pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Książka upadła na posadzkę z głuchym tąpnięciem, po części zagłuszonym muzyką płynącą z głośników. Nie powstrzymał śmiechu, kiedy nawet czerwone światło jarzeniówek nie dało rady zamaskować rumieńca zawstydzonej, a może nawet przerażonej tą informacją Diviny. Czerpał z tego jakiś głupio-szczeniacki rodzaj satysfakcji, podobny do tego, kiedy w podstawówce łapało się chrabąszcze w dziecięce dłonie, a potem wrzucało się je dziewczynom za koszulki. Dla jednych przybierało to postać końskich zalotów, kiedy za cel obierali sobie te dziewczęta, które im się podobały. Dla innych była to zwykła zabawa, grająca na pewnym strachu i niechęci do latających robali. W ten sam sposób nie miał żadnych złych zamiarów, traktował to jedynie jako niezbyt-niewinną grę, która może tylko troszkę mogła podburzyć fundamenty jej światopoglądu. Zaburzyć ślepą wiarę w czystość i świętość osób odpowiedzialnych za jej religię. Milczał chwilę, dając jej tym samym czas na jakieś pozorne pozbieranie się i przywołanie do porządku. Skubał wargę zębami, a jakiś lekki, zaczepny, półgębkowy uśmiech widniał na jego twarzy, przysłonięty jeszcze maską.
No, podobno im nie wolno. Tak jak nie wolno im dobierać się do dzieci, to z dwojga złego chyba lepiej, żeby to robili z dorosłymi mężczyznami? - połowicznie tylko połknął ten pytajnik, robiąc ze zdania pytanie raczej retoryczne. Zastanowił się nawet przez chwilę, czy Divina w ogóle wiedziała o tym, co wyprawiali księża i jakie skandale wychodziły na powierzchnię. Czy może była na tyle wychowana i uwarunkowana w swojej wierze, że nie miała o tym pojęcia, chroniona przez swoje własne otoczenie? Z drugiej strony umawiała się z gangsterem, co budziło w Cooperze mocny dysonans poznawczy, im dłużej z nią przebywał. Pokręcił głową, decydując jeszcze przez sekundę czy powinien wchodzić w szczegóły. — Nie po. Przed. Chciał posłuchać moich grzechów, podniecało go to. - uśmiechnął się szerzej, ale samym tonem wypowiedzi zakończył temat. Obserwował jak mnogość emocji przegalopywała przez twarz Diviny, jak próbowała ogarnąć tę historię umysłem, a zarazem zaprzeczyć i wyrzucić z pamięci. Przeciez im nie wolno. Świat jednak nie był czarno-biały ani zero-jedynkowy, chociaż Divina nie do końca wydawała się to rozumieć.

On za to całkowicie nie rozumiał, dlaczego tu nadal był. Dlaczego mówił jej te wszystkie rzeczy, dlaczego akurat przed nią się otworzył. Coś nie pozwalało mu tak po prostu wyjść, podobnie jak to coś trzymało go na farmie Hawkinsów, chociaż byłoby lepiej i prościej po prostu stamtąd zniknąć. Jakaś siła przyciągania, jednak nie ta fizyczna, którą tak dobrze znał. Nie jak dwa przystawione do siebie magnesy o przeciwległych biegunach, wyrywające się z palców, by tylko być razem. Nie to pragnienie zbliżenia się do kogoś, to było coś zupełnie innego, niezrozumiałego, w tamtym momencie całkowicie pozbawionego dla Coopera sensu. Bo dlaczego czuł się przy niej tak bezpiecznie, na tyle - by przedstawić się jej prawdziwym imieniem i zdjąć maskę, obnażając przy tym swoją największą słabość i ten niedopowiedziany, judaszowy sekret? Może za to wszystko odpowiadały prządki, Mojry, tkające nici przeznaczenia, łącząc ich losy właśnie w tym ciemnym, wygłuszonym pokoju. Może to był jakiś niewypowiedziany sojusz zrozumienia. Przeszłości, doświadczeń tak odległych, a tak bliskich sobie. Albo społecznego marginesu, chociaż znajdywali się w przeciwległych skrajnościach.

