lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
To było bardziej niż pewne... Naomi to wiedziała - Gabrielle Glass nie pasowała do zespołu. To niedojrzała, infantylna gówniara, która dostała robotę po znajomości. Pracę, która należała się jej. Naomi ciężko pracowała, nie bała się zapieprzania od świtu do noc, była silną, ambitną kobietą, ale pełną również bardzo negatywnych emocji, nieprzepracowanych traum. Przez ostatnią dobę nie dawała Gabi praktycznie chwili wytchnienia, marzyła o tym, by gówniara sama odeszła. Zasypywała ją toną mało istotnych spraw, wytykała błędy na każdym kroku i co chwila powtarzała nastolatce, że nie nadaje się do tej roboty, co tylko sprawiło, ze Gabi nie wytrzymała tego napięcia, tych negatywnych wibracji i w którymś momencie dnia zwyczajnie poszła się wypłakać do pokoju, żeby stanąć twarzą w twarz z tym pieprzonym dorosłym życiem. Z Aresem miała się zobaczyć dopiero późnym popołudniem, nawet bliżej wieczora, bo przecież miał klienta na tatuażu. Nie zawracała mu głowy problemami z Naomi, ani Naomi nie żaliła się szefowi na beznadzieję nowej menadżerki, bo faktycznie dawała Gabi takie zajęcia, z którymi ta nie miała prawa poradzić sobie dobrze. Wszystko po to, by pokazać Aresowi jak duży błąd popełnił zatrudniając nastolatkę.
Mściwa, ruda suka - ot co. Jeszcze nim Naomi ruszyła na spotkanie z szefem rzuciła Gabi zdanie, które zajmie jej przynajmniej godzinę, ustawiła też w swoim telefonie by ten automatycznie wysłał sms do nastolatki w odpowiednim momencie, że ma przyjść do gabinetu. Sama przed spotkaniem poprawiła na ustach czerwoną szminkę, przeczesała palcami włosy i stukając obcasami weszła do biura Aresa. Już od progu emanowała pewnością siebie, wyniosłością i uśmiechała się w bardzo śliski sposób.
- Mówiłam ci, że młoda się nie nadaje. Musiałam za nią przyjmować dziś cztery dostawy. Oprócz tego przyjęła z pralni niedoprane ręczniki i pościele, nie zrobiła przelewu za owoce morza i dostawca odmówił doręczenia towaru. Wymieniać dalej?- wsparła ręce na krągłych biodrach i patrzyła na Aresa wyzywająco.
Nie czekała na jego odpowiedź, kontynuowała z zadowoleniem.
- Mówiłam, że to ja lepiej się nadaje na to stanowisko, bo wiem czego oczekujesz, wiem czego potrzebujesz i co lubisz...- podeszła do mężczyzny siedzącego za biurkiem i przebiegła palcami po jego ramionach, stając za nim. Ułożyła dłonie na tych szerokich barkach i lekko zaczęła je ugniatać.
- Myśli, że ona jest w stanie dać ci to samo co ja... Te nadgodziny spędzone pod twoim biurkiem, na biurku, na tamtej sofie...Ona pewnie nawet nie potrafi dobrze zrobić loda... - zaśmiała się wrednie wprost do męskiego ucha i przesunęła po nim językiem zaczepnie. Naomi się nie ogranicza, ona wie czego pragną faceci i bez zastanowienia spełnia każdą, nawet najbardziej chorą zachciankę.

Ares Kennedy
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Za dużo jej powiedział i zbytnio się otworzył. Zawsze wpajano mu, że trzeba swoje pragnienia i lęki trzymać w sobie, nie mówić o nich, bo ludzie to mogli później wykorzystać. Świadomie, czy nieświadomie. Miał chwile słabości, atmosfera sprzyjała wyznaniom, kolejne zbliżenie się do Gabi również. Było dobrze i niedobrze jednocześnie, naprawdę musieli o tym w końcu pogadać, żeby po raz kolejny uniknąć niedomówień.
Dzisiaj był ten sądny dzień.
Ares wczorajszy wieczór spędził na siłowni, z resztą tak jak jej napisał. Grzecznie zrobił trening, wrócił do domu i zrobił jeszcze kilka basenów, wypił białko i położył się spać. Zero alkoholu, zero narkotyków i kurw. Ostatni żył w takiej czystości, ale to też dla zdrowotności. Ostatnio nie podobały mu się jego wyniki na wadze, musiał trochę ograniczyć pewne rzeczy i też w jakiś dziwny sposób myślał, że może to poprawić jego relacje z Gabi. Pokaże jej przez chwilę, że już tak nie ćpa i nie robi orgii na chacie, a później co? Wróci do porządku dziennego, jak już wszystko sobie z nią wyjaśni? Pewnie tak. Na razie trzymał się jakoś, chociaż coraz ciężej. Miał cholera wrażenie, że mu zaraz jaja wybuchnął, naprawdę to nie było dla niego normalne. Jak Gabi tego nie doceni o on jej chyba jebnie, zamknie ją w piwnicy i będzie tam trzymał za karę i robił co chciał...
Na razie to musiał zrobić ten cholerny tatuaż. Umówił się z klientem z samego rana, bo później jeszcze musiał pojechać do hotelu ogarnąć kilka spraw i ogadać z nastolatką. Dlatego narzucił dość szybkie tempo i nie obchodziło go, że facet schodził mu na fotelu z bólu. Wziął jeszcze specjalne igły, którymi będzie mu się szybciej pracowało, a które były cholernie nieprzyjemne. Siedział nad tą dziarą do osiemnastej. Napisał Gabi, że trochę dłużej mu się zeszło i widzą się w hotelu, do którego szybko pojechał.
Wpadł do biura, żeby najpierw ogarnąć sprawy przy komputerze, nie zwracając uwagi na mijanych przez siebie ludzi. Jak zwykle niedoczas. Takie dni jak ten były dla niego zarówno frustrujące, jak i przyjemne. Ares w końcu był skończonym masochistą, a dodatkowo lubił później wyładowywać to napięcie. No właśnie, tylko, że ono rosło i rosło, w każdej postaci. Był kipiącym wulkanem i zastanawiał się, czy w ogóle dojdzie do jego rozmowy z gówniarą. To nie był dobry humor na takie rzeczy, szczególnie, że znalazł jakieś błędy, które musiał właśnie skorygować. Do biura wpadła mu jeszcze Naomi, która na początku zignorował, wlepiając wzrok w monitor.
- Mhm... Nie, nie musisz. Widzę. - Wiedział, że będzie popełniała błędy, to było normalne. Zgadywał, że koleżanka pracy nie była dla niej zbyt łagodna i też pewnie rzucała pod nogi świnie. Dalej nie uniósł na nią swojego wzroku, klikając w komputerze.
- Nie zaczynaj tego tematu, jestem dzisiaj wystarczająco wkurwiony. - Niewyładowane emocje zaczynały się w nim wzbierać i wzbierać.... i kolejne rzeczy i kolejne. - Jest nowa i młoda, musi się jeszcze dużo nauczyć, ale będzie dobra Naomi. - Dopiero wypowiadając jej imię spojrzał na jej twarz. Zawsze biła od niej pewnego rodzaju pewność siebie, którą Ares uwielbiał. To była rasowa toksyczna suka, bezwględna silna kobieta, a on miał do takich zawsze słabość. Westchnął, gdy za nim stanęła i przymknął oczy pod dotykiem dłoni. Zaczęła budzić jego wspomnienia, ciało rozluźniło się, a podniecenie wzmogło. Miała rację. Była od niej bardziej doświadczona i zawodowo i w łóżku, temu nie mógł zaprzeczyć.
- Nie sypiam z nią. - Mimo, że wszyscy widzieli ich razem, Ares nie chciał, by wiedzieli o ich wcześniejszych relacjach. Nie chciał, by mówili, że odstała stanowisko przez łóżko, dlatego zaprzeczał temu na każdym kroku.
- Czego chcesz? Po co przyszłaś? Nie mam za dużo czasu. - Domyślał się po co przylazła, nie był głupi, a ona za kadym razem kiedy przychodziła do niego po bzykanie, zaczynała o nim mówić. Dobrze ją znał, ale tym razem nie mógł tego zrobić... Nie przed rozmową z Gabi.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Post zawiera treści dla osób 18+
Chwileczkę... Czy on jej przyznał rację? Spodziewała się trochę innego obrotu sprawy, że zacznie tą małą bronić, że każe jej zwyczajnie wyjść i zostawić temat w spokoju, a on przyznał jej rację. Powinna to zapisać białą kredą w środku osmalonego komina, bo to nie zdarzało się często.
- Lubię kiedy jesteś wkurwiony... - zaśmiała się tak zimno, że szyby w oknie zadrżały. Naomi lubiła postawić na swoim, a to, że czegoś nie mogła mieć wkurzało niemiłosiernie. Nie mogła przeżyć, że coś co jej się należało dostała inna.
- Inaczej... Lubię, kiedy swoją złość wyładowujesz na mnie.- dodała ściszonym głosem, nie zaprzestając lekkiego masażu ramion mężczyzny. Dla niej uczucia nie miały znaczenia, miała partnera ale nie przeszkadzało jej to w sypianiu z innymi. Czasami nawet robiła to, z co ciekawszymi gośćmi. Niektórzy całkiem dobrze płacili, a buty od Louboutin nie są tanie.
Wbiła długie, czerwone szpony w jego ramiona, mocno, bezlitośnie wręcz i przygryzła płatek jego ucha. Zaśmiała się w prosto w nie, na wzmiankę, że nie sypia z Gabi. Myślał, że była głupia? Ona widziała tą chemię między nimi, zawsze była bystra i dostrzegała, to co dla oczu innych mało widoczne.
Spoiler
- Kogo ty chcesz okłamać... Wiem, że lubisz takie słodkie dziewczynki, ale to z kobietami takimi jak ja bawisz się najlepiej.- bez żadnego skrępowania z ramion przesunęła szponami na tors i cicho mruknęła w jego ucho, nad którym cały czas się pastwiła.
- Przyszłam złożyć raport na beznadzieją pracę gówniary i zrzucić z twoich barków to całe napięcie, widzę jaki chodzisz struty, ale ja wiem czego ci trzeba... Moich ust na twoim kutasie, chcesz je poczuć? Chcesz, żebym padła teraz na kolana i zajęła się tobą tak jak zawsze, powiedz to...
Paznokcie kobiety boleśnie sunęły bo jego torsie, aż jedna z dłoni znalazła się na jego szyi. Bez skrępowania zmusiła mężczyznę by odchylił głowę do tyłu i na nią spojrzał.
- Powiedz w tej chwili, co chcesz, żebym z tobą zrobiła. Jasno i wyraźnie. MÓW.- oczy Naomi świdrowały te Aresowe tak dogłębnie, że już bardziej się nie dało. Doskonale znała jego upodobania i się z tym nie kryła.
Ares Kennedy
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
18+
Spoiler
Oczywiście, że lubiła go wkurwionego i oczywiście, że lubiła, jak wtedy ją bzykał. Ares był wtedy najlepszy, bezlitosny i dokładnie taki, jak ta suka lubiła. Takie laski nie potrzebowały gry wstępnej, nie potrzebowały żadnych kolacyjek i starań. One chciały być po prostu dobrze wyruchane. Nie wstydziły się swoich potrzeb, jasno i klarownie je przedstawiały, często będąc gorszymi demonami od mężczyzn. Nie. Jego pracownica nie była od niego lepsza, Ares jeszcze nigdy nie znalazł niego równo sobie, ale była dobra. Dlatego dużo kosztowała go ta powściągliwość i milczenie. Nic nie powiedział. Syknął jedynie w odpowiedzi, gdy wbiła w niego paznokcie. Kurwa tak... Znała jego słabe strony i je wykorzystywała, o tym właśnie myślał wcześniej. Przygryzienie w ucho znalazło szybka reakcję, napiął się, a rozporek powoli wypełniał coraz większym zgrubieniem. Był cholernie wrażliwy a jakikolwiek dotyk, a co dopiero na taki, który jarał go najbardziej.
