asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
46.

Kiedy ostatnim razem widziała się z Augustem, wstępnie umawiając się na te ich ciastko, które był jej winien za nieocenioną pomoc, nie sądziła, że okres od tamtej rozmowy do dzisiejszego spotkania, wyda jej się tak długi. W rzeczywistości nie minęło wcale tak sporo czasu, ale miała wrażenie, że po tym, jak z powodu problemów z ulewą musiała zostać na noc w szpitalu z Jonathanem, postarzała się trochę i straciła tam więcej czasu, niż jakby ten biegł normalnie. Próbowała ignorować to, że potrzebowała więcej odpoczynku, niż zwykle, ale chociaż nieźle to ukrywała, wystarczył fakt, że ona sama była tego świadoma. To w połączeniu z raczej złowróżbnymi zapowiedziami, że nie uda jej się uniknąć częstych pobytów w szpitalu, jak i poznanie doktor Westbrook, która była jawnym dowodem na to, że już nie tylko z powodów kardiologicznych, potrzebowała opieki, sprawiało, że nie spała ostatnio najlepiej. Potrzebowała się od tego wyrwać, chociaż na parę chwil i może dlatego podobała jej się wizja zjedzenia ciastka w towarzystwie Augusta. Nie czuła wyrzutów sumienia, bo tłumaczyła to sobie tym, że przecież... cóż mogłoby go obchodzić jej zdrowie? Mało kto chciał słuchać o takich rzeczach, a dookoła niej nie brakowało już ludzi, którzy na barkach musieli nieść obawy o jej życie. Nienawidziła tego. Świadomości, że dokłada innym zmartwień, że ona sama często radzi sobie lepiej ze strachem o siebie, niż inni. To nie było sprawiedliwe i czasem - chociaż w zasadzie logika nakazywałaby inaczej - denerwowało ją, gdy ktoś traktował ją specjalnie, tylko z uwagi na jej chorobę i stan.
Z Hemingwayem nie musiała się o to obawiać. Droczył się z nią, wygłaszał poglądy, które tak bardzo stawały w opozycji do jej własnych, czasem ją nawet wkurzał, ale wtedy właśnie parskała śmiechem, jak zawsze, bo nie myślał o tym, że koniecznie musi unikać wszelkich stresujących sytuacji, które przyspieszyłyby pracę jej bezużytecznego serca. Tak, to było głupie z jej strony, ale też ona sama nigdy nie mówiła, że jest najmądrzejszym rudzielcem w tym mieście.
- Umm... poproszenie o zmieszanie tych dwóch polew było zdecydowanie moją najlepszą decyzją w ostatnim czasie - napiła się właśnie swojej kawy, z której dumnie sterczała bita śmietana, pokryta gęsto wspomnianymi sosami, czekoladowym i truskawkowym. Chociaż kawiarnia w Sapphire River nie była najlepszą, jaka znajdowała się w miasteczku, Mari zdecydowanie wolała unikać tych w Opal, kiedy łamała cukrowe zasady tak dumnie, jak tego dnia. Już z rana nie czuła się najlepiej, ale zamiast słuchać organizmu, wmawiała sobie, że miłe wyjście i dobre ciastko na pewno poprawi jej humor. Wiara w niezłomność tego założenia przyświecała jej cały czas, nawet teraz gdy wyszczerzyła się radośnie do Augusta, a dokoła jego twarzy pojawiło się kilka dziwnych błysków i załamań światła. Zamrugała dwa razy i potarła oczy, ale to nie pomogło, wręcz przeciwnie, wizja stała się bardziej zamazana, a w jej ciało uderzyła fala gorąca. Mówiła sobie, że po prostu było duszno... po to wzięła kawę mrożoną, na chwilę pomogła, chciała wziąć kolejnego łyka, nie była pewna, czy August coś odpowiedział. Chciała powiedzieć, że chyba słońce jej za mocno zaświeciło w oczy, skłamać jakkolwiek, ale najpierw musiała się napić, pociągnęła więc chłodnego napoju, chociaż widziała zamiast jednej rurki, aż trzy. Złapała ją jako tako między usta, a potem... polewa truskawkowa na bitej śmietanie zaczęła się rozmywać. Pokryła większą część, co było dziwne... Mari zmarszczyła oczy poczuła ciepło na wargach i metaliczny smak na języku, gdy odstawiła słomkę. - Szlag - rzuciła, gdy jasnym stało się, że to nie syrop, a krew, które teraz w dodatku poplamiła jeszcze stolik. Spanikowała lekko, położyła jedną dłoń na blacie, nie chciała podnosić głowy i nie wiedziała, czy ma już teraz iść do łazienki, czy jeszcze coś powiedzieć. - Przepraszam... cholera - dłonie jej zadrżały, ale złapała chusteczkę i docisnęła ją do nosa, spojrzała odruchowo w bok, próbując w głowie odkopać kierunek, w którym należało iść do łazienki. Czuła w głowie tą charakterystyczną ciężkość, ale to nie pierwszy raz. Powtarzała więc sobie, że musi po prostu dojść do łazienki, o własnych siłach... powiedzieć Gusowi, że tam pójdzie, a potem wstać i iść. Robiła to nie raz, zasłabnięcie nie wchodziło w grę... a przynajmniej w jej na wpół przytomnej już głowie, ten plan miał jeszcze jakieś szanse.


August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
005.

