malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chyba trochę się spóźnił. Na własne usprawiedliwienie miał jedynie to, że nie była to tak do końca jego wina. Bo skąd miał wiedzieć, że na drodze do miasteczka prowadzącej najkrótszą trasą do Sapphire River natrafi na zepsuty ciągnik starego Johnsona i poświęci czas najpierw na udzielenie mu pomocy, a potem znalezienie innej drogi, gdy okaże się, że tu potrzeba odholowania maszyny, a do tego Rhys był całkowicie nieprzydatny. Pewnie, mógłby nie pomagać. Tak samo jak mógłby wyjechać z domu wcześniej, ale to zwyczajnie nie byłoby w jego stylu. Gdyby nie zerknął do bebechów ciągnika starego Johnsona, tylko zwyczajnie go zignorował, poczułby się jak totalny gnojek, a bardzo tego uczucia nie lubił (miał wrażenie, że tak czy siak towarzyszyło mu zbyt często). Gdyby natomiast wyszedł z domu wcześniej i tym samym wcześniej wpadł z krótką wizyta po drodze do swojego rodzinnego domu, nie załapałby się na genialne i świeżo wypieczone ciastka mamusi, co z kolei stanowiłoby niepowetowaną stratę nie tylko dla niego samego - ale również dla Diviny. Bo skoro już do niej jechał, to zwyczajnie nie wypadało, żeby nie wziął ze sobą ciasteczek mamusi, nie? Zwłaszcza że wzywały go po imieniu, odkad tylko przekroczył próg rodzinnego domu i poczuł ich zapach. Takim rzeczom nie wypada odmawiać.
Podjechał więc minimalnie spóźniony pod chatkę Vinny, zostawił swojego pickupa pod jednym z krzaków i ruszył w stronę drzwi, w jednej ręce niosąc skrzynkę z narzędziami, w drugiej słoik ciastek. Najgorsze było to, że nie miał trzeciej ręki, którą mógłby te ciastka podżerać podczas jakże długiej podróży, która zajęła mu dosłownie kilka kroków. Prawdziwy dramat.
Przy wejściu odstawił skrzynkę, a uwolnioną ręką najpierw zapukał kilka razy do drzwi… A potem sięgnął do słoika i wpakował sobie (w końcu!) ciastko do gęby, licząc na to, że zdąży przełknąć, zanim Vinny mu otworzy. Nie wziął pod uwagę, że okruszki na jego brodzie tak czy siak będą stanowiły dowód, że zażerał się ciastkami na jej progu. To w ogóle nie była jego ręka, która pchała mu ciastka do gęby i tak w ogóle to nie była też jego gęba. Totalnie.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
49

Jej samej z trudem udało się tutaj dotrzeć. Dom, w którym kiedyś spędzała większość czasu poza chwilami, gdy przebywała na terenie kościoła, teraz zdawał się być nawet bardziej opuszczony, niż kiedykolwiek. Mimo to, dla Diviny wciąż ta rozpadająca się chatka stanowiła jej miejsce, a więc też przybytek za który jest odpowiedzialna. Kiedy więc ostatnio podczas swojej samowolnej wyprawy do miasta odwiedziła własny dom, wiedziała, że nie może pozwolić aby ten straszył zepsutym zamkiem i wybitą szybą. Mało znała osób gotowych jej z tym pomóc, ale na całe szczęście Rhys był jedną z nich. Udało jej się ubłagać Pearl, by zajęła czymś Jaspera na jakiś czas i tym oto sposobem mogła zjawić się na miejscu, czekając na Cartwrighta, który rzeczywiście odrobinę się spóźniał, co w głowie Norwood tworzyło coraz to śmielsze obawy. Kiedy więc zapukał do drzwi, zamiast za nie pociągnąć - w końcu zamek został wyrwany ze zbutwiałych desek, odetchnęła z ulgą, by zaraz po tym ruszyć do drzwi.
- Dzień dobry, Rhys - przywitała się grzecznie, z kurtuazją udając, że nie widzi jego okruszków. Z resztą bardziej przejęta była tym, jak wyładowane ma ramiona. - Mogłeś mnie zawołać, pomogłabym ci dźwigać - zauważyła, natychmiast sięgając do jakiś pakunków, by je od niego odebrać. Już bez tego całkiem mocno nadwyrężała jego osobę, oczekując od niej pomocy z naprawą domu. Wierzyła, że jeśli ten wróci do lepszego stanu, to może inni w końcu przestaną oceniać go aż tak tragicznie. Fakt, nie była to willa na klifie, ale... tutaj Divina spędziła większość swojego życia. Niby nawet ona zauważyła, że te ostatnie tygodnie, których nie spędzała w tym miejscu, pozytywnie się na niej odbiły. Zniknęły cienie pod oczami, a zapadnięte poliki teraz były wypełnione. Nie miała też na sobie starych i wyraźnie zdezelowanych ubrań... była tego świadoma, ale też nie czuła, by zasługiwała na te zmiany i by wolno jej było zapominać o tym, że sama i tak będzie zawsze tą organistką z tej właśnie przepełnionej wilgocią chatki. - Napijesz się herbaty? - zaproponowała, wpuszczając go do środka, a przezorność nakazała jej rozejrzeć się jeszcze dookoła, zanim zamknęła drzwi. Całe szczęście otaczała ich tylko cisza i spokój.

