Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ostatnie klika dni były dla Gabi bardzo intensywne. Co ona właściwie robiła ze swoim życiem? Dokąd ono zmierzało i co czekało na nią na końcu krętej ścieżki? Za każdym zakrętem czekała na nią jakaś mina, bomba, granat, myśliwy z zatrutymi strzałkami, ale były też miejsca, gdzie znajdowała jedzenie, wodę, a nawet kosztowności. Głównie złoto, ale czasem trafił się jakiś rubin czy diamencik w zależności od wielkości skrzyni, którą otwierała.
Drżała na samą myśl o tej pracy, obowiązków było naprawdę dużo! Pilnowanie dostaw towarów, dbanie o to by w hotelu zawsze były środki czystości, mydełka dla gości — nie mogło niczego brakować. Kontrolowanie wydatków restauracji, dbanie by gościom niczego nie brakowało, kontrolowanie personelu czy dobrze wykonują swoją pracę, rozwiązywanie trudnych spraw jeśli klientom coś się nie podobało, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Dokładnie przestudiowała wszystkie pliki jakie dostała od Aresa, była tego góra, aż normalnie skrzynka jej się przytkała w pewnym momencie, bo ona to jest taka, że nie usuwa żadnej reklamy, oferty, spamu, nic. Ma na skrzynce taki bajzel jak miała w swojej żółtej strzale, która teraz spoczywała na złomowisku. Ten samochodzik tyle z nią przeszedł... Miała do trochę ponad rok, a wspomnień z nim związanych mnóstwo. Pieprzone wombaty! Przestała je lubić, mimo iż są bardzo sympatyczne.
Spakowanie się do dwóch walizek i jednej ogromnej, sportowej torby było dla Gabi wielkim wyzwaniem, nie wiedziała jakie ubrania powinna zabrać, jak powinna się prezentować. Dzięki temu zrobiła generalny remanent w swojej szafie i bardzo dużo rzeczy powrzucała na lokalny portal typu Vinted, część przeznaczyła na szmaty. Zabrała ze sobą zaskakująco dużo spódniczek, koszul, sukienek, szpilek... Ledwie kilka strojów było takich luźnych, do siedzenia w pokoju. Chciała godnie reprezentować firmę, w której podjęła zatrudnienie, nie chciała by Ares się za nią wstydził. Gabi jest ambitna, lubi wyzwania, ale przy pierwszych potknięciach się poddaje, zniechęcona drobnymi porażkami, które w ogólnym rozrachunku nie mają większego znaczenia.
Do hotelu przywiózł ją jej ojciec, pomógł ogarnąć wózek na walizki i zaprowadził ją do recepcji. Był bardzo sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Uważał, że Gabi sobie nie poradzi, że będzie miała przez to kłopoty, a on do jej obrony w sądzie ręki nie przyłoży, choćby nie wiem co. Sama warzyła sobie piwo to sama miała je wypić. Pożegnał się z córką, która weszła do hotelu po czerwonym dywanie. Wyglądała na pewną siebie, dumną, zimną i wyniosłą, ale to były pozory. Ona była spięta, bo się denerwowała. Idąc do recepcji zdjęła z nosa ciemne okulary, uśmiechnęła się z daleka do laski za kontuarem i pomachała do niej. Mało brakowało a prawie by się potknęła, bo ubrała na nogi niebotycznie wysokie szpilki. Uwielbiała dodawać sobie centymetrów butami.
Recepcja poinformowała ją, że bagaże zostaną zawiezione do apartamentu dla pracowników, jednego z wielu, ale ten miał wyjątkowo wysoki standard. Naomi poinformowała też Gabi, że Ares jest w swoim gabinecie i tam na nią czeka. Nie powiedziała gdzie jest ten gabinet jest, była oschła i minę miała jakby jej ktoś kupę pod nos podłożył. Patrzyła na Gabrielle jak na robaka, jak na kogoś, kto nie powinien tu być, jakby zajęła jej miejsce, na które tak ciężko pracowała.
Nastolatka trochę nie rozumiała postawy dziewczyny i poczuła się lekko niekomfortowo.
- Um, ok... A gdzie ten gabinet?- zapytała tracąc całą pewność siebie. Naomi burknęła coś, że w lewo i tyle, radź sobie mała suko.
Wzruszyła więc ramionami i poszła w lewo, po schodach na piętro. Tam spotkała dziewczynę, która odkurzała korytarze i ona była zdecydowanie milsza. Podziękowała za wskazanie kierunku i stukając obcasami doszła do końca korytarza. Zapukała do drzwi, poczekała na pozwolenie wejścia i nacisnęła klamkę. Jej oczom ukazał się dziwnie podniecający obrazek...
Ares siedział za biurkiem, wyglądał tak władczo i totalnie na swoim miejscu! Pasowało mu stanowisko szefa, tak jak jej nie pasowało bycie menadżerką. Kto normalny robi z niedoświadczonej nastolatki kogoś na tak wysokim stanowisku! No nikt, w tym rzecz! Przecież wiadomo, że Ares nie jest normalny, już zdążyła się o tym przekonać.
- Dzień dobry Panie Kennedy- przywitała się troszkę ironicznie i wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu. Jakoś ją bawiła ta sytuacja, nie wiedziała czemu. Ares mógł się po niej spodziewać wszystkiego, że znów przyjdzie ubrana jak Żanetka albo przebrana za klauna, ewentualnie za delfina, ale nie, ona tym razem podeszła do tematu na poważnie i wyglądała elegancko. Niechący wylała na siebie odrobinę za dużo perfum o zapachu słodkich mandarynek, zielonej herbaty i kwiatów pomarańczy, ale nie miała już czasu by znów brać prysznic, dlatego zapewne do nosa Aresa już dolatywał ten przyjemny i tak pasujący do Gabi zapach.
- Żaden wniosek o alimenty nie spłynął?- zapytała żartobliwie, żeby jakoś zainicjować rozmowę. Boże jak on wyglądał... Miękły jej nogi, miała dokładnie taką samą wizję co mogłoby się dziać jak on wtedy na rozmowie. Z wielkimi problemami odpychała od siebie te myśli.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Po postu uważam, że to trochę niesrwedliwe Ares, obiecałeś że ... - Oburzała się Naomi, dziewczyna, która myślała, że przejmie stanowisko po brakującym Brianie, które zaś dostała Gabi. Mężczyzna uniósł palec, kładąc go na ustach recepcjonistki, aby ją uciszyć. Stali chowani w zaułku.
- Koniec dyskusji. Nic ci nie obiecywałem, stanowisko jest obsadzone, a ty wracaj do swojej pracy. - Uciął rozmowę, którą prowadzili od dobrych kilka minut. Kobieta uważała, że skoro pomagała Aresowi, po odejściu Briana, zanim nie zatrudnił Gabi i skoro raz dała mu dupy... i pare razy klęczała, to już grzała sobie ciepły, nowy stołeczek. Nigdy jednak taki obietnice z jego ust nie padły, prostu wręczył jej aneks do umowy, w którym dołożył trochę obowiązków i trochę wynagrodzenia, ale aneks wygasał z dniem dzisiejszym, był zaledwie tymczasowy, a ona o tym doskonale wiedziała. Spodziewał się, że będzie problematyczna dla Gabi, że może chcieć jej robić pod górkę, ale jeśli się tylko o tym dowie (o czym z resztą ją ostrzegł), dostanie wypowiedzenie. Była dobra, tak naprawdę była świetna i to nie tylko w obciąganiu, więc szkoda byłoby ja tracić, ale wszyscy wiedzieli, że bywał bezwzględny, jeśli ktoś nie słuchał jego poleceń. Dopóki tak było, był dobrym szefem, a przynajmniej za takiego się uważał.
Odkąd nie było Briana, a wszystko spoczęło na jego barkach, Ares nie wiedział jak się nazywa. Jeszcze przez to popieprzenie obowiązków po "rozstaniu" z Gabi, teraz nawarstwiło się jeszcze więcej pracy. Dobrze, że ją zatrudnił, może trochę się teraz odciąży, chociaż wiedział, że to nie stanie się na dniach. Chociaż może nastolatka go zaskoczy?
Wszedł do niewielkiego biura, w którym się zaszył, tonąc w tabelkach. Nie wiem skąd on nabiał tyle cierpliwości do swojej pracy-przykrywki. Na całe szczęście Rodzinne interesy kręciły się lepiej niż kiedykolwiek, odkąd przyjechał do Australii, więc chociaż na tej płaszczyźnie miał spokój. Będzie miał jedno spotkanie z dostawcami koksu jutro, ale dzisiaj mógł cały dzień poświęcić wprowadzeniu Gabi Specjalnie wysłał jej wszystkie pliki na raz, wszystkie dostęp i materiały. Tyle, ile udźwignie, tyle będzie robić, po prostu. Nie oczekiwał od niej od razu całe wiedzy, ale do tego zaraz dojdziemy.
Odpalił papierosa, skupiony na pracy, gdy jego uszu dobiegło pukanie do drzwi. Nie uniósł jednak spojrzenia znad monitora, gdy powiedział krótkie "Można!". Nie wiedział kto wejdzie, to mógłby być każdy, a z Gabi był umówiony troszeczkę później. Jego nozdrzy dopadła słodka mieszanka perfum, a kącik ust jakby automatycznie powędrował do góry. Ten zapach sprawił, że poczuł nagły spokój, a wzrok uniósł na neo przybyła pracownicę.
- Dzień dobry Panno Glass. - Spodobało mu się to formalne powitanie, było na swój sposób podniecające. Wizje sprzed kilku dni uderzyły jego umysł niczym nagły trzask pioruna. Przeszło to po całym jego ciele, poprawił się na fotelu, przekładając papiery na bok. Zaśmiał się krótko na jej żart.
- Kurde no nie spłynął, a już mi taką nadzieję na bąbelka narobiłaś. - Udał teatralnie zawiedzenie i kiwnął na nią palcem, by podeszła. Zwrócił uwagę jak się ubrała i było to niemałe zaskoczenie.... spodziewał się aż tak casualowego stroju?
- Widzę, że Karen wyrosła nam na piękną Gabriellę. - Skomentował jej "metamorfozę, a kiedy do niego w końcu podeszła, wstał z fotela, poprawiając koszulę. Zagórował nad nią, lecz już nie tak mocno jak zawsze - za sprawą jej wysokich szpilek. - Bardzo ładnie wyglądasz Gabi, ale nie musisz tak chodzić codziennie. Ważne, by było ci wygodnie... Przynajmniej kiedy mnie nie ma. - Wyjaśnił, stojąc niebezpiecznie blisko niej, nie mogąc się powstrzymać, żeby nie dodać na końcu od siebie kilka słów. Zamilkł nagle, a atmosfera zrobiła się nagle gęsta, nas jakby spowolnił. Miał ochotę rzucić ją na biurko i.... Stop. Musiał to przerwać, natychmiast. Obiecał jej, a jego słowo było święte, dodatkowo wiedział też, że jeśli się na nią rzuci, wszystko znowu się zjebie.
- Usiądź. - Szepnął w końcu, gdy ich ciała niespodziewanie zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej, a dłoń nie wiedząc kiedy powędrowała na jej biodro. Udał, że to dlatego, że chciał się z nią minąć i pozwolić jej usiąść na swoim fotelu. Czuł jej zapach teraz tak intensywnie, to było uciążliwe, tak cholernie... STOP.
- Będziesz tu pracowała, jak mnie nie będzie, a nie będzie mnie praktycznie ciągle już poźniej. - Sięgnął po krzesło, które stało z drugiej strony i przystawił je obok swojego fotela. Usiadł blisko Gabi, przysuwając jej wszystkie potrzebne rzeczy.
- Hasło do laptopa dostałaś, jak i do wszystkich programów, tu masz wszystko... - Zaczął jej pokazywać, nachylając tak cholernie blisko.... Wystarczyło lekko obrócić głowę i była tuż obok. Tak pachniała, że miał ochotę wstać i wyjść, a jej spódniczka i te odkryte nogi.... Stop, stop, stop kurwa stop. Musiał się skupić. Powoli pokazał jej gdzie co jest, cierpliwie wszystko tłumacząc. Chwilę im to zajęło, ale ta chwil ciągnęła się w nieskończoność. Rozpraszała go jej obecność i bliskość, szczególnie, że był już na dużym głodzie. Odkąd zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać, z nikim nie sypiał, a to w nim rosło i rosło, nie potrafił wytrzymać bez seksu zbyt długo. Jednak czuł jakąś wewnętrzną blokadę przed puknięciem jakiegoś szona. Zbyt wiele się działo, może to jakiś dziwny rodzaj stresu? Tak, to na pewno coś takiego.
- Hm, na tą chwilę to chyba wszystko, jeśli chodzi o biurowe rzeczy... - Wyprostował się i na nią spojrzał. Odkręcił się w jej stronę i lustrował spojrzeniem młodą, piękna twarz dziewczyny. Znów to dziwne napięcie.