W jego przypadku czas zdawał się nie płynąć nadzwyczaj szybko – może dlatego, że od dawna prowadził niespokojny, nieusystematyzowany tryb życia, co pozwoliło mu przywyknąć do wysokiego tempa działania. Gdy jeszcze na jego palcu błyszczała ślubna obrączka, zdarzało mu się zwalniać. Nieczęsto, zazwyczaj, kiedy małżonka domagała się uwagi oraz poświęcenia czasu, który mógłby – i chętnie by to zrobił – przeznaczyć na pracę. I choć mogło się wydawać, że takie podejście czyniło z niego pracoholika niepotrafiącego oderwać się od zadań, nie było to prawdą. A przynajmniej nie całą prawdą. Bowiem jego praca nie zawsze polegała na kwestiach angażujących. W równym stopniu wiązała się ze spotkaniami, których główną osią było prowadzenie rozmów, lecz poboczną z a b a w a. Nigdy jednak nie posunął się za daleko. Kochał żonę. Kochał ciało, które mu oddawała. Dlatego nie odczuwał żadnej potrzeby zdradzenia jej z inną kobietą, mimo że miewał ku temu okazje. Lecz to było wtedy. Przed rozwodem. Teraz wiele spraw wokół niego – jak również punkt widzenia obejmujący różne kwestie – zmieniło się.
Natomiast podejście do wypełniania obietnic pozostało na podobnym poziomie. Prawdę mówiąc, było ono zmienne oraz zależało od rodzaju złożonej obietnicy. Na szczęście kupno słodkiej przekąski tudzież kawy nie nastręczało żadnych problemów. Towarzystwo Marianne – tak nietypowe dla osób, z którymi zwykle się widywał – było miłą odmianą. Nie, nie mógł jej odmówić.
Nie mógł również powstrzymać zakłopotania, które wymalowało się na jego twarzy, kiedy kawa (lub napój kawopodobny, bo z tyloma dodatkami bardziej przypominał deser niżeli espresso, któremu on był wierny) odcisnęła się nad górną wargą kobiety. Próbował d y s k r e t n i e zwrócić jej uwagę, lecz kiedy to nie pomogło, zaśmiał się. Zaskakującym było dla niego, jak niewiele trzeba, by kogoś uszczęśliwić. Szkoda, że jego wymagania były tak wywindowane.
Odwrócił od niej spojrzenie; jego uwagę chwilowo zwróciła wysoka blondynka wchodząca do kawiarni. Musiał przyznać, że potrafiła się poruszać. Szybko spostrzegł, że nie był jedynym mężczyzną, który ją zauważył. To go zniechęciło. Wrócił spojrzeniem do Marianne oraz kubka czarnej kawy, lecz zamiast ujrzeć w pełni uśmiechniętą, nierozgarniętą trzpiotkę z wąsami z bitej śmietany, zobaczył strach i niepewność. — Mari? — na próżno próbował pozyskać jej uwagę. I choć starała się zamaskować krew, August był zbyt b y s t r y by dać się oszukać mizernemu kamuflażowi. Wystarczyło spojrzeć w jej oczy, by zrozumieć, że coś było nie w porządku. — Powinnaś pochylić głowę do dołu — zasugerował. Nie było to pierwsze krwawienie z nosa, jakiego był świadkiem; znał procedury. Wstał z miejsca. W pierwszej kolejności odsunął od niej kawę „deser”. Nie chciał, żeby przypadkiem go strąciła, czyniąc wokół siebie bałagan lub plamiąc ubranie. Następnie ułożył dłoń na jej ramieniu i wówczas poczuł, że mięśnie kobiety wiotczeją. Jakby całkiem straciła siłę.
— Marianne, chcesz wyjść na powietrze? — spytał, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Reakcję organizmu zrzucił na osłabienie i panującą wokół duchotę. Nie wiedział, że kryje się za nią znacznie poważniejsza choroba.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Pewnie gdyby nie leciała jej krew z nosa, sama gapiłaby się na tamtą blondynkę, ale aktualnie na głowie miała trochę inną kwestię. Była szczerze przerażona, nie tyle swoim stanem... tego była świadoma, często żartowała z potencjalnej śmierci, a nawet się o nią wykłócała. Fakt, raz się załamała po drodze, ale przeważnie podchodziła do tego z dystansem, nie pozwalając sobie na zdołowanie. Bała się więc czegoś innego... obecności Augusta. Nie chciała przy nim przez to przechodzić, nie chciała do ich dość dziwnej i pewnie nieoczekiwanej relacji dołączać własnej choroby. Była wykończona tym tematem, po prostu bawiła się lepiej, gdy co jakiś czas mogła poudawać, że jest zdrowa. Tylko, że cały misterny plan poszedł... ech.
Może, gdyby miała większą kontrolę nad swoim organizmem, rozegrałaby to wszystko lepiej. Wcześniej wyszłaby do łazienki, została tam jakiś czas, ale póki co cała jej energia kierowana była na to, by nie straciła przytomności. Jeśli umiała to wypracować, to właśnie całą siłą woli walczyła o kontakt z otoczeniem, jakikolwiek. Docierało do niej to co się działo, ale z opóźnieniem i w irytująco zwolnionym tempie. Poza tym mieszało jej się to, co rzeczywiste z tym, co chyba jej mózg próbował podsyłać, gdy co chwila odpływał.
Gust coś mówił, chciała unieść głowę i na niego spojrzeć. Nie była pewna, czy to zrobiła czy nie, potem wzrok jej przeskoczył na zegarek trzymany na nadgarstku. Ten wyświetlał właśnie komunikat o spadającym ciśnieniu. W torebce miała leki. Prosty ciąg przyczynowo skutkowy, a ledwo udało jej się dłoń zacisnąć na własnej torbie. Chciałaby wyjść na zewnątrz, ale to mogłoby się źle skończyć, musiała sobie poradzić z tym sama.
