Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cholernie nie lubił po kimś sprzątać. Jednak jako nowy prokurator nie mógł wypadać na aż takiego gbura i wszystkiego odmawiać. Więc gdy przełożony przyszedł z prośbą żeby zrobić mały audyt jednej z największych spraw w historii ich biura, trudno było mu odmówić. Tym bardziej, że Lance wiedział, że nie ma nikogo bardziej wykwalifikowanego by podjąć się tego zadania. Dlatego z ciężkim sercem poprosił swoją asystentkę by wyciągnęła mu wszystkie akta z ostatniego roku i poświęcił praktycznie tydzień swojego czasu by upewnić się, że nie mają podstaw do dalszych apelacji. Co oczywiście nie było takie proste. Musiał zebrać jeszcze kilka dodatkowych zeznań, podpisać się pod kilkoma papierkami co by zachować ciągłość procesowania dowodów. Ogólnie nie było to poprowadzone najgorzej, aczkolwiek mogło być o wiele lepiej. Gdyby to było Melbourne, podejrzany pewnie wyszedłby z więzienia za kaucją. W najgorszym wypadku prokuratura przegrałaby sprawę w sądzie. Gdyby ktoś naprawdę dobrze przyjrzał się dowodom, byliby w dupie. Dobrze, że to akurat jemu przyszło przejrzeć wszystkie akta. Była jeszcze tylko jedna rzecz, którą chciał przeanalizować i mógłby pożegnać się z tym paskudztwem. Zrobił sobie nawet notatkę by upewnić się, że całkiem przypadkiem chłopaki w więzieniu dowiedzą się za co siedzi akurat ten sprawca. Nikt nie lubił pedofilii.
W dowodach brakowało notatnika. Nie był aż tak ważny, nie zawierał żadnych informacji wrażliwych dla sprawy, ale wolałby by dokumentacja była pewna i wszystko na swoim miejscu. Doczytał, że oskarżony ma żonę, która nadal mieszka w okolicy Lorne. Dzwonił już do chłopaków z policji by upewnić się, że to oni tego nie zawieruszyli, ale wychodziło na to, że po prostu nikt nie zabezpieczył tego bezpośrednio w domu. Dlatego Lance poprosił swoją sekretarkę o umówienie spotkania z panią Calderwood. Niestety bezskutecznie. Podobno nie mogła się do niej dodzwonić. Trudno, mieli spróbować następnego dnia.
W drodze do domu jednak coś go tknęło. Może to jakieś przeznaczenie, że wyjątkowo przez korki wybrał nieco okrężną drogę, która prowadziła go tuż obok dzielnicy tradycyjnie zamieszkiwaną przez osoby o aborygeńskim pochodzeniu. Było już późne popołudnie, aczkolwiek nie aż tak żeby nie mógł złożyć kobiecie krótkiej wizyty. Naprawdę chciał już zamknąć te akta i wysłać je do archiwum. Zająć się jakąś sprawą, która nadal ma znaczenie. Może tym gangiem, który podobno handluje też narkotykami. Tak, to coś bardziej dla niego.
Już dawno nie był w Tingaree, więc zajęło mu kilka minut zanim znalazł odpowiednie lokum. Zostawił swój samochód gdzieś na poboczu, bądź na podjeździe, gdzie akurat było miejsce. Nie pasował trochę do okolicy w swoim garniturze, ale hej, chociaż wyglądał profesjonalnie. Udał się do drzwi i stanowczo zapukał.
- Pani Calderwood? Nazywam się Lancelot Howell, jestem z prokuratury, czy możemy chwilę porozmawiać? - rzucił przez drzwi bądź bezpośrednio do Pani domu, jeśli postanowiła chociaż trochę uchylić mu drzwi.
Miał oczywiście swoją zalaminowaną odznakę, licencję, jak zwał, tak zwał, w gotowości by móc ją unieść na poziom jej wzroku bądź do wizjera.

Helene A. Calderwood
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
005.
