about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Bros before hoes
chociaż czasem jednak nie[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Richard Remington
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Richard Remington może był obojętnym na wszystko dupkiem, który nawet ofierze wypadku mógł powiedzieć, żeby nie histeryzowała (od tych płaczów naprawdę czasami można było dostać migreny), ale to niosło za sobą kilka zalet.
Przede wszystkim po burzliwym związku z Delilah był w stanie nawiązać z nią dobre relacje. Nie udało się im – rodzice nie będą dumni z takiego połączenia i trudno, żyje się dalej. A po drugie był w stanie zaakceptować fakt, że jego przyjaciel się z nią spotyka i nie czuć ani grama zazdrości z tego powodu. Jego pragmatyczny umysł umiał sobie przetłumaczyć, że to w zasadzie naturalne, że z kółeczka wspólnych znajomych nagle pojawiają się nowe pary i fakt, że obie dzielili się jedną kobietą nie sprawia, że mają zacząć z tego powodu drzeć koty. W imię czego? Dziewczę to było już dla Dicka przebrzmiałą pieśnią przeszłości (trochę jak ta, co jej ostatnio odebrał dziewictwo), więc dlaczego miałby rezygnować z kumpla?
I z walk, które stanowiły stały element ich przyjaźni. Męskiej tak jak tylko się da – z napieprzaniem się po mordzie, piciem piwa i komentowaniem kolejnych lafirynd, które pojawiały się i znikały, niezależnie od tego jak zajętym Delilah człowiekiem był Lorenzo.
Mogliby tak sobie żyć we względnej homeostazie, gdyby nie niepokojące wiadomości, które wymienił z byłą. Richard sprzed trzech miesięcy, upaprany pod nosem białym proszkiem machnąłby na to rękę, ale ten wpadł w niesamowity szał. Może chodziło o to, że znęcanie się nad dziewczyną wydawało mu się ciosem poniżej pasa, a nie żadnym nokautem; a może o fakt, że Dick już znał tego typu piosenki i wiedział, że potem kończy się na ostrym dyżurze i uświadamia sobie, że ciężarna partnerka ma obite przez niego żebra i właśnie roni wasze pierwsze dziecko. Może to tknęło go tak bardzo, że postanowił rozmówić z Thompsonem, a może upadł na głowę i zaczął mieszać się w nieswoje sprawy, ale efekt tego był taki, że zjawiał się w salce na tyle poirytowany i wkurwiony, że nie czekał na żadne rozmowy o pogodzie.
Po prostu znienacka złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie, miarkując się, czy strzelić go w mordę już czy za chwilę.
- Jak ty możesz patrzeć na siebie w lustrze? Wyzywać własną dziewczynkę od dziwek?! Co jest z tobą nie tak, człowieku? – brawo, właśnie rozpoczął październikowy festiwal czystej hipokryzji, bo sam wcale nie był lepszy i powinien z całą pewnością nie podchodzić do tego tak impulsywnie, ale skoro do większości rzeczy podchodził obojętnie to… Doceniał, że reaguje, że ktoś w jego życiu znaczy przynajmniej tyle, że postanowił się za nią wstawić.
Nawet jeśli skończy się to mocnym mordobiciem, tym razem bez zasad i bez klatki, więc równie dobrze mógł sobie już zwijać z powrotem te bandaże.
Lorenzo Thompson
Przede wszystkim po burzliwym związku z Delilah był w stanie nawiązać z nią dobre relacje. Nie udało się im – rodzice nie będą dumni z takiego połączenia i trudno, żyje się dalej. A po drugie był w stanie zaakceptować fakt, że jego przyjaciel się z nią spotyka i nie czuć ani grama zazdrości z tego powodu. Jego pragmatyczny umysł umiał sobie przetłumaczyć, że to w zasadzie naturalne, że z kółeczka wspólnych znajomych nagle pojawiają się nowe pary i fakt, że obie dzielili się jedną kobietą nie sprawia, że mają zacząć z tego powodu drzeć koty. W imię czego? Dziewczę to było już dla Dicka przebrzmiałą pieśnią przeszłości (trochę jak ta, co jej ostatnio odebrał dziewictwo), więc dlaczego miałby rezygnować z kumpla?