- ..sze... d-o... zienki - w jej odczuciu wyartykułowała to wszystko bardzo wyraźnie i wierzyła w powodzenie tego planu. Czuła, jak się podnosi z krzesła, zabiera torebkę, jak ostrożnie wymija Augusta. Wydawało jej się, że idzie przed siebie, że już jest w połowie drogi, że faktycznie łapie za klamkę od łazienki, obmywa twarz chłodną wodą, bierze leki i powoli oddycha. Taka była rzeczywistość, której obrazy podstawił jej mózg. Jeśli zaś chodzi o to, czego świadkami mogli być August i inni goście oraz personel kawiarni, wyglądało to całkiem inaczej.
Tyle co podniosła się z krzesła i dość niezgrabnie odepchnęła Gusta na bok, postawiła parę kroków, a potem całkowicie odpłynęła, lecąc na ziemię i ciągnąc za sobą obrus pokrywający stolik obok i niewielki wazonik, jaki stał w jego centralnej części. Nie pamiętała, jak została podniesiona i wyniesiona na zewnątrz, ale otworzyła na moment oczy, widząc jedynie sufit i zamontowane na nim oświetlenie. W jej świecie nadal była w łazience i miała się dobrze, dlatego, gdy do jej płuc dostała się porcja świeżego powietrza, która wybudziła ją z kilkuminutowej utraty przytomności - spanikowała. Nie wiedziała co się dzieje i gdzie jest, chciała się podnieść, ale nie miała siły, więc jedynie rozglądała się na boki, chłonąc otoczenie i konfronując je z tym, co miała w głowie.
- By... byłam w łazience... - broda jej drgała, a mięśnie wydawały się być zwiotczałe. Rozpoznała jednak Gusa, pamiętała, że siedziała z nim przy stoliku, że zaczęła lecieć jej krew z nosa, a potem wyszła do łazienki i chyba myła tam twarz... chyba. - ...p-roszam - wyrzuty sumienia nie były zależne od jej charakteru, nie należała do osób, które usilnie chciały przepraszać, ale szok tak na nią działał. Czuła, że powinna, poza tym faktycznie było jej wstyd. - Strasznie prze... praszam - znów musiała przymknąć oczy, ale liczyła na to, że kolejny raz nie odpłynie. - Torba... moja torba, tam są... muszę - znów za szybko chciała powiedzieć jakieś zdanie, ale jeśli coś jej miało pomóc to na pewno leki.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Udawała zdrową. On udawał, że nie dostrzegał problemu.
Bo przecież – kiedy się poznali – był świadkiem tego, jak niewielki wysiłek nieomal rzucił ją na kolana. Widział rozsypujące się po torebce tabletki. Krople potu wstępujące na twarz w połączeniu z nienaturalnymi wypiekami oraz nierównym oddechem. Wiedział, że coś było nie w porządku. Wiedział, a mimo to nigdy nie zapytał o przyczynę. Nie próbował też prześledzić tego, kim była, choć nader często sprawdzał osoby, z którymi się widywał. Tym razem postąpił inaczej i być może przyjdzie mu tego pożałować.
To był z ł y pomysł – kiedy spróbowała zmobilizować wszystkie siły, by wstać i odsunąć go na bok. Z tego powodu zareagował z opóźnieniem. Niezrozumienie sytuacji, a może nawet strach, zaburzyły jego refleks. Nie zdążył jej złapać. Spróbował; jego ręka wystrzeliła w kierunku Marianne, lecz dłoń zacisnęła się na powietrzu. Nie spodziewał się bowiem, że kobieta chwyci się obrusa, co zmieniło trajektorię upadku, jednocześnie odrobinę go spowalniając.
Nie odczuła tego, lecz wokół nich wybuchło zamieszanie. Jedna z kelnerek upuściła tacę, tłukąc porcelanę, a dziecko, które do tej pory w spokoju pałaszowało lodowy deser zaniosło się głośnym płaczem. Rodzice nie potrafili go uspokoić.
August nachylił się nad Marianne. Oddychała, co więcej, nawet pod przymkniętymi powiekami widział, jak oczy poruszają się, dosłownie jakby chciały przejrzeć ciemność. Upadek nie wydawał się poważny, dlatego podniósł dziewczynę i wyniósł ją na zewnątrz. Wiotkie ciało ułożył na ławce. Zdjął marynarkę, złożył ją w pół i wsunął pod jej kark.
Słyszał, że próbowała coś powiedzieć, ale słowa przypominały urwane mruknięcia. Zorientował się jednak, że wspomniała o torebce. Odszukał ją i otworzył. Przetrząsnął jej zawartość, wyciągając kolejne pudełeczka tabletek. Nie wiedział, które z nich są tymi właściwymi, dlatego pokazywał je Marianne.
W tym czasie jego uwagę zwróciła kobieta – blondynka, której już raz udało się przyciągnąć jego wzrok. Choć nie spodziewał się tego po kimś t a k ubranym, to właśnie ona stała o kilka kroków dalej, przez telefon tłumacząc, że jedna z klientek kawiarni zasłabła. Podała adres. Domyślił się, że wezwała pomoc. Dlaczego on na to nie wpadł?