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nieważne, czy zamek w jej drzwiach pełnił swoją funkcję czy też nie. Tu nie chodziło o to, że pukał do drzwi, bo nie mógłby się dostać do środka w żaden innych sposób, a o elementarne zasady kultury, a Rhys lubił uważac się za człowieka kulturalnego (nawet jeśli czasami robił rzeczy, które temu przeczyły). Nawet gdyby drzwi nie było we framudze, a dodatkowo wszystkie okna do jej chatki stałyby przed nim otworem - też by zapukał. W cokolwiek. Albo zakrzyknął lub zawołał ją, żeby oficjalnie zatwierdziła jego wejście do środka. To był jej domek, tak? Jej przestrzeń, jej własność, nie uważał za stosowne pakować się do środka z buciorami i całym taborem, który ze sobą przywlókł, dopóki ona nie dała mu znać, że również uważa to za stosowne. Inna sprawa była taka, że gdyby faktycznie drzwi były wyrwane z zawiasów, a okna otwarte na ościez, zmartwiłby sie i sam zaczął mieć niezbyt pozytywne myśli... Ale nie o czarnowidztwo tutaj chodzi, tylko o kulturę, tak? No!
- No fso tfy - odpowiedział niezwykle kulturalnie wcale nie z gębą napchaną ciastkiem. Niby mógłby najpierw przełknąć, ale... No nie był kaczką, a ciastko mamusi było zbyt dobre, żeby tak bezceremonialnie posłać je w otchłań żołądka, nie nacieszywszy się wcześniej w pełni jego smakiem. Przeżuł do końca, przełknął, ale ze swoich rzeczy pozwolił jej wziąc tylko słoik ciastek. - Częstuj się, smacznego, to mamusi - wytłumaczył. Resztę rzeczy, które przyniósł ze sobą, czyli swoje narzędzia, zabrał sam. Były ciężkie, a Divina drobna, nie zamierzał pozwolić, aby dźwigała za niego. Feminizm feminizmem a równouprawnienie równouprawnieniem, ale on tu był od dźwigania, wbijania gwoździ, wymiany desek i zamków w drzwiach.
- A jaką masz? - zapytał być może trochę głupio, bo nie przyszedł tu przecież na herbatkę. To znaczy nie miał nic przeciwko herbatce, ale miał jej pomagać, a nie ją opijać z herbaty. Na swoje usprawiedliwienie mógł mieć tylko to, że do tych ciastek, które przyniósł, herbata byłaby całkiem niezłym dodatkiem...

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Ostatnie tygodnie spędziła w warunkach, które w niczym nie przypominały jej własnej chatki. Kiedyś kompletnie nie przejmowała się jej stanem i też nie ma co udawać, że nagle jakoś bardzo ten zaczął jej przeszkadzać, ale faktycznie uznała, że wybite okno może trochę straszyć, tak jak brak zamka w zbutwiałych drzwiach. Czego by nie zrobiła, nigdy nie zbliży się do poziomu posiadłości z Pearl Lagune, ale może naprała nieco ochoty na poprawę. Dlatego też naprawdę cieszyło ją to, że Rhys znalazł dla niej nieco czasu, a ona sama też dotarła na spotkanie. Póki co miała naprawdę dobry dzień i cieszyła się, że po powrocie do Hawthorne'a będzie mu mogła opowiedzieć, jak go spędziła. W końcu z perspektywy tej chwili nie wiedziała, jak źle się sprawy potoczą. Póki co skupiała się na Rhysie i przejmowaniu od niego słoja z ciastkami, z którego nieśmiało wyciągnęła jedno dla siebie.
- Bardzo dobrze - pochwaliła. - Podziękuj ode mnie mamie - dodała zaraz, naturalnie nawet się nie łudząc, że ta kobieta wiedziała, komu przyjdzie jeść jej ciastka, ale i tak uważała, że warto poprosić o to jej syna. Z drugiej strony nie zdziwiłaby się, gdyby rodzice Rhysa nie byli zadowoleni z jego znajomością z organistką. Nie mogłaby ich o to winić.
- Mam z różnych ziół, z odrobiną mango... sama ją robiłam - wyjaśniła, bo niestety nie mogła pochwalić się wielkim wyborem w tym zakresie i w zasadzie było jej głupio, że nic lepszego nie może mu zaoferować. Jej kuchnia nigdy nie była jakoś niesamowicie wyposażona, ale aktualnie prezentowała się nawet puściej, niż zwykle. - Wybacz... w zasadzie ostatnio mnie tutaj nie było, a nie robiłam żadnych zakupów - przyznała od razu, delikatnie drapiąc się po poliku. Teraz denerwowało ją to, że nie wpadła na to, aby lepiej ugościć Rhysa, tym bardziej, że była mu to winna, z uwagi na jego pomoc. - Upiekę ci ciasto w ramach podziękowania, dobrze? - wypaliła więc z tym nieco nieoczekiwanie, ale musiała powiedzieć coś takiego, by nie czuć się tak winną swoich herbacianych braków. Pewnie ktoś inny nawet nie zwróciłby na to uwagi, ale Divina miała silną potrzebę zabiegania o to, by inni czuli się dobrze, nawet jeśli nie zawsze jej to wychodziło.

