Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dlaczego ten Ares nie mógł jej wyjść z głowy? Łapała się na tym, że ciągle o nim myśli. Tak dobrze się wtedy u niego bawiła, że naprawdę chciała to powtórzyć. Nie raz, nie dwa, a przynajmniej kilka! Chłop miał poczucie humoru, dobrze gotował, inteligentnie się z nim rozmawia, potrafi się ubrać... Same plusy! Dobra... Palił cygaro, to mogła podciągnąć pod minus, ale to takie tam detale. Przez ostatnie dwa dni nie myślała o niczym innym tylko o tych wspólnych zakupach. Nie powinna się na to godzić skoro myślał, że ona szuka sponsora. Dodatkowo głupio jej było, że obcy facet ma nią wydawać ciężko zarobione pieniądze. Ach te moralne dylematy... Z drugiej strony perspektywa posiadania zajebistych ciuchów była taka kusząca! Tylko głupia laska by odmówiła, a skoro miał to być prezent na osiemnastkę... Well... Nie jej problem! Dają to trzeba brać, będą bić to ucieknie.
Na dodatek zrobił ją w balona, nie powinna się godzić na to spotkanie, bo ją oszukał i jednak był gejem. To on miał sponsora i nazywał się Robert! Była tym solidnie oburzona, bo nie znosiła kłamstwa jak mało czego na świecie.
Wstała bardzo wcześnie rano tzn. o ósmej, ale jak na nią to naprawdę wcześnie, bo skoro miała wakacje to lubiła leżeć do południa, ale chciała jakoś się prezentować, a nie straszyć ludzi nieumytymi włosami, nieogolonymi nogami... Trzeba było się zrobić na bóstwo, przecież idzie na randkę z przyjacielem i jego sponsorem nie? Chciała zrobić dobre wrażenie na Robercie to i zajebisty outfit wybrała, nawet szpilki nałożyła! Włosy zaczesała gładko w kucyk na czubku głowy, tak by jedwabiste kosmyki mogły swobodnie opadać na plecy. Podmalowała się trochę, nie jakoś przesadnie. Tusz do rzęs, trochę rozświetlacza, pomadka i mogła wychodzić. Z tej ekscytacji nawet śniadania nie zjadła tylko zgarnęła z domu kawę na wynos i ruszyła do centrum handlowego swoim żółtym rydwanem. Po drodze coś pierdziało z gaźnika, ale się tym nie przejmowała, to i tak był stary złom.
Na miejsce dojechała przed czasem więc zaczęła się przechadzać alejkami między sklepami i akurat trafiła na pokaz baniek mydlanych, organizowany dla dzieciaków przez jakiś sklep ze słodyczami. Nie mogła się powstrzymać i poleciała w ten tłum dzieciaków gapić się na te bańki. Chyba się spodobała kolesiowi, który ten pokaz przeprowadzał bo zaproponował jej, że zamknie ją w bańce, a ona bez wahania się zgodziła i wlazła do kółka i chłopak zamknął ją w tej bańce. Gabi zaczęła się śmiać, obróciła się w miejscu i tym o to sposobem rozbiła bańkę. Miała uciechę, że to ją wybrano z tłumu a nie jakiegoś dzieciaka. Była tak zafascynowana milionem unoszących się w powietrzu baniek, że nawet nie zauważyła, kiedy jej "sponsor nie sponsor" pojawił się na miejscu.
Gabrielle czuła się jak w bajce wśród tych setek baniek, czasem jakąś przebiła palcem, a oczy jej błyszczały czystą radością. Miała cichą nadzieję, że nigdy w życiu nie pozbędzie cię tego wewnętrznego dzieciaka, który cieszy się z takich pierdół jak bańki mydlane. A ktoś tu niedawno mówił, że jest dorosłą kobietą. Gówno prawda!
Nagle poczuła przemożną chęć zrobienia piruetu w tych bańkach, żeby zobaczyć jak pięknie kręci się jej spódniczka i tak zrobiła. Wyglądało to jak scena z jakiegoś filmu, gdyby nagrać to w zwolnionym tempie to byłaby to śliczna pamiątka. Gabi czasem się czuła tak jakby grała w jakimś teledysku. Śmieszne uczucie...
I wtedy go zobaczyła, stał tam... Gapił się a ona oblała się rumieńcem. Wygładziła szybko spódniczkę i niczym ta gazela pokopytkowała w stronę mężczyzny, radośnie jakby kurde była jakąś wróżką, nimfą czy innym świerszczem.
- Cześć! Dobrze cię widzieć, jak było na wyjeździe? Gdzie Robert? Kurczę... Nie mogłam się powstrzymać przed tymi bańkami, są cudowne!- ach to entuzjastyczne powitanie!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
* 4 *
bez krawata
Dostał zaproszenie na imprezę w Sydney i aż żal było nie skorzystać. Imprezy Ares nigdy nie odmawiał, nawet jeżeli nie były jakieś szczególne. Ta była, bo nie chodziło tylko o alkohol i dragi, ale załatwienie dla dobrego znajomego (którego poznał mieszkając w Sydney przez pierwszy rok i który wiedział kim jest naprawdę, a bardzo mu pomógł poznać nowy kraj i zwyczaje) ważnego kontraktu. Do kogo miał się zwrócić, jak właśnie nie do niego? Ares był świetnym negocjatorem, szczególnie, że na każdego mógł znaleźć teczkę Tak było i tym razem. Robert (bo mężczyzna ze zdjęcia naprawdę tak się nazywał) obchodził urodziny, a które zaprosił człowieka, z którym Ares miał pogadać. To nie była długa rozmowa, wystarczyło kilka ważnych zdań i przyjaciel miał wszystko załatwione Został u niego jeszcze jeden dzień i dzisiaj rano wrócił do Lorne Bay. Na lotnisku odbył jeszcze jedno spotkanie i prosto z niego wsadził dupsko w G klasę, zajeżdżając po drodze do kwiaciarni. Miał się pojawić z pustymi rękoma? Chciał zabrać Gabrielle na nieco inną randkę urodzinową, bardziej we... Włoskim stylu, jednak obiecał jej zakupy, więc będą zakupy. Najpierw jednak bukiet. Wybrał taki, który mu się z nią kojarzył, a jednocześnie był częścią niego, dlatego zapakował go w czerń. Nie był duży, bardzo skromny jak na niego, ale musiał być poręczny, skoro szli na zakupy.
Zaczesał włosy w tył przed wyjściem z auta, zgarnął kwiatki i poszedł szukać osiemnastolatki. Rozglądał się i rozglądał, ale nigdzie jej nie widział. Normalne nie zwróciłby uwagi na tę scenę, ale tym razem jego wzrok padł na dziewczynę w środku wielkiej bańki. Pokręcił głowa, oparł się o jakiś słup i przyglądał jej w rozbawieniu. Niech nie myśli, że nie, ale wyciągnął z kieszeni telefon i z ukrycia nagrał jej taniec. Miała długie, ładne nogi i choć jej strój wyglądał bardzo tanio, tak eksponowała w nim swoje walory idealnie. Już nie myślał o niej jak o klientce na tatuaż, ani o siostrze-której-nigdy-nie-miał. Nie patrzył na nią jak na gówniarę, której pokaże kotki i uprowadzi, żeby za dobry hajs sprzedać.
Patrzył na nią jak na wesołą, pełną życia i energii dziewczynę, o którą chciał trochę pozabiegać. Lubił zdobywać, a więc ona miała być jego kolejnym celem i w niedalekiej przyszłości trofeum. Jak każda inna kobieta, której poświęcił trochę więcej uwagi. Uwaga kończyła się w momencie, w którym wskakiwały mu do łóżka. Cel został osiągnięty, a więc można było zaprzestać starań. Tak, Ares lubił je rozpieszczać, a późnej wykorzystywać i porzucać.
Czy tak będzie właśnie z Gabrielle? Całkiem możliwe.
Dostrzegła go, więc wyszedł jej na przeciw, nie zdziwiony słowotokiem biegnącym z jej pełnych ust. Zdążył się już przyzwyczaić, że dużo gadała, ale nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie.