I z walk, które stanowiły stały element ich przyjaźni. Męskiej tak jak tylko się da – z napieprzaniem się po mordzie, piciem piwa i komentowaniem kolejnych lafirynd, które pojawiały się i znikały, niezależnie od tego jak zajętym Delilah człowiekiem był Lorenzo.
Mogliby tak sobie żyć we względnej homeostazie, gdyby nie niepokojące wiadomości, które wymienił z byłą. Richard sprzed trzech miesięcy, upaprany pod nosem białym proszkiem machnąłby na to rękę, ale ten wpadł w niesamowity szał. Może chodziło o to, że znęcanie się nad dziewczyną wydawało mu się ciosem poniżej pasa, a nie żadnym nokautem; a może o fakt, że Dick już znał tego typu piosenki i wiedział, że potem kończy się na ostrym dyżurze i uświadamia sobie, że ciężarna partnerka ma obite przez niego żebra i właśnie roni wasze pierwsze dziecko. Może to tknęło go tak bardzo, że postanowił rozmówić z Thompsonem, a może upadł na głowę i zaczął mieszać się w nieswoje sprawy, ale efekt tego był taki, że zjawiał się w salce na tyle poirytowany i wkurwiony, że nie czekał na żadne rozmowy o pogodzie.
Po prostu znienacka złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie, miarkując się, czy strzelić go w mordę już czy za chwilę.
- Jak ty możesz patrzeć na siebie w lustrze? Wyzywać własną dziewczynkę od dziwek?! Co jest z tobą nie tak, człowieku? – brawo, właśnie rozpoczął październikowy festiwal czystej hipokryzji, bo sam wcale nie był lepszy i powinien z całą pewnością nie podchodzić do tego tak impulsywnie, ale skoro do większości rzeczy podchodził obojętnie to… Doceniał, że reaguje, że ktoś w jego życiu znaczy przynajmniej tyle, że postanowił się za nią wstawić.
Nawet jeśli skończy się to mocnym mordobiciem, tym razem bez zasad i bez klatki, więc równie dobrze mógł sobie już zwijać z powrotem te bandaże.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Richard Remington
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Och, więc na tym głównie opierała się ich przyjaźń. Na podobieństwie, które dotąd jeszcze nie miało okazji wybrzmieć, a teraz miało zamienić tę salę do ćwiczeń w krwawą posokę. Jako wielki fan Netfliksa i życia bez perspektyw, Dick wskazałby na Squid Game, nawet jeśli to on był żałośnie rozbuchanym pieniędzmi dupkiem, a Lorenzo musiał zarabiać na siebie. Ta różnica, pozornie nieistotna sprawiała, że Remington tak naprawdę nie przejawiał żadnych hamulców. Ktoś inny mógłby się zatrzymać prosto na krawędzi, a on jeszcze podkręcał gaz i przyśpieszał.
W razie czego memory 5 i jego tatuś zjawiał się jak książę na białym koniu, ratując go przed opresją. Z tym, że teraz nie chodziło o pudrowanie noska, ale o nią. O dziewczynę, którą niemalże zniszczył swoim zamiłowaniem do kokainy i której należał się przez to szacunek. Pokręcone tłumaczenie człowieka, którego zwykle napędzał instynkt.
Nie żadna wyrachowana i przemyślana strategia, która zakładałaby rozmówienie się z mężczyzną na spokojnie i poznanie zeznań obu stron. Nie, to wydawało się Dickowi zbyt skomplikowane, więc od razu wziął kumpla we fraki i postanowił przypomnieć mu dobre maniery. Na przykład, te związane z faktem, że kobieta to świętość i można wprawdzie pomstować na nią przy alkoholu, ale szarpanie się z nią bądź toksyczne wycieczki to już gruba przesada.