Maska była ważna. Jak nieodłączna część jego misterium, w parze z kokainą pozwalały mu robić wszystkie te rzeczy, które może i robiłby też na trzeźwo, jednak już nie z taką odwagą i szczeniacką zuchwałością. W Shadow pokazywał się bez niej, ale wtedy w odstawkę szły też te wszystkie połyskujące koszule i frędzle, falujące przy każdym ruchu. Poza pracą był tak samo incognito, jak i na zmianie, a jedyne co go zdradzało to trochę zbyt przyjazna relacja z obsługą i - dla tych z sokolim wzrokiem i pamięcią do szczegółów - jego tatuaże. Tatuaże, które już raz go zdemaskowały, nie przynosząc mu jednak zguby, a wiodąc na pokuszenie i relację, która z każdym tygodniem komplikowała się emocjonalnie, wplątując zarówno jego, jak i Al-Attala w jakieś przywiązanie. Nie wróżyło to niczego dobrego. Ale tak samo nie spodziewał się cudów ze strony Hawkinsa. Westchnął ciężko i przymknął oczy, słysząc jej łagodny głos. Pożałował, że w ogóle poruszył temat, ale było już za późno. Odnalazł znów jej spojrzenie i zmarszczył nieco brwi, walcząc z tym gorzko-słodkim uczuciem żalu, a zarazem ulgi, kiedy jej słowa do niego powoli docierały.
  • Pokaż mu, że na to zasługujesz.
Cmoknął, odrywając język od podniebienia i skrzywił się. Te słowa zdawały się właśnie ryć w jego sercu, tak już na zawsze, zaraz obok tej niezagojonej rany, którą Al regularnie rozdrapywał, odkąd wrócił do domu. To wszystko, co mówiła było piękne, bardzo głębokie i wręcz poetyckie. Problem pojawiał się tylko w osobie Coopera, który był tchórzem i ćpunem. I nie miał pojęcia jak miałby się zabrać do szukania przebaczenia, o ile w ogóle by się na to zdobył.
Tylko co jeśli na to nie zasługuję? - to pytanie opuściło jego usta szybciej, niż mógł się nad tym w ogóle zastanowić. Podążył za nią spojrzeniem, kiedy kobieta odważnie zbliżyła się do podestu i usiadła obok, po czym sama się położyła, a Elijah poszedł za jej przykładem. Pachniała czystością, świeżo wypraną sukienką i może nawet nutą jakichś słodkich perfum. Nie alkoholem, tytoniem ani potem przemieszanym z tanią wodą kolońską, bądź mocnymi, drogimi perfumami. W dodatku sama zaczęła opowiadać mu swoją historię, jakby wcale nie leżeli właśnie w dark roomie w klubie ze striptizem, a gdzieś zupełnie indziej. Na jakimś nastoletnim piżama party, kiedy w nocy dzieli się sekretami. Albo na terapii grupowej. Zerknął na bliznę i zmarszczył brwi, po czym wrócił spojrzeniem na wygłuszony sufit, obity welurem.
Więc… od niewłaściwego miejsca o niewłaściwym czasie przeszło do czegoś więcej. - sparafrazował, trochę bardziej do siebie, starając się utkać sens z tej całej sytuacji. Przechylił głowę, by na nią spojrzeć i uśmiechnął się. — Wiele w życiu słyszałem, ale chyba nigdy takiej historii miłosnej. - zaśmiał się, jednak nie złośliwie, to było po prostu bardzo surrealistyczne, ale przecież życie pisało wiele scenariuszy. On to doskonale wiedział. Uciekł spojrzeniem i westchnął znów, trawiąc jeszcze sens jej wypowiedzi o miłości i przebaczeniu. Bardzo, bardzo chciałby, żeby było dokładnie tak, jak ona o tym opowiadała.