- Cześć kwiatuszku, spóźnione wszystkiego najlepszego. - Wyciągnął w jej stronę bukiet, jakby kompletnie zignorował jej słowa, a drugą ręką ujął dłoń nastolatki i ucałował wierzch. - Wyglądałaś pięknie w tej bańce, szczególnie, jak robiłaś obrót. - Prawienie komplementów to też jego mocna strona. Genów nie oszukasz. - Widzę założyłaś wysokie obcasy... dasz radę polować na ubrania? Wiem, że kochacie długie przebieżki między wieszakami. - Używając liczby mnogiej miał oczywiście na myśli wy-kobiety. - Oczywiście nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Masz ładne nogi, warto je tak wyeksponować i podkreślić. - Obudził sę w nim drzemiący amant, którego nie miała okazji wcześniej spotkać.
- A na wyjeździe, cóż na wyjeździe owocnie. Pomogłem przyjacielowi w potrzebie. - Wyjaśnił, patrząc na nią bardzo porozumiewawczo. Chciał jej przekazać tym spojrzeniem, że Robert to właśnie przyjaciel,o którym tera opowiadał.
Naprawdę mu uwierzyła w to zdjęcie?

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Wspomniałam gdzieś, że Gabi czasami myślała sobie, że gra w teledysku, a życie to film? Ach... Tak, teraz dokładnie tak to wyglądało, jakby scena po scenie właśnie była kręcona gdzieś z ukrycia, żeby wszystko wyglądało naturalnie. Gabi promieniała, słońce wręcz tryskało z jej oczu, uszu i innych otworów ciała, dosłownie jakby połknęła wielką kulkę światła i teraz obdzielała nią cały świat.
Naprawdę się cieszyła, że widzi Aresa - jedni mogą stwierdzić, że faktycznie tak jest a drudzy, że bardziej jarają ją zakupy. Tak się składa, że wszystko po trochu się zgadza, ale tak jak teraz się już zatrzymała i miała okazję przyjrzeć Kennedy'emu to musiała przyznać, że chłopak naprawdę się postarał! Wyglądał jak rodem wyciągnięty z najlepszego modowego żurnala, pięknie pachniał, delikatnie, nienachalnie, ale wyczuwalnie. Ona przy nim wyglądała jak krasnal ogrodowy i to na dodatek pomalowany kiepską farbą.
Co się właśnie wydarzyło? Ona była święcie przekonana, że idą na przyjacielskie zakupy a nie RANDKĘ. Jakby szli na randkę to by się odstawiła jak organista w Boże Ciało a nie jak Karyna na potańcówkę w remizie strażackiej. Kwiatki... No ładne takie... Różowe, ale jakby w opakowaniu pogrzebowym. Czy to miało oznaczać groźbę? Nie, nie. Czarny to bardzo elegancki kolor! Na dodatek ten róż pięknie się na nim odznaczał, było więc klasycznie, ale i nowocześnie. Cały Ares w dwóch słowach.
Gabi oniemiała, zabrakło jej języka w gębie, a to naprawdę mało kiedy się zdarza. Patrzyła jak zahipnotyzowana, jak mężczyzna czule cmoka jej dłoń. Jakby był nie z tej epoki, tak się jeszcze robi? Oblała ją fala gorąca, serce załomotało i naprawdę nie wiedziała, co ma powiedzieć. Chyba ją trochę przytłoczył, ale chyba efekt wow osiągnięty i jeśli chciał sprawić, że jej serduszko zabije szybciej to zdecydowanie osiągnął cel!
- Um.... Dziękuję... Chyba. Tak. Dziękuję...- nawet się biedna zająknęła i musiała nerwowo potrzeć policzek dłonią, która kilka sekund temu była muskana miękkimi wargami. W drugiej przecież trzymała piękne kwiatki, naprawdę jej się podobały, co było widać w wyrazie jej twarzy, oczy się skrzyły ale cała reszta wyglądała na skrępowaną. Czy wypadało facetowi powiedzieć, że zajebiście wygląda? Co tu dużo mówić, on wiedział doskonale, że prezentuje się genialnie. Pewność siebie biła od człowieka na kilometr i mało kto odważył się w tą strefę wparować z buciorami.
- Są przepiękne.- uśmiechnęła się niepewnie, uniosła kwiatki do twarzy i powąchała jedną z róż. Gabi chyba będzie musiała się nauczyć jak przyjmować komplementy, bo póki co trochę ją przytłaczały. To znaczy wiedziała, że jest w miarę atrakcyjna, ale jak każda nastolatka nie była pewna swoich wdzięków. To tylko kwestia czasu aż nauczy się je w pełni wykorzystywać i czerpać z tego radość.
- W tych butach mogłabym przejść z jednego krańca świata na drugi. To Miu Miu, dorwałam je w lumpie za uwaga: 20 dolarów, a normalnie kosztują powyżej tysiąca. Ja nie wiem jak one się tam znalazły, przysięgam to był jakiś cud. - uniosła rękę w taki sposób jakby przysięgała na biblię w sądzie.
Nadal nie dostała odpowiedzi na najbardziej nurtujące ją pytanie, gdzie ten cały Robert... Ale powoli jej naiwna główka zaczęła łączyć kropki, jedna po drugiej. Trybiki się obracały, zębatki wskakiwały na odpowiednie miejsca i gdyby nie było jej szkoda tego bukietu to Ares byłby teraz nim okładany tam gdzie by trafiła.
- Znowu zrobiłeś sobie ze mnie żarty i ten Robert to kolega a nie jak go określiłeś? Cukrowy tatuś? - wywróciła teatralnie oczami i zaczęła pomstować na swoją głupotę. Chyba już powoli zaczynała łapać kiedy żartuje i się z niej lekko nabija, a kiedy mówi poważnie.
- Naprawdę masz swoje miejsce w piekle, pewnie ze złotą tabliczką z imieniem i nazwiskiem. Nie można tak sobie z ludzi robić jaj!
Autentycznie nastolatka się oburzyła, ale kwiatki zrobiły swoje, bo była jako tako ugłaskana. Tak zabawnie się denerwowała! Wtedy lekko ściągała usta, policzki się nadymały a u nasady brew pojawiały się dwie malutkie zmarszczki mimiczne.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Lekkie zawstydzenie, poddenerwowanie, zaróżowione policzki, błądzenie w słowach i szok. Wywołał dokładnie takie reakcje, jak zamierzał i jakich się spodziewał. Angelo doskonale wiedział jak uwodzić kobiety, na Sycylii był znany nie tylko z tego, kim był, ale też z tego, że łamał serca, a one dawały mu te serca łamać. W Australii jako Ares już bardziej się powstrzymywał, też już nieco z tego wyrósł i tutaj wyglądało to zupełnie inaczej. Jednak z wprawy nie wypadł jak widać. Nie był taki do końca pewien, czy Gabrielle to dobry pomysł ze względu na swój wiek. Nie miał aż tak złej reputacji w mieście,a to na pewno nie pozwoli mu jej utrzymać. Poczuł się przy niej ostatnio jednak zbyt dobrze, a trzymany w ryzach Angelo ruszył na łowy. Z jakiegoś powodu rajcowała go myśl o zdobyciu Gabi. Była taka niewinna i delikatna, taka niezepsuta i dziewczęca. Zupełne przeciwieństwo Aresa.
Była dokładnie tym, co kochał niszczyć i z czego uwielbiał wysysać to szczęście.
Najpierw je napełniając, aby nasycić się jeszcze bardziej.
Ares był chodzącą czerwoną flagą i każda kobieta o zdrowych zmysłach by to dostrzegła. Wydawało mu się jednak, że Gabi nie zauważa niczego, co dawało mu jeszcze większe pole do popisu. Tak, nie był dobrym gościem za jakiego go uważała, nie miał skrupułów i hamulców. Był za to narcystyczny i cholernie toksyczny. Manipulator z zachodu.
- Jak ty. - Sprzedał jej kolejny komplement, co uważał z resztą za prawdę. Kwiaty wybrał takie, by pasowały do jej urody. Delikatne, zaróżowione, subtelne.
- Muszę przyznać, że niezły z ciebie łowca okazów. Zasługujesz na koronę, królowo lumpa. - Uśmiechnął się kącikowo, też zastanawiając nad tym jak takie rzeczy trafiają w takie miejsca i to za taką cenę. Domyślał się, że szafa Gabi, którą z resztą miał już okazję widzieć, wypchana jest samymi takimi łowami. Może niekoniecznie wszystko było z wyższej półki, materiały które nosiła drogo nie wyglądały, ale chciał pomóc jej to nieco zmienić. Czemu? Po pierwsze, zbliży się do celu, a po drugie, będzie nosiła to, co jemu się podoba. Win-win.
