ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
Musiał zwrócić Dickowi honor, zaproszenie owszem zatrzymał i było ono tak fancy jak tylko fancy mogli być komendant wraz ze swoją aktualną-przyszlą małżonką. Sam Dillon musiał się jednak grubo nakombinować, by pozamieniać dyżury tak skutecznie by się tutaj pojawić, ale kto w końcu dałby radę jeśli nie on? Nawet jakąś dziewczynę ze sobą tu przyciągnął, ale tak szybko jak zrozumiał ze to jedna z tych całujących się na trzeciej randce, tak szybko postanowił zmienić towarzystwo. W końcu jak mógł sie tak pomylić? Gentlemanem w końcu bywał, więc upewnił się, że jego towarzyszka ma odpowiednie towarzystwo - w tym momencie było mu wszystko jedno kim był jej nowy towarzysz, zakładał w końcu dość śmiało, że Dick z żoną nie zaprosiliby żadnego ostatniego przychlasta - i ruszył, poszukując punktu zaczepienia dla siebie. Tancerz był z niego zerowy, zresztą mial wrażenie że nie do końca dopasowuje się kwestią majątkową do tego, czego oczekują tu dziś panie. Jeszcze w kościele doszedł w końcu do wniosku, że taka żona komendanta ma na sobie dziś wszystko co kosztuje więcej, niż on pewnie w całym swoim podłym życiu zarobi, więc nie zamierzał się dalej oszukiwać. Jakby mógł, prawda?
Bezpieczne schronienie znalazł jak zawsze u strażaków. Dziewczyny i chłopaki się zawsze umieli zakręcić, organizujac sobie kółeczko wzajemnej adoracji. Ogarnęli sobie najlepszą whisky i spokój święty od własnych bab i facetów, a lokalizacja na zewnątrz, tuż przy drzwiach pozwalała zupełnie bezkarnie obczajać dziewczyny, które to wychodziły zapalić. Jeśli ktoś miał większą potrzebę, również chłopców. Wcale się nie dziwił, że jest to zawód najwyższego społecznego zaufania. Potrafili zadbać o siebie i innych jak mało kto. A Dillon postanowił z tego skorzystać.
Ogarnął sobie krzesełko i wbił się w towarzystwo. Docenił, że komendant nie dość że ocalił młodzież odpowiedzialną za nagły zgon swojej weselnej koszuli (jak w końcu go na dłużej dorwie, musi spytać jak się to skończyło - z troski oczywiście), to jeszcze dał mu szansę się na samym weselu pojawić. Miał mu to nawet wypomnieć, ale chłopina wyglądał w końcu zdrowiej, więc postanowił łaskawie mu odpuścić. Przywitał się i gadali sobie w najlepsze. O wszystkim i niczym zupełnie, a tak się tymi rozmówkami zajęli, że nawet nie ogarnął że swoje krzesło ustawił trochę w przejściu.

+ Julia Crane
Ogarnął to dopiero, kiedy jedna z wychodzących dziewczyn wylądowała mu prosto na kolanach. Szczęśliwie dużo krócej zeszło mu z zarejestrowaniem, że była to Julia. Aż się miał ochotę zaśmiać.
- Chyba już ustaliliśmy, że szpilki ostatnio nie przynoszą ci szczęścia? - zapytał zaczepnie, bez żadnych wstępów w stylu powitań czy wypominania sobie kto po ostatnim się do kogo nie odezwał. Objął ją lekko dłonią w pasie, drugą zabierając jej z ręki papierosa. Porządził się nim, zapalił w swoich ustach i po tym jak raz się zaciągnął, wysunął z powrotem w jej stronę, z zadziornym uśmieszkiem, który był chyba najbardziej właściwym komentarzem dla całego ich spotkania. - Nikt ci jeszcze nie zrobił pogadanki o szkodliwości palenia? Mogę być pierwszy - wiadomo przecież, że nikt cię tak skutecznie nie pouczy jak wypalający średnio paczkę fajek dziennie Dillon Riseborough. Tytuł medyka roku ma po prostu jak w garści.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Wesele- póki nie było jej własnym- nie było aż tak złym rodzajem zabawy. Oczywiście nie spodziewała się po gościach pokroju Atwoodów i Remingtonów jakichś soczystych skandali i bijatyk na parkiecie, ale zawsze ciekawym było obserwowanie ludzi, którzy wierzyli w sakrament małżeństwa. Zwłaszcza jeśli byli jej tak bliscy jak Ainsley i doskonale wiedziała, że nie tylko ona jest nieco oszołomiona zmianą pana młodego last minute. Jak widać, nawet cukiernicy spisali się i na torcie znajdował się rzeczony Dick, nie zaś Adam. Julia wręcz mogła odnotować to za sukces, a tych wyczekiwała na tym przyjęciu. Nie dlatego, że krążyła wokół gości z aparatem chcąc uwiecznić szczęśliwe chwile i złożyć album w ramach prezentu państwa młodym.
Po prostu wiedziała, że za dużo na tym weselu może pójść źle i że państwo młodzi nieco przeszarżowali z listą gości zamieniając ją w jakiś spis aktorów występujących w tureckich serialach. Tak, tymi ze zbliżeniami na kaprysy aktorów i podniosłą muzyką. Nikt przecież o zdrowych zmysłach nie zaangażowałby jednocześnie jako gości małżeństwo plus kochankę. To brzmiało jak przepis na gotową katastrofę i Julia nieelegancko odliczała tylko kiedy to za przeproszeniem jebnie. A przynajmniej starała się temu po swojemu zapobiec organizując tak Flannowi czas, żeby nie miał czasu zarówno dla swojej dziewczyny, jak i żony. Można było rzec, że działała całkiem sprawiedliwie zabierając go egoistycznie dla siebie i bawiąc się doskonale z dala od swojej randki, która poza świetnym wyglądem nie miała czym się pochwalić. Nic więc dziwnego, że wygrała w niej lojalność w stosunku do przyjaciela i to z nim spędzała czas zaśmiewając się z tych starych ciotek, które zalewały się ze wzruszenia na widok młodych.
Jak dla Julii każde takie wydarzenie zwiastowało rozwód, więc w pewnym momencie lukier stał się dla niej zbyt trudny do wytrzymania i czmychnęła na papierosa będąc przekonaną, że Flann się zachowa porządnie. Póki, zresztą, James był blisko swojej partnerki to wszystko było w porządku. Z tego też powodu mogła jakże beztrosko i szybko wychodzić z dusznej (bo pełnej miłości i podobnych pierdół) sali, by zostać potrąconą przez spieszącego się gdzieś lekarza i partnera dziewczyny swojego przyjaciela.
Kurwa.
Wrażenie było tak silne, że jakimś cudem wylądowała na czyichś kolanach i gdyby była całkiem romantyczna to westchnęłaby rozpoznając w tym rycerzyku lekarza, który ostatnio opiekował się jej kostką i innymi częściami ciała. Gdyby tylko była… To nie był jednak jej ślub, a i ona sama nie była obecnie w nastroju do ckliwych wyznań, więc zmierzyła go wzrokiem próbując jedynie zarejestrować skąd tu się wziął.
