uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
trigger warning
samobójstwo, zaburzenia odżywiania
005.
witch hunt
So gather 'round and run your mouths
Did you forget you're in my fuckin' house?
{outfit}
Ten dzień to mógłby się już najlepiej skończyć. Ten i wszystkie inne, co podstępnie planowały po nim nastąpić - bo Viper planowała zupełnie inaczej i ewidentnie rozminęła się ideami ze Wszechświatem, kiedy razem z Bogiem i Szatanem omawiała projekt, jak to wszystko powinno działać. A powinno działać, oczywiście, tak, że kiedy ona chciała, żeby w ziemię huknęła asteroida, to tak też miało się wydarzyć. No dobra, asteroida może nie, to bez sensu. Zresztą, wtedy zginęłaby równo z innymi, to zdecydowanie jej nie satysfakcjonowało. Jakby kopnęła w kalendarz dzień wcześniej to też kijowo, bo opuścić koniec świata? Kto by się wygrzewał na ławeczce w okularach przeciwsłonecznych, kiedy wszystko wokół płonęło, jeśli nie ona? Czyli stanąć miało na tym, co zwykle: Viper Monroe chciała umrzeć i to miało się wydarzyć w tym momencie, a co z resztą świata, to jej szczerze nie obchodziło (byle się nie skończył nazajutrz, bo trochę by żałowała).
Kto na jej miejscu nie byłby sfrustrowany? Nie dość, że jej genialny plan nie wypalił, to jeszcze pogięła jej się sukienka, inny śmiertelnik był świadkiem tego fiaska, a ona teraz musiała wrócić do tego obrzydliwego (bo obcego) domu, zwinąć list ze stolika i planować wszystko od nowa. Mogłaby się, to prawda, od razu zwyczajnie iść powiesić i problem byłby z głowy, ale przecież to nie o to chodziło, żeby odejść z tego padołu ziemskiego byle jak. To miało być show, żeby wszystkim opadły szczęki, a potem ci kretyni ze szkoły by gadali: tak, znałem go, przytrzasnął mi kiedyś palce szafką, a ona by ich nawiedzała z zaświatów i pisała dalej szminką po lustrach, że ten albo inny ma małego, a tamta i jej koleżanka ciągną za darmo, i tym razem już nie musiałaby dawać sobie na wstrzymanie, bo na szczęście duchom nikt nie obniżał oceny za sprawowanie. Może by się nawet podpisała, niech wiedzą.
Nic dziwnego, że do domu wparowała z hukiem, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie miała pojęcia, ile jej nie było, bo z tego wszystkiego nawet nie zajrzała w telefon, tak była emocjonalnie zrujnowana i roztrzęsiona. Mogły to być dwie godziny, mogło i pół dnia - martwi czasu nie liczą, a ona przecież planowała zdecydowanie, że o tej porze będzie już martwa, więc mogła jeszcze chwilę pobawić się w trupa. Poprawiła włosy w lustrze na korytarzu, bo oczywiście po tych całych przepychankach z kretynką od malowania trupów wyglądała, jakby wpadła pod kosiarkę, po czym popracowała chwilę nad mimiką, siłą umysłu starając się przekonać krew do odpłynięcia z jej twarzy, żeby z odległości paruset metrów nie było widać, jak bardzo i siarczyście była wkurwiona. W końcu westchnęła, rzuciła torbę tuż przy schodach i ruszyła do jadalni, celem upolowania swojego listu.
A jednak, kiedy tylko natarła do pomieszczenie, od razu dostrzegła, że koperty nie było w miejscu, w którym ją zostawiła. Wątpiła, żeby którykolwiek z domowników okazał się na tyle światły, żeby zwyczajnie zanieść ją do jej pokoju, tak więc wydarzyć się musiało to, co przewidziała już wcześniej - Isaac z pewnością położyć swoje lepkie paluchy na tym ostatnim, przedśmiertnym manifeście, który z siebie wyprodukowała. Ja pierdolę. I jak ona to teraz niby odkręci? Nie, żeby przejmowała się jakoś specjalnie ich reakcją - pewnie jak tylko ją zobaczą uznają, że to był jakiś durny żart i każdy wróci do dalszego skupiania się tylko na czubku własnego nosa. W lepszej wersji - trochę się posrali ze strachu, a potem będą śmiertelnie obrażeni, zupełnie jakby wcale sobie na to zmieszanie z błotem i przyspieszenie zawału serca o pięć lat (czyli, w przypadku Samuela, pewnie przesunięcie na jutro jakoś) nie zasłużyli swoją kompletną ignorancją i bezustannym dawaniem jej do zrozumienia, że żadne z nich jej tutaj nie chciało.
Nie spiesząc się nigdzie, skoro i tak na razie miała w głowię pustkę, co do kolejnego, genialnego planu, nalała sobie wody do szklanki i ruszyła w stronę salonu, bo spacer, który odbyła z zakładu pogrzebowego do domu, połączony z intensywnymi emocjami, sprawił, że było jej niedobrze i lekko kręciło się w głowie. To było złe i dobre jednocześnie - złe, bo czuła się przez to słaba; to tego właśnie najbardziej nienawidziła w głodówkach, a dobre dlatego, że czuła (fizycznie, psychicznie, duchowo), jak chudnie i z jej ciała ulatniają się zbędne kalorie, które na pewno przyjęła z tymi tabletkami. W końcu wszystko miało kalorie, tak? To, że na opakowaniu leków tego nie napisali nie oznaczało, że w ich przypadku było inaczej. Podobnie było zresztą z balsamami do ciała. Jak miała uwierzyć w to, że coś tak tłustego nie przebijało się wgłąb organizmu? Jasne, nie była debilką, wiedziała, jak działa układ trawienny, ale to wszystko wydawało jej się trochę zbyt podejrzane. Zwłaszcza, że odkąd zaczęła nałogowo smarować przesuszone z niedoboru witamin dłonie, miała wrażenie, że jej waga zatrzymała się w miejscu.
I już myślała, że należeć jej się będzie chwila wytchnienia od ludzkiej głupoty, ale kiedy tylko przekroczyła próg salonu, została wręcz wciśnięta w ziemię spojrzeniem siedzącego w fotelu Samuela.
- Super, ale teraz nie mam czasu na to - rzuciła od razu, nawet nie czekając, aż brat się odezwie, bo już słyszała w głowie tę przyjebę, na którą tutaj się zanosiło; było to czuć aż w powietrzu.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