Nie mogła zatem polecić mu swojego życia, które w ostatnim czasie kręciło się tylko i wyłącznie wokół sprzątania po swoim mężu, który narobił syfu i poszedł na odsiadkę. Niby ją to cieszyło, była wychowana w domu, w którym szanowało się wymiar sprawiedliwości i trzymało z daleka od wydawania samosądów czy samodzielnego wymierzania kary — mimo iż od rodziców odwróciła się dawno (chociaż i tak była zdania, że to raczej oni odwrócili się od niej), to jednak tego typu podstawy nadal były mocno w niej zakorzenione. Niestety, wysłanie kogoś za kratki nie sprawiało, że cały ten bałagan również znikał. I nie chodziło już nawet o ludzi, którzy patrzyli na nią krzywo, jakby co najmniej sama te nieletnie dziewczyny Casperowi sprowadzała pod drzwi, pilnując tego obrzydliwego sekretu niczym Cerber piekła. To było mało istotne, bo potrafiła sobie z tym świetnie poradzić: ignorować i dawać do zrozumienia, że naprawdę to po niej spływa, bo niewiele innych opcji miała do wykonania. W końcu skoro ludzie nadal chcieli tak to postrzegać, wiedząc zapewne, że zeznawała w procesie przeciwko człowiekowi, z którym przez lata tworzyła fasadowe małżeństwo, dwóch osób żyjących obok siebie, a nie ze sobą, to raczej niewiele z tego, co sama powie, zrobi na nich wrażenie. Irytujące były bardziej inne sprawy. Te, które trzeba było ostatecznie załatwić i się z nimi uporać. Kwestie finansowe, zobowiązania polityczne i zawodowe, niezakończone kontrakty, rozpoczęte transakcje sprzedaży czy kupna, poukrywane akcje, o których nie miała pojęcia, a teraz trzeba było się tym zająć. Było tego cholernie dużo i chociaż udało się jej znaczną część wypchnąć w ręce kogoś innego, to niestety, nadal była jego pełnomocnikiem, który musiał podejmować decyzje, wyrażać zgodę i podpisywać dokumenty. Było to jednocześnie nudne i frustrujące, ale przede wszystkim obrzydliwe samo w sobie. Przy każdej sprawie związanej z tym człowiekiem powinna chyba pracować w ochronnym kombinezonie i rękawicach stworzonych do pracy z jakimiś ciężkimi chemikaliami, bo czuła się po tym cholernie brudna i skażona. Nic dziwnego, że na każdą wygrzebaną z przeszłości sprawę reagowała wręcz alergicznie.
Przez dobrych kilka miesięcy jej życie wypełnione było przesłuchaniami, rozmowami i przeszukaniami. Całego domu, rzeczy Caspra w prywatnym gabinecie i tym służbowym, a także jej rzeczy, aby wykluczyć ewentualną współpracę. Rozmawiała z funkcjonariuszami, detektywami, psychologami i prawnikami, prokuratura również bywała jej częstym gościem. I chociaż nadal trzymała rękę na pulsie w tej sprawie, wiedząc dobrze, jak zmieniają się osoby za nią odpowiedzialne już teraz, po wydaniu wyroku i odrzuceniu odwołania, to nie oznaczało, że chciała, aby cokolwiek związanego z tym wszystkim znowu się wylewało jej pod nogi. Szkoda babrać kolejne dobre buty w tym szambie.
Miała właśnie wyjść na papierosa, gdy dzwonek do drzwi sprawił, że zamiast wyjść na ogród przez tylny taras, odwróciła się i poszła do drzwi frontowych, nieco spięta. Jak zawsze, gdy ktoś przychodzi niezapowiedziany, bo przecież nigdy nie wiedziała, kogo się spodziewać. Szczególnie że lista osób, z którymi odnowiła kontakt po powrocie liczyła zaledwie trzy nazwiska i nie zamierzała tego zmieniać. Lustrowała mężczyznę wzrokiem, dość niechętnym, unosząc lekko brwi, gdy się przedstawił. Prokurator, który sprząta to szambo, zanim odłożą je ostatecznie na półkę.
Jestem przekonana, że czasy moich pogawędek z prokuraturą przy kawie skończyły się dobrych kilka miesięcy temu — stwierdziła tonem przesadnie profesjonalnym, wypranym z jakichkolwiek emocji. — Nie tylko dlatego, że akurat nie mam kawy — było to kłamstwo, bo odkąd nie piła z kubka czerwonego wina, to gościła w nim głównie kawa, idealnie pasująca do palonych przez nią w nadmiarze papierosów.

