IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
#3

Wychodziło na to, że ostatnimi czasy Cairns Hospital powoli wyrastało na ulubioną miejscówkę Jake'a. Jasne, wcześniej i tak bywał tu często - zazwyczaj wtedy, kiedy robił za niańkę dla Charlotte. Socjolodzy powinni zainteresować się ich przypadkiem, bo tak oto dorosły syn matkował własnej rodzicielce. Było w ich relacji coś zabawnego, bo Jake faktycznie czasami mentalnie czuł się jak staruszek, kiedy upewniał się czy Charlie na pewno cokolwiek jadła - zwłaszcza w te dni, kiedy odwoływała w ostatniej chwili wspólne lunche. No cóż, Charlie z racji swojego głębokiego pracoholizmu przynajmniej w przerwach była w stanie znaleźć czas dla syna. Dobre i to!
W każdym razie, jego dzisiejsza wizyta dla odmiany wcale nie wiązała się z odwołanym obiadem czy nagłą potrzebą porozmawiania z matką w cztery oczy. Przynajmniej oficjalnie, bo jasne, miał zamiar popytać o Charlotte, ale nie będzie zawiedziony jeśli okaże się, że nie znajdzie dla niego choćby 5 minut. W zasadzie miał w planach podpytać o kogoś innego i jeśli w tym przypadku okaże się, że przestrzelił - cóż, wtedy napewno poczuje spore rozczarowanie.
Po raz pierwszy zobaczył uroczą blondynkę może 2-3 tygodnie temu, kiedy posępnie przechadzała się korytarzem szpitala. Dyskretnie powiódł za nią wzrokiem, ale okoliczności - ani w zasadzie jego charakter - nie pozwalały na to, żeby na luzie podejść do dziewczyny i do niej zagadać. Parę dni później, kiedy właśnie wpadł w odwiedziny do matki, Charlie akurat rozmawiała z tajemniczą blondynką. Starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie przywitał się, przedstawił i dowiedział przy okazji, że Siri - bo tak mu się przedstawiła - obecnie jest w Cairns Hospital na wolontariacie. Ustalmy to - gadanie z dziewczyną przy matce nie było ani komfortowe, ani nie sprzyjało gładkiej gadce. Zresztą, Charlie za chwilę i tak odesłała dziewczynę i na tym ich spektakularny kontakt się zakończył.
Kiedy tak stał na korytarzu dzisiejszego dnia i uśmiechał się do znajomych już pielęgniarek, obok niego przemknęła Siri. Wzrok miała wbity w stertę papierów, na których była na tyle skupiona, że nie zauważyła jak jedna z kartek wyślizguje się z pliku i opada na podłogę. Okej niebiosa, znak który właśnie dałyście Jake'owi owszem, był zajebisty. Na tyle, że niewiele myśląc pochylił się i podniósł kartkę, robiąc kilka szybkich kroków w stronę dziewczyny.
- Hej! Siri, prawda? - przyaktorzył udając, że nie jest pewien imienia dziewczyny. Fakt, poczuł chwilową falę odwagi, ale jednocześnie jego introwertyczna natura cały czas trzymała go w ryzach i pilnowała, żeby się nie zapędził za bardzo - Znalazłem zbiega. Nie wiem, gdzie go prowadziłaś, ale chyba bardzo nie chce tam wylądować - dodał z przekąsem, odkładając odnalezioną kartę na stosik trzymany przez dziewczynę.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
2.

Nie przywykła jeszcze do szpitala i szczerze wątpiła, aby miało się to zmienić. Była prędzej humanistą, niż ścisłowcem, nie lubiła zapachu chemikaliów, a chorzy ludzie naprawdę ją przygnębiali. Nie radziła sobie najlepiej ze współczuciem, którego nie potrafiła może wyrażać, ale przeżywała bardzo dogłębnie. W dodatku miała wrażenie, że niektóre osoby z personelu szpitalnego za punkt honoru wzięły uprzykrzenie jej życia. Do takich osób zaliczała na przykład Charlotte, przed którą każdego dnia próbowała się ukrywać. Podobnie z resztą traktowała swoją ciotkę, którą unikała głównie z zasady. Poza tym obwiniała ją nieco za to, jaki format przyjęła jej kara. Po kilku tygodniach niestety kończyły jej się pomysły na sprawdzone kryjówki i co jakiś czas musiała się zmierzyć z jakimś niewdzięcznym zadaniem, którego nikt sam z siebie nie chciał wykonać, ale przecież Desiderii nie wolno było odmówić. Takim zadaniem miało być alfabetyczne posegregowanie wyników badań, które komuś upadły i pomieszały się całkowicie. Brzmiało to dość absurdalnie, jak na instytucję tak poważną, jak szpital. Sądziła osobiście, że w miejscu takim, jak to, nie powinno dochodzić do podobnych wypadków. Rozmyślała właśnie nad tym, niosąc stertę papierów, aż nagle jej ktoś nie zatrzymał. Nie miała luk w pamięci, więc skojarzyła twarz, dopisując ją do odpowiedniego wspomnienia. Jakże mogłaby zapomnieć, skoro stał przed nią syn jej aktualnego nemezis. Aż się rozejrzała dookoła, jakby bała się, że mamusia też skądś zaraz wyskoczy.