- Jak pierwsze wrażenia? Wszystko okej z pokojem, z pracownikami? - Widocznie się zainteresował, zauważając nagle małego robaka na jej włosach. - Nie ruszaj się. - Nie powiedział oczywiście o co chodzi, bo znając życie zaczęłaby się wielka ucieczka. Sięgnął ręka w okolice jej ucha i ściągnął intruza, wywalając za siebie. - Chyba coś ci z drzewa spadło, jakiś paproch. - Pospieszył z wyjaśnieniami i wrócił do poprzedniej pozycji. Bił od niego zadziwiający spokój i cierpliwość, w zasadzie jak zawsze, gdy coś jej tłumaczył, czy czegoś uczył.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Post zawiera treści dla osób powyżej 18 lat, czytasz na własną odpowiedzialność. You've been warned.
Zaraz, zaraz... Czy ona przyjechała za wcześnie? W ogóle nie zanotowała tego faktu. Wpisała sobie do kalendarza 9:30, zakreśliła na czerwono, postawiła sto wykrzykników, zakreśliła żółtym mazakiem i podkreśliła godzinę grubymi liniami, niemal dziurawiąc kartkę w kalendarzu, na wylot. Nie mogła się spóźnić pierwszego dnia, ona zdecydowanie się za mocno wszystkim przejmowała i jak miała jakieś zadanie, starała się je wykonać odpowiednio, a to, że czasami nie wychodziło, to już inna kwestia. No tak... Z tych nerwów zapomniała, że specjalnie zanotowała inną godzinę, żeby nawet w razie spóźnienia wyrobić się na 10:00 - zadziałało! Musiała sobie zapamiętać ten lifehack na przyszłość, bo jeśli to miało ją uchronić przed spóźnialstwem, to wyrobienie tego nawyku mogło przynieść same korzyści.
Gdy otworzyła drzwi, do jej nosa natychmiast doleciał zapach dymu papierosowego, który zaczął drapać ją lekko w gardle. Nie rozumiała, jak można palić, ale jemu ta fajka w ręku pasowała jak mało komu. Wyglądał na drania, kryminalistę, który wyszedł z więzienia (stereotyp tatuaży, który tkwi w głowach wielu ludzi) to i fajka dopełniała obrazka tego niegrzecznego, pozbawionego zasad moralnych faceta, który robi, co tylko chce. Gabi jednak nie widziała go w takim świetle, choć powinna i wtedy gdy była na tatuażu, zwyczajnie go nie robić i wyjść.
Czy w tym gabinecie nie było klimatyzacji, że nagle zrobiło jej się tak potwornie gorąco już na sam jego widok? Przecież czarny to totalnie jego kolor! Lubiła go jeszcze w czystej bieli, ale czarny... Drapieżnie, elegancko i z klasą. Każda kobieta obejrzałaby się za nim na ulicy, chyb że byłaby to lesbijka, to wtedy może nie. Ileż on musiał pracować nad swoim ciałem, ile ciężarów dźwigać, jak musiał cierpieć, wyciskając na ławeczce... Oczami wyobraźni zobaczyła go na siłowni, spoconego, czerwonego, z twarzą wykrzywioną w wysiłku. Stop. Stop. Stop. Nie zapędzaj się w rejony, z których nie będzie ucieczki. Koniec, nie może go postrzegać jako kawałka mięsa, służącego do jednego. Przecież lubiła z nim rozmawiać, żartować, śmiać się, robić głupie rzeczy jak i te zwyczajne, np. jedzenie śniadania czy oglądanie filmu.
Gabi zachichotała gdy została nazwana Panną Glass, to było takie zabawne, a z drugiej strony pociągające! Ten fałszywy dystans, jaki przez to zbudowali, można by było tak pięknie zmniejszyć kilkoma prostymi ruchami.
- Ciesz się, kaszojady to same problemy, ale lubię dzieci, fajne są na kilka godzin. Opiekowałam się kiedyś synami sąsiadów, jak wychodzili na kolację czy ważne spotkanie. -powiedziała z tym swoim słodkim uśmiechem, który raczej na stałe gościł na jej twarzy. Dobra, ostatnio go nie było, ale pogadali, zła energia została rozładowana i teraz lżej się żyło. Musiała ruszyć dalej ze swoim życiem, mimo iż nadal go kochała, to nie mogła go mieć, on też nie mógł mieć jej. Tak było lepiej i chyba się z tym pogodziła.
Jasne...
Czy ona się zarumieniła słysząc komplement? Tak, bo został wypowiedziany w złym momencie, a mianowicie wtedy gdy poprawiał swoją koszulę. No i po co? Najchętniej by wsunęła ręce pod nią, złapała za brzegi materiału i rozerwała tak, że guziki by poleciały po całym gabinecie. Stop. Skup się, oddychaj, wyłącz hormony, myśl mózgiem nie d... tyłkiem.
- Lubię nosić szpilki bo jestem krasnalem, wtedy jestem wyższa i sylwetka wygląda zupełnie inaczej. Tyłek jest..- urwała bo zaczęła za bardzo się zagalopowywać ze swoim paplaniem i wyznaniami. Pokręciła z niedowierzaniem głową, znów to robiła. Obiecała sobie, że nie będzie mielić ozorem, co tylko mu ślina na niego przyniesie, ale to było silniejsze od niej.
Gdyby ktoś teraz wszedł do pomieszczenia, wyczułby jak jest tu gęsto od ich zapachów, oddechów, elektrycznych iskier przeskakujących między ciałami tych dwojga. Powietrze było tak ciężkie, że można było je kroić nożem. Był stanowczo za blisko! Stykali się niemal palcami u stóp, a piersi Gabi gdy oddychała, niemal muskały tors Aresa i musiała zadzierać lekko głowę do góry, by móc patrzeć mu w oczy. Przestała oddychać, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Jego dłoń wylądowała na biodrze nastolatki, przeszył ją prąd, jakby została podłączona pod gniazdko elektryczne, momentalnie na karku pojawiła się gęsia skórka i w myślach błagała go by zacisnął palce mocniej, przy przydusił ją do siebie, pocałował namiętnie, wplótł palce we włosy i mocno je na nich zacisnął.
Gabi opanuj się, jesteś w pracy, bądź profesjonalistką! To było takie trudne!
Zaschło jej w ustach, w uszach szumiała krew. Kobiety jednak wcale tak bardzo nie różnią się od facetów pod względem myślenia o seksie, a może są nawet jeszcze gorsze.
Przeszła na miękkich nogach na drugą stronę biurka i usiadła na wskazanym krześle, było bardzo wygodne ale i bardzo ciężkie i ustawione wysoko, tak, że stopy Gabi, mimo szpilek i tak dyndały ze dwa, trzy centymetry nad ziemią. Wymacała ręką wajchę która regulowała wysokość i ją wcisnęła, krzesło zjechało z impetem w dół, nie o kilka cm tylko do samiuśkiego końca, aż pisnęła ze zdziwienia i zaraz się zaśmiała. Nie spodziewała się, że dźwignia będzie aż tak czuła na dotyk.
Słuchała go spokojnie, co jak co ale komputery nie stanowiły przed nią żadnego wyzwania, wszystko było bardzo intuicyjne i czasami nim Ares zdążył coś wyjaśnić, pokazać to ona już wiedziała, co robić, skakała między okienkami, przeskakiwała między plikami, tabelkami, programami, jakby robiła to całe życie. Widać było, że ten komputerowy świat nie stanowi dla dziewczyny żadnego wyzwania, wręcz pewnie jeszcze by Aresa wieloma rzeczami zaskoczyła np. jak szybciej robić tabele w arkuszu kalkulacyjnym, jak formułami wszystko liczyć poprawnie ledwie kilkoma kliknięciami bez konieczności nadmiernego myślenia.
Odwróciła lekko głowę w stronę swojego nauczyciela. Ich nosy niemal się dotknęły, usta dzieliły centymetry. Widziała drobne zmarszczki wokół jego oczu, to jak gęste ma rzęsy, jakie aksamitne usta. Wydawało jej się, że gapi się tak z dziesięć minut i zastanawia czy się w te wargi nie wpić, ale był to zaledwie ułamek sekundy, bo szybko wróciła spojrzeniem na ekran laptopa. Ufał jej, cholernie jej ufał dając dostępy do wszystkiego, włącznie z kontami bankowymi hotelu, bo przecież w jej gestii było również robienie różnego rodzaju przelewów gdyby to było potrzebne. Spędzili na tych korepetycjach dobrą godzinę, a ta bliskość dla Gabi była niemal nie do zniesienia. To były tortury, był tak blisko, a za razem tak daleko! W środku umierała, chodziła cała, płakała, wyła, drapała, gryzła — jakiś potwór chciał się z niej wyrwać.
Apogeum przyszło gdy przy tłumaczeniu ostatniego programu nie mogła znaleźć jakiejś opcji i Ares musiał nią pokierować bardziej dosadnie czyli położyć dłoń na jej ręce i nakierować palec w odpowiednią opcją. No nie... Teraz dopiero czas się zatrzymał, chyba zemdlała. Zemdlała? Straciła przytomność? Kontakt z bazą został zerwany na wielu płaszczyznach, wszystkie kontrolki świeciły się na czerwono. Tak naprawdę nie zemdlała, uderzyły ją tak popieprzone myśli, że sama nie wiedziała skąd jej się to wzięło. Dzikie, nieokiełznane fantazje przelatywały jej przed oczami, były tak wyraziste, tak namacalne, kolory intensywne tak bardzo, że bolały od nich oczy! Czuła niemal zapach ich ciał zaplątanych w miłosnych uniesieniach.
Spoiler
Seks w prowadzonym przez Aresa samochodzie, bum. Obraz zmienił się w ciemną, obrzydliwą alejkę na tyłach jakiegoś klubu i brał ją z zaskoczenia, a ona się wyrywała bo tego nie chciała. BUM.
Seks na dziobie ekskluzywnej łodzi, BENG. Ona jako francuska pokojówka. TUDUM. On jako policjant. Wzium! Oni w jego sypialni, a na fotelu siedzący jakiś gość, który ich obserwuje. To tylko niewielka część tego co działo się w umyśle nastolatki, i to ta grzeczniejsza część! Kompletnie straciła już skupienie na czymkolwiek. Obwody się przegrzały.
Dopiero gdy się odezwał ponownie Gabi spadła brutalnie na ziemię. Oj jak dobrze, że to zrobił, bo brakowało kilku sekund i teraz nie rozmawialiby tylko działoby się zupełnie coś innego.
Odchrząknęła i nerwowym gestem odgarnęła włosy za ucho i przerzuciła je na jedno ramię tym samym eksponując szyje i zgrabne uszko, na którym mienił się kolczyk w kształcie... Kwiatuszka. Jakże by inaczej.
- Nie byłam jeszcze w pokoju, Andy zawiózł tam moje walizki. Naomi powiedziała, że najpierw mam się zgłosić do ciebie. Chyba ją coś ugryzło, bo ewidentnie nie miała humoru, ale ja to rozumiem, nie zawsze można być takim wesołym jak ja.- wyszczerzyła się w uroczym uśmiechu i wygładziła spódniczkę na udach. Cholera, chyba była za krótka, za bardzo odsłaniała nogi. Może tak nie powinna latać po hotelu... To było niestosowne!
Skamieniała, momentalnie zamieniła się w głaz gdy kazał jej się nie ruszać, jak na pstryknięcie palcami zrobiła czego chciał, aż ją przeszedł dreszcz po kręgosłupie i jeszcze jej dotykał... Dotykał jej włosów, które tak bardzo mu się podobały jeszcze jakiś czas temu.
- Dobrze, że nie robak, bo bym dostała zawału.- zaśmiała się cicho i jeszcze dla pewności przeczesała palcami kosmyki. Nie znosiła robali, pająków, motyli... Obrzydliwe. Chyba by wpadła w histerię jakby jej powiedział, że to robak, także brawa dla Aresa za dobrą taktykę, znawca kobiet i ich lęków!
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, natarczywe, pospieszne jakby się dosłownie paliło. Osoba stojąca za drzwiami była bardzo zniecierpliwiona. Weszła gdy usłyszała pozwolenie. Była to druga recepcjonistka, Amber.
- Panie Kennedy... Nie uwierzy pan co się wydarzyło! Na recepcji jest gość. Próbuje się zameldować, ale ma ze sobą małpkę! On ma ze sobą małpę! Ja wiem, że hotel jest pet friendly, ale zarówno Naomi jak i ja zawsze myślałyśmy, że w grę wchodzą tylko psy i koty. Naomi nie chce go zameldować, nie chce go wpuścić do pokoju z małpką i mężczyzna prosi o spotkanie z menadżerem na cito.- wyjaśniła zdyszana, bo chyba biegła. Amber była bardzo sympatyczna, nie miała urody modelki, nie była super seksowna, ale z oczu jej patrzyło bardzo dobrze. Nikt tak naprawę nie wiedział co ta młoda dziewczyna przeszła w życiu - w skrócie: piekło.