- Nie... bzykam... jej. - Powtórzył przez zaciśnięte zęby. Wyprowadzała go równowagi, a jednocześnie jej szpony, sunące boleśnie po jego torsie były jak paliwo do tej machiny śmierci. Ares dychał ciężko, ostatkiem sił powstrzymując swoje rządze.
- Przestań! - Syknął, lecz na nic jego obrona, która była tak cholernie słaba i wystarczyło, że zacisnęła na jego szyi palce i odchyliła mu łeb, a przepadł. Oczy zaszły mgłą, płonęły z pożądania. Potrzebował tego, kurwa... jak on tego potrzebował.
- Żebyś udławiła się moim kutasem suko. - W tym momencie sięgnął do jej włosów, które złapał i szarpnął za nie w tył, tak mocno, że z impetem wpadła na szafkę za nimi. Ares wstał, poprawił koszule i podszedł do dziewczyny, chwytając ją za twarz boleśnie. Wbijał palce w jej szczękę i policzek, sprowadzając jej ciało w dół i zmusił, by przed nim klęknęła. Patrzył jej w oczy z dzikością w swoich, płonęły. Stracił rozum, wyłączył myśleniem w głowie miał już tylko jedno. Rozpiął wolną ręka guzik i rozporek, wyciągając nabrzmiałego kutasa ze spodni. Wpakował go jej do buzi i wplątał dłonie w jej włosy. Zaczął pieprzyć ją bez litości i chuj go obchodziło, czy się dusi, czy nie. Warczał dziko, pierwotnie, jakby nie był człowiekiem, wciskając głowę recepcjonistki silnymi ruchami i odsuwał i znów - po same jaja. Pieprzył ją w gardło silnie, odchylając głowę w tył. Głowa pękała od myśli, od kolorów, od dźwięków. Szumiało mu we łbie jakby się topił, jakby stał za startującym samolotem. Pożądanie było silnie jak nigdy dotąd, tak szybo puchł i pulsował, tak niewiele mu wystarczyło....Za długo to w sobie nosił, za długo, za długo... Dlatego teraz wyżywał się przy pierwszej lepszej okazji mechanicznie, bez jakichkolwiek emocji. Naomi była teraz jedynie jego narzędziem, zabawką którą użył sobie, by ulżyć pragnieniom, tak cholernie już silnym, że nie potrafił ich pohamować. Obijał jej się jajami o brodę, które wręcz boleśnie drgały. Nie potrzebował dużo czasu, był już tak blisko końca, jeszcze tylko troszkę, już prawie... mocniej zacisnął palce na głowie kochanki, nie pozwalając jej ani na chwilę złapać oddechu.
Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Post zawiera wulgaryzmy.
Plan Naomi został wcielony w życie. Kobieta spodziewała się, że trochę dłużej będzie musiała urabiać Aresa, ale trochę się przeliczyła, widocznie faktycznie z gówniarą nie sypiał, skoro był tak napalony, że wystarczyło kilka minut, by pękł, by się poddał, by nie musiała go błagać o to czego od niego chciała. Jeszcze nim padła na kolana, udało jej się wysłać wiadomość do Gabi, że ma natychmiast przyjść do gabinetu, bo trzeba gasić pożar. Nie dosłowny, ale taki typowo firmowy.
Gabi i tak już szła do gabinetu, bo przecież była umówiona z Aresem. Mimo ciężkiego dnia miała bardzo dobry humor, zwłaszcza po tym co działo się wczoraj. Tak bardzo się przed sobą otworzyli, tyle rozmawiali, tak miło spędzili czas, byli tak bardzo blisko, że niemal czuć było tę wstążkę łączącą ich osoby. Przypuszczała, że skoro Ares spędził cały dzień na tatuowaniu, to nawet nie miał czasu zjeść czegoś porządnego i praktycznie zaraz po pracy w studiu pędził na łeb na szyję do hotelu, żeby ogarniać ważne sprawy, a co najważniejsze, sprawdzić jak Gabi sobie radzi.
Dlatego z czystej troski odwiedziła wcześniej kuchnię i poprosiła o przygotowanie czegoś do jedzenia dla niego. Zrobiła mu kawę, a dla siebie zgarnęła kawałek ciasta z owocami. Biegłaby do tego gabinetu w podskokach gdyby nie niosła tacy z jedzeniem i kawą, musiała trzymać się w ryzach, żeby po drodze niczego nie wylać, albo nie zalać obiadu dla Aresa kawą, bo przecież to byłoby nie do zjedzenia. Wsiadła do windy na parterze, była zdziwiona, że Naomi nie ma na recepcji, była tylko Amber, która rozmawiała właśnie przez telefon i rezerwowała salę bankietową na jakąś konferencję lekarzy. Gabi się do niej promiennie uśmiechnęła, ale dziewczyna wydawała się jej nie widzieć. Może gdyby ją dostrzegła, to uchroniłaby nastolatkę przed kolejną traumą... Tak, Amber wiedziała, co Naomi kombinuje, ta ruda małpa się jej z wszystkiego zwierzała, choć wcale się nie przyjaźniły. Pech... Zwyczajny pech.
Nastolatka wjechała na piętro, gdzie znajdował się gabinet i z uśmiechem na twarzy weszła przez niedomknięte drzwi.
- Dobry wieczór, przyniosłam ci ko....- urwała w pół zdania. Pierwsze do jej uszu dobiegły dziwne dźwięki, potem do nosa dopadł specyficzny zapach, a dopiero na sam koniec oczy zadziałały i zarejestrowały obraz.
Spoiler
Klęcząca Naomi, Ares najzwyczajniej w świecie pieprzący bez wytchnienia jej ponętne, czerwone usta, tak jakby wypinał jej tyłek i ładował kutasa w cipkę. Było mu dobrze, widziała to na jego twarzy, z której wzrok przeniosła na Naomi, która zerkała na nastolatkę kątem oka. W oczach recepcjonistki było widać czystą satysfakcję, dopięła swego. Cieszyła się z szoku malującego się na twarzy Gabi, z której właśnie spełzał promienny uśmiech.

Glass poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył w twarz, mocno. Tak mocno, że głowa odskoczyła w bok, a pieczenie rozlewało się po policzku wzdłuż szyi. Zaczęła szybciej oddychać, poczuła niewyobrażalną, nieopisaną złość, wściekłość, jakiej nigdy w życiu nie czuła. To było tak bezsilne i beznadziejne uczucie... Bolało jeszcze bardziej niż tamtej nocy, gdy otworzył jej drzwi w samym szlafroku. Wtedy nie widziała go w trakcie aktu seksualnego, a tuż po. Teraz... Teraz była świadkiem, jak inna kobieta daje mu rozkosz, jak jego twarz wyraża więcej, niż mogą słowa. Taca z jedzeniem i kawą wypadła jej z rąk prosto na ziemię, gdzie zastawa się potłukła, a żarcie rozpaćkało się wszędzie gdzie to możliwe. Poczuła się jak skończona idiotka i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Stać i gapić się na to widowisko do samego finału, poczekać aż się ogarną i wtedy zacząć krzyczeń czy zrobić to teraz. Gotowało się w niej, a zarazem wszystko w środku, ledwie sklejone, znów rozpadło się na milion kawałków. Znów poczuła jak bransoletka, która spoczywała teraz na jej nadgarstku, pali ją żywym ogniem. Tak... Znalazła bransoletkę przewieszoną na klamce pokoju, tak ubrała ją dziś, by pokazać mu, że ją ma.
- To jest jakiś chory żart!- krzyknęła, nie mogąc się opanować. Gabi cała dygotała, miała gulę w gardle, co oznaczało tylko jedno — nacierający płacz. Miała ochotę urwać mu jaja.... Nie... Miała ochotę zrobić krzywdę Naomi. Złapać ją za te kudły i rozkwasić twarz o biurko, podłogę, cokolwiek co wpadnie jej po rękę. Jemu też chciała coś zrobić, to co obiecała sobie wczoraj kiedy mieli swój moment. Miała ochotę urwać mu jaja. Tyle negatywnych emocji, tyle popieprzonych uczuć, z którymi nie wiedziała, jak ma sobie poradzić.
- Pierdole to, kurwa pierdole to....!- krzyknęła w złości. Pierwszy raz przeklinając przy Aresie i kimokolwiek innym. Ona naprawdę rzadko używała takich słów. Tym razem nie zdjęła bransoletki, ona ją z nadgarstka zerwała, w taki sposób, że wszystkie kamyczki potoczyły się po gabinecie i nim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, puściła się biegiem przez korytarz na klatkę schodową. Czuła, że musi stamtąd wyjść, bo się udusi, przestanie oddychać, że się rozpłacze, czego nie miała zamiaru zrobić. Nie będzie przez niego płakać, już nigdy więcej nie będzie płakać przez żadnego faceta. Wspięła się po schodach na piętro dla pracowników i wpadła do swojego pokoju. Wyciągnęła spod łóżka walizkę i bez opamiętania zaczęła wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie mogła tu być, nie chciała. Wrzucała, wszystko jak leciało, nie patrzyła, co robi, czy nie kradnie poduszki z łóżka, kapy czy koca.
- Idiotka, kretynka, debilka... I po co?! Ja pierdole, nigdy więcej.- spojrzała w lustro, które stało w jej sypialni. I to dlatego poświęciła imprezę urodzinową przyjaciela? To dlatego nikogo nie słuchała? Dlatego znów mu zaufała i weszła drugi raz do tej samej rzeki?
Nie było jej przykro, a łzy same ciekły po policzkach. Miała nie płakać, więc szybko je otarła, naprawdę czuła się skończoną kretynką, czuła, że zmarnowała czas, przepaliła uczucia, których nie powinna więcej czuć względem Aresa. Nie spakowała wszystkiego, co było w szafie, w ogóle... Po co to robiła? Przecież w domu miała jeszcze jakieś ubrania, mogła po nie przyjechać później. Wszystko, co robiła w tym momencie, wydawało się tak cholernie irracjonalne! Wplotła palce we włosy i zacisnęła je na nich, gorączkowo zastanawiając się co robić.
- Pierdolę kurwa ten hotel, tę pracę, jego kurwa... Wszystko pierdole, na co mi to...!- zatrzasnęła walizkę i zaczęła ją zapinać, żeby jak najszybciej opuścić to miejsce. Matka się zdziw, że córeczka wróci do domu, oj zdziwi się bardzo... I pewnie padnie słynne "a nie mówiłam".