- Nom... - skinęła głową na jego pytanie. - Jesteś synem Charlotte, pamiętam cię - mruknęła głównie po to, by coś powiedzieć, skoro już ją zatrzymał. Zaraz jednak zaczął coś mówić o jakimś zbiegu i cóż, niestety Siri kompletnie nie zrozumiała co też miał na myśli. Niespecjalnie to ukrywała, patrząc na niego z dość wyraźną konsternacją. - Hę? - podsumowała, ale kiedy odłożył kartkę na stos dokumentów, parsknęła cicho. - Och, o to ci chodzi - pokręciła głową. - Strasznie to skomplikowałeś, jak jakiś bajkopisarz - zażartowała sobie z niego, nie mając niczego złego na myśli. Miała już taki sposób bycia. Poprawiła jeszcze trzymany przez siebie stosik i teraz nieszczególnie wiedziała, co dalej. Powinna sobie pójść? Powinna czekać na jakieś wieści od Charlotte, których posłańcem miał być jej syn? Może rozsądniej byłoby go też unikać, tak jak jego matkę, ale w gruncie rzeczy nie wydawał się niebezpieczny. Jeszcze... - W każdym razie dzięki, pewnie ktoś miałby pretensje, gdybym zgubiła cokolwiek z tych papierów - uśmiechnęła się i spojrzała na niego wyczekująco, jakby w ten sposób chciała ocenić na czym stoi ich rozmowa. Nie chciała się narażać, ale skłamałaby mówiąc, że ze względu na jego powiązania, nie czuła się nieco spięta.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
"Syn Charlotte" z ust Siri brzmiało niemal jak zarzut. Niezła łatka jak na początek znajomości z dziewczyną, która na to imię reagowała niemal alergicznie. Jake parę razy pewnie słyszał od matki, że ma skaranie boskie z tymi wolontariuszami, bo wszystko trzeba im tłumaczyć dwa razy i jeszcze sprawdzać, czy wykonali powierzone zadania. Nie wyrywał się póki co ze stawaniem w obronie Siri przed matką, bo jednak byłoby to dość creepy na tym etapie znajomości. Choć etap to zdecydowanie zbyt górnolotne określenie biorąc pod uwagę, że w zasadzie rozmawiali ze sobą po raz pierwszy.  Znajomość również wydawała się określeniem nieco przesadzonym. Dlatego póki co po prostu wsłuchiwał się w relacje matki, co jakiś czas podkreślając bardzo ogólnie, żeby dała żyć tym swoim biednym podwładnym, bo w końcu wywiozą ją stąd na taczkach.
- Sorry, w mojej głowie zabrzmiało to zabawnie - odparł z uśmiechem, bo rozbawiła go jej konsternacja. Dobrze, że nie wyleciał z jakimś żartem o kodowaniu czy coś takiego, bo przecież dziewczyny tak bardzo lubią mrukliwych kolesi - programistów, których śmieszą żarciki o htmlu - Myślisz, że to dobry moment żeby pomyśleć o zmianie ścieżki życiowej? - spytał unosząc lekko brew. Kto wie, może drzemał w nim jakiś ukryty potencjał na poetę - wieszcza XXI wieku? - Czy pod słowem ktoś kryje się ta osoba, o której myślę? - spytał, bo jednak nie uniknęliby tego tematu. Zwłaszcza, że wyczuwał po stronie dziewczyny pewną niezręczność związaną tym spotkaniem. Miał nadzieję, że nie mimo wszystko w głowie nie wrzucała Charlotte i Jake do jednego worka... Również takiego nie metaforycznego.
Jake zresztą również czuł lekkie napięcie, bo nie był typem chłopaka, któremu gadka z dziewczynami szła gładko. Zazwyczaj z własnej woli robił za skrzydłowego, a jego dotychczasowe relacje damsko-męskie rodziły się naturalnie, bez zbędnego nieudolnego podrywu. Po chwili skarcił się w myślach, bo jednak jego rozkminy na ten temat powędrowały chyba zbyt daleko.
- Jesteś stąd? - spytał nagle drapiąc się po karku, przerywając wzajemne obserwację i próby wyczucia, co teraz powinni zrobić.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Faktycznie nie miał najlepszego startu przez wzgląd na swoje powiązania rodzinne, ale to też nie tak, że Desideria z miejsca uważała, że Jake jest taki, jak jego matka. Sama z własną nie dogadywała się najlepiej, jakby ktoś miał pytać, więc i na stojącego przed sobą chłopaka patrzyła, jak na oddzielny mechanizm, nawet jeśli, siłą rzeczy pewna niezręczność się między nich wkradła. W gruncie rzeczy sama Charlotte pewnie miała dużo zalet, ale tych Siri nawet nie próbowała szukać, bo całkiem wygodnie żyło jej się w śmiecie, w którym wspomniana kobieta nosiła miano złoczyńcy.