Gabi spojrzała na dziewczynę ze zdziwieniem, potem na Aresa i zaczęła się lekko śmiać. Ona musiała zobaczyć tą małpkę! Sytuacja wydawała jej się kuriozalna - małpa w hotelu, też coś... To znaczy nie widziała problemu by wpuścić gościa z takim zwierzakiem, jak pet friendly to pet friendly nie bądźmy zwierzkowymi rasistami.
- Menadżera mówisz? To chyba o mnie mowa...- zaśmiała się radośnie i sympatycznie. Poruszała lekko sugestywnie brwiami bo nie docierało do niej, że faktycznie jest menadżerką hotelu. Jakaś abstrakcja.
- No... Tak, chyba tak. Tak myślę... To strasznie dziwne, ale no... Jak szef tak mówi, to tak jest. To co Gabi, rzucasz się do rozwiązania sprawy czy pękasz?- Amber zapytała ją o to dość swobodnie. Gabi zerknęła na Aresa szukając w nim odpowiedzi i wsparcia. Telepatycznie przesyłała mu wiadomość: help, help, help... Zrobić to? Mogę? Mogę? Chcę zobaczyć małpkę, chcę przytulić małpkę!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Niewiele się teraz myliła, doprawdy Ares rysujący się w jej głowie by niemal tym Aresem, którego przed nią ukrywał. może nie wyszedł z więzienia, ale kryminalistą można by go nazwać. Wciąż jej się dziwił i temu spojrzeniu na świat przez różowe okulary - jak mogła nie widzieć tych trzepoczących groźne czerwonych flag, gdy z nim rozmawiała, już choćby po raz pierwszy? I później i znowu, nawet teraz, po tym co już jej zrobił i jak ją załatwił, ona potrafiła uśmiechać się do niego i żartować. Nie, nie miał jej za głupią, nie miał jej za idiotkę, co to nie rozumie kompletnie nic i można z nią zrobić wszystko co się tylko da. To znaczy miał, na samym początku i jeszcze przez długi czas właśnie tak o niej myślał, bo w sumie jak miał myśleć inaczej, skoro ona sama mu się podkładała? Z czasem dotarło do niego, właściwie już pod koniec zabawy, ale najbardziej po zakończeniu gry - dlaczego Gabi jest jaka jest? Otóż była gatunkiem na wymarciu, dobrym człowiekiem, kobieta z czystym i niezniszczonym sercem, choć on to serce ju raz zdeptał. Była bardziej zachowawcza i potrafiła się przed nim jakoś bronić. Nie zawsze udolnie, ale mimo wszystko widział postępy w jej zachowaniu. Co nie znaczy, że to ją zmieniło. To znaczy, zmieniło na pewno w jakimś stopniu, ale nie w takim, by przestała być dobrym człowiekiem. Widział dalej tą iskierkę, tą, którą sam osobiście uwielbiał i która wprowadzała do jego życia całe całe mnóstwo nowych doświadczeń i.... czy to było szczęście? Bardziej ta wspominana już wielokrotnie beztroska, której nigdy nie miał. I widział to i jej oczy iskrzyły się pięknie, nawet w oddali. Było w niej coś wyjątkowego, coś, czego nie potrafił dostrzec w innych kobietach. Jej wzrok taki prawdziwy, pożera go nim, ale w inny sposób. Patrzyła z czymś takim... Nie umiał tego nawet nazwać. To było wyjątkowe.
- O widzisz, to skoro mąż już doświadczenie, mogłabyś zawsz pomóc przy moim. Albo przy dwóch.... czy całej gromadzie, kto to tam wie. - Zaśmiał się krótko, żartując ze swojego rozwiązłego życia. Tak serio, naprawę liczył na jakiegoś dzieciaka? Zegar mu tykał, to w sumie była najwyższa pora, jeśli chciał jeszcze w dobrym wieku wychowywać swojego potomka w sposób, w jaki chciał go wychować. Był pewien, że przekaże dalej swoje geny, w końcu nie mogły się zmarnować, a ród musiał zostać przedłużony, a te całe żarty tak do końca latami nie były. Jednak nie o tym teraz.
- ... krągły, uniesiony i idealny, a nogi wydłużone i smukłe. Tak, dobrze ci w szpilkach. - Dokończył za nią, dodając jeszcze coś od siebie uśmiechając do niej w ten lekko niebezpieczny już sposób. Sama zaczęła, a on nie potrafił tego zignorować. Czy to był rumieniec? To zdecydowanie był rumieniec, właśnie taką ją znał i pamiętał. Znowu to robiła, znowu na nią działał, a ona znowu reagowała. Na jego słowa, gesty widział to i odczuwał. Zaczynali od nowa? Czyżby istniał cień szansy, że pociągnął to znowu w tym samym kierunku? Chciał tego, chciał, by nauczyła się związku be zobowiązań, otwartego, pełnego po prostu dobrych wrażeń i przygód, ale jednocześnie nie ograniczającego wolności. Tak, to byłoby idealne, może do tego dojrzała? Może wcześniejsze złamanie serca było jej d tego potrzebne, może przemyślała, że skoro nie może mieć go na swoich warunkach, będzie miała go na tych jego. Może, może... to wszystko niedługo się okaże.
Wszystko tak szybko się zmieniało, w jednej chwili niemal rzucali się na siebie, a w drugiej Gabi była... Gabi, spadając na krześle prawie do podłogi. Ares roześmiał się, to na szczęście lekko zepsuło atmosferę, ale może wraz przeciwnie? Nieco się rozluźnił, a przecież miał jej wszystko wytłumaczy i tłumaczył, ale bardziej jakby była jego przyjaciółką, a niżeli pracownicą. To nie było czyste formalne zachowanie,szczzególnie, gdy dotknął jej dłoni. Nie mógł nie skorzystać z okazji, by jej dotknąć. Czy był zaskoczony jak świetnie radzi sobie z komputerem? Ani trochę, w końcu mówiła, na jakie studia się wybierała, pamiętał, że była obyta z programowaniem, więc czemu miałaby mieć jakieś problemy? Po prostu chciał ją wprowadzić co i gdzie, ale czasami okazywało się, że może w cale niepotrzebnie, skoro mogłaby poradzić sobie sama. Wierzył w nią i wiedział, że nie jest głupią lamą. To po prostu wesoła i taka życiowo "głupiutka" osoba, ale uważał, że pod tym wielkim uśmiechem i serią śmiechu kryła się bardzo inteligentna osoba i właśnie to przed samym sobą potwierdził.
Wzrok miał wbity w jej oczy gdy tak niespodziewanie znaleźli się blisko siebie. Musiał uważać, by nie zjechać nim niżej, by nie padł na pełne i soczyste wargi, których siak już dobrze znał, które pocałowałby tylko, gdyby na nie spojrzał. Ale obiecał, zarówno jej, jak i sobie, że nie pocałuje jej pierwszy. Jeśli będzie tego chciała, to to zrobi, ale on nie miął takiego zamiaru. Znowu to rozgrywał w ten sam sposób? Czekał aż ofiara przyjdzie, by później wypomnieć jej, że przecież on nic nie zrobił, że to ona chciała, ona zaczęła? Nie. Tym razem nie chodziło o manipulacje, a naprawdę o obietnicę, którą jej złożył. Słowo było ważne, a dla wielu ludzi straciło dziś wartość, ale nie dla niego. Ares był człowiekiem honoru, a ta sprawa stała się teraz honorowa.
Nie spodziewał się, o czym teraz fantazjowała, ale chętnie by te fantazje spełnił, gdyby go do siebie dopuściła. Jego głowę też co jakiś czas dopadały rznie myśli, ale szybko je odcinał, skupiając na swoim zadaniu, bo wiedział, że gdyby tego nie zrobił, to skończyłoby się zrzuceniem wszystkiego z biurka jednym zamachem i bezceremonialnym zerżnięciem jej na ów meblu.
- To nie o to chodzi, ona jest po prostu zła, że dałem to stanowisko tobie, nie jej. Uroiła sobie dziwnym trafem, że tak będzie, a nigdy nie miałem tego w planach. Przez chwile mi pomagała, po utracie wspólnika, ale tłumaczyłem jej, że to tymczasowe. Ostrzegałem ją również, że ma nie kombinować, więc jeśli będzie sprawiać ci problemy, to daj znać. - Wyjaśnił najprościej i najkrócej sytuacje, pomijając tylko kilka, drobnych i jakże nieistotnych szczegółów. Przecież nie gdzie jej opowiadał o każdej kobiecie, która gdzieś tam przewinęła się przez jego życie i tak już za dużo widziała i wiedziała.
Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi, kiwając głowa i już mial coś dodać, lecz przerwało mu pukanie do drzwi. Zaprosił niecierpliwie pukającą osobę do środka, zaskoczony obserwując jak dyszy. Amber miała tendencję do dramatyzowania i wyolbrzymiania problemów, więc czekał na wyjaśnienia, krzyżując ręce na piersi. Jedna z jego brwi drgnęła, gdy wysłuchiwał zaistniałego problemu i stwierdził, że tak, znowu dramatyzuje.
- Uspokój się Amber, to po pierwsze... - Spojrzał na śmiejącą się Gabi, co go lekko rozluźniło. Tak, to było zadanie dla nowego menadżera, zdecydowanie. Będzie mogła się wykazać, dlatego właśnie zdjął ręce z piersi i pomasował po brodzie palcami.
- Hm. Tak, tak, myślę, że to zdecydowanie sprawa dla nowego menadżera. No dobrze. - Wstał ze swoje miejsca i poprawił koszule. Widział wzrok dziewczyny i wiedział, jak bardzo chce tam puść, zrobić coś, pewnie chciała pokazać się od najlepszej strony. Oczy jej błyszczały, w sposób jaki już znał, w sposób, w jaki zawsze ceniły się niecierpliwością i ekscytacja.
- Chodź Gabi, masz okazję się wykazać. - Zagarnął ją dłonią i wyszedł za Amber, bo oczywiście, że chciał przy tym być i obserwować jak sobie radzi. Z premedytacją nie powiedział jej, czy ma przyjąć małpkę, czy nie, ciekaw, jaką decyzje podejmie i jak do tego wszystkiego podejdzie. Stanął sobie gdzieś z boku, oparty o konstrukcyjny filar, skrzyżował kostki w nogach i ręce na piersi, zamieniając w obserwatora. Goście mogli pomyśleć, że to jakiś przypadkowy gap, może inny gość?

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ciekawe jak by się sprawy miały gdyby wtedy w jego urodziny nie poszli do łóżka, czy nadal myślałaby o Aresie w taki a nie inny sposób. To było zastanawiające. Przede wszystkim zapewne dalej ciągnęliby relację i ona nie zostałaby skrzywdzona i on też sam siebie by w jakiś sposób nie zranił. Gdybanie nie ma sensu, jest jak jest, ale to napięcie było niemal bolesne i ciężkie do wytrzymania. Ona nie chciała pakować mu się do łóżka, bo mu nie ufała, nie chciała tego robić też dlatego, bo uważała, że tylko na tym mu od początku zależało. Myśli jednak były silniejsze, ciało reagowało samo na wspomnienie ich wspólnej nocy. Bała się, że znów przepadnie i będzie go kochać w milczeniu, nie dostając tego czego potrzebowała. Otwarty związek... Też coś.
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Niby jest tylko nastolatką, ale uważa, że zasługuje na więcej, na to, by być jedyną, wyjątkową, a nie jedną z wielu. Może idealistyczne i w cholerę romantyczne, ale uważała, że jest w stanie dać swojemu partnerowi wszystko, czego potrzebuje i czego nie będzie musiał szukać u innych.
Dobra... Gotowanie może stanowić problem, ale od czego są restauracje i żarcie na wynos? Przecież wszystkiego może się nauczyć!
Walka z nim nie była taka ciężka jak walka ze samą sobą, ale obiecała sobie, że nie zrobi nic co mogłoby ich popchnąć w swoje ramiona, a jak Gabi coś obieca to słowa dotrzymuje podobnie jak Ares, tylko jej czasami to nie wychodziło przez wzgląd na zachodzące okoliczności, ale komu ma być wierna jak nie samej sobie?
Prowadzenie hotelu nie wydawało się być proste więc podziwiała Aresa, że to wszystko ogarniał, a miał jeszcze studio tatuażu, teraz jeszcze z nim problemy, wspominał też coś o giełdzie. Dla niej to było nie do pojęcia, ona ledwie ogarniała temat płacenia rachunku za własny telefon i często o tym zapominała, a co dopiero taki hotel. Jeśli ona go z dymem nie puści to będzie cud.
- Jeszcze zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami, zobaczysz.- wyszczerzyła się w rozbrajającym uśmiechu. Jak ona nadal wierzyła w ludzi! Naomi była rudą, wredną suką, piękną, seksowną ale wredną, mściwą i zawziętą. Jak coś szło nie po jej myśli to potrafiła podłożyć człowiekowi świnię, ale teraz trochę się bała utraty posady. Ares nie żartował, już go trochę znała. Ubzdurała sobie w tej swojej ślicznej główce nie tylko to, że dostanie stanowisko po wspólniku ale i to, że będzie częstym gościem w łóżku swojego szefa. Widać jakaś gówniara zrobiła to szybciej niż ona, dojrzała i odpowiedzialna babka.