— Niech pani przyniesie szklankę wody — rzucił do kelnerki, która prędko wykonała prośbę. — Powoli, Mari. Nie wykonuj gwałtownych ruchów. Połknij tabletki, napij się. Ktoś wezwał karetkę, więc zajmą się tobą.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wspomnienia i jej własne wyobrażenia mieszały się ze sobą, tworząc dość niezrozumiałą mieszankę, przez którą była tylko bardziej zagubiona. Z całkowitej ciemności i trwania w zawieszeniu, znalazła się znów w otoczeniu pełnym bodźców, które były pewną nowością. Musiała się skupić, by zrozumieć, że została wyniesiona na zewnątrz, a ze skupieniem w jej obecnym stanie wcale nie było tak łatwo. Serce wciąż waliło jej w piersi, a szybki oddech sprzyjał hiperwentylacji, przez którą niezmiennie rozmywał jej się obraz na peryferiach pola widzenia. Z początku chyba nawet nie dotarło do niej, że August sięgnął po jej leki, ale gdy stało się to jasne, kiwaniem głową odrzuciła dwa pierwsze i zaakceptowała trzecie. Dłonie jej się trzęsły, kiedy na jednej z nich znalazły się dwie białe pastylki, a potem miała wrażenie, że ciężar szklanki przeciąży działanie jej mięśni i ścięgien. Udało jej się jednak połknąć medykamenty, chociaż przy ostatnim łyku wody zakaszlała, delikatnie się krztusząc. Wszystko przez to, co powiedział jej August. Trzy słowa które sprawiły, że zaatakowała ją wzmożona fala paniki.
- Żadnej karetki! - przynajmniej udało jej się powiedzieć to w miarę zgrabnie, bez jąkania i innych zbędnych dźwięków. Uniosła nawet głowę na tyle, by spojrzeć na gapiów, próbując domyślić się, które było odpowiedzialne za to wezwanie. - Proszę odwołać... nie potrzeba... proszę odwołać karetkę - teraz już nie było tak łatwo, bo brakowało jej tchu i znów jej głowa spoczęła na czymś miękkim, czego pochodzeniem się jeszcze nie przejmowała. Może to i lepiej, gdyby wiedziała, że poskładał jej pod głową jedną z tych swoich horrendalnie drogich marynarek, pewnie jak nic dostałaby z miejsca zawału i byłoby po ptakach. - August... powiedz, żeby odwołali... - poprosiła jeszcze jego, przymykając na moment oczy. Czuła, że musi wziąć się w garść i to szybko. Próbowała więc oddychać spokojniej, liczyć w głowie, jak ją uczono. Nie pomagało natomiast to przemożne uczucie wstydu, bo nigdy nie chciała odwalić takiej manniany przy ludziach, a już na pewno nie przy Hemingwayu. W dodatku bała się konsekwencji tego zasłabnięcia. Miała dość kłótni o to, że ciąża i jej zdrowie wcale nie stawiają jej w takiej złej pozycji, że sobie radzi i nie czuje się źle... realia zaczynały być inne, a jej brakowało argumentów, skoro sama dostrzegała, że było z nią coraz gorzej. Stanowiło to prawdę, której nie chciała zaakceptować i obawiała się, że jeśli teraz wezmą ją do szpitala, to nie pozwolą jej jeszcze dziś go opuścić. Żadnego miejsca tak się nie bała, więc to generowało tylko dodatkowy strach.
- Już mi lepiej... naprawdę. Przepraszam, to nic groźnego, szkoda, żeby jechali tu z takiego powodu - bardzo dokładnie ważyła słowa, chcąc mówić płynnie i pewnie, ale przy tym generowało to dość powolne tempo wypowiedzi. Szczególnie jak na nią. Teraz jednak nie tym się przejmowała, tylko opracowaniem planu, jak wywinąć się z tej sytuacji.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Również nim zatrząsnęły skrajne uczucia. Przede wszystkim strach oraz zaskoczenie – nie spodziewał się, że niedawno poznana dziewczyna wywoła w nim takie przejęcie, bo zwykle nie zawracał sobie głowy zdrowiem tudzież stanem innych ludzi. Z drugiej strony wywołała w nim także złość, w dodatku równie silną, co wcześniej wspomniana obawa. Dlaczego, do cholery, nie zdecydowała się go uprzedzić? Zachowanie Marianne – tuż po tym, jak zaczęła powoli odzyskiwać świadomość – ewidentnie wskazywało, że w i e d z i a ł a, jak zachować się, gdy życie gwałtownie podcinało jej kolana. Bo chociaż dostrzegał w niej strach, zdawał się on nie mieć związku z omdleniem. Wzmógł się bowiem, kiedy usłyszała jedno konkretne słowo – k a r e t k a.
Wydało mu się to irracjonalne. Zwykle w takich wypadkach, wsparcie medyków przyjmowało się z wdzięcznością, nie z malującym się na twarzy strachem, a nawet paniką.
— Mogą państwo wrócić do swoich zajęć — zwrócił się do ciekawskich ludzi, z których część wciąż wpatrywała się w niego oraz dziewczynę, zdając się nie mieć ciekawszych zajęć. — Dziękuję za udzieloną pomoc. Dalej poradzimy sobie sami — dodał. Nie miał jednak na myśli wezwanej karetki. Chciał jedynie pozbyć się irytującego tłumu. Zamierzał bowiem n a k ł o n i ć Mariannę do mówienia, jednocześnie zapewniając jej – w miarę możliwości – dyskrecję.
Poczekał więc, aż kelnerka zaprosi gości do kawiarni, dając im nieco prywatności. Zyskała tym jego sympatię. Jako jedyna spośród tych wszystkich osób, wydawała się podążać za jego słowami.