- Myślałem, że załapiesz żart Kwiatuszku. Nie mogliśmy się powstrzymać. - Wzruszył leniwie ramieniem, a na jej kolejne słowa,kącik ust Aresa zaczął wędrować coraz wyżej, wykrzywiając w diabolicznym uśmiechu. Mogła dostrzec w jego oczach też jakiś błysk.
- Mówiłem. Nie jestem taki grzeczny. - Ostrzegał ją? Ostrzegał. Przyznawał się do wszystkiego, no prawie. Od początku podkreślał, że żaden z niego dobry typ, bo wiedział, że Kwiatuszek raczej ostrzeżenia oleje. Zawsze tak robiły, co bardzo go zastanawiało.
- Och już się tak nie dąsaj. Chodź, wybierzemy ci coś ładnego. - Uśmiech poszerzył się, a silne, wytatuowane ramię otoczyło drobną sylwetkę dziewczyny za karkiem. Ruszył z nią w stronę lepszych sklepów i po kilku metrach zabrał rękę.
- Myślałaś nad tym, co chcesz kupić? Z racji, że to twój prezent urodzinowy, to nie ma limitów. - Ciekaw był, czy skorzysta z jego "dobroci serduszka" i faktycznie nakupuje całe siaty, czy raczej będzie jej głupio i po jednej sukience stwierdzi, że jej wystarczy? Aresa nie obchodziło ile wyda, ale bardzo ciekawiła go jej granica.
- Szkoda, że nie ma tu trochę lepszych sklepów... no ale od biedy będzie. - Rzucił trochę bardziej do siebie niż do niej. - Aha, ale jest jedna zasada. - Uniósł wskazujący palec. - Jak mi się nie spodoba, nie bierzesz. - Bardzo prosta i dość oczywista jak dla niego reguła. To był jej prezent, ale to on go robił, więc on wybierał. Proste.
Dobra, może nie tyle co wybierał, ale akceptował. Może tak.
Weszli do pierwszego sklepu. Wiedział, że nieco wyróżniają się w tłumie i ludzie patrzyli na nich dość nieprzychylnie, ale Ares czuł się wtedy jeszcze lepiej. Dawno tak bardzo nie czuł się Angelo - czyli sobą.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Coś tu zaczęło brzydko pachnieć... I nie, nie była to Gabi, która wieczorem zjadła pokaźne burrito z fasolą na kolację. To wszystko było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, ale oczywiście Gabrielle tego smrodku w ogóle nie wyczuwała. Żyła z dnia na dzień, bo z doświadczenia wiedziała, że życie jest kruche i bardzo łatwo jest je stracić. Każdy, kto kiedykolwiek doświadczył choćby dostrzeżenia widma rychłej śmierci przez jakiś czas żyje w takiej bańce i twierdzi, że musi czerpać z tego co się dzieje jak najwięcej. Czuć mocno, czuć dużo, nie ograniczać się. Gabi żyła w takim przeświadczeniu już jakieś 10 lat i chyba nie zamierzała przestać. Miała gdzieś tam z tyłu głowy, że mimo przeszczepu szpiku od ojca to choroba może powrócić i kolejny przeszczep może nie być możliwy.
Owszem, większość kobiet chce się trzymać z daleka od mężczyzn pokroju Aresa, mają instynkt samozachowawczy. Wiele z nich i tak marzy, by spędzić z takim choćby jedną noc, poczuć nutkę adrenaliny, niebezpieczeństwa, a inne mają chore głowy i dążą do samozniszczenia pakując się w związki z takimi typkami.
Gabi była nieświadoma zagrożenia, tego, że może stać się chwilową zabaweczką, którą on się pobawi a jak się znudzi to zostawi dziewczynę ze złamanym sercem, ale chociaż z wypchaną szafą ciuchami z najwyższej półki. Tylko czy ciuchy, buty i torebki są w stanie połatać dziurawe serduszko? Co innego gdyby Gabi była dojrzałą kobietą z jakimś doświadczeniem na polu związków, ale ona miała tylko kilku chłopaków i to nigdy nic poważnego. Nie daj boże to jej wrażliwe serduszko zostanie roztrzaskana na milion kawałków... Wtedy nie zaufa już nikomu, nigdy i żaden jej przyszły związek nie będzie wytrzymały.
Nie ma co gdybać, przecież jeszcze w nic wielkiego się nie wpakowali! Póki co tylko spotykali się na luzie, spędzali ze sobą miło czas na śmianiu się i wygłupach. Przecież z czegoś takiego nie może wyjść związek, nie? No przecież, że nie może. Gdzie taki dojrzały przystojniak, niemal w wieku jej ojca miałby się zainteresować takim dzieciakiem jak ona. W życiu. Pewnie jaja sobie z niej robi tak jak z tym całym Robertem.
- Weź... Przez ciebie się rumienie jak jakaś dziewica zakonnica...- upomniała go, bo tych komplementów było za dużo. Piękne kwiatki, piękna Gabi, królowa lumpeksów, która zasługuje na koronę. Tego było za dużo jak na jej zakręconą główkę.
- Nic na to nie poradzę, że jestem naiwna... Kiedyś kolega wmówił mi, że jak facet nie uprawia seksu to mu jajka wybuchają... Na szczęście usłyszała to jedna z nauczycielek i zrobiła całej klasie pogadankę.- zachichotała na wspomnienie tamtych wydarzeń. Ona autentycznie koledze uwierzyła, ale nie miała takiego odruchu, żeby iść i mu pomóc, bo go żałowała. Ale poważnie była przerażona i wyobraziła sobie takie wybuchające jądra.
Grzeczny czy nie... Dla niej był dobry i miły, na ten moment skoro byli przyjaciółmi, to nie liczyło się nic więcej. No chyba, że Ares rażąco by komuś wrzucał czy traktował przy niej bez szacunku to pewnie by mu powiedziała do słuchu.
Nagle poczuła się taka dorosła gdy ją objął... Ludzie się na nich gapili a ona miała to gdzieś, ba! Wręcz przeciwnie, chciała by się gapili, chciałaby podziwiali i zazdrościli, bo halo... Zaraz dostanie najlepszy prezent na świecie - zakupy. Czy nie każda kobieta o tym marzy? Możliwość wydania nieograniczonej ilości forsy i to jeszcze nie swojej? Bajka. Dosłownie bajka o Kopciuszku albo Pięknej i Bestii.
- Źle sformułowane pytanie...- zaśmiała się i jakoś tak instynktownie wysunęła ramię tak, że obejmowała mężczyznę w pasie trzymając rękę na jego plecach, ot tak naturalnie jej to przyszło.
- Powinno brzmieć: myślałaś już czego NIE CHCESZ kupić. Na to byłoby dużo łatwiej odpowiedzieć aniżeli na to co kupić chcę. Moja lista jest długa, bardzo długa tylko cholera musiałabym zrobić z sypialni matki garderobę i ją eksmitować do sąsiadów.
Zerknęła kątem oka na kwiatki, które trzymała w drugiej ręce. Oczywiście, że będzie jej głupio kupować niewiadomo ile rzeczy. Nie puści go z torbami, choć biorąc pod uwagę cel ich wizyty w centrum to powinien tych toreb dźwigać całą masę.
- A wiesz, że zasady są po to, żeby je łamać? Okej, ale jeśli mi się nie spodoba coś, co tobie się podoba to też nie bierzemy. Deal? Demokracja, musi się podobać nam obojgu.
Jakież to było wygadane! I co, i musiała mieć ostatnie słowo, bo inaczej nie nazywałaby się kobietą. Każda baba w dyskusji musi postawić kropkę.
Zatrzymali się przy Black Ivy, jednym z ciekawszych butików w tym centrum. Niestety większość sklepów tutaj to tanie/średniopółkowe sieciówki dla mas. Ciężko uświadczyć tu Chanel czy Louis Vuitton.
- Jeszcze jedno, bardzo ważne... Po zakupach ja zapraszam na jakieś jedzonko. Spalimy tyle kalorii, że będzie je trzeba uzupełnić.