Amber im przerwała, ale to dobrze, bo zaczęło się robić dziwnie. Gabi żartowała z tym, że to sprawa dla niej, musiała zdecydowanie bardziej uważać na to co mówi, ale no... Chciała zobaczyć tę małpkę!
Wstała więc z fotela, wyprostowała się dumnie - skoro powiedziała A, musi powiedzieć B, przejść przez cały alfabet i dojść do Z. Potraktowała to jako zadanie specjalne ale raczej w sposób dla zabawy. Co mogło się stać? Nic strasznego.
Amber się uśmiechnęła i pokiwała głową, była ciekawa co małolata wymyśli i jak ugłaska klienta i czy pozwoli mu zostać w hotelu z małpą.
Wyszli we trójkę z gabinetu i zeszli do lobby. Gabi cały czas się głupkowato uśmiechała. Podeszła do kontuaru. W środku pękała ze śmiechu, nie potrafiła być poważna. Małpka była cudowna! Maleńka marmozeta. Mało brakowało a by pisnęła z radości, bo to było takie słodkie! Musiała zachować powagę. Mężczyzna wyglądał na wściekłego, Naomi również. Atmosfera była bardzo napięta.
- Dzień dobry, Gabrielle Glass, chciał pan rozmawiać z menadżerem?- przywitała się z gościem. Naomi jak to usłyszała to ją dosłownie wkurwiło, ale nie mogła dać po sobie poznać, zwłaszcza, że Ares im się przypatrywał. Gabi w środku, wewnątrz się śmiała, bo te słowa brzmiały tak absurdalnie! Starała się być poważna ale oczy jej błyszczały z rozbawienia a kąciki ust drgały. Mężczyzna był zdziwiony, że menadżerem jest taka młoda osoba, ale jakoś z automatu złagodniał. Wyjaśnił sytuację, poinformował, że recepcjonistka nie chce go zameldować. Gabi słuchała go spokojnie i pokiwała głową.
- Bardzo przepraszam, nie codziennie ktoś przyjeżdża do hotelu z małpką. Zazwyczaj są to psy i koty, sam pan rozumie, że małpka to niezwykły gość i Naomi miała prawo być zaskoczona.- posłała kobiecie ciepły uśmiech, jakby to nie była jej wina.
- Oczywiście, że zostanie pan zameldowany bez najmniejszego problemu. W ramach rekompensaty podniesiemy standard pokoju, dodatkowo dzisiejszy obiad zje pan na nasz koszt a małpka... Jak ma na imię?
- Dick.
- A Dick do końca pana pobytu ma dostęp do darmowych owoców bez limitu. W porządku?- uśmiechnęła się ciepło i tak radośnie. Jakoś w środku rozpierała ją wewnętrzna duma. Tyle się filmów i seriali naoglądała, że to z nich wiedziała jak się załatwia podobne sytuacje. Mężczyzna wydawał się usatysfakcjonowany.
Naomi była wściekła ale zaczęła zmieniać pokój dla niego i meldować faceta. Gabi nie mogła się powstrzymać..
- Przepraszam, że pytam ale... Czy ja mogłabym pogłaskać Dicka? To niesamowite, nigdy nie widziałam małpki z bliska.
- Jasne, Dick lubi kobiece dłonie, z obcym mężczyzną mógłby się nie dogadać i nawet ugryźć, ale Pani nie zrobi krzywdy
Gabi nie posiadała się z radości, wyciągnęła ręce do małej małpki a ta momentalnie w nie wskoczyła, była taka maleńka! Dick musiał być jeszcze bardzo młody. Miał takie miękkie futerko! No przesłodki był, Wskoczył Gabi na ramię, zaczął oglądać jej kolczyki i grzebać palcem w uchu na co ta zareagowała radosnym śmiechem. Sama słodycz. Nie chciała męczyć zwierzątka zbyt długo, pogłaskała go palcem po małym łebku i poprosiła opiekuna by go zabrał. Amber wydawała się bardzo zadowolona z obrotu sprawy, Naomi totalnie wkurwiona, a Ares... Ciężko było Gabi rozszyfrować jego minę. Może nie powinna gościa wpuszczać, może nie powinna podnosić mu standardu pokoju i oferować darmowego żarcia... Cholera, może źle zrobiła? Tak jak jeszcze chwilkę temu była pewna swoich decyzji tak teraz naszły ją wątpliwości. Gość i małpka zostali już zgarnięci przez boja hotelowego i prowadzeni do pokoju więc byli na recepcji we czworo.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Jakby to było, gdyby.... gdyby... Nie ma co gdybać, bo Ares znał odpowiedzi na te pytania. Gdy nie poszła z nim do łóżka, zapewne doprowadziłby do tej sytuacji w taki a nie inny sposób, a gdyby ostatecznie i tak tego nie zrobiła, to przestałby się starać i pewnie od siebie odciął, w taki sam sposób, jaki ostatecznie i tak zrobił. Może i tak by jej brakowało, na pewno, skoro teraz też to odczuwał, ale zachowywałby się inaczej, mniej powściągliwie. Raz już ja miał i teraz tęsknił za tym, co już było, za jej ciałem, smakiem, zapachem, a tak chciałby osiągnąć coś nieznanego, więc zapewne by tak nie odpuszczał, jak teraz. Chociaż, czy na pewno odpuszczał? Skoro... zatrudnił ją u siebie, żeby mieć blisko? Przecież właśnie o to mu chodziło, żeby była w jego życiu, żeby się do niej zbliżyć i tak, ciągle wierzył, że może się to udać w sposób, w jaki chciał zrobić.
Ale czy Gabi zostanie przyjaciółką swojej konkurentki? Wątpił. Znał Naomi na tyle, by wiedzieć, że nigdy nie zaakceptuje Gabi, nawet pod ostrzałem wzroku Aresa. To był zupełnie inny typ kobiety, była silna, zdeterminowana i cholernie uparta i nawet promyczek Gabi tego nie zmieni. Cóż, miał tylko nadzieje, że nie narobią mu problemów i faktycznie nie puszczą hotelu z dymem, bo jeśli już ktoś miałby to zrobić, to tylko ta dwójka... Na całe szczęście nie musiał już jej nic tłumaczyć, bo "uratowała" ich nagła sytuacja. Ares widział podekscytowanie Gabi, które było na swój sposób urocze. Była jak małe dziecko, które cieszyło się, że może zrobić coś dla dorosłego. W sumie... była młoda i miała jeszcze taką mentalność, ale właśnie jej zaangażowanie sprawiało, że w nią uwierzył. Wiedział że przyłoży się do swoich obowiązków, że będzie ambitna i za wszelką cenę spróbuje udowodnić sobie, jemu i jej ojcu, że jest na dobrym stanowisku, chociaż sama może jeszcze w siebie do końca nie wierzyć.
Skakał spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych, obserwując reakcje każdego z nich Gość był zdenerwowany, ale widział gorzej wkurwionych gości. Naomi nie wyglądała na zadowoloną przybyciem Gabi, ta zaś wydawała się nie być zdekoncentrowana złością klienta. Wykazała się niebywałą wyrozumiałością i spokojem, życzliwością. Właśnie tego się po niej spodziewał, aż uśmiechnął się delikatnie i przelotnie, słuchając z jakim opanowaniem uspokaja klienta. Wyglądała, jakby robiła to nie pierwszy raz, a właśnie zawodowo. Rozumiał tez, że praca z klientem na początku jest łatwiejsza, a po jakimś czasie już traci się tą cierpliwość i życzliwość. Według niego Gabi była osoba, która mogła tego gdy nie stracić, bo po prostu było to jej usposobienie, a nie wymuszone i wyuczone zachowania pod ludzi.
Ale z tymi gratisami to poszalała. Pokręcił lekko głową, chociaż rozumiał, że próbowała się wykazać i też przymilić temu mężczyźnie. Jednak skala problemu według niego nie była aż tak duża, aby oderwać aż tyle rekompensat, ale w ogólnym rozrachunku był zadowolony z jej reakcji.
Aż drgnął, gdy obcy mężczyzna rzucał (według jego umysłu) podtekstami do Gabi. Doskonale zdawał się mieć świadomość z tego jak imię małpki można wykorzystać do takich gierek słownych, bo było to bardzo w stylu właśnie ni kto innego, jak samego Aresa. Aż odsunął się od słupka i stanął na baczność, rozplątując ramiona z piersi. Nie wyglądał już na takiego wyluzowanego i zadowolonego jak jeszcze przed chwilą. Nawet wygłupy Gabi z małpką, które były nieco rozczulające, nie zmiękczyły teraz jego postawy. Dobrze, że zadzwonił mu telefon, bo jeszcze zwróciłby uwagę dla gościa o te podteksty. Odebrał połączenie i odszedł na chwilę na bok, rozmawiając ściszonym głosem w swoim rodowitym języku. Kiedy skończył, mężczyzny już nie było, a wszystkie trzy kobiety zerkały na niego w widocznym zapytaniu.
- Naomi, dzięki za czujność, ale mogłabyś już wrócić do uśmiechania się, żeby nie odstraszyć kolejnych klientów. Amber? Złotko wracaj do swoich obowiązków. Gabi? - Wyciągnął w jej stronę ramię. - Dobra robota, chodź, zróbmy wycieczkę po hotelu. - Specjalnie pochwalił ją przy pracownicach i nic więcej na ten temat nie powiedział. Zachęcił ją, by z nim poszła, ale nie dotknął jej tym ramieniem, ani ręką, po prostu przepuszczając ją tym gestem przed siebie i ruszył wgłąb budynku.
- Bardzo ładnie sobie poradziłaś, jestem z ciebie dumny. - Z jego ust w jej stronę brzmiało to zupełnie inaczej niż w standardowych sytuacjach. Miał wrażenie, że było to dużo bardziej... intymne. Zerknął na nią z łobuzerskim uśmieszkiem przelotnie. - Ale następnym razem nie rozdawaj aż tylu gratisów. Staraj się ugaszać pożary po jak najmniejszej linii oporu, aby generować jednocześnie jak najmniejsze koszty. - Nie było w jego głosi pretensji, czy żalu o to, e zrobiła, tak, a nie inaczej.Po prostu wyjaśnił jej spokojnie w jaki sposób wymaga, by działała.
- Tak, czy inaczej, dobrze zrobiłaś, pozwalając mu zostać. Chcemy pozyskiwać klientów i ich dobre opinie, a nie tracić. - Skoro powiedział o minusach, to też wypadało powiedzieć o plusach. Oderwał już od niej spojrzenie, przepuszczając w kolejnych drzwiach przodem.
-Chodź mała, oprowadzę cę po całym terenie. - Mała? Ciężko było mu się tak do końca przestawić, by nie stosować przyzwyczajeń. Mimo wszystko w pracy był inną osobą, niż w życiu, ale jednak z Gabi przy boku nie potrafił tak ten do końca rozgraniczać.
Pokazał jej basen, jakie ma wymagania, by wszystko wyglądało i funkcjonowało, zaprowadził do dwóch bungalowów, które też wynajmowali i powiedział o zasadach. Po drodze przedstawiał pracowników, z którymi zamieniali krótkie słowo. Zabrał ja na teren hotelu dzielonego na pokoje, do restauracji, gdzie poznał ją z cała kuchnią, przeprowadził po każdym korytarzu i pokazał, które drzwi może otwierać na swoją kartę i do czego używają kluczy. Na sam koniec pokazał jej sauny i wyjaśnił zasady. Przez cały ten czas zachowywał się bardzo profesjonalnie, nie było żadnych podtekstów, czy zbliżeń, próbował trzymać się na dystans i jakoś mimo wszystko rozgraniczyć swoje emocje od pracy. Gdyby im uległ, zapewnię nie wyszliby z tego domku do końca dnia... a tak? Dużo jej opowiedział, najwięcej technicznych spraw, o swoich wymaganiach, gdzie nigdzie wtrącając jakieś śmieszne historie związane z gośćmi hotelu. Był z siebie cholernie dumny, że udało mu się zachować w miarę ładnie.
- To chyba tyle na dzisiaj. - Rzucił w końcu, gdy skończyli zwiedzać. Słońce też powoli już zachodziło. Wrócili pod drzwi jej pokoju, gdzie oparł się o framugę, patrząc na nią ciepło. Takie spojrzenie było dla niej nowe, dla niego z resztą też. Ares obdarzał nim tylko bliskie sobie osoby.
- Odpocznij, ogarnij swoje rzeczy.... możesz oczywiście korzystać ze wszystkich udogodnień hotelu ile chcesz, tylko nie łaź za dużo do baru, bo później nie dźwigniemy kosztów alkoholu. - Zaśmiał się, wsuwając ręce w kieszenie. Dziwnie się czuł... taka dziwna atmosfera się zrobiła, nie kojarzył tego uczucia z niczym innym, to było zaskakująco nowe.