To on znalazł list Viper, leżący w kopercie na blacie w kuchni. Sam nie wiedział czemu tak się akurat złożyło, że dotarł do wiadomości jako pierwszy i miał możliwość z robić z nią w zasadzie wszystko, bo akurat nikt nie był tego świadkiem. Nikt oprócz Fabiana, którego musiał dzisiaj odebrać ze szkoły wcześniej. Artur miał pracować do późna i czekać na jakąś ważną dostawę książek do swojej księgarni, Isaac miał dziś w planach rehabilitację i kolejną chemioterapię, a Felix albo jeszcze był w szkole, albo siedział u siebie w pokoju i głównie starał się po prostu z niego nie wychodzić, czy robił jakieś inne fascynujące rzeczy, jak natarczywe wpatrywanie się w jeden punkt na ścianie.

Rzucił klucze do niewielkiego koszyka na blacie, wzrok automatycznie kierując na kopertę, która rzucała się w oczy. W domu panował zawsze porządek, więc takie rzeczy jak przedmioty, które nie należały do danych miejsc, od razu zwracały jego uwagę. Zmarszczył lekko brwi, wyjął list i przesunął po nim wzrokiem nie okazując żadnych emocji. Przeczytał treść po raz drugi i mruknął pod nosem w zastanowieniu, kątem oka zerkając na Fabiana, który właśnie wszedł do kuchni i rzucił plecak na krzesło przy stole.

一 Co to? 一 zapytał, rzucając krótkie spojrzenie na kartę, trzymaną w dłoni ojca. Otworzył na oścież lodówkę i zawisł niemalże na drzwiczkach, wpatrując się w zawartość, jakby czekał na jakieś specjalne wydarzenie.

Samuel spojrzał na Fabiana i jego stosunek do lodówki, a potem wrócił wzrokiem do listu i przejrzał go po raz trzeci. Lista życzeń nie zawierała imienia jego syna, chociaż nawet gdyby było inaczej, to pewnie i tak by mu nie powiedział co to jest. Złożył powoli kartkę i schował do wewnętrznej kieszeni sportowej marynarki, po czym pociągnął krótko nosem, sięgając po jedno z jabłek, znajdujących się na dużym, eleganckim talerzu na środku stołu.

Tak, jak Samuel przypuszczał, Fabian po kilku minutach wpatrywania się w pełną lodówkę nie znalazł ostatecznie nic dla siebie i zamknął ją z trzaskiem.

Nic takiego 一 odpowiedział mu wtedy na pytanie i gdy chłopak się odwrócił, rzucił mu jabłko, po czym oparł się bokiem o jedną z szafek i założył ręce na klatce piersiowej. 一 Zajmij się pracą domową i nauką, wiem że masz w piątek ważny test z angielskiego, poza tym potrzebuję dzisiaj ciszy w domu. Mam coś ważnego do zrobienia, chociaż nie wykluczam, że będę musiał ostatecznie niedługo wyjść 一 powiedział, wskazując ruchem głowy na plecak Fabiana, co sugerowało że najlepiej, gdyby już przeniósł się do siebie.

一 Muszę już? 一 zapytał Fabian, odrobinę marudnie, jakby szkoła wyssała z niego całą energię. Jedno, twarde tak sprawiło, że już bez słowa zarzucił sobie plecak na ramię i z jabłkiem w jednej dłoni, a małą butelką wody w drugiej, wspiął się po schodach i udał do siebie, na koniec zatrzaskując drzwi, co było już tradycją i czego Samuel zdawał się nawet nie zauważyć.

Następnym, co zrobił mężczyzna był telefon do pracy, aby poinformować że nie pojawi się już dzisiaj w radiostacji i aby przełożono jego wywiad z właścicielem jednej z galerii sztuki, który organizuje wystawę, a zebrane na niej środki zostaną przekazane na cele charytatywne, na dzień jutrzejszy, lub gdyby to nie odpowiadało jego gościowi, to na najbliższy możliwy termin.