Lance Howell
ambitny krab
patka
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lance na szczęście po wielu latach w zawodzie zdołał się już nauczyć by nie wyciągać z niczego pochopnych wniosków. W większości swoich spraw nadal żył z zasadą domniemania niewinności. Chyba, że chodziło już o zatwardziałego przestępcę. Pragnął wierzyć, że ma oko do ludzi i prawda była taka, że bardzo rzadko się co do nich mylił. Wiedział kiedy ktoś popełnił przestępstwo bądź nie. Musiał po prostu zamknąć się z tą osobą na kilka godzin w pokoju przesłuchań, czy innym pomieszczeniu i już wiedział jak sprawa się zakończy. Musiał tylko znaleźć dowody. Dlatego przychodząc tutaj miał całkowicie czystą kartę względem żony posadzonego za pedofilię faceta. Tak, trudno byłoby uwierzyć, że nie widziała pewnych znaków, że chociaż nie podejrzewała, aczkolwiek znał już historie z wielkiego miasta, gdzie rzeczywiście żony, a nawet kochanki nie miały pojęcia o niczym, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Posadził nawet kilku seryjnych zabójców, którzy mieli rodziny, przyjaciół, którzy w życiu nie podejrzewaliby ich o takie tendencje. Do tego wszystkiego przecież nie przyszedł tutaj na przesłuchanie. Jedynie związać ze sobą wszystkie końce w tym dochodzeniu i zamknąć sprawę na dobre. Nie dopuścić do dalszych apelacji i mieć to z głowy.
Kiedy otworzyła mu drzwi, cóż... Jego pierwszą myślą było to, że jej mąż musiał być prawdziwym frajerem. Mieć tak wyglądającą żonę, a uganiać się za małolatami? Wiedział, że to zboczenie tak naprawdę jest chorobą, a tak przynajmniej powinno być kwalifikowane jego zdaniem, ale naprawdę? Teraz trochę żałował, że w aktach większość osób jest tylko anonimowymi literkami. Zostało to wprowadzone by taki prokurator jak on był bezstronny, ale naprawdę gdyby było tam jej zdjęcie mógłby być trochę lepiej przygotowany. Po jego twarzy na pewno chociaż częściowo było widać pewne zdziwienie.
Słysząc jednak jej ton był w stanie wrócić do swojej profesjonalnej mimiki. Rozumiał również niechęć do swojego zawodu. Nie dość, że poprzedni prokuratorzy średnio wykonali swoją robotę, to zdecydowanie za często ją nękali. Może jego poprzednik lubił na nią popatrzeć? Bo zdecydowanie było na co. Albo po prostu myślał, że jeśli spędzi wystarczająco dużo czasu w pobliżu zrozpaczonej żony, coś mu skapnie? Poszczęści się? Ludzie potrafili być naprawdę obrzydliwi.
- Spokojnie, nie przyszedłem tutaj na kawę, ale jeśli ma pani ochotę to mam dwie w samochodzie. Pomylili moje zamówienia i dostałem gratis. - wzruszył ramionami jakby zdarzało się to codziennie i jak się nad tym zastanowić nie było to aż tak rzadkie, jak powinno być - Nie przyszedłem też na przesłuchanie i nie powinienem zająć dłużej jak kilka minut. - wyciągnął z kieszeni swoją srebrną zapalniczkę i zaoferował jej odpalenie papierosa - Mam właściwie jedno pytanie. Zechce je pani usłyszeć? - spojrzał na nią pytająco chowając zapalniczkę z powrotem do kieszeni.