- To zależy... jaka jest aktualna ta twoja ścieżka? - zapytała całkiem swobodnie, bo wydawało jej się, że o ile ona mogła być spięta z uwagi na przełożoną, o tyle sam Jake takiego powodu nie miał, a mimo to blondynka miała wrażenie, że nie czuje się od w pełni swobodnie. Czy już usłyszał o tym, że jest złodziejką i wandalem, więc teraz w głowie obawiał się, że zaraz zostanie okradnięty? Nie w smak była jej ta myśl i może nawet popadała w paranoję na tym polu, ale cóż, nie ma co ukrywać, to było jej pierwszym skojarzeniem i dlatego też zamiast zwiać i pozostawić go z obawami, chciała chyba pokazać, że jest normalną dziewczyną, a nie młodym przestępcą z marginesu. - Strzeliłabym sobie w kolano, gdybym narzekała ci na twoją mamę - odpowiedziała na jego pytanie z wyraźnym rozbawieniem, chociaż te przejawiało się pod postacią ironizowania. - Wiesz, jestem blondynką, ale bez przesady - dodała jeszcze, utrzymując wypowiedź w tym samym tonie i dla pewności poprawiła raz jeszcze dokumenty, nie chcąc już gubić żadnych kartek. Nie przepadała za wolontariatem i na pewno nie skakała z ekscytacji przy każdym nowym zadaniu, ale kiedy już jakieś dostawała, starała się, by niczego nie zepsuć. Przynajmniej w jej odczuciu tak właśnie było.
- Stąd, czyli skąd? Ze szpitala? - uniosła wysoko brwi patrząc na niego z powątpiewaniem. Pozwoliła sobie na chwilę milczenia, by zasiać w Jake'u ziarno niepewność, ale w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem pod nosem, odgarniając zaraz dłonią włosy z twarzy, które przez ten przejaw wesołości na moment ją zasłoniły. - Zgrywam się... jestem z Nowego Jorku, dlatego też, jak zauważył jeden z pacjentów... mówię tak dziwnie. Chociaż dla mnie to wy mówicie dziwnie, jak mam być szczera - pozwoliła sobie na ten komentarz, marszcząc bezwiednie przy tym swój nieduży nos, bo faktycznie jeszcze w pełni się nie przyzwyczaiła do tutejszego akcentu. Niby jej rodzice byli z Australii, ale lata spędzone w stanach sprawiły, że pewne naleciałości wyparły rodowity język.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
Jake nie miał pojęcia o tej mroczniejszej stronie Siri. Co prawda parokrotnie mimochodem podpytywał Charlotte o wolontariuszy, ale matka nigdy nie łapała tej zawoalowanej aluzji. Tym bardziej nie dzieliła się z nim ich historiami. Raz, pewnie obowiązywało ją coś na kształt ochrony danych. Dwa, pod kątem etycznym rozpowiadanie sekretów i sekrecików podwładnych również nie brzmiało dobrze. Trzy, Charlotte i tak nie należała do osób lubiących dzielić się z innymi spicy szczegółami z życia innych ludzi, więc siłą rzeczy jedynym źródłem, z jakiego Jake mógł dowiedzieć się czegoś o przeszłości Siri, była ona sama. Ale póki co nie dawała mu ani grama znaku, że za tą anielską buzią kryje się mały diabełek.
- Jeśli Ci powiem, to istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że w tym momencie zakończymy rozmowę - odparł rozbawiony, ale po chwili dodał - Głównie programuję, bawię się htmlem i grzebię w sprzętach znajomych. Także z poezją naprawdę mi nie po drodze, ale jeśli to naturalny talent... - wzruszył ramionami tak jakby chciał dodać, że w takim razie los nie pozostawia mu wyboru. Często miał poczucie, że kiedy zaczyna opowiadać o swoim zajęciu, to w głowie rozmówcy od razu pojawia się jego obraz jako nudnego nerda. Nerdem może i był, ale potrafił też wykrzesać z siebie odrobinę szaleństwa... czasami. Roześmiał się słysząc jej kolejne słowa.
- Hej, przecież nie pobiegnę do niej na Ciebie naskarżyć. Kto jak kto, ale akurat ja dobrze wiem jaka potrafi być upierdliwa - odparł zgodnie z prawdą. Kiedy Charlotte już opowiedziała mu jakąś historię związaną z rezydentami, Jake nigdy nie miał oporów, żeby mówić wprost co sądził o wyczynach matki. Kiedy Siri zaczęła poprawiać dokumenty, skierował na nie wzrok, zawieszając się chwiliowo nad zadanym przez dziewczynę pytaniem. Kiedy dziewczyna w końcu się roześmiała, również parsknął śmiechem. Okej, dał się nabrać.