Uśmiechnęła się i odsunęła od Aresa, żeby wpaść między wieszaki i już zaczęła buszowanie. Zgarniała całe naręcza najróżniejszych ubrań żeby iść do przymierzalni. Nie ma kupowania niczego bez mierzenia, to najważniejsza zasada zakupów. Sprzedawczynie patrzyły na nich trochę zdziwione, ale nawet zaproponowały, że kwiatki włożą do wody i zaczęły nad nimi skakać jak małpy w cyrku.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Pamiętał o jej chorobie i trochę też o tym myślał. Bardzo wiele z jej zachowań właśnie można było tym tłumaczyć. Ludzie, którzy otarli się o śmierć zawsze się zmieniali. Czasami mieli traumę do końca życia, niektórzy stawali się nazbyt ostrożni, innym razem stawali się nieodpowiedzialni, żyjąc z dnia na dzień i czerpiąc z każdej chwili - tak właśnie robiła ona. Gdyby nie białaczka, byłaby zapewne inną osobą. Pewnie równie dobrą i naiwną, ale pewnie nie aż tak lekkomyślną. Ares dostrzegał w niej chęć popełniania błędów i chęć życia, mimo, że jakieś morały miała - jak to grzeczna dziewczynka. To połączenie zwabiło wilka, wzbudziło bestie, łaknącą całego tego dobra dla siebie. Cóż.
- I dobrze. To urocze. - Dziewica zakonnica? Trochę w sumie ją taką widział. Może nie aż tak skrajnie, ale coś w tym śmiesznym sformowaniu prawdziwego było.
- Mądry ten twój kolega. Lubię go. - Bawiła go ta historia, bo doskonale zrozumiał intencje tego chłopaka i musiał przyznać, że rósł na cwanego wilka, podobnego jemu. Ciekaw był, czy udało mu się w ten sposób zaciągnąć jakąś koleżankę do łóżka, nim cała sprawa się sypnęła. Pewnie tak. Im młodsze były, tym bardziej naiwne i łatwowierne. Mądrość przychodziła z wiekiem, choć niektórzy dorośli nawet omijali ją łukiem.
Czy uważał ją za głupią? Absolutnie nie. Jej wiek rządził się swoimi prawami, mogła być życiowo niedoinformowana, ale to nie znaczyło, że była głupia. Z tego co wywnioskował uczyła się dobrze, więc musiała być inteligentna. Jednak ludzie inteligentni w ten sposób właśnie byli bardziej nieogarnięci życiowo. Tak zwana równowaga w przyrodzie.
Trochę też była nieprzewidywalna i zdołała go zaskoczyć, co było sporą rzadkością u płci przeciwnej. Objęła go? Nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej poczuł, że robi coś niemoralnego, co cieszyło go z każdą sekundą coraz bardziej.
Zaśmiał się krótko na jej słowa.
- Mówiłem żebyś zrobiła miejsce - Przypomniał jej. - Wymień stare na nowe i po problemie. Matka przynajmniej dach nad głową zatrzyma. - Spojrzał na nią z góry. Była taka... nieświadoma zagrożenia. Jasne, pamiętał o hashtagu nosponsoring i nie zamierzał w cale upominać się o zapłatę. Dlatego sprytnie powiedział jej, że to prezent urodzinowy. On sprawi jej przyjemność, kupi jakieś ładne rzeczy, ona bardziej mu zaufa, widząc, że nie che nic w zamian. Tak się realizowało plan. Powoli... spokojnie.
- Nie Kwiatuszku, źle mnie zrozumiałaś. Ty wybierasz, ja tylko oceniam. - Tak zakupy z kobietami szły najsprawniej. On po wieszakach grzebać nie będzie. Usiądzie sobie na spokojnie, poczeka. Poogląda, oceni. Nic nie będzie dla niej wybierał. Ona niech się stara i szuka i przymierza. Ares sobie "rąk nie brudził".
- Nie ma mowy. Świętujemy twoje urodziny, więc to twój dzień, ty jesteś rozpieszczana od początku do końca. Idziemy po zakupach na Sushi i wino. Tym razem... w nieco mniejszej ilości. - Dodał rozbawiony wspomnieniem tamtego wieczoru. Na drugi dzień łeb mu pękał, to chyba po tym winie, które przyniosła ona. Jeśli chodziło o zapraszanie gdziekolwiek przez Gabi, nigdy nie zgodzi się, by za cokolwiek zapłaciła. Nigdy nie rozumiał dlaczego mężczyźni się na to godzili, to było... niemęskie.
Pozwolił jej rzucić się w wir zakupów i tak jak powiedział, tak zrobił. Rozsiadł się wygodnie i podczas kiedy ona latała po wieszakach, on wyciągnął telefon służbowy i napisał kilka wiadomości, załatwił parę spraw. Kiedy siedziała w przymierzalni z masą ciuchów (dosłownie), mogła usłyszeć zza drzwi jak cicho rozmawia z kimś po Włosku.
- Dawaj mała, pokazuj po kolei co tam masz. - W końcu wsunął telefon do kieszeni i rozsiadł się wygodnie, gotowy na dawkę pokazu modu. Liczył znowu na całą masę kwiatuszków i uroczych ciuszków. Racze nie spodziewał się po niej super obcisłych i seksownych szmat, a może się pomyli?

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Urocze, że się wstydzi... Fajnie, a zawsze myślała, że faceci wolą pewne siebie laski, które bardzo szybko ładują im się do łóżka. Niemal każdy chłopak (to chyba słowo klucz... Chłopak a nie mężczyzna), z którym była bardzo szybko chciał przejść do "tych spraw", jak to zwykła mówić, bo przecież każde inne określenie zbliżenia wydawało się jej wulgarne. To, że chwilkę wcześniej powiedziała "Seks" to zwykła pomyłka i szybciej powiedziane niż pomyślane, bo Gabi o seksie nie rozmawia, to dla niej ultra krępujący temat i nie potrafi wyrażać swoich pragnień albo powiedzieć, że coś się jej nie podoba, a już o fantazjach erotycznych to nie ma szans żeby porozmawiała nawet z najlepszą przyjaciółką. Dla niej to taki temat tabu, ale co się dziwić, w końcu młoda i nie jakoś super doświadczona. W każdym razie...
- O nie, nie, nie... Nie ma opcji. Nie wyrzucę ani jednej koszulki czy pary spodni. Zdajesz sobie sprawę, że moda wraca? Coś, co było modne 40 lat temu, znów jest na topie. Po co wyrzucać coś, co jest dobre i jeszcze może posłużyć? Ja wiem, że teraz jest moda na zero waste, na brak konsumpcjonizmu i redukcję posiadanych rzeczy, bo podobno wtedy ma się czystszą głowę, ale jak za te dwadzieścia, trzydzieści lat któryś z tych ciuchów będzie wart kilka, kilkanaście tysięcy, bo była to jakaś limitka to muszę traktować ubrania, nawet te kupowane w lumpkach, jak inwestycję, budowanie majątku. Nie znasz dnia ani godziny jak przypadkiem sprawdzisz jakąś szmatę z dna szafy a ona okaże się być warta pół miliona. To jak z dziełami sztuki, nie są praktycznie nic warte dopóki artysta żyje, a po jego śmierci osiągają zawrotne kwoty.- aż od tego gadania zaschło jej w ustach. Jeszcze jak chodziła do liceum należała do klubu dyskusyjnego i ciężko ją było przegadać na jakikolwiek temat, ale teraz dzięki temu Ares nie musiał za dużo mówić, a chyba całkiem mu to odpowiadało. Nadal pozostawał panem tajemniczym... A kobiety lubią tajemniczych i niedostępnych facetów, to buduje napięcie, emocje, ekscytację, choć i czasami irytację. Wprawny łowca wie, jak dawkować informacje by ofiara się nie zniechęciła, ale i nie dostała zbyt dużo na jeden raz.
Pff... Dla niej lepiej, a i zawsze marzyła, żeby zrobić tak jak na tych wszystkich filmach dla nastolatek, że wybierają się na zakupy, ubierają najróżniejsze ciuchy i pokazują się przyjaciółką a te albo się uśmiechają, albo śmieją, albo są oburzone i na koniec ta jedna jedyna kiecka czy ogólnie outfit robi wielkie wow i właśnie ten kupują na jakąś randkę, studniówkę czy inne ważne wydarzenia.
