ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

Tak właściwie nawet nie wiedział skąd się to wzięło, ale miał jakiś taki dogłębny wręcz rodzaj przeczucia, które całkiem śmiało zaczynało mu szeptać o tym, że dziewczyna, która właśnie stała obok niego, czyta z niego jak z otwartej książki, na dodatek w sposób charakterystyczny dla tych wszystkich starych znajomości, których utrzymywanie zwykle nie przynosi nic dobrego. Dillon jednak dosyć chyba śmiało zakładał, że ktoś o tak idealnej aparycji nie może być złym człowiekiem - za pewien wzór stawiając w tym miejscu swoją siostrę - i nadal brnął w ich relację, mimo że za każdym jednym razem próbowali rozchodzić się każde w swoją stronę.
- Myślałem też, że uwierzysz mi w to, że jestem porządnym chłopcem - spojrzał na nią jakoś kątem oka, a ten typowy dla jego osoby, zaczepno-szelmowski uśmieszek wypisał się na twarzy chyba sam. W jego głowie wykiełkowała pewna myśl, uśmiechnął się więc do siebie jeszcze szerzej i po chwili, zupełnie jakby się z tej niepasującej do anturażu małżeńskiego dramatu mimiki twarzy tłumaczył. rzucił w uzupełnieniu: - I nie j a k ą ś p a n i e n k ę, a dziewczynę z którą dzielę smutek tej... chwili - jeszcze na koniec szukał w głowie lepszego określenia, ale kimże był by bardziej odpowiednio to wszystko tytułować? Zaśmiał się jednak w głos. Nie chciał być przecież jakimś weselnym smutasem.
Swoją szklankę odłożył i on. Kolejną, z której wypił raptem dosłownie pół łyka jej zawartości, ale w końcu Dillon Riseborough nie był żadnym fanem alkoholu, nie kiedy w jego głowie wszystko działo się dobrze. A nie mogło być inaczej, kiedy taka kobieta jak Julia Crane wyciągała do niego swoją dłoń, w wyjątkowy sposób sugerując mu, że pragnie zostać zaproszona do tańca. On sam jednak nie urodził się wczoraj i jeszcze zanim ujął jej rękę wiedział, że nie do końca o taki taniec jej chodziło. Mimo wszystko przez naprawdę długą chwilę starał się jak mógł by wyglądać na takiego, który jest przy niej w odpowiednim miejscu, i w odpowiednim czasie, nawet jej zaczepkę starał się ignorować. Przynajmniej dopóki nie pocałowała go w taki sposób, że nawet najgłębiej schowane zwoje nerwowe zaczynały dziękczynnie chwalić jej imię.
- Ja jestem z tej szkoły, gdzie drużba na weselu podrywa najładniejszą druhnę - wyszczerzył się dumny z tego co powiedział. Przez chwilę jednak starał się - naprawdę mocno się starał - wyglądać jak jeden z tych porządnych weselników, ogarniętych zabawą. On jednak był już zupełnie ogarnięty, ale raczej Julią i tym co ona najlepszego z nim właśnie wyrabiała. Jak można było nie stracić dla niej głowy? Obrócił dziewczynę w końcu i przyciągnął do siebie mocno. Jego dłoń pewnie wylądowała odrobinę za nisko na jej plecach, ale to był już ten moment wesela, kiedy każdemu robiło się wszystko jedno (Boże, błogosław szkocką whisky), a przynajmniej miał pewność, że mu się w żaden zgrabny sposób nie wymknie. - I tak sobie myślę... Tutaj wszystko jest tak angielskie, że zawsze możemy się poddać temu standardowi i po prostu po angielsku skąd wymknąć? - wymruczał jej wręcz do ucha, po czym delikatnie ją pod nim cmoknął.