— Po pierwsze, nie wyglądasz dobrze — powiedział, rozzłoszczony tym, że próbowała go oszukać, na dodatek nieudolnie. Był stosunkowo bystry, a to że wciąż czuła się słabo dostrzec można było na pierwszy rzut oka. — Albo powiesz mi, co się tak naprawdę dzieje, albo własnoręcznie zapakuję cię do karetki i dopilnuję, żebyś znalazła się w szpitalu — dodał, przedstawiając swoje stanowisko.
W jego wyobrażeniach nie chodziło o c h o r o b ę. Miała problemy ze zdrowiem, dostrzegał tego symptomy już wcześniej, lecz wolał je ignorować, nie zwracać na nie uwagi. Wprawdzie wciąż nie wiedział z czym się mierzyła, jednak nie to intrygowało go w tym najbardziej. Ciekawość skupiała się na tym, z jakiego powodu tak usilnie odprawiała pogotowie. Doświadczenie podpowiadało mu, że krył się za tym konflikt z prawem. Niestety nijak miało się to do jego obserwacji. Szczerze mówiąc, zżerała go ciekawość.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nienawidziła takich sytuacji.
Przede wszystkim wychowała się i prawie całe życie spędziła na wsi, na której omdlewanie i inne problemy ze zdrowiem zdecydowanie stanowiły powód do wstydu. Jej rodzice zawsze próbowali to tuszować i ona też przejęła od nich pewne naleciałości w tym kierunku. Poza tym nie chciała, by ktoś postrzegał ją przez pryzmat choroby, bo wtedy ona sama mogła udawać, że jej nie ma. Można nawet stwierdzić, że wykorzystywała Augusta do tego, by poczuć się lepiej, stworzyć sobie przestrzeń, w której nie wisiało nad nią widmo śmierci, ale ta sama przestrzeń aktualnie kruszyła się, jak szyba samochodu, w którą ktoś rzucił kamieniem.
Śledziła wzrokiem tłum wchodzący do środka za sprawą słów Augusta, ale nie była tak łatwowierna, by już poczuć ulgę. Gapie nie były czymś przyjemnym, ale ostatecznie to o karetkę się rozchodziło, a raczej szpital. Mocno walczyła o możliwość chodzenia do pracy, próbowała udowadniać każdego dnia, że jej krnąbrna rezygnacja z aborcji wcale jej nie zagraża, więc wiedziała czym wizyta w szpitalu mogłaby się dla niej skończyć na pewno nie natychmiastowym powrotem do domu po badaniach.
- Niezbyt... trafiony komplement - chciała chyba zagrać tą typową dla siebie kartą. Postawić na swój humor, przykryć nim wszystko inne, ale nadal przelewała się przez palce i co więcej, zaskoczył ją jego rozzłoszczony ton. Nie przeraził, umiała sobie poradzić w obliczu konfrontacji, ale po prostu zaskoczył, bo w całym tym kłębowisku emocji, chyba do końca jeszcze nie rozumiała, dlaczego August miałby na nią być zły. Inna sprawa, że sięgną po groźbę, która jak żadna inna, mroziła jej krew w żyłach. Może nawet oburzyło ją to, jak perfekcyjnie znalazł słowa, których adresatem być nie chciała. - Nie masz takiej władzy, żeby mnie gdziekolwiek pakować - rzuciła więc, marszcząc brwi z determinacją, a przynajmniej z taką jej dozą, na jaką aktualnie było ją stać. Spróbowała usiąść prosto, jakkolwiek przyjąć pozycję, w której nie wyglądałaby, jakby miała zaraz z powrotem upaść.
- A czy to ważne? Wiesz mi, nie chcesz wiedzieć - burknęła trochę niewyraźnie, ze swojej torebki wyjmując butelkę, w której miała chłodną wodę. Musiała się napić, a potem zerknęła na zegarek na nadgarstku i ustawiła pomiar pulsu, krzywiąc się odrobinę. Musiała się uspokoić. - Odwołaj karetkę, albo sobie stąd pójdę - przygryzła dolną wargę. Może żyła w paranoi, ale autentycznie się bała, że jakby ona ją odwoływała, to jeszcze ktoś jakimś cudem by się zorientował kim jest. - Po prostu zakręciło mi się trochę w głowie... świeciło słońce, nie piłam dość wody, na dobrą sprawę takie rzeczy mogłyby się przytrafiać każdemu - ale zawsze przytrafiały się jej. Czuła po prostu wstyd. Mogłaby mu powiedzieć, ale naprawdę uważała, że kwestia jej zdrowia to temat, którego nikt wcale tak naprawdę nie chce poruszać. Wprowadzał tylko niezręczność.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
— Nie miał nim być — odparł. Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień rozbawienia, bo chociaż Marianne próbowała odwrócić jego uwagę h u m o r e m okraszonym lekkim uśmiechem, nie była w stanie zatuszować w ten sposób osłabienia oraz zwiotczałych mięśni. Wprawdzie policzki zaczęły odzyskiwać kolor, lecz nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to za sprawą ogarniającego ją przerażenia, nie dlatego że zaczynała czuć się lepiej.
Co do jednego miała natomiast słuszność – nie przysługiwało mu prawo, do podejmowania decyzji w jej imieniu. Nie mógł z m u s i ć dziewczyny, by zasięgnęła wsparcia medyków, by dała im przyzwolenie na to, by o nią zadbali. Nie oznaczało to, że nie zamierzał próbować. Ponieważ zamkniętą postawą jedynie bardziej go do tego zachęcała, uwidaczniając istnienie problemu, o którym najwyraźniej nie chciała mówić.
