Brighton nie pozostawał wielkim przeciwieństwem przyjaciela; niemniej miał w sobie coś z marzyciela. Gdy Arthur milczał - wszyscy wiedzieli, iż głowa paruje mu od pomysłów; że nad czymś się usilnie zastanawia. Kiedy to Roger milkł - oddalał się. Odpływał w nieznane i nikt nie miał pojęcia gdzie umyka.
Tego wieczora starsi państwo Brighton (nie obyło się bez tygodni negocjacji i namów) wybyli na wieczór w miasto. Zapewne gdyby nie wielka miłość jaką Roger darzył Eamona - nie zgodziłby się na kolejny nonsens syna. Po prawdzie, nie chciał mieć z nimi wiele do czynienia. Sędziwa, znacznie bardziej tolerancyjna babka (a może zwyczajnie była zbyt zmęczona, aby komukolwiek docinać i wkręcać się w bezsensowne kłótnie) zamknęła się w swoim pokoju i obiecała nie przeszkadzać w zabawie. Niespodzianką Johnathana dla pary młodej była bowiem...
- Wielka gra detektywistyczna! - Jon wyrzucił w górę ręce, spoglądając po zebranych z rosnącym podekscytowaniem. Jasne ślepia wyczekiwały, aż kolejna osoba dołączy do radosnej celebracji tego szczególnego wydarzenia. - Gra...detektywistyczna... - powtórzyła Kareena drapiąc się delikatnie po ramieniu przez materiał czarnej, koronkowej sukienki ze stójką. Powoli zaczynała rozumieć skąd te kostiumy, dlaczego w kopertach z zaproszeniami otrzymali krótkie opisy zagadkowych postaci... Rzecz jasna mieli ich sobie nie pokazywać, ale pokazanie partnerowi zawartości otrzymanej koperty okazało się pierwszą myślą zarówno jej jak i śledczego. - Mówiłam, że im się nie spodoba. - stojąca blisko brata Maeve wpatrywała się w świeżo zrobione paznokcie. Powoli zaczynała żałować, iż wieczór wolny od zajmowania się małym dzieckiem zdecydowała się poświęcić na to. Wszyscy wybaczyliby jej ewentualną nieobecność. Słysząc siostrę, Brighty'emu opadły ręce. Błękitne ślepia wbił w Eamona. - Co mam Ci powiedzieć? Będę udawał detektywa... Wow... - Brakuje Ci akcentu. - Jeszcze nie udaję! Woooo! - po komentarzu narzeczonej, brunet prześmiewczo rzucił pseudo-entuzjastycznym, pseudo-włoskim zawołaniem. Brzmiał przy tym niczym rasowy Mario. - Mamma Mia! Będę udawał siebie, ale we włoskiej wersji! - Reena parsknęła. EJ na powrót spojrzał na Jona i momentalnie zrobiło mu się głupio. Być może przesadzał. Może nie doceniał ilości godzin i pracy włożonej w zabawę. - Jesteś emerytowanym siłaczem cyrkowym... - Super siła. Tak, to jest moja... Cecha? - z kieszeni marynarki wyciągnął wymięte zaproszenie i zerknął do środka, gdzie znajdował się krótki opis Charlesa. Następnie zerknął po zebranych. Wzrok na dłużej zatrzymał na Deonne. Prezentowała się... lepiej niż większość z nich. - A Ty to kto...? - oczyma powiódł po eleganckiej, acz odrobinę kiczowatej sukience odsłaniającej więcej niż powinna. - Dowiemy się podczas gry. Z pewnością będziemy się świetnie bawić. Dziękuję, że ją zorganizowałeś. Możemy zacząć? - nie czekając na odpowiedź Tyren złapała przyszłego małżonka pod ramię i pociągnęła nieco w swoim kierunku.
Nie podobało się jej to. Nie okazywała niechęci, ale nie przypadło jej do gustu jak ubranie pisarki świetnie opinało kobiece wdzięki. Pani doktor dostała ładny ubiór, niemniej zdecydowanie mniej sensualny i działający na wyobraźnię. - Eem... Jeśli... Tak, możemy. - Jonathan wciąż trawił krytykę Korvena. Bardzo zależało mu, by to wypaliło. To i owo. - Przydzielono Wam lokacje startowe, tak? Jest rok 1923... Tak, 1923 rok... - zaróżowione wstydem poliki powoli nabierały bladej barwy a głos Jonny'ego robił się coraz pewniejszy. - Zostaliście zaproszeni do tej posiadłości przez anonimowego gospodarza! Każdy z Was jest tutaj, ponieważ rzeczony gospodarz zdaje się mieć Was a garści i znać Wasz mroczny sekret... Każdy ma specjalną umiejętność. Reena potrafi posługiwać się czterema językami. Eamon jest wyjątkowo silny. Steven zna migowy. Deonne potrafi korzystać z wytrychów... - przez chwilę tłumaczył poszczególnym osobom ich zdolności. W końcu zadowolony westchnął. - Dobrze! Przybyliście o innym czasie, więc jesteście na starcie ~rozrzuceni~ po całym domu. Kareena... jesteś zaskoczona widokiem swojego eks-lokaja w kuchni... Nie widziałaś go odkąd wywaliłaś go na bruk... - wziąłwszy Tyren pod ramię i kiwnąwszy na Stevena wyszedł z nimi za róg. Reszta powoli zaczęła rozchodzić się po willi.
Korven zerknął na pogięte zaproszenie. - Biblioteka? - w holu zostali tylko on i... Britton... Póki co nie zwrócił na to większej uwagi. - Okej... no to chodźmy... - ręką zamiótł w stronę wijących się ku górze schodów. - Znaczy... Nie mam pojęcia kim Pani jest, ale chyba powinniśmy udać się do biblioteki; gdzie dane nam było wpaść na siebie po raz pierwszy.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
WIELKA GRA DETEKTYWISTYCZNA - 3 DNI DO ŚLUBU

*zdjęcia to reprezentacje kostiumów - nie osób; jak poszczególne postacie wyglądają to już wiemy i ogarniamy (;*

Posiadłość Brightonów podobnie jak ta Korvenów wyglądała niczym rezydencja rodem z czasów elżbietańskich. O ile rodzinny dom śledczego posiadał nieco bardziej surowy, XIX-wieczny charakter i kształtem przypominał wielki prostokąt - willa sąsiadów sprawiała wrażenie misternej, bardziej subtelnej roboty. Budynki wydawały się oddawać charakter zamieszkujących ich mężczyzn. Arthur Korven był człowiekiem surowym, logicznym; o chłodnym uosobieniu. Ceniącym dyscyplinę oraz podporządkowanie jednostek stojących niżej od niego w łańcuchu pokarmowym. Roger Brighton nie pozostawał wielkim przeciwieństwem przyjaciela; niemniej miał w sobie coś z marzyciela. Gdy Arthur milczał - wszyscy wiedzieli, iż głowa paruje mu od pomysłów; że nad czymś się usilnie zastanawia. Kiedy to Roger milkł - oddalał się. Odpływał w nieznane i nikt nie miał pojęcia gdzie umyka.