- Czekaj, czekaj, wypraszam sobie. Ludzie na całym świecie marzą o tym, żeby umieć odtworzyć nasz akcent - odparł z udawanym zbulwersowaniem. Kto nigdy nie próbował mówić po angielsku z brytyjskim akcentem lub jego pochodnymi, również tym w wersji aussie, niech pierwszy rzuci kamieniem! - Nowy Jork, huh? Dość nietypowy kierunek migracji... Ludzie zazwyczaj jednak opuszczają Lorne, niż do niego przylatują - stwierdził, bo chociaż w Lorne Bay mieszkało wciąż sporo młodych ludzi, to jednak wśród jego znajomych coraz popularniejsze stawały się ucieczki do większych i bardziej gwarnych miejsc na całym świecie. A Nowy Jork to już szczególnie był ucieleśnieniem amerykańskiego snu - Mrugnij dwa razy, jeśli jesteś tu przetrzymywana wbrew swojej woli - dodał, konspiracyjnie ściszając głos i lekko nachylając się w kierunku Siri.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W głowie Desiderii Charlotte jawiła się jako ten typ człowieka, który uwielbia plotkować o innych w niepochlebny sposób, ale też nie ma co ukrywać, że blondynka demonizowała panią doktor pod każdym możliwym kątem i w swojej ocenie była cokolwiek niesprawiedliwa. Nie, żeby przed Jake'iem zamierzała się spowiadać ze swoich wizji, posiadała jeszcze na tyle rozsądku, by tego nie robić, ale i tak póki co słusznym posunięciem było dla niej trzymanie się na baczności.
- Och, programista! Po tym wprowadzeniu sądziłam, że w wolnych chwilach podglądasz innych czy coś w tym stylu - wyraźnie jej ulżyło, bo nie ma co ukrywać, wstęp chłopka nie brzmiał najlepiej. Nie była na pewno uprzedzona do osób zajmujących się około informatycznymi dziedzinami. W zasadzie to nawet to podziwiała. - To jak zepsuje mi się laptop, będę do ciebie uderzać - zażartowała, chociaż faktycznie byłaby gotowa to zrobić, żeby trochę zaoszczędzić na serwisie. Wiadomo jednak, że mu tego nie powie, bo wyszłaby na naciągaczkę.
- Czyli mówisz, że mogę ci ufać? - spojrzała na niego przenikliwie, jakby spojrzeniem chciała przewiercić go na wylot. Naturalnie tak się nie stało, ale chyba jej nieco ulżyło. Nie, żeby była aż tak ufna, co by z miejsca brać jego słowa za prawdę objawioną, ale cóż... przyjemnie było wierzyć, że Jake nie jest w zmowie z mamą i nie planują wspólnie, jak pozbyć się stąd Siri. Gdyby mogła, sama opuściłaby szpital, ale była z nim niejako uwiązana. - Chociaż nie wiem, czy sam sobie nie szkodzisz... wiesz, twoja mama za mną nie przepada, nie byłaby pewnie zadowolona widząc, że ze mną rozmawiasz - pozwoliła sobie na tą dość bezpośrednią uwagę, ciekawa tego, co jej odpowie. Może też uważała to za dość zabawne? Mieć po swojej stronie syna kobiety, która uprzykrzała jej wolontariat.
- To chyba jestem nie z tego świata - odpowiedziała na jego słowa, przewracając oczami, ale zaraz pokiwała głową na boki prychając pod nosem. - Ależ to głupio zabrzmiało - podsumowała samą siebie, nie wierząc, że rzuciła tak żenującym tekstem. Zaraz jednak drgnęła delikatnie, bo cały czas wierzyła w to, że Jake zna jej sytuację, tym czasem ze słów chłopaka wynikało coś całkiem innego i dało jej to sporo do myślenia. - Spokojnie mogłabym mrugnąć dwa razy - przyznała, niebardzo wiedząc, co powinna teraz zrobić. - To nie był mój pomysł... przyjazd do Lorne Bay, ani też wolontariat w Crains - dodała, cały czas na niego przy tym patrząc, jakby chciała dostrzec coś w jego reakcji, co nakreśliłoby jej nieco bardziej na czym stoi.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
Jake zdecydowanie powinien popracować nad sztuką autoprezentacji. Skoro jedno wypowiedziane zdanie poskutkowało tym, że Siri wzięła go za potencjalnego creepy podglądacza, podczas gdy on miał na myśli jedynie swoje komputery, to nie wróżyło to Jake'a niczego dobrego! Może właśnie to miała na myśli Gale, kiedy nabijała się z niego, że musi częściej opuszczać swoje bagno? Czy bała się, że w końcu dojdzie do tego, że ludzie zaczną na widok jej eks-brata wyciągać widły? Na szczęście Siri nie ciągnęłą tematu, więc i on nie musiał brnąć w tłumaczenia, które prawdopodobnie zaprowadziłyby go w jeszcze gorsze położenie.
- Jasne, wal jak w dym - odparł krótko, zresztą całkiem zgodnie z prawdą - dla znajomych zawsze miał super zniżki, a nawet przyjmował tak zwaną walutę osiedlową.
Jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że na chwilę zapomniał języka w gębie. Siri zdecydowanie mogłaby robić za złego policjanta... gdyby nie to, że z policją była trochę na bakier.