I pewnie zapytałaby o to, gdyby dość bezczelnie nie wyrwał jej papierosa z ust, co spotkało się z jej niemym sprzeciwem. Ba, pewnie, gdyby bazyliszek obdarzał naprawdę ludzi spojrzeniami to właśnie patrzyłby na Dillona tak jak Julia.
- Czy przypadkiem lekarze nie powinni palić? Nie macie tego w przysiędze Hipokratesa? - zapytała zaczepnie i choć wszystkie zdrowe zmysły jej podpowiadały, by nie zostawiać Flanna samego, całkiem dobrze siedziało się jej na tych znajomych kolanach obserwując jak smuga dymu zasnuwa tę bezczelną, ale cholernie znajomą twarz.
- Skąd tu się wziąłeś? - wreszcie padło słuszne pytanie, bo ten ortopeda miał czelność pojawiać się ostatnio w każdej jej bajce.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

Trzeba było przyznać, że dzisiejszy stan jego obycia - czyli jakiś lew salonowy będący w stanie oczarować zarówno jakąś angielską kuzynkę kogoś z młodych (albo nie spytał, albo nie przywiązał wagi) jak i wcale nieskromną reprezentację miejscowej remizy - nie był dla niego wcale stanem naturalnym. Bo owszem, Dillon ostatnim babiarzem może i bywał, może i miał w sobie to coś, ale zawsze w pewien sposób wynikało to z jego swego rodzaju nieprzysiadalności (w końcu niczym nie zdobywało się tak czyjejś atencji jak jakaś dziwaczną mieszanką obojętności i zainteresowania), niż ze spektakularnej osobowości. Chciał się nawet, już od dłuższej chwili, podzielić tą informacją ze swoją siostrą, ale przecież w otoczeniu tego jej gargulca to prędzej dostałby wrzodów niż był w stanie realnie się czymkolwiek pochwalić. Został więc na swoim bezpiecznym miejscu. Baby nie truły, whisky lała się sama a fajki nie przeszkadzały. Idealna baza chłopaków, zupełnie jak wtedy kiedy mieli po kilka lat i nie wpuszczali koleżanek do nieźle sfatygowanego już domku na drzewie. Lata jednak leciały i pewne rzeczy zdawały się ulec zmianie - jedna z koleżanek bowiem, i to na dodatek jego w ostatnim czasie ulubiona, wprosiła się na jego kolana tak skutecznie, że nawet nie zauważył że dwunogie, płci męskiej na dodatek lico muru otaczającego Desiree właśnie opuściło lokal. Gdyby to tylko zarejestrował, przypomniałby sobie o tym, że gargulec to rzygacz. To było zdecydowanie lepsze określenie tej wątpliwej kreatury.
Zamiast tego jednak zajmował się Julią, od samego w końcu początku ich znajomości ciężko było mu skupiać uwagę na czymkolwiek innym niż ona.
- Chyba nie. Ale podobno mieliśmy być porządnymi ludźmi. Nie pamiętam do końca, to było dawno temu i nieprawda - wyszczerzył w jej kierunku ząbki w zadziornym uśmiechu. Chyba zdążyła go już poznać od tej strony, gdzie nie przejmuje się takimi konwenansami jak jakieś śmieszne przedpotopowe przysięgi czy po prostu zasady moralności, które dość jasno określały że lekarz nie powinien bzykać swoich pacjentek. Zaangażowanie nie było żadną okolicznością łagodzącą. Skoro jednak zajęła się rozmową a nie paleniem, uznał że szkoda papierosa i znowu go sobie przywłaszczył. Zaciągnął się, wypuścił dym i przysunął swoje usta do jej szyi. Przez chwilę wdychał jedynie jej cudowny zapach, ten który został jeszcze w jego głowie po poprzednim razie. Wróć, razach.
W końcu jednak nie wytrzymał i bardzo delikatnie ją pocałował, właściwie tylko musnął wargami skórę, idealnie w zagłębieniu szyi, w miejscu w którym prawie zaczynał się już obojczyk. Wyprostował się jednak, pozując na tle swoich strażackich kolegów na jednostkę bardzo poważną.
- Gdyby to było amerykańskie wesele byłbym drużbą - odpowiedział z pewną dumą, nie byli co prawda z Remingtonem może jakimiś najbliższymi przyjaciółmi, nerki może by nie oddał, ale jakby zaszła taka potrzeba to obrączki by potrzymał. - Ty też nie wydajesz się być tutaj przypadkiem. Co tu robisz - raczej oznajmił, niż zapytał. Przy okazji zdał sobie sprawę, że jakoś tak mało kulturalnie zapomniał o reszcie towarzystwa, ale obserwując ich ostatecznie zauroczone Julią spojrzenia, wiedział że będzie mu to wybaczone. - Poza lądowaniem na właściwych kolanach oczywiście - w zupełnie magiczny sposób jego dłoń przeniosła się z jej talii na udo, gdzie pod pretekstem oceniania jej kreacji, trochę zaczynał sobie poczynać. Przecież nie przejmowałby się takimi błahostkami jak świadkowie. - Ładna - skomentował ostatecznie, niewiadomo co prawda czy sukienkę, czy całokształt jej właścicielki.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Omdlewanie na kolanach dżentelmenów nie było jej rzeczą. Daleko jej było do tych rozkosznie wydelikaconych panienek, u których pojawia się rumieniec wstydu na skutek rozmowy z jaśnie paniczem i które wodzą go na pokuszenie odsłoniętą łydką. Dobre sobie, wprawdzie Julia mogła uwieść nawet w dopasowanym golfie, ale jak już brała się za mężczyznę to tak, by był jej oddany na wieki wieków, może właśnie dlatego, że nie pozowała na niewinną.
Z tego też powodu na kolanach rozgościła się całkiem dobrze i musiała przyznać, że do twarzy jej było z tym anturażem ciekawskich strażaków, choć była pewna już, że taki film widziała gdzieś po północy i był oznaczony na różowo. Może dlatego, że ta sytuacja ją bawiła, na chwilę zapomniała o swojej misji ratunkowej i pochwyciła nalany dla niej kieliszek, by całkiem gustownie wychylić kielona za szczęście młodej pary, co oczywiście spotkało się z głośnym aplauzem.
Każdy fetował po swojemu, kilku strażaków nawet podjęło się zabawy w gorące krzesła z nią, ale wystarczyło, że poczuła spragnione usta Dillona na swojej szyi, a całkiem rozsądnie zdecydowała, że tu zostaje.
Rozsądnie, tak, zaraz pojawił się toast na drugą nóżkę (choć ortopeda był w pogotowiu) i nim się obejrzała, już musiała zapalić kolejną fajkę, bo ostatnio została bezczelnie zagarnięta przez mężczyznę, który w ogóle rościł sobie co do niej sporo praw. Wnioskowała po jego ręce wędrującej po jej udzie.