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
+18 | Sceny nie dla osób wrażliwych
Spoiler
Było mu tak cholernie dobrze, mogąc w taki sposób wyładować absolutnie wszystkie, kłębiące się w nim moje. To, co siedziało w nim od ostatnich tygodni, wszystkie negatywne emocje przelewał właśnie w swoje agresywne ruchy, wprost w gardło kochanki ... kochanki. Przedmiotu, służącego jedynie do zaspokojenia chorych potrzeb, wyładowania emocji. Potrzebował tego, tak długo żył w celibacie, że teraz atakował ze zdwojoną siłą. Nie miał dla niej litości, ani przez chwilę jego mózg nie włączył się do zabawy. Tak, to wyglądało dokładnie tak jakby pieprzył ją w cipkę, albo w dupsko, a nie w usta. Po policzkach recepcjonistki płynęły łzy, słyszał, jak próbie łapać powietrze nosem, jak dławi się jego wielkim kutasem, którym wchodził po sam przełyk. Naomi posiadała niezwykle głębokie gardło, mógł się o tym przekonać nie raz, nie dwa, ale dzisiaj dała z siebie 100%. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, miał wyjebane.... do czasu aż nie otworzyły się drzwi.
Ja pierdołę NIE KURWA NIE WYJDŹ STĄD KURWA NIE! Wołał w myślach, dostrzegając nikogo inne jak Gabi. Poczuł się tak, jakby ktoś już nie tyle co wylał na niego kubeł zimnej wody, ale wjebał go nagle i niespodziewanie do najzimniejszego jeziora świata. Dlaczego teraz, dlaczego był taki nieuważny, dlaczego w takim momencie, dlaczego w ogóle... nie mógł zebrać myśli, akurat zaczynał dochodzić. Czuł, że to jest ten moment, to stało się tak szybko. Zalał gardło kochanki swoją spermą, słysząc jak po gabinecie coś się rozsypuje. Nie coś, to bransoletka...
Przerażenie, panika... bezradność, paraliż. Nie mógł nic zrobić, nie mógł się ruszyć, to tak okropnie bolało! Intensywnie dochodził w ustach szmaty, widząc jak Gabi znika nagle za drzwiami. Krzyknął, chodź już sam nie wiedział, czy z tej bolesnej rozkoszy, czy czystego bólu, czy ze złości. Tak intensywnego orgazmu dawno nie miał i tak bolesnego, bo bolesny przez to, że wyczekany, że przeciągnięty.
- Kurwa nie! - W końcu odzyskał oddech, odzyskał zdolność wypowiedzenia słów, bardziej wyduszenia, kiedy odrzucił głowę kochanki w bok, jakby była szmacianą lalką, tak, że poleciała na podłogę.
- WYPIERDALAJ! POWIEDZIAŁEM KURWA WYPIERDALAJ! - O mało brakowało, było o włos a by ją zajebał. Już trzymał w ręku figurkę o ostrych zakończeniach, której się chwycił. Wpadł w szał, płonął żywym ogniem, płonęły jego oczy, dyszał ciężko i groźnie, a Naomi szybko pozbierała się z ziemi, widocznie przerażona, bo takim ne miała okazji go widzieć. To nie była złość, którą lubiła, to było wkurwienie w najczystszej postaci, niebezpieczny wybuch agresji, który zwiastował zniszczenie, destrukcje, śmierć. Wyczuła to zagrożenie, wyczuła to samo co czuły jego ofiary w ostatnich chwilach swojego życia.
Wiedział, wiedział, że to wszystko uknuła i przed oczami przeleciało mu kilka sposób, aby ją zabić. Widział, jak wpycha jej tą figurkę w odbyt, a później katuje do zgonu, widział, jak napierdala figurką ją po twarzy, aż nie pęknie jej czaszka, nie spowoduje śmiertelnych urazów wewnętrznych... Ale ona uciekła. Uciekła, a on został sam. Oparł się o biurko, ściskając jego brzegi silnie, aż skrzypiało drewno. Schował głowę w dole i krzyczał, wkurwiony, przepełniony furią. Porażka. To była jego osobista porażka, klęska, a nienawidził przegrywać, nie umiał przegrywać.
Zobaczył jej twarz przed oczami, ten obraz nagle wrócił i stał się wyraźny. Wtedy tego nie widział, ale teraz tak. Błękit tych zranionych i zawiedzionych oczu był zimny. W spojrzeniu krył się ból, rozczarowanie i złość. Prawdziwa złość. niby wiedział, niby nic jej nie obiecał, niby miał z nią dzisiaj o tym pogada, ale to? To było skurwysyństwo i doskonale wiedział na jaką skalę. Przecież to była scena rodem wyjęta z jego manipulacyjnych gierek. Taka, który miała rozjebać kogoś ostatecznie, największego rodzaju kaliber wpierdolu.
Zjebał to koncertowo.
Jednak nie czuł, że to jego wina, nie do końca. Gdyby Gabi nie była taka uparta i po prostu się z nim bzyknęła, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca. Gdyby Naomi nie była taką wyrachowaną suką, nie skusiłby się. Gdyby tylko nie starał się działać wbrew swojej naturze, próbując coś komuś udowodnić (w tym wypadu Gabi swoją umiejętność wierności), gdyby nie te wszystkie czynniki, nie byłoby tej sytuacji.
Musisz coś zrobić... idź za nią. Nie, to bez sensu, nie zrobiłem niczego złego, kurwa, nic jej nie obiecałem, tylko miło spędziliśmy czas... dla bab to ważne, znów musiała ubzdurać sobie, że teraz jestem tylko jej. Kurwa to wszystko jest chore... Mam dość. Myślał, opierając o te piekielne biurko, od którego w końcu wstał, zapiął spodnie i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Zastanawiał się co zrobić, gdy nagle na coś nadepnął. Szczątki bransoletki.... Chwycił je w dłoń, przyjrzał chwilę i nagle cisnął nimi w ścianę w złości, krzycząc przy tym. Musiał coś zrobić, przecież nie mógł tak przez wieczność tu siedzieć. Musiał to zakończyć, raz na zawsze. Wystrzelił z gabinetu jak pocisk, mając kilku wścibskich pracowników, bo przecież te dantejskie sceny nie mogły zostać niezauważone. W tym momencie miał to w dupie. Leciał jak pocisk do celu, nie oglądając ani za siebie, ani nawet przed siebie. Miał jasno obrany punkt, do którego cisnął w złości, w głowie układając kilka scenariuszy. Nawet nie zapukał, po prostu wpadł do jej pokoju, wiedział, że ją tu znajdzie i nie pomylił się. Pakowała się.... pakowała się?! Nie, nie, nie.
- Posłuchaj i nie kurwa! - Wskazał na nią palcem, stając na środku pokoju. - Nie chce widzieć żadnych scen! - Nieważne, że sam właśnie taką robił. - Nigdzie nie wyjeżdżasz i nawet mnie nie wkurwiaj! To nie jest jebany film, to ŻYCIE. Zachowujesz się, jakbyśmy byli w kilkuletnim związku, nigdy w nim nie byliśmy, nic ci nie obiecywałem, obudź się! - Pod koniec swoich słów ruszył w jej stronę i złapał ją silnie za ramiona. - Nie po to się kurwa męczyłem, nie po to rezygnowałem z ruchania od tego jebanego spotkania z twoim ojcem, chociaż w cale nie musiałem, żeby jeden jebany lód to wszystko zniszczył! - Chyba trochę za mocną ją od siebie odepchnął... - Jestem facetem do chuja i mam swoje potrzeby! - Wydusił z siebie wszystko, dysząc ciężko, gdy skończył. Przez cały ten czas nie pozwolił jej na żadną reakcję, to zadziało się szybko i gwałtownie. Trzymał ją też chyba nico za mocno i dopiero teraz, gdy pierwszy szał opadł, dostrzegł, że zepchnął ją na podłogę... Dopiero teraz tak naprawdę dostrzegł jej twarz. Z rozmazanego niewyraźnego obrazu, zaczął kształtować się ten rzeczywisty... Jak zwykle dał ponieść się swojej agresji, tylko wszystko pogarszając. Chociaż jak na niego i tak zareagował spokojnie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Post bardzo emocjonalny — czytacie na własną odpowiedzialność
Prawda jest taka, że zjebali oboje z jednej prostej przyczyny: zabrakło odpowiedniej komunikacji, było zbyt wiele niedopowiedzeń, zbyt wiele niejasności. To nie tak, że szukała partnera na śmierć i życie, to się stało samo, że zobaczyła w nim kogoś, z kim mogłaby być. Nie potrafiła nie czuć, nie potrafiła nie widzieć w ludziach dobra choć mogło go w nich wcale nie być. Gdyby od początku poinformował ją, że nie bawi się w związki, że liczy tylko na dobrą zabawę sprawa ułożyłaby się kompletnie inaczej, nie dorabiałaby sobie ideologii do tych wszystkich kwiatków, kolacyjek, prezentów, wczorajszego wypadu na jacht, gdzie stało się tyle pięknych rzeczy i tak głęboko romantycznych.
To chore, ale Gabi zaczęła myśleć, że to wszystko jej wina, szukała problemu w sobie, nie w Aresie, w swoim podejściu do życia i relacji międzyludzkich. Dawała z siebie 200%, obnażała najwrażliwsze punkty swojego serducha i duszy, była dla każdej bliskiej osoby na skinięcie palcem, ale to się skończyło właśnie w tym momencie. W tej chwili uznała, że nie warto dawać od siebie kompletnie niczego, bo tylko się traci. W przeciągu tych dwóch miesięcy straciła zbyt wiele, zwłaszcza samej siebie, a wiedziała, że na to nie zasługuje. Miała ochotę krzyczeć, wyrzucić z siebie cały ten ból i złość, które zaczęły zjadać ją od środka. Jakby ktoś białą, czystą kartkę umieścił centralnie nad płonącą świecą, a jej płomień na środku kartki zaczął wypalać dziurę, która powoli i bezlitośnie rozchodziła się na boki, pozostawiając po sobie popiół.
Czy spodziewała się, że za nią pobiegnie? I tak i nie. Z jednej strony, po co miałby to robić, skoro teraz inne babsko dawało mu to, czego akurat potrzebował, z drugiej przecież nie była mu zupełnie obojętna... A może była i znów się nią bawił dla swojej uciechy. Nie wiedziała już nic, czuła się jak dziecko błądzące we mgle za zwodniczym ognikiem. Ręce jej drżały i miała problem z zapięciem suwaka walizki, no i napakowała do niej tyle, że bez odpowiedniego ściśnięcia i tak by sobie nie poradziła. Walczyła z zamkiem i wtedy drzwi otworzyły się z hukiem, miała wrażenie, że wyleciały z futryny, że pokój cały zadygotał a jego wnętrze wypełniło się palącym ogniem piekielnym, smoczym wyziewem, siarką. Podskoczyła niemal w miejscu i momentalnie jej ręce odsunęły się od suwaka walizki.
Ares wyglądał teraz jak rozjuszony byk, dosłownie jakby grzebał kopytami w przesuszonej ziemi gotowy do ataku. Z jego oczu ciskały gromy, był wściekły, naprawdę wściekły... Takim go jeszcze nie widziała, był spięty, mięśnie wydawały się wręcz jak zrobione ze stali, nie musiała ich dotykać, by wiedzieć. Co on do niej mówił? Co to były za farmazony... Nie chciał scen, to dlaczego jedną właśnie urządzał? Ona chciała zwyczajnie wyjść, odejść, nie wchodząc nikomu w drogę, nawet jemu. Zniknąć, zapaść się pod ziemię, nikomu nie przeszkadzać, wycierpieć się w samotności i spróbować poskładać się do kupy, by jako tako funkcjonować, a on jej pieprzył o jakichś związkach, o tym, że nic nie obiecywał. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, by odeprzeć te irracjonalne argumenty, ale dopadł do niej, złapał za ramiona tak mocno, że sprawił ból jej drobnemu ciałku. Próbowała odtrącić jego ręce, bała się. Autentycznie się bała o to co w każdej chwili może się wydarzyć. Nie powinna się odzywać, nic nie powinna mówić. Dać mu wszystko z siebie wyrzucić, stać się workiem treningowym dla potoku słów, jakie z siebie wyrzucał niczym bokser wyprowadzający ciosy, jeden za drugim.