Pogratulować mu zatem hipokryzji, która sączyła się z każdej jego zgłoski, którą wypowiadał w stronę przyjaciela tonem oświeconego przez czas i natchnionego. A tak naprawdę nie mógł przemóc tej ochoty, by sprać Lorenzo, więc gdy tylko odepchnął go od siebie, najeżył się i ruszył na niego znowu, czując, że tak, nawet bez kokainy wściekłość napędzała go jak nigdy.
Pamiętał te czasy, gdy dosłownie łamał sobie kości podczas ulicznych bójek, klatki wprawdzie przyniosły nieco cywilizowaną odmianę tej adrenaliny, ale nadal był człowiekiem, który kierował się impulsem, a ten wydał mu na razie proste polecenie zabij i właśnie tym kierował się, gdy pięścią sięgał poharatanej twarzyczki Thompsona.
- Skoro żali się mnie, to chyba musisz być zajebistym partnerem, co? – znał wszak ich historię i wiedział, że Dick należał nie tylko do trudnych chłopaków, ale do tych najbardziej toksycznych. Może Delilah faktycznie miała jakiś typ, skoro to właśnie oni ją ruchali i teraz z jej powodu postanowili obić sobie mordy. – I skończ z tym, że ja! Ja przynajmniej skończyłem marnie przez to wszystko, a ty zachowujesz się jak pierdolony furiat i co? Masz kolejne dziwki na fiucie – wykrzykiwał kolejne zniewagi, czując, że zaraz przestanie mówić, bo jak dostanie w zęby to się zapewne nie pozbiera, ale nie potrafił przestać.
Ktoś wyłączył mu instynkt samozachowawczy i jedynie o czym myślał, to nakopać temu człowiekowi tak, by jego była nie musiała znowu cierpieć. Może i powinien pamiętać, że to jego przyjaciel, ale póki bielmo czystej wściekłości oplatało jego oczy, to nie mógł spojrzeć na niego inaczej jak na patologicznego agresora.
O ironio, to on najpierw rozpoczął z nim bójkę zamiast załatwić to możliwie jak najbardziej polubownie.
Lorenzo Thompson
W razie czego memory 5 i jego tatuś zjawiał się jak książę na białym koniu, ratując go przed opresją. Z tym, że teraz nie chodziło o pudrowanie noska, ale o nią. O dziewczynę, którą niemalże zniszczył swoim zamiłowaniem do kokainy i której należał się przez to szacunek. Pokręcone tłumaczenie człowieka, którego zwykle napędzał instynkt.
Nie żadna wyrachowana i przemyślana strategia, która zakładałaby rozmówienie się z mężczyzną na spokojnie i poznanie zeznań obu stron. Nie, to wydawało się Dickowi zbyt skomplikowane, więc od razu wziął kumpla we fraki i postanowił przypomnieć mu dobre maniery. Na przykład, te związane z faktem, że kobieta to świętość i można wprawdzie pomstować na nią przy alkoholu, ale szarpanie się z nią bądź toksyczne wycieczki to już gruba przesada.
Pogratulować mu zatem hipokryzji, która sączyła się z każdej jego zgłoski, którą wypowiadał w stronę przyjaciela tonem oświeconego przez czas i natchnionego. A tak naprawdę nie mógł przemóc tej ochoty, by sprać Lorenzo, więc gdy tylko odepchnął go od siebie, najeżył się i ruszył na niego znowu, czując, że tak, nawet bez kokainy wściekłość napędzała go jak nigdy.
Pamiętał te czasy, gdy dosłownie łamał sobie kości podczas ulicznych bójek, klatki wprawdzie przyniosły nieco cywilizowaną odmianę tej adrenaliny, ale nadal był człowiekiem, który kierował się impulsem, a ten wydał mu na razie proste polecenie zabij i właśnie tym kierował się, gdy pięścią sięgał poharatanej twarzyczki Thompsona.