- To całe szczęście, że mam już skończone 9 lat i mogę sam sobie dobierać znajomych - odparł na jej kolene słowa, rzucając jakiś randomowy wiek - Wiesz, Charlie jest... dość specyficzna. Paradoksalnie czasami w ten sposób okazuje sympatię, więc naprawdę nie zdziwię się jeśli za jakiś czas mi powiesz, że wystawiła Ci pozytywną ocenę - dodał, chcąc nieco podnieść Siri na duchu. Trochę kierował się tutaj rozmowami z matką na temat jej rezydentów, po których jawnie jeździła, aby na koniec dnia oznajmić im że będą z nich ludzie. Dlatego miał nieśmiałe przypuszczenie, że Siri może po prostu siebie nie docenia. Poza tym na tym etapie kierowała nim niemal stuprocentowa pewność, że na wolontariat zgłosiła się sama, z dobroci serca. Jak więc można było źle potraktować kogoś takiego?
- Zabrzmiało, jakbyś była jakąś artystką z duszą należącą do innej epoki - on również wysilił się na żart, widząc zakłopotanie dziewczyny. Zaskoczony uniósł brew, bo kolejne słowa dziewczyny zaprzeczyły właśnie jego dotychczasowym przekonaniom na jej temat - Nie Twój pomysł? A czyj? - spytał szybko, zanim zdążył się w ogóle zastanowić, czy wypada pytać o coś takiego. Może kryła się za tym jakaś tragiczna historia, o której blondynka nie chciała opowiadać? - Nie chcę być wścibski, ale... Wiem, że przy takich pytaniach to co przed "ale" się nie liczy - zaśmiał się, bo w rzeczy samej, jak ktoś mówił, że "jest tolerancyjny, ale...", to nie, nie był tolerancyjny - Czyli pochodzisz z Nowego Jorku, a do Lorne przyjechałaś... bo ktoś Cię zmusił? Nie dał innej opcji? - poczuł się trochę jak rasowy Sherlock, tak odkrywając tajemnicę dziewczyny. A zdaje się, tych tajemnic być może miała całkiem sporo - Jeśli nie chcesz o tym opowiadać jakiemuś randomowemu gościowi poznanemu na szpitalnym korytarzu, to zrozumiem - zapewnił, nie chcąc wprawiać dziewczyny w zakłopotanie.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że nie odmówił jej ewentualnej pomocy z jej własnym sprzętem, chociaż Siri chyba liczyła na darmowy serwis, o czym naturalnie nie zamierzała mówić na głos, by nie wyjść na chciwą, tudzież skąpą. Mimo, że początkowo faktycznie podchodziła do Jake'a, jak pies do jeża, z uwagi tylko i wyłącznie na jego matkę, sama musiała przyznać, że prowadzenie w tym miejscu rozmowy z kimś, kto nie patrzył na nią bykiem, nie oczekiwał, że zrobi pięć rzeczy na raz, ani też nie był chory, naprawdę jej się podobało. Było to miłą odskocznią od tego szpitalnego szaleństwa, na jakie sama przecież nigdy by siebie nie skazała.
- Czyli mówisz, że nie jest nadopiekuńcza? - zażartowała luźno, chociaż w głowie miała obraz własnej matki, która cóż... aż za bardzo chciała nią kierować. W zasadzie to jej ojczym, bo temu, mimo, że Desideria niebawem miała skończyć dwadzieścia jeden lat, niekoniecznie podobało się jej towarzystwo i raczej nie wyznawał zasady, że nie powinien się do tego wtrącać. Głupio jednak byłoby jej o tym mówić przed Jake'iem, tym bardziej teraz, kiedy wiedziała już, że nie posiada on o niej istotnych informacji. Miała więc okazję chociaż przez chwilę pożyć bez łatki żałosnego buntownika. Z tego też względu nie pospieszyła się z wyjaśnieniami, ale też niekoniecznie była chętna, aby przyklasnąć siego pomyłce. - Chyba nie zasługuję na pozytywne oceny, ale dzięki... miło jest w końcu pogadać z kimś, kto nie patrzy na mnie jak na największe przekleństwo tego miejsca - zażartowała nieco kąśliwie, ale szturchnęła go przy tym w ramie, by wiedział, że tylko się droczy. Nawet jeśli w rzeczywistości jej własne słowa całkiem mocno ją zabolały, bo przecież tylko ona z ich dwójki znała ich ciężar.