Helene A. Calderwood
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Gratulacje dla niego. Helene żyła z Casprem przez kilkanaście lat pod jednym dachem i absolutnie nie wpadła na pomysł, aby zacząć go podejrzewać o coś takiego. Była absolutnie pewna, że nie brzydził się on nieczystymi zagraniami zarówno w kwestiach biznesowych, jak i politycznych, więc nigdy nie posądzała go o posiadanie czystych rąk. Jednak raczej daleka była od podejrzewania go o cokolwiek innego niż łapówkarstwo, przekręty finansowe, defraudacja pieniędzy i oszustwa podatkowe — wszystko to, co miało pomóc mu zaoszczędzić trochę kasy, aby kupić nowy jacht. I nawet nie mogła tego oceniać, bo ona wtedy kupowała kolejną torebkę w cenie nie najgorszego, używanego samochodu. Więc egzystowali obok siebie bez większych problemów, głównie dlatego, że nie żyli razem, tylko właśnie obok. Ona robiła swoje, on robił swoje. Była piękna, to fakt, ale było to tylko potrzebne wtedy, gdy trzeba było zabłysnąć na salonach i pokazać, jaką byli wspaniłą rodziną. Która tak naprawdę nie istniała, a ta cała sztuczna fasada, jaką się otoczyli na pokaz, rozsypała się w drobny mak już w momencie samobójstwa ich córki. A potem było tylko gorzej. Trudno jednak uznać, że jej wygląd cokolwiek miał prawo zmienić. Była sporo młodsza od swojego męża, dzieliło ich dwadzieścia lat, ale od samego początku ich relacji pełnoletnia. I z dobrego domu, więc nadawała się na oficjalną partnerkę i żonę. Ale najwyraźniej była zbyt dojrzała i chyba niemożliwym było jakiekolwiek porównywanie jej do kilku lub kilkunastoletnich dziewczynek. Ona przynajmniej nie miała zamiaru tego robić, bo mogłaby albo następnym razem wyjść z jakiegoś wieżowca przez okno, albo mieć niekończące się torsje.
Czy usprawiedliwiało to jej nastawienie do życia, ludzi, mężczyzn? Zapewne nie. Ludzie przechodzili przez różne bagno i oczywiście ich to zmieniało, jednak podobno można było zdecydować się na przepracowanie problemów, poukładanie spraw na tyle, aby wrócić do normalnego funkcjonowania. Jej niestety nie bardzo chciało się starać dla kogokolwiek. Dla prokuratury również, chociaż zdawała sobie sprawę z faktu, że mogłaby w tej kwestii odrobinę spuścić z tonu, bo dostęp do większej ilości informacji by na pewno się jej przydał. Niechęć do tego zawodu była jednak u niej bardzo naturalna i automatyczna — nie tylko przez sprawę jej (niestety jeszcze) mężą, ale też przez to, że wychowała ją pani prokurator i prawnik, którzy nie znali skrupułów, tylko wygrane sprawy mnożące pieniądze na ich koncie i przede wszystkim: podnoszące prestiż.
Podziękuję — odpowiedziała lakonicznie, a ton jej głosu nie uległ zmianie. Jej postawa, wyraźnie zamknięta, również pozostawała taka sama. — Za to również — ruchem głowy wskazała na jego zapalniczkę, bo po pierwsze nie miała zamiaru niczego od niego brać, a po drugie papieros miał być jej uspokojeniem. W tym momencie uważała, że jego obecność to psuje. — Mam nadzieję, że nie spieprzyliście czegoś na tyle, że obrona doszukała się powodu do kolejnego odwołania? — uniosła brwi, przyglądając się twarzy mężczyzny. Nieco zirytowana, westchnęła tylko i chociaż nadal nie wpuściła go do środka, uznała że nie ma co tego przeciągać. — Słucham. Chociaż nie obiecuję odpowiedzi, jeśli uznam, że nie chcę żadnych informacji bez mojego adwokata — wyrecytowała jeszcze zupełnie tak, jak jakiś znudzony dzieciak regułkę z chemii, którą zakuwał trzy dni.

Lance Howell
ambitny krab
patka
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lance był przyzwyczajony do chłodnych przyjęć. W końcu był prokuratorem już od dobrych kilku lat. Zrobił sobie z tego całkiem niezłą karierę. To całkiem zabawne jak podobne reakcje wzbudza po obu stronach społeczeństwa. Nie ważne czy pojawiał się u drzwi jakiegoś dilera w slumsach, czy w luksusowym lofcie w stolicy, zazwyczaj reakcja była bardzo podobna. Po prostu Ci pierwsi statystycznie częściej sięgali po broń, a on musiał nosić tam kamizelki. Tak na wszelki wypadek, skoro pchał się na cudzy próg. Myślał, że tym razem mogłoby być inaczej. W końcu nie występuje do końca w swojej naturalnej roli. Nie przyszedł tutaj po jej zeznania, ani tym bardziej by o coś ją oskarżać. Jej mąż już siedział za kratkami, on po prostu dopełniał formalności by tam został. Z tego, co wyczytał z akt, była równie zaskoczona tym, co wyprawiał pod jej nosem, co reszta społeczeństwa, więc nie brał pod uwagę tego, że mogłaby być jedną z tych żon, które do samego końca będą podtrzymywać stanowisko niewinności swojej drugiej połówki pomimo bardzo obciążających dowodów. Liczył na to, że będzie nieco bardziej otwarta na jego wizytę oraz zaangażowanie w sprawę. Łatwo było się pomylić.