- Z tym byciem porządnym to ci akurat nie wyszło - zdecydowała cicho, choć wcale jej to nie przeszkadzało. Ba, okazywało się całkiem pomocne, gdy chciało się dojść kilkakrotnie. - Och, ja? Znamy się z panną młodą z Londynu, zabawiałyśmy się razem - rzuciła od niechcenia i mogło to oznaczyć zarówno picie do upadłego jak i seks oralny. Interpretację pozostawiała temu mężczyźnie, który akurat miażdżył materiał jej sukienki z miną człowieka, który akurat woli, gdy nie ma nic na sobie.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - dodała całkiem odważnie patrząc mu w oczy. Wiedziała, że ładna jest ona, szata, jaką miała na sobie jedynie wydobywała co najlepsze, zupełnie jakby była stworzona dla takich bogiń, które już dziś nadepnęły na odcisk kilku zazdrosnych paniom…I właśnie wtedy, razem z tą myślą pojawiło się olśnienie, które sprawiło, że wstała pewnie mimo swoich niebotycznie wysokich szpilek. - Dobra, a teraz ja muszę iść i ugasić jeden pożar - oznajmiła, co oczywiście zakończyło się chichotami strażaków, na które popisowo przewróciła oczami. Prawda była jednak brutalna. Zawaliła. Dała się porwać i omamić jednemu z brunetów, podczas gdy jej przyjaciel przeżywał gehennę. I najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że nie tylko nie żałowała tego, a na dodatek mocno chciała, by lekarz ją zatrzymał i powiedział, że pożary będą gasić później. Może i nie była damą omdlewającą na czyjeś kolana, ale te Dillona wydawały się tak zachęcające, że nie miałaby nic przeciwko.
Cholera jasna, a może mleko już zdążyło się rozlać? A może panikuje niepotrzebnie i wszystko jest pod kontrolą? Wszak Flann to duży chłopiec był, a jej całkiem nieźle wchodziły te kolejki, gdy lali jej całkiem przystojni chłopcy z jednostki?
I gdy tak naprawdę dla niej na tym weselu liczył się jeden mężczyzna, choć nie miało to nic wspólnego z deklaracjami, ale z zabawą.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

Gdyby tylko realnie choć próbował zbliżyć się do porządności, właśnie na komentarz Julii obrażałby się w najlepsze. Prawda była jednak taka, że Dillon żył póki co w swój dość specyficzny sposób - a ten obejmował problemy z ustatkowaniem się i monogamią (sic! tego nie wiecie ode mnie). Był pracoholikiem, który żył mocno z dnia na dzień, w jaki sposób miałby zagwarantować komukolwiek stabilizację i realne marzenia o wspólnej przyszłości? Cień jakiejkolwiek więc porządności, która śmiała sobie kiedyś gdzieś tam w nim mieszkać objawiał się co najwyżej więc w ostatku chęci do bycia przyzwoitym i po prostu nie skrzywdzenia nikogo kosztem swoich nieudolnych prób dostosowania się do wymogów społeczeństwa.
- Łamiesz mi serce tymi insynuacjami. Ale spoko, wiem jak jest - to już nawet nie była kwestia tego, że ma w domu lustro i każdego jednego dnia musi w nim oglądać efekty tego spektakularnego zagubienia... niewiadomo czego. Z jednej strony liczył się z tym, że większość ludzi miała go za dobrego dzieciaka, co jednak z tego, kiedy ogół wydarzeń w jego życiu doprowadził go do miejsca, gdzie na swój sposób czuje się jednak zagubiony. Zawsze bowiem była tego druga strona - i aż w tym całym garniturze zrobiło mu się gorąco na samo wspomnienie ich ostatnich ekscesów. Dla takich przygód zdecydowanie mógł poświęcić nawet cień resztek tej przyzwoitości. - Och, ty - wtórował za nią odrobinę rozbawiony. - Wiesz, komu jak komu ale mnie możesz opowiedzieć więcej - pochylił się delikatnie by, niczym największą z dostępnych tajemnic, wyszeptać jej to na ucho. Ze sporą dozą zadowolenia zauważył, że był tego jeszcze dodatkowy efekt w postaci gęsiej skórki, która właśnie obsypywała jej delikatną skórę. Cóż, najwyraźniej nie tylko jemu w tym towarzystwie było w tym momencie gorąco.
Słysząc jej odpowiedź na jego krótki komentarz, uśmiechnął się całkiem szeroko i nawet odrobinę zaśmiał.
- Skromna jak zawsze - i przysunął do niej ponownie, tym razem cmokając delikatnie w szyję. Nie spodziewał się przecież, że Julia miałaby się nagle zamienić w cnotliwą królową skromności. Nie, gdy nadal jak gdyby nigdy nic rozsiadała się na jego kolanach, zupełnie tak jakby przyszli tutaj razem i mogli w ten sposób celebrować swoją obecność. Może i ich znajomość zapowiadała się na przelotną, ba - jednorazową, ale właśnie uświadamiał sobie że na swój pokręcony sposób za nią tęsknił. Za tą jej pełną chaosu energią, która powodowała że szalał od pierwszej chwili.
Kiedy jednak dość gwałtownie wstała, zdziwił się. Popatrzył na nią tak, jakby w tym momencie zabierała mu najcenniejszy skarb i pewnie zrobił nawet jakąś oburzoną minę. O nie nie, panno Crane, tak to my się bawić nie będziemy. Złapał ją za rękę i korzystając z jej zdziwienia (albo tych niebotycznie wysokich szpilek) przyciągnął ją lekko w swoją stronę.
- Od gaszenia pożarów masz tu cały zastęp specjalistów - powiedział zaczepnie, kiwając głową na resztę towarzystwa, która właśnie wręcz przekrzykiwała się w tym, jak to skłonni są Julii pomóc. Wywrócił mocno oczami, bo aż takiego wyposzczenia się po strażakach nie spodziewał. Nie zamierzał się jednak tym przejmować, przecież nie był ich komendantem by ich ogarniać, a i sam komendant wydawał się mieć dzisiaj lepsze zajęcia niż panowanie nad swoim personelem. Sam Dillon objął Julię lekko w pasie i przyciągnął ją ponownie na swoje kolana. - Widzisz, nie możesz mnie z nimi zostawić. Nie samego - posłał jej cwany uśmieszek, po czym wychylił do tyłu by ściągnąć ze stołu kolejnego drinka, z którego - kiedy szkło wylądowało w jego ręku - wziął łyk, po czym pytająco wysunął go w stronę Julii. Jak to szło, co moje to i twoje? - Zresztą, powinienem cię pilnować - oznajmił poważnie i skinął głową na jej buty. - Oczywiście w formie medycznego wolontariatu - znowu złożył na jej szyi przelotny pocałunek i posłał w jej stronę przebiegły uśmieszek. Zapowiadało się na wyjątkowo przyjemny... wolontariat.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Nie znała jego życiowych perypetii, perturbacji ani nawet nie wiedziała czy tutaj nie kręci się gdzieś jego dziewczyna, gotowa urwać mu głowę. Właściwie uznałaby to wówczas za jakąś ironię losu na poziomie galaktycznym- ona pilnowała Flanna i jego randki, a skończyła marnie, bo nie miał kto opiekować się nią. Skoro jednak faktycznie Julia nie wiedziała co czai się pod ciemną czupryną mogła przypisywać mu szereg cech. Bycie porządnym wszak brzmiało jak jedna z tych charakterystyk każdego lekarza. Czyż nie tego typu ludzi szukają mamy dla swoich córek? Czy nie bycie doktorem łączy się ze słodką wizją pomocy dzieciakom i wolontariatem w fundacji?