- Wiesz, że ja nie negocjuję z terrorystami? Powiedziałam, że ja zapraszam na jedzenie i koniec kropka. Nie ma dyskusji. - wyszczerzyła ząbki w uroczym uśmiechu i już nie miała zamiaru wracać do tej kwestii. Planowała oczywiście żarcie po taniości, jakiś McDonald czy inne Taco Bell, ale od biedy sushi też może być. Wino... Na samą myśl ją lekko skręciło w żołądku, chociaż nie miała jakiegoś gigantycznego kaca. Chciało jej się tylko pić, a to bardzo niebezpieczne jak nie miewa się kaca po takim srogim piciu. Kac morderca przynajmniej na jakiś czas odstrasza od kolejnego upodlenia się, a tak? Hulaj dusza, piekła nie ma.
Jak wpadła do przebieralni z naręczem najróżniejszych ciuchów tak w niej dosłownie zginęła. W sumie racja, trzeba się pokazać, ale takie ubieranie się i rozbieranie jest okrutnie męczące.
- Mooomencik! Chba wzięłam za mały rozmiar, albo tyłek mi urósł od tej twojej pizzy bo się nie mogę wcisnąć... Ugh... Jeszcze sekunda!- zaśmiałą się. Wyjęła z torebki telefon, pogrzebała w nim i puściła muzykę, wesołą, skoczną i rzuciła go na krzesełko w przebieralni.
- Jesteś gotowy na pokaz stulecia? Nie słyszę cię... Jesteś gotowy? Głośniej!- parsknęła śmiechem. Sprzedwczynie nie wydawały się jakoś mocno zdziwione takim obrotem sprawy, chyba nawet same się dobrze bawiły. Gabi wysunęła rękę za kotarki, zrobiła jakiś dziwny ruch, schowała rękę. Wysunęła drugą z drugiej strony, a potem dodała do ręki głowę. Zniknęła...
Z drugiej strony kotary pojawiła się zgrabna nóżka, a za chwilę na nodze spoczęła ręka i przesunęła się w górę po kolanie, żeby zaraz zniknąć. Do nogi dołączyła głowa, Gabi poruszała lekko brwiami i z impetem rozsunęła kotarę, robią "wielkie wejście".
Zrobiła pozę jak rasowa modelka, jedna ręka na biodrze, druga w wystrzeliła ku górze, odchyliła też głowę do tyłu, na sekundę, prezentując się w pełnej okazałości. Obrót w prawo, obrót w lewo, przesunięcie ręką po talii na biodro. Zachowywała się trochę jak stewardessa robiąca pokaz w trakcie trwania instruktażu bezpieczeństwa. Miała taki ubaw!
Przy każdej kolejnej kiecce robiła podobnie tylko już bez wydziwiania z pokazywaniem ręki, nogi czy swojej uroczej buźki. Przymierzyła przynajmniej dwa tuziny kiecek, milion bluzek i spódniczek i kombinezonów. Przy każdej kiecce miała taką radochę i tak dobrze się bawiła robiąc "pokaz mody", że nawet ekspedientkom udzieliła się ta pozytywna energia i zamiast mieć kija w tyłku, tylko jej te kiecki znosiły.
1.
2.
3.
4.
5.
6
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20,
21, - przy tej zrobiła takie śmieszne "Wrarrr" i podrapała powietrze ręką jak kotek. xD
22.
23.
24.
To przymierzanie ją totalnie wykończyło, już na końcu, w tej ostatniej kiecce padła obok Aresa na kanapę, ledwo żyła! Ale miała fun. No i wspomnijmy, że ładnemu we wszystkim ładnie, nawet w takiej tandetnej sukience w cętki i teraz w tej różowej.
- Umieram... To chyba pierwszy i ostatni sklep...- musiała sobie ponarzekać. Super nie? Chłop ją na zakupy zabiera, chce płacić, a ta marudzi, że ma dość. Głupia jakaś.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Pewność siebie była cholernie seksowna, ale tylko u kobiet, których cały sposób bycia taki był. Pewne siebie kobiety na wysokich stanowiskach z prostą jak struna sylwetką, zabójczym spojrzeniu, krokiem modelki, które zawsze wiedzą czego chcą i próbują przejąć nad tobą kontrolę - były niesamowicie pociągające. Były też ogromnym wyzwaniem i dało się budować świetne, toksyczne relacje oparte na całej masie emocji.
Były też te dobre, trochę szare myszki, niepewne "matki" panie domu, grzeczne, ułożone, z którymi brało się ślub. Oraz te, które nie zaliczały się ani do jednej, ani do drugiej grupy - Kwiatuszki. Zdobycze. Urocze, młode dziewczyny, którym łatwo było zaimponować jakimś statusem, które szły jak ślepaki za światłem, którym w pewien sposób bardzo się imponowało i z którymi spędzało się świetnie czas. Małe, niewinne, urocze, rumieniące się, nieświadome zagrożeń młode dziewczyny, dla których często mężczyźni tracili głowy, a które najczęściej pozostawały tylko ich kochankami, kiedy już ta idealna żona przestała być ciekawa. Ares dlatego nie chciał się żenić. Pozabijałby się (dosłownie) z kobietą z pierwszego worka, ta z drugiego byłaby zdradzana po kątach, a te z trzeciego nie nadawały się na żony. Więc po co utrudniać sobie życie? Lepiej czerpać po trochu z każdego wora.
Słuchał Gabrielle, choć znów wiele z tych słów wpadało jednym uchem, a drugim wypadało. Bardzo dużo mówiła, podobało mu się to, bo on jednak wolał milczeć, ale niektóre z tych tematów go po prostu średnio interesowały. Przytakiwał i mruknął coś czasami, ale wypowiedzieć się sensownie w tym temacie nie potrafił.
- Twoja decyzja kwiatuszku. - Podsumował jedynie, bo cóż miał więcej rzec? Nie odpowiedział też na temat jedzenia, bo dyskutować nie dyskutowało się, ale z nim. Ares nie znał odmowy, poza tym prędzej dałby uwalić sobie wszystkie palce niż pozwolić jej za coś zapłacić, a szczególnie za jedzenie. To była kwestia niepodlegająca dyskusji i doskonale wiedział, że i tak będzie jak on chce.
- Mówisz? W takim układzie musisz zjeść ich jeszcze kilka. - Nie jest to żadną nowością, że mężczyźni po prostu lubili duże tyłki. Pokręcił głową rozbawiony, czekając cierpliwie aż w końcu się pojawi
- Kwiatuszku, po prostu wyjdź... - I wtedy zaczęło się show. Ares poczuł się trochę jak w tych wszystkich komediach romantycznych dla nastolatek, z tą różnicą, że tutaj takiego szczęśliwego zakończenia nie będzie. Co nie zmienia faktu, że nieco go rozbawiła. Mogła dostrzec ów rozbawienie na jego surowej twarzy, kiedy w końcu łaskawie pojawiła się w całości. Rzucił spojrzeniem od stóp aż po głowę.
- Ładna. - Skomentował kieckę, czy ją? Zapewne i to i to. Kątem oka dostrzegł ilość sukienek w przymierzalni i westchnął, zdejmując marynarkę. Wiedział, że zajmie to nie krótką chwilę.
No to jedziemy...
Sposób, w jaki się prezentowała był groteskowy i zabawny, Ares próbował utrzymać kamienną twarz, jednak nie zawsze mu się to udawało. Zazwyczaj był poważny i surowy, może czasami się trochę wyluzować, a ona mu w tym pomagała jak nikt inny. Do każdego z jej strojów pojawił się komentarz:
1. - Ślicznie Kwiatuszku. - Posłał jej przy tym delikatny uśmiech, opierając się o wezgłowie fotela.
2. - Ta też ci pasuje. - Zablokował telefon, świdrując jej długie nogi.
3. - Um. Nie. Następna. - Nawet się nie przyglądał. Cholernie źle wyglądała w tym kolorze.
4. - Absolutnie nie. - Początek był dobry, a teraz zaczął powątpiewać powoli w jej gust...
5. - Oooo... - A może jednak nie było tak źle? Aż się wyprostował, chwilę jej przyglądając. - Bellisima... Tak.