- Puść, to boli!- krzyknęła, ale nie musiała tego robić, bo pół sekundy wcześniej odepchnął ją od siebie, a ona wpadła na nocny stolik, strąciła lampę i upadła na miękki dywan.
Nie mogła uwierzyć, że to zrobił... Nie miał chyba pojęcia, jak jest silny, jak jej drobne ciało zareaguje na taki ruch. Poleciała jak szmaciana laleczka i poskładała się na tej ziemi teraz patrząc na niego z dołu z czystym, niczym niezmąconym przerażeniem wymalowanym na twarzy. Dyszał z wściekłości, a ona mimo to miała przed oczami obraz Naomi dławiącej się jego... Zemdliło ją.
Podsunęła się pod samą ścianę i podjęła próbę podniesienia się z podłogi, nie będzie mówić tego, co w tej chwili w niej kipiało, upodlona na posadzce. Niczym sobie na to nie zasłużyła, no, chyba że swoją naiwnością.
Obiecała sobie, że nie uroni ani jednej łzy, a nie było dla niej ważniejszych obietnic niż tych, składanych samej sobie, bo jeśli nie mogła liczyć na lojalność otoczenia, sama sobie musiała być kotwicą.
- Czy ty sam siebie słyszysz człowieku?! Słyszysz, co ty w ogóle mówisz?!- nie panowała nad sobą. Nigdy nie hamowała języka, zawsze plotła to co ślina na niego przyniosła, to już Ares wiedział, tylko zazwyczaj były to miłe, głupiutkie, zabawne rzeczy, czasami kompletnie nieadekwatne do sytuacji. Teraz było inaczej... Ton jej głosu był pełen goryczy, ale i jakiegoś dziwnego rozbawienia.
- I to niby ja jestem za młoda, niby ja mam "nie to myślenie"- uniosła ręce, rysując w powietrzu cudzysłów. Stanęła prosto, choć nogi miała miękkie jak z waty, bo się zwyczajnie bała tej jego furii i co może się wydarzyć gdy powie, co ma do powiedzenia. Tak, wypominała mu jego słowa sprzed tych kilku tygodni, bo one wciąż gdzieś tam w jej wnętrzu cały czas rozbrzmiewały.
- Tłumaczenie nastolatka, a nie dorosłego faceta! Jestem facetem mam swoje potrzeby.- przedrzeźniła go, co w milszych okolicznościach mogło być nawet zabawne, ale teraz... Teraz takie nie było. Patrzyła na Aresa spod byka. Nie bardzo miała gdzie uciec, stał między wyjściem do salonu a łóżkiem, a ona pod ścianą.
To było tak strasznie głupie, bo mimo totalnego żalu, wkurwienia i znów połamanego serca nie chciała mówić niczego co mogłoby go zranić. Widać było jak bardzo stara się dobierać słowa, choć powinna mieć to w dupie.
- Masz rację, niczego mi nie obiecywałeś, to ja jestem skończoną kretynką, że te czułości, miłe gesty, wspaniałe przygody odbieram tak, jakbym była jedyną dziewczyną na świecie, która się dla ciebie liczy. Tak! Bo tak się przy tobie czuję... Ja pierdole... Dokładnie tak, jakby nikt ani nic innego nie istniało, tylko my.- przetarła policzek dłonią i założyła włosy za ucho. Jakie to wszystko było popieprzone, jak bardzo chciała to wszystko wykrzyczeć, wybuchnąć, rozpaść się na milion kawałków, jak pieprzony Voldemort po walce z Harrym, rozpaść się na kawałeczki płonących skrawków papieru i ulecieć z dymem.
- Dobrze wiedziałeś, jaka jestem, jak emocjonalnie do wszystkiego podchodzę... Mogłeś odpuścić, zostawić mnie w spokoju kiedy o to prosiłam, ale nie... Bo Ares Kennedy musi mieć to czego chce! Ja nie jestem zabawką do cholery! Nie jestem rzeczą, którą możesz odłożyć na półkę, a później po nią sięgnąć kiedy ci się nudzi, gdy potrzebujesz się dobrze zabawić, kiedy jesteś napalony i potrzebujesz umoczyć gdzieś kutasa! Rozumiesz? Nie jestem pieprzoną zabawką! Jeśli mnie chcesz do cholery to sobie na mnie zasłuż! - nawet nie wiedziała kiedy cisnęła w Aresa swoim telefonem, który ściskała cały czas w ręku, oczywiście, że przez drżenie rąk nie trafiła. Urządzenie przeleciało tuż przy uchu mężczyzny i roztrzaskało się o ścianę, w drobny mak. Dyszała z wściekłości tak jak on, nie była w stanie się opanować. Tym razem to ona sama wylądowała na podłodze, bo osunęła się po ścianie i wplotła palce we włosy, zaciskając je na nich mocno. Poległa i jednak się popłakała, zdradziła samą siebie.
- Nie chcę być tą drugą, trzecią, piątą... Dziesiątą, nie chcę. Nie będę. Zniknij z mojego życia, zanim będę żałować, że weszłam do twojego studia tatuażu. Wyjdź. Po prostu kurwa wyjdź...
Objęła nogi ramionami a czoło na kolanach i już się nie hamowała, łzy same ciekły, a ona dygotała zanurzona we własnym cierpieniu, egoistycznie, pierwszy raz tak cholernie egoistycznie chciała być sama dla siebie, dla nikogo innego.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Brak odpowiedniej komunikacji doprowadza do całej masy niedopowiedzeń i narastającej obustronnej frustracji. Dlatego chciał odbyć ta rozmowę, kurwa chciał! To wszystko się tak nie poskładało... W głowie już układał sobie słowa, jak je przekazać, by mogła go zrozumieć. Nigdy nie musiał się nikomu tłumaczyć z żadnych decyzji, czy swojego postępowania, nie rozumiał do końca jak to jest. Tak naprawdę nie musiał nigdy o nic walczyć i zabiegać, wszystko szło mu prosto i przyjemnie. Co chciał, to zdobywał, nawet ją. Manipulacjami, kłamstwami, tak strasznie się w to wszystko wciągnął, że już sam nie widział, jak utrzymać tą relacje bez tego wszystkiego. Najłatwiej byłoby po prostu odpuścić, w końcu tego kwiatu... no i właśnie to jest ten problem. Ten jeden, kolorowy kwiatuszek rósł samotnie pośród pola cierni. To była jego osoba, jego ziomek, takie małe, prywatne słoneczko. Jednak on był księżycem, byli od siebie za bardzo oddaleni, po zupełnie dwóch różnych stronach świata między nimi. Zbliżenie powodowało niebezpieczeństwo, a mimo tego, ciągnęło ich do siebie jak do nikogo innego. To było chore, toksyczne, destrukcyjne. Uwielbiał takie relacje, ciągnęło go do nich jak muchę do lepu, ale w tym jednym konkretnym wypadku nie chciał powodować kłótni, nie chciał tego całego jebane syfu. Syf miał w czymś innym, tu chciał spokoju, zabawy, czilu, żeby spędzali ze swą po prostu miło czas... czemu, czemu kurwa kiedy odnalazł gdzieś spokój, musiał i tak pojawić się ogień? Pożar.... płonął, owładną jego, owładną ja, całe te pomieszczenie. Ares nie patrzył na nic, nacierał na nią wściekle słowami i sobą, nie do końca kontrolując tego co jej robi, nie słuchając jak mówi, że boli. Nie obchodziło go to w tamtym momencie.
Zobaczył jak leży na podłodze, jaka jest przerażona. Bała się go... bała się go choć nie chciał jej skrzywdzić. Czy właśnie tego nie robił? Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie- wyrządził jej krzywdę. Zmarszczył brwi, stojąc tak nad nią, ale podniosła się na nogi i oparła atak. Naturalnie i automatycznie przybrał pozycję obronną, spiął się i wyprostował, krzyżując ramiona na piersi, uniemożliwiając sobie atak. Słuchał co mówiła, o dziwo słuchał i nie przerywał, ale tylko co jakiś czas kręcił głową.
- Bo jesteś dla mnie wyjątkowa, ale to wszystko za szybko, za dużo wymagasz cholera jasna Gabi! Nikt nie rzuci w chwilę całego swojego życia dla drugiej osoby to CHORE! - Jednak nie mógł si powstrzymać, jednak wszedł jej w słowo, gdy mówiła, że myślała, że jest dla niego jedyna. Nie była jedyna, była wyjątkowa. Gdyby tylko dała mu więcej czasu, gdyby tylko nie czuł tej presji, którą nieświadomie na niego nakładała... Przypomniały mu się takie słowa, które kiedyś usłyszał od swojej kuzynki, dającej rady siostrze "Puść faceta wolno. Nie naciskaj, zostaw go, poczekaj, zobacz co zrobi. Jeśli dostanie wolność, a i tak wybierze ciebie i zostanie, to znaczy, że mu zależy." i teraz tak cholernie to zrozumiał. Wtedy się z tego śmiał, ale ona miała rację. Potrzebował czas, potrzebował ułożyć pewne sprawy. Powoli myślał o Gabi coraz więcej, widział jej twarz w twarzach kochanek, a później przestały go zaspokajać, więc czekał, cierpliwie czekał, ale jego cierpliwość została wystawiona na próbę i już tak dłużej nie mógł. Ona kompletnie go nie rozumiała, miał wrażenie, że nie próbuje. Ciągle mówiła, jak ją ranił, ciągle patrzyła na to, jak się czuje, ale on też w tym jebanym syfie był!
Jej słowa do niego docierały. Mimo szumu w uszach, całej furii, która nieco już zeszła, mimo tego słyszał co mówi i śmiał się. Śmiał się, bo to było tak abstrakcyjne! Na początku była jego zabawką, to się zgadza, ale później wszystko się zmieniło...
- SŁUCHAM?! - Znów się zaśmiał. - Bo kurwa za mało się staram, za mało dla ciebie robię! Niczego nie widzisz.... nie widzisz tego kurwa, jaką walkę toczę sam ze sobą! - Wypalił w końcu, bo nie dał rady, nie wytrzymał, gdy powiedziała, że powinien na nią zasłużyć. Próbował pomóc jej we wszystkim, próbował być dla niej, gdy tego potrzebowała, dał jej prace, możliwość rozwoju, robił jej jebane rurki z kremem po nocy! Gotował, rozpieszczał, chciał pokazać świat, nawet zrobił jebaną listę na telefonie wszystkich rzeczy o których marzyła! Cholera zrezygnował z kurw, mniej ćpał! Nawet nie zdawała sobie sprawy z niektórych rzeczy, ale nie miał zamiaru jej wszystkiego wyliczać.
Wtedy się poddała. Wzrokiem odprowadzał jej sunące się ciało po ścianie, patrzył, jak opada na ziemie, jak płacze, jak wyrzuca z siebie największy żal... Jego oddech zwolnił, ramiona opadły wzdłuż ciała, zamrugał. Ten widok, ten straszny widok żałośnie zwiniętego się ciała kwiatuszka na podłodze pierwszy raz w życiu nie przyniósł mu radości. Nie czuł się wygrany...