Tak powinna założyć i jeszcze bardziej ufnie nabierać się na to rozognione spojrzenie, sugerujące, że nie miałby nic przeciwko powtórce.
Tyle, że Julia Crane z wielu pieców chleb jadła i na tyle była smakoszką, by nie dostrzegać wszystkiego co zwykle czaiło się między słowami i podskórnie. Dlatego rzuciła mu spojrzenie, w którym mógłby śmiało wyczytać, że nie jest aż tak późno, by miał opowiadać jej bajki. Poza tym była już dużą dziewczynką (o czym ostatnio mógł się przekonać) i nie tylko nie wierzyła w jednorożce, ale i w poukładanych życiowo chłopców po trzydziestce.
To był niemalże jak oksymoron.
- Jesteś chyba specjalistą od złamań, co? Trochę gipsu i się zrośnie - och, żeby w życiu to było równie proste i przyjemne. Zazwyczaj jednak wystarczyło stracić serce raz i potem radzić sobie bez niego. Zaśmiała się, gdy jej historia zrobiła oczekiwane wrażenie i przyłożyła palec na czerwonych ustach. Pewne tajemnice, zwłaszcza te związane z jej pobytem w Londynie najchętniej pogrzebałaby sześć stóp pod ziemią. Akurat Ainsley i pijacki rajd w poszukiwaniu Michelina to była jedną z tych najbardziej cnotliwych rzeczy, które zrobiła tam Julia.
Jak i fakt siedzenia na kolanach obcego mężczyzny, podczas gdy ich randki szalały gdzieś wewnątrz. Wśród sześćset gości można było zgubić niejedną osobę, poza tym wesela były właśnie po to, by się integrować? W tym wypadku proces zapoznania przebiegał całkiem soczyście, bo musiała przymknąć oczy czując jego szyję i mimowolnie przenosząc się do pewnej jeszcze ciepłej jak na jesień nocy, gdy nie było milimetr jej ciała, którego nie całowałby z takim oddaniem. Pewne wspomnienia były uroczo nostalgiczne, to zaś sprawiało od razu, że robiło się duszno i nawet ten gorzki aromat papierosów nie mógł przebić się przez tę gęstą i lepką atmosferę, która otulała nawet jej uda, tak stęsknione jego szybkich pchnięć.
I tylko wariatka, jaką zdecydowanie była pani Crane (darujmy sobie tę pannę po trzydziestce i mężu) mogła przerwać ten moment, by ruszyć na poszukiwanie już straconego przyjaciela. Sama Julia odkryła właśnie jak upajające może być to całe weselne zamieszanie i jak łatwo zapomnieć (nieco z premedytacją) o całym tym zamieszaniu pod flagą małżeństwa Rohrbachów, gdy ponownie znalazła się na kolanach Dillona.
Tym razem jednak bliżej, a jego dłonie już wyraźnie jej oznajmiły, że nigdzie jej nie puści. Roześmiała się na reakcję strażaków.
- Ja tu widzę, że akurat ty sobie zajebiście dobrze radzisz - ale odebrała od niego drinka i wypiła spory haust nawet się nie krzywiąc. Wprawdzie szampana poszło już sporo, ale przecież byli na weselu, a nie na stypie. Dla niej właściwie jedno równało się drugie, ale zapomniała o tym wspomnieć przy okazji życzeń dla Ainsley i tego jej Dicka. Może jednak istnieją szczęśliwe zakończenia, tylko jej nie były dane. A może dlaczego, że ona lubiła kończyć w różnym towarzystwie?
Uniosła jego podbródek, by spojrzał jej w oczy, w takim zgiełku nie było tak trudno wyłuskać dla siebie chwilę prywatności, ale i tak ściszyła głos:
- Szkoda, że wyskoczyłeś z tym wolontariatem, bo myślałam, że zasługujesz na podziękowanie… na kolanach za twoją opiekę i całą resztę - i zupełnie jakby byli parą zakochanych gówniarzy na tym weselu, pocałowała go powoli czując jeszcze na jego wargach kropelki alkoholu, które jeszcze nie zdążyły uderzyć jej do głowy.
A może jednak, skoro tak pewnie całowała jej poranne nigdy więcej?

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

Czasami zaczynał wierzyć w to, że gdyby choć zbliżył się do bycia naprawdę człowiekiem, za jakiego miała go choćby jego najdroższa siostra, życie byłoby prostsze. Fakt faktem - głupi nie był, tylko odrobinę ładniejszy od diabła (a podobno wcale więcej nie trzeba było) a i w oczach sporej części gawiedzi ustawiony - za byciem lekarzem w końcu szedł pewien splendor, którego faktycznie mamusie wyglądały w trakcie poszukiwań mężów dla swoich córeczek. I musiał przyznać, że się w tej roli próbował odnaleźć raz. Spełniając obietnicę złożoną kumplowi, którym dzisiaj okazywal się pan młody - zarzekł się, że nie przyprowadzi żadnej lafiryndy, przybył więc z naprawdę porządną dziewczyną. Porządną na tyle, by porzuciła go szybko na rzecz towarzystwa tytułującego się lordami i innymi takimi. Po prawdzie nie zrobiło mu się nawet przykro - w końcu to dzięki temu znalazł się w tak doborowym towarzystwie - choć pewnie powinien udawać zranionego. Albo przynajmniej zastanowić się co takiego musi mieć w sobie Dick, że jego księżnej nie przeszkadza brak tytułu szlacheckiego u małżonka. Ale o tym pewnie kilka drinków później.
- Widzisz... Matka powtarzała zawsze, kardiologiem zostań, to porządny zawód, na ludzi wyjdziesz - uśmiechnął się trochę rozbrajająco i w jakby przepraszający sposób wzruszył ramionami. Cóż, mógł naprawić jej co najwyżej uszkodzoną kostkę, a nie złamane serce, ale najwyraźniej póki co to okazywało się bardziej przydatne w szalonym życiu Julii Crane. Więc nawet jeśli jego rodzona matka miałaby realną szansę dowiedzieć się, że jej dzieci zostały lekarzami, nie mogłaby się tak mądrować - widocznie go jego ukochaną ortopedia w rankingu specjalizacji właśnie wychodziła na prowadzenie. I im dłużej przyglądał się obcasom, którymi dziś wykończone były cholernie zgrabne nogi damy zasiadającej właśnie na jego kolanach, tym bardziej przekonywał się o tym, że ma rację.