6. - Nie. - Od razu spojrzał na telefon, nawet dłużej wzroku nie zawieszając na dziewczynie.
7. - Tak Kwiatuszku. - W takich kieckach podobała mu się najbardziej, chyba dlatego, że kojarzyły mu się już tylko z nią.
8. - Hm... - Uśmiechnął się, dokładnie świdrując ją wzrokiem. - Chyba będę musiał zaprosić cię na jakąś kolację, strój już masz. - Puścił jej oczko.
9. - Tak. - Znowu te kwiatki i znowu widział w niej tylko ją.
10. - Gabrielle, jesteś firanką, czy kobietą? - Uniósł brew. - Absolutnie nie.
11. - Nie. - Znów spojrzał w telefon.
12. - W tej wyglądasz ślicznie. - Nie mógł nie zatrzymać na niej dłużej wzroku.
13. - Absolutnie nie. - Zastanawiał się jak to jest, że wybierała coś ładnego, a później jakieś babcine gówno.
14. - Nie.
15. - Zlituj się Gabrielle. Nie.
16. - Oh... Si. - W tej wyglądała jakby szła na pogrzeb jego kochanki, którą sama zabiła...
17. - Nie. - Ares też był dość wybredny.
18. - Długa... ale okej.
19. - Wyglądasz uroczo. Przypominasz mi drzewka cytrynowe, które rosły za domem... mojej babci. - Musiał się opamiętać, o prawie wyszło jego kłamstwo, kiedy przypomniał sobie o drzewkach.
20. - Zdecydowanie tak.
21. - Gabi... zdejmij to. - Rzucił surowo i w cale go to nie bawiło. Przypomniała mu o pewnej kobiecie, której nienawidził, a wiecznie nosiła takie sztampowe cętki.
22. - Tak. - Wstał i podszedł do niej, chwytając za dłoń i obrócił ją w powolnym piruecie,jakby tańczyli, przyglądając jej nagim, przyozdobionym jego tatuażem plecom.
23. - Pięknie w niej wyglądasz. - Ares uwielbiał czerwień, a w tej sukience Gabi pasowała mu do określenia "dziewczyna mafiozy".
24. - Oh cześć Barbie.- Sam nie wiedział co sądzić, ale.... chyba mu się podobała. Była krótka i seksowna.
Czy to koniec? Patrzył jak idzie w jego stronę i nie wiedząc czemu oczami wyobraźni zobaczył, jak siada mu na kolanach.... zamiast tego klapnęła się obok. Ares zaśmiał się krótko z jej słów i odgarnął jej włosy za ucho.
- Twój wybór. Możemy gdzieś jeszcze podejść, a możemy skończyć. Przemyśl to dobrze. Wyglądasz seksownie z tymi odkrytymi ... wszystkim, ale przebierz się, a ja w tym czasie zapłacę. - Sięgnął po jej dłoń i znów ją ucałował, patrząc przy tym prosto w błękitne jak ocean oczy dziewczyny. Chwilę przetrzymał wzrok, uśmiechając do niej kącikowo i w końcu wstał, rzucając do ekspedientki, która im pomagała, żeby spakowała i podliczyła zakupy Gabrielle. Powiedział to bardzo surowym i stanowczym tonem, bo Ares do obcych ludzi raczej zachowywał się właśnie w taki sposób.
Rozliczył się, zanim Gabrielle wróciła, aby nie widziała ile zapłacił, trzymając w ręku dwie duże torby.
- To co? Jaka decyzja Kwiatuszku? - Zagaił, gdy wyszła do niego z przymierzalni.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi jak się na coś uparła to też potrafiła się trzymać swojej decyzji, chociaż używając odpowiednich argumentów udawało się ją od czegoś odwieść albo przekonać, zależnie od sytuacji co sobie ubzdurała pod tą śliczną kopułą. Dla niej to było bez różnicy kto płaci za jedzenie, nie uznawała czegoś takiego ani za ujmę na honorze mężczyzny, ani wyższość kobiety nad facetem. To ta panna z tych nowoczesnych, co to idąc na randkę z tindera dzieli rachunek na pół, bo chce być silna i niezależna. Nie, żeby chodziła na randki w z aplikacji randkowych, nie musiała, miała dość duże wzięcie wśród rówieśników, a teraz jak się okazuje i wśród sporo starszych przedstawicieli płci męskiej.
Parsknęła śmiechem na wzmiankę, że musi jeść więcej pizzy. Kto by pomyślał!
- Z przyjemnością, bo lepszej pizzy w życiu nie jadłam. Była tak zajebista, że śniła mi się jeszcze przez kolejne dwa dni. Musisz mi kiedyś pokazać krok po kroku jak ją robisz.- jej głos padł z przymierzalni kiedy już udało się wcisnąć w pierwszą sukienkę, okazało się tylko, że nie rozpięła zamka do końca i dlatego miała kłopot.
Nie docenił jej tajemniczości, jej kunsztu artystycznego tylko kazał wyjść, no co za człowiek! I jak tu być kreatywną i wziąć kogoś z zaskoczenia, żeby zrobić wielkie wow? To było jedno z najlepszych doświadczeń w życiu, w sensie bawiła się tak rewelacyjnie... Chyba porównywalnie z pizza night. Za każdym razem jak mierzyła kieckę i dostawała komentarz przychylny bądź nie to robiła względem niego stosowną minę. Albo uśmiech od ucha do ucha, albo smutną podkówkę i to nie tak, że ona chciała te wszystkie kiecki kupić! Chciała wybrać jedną, może dwie w których czuła się najlepiej, a nie kurde wynieść pół sklepu i zostawić w nim majątek.
Co z tego, że nie wiedziała ile Ares zapłacił? Głupia nie była, no i każda sukienka miała metkę. Umiała dodawać i odejmować perfekcyjnie, nawet bez kalkulatora.
- Nie mam odkrytego wszystkiego!- oburzyła się i drobną piąstką stuknęła mężczyznę w ramię. Ale już to, że wyglądała seksownie, to sobie w łebku zanotowała, lubiła się tak czuć i poniekąd lubiła przyciągać spojrzenia. Niby skromna i grzeczna, ale gdzieś tam krył się mały diabełek i Ares dobrze go wyczuwał, wystarczyło tylko troszkę nad Gabi popracować i zrobić się tak plastyczna i podatna na zmianę kształtów jak ciasto na pizzę, które sam zagniatał.
Nie odrywała od Aresa spojrzenia kiedy poczuła jego rękę na swojej a później te miękkie, cieplutkie usta muskające skórę. Aż normalnie dostała gęsiej skórki, dodatkowo nie odrywał od niej spojrzenia, a ona nie była w stanie uciec wzrokiem w drugą stronę. Chyba mała muszka wpadła w pajęczą sieć, z której już nie będzie miała ucieczki. Praktycznie bez słowa i żadnego protestu poszła się przebrać w to, w czym tu przyszła. Poszło jej to dość sprawnie. Jakież było jej zdziwienie gdy wyszła z przymierzalni a on stał tam z dwoma wielkimi torbami. Ekspedientka już leciała do niej z kwiatkami, które wyjęła z wody. Gabi jakoś machinalnie wzięła od niej bukiet.
- Ty chyba oszalałeś... Ja... Ja chciałam wybrać z tego tylko jedną, może dwie, a nie wszystkie, które ci się podobały. Skąd ty w ogóle bierzesz na to pieniądze...- była w ciężkim szoku.
Ekspedientka lekko się uśmiechnęła, tak ciepło i pobłażliwie względem Gabi.
- Panienka niech lepiej nie dyskutuje, tylko ładnie panu podziękuje, bo na miejscu panienki każda dziewczyna byłaby w siódmym niebie.- babeczka lekko poklepała Gabi po ramieniu i odeszła, żeby im już nie przeszkadzać. W sumie to miała rację i jej się znowu zrobiło głupio, potarła nerwowo policzek i uśmiechnęła się. Jak widać... Rozsądny argument przemówił jej do rozumu. Podeszła więc do Aresa, złapała go brzegi rozpiętej koszuli, sama wspięła się na palce, ale i jego pociągnęła lekko w dół.
- Chodź no tu, bo nie sięgnę.- i wtedy pocałowała go delikatnie w policzek. Dzięki bogu za trwałe pomadki, bo inaczej zostałby mu ślad.