- Skoro żali się mnie, to chyba musisz być zajebistym partnerem, co? – znał wszak ich historię i wiedział, że Dick należał nie tylko do trudnych chłopaków, ale do tych najbardziej toksycznych. Może Delilah faktycznie miała jakiś typ, skoro to właśnie oni ją ruchali i teraz z jej powodu postanowili obić sobie mordy. – I skończ z tym, że ja! Ja przynajmniej skończyłem marnie przez to wszystko, a ty zachowujesz się jak pierdolony furiat i co? Masz kolejne dziwki na fiucie – wykrzykiwał kolejne zniewagi, czując, że zaraz przestanie mówić, bo jak dostanie w zęby to się zapewne nie pozbiera, ale nie potrafił przestać.
Ktoś wyłączył mu instynkt samozachowawczy i jedynie o czym myślał, to nakopać temu człowiekowi tak, by jego była nie musiała znowu cierpieć. Może i powinien pamiętać, że to jego przyjaciel, ale póki bielmo czystej wściekłości oplatało jego oczy, to nie mógł spojrzeć na niego inaczej jak na patologicznego agresora.
O ironio, to on najpierw rozpoczął z nim bójkę zamiast załatwić to możliwie jak najbardziej polubownie.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Richard Remington
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Robienie sobie natychmiastowego wroga z Lorenzo przypominało wchodzenie do klatki i ciągnięcie za wąsy lwa w klatce. Nie takiego cyrkowego, co jest oswojony i przyzwyczajony do ludzi, ale takiego, którego wyciąga się prosto z sawanny czy innego buszu (nie znał się na geografii aż tak bardzo) i takiego wkurwionego pakuje do uwięzi. A potem zamiast wycofać się i dać mu czas na przetrawienie tego stanu rzeczy podchodzi do niego. Ba, na luzie pakuje się mu w jego jedyne miejsce odosobnienia i żeby było zabawniej czochra go tak, by już do reszty postradał zmysły.
Znał przecież tego człowieka i wiedział, że właśnie skazuje się na szybki wyrok śmierci, że jak tak dalej pójdzie to jego krew przyozdobi te ściany, ale między racjonalnym myśleniem jest jeszcze wąska szczelina, którą mógł nazwać impulsywnością.
To ona doprowadzała do tego, że Dick chodził wiecznie połamany, poobijany bądź bez któregoś z garnituru śnieżnobiałych zębów. Poza tym, oni obaj lubili walczyć, po prostu ubrali to w normy zdrowej i bezpiecznej klatki.
Która teraz okazała się przesadą, skoro zamiast rozegrać to w sportowy sposób, z zachowaniem zasad fair play obaj zaczęli okładać się pięściami. A przynajmniej zaczął Richard, który na dodatek nie potrafił nigdy zamilknąć, sącząc słowa, które mogły okazać się jego ostatnimi. Dobrze znał Lorenzo i wiedział, że ta groźba to nie jest określenie rzucone na wiatr.
Ten walnięty człowiek naprawdę mógł go zabić i jeśli był moment na refleksję, to właśnie teraz, gdy wyprowadzał cios w jego brzuch i ugięły mu się nogi, a gwiazdy pojawiały się nad jego głową i nie były to jak zawsze te pokroju milfów z branży porno, a autentyczne ciała niebieskie, które miały mu przypomnieć, że przyszło mu nauczać człowieka silniejszego od siebie.
Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy za dotykiem jego brzucha poszła pięść i poczuł, że krew zalewa jego pole widzenia. Jeśli ten kretyn chciał mu zafundować przebranie na Halloween, to właśnie mu to się udało.
- Ty mnie, kurwo, ty mnie?! – zapytał jednak, przełykając nie tylko wstyd co czerwoną ciecz, która sączyła się z nosa i ruszył do ataku, podcinając mu nogi jak zraniony i przez to cholernie niebezpieczny drapieżnik.
Nie był wprawdzie tak samo silny, ale był szybki i postanowił to wykorzystać, choć jakoś nie wyobrażał sobie chwili, gdyby mógł kumpla skopać tak jak to zrobił z Lorry swojego czasu. Przecież wtedy był nakręcony przez kokainę, na trzeźwo takich rzeczy nie robił.