Od dawna czuł się przytłoczony, chociaż właściwie czy kiedykolwiek się tak nie czuł? Czasami te uczucie było mniejsze, czasami większe, ale zawsze coś nie dawało mu spokoju, coś nie pasowało do obrazka szczęścia, ku któremu chyba ostatecznie dążył, nawet jeżeli kiedyś w nie nie wierzył, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Uznał, że na rękę mu jest fakt, że znalazł list, kiedy prawie nikogo nie było w domu i mógł zostać z tym na chwilę sam. Podszedł do dużego zlewu i odkręcił chłodną wodę, pod która wsunął szczupłe, i w tym momencie drżące, dłonie. Nabrał jej odrobinę i przemysł nią twarz, a chłód przyniósł mu trochę ulgi. Musiał się szybko zastanowić, przemyśleć swoje dalsze ruchy i podjąć decyzje, od których będzie zależało życie Viper. Nie miał co prawda żadnej gwarancji, że to nie jest jedynie próba zwrócenia na siebie uwagi i tak naprawdę wcale nie chce się zabić, a na ile idą za tym wszystkim czyny. Głównie winę za każde niepowodzenie zrzucał na siebie, chociaż pozornie zdawało się że mało co go obchodzi, bo o tym nie mówił, przynajmniej nie otwarcie i nie wszystkim. Wolał milczeć i robić tylko przemyślane rzeczy, które mają na względzie dobro wszystkich najważniejszych dla niego osób. Nawet jeżeli miałby robić to dyskretnie, może nawet w tajemnicy. Nie zależało mu na otwartej wdzięczności. Poprawa życia bliskich, nawet niedoceniona, była największym podziękowaniem. Przetarł twarz niewielkim ręcznikiem, który wyjął z szuflady i przeszedł do salonu, z którego zadzwonił do szpitala i na policje, wypytując jedynie czy nie mieli w ciągu kilku ostatnich godzin zgłoszenia, dotyczącego zdarzenia z osobą niepełnoletnią.

Kiedy opadł na fotel, ściskając w dłoni urządzenie, powstrzymał się z całych sił, aby zadzwonić do Arthura. Nie chciał go teraz martwić i być może potrzebował jeszcze chwili sam na sam, aby wszystko sobie jakoś poukładać. Porozmawia z nim na pewno, jak ten wróci do domu.

Powrót Viper nastąpił około pół godziny później. Samuel wpatrywał się w nią intensywnie, z ciekawością, ale bez palącej go złości. W końcu ostatecznie poczuł ulgę, że jednak nic się jej nie stało.

Viper życzy rodzicom zdechnięcia w katuszach, ale żeby do innego kręgu piekła trafili niż ona 一 wyrecytował, uprzednio unosząc jej list na wysokość oczu, chociaż właściwie zapamiętał tę linijkę już wcześniej. Poprawił okulary i zerknął na siostrę ponownie, nie odpowiadając na jej słowa, chociaż wyraźnie można było w jego wzroku zobaczyć, że nie odpuści jej tak łatwo.

Skąd pomysł, że tam trafisz? 一 zapytał, przesuwając nieznacznie dłoń z listem, aby widzieć całą jej sylwetkę, kiedy jednak postanowiła się łaskawie zatrzymać. 一 Daleko ci do starych 一 dodał całkowicie poważnie, wolną dłonią zdejmując okulary i odkładając je na niewielki stolik obok fotela. Sięgnął zaraz do kieszeni, aby wydobyć z niej niewielki, srebrny przedmiot. Kiedy zauważył, że Viper otwiera usta, aby odpowiedzieć ubiegł ją i zaczął inny temat.