Tego wieczora starsi państwo Brighton (nie obyło się bez tygodni negocjacji i namów) wybyli na wieczór w miasto. Zapewne gdyby nie wielka miłość jaką Roger darzył Eamona - nie zgodziłby się na kolejny nonsens syna. Po prawdzie, nie chciał mieć z nimi wiele do czynienia. Sędziwa, znacznie bardziej tolerancyjna babka (a może zwyczajnie była zbyt zmęczona, aby komukolwiek docinać i wkręcać się w bezsensowne kłótnie) zamknęła się w swoim pokoju i obiecała nie przeszkadzać w zabawie. Niespodzianką Johnathana dla pary młodej była bowiem...
- Wielka gra detektywistyczna! - Jon wyrzucił w górę ręce, spoglądając po zebranych z rosnącym podekscytowaniem. Jasne ślepia wyczekiwały, aż kolejna osoba dołączy do radosnej celebracji tego szczególnego wydarzenia. - Gra...detektywistyczna... - powtórzyła Kareena drapiąc się delikatnie po ramieniu przez materiał czarnej, koronkowej sukienki ze stójką. Powoli zaczynała rozumieć skąd te kostiumy, dlaczego w kopertach z zaproszeniami otrzymali krótkie opisy zagadkowych postaci... Rzecz jasna mieli ich sobie nie pokazywać, ale pokazanie partnerowi zawartości otrzymanej koperty okazało się pierwszą myślą zarówno jej jak i śledczego. - Mówiłam, że im się nie spodoba. - stojąca blisko brata Maeve wpatrywała się w świeżo zrobione paznokcie. Powoli zaczynała żałować, iż wieczór wolny od zajmowania się małym dzieckiem zdecydowała się poświęcić na to. Wszyscy wybaczyliby jej ewentualną nieobecność. Słysząc siostrę, Brighty'emu opadły ręce. Błękitne ślepia wbił w Eamona. - Co mam Ci powiedzieć? Będę udawał detektywa... Wow... - Brakuje Ci akcentu. - Jeszcze nie udaję! Woooo! - po komentarzu narzeczonej, brunet prześmiewczo rzucił pseudo-entuzjastycznym, pseudo-włoskim zawołaniem. Brzmiał przy tym niczym rasowy Mario. - Mamma Mia! Będę udawał siebie, ale we włoskiej wersji! - Reena parsknęła. EJ na powrót spojrzał na Jona i momentalnie zrobiło mu się głupio. Być może przesadzał. Może nie doceniał ilości godzin i pracy włożonej w zabawę. - Jesteś emerytowanym siłaczem cyrkowym... - Super siła. Tak, to jest moja... Cecha? - z kieszeni marynarki wyciągnął wymięte zaproszenie i zerknął do środka, gdzie znajdował się krótki opis Charlesa. Następnie zerknął po zebranych. Wzrok na dłużej zatrzymał na Deonne. Prezentowała się... lepiej niż większość z nich. - A Ty to kto...? - oczyma powiódł po eleganckiej, acz odrobinę kiczowatej sukience odsłaniającej więcej niż powinna. - Dowiemy się podczas gry. Z pewnością będziemy się świetnie bawić. Dziękuję, że ją zorganizowałeś. Możemy zacząć? - nie czekając na odpowiedź Tyren złapała przyszłego małżonka pod ramię i pociągnęła nieco w swoim kierunku.
Nie podobało się jej to. Nie okazywała niechęci, ale nie przypadło jej do gustu jak ubranie pisarki świetnie opinało kobiece wdzięki. Pani doktor dostała ładny ubiór, niemniej zdecydowanie mniej sensualny i działający na wyobraźnię. - Eem... Jeśli... Tak, możemy. - Jonathan wciąż trawił krytykę Korvena. Bardzo zależało mu, by to wypaliło. To i owo. - Przydzielono Wam lokacje startowe, tak? Jest rok 1923... Tak, 1923 rok... - zaróżowione wstydem poliki powoli nabierały bladej barwy a głos Jonny'ego robił się coraz pewniejszy. - Zostaliście zaproszeni do tej posiadłości przez anonimowego gospodarza! Każdy z Was jest tutaj, ponieważ rzeczony gospodarz zdaje się mieć Was w garści i znać Wasz mroczny sekret... Każdy ma specjalną umiejętność. Reena potrafi posługiwać się czterema językami. Eamon jest wyjątkowo silny. Steven zna migowy. Deonne potrafi korzystać z wytrychów... - przez chwilę tłumaczył poszczególnym osobom ich zdolności. W końcu zadowolony westchnął. - Dobrze! Przybyliście o innym czasie, więc jesteście na starcie ~rozrzuceni~ po całym domu. Kareena... jesteś zaskoczona widokiem swojego eks-lokaja w kuchni... Nie widziałaś go odkąd wywaliłaś go na bruk... - wziąwszy Tyren pod ramię i kiwnąwszy na Stevena wyszedł z nimi za róg. Reszta powoli zaczęła rozchodzić się po willi.
Korven zerknął na pogięte zaproszenie. - Biblioteka? - w holu zostali tylko on i... Britton... Póki co nie zwrócił na to większej uwagi. - Okej... no to chodźmy... - ręką zamiótł w stronę wijących się ku górze schodów. - Znaczy... Nie mam pojęcia kim Pani jest, ale chyba powinniśmy udać się do biblioteki; gdzie dane nam będzie wpaść na siebie po raz pierwszy.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Zaproszenie zostało delikatnie wysunięte z nieco krępej dłoni tuż w stronę przechodzącej wzdłuż ogródka szczęśliwie zakochanej pary. Przyjęli je z godnością nie mając świadomości co na nich czeka dzisiejszej nocy.
Steven nie był zadowolony z przepięknych, przybierających czasy dwudziestoletnie strojów - które odnaleźli na swym łożu gdy tylko przekroczyli próg błękitnego pokoju (nadal nie potrafiła uwierzyć, że Eamon usadowił ich w tym miejscu); Bradford zwykle sceptycznie podchodził do niespodzianek, chłodno analizował wszelakie sytuacje - jak przystało na ścisły umysł. Tajemnicza zawartość koperty; krótkie opisy postaci, drobnie wpisana godzina jak i miejsce spotkania - nie przypadły mu do gustu. Nie cierpiał nie wiedzieć. Z Deonne było zupełnie inaczej, w pierwszym momencie przymierzyła (zbyt wiele...) odsłaniającą suknię (jej rozmiar, ktoś miał oko) - coraz mocniej odczuwając ekscytację. Kochała zagadki - kochała nie wiedzieć. To ich różniło, to stanowiło drzazgę w ich oczach.