- Dziękuję, ale jeszcze sobie porozmawiamy...- puściła go, wygładziła koszulę i pogroziła mu palcem jak niegrzecznemu uczniowi, który zabrał koledze gumkę z piórnika.
- Chodźmy coś zjeść, trzeba omijać sklepy, bo nie masz hamulców. A to ja myślałam, że jestem zakupoholiczką. W sensie lumpeksoholiczką. Nie ważne. Jedzonko, szybko, bo umrę, a jak dopada mnie Głodzilla to robi się nieciekawie.- znów ten słowotok. Czy ona się kiedyś zamykała? Tak... Jak miała żarcie w gębie albo... Nie. Tu są dzieci, nie mówmy o takich rzeczach. Złapała Aresa pod ramię i wyszli razem z butiku kierując siędo strefy restauracyjnej. Widać było, że Gabi ma rozkład centrum w małym paluszku.
Burczała cały czas coś pod nosem, że oszalał, że przesadził, że ta kie można...

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Czy zdradzi jej rodzinną tajemnicę swojej pizzy? Raczej wątpił, dlatego przemilczał ten temat, bo Ares strzegł niektórych przepisów jak oczka w głowie, ale jakimiś mógł się z nią podzielić. Jeszcze nie jadła jego makaronów. Od zawsze uwielbiał gotować, poza zabijaniem to był jego konik. Angelo od małego miał bardzo wyczulone kubki smakowe i był bardzo wybredny. Matka, która go wychowała (będąca fizycznie jego biologiczną ciotką) była dla niego bardzo chłodna i wycofana, ale gotować go nauczyła. Też jej to było na rękę, bo chłopak i lubił i dobrze to robił. Miał jakiś zmysł. Nie chwalił się tym zbytnio, ale też i nie ukrywał. W zasadzie był to taki jego ukryty talent.
"Atak" Gabrielle był nieco zaskoczeniem, choć spodziewał się małego sprzeciwu. Z kolejnej zaś strony, przecież powiedział jej z góry, że zabiera ja na zakupy i może wybrać co chce, więc też nie do końca rozumiał, czemu teraz nagle miała z tym problem? Podejrzewał, że nie nauczyła się przyjmowania. Pewnie tylko daje wszystkim dookoła... w sensie nie dupy, tylko emocjonalne aspekty. Angażuje się o obdarowuje, ale może rzadko jest obdarowywana? Cóż, lepiej dla niego, bo skoro tak, jego plan zadziała jeszcze lepiej, a cel zbliży jeszcze szybciej. Z resztą zauważył jak zareagowała wcześniej na jego dotyk i spojrzenie.
Kompletnie zignorował tę kobietę i jej słowa, skupiony całkowicie na swoich myślach i Gabi. Przyglądał się jej z dość surową twarzą, zastanawiając jak odpowiedzieć, żeby nie zabrzmieć zbyt... chamsko. Ładnie to nazywając. Jednak nie zdążył do końca tego przeanalizować, bo w końcu ruszyła się w jego stronę. Kolejne zaskoczenie. Nie poruszył się, gdy złapała go za kołnierzyk i nie poruszył się, gdy całowała jego policzek. Miał się nachylić? Nie zarejestrował. Było to bardzo prawdziwe, szczerze i takie dziwne dla niego zupełnie nowe. To nie był sposób, którym obdarowywały go pocałunkiem inne kobiety,to było coś czego ani Angelo ani Ares nie znali. W jego życiu nie było miejsca na żadne słabości, to była jedna z tych zakazanych? Nie chciał się nad tym głowić, rzucił to w niepamięć.
- Proszę i sto lat Kwiatuszku, może za tyle je sprzedaż. - Zażartował w nawiązaniu do jej wcześniejszych słów o trzymaniu ubrań, żeby sprzeda je drożej w przyszłości i dopiero teraz się uśmiechnął. Podał jej ramię, aby mogła się nim wysłużyć i ruszył z nią w stronę jedzenia.
- Tak? A co takiego ta głodzilla na przykład wtedy robi, jak jest taka zła? - Kosi wszystkich swoim żółtym garbusem jak w GTA? Wyobraził sobie ten obrazek i to był całkiem przyjemny obrazek.
- Lubię zakupy. - Przyznał też szczerze. - Na co wydawać pieniądze jak nie na przyjemności? Po to są. Najpierw je zarabiasz, bo inaczej nie przeżyjesz. Kupujesz rzeczy potrzebne do przetrwania. Dom, samochód, pożywienie. Kiedy robi się już ich więcej, a podstawowe potrzeby zostają zaspokojone, zaczynasz w końcu kupować co chcesz, bo czemu nie? Przestajesz je w pewnym momencie już liczyć, a kupienie najnowszego modelu samochodu jest dla ciebie niczym kiedyś wyjście po chleb do piekarni. Poza tym, naprawdę lubię dobrze wyglądać i dobrze wyglądających ludzi. Ubranie to opakowanie. Jest jeszcze jedna kwestia, którą powinien lubić każdy mężczyzna. Obdarowywanie kobiet. Zasługujecie na to. - Wyjaśnił jej jak to faktycznie działa, bo niewiele osób potrafiło to sobie w ogóle wyobrazić. Dodatkowo ugrał kolejny plus w jej oczach, poniekąd szczerze mówiąc o prezentach, a poniekąd nie. Ares wiedział, co mówić, by dobrze wypaść. Choć też skąpy nigdy nie był, a jego kochanki kąpały się zawsze w prezentach i luksusach.
Wprowadził ją do japońskiej restauracji, odsuwając krzesło i stawiając zakupy z boku. Pracownica od razu przyniosła wazon na kwiaty, a Ares nie odrywał wzroku z Gabi.
- Wracając do twojego wcześniejszego pytania, to zajmuje się wieloma rzeczami. Głownie biznesami i finansami. - Nie skłamał, ale też nie rozwinął tematu. Nawet tego przykrywkowego. Nie tak szybko. Posłał jej uśmiech i zakrył nos kartą, patrząc na zestawy.
- Któryś ci się podoba? Ta 4 wygląda kusząco. Może krewetki do tego? - Zaproponował, zerkając na nią zza menu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dla Gabi okazywanie ciepłych uczuć ludziom było bardzo naturalne, robiła to codziennie. Wiecznie kleiła się do przyjaciół, piekła dla nich skamieniałe ciasta i wstrętne babeczki, bo pomyliła cukier z solą, była na każde skinienie najmniejszego paluszka jak była potrzebna i nigdy nie miała takiego poczucia, że jest wykorzystywana przez kogokolwiek. Podobno jak ma się dobre serce to trzeba mieć twardą dupę, ale niestety ona jest totalnym mięczakiem pod każdym względem, a już zwłaszcza emocjonalnym. Wszystko bierze do siebie, okropnie się przejmuje wszystkim i wszystkimi dookoła, samą siebie zwykle zostawia na koniec. Nie róbmy z niej takiego ideału bo nim nie jest... Nikt nie jest.
Leniuch, bałaganiara, ciamajda, okropna gaduła, łatwo się poddaje gdy coś jej nie wychodzi, nie potrafi przegrywać i przez to często się obraża, uparciuch i czasami bywa upierdliwa, jeśli nie dostaje odpowiednio dużo atencji drugiego człowieka. Czy takie wady to wady? Pewnie tak, tylko zależy do czego je porównywać i przy czym postawić. Przy Aresie, którego tak naprawdę bardzo słabo znała, a mimo to bardzo lubiła, to była aniołem niesplamionym gramem ciemności. Hej, nie demonizujmy faceta aż tak bardzo, to że mordował ludzi wcale nie oznacza, że jest zepsuty do szpiku kości.
Stety, niestety, gdy wchodzi się z Gabi na wyższe lewele znajomości, a ona bezgranicznie zaufa to trzeba się liczyć z dużą ilością przytulania, ciepłych gestów i ciągłego pragnienia atencji.
- Nie ma takiej opcji, prezentów się nie oddaje i nie sprzedaje.- powiedziała bardzo pewnie i twardo. Taki ton u niej? Coś nowego. Powoli zmęczenie po przymierzeniu tych wszystkich kiecek opadało i zastępowała je satysfakcja i radość. Może posiadanie sponsora wcale nie było takim głupim pomysłem? Znaczy co? Nie. Wcale tak nie pomyślała! Absolutnie, kategorycznie, definitywnie NIE.