- Ja mam jutro dużo do załatwienia poza hotelem, jak wiesz, mam też problemy w studiu i z innymi rzeczami. Wiem, że miałem na początku być z tobą codziennie, dlatego postaram się wpaść wieczorem. Jakby co to jestem pod telefonem. Możesz sobie zrobić luźniejszy dzień, pracuj tyle ile uważasz okej? Bez presji. - Chciał, by wiedziała, że nie chce jej wywierać, że nie oczekuje chuj wie czego, że po prostu może na razie na spokojnie wprowadzić się w nowe, jakby nie było.... życie.
- A jak pierwsze wrażenia? - No tak Ares, przedłużaj rozmowę na korytarzu, świetny pomysł...
Co się z nim kurwa działo?

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Cóż za emocje wywołała w Aresie jedna mała małpeczka ze specyficznym imieniem! Cały się spiął, jakby urósł o kilka centymetrów, jakby jego barki zrobiły się szersze. Dobrze, że Gabi była skupiona na zwierzątku, bo chyba by się Aresa przestraszyła i pomyślała, że zrobiła coś nie tak, jak powinna. Co jak co, ale ona by chciała być potraktowana w ten sposób przez obsługę hotelu gdyby ktoś przy zameldowaniu narobił jej dymu. Opinie w Google to ważna rzecz! Ona jak gdzieś szła do restauracji czy na kręgle bądź kina, czy choćby fryzjera to zawsze zerkała na opinie i jeśli były kiepskie, to rezygnowała z wizyty.
Dobrze, że gość nie robił więcej problemów, wydawał się zadowolony i dumny, że dostał to czego chciał, bo wcześniej naprawdę był wściekły. Przyjechał w podróż służbową na prawie tydzień i w tej sytuacji niby gdzie miałby się zatrzymać? Nikt nie skojarzył jego nazwiska, a pojawiało się ono ostatnio dość często w prasie branżowej dotyczącej hoteli. Gabi nie miała pojęcia jak wielką przysługę swoim zachowaniem zrobiła Aresowi i jego biznesowi, a tym samym samej sobie.
Amber była bezproblemowym pracownikiem, uśmiechnęła się tylko wdzięcznie i weszła na tył recepcji gdzie zajęła się papierkami i odbieraniem telefonów oraz przeglądaniem rezerwacji z Booking.com.
- Jak sobie życzysz.- powiedziała ruda jędza i wymusiła sztuczny, przerysowany uśmiech. Z jej zielonych oczu mimo wszystko ciskały gromy nie tylko w Aresa ale i Gabi. - Szefie.- dodała jadowicie i wlepiłaa wzrok w ekran monitora.
Gabi wydawała się taka dumna, taka szczęśliwa, że sobie poradziła! Poważnie jak dziecko, ale czemu tu się dziwić, pasowała do tego stanowiska jak pięść do nosa to, to, że coś się jej udało musiało ucieszyć.
Uśmiechała się głupkowato kiedy przechodziła obok Aresa i ruszyli razem w nieznane.
- Dzięki...- powiedziała lekko zakłopotana gdy już zostali sami i szli na wycieczkę. Zrobiło jej się tak miło i cieplutko na serduszku... Rzadko słyszała takie słowa, staruszkowie tylko wymagali albo cisnęli, ale nigdy nie powiedzieli, że są z niej dumni. To było takie przyjemne uczucie! Gdyby radość powodowała zyskiwanie centymetrów to teraz Gabi byłaby wzrostu Aresa, jak nie wyższa. Słuchała go uważnie i ze spokojem. Kurde... Faktycznie byłby z niego dobry ojciec, nawet przez myśl jej przebiegło, że to ona mogłaby być matką jego dzieci, ale wizja wielkiego brzucha, rujnującego sylwetkę sprawiła, że wzdrygnęła się z obrzydzenia. Jeszcze mentalnie nie dorosła do zostania matką. Głupie myśli... Bardzo głupie!
- Całe szczęście Dick jest małym Diczkiem i raczej zbyt wielu owoców nie zje. Słodki był, ale chyba życie w niewoli nie jest dla niego niczym fajnym. Oglądałam kiedyś dokument o małpkach... Łamał serce. - westchnęła cicho na samo wspomnienie.
Wycieczka trwała długo, informacji było bardzo dużo, ale dzięki temu nie miała najmniejszej szansy na myślenie o niestosownych rzeczach. Czuła się trochę przebodźcowana i nie była pewna, czy wszystko dokładnie zapamiętała, to było za dużo jak na jej głowę i drobne barki. No i te szpilki... Od praktycznie 10 była na nogach a już zaczęło zachodzić słońce. Były takie momenty, że myślała, że umrze, ale robiła dobrą minę do złej gry i cały czas się uśmiechała, a tak naprawdę marzyła o tym, by zdjąć te pieprzone szpilki i rzucić je do basenu albo wystrzelić w kosmos.
Ares nie zachował się w miarę ładnie, on zachowywał się idealnie! Jakby Gabi go w ogóle nie interesowała pod takim względem, jakim interesował on ją. Jakby zupełnie odpuścił próby odzyskania jej. I dobrze. Doceniała to cholernie, bo naprawdę tak było prościej... Doroślej. Była to niejako ulga dla udręczonego serca i umysłu.
Dobrze, że na piętra pracownicze docierała winda, bo w przeciwnym razie Gabi miałaby niezły problem, żeby wspiąć się po schodach. Bolały ją pośladki, uda, łydki, palce u stóp, czuła, że ma obtarte do granic możliwości pięty.
Widać było po Gabi, że jest zmęczona, policzki były zarumienione, oczy nieco szkliste - wszystko przez to, że bolały ją te cholerne nogi i dosłownie przez to robiło jej się słabo. Widziała zmianę w jego posturze, wyrazie twarzy, sposobie w jakim na nią patrzył. Jeszcze takim spojrzeniem nigdy jej nie obdarował, widziała w nim morze troski i ciepła, wydało jej się to jakieś takie dziwne i nienaturalne dla niego. Był chory? Może miał gorączkę? Tak, to musiało być to, albo tak jak ona też już był zmęczony.
- Ooo nie... Żadnego baru. W pracy nie pije się alkoholu także spokojnie, barek jest bezpieczny. Poza tym alkohol źle działa na nogi.- zaśmiała się cicho i pokręciła lekko głową. Stała dość swobodnie, choć ostatkiem sił. Wygrzebała z torebki kartę do pokoju i wsunęła ją w zamek. Marzyła o kolacji i odpoczynku, umierała nie tylko z bólu ale i głodu. Nie było czasu na obiad i odpoczynek w trakcie wycieczki.
- No tak, jasne. Rozumiem. Przykro mi, że koleś ze studia odwinął ci taki numer. Świństwo straszne, ale poradzisz sobie i jeszcze będzie tego żałować.- uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, żeby poklepać Aresa po przedramieniu, tak o po przyjacielsku pokrzepiająco. Trochę jej się zrobiło przykro, że będzie zdana całkiem na siebie, ale jak miało być bez presji...
Ta już widziała jak będzie bez presji! Ona ją sama na siebie narzuci jak zawsze no i ta cała Naomi... O niej akurat nie myślała, ale suka już snuła plany jak utrudnić dziewczynie życie.
- Nie wiem, czuję się trochę przytłoczona ogromem informacji.- powiedziała zupełnie szczerze i otworzyła drzwi do pokoju. Jeszcze w nim nie była. Stał tam wózek z jej bagażami, na stoliku mały bukiecik kwiatków i szampan oraz miska z owcami, oraz kartka z podpisami większości pracowników. Napis na jej środku głosił: Witamy w zespole. Jeszcze tego nie widziała, ale pewnie zrobi jej się bardzo.
- Będziemy tak rozmawiać na korytarzu? Może wejdziesz?- zapytała spokojnie, nie mając zupełnie niczego zdrożnego na myśli. Chociaż...
Błagam, wejdź... Wejdź, wejdź i zrób ze mną co tylko chcesz, teraz, zaraz, już...

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Jej wytrwałość była godna podziwu. Szpilki, które miała na nogach cały dzień nie wyglądały mu na zbyt wygodne, a ona ani razu nie skorzystała z okazji, by je zdjąć, nawet teraz stała dzielnie na nogach, choć zapewne już obolałych i opuchniętych. Miała w sobie samozaparcie, a to dodatkowy plus. Ares poznawał ja teraz z nieco innej strony. Takiej odpowiedzialnej i zdeterminowanej jeszcze jej nie widział. Rysowała się w jego głowie już nie tylko jak ta zabawna, krnąbrna i szukająca kłopotów nastolatka, a jako odpowiedzialna, zdeterminowana młoda kobieta, która dumie zadziera podbródek i idzie po swoje. Nieważne już, czy chciała coś komuś udowodni, czy robiła to wszystko dla własnego celu, efekt był ten sam - zaimponowała mu. I nie chodzi w cale o te cholerne szpilki, ale o całokształt. Jej zachowanie, postawa i podejście do nowej pracy. Może faktycznie obawiał się na początku, że może chcieć dalej odwalać jak na "rozmowie o pracę", ale te wątpliwości zostały rozwiane od razu, jak tylko zobaczył ją dzisiaj w swoim gabinecie.
- Myślę, że akurat dzisiaj to by na nie dobrze zrobił. - Dodał jeszcze rozbawiony, słuchając jej śmiechu z zadowoleniem. Już bardziej przypominała ta Gabi, którą znał niż tą, torą mu ostatnio przedstawiała. Lubił dźwięk jej głosu i śmiechu, sprawiał, że.... Robisz się miękki Angelo. Skarcił sam siebie, nie mogąc oderwać wzroku od jej młodziutkiej twarzy.
- Już mnie trochę znasz co? - Zauważył z cwaniacki uśmieszkiem. - Jasne, że go kurwa zniszczę. Razem z twoim staruszkiem, troszkę też samemu. Ze mną się nie zadziera. Nie przejmuj się tym, sprawa jest.. rozwojowa. - Już zdążyła się o tym przekonać na własnej skórze, choć pokazał jej zaledwie namiastkę swojej wściekłości i furii.
Miał ochotę chwycić tę jej drobną dłoń i przeżyć z plecy, rzucić na ścianę i... cały dzień się hamował, więc musiał wyhamować i teraz. Robił to z kilku powodów. Pamiętał co mu powiedziała, jak zarzuciła, że utrzymywał z nią kontakt tylo dla bzykania. Tak, chciał ją zaliczyć i zaliczać później jeszcze wiele razy, ale to nie był jedyny powód utrzymywania z nią znajomości. Lubił ją, a rzadko kiedy kogoś lubił więc chciał jej to pokazać. Nie chodziło mu tylko o jej dupę, chciał spędzać z nią miło czas, zabierać na takie wypady jak wcześniej i grać wspólnie do białego rana. Brakowało mu tych szalonych pomysłów Gabi, miał wrażenie, że mógł z nią realizować wszystkie t najbardziej nawet szalone, których nie mógł z innymi. Tylko że... ona nie chciała tego na warunkach, których chciał on i co? Przecież jej nie zmusi. Mógłby, ale to nie przyniesie upragnionych rezultatów.
- Zawsze tak jest na początku, ale jak już się wdrożysz będzie łatwo miło i przyjemnie. - Podnosił ja na duchu/ Nie był najlepszy we wspieraniu innych, nie w taki osób. On znał tylko negatywna motywację, a ta pozytywna była dla niego prawdziwą rzadkością.
Może wejdziesz... Rozbrzmiało mu echem w głowie.
Wszedłbym nie tylko do pokoju.... Przeszło mu od razu przez myśl. Chciał, tak cholernie chciał. Wyprostował się, jakby zastanawiał nad odpowiedzią. Chciał i nie chciał. Wiedział, że to nie będą tylko niewinne dziedziny, wiedział jak to się skończy i wiedział, że straci wtedy jej zaufanie. Nie był gotowy oddać się jej w stu procentach, a przecież tego chciała. Gdyby ją dzisiaj wyruchał, pewnie znowu narobiłaby robi nadziei i skończyłoby się tak, jak ostatnio. On już to wyczuwał. Dlatego nie, musiał być bardziej powściągliwy. Sumienie? Skąd u niego kurwa nagle takie sumienie? Gdzie się podział Angelo korzystający z każdej możliwej okazji?
To tylko część planu. Tak. Przekonywał samego siebie.
- Dzięki Gabi, ale jadę już do domu, też jestem zmęczony ostatnimi dniami. - Czy on właśnie powiedział lasce NIE?! Zdarzało mu się, jak były mało atrakcyjne, ale tylko w takich wypadkach. Uśmiechną się w ten swój firmowy sposób i odgarnął jej włosy z policzka, patrząc za swoim ruchem.