Chcesz umrzeć? Możemy to zorganizować 一 powiedział spokojnym tonem, nie spuszczając z niej wzroku nawet wtedy, kiedy skinął jej lekko głową, aby się do niego przysiadła. Głównie dlatego drugi fotel znajdował się teraz tak blisko jego.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
trigger warning
myśli samobójcze
Nie od razu dostrzegła, że Samuel trzymał w dłoni jej list. Tak była skoncentrowana na patrzeniu mu prosto w oczy (bo pilnowała tego bardzo - żeby nikt sobie czasem nie pomyślał, że była zbyt słaba, żeby odpierać cudze spojrzenie), że zwróciła uwagę na kawałek papieru, pochodzący zdecydowanie z jej zeszytu, bo marginesy miał przyozdobione kwiecistymi ornamentami, dopiero, kiedy mężczyzna uniósł go na wysokość twarzy, żeby odczytać wybrany przez siebie fragment. Czyli jednak Isaac go nie zjadł; pozwoliła sobie na moment odpuścić wpatrywanie się w brata, żeby w zamian za to przeegzaminować kartkę, w poszukiwaniu resztek śliny. Stała za daleko, żeby móc ocenić to z całkowitą pewnością, więc znowu spojrzała na Samuela i przewróciła oczami. Miał zamiar teraz analizować to wszystko linijka po linijce? Miała ochotę wyszarpać mu list z dłoni, ale wtedy okazałaby o jakieś dziewięćdziesiąt procent więcej emocji niż powinna, żeby nie patrzeć potem na siebie ze zniesmaczeniem, i miała siłę.
- Nie wierzę w piekło - odparła tylko, ignorując zupełnie fakt, że ten mówił już dalej, o czymś zupełnie innym i wzruszając jednocześnie ramionami tak zamaszyście, że prawie rozlała wodę ze szklanki, którą trzymała wciąż w ręce. Było jej bardzo chwiejnie i bardzo niestabilnie, ale przecież nie mogła dać teraz tego po sobie poznać. - Wiesz, co to jest pisanie pod tezę? Jak na kogoś z odpowiednim wykształceniem, kiepsko ci idzie interpretowanie tekstu osadzonego w kontekście - dodała jeszcze, odrobinę tylko jadowicie, bo przecież w normalnych warunkach byłoby ją stać na więcej. Ale to nie były normalne warunki. Była złamana. Zdeptana. Pokruszona. I dostawała przez to furii, bo żaden z tych przymiotów zupełnie do niej nie pasował; żadnego nie chciała ujawniać przed światem. A jednak, kiedy stała tak przed bratem, który w dłoni dzierżył artefakt, który - gdyby wszystko poszło dobrze - byłby wysublimowaną i jakże widowiskową pamiątką po jej życiu, a który teraz można było określić najwyżej czymś żałosnym, z trudem powstrzymywała drżenie ciała, które cisnęło jej się w mięśnie, pod wypływem tłamszonych emocji.
To było upokarzające. Wiedziała, co musiał myśleć: jedna wielka popisówa. Drażniło ją to. Nie wiedziała czy bardziej ma ochotę zacząć zarzekać się, że naprawdę ma zamiar się zabić, czy jednak zgodzić się z tym najprostszym możliwym wnioskiem i podsycić go jakimś dodatkowym zaakcentowaniem tego, jak ich wszystkich - oczywiście, rzekomo zupełnie bez powodu - nienawidziła i dlatego robiła im na złość. Z tego powodu właśnie - że nie potrafiła zdecydować, która opcja była lepszym zagraniem - stała po prostu uparcie, bijąc się z nim na spojrzenia. I jasne, mogła wyjść, ale czuła, że ta rozmowa jej nie ominie; będzie wracać. Zresztą, miała w sobie nieskończone pokłady frustracji, które musiała jakoś rozładować. I w międzyczasie wymyślić, co powinna powiedzieć na temat tego całego zajścia - to znaczy, jak uzmysłowić brata, że naprawdę powinien na poważnie zacząć już cieszyć się, że będzie miał zaraz jedną mordę mniej do wykarmienia (yhm) w domu, nie przyznając się równocześnie do tego, że w istocie miała plan i ten plan zwyczajnie nie wypalił.
Po chwili jednak zwróciła uwagę na trzymany przez niego w dłoni przedmiot, ale nie była w stanie dostrzec, co to takiego. Kiedy - po czasie; była cholernie nieskupiona przez to całe emocjonalne rozbicie - dotarło do niej, co do niej mówił, uniosła tylko wysoko jedną z brwi. Zawahała się dłuższą chwilę, zanim ruszyła w końcu w stronę fotela, po drodze tylko zatrzymując się przy stoliku, żeby (odrobinę zbyt zamaszyście) odstawić na jego blat szklankę z wodą (odrobinę się rozlało), a potem opaść ciężko w fotelu obok Samuela i spojrzeć znów na niego wyzywająco. O czym on niby teraz gadał? Chciał wziąć ją pod włos? Czy to był jakiś durnowaty eksperyment? A może chciał w ten sposób z niej zakpić? Nieważne, jakie były intencje najstarszej latorośli rodziny Monroe - Viper poczuła ucisk w klatce piersiowej i wiedziała dobrze, że to była zdecydowanie jakaś emocja; nie miała jednak pojęcia, jaka dokładnie. W zasadzie nie znała Sama - nie miała pojęcia, czego mogła się po nim spodziewać i być może ta rozbieżność interpretacyjna, te multum możliwości w zakresie tego, co on mógł mieć namyśli, sprawiały, że czuła się nieswojo.
- Dobra - odburknęła w końcu, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i wciąż z uporem patrząc mu w oczy. Stanowczość była wszystkim, co pozostało jej w tej całej sytuacji, a skoro Sam miał ochotę podchodzić do niej w tak oczywisty sposób lekceważąco (bo na tej teorii w końcu się zatrzymała: że to był pewien rodzaj kpiny), to ona miała zamiar być teraz szczera do bólu. - Jak chcesz pomóc, to zadbaj, żeby nikogo nie było jutro w domu między osiemnastą i dwudziestą drugą. Zakryj dzieciakowi oczy - rzuciła, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i - Bóg jej świadkiem - od razu zaczęła fantazjować o tym, że Sam się zgodzi, myśląc, że się zgrywa, a ona urządzi tutaj istny pokaz wyprutych flaków, żeby pozostawić go potem z wyrazem niemego szoku na twarzy.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Nigdy nie planował posiadania dużej rodziny, ale też nie miał nic przeciwko posiadaniu dzieci. Co prawda nie dane mu było założyć prawdziwej rodziny, a przynajmniej takiej, którą społeczeństwo za prawdziwą uważało. Fabian nie był planowanym dzieckiem, ale Samuel nie wyobrażał sobie teraz, że mogłoby go zabraknąć. Rodzeństwem chciał się zaopiekować od dawna i kiedy w końcu nadszedł czas, w którym musiał się na to przygotować, to miał wrażenie, że błądzi po omacku, nawet jeżeli gorączkowo starał się przygotować jakiś plan.