Pojawili się przed czasem, wbrew niechęci jednego z nich - w obojgu narosło zdeterminowanie, Britton potrafiła zarażać swoją nieustającą potrzebą odkrywania prawdy. Ktoś doskonale tym wiedział - ktoś, kto pojawił się kilka minut później - przyciągając wzrokiem swoje (nie tylko!) charyzmatyczne przebranie. Karciła się, że spoglądała częściej niż powinna, jednak nadal dyskretnie, a przynajmniej na tyle; że wszyscy z zebranych nie dostrzegli tak intensywnego zainteresowania pisarki.
A Ty to kto?
Poczuła dreszcze, gdy słowa mężczyzny ze wszystkich zebranych zostały skierowane prosto do niej, zdążyła jedynie otworzyć usta, lecz reakcja narzeczonej dała jasny komunikat, by lepiej nie wchodzić w dyskusję, przynajmniej nie teraz. Britton nie mogła zrozumieć, dlaczego niedostępność Korvena wciągała ją w fale pożądania; znała ten stan - to nie był pierwszy raz gdy przy detektywie podskakiwało kobiecie libido - jednakże miała wrażenie, jakby tym razem było inaczej; jakby brak możliwości posiadania bruneta potęgował tą potrzebę. Z tego powodu narosło w dziennikarce poczucie winy, nie chciała go chcieć; nie po dzisiejszym poranku. Kareena była dla Eamona ostoją, ciepłem - domem - uratowała go, zrobiła to - czego Deonne nie była w stanie dokonać, to bolało - owe wyznanie utworzyło na duszy blondynki ranę i pogłębiało ją z każdą minioną chwilą. Furtka została zatrzaśnięta; to okrutne, że przez ostatnie sześć lat coraz bardziej się przymykała - lecz dopiero teraz Britton zdała sobie sprawę, że nigdy więcej nie będzie do niego dojścia.
Przegrała.
Oboje przegrali. Pozostaną po nich jedynie przemijające wspomnienia.
Jonathan przejął pałeczkę - odtrącając (miała nadzieję, że raz na zawsze!) jej rozmyślenia, z uwagą wsłuchiwała się w przerywany monolog arystokraty - musiała zająć czymś umysł, dlaczego obecność Steve nie mogła być wystarczająca? Był doskonały, uczuciowy - namiętny, nigdy nie uciekał myślami - potrafił rozmawiać; przyznać się do błędu i kochał ją, szczerze - nie ukrywał tego, nie uważał tego za słabość, a ona nie umiała kochać go aż tak, by oddać mu całe swe serce. Nie zasługiwał na to, powinna pozwolić mu odejść - by odnalazł w tym świecie kobietę, która odda mu wszystko - nie tylko połowicznie.
Deonne od razu zauważyła, że zostali sami - nie spodobało jej się to, bo choć przez rok nauczyła się ukrywać własne emocje, Korven zawsze czytał z niej jak z kartki, dlatego było jej na rękę, że będą wcielać się w inne postacie - zawsze może zgonić niekontrolowane zachowanie - na grę. Musiała przyznać, że Jonny wiedział co robi.
Biblioteka prezentowała się przepięknie, wpadała w pamięć. Elżbietański styl dodawał urokowi dzisiejszej zagadki - była niczym największa komnata, źródło wiedzy tak ogromnego rodu. Półmrok na zewnątrz, oraz delikatnie rozpalone dwie lampki - dawały na tyle mało światła, jakby Dea trzymała w dłoni zaledwie jedną świeczkę. Zanim rozpoczęła, krótki opis postaci działał na wyobraźnię - właściwie mogła pójść w każdym kierunku, wzięła głęboki oddech - świadomość, że na nią czekał pobudzała wszystkie komórki tancerki.
Kilka kroków i... siedział przy ogromnym, okrągłym stole - światło z żarówki padało na prawy bok detektywa, lewy był praktycznie czarny. Czy to było głupie? - Pan Thompson. - wyrzucone przeciągle, nawet w tym zdaniu można było wyczuć odrobinę angielskiego akcentu. Trochę przez lata się go nasłuchała. - Zanim Pan zapyta skąd znam nazwisko... - z nienaganną prezentacją, niczym jak baletnica (kręcąc biodrami!) pokierowała się na krzesło obok mężczyzny, noga została narzucona na nogę - odsłaniając bardziej udo. - Reputacja Pana wyprzedza, mówią o Panu drugi Sherlock Holmes, a może i lepszy... - stwierdziła, zakręcając na palec jeden ze swoich loczków. - Nazywam się Charlotte Smith i pragnę zaznaczyć, że nasze spotkanie nie jest przypadkowe. - tak jak zasugerował zapis, posłużyła się swym pseudonimem artystycznym, detektyw musiał sam dojść do prawdy, która dotyczyła jej prawdziwego nazwiska. Sophie Wright - zaginiona sprzed laty córka pastora. - Trudno do Pana dotrzeć, ale mam swoje sposoby. - na jasnej buzi pojawił się cień uśmiechu. - Czy w tym czasie zdążył Pan rozgryźć dlaczego tu jestem? - obie ręce znalazły się na stole, baczna obserwacja się rozpoczęła.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Panie Thompson. Jego głowa, wciąż wpatrująca się w drzwi od biblioteki momentalnie zawinęła na lewo. Ciemne tęczówki uważnie lustrowały buzię dziewczyny. Bezgłośnie poruszył wargami formując nieme: Na poważnie...? Po prawdzie, po cichu liczył; iż Deonne odmówi zabawy w te bzdury. Miał nadzieję na otrzymanie milczącego sojusznika. Chciał posiedzieć w gabinecie, pogadać o życiu; może znaleźć zachomikowaną w biurku butelkę whisky Brightona Seniora i w ten sposób przetrwać noc. Pisarka miała jednak inny plan. Spojrzenie detektywa powiodło po nogach blondynki. Automatycznie przeszło mu przez myśl wspomnienie - jak te długie nogi oplatały go w pasie, gdy przyciskał pannę Britton biodrami do ściany. Ok, potrzebował tego alkoholu. Przesunąwszy się na lewo zaczął przeglądać szufladki. Bez problemu znalazł klucz pasujący do dolej półki. Niestety była pusta i żadne ostukiwanie nie dało wyczekiwanego rezultatu. - Nie uważasz, że to głupie? Czemu mam na nazwisko Thompson? Podobno jestem Włochem. - nie dawał za wygraną. Nie zamierzał poddać się tak łatwo.