Dlatego też dopadł Lorenzo, gdy tylko zaliczył glebę i zaczął się z nim szamotać, nie uderzając go w głowę. Jeśli chciałby go zabić, to miał okazję, ale był na tyle racjonalny, by wiedzieć, że nawet oni nie mogą mordować ludzi do kaprysu.
Wystarczyła tylko porządna bójka raz za czasu, koniecznie z połamanymi nosami i obitymi żebrami, bo przecież inaczej się nie liczy, prawda? Tak sobie myślał, gdy po raz kolejny to on był na dole, a Thompson wyprowadzał cios.
- Jesteś najbardziej toksycznym chujem, jakiego znam! A znam siebie – och, zamilcz, Dick, bo za chwilę w wyniku wstrząśnienia mózgu przestaniesz znać kogokolwiek.
Lorenzo Thompson
Znał przecież tego człowieka i wiedział, że właśnie skazuje się na szybki wyrok śmierci, że jak tak dalej pójdzie to jego krew przyozdobi te ściany, ale między racjonalnym myśleniem jest jeszcze wąska szczelina, którą mógł nazwać impulsywnością.
To ona doprowadzała do tego, że Dick chodził wiecznie połamany, poobijany bądź bez któregoś z garnituru śnieżnobiałych zębów. Poza tym, oni obaj lubili walczyć, po prostu ubrali to w normy zdrowej i bezpiecznej klatki.
Która teraz okazała się przesadą, skoro zamiast rozegrać to w sportowy sposób, z zachowaniem zasad fair play obaj zaczęli okładać się pięściami. A przynajmniej zaczął Richard, który na dodatek nie potrafił nigdy zamilknąć, sącząc słowa, które mogły okazać się jego ostatnimi. Dobrze znał Lorenzo i wiedział, że ta groźba to nie jest określenie rzucone na wiatr.
Ten walnięty człowiek naprawdę mógł go zabić i jeśli był moment na refleksję, to właśnie teraz, gdy wyprowadzał cios w jego brzuch i ugięły mu się nogi, a gwiazdy pojawiały się nad jego głową i nie były to jak zawsze te pokroju milfów z branży porno, a autentyczne ciała niebieskie, które miały mu przypomnieć, że przyszło mu nauczać człowieka silniejszego od siebie.
Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy za dotykiem jego brzucha poszła pięść i poczuł, że krew zalewa jego pole widzenia. Jeśli ten kretyn chciał mu zafundować przebranie na Halloween, to właśnie mu to się udało.
- Ty mnie, kurwo, ty mnie?! – zapytał jednak, przełykając nie tylko wstyd co czerwoną ciecz, która sączyła się z nosa i ruszył do ataku, podcinając mu nogi jak zraniony i przez to cholernie niebezpieczny drapieżnik.
Nie był wprawdzie tak samo silny, ale był szybki i postanowił to wykorzystać, choć jakoś nie wyobrażał sobie chwili, gdyby mógł kumpla skopać tak jak to zrobił z Lorry swojego czasu. Przecież wtedy był nakręcony przez kokainę, na trzeźwo takich rzeczy nie robił.
Dlatego też dopadł Lorenzo, gdy tylko zaliczył glebę i zaczął się z nim szamotać, nie uderzając go w głowę. Jeśli chciałby go zabić, to miał okazję, ale był na tyle racjonalny, by wiedzieć, że nawet oni nie mogą mordować ludzi do kaprysu.
Wystarczyła tylko porządna bójka raz za czasu, koniecznie z połamanymi nosami i obitymi żebrami, bo przecież inaczej się nie liczy, prawda? Tak sobie myślał, gdy po raz kolejny to on był na dole, a Thompson wyprowadzał cios.