Dlatego, że był do takiego traktowania przyzwyczajony mógł po prostu bez większej zmiany mimiki schować swoją zapalniczkę. W takiej sytuacji sam chętnie odpaliłby swoje cygaro i przysiadł na jej werandzie z kawą bo warunki zdecydowanie ku temu sprzyjały. Jednakże obowiązki musiały przyjść pierwsze. Za całą zaistniałą sytuację mógł winić tylko i wyłącznie siebie. To jego nadgorliwość przywiodła go na próg jej domu. Poprzedni prokurator już dawno zamknął akta i kazał je wysłać do archiwum. To po prostu Lance, przejmujący obowiązki po staruszku, który przeszedł na emeryturę nie mógł dopuścić do tego, że nie wie pod czym się podpisuje. Ostatnie czego chciał to by jeden z pierwszych, podpisanych przez niego, akt doprowadziło do zwolnienia z więzienia takiego człowieka. Winił tylko siebie.
- Z tego, co wiem, na razie nie mają ku temu podstaw i jestem tu po to by do tego nie dopuścić w przyszłości. - odpowiedział nieco chłodniej niż do tej pory na jej zarzuty.
Naprawdę ostatnie, czego chciał to kłócić się teraz z żoną jednego z przestępców, skoro tak naprawdę przyszedł tutaj by jej pomóc. Powstrzymał się od przewrócenia oczami na wzmiankę o adwokacie, ale za to po prostu przeciągle westchnął.
- Może zacznę od początku. - oparł się o słupek na werandzie patrząc kobiecie w oczy z dość duża dozą pewności siebie - Nazywam się Lance. Jestem nowy w tej prokuraturze, wcześniej pracowałem wiele lat w Melbourne. Przejąłem tę sprawę po poprzednim prokuratorze. Zauważyłem pewną nieścisłość w dowodach, która nie powinna wpłynąć na sprawę pani męża, ale wolę się upewnić bo nie zamierzam pozwolić żeby wyszedł na wolność przez jakieś technikalia. - wyjaśnił spokojnie jak na konfliktową sytuację - Z tego, co zdążyłem się zorientować, nie chce pani tego równie mocno, co ja. Przyszedłem pomóc, więc może pani nieco spuścić z tonu. Nie zamierzam dociekać co pani robiła od tamtej pory, czy była pani zamieszana. Nie jestem tutaj po panią, a zatrzymać pani męża w więzieniu. - żałował, że nie wziął ze sobą tej kawy chcąc wyglądać całkiem profesjonalnie - I tutaj przechodzę do mojego pytania. Mamy zapisane w dowodach notatnik. Zielona okładka. Nie znalazłem tego w zabezpieczonych dowodach, czy rzuciło się pani coś takiego w oczy w biurze męża? Albo gdzieś w domu? - uniósł brew wychodząc jej na przeciw swoim charakterem.
Nie miał pojęcia jak robił to poprzedni prokurator, ale on nie zamierzał dać sobie wejść na głowę. To z czym zmaga się tutaj w Lorne, jest niczym w porównaniu z ludźmi, których zamykał w Melbourne. Piękne kobiety robiły na nim wrażenie, ale to nie sprawiało, że przestanie wykonywać swoją pracę. No dobra, kilka razy się na to naciął, ale nauczył się na swoich błędach. Pani Calderwood wpadła mu w oko, ale nie otrzyma taryfy ulgowej. Tym bardziej jeśli nie okaże mu trochę szacunku. Był tu nowy, ale nie był podlotkiem.