Ale najwyraźniej Dea również nie zamierzała, więc ostatecznie wywrócił oczyma. - Domyślam się, że nie jest. Przywiódł nas tu amatorski scenariusz spisany ręką chuderlawego Brytyjczyka... - przez parę sekund wpatrywał się w buzię rozmówczyni by w końcu dodać, z nieco włoskim akcentem: - Bo głęboko wierzę, że Bóg nie jest grubasem; ale Brytolem owszem. Któż inny stworzyłby tak powalony świat? Ah!!! - kluczyk pasował również do drugiej szafeczki (nad której nogą luźno zwisały nogi Deonne). W niej znajdowała się już butelka. Niestety, jej zawartość była na wykończeniu. - Oh! Ten płyn wygląda podejrzanie. Zbadajmy go! - odkręcił korek i wypił sporego łyka.
O dziwo, po wypiciu trunku Eamon podchodził do sprawy już poważniej. Niemniej zrezygnował z durnego akcentu. - Jest tu Pani, żeby mnie wynająć. - czekoladowe ślepia spokojnie wbił w kobietę. Wpatrywał się w nią, jak gdyby wyczekując. - Szuka Pani swojego ojca. Zaginął wiele lat temu i zapewne zdaje sobie Pani sprawę z tego, że nie jest Pani jedyną osobą która go poszukuje... Owszem, zgłosił się do mnie Pani kuzyn... Pięć dni temu. Dziwaczny przypadek, prawda? - oczyma powiódł po sylwetce dziewczyny, w dół po jej ręce aż do dłoni na której wśród pierścionków-rekwizytów znajdowały się pierścionek zaręczynowy oraz obrączka. - Nie nosi Pani pierścienia rodowego...? Panno Smith? Czemu? Nie miała Pani dobrych kontaktów z ojcem? - to nie ojciec zaginął, lecz córka. Wszystko na opak. Wszystko pomieszane, chociaż ze sobą połączone w wielką machinę. Jonathan wcale nie był taki głupi.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Przez ułamek sekundy po łepetynie Dei przeszła myśl: Czy Jonathan zrobiłby to samo dla nich? Gdyby była na miejscu Kareeny, z wielkim diamentowym pierścionkiem (innym niż aktualnie zdobił jej dłoń) przekraczała przepięknie ozdobiony ogród istniała szansa, iż Brighton również zorganizowałby podobną tego typu imprezę. Wiedziała, że darzył ją sympatią - mogłaby nawet przysiąść, że ewidentnie odczuwała faworyzację - jednak, co jeśli Tyren zdążyła zawładnąć sercem chuderlawego arystokraty... w końcu tak się postarał, wszystko zorganizował - zapewne nie było to prostym wyzwaniem. Niestety na ten moment, Britton nie zdawała sobie sprawy, że nie tylko scenariusz był poplątany, ale także jego prawdziwy cel.
Dostrzegając reakcję detektywa, poszła za jego śladem; także wywracając teatralnie oczyma. - Nic się nie zmieniło, zawsze trzeba Cię o wszystko prosić. - rzucone trochę pół-żartem, trochę-zgryźliwie. Opadła plecami o oparcie krzesła, jednakże skrzyżowane praktycznie nagie uda nie zmieniły swojej pozycji. W ciszy obserwowała poczynania mężczyzny, chyba nieświadomie udając, że nie zdaję sobie sprawy z jego ckliwych spojrzeń - może dzięki temu było prościej, być może z tego powodu nie rzuciła się jeszcze na pana młodego. - Postarał się, mógłbyś okazać choć odrobinę zainteresowania. - miało to zabrzmieć jak delikatna sugestia, ale podmieniło się w stuprocentowe pouczenie. Z jednej strony, to nie było zadaniem pisarki aby się wtrącać, druga zaś zmuszała ją do naprostowywania bruneta - w końcu nie można mu we wszystkim przytakiwać, wtedy za bardzo urośnie w piórka.
W chwili gdy odstawił butelkę na stół, samoistnie chwyciła za nią - dopijając całą resztkę; wydawać się mogło, że blondynka o wiele bardziej potrzebuję tego alkoholu - to on będzie stał przed ołtarzem, to ona będzie musiała na to patrzeć.
Zmiana pogody w Korvenie ucieszyła kobietę, dziennikarka wolała grać - wcielać się, jak najbardziej odchodzić od prawdziwej siebie; obawiała się, że jeśli zaczną rozmawiać na serio (Eamon pod wpływem stawał się emocjonalny, dlatego najczęściej starała się go upijać) - wtedy też jej rozplącze się język, a wtedy... powie coś - czego oboje nie chcieli na pewno wiedzieć. - Bingo. - zaakcentowane strzeleniem palcem o palec, na buzi Lottie zagościł uśmiech. - Wiedziałam, że się nie zawiodę. - choć procenty nie uderzyły, owa rozmowa przypominała jej o czymś, jednakże jeszcze tego nie rozpoznawała. Ze spokojem wsłuchiwała się w słowa detektywa - jej buzia na wyrażała większych emocji, przecież grali dopiero kilka minut! - Nie jestem zaskoczona, że przygotował się Pan. - przechylona łepetyna, przez moment narosło w niej rozbawienie. - Wiedziałeś, że przyjdę? - bez ceregieli, muszą dojść do samego sensy tej „imprezy.” - Potroję stawkę, jestem w stanie dać dużo od sieb... - w tej samej chwili oboje usłyszeli dźwięk przekręcającego klucza w zamku, w szparę pomiędzy drzwiami a podłogą została wsunięta biała kartka - osoba po drugiej stronie drzwi odbiegła. Dea automatycznie wstała łapiąc za biały materiał. - W trakcie rozmowy usłyszeliście krzyki, poznaliście, że jest to krzyk sprzątaczki Emmy (Maeve), nie możecie od razu wybiec, aby dowiedzieć się co jest przyczyną wrzasku, drzwi zostały zatrzaśnięte. Podpowiedź: W pokoju znajduję się klucz, jak i wskazówki aby go odnaleźć, jeśli w miejscu odgłosu pojawicie się ostatni, możecie być jedynymi podejrzanymi. Powodzenia! - papier wysunęła w stronę Eamona. - Okay, Ty prawa, ja lewa strona? Czy chcesz to zrobić inaczej? - odpowiedziała takim tonem, jakby dopiero teraz rozpoczęła się prawdziwa gra.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Problem właśnie polegał na tym, że Jonathan zrobił to dla nich. Właśnie dlatego Korven nie mógł mu wybaczyć i bezustannie trzymał dystans względem starego przyjaciela. Po otrzymaniu zaproszenia, z początku detektyw nie zamierzał wcale pojawiać się na Wielkiej Detektywistycznej Grze. Potrzeba było godzin rozmów z Kareeną oraz namów; by wywracając oczyma i prychając mężczyzna przebrał się w kostium i przybył... węsząc podstęp. Choć trzeba przyznać, iż pokładając resztki nadziei w siły umysłowe Brightona; śledczy nie zakładał równie wielkiej intrygi - nie zakładał, że dziedzic postanowi wykorzystać prezent dla pary młodej jako próbę zjednoczenia starych kochanków. Wydawało się to tak niesmaczne, mało zabawne i abstrakcyjne, że nie przyszyłoby bruntowi do głowy. Dlatego siedząc i wpatrując się w Deonne - wciąż jeszcze starał się zrozumieć autentyczny cel całego owego cyrku. Poddawał się jednak zabawie, powoli i stopniowo. Gdzieś za ścianą ktoś wybuchnął śmiechem - najwyraźniej wszyscy zaczynali się dobrze bawić.