- Ja? - gdzieżby śmiał kłamać. - Coś ty. To tylko dobra mina do złej gry. Nie mogą wyczuć, że jestem w towarzystwie najsłabszym ogniwem - dodał całkiem konspiracyjnie, jakby robiąc z tego największą z obowiązujących tajemnic, po czym jednak lekko się zaśmiał, prewencyjnie jednak oglądając się lekko za siebie by ocenić w jakim stanie znajdowali się strażacy. Komu jak komu, ale tej grupie zawodowej wcale nie trzeba było wiele, żadnych specjalnych znaków by potrafili się dobrze bawić. Pewnie przejąłby się ich opinią, albo czymkolwiek innym ale nie potrafił. Nie, gdy jej miękkie usta dotknęły w końcu jego warg i kiedy zaczęła go powoli całować. Przygarnął ją na siebie bardziej, nie odrywając się od niej choćby na ułamek sekundy i chwilo trwaj - całował ją tak jakby była najbardziej doskonałym boskim tworem. W tym momencie bowiem nie było dla niego większej bogini i był się nawet w stanie przyznać choćby przed bożym sądem do tego, że kompletnie stracił dla niej głowę. Czuł się wysoce niepocieszony, kiedy ta chwila w końcu trwać przestała.
Dopił więc swojego drinka na raz i właściwie jednym zgrabnym ruchem nie dość, że wstał z zajmowanego do tej pory miejsca, to jeszcze zgarnął sobie Julię tak, że stała teraz obok niego niczym partnerka z którą tu przybył (czy już dotarła do niej tą informacją?) i której to wygładzał sukienkę. Nieważne, że w ogóle się nie wygniotła.
- Chyba muszę cię narazić na jakieś niebezpieczeństwo kolejnej kontuzji, żeby ten wolontariat przekuć w inną... usługę - patrzcie państwo, jaki łaskawy pan. Bardzo delikatnie pociągnął ją za sobą, nie byłby sobą gdyby całemu zgromadzonemu tutaj towarzystwu - nie tylko państwu od sikawek i ściągania kotów z drzewa - pokazać z jak idealną dziewczyną tu przybył. Przypomniał sobie jednak jej słowa i nagle uderzyło go, że może być przydatny:
- O gaszeniu jakiego pożaru mówiłaś? O co chodzi? - przecież kto, jak nie on? Niespecjalnie widziała mu się rola superbohatera, ale czego nie robi się dla takich kobiet jak Julia?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
- Nie chciałabym, żebyś wyszedł na ludzi -grała w najbardziej egoistyczną grę, polegającą na byciu wstrętnym psem ogrodnika (suką?), bo może Dillonowi żadnych obietnic nad ranem nie składała, ale zbyt swobodnie zasiadła na jego kolanach i z uśmieszkiem obserwowała (i wyczuła), że jej obecność robi na nim wrażenie. A sprowadzanie na drogi piekieł porządnych chłopców z dyplomem lekarskim było ulubionym sportem Julii Crane. Osiągała w tych rozgrywkach takie wyniki, że mogła śmiało startować z nimi na olimpiadzie, o ile ogłosili kategorię wyrywania komuś serca i rozdeptywania ich swoimi zbyt wysokimi jak na ostatnią kontuzję szpilkami.
Nie dramatyzowała jednak. Wszak pan doktor nie wydawał się być człowiekiem, który był gotów jej oddać cokolwiek poza wspólnym czasem, więc nie czuła się wcale winna tego, że składa mu ustami obietnice niemalże nie do pokrycia. Pachniał jak jeden z błędów, które uwielbiała popełniać i gdyby nie miała głowy tak zajętej to pewnie przeżyłaby jakiś zawrót, gdy tak idealnie miażdżył jej wargi i przyciągał ją do siebie bez żadnego zawahania.
Prosto, przyjemnie, zupełnie jakby znowu na tę randkę na jego gościnnych kolanach byli umówieni od zawsze, a nie było tak, że dość bezczelnie posuwała się do podkradania go jakiejś idealnej panience, która mogła w każdej chwili wrócić i rościć sobie do niego prawa.
Jak i strażacy, którym w niesmak była migdaląca się parka i musiała przyznać, że poczuła się niemal o dekadę młodsza, gdy usłyszała gwizdy towarzystwa i ze sporym ociąganiem oderwała się od tego chłopaka. Wszystko po to, by przypomnieć sobie, że właśnie koncertowała zjebała swoją misję i gdzieś pewnie z tego powodu jakieś małżeństwo płonęło sobie żywym ogniem.
To właśnie był ten rzeczony pożar, który wprawdzie nie dotyczył jej personalnie (ba, była jedną z tych, która zaopatrzyła się w benzynę i kamienie), ale który przynajmniej musiała spróbować ugasić, choć wydała z siebie jęk zawodu, gdy Dillon tak bezczelnie wydalił ją ze swoich kolan i postawił na całkiem wysokich szpilkach. Całe szczęście, bo inaczej musiałaby zadzierać głowę, by na niego spojrzeć, a tego nie znosiła.
- Chcesz krótką czy długą wersję wydarzeń? - dopytała, ale przecież nie było czasu do stracenia na jakiekolwiek czcze historyjki o tym, co dzieje się, gdy zakochuje się w sobie dwójka zajętych ludzi. Przynajmniej Julia nie zamierzała marnować cennych minut, podczas których altruistycznie miała pomóc Flannowi. Z tego też powodu zwyczajnie złapała za rękę Dillona- przecież nie byli w podstawówce, by to znaczyło cokolwiek- i ruszyła z powrotem do sali, która nagle wydała się jej ogromna. Znalezienie właściwego człowieka w tym rwetesie, tańcach na parkiecie i piciu do upadłego wydawało się jej zadaniem na miarę tych powierzonych Herculesowi, a przecież ona nie była żadnym herosem, tylko ładną dziewczyną, wyposażoną w niebotyczne szpilki i ortopedę, który nie miał nawet pojęcia czego albo kogo szukają.
Była już o krok od wejścia na scenę i zadedykowania piosenki dla swojego ulubionego artysty, który na płótnie wyczyniał cuda, ale wtedy nieco ją olśniło i jak strzała pobiegała prosto do kwiecistej altanki, która wydała się na tyle romantyczna, by… Trafiony, zatopiony.
Szkoda, że nie przejęła się powagą tej sceny i nie zamilkła na tyle, by nie wydać z siebie okrzyku triumfu na widok trójkąta, który miał tego dnia się nie zdarzyć. Najwyraźniej jednak zawiodła na całej linii i właśnie stała się świadkiem upadku małżeństwa. Rzym upadł po pożarze, temu również nie zdołała zapobiec i dopiero po dłuższym wpatrywaniu się w ten obrazek, zdała sobie sprawę jak bardzo nieproszonym gościem jest.