- Jesteś najbardziej toksycznym chujem, jakiego znam! A znam siebie – och, zamilcz, Dick, bo za chwilę w wyniku wstrząśnienia mózgu przestaniesz znać kogokolwiek.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Dick Remington
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Męskie towarzyszów rozmowy znacznie różniły się od tych żeńskich, które zawierały w sobie tyle słodyczy, że prędzej czy później szło się tym cukrem udławić. Znał te wszystkie podrygi płci pięknej. Niby kłótnia, godzenie się w popisowy sposób i wbijanie sobie noża w plecki, gdy tylko nadejdzie odpowiednia okazja. Mężczyźni tacy jak on – to znaczy obrzydliwie terytorialne samce (w skrócie zwykli kretyni) może i walczyli do ostatniej krwi, ale jeśli się godzili to już na dobre.
Może i z Lorenzo dali sobie obecnie po ryju więcej razy niż ustawa z kodeksu braterskiego przewiduje, ale kiedy już w końcu oddychali głęboko i jego kumpel miał zadać ten jeden cios, poczuł, że znowu odrzuca go od siebie. Tak, by obaj się opamiętali i skończyli z tłuczeniem się bez żadnych reguł.
Westchnął, niby nawet z rezygnacją (zawsze był fanem zdzierania sobie skóry), ale oddychał na tyle głęboko, by przemyśleć sprawę i powrócić do status quo ich relacji. Takiej, której nie zdąży poruszyć żadna dupa, nawet jeśli umie poruszać się w pięknie opiętych spodenkach.
Delilah mogła być wyjątkowa i ssać nawet jak staromodny odkurzacz z przeciągu stuleci, ale nadal pozostawała tylko kobietą, więc poza zwyczajową bójką o jej honor nie należało się spodziewać, że będą ją przekładać ponad siebie. Może to dobrze, że urodzili się we współczesnych czasach, bo sekundanci pojedynku zapewne nakazaliby im dokończenie sprawy w tylko jeden sposób, a tak to mieli nawet szansę na piwo albo dziesięć, gdy już tętno spadnie do normy i gdy już przestaną wyglądać jak pobite z każdej strony śliwki węgierki.
Boże, jak to wszystko puchło, a on nie miał pod ręką żadnego środka przeciwbólowego. Wszak był byłym ćpunem, więc przysługiwała mu medytacja i paracetamol. Mógł pomyśleć o tym, zanim potłukł sobie plecy, naruszył ledwo poskładany bark i wreszcie czuł, że jego nos wygląda na nieźle potargany.
Oby to nie było złamanie, bo z ich dwójki wyglądał zawsze o niebo lepiej.
Ułożył się jednak na macie, podpierając plecami ścianę.
- A co ona mogła mi powiedzieć? Że jesteś zazdrosnym i zaborczym chujem, który niszczy waszą relację. Nic czego bym wcześniej nie wiedział – wzruszył ramionami i doprawdy zabawne było, że przed kilkoma minutami podobne wyznanie obudziło w nim zwierzę, które chciało skopać Thompsona do śmierci.
Najwyraźniej jednak potłuczone żebra uczyły rozsądku i sztuki konwersacji. – Masz gdzieś jakiś spirytus? – tylko niech nie pomyśli, że do obmycia jego widocznych ran. Zapalił papierosa, ocierając ręce z krwi i czując się jak ci wszyscy gangsterzy, którzy palą nad ciałem ofiary.
Z tym, że jego była całkiem żywa i żwawa, niech Bogu będą dzięki.
Lorenzo Thompson
Może i z Lorenzo dali sobie obecnie po ryju więcej razy niż ustawa z kodeksu braterskiego przewiduje, ale kiedy już w końcu oddychali głęboko i jego kumpel miał zadać ten jeden cios, poczuł, że znowu odrzuca go od siebie. Tak, by obaj się opamiętali i skończyli z tłuczeniem się bez żadnych reguł.
Westchnął, niby nawet z rezygnacją (zawsze był fanem zdzierania sobie skóry), ale oddychał na tyle głęboko, by przemyśleć sprawę i powrócić do status quo ich relacji. Takiej, której nie zdąży poruszyć żadna dupa, nawet jeśli umie poruszać się w pięknie opiętych spodenkach.