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Był prostym chłopem, momentami zbyt szczerym, aby mogło mu to wyjść na dobre. Nie lubił kłamstw, nawet tych najbielszych, wypranych w najmocniejszym wybielaczu krystalicznie czystych intencji. Nie lubił się też z niczym ukrywać – ani wtedy, kiedy gryzło go sumienie z powodu czegoś, co ewidentnie przeskrobał ani tym bardziej, gdy wiedział, że nie miał żadnych powodów, aby czuć się winnym, bo nie robił nic złego. Nigdy nie wstydził się swojej znajomości z Diviną Norwood, bo nie uważał, aby było w niej cokolwiek złego. Ludzie plotkowali, to jasne, wygadywali o niej niestworzone historie i czasami miał wrażenie, że przypisywali jej najbardziej absurdalne cechy tylko po to, aby dodać jakiegoś smaczku życiu w spokojnym miasteczku, jakim było Lorne Bay. Najwidoczniej od zbyt długiego czasu nikogo z okolicy nie użarł aligator, więc i tematów do rozmów nie można było wyciągnąć spomiędzy szuwarów Sapphire River. W każdym razie jego mama wiedziała, dokąd się wybierał i nie wrzuciła mu pająka do słoika ciastek. Czysta oznaka akceptacji jego znajomości z Viny, jak nic.
- Sama robiłaś herbatę? – spośród kilku nowości, które przemyciła pomiędzy słowami i które jeszcze miał przeprocesować, kwestia samodzielnie robionej herbaty była tą, której jego mózg postanowił się uczepić w pierwszej kolejności, przy okazji wyrzucając błąd poznawczy. Popatrzył na Divinę cokolwiek skonfundowanym wzrokiem. - Ale… jak? – był prostym facetem. Potrafił wbić gwoździa, położyć gładź na ścianie (zazwyczaj odbywało się to w odwrotnej kolejności, ale to nieistotne), wypoziomować podłogę a nawet wymienić żarówkę, ale w jego prostej głowie herbata rosła w sklepie. Od razu w pudełkach. Czasem nawet była owinięta w wygodne torebki, dzięki którym podczas picia człowiek nie musiał zagryzać. Robienie własnej herbaty ewidentnie zaginało jego móżdżek. Być może po prostu się nie wyspał?
Na wzmiankę o cieście ewidentnie się rozpromienił i położył dłoń na swoim sercu. - O nie… Nie musisz… - powiedział, ale nawet nie próbował wspinać się na wyżyny aktorstwa i udawać, że nie mówił tego tylko i wyłącznie ze zwykłej kurtuazji. - Z owocami? – dodał po chwili, bo co jak co, darowanemu ciastu się do blaszki nie zagląda no i tym bardziej nie można mu odmawiać. - Dobra. To od czego zaczynamy? – zapytał już konkretnie, najpierw otrzepując dłonie, jakby faktycznie było z czego. Nie spracował ich tego dnia jeszcze wcale, nie licząc uwalenia się okruszkami maminych ciasteczek po same nadgarstki.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Na przestrzeni lat nauczyła się o ludziach tego, że ci niekoniecznie rozumieli jej tryb życia. Sama też była całkiem świadoma swojej odmienności, a już w szczególności teraz, gdy jej życie nabrało innego tempa i o wiele częściej mierzyła się z innymi osobami, dość mocno osadzonymi w realiach współczesności. W każdym razie wiedziała, że kwestie, które dla niej są normą, mogą innych zadziwiać, a mimo to... zaskoczenie Rhysa na wzmiankę o herbacie, było czymś niespodziewanym. Spojrzała na niego skonfundowana, po czym przechyliła odrobinę głowę do boku i podrapała się po policzku, uśmiechając z lekkim zagubieniem.
- Normalnie - odpowiedziała, ale bynajmniej nie zamierzała go zmuszać do dopytywania. Sama wiedziała, że nie wypada odpowiedzieć tym jednym słowem, które w gruncie rzeczy niczego nie rozwiązywało. Poza tym Divina była ostatnią osobą, która odmawiałaby komuś informacji, w odniesieniu do jego pytania. - W lesie jest bardzo dużo ziół, które się do tego nadają... mango z resztą też dziko rośnie. Wystarczy je zebrać, zasuszyć i zmieszać wedle uznania - wytłumaczyła mu po krótce cały proces. Zdawała sobie sprawę z tego, że zdecydowana większość ludzi wolałaby pójść do sklepu, ale już po warunkach w jakich żyła, łatwo było się domyślić, że tam gdzie Norwood mogła przyoszczędzić, tam to robiła. Pensja organistki w Lorne Bay dla innych mogłaby wydawać się śmieszna, w dodatku ojczym zostawił po sobie niespłacone pożyczki, więc mango dodane do herbaty przez długi czas było dla Diviny synonimem luksusu.