— Chcesz się przekonać? — podjął wyzwanie, intensywnie wpatrując się w oczy Marianne, którymi błądziła między tłoczącymi się ku wejściu gapiami a jego osobą. Oszukiwał ją, to prawda, ale nie zamierzał dać poznać po sobie, że blefował. Z drugiej strony, jeśli była z a z n a j o m i o n a ze swoimi prawami, wiedziała, że ostatnie słowo należało do niej – o ile zachowywała przytomność.
Podtrzymał ją, kiedy próbowała usiąść. Jego marynarka zsunęła się na ziemię, jednak nie zamierzał się nią przejmować. Ważniejsze było, żeby dziewczyna z hukiem nie znalazła się obok niej.
— Im dłużej w to brniesz, tym bardziej się niecierpliwię — wspomniał, nie schodząc z tonu. — Gdybym nie chciał wiedzieć, nie zapytałbym. Ukrywasz coś przede mną. Stawiasz mnie w niewygodnej pozycji i cholernie mi to nie odpowiada — wyjaśnił, obserwując z jakim wysiłkiem otwiera butelkę z wodą.
— Niczego nie będę odwoływał, póki nie dowiem się, o co chodzi! — warknął, nie kryjąc irytacji. Nie zamierzał pozwalać, by z nim pogrywała. Jeśli czegoś od niego oczekiwała, musiała dać mu coś w zamian.
— Więc skąd w tobie taka niechęć? Ukrywasz się? — dopytał. — Jeśli to przypadek, daj się zbadać. Zajmie to najwyżej pięć minut i będziesz miała mnie z głowy — dodał, nie pojmując powodów kuriozalnej obawy, jaka najwyraźniej się w niej narodziła. Chciał być wobec niej w porządku, lecz tego samego wymagał wobec siebie.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Zmarszczyła jeszcze bardziej nos, kiedy bez zawahania sprowadził ją na ziemię, przyznając, że nie zamierzał jej skomplementować. Nie, żeby nie była tego świadoma, po prostu jakoś chciała rozluźnić atmosferę. Prawdę mówiąc dawno nie była w takiej sytuacji i chyba nawet zrozumiała w tej chwili, jak daleko zaszła jej nieoczekiwana relacja z Augustem. Jakimś cudem stał się kimś, kogo Marianne uważała już za osobę raczej bliższą, niż dalszą, a przy tym był chyba jedynym przedstawicielem tej grupy, który nie wiedział o jej chorobie. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio musiała kogoś o niej informować, trochę oswoiła się z myślą, że ludzie o niej wiedzą, więc ona sama nie musi się przejmować. Z tego też powodu ta sytuacja była dla niej taka trudna.
- Nie przestraszysz mnie, August - z jednej strony blefowała, ale z drugiej włączył się jej upór, który naprawdę potrafił wiele przeforsować. Poza tym wydawało jej się, że gdyby teraz była uległa, to z miejsca pokazałaby, że jest z nią źle, a tego naprawdę chciała uniknąć. Szukała więc jakiegoś scenariusza, którego torem mogłaby pójść i który wyprowadziłby ją z tej sytuacji względnie obronną ręką. Szkoda tylko, że póki co żaden taki magiczny skrypt się w jej myślach nie pojawił.
- Twoja burżujska marynarka - wybełkotała, patrząc na część garderoby, zamiast na niego. Pewnie nie takiego komentarza spodziewał się na te słowa o zniecierpliwieniu. Podparła się czegokolwiek mogła i jakoś sięgnęła po wspomniane okrycie. Mogła umierać, ale jednak... miała wrażenie, że finansowo leżąca na ziemi część garderoby była więcej warta, niż ona. Za nią nikt by tyle nie zapłacił.
- Dlaczego w niewygodnej pozycji? - nie spodobał jej się ten zwrot i po tym, jak już upiła nieco wody, w końcu krzyżowała z nim spojrzenia, wyraźnie się łamiąc nad jakąś kwestią. - W niewygodnej pozycji to będziesz, jak ci powiem. Znam ten schemat - zauważyła jak na siebie całkiem sucho. - Nie warcz na mnie, bo cię kopnę w piszczel! - dopiero co odzyskała przytomność, więc była nieco skołowana i w tym stanie nie potrafiła znaleźć ani lepszej groźby, ani tym bardziej jakiegoś rozsądnego kontrargumentu. W dodatku czuła, że grunt osypuje jej się spod nóg. Panika wzrastała, czas się kurczył, a jej organizm wciąż dopraszał się o spokój... wprost idealnie.