Mimo wszystko, alkoholu w butelce było bardzo mało i daleko EJ'owi do bycia emocjonalnym, gadatliwym czy wyluzowanym. Ale uśmiech na twarzy Korvena poszerzał się. Lekko, stopniowo zmieniając nieco ponure oblicze w rozjaśnione. Niezmiennie zamyślone. Odgłos klucza wybił go z rytmu, niemniej nie zaskoczył ani szczególnie nie przestraszył. Brytyjczyk zerknął w kierunku drzwi i zdał się na pisarkę. Rzuciwszy okiem na kartkę wzruszył ramionami. - A co z górą i dołem? - automatycznie rozejrzał się po podłodze i nacisnął obcasem na jeden z paneli. - Choć Jon bywa prostolinijny nie zdziwiłbym się, gdyby wrzucił klucz do Biblii albo... Nie, nie ma klucza. - podczas mówienia chodził po pomieszczeniu, zaglądał do książek, przesuwał figurki i raz po raz miarowo naciskał na drewniane panele pod stopami. Wreszcie, zerknął ku górze; gdzie na krześle Britton starała się dosięgnąć wysoko uwieszonej rzeźby nad biblioteczką. - Co robisz? - stanął obok i z nieco uniesioną brwią wpatrywał się w poczynania Dei.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Niestety, Dea nie miała świadomości, iż całe to wydarzenie było skonstruowane w jednym celu, Johnny nie dzielił się z pisarką swoimi planami, w zupełnie inny sposób postrzegał świat; i pewnym stopniu to było piękne - jednak z drugiej strony nie pojmował, jak jego poczynania mogą wpłynąć na innych uczestników tej „gry.” Jak może zareagować Kareena - gdy dowie się, że ten „prezent” ma na zadaniu raz na zawsze oddzielić ją od swojego wybranka; co poczuję Steven - kiedy zda sobie sprawę, że jest zaledwie malutkim problemem na drodze do pojednania zagubionych kochanków. Brighton wbrew pozorom (w końcu chciał jedynie wszystkich naprostować i uszczęśliwić) działał egoistycznie, wpychał się w sytuację, która w żaden sposób go nie dotyczyła. Nie zważał na innych, myślał tylko o tym jak poprowadzić swoje marionetki.
Eamon się nie dał.
Deonne zupełnie nie pomyślała o takim scenariuszu, niczym jak zahipnotyzowana pięła się po wypisanej przez arystokratę ścieżce - jak ufne ciele wplątała się w tą intrygę, zaślepła - a bystry umysł dziennikarki nie wyłapał znaczących czynników, nie umiała dostrzec, tego co od początku zauważał Korven. A może odrobinie akceptowała ten spisek? Może od momentu gdy jej stopa ustała na angielskiej ziemi narodził się w kobiecie podobny cel... Trudne zagadnięcie, ciężkie do zinterpretowania, przynajmniej nie teraz; nie od razu - jak przez cały pobyt próbowała sama siebie przekonać, że obecność na ślubie byłego kochanka jest jedynie oznaką troski oraz przyjacielskiej aury. Nie kochała go, nie pragnęła - nie myślała o nim przed snem i każdego ranka, nie wyobrażała sobie ich zjednoczenia, realizacji wspólnych marzeń, założenia rodziny i pieprzenia kochania się w każdym możliwym miejscu (i pozycji). Detektyw był przeszłością, bez żadnej szansy na przyszłość.
Mimo wszystko wciągnęła się w owocne poszukiwania, lubiła tego typu zabawy, a najbardziej ich wygrywanie oraz bycie wszędzie pierwszą. Zagadki, interpretacje i rozważania były jej konikiem - ale kto mógł bardziej wiedzieć o tym, niż jej dzisiejszy towarzysz. Z typowo-cwaną dla Britton miną rozglądała się po pomieszczeniu, wyglądała niczym mały zafascynowany chochlik. Niewiele czasu blondynce zajęło rozpracowanie danej łamigłówki - szybkim krokiem podeszła do krzesła przenosząc je w odpowiednie miejsce i przez pierwsze kilkanaście sekund siłowała się z własnym wzrostem. - Nie sądzisz chyba, że zaplanował nas tu uwięzić? - rzucone jakby od niechcenia, bez większej uwagi - bez skupiania się nad własnym pytaniem, jedynie jakby czuła iż, Korven potrzebował tej rozmowy.
Co robisz?
Głowa obróciła się w bok, by zaraz spojrzeć w dół. Milczała raz patrząc na mężczyznę, raz na okrągły stół tuż za jego plecami. Chwila rozmyślenia, by w ostateczności zeskoczyć z krzesełka. - Poczekaj. - zaszła go od tyłu; ewidentnie nie przemyślając swojego postępowania. Dopiero kiedy długie palce jak poparzone musnęły wyrzeźbione przedramię detektywa zdała sobie sprawę - co właściwie miało się zaraz wydarzyć, ale nie mogła zrezygnować - nie mogła się poddać; wtedy mógłby coś pojąć - doszedłby do jednego wniosku, który pisarka z całych sił próbowała przed nim ukryć. - Ukucnij. - niby tryb rozkazujący, lecz rzucony szeptem - z odrobiną sensualności; nie zaplanowała tego samo tak wyszło. Pachniał inaczej, niż wczorajszej nocy - ale znajomo; przestraszyła się, że ten zapach jest zaledwie dawnym wspomnieniem. Ostatecznie weszła na jego barki, a kiedy się uniósł z szybkością wyciągnęła pozłacany klucz spod maleńkiej rzeźby. - Mam! - po nachyleniu Korvena, zeskoczyła - z ekscytacją podbiegając do drzwi i wsuwając klucz w zamek. Przekręciła. - Jesteśmy uratowani! - zachowała się tak, jakby nic przed chwilą się nie wydarzyło - jakby wcale ich bliskość nie wpłynęła na nią - jakby niczego nie poczuła.