Dlaczego znowu podszedł do rozmowy ja do walki? Czemu stał przeciwko niej.... zawsze tak robił. Był on, kontra przeciwnik, każdy nim był, trzeba było za wszelką cenę wygrać bitwę. Zrozumiał, że to było w tym wypadku głupie. Zranił ją. Znowu. Ona chciała być tylko dla niego kimś wyjątkowym...
Była. Przecież była. Znów ten okropny ból w piersi, jakby zraniła go nożem. Nie, on go sobie sam wbił. Złagodniał. Wszystkie negatywne emocje schodziły z każdą jej kolejną łzą. Nigdy nie ruszał go płacz, ale z jej pięknych, niewinnych oczu te łzy były jak jego porażka.
- Ale.... ja nie chce. - Nie chciał znikać z jej życia, ani żeby ona znikała z jego. Co miał zrobić? Podszedł do niej i usiadł obok. Oparł się o ścianę, patrząc przed siebie z rezygnacją.
- Miałem zamiar z tobą dzisiaj o tym wszystkim pogadać... Przepraszam. Nie chciałem cię ranić. Znowu. - Nagle schował twarz w dłonie i pokręcił głową. Pogubił się. Furia zamieniła się w bezradność, nigdy jej nie czuł. Zawsze był silny i wiedział co zrobić, a teraz się pogubił. Pękł. Wziął głęboki wdech i wydech i znów odchylił głowę w tył, opierając ją o zimny kawałek ściany.
- Na początku chciałem się tylko zabawić. Masz rację. Byłaś dla mnie kolejnym wyzwaniem, kolejną zabaweczką. Całe życie tak działam. Co jakiś czas uwodzę kobiety i doskonale wiem co mówić, co robić, jak się zachować, by was w sobie rozkochać. Później porzucam. Brutalnie. Sprawia mi to przyjemność Gabi. Jestem destrukcyjnym, toksycznym socjopatą i manipulatorem, którego kręcą chore zabawy z ludźmi i... - Urwał i westchnął, nie chcąc w to brnąć. - Mówiłem. Nie jestem dobrym człowiekiem.- Szepnął, zamykając oczy. - I pierwszy raz pożałowałem, że komuś to zrobiłem. Żałuje do teraz, bo jesteś pierwszą obcą osobą w moim życiu, na której zależy mi jak na członku rodziny. Nigdy nikomu nie opowiadałem o swoich marzeniach, problemach, z nikim się tyle nie uśmiecham, nie cieszę, nie.... - Przełknął ślinę i pierwszy raz na nią spojrzał. Miał wrażenie, że dusi się od środka, to było tak cholernie nieprzyjemne. Miał wrażenie, że szklą mu się oczy, piekły, tych emocji było zbyt wiele...
- Jesteś. Dla mnie najważniejsza. - Podkreślił to jasno. Niestety, nie potrafił zadeklarować, że jedyna. To wszystko i tak przyszło mu z trudnością. - Możesz mnie bić, możesz mnie wyzywać, wszystko, tylko.... nie znikaj. - To było dla niego zbyt wiele.
- Nie płacz. Proszę. - Szepnął, niemal niesłyszalnie, ze wzrokiem wbitym w jej mokry policzek. Naprawdę miał tego dość. Szukał w niej zrozumienia Jakiegokolwiek zrozumienia, chociaż cienia. Obiecał sobie, że to pierwszy i ostatni raz, jak się przed kimś otworzył. Szczególnie, jeśli ona teraz zmiesza go z błotem i powinna.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Czy ona czegokolwiek wymagała? Czy kiedykolwiek powiedziała, że ma nie ćpać, nie imprezować, rzucić dla niej biznes, jeden, drugi, trzeci? Czy nachalnie narzucała swoją obecność kiedykolwiek?
Nie.
Rozumiała, że ma swoje życie, rozumiała, że ma swoje przyzwyczajenia i upodobania. Nie zarzucała go setkami wiadomości, nie bombardowała telefonami — dobrze, zrobiła to raz, jeden jedyny, kiedy nie widzieli się przez kilka dni, ale pokazywała mu tym, że bardzo tęskni i nie może doczekać się spotkania, ale później... To praktycznie zawsze od niego wychodziła inicjatywa kontaktu, jakby faktycznie była zabaweczką, po którą sięga, kiedy tylko ma czas. Wtedy tak tego nie odbierała, uznawała, że daje mu przestrzeń i czas, nie przydusza swoją obecnością i działaniami.
Może to był błąd? Może powinna bardziej się starać? Może powinna być łatwiejsza, bardziej chętna, oddać mu się szybciej? Tyle pytań, zero odpowiedzi.
Dlaczego rzucenie dla kogoś całego swojego życia miałoby być czymś złym i jak to nazwał: chorym? Ludzie robią zdecydowanie bardziej szalone rzeczy niż coś takiego i żyją, są szczęśliwi, spełnieni. Nie chciała przecież nie wiadomo, jakich deklaracji, pierścionka, ślubu, to tak nie działa. Do takich rzeczy muszą być gotowe obie strony, nie tylko jedna. W tym rzeczy ona też nie była gotowa tak jak i on, ale czy bycie razem, okazywanie sobie uczuć, troski, zrozumienia, wsparcia to coś strasznego? Czy za tym musiało iść wszystko, o czym napisane?
Śmiał się z tego co mówiła i to tak chłodno, tak szyderczo... Ten śmiech dźwięczał jej w uszach, wbijał się w niej ka ostre, rozgrzane do czerwoności sztylety. Mylił się... Tak bardzo się mylił! Ona doskonale widziała, że ze sobą walczy, jak wiele kosztuje go otwieranie się przed nią i cholernie to doceniała, co już nie raz mu powiedziała, jasno i wyraźnie. Pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w to co mówił.
Emocje wylały się z niej jak z wezbranej tamy, płacz przynosił ukojenie, choć nie wydawało się, że poczuje je zbyt szybko. Wielkie słone łzy sunęły po zarumienionych polikach, przestała na niego patrzeć, nie chciała w tym momencie już tego robić, nigdy. Wymazać obraz jego twarzy z pamięci to coś, czego pragnęła w tym momencie najbardziej na świecie, chciała zapomnieć o smaku jego ust, o teksturze skóry, zapachu jego perfum, o wszystkim, co jej kiedykolwiek powiedział. A może by tak dać komuś pałkę, żeby uderzył ją w głowę i dzięki temu dozna amnezji i życie znów stanie się lekkie i przyjemne? Nie miała siły na dyskusje więc już się nie odzywała, niech ma ją za niewdzięczną gówniarę, która niczego nie docenia. Co on sobie myślał, że po tym wszystkim, po tym jak bardzo zawiódł jej zaufanie ona po kilku dniach od tego jak się jako tako pogodzili, wskoczy mu do łóżka i będzie na każde skinienie palcem? To nie miało prawa się udać.
Nie chciał wyjść? Bo co, bo mu odmówiła i przez to jego instynkt łowcy zadziałał odwrotnie? Czy on myślał, że Gabi bawi się w odwróconą psychologię i odrzucając go, chce sprawić, by jednak przy niej został? To nie była Gabi, nie potrafiła manipulować drugim człowiekiem w taki sposób, to akurat była domena Aresa, ale już trzeci raz nie da się na to zabrać.
- Nie obchodzi mnie to, wyjdź albo ja to zrobię, tylko zejdź mi z drogi.- powiedziała, siląc się na spokój, nim ten zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Usiadł obok niej, w podobnej do niej pozycji, na co zareagowała odsunięciem się kilku centymetrów w lewo. Nie chciała, aby jej dotykał choćby skrawkiem materiału okalającym jego ciało. Jeśli tak czuje się nienawiść, jeżeli tak się to odczuwa to chyba właśnie to czuła, ale nie do niego... Do siebie, do swojej naiwności i głupoty.
Nie chciała się już odzywać, miała nadzieję, że uszanuje jej decyzję, że postąpi jak dorosły, rozsądny człowiek i zostawi ją w spokoju, ale chyba miał inne plany. Zaczął mówić, a ona słuchała, choć nie chciała. Miała teraz okazję wstać, zabrać walizkę, albo zostawić ją na tym cholernym łóżku i wyjść, ale ciało nie chciało z nią współpracować.
Miała wrażenie, że znów mówi jej to, co chciała usłyszeć, ciężko było uwierzyć w słowa, które wypowiadał. Najgorsze w tym wszystkim było to, że byli tu razem, że cierpieli razem tylko w trochę inny sposób, z innych powodów. Ares sam siebie krzywdził i tego nie widział, bał się i Gabi doskonale to widziała. Bał się swoich własnych uczuć, emocji, jakby te zwiastowały śmierć, jakby były czymś najgorszym, co mogło go spotkać.
Nastolatka zacisnęła palce na dywanie, wbiła w niego paznokcie i zaczęła szarpać jego włosie nerwowo. Słyszała w jego głosie niewyobrażalny ból, a to sprawiało, że przez cholerną empatię też go poczuła. Nie swój własny... Jego. Te dwa bóle się różniły, były kompletnie inne i z innych powodów.
Naprawdę powinna wstać i wyjść, zostawić go na tej podłodze, samotnego, opuszczonego, skrzywdzonego własną bronią, ale nie potrafiła. Otarła policzki wierzchem dłoni, choć łzy nie przestały lecieć. Ich oczy się spotkały i wtedy zobaczyła, że w tych ciemnych pięknych oczach szklą się łzy tak jak w jej oczach, tylko z tą różnicą, że z nich nie wypływały.
Kurwa... Bądź silna, wstań i wyjdź. Nie zasługujesz na bycie jedną z wielu, nie zniesiesz tego, będziesz cierpieć za każdym razem gdy go nie będzie, będziesz cierpieć i zastanawiać się, z jaką babą zaspokaja swoje męskie potrzeby, bo ty nigdy mu nie wystarczysz.... WSTAŃ I WYJDŹ.
Nooo... Bardzo wstała i wyszła. Była tak cholernie silna i zdeterminowana, żeby go tu zostawić. Baaaardzo...
Przekręciła się tak, że teraz klęczała i na kolanach przeszła przed Aresa. Klęczała między jego nogami i patrzyła mu w oczy przez dłuższą chwilę, dopóki jej drobne dłonie nie wylądowały na jego policzkach. Trzymała męską twarz w dłoniach i gładziła delikatnie skórę przez chwilę. Bez chwili zastanowienia przytuliła go do siebie, objęła mocno za szyję i wtuliła jego twarz w swoją klatkę piersiową, a brodę oparła na jego głowie.
- Nie potrafię tego wyjaśnić... Nie wiem, czemu masz tak paskudne zdanie na swój temat, ale ja wiem, jaki jesteś, wiem to... czuję, widzę, doświadczam na każdym kroku Ares. Jesteś troskliwym, wesołym facetem, pełnym wrażliwości, ale i strachu... Boisz się, że jak się otworzysz, to okażesz słabość, dlatego tak bardzo odpychasz od siebie ludzi, mnie... Tak bardzo bym chciała, żebyś choć przez kilka sekund mógł spojrzeć na samego siebie moimi oczami.
Nie mogła opanować łez, ciekły po jej polikach, serce waliło w piersi, łomotało jak szalone, co Ares mógł doskonale słyszeć, skoro praktycznie miał ucho na jej klatce piersiowej, a ona uspokajająco gładziła jedną ręką jego ramie, a drugą potylicę. To było tak cholernie głębokie, tak bardzo intymne, tak bardzo tylko ich, że już bardziej się nie dało, przeżywali te trudne emocje razem, a Gabi... Nie była w stanie się wkurwiać na to, że znów została zraniona, nie teraz gdy okazał przy niej taką słabość, tak bardzo odsłonił najwrażliwsze na zranienia miejsca, jakby zdjął zbroję, której metal chronił żywe mięso.
Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było - taki cytat z Małego Księcia przyszedł jej do głowy, uśmiechnęła się lekko przez łzy, ucałowała czubek jego głowy, przytrzymała tam usta trochę dłużej niż powinna. Odetchnęła głęboko, chłonąc jego ciepło i zapach.
To takie popieprzone, że nawet teraz okazywała mu wsparcie, kosztem własnych emocji... Nie potrafiła być egoistką, nie umiała nią być, gdy ktoś na kim jej zależało ewidentnie cierpiał, mimo iż sama przeżywała niewyobrażalne katusze a serce krwawiło tak bardzo, że gdyby to była fizyczna rana, to już dawno leżałaby martwa.
Odsunęła się od niego, ułożyła dłonie na jego ramionach i lekko je tam zacisnęła a później lekko po nich poklepała. Uśmiechała się, ciepło, przyjaźnie, delikatnie i z pełnym zrozumieniem, choć oczy nadal były pełne smutku, bólu i łez.
- Poradzisz sobie, jesteś silny, dasz sobie radę ze wszystkim tak, jak ja. Rozumiesz, poradzimy sobie, nawet jeśli mnie przy tobie nie będzie, a ciebie przy mnie. Nie możemy się ranić Ares, tak się nie da żyć, to nie działa. Jeśli takie życie ci odpowiada to żyj nim dalej, ale beze mnie, nie mogę w nim być.
Westchnęła głośno, negatywne emocje opadły, uspokoiła się, pocałowała go w czoło i chciała wstać żeby opuścić pokój i o wszystkim zapomnieć, wróć do swojego nudnego, ułożonego życia przykładnej córeczki swoich rodziców.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Uwaga! Post zawiera brutalne sceny


Dla niego jakakolwiek chęć odebrania mu przez kogo wolności już sama w sobie była ograniczaniem. Gabi niektóre rzeczy robiła podświadomie i on je wyczuwał. Wywierała cichą presje, by byli razem, by już od razu zdecydował się - hej, jesteśmy razem, nie będę już bzykał innych lasek. Przytłaczało go to. Przytłaczała go jej miłość, jej teoretyczne niegroźne marzenie o stworzeniu związku. Takiego, jak on nie potrafił. Czuł presje, czuł ją, chociaż przecież Gabi nie była natarczywa. Czuł, że jak od razu nie zadeklaruje jej, ze jest tylko jej, będzie właśnie tak jak dzisiaj. Nie chciał się do niczego zobowiązywać, jeszcze nie, o ile w ogóle.Chcieli od siebie czegoś zupełnie innego. Gabi chciała być dla Aresa jedyną kobietą, on chciał jak zwykle tylko dobrze się bawić. Nie rozumiał, nie docierało do niego dlaczego ona nie chciała, czemu nie odpuści... Nie potrafił się postawić na jej miejscu, pomyśleć, że przecież czuje się tak samo jak on, gdy widział ręce innego na jej ciele. Dla niego najważniejsze były własne pragnienia i potrzeby. Nigdy nie musiał patrzeć na innych, miał ludzi w dupie, wykorzystywał ich dla swoich korzyści, dokładnie tak. Pewnych przyzwyczajeń nie da się od tak zmienić. Poza tym nie rozumiał, dlaczego po jakieś jednej sytuacji, ona już sobie dopowiadała, tak jak po wczorajszym rejsie na statku. Spędzili miło czas i tyle... a miał wrażenie, że ona już w tej swojej ślicznej główce widzi się z welonem na głowie i planuje ile dzieci będą mieli. To go przytłaczało, przerażało.
Nie dyskutowała z nim... nie podjęła próby walki, co go zdziwiło. Jak to? Nie broniła się? Wygrał, chociaż za bardzo nie musiał się starać ale co mu po tej wygranej, jak ona jednocześnie oznaczała klęskę? Brutalną i bolesną. Każdy z nich wiedział swoje, miał własne spojrzenie, odczucia... To tylko wszystko utrudniało, Ares zgłupiał jeszcze bardziej. Ne wyszedł, a może powinien, gadał do niej te wszystkie rzeczy. Nie wiedział skąd to się wszystko bierze, te słowa płynęły i płynęły, jakby siedziały tam od lat. Siedział na tej jebanej podłodze, opierał o tą cholerną ścianę, której już nienawidził. Czemu? Czemu ten apartament musiał być dla niego taki pechowy? Już żałował, że otworzył gębę, już żałował, że nie zrobił wyjścia w swoim stylu, że jej po prostu nie olał, kazał wypierdalać i tyle. Tak powinien był zrobić, zakończyć raz na zawszę tą absurdalną relację. Nie. Po co. Trzeba narobić większego gówna, szczególnie we własnej głowie, która już pękała od nadmiaru tych wszystkich zjebanych emocji.
Słyszał jak bezlitośnie rwie ten dywan, jakby był nim, już lepiej jakby szarpała jego skórę, jakby bezpośrednio zadała mu ból, na który zasługiwał. Podniosła się Masz rację, wyjdź. ale nie wyszła... Jego oczy rozszerzały się coraz bardziej, jak i jego źrenice. Co ona... Dotknęła jego policzków. Dotknęła go. Uśmiechnął się lekko, niemal niezauważalnie i przymknął oczy, przygnieciony ciężarem jej spojrzenia, a jednocześnie ukojony jej dotykiem.
Co ty robisz... Nie spodziewał się tego. Nie myślał, że go tak przytuli, z taką czułością i wyrozumiałością. Wiedział, że była bardzo wrażliwa i normalnie by to wykorzystał, ale teraz nie chciał. Wyznał jej właśnie, że ją wykorzystał, wyznał jej, jak traktuje kobiety, wyznał grzechy i zaledwie pół godziny temu trzymał kutasa w ustach innej, a ona... Ona go przytuliła? Dziwne. Poczuł ukojenie, słysząc bicie jej serca. Poczuł ulgę, poczuł coś nowego, jakby.... jakby coś, czego nigdy nie dostał, jakby brakowało mu objęć matki, to była taka troska, taka sama, tak samo bezinteresowna i .... nowa. Objął ją swoimi ramionami i wtulił w nią jeszcze bardziej, ufnie.
Już nigdy nie pozwolę ci tak cierpieć. Nigdy. Była za dobra. Była dla niego za dobra. Zawsze uważał, że zasługuje na wszystko, a w tym momencie poczuł, jakby w cale tak nie było. Co się z nim działo? Zmiękł jak kartka papieru w wodzie. Jej krańce przestały być już ostre. Był jak małe dziecko, które desperacko potrzebuje bliskości. Nigdy jej nie potrzebował, nie w taki sposób. Może dlatego, że jej nie pamiętał.
Młoda kobieta trzymała w ramionach swojego synka. Przytulała go, głaskała po głowie i mówiła, jak bardzo go kocha. Nuciła mu jakąś Polską piosenkę dla dzieci, lubił słuchać jej głosu, choć ledwo rozumiał słowa. Było mu tak miło i bezpiecznie...
Nie wiedział skąd wzięło si to wspomnienie w jego głowie, ale czuł się znów jak ten mały, bezpieczny chłopiec w bezpiecznych ramionach. Wdychał zapach młodej kobiety, słuchał bicia jej serca, tonu jej głosu, a słowa był równie niezrozumiałe. Słyszał, ale jakby nie chciał ich do siebie przyjąć, jakby to co mówiła nie miało sensu.
Nagle coś uderzyło bezdźwięcznie o jego ramię i kolejny raz i znów i ponownie. Kap, kap, kap.
- Nie płacz, proszę. - Powtórzył jedynie, jakby nie słuchał co do niego mówi, ale słuchał, tylko nie chciał na to odpowiadać. Łzy nastolatki boleśnie o niego uderzały, wywiercały raz za razem głęboką i bolesną dziurę w jego ciele.
Przestała. Jej dotyk znów stał się łagodny, znów go koił, a ten pocałunek w głowę wydawał się nagle taki żywy, był taką bezsłowną złożoną obietnicą. Była bezpieczną przystanią w jego życiu. Miejscem, w które mógł przyjść, by schować się przed problemami, przed światem. W którym mógł zdradzić każdy sekret, pragnienie, lęki... Tak bardzo jej teraz zaufał, jak jeszcze nigdy nikomu.
Zrozumiał. Zrozumiał, teraz to kurwa zrozumiał. Chciał spróbować być dla niej człowiekiem, którego w nim widziała, którego pragnęła. Dawała mu więcej, niż myślała, więc i on chciał jej dać wszystko. Zalała go fala optymizmu, nadziei i szczęścia. Nie myślał już, że był słaby, nie uważał, że ta chwila była zła. Chyba... chyba dużo zrozumieli? Chyba.... potrzebowali tych wszystkich emocji? Uśmiechnął się, tak prawdziwie, spokojnie, jego wzrok też był już spokojny, łagodny, pełen nadziei. Poczuł, że może to zrobić...
I nagle wszystko zostało mu odebrane. Zamarł. Dosłownie zamarł, przeszedł go dziwny dreszcz, dziwny chłód, jakby właśnie spojrzał śmierci w oczy. Paraliż. To był... strach? Prawdziwy, przerażający, taki sam, jak widział w oczach sowich ofiar, gdy celował między nie spluwą. Teraz ona celowała jemu.... prosto w klatkę piersiową. Jeden wystrzał i drugi. Był jak tarcza treningowa, w która ktoś pakował kulkę za kulką, nie ktoś, Gabi i jej każde kolejne słowa.
- Ale... jak to? - Jak to kurwa jak to po tych wszystkich słowach, po tym co właśnie zrobiłaś... nie. Nie. Pokręcił głowa, jakby się na to nie zgadzał. Ona chciała wstać, ale on jej na to nie pozwolił. Chwycił jej nadgarstki i spojrzał w oczy widocznie przerażony. Chuj z tym strachem, jebać to. Jebać... Jebać to wszystko!
- Dlaczego to brzmi jak pożegnanie, takie naprawdę? Nie. Słyszysz, nie masz prawa się ze mną żegnać... - Czuł się tak, jakby ktoś naćpał go jakimś lewym towarem, takim największym ścierwem, po którym zaczynasz robić i mówić rzeczy, nad którymi nie panujesz.
- Musisz w nim być. W moim życiu. Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz? - Groził jej? To była jedyna skuteczna metoda jaką znał. Błądził po jej oczach, jakby szukał tam odpowiedzi. Trzymał jej nadgarstki tak silnie, że będzie musiała mieć po tym czerwone ślady.
Szukał odpowiedzi. Nie rozumiał. Dlaczego? Dlaczego dała mu poczucie bezpieczeństwa i później mu to tak wszystko bezlitośnie odebrała... To tak nagle uderzyło.
Chłopiec wracał wesoły ze szkoły do domu. Pięć minut, tyle dzieliło od siebie te dwa budynki. Jego mama zrobiła obiad, nie mógł się już odczekać Uwielbiał kotlety, już czuł zapach mizerii. Był szczęśliwy i beztroski, nie wiedział, że jego życie zmieni się za chwilę o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle podjechał mały van, drzwi otworzyły się, światło zgasło, worek na głowie, dziwny zapach i ciemność....