Na tyle, by się cichaczem wycofać do oranżerii, w której wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Ten pożar właśnie strawił małżeństwo mojego przyjaciela - rzuciła lekko i dopiero teraz mogła zauważyć, że w tej całej gonitwie, w odkryciu miejsca zbrodni przeoczyła wyraz twarzy Dillona, który sugerował, że nie tylko ona zna zainteresowanych. - A tobie co? Na weselu zawsze dochodzi do jakiegoś skandalu, wyluzuj - i puściła jego dłoń, by czule pogłaskać jeden z gatunków rosiczki, która rosła w kącie, a potem bezczelnie omotać ją dymem z papierosa.
Ktoś mówił, że tu nie wolno palić, ale taka okazja chyba tego wymagała, prawda? I zawsze mogła po papierosie wrócić do całowania.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

W pierwszym odruchu spojrzał na nią tak, jakby nie do końca rozumiał o czym mówi. Prawda była jednak zupełnie inna i na dodatek w tym momencie poczuł się w pewien sposób odkryty ze swoich najgorszych cech. Przeglądał się każdego jednego dnia w lustrze, a nawet kiedy nie chciał patrzeć na swój parszywy łeb to nie mógł uniknąć tego, że połowa szpitala (i innych budynków w okolicy) była tak chujowo przeszklona, że i tak musiał znosić swoją wątpliwą nie dość że fizjonomię, to jeszcze zawartość tego całego... opakowania.
- Całe szczęście zatem, że nie takie dylematy nie będą nas dotyczyć - sam nie wiedział czy była to kwestia tego jak bardzo wojna zepsuła mu głowę, czy raczej faktu że on w pełni sprawny (co by nie powiedzieć normalny) nie był jednak nigdy, ale nie łudził się, że pewnego pięknego dnia obudzi się z przekonaniem że od teraz to on już będzie dobrym człowiekiem. Może i powinien wykazywać więcej entuzjazmu - przykładu przecież nie trzeba było szukać daleko: taki pan młody. Reputacja Remingtona przeganiała jego samego o jakieś minimum trzy proste a tu proszę - przygruchał sobie całkiem ładną żonę, z którą dało się sensownie porozmawiać (wniosek na podstawie niezobowiązującego smalltalku, więc chyba raczej komplement niż stwierdzenie faktu) i odstawiał szopkę że ślubowaniem jej miłości, wierności i innych przykrości przed Bogiem, w którego sam pewnie nawet nie wierzył. Może więc i dla tak beznadziejnych jednostek jak Dillon będzie nadzieja? Ślubna, domek na przedmieściach koniecznie z białym płotkiem i takie tam?
Nie, raczej nie.
- Długą. Chcę ufać, że mamy wystarczająco dużo czasu, żebyś zdążyła mi to opowiedzieć - wyszczerzył w końcu ząbki w jej stronę. Można śmiało uznać, że z całą możliwą pewnością siebie znowu zaczynał ją bajerować, ale przecież nie urodził się wczoraj - wiedział że całe to doskonałe bajerowanoe zaczęła o n a, już w momencie kiedy zupełnie nieświadomie trafiła na jego kolana. Choć (jeszcze!) nie przyznałby tego na głos, uwielbiał w Julii to coś. Ta dziewczyna miała w sobie coś tak magnetyzującego, że nie dość że nie mógł oderwać od niej wzroku, to w końcu i rąk, i ust, i myśli. Zupełnie jak jakiś beznadziejny młokos. Cóż, dziś miał jednak tak wybitny humor że postanawiał właśnie przejmować się tym kiedy indziej.
I tak by nie miał czasu. Nie po tym co właśnie zobaczył, a raczej na co cały czas patrzył. Sytuacja była jedną z tych nieszczęsnych czarnych dziur, im bardziej wiesz że powinieneś odwrócić wzrok, tym bardziej się we wszystko wpatrujesz. Desiree, do jasnej kurwy, w co ty się w ogóle wpakowałaś?! Naprawdę mocno się powstrzymywał, by nie ruszyć tam i nie wyciągnąć jej jak nieposłusznego dziecka z piaskownicy, które za karę odprowadzane jest teatralnie do domu. Byli jednak pełnoletni i wiedział, że nie powinien się mieszać w cały ten jej romans. Ja pierdolę, kurwa mać, przecież on wiedział że to się źle skończy. Że to pierdolnie z takim hukiem, że biedna Desi mogła okazać sie nie być na to gotową. Ale nie żeby kurwa na weselu o którym mówiła każda jedna osoba w mieście.
- Co? - z tego szastania podwórkową łaciną wyrwał go łagodny głos Julii. Nie skupiał się w ogóle na tym co mówiła, i owszem zrobiło mu się z tego tytułu głupio. Spiął się więc bardzo, żeby gdzieś z odmętów własnej świadomości wyrwać jakieś strzępy jej wypowiedzi. Bingo. Ćwiczenia na podzielną uwagę musiały robić swoje. - Mi? Nic - ta, jasne. - Znaczy, z tym skandalem to uznałbym że jest fajnie, gawiedź lub i mieć o czym rozmawiać. A jeszcze fajniej, jak ten skandal nie dotyczy ciebie - urwał i dość nerwowo zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu papierosów. Czarna dziura. Nie mógł przestać patrzeć.
- Gorzej jak podpalaczką w tym całym małżeństwie twojego przyjaciela okazuje się moja siostra.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Nas, powtórzone tak pewnie przez Dillona sugerowało dość wyraźnie, że podskórnie wyczuwa, że nie ma do czynienia z miłą i dobrą dziewczyną z sąsiedztwa. Miała taki etap w swoim życiu- próbowała piec ciasteczka, częstować świeżo wyciskanym sokiem i dać się wtopić w tło tak, by jej partner mógł błyszczeć. To było zdecydowanie najgorsze pięć minut jej życia.
A poważnie odkąd stwierdziła, że związek i rodzina nie pociągają jej na tyle, by zrezygnować ze swojej niezależności, poczuła się wolna i nie szukała już dla siebie rozgrzeszenia. Pewnie gdzieś w piekle szykowali już specjalne miejsce dla niej i była przekonana, że jeśli ta otchłań przypomina cokolwiek z Bułhakowa to pewnie i ją ukoronują na królowę balu. Śmieszne, że niby rosyjski klasyk, a miał dużo wspólnego z młodzieżowymi wyborami na tę najpiękniejszą. Tego typu rozważania- na poważnie lub wcale- chciała zatrzymać jednak dla siebie, bo po pierwsze, Dillon nie wyglądał na tak niedomyślnego, by się nie zorientować, że są jedynie kumplami do pieprzenia; a po drugie, mieli w perspektywie misję ratunkową i tylko na niej mogła skupić swoją uwagę.
Wydawać się mogło, że wcale jej to nie rusza, ale to był tylko zaledwie ułamek prawdy. W końcu nie po to jak wściekła pilnowała Flanna i dała mu opowiadać o jego Nowym Jorku, żeby teraz dojść do wniosku, że jej trud był absolutnie zbędny. Wedle romantycznych podań miłość zawsze zwycięży i tu najwyraźniej poddały się jej zasady dobrego wychowania (to nieładnie tak zdradzać żonę na weselu kuzynki) oraz zwykły rozsądek (potem będzie niezręcznie!), bo gdy dobiegli z Dillonem jak te przedszkolaki na przedstawienie, okazało się, że kurtyna właśnie została spuszczona na dół i pozostała już tylko całkiem martwa cisza.