- Pięć minut - prychnęła, papugując jego wypowiedź. - Nie lubię szpitali, okay? Bardzo. - podkreśliła to, darując sobie słowa o tym, że to nie niechęć, a przerażenie. - Ale mam pewne... problemy ze zdrowiem - musiała dać za wygraną, ale jeszcze póki co ubierała to w możliwie najdelikatniejsze słowa. - Umowa jest taka, że dopóki czuję się dobrze, nie muszę tam wracać, ale jak już poczuję się gorzej, to nie wypuszczą mnie po pięciu minutach, więc do jasnej cholery, odwołaj tę karetkę... - aż przeszedł ją dreszcz przez własne słowa. Wiedziała, że nikt by tam jej krzywdy nie zrobił, wręcz przeciwnie, ale fobia była zbyt silna. - Chyba, że chcesz płacić karę za nieuzasadnione wezwanie - dodała pod nosem, bo on pierwszy sięgnął po groźby, więc ona też mogła się nimi posilić.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Pozwolił się oszukać. Nie, nie oszukać. Pozwolił, by sprawiła, że dociekliwy umysł przeszedł w stan uśpienia. Wyłączył przy niej część odpowiadającą za przezorność i chorobliwą potrzebę weryfikacji każdej osoby, którą spotykał na swojej drodze. W tym konkretnym przypadku nie widział takiej konieczności. Teraz zaczynał tego żałować. — Ty przestraszyłaś mnie — oznajmił. Wzbudzenie w niej strachu nie było jego zamiarem. Chciał natomiast pokazać, że nie ugnie się. Nie postępował jak d o b r y człowiek. Nie postępował nawet jak zły człowiek próbujący udawać dobrego. Kierował się własną moralnością, której zasady naginał lub łamał wedle potrzeby. Taka potrzeba nadeszła teraz.
Bez słowa wziął marynarkę i rzucił na ławkę, nie dbając o ubranie.
Właśnie takie sytuacje udowadniały, że krzyżowanie się dwóch znacząco różniących się od siebie światów powodowało problemy. Problemy, z którymi nie chciał się mierzyć. Próbował tego z byłą żoną – b y ł ą – co dostatecznie wyraźnie mówiło o tym, że poniósł porażkę. Wszystko wskazywało na to, że historia miała się powtórzyć.
— Kopniesz mnie w piszczel? — powtórzył po niej, zdenerwowany brakiem powagi. Być może w świecie Marianne omdlenia były codziennością, do której się przyzwyczaiła, lecz dla niego stanowiły niemiłą odmianę. Traktował to więc ś m i e r t e l n i e poważnie. A ignorancja, którą się wykazywała, działała mu na nerwy. — Miałoby mnie zaboleć? Chcesz mnie w ten sposób u k a r a ć? — pytał, wiedziony ciekawością, jakie zamiary przyświecały dziewczynie. Przed momentem z trudem łapała powietrze, a teraz chciała go uderzyć?
Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia. Skrzyżował ręce, czekając na szczegóły. Srodze się zawiódł, kiedy ponownie próbowała go zmylić.
— Masz problemy ze zdrowiem? I oczekujesz, że odwołam kartkę? To niedorzeczne — powiedział, patrząc na nią z góry, pozwalając, by złość mocniej uwidoczniła się w tonie głosu.
— Nie ja ją wezwałem — wzruszyła ramionami udając obojętność. — Zrobiła to kelnerka. Albo ktoś z klientów. Nie zwróciłem na to uwagi, bo pilnowałem, byś nie roztrzaskała głowy o chodnik — wyjaśnił, zaczynając traktować ją jak dziecko. — Jeśli nie będziesz ze mną szczera, niczego ode mnie nie oczekuj.
Zapłacenie za wezwanie pomocy nie było w stanie go spłoszyć. Miał świadków, którzy potwierdzą omdlenie. Ponadto był agentem! Nawet nie będąc na służbie nosił przy sobie odznakę. Wyłgałby się. — Chętnie zapłacę tuż po tym, jak cię przebadają i powiedzą, że możesz bezpiecznie wrócić do domu.

Marianne Chambers
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Czuła głównie uczucie wstydu, bo też wychowano ją w poczuciu, że choroby są wstydliwe, że nie należy się z nimi obnościć, bo takie słabości sprawią, że zostanie się zepchniętym na margines. Odkąd wyprowadziła się z domowej miejscowości, zaszło w niej sporo zmian, ale ostatecznie wciąż była tą samą osobą, z zakorzenionymi poglądami i ograniczeniami narzuconymi jej przez lata dojrzewania.
- Przepraszam, nie chciałam ciebie przestraszyć - zeszła nieco z tonu, bo faktycznie nie chciała wywoływać u niego żadnych negatywnych emocji. To nigdy nie było jej celem, a wręcz właśnie tego starała się unikać wszystkimi możliwymi sposobami. Czasem może - w rozumieniu osób takich, jak August - głupimi sposobami. Pokiwała więc głową twierdząco, ale już nie przyznała na głos, że owszem, kopnie. Raczej by nie kopnęła, chociaż w sumie... kto wie. Przez to, jak się zachowywał, miała wrażenie, że znów ma dwanaście lat, a ojciec ją karci za to, że biegła po polu i połamała kukurydzę. Wtedy też wydawało jej się, że nie ma niczego na swoje usprawiedliwienie, jednocześnie nie postrzegając swojej winy, jako tak poważnej, jak jawiło się to w odbiorze rozmówcy. - Czemu od razu ukarać? Dlaczego robisz z tego takie widły? - zapytała, wtrącając w wypowiedź pół powiedzenia, bo była zestresowana tą ich rozmową i perspektywą szpitala. Nie miała pojęcia co robić, a z jej perspektywy August wcale jej nie ułatwiał. Prawdę mówiąc sądziła, że niekonieczni będzie przejmował się jej stanem i raczej machnie na niego ręką, jak tylko mu powie, że jest okay i nie potrzebuje pomocy. Myślała, że mimo wszystko... nieszczególnie angażuje się w cudze problemy, chociaż w żaden sposób nie uważała tego za coś złego. Zwyczajnie nie sądziła, że jej osoba mogłaby w nim wzbudzić takie emocje, szczerze mówiąc wychodziła z założenia, że zdecydowanie lubi go bardziej, niż on ją.