Na zewnątrz znajdował się mały hol, który powinien ich doprowadzić do schodów - a one wprost do kuchni. Gdzie rozpętywało się całe wydarzenie. Chwyciła za klamkę i już wiedziała. - Kurwa. - przed nimi kolejne zadanie.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Brighton traktował ich niczym skłóconych rodziców stojących na rozwodowej mecie. Desperacko starał się poskładać swoją rodzinę w całość. Niczym zrozpaczone dziecko odnajdywał kolejne sposoby na sklejenie tego, co niegdyś dawało niezwykle czarującą całość. Być może myślał, iż po dokonaniu niemożliwego zdarzy się cud i jakimś sposobem naprawi również własne życie? Chociaż niewiele było do naprawiania - istniały dwie metody dojścia do siebie i żadna nie wydawała się dla Jonathana szczególnie kusząca. Z jednej strony mógł znaleźć sobie jakieś zajęcie, zacząć pracować na siebie. Z drugiej, mógł wrócić do ojca i płaszczyć się i obiecywać dopóki Senior nie skinąłby głową. Nowe małżeństwo zostałoby zaaranżowane, kończąc tę serię niefortunnych zdarzeń. Ale nie - Jon wolał iść własną drogą. Drogą prowadzącą w dół. Pragnął mieć ciasto, zjeść ciasto i upiec ciastko dwójce przyjaciół... aby pochłonąć je samemu, ponieważ durne podchody mężczyzny nie służyły absolutnie nikomu. Nie w tym momencie.
Nie, kiedy siedziała mu na ramionach a dłonie detektywa luźno podtrzymywały dziewczynę w udach. Brunet nerwowo zwilżył wargi i wydał z siebie ciche cmoknięcie. Z każdą upływającą chwilą coraz mniej podobała mu się ta sytuacja. A raczej coraz bardziej przypadała mu do gustu a owa świadomość sprawiała; iż czuł się nieswojo. Ostatecznie byli sami. Obok nich stało biurko. Sukienka którą Dea dostała nie zakrywała zbyt wiele i oferowała łatwy dostęp do... - Mam. - myśli śledczego na powrót zwróciły się ku teraźniejszości. Jak dobrze, że blondynka nie potrafiła w nich czytać. Prędko pomógł jej w zejściu na ziemię, z ulgą przyjmując otwarcie wrót. Miał cichą nadzieję, iż za moment trafią na kogoś nowego. Niesamowicie potrzebował zobaczyć narzeczoną. Obawiał się co się stanie, o czym pomyśli jeżeli tego nie zrobi.
Rozważając powyższe, nie zwrócił większej uwagi na to jak z głębokim westchnieniem rusza za pisarką; idzie za nią niczym pies obronny dopóki... - Kurwa. - Co? - jak gdyby niedowierzając lekko przepchnął się na przód i sam pociągnął za klamkę. Ciemne oczy odnalazły buzię Britton. - Kurwa... - znowu pociągnął za klamkę. - Cóż...Panno Smith... A może Pani? Bez znaczenia. - nie wiedzieć czemu przymrużył ślepia. Jakby miało to jednak znaczenie. - Wydaje nam się, że musimy poszukać kolejnego klucza. Przemyśleć kolejne kroki. Ruszyć głową. Albo... - z uśmiechem podszedł do stojącego obok stolika. Z początku wyglądało to tak, jakby Eamon miał zamiar przejrzeć się w wiszącym nad peoniami lustrze. Jego dłonie były w ruchu. Delikatnie złapały na boki donicy i z należytym szacunkiem przesunęły ciężar na bok. Tam, niczym perła w muszli mienił się sporej wielkości klucz. - Czy będzie to oszustwo...? - tym razem zza drzwi wydobył się kolejny krzyk; tym razem prawdziwy - należący do Stevena. Po krzyku dało się usłyszeć niewyraźny, kobiecy głos; chyba tłumaczący coś facetowi brzmiącemu na zirytowanego. Później do uszu eks-kochanków doszedł odgłos oddalających się kroków. - Nieważne... Bawi Cię to, Dea? Mnie to przestaje bawić. Nie lubię takich gierek. - złapawszy za klucz uniwersalny; którego nie-takie-sekretne położenie poznał mając trzynaście lat wcisnął go; ale... w drugie drzwi.
Hol bowiem tworzyła przestrzeń w kształcie prostokąta. W centralnej jej części znajdowały się drzwi do gabinetu. Na wprost wyjścia stała komoda z peoniami. Po lewej i prawej umiejscowiono po parze drzwi. Śledczy wraz z Deonne zgodnie ze scenariuszem mieli udać się na lewo... Ale zamiast tego, korzystając z okazji by zepsuć cokolwiek Jonny sobie wymyślił - Korven ruszył w prawo. - Chodź. Przejdziemy naokoło. Albo w ogóle tam nie idźmy. Jon zakłada zapewne, że namówisz mnie; aby grać zgodnie z zasadami. Nie bądź taka... - przekręciwszy łepetynę na bok uniósł prawą brew. Zamek w drzwiach po prawej odchrząknął i puścił. Przez nimi otworzyły się wrota do następnego korytarza. Tym razem znacznie jaśniejszego i otwartego od drugiej strony. Balustrada pozwalała im na zerknięcie na dół i dostrzeżenie co dzieje się w głównym holu; gdzie gra się zaczęła.
- Droga hrabino, nie wiem... O Boże, naprawdę to robimy? - dwie sylwetki poruszały się na dole. Jedna - ubrana w strój lokaja, druga - w koronkową sukienkę. - Jesteśmy drużyną, Steven. Myślę, że jeżeli mamy wygrać powinniśmy się wczuć. - Reena wydawała się nieporuszona całą sytuacją. - Czyli Maeve nie żyje. Druga para nie ma pojęcia co się dzieje, a trzecia... Gdzie właściwie jest Dea...? - w tonie weterynarza dało się wyczuć cień niepokoju. Zapewne głównie chodziło o towarzystwo ukochanej o którym wolał nawet nie wspominać. Zrobiła to za niego Tyren. - Deonne i Eamon na pewno świetnie sobie radzą. To śledczy i kobieta, która opisywała żywot seryjnego mordercy! Pewnie są dwa kroki przed nami. MY powinniśmy się skupić... Hej...HEJ. - oczy Stevena automatycznie powiodły do koła a Korven w zupełnie naturalnym odruchu przepchnął Deonne na ścianę poza balustradą i przycisnął ją do ściany. Nie wiadomo czy chodziło o fakt, iż wewnętrznie wciąż czuł ducha rywalizacji i mimo wszystko zamierzał rozwiązać zagadkę dworu jako pierwszy czy... Nie miał chęci, by to sam na sam z niedoszłą zostało zrujnowane. Kto go tam wie...

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Aktualną sytuację w której obydwoje się znaleźli, można było porównywać do filmu z Lindsay Lohan „Parents trap”; chyba mieli szczęście, że Jotanhan'ów nie było dwóch - żadne z nich nie było świadome nadchodzącej katastrofy, ponieważ nie wpadłoby im nawet do głowy podobny scenariusz. Brighton działał po omacku - uporczywie próbował wepchnąć ich w swoje ramiona, zagoić rozdzierającą ranę. Niezależnie jak bardzo się starał, niestety nie mógł przewidzieć jak to wszystko może wpłynąć na całą czwórkę; albowiem w ten spisek nie byli wplątani jedynie Eamon i Dea - gdyby wielki plan arystokraty rzeczywiście się ziścił - główny wybuch zostałby skierowany na dwójkę, niczemu winnych aktualnych ukochanych. Nikt by tego nie chciał, Britton przyjeżdżając na wesele dawnego kochanka w stu procentach odrzucała od siebie myśl zranienia Bradforda - właściwie przybyła tu by udowodnić mu, że jej miłość do Korvena zupełnie zgasła. Ruszyli na przód, zamknęli ten rozdział - i choć mogło się wydawać, że miniony rok to nieduży czas by móc zapomnieć - odkochać się; to jednak usiłowali sprawić by stało się to prawdą.