Owszem, to była jedna z tych propozycji nie do odrzucenia.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
- Ach, gdybym uwierzyła to bym nie marnowała swojego czasu dla ciebie - to droczenie się, te dwa kroki w przód i trzy w tył miały wkrótce stać się modus agendi ich relacji i samo to powinno przerazić Julię Crane nie na żarty, bo znali się zaledwie minut pięć, a oboje już poruszali się z taką gracją po własnej duszy jakby nic nie robili tylko zapoznawali się na dobre.
Wciąż przecież wierzyła święcie, że jest to na trochę, na teraz i na żarty, gdy tak przecież wymieniali się alkoholami, płynami ustrojowymi i nadal byli jak dwójka dzieciaków, której należy najbardziej pilnować, bo jeszcze coś narozrabiają i będzie katastrofa.
Była, rozgrywał się na jej oczach pożar, który należało ugasić, a nie brnąć w niego na ślepo. Ba, przynajmniej przestać do niego dokładać, ale nie potrafiła, gdy jakoś naturalnie odkładał szklaneczkę (do jego abstynencji miała już wrócić podczas innej rozmowy) i łapał jej dłonie jak dzieciak w przedszkolu albo faktycznie drużba, który na widok niezmiernie seksownej (miała lustro) druhny porzuca swoją dzisiejszą randkę i daje się zaczarować.
Tyle, że mało w tym było przemyślanej gry w uwodzenie, więcej absolutnej wariacji, która nakazywała zamykać mu te nikczemne usta pocałunkami i pozwalała jej po prostu cieszyć się z tego, że tak beztrosko łapie ją w talii zsuwając ręce gdzieś w okolicy jej lędźwi.
Jak obietnicę, którą odczytywała z taką łatwością jakby ktoś ją szkolił w braille’u Dillona całe jej życie, a nie zaledwie od wczoraj. To właśnie to niewypowiedziane możliwości sprawiały, że cała drżała i po raz pierwszy od dawna miała ochotę na bardziej kameralną imprezę, do którego zgarnie najlepszego, francuskiego szampana i zmusi go, by pił go prosto z jej wilgotnej skóry, tak spragnionej jego pocałunków, że aż zadrżała, gdy przyszły one z cichym szeptem.
Wyrastał on na jedno z ulubionych ASMR Julii Crane i nie wiedziała czy bardziej chodzi o jedną z tych propozycji nie do odrzucenia czy może o ten niski, przyjemnie wibrujący w uchu głos, który tej nocy miał powtarzać jej imię tak długo, że wyryje mu się głęboko w czaszce.
- Chodźmy do mnie - zaproponowała więc zwyczajnie, flannowe gniazdko nienawiści opuściła już jakiś czas i choć teraz głównie stacjonowała w hotelu w Cairns, zapragnęła go zabrać go mieszkania, które jeszcze znajdowało się w rozsypce i które zupełnie nieopierzone miało stać się jej azylem, miejscem, do którego nie ciągnie nikogo za rękę, nawet jeśli będą tak przystojni jak ten wysoki mężczyzna obok niej.
Dla niego jednak robiła wyjątek i dla tej jedynej nocy poślubnej, która miała rozegrać się nie między nowożeńcami, a tymi co raczej byli jak jedno z tych doskonałych wspomnień.
Być może uwiecznionych na wspólnym zdjęciu tej imprezy, zakochanych, roztańczonych, znikających teraz między kolejnymi roślinami prosto do wyjścia i ubera, który miał ich zawieźć prosto do nieba, a potem zrzucić gwałtownie w dół.
Julia przecież wiedziała, że nie może, że serca łamie jak zapałki, a on jak przystało na tych wszystkich chłopców o złym spojrzeniu, pewnie miał je ogromne i powinien zostawić je dla kogoś innego, a nie ofiarować komuś tak przeklętemu.
Mimo wszystko jednak zechciała się pożegnać i zanim drzwiczki samochodu zdążyły się zamknąć już całowała go i usadowiła się na jego kolanach błogosławiąc wszystkich kierowców za dyskrecję.

k o n i e c
Dillon riseborough
ODPOWIEDZ