Delilah mogła być wyjątkowa i ssać nawet jak staromodny odkurzacz z przeciągu stuleci, ale nadal pozostawała tylko kobietą, więc poza zwyczajową bójką o jej honor nie należało się spodziewać, że będą ją przekładać ponad siebie. Może to dobrze, że urodzili się we współczesnych czasach, bo sekundanci pojedynku zapewne nakazaliby im dokończenie sprawy w tylko jeden sposób, a tak to mieli nawet szansę na piwo albo dziesięć, gdy już tętno spadnie do normy i gdy już przestaną wyglądać jak pobite z każdej strony śliwki węgierki.
Boże, jak to wszystko puchło, a on nie miał pod ręką żadnego środka przeciwbólowego. Wszak był byłym ćpunem, więc przysługiwała mu medytacja i paracetamol. Mógł pomyśleć o tym, zanim potłukł sobie plecy, naruszył ledwo poskładany bark i wreszcie czuł, że jego nos wygląda na nieźle potargany.
Oby to nie było złamanie, bo z ich dwójki wyglądał zawsze o niebo lepiej.
Ułożył się jednak na macie, podpierając plecami ścianę.
- A co ona mogła mi powiedzieć? Że jesteś zazdrosnym i zaborczym chujem, który niszczy waszą relację. Nic czego bym wcześniej nie wiedział – wzruszył ramionami i doprawdy zabawne było, że przed kilkoma minutami podobne wyznanie obudziło w nim zwierzę, które chciało skopać Thompsona do śmierci.
Najwyraźniej jednak potłuczone żebra uczyły rozsądku i sztuki konwersacji. – Masz gdzieś jakiś spirytus? – tylko niech nie pomyśli, że do obmycia jego widocznych ran. Zapalił papierosa, ocierając ręce z krwi i czując się jak ci wszyscy gangsterzy, którzy palą nad ciałem ofiary.
Z tym, że jego była całkiem żywa i żwawa, niech Bogu będą dzięki.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Dick Remington
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Znaczy ty dobrze pchasz, a ona dobrze ciągnie –o tak, Dick zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel zazwyczaj z kobietami dogadywał się w jeden jedyny sposób i tak naprawdę nie miał nic do takiego. Spustoszenie mu wpierdolu w imię poszkodowanej byłej można było zaliczyć do jego obowiązków, ale już mieszanie się w ich podchody to było za wiele dla Remingtona. Dla człowieka, który lubował się we wchodzeniu w butach w czyjeś skomplikowane życie uczuciowe i rozpieprzaniu wszystkiego, bo mu się nudziło.
To też świadczyło o tym, że mógł sporo mówić, ale tak naprawdę Lorenzo był mu bliski. Gdyby było inaczej, to na pewno zakręciłby z powrotem w głowie Delilah i sam sprawdziłby jak się po wielu latach dogadują. Znając możliwości Richarda to okazałoby się, że znalazłaby z nim dużo lepszy, wspólny język. Albo też sama zaprezentowałaby mu nabyte możliwości oralne. Ale nie, szanował tę relację i mimo, że była okupiona już nie tylko potem, ale dużo ilością sfermentowanej krwi, którą spluwał do kubła jak nieświeżym winem, to była dla niego przykładem więzi nie do zdarcia.
Może dlatego machnął ręką na ich wzajemne potyczki wszelakie. Jak chcą, to niech się pozabijają, ale wtedy pochowa ich za jednym zamachem, żeby nadal nie musiał dobierać odpowiednich stron. Na razie jednak musiał poczuć zęby z powrotem bez krwi i przejrzeć się w lustrze, by zobaczyć, że wszystko zdrowo i jednakowo puchnie.
Miał nadzieję, że ta bestia z klatki niczego mu nie złamała, bo byłoby to bardzo niewygodne, jeśli wziąć pod uwagę niedogodności związane z nieobecnością jego ulubionego wrzoda na dupie, czyli formalnie komendanta straży. Mógł zapewne o tym pomyśleć, zanim puścił się w atak na Lorenzo, ale jakby był taki poukładany i spokojny, to obecnie czekałby na poród swojej partnerki. A tak to został sam i najgorsze, że wcale nie było mu źle z tego powodu, zwłaszcza gdy mógł sobie popatrzeć na swojego przyjaciela.