Wyobrażenie uwięzienia w tym samym pokoju z osobą, która nadal stanowiła największy wpływ na pisarkę sprawiał, że czuła się nieswojo - błękitne spojrzenie przesunęło się najpierw po zatrzaśniętych w kolorze marmuru drzwiach, by następnie po chwili zwrócić się ku detektywowi. Westchnęła ciężko, z ewidentną rezygnacją w tym odgłosie. - Stawiałam bardziej, że to będzie zabawa dla nas wszystkich, razem... - rzecz jasna miała na myśli wszystkich zebranych, ale nie tylko ich dwoje - zaledwie w swoim towarzystwie, w miejscu które kojarzyło się z czymś intensywnym; biblioteka, księgarnia - czy inne bliskoznaczne słowa - rozpalały im umysły. Dziedzic doskonale wiedział co robi.
W milczeniu obserwowała, opierając plecami o jedną ze ścian, znalezienie kluczyka w tak szybkim czasie wydawało się za proste, to niemożliwe by Johnny o nim zapomniał - tym razem to Britton coś nie grało; jakby czuła, że ta sytuacja jest powiązana z czymś więcej, wbrew pierwszemu wrażeniu w jakim Brighton się prezentował nie był głupi - potrafił namieszać, a także zmanipulować. Niezależnie czy była to runda druga; czy ukazanie przez niego naiwności pary - kryło się za tym o wiele więcej niż mogli przewidzieć - głównie z tego powodu dziennikarka nie zatrzymała bruneta; pozwoliła mu zniweczyć zasady - choć w tym akurat był dobry, wręcz doskonały - w łamaniu reguł.
- Okay, ale jak nie wyjdzie, zrzucamy to na Ciebie. - mruknęła łapiąc za klamkę, zaraz po przekręceniu klucza - może kiedyś, a nawet jeszcze nie tak dawno - nie odpuściłaby gdyby nie kierowali się wedle ustalonej koncepcji. Teraz było łatwiej przekraczać dozwolone granice w grze, niż sobie samym - albowiem naprawdę nie chciała się kłócić (według niej wykłócili się chyba do końca życia); z drugiej strony, po łepetynie Dei chodził ten sam pomysł (nawet nie mieli pojęcia jacy byli do siebie podobni); by znaleźć się w towarzystwie kogoś innego, bądź kogoś jeszcze - bo tylko wtedy, nie stanie się nic - czego każde z nich nie potrafiłoby skontrolować.
Z powodu własnych rozmyślań nie spostrzegła wrogów; odepchnięta i przyciśnięta przez pierwsze sekundy próbowała wyostrzyć swoje zmysły. Ręka Dei jakby automatycznie, bez większego zastanowienie znalazła się na plecach mężczyzny, trochę jakby dociskała jego ciało do swego jeszcze mocniej, bardziej - oddech przyspieszył, a spojrzenie zatrzymały się na oczach Eamona. Twarz została oblana rumieńcem, ale nie z nieśmiałości, a raczej podniecenia, którego niestety nie potrafiła w tej chwili ukryć - czerwone paznokcie wbiły się w ciemno-granatową marynarkę, oczy intensywnie spoglądały w jego...
Nieznajomi przeszli wzdłuż korytarza; znikając za rogiem.
Znowu zostali sami.
Nie odsunęła ani go, ani siebie. Trochę jak w transie, trochę jakby całkiem świadomie przedłużała tą chwilę, może on też to zrobi; zmniejszyła uścisk - a ręka przemknęła się w górę - wzdłuż kręgosłupa. Dopiero teraz, po całym roku niczego zdała sobie sprawę jak bardzo tęskniła za tą bliskością, tylko jego - jak ciało i umysł obsesyjnie domagało się dotyku - jak oczy błagały by jej tego nie odbierał. Długie palce wkradły się pod marynarkę i choć nie dotykały jeszcze nagiej skóry - wygięła łabędzią szyję w bok ułatwiając mu do niej dostęp.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Aktualnie opinia o byłym przyjacielu sięgała niemalże dna, niemniej nawet w obliczu równie drastycznego upadku Eamon nie podejrzewał Jonathana o jakieś specjalne intrygi. Naprawdę uznawał tę grę za jeden z jego durnych, pseudo-zabawnych pomysłów. Nie doszukiwał się w nim żadnych podtekstów, pomimo faktu; iż znaleźli się z Deonne w jednym zespole a ich partnerzy paradowali po posiadłości we dwójkę. Taka zamiana par wcale nie zapalała mu żadnego światełka ostrzegawczego. Miał jednak o Brightonie zbyt dobre zdanie. Jon jednak dotarł do samego dna. Paradując po willi z piątym drinkiem w ręku, zataczając się lekko i wywracając oczyma za każdym razem; gdy potknął się o krawędź dywanu głęboko rozmyślał czy wszystko poszło zgodnie z planem. Czy Korven rzeczywiście zdecydował się sabotować grę i nie iść zgodnie ze scenariuszem; czy dobrodusza blondynka przekonała go, by mimo wszystko nie schodzili z wyznaczonej trasy (oby nie!)? Zgodnie z wyższą matematyką, która ciskała mu w głowie losowymi liczbami - parka powinna być naprzeciwko sypialni gościnnej. Poliki Jonny'ego rumieniły się na myśl o niespodziance jaka ich tam czekała.
Rumieniła się również Dea, co nie umknęło uwadze ciemnych ślepi. Jej puls przyśpieszył - jego spowolnił. Wpatrując się w dziewczynę, mężczyzna zaczął oddychać nieco głębiej; wydobywając z gardła obłoki gorącego oddechu atakującego odsłoniętą szyję. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że cała ta sytuacja nie doprowadzała go do pasji. Miał tak wiele złych, niecnych, paskudnych myśli w głowie. Chęć agresywnego obrócenia Britton tyłem do siebie, przyciśnięcia jej do ściany znacznie mocniej i wsunięcia rąk po kusą sukienkę przez moment wydawała się wygrywać. Dolna warga detektywa zaczęła delikatnie drżeć.
Znajomy śmiech rozniósł się po głównych holu skutecznie wybijając go z tego transu. Zatrzepotał powiekami, westchnął i stanowczo; acz powoli odsunął się od niedoszłej.