Próbowałem zrozumieć co tobą kierowało i zdanie nie zostało wyrwane z kontekstu bez powodu. Jak widać spełniło to swoje zadanie 一 zauważył, przekrzywiając lekko głowę, spojrzeniem wędrując leniwie po twarzy Viper. Trudno było po jego minie odczytać czy jej odpowiedź, odnośnie wiry w piekło, mu się spodobała czy wręcz przeciwnie. Zastanawiał się na ile jest szczera, a na ile dalej tkwi w obronie i nieufności. Zachowanie Viper było ogólnie rzecz biorąc męczące. Nikt nie lubi być traktowany gorzej, słuchać docinków, złośliwości i samych negatywnych odzywek, a z Viper było tak na każdym kroku. Samuel co prawda nie brał nic z tych rzeczy do siebie i prędzej go to po prostu męczyło, niż złościło, bo z każdej próby przeprowadzenia normalnej rozmowy nie wychodziło zbyt wiele. Miał jednak w sobie jakieś magicznie niewyczerpane pokłady cierpliwości do Viper. Być może przypominała mu jego samego z okresu dorastania i studiów? Nie analizował tego zbyt dogłębnie, bo we wcześniejszych latach nie miał z nią tak dużo do czynienia, jak teraz, kiedy zamieszkała pod jego dachem. Arthur zdawał się być momentami sfrustrowany i na granicy wytrzymałości, ale do tej pory Samuel dawał jakoś radę go uspokajać.

Obecnie nie chodziło jednak o to czy lubił Viper, czy nie, ale o to że nie chciał aby odebrała sobie życie, a przynajmniej nie bez bycia tego wyboru absolutnie i niepodważalnie pewną. Ostatecznie przecież nie da rady jej powstrzymać, ale może przyczyni się do tego, aby dobrowolnie zmieniła zdanie. Nie będzie jej wypytywał, nie będzie wyciągał z niej powodów, nie będzie próbował na siłę jej zmienić. Nie tylko nie miał do tego odpowiednich kwalifikacji, ale zwyczajnie nie chciał. Miał swoje sprawy na głowie, a jego świat na pewno nie kręcił się wokół Viper i jej manifestacji. Kochał ją na swój sposób, może nawet doceniał jej niektóre talenty, wyobraźnię i zainteresowania, ale za mało ją znał, aby wtrącać się w jej życie zbyt nachalnie. Musiał zareagować, bo była nieletnia i pod jego opieką, ale chciał zrobić to w sposób, który ich oboje nie będzie zniesmaczał. Przynajmniej nie całkowicie.

Obserwował z lekkim zainteresowaniem jak ostatecznie Viper zdaje się być zainteresowana i siada obok, co było jakimś tam drobnym sukcesem, nawet jeżeli przyjęła pozycję obronną, czemu się w zasadzie nie dziwił. Przecież doskonale wiedział co przeszła, bo gdy na nią patrzył wracały wspomnienia, które latami starał się ukryć i trzymać się od nich z daleka. Kiedy Samuel był w wieku Viper jego Felixem był Adam, a ojciec wcale nie był lepszym człowiekiem.

Wysłuchał jej słów spokojnie, nie wykonując min lub gestów, które mogłyby zostać uznane za lekceważenie jej lub wyśmiewanie, ale też nie wyraził aprobaty, bo w końcu nie miał zamiaru zgodzić się na coś tak absurdalnego, a przynajmniej nie na jej zasadach.

Przeniósł wzrok na jej listę gorzkich życzeń i uniósł ją nieco, jednocześnie odrobinę oddalając ją od siebie, utrzymując w powietrzu nad niewielkim, metalowym kubełkiem, które obecnie puste, normalnie było naczyniem na popiół z kominka. Podpalił kartkę płomieniem z zapalniczki, którą otworzył z cichym kliknięciem i przez chwilę obserwował rozrastający się na pergaminie ogień, który odbijał się w jego oczach. W końcu upuścił resztę listu do kosza, by w spokoju się dopalił.

Po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny swąd, ale dymu nie było na tyle dużo, aby specjalnie miał im przeszkadzać.

Skoro twoja próba się nie udała, to tym razem zrobimy to na moich warunkach 一 odparł, unosząc dłoń w której jeszcze przed chwilą trzymał skrawek palącego się papieru. Przesunął palcami po swoich wargach i krótko odchrząknął, lekko zamyślony wzrok przesuwając z powrotem na Viper.

Umówię cię na wizytę u psychologa i proszę podejdź do tego na poważnie. 一 Otworzył szufladę, do której włożył zapalniczkę, a potem zerknął na wodę, którą Viper rozlała odkładając szklankę i przesunął po niej palcem, a potem zwilżył opuszki palców, rozcierając kilka chłodnych kropel między nimi.

