komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać sceny przemocy
Najwyraźniej jego głównym zainteresowaniem (do wpisania sobie do pokaźnego CV dzięki tatusiowi) było opiekowanie się dziewczynami, które nie radziły sobie ze swoim życiem. Do tej pory miał wrażenie, że w tej roli nieco nawala, ale przecież Amalia o tym zupełnie nie wiedziała. Nie znała plotek, które chodziły o rodzinie Remingtonów. Z daleka wszyscy im zazdrościli, bo tego typu familię ściąga się prosto z żurnala albo z magazynu wnętrzarskiego. Kobiety, zresztą, zawsze przy nim, przy jego ojcu i przy bracie pełniły rolę jakiegoś arcydrogiego, ale wciąż mebla. Takiego, którego da się wymienic na inny model, gdy przestanie być wygodny i przysiadalny. To było jedno ze słów, które powtarzał do niego najczęściej senior uczulując go w wyborze żony.
Najwyraźniej jednak gdzieś zaniedbał lekcje, skoro w międzyczasie przedstawiał mu Ainsley Atwood jako kompankę zabaw, a przecież dziewczyna była daleka od tego, by zostać w jego tle. Było na odwrót i przez lata tęsknota Richarda za tą kobietą polegała głównie na wynajdywaniu sobie nowego, żeńskiego projektu, w który inwestował całego siebie. Zazwyczaj nawet doprowadzało to do zaskakujących romansów jak ten z jego byłą. Nigdy jednak nie kończyło się w żaden sposób dobrze i to było nie tylko bolesną regułą, ale przede wszystkim nauczką dla tych dziewcząt. Jedną z nich pobił w ciąży- cholera, była z nim w ciąży na dodatek, ale nie umiał opanować furii, gdy źle poskładała serwetki na stole. Divinę powiesił na porcie, gdy uwierzył, że sprowadza na ludzi nieszczęścia i doprowadziła go do nałogu. Saskię… Nie, akurat nie chciał wspominać swojej przyjaciółki, którą zgwałcił, gdy dostrzegł jej uczucia względem swojej osoby.
Czy to stawiało go w roli dobrego opiekuna? Czy w ogóle nie powinny Amalii zapalić się wszystkie lampki ostrzegawcze i nie powinna uciec z krzykiem z tego miejsca?
Być może by to zrobiła, gdyby jej nie powiązał żeglarską liną czując, że przegina. Nie wolno nikogo więzić bez jego własnej woli, a on był do cholery, komendantem straży pożarnej. Miał za wiele do stracenia, a dziewczyna wydawała się mu jedną z tych żałosnych papli, która zaraz doniesie bratu albo tej porypanej siostry, co jej naszykował. Nie mógł jednak się powstrzymać- zupełnie jakby nadal miał ten gen w sobie i dawał on o sobie znać w całkiem nieoczekiwanych okolicznościach. Jak i teraz, gdy zamiast po prostu zostawić jej woreczek z kokainą, na której i tak jej nigdy nie będzie stać, wiązał ją i siłą zmuszał do wzięcia narkotyku.
Powinna być wdzięczna, mógł ten sam woreczek wepchnąć jej prosto do gardła doprowadzając do zakrztuszenia bądź perforacji, a potem śmierci. Chwila, jednak tego właśnie chciała.
Nie nałogu i życia z tym brzemieniem głodu, który właśnie odczuwał Dick Remington, a beztroskiej śmierci. Dlatego tak zawzięcie się broniła, a on musiał uderzyć ją prosto w nos tę samą ręką, którą właśnie mu gryzła.
- Pieprzona dziwko, ZDECYDUJ SIĘ- wrzasnął, ale to nie było tak, że ją zmuszał. Już nie. Może te wszystkie kobiety stracił i skrzywdził, ale akurat Monroe chciał pomóc. Niekoniecznie według metody, które pochwaliłby jakikolwiek psychiatra bądź psycholog, ale oboje przecież wiedzieli, że odwyk to jedna wielka ściema, prawda?


Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Metaliczny posmak zalewał jej podniebienie. Nie była pewna czy ich krew się nie wymieszała. Lepiej dla Dicka, żeby to się nie stało, ale teraz Amalii było już wszystko jedno. Nie miała zamiaru informować go o tym, że powinien się przebadać za trzy miesiące, był jej już całkowicie obojętny. Chciał ją zmusić do zaćpania, o mało jej nie zabił, nie będzie miała względem niego skrupułów zupełnie tak jak on nie miał w stosunku do niej.
Nie wierzyła, że chciał jej pomóc. Teraz postrzegała go jako mężczyznę bez moralności wykorzystującego słabość drugiej osoby. Nadal chciała umrzeć, to się nie zmieniło, nadal pragnęła zniknąć z powierzchni ziemi by spotkać się po drugiej stronie mostu ze swoją ukochaną, ale nie chciała by to się wydarzyło w taki sposób. Nawet jeśli była ćpunką, to miała jakieś resztki godności i chciała odejść z tego świata na własnych zasadach. Gdyby to Dick był jej finalnym oprawcą to na zawsze uważałaby, że dokonała upadku na kompletne dno. Trzymała się jeszcze na tyle by odejść samodzielnie, nie potrzebowała pomocy Remingtona, zwłaszcza takiej.
-Jestem zdecydowana. Zabierz to gówno sprzed mojej twarzy.- odpowiedziała stanowczo patrząc mężczyźnie prosto w oczu, pokazując tym samym, że się go nie boi. Miała ochotę szarpnąć rękoma, ale wiedziała że było to zbyteczne, że nie ważne jak by się starała to nie uda jej się uwolnić rąk. Pozostawały jej jedynie zęby. -Rozwiąż mnie i spierdalaj już, Dick. Mam dość tej herbatki.- zebrała resztki krwi, które miała w ustach razem ze śliną i splunęła pod nogi Remingtona.
Ryzykowała wiele. Cała zgoda na spotkanie z Dickiem to było jedno wielkie ryzyko. Nie wiedziała do czego ten mężczyzna był zdolny, a podejrzewała, że nie grzeszył moralnością na wysokim poziomie. A teraz, Amalia okazywała mu całkowity brak szacunku. Miała tylko nadzieję, że ten nie postanowi się zemścić wciskając jej na siłę kokainę. Cholernie nie chciała zerować licznika, a nie miała więcej pomysłów jak się przed tym uchronić niż pogryzienie Dicka tak mocno, że w końcu mu się odechce. To jednak mogło być za mało. Miała ochotę się rozpłakać, ale z całej siły powstrzymywała łzy napływające do oczu. Nie pozwoli sobie na to, nie pokaże przed nim słabości. Już i tak uważał ją za żałosną, ale mogła zachować jakieś drobne resztki godności. Jeszcze jakieś jej chyba zostały.
-Nie słyszałeś? Masz już wypierdalać.- powtórzyła dobitnie patrząc wyzywająco mu prosto w oczy. Chciała być już sama. Tylko ona i jej osobiste dno.

Dick Remington
amalia
lachmaniara
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać sceny przemocy oraz kontrowersyjne treści oraz wspomnienie narkotyków
Tak, Remington był oprawcą. Miał romans z chrześcijaństwem i był zafascynowany swojego czasu Diviną, ale nie przeszkodziło mu też jej skrzywdzić i to w takim stopniu, że błagała go również o śmierć, a jego potem prześladowała zemsta jej gangstera. To wszystko jednak uświadomiło mu, że nawet będąc z Ainsley nie był w stanie pozbyć się swoich starych nawyków, a do Amalii obecnie czuł niczym nieuzasadnioną irytację. Głównie z powodu jej stosunku do prochów, które traktowała jak wytrych po nieszczęśliwej miłości. Miała w sobie jednak sporo z gówniary, która nie do końca rozumiała jak tak naprawdę działa świat i jak bardzo może poczuć się w nim zagrożona.
To dlatego znęcał się nad nią, choć nie powinien szukać dla siebie usprawiedliwienia, bo niezależnie od tego czy chciał wepchnąć jej woreczek do gardła czy też odłożyć go grzecznie na jej stole, odpowiadałby za jej upadek. Może dlatego wybrał przemoc fizyczną, bo miał nadzieję, że to sprawi, że otrzeźwieje, choć były to chyba płonne nadzieje. Ciągle miotała się (zapewne pod wpływem adrenaliny, bo raczej poczuła uderzenie prosto w twarz) i zachowywała się tak jakby miała władzę nad nim, podczas gdy siedziała związana i nie było możliwości, by sama się rozwiązała.
Tak naprawdę mógł zostawić ją tu samą na pastwę losu, a zdechłaby albo wreszcie w przypływie agonii sięgnęłaby po woreczek z kokainą.
Chciałby wierzyć, że będzie na tyle inteligentna, by wreszcie odpuścić to szarpanie, ale czego ona się spodziewał przedstawicielce tej rodziny? Głupio szarpała się i wyzywała próbując ugrać… Właściwie nawet nie wiedział co, bo był o krok od tego, by wreszcie przyłożyć jej nóż do gardła i skończyć tę katatonię wrzasków, jakie z siebie wydawała.
- Boże, dziewczyno, jak ty siebie znosisz?- zapytał w końcu z niesmakiem i splunął na nią patrząc jej prosto w oczy. Nie chodziło o nałóg czy o stratę, ale o to poczucie dziwnej dumy, które w tym konkretnym przypadku było zaprzeczeniem instynktu samozachowawczego. Tak bardzo, że wreszcie zabrał woreczek, dopił herbatkę (nadal przy udziale jej rozkazów) i wyszedł z przyczepy nie kłopocząc się z tym, żeby ją rozwiązać.
Wystarczyło ładnie poprosić, a spełniłby z przyjemnością jej prośbę, a tak to cóż, zachował się przynajmniej jak dżentelmen i zabrał jej spod oczu kokainę.
Można było więc rzec, że jakiś pojedynek wygrała, choć nie był przekonany czy warte to było pobicia i związania. Tymczasem on nadal miał ze sobą te kilka gramów, które ciążyły mu jak nigdy i sprawiały, że prędko ewakuował się z tego miejsca.
I tak ją rozwiążą i będzie miał kiepskie notowania u jej rodziny. Nie sądził jednak, że mieszanie ich krwi mogłoby mu w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Cóż, naiwnym był jak nigdy.

zt
Amalia e. Monroe
ODPOWIEDZ