- Poszli. Nie chcę psuć im zabawy. - odchrząknąwszy rozejrzał się dookoła. Rzadko bywał w tej części posiadłości. Nie wolno im było wchodzić na drugie, nieduże pięterko zapewniające rodzinie pełnie prywatności. Po prawdzie, nie wiedział również co czai się za drzwiami za ich plecami. - Co teraz? Może powinniśmy zawrócić... - czuł się nieswojo i... paskudnie. Z samym sobą. Musiał jak najszybciej z tym skończyć i znaleźć się z dala od Dei.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
W pierwszym odruchu poczuła... rozczarowanie. Sobą, nim - tym, że to się nie wydarzyło. Tym, że tego nie zrobił... ale co czułaby, gdy to się stało? Jakby ich usta, ciała - oddechy splotły się ze sobą na nowo. Gdyby poddali się pasji, namiętności - uczucia, które nie potrafiło zgasnąć. W tej jednej chwili chciała tego najbardziej, najmocniej - kilka sekund odpływały od jakichkolwiek konsekwencji. To właśnie z nią robił, przy nim była zdolna do wszystkiego. Nie rozumiała, skąd te emocje - skąd narosło w niej obsesyjnie pragnienie posiadania detektywa; miała go przez tyle lat spełniała z nim swe najskrytsze fantazje, dlatego wydawać się mogło, że to wszystko za nimi; a jednak nie oparła się, nie umiała - gdyby tylko przekroczyli granicę nic by jej nie powtrzymało.
Dlatego gdy się odsuwał, powędrowała za nim - przez krótki moment, wbrew brunetowi podtrzymywała tą bliskość - obie ręce upadły wzdłuż ciała pisarki, kiedy odszedł dalej, a ona pozostała przy ścianie. Z przerażeniem obserwowała mężczyznę, być może z obawy o [słowny] atak - albo o bardzo dużą możliwość niechcianych gapiów - odepchnęła się od ściany sama rozglądając wokół. Serce pisarki prawie stanęło, na samą myśl, że w oddali mógłby znajdować się Steven - z rozżaleniem wpatrujący w tą scenerię... a Kareena, zdrowo zakochana (było to bardzo widać) - w przyszłym mężu, obserwująca jak właśnie on - napiera na swoją niedoszłą - jakby to było nieuniknione, jakby wszyscy wiedzieli, że to się w końcu stanie.
Poczucie rozczarowania wciąż w niej trwało, ale pogłębiło się dwukrotnie zaraz po słowach Korvena, automatycznie obróciła łepetynę w jego stronę okay, czyli mamy udawać, że nic się nie wydarzało. Może nie planowała, aby rozmawiali o tym całą noc, ale chyba mogli przyznać, że obydwoje tego chcieli. - Może dajmy im wygrać? - po rzuceniu pytania, spojrzenie dziennikarki zaplątało się w kierunku drzwi, tym razem to Dea powolnie konstruowała plan - aby za nie, od niego uciec. - Sam słyszałeś, uważają nas za dobrych. Może to by ich uszczęśliwiło? - takie zadośćuczynienie, za to co mogło stać się przed chwilą - że praktycznie przekroczyli granicę, niby do niczego nie doszło, ale to co się w nich wtedy kumulowało było stuprocentową odpowiedzią - przynajmniej według blondynki. - Co o tym sądzisz? - błękit rzucił się z rywalizacją na brąz. Eamon posiadał równego przeciwnika, Deonne jak mało kto potrafiła skrywać swoje własne emocje, halo! Przyjechała na ślub swojego ukochanego z partnerem i nadal nie popadła w histerię. Doskonale umiał trzymać swe nerwy na wodzy, dopóki sam Korven nie znajdował się w pobliżu.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Mogli przyznać??? Mogli przyznać?! Deonne chyba postradała zmysły. Gdyby Korven przyznał się do myśli, które chodziły mu po głowie i nie marginalizował ich z oślim uporem, musiałby zerwać zaręczyny. Nie potrafiłby patrzeć partnerce w oczy akceptując pragnienia swojego ciała oraz jego głupie, bezmyślne odruchy. Czyż nie to właśnie pozostawało gwoździem do trumny jego związku z pisarką? Niewygasająca pasja za którą nie umiały nadążyć żadne inne emocje. Miłość, zrozumienie, empatia, przyjaźń. Wszystko schodziło na drugi bądź nawet trzeci plan; gdy w grę wchodziła namiętność pomiędzy tą dwójką. - Dać im wygrać? - coś w śledczym absolutnie nie zgadzało się z ową propozycją. Duch rywalizacji w bruncie nie zgadzał się na odpuszczenie. Z drugiej strony... niewyobrażalne zmęczenie panującym wokół cyrkiem zdawał się silniejszy od stanowczości. - Durny pomysł. Zorientują się. Jestem zbyt dobry. - wypowiadał te słowa z poważną miną, absolutnie pewien swoich umiejętności. Wpatrywał się w Britton człowiek po przejściach, detektyw; który rozwiązał dziesiątki dzikich spraw. Nie był równocześnie człowiekiem przesadnie dumnym lub butnym. - Nieważne... - aby zająć czymś ręce oraz plątające się po umyśle obrazy podczas rozmowy z kobietą w zupełnie zmechanizowanym odruchu złapał za gałki od drzwi. Pociągnąwszy dwuskrzydłowce w swoim kierunku rozwiązał następną zagadkę - co znajdowało się za tymi tajemniczymi wrotami?
Nic ciekawego. A jednak naturalne zainteresowanie nowym pociągnęło Eamona w głąb pokoju gościnnego. Ostatecznie, znał niemalże każdy zakamarek posiadłości Brightonów. Często bywał tu jako dziecko, nastolatek, student... Perspektywa wypełnienia drobnych luk napawała zaintrygowaniem. Zostawił otwarte, wszedł do środka i rozejrzał się. Sypialnię udekorowano w czerwienie oraz kremowy, subtelny odcień beżowego. Z całą pewnością w panującej tu estetyce palce maczała matka Jonathana i Maeve - niebywale zafascynowana antykiem. Na półce rzędem ustawione były pozycje książkowe głównie orbitujące tematycznie wokół klasyków oraz filozofów o nieśmiertelnej myśli. Na wiszących pod ścianami półkach ustawiono białe, gliniane figurki przedstawiające bożków. Na przeciwległej ścianie znajdował się wielki obraz przedstawiający replikę Narodzin Wenus (twarz Wenus sprawiała wrażenie dziwnie znajomej, lecz EJ wolał nie dopatrywać się w niej emerytowanej już Pani Domu). Po środku ustawiono wielkie łoże z karminową pościelą. - Nigdy wcześniej mnie tutaj nie było... - rzucił przesuwając palcem po krągłościach jednego z posążków, wreszcie obracając się w stronę Dei; kiedy drzwi się za nią zamknęły. Jak gdyby potrzebował wytłumaczenia, czemu paraduje po willi samopas.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
ODPOWIEDZ