Który wyglądał jak siedem nieszczęść. I na cholerę była mu ta baba?
- To mówisz, że nie lecą na twoją zajebistą osobowość? Jakoś mnie to wcale nie dziwi – musiał mu dogryzać i jeszcze pogłaskał go po głowie, czując, że stąpa po bardzo cienkiej linii, ale chyba już wyczerpali limit przemocy na dziś. - Masz jakieś oksy? – choć i tak miał je zabronione, ale lubił słuchać o możliwościach. - I wiesz co? Praktycznie zostałem komendantem – nadrabiania pozostałych rewelacji nadszedł czas, póki jeszcze mogli ruszać tymi pieprzonymi szczękami, które również były w opłakanym stanie.
Lorenzo Thompson
To też świadczyło o tym, że mógł sporo mówić, ale tak naprawdę Lorenzo był mu bliski. Gdyby było inaczej, to na pewno zakręciłby z powrotem w głowie Delilah i sam sprawdziłby jak się po wielu latach dogadują. Znając możliwości Richarda to okazałoby się, że znalazłaby z nim dużo lepszy, wspólny język. Albo też sama zaprezentowałaby mu nabyte możliwości oralne. Ale nie, szanował tę relację i mimo, że była okupiona już nie tylko potem, ale dużo ilością sfermentowanej krwi, którą spluwał do kubła jak nieświeżym winem, to była dla niego przykładem więzi nie do zdarcia.
Może dlatego machnął ręką na ich wzajemne potyczki wszelakie. Jak chcą, to niech się pozabijają, ale wtedy pochowa ich za jednym zamachem, żeby nadal nie musiał dobierać odpowiednich stron. Na razie jednak musiał poczuć zęby z powrotem bez krwi i przejrzeć się w lustrze, by zobaczyć, że wszystko zdrowo i jednakowo puchnie.
Miał nadzieję, że ta bestia z klatki niczego mu nie złamała, bo byłoby to bardzo niewygodne, jeśli wziąć pod uwagę niedogodności związane z nieobecnością jego ulubionego wrzoda na dupie, czyli formalnie komendanta straży. Mógł zapewne o tym pomyśleć, zanim puścił się w atak na Lorenzo, ale jakby był taki poukładany i spokojny, to obecnie czekałby na poród swojej partnerki. A tak to został sam i najgorsze, że wcale nie było mu źle z tego powodu, zwłaszcza gdy mógł sobie popatrzeć na swojego przyjaciela.
Który wyglądał jak siedem nieszczęść. I na cholerę była mu ta baba?
- To mówisz, że nie lecą na twoją zajebistą osobowość? Jakoś mnie to wcale nie dziwi – musiał mu dogryzać i jeszcze pogłaskał go po głowie, czując, że stąpa po bardzo cienkiej linii, ale chyba już wyczerpali limit przemocy na dziś. - Masz jakieś oksy? – choć i tak miał je zabronione, ale lubił słuchać o możliwościach. - I wiesz co? Praktycznie zostałem komendantem – nadrabiania pozostałych rewelacji nadszedł czas, póki jeszcze mogli ruszać tymi pieprzonymi szczękami, które również były w opłakanym stanie.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
Bezpośredniość Dicka była zbawienną odmianą po tych wszystkich skomplikowanych rozmowach z kobietami, w których przez większość casu Lorenzo czuł się jak przygłupi saper na polu minowym. Może dlatego tak bardzo polubił Odette. Z nią sprawy były proste, bo chodziło o seks, który dla obojga był bardziej niż przyjemny. Dobrali się idealnie, a sama myśl o kolejnym spotkaniu na które umówili się na siłowni powodowała u Lorenzo nienaturalne pobudzenie, przyspieszone tętno i przyjemne ciepło.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
/zt x2
Dick Remington