- A lubisz z owocami? Mogę zrobić je z jabłkami, albo też z mango - uśmiechnęła się pewniej, wybierając dwa owoce, do których faktycznie miała dostęp. W Carnelian Land był stary sad, którego właściciele pozwalali jej czasem zbierać jabłka, a wspomniane wcześniej mango dało się znaleźć w lesie. Miała więc nadzieję, że chociaż jedna z tych opcji przypadnie Rhysowi do gustu. - W zasadzie to nie wiem za wiele o wymianie okien... więc chyba to ty będziesz nami dyrygował - odpowiedziała na jego słowa, wstawiając wodę na herbatę. Wybita szyba akurat była w kuchni, więc wygodnie się w tej kwestii złożyło. - W ogóle coś ciekawego u ciebie słychać? Jakieś miłe rewelacje? - zagadnęła zaraz, by nie wyglądało to tak, jakby ją tu odwiedzał jedynie z powodu tego nieszczęsnego okna.

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Był prostym facetem, to naprawdę była podstawowa cecha jego charakteru i – jak mu się wydawała – ta najbardziej rzucająca się w oczy. W jego prostym świecie prostego faceta herbaty nie rosły na drzewach i nie można ich było tak po prostu zrobić. Produkowały je firmy, stosując do tego tajne, znane tylko przez siebie technologie, a potem sprzedawały je sklepy, a potem ludzie je kupowali i to by było na tyle. Zamknięty cykl herbaty. Dlatego serio, kiedy Divina powiedziała mu, że robila swoją własną herbatę, jego mózg na kilka chwil trochę wybuchł do wewnątrz.
- I to tak… Tak po prostu? Zbierasz i suszysz… I jest z tego herbata? – zadawał dalej kolejne głupie pytania, ale serio, nie mieściło mu się to w małym móżdżku. W sumie gdyby się nad tym zastanowił, nie potrafiłby powiedzieć, czym w ogóle taka herbata była, ale na pewno nie przeszłoby mu przez myśl, że to tylko suszone liście. - Co jeszcze potrafisz zrobić? – dodał z szerokim uśmiechem, szczerze zainteresowany, czy posiadała jeszcze inne tajemne supermoce, które przed nim do tej pory ukrywała. I, głupia sprawa, słyszał kilka razy idiotyczne historie porównujące Viny do czarownicy z lasu. Oczywiście nigdy w nie nie wierzył, ale teraz stwierdzał, że być może było w nich jakieś ziarno prawdy? Tylko żeby nie było – uważał to za jak najbardziej pozytywną rzecz. Kto nie chciał znać dobrej wróżki, która potrafiła wyczarować herbatę z liści?
- Uwielbiam mango – stwierdził całkiem szczerze. Bo serio, kto nie kochał mango? Wprawdzie krojenie go, a zwłaszcza oddzielanie od pestki, było prawdziwym piekłem, ale jak już człowiek się z tym uporał, trafiał wprost do raju. A jeśli to mango miałoby być jeszcze w formie ciasta, czyli najlepszej rzeczy na świecie… No, innych wyrazów wdzięczności za swoją skromną pomoc przy domku Diviny naprawdę nie potrzebował. Zresztą, w ogóle nie potrzebował wyrazów wdzięczności, cieszył się, że mógł pomóc. Przemieścił się razem z nią do kuchni, gdzie ocenił straty już po raz kolejny. Wpadł tu jakiś czas wcześniej, żeby stwierdzić, co musi zostać zrobione i na szczęście uznał, że obejdzie się bez wymiany okna, a ucierpiała tylko szyba. - Masz rację, zacznijmy od tego okna – uznał, zacierając ręce. Na oku miał jeszcze dokręcenie kilku zawiasów i obluzowanych śrubek, ale to mogło poczekać. - Gdzie masz drabinę? Albo jakiś stołek. Do tego potrzebuję noża i zaraz to załatwiły – powiedział, bo to naprawdę nie był problem. Nie takie rzeczy się przecież robiło, nie?
- U mnie? – palnął bez sensu, bo o kogo innego niby mogłaby pytać. - Nic nowego się nie dzieje. Ostatnio obstawiłem lotka – no bo skoro już pytała… - Nie wygrałem – to podzielił się z nią tą jakże fascynującą nie-historią absolutnie niczego. - A u ciebie? – wiadomo było, że nie wpadał tylko ze względu na okno. To obiecane ciasto też było ważne… No i przede wszystkim wpadał, bo był jej dobrym znajomym, a ona potrzebowala pomocy. To całkiem proste.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Kompletnie nie uważała jego pytań za głupie, wręcz przeciwnie. Była niewykształconą dziewczyną, która większość swojego życia spędziła w lesie lub w kościele. Szkołę skończyła z trudem i chociaż pokora jej podejście nie pozwalało jej tak na to patrzeć, to jednak czasem uderzała w nią myśl, że niewiele ma do zaoferowania. Nawet w rozmowie. W końcu na większości rzeczy się nie znała, nie nadążała więc za nowoczesnymi tematami, a jej braki budziły nie tylko zdumienie, ale wręcz negatywne niedowierzanie, w którym oceniano ją jak jakiegoś odszczepieńca. Dlatego też teraz, gdy Rhys dopytywał, gdy pokazał, że interesuje go żywo coś, co robiła Divina, a co dla wielu osób mogłoby uchodzić za stratę czasu, było jej po prostu bardzo miło.