Nie wiem. To znaczy- nie wiem, czy on mnie dalej kocha. Czy kiedykolwiek- - chrząknął, starając się zamaskować fakt, że głos mu się łamał. Zamknął oczy. Tak było łatwiej, chociaż gdzieś w środku zastanawiał się nad tym, co właśnie wyprawiał. Urządzając sobie jakąś pseudo-terapię na haju w Shadow. — Divina- spieprzyłem mu życie. Zrobiłem dużo głupich rzeczy i przeze mnie spędził ostatnie pięć lat w więzieniu. - znów. Pożałował tego, co powiedział, a zarazem zrobiło mu się lżej. I wmawiał sobie, że przecież nigdy się już tak blisko nie zobaczą, więc co mu zależało, prawda? — Fuck, po co ja Ci to w ogóle mówię. Przepraszam. - jęknął, zakrywając twarz dłońmi.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zdecydowanie wolałaby chrabąszcza. Z resztą, jak dorasta się w przegniłej chacie obok podmokłych terenów, to trudno być szczególnie wrażliwym na owady. Po prostu całkiem szybko do nich przywykła, nie szukając sobie strachów na siłę, bo i bez tego życie było gotowe podarować jej o wiele poważniejsze problemy, niż jakieś żyjątko za koszulą. Wiara natomiast była w tym wszystkim jedynym, co naprawdę posiadała. Czymś, czego nie odebrało jej życie w ubóstwie u boku dysfunkcyjnego ojczyma. W Shadow - miała wrażenie - każdy chciał jej pokazać bezsensowność jej ideałów, ale trzymała się ich zapalczywie, bo zwyczajnie była świadoma tego, że gdy je straci, nie pozostanie jej już nic innego. Każdy potrzebował powodu, by każdego dnia otwierać oczy i stawiać czoła wyzwaniom.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz i chyba nie chcę wiedzieć - aż w głupim odruchu przycisnęła dłonie do uszu, chociaż bynajmniej tłumiło to dźwięki. Nie, nie wiedziała o czym mówił, bo skąd miałaby wiedzieć? W domu nie miała telewizji, ani komputera, nikt nie dostarczał do jej chaty gazet, była dość dalece w tyle z nowinkami ze świata, bo dostawała je w dość okrojonej i przefiltrowanej wersji. Dlatego była taka opóźniona w pewnych kwestiach i pewnie tym samym drażniła osoby ze swojego otoczenia. W końcu we współczesnych czasach, taki twór budził raczej negatywne emocje. - To jest okropne! - zawołała niemalże płaczliwie, kiedy on uśmiechał się do niej zadowolony. Cieszyło ją jednak, że nikt już tego nie ciągnął dalej, bo musiała to wszystko poukładać sobie jakoś w głowie, a jednocześnie wątpiła, że będzie w ogóle w stanie to zrobić.
Może i została zawstydzona, ale nieszczególnie planowała ucieczkę z tego pomieszczenia. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałaby nawet gdzie ma iść, ale też czuła, że być może Elijah potrzebuje towarzystwa. Wydawało jej się, że jest w stanie to wyczuć, nie tylko w nim, ale generalnie w ludziach, chociaż jednocześnie nie była na tyle dumna, by wierzyć, że ma na tym polu jakieś wyostrzone zmysły. Po prostu martwiła się o ludzi ze swojego otoczenia i chyba też lubiła, gdy ci do niej mówili. Wtedy czuła się chociaż trochę potrzebna.