- To w sumie całkiem fajnie. Mogłabym być taką artystką, tylko chyba brakuje mi jakiegoś artyzmu - zastanowiła się chwilę nad tym, spoglądając gdzieś w bliżej nieokreślonym kierunku. Uważała siebie za osobę, która raczej nie posiadała jakiś specjalnych zdolności. Fakt, brzdękała sobie na gitarze, pisała jakieś tam piosenki, ale miała też świadomość, że co trzeci dzieciak potrafi coś zabrzdąkać, a co drugi z nich próbuje do tego śpiewać własne hity. Nie było w tym za grosz legendy, jaką mogłaby po sobie pozostawić. - Wiesz... może mam blond włosy, ale gdybym nie chciała mówić o tym randomowi ze szpitalnego korytarza, to sama bym do tego nie nawiązała - oderwała się od rozmyślań i wyszczerzyła wesoło. Było to zarówno kłamstwem, jak i prawdą. Prawdą, bo rzeczywiście zamierzała mu co nieco zdradzić, kłamstwem, bo całej prawdy nie byłaby w stanie ubrać w słowa. Za bardzo się wstydziła... nawet przed randomem. - Nie dogaduję się z ojczymem, a on z kolei za bardzo dogaduje się z moją matką, więc wysłała mnie tutaj do ciotki, uznając, że tak będzie dla mnie lepiej - zabawne, bo w zasadzie zdradziła mu całkiem sporo. Sama się tego nie spodziewała, ale też... chyba w tej całej Australii po prostu doskwierała jej samotność? Owszem, miała Periclesa i w pełni doceniała ich przyjaźń, ale wiadomo... ileż mogła mu truć o aktualnym fagasie jej mamy? Potrzebowała kogoś jeszcze, nawet jeśli miała to być ich pierwsza i ostatnia rozmowa.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
Jake faktycznie odnotował, że z minuty na minutę Siri wydawała się być coraz bardziej wyluzowana w jego towarzystwie. No, może nie tyle co wyluzowana a po prostu mniej spięta. Uznał to za dobry znak, a może nawet zachętę do dalszej rozmowy. Oczywiście z tyłu głowy miał myśl, że dziewczyna może chce być po prostu miła, a tak naprawdę odlicza czas aż Hargreeves sobie pójdzie. Ale pod tym kątem był typowym facetem, więc jeśli Siri dawała bądź będzie próbowała dać mu jakąś aluzję by sam domyślił się, że pora kończyć rozmowę - cóż, pewnie jej nie załapie.
- Nie przekracza tej granicy - potwierdził z uśmiechem. Na kolejne słowa dziewczyny uniósł pytająco brew. Jednak kiedy dziewczyna żartobliwie szturchnęła go w ramię, zaśmiał się w ślad za nią. - Hej, to w końcu wolontariat, a nie jakiś karny obóz pracy - walnął, nie pozostawiając już żadnych wątpliwości, że nie miał pojęcia o przeszłości Siri. Ani o tym, że w sumie poniekąd chyba trafił w samo sedno tego, w jaki sposób dziewczyna podchodziła do swojego zajęcia. Sądził jednak, że blondynka naprawdę się z nim droczy, a nie przemyca właśnie informacje na swój temat. Siri miała w sobie coś takiego, że u Jake'a wytworzył się efekt aureoli przy jej odbiorze - przypisywał jej same pozytywne cechy, które swoim poczuciem humoru i podejściem do świata potwierdzała na każdym kroku.
- Nie bądź dla siebie taka surowa. Myślę, że taki artyzm zawsze można sobie choć trochę wypracować. A jeśli nie, to zawsze pozostaje dobra charakteryzacja i możesz zostać taką np. francuską wokalistką z lat 60. - odparł mrużąc oczy, jakby szacował jak Siri wyglądałaby w takiej właśnie stylówce. Rzucił właśnie takim stylem, bo mniej więcej właśnie taki vibe miała w jego oczach blondynka. Roześmiał się słysząc jej kolejne słowa. - Po prostu dałem Ci furtkę na wypadek, gdybyś jednak chciała się wycofać z tego przesłuchania - oznajmił szczerze, mając nadzieję że dziewczyna jednak nie postanowi się nią ewakuować. - Auć. Chyba nie ma nic gorszego niż staruszkowie chcący układać Ci życie - podsumował, mając cichą nadzieję że okaże jej w ten sposób chociaż minimalnie, że doskonale ją rozumie i może przy nim czuć się komfortowo gdyby potencjalnie chciała powylewać swoje skrywane żale. - A teraz pobawię się w Sherlocka - zapowiedział, po czym podrapał się po brodzie jakby co najmniej rozwiązywał jakąś ultra trudną zagadkę kryminalną. Zrobił też odpowiednią zamyśloną minę, co by dodatkowo podkreślić ten pseudo cosplay. - Czyli Twoja mama wysłała Cię do Lorne i tu miałaś odnaleźć lepsze życie. Ale nie kipisz entuzjazmem, więc domyślam się, że z ciotką nie jesteście najlepszymi przyjaciółkami? - uniósł pytająco brew próbując wyczytać z twarzy dziewczyny, czy oto właśnie objawił talent godzien najpopularniejszego detektywa wszech czasów.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rozmowa z Jake'iem z wielu względów była jej na rękę, przede wszystkim dlatego, że miała wymówkę dzięki której mogła zrobić sobie przerwę. W dodatku kiedy tak dobitnie potwierdził przypuszczenia o tym, że nie zna jej przeszłości i powodów dla których tutaj trafiła, konwersacja z miejsca stała się jeszcze przyjemniejsza. Może ktoś o wyższym poziomie moralności od razu rozwiałby ewentualne wątpliwości, ale cóż... Siri do takich jednostek się nie zaliczała. Niestety. Poza tym była tylko młodą dziewczyną w obcym miejscu, która miała dość wytykania palcami.