- Tak... to znaczy... nie jest to taka herbata jak na plantacjach, z których robi się tą kupną... ale niektóre rośliny z tego gatunku rosną dziko i też są kwiaty, które można wykorzystywać do naparów, jak i inne zioła... trochę się na tym znam, więc zbieram i suszę, a czasem nawet kandyzuję owoce, których używam - starała się wyłożyć mu to wszystko merytorycznie, ale przy tym w typowy dla siebie sposób, wykręcała w dłoniach fragment materiału spódnicy. Kiedyś taka długa wypowiedź graniczyłaby dla niej z czymś niewykonalnym, ale w ostatnim czasie mocno się otworzyła i nie brzmiała już tak źle. - Obawiam się, że niewiele, znam się trochę na opatrywaniu ran może... - zarumieniła się lekko, z przepraszającym wyrazem na twarzy, gdy odpowiadała na jego kolejne pytanie. Może i nawet znalazłoby się coś jeszcze, co potrafiła, ale aktualnie w głowie miała pustkę i nie potrafiła znaleźć tam niczego, co mogłoby zainteresować Cartwrighta.
Uśmiechnęła się już znacznie pewniej, kiedy przyznał, że uwielbia mango i w głowie zanotowała, by w najbliższym czasie jakieś pozbierać, co by na to ciasto nie musiał długo czekać.
- Mam stołek - poinformowała go jeszcze, bo niestety drabiny nie posiadała, ale zaraz wyszła do niewielkiego pomieszczenia służącego jej za sypialnię, gdzie znajdował się wspominany mebel i przyniosła go do kuchni, kładąc obok Rhysa. Krzątała się trochę, sięgając jeszcze po nóż. - Musi być ostry? - zapytała jeżdżąc palcem po brzegu metalowej części, jakby chciała ocenić w jakim jest stanie. - Mogę naostrzyć - zaproponowała zaraz, oddając mu nóż, a samej w tym czasie poszukała specjalnego kamienia do tego zadania.
- Lotka? - uniosła brwi, gotowa zapytać o to czym jest dokładnie, ale jego kolejne słowa ją naprowadziły i w zasadzie ucieszyła się, że nie musiała chwalić się swoją niewiedzą. - Och... brakuje ci pieniędzy? - być może zbyt poważnie podeszła do tej kwestii, ale jak już było wspominane, Divina była delikatnie oderwana od rzeczywistości i przejęła się wizją, w której załamany Rhys zmuszony był szukaniem funduszy w losowaniach. - U mnie? - teraz mogliby zbić piątkę za te bezsensowne przerywniki. W każdym razie z jakiegoś powodu, którego nie chciała analizować, na jej twarz wpłynął rumieniec. - W zasadzie to... sama nie wiem - przyznała zgodnie z prawdą, bo nie potrafiła jednoznacznie udzielić odpowiedzi. Nie chciała też go zarzucać informacjami, które nie byłyby zbyt ciekawe, albo wręcz przeciwnie - byłyby dla niego niebezpieczne. Wolała więc znaleźć inne rozwiązanie. - Poznałam parę osób - pochwaliła się więc w ten sposób, bo dla niej to już było czymś.

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Słuchał jej z żywym zainteresowaniem, bo temat domowej roboty herbaty okazał się dla niego autentycznie ciekawy. Kto by pomyślał, że przybywając do Diviny na ratunek z zamiarem wbicia kilku gwoździ, dokręcenia paru śrubek i wymiany kilku szyb w oknach, będzie jeszcze miał okazję nauczyć się czegoś nowego i dowiedzieć czegoś więcej o świecie? Na pewno nie on! Był już w tym wieku, kiedy zakładał, że niewielu nowych rzeczy może się jeszcze dowiedzieć. Czy to świadczyło o jego ignorancji? Najprawdopodobniej. A z drugiej strony, skoro tak otwarcie chłonął nowe wiadomości o herbacie, być może była dla niego jeszcze nadzieja przed skończoną ignorancją. Uśmiechał się przy tym szerzej z każdym jej zdaniem, chociaż starał się tego nie robić, bo na tym etapie ich znajomości podejrzewał, że zbyt intensywny kontakt wzrokowy i mimika mogły ją niepotrzebnie peszyć. A przecież tego nie chciał! Naprawdę lubił słuchać, kiedy mówiła, zwłaszcza kiedy opowiadała o czymś, na czym się znała i co wydawało się ją interesować.
- To wszystko brzmi jak czary, wiesz? – stwierdził, ale uśmiechał się przy tym tak szeroko i ciepło, że nie mogło być wątpliwości, że owe czary, o których mówił, nie miały być niczym złym, a wręcz były przez niego postrzegane w jak najbardziej pozytywnym swietle. Zreflektował się dopiero po chwili. Divina była wierząca i nie wiedział, jak mogła w tym kontekście odnieść się do jego komentarza. Speszył się nieco. - Wiem, że nie są – dodał po chwili nieco poważniejszym tonem. - Ale czasem mam wrażenie, że jestem przyjacielem dobrej wróżki – a mógł się zamknąć po poprzednim zdaniu, nie? Albo w ogóle zanim powiedział cokolwiek. Tylko że oczywiście był wielkim wiejskim głupkiem i miał w zwyczaju mówić to, co mu ślina na język przyszła, zanim w ogóle się nad tym zastanowić. Na jego obronę – nie miał nic złego na myśli, a wręcz był to niejako komplement.
