Ratownik medyczny — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Błagam cię, zmień psychiatrę, jeśli uważa, że wymierzanie agresji w ciebie jest w porządku, bo nie do jasnej cholery nie jest. Jak mu tak źle, to niech sobie kupi worek treningowy i przyklei na nim twoje zdjęcie – rzucił, podkurwiony tym, co powiedziała. To, że James był w żałobie, było dla niego zrozumiałe. To, że obwiniał Desi również, skoro drogą wypadku przyczyniła się do śmierci dziecka, ale nic nie usprawiedliwiało tego, że wyładowywał na niej swoją złość w taki sposób. To zaś, że próbowała go bronić i słuchała potulnie tego, co miał do powiedzenia ktoś, najwyraźniej pozbawiony kompetencji, uważał za paranoję.
Zaciągając się dymem z papierosa, odchylił głowę, wbijając wzrok w bezkres ciemnego nieba. Szukał jakiegoś sposobu na to, by pomóc Desiree i wyrwać ją z piekła, z jakiego nie chciała lub nie potrafiła uciec, ale nie chciał stać i biernie czekać na dzień, w którym dojdzie do kolejnej tragedii. Lubił ją, była bliską koleżanką i bolało go to, że przechodziła przez to wszystko sama.
Wiem, ale nie możesz wrócić do domu i pozwalać na to, żeby dalej cię lał – przyznał. To, że przedstawił jej swoją wizję na pozbycie się problemu to jedno, ale prawdą było, że wcale by sobie na to nie pozwolił. Prędzej siłą zaciągnąłby ją na obdukcję i do biura miejscowego komendanta, żeby złożyła zeznania i pozbyła się Jamesa ze swojego życia z pomocą sądowego wyroku o zakazie zbliżania się. Z drugiej strony, wiedząc to, co wiedział teraz... Nie był pewny, jak zareaguje, jeśli napotka Jamesa na swojej drodze.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że za wiele ode mnie wymagasz? – zapytał, patrząc na nią z zatroskaniem. Wymagała za dużo. Miał nic nie robić, wiedząc jak źle było? Ugryzł się w język, zanim padło pytanie, czy gdyby role się odwróciły, to czy potrafiłaby udawać, że jest wszystko okej. Wiedział, że i tak jej nie przegada.
W porządku. Nie zrobię nic, ale... Chcę, żebyś się meldowała i dawała znać, jeśli coś będzie nie tak. Chcę wiedzieć o każdym razie, kiedy podniesienie na ciebie rękę, jasne? I masz mi obiecać, że jeśli w najbliższym czasie twój szef nic nie zrobi, spakujesz torby i zatrzymasz się u mnie. Nie zamierzam jechać na kurs po twoje zwłoki, Desi... – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Mógł trzymać się z dala od Jamesa, żeby nie dać się ponieść emocjom, ale chciał zapewnienia, że ona zachowa minimum instynktu samozachowawczego i jeśli w najbliższych dniach takie sytuacje będą się powtarzać, a nikt inny nie pomoże, to pozwoli na to, żeby to on jej pomógł.

Desiree Riseborough
sumienny żółwik
someone
brak multikont
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
- Właściwie wolałabym, żeby mnie po prostu zostawił - mimo wszystko delikatnie parsknęła na słowa Westona. Tego też nauczyła się z czasem. Większość ludzi na jej traumatyczne przejścia mogła zareagować złością, niedowierzaniem bądź pogardą, a dla niej to powoli stawał się na tyle chleb powszedni, że zaczynała z tego żartować. Nigdy, zresztą, nie należała do ludzi przesadnie delikatnych i rozczulających się nad sobą. W centrum jej zainteresowania zawsze znajdowali się pacjenci, potem jej własne dziecko. Ona w tym wszystkim pełniła marginalną rolę.
Może i porzuciła pracę jako lekarka, ale pewne nawyki w niej zostały i tylko one sprawiały, że przeżywała.
- Nie wracam ostatnio tak często. Nie jestem taka święta i mam romans - wydusiła to w końcu z siebie, choć nie mogła być wściekła na siebie o związek z Flannem. Nie, gdy dzięki niemu wreszcie stanęła na nogi i czuła, że ma siłę, by odejść od przemocowego partnera. Tyle, że Desiree nie wymagała od nikogo ratunku. Ani od swojego kochanka, któremu jeszcze nie zdążyła nic powiedzieć ani od Westona, którego stawiała w arcytrudnym położeniu i zdawała sobie z tego sprawę.
Jego instynkt ratownika nakazywał mu niesienie pomocy w tego typu sytuacjach, a ona wiązała mu ręce i kneblowała usta. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Przepraszam. Ja… Musiałam komuś powiedzieć, bo gdyby się cokolwiek stało, nie chcę, by to wszystko skończyło się nagłówkiem w gazecie sugerującym, że przedawkowałam coś po śmierci syna - brzmiało to dość niedorzecznie, ale James był lekarzem i nadal mógł wszystko zatuszować.
Tyle, że Desi nie wierzyła, że jest w stanie posunąć się aż tak daleko. Mógł się nad nią znęcać, ale nie był typem zabójcy. Przynajmniej nie planował jej śmierci w tak wyrachowany sposób jak w tym momencie robiła to ona.
- Mogę cię zadręczać smsami, jeśli chcesz i wpadać czasami na pogotowie, ale zaufaj mi, że się z tego wyrwę i jeszcze będziemy się z tego śmiać - przynajmniej ona, bo z tym papierosem w ustach nie wyglądała jak klasyczna ofiara przemocy domowej. Najwyraźniej pozory jednak myliły. - To co, wracamy? Ty potrzebujesz pewnie się napić, a ja muszę zacząć się sprawdzać w tej pracy - i spojrzała na niego jeszcze, a potem poczuła ciężar wypowiedzianych wcześniej słów i ufnie wtuliła się w niego.
Chciał jej pomóc oraz nie podważał żadnego wyznania. Sam nie wiedział ile to dla niej znaczyło i jak bardzo bała się komukolwiek wyznać prawdę.