Helene A. Calderwood
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Mogłaby to tłumaczyć traumą i ciężkimi przeżyciami związanymi z procesem oraz z tym, że jej życie w ciągu stosunkowo krótkiego czasu posypało się zupełnie. Najpierw samobójstwo córki, potem proces męża, który tak naprawdę był dla niej obcym człowiekiem. I o ile na co dzień z tym handlowali całkiem nieźle, żyjąc obok siebie, a nie ze sobą, tak w momencie, gdy wybijało takie szambo, to wszystko stawało się jeszcze bardziej widoczne. Cała bezcelowość ich wspólnego życia i absurd tego, jak wiele można nie wiedzieć o człowieku, z którym mieszkało się pod jednym dachem. Nie w jednym pokoju, bo osobne sypialnie mieli od dawien dawna, gdy tylko chemia między nimi, która istniała na początku, gdy ona była młoda i naiwna, a on niby starszy, ale nie na tyle, aby wydawać się jej stary, się wypaliła. Byłoby to wszystko oczywiście prawdą, ale nie jedynym wyjaśnieniem na jej zachowanie. Mogła walczyć na wszelkie sposoby, aby odciąć się od swojej rodziny, ale prawda była taka, że pewnych nawyków wyniesionych z domu nie umiała się pozbyć. Części nawet nie zauważała, więc tym bardziej trudno z nimi walczyć. Ale była wyniosła, czasami snobistyczna i bardzo wygodna. I nie lubiła, gdy ktoś coś od niej chciał, jeśli ona niekoniecznie wyraziła chęć na wysłuchanie cudzej prośby. I w takich momentach wszystkie te kwestie, plus jej niechęć do całego środowiska prawniczego w związku z powiązaniami rodzinnymi, dawały o sobie znać. Ostatnią kroplą, która przelewała tę czarę był fakt, że Hela była tym wszystkim cholernie zmęczona. Nie była to więc w żadnym stopniu wina mężczyzny stojącego po drugiej stronie progu domu. Nie do końca jej domu, ale nieważne.
Jej znudzony i lekko zirytowany wyraz twarzy pozostał bez zmian, gdy poinformował ją o tym, że jak na razie nikt nie miał podstaw do odwołania i chciał, aby tak zostało, chociaż oczywiście dobrze było dostać potwierdzenie. Nie zamierzała mu jednak za to dziękować i okazywać wdzięczności, bo — mimo wszystko — nie szalejmy, to w końcu jego praca, żadna łaska czy przysługa dla niej. Jej za pracę nikt nie dziękował. Właściwie wręcz przeciwnie, w czasach gdy była dziennikarką śledczą, a potem naczelną, raczej dostawała listy z pogróżkami, a nie koszyki z muffinkami w ramach podziękowania.
Oczywiście, że nie jesteś tu po mnie, Lance — czy było nieco bezczelne przechodzić z nim od razu na Ty? Być może. Włożyła jednak sporo wysiłku w to, aby jej ton był w miarę możliwości neutralnie wyniosły, a nie opryskliwy i złośliwy. To jej zdaniem było sporo. — Nawet Cię o to nie podejrzewałam, pomijając już fakt, że jestem za dobrze obeznana z tym, jak to wygląda i wiem, że wtedy nikt nie wysłałby Cię tu samego, to nie macie mi nic do zarzucenia, bo nie mam z tym nic wspólnego — pewność siebie była bardzo łatwo wyczuwalna w jej głosie, bo cóż, nie było to kłamstwo. Ona mogła zarzucić sobie sporo, a lista zaczynała się od przyjęcia pierścionka zaręczynowego od nieodpowiedniego człowieka, ale na pewno na tym nie kończyła. Ale większość tych rzeczy była po prostu autosabotażem własnego szczęścia, a nie czymś, za co można ją zamknąć. — I wolałabym nie określać Caspra moim mężem — dodała i nie udało jej się do końca zdusić w sobie odruchu wzdrygnięcia, więc lekko zadrżała. Obrzydliwe.
Przyglądała mu się przez chwilę bez słowa po czym otworzyła szerzej drzwi, nie ruszając się jednak z miejsca. — Może pan wejść, zajrzę do miejsca, w którym tutaj najczęściej pracował — poinformowała go. — Ale wątpię, że cokolwiek tutaj znajdę. Casper nienawidził tego domku, więc nie spędzał tu dużo czasu — jak na ironię, bo przecież to on miał aborygeńskie korzenie i był to dom po jego rodzicach, a nie jej.

Lance Howell
ambitny krab
patka
brak multikont
ODPOWIEDZ