- Stołek się nada – stwierdził, skinąwszy głową. - A nóż może być tępy, nie zawracaj sobie głowy. Potrzebuję go tylko do podważenia tej listewki – odpowiedział, a że w międzyczasie przemieścił się bliżej owego okna z wybitą szybą, żeby przeprowadzić po raz kolejny mały rekonesans, to mógł stuknąć palcem w małą listwę przy szybie, o której mówił, a która trzymała szkło na miejscu. - Sama ostrzysz swoje noże? – zapytał jeszcze, zerkając na nią uważnie. Nie żeby było coś złego w tym, że kobieta ostrzyła swoje własne noże albo żeby uważał, że przedstawicielki płci żeńskiej nie były w tej kwestii wystarczająco kompetentne. Wszystko było wolno, równouprawnienie i tak dalej… No ale przecież miała jego za kumpla, nie? Totalnie mógł przyjeżdżać i ostrzyć jej noże raz na jakiś czas.
- A komu nie brakuje pieniędzy? – to było tylko i wyłącznie pytanie retoryczne. Był szczerze przekonany, że każdy, gdyby tylko złożyć mu odpowiednią propozycję, przyjąłby większą ilość pieniędzy. Nawet Elon Musk, Donald Trump czy Król Karol III. Wszyscy zawsze lecieli na kasę. Niby nie do końca mu się to podobało, ale ostatecznie sam nie pogardziłby zastrzykiem gotówki. O ile nie musiałby za to sprzedać własnej duszy. - Jakich osób? Miłych? – zapytał, włażąc na stołek i przymierzając się powoli do tego okna i tych listw, o których już Divinie powiedział. To nie był jednak jego pierwszy dzień w wielkim mieście ani w tym zawodzie – miał podzielną uwagę.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
O tym, że Divina lubiła opowiadać, dowiedziała się raczej niedawno, bo wcześniej nie miała zwyczajnie zbyt wielu okazji do tego, aby dzielić się z kimś dłuższymi wypowiedziami. Zwykle stroniła od złożonych zdań i stawiała na ciche, nieśmiałe mruknięcia. Bez wątpienia w ostatnim czasie zyskała nieco na pewności siebie, nawet jeśli w dalszym ciągu nie dało jej się odmówić olbrzymiej pokory i wycofania. Nawet ona sama musiała przyznać, że nie była dokładnie tą samą kobietą, co kiedyś, a może raczej dziewczyną, bo bez względu na jej metrykę, dość niski poziom życiowych doświadczeń sprawiał, że w oczach wielu osób mogła nie pasować do kogoś określanego mianem kobiety.
- Czary to grzech, Rhys - odpowiedziała łagodnie, chociaż nieco ją to zawstydziło. Według Biblii faktycznie magia była grzechem i jeśli miałaby istnieć, to nie pochodziłaby od Boga. Mimo, że znała te zasady, nie chciała wcale, aby Cartwright poczuł się przez nią speszony. Tym bardziej, że jego słowa jej nie uraziły. W zasadzie po wyjaśnieniach zrobiło jej się po prostu miło, nawet jeśli wróżki też były czymś zakazanym z punktu widzenia wiary. - To w zasadzie mi schlebia, więc nie mogłabym czuć się przez takie słowa źle - przyznała zgodnie z prawdą, poprawiając odrobinę włosy, które poleciały jej wcześniej na twarz.
Ucieszyło ja też to, że stołek wystarczy, bo pewnie głowiłaby się nad tym, co innego mogła mu zaproponować. Nóż też zaraz podała i nie ma co ukrywać, całkiem mocno zaskoczyło ją jego pytanie. W zasadzie nawet nie podejrzewała, że w samodzielnym ostrzeniu noży było coś dziwnego... nikt jej nigdy nie nauczył proszenia o pomoc w tej kwestii. Chociaż dużą część życia mieszkała z ojczymem, to na próżno szukać czynności, w których jej pomagał.
- Tak, sama - uniosła ostrożnie kamień, który jej do tego służył. - Kupiłam kiedyś taką ostrzałkę i nią przejeżdżam po ostrzu - w swoim nieprzystosowanym sposobie bycia, pomyślała, że może Rhys nie wie, jak ostrzy się noże i stąd jego zdziwienie. Dlatego mu pokazała, jak ten proces się odbywa. - Jeździsz tym po ostrzu i znów można kroić - dodała, wykonując dłonią odpowiadające tej czynności ruchy, na koniec spoglądając na niego z przyjazną cierpliwością, jakby chciała powiedzieć, że jeśli ma w tym temacie jakieś pytania, to chętnie postara się mu pomóc. Mogłaby nawet sama zaproponować, że naostrzy jego noże, jeśli i on by tego potrzebował.