- Odetchnij sobie, widzimy się jutro. - Miał ochotę ułożyć dłoń na tym ciepłym i miękkim policzku Patrzył na niego, tak go zachęcał. Spojrzał na te cholerne miękkie usta, znał ich smak, ale chciał go sobie przypomnieć. Nie Angelo. Zostaw ją. To nie było łatwe, ale udało mu się. Już nic więcej z siebie nie wydusił, po prostu odsunął i odwrócił, idąc w stronę wyjścia swobodnym krokiem. Odwrócił się na końcu korytarza przez ramię, ale zobaczył tylko zamykające za nią drzwi.
Co ja kurwa robię.
Dzień później
outfit
Miał do załatwienia trochę spraw, ale ciągle zerkał na telefon, który o dziwo milczał. Stwierdził, że nie będzie przeszkadzał Gabi, skoro ta pierwsza się nie odzywała, a mieli spotkać się wieczorem. Czyli wszystko szło dobrze? Sam kazał jej odpuścić, to może odpuściła. Ciągle chodziło mu to po głowie, a dzień jak na złość ciągną się niemiłosiernie. Rano był na siłowni, później spotkał z prawnikiem, który wypytywał o córkę,wciąż nie mogąc uwierzyć jakie stanowisko dał jej Ares. Miał jeszcze spotkanie z dostawcą i dopiero po nim mógł udać się do hotelu. Napisał smsa do Gabi, że będzie po nią za godzinkę i pójdą razem na kolację, aby pogadać. Dużo wczoraj myślał i praktycznie całą nockę przez to myślenie zarwał. W samotności i ze szklanką whisky siedział w salonie, rozpatrując wszystkie za i przeciw relacji z Gabi. Z jednej strony nie potrafił odpuścić, z drugiej, wiedział, że nie spełni jej oczekiwaną ona nie spełni jego. Czemu to musiało być takie wszystko pojebane? Nie mogli po prostu mieć przyjacielskiej relacji i raz na jakiś czas wskoczyć sobie do łóżka? Przecież to brzmiało najrozsądniej!
Cholera z tymi zromantyzwanymi filmami nastolatkami...
Niby cholera, niby cholera, ale jechał do niej z pudełkiem własnej roboty Cannolo, z różnymi nadzieniami, które robił jak nie mógł spać, bo wiedział, że Gabi za słodkie da się normalnie zabić. W dodatku lubiła jak jej coś przyrządzał, wiedział, że będzie zadowolona.... Naprawdę źle się z nim działo, bardzo źle.
Po wejście do hotelu zaczął rozeznanie. Pytał pracowników, czy widzieli Gabi i nikt od dobrej godziny jej nie widział. Mógł tylko zgadywać, że siedzi u siebie i odpoczywa, albo się ogarnia, dlatego poszedł do jej pokoju i grzecznie zapukał.
- Czy zamawiała Pani deser przed kolacją? - Opierał się o framugę, wyciągając w jej stronę pudełko na dłoni, a na oczach miał przeciwsłoneczne okulary. Usta zdobił firmowy uśmiech braci Denaro, a jego wzrok wędrował po jej sylwetce. To na pewno będzie kolacja służbowa?
- Zrobiłem ci pewien włoski, mało znany tutaj przysmak. Zgrzeszymy? - Mruknął gardłowo, jakby proponował jej zupełnie co innego, jak rurki z kremem.... Mogła wysysać krem, ale z jego rurki.
Musiał skończyć z tymi chorymi myślami, jeśli miał trzymać się planu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi obawiała się, że wypicie dziś czegokolwiek skończyłoby się dziś bardzo źle. Przestałaby ze sobą walczyć i jak byłoby jak w tym słynnym żarciku:
- Mogę postawić pani drinka?
- Nie, alkohol źle działa na moje nogi.
- Puchną?
- Nie, rozsuwają się.

Jej w sumie nie było trzeba alkoholu do szczęścia, ale lubiła się czasem napić, to dziwnie rozluźniało choć znała też inne sposoby, by ten stan osiągnąć.
Gabi to tylko pozornie taka krucha istotka, jeśli trzeba potrafi być silna i nawet gdy jest ciężko, przy odrobinie wsparcia i lekkiego popychania, przeć do przodu. Na szczęście miała w swoim otoczeniu ludzi, którzy ją kochali i byli jej wsparciem. Gdyby nie oni pewnie dziś byłaby w zupełnie innym miejscu. Gdyby tylko wiedziała, co teraz dzieje się w głowie Aresa, jak bardzo wszystko przeżywa, analizuje i stara się odnaleźć sens w tym wszystkim... Dlaczego ludzie są tacy głupi i nie potrafią mówić o tym co leży im na sercu? Wszystko byłoby dużo łatwiejsze gdyby usiedli i każde z nich powiedziało co przeżywa wewnętrznie. Przecież wszystko stałoby się jasne w zaledwie kilka minut i Ares nie musiałby się tak ze sobą męczyć, a ona walczyć z ukrywaniem tego jak bardzo pragnie być blisko niego, nie tylko w sensie fizycznym, ale i mentalnym, zwyczajnie spędzać wspólnie czas i być najważniejszą osobą w jego popieprzonym życiu.
Ares był nieprzewidywalny i właśnie to było w nim takie ekscytujące, pociągające... Gdyby odkrył przed nią wszystkie karty naraz nie byłby ciekawy. Laski lubią tajemniczych facetów, którzy je zaskakują na każdym kroku, przynajmniej Gabi to kręciło. Uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową, owszem troszkę go znała, ale w jej mniemaniu wciąż za mało. Co chwilę pokazywał jej inną maskę i już przestała wiedzieć, która twarz jest prawdziwa. Miała nadzieję, że ta wesoła, szalona i spontaniczna, taka, jaką jej pokazywał gdy byli sami. Bała się trochę co może się stać kolesiowi, który próbował ukraść mu klientów. Ta wizja sprawiła, że żołądek skręcił się w supeł.
- Czas pokaże Panie Kennedy, czas pokaże...- uśmiechnęła się tajemniczo, bo sama nie wiedziała, czy faktycznie ta praca jej się spodoba i jej nie przerośnie. Przestąpiła krok, by przejść przez próg pokoju, nie spodziewała się, że Ares jej odmówi. Nie miała niczego złego na myśli, apartament był duży. Miał własną kuchnię, łazienkę, mini salon, sypialnię. Wyglądał bardziej jak apartament prezydencki aniżeli pokój dla pracownika. Zatrzymała się zdziwiona i odwróciła w jego kierunku. Odmówił? Przecież chciała tylko porozmawiać. Yhym... To by się wcale tak nie skończyło, a później wyrzucałaby sobie, że jest łatwa i cała historia powtórzyłaby się ponownie. Dobrze, że był bardziej rozsądny i dojrzały od niej i uchronił ją od popełnienia dużego błędu.
Niemniej jednak poczuła się tak jakby dostała kosza, serio. Mało kto jej odmawiał czegokolwiek przez wzgląd na to, że była ładna, miła i zabawna. Ona nie wiedziała jak jej uroda pomaga w życiu. Dla mniej atrakcyjnych ludzi inni robią zdecydowanie mniej.
Miała ochotę przytulić policzek do jego dłoni gdy tak niewinnie odgarnął jej kosmyk włosów za ucho, nawet przymknęła lekko oczy i rozchyliła usta, zupełnie instynktownie. Rozpływała się a ciepło po szyi, szło w dół, spokojnie i niespiesznie.
Miała odetchnąć? Jak?
- Um... Do jutra. Szefie.- uśmiechnęła się lekko, choć nie było to łatwe. Chwilkę patrzyła, jak odchodził, ale uznała, że lepiej będzie zamknąć drzwi. Zatrzasnęły się za nią, a ona oparła się o nie plecami i dopiero wtedy wypuściła z płuc powietrze. Osunęła się na ziemię, usiadła pod tymi drzwiami i wplotła palce we włosy, zaciskając je na nich.
- Jasna cholera...- wymamrotała najgorsze przekleństwo, na jakie było ją stać. Odchyliła głowę do tyłu i uderzyła nią lekko w drzwi kilka razy. Wpatrzyła się w sufit i siedziała tak przez chwilkę, przeżywając cały dzisiejszy dzień. Zdjęła w końcu te pieprzone szpilki, które zrobiły z jej stópek sieczkę i cisnęła nimi przez całą długość mini salonu. Przynajmniej na butach mogła się wyżyć. Ciekawa była jak minie jej noc, czy będą jakieś kłopoty, czy będzie musiała coś robić. Wzięła szybki prysznic, opatrzyła sobie stópki i zamówiła kolację do pokoju, bo nie była w stanie zejść do restauracji.
Telefon służbowy ustawiła tak by dzwonił bardzo głośno gdyby coś się działo, swój wyciszyła i najzwyczajniej w świecie ułożyła się do łóżeczka, gdzie spędziła sama ze sobą kilka miłych chwil, a później zasnęła jak kamień przez te wszystkie emocje i nadmiar informacji.
***
Wstała bardzo wcześnie, nie dlatego, że musiała i że ktoś czegoś od niej chciał, nie nie. Ona zwyczajnie się przejęła rolą i chciała dobrze wypaść. Ubrała się wygodnie, w jakieś zwykłe dżinsy i trochę bardziej elegancką koszulę i zeszła na dół na odprawę pracowników. Nie musiała tego robić, bo każdy dział miał swoją odprawę i tym zajmowali się kierownicy tychże departamentów, ale chciała zobaczyć, jak to wygląda. Oczywiście Naomi zarządzała recepcją, więc siłą rzeczy musiała słuchać jej gadania. Jakoś nie zapałała do kobiety sympatią, pierwszy raz w życiu chyba kogoś nie lubiła od samego początku.
Poszła na śniadanie do restauracji, ogarnęła sobie kawę, soki, sporo arbuza i zaczęła przeglądać skrzynkę mailową, służbową. Nie było żadnych ważnych wiadomości więc po śniadaniu, z dodatkową kawką ruszyła do "swojego" biura, gdzie spędziła kilka ładnych godzin grzebiąc w programach. Przez cały dzień nikt niczego od niej nie potrzebował, nikt nie przybiegał po pomoc i prośbę w uratowaniu sytuacji. Ciekawe czy większość dni tak właśnie wyglądała.
Zrobiła jeden czy dwa przelewy za faktury z terminem płatności do dziś, odebrała kilka telefonów od telemarketerów, którzy chcieli wciskać jakieś rozwiązania dla hoteli i restauracji. Wynudziła się okropnie, ale potem poszła do ludzi, żeby ich poznać, żeby opowiedzieli jej o swojej pracy, o tym jak się tu czują i co im tam w duszy gra. Zdecydowanie to była ciekawsza część dnia. Nie dzwoniła do Aresa ani nie pisała, choć mogło mu się to wydawać dziwne. Nie spoczęła na laurach tylko faktycznie cały dzień ładnie pracowała, wyszło z dobre osiem godzin.
Dostała sms, mało z krzesła nie spadła widząc informację, że mają zjeść razem kolację. I co? Będzie za godzinę? ZA GODZINĘ?! Jak ona zdąży się 60 minut ubrać, pomalować i ogólnie wyszykować? To graniczyło z cudem!
Mało nóg nie zgubiła jak leciała do swojego pokoju, niby to kolacja z szefem, ale jednak z Aresem więc no... Chciała mu zaimponować, chciała się mu podobać, chciała, aby jej pragnął, choć było to totalnie głupie, biorąc pod uwagę, że nic w sferze uczuciowej nie miało ich już łączyć. Mało logiczny ten nastoletni umysł. Dostała jakieś dziwne powiadomienie na Instagramie, ktoś nowy zaczął ją obserwować. Wzięła telefon do ręki i mało się nie opluła widząc, że to nie kto inny jak szefuńcio. Nie kliknęła mu obserwacji, jeszcze nie, to by było za szybko! Jeszcze by sobie pomyślał, że jej na nim zależy, nie mógł sobie tak myśleć. To zagranie było czysto taktyczne i techniczne, zaobserwuje go za kilka dni. Ale nie mogła się powstrzymać i przeleciała cały profil, tracąc przez to cenny czas. Szybki prysznic, wybór sukienki, butów. Boże... Wszystkie ciuchy rozwaliła po pokoju, nic jej nie pasowało, ręce się jej trzęsły. Nawet zrobiła sobie wideo konferencję z koleżankami, które pomogły jej wybrać kieckę.
Właśnie kończyła robić czarną kreskę na powiece gdy rozległo się pukanie do drzwi, to musiał być Ares, nikt inny.
- Już idę! Sekunda!- zawołała, odkładając eyeliner na toaletkę. Nałożyła szybko kolczyki i zaraz potem buty. Ares mógł słyszeć jej pospieszne kroki, raz były głośniejsze, raz cichsze, jakby latała po różnych pokojach. Tak właśnie było! Musiała znaleźć torebkę, żeby wpakować do niej telefony. Ostatnim szlifem miały być perfumy, które dostała kiedyś od ojca. O ironio... Good girl Carolina Herrera. Tych perfum zwykle używała właśnie na jakieś wieczorne wyjścia. Psiknęła mały obłoczek w powietrze i weszła w mgiełkę, żeby tylko nie przesadzić.