Jest coś, co chcesz zrobić przed śmiercią? Coś, co dotyczy tylko ciebie 一 odezwał się w końcu, posyłając jej krótkie, uważne spojrzenie.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper natomiast nie przypuszczała nigdy, że będzie jej dane jeszcze uzyskać okazję do swojego rodzaju nowego startu. Nie zakładała, że wydobędzie się spod ojcowskiego jarzma wcześniej niż w dniu osiemnastych urodzin, do których dotrwania, swoją drogą, też przecież nie była przekonana. W najśmielszych nawet marzeniach nie zakładała, że którekolwiek z jej zadufanego w sobie rodzeństwa zadeklaruje chęć wzięcia jej do siebie, bo czemu w sumie mieliby? Każde z nich było już dorosłe, miało własne życie i problemy, a taki Samuel nawet jej nie znał, w gruncie rzeczy, opuściwszy dom rodzinny jej przed jej narodzinami. Racja, żeby to się wydarzyło, musieli z Isaakiem najpierw nieomal zginąć pod pięściami Barta, ale sam fakt, że tak jednak się nie stało, był już dla niej wystarczająco zaskakujący - bo ze swoim szczęściem, które traktowało ją z dużą ilością ironii i bez pobłażliwości, prędzej wróżyła sobie zimną trumnę niż ucieczkę od ojca, zwłaszcza w tamtych chwilach, kiedy w czterech ścianach pokoju, który dzieliła z Isaakiem, marzyła jedynie o tym, żeby koniec nastał jak najszybciej.
Miała więc wrażenie, że Samuel wcale nie chciał wziąć jej do siebie. Isaaka może tak, może nawet Felixa - ale jej nie. Tym samym, uważała tę ich bieżącą sytuację za zwykłe głaskanie własnego sumienia - bo przecież, gdyby jednak zdechli, biedny Sam musiałby się mierzyć z poczuciem winy, że zupełnie nic nie zrobił, żeby im pomóc. Z tym, że Viper z każdym dniem utwierdzała się w przekonaniu, że to był taki styl pomocy, którego wcale nie chciała, że to wszystko było na siłę, że męczyli się ze sobą nawzajem i w tym przesadnie ładnym domu nikt tak naprawdę wcale jej nie chciał. Czuła się wciągnięta jak przez trąbę powietrzną w bajkę, do której nijak nie pasowała i w której nie napisano dla niej szczęśliwego zakończenia. Sunęła wzdłuż ścian tego nowego miejsca jak duch albo cień - najpierw nie odzywając się zupełnie do nikogo, potem mówiąc zawsze coś, czego nikt nie chciał słuchać i miała wrażenie, że wszyscy wokół marzyli tylko o tym, żeby wreszcie się zamknęła.
Teraz też miała wrażenie, że Samuela wcale nie interesowało, co miała do powiedzenia. Wzruszyła płytko ramionami w odpowiedzi na jego bzdurne wyjaśnienie, czemu miało służyć wyjęte z kontekstu zdanie. Mógł sobie zgrywać teraz jakąś alfę i omegę, mógł próbować przekonać ją, że wyprzedzał ją o parę kroków, ale ona nie miała zamiaru tak łatwo dać mu się złamać. Owszem, usiadła wreszcie obok, choć poddawała tę decyzję coraz większym wątpliwościom, z sekundy na sekundę. Nic dziwnego chyba, że postawiła na prowokację. Chciała sprawić, żeby poczuł się nieswojo, jednocześnie wymawiając każde słowo z takim przekąsem, aby w razie czego móc je zrzucić bez problemu jedynie na ten nastoletni marazm i zadrę, którymi ludzie wokół niej zazwyczaj tłumaczyli różne jej odbiegające od normy zachowania.
Spięła się widocznie dopiero wtedy, kiedy Samuel wsunął w ogień jej list. Zacisnęła palce mocniej na podłokietnikach fotela i przygryzła wewnętrzną stronę policzka, odkrywając z niemałym zaskoczeniem, że powinna w tym momencie odczuwać niemożliwą do opisania furię, a znajdowała w sobie siłę jedynie na niepokój i ogólne skonfundowanie. Nie rozumiała do końca, jakie plany brat usnuł sobie w tej swojej głowie, do czego zmierzały te jego dziwne zagrywki i czy to wszystko nie było aby jedną wielką kpiną z jej osoby. Wpatrywała się z zapartym tchem jak jej ostatnia wola ulatuje z dymem i pomyślała mimowolnie, że to było całkiem solidne podsumowanie tego, jak czuła się w tej rodzinie. Wszystko, co było dla niej ważne, ktoś musiał w końcu zniszczyć, bez cienia zawahania.
Słysząc jego kolejne słowa, posłała mu ostre spojrzenie, bo zdecydowanie wystarczająco rzeczy w życiu robiła już na czyichś warunkach, żeby teraz zgodzić się na podobny absurd, jak odejście tak, jak brat jej zagra. Nie zdążyła jednak zareagować na to jakoś dosadniej, bo Samuel zaraz powiedział o psychologu, na co parsknęła krótko - pogadanki u psychologa szkolnego wystarczyły jej do wyrobienia sobie pewnej opinii o przedstawicielach tego zawodu, a ona nie miała ani chęci, ani zamiaru wysłuchiwać jakichś motywacyjnych bzdur.
- Nie będę jakiemuś kretynowi opowiadać o tym, jacy wszyscy jesteście zjebani. Chyba powinieneś się z tego cieszyć - burknęła tylko, na powrót krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - A to, co chcę zrobić przed śmiercią, to nie jest twoja sprawa. I tak byś nie zrozumiał, a ja nie mam siły tłumaczyć kolejnemu przygłupowi, o co mi chodzi. Nie wiem, co w tym momencie próbujesz osiągnąć, ale jak bawisz się znowu w jakiegoś zbawcę świata, to powiem ci coś: już jest za późno. Trzeba było mnie wysłać do czubków pięć lat temu, jak jeszcze dałoby się coś naprawić - fuknęła jeszcze, bo jeśli Viper Monroe w coś wierzyła szczerze i z całego serca, to w to, że nie dało się już w żaden sposób podreperować jej i przywrócić do normalnego funkcjonowania. To wszystko zaszło za daleko.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Poruszył się w fotelu, zerkając na popiół, który osiadł na metalowym pojemniku. Nie spalił listu Viper dlatego, aby sprawić jej ból. Zrobił to z kilku powodów, o których nie chciał mówić, a przynajmniej nie w tym momencie. Być może kiedyś, o ile Viper da się mu poznać i o ile Samule otworzy się przed Viper. Bo prawdą było, że się nie znali, chociaż mieli ze sobą więcej wspólnego, niż mogło się wydawać, nie licząc naturalnie więzów krwi.