- Myślisz, że każdemu brakuje? - chyba podchodziła do tematu zbyt poważnie, ale to z kolei budziło w niej ponownie wyrzuty sumienia na myśl korzystania z funduszy osób majętniejszych od siebie. Divina trochę bała się pieniędzy. Miała ich niewiele, ale czuła się w takiej sytuacji stabilniej, niż gdyby nagle mogła decydować co kupować dla własnego widzi mi się. Chyba przez to, że nie była przyzwyczajona, niesamowicie ją podobne wizje stresowały. - W zasadzie to miłych... troskliwych, ale jak to ludzie... mających co nieco za uszami - odpowiedziała na jego pytanie, uśmiechając się przy tym na moment, bo musiała dłuższą chwilę poświęcić na znalezienie odpowiednich słów. - Rhys, byłeś kiedyś w związku? - zapytała zaraz niepewnie, bo nie wiedziała, czy jej wypada o takie rzeczy pytać, ale nawet ona miała w sobie ciekaość.

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mógł się spodziewać, że mniej więcej taką odpowiedź od niej usłyszy – i właściwie trochę się faktycznie spodziewał. Właśnie dlatego tuż po tym, gdy powiedział o tych czarach, postanowił dodać do tego krótkie wyjaśnienie, aby uściślić, że nie miał niczego złego na myśli. Wiedział, że Divina bardzo mocno wierzyła w Boga, tego katolickiego, który umarł na krzyżu za grzechy wszystkich ludzi, a potem zmartwychwstał po kilku dniach i rzekomo nie był zombie, który zjadał ludzkie mózgi (bo to nie ten rodzaj książki). Sam, jak łatwo się domyślić po wprowadzeniu z poprzedniego zdania, nie był przesadnie wierzący, ale szanował to, że ludzie posiadali różne opinie, przekonania i potrzeby. Jego własne nie były jedynymi i słusznymi. Były właściwe tylko i wyłącznie dla niego, a wszyscy inni mogli mieć swoje własne. I chociaż nie wszystko rozumiał, to uważał, że wcale nie musi. Nie chciał bluźnić ani celowo obrazić Viny i… liczył na to, że będzie to wiedziała.
- Dobrze – uznał, gdy zgodziła się uznać jego słowa za komplement, co było zgodne z jego intencjami i uśmiechnął się do niej szeroko. - Bo nie miałem nic złego na myśli – dodał najbardziej wprost, jak był w stanie, żeby nie było najmniejszych wątpliwości. - Łączenie ze sobą ziół i opatrywanie ran to nauka. Zresztą, chyba od tego się wszystko zaczęło, prawda? Ludzie sprawdzali, jak działają liście krzaków, które rosły w ich okolicy, dostrzegali prawdopodobieństwa, potem je ze sobą mieszali i… Powstawały pierwsze lekarstwa. Teraz w świecie aspiryny niektórzy zapomnieli, że ona pewnie też rosła na jakimś krzaku – uznał, parsknął pod nosem i wzruszył ramionami, a potem uśmiechnął się szeroko, bo zdawał sobie aż za dobrze sprawę z tego, że pieprzy jak potłuczony o rzeczach, o których tak naprawdę nie miał bladego pojęcia, a na dodatek, o które nikt go w ogóle nie pytał. - A wróżki to po prostu miłe dziewczyny, które starają się robić dobre rzeczy – dodał, żeby nie było wątpliwości. I nie, nie miał zamiaru się przyznawać, że kiedy był młodszy, leciał na Tinkerbell. To by było totalnie kripi, nie? Miał ponad trzydzieści lat, na litość. Czasy Disneya już dawno przeminęły i Millenialsi tacy jak on musieli się z tym pogodzić prędzej czy później.
Przyjął jej wyjaśnienia odnośnie ostrzenia noży z cierpliwością i zainteresowaniem, nie zamierzając w jakikolwiek sposób dzielić się z nią tym, w jakim kontekście zadał swoje pytanie. Skoro sobie radziła i miała własne sposoby, to kim on był, żeby jej mówić, że jego były lepsze i mógł ją wyręczać? - To bezpieczne? Nigdy się nie skaleczyłaś? – postanowił tylko zapytać. Nie żeby wątpił w jej umiejętności, zupełnie nie o to chodziło i nie chciałby, żeby tak to zabrzmiało. Chciał się tylko upewnić, że miała w tym wprawę i nie potrzebowała pomocy – w co mógł całkiem uwierzyć i przyjąć bez cienia zwątpienia czy narzekania.
- Myślę, że większość ludzi uważa, że mogliby mieć więcej pieniędzy, tak – odpowiedział, uszczegółowiając swoją wcześniejszą wypowiedź. - Ludzie często uważają, że należy im się więcej, nawet jeśli mają więcej niż wszyscy inni – dodał do tego i wzruszył ramionami. Taka była natura wszechświata. Większość chciała mieć więcej, więcej i ciągle więcej. No i w porządku, to popychało rozwój do przodu. Świat stał na pieniądzach i one rządziły światem. I nawet jeśli takie osoby jak Divina czy Rhys były gdzieś obok tego systemu, to mimo wszystko ten system nadal istniał.