Kroki stały się głośniejsze i głośniejsze i drzwi nagle ustąpiły.
I stał on, cały na biało... Wczoraj diabeł, dziś anioł.
O kuuuurde blaszka... ale ciacho....
Pomyślała nie o rurkach z kremem tylko o samym Aresie. Musiał dostrzec ten błysk w jej oczach, wyraz fascynacji, podziwu, uwielbienia.
- Hm... Niczego nie zamawiałam. Może to prezent od jakiegoś tajemniczego wielbiciela?- rzuciła luźno i uśmiechnęła się rozbawiona własnymi słowami.
Gabi wyglądała jak milion dolarów, choć z daleka było widać, że jej biżuteria to tanie podróbki złota i diamentów. Nieskazitelny, delikatny makijaż z mocniej podkreślonym okiem, włosy spięte w elegancki kok z wypuszczonymi kosmykami włosów, usta pociągnięte matową szminką w kolorze wyrazistej czerwieni. Dobrze, że istniało coś takiego jak plastry na otarcia i pęcherze, bo inaczej jej stópki w szpilkach wyglądałyby kiepsko, a tak to i całe nogi wyglądały elegancko.
- Od kiedy dealujesz słodyczami? Wiesz, że nigdy nie odmówię niczemu, co zawiera cukier?- zaśmiała się radośnie i niemal łapczywie wyciągnęła rękę po jedną z rurek. Oparła się ramieniem o framugę i patrząc na Aresa oblizała koniec rurki z apetycznego, śmietankowego kremu i aż zamruczała z zadowolenia. To było przepyszne! Wgryzła się w rurkę a w oczach zagościła czysta radość. Ta młoda kobieta za jedzenie chyba by duszę oddała. Nie chciała gadać z pełną buzią, ale nie mogła sie powstrzymać.
- OMG... Deliziosa!- wymamrotała i wolną ręką spróbowała naśladować Aresa jak robił ten zabawny włoski gest dłonią, czasami nawet nie mając świadomości, że go robi.
Po wypowiedzeniu tego słowa przypomniało jej się... Ugh. Nie. Stop. Profeska!
Wsunęła w usta drugą połówkę rurski z kremem i trochę tego kremu zostało jej w kąciku ust. Żeby ona tylko wiedziała w jakich okolicznościach postał ten deser! Biedny Ares, tak bardzo nie wiedział co się z nim dzieje, zaprzeczał temu co czuł bo tych uczuć nie rozumiał.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Żadne z nich nie wiedziało jak te drugie przeżywa swoje własne emocje i demony. Co się działów sercu, w głowie, a często przecież różniło się to od siebie, stajnie, sprzęcie prezentując z dwóch stron. Zazwyczaj umysł miał racje i łeb Aresa w tym wypadku wręcz krzyczał - Daj spokój, wyruchaj ją, skorzystasz z okazji i tyle, będą jeszcze inne dupy, na niej świat się nie kończy.
Jedak gdzieś tam w głębi siebie toczył wojnę, że nie, że tym razem się powstrzyma, że wyjdzie to na dobre Nawet jeśli Gabi nie będzie ciała się ruchach, zawsze zostanie im przyjaźń... ale czy to mu wystarczy? Na razie było jak było, cała sytuacja rozwijała się, a on drżał plan w życie Niedopracowany, pierwszy raz taki kurwa dziurawy, który miał niepewny koniec, ale przynajmniej był... jaki? Ryzykowny. Uwielbiał ryzyko.
A gdyby tak pierdolić plan?
Właśnie taką kłótnie prowadził w nocy i w tej jebanej kuchni, przyrządzając pierdolone ciasteczka dla Gabi, Był chory, miała racje, zdecydowane musiała mieć gorączkę, czy coś takiego,może zraził się czymś więcej niż zwykłą chlamydią? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Stał przed tymi cholernymi drzwiami i słyszał. Kroki w jedną, kroki w drugą. Co ona tam robiła? To przyniosło znowu tą cholerną, wewnętrzną satysfakcję. Stroiła się. Chciała wyglądać perfekcyjne, o niczym nie zapomnieć. Robiła to DLA NIEGO. Bo niby dla kogo innego? Znał już baby na tyle, by o tym wiedzieć, by było to tak samo pewne, jak to, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie.
Dobra, niby wiedział, niby się spodziewał, ale kiedy otworzyła drzwi.... Lustrował ją tym wzrokiem nie bez powodu. Była tak cholernie seksowna. Podkreślona talia, piersi, nogi, idealnej wielkości szpilkami. Staranny makijaż i ułożone włosy. Nie wyglądała, jakby szła na kolacje z szefem, a po prostu na... randkę. Czuł to. Czuł, jak bije od niej jednocześnie pewność siebie, jak i niepewność, zmieszanie, pewnego rodzaju wycofanie, ale i jednocześnie chęć. Była tak samo sprzeczna, jak i on. Zachowywali się jak gnoję, jak niespełna rozum małolaci... dobra, ją można było jeszcze zrozumieć, ale Ares?
Jej wzrok... jej wzrok zna był taki, jak wtedy, gdy zabrał ją na pierwszą "randkę". Patrzyła tymi swymi iskierkami, które tak uwielbiał. Jego spojrzenie było nowe a jej spojrzenie było dobrze mu znane. Ares wiedział, był już w stu procentach pewien, że znów ją miał w swych obślizgłych makach, w swoich demonicznych szczypcach, w potrzasku, przy drodze bez powrotu...
- Powiem coś Pani w tajemnicy. - nachylił się, rozejrzał, jakby chciał upewnić, że na pewno nikt nie widzi i nikt nie słyszy, po czym nachylił się jeszcze raz, patrząc jej w oczy z bliska. - To ja nim jestem. - Szepnął i wypromował się, by uniknąć tego kontaktu, który zrobił się niebezpiecznie bliski i intensywny.
- Ciiiii. - Przyłożył jej palec do ust. - Nikt nie może tego wiedzieć, to towar deficytowy. - Uśmiech szerzył się, a ręka wysunął bardziej, by podsunąć jej pudełko słodyczy Obserwował uważnie. Jak jej szczupłe palce chwytają jedną z rurek, jak powoli przykłada ją sobie do ust, a koniuszkiem języka zlizuje wystający krem Gabi... tak właśnie che byś to robiła. Ale nie myślał o rurce z kremem, nie tej na słodko, a tej na słowo. fantazja galopowała, cholerę chciał po prostu powodzie "jebać to", wepchnąć ją do pokoju i poczęstować swoją własną rurką. Wyobrażał sobie, jak robi to samo, ale.... stop.
Dotarło do niego co powiedziała. Potrząsnął rozbawiony głową, dostając laga mógł, gdy usłyszał z jej ust słowa wpowiedziane w jego rodowym języku. Jej głos po Włosku brzmiał jak muzyka, chciał tego słuchać więcej, chciał, by wypowiedział więcej słów, ale tylko przełknął ślinę, nawilżając podniebienie, bo jaś przyschło przy tych wszystkich kosmatych myślach...
Parsknął śmiechem, widząc jaki gest wykonuje palcami. Tak.Mogła już nazywać się Włoszkom.
- Weź całe, to dla ciebie. - Podał jej pudełko, widząc, jak wyciąga kolejną rurkę, ale wciąż nie zaprosi go do środka. Bo co? Bo wczoraj nie wszedł/ Jakie to feministyczne. Wcisnął jej w dłonie pudełko i poczekał aż je gdzieś odłoży.
- Piękna Pani gotowa? Możemy? - Wysunął w jej stronę ramie w szarmanckim geście i poczekał aż do niego dołączy. Nie. To nie była służbowe kolacja, zdecydowanie.
- Wyglądasz zjawiskowo Gabi. - Zerknął na nią z góry w połowie drogi. - Lubię jak się dla mnie tak stroisz. - Nie mógł się przed tym powstrzymać, no nie mógł. Wylazł z Aresa Ares, gdy jego uśmiech wyginął się w ten charakterystyczny, cwaniacki sposób. Dziewczyna jednak nie miała szansy odpowiedzieć, bo ktoś ich po drodze zaczepił, witając się, co kompletnie przerwało atmosferę. Hotel nie miał rozległego terenu, więc szybko znaleźli się w restauracji, w której nie było już zbyt wielu gości, a Ares zaprowadził Gabi na sam koniec sali, wybierając najbardziej odległy i prywatny stolik z widokiem. Standardowo odsunął jej krzesło i po chwili sam zajął swoje na przeciw.
- Zamówiłem nam szampana na początek. Świętujemy dzisiaj twój pierwszy samodzielny dzień w pracy. Jak przypuszczam wszystko poszło jak po maśle, skoro nie dzwoniłaś i nie pisałaś? Wiesz mała, umierałem z ciekawości. - Wyznał, nachylając nad stołem i ledwie skończy mówić, jak jedna z kelnerek przyniosła ów trunek, o którym mówił i dwa kieliszki dla nowych wspólników.
- Za nowy początek. - Uniósł kieliszek w toaście, który zabrzmiał totalnie dwuznacznie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Oczywiście, że stroiła się dla niego, nawet nogi ogoliła, chociaż wcale nie było takiej potrzeby. Gdyby miała tak się postarać dla samej siebie, to już byłby koniec. Gwóźdź do trumny i oznaka, że zostanie starą panną ze stadem kotów. A nie... Sorry, nie może mieć kotów, bo ma na nie alergię, to może być stado psów, myszy czy innych szczurów.
Strojenie się, malowanie to typowe ludzkie rytuały godowe mające na celu zapewnienie ciągłości gatunku. Ptaki odstawiają względem siebie tańce, budują dla siebie piękne i kolorowe gniazdka, niektóre nawet szukają dla siebie perfekcyjnego kamyczka czy muszelki, żeby zostać zaakceptowane jako partner do rozrodu. Co ciekawe w świecie zwierząt to właśnie samica ma ostatnie zdanie czy wybiera tego konkretnego partnera, czy mimo iż wygrał walkę na śmierć i życie to go olewa. Ludzki świat działał trochę inaczej — zasady podobne, ale wyniki już bardzo różne, a to przez to, że umysły ludzi są znacznie bardziej rozwinięte niż zwierzęce. Chociaż patrząc po zachowaniu niektórych, można odnieść mylne wrażenie, że ameby są bardziej inteligentne.
Nie powinnam była się tak stroić... To jest chore.
Wmawiała sobie, że to nie żadna randka, przecież Ares jej obiecał, że nie będzie niczego próbować, że nie przekroczy granicy i ona też nie chciała tego zrobić, a właśnie zbliżała się do wielkiej czerwonej kreski z napisem UWAGA STREFA ZAGROŻENIA NUKLEARNEGO.
Widziała w jego oczach dziwny błysk, taki, którego wcześniej nie dostrzegała, nie była to chęć zdarcia z niej ciuchów i zwykłego przelecenia, to było coś więcej niż tylko to. Ares musiałby być impotentem, żeby nie zareagować w tak zdrowy sposób na atrakcyjną, młodą kobietę.
Było w nim coś innego, nie potrafiła zdefiniować tylko co. Aura się zmieniła, o ile można to tak nazwać. To były zupełnie odmienne wibracje, jakie odbierała kiedyś a właśnie w tym momencie.
Miała wrażenie, że podchodzą do siebie jak do jeża, jakby pierwszy raz w życiu wychodzili z kimś na randkę, jakby pierwszy raz mieli się pocałować po tym, jak po kolacji odprowadzi ją do "domu" i jakby któreś z rodziców Gabi miało ich na tym przyłapać.
Patrzyła ze zdziwieniem, jaką pantomimę urządza jej szef, rozgląda się jakby się bał, że zostanie przyłapany na gorącym uczynku. Co on chciał zrobić? Może wreszcie porwie ją w swoje silne ramiona?
Nie? Jaka szkoda... Był tak niebezpiecznie blisko, że gdyby chciała to mogła sama skraść mu pocałunek, ale nie...
- Nie...!- udała przerażenie - To absolutnie niemożliwe!- zakryła usta dłonią i wybałuszyła na niego oczy, ale długo nie wytrzymała z tą miną, bo zaraz zaczęła się śmiać. Dobre żarty, bardzo dobre żarty.
W tym problem... Ares nie żartował i mimo iż pewnie sam w to nie wierzył, mówił szczerze. Taki drobny krok a mógł zmienić wszystko w zrozumieniu jego własnych działań i myśli.
- Deal, ale nie chcę iść siedzieć za posiadanie, wiec ty też musisz zachować to w sekrecie.
To był układ idealny, ona nie wyspie go za rozprowadzanie, on jej za posiadanie i wszyscy będą szczęśliwi, a już w ogóle ona, mogąc zjeść całe pudełko tych pyszności. Moment... To pierwszy raz od ich burzliwego rozstania, gdy Gabi zajada coś włoskiego!