Miała dużo racji w swoich osądach, bo Samuel walczył sam ze sobą, głównie chcąc zrobić to, co należało z perspektywy odpowiedzialnej, dorosłej osoby. Wszedł w rolę, być może nie zbawcy, ale kogoś, kto chciał naprawić ciężką sytuację. Powoli docierało do niego, że nie może wszystkiego naprawić, nawet jeżeli bardzo chciał. Krzywdy zostały wyrządzone i wpływały na ich życie. Mężczyzna miał za sobą długie lata przepracowywania traumy, która były klątwą, rzuconą na niego przez rodzinę. Viper była nastolatką w okresie buntu, która nawet sama nie wiedziała kim do końca jest. Jakim cudem Samuel miał więc to wiedzieć?

Nie spodziewał się zgody na jego warunki ani tym bardziej wdzięczności. Pamiętał jaki sam był w tym wieku. Miał jakieś swoje ambicje i przekonania i jak widać udało mu się żyć po swojemu, bo nie pozwolił zatrzymać się w domu rodzinnym i narzucić sobie wspierania ojca i matki w ich zabawie w nienagannego wyznawcę wiary i farmera.

Czy był w tym momencie podobny do własnego ojca, chcąc narzucić Viper co ma robić? Może pobudki były inne, bo chodziło o jej życie, ale sposób w jaki to robił, czy on czegoś mu nie przypominał? Słuchał jej odpowiedzi z zainteresowaniem, analizując słowa, które dobierała.

Możesz mu też opowiedzieć o sobie. Przemyśl to. Pamiętaj, że jestem teraz twoim opiekunem prawnym i jeżeli dobrze to rozegrasz, możesz wiele zyskać. Być może masz rację, że jest za późno, ale czasu nie cofniemy. Nie pytam o twoje postanowienia dla siebie, bo to faktycznie nie jest moja sprawa, ale może jest coś, w czym mógłbym ci pomóc. Po prostu to przemyśl. Możesz równie dobrze poczekać do osiemnastki i robić co chcesz i kiedy chcesz. Co prawda na siłę możesz przeforsować swoje i teraz, tak jak mogłaś to zrobić rok lub dwa lata temu. Czemu więc dalej tu jesteś? Czemu dalej bawisz się w życie pod tym dachem, skoro życie masz za nic? 一 Zrobił krótką pauzę, zastanawiając się czy Viper zauważy jakiej formy użył w stosunku do niej.

Viper, tak? Nie Victor? Czy może jest to dla ciebie obojętne? Nie jestem potworem, chociaż możesz tak myśleć. Wcale nie musiałem zainteresować się ani tobą, ani Felixem lub Isaakiem. Nie mam w tym interesu, wręcz przeciwnie, wziąłem na siebie ogromny ciężar i czy myślisz, że skłoniły mnie do tego tylko wyrzuty sumienia? 一 zapytał, naprawdę zainteresowany punktem widzenia Viper. W końcu najłatwiej było przecież pozwolić jej umrzeć, pozwolić im wszystkich zdechnąć pod pięścią ojca. Zapewne też miałby wyrzuty sumienia, ale żyłby dalej, prawda? Kiedyś ból by się zmniejszył, a on ułożyłby sobie ostatecznie średnio stresowe życie u boku Arthura, razem z Fabianem, starając się nie patrzeć w przeszłość. Nie musiałby przynajmniej słuchać szamba, które wylewało się z ust Viper lub Felixa, o ile ten w ogóle raczyłby się odezwać, zamiast taszczyć tylko ten swój żałosny młotek, jak groźbę, manifestację swojej patologicznej części, przydzielonej mu przy urodzeniu.

Jesteśmy zjebani i nikt tego nigdy nie naprawi, nawet twoje flaki, gnijące pod ziemią, przykryte kawałkiem zimnego kamienia, na którym zostanie wyryte, że Victor kopnął w kalendarz jako nastolatek. Nieważne jak spektakularnie stąd odejdziesz, ostatecznie będziesz tylko kolejnym dzieciakiem, który przegrał. Tego naprawdę chcesz? 一 Nie można było powiedzieć, że patrzył teraz na siostrę wyzywająco, ale na pewno z pewnego rodzaju uczuciem, nie obojętnie. Coś drgnęło i trudno było powiedzieć czy był to strach czy może determinacja do walki, którą zawsze w sobie miał. Myślał o śmierci wiele razy, nie liczyłby tego. Przelewał niezdrową fascynację na papier, tworząc niepokojącą sztukę, abstrakcyjną, czarniejszą od najciemniejszej duszy, co pozwalało mu okiełznać własne zepsucie i opanować żądze, aby nie wykraczały poza sferę fantazji i niespełnionych chęci.