- Zabrzmiało tak jakbyś wcale nie bał się mojego głodu, a powinieneś. Oglądałeś kiedyś tik toki, jak kobieta leży w łóżku pod kocem i facet próbuje się do niej zbliżyć, a ona wtedy warczy? Wtedy chłop wychodzi z domu, jedzie na zakupy i przyjeżdża z siatką pełną pyszności i tak rzuca z odległości produkty na łóżko, one giną pod kocem i wtedy próbuje znów podejść i tak, dopóki kobieta nie będzie w pełni szczęśliwa z tego co dostała, wtedy bezpiecznie może sobie usiąść obok niej i nawet przytulić. To jestem ja gdy jestem głodna. - aż się sama zmęczyła swoją opowieścią. Nie do końca zrozumiała swoje własne słowa, odtworzyła je jeszcze raz w głowie i machnęła ręką, w której trzymała kwiaty, co miało oznaczać tyle co: "zapomnij, nie ważne".
Całe szczeście Ares się rozgadał i to teraz ona mogła go słuchać i wyciągać wnioski, a oprócz tego, że była gadułą to potrafiła też słuchać i zapamiętywała wiele, żeby w przyszłości móc wykorzystać zdobytą wiedzę. To co mówił miało sens, ale jakoś nie mogła sobie wyobrazić, że kupno samochodu może być czymś takim jak wyjście po bułki do sklepu. Ot przypadłość ludzi mniej majętnych, nie wiedzą ile można za pieniądze załatwić bo zwyczajnie ich nie mają. Sama kasa szczęścia nie daje, ale już to co można za nią kupić owszem.
- Myślałam, że powiesz coś w stylu dobre serce czy lotny umysł... Ale z twoimi słowami też mogę się zgodzić, oczywiście, że zasługujemy w końcu rodzimy wam dzieci, męczymy się z wielkimi brzuchami, a potem pieluchami...
No, no... Laleczka trochę popłynęła, Aresowi nie o to chodziło, a ona oczywiście musiała wszystko przerobić na swoje. Na całe szczęście dotarli już do restauracji, gdzie zaprowadzono ich do stolika. Dla Gabi nowością było odsunięcie dla niej krzesła, to było takie... Starodawne! Szarmamnckie, takie niespotykane, niedzisiejsze.
- Lubisz swoją pracę? Dla mnie brzmi strasznie nudno i odpowiedzialnie. Nie lubię odpowiedzialności. Ale grunt to lubić to co się robi. Podobno jak się lubi swoją pracę to nie jest to praca.
Rozejrzała się po restauracji, była dość ekskluzywna jak na to centrum handlowe i trochę obawiała się o ceny, skoro ona zapraszała na jedzonko. Nie miała świadomości, że Ares nie pozwoli jej za nic zapłacić. Zerknęłą do karty i przeleciała ją szybko wzrokiem.
- Surowa ryba mnie trochę przeraża więc chyba skuszę się na ten zestaw z tempurą i tuńczykiem, koniecznie z sosem ostrygowym, albo nie... Teriyaki to musi być sos teriyaki- uśmiechnęła się uroczo znad karty. Przypatrywała się Aresowi jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Świetnie wyglądał, pasowała mu taka stanowczość ale i jakaś dziwna delikatność. Nie widziała jej w butiku względem kobiet tam pracujących, a teraz był zupełnie inny, bardziej wyluzowany.
- Pamiętasz co mi obiecałeś? Niedługo otwierają gokarty.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Chyba w życiu się tyle nie śmiał, co przy Gabrielle. On.. ogólnie rzadko się śmiał z takiej czystej radości, a teraz robił to przy każdym spotkaniu z nią. Kiedy opowiadała o filmikach, które przyrównywała do swojego stanu w głodzie, nie mógł się znowu powstrzymać, jakoś nie potrafiąc wyobrazić sobie jej w takim stanie. Pokręcił głową, gdy skończyła, już nic na ten temat po prostu nie mówiąc. Cóż, nie dopuszczał, żeby była głodna, ale trochę go zaciekawiło, czy opisana sytuacja była choć trochę zbliżona do prawdziwych reakcji nastolatki. Może się o tym jeszcze przekona? Kusiło go, aby to sprawdzić.
Ale to nie dzisiaj. Teraz zaczęli nieco iny temat i to w końcu on zaczął mówić, a nie słuchać.
- Nie do końca to miałem na myśli. - Zerknął na nią ze zmarszczonymi brwiami, bo przecież kompletnie nie myślał w tych kategoriach. Może dlatego, że kobiety były dla niego zupełnie innym obiektem, niż jej się wydawało. Z drugiej strony 40 zbliżała się bardzo dużymi i szybkimi krokami, nie wiadomo skąd, a jemu przydałby się jakiś potomek żeby przedłużyć ród. Wiedział, że to bardzo ważne. To, czego nie wiedział i nie mógł być do końca pewien, to czy gdzieś na świecie już tego potomka nie ma... dokładnie tak, jak niegdyś jego ojciec. Może też będzie musiał uprowadzić jakieś dziecko od matki, która je ukryła? Czas pokaże. Znów jednak nie o tym...
Jak to mówią, źli chłopcy najwięcej manier mają. Mimo wszystko i mimo tego, co robił, uczono go szacunku do tych, który są najbliżsi. Rodzina była najważniejsza, a kobiety należało rozpieszczać. Te, które w jakiś sposób chciało się posiąść oczywiście. Uczono go jak się zachowywać i jakie gesty wykonywać, a jakich nie. Rodzina była porządna i mieli swoje zasady. Dlatego obdarowywał kochanki szczodrze, odsuwał im krzesła, otwierał drzwi, przepuszczał przodem. Może był niebezpieczny, ale był też gentlemanem. Na pewno nie był zwykłym bandziorem.
- Uwierz, nie jest ani troch nudno i ani trochę odpowiedzialnie. - Uśmiechnął się kącikowo i spojrzał w jej oczy dość tajemniczo. - Wszystko co robię przynosi mi całkiem sporo przyjemności. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie mogą robić coś, co jest kompletnie sprzeczne z nimi. Tak, jak powiedziałaś- praca nie może być do końca praca. Tylko stylem życia. - Może faktycznie przedstawił jej to co robił z nieco nudnym wydźwiękiem, jednak zbyt wiele zdradzać nie chciał. Musiała mu uwierzyć na słowo, że nie był nudziarzem pod krawatem. Wystarczy na niego spojrzeć, by już to wiedzieć... chociaż... Może niech ona już lepiej po wyglądzie nie ocenia. Zaraz z geja będzie kryminalistą - choć do tego było mu o wiele bliżej.
Odwzajemnił jej uśmiech i przytaknął głową. On surową rybą nie gardził, lecz wiedział, że faktycznie większość kobiet woli te pieczone, zmodyfikowane specjały. Zamknął kartę, nie odrywając spojrzenia od jej błękitnych oczu i rozsiadł się wygodnie, lecz w szlachetnej pozie.
- Tak Kwiatuszku, ja zawsze wywiązuję się z danego słowa. - Kolejna święta rzecz. Nie rzucał niczego na wiatr, nigdy. Miał coś dodać, jednak przerwała im kelnerka. Ares uniósł na nią niespiesznie swoje spojrzenie
- Zestaw 2 z sosem teriyaki, zestaw 4, krewetki w tempurze i butelkę Choyi. - Krótko zwięźle i na temat. Ares był zawsze nieco oschły do obcych ludzi, rzadko kiedy przejawiał w ich stronę jakieś pozytywne emocje. Długo nie patrzył na kelnerkę, z ostatnim słowem przeniósł wzrok na Gabrielle. Mogła już zauważyć, że nie używał takich słów jak "proszę", wszystko z jego ust zazwyczaj brzmiało jak rozkaz.
- Na jaką uczelnie się wybierasz? Daleko chcesz wyjechać? - Zagaił nagle, opierając wyautowaną dłoń na brzegu stołu. Miał odruch powolnego i bezgłośnego stukania palcami o różne powierzchnie, kiedy rozmawiał. Podczas różnych negocjacji bardzo rozpraszało to jego rozmówców - i tak mu już zostało.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