Brakowało jej umiaru przy jedzeniu słodyczy jeśli były w zasięgu wzroku, a już nie daj boże ręki! Dlatego chwyciła za kolejną rurkę, co było nierozsądne biorąc pod uwagę, że zaraz zmierzali na kolację. Nie zaprosiła go do środka nie dlatego, że wczoraj nie wszedł, ale dobrze... Niech tak sobie myśli!
W przeciągu tych kilkunastu godzin rozłąki Gabi w apartamencie zrobiła burdel na kółkach, brakowało tylko nasrać na środku jak to mawiają rodzice.
- O jej, dziękuję to miłe.
Wzięła od niego to pudełko, miała w ogóle problem, żeby znaleźć na nie miejsce, musiała ze stolika w salonie zrzucić górę spodni i sukienek, żeby położyć najcenniejszy skarb, jakim było jedzenie.
Wracając na korytarz, mało się nie potknęła o własne nogi. Dobrze, że przechodziła obok lustra, bo mogła zauważyć, że upaćkała sobie usta kremem. Starła resztkę kciukiem i go oblizała, akurat przestępując przez próg pokoju. Zatrzasnęła drzwi. Spojrzała na wyciągnięte dla niej szarmancko ramię i zawahała się, czy je chwycić czy też udać, że nie zauważyła gestu i pójść "na wolności". Koniec końców w elegancki sposób wsunęła rękę pod jego ramię i uśmiechnęła się. Normalnie jakby szli na studniówkę, tylko zamiast bukieciku na rękę były rurki z kremem.
- Prowadź.- uśmiechnęła się i zadarła lekko brodę do góry co by wyglądać na jeszcze bardziej elegancką niż była. Gdy usłyszała jego kolejne słowa postanowiła go trochę zgasić, ale nie jakoś bardzo i po chamsku.
- Wiem, dziękuję. Czekaj, dla ciebie? O nie, nie, nie. Skończyłam z tym, tak jak z porywaniem łodzi i kradzieżami samochodów. Mój drogi, wystroiłam się dla siebie.
Oczywiście mogła sobie tak wmawiać, ale i ona i on wiedzieli, że było zupełnie inaczej, a wszystko to po to by widział co stracił, jaki skarb wymknął mu się między palcami. Ona też czuła taką stratę, tylko że ona to wiedziała, zdawała sobie sprawę z wartości Aresa w jej życiu.
Zjechali windą na dół, co dla Gabi trwało wieki, zamknięci w małym pomieszczeniu, w razie czego bez możliwości ucieczki... Na szczęście nic się nie wydarzyło i nawet nie wiedzieć kiedy już siedzieli przy stoliku. Dżentelmen z tego Aresa, potrafił się cholernik zachować jak mało kto! I znów po hotelu już zaczęły krążyć plotki, które przybierały na sile, utwierdzając personel, że Gabi dostała pracę po znajomości i przez łóżko.
- Chyba jednak powód twojego umierania był inny. Bałeś się, że jak przyjedziesz to nie będzie co zbierać.- zaśmiała się, a jej śmiech gdy nie chrumkała jak prosiak, brzmiał jak tysiąc dzwoneczków poruszanych wiatrem.
Dziwnie jej było być obsługiwaną przez koleżankę z pracy, choć dopiero niedawno się poznały, strasznie głupie uczucie. Wzięła jednak kieliszek do ręki i wzniosła z Aresem toast, stukając się delikatnie kieliszkami.
Słowa toastu były naprawdę nie dwuznaczne a wieloznaczne, ale to w tym było piękne, bo załapała aluzję w lot.
- Obyło się bez problemów, tak mi się wydaje... Amber jest kochana, to taka dobra dusza. Była bardzo pomocna, musisz jej chyba dać podwyżkę.- zażartowała luźno i umoczyła usta w szampanie, bąbelki połaskotały ją w nie przyjemnie. Zaczęła z wielkim zaangażowaniem opowiadać o tym co robiła, z kim rozmawiała, co ogarnęła. Buzia jej się nie zamykała. To było, jak to mówią po angielsku? Bycie bardzo "bubbly". Rozgadała się, mówiła o każdym najdrobniejszym szczególe, niczego nie pomijając, od tego co robiła w biurze przez jakieś drobne kontrole, np. wyrywkowo sprawdziła czystość pokoi, albo opowiadała o tym co udało jej się wyciągnąć od pracowników. Opowiedziała mu nawet historię każdego z kim rozmawiała, przy tym gestykulowała i wierciła się na krześle tak jakby jej było nie wygodnie. Gdzieś między słowami popijała szampana, i nawet nie zauważyła, że przynieśli im jedzenie, a przecież sobie niczego nie wybrała. Dopiero wtedy się zamknęła, zdziwiona patrząc na swój talerz.
- Ale ja nie...- uniosła zaskoczone spojrzenie na Aresa. Znowu to zrobiła... Znów plotła bzdury, a on jej nawet ani razu nie przerwał, nie uciszył słowem czy gestem tylko słuchał jakby naprawdę go to interesowało. Ale śmieszne uczucie. Zamrugała kilka razy i się zarumieniła. Złamała swoją własną obietnicę, że nie będzie plotła co jej ślina na język przyniesie, ale nie była w stanie się opanować.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zajrzał jej przez ramię, a przez apartament przeszło jakby tornado. Znów uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale wiedział co ten pierdolnik zwiastował. Zależało jej by wyglądać jak najlepiej, dlatego przewaliła wszystko do góry nogami, mierzyła milion różnych rzeczy aby wybrać ten najlepszy outfit. Ares może nie wchodził w związki, ale nie musiał na stałe mieszkać z kobieta, by wiedzieć jak to wszystko działa. Za to było coś, czego nie widziała Gabi Mieszkała w jedynym takim apartamencie w hotelu i był on niegdyś zarezerwowany dla niego. Mieszkał tu kilka dni, nim nie załatwił do końca formalności z domem, w którym zamieszkiwał teraz. Miał niezbyt dobre wspomnienia z tym miejscem, w końcu został sam jak palec, z hotelem na głowie, rozwojem interesów Rodzinnych w Australii i myślą, że już nigdy nie zobaczy swoich najbliższych. Czas jednak pokazał, że to były tylko chwilowe zmartwienia i teraz Ares zaczynał być trochę bardziej szczęśliwy. Po wyjeździe z Włoch wpadł w depresje, chociaż sam by się do tego nigdy nie przyznał. Ciężko było mu normalnie funkcjonować i przyzwyczaić do nowych warunków, ale rzucając się w wir pracy znalazł jako taki spokój i stabilizację. Chociaż zauważył, że dopiero odkąd poznał Gabi, życie prywatne zrobiło się nieco bardziej kolorowe. Może też dlatego nie chciał znowu jej od siebie odstraszyć. To był błąd, którego już nie popełni. W końcu żadne kurwy nie mogły mu zastąpić tego, co miał z nią. Zrozumiał to w końcu.
Teraz, kiedy tak szedł z nią na kolację, jednocześnie łamiąc połowę zasad - i tys prywatnych i tych służbowych - teraz czuł się dziwnie dobrze. Jakiś taki dumny z siebie, że wszystko ta dobrze idzie, a jednocześnie obawy zniknęły. Może będą mieli dzisiaj okazje w końcu się trochę bardziej otworzyć. Miał dla niej coś jeszcze, ale o tym później.
- No tak, pewnie. - Rzucił z dozą sarkazmu i tak wiedząc swoje. Był za stary na takie gadanie, a poza tym, nie wierzył, żeby odpuściła sobie szalone akcje. Mógł założyć się z nią nawet o ten hotel, że gdyby zaproponował jej nagle coś głupiego, nie wahałaby się ani chwili. Po pierwsze dlatego, że już się uzależniła od adrenaliny, a po drugie, że uzależniła się od tej adrenaliny z nim. Obydwoje odczuwali tę stratę.
Plotki go kompletnie nie obchodziły. To on był szefem, nikt mu nic zrobić nie mógł dodatkowo to on mógł zrobić innym, więc też lepiej żeby uważali co mówią. O niej, ob przecież nie o nim, to go nie obchodziło. Wiedział, że po dzisiejszym wieczorze na pewno każdy będzie wiedział, że coś ich łączy, ale miał to w dupie. Miał jedynie nadzieję, że mimo to gdzieś tam nie zrobią Gabi pod górkę.
Wtedy on zrobi im.
Zaśmiał się krótko i poprawił zegarek.
- Brałem taką ewentualność pod uwagę. - Przyznał, choć był to żart. Co mogło się złego stać? - Ale ci ufam. - Dodał już nieco bardziej serio, wsłuchując w jej śmiech. Poczuł, że dobrze robi, że to wszystko idzie w dobrą stronę. Dobre mu szło, aż był zdziwiony, że tak długo potrafił panować nad swoimi zapędami i emocjami.
Rozsiadł się wygodnie, podcierając dłonią po swoim policku i brodzie, gdy tak opowiadała mu wszystko ze szczegółami. Siedział cicho, ani razu nie wtrącać w jej słowa, cierpliwie ich wysłuchując, choć czasami gubił wątek. Nie dlatego, że zbyt szybko mówiła ale dlatego, że nie odrywał od niej wzroku i czasami, gdy ten wzrok padł na jej uśmiechnięte usta, czy roziskrzone oczy, zapominał jej słuchać. Oczami wyobraźni widział, co by z nią zrobił i znów pojawiła się ta wizja pieprzenia jej na stole, jakby nikogo wokół nie było. Kiedy zasychało mu w ustach, przepijał to alkoholem, ale w małych ilościach, co pomagało wrócić do koncentracji i skupienia na jej słowach.
- Jestem zaskoczony tym jak dużo dzisiaj zrobiłaś... - Uniósł brwi, gdy w końcu skończyła mówić. Miała zrobić sobie luźniejszy dzień i tak według niej wyglądał luźniejszy dzień? Wiedział, że traktuje to wszystko poważnie, teraz nie miał wątpliwości już żadnych, że zrobił dobrze.
Przynieśli im jedzenie, a Ares uśmiechnął się rozbawiony jej zaskoczeniem i tym płomiennym rumieńcem. Co go spowodowało?
- Kuchnia przyrządziła nam dzisiaj coś specjalnego. - Wyjaśnił skąd jedzenie pojawiło się tak znikąd i czemu nie nie zapytał jej o zdanie. Ares dzwoni wcześniej do restauracji, dając instrukcje co do tego, jak Gabi je, a czego mają unikać. Na całe szczęście dziewczyna nie była zbyt wybredna, dlatego kuchnia miała duże pole do popisu. Ich stół został zastawiony przekąskami, różnymi daniami mięsnymi, owocami morza, słodkościami.
- Oj chyba trzeba będzie później zrobić jakieś cardio. - Rzucił jej te swoje długie, dwuznaczne spojrzenie i choć miał być grzeczny, to jednak natury nie oszukasz. - Smacznego. - Dodał jak gdyby nigdy nic i poczekał, aż nałoży sobie pierwsza. dopiero wtedy sięgnął po homara dla siebie.
- Cieszę się, że łapiesz dobry kontakt z pracownikami. - Wrócił do tego co mówiła. - Wiedziałem, że się odnajdziesz, a to dopiero początek... jak tak dalej pójdzie zaraz praktycznie nie będziesz mnie potrzepała. - Czy powiedział ot specjalnie, żeby przyznała, że go potrzebuje? Oczywiście, że tak. Ares może był powściągliwy i zachował kulturę, ale to wciąż był on.
- Ogarniemy jutro papierkową robotę, cały dzień spędzimy w biurze i przy komputerze, także się szykuj. - Rzucił gdzieś pomiędzy jedzeniem homara, a popijaniem wina, które przyniosła kelnerka, gdy skończył się szampan.
- Dzięki temu będziemy mogli sobie zrobić kilka godzin wolnego pojutrze i może dasz się zaprosić na niezobowiązujący wypad na wodę? W basenie ci świetnie szło, to może czas na morze? - Kontynuował, nie dając jej nic powiedzieć. uniósł na nią wzrok znad szczątek homara. - Weźmiemy jacht, poopalamy się. - Tyle byłoby z niezobowiązującej współpracy. Dobra, nie proponował jej niczego niemoralnego, po prostu chciał miło wspólnie spędzić czas. Przecież nie wspomniał nic o namiętnym seksie i truskawkach z szampanem.
- Aha. - Wtrącił nim zdążyła coś odpowiedzieć. - Mam coś twojego. - Sięgnął do kieszeni, z które wyciągnął bransoletkę. Tę samą, którą wręczył ja, gdy wrócił wtedy Włoch, tę sama, którą ona cisnęła mu w rękę tamtego felernego dnia. Jednak nie założył jej na szczupły nadgarstek dziewczyny, a po prostu podał ją jej przez stół i dopiero,gdy ułożył bransoletkę w dłoni nastolatki, mogła zobaczyć, co jej wręczył.
Dodatkowo do jej pokoju została dostarczona torba z ubraniami, które jej kupił i które mu oddała, ale o tym przekona się dopiero później.
Wrócił do jedzenia jak gdyby nigdy nic.


Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