Przełknął ślinę. Poczuł dokładnie to, co wtedy. Mogła dostrzec w jego spojrzeniu, że się zawiesił, że coś do niego wróciło. Puścił ją i złapał się za głowę. Wyglądało jak jakiś napad, jakby był nieobecny.
- Nie... - Szepnął tylko i nagle schował twarz w dłoniach.
- Nigdy więcej.... - Nigdy więcej nie straci kogoś ważnego. Już nikt mu niczego nie odbierze, nie okradnie go... Oddychał szybciej, jakby dostał ataku paniki. Znów był tym małym chłopcem z torba na głowie, znów czuł ten strach, ta bezradność, tracił oddech, dusił się.
- Pomóż mi... - Skąd to się wzięło? Dlaczego teraz? Usłyszał w głowie krzyk i wystrzał. Jak wtedy, gdy pierwszy raz zobaczył morderstwo na oczy Niech to się skończy co to kurwa jest... stop.... stop...
Ale to się nie kończyło.
Kulił się w rogu ze strachu, a w jego stronę płynęła stróżka krwi. Dotknęła jego nagich stóp, był w piżamie, a jego ojciec trzymał w reku broń. Nie pomógł mu...
- Nie płacz, Angelo. Taka jest kolej rzeczy. Wstań.
I wstał. Czerwień pokrywała jego stopy i dłonie, patrzył na nie, gdy szedł za ojcem obok martwego, zimnego ciała. Trup oczy miał otwarte, patrzył na niego tak pusto i zimno... Przeszedł go dreszcz.

Jego policzki zrobiły się mokre od łez. Płakał...
- Wyjdź... odejdź... - To była Gabi. To ona tu była. Nie jego ojciec. Nagle rzeczywistość wróciła. Wstydził się, nie chciał, by na to patrzyła, chciał, by wyszła, by naprawdę wyszła... To go przerosło. Nie mogła widzieć go takiego słabego.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Żadna kobieta nie chce być jedną z wielu... Każda chce mieć świadomość — właśnie słowo klucz... Świadomość, że jest jedną jedyną na świecie. Jak to mówią: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Gdyby nie spuścił na nią bomby, w postaci tamtej orgii to dalej żyłaby w przekonaniu, że jest jedyną dziewczyną w jego życiu i mógłby dalej się nią bawić, manipulować, sprawiać sobie i jej frajdę. Wszystko zmieniło się gdy pokazał jej, że są też inne i faktycznie — oczy zobaczyły, sercu zrobiło się żal.
To, że powiedziała mu, że go kocha, było tak spontaniczne, tak prawdziwe i szczere jak cała ona, ale nie oczekiwała, że jej odpowie, że on ją też kocha. Niby na miłość nie trzeba sobie zapracować, ale przecież tego uczucia nie da się poczuć z dnia na dzień. Miłość tworzona jest z tych wszystkich drobnych momentów, wyjątkowych, wspólnie przeżytych chwil radości, smutku, złości — jakby ktoś składał puzzle do kupy, a one, tak czy siak, nie miały przed sobą ani początku, ani końca.
Nie miała świadomości, że Ares czuł się przyparty do muru, nie mogła tego wiedzieć, nie siedziała w jego głowie, choć mimo wszystko dostrzegała bardzo wiele z tego co się w niej działo. Niby był zamkniętym na klucz, zakurzonym pamiętnikiem, a jej udało się wejrzeć do środka i co nieco wyczytać, jakby podglądała go przez dziurkę od tego zardzewiałego klucza.
Znała go na tyle na ile pozwolił się poznać, na tyle, na ile ją do siebie dopuścił, ale to w zupełności wystarczyło, przecież nieznanych lądów nie odkrywa się całych na raz, tylko robi się to spokojnie, metodycznie, krok za krokiem, przez co stają się ciekawsze a mapa się rozrasta. Na nowym lądzie można budować, tworzyć, rozwijać poszczególne obszary. To ona była dla niego wyzwaniem? Może, ale on dla niej też. W całym swoim życiu nie poznała jeszcze kogoś tak bardzo skomplikowanego i pociągającego jednocześnie, wszystko przez to, że różniło ich praktycznie całe jedno pokolenie, tylko skąd w Gabi takie pokłady cierpliwości i wyrozumiałości, skoro powinna być irracjonalną i porywczą gówniarą?
Na wszystko jest czas i miejsce, pamiętaj Gabi, moja śliczna Stokrotko. Nie zawsze uda ci się zareagować adekwatnie do sytuacji, będziesz popełniać błędy, ale zawsze staraj się postawić na miejscu drugiego człowieka, pomyśleć co może czuć, co może zrobić jeśli ty powiesz lub zrobisz coś, czego sama nie chciałabyś doświadczyć. Traktuj innych, tak jak sama chciałabyś być traktowana, szanuj każdego, bez względu na to czy jest śmieciarzem, sprzątaczką czy prezesem gigantycznej korporacji. Kochaj, kochaj całą sobą, doświadczaj, smakuj, baw się, daj światu tyle samo, ile chcesz od niego wziąć. Nie bój się marzyć, nie bój się czuć, choć nie będzie łatwo, poradzisz sobie ze wszystkim, życie nie stawia przed nami wyzwań, których nie jesteśmy w stanie pokonać.
"Matka" Gabi była bardzo mądrą, choć frywolną kobietą, takim niebieskim ptakiem, wolnym duchem niewciskającym nikogo w sztywne ramy, nie było dla niej tematów tabu, ograniczeń czasu i przestrzeni i tak właśnie przez prawie siedem lat wychowywała Gabi i to właśnie w niej zostało, choć stłamszone przez prawdziwych rodziców, próbowało się z niej wyrwać, jakby hodowała w swoim wnętrzu zupełnie inną istotę. Kierowała się w życiu słowami kobiety, dzięki, której jej wczesne dzieciństwo było kolorowe, pełne wolności, pasji, nieograniczonych możliwości, a którą tak brutalnie jej odebrano.
Nie... To ona odebrała sobie Gabi, kierując się bezinteresowną, czystą miłością matki, która chciała walczyć o życie swojego dziecka. Gdyby nastolatka nie zachorowała, to dziś pewnie byłaby zupełnie innym człowiekiem, może właśnie takim jak chciałby tego Ares — nadal byłaby pogodna, dobra, energiczna, ale inaczej postrzegałaby związki międzyludzkie.
Trwała chwilę w tym uścisku, nie wiedziała ile — pięć minut, dziesięć... Nie istotne. Czas nie miał tu żadnego znaczenia, chciała jedynie, by się uspokoił, by czuł, że jest przy nim, że jeśli potrzebuje, może płakać, że go kompletnie nie ocenia, choć powinna nim potrząsnąć, nazwać kutasem, złamasem, draniem i innymi epitetami.
- Już nie płaczę, nie płaczę...- kogo próbowała oszukać? Samą siebie? Oczywiście, że płakała... Wielkie grochy spływały po policzkach i niemal słyszała jak spadają na miękki dywan niczym krople deszczu, rozbryzgują się i niknął w materiale.
To było takie abstrakcyjne... Młoda kobieta i dorosły, postawny facet, oboje teraz tak bardzo wrażliwi na każde słowo, czyn, gest, nawet podmuch wiatru. Emocje wydawały się opadać, blednąć, wracać do poziomu zero, w którym to można idealnie i racjonalnie ze sobą rozmawiać, tylko czy tu było o czym dyskutować? Nie pasowali do siebie na żadnej płaszczyźnie, każde z nich miało inne priorytety, pragnienia, potrzeby... Ale prawda jest taka, że najbardziej potrzebowali siebie nawzajem, tylko z tego nic dobrego nie wychodziło.
Nie było innego wyjścia jak wstać i odejść, zapomnieć, wyjechać na drugi koniec świata jeśli będzie trzeba, jeśli to obojgu miało przynieść ulgę i spokój. Tak, żegnała się dla siebie, dla niego, dla nich. Musiała skoro on nie potrafił, to ona musiała być tą bardziej rozsądną. Nagle poczuła jego silne ręce zaciskające się na kościstych nadgarstkach, już niemal wstała, gdy kolana znów uderzyły o ziemię. Patrzył na nią tak, jakby naprawdę się bał, że ją stracił na zawsze.
Bolało, znów sprawiał jej fizyczny ból, zwłaszcza że złamanie w nadgarstku jeszcze do końca nie było wyleczone, syknęła cicho, niemal niezauważalnie, zacisnęła zęby i słuchała, co mówił. Odtrącał ją, odpychał, jak tylko choćby na sekundę opuścił gardę i nagle takie coś? Nagle jej tak bardzo potrzebował?
- Nie potrzebujesz mnie, nie jestem w stanie dać ci tego, czego pragniesz.- powiedziała spokojnie, choć ból trochę przyćmiewał zdolności racjonalnego myślenia. Co kryło się pod tą groźbą? Nie rozumiała tej strategii. Może to była jedyna, jaką znał? Wzięła głębszy oddech, tego było już za dużo jak na jedno, małe, drobne dziewczę.
I wtedy to się stało, niby patrzyli na siebie, ale wzrok Aresa stał się nieobecny, pusty, jakby odpłynął gdzieś daleko poza zasięg swojej świadomości.
Przestraszyła się, wyglądało to tak jakby miał jakiś dziwny atak, nie wiedziała jak ma się zachować, ale przynajmniej puścił jej nadgarstki. Narosła w niej panika. Powinna zadzwonić po pogotowie? A może do Franka? Może on powie jej, co ma robić, może to już wcześniej się zdarzało? Zaczęła rozglądać się za swoim telefonem, tak to była bardzo dobra decyzja. Oczywiście, telefon był w sprzętach a kodu do komórki Aresa nie znała.
Cholera, cholera... Co robić... co ja mam teraz zrobić? Co się dzieje, nic nie rozumiem... jak mu pomóc. Może wyjść? Nie Gabi, to najłatwiejsze co mogłabyś teraz zrobić, najprostsze i najbardziej chujowe.
- Ares, hej... Ares, ej... cholera no...- złapała go za nadgarstki i odciągnęła jego ręce od twarzy. Po jego policzkach ciekły łzy. Pierwszy raz w życiu widziała, żeby mężczyzna płakał, to wyrwało jej dziurę w sercu, ten widok był tak przykry... Nie dlatego, że płakał, nie dlatego, że to było oznaką słabości. Nie. Każdy ma prawo do emocji, każdy ma prawo czuć, każdy ma prawo do łez niezależnie od płci.
- Pomogę, pomogę, tylko powiedz jak, proszę... Powiedz, jak mam ci pomóc, proszę, powiedz...- znów ułożyła dłonie na jego policzkach, ocierała jego łzy, choć dłonie jej dygotały przez to, że spanikowała.
- Spójrz na mnie, wszystko jest dobrze, wszystko jest w porządku, nic się nie dzieje...
To jej wyglądało na jakiś atak paniki, musiała jakoś zwrócić na siebie jego uwagę, sprawić by przestał skupiać się na tym co go w ten stan wprowadziło. Cholera, przecież to była ona, to była jej wina, to ona mu to zrobiła.
- SPÓJRZ NA MNIE!- podniosła głos, krzyknęła, tak zrobiła to i nie czuła się z tym źle, musiała jakoś sprawić, żeby wyrwał się z tego amoku, ewidentnie był nieobecny, nie było go tu.
- Już dobrze, już wszystko dobrze, jesteś bezpieczny, skup się na mnie, oddychaj. Wdech nosem, wydech ustami, patrz mi w oczy i oddychaj ze mną.- nie puszczała jego policzków, była przerażona ale i pełna troski, martwiła się o niego. Obraz jego i Naomi zaczął się zacierać, to przestało być ważne, nie liczyło się.