Skinął głową, czując się uspokojony jej zapewnieniem, że ludzie, których poznała, byli faktycznie mili i troskliwi… Chociaż gdzieś z tyłu jego głowy pojawiła się myśl, że być może powinien to sprawdzić na własną rękę… Tak na wszelki wypadek. Pewnie zastanowi się nad tym później, teraz stwierdził, że nie ma sensu drążyć glebiej tego tematu. - W związku… Byłem kilka razy – odpowiedział. - Ale żaden z nich nie był jakoś bardzo poważny – przyznał. - Dlaczego pytasz? – również nie chciał być wścibski, ale uznał, że nie zadawałaby tego pytania, gdyby nie chodziło jej po głowie coś konkretnego, co mogło się za tym kryć.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Czuła potrzebę wspomnienia o tym grzechu, płynącą z surowych lekcji, jakich przez lata doświadczyła. W jej przypadku wiara była jedynym, co miała i znała. Nigdy tak naprawdę nie dostała większego wyboru, by znaleźć drogę dla siebie, samemu wyrabiając sobie przekonania. Oczywiście ona sama nie dostrzegała tego, że cokolwiek jej narzucono, bo nie miała porównania. Z jej perspektywy była głodnym i źle ubranym dzieckiem, którym nikt się nie opiekował i któremu nikt nie poświęcał czasu. Zmieniło się to, gdy trafiła do kościoła. Dostała tam buty, w których nie musiała podkurczać palców, bieliznę na zmianę i ciepły posiłek każdego dnia. Skupiała się więc na tym, że chodziła względnie czysta i najedzona, a to, że przy tym nagle ktoś zaczął jej narzucać zasady w jej mniemaniu było małą zapłatą za te wszystkie dogodności, których wcześniej nie znała. Mogła więc się modlić, na pamięć uczuć pisma świętego, wpajać katolickie prawa, a nawet zrozumieć, że wszystko, czego doświadcza, to Boski plan i jednocześnie Boga tego powinna kochać niezależnie od wyzwań, jakie ją spotykają. Była gotowa odnaleźć się w tej rzeczywistości, bo wówczas kalkulując na drobnych, wychudzonych palcach, dochodziła do wniosku, że o wiele więcej dostaje, niż musi sama ofiarować. Dopiero z czasem ten stosunek stanowczo się zmieniał, ale ona już nie patrzyła z perspektywy osoby trzeciej, a tkwiąc w tym kościelnym układzie, nie miała porównania z tym, jak powinno wyglądać życie młodej kobiety. Znała tylko to, co płynęło z nauk religijnych i głód z zaniedbaniem, których doświadczała przed przygarnięciem przez lokalnych duchownych.
- Spokojnie Rhys, za dużo obelg słyszałam w swoim życiu, by pomylić z nimi twoje słowa - chciała mu dodać nieco otuchy i sama się uśmiechnęła, wierząc, że tym samym zrozumie, że naprawdę nie mogłaby go oskarżyć o złe intencje. - Kiedyś ktoś oddawał do kościoła taką książkę o różnych ziołach, mogłam ją sobie wziąć, bo słyszałam, że nikt już o tym nie czyta, więc może faktycznie masz rację... to już raczej przestarzała wiedza, ale wciąż się przydaje - nie chciała pozostawić jego słów bez komentarza. Tym bardziej, że Rhys starał się rozmawiać na tematy, które ją interesowały, a to już samo w sobie mocno doceniała. - W takim razie to wielka szkoda, że jednak biblia ich nie uznaje, prawda? - dodała jeszcze w nawiązaniu do tych wróżek, bo w zasadzie nie miałaby nic przeciwko, gdyby takie istoty były prawdziwe.
- Kilka razy tak, ale palce mam jeszcze wszystkie - zapewniła zgodnie z prawdą i zamachała nimi w powietrzu. Na próżno byłoby mówić, że dłonie Diviny były nieskazitelne. Nawet jeśli posiadały smukły kształt, skóra nacechowana była drobniejszymi skaleczeniami, a także zgrubieniami świadczącymi o tym, że zaznała w życiu pracy. Nie wstydziła się tego jednak, bo ponownie nie myślała o tym, że ktoś w jej wieku powinien mieć raczej pomalowane paznokcie i nabalsamowane ręce... albo przynajmniej zmierzać do takiego stanu rzeczy.
- A jakby ktoś ci teraz ofiarował dużo pieniędzy, to co byś z nimi zrobił? - zagadnęła troszeczkę bez pardonu, pozwalając sobie na więcej ciekawości niż zwykle. Nie chciała go urazić, więc też nie miałaby mu za złe, gdyby mimo wszystko nie odpowiadał. Zdawała sobie sprawę, że nie wszystkim każdy chce się dzielić, to samo z resztą tyczyło się jej pytania odnośnie związku.
- Och... kilka razy? Ale nie masz jeszcze żony czy narzeczonej, prawda? - znów pozwoliła sobie na nieco więcej ciekawości. W ostatnim czasie stała się śmielsza, kiedyś bała się zadawać pytania i dlatego też o osobach ze swojego otoczenia widziała tyle, ile sami z siebie jej powiedzieli. Tym razem miało być nieco inaczej. - Po prostu... pytam, bo ja nigdy nie była zakochana, sądziłam, że nie będę, a ostatnio... dużo o tym myślę - wyjaśniła delikatnie zawstydzona tym wyznaniem, ale przy tym była to dla niej naprawdę istotna kwestia, więc nie chciała mimo wszystko zachowywać tych słów dla siebie.

rhys cartwright
ODPOWIEDZ