- To akurat nie problem - odpowiedziała na wydechu, z całkiem zadziwiającą lekkością - jak na siebie i dość ciężki temat. Spojrzała więc do boku, przechylając głowę w jego kierunku i pozwoliła sobie na uśmiech. - Bo jeśli dziś na niego nie zasługujesz, to możesz sprawić, że jutro to się zmieni... życie to proces, Elijah i od ciebie zależą rezultaty - wyjaśniła, jak ona to widzi. Za krótko go znała, by tłuc mu do głowy frazesy o tym, że na pewno zasługuje na wspomnianego ukochanego. Jej celem nigdy nie była czcza gadanina, gdy już otwierała usta, chciała wierzyć, że jej słowa niosą za sobą faktyczną prawdę i może nieco możliwej do zrealizowania nadziei.
- Mam nadzieję, że kiedyś opowiesz mi o swojej historii miłosnej - nieco speszyły ją jego słowa, ale kiedt dostrzegła uśmiech na jego twarzy, sama też uniosła kąciki wyżej. W zasadzie cieszyło ją to, że Elijah stał się kolejną osobą świadomą tego, co łączy ją i Nathaniela. Jednocześnie faktycznie liczyła na to, że i jego historia doczeka się swojego szczęśliwego zakończenia.
- Nie przepraszaj! - aż zawołała, a u niej było to niemałą rzadkością. - Proszę, nie przepraszaj - zreflektowała się więc zaraz, będąc już spokojniejszą, chociaż w jej głosie pobrzmiewała troska. - Ludzie popełniają błędy, ale widzę, że żałujesz... widzę to na pewno - uniosła się odrobinę i oparła na jednym łokciu, pochylając się nad nim delikatnie. Chciała patrzeć na jego twarz, gdy będzie kontynuować swoją wypowiedź. - Każdy kto żałuje, ma prawo dostąpić wybaczenia. Tylko naprawdę źli ludzie tego nie respektują. Oczywiście, że czasem zajmuje to wiele czasu, ale... ja wierzę, że on ci wybaczy, bo wątpię, że pokochałbyś kogoś złego -zakończyła dokładnie ważąc każdą sylabę swojej wypowiedzi, nadal patrząc mu w oczy z pełną determinacją, bo bała się, że tracił nadzieję i chciała mu jej dodać, chociaż odrobinę.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Bawiło go to. Z drugiej strony jednak nieco przerażało, bo Divina musiała naprawdę żyć pod kloszem, jeśli nie rozumiał tak, zdawało by się, prostych aluzji. Ani nieznała pewnych spraw, dotyczących ludzi związanych z jej religią. Trochę jej zazdrościł, bo dziewczyna przynajmniej miała jakieś ideały. Wiarę. Gołym okiem było widać (i zresztą słychać), że to było coś, co ją napędzało, motywowało do codziennego wstawania z łóżka i życia, pomimo wszystkich przeciwności losu. Co miał Elijah? Właściwie to nic. Poczucie obowiązku wobec Hawkinsów i całej tej farmy, i tak regularnie naciągane swoimi spóźnieniami na kacu. Jakiś nigdy niewypowiedziany dług, według którego tam pracował, nadal tam był, pomagał i trzymał się w akceptowalnym stanie, bo Hawkinsowie dosłownie uratowali mu życie. Miał wspomnienie o Alexandrze, bo jego samego już dawno stracił i zaprzepaścił nadzieje, że kiedykolwiek mogłoby być między nimi lepiej. Nawet nie jak kiedyś, ale po prostu lepiej. Miał też kokainę, która napędzała jego ciało i umysł, uzależniając jego całego od siebie. Mógł samego siebie oszukiwać, że ten romans z narkotykiem miał całkowicie pod kontrolą. Mógł oszukiwać innych, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale nie było. Dlatego zazdrościł Divinie tej wiary. W coś poza-ludzkiego, co byłoby zarazem wytłumaczeniem tej całej krzywdy, pojmowanej jako próby dla zwykłych śmiertelników, a zarazem antidotum na zło tego świata. Nie rozumiał tego zupełnie, wychowany bez wiary w cokolwiek - nawet w samego siebie - a jednak chciałby mieć coś takiego. Zrozumieć jej wiarę, nie tylko w te pozaziemskie, boskie siły, ale i w ludzi. W takiego Coopera chociażby, któremu mówiła tyle mądrych i pięknych rzeczy.

Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, jak bardzo dziewczyna była mu w tym momencie potrzebna. W tej chwili, nie tyle słabości, co zaufania. Elijah ufał łatwo, czasem aż bezgranicznie, co nie raz przysparzało mu kłopotów. Czuł jednak, że ta sytuacja jest jednym z wyjątków, bo przecież Divina nie miała żadnych złych zamiarów. On był jedyną osobą w tym pomieszczeniu, którą można by o takowe posądzić, patrząc na to, z jaką satysfakcją męczył ją swoimi opowieściami. Tylko, że on się po prostu droczył. Nie spotkał jeszcze aż tak cnotliwej osoby na swojej drodze, a co dopiero w Shadow. Droczył się, a jednak otwierał się przed nią, samemu nie rozumiejąc do końca dlaczego. Bo założył, że nie spotkają się więcej? Że dziewczyna będzie zbyt zawstydzona całą tą sytuacją i nikomu o tym nie wspomni? A może po prostu wyczuwał w niej jakiś spokój i czuł się bezpiecznie. Słuchał jej przyrównań życia do procesu i nawet przekrzywił głowę, by jej się przyglądać, kiedy o tym opowiadała. Cała ta świadomość odpowiedzialności za własne życie zalała go jak ogromna fala tsunami, potęgowana przez tą narkotyczną mgiełkę, wciągniętą jakąś godzinę temu przez nos. Nie bardzo mu się to podobało, ale najwyraźniej tego potrzebował. O ile będzie to pamiętać nad ranem, budząc się (jak zawsze) z okropnym kacem i po-kokainowym porannym zjazdem.
Może kiedyś Ci opowiem. To długa historia. – podciągnął kąciki ust do góry w delikatnym uśmiechu i wzruszył ramionami. Nie chciał jej teraz wylewać wszystkich swoich żali, a tym bardziej wracać do wspomnień, które trzymał w sercu zamknięte pod kluczem, by uchronić siebie samego od grzebania w przeszłości i przysparzania samemu sobie jeszcze więcej bólu. Szkoda tylko, że ten zamek zdawał się sam otwierać, kiedy Alexander był w zasięgu jego wzroku.

Zsunął dłonie w dół twarzy, zakrywając palcami jedynie usta, by móc spojrzeć znów na dziewczynę, która pochyliła się nad nim. Kosmyk jej długich, kasztanowych włosów delikatnie smagnął go po policzku. Ściągnął brwi i przymknął powieki, kręcąc nieznacznie głową.
Nie, on nie jest złym człowiekiem. To ja na niego nie zasługuję, ale skoro mówisz, że to może się zmienić- – zaczął, gdzieś w połowie spoglądając na nią tymi swoimi smutnymi, błękitnymi oczami. Zeszklonymi teraz, może od wcześniej wypitego alkoholu, a może od cisnących się do tego oceanu łez. Nie dane mu było jednak dokończyć, bo do pomieszczenia wszedł ochroniarz, informując Divinę, że Nathaniel na nią czeka. Elijah wyślizgnął się spod dziewczyny, zgarniając jednym ruchem swoją maskę i kapelusz. Sytuacja wyglądała co najmniej dwuznacznie, a on nie zamierzał sobie robić kłopotów u Hawthorne’a, wymijając ochroniarza w drzwiach i posłał dziewczynie jeszcze lekki uśmiech, oglądając się na nią przez ramię. Założył maskę i udał się z powrotem w zatłoczone części klubu, przemykając przez tłum i wypatrując kolejnego klienta.

fin.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
ODPOWIEDZ