- Jestem tu, nigdzie nie pójdę. Ciii.... wszystko dobrze.- nie mogła się powstrzymać, choć powinna, ale ten widok rozdzierał serce. Przecież ona tylko chciała, aby on był szczęśliwy, nic więcej nie miało znaczenia. Pochyliła się lekko do przodu, puściła jego twarz tylko po to by móc złożyć na jego policzkach delikatne pocałunki, by zebrać te cholerne łzy, których słony smak poczuła we wnętrzu ust. Jego policzki były gorące, rozpalone, a ona dla niego taka czuła, delikatna, wyrozumiała. Nie mogła go zostawić nie teraz. Objęła go za szyję i tak jakby się na nim położyła, choć nadal klęczała.
- Ciii.... Nic nie mów, nic już nie mów, chodź.- odsunęła się i wstała, wyciągnęła do niego rękę. Co ona robiła? Naprawdę powinna stąd spieprzać. Kiedy ujął jej dłoń pomogła mu wstać, choć nie było łatwo. Zrzuciła z łóżka tą pieprzoną walizkę i poprowadziła na nie Aresa. Wolną dłonią wskazała mu materac i sama się na nim położyła. Poklepała miejsce naprzeciwko siebie, dając mu jasno do zrozumienia, że oczekuje teraz, żeby położył się obok niej. Nie potrzebowała rozmawiać, on pewnie też nie. Zwyczajnie chciała być, trwać obok, okazać wsparcie i zrozumienie, zwyczajnie się przytulić i leżeć tak bez zbędnych słów, aż wszystkie emocje opadną.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dwie zupełnie inne historie, a tak do siebie podobne. Zapewne obydwoje byliby innymi ludźmi, gdyby nie zostali odebrani swoim pierwszym opiekunom. Opiekunom, bo mały Michał był synem kobiety, która go wychowywała, a mała Gabrielle wróciła do prawdziwych rodziców. To późniejsi opiekunowie sprawili, że stai się właśnie tacy, a nie inni. Ludzki charakter składał się na czynniki wrodzone nabyte, a często niestety te nabyte okazywały się cholernie silne. Ona była głęboką romantyczką, a on mordercą i zimnym sercu, który nie potrafi kochać. Bardziej pasowaliby do siebie, gdyby ich życia nie uległy zmianie, ale wtedy najpewniej nigdy by się nie spotkali. Życie zaprowadziło ich do ego momentu i miel to co mieli. Teraz pozostało jedynie tego korzystać i zastanowić się, czy korzyści będą większe od strat.
Czy faktycznie nie mogli sobie dać tego, co potrzebują? Myślał o tym, tonąc w jej objęciach i myślał, jak straszna robi się ta sytuacja. Jakie było z niej wyjście, jak to jakoś mądrze .... nie, nie dało się mądrze, nic już nie było takie oczywiste i nic już nie miało sensu. Ares wiedział tylko jedno - potrzebował ją. Myliła się, potrzebował tego, czego nigdy nie miał i nawet nie zdawał sobie nigdy sprawę z tego, ile mu brakuje, mając tak wiele. Chciał jej to wszystko powiedzieć, wytłumaczyć, wyjaśnić, kim dla niego była i jak się czuł, ale nie potrafił. Nagle gardło się ścisnęło, a te wszystkie wspomnienia atakowały jeden po drugim,jeden po drugim, dziwna furia, ale nie przepełniona agresją, choć równie ciężka do opanowania. Nie. Jeszcze gorsza. Co się z nim działo, dlaczego... jak to zatrzymać... ten atak był tak cholernie nieprzewidywalny, co mógł jeszcze zobaczyć, co powiedzieć, co zrobić? Odpływał, tracił kontakt rzeczywistością, już nawet nie widział twarzy Gabi, jakby kompletnie jej tu nie było.
Nagle zaczęła go wołać, czemu ktoś mówił do niego innym imieniem? Nic nie rozumiał, patrzył, ale nie widział, słuchał, ale nie słyszał. Zamglone oczy wbite były w jakąś rozmazaną twarz.
- Angelo.... - Poprawił ją, choć dla niej brzmieć to mogło jakby kogoś wołał. - Angelo... - Powtórzył już ciszej, wciąż z tym nieobecnym spojrzeniem, które wydawało się oddalać jeszcze bardziej.
Nagle słowa zaczęły się zlewać. To, co mówiła brzmiało innym głosem, męskim...
- Spójrz na mnie, wszystko jest dobrze, wszystko jest w porządku. - Brat klęczał przed nim, ujmując jego poliki w dłoni. Czuł ten dotyk, widział go, słyszał. Mały Angelo siedział na podłodze w swoim pokoju z zakrytymi uszami, w oddali było słychać strzały.
- Spójrz na mnie! - Krzyknął nastolatek. - Już dobrze, już wszystko dobrze, jesteś bezpieczny, skup się na mnie, oddychaj Angelo, oddychaj. - Kolejne strzały, kolejne krzyki. - Musimy uciekać, chodź, musimy uciekać! - Pomógł mu dźwignąć się na nogi, a dziewięciolatek zacisnął oczy, z których ciekły łzy i nie patrzył gdzie idzie, dał się ciągnąć starszemu bratu do piwnicy, do schronu. Tam czekała na niego ciotka, otuliła go kurtką i ruszyli tunelem przed siebie. Czuł tylko zapach stęchlizny i oddalające się coraz bardziej strzały...

Zaciskał oczy, czując na policzkach pocałunki, ale ciotka go nie całowała... po policzkach płynęły nowe, piekące i wżerające w jego twardą skórę łzy. Czyje to pocałunki je ścierały? Otworzył oczy i obraz nagle zaczął wracać, stał się wyraźniejszy, bardziej realny. Oddychał znów tak, jakby przed chwilą się topił, ale próbował się uspokoić, próbował odzyskać jasność umysłu. Przytulała się do niego...
Gabi. Kurwa... co się dzieje... Zamrugał. Wstała, nie chciał, żeby odchodziła, ale nie odeszła. Pomogła mu wstać, a on nadal jak naćpany nie do końca panując nad swoim ciałem ruszył za nią. Mogłaby wprowadzić go teraz w ogień, w takim amoku za nią szedł, ale nie wprowadziła w ogień tylko...
Znów zamrugał.
- Gabi... - Nie miał głowy do rozważania, co trzeba, czego nie trzeba, czy wyjść, czy zostać, czy schować się pod łóżkiem. Wszedł na nie i położył się. Nagle było tak miękko i przyjemnie, tak bezpiecznie. Nie myślał, po prostu działał, jego ciało jakby mechanicznie reagowało, jakby żadnych impulsów z mózgu nie dostało, a i tak wiedziało jak się zachować. Przytulił się do dziewczyny jak małe dziecko. Zwinął w pozycję embrionalną i wtulał w nią jakby znów miał te osiem, dziewięć lat i potrzebował tego poczucia bezpieczeństwa. Nadeszło. Zamknął oczy, z których nie wydobywały się już żadne płyny i pozwolił sobie na spokój. Przyszedł. Cisza, w jego głowie nie było ani jednej myśli. Tak ładnie pachniała... była taka ciepła. Tego potrzebował. Znów miał pięć lat i leżał w ramionach swojej matki, przy której usnął, oglądając wieczorynkę...
Odpłynął, sam nie wiedział nawet kiedy to się stało. Nie miał żadnych snów, spał spokojnie, oddychał miarowo, jakby żaden napad nie miał wczoraj miejsca. Nawet nie zarejestrował jak w środku nocy przebudził się, żeby zdjąć buty i koszulę, nie pamiętał kiedy wsunął się pod kołdrę i nawet tego, że tym razem to on przytulił do siebie śpiącą obok dziewczynę. Dopiero rano, gdy otworzył oczy, które dziwnie go piekły... słońce raziło dopiero wtedy poczuł, że kogoś przytula. Nie mógł przypomnieć sobie jak to się stało... co się stało. Pamiętał, że Gai nakryła go w biurze, a później ich kłótnie i nagle zgasło światło.
Co jet kurwa? Naćpałem się czymś? Nie, niemożliwe, kiedy? Parzył na śpiąca twarz Gabi, nie mogąc zrozumieć jak to się stało, że wylądowali w łóżku. Bzykali się? Czemu nic nie pamiętał?
Spała tak spokojnie miała zaróżowione policzki i beztroski wyraz twarzy. Czuł dziwny spokój, jak na nią patrzył. Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło, otulił bardziej ramionami i wcisnął delikatnie jej ciało w swoje, tak, że opierała się teraz polikiem o jego tors. Przymknął oczy, woj wtulając w jej bujne włosy i tak leżał, próbując wrócić wspomnieniami do tego co się stało.
I nagle stało się TO. Podłoga, zimna ściana, jej przerażenie, jakaś dziwna panika, był w Polsce, później we Włoszech, później znowu uciekał przed policją z ciotką, w międzyczasie pojawił się jakiś trup. Czemu nagle te wszystkie wspomnienia wróciły? Pamiętał, jak siedział na ziemi, jak ona próbowała go uspokoić, teraz jakby żywiej pamiętał co do niego mówiła, a czego nie rejestrował wczoraj. To wyglądało jakby miał jakiś dziwny atak... paniki? Skąd się to wzięło? Sięgnął głębiej, chciała wyjść, chciała go zostawić, odejść. Pamiętał. Już wszystko doskonale pamiętał. Przełknął ślinę, poczuł się... żałosny. Żałośnie słaby. Ja pierdole ona to wszystko widziała, ja PŁAKAŁEM. Ja pierdole... jak to się wszystko stało? Nigdy czegoś takiego nie przeżył. To trochę tak, jakby jakaś blokada w jego mózgu, którą założył sobie za młodu, została nagle zblokowana, wypuszczając na światło dzienne wszystkie jego lęki, wszystkie emocje, uczucia, które zawsze tak w sobie dusił.
Gabi poruszyła się pod nim niespokojnie, obudziła się? Nie chciał, żeby się budziła, myślał, żeby zniknąć, cicho wymsknąć się z pokoju, a później udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Tak, tak byłoby najrozsądniej. Jednak już nie zdąży, bo faktycznie się obudziła.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. - Rzucił cicho, wyplątując ją ze swoich objęć i spojrzał jej w oczy z bliska.
- Chyba powinienem jechać już do domu... - Jego głos był dziwnie spokojny i cichy, jak nie jego. Widocznie było mu dziwnie przez wczorajsze wydarzenia, nie miał pojęcia jak ma się zachować. Zostać? Porozmawiać? Ale o czym niby, skoro sam nie wiedział co się stało.
- Nie wiem co się stało. - Wyprzedził jej pytanie i pogłaskał ją po policzku, patrząc za swoim ruchem. - Dziękuję, że wczoraj nie wyszłaś i że zostałaś, ale... - Odsunął się w końcu i westchnął, podnosząc się do siadu. Złapał się za głowę, bolała, jakby miał kaca. - Nie chcę żebyś się nade mną w jakiś sposób litowała. Nic się nie stało, to pewnie narkotyki. - Zaśmiał się nerwowo i zerknął na nią przez ramie. - Zrezygnujesz z pracy? Odejdziesz? - Sam już nie wiedział o co pytać, co powiedzieć, czego nie... chciał zniknąć, najlepiej na zawsze. Jak miał patrzeć jej w oczy po tym, jak widziała jego łzy? Nikt ich nie widział od prawie trzydziestu lat...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