- No tak, racja - zaśmiała się, chociaż, co już zauważono, dla niej faktycznie miało to więcej wspólnego z obozem pracy. Nie zatrzymywała się taktycznie przy tym temacie, to też ucieszyło ją, że sam Jake niespecjalnie chciał go wałkować.
- Akurat wokalistką? A co jeśli zawodzę niczym obdzierany ze skóry kot? - podpuszczała go nieci, zerkając na niego z szelmowskimi ognikami w oczach. Jako dziecko marzyła jej się wielka kariera piosenkarki, ale potem dorosła i zrozumiała, że co druga dziewczynka o tym marzy. Piosenki pisała tylko do szuflady, na gitarze raczej brzdąkała, bo żadnym wirtuozem nie była, a jeśli chodzi o śpiewanie, to od śmierci ojca niespecjalnie umiała robić to przed kimkolwiek. Za bardzo się wstydziła, miała jakieś blokady, których nie była w stanie przepracować. - Zapewniam, że zwykle nie potrzebuję takich furtek. Odwrócenie się na pięcie, gdy coś mi nie pasuje, to moja super moc - przewróciła oczami, ale wyszczerzyła się przy tym, aby nie odebrał tych słów jak jakiejś niegrzecznej uwagi. Szkoda tylko, że ten jej dobry humor nie miał się zbyt długo utrzymać. Sama nawiązała do rodziny i nie miała tu niczego za złe Jake'owi, po prostu... myślenie o matce i ojczymie nie działało na nią zbyt dobrze. Mimo to nie zamierzała go powstrzymywać od tej zabawy w detektywa. - W sumie dobrze, że działasz w komputerach, bo co do śledztwa... sama nie wiem - cmoknęła rzucając tą niby zgryźliwą uwagą, ale jednak widać było, że nie ma nic złego na myśli i tylko się z nim droczy. Już taka była z charakteru, a żeby zadość uczynić, postanowiła rozwiać nieco wątpliwości. - Wysłała mnie tu raczej, żeby to ona miała lepsze życie. Te należące do mnie nie stanowi jej priorytetów - powiedziała to dość lekko, jakby wspominała o pogodzie, a nie przyznawała się, że - mówiąc językiem kolokwialnym, a może nawet wulgarnym - ma ją gdzieś. - Co do ciotki sama nie wiem... nie znam jej za dobrze, ale mam wrażenie, że to raczej ona za mną nie przepada. No bo na dobrą sprawę, chciałbyś, żeby jakaś rodzina zza oceanu wcisnęła ci swojego dzieciaka pod opiekę? Jeszcze psa rozumie, ale człowieka? Słabo raczej - wzruszyła ramieniem, jakby tym miała pokazać, że tak naprawdę wcale jej to nie rusza, nawet jeśli w rzeczywistości ruszało i to bardzo.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
- Toooo wtedy zostaniesz uznana za przedstawicielkę bardzo alternatywnego nurtu - przeciągnął rozbawiony, bo Siri wcale nie ułatwiała mu zadania wykreowania z niej artystki. Jake był z kolei skrajnie ścisłym umysłem, więc ze wszelkimi formami artyzmu był na bakier. Cóż, chociaż sądząc po tej rozmowie, wyobraźnię miał nie najgorszą. Siri miała w sobie tyle uroku, że bezsprzecznie zawładnęłaby sercami widzów, nawet jeśli faktycznie jej śpiew przypominałby wycie kotów podczas rui.
Roześmiał się słysząc tekst o super mocy, bo w tym temacie był już akurat ekspertem.
- Ciekawe. Czyli jeśli nie zostaniesz znaną artystką, to zawsze pozostaje Ci bohaterka filmu Marvela. Widzisz? Wiedziałem od razu, że siebie nie doceniasz - dodał przestępując z nogi na nogę. Tyle cytryn od losu do wyciskania lemoniady! Jake absolutnie nie odebrał jej słów jakoś kąśliwie. Było wręcz odwrotnie - widział, że dziewczyna oprócz anielskiej buzi ma charakterek! To w jego oczach czyniło ją tylko bardziej intrygującą.
Słysząc kolejne słowa Siri uśmiech powoli zaczął znikać z jego twarzy. Mimo, że dziewczyna wciąż pozostawała uśmiechnięta i przybrała dość nonszalancką pozę, historia którą przedstawiała była potwornie smutna. Mimo, że przez częste wyjazdy matki Jake był praktycznie wychowywany przez swoich dziadków, nigdy nie odczuwał zachowania Charlotte jako egoizmu. Zdawał sobie sprawę, że samotnej matce ciężko było połączyć pasję do medycyny i wychowywanie dziecka. Charlie uczestniczyła w najważniejszych wydarzeniach z życia syna, zawsze też interesowała się tym co u niego i kiedy była w pobliżu, nadrabiali ten czas. Być może to introwertyczna natura Jake'a sprawiła, że nie odczuwał braku stałej obecności matki na tyle mocno, by teraz czuć do niej żal.