- To nie są problemy, do których potrzebna jest karetka! - zauważyła będąc w stresie, bo jednak... brakowało jej argumentów, by wyjaśnić, że naprawdę było z nią względnie dobrze - przynajmniej w jej odczuciu.
- Och to sama ją mogę odwołać! - fuknęła już, czując jak znów serce nierówno przyspiesza, kołatając w jej piersi. Ręką sięgnęła też po torebkę, szukając w niej telefonu. - Nie zachowuj się tak, jakbym nie była wdzięczna za pomoc, po prostu nie rozumiesz - dodała po chwili, bo z emocji, choroby i jakieś paniki, dłonie już całe jej się trzęsły. - Nie pozwolą mi wrócić do domu! - trochę jej się to wymsknęło i w złości wyrzuciła te parę słów, patrząc mu w oczy, walcząc ze sobą. Widać było, jak przemykają po niej różne emocje, a potem... potem nie miała już siły. Ramiona jej opadły, powietrze opuściło płuca. Niewiele było osób, którym o tym mówiła, ale już kilka takich spowiedzi miało miejsce... mimo to była pewna, że nigdy się do nich nie przyzwyczai. Każdej z osobna nienawidziła tak samo, jak poprzednie. - Ja umieram, August - rzuciła więc głucho. - To znaczy... są pewne szanse, że przeżyję, ale niewielkie... potrzebuję przeszczepu serca, ale przez pewną decyzję nie będę mogła go przejść. Próbowali mnie ratować sztuczną zastawką, ale będzie trzeba ją wyciągnąć, bo nie mogę brać dłużej leków, żeby krew mi nie krzepła... i jeśli ma ograniczony czas, to nie chcę go spędzić w szpitalu, a tak się stanie, jeśli kolejny raz przyjedzie do mnie karetka - zakończyła, a broda delikatnie jej drgnęła, jednak zaraz uspokoiła swoją mimikę. - Zadowolony? Lepiej ci teraz, gdy jestem z tobą szczera? - dodała ciszej, znów sięgając po wodę, bo jej stan wciąż nie był najlepszy.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Uczucie wstydu nie było mu obce, choć nie doświadczył go od wielu lat. Nie, to niepoprawne sformułowanie. Doświadczał wstydu – może nie tak dogłębnego, lecz mimo to wyraźnie dającego znać o swojej obecności. Nauczył się jednak odpowiednio z nim obchodzić. Nie był już chłopcem, którego ojciec mógł ustawiać wedle urojonych zachcianek, czym wielokrotnie zawstydzał go wśród dobrze sytuowanego towarzystwa. Teraz, nawet jeśli doznawał emocji, potrafił zapanować nad odruchami, by reakcje ciała nie zdradziły go. Nigdy nie nauczyłby się tego, gdyby nie poszarpane wspomnienia.
Za żadne pieniądze nie wróciłby do lat dziecięcych.
W odpowiedzi na przeprosiny skinął głową. Być może w y p a d a ł o, żeby odwdzięczył się miłym słowem, lecz aktualnie żadne nie przychodziło mu do głowy, a prawdopodobnie również nie przecisnęłoby się przez spięte zdenerwowaniem gardło.
— Ja robię zamieszanie? — spytał, tonem głosu podkreślającym absurd tego założenia. — Zasłabłaś na środku kawiarni, odpłynęłaś, mimo to udajesz, że nie wydarzyło się nic wielkiego i uważasz, że to ja prowokuję zamęt? Marianne, otrzeźwiej — zasugerował, nie mogąc przyznać jej racji. Nie spierał się z nią dlatego, że nie potrafił przegrywać (choć rzeczywiście miał ogromny problem z przyznawaniem się do porażek). Zwyczajnie nie potrafił pojąć, czym się kierowała, mówiąc to wszystko.
Wyjaśnienie pojawiło się wkrótce.
I wcale go nie uspokoiło. Przeciwnie, wyznanie sprawiło, że z m u s z e n i e Marianne do poddania się podstawowym badaniom wydało mu się słuszniejsze niż wcześniej. Domyślił się, że miała problemy ze zdrowiem; był spostrzegawczy i zapamiętał, że przy pierwszym spotkaniu potrzebowała leków, tracąc oddech na schodach. Nie przypuszczał jednak, że skala problemu była tak poważna.
Z trudem przełknął gorycz tych słów.
— Powinnaś była powiedzieć mi wcześniej — westchnął, siadając na ławce. Zaskoczony, momentalnie zapomniał o zamieszaniu związanym z karetką. — Ale domyślam się, dlaczego tego nie zrobiłaś — dodał, patrząc na nią z troską oraz współczuciem. W tym momencie poczuł się zmęczony. Zmęczony kłótnią, zmęczony ciężarem informacji. Z drugiej strony, był jej wdzięczny za szczerość.
— Kiedy przyjadą, wyjaśnię im, że nie są potrzebni — ostatecznie przystał na jej prośbę.
Stało się to, czego Mari od początku się obawiała. August spuścił z tonu, złagodniał, ale również zdystansował się. Zwykle pełen ogłady i umiejętnie radzący sobie w trudnych sytuacjach, teraz nie wiedział, jak zareagować. — Ale robię to tylko dlatego, że twój partner jest lekarzem — dodał, starając się znaleźć złoty środek, by nie czuł, że zmusza ją do czegoś, czego widocznie chciała uniknąć, a wręcz się bała, jednocześnie nie zostawiając jej bez odpowiedniego nadzoru.

Marianne Chambers
australia
Karo
ODPOWIEDZ