asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Kiedyś nie byłoby mowy o tym, żeby została w szpitalu na tak długo, a teraz proszę, praktycznie tutaj mieszkała. Gdyby to ją zapytano o zdanie, uciekłaby przy pierwszej możliwej okazji, ale nawet w swoim strachu potrafiła rozsądnie ocenić, że najważniejsze jest dobro jej dziecka. Decydując się na ciąże, liczyła się z tym, że przyjdzie moment, w którym jej własne potrzeby zostaną zepchnięte na boczny tor, a na pierwszym miejscu postawi te, należące do ich małego kwiatka. Poza tym nie chciała być dla Jonathana ciężarem. Już i tak nim była, więc dodawanie mu kolejnych zmartwień robiłoby z niej jakiegoś tyrana.
Codzienność w szpitalu nie należała do najciekwszych. Chociaż kiedyś chętnie opuszczałaby swoją salę, teraz pilnowano dokładnie, by tego nie robiła. Z resztą nie miała ku temu zbyt wielu sił. Były takie dni, że wyprwa do toalety, która znajdowała się w tej samej sali, stanowiła dla niej zbyt wiele. Irytowało ją to niesamowicie, ta niemoc, ale jednocześnie nic nie mogła na to poradzić.
Tego dnia miał odwiedzić ją Octavian i miała pewne podejrzenia, że jego odwiedziny nie były jedynie przyjacielskie. Każdy widział, że nawet taka optymistka, jak Marianne, podupadała na swojej pogodności. Kiedyś to ona podnosiła wszystkich na duchu, a teraz coraz rzadziej miała ku temu siły. Oczywiście udawała, że jest inaczej, ale nie dało się oszukać tych osób, które dobrze ją znały.
- Hej - przywitała się po tym, jak w drzwiach stanął Beveridge. Posłała mu uśmiech, który obecnie był jedynie cieniem tego, co kiedyś ofiarowała każdej mijanej na ulicy osobie. Była zmęczona, źle spała w nocy i nie przeszkadzała jej cisza, która kiedyś budziłaby w niej uczucie nudy. Chyba traciła samą siebie, ale zdawało jej się to nie przeszkadzać.

Octavian Beveridge
Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Rzeczywistość Octaviana malowała się w dość dramatycznych barwach. Praktycznie każdy, którego spotkał na swojej dradze, odkąd wrócił do Australii, borykał się z trudami życia i to na tak wysokim poziomie, że Beveridge zaczynał z coraz mniejszym przekonaniem myśleć o tym, że cierpienie jest tylko po części wpisane w istnienie każdego człowieka. Nie tylko on sam, ale też Belly, Jonathan, Marianne, Lisbeth i wielu innych nieustannie zmagało się z problemami, które nie powinny być im pisane, a już na pewno nie w takiej ilości. Może nawet odrobinę przygniatał go ten natłok smutku i bólu, ale jednocześnie starał się jak mógł, aby pomóc, bo jeśli do czegokolwiek się nadawał to właśnie do tego, aby rozumieć innych.
Pracował nad nową publikacją, ale właściwie wstrzymał się z kolejnymi rozdziałami, bo czas wypełniały mu konsultacje. Nie sądził, że tak będzie, a jednak jego praktyka zawodowa znów nabierała tempa i nie tylko policja korzystała z jego usług, ale szpital w Cairns stał się dla niego kolejnym, ważnym przystankiem. Marianne odwiedzał za każdym razem, gdy znajdował się w pobliżu. I chociaż zwykle przychodził do niej w czysto towarzyskich sprawach to z każdą kolejną wizytą było mu ciężej. Doskonale wiedział jak Jonathan tragicznie radzi sobie z sytuacją w jakiej znaleźli się z Chambers. Zrezygnował ze stanowiska, nie potrafił pogodzić pracy i życia osobistego, a coraz więcej czasu spędzał jak nie w szpitalu to łupiąc do totalnego wykończenia deski w domu, który ostatnio zakupił. Otto miał nic o tym nie wspominać Marianne, bo miała być to niespodzianka. I chociaż Jona nie mówił o tym wprost, Beveridge widział jak w jego oczach coś przygasało, gdy tylko o tym wspominał. Jakby sam wiedział doskonale, że istnieje wielka szansa na to, że rudowłosa nigdy ich nowego domu nie odwiedzi.
- Hej Mari - odpowiedział pozwalając sobie na szczery i serdeczny uśmiech, chociaż widział, że ten należący do Chambers był słaby i nawet w połowie nie tak pogodny jak kiedyś. - Jak się czujemy? - Zapytał, a zaraz potem podszedł do jej łóżka, aby zabrać z szafki nocnej wazon i wymienić w nim kwiaty. Wokół stało kilka bukietów, ale Otto brał zawsze ten, który sam poprzednio przyniósł. - I nawet nie próbuj mi mówić, że dobrze, bo masz dziś wybitnie skwaszoną minę - dodał, a potem mrugnął do niej i zniknął na moment w łazience. Nawet jeśli stan Marii był poważny, to Otto nie chciał dokładać jej kolejnych zmartwień i ze smutkiem prowadzić każdą konwersację. Podchodził więc do rudowłosej z dystansem wypełnionym pogodą ducha, a przynajmniej starał się tak robić. - No jedynie, że to geny Jonathana przez ciebie przemawiają, w takim razie nie musisz się tłumaczyć - zażartował i w reszcie po tym jak poprawił zasłony, wpuszczając do wnętrza nieco więcej światła, zajął miejsce przy łóżku Chambers.

Marianne Chambers
ODPOWIEDZ