- Wiem, że to Twoja mama, ale strasznie egoistycznie to brzmi - oznajmił, zaczynając dość asekuracyjnie. Nie chciał przecież jechać po jej rodzinie, bo koniec końców matkę ma się tylko jedną i czasami - mimo czasowym problemów z komunikacją - ostatecznie da się wyjść w tej relacji na prostą. - Wiesz, na pewno to z nią konsultowali. Może po prostu jest typem człowieka, który nie lubi albo nie potrafi okazywać zbyt wielu ciepłych uczuć - dodał, starając się podnieść nieco dziewczynę na duchu.
W międzyczasie trochę nerwowo podrapał się po uchu, następnie po nosie, bo bardzo, ale to bardzo kusiło go żeby zadać teraz jedno pytanie. To, o którym ostatnio rozmawiał z Percy'm i któremu po alkoholu zagwarantował, że weźmie sprawy w swoje ręce i skończy te szpitalne podchody.
- Słuchaj... - zaczął niepewnie Nie jestem pewien, czy szpitalny korytarz jest dobrym miejscem na takie rozmowy. To znaczy, chętnie Cię wysłucham, nie chodzi o to, że nie chcę - dodał prędko, bo trochę zaczynał się zapętlywać wokół własnych zeznań! - Chodzi mi o to, że chętnie wysłucham o Tobie więcej w innym miejscu. Może moglibyśmy kiedyś spotkać się poza szpitalem, na bardziej neutralnym gruncie? Jakaś kawa... jeśli pijesz - zaczął bardzo szybko mówić, do końca nie wiedział czy sam siebie by zrozumiał, więc tylko posłał Siri wyczekujące spojrzenie.

Desideria Wakefield
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby wiedziała, że Jake dostrzega w niej jakiś urok, pewnie parsknęłaby tym swoim pełnym powątpiewania śmiechem. Osobiście uważała, że wiele jej brakuje do dziewczyn, które zasługiwały na podobne słowa. Przez to też szukała uznania w towarzystwie, które miało na nią zły wpływ, a w rezultacie wylądowała w Australii z wyrokiem wpisanym w papiery.
- Yhm... byłabym jak ten typ, co strzelał z łuku... nikt nie pamięta, jak się nazywa i nie doczekał się własnego filmu - przewróciła oczami, a jej maniera nie godzenia się na komplementy wzięła nad nią górę. - Wszystko potrafisz obrócić tak, żeby brzmiało dobrze? - zagadnęła zaraz, tym razem już serdeczniej, bo uważała to za przydatną, a przy tym po prostu przyjemną umiejętność, której sama nie posiadała.
- Mówisz? - prychnęła, chociaż pewnie nie świedczyło to o niej zbyt dobrze. Nie mniej jednak nie miała szczególnie dobrego zdania o swojej matce. Nie teraz. Kiedyś było lepiej, ale za dużo się wydarzyło, za dużo widziała. Kobieta z teraźniejszości w niczym nie przypominała już tej uśmiechniętej młodej dziewczyny tańczącej z jej ojcem na starej kasecie, którą Desideria uważała za swój największy skarb. Współczesna pani Wakefield, a w zasadzie Evans, budziła w blondynce odrazę. Siri nie potrafiła pojąć jak z taką łatwością mogła zapomnieć o pierwszym mężu, na którego niegdyś patrzyła w sposób, w jaki nigdy nie spojrzała na swojego aktualnego partnera, a przynajmniej nigdy nie zrobiła tego przy córce. - Myślę, że mogę po prostu przypominać jej brata - mruknęła jeszcze, nie robiąc z tego jakiejś wielkiej tajemnicy. Osobiście wierzyła w to, że mówiąc o rzeczach trudnych, łatwiej będzie jej ukryć to o czym naprawdę wolałaby nie wspominać. - Mojego ojca w sensie - dodała więc, by było to nieco bardziej jasne. Tylko, że szybko straciła azymut, bo ze słów Jake'a wynikało, że niekoniecznie życzył sobie słuchać jej wynurzeń. Przynajmniej na początku się zmieszała, bo potem wszystko się wyklarowało, co nie oznaczało wcale, że nie była już zagubiona. Potrzebowała kilku chwil, w trakcie których jedynie mrugała, patrząc na niego niezmiennie. - Zapraszasz mnie na randkę? - no, a kiedy już się nieco w tym odnalazła, nie planowała owijać w bawełnę. Lubiła stawiać na bezpośredniość i tym razem miało być tak samo. - Bo jeśli tak, to chętnie... przepadam za kawą - dodała już swobodniej, unosząc kącik ust w uśmiechu. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, prawdę mówiąc nadal była mocno zaskoczona, ale też... niewiele osób tutaj znała, a te które poznała zwykle nie chciały mieć z nią nic wspólnego. Zaproszenie na kawę było naprawdę miłą odmianą, więc nie planowała zgrywać przesadnie niedostępnej.

Jake Hargreeves
ambitny krab
Lilka
ODPOWIEDZ