Wyciągnął z kieszeni scyzoryk, wsunął ostrze, po czym przeciągnął po nim palce, rozcinając skórę na tyle głęboko, aby od razu pojawiły się krople krwi. Opuścił dłoń, patrząc przez chwilę, jak czerwone krople posoki opadając na tlące się kawałki kartki, które wcześniej były listem siostry. Obserwował jak oblepiają je fragmenty popiołu, jak podgrzewa je lekko żar.

Jesteś najmądrzejsza z nas wszystkich, ale wkurwia mnie że nie wykorzystujesz potencjału 一 przyznał bez ogródek, podnosząc na nią wzrok i przekrzywiając lekko głowę. 一 Poza tym chujowo wypchałaś oposa.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Przede wszystkim, Viper była z m ę c z o n a.
Nawet nie wściekła, nawet nie smutna - po prostu wypruta ze wszelkiej siły do działania, także zaległszy w tym fotelu poczuła niemal ulgę. Niemal, bo ględzący jej nad uchem Samuel nie pozwalał po prostu zagłębić się w nicości. Dlatego słuchała - z braku energii, żeby zwyczajnie podnieść się i wyjść, z braku perspektyw na to, czym innym właściwie miałaby się zająć, skoro nawet siedzenie wydawało się teraz obciążające. I z odrobiny zaciekawienia, do czego brat właściwie zmierzał. Naprawdę wierzył w to, że zaproponuje jej psychologa, a ona uzna, że to doskonały pomysł? Nie znała Samuela, ale przez ten chłodny dystans, który towarzyszył ich rzadkim i jałowym spotkaniom, a także jego ogólną prezencję, lubiła wyobrażać sobie, że nie był tak skończonym kretynem jak inni. Być może poszukiwała w tym jakiegoś pokrzepienia: że kiedy ona sama w końcu nie wytrzyma i zdechnie, ktoś zajmie się Felixem, ogarnie Isaaca, złapie za rękę Amalię, kiedy ta znowu będzie chciała zaćpać. Potrzebowała wierzyć w to, że na horyzoncie był ktoś ogarnięty, kto w razie potrzeby wziąłby się za cały ten syf, który ona próbowała okiełznać, odkąd pamiętała.
Nie chciała temu wyobrażeniu pozwolić się rozpłynąć. Miała ochotę kazać mu przestać mówić, zanim zmieni o nim zdanie, ale nie potrafiła się do tego zmusić - być może w istocie jednak chciała dowiedzieć się czegokolwiek o człowieku, który z dnia na dzień został osobą decyzyjną w jej życiu. Wpatrywała się więc w niego, wciąż ze skrzyżowanymi ramionami i lekko uniesionymi brwiami, czasem tylko sięgając dłonią do brzegu sukienki, żeby wygładzić ją delikatnie, bo mogła czuć się chujowo, ale prezentować chciała się nienagannie.
Czemu więc dalej tu jesteś? Jej mina stężała, ale nie skorzystała z wykorzystania tej chwili, kiedy zamilkł, żeby odpowiedzieć. Nie wiedziała, jak wiele mogła mu teraz wyłożyć, na ile sobie pozwolić i jak mocno skonfrontować go z rzeczywistością - ciężko powiedzieć czy bardziej obawiała się wyśmiania jej bolączek, czy zwykłego braku zrozumienia, czy może tego, że udzielone Samowi informacje zostaną w późniejszym czasie wykorzystane przeciwko niej. Oczywiście, że zauważyła w jakiej formie się do niej zwrócił - nareszcie - i krótkie ukłucie czegoś na kształt zadowolenia, na moment wybiło jej mimikę z surowości, choć do radości z pewnością było jej daleko. Zaraz jednak usłyszała swój nekronim i spojrzała na niego ostro.
- V i p e r - odpowiedziała twardo, nie opuszczając spojrzenia. - Victor nie żyje. - Nieużywane od ponad roku imię wypluła spomiędzy warg niemal z obrzydzeniem. Odkąd chowana skrzętnie przed światem (i ojcem) tajemnica wyszła na jaw w dniu pobicia, wydawało się, że Monroe podchodziła do tematu swojej tożsamości coraz bardziej otwarcie: jeszcze pół roku wcześniej nie przyszłoby jej do głowy, żeby założyć sukienkę, nawet w dzień tak istotny, jak data własnej, wymarzonej śmierci. Przestała też uparcie forsować męskie zaimki, z którymi od dłuższego czasu było jej niewygodnie i choć zazwyczaj starała się wypowiadać neutralnie, tak żeby nie używać żeńskich przy osobach, z którymi nie odbyła jeszcze tej rozmowy, zawsze wyczekiwała momentów, w których mogła wreszcie z nich skorzystać. To nie było wcale tak, że nagle postanowiła, że czuje się pewna siebie z tym, kim była - raczej po prostu doszła do wniosku, że wszystko i tak zmierzało do upadkowi, więc po co się ograniczać, po co tłamsić?
Dopiero słysząc jego kolejne słowa, odwróciła wzrok. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, że zostanie pochowana pod starym imieniem, ale uparcie wypierała tę wiedzę próbując przeforsować myśl, że w gruncie rzeczy - skoro będzie już wtedy zimna i martwa - nie powinno jej to obchodzić. Obchodziło i Samuel