Nie wiedziała w którym momencie dyskretnie się wycofała i postanowiła wzruszyć prędko ramionami na ten cały matrymonialny galimatias, bo może i malarz był jej drogim, a od jego życia zależała jej wystawa, ale wciąż był człowiekiem dorosłym i odpowiedzialnym, a tego typu skandale były chlebem powszednim.
Właściwie o takie strawy powinna się pomodlić, bo zawsze to jedna afera mniej na jej koncie. I pewnie by to zrobiła, ale jej towarzysz nagle wydał się jej tak odległy, że mało brakowało, a Crane nie zaczęłaby wołać Houston, mamy problem i próbować zamachać ręką przed jego oczami. Zamiast tego jednak obserwowała całkiem cierpliwie jak szuka w kieszeni papierosów i wreszcie wysłuchała krótkiego podsumowania, które sprawiło, że najpierw zaśmiała się histerycznie.
Trudno było przecież o bardziej niedobraną parę rodzeństwa. On wyglądał jak jeden z tych żałośnie ponurych Belzebubów, którzy w kieszeniach noszą fajki i nóż. Strzelała, że na osiedlu był jednym z tych kamikadze, który zawsze palą się pierwsi do bójki i wcale nie boją się siniaków. W kontrze zaś stanęła dziewczyna, która wyglądała jak jedna z tych nieznośnych anielic, którym zazdrości się błękitnych ślepi i namiętnie obrysowanych ust. Taka, którą nawet Julia bałaby się posiąść, bo jeszcze narazi się na jakieś pogwałcenie świętości. I właśnie ci ludzie nagle okazali się spokrewnieni i to nie tak, że była to piąta woda po kisielu. Nie, akurat oni musieli być rodzeństwem i nagle z całej czwórki nieznajomych przeszli na etap widywania się ze sobą i to na stopie regularnej. Jeszcze tylko brakowało tego, że nagle Flann stwierdzi, że wypadałoby zorganizować podwójną randkę i będzie słuchać jak ta blond cizia (bez urazy) opowiada o Dillonie z wieku nastoletniego, może gdzieś ma zachowane zdjęcia, a może zorganizowaliby wspólnie jakieś wakacje.
Cała ta perspektywa właśnie zwaliła się jej na głowę i nie sądziła, że kiedykolwiek spotka marę w czasie pełnej przytomności, ale najwyraźniej paskudy tak się rozochociły, że teraz atakowały znienacka nawet ją podczas wesela.
Z tego wrażenia aż przysiadła i wielką łaską (na laski przyjdzie czas później) było to, że wsunęła mu w usta papierosa i podpaliła.
- Przykro mi- tylko jeszcze cwana nie zarejestrowała czy przykro jest z powodu tego, że jego siostra została wplątana w tak prozaiczny skandal obyczajowy czy dlatego, że była przerażona możliwościami klasycznego związku.
Niech sobie dobierze według własnego mniemania, ona tutaj posiedzi i poduma nad tym jak seks nagle stał się zobowiązujący.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).
+ Julia Crane

Nienawidził dwuznacznych sytuacji. Dwuznacznych oczywiście nie w sensie erotycznym, a raczej takim kiedy żadna z twoich reakcji nie okaże się tą właściwą. Bo co niby teraz powinien zrobić? Zostać tutaj z Julią, udawać że nic nie widział i nic się nie stało, że myślami wcale nie jest przy siostrze? Czy rzeczoną siostrę z opresji - niczym jakiś najdoskonalszy rycerz w postaci rodzonego brata - wyratować, po prostu ją stąd zabierając, pomstując okrutnie na całe to przeklęte wesele? Nie wiedział finalnie czy decyzja którą podjął (albo i nie podjął, bo równie dobrze mogło to wyglądać na totalną olewkę, również bardzo w stylu Dillona) jest właściwa, ale przecież oboje byli w końcu dorośli a i sama Desiree musiała się liczyć z tym, jak spektakularnie mógł się zakończyć jej romans.
- Mi też pewnie powinno - rzucił więc, siląc się na maksymalną obojętność, jaką mógł z siebie wycisnąć. Poprawił papierosa, którym przed chwilą poczęstowała go Julia i zaciągnął się nim mocno, zdecydowanie nawet za mocno, ale przecież nie palił od wczoraj by się zacząć tutaj tym ustrojstwem dusić jak jakiś amator. Mimo wszystko popatrzył w tą swoją (choć bardziej Desi, tego jej absztyfikanta i jego biednej - choć może i nie do końca - żony ) czarną dziurę, po czym przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę. Jakkolwiek pięknymi kobietami nie były jego siostra czy ta nieszczęśniczka, którą właśnie tak spektakularnie upokorzono (update: mocno nie w jego typie, a Desi ciągle poza konkursem - wszak odbywa się on z daleka od Alabamy), i tak był pod większym wrażeniem panny Crane.
Trochę z tego tytułu jakby odzyskał swój charakterystyczny dryg, ale może to po prostu nikotyna się tak rozgaszczała z powrotem w jego organizmie?
- Podwójnie...? - bo nagle pewnie okaże się, że powinien czuć się winny, że zawrócił jej interes tak skutecznie, że zapomniała o swoim zadaniu specjalnym i stało się, no stało się wszystko co stać się nie powinno. Więc jakieś podstawy, zupełne podstawy bycia kulturalnym pewnie wymagały by i on czuł, że powinno mu być przykro. Spojrzał jeszcze raz na naprawdę głęboki dekolt jej sukienki. Nie było.
- Ale skoro twoja misja ratunkowa - skinął głową w stronę parki trójkąta, który właśnie odstawiał pierwszy z weselnych skandali (biorąc pod uwagę, że jest tu połowa mieszkańców Lorne i jakiegoś brytyjskiego hrabstwa, wszystko zapowiadało się być dopiero rozgrzewką) i zaciągnął się po raz kolejny. - Się już zakończyła, to co będziemy teraz robić? - zapytał niewinnie, zupełnie jak jakiś zdezorientowany nastolatek. I nawet pewnie jakiś odpowiedni uśmieszek do kompletu zaserwował. Cały Dillon. W jednym momencie niedoszły bohater i wybawca siostry, która znalazła się w raczej małokomfortowym położeniu, w drugim - typowy mężczyzna, latający szalenie za najbardziej atrakcyjną dziewczyną na całym weselu (oczywiście z zachowaniem odpowiedniego szacunku dla panny młodej oraz jak twierdzi Dick jej beznadziejnej matki). - Bo wiesz - rzucił tajemniczo i zaciągnął się po raz ostatni. Rozejrzał się za jakimkolwiek miejscem, w którym mógłby pozbyć się niechlubnej pamiątki po przedstawicielu tego paskudnego nałogu i wyrzucając go w końcu do jakiegoś fancy śmietniczka (fancy od dziś będzie najbardziej odpowiednim pseudonimem dla pana młodego, bo wszystko co z nim związane zdawało się takie być!) stwierdził, że to chyba niegrzeczne tak truć te piękne rośliny tytoniowym dymem. Nie był nigdy jednak zapalonym ekologiem, więc wzruszył tylko mentalnymi ramionkami, ściągnął z tacy niesionej przez całkiem przypadkowego kelnera dwa drinki (wiadomo, to musiała być szkocka) i wrócił blisko Julii. Wręczył jej jedno szkło, po czym stanął sobie wygodnie za nią, lekko obejmując ją w pasie, tak że jego dłoń lądowała na jego brzuchu. Przyciągnął ją tak, że idealnie opierała się plecami na jego klatce piersiowej. Upił łyk alkoholu, po czym pocałował ją bardzo delikatnie w szyję, zostawiając na jej skórze malutki mokry ślad.