Weston Brooks
Ratownik medyczny — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może to ty powinnaś zostawić jego? Cholera, przecież nie siedzi w domu dwadzieścia cztery na dobę. Weź dokumenty, kilka potrzebnych rzeczy i zjeżdżaj od niego – prychnął. Czemu to zawsze facet oprawca miał zostawiać swoją ofiarę? Czemu kobiety nie potrafiły postawić na swoim i zwinąć się z życia, które było dla nich więzieniem i piekłem? Nie wydawało mu się, by kiedykolwiek otrzymał na to sensowną odpowiedź.
Jezu... – jęknął żałośnie, a rzucone w jej stronę spojrzenie wyrażało jedno. Serio? Nie chciał drążyć, prawić morałów, ale nawet on wiedział, że jeśli romans wyjdzie na jaw, to dojdzie do większej katastrofy niż te siniaki, które zdobiły jej skórę.– Desi... – nie wiedział, czy bardziej prosił o to, żeby ogarnęła swoje życie i nie ściągała sobie na głowę nowych problemów, czy raczej wyrażał dezaprobatę dla tego, że pchała się z deszczu pod rynnę.
Wiem, o co chodzi – westchnął. Wiedział, co miała na celu, ale z drugiej strony, czy po śmierci nie będzie jej wszystko jedno. Nagłówek w gazecie czy śledztwo w sprawie morderstwa - jeden pies. Będzie martwa i nic tego nie zmieni. Niemniej mogła na niego liczyć, bo jeśli jednak... Nie mógłby tego ot tak zostawić i wiedziałby, co robić, żeby sprawiedliwość miała miejsce, a James odpowiedział za to, co robił. Miał przy tym nadzieję, że jednak odpowie wcześniej, a ona jeszcze pocieszy się długim i co najważniejsze, spokojniejszym życiem.
W porządku... Będę udawał, że o niczym nie wiem – zgodził się, ale znaczące spojrzenie, rzucone w stronę Desi miało jej dać do zrozumienia, że nie była to obietnica dożywotnia. Była ona terminowa, a Weston w tej chwili nie był w stanie określić tego, czy termin ten miał być długi, czy może jednak krótki. Wszystko zależało od niej, od Jamesa i od okoliczności. Na ten moment był jednak skłonny zadowolić się tym, że będzie mu się meldowała, by mógł spać w miarę spokojnie.
Taaa, o niczym teraz nie marzę tak, jak o kilku głębszych – rzucił pół żartem. Alkohol był gdzieś na końcu listy jego priorytetów, ale jednak w starciu z takimi informacjami, czuł, że przyda mu się kilka kolejek, dzięki którym poukłada sobie w głowie. Upijać się jednak nie zamierzał, bo musiał jeszcze wrócić do domu. Poza tym chyba nie ufał sobie na tyle, by zalać się w trupa i w przypływie pijackiej furii zrobić coś, czego mógłby potem żałować.
Ona też miała swoje zobowiązania, dlatego wraz z Desi ruszył przed siebie, kierując się do lokalu, w którym zasiadł przy jednym ze zwolnionych stolików w rogu sali. Miejsce to wyjątkowo mu odpowiadało. Czuł, że był sam, chociaż otaczało go sporo osób, a to wystarczyło, żeby w spokoju popijał kolejne piwa, które dwukrotnie zapił szotem, by w końcu po nieco ponad dwóch godzinach wrócić do domu.

zt.

Desiree Riseborough
sumienny żółwik
someone
brak multikont
ODPOWIEDZ