- Bo wiesz, ja mam pomysł na całkiem przyjemną aktywność - mruknął jej prosto do ucha i minimalnie odsunął się, serwując jej cwany uśmiech.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Festiwal marionetek właśnie przesunął się przed ich oczami jak te scenki z targów, gdzie wystarczyło przyłożyć do oczu kalejdoskop, a pojawiały się nagle postacie, zgrupowane w jakichś konfiguracjach. Zazwyczaj zaś na tyle statyczne, że aż korciło, by wyciągnąć wskazujący palec i je sobie poprzestawiać. Tak reagowały zazwyczaj dzieci, które nie rozumiały, że uczestniczą jedynie w scence rodzajowej i tak właśnie reagowała teraz Julia, która poniekąd świetnie rozumiała emocje zdradzonej żony (tyle, że ona złamała tamtej rękę), a poniekąd jednak nie mogła zrozumieć obojętności, która wskazywała raczej na utratę paznokcia niż męża. To wszystko kłębiło się w niej ze świadomością, że jeszcze to ona, a nie ta nieszczęsna blondynka powinna stać przed jednoosobowym trybunałem sprawiedliwości, bo przecież wszystko się od niej zaczęło.
Dawno i nieprawda, teraz wkładała fajki do ust chłopcu, który stanowił zaginiony puzzel tej układanki i od którego przecież już miała uciekać, bo tak się jej paliło po jego szybkim rozeznaniu. To jak dobrze pasował do tego świata z kalejdoskopu wybiło ją jednak z rytmu i sprawiło, że nagle zatrzymała się w półkroku.
Boże, Dillon, jaka w tym twoja była wina, że zwyczajnie nie mogła się oprzeć się mu w tym fancy wydaniu weselnym, które sprawiało, że cała reszta to byli ubodzy znajomi królika.
Na jego pytanie jednak zaśmiała się lekko patrząc mu w oczy, podczas gdy on wcale nie tak dyskretnie mierzył jej głębokość dekoltu. Ktoś mówił, że coś koło Rowu Mariańskiego, ale ona uważała, że było całkiem przyzwoicie.
- Myślisz, że ci w to uwierzę? Że czujesz się winny, bo… obściskiwałeś jakąś panienkę? - uniosła brwi i wydmuchała dym w jego stronę. Zupełnie jakby jak przystało na panią detektyw w obcisłej kiecce rozgryzła go za pomocą dwóch sowitych wydmuchnięć. Do tematu Flanna zaś nie zamierzała wracać, bo mogła mu powiedzieć, że jest w dobrych rękach i żeby Dillon jak przystało na (nie)grzecznego chłopca skupił się na niej, ale (zawsze musi być jakieś pieprzone ale) Rohrbach do porządnych nie należał, a ortopeda zreflektował się wręcz tempem błyskawicy, że noc jeszcze młoda, szampana mają pod dostatkiem, a dziewczyna stoi i się nudzi.
Mogła dziękować wszystkim bóstwom za nikotynę, skoro przywiodła go do takich dość oczywistych w oczach Julii wniosków, a poza tym była artystką i musiała, ach, musiała zapatrzyć się na niego, ćmiącego powoli papierosa i wreszcie gaszącego go w otoczeniu tej bujnej i wręcz upajającej roślinności. Mogła jedynie podziękować za dobór miejsca, gdzie na wskroś wszystko musiało być podkręcone, wręcz tropikalne, dla dobra roślin i dla nieszczęścia tego całego ogółu, który próbował ochłodzić temperaturę szklaneczką z lodem. Ta właśnie dotarła do jej rąk i zmroziła palce, co miało stanowić wręcz przepaść w porównaniu z ciałem, reagującym wręcz zbyt żywo na mężczyznę stojącego za nią. Cóż, napatrzyła się na tę chłodną scenę rozpadu małżeńskiego, więc sądziła, że i sama zostanie zblazowana, ale dotyk ust Dillona był jak elektryczność, stawiał na baczność ją całą i nagle dreszcz przebiegający gdzieś w dole kręgosłupa uświadamiał ją jak bardzo jest kiepska w rozstania.
Albo jak dobra, bo choć rwała się po części do tego, by odrzucić tę ich znajomość jako zbyt kłopotliwą i absorbującą to nikt nie kazał jej to teraz rozkładać na części pierwsze, skoro i tak tutaj, w tej oranżerii chodziło o czyste, destylowane pożądanie, które miało smak mocno dymionej whisky, którą wreszcie przysunęła do swoich spragnionych (och, czegoś innego) warg i zapach jego wody kolońskiej, która zaczęła zanikać gdzieś w ferworze tej roślinnej wściekłości, gdy tylko odsunął się na krok.
Ku rozczarowaniu Crane, ale oferta została złożona i było coś absolutnie nakręcającego w tym, że nie musiała się do niej śpieszyć. Nie, po prostu uniosła wzrok i spojrzała na niego, a potem piła, łyk po łyku przesuwając coraz śmielej oczami po jego sylwetce kończąc na eleganckich butach.
Wreszcie szklanka została odłożona gdzieś na bok, wypita za szybko może i powinna uderzać do głowy, ale od tego był pan doktor Dillon Riseborough.
- Nie wiem co chodzi ci po głowie, ale mnie uczyli, że na weselu się tańczy - i wyciągnęła do niego prawą dłoń czekając aż przyciągnie ją do siebie i zrozumie, że takiego tańca nikomu nie mogli zaprezentować, bo wprawdzie Julia poruszała się w rytm całkiem wolnej i zmysłowej muzyki, ale nie zachowała tego eleganckiego i ponoć koniecznego dystansu ocierając się o niego cała i wreszcie, gdy zafundował jej obrót, wpadła prosto w jego ramiona całując jego pachnące whisky i fajkami usta głęboko, od razu tak, by poczuł, że może i na weselu byli osobno, ale od samego początku byli ze sobą umówieni.

Dillon riseborough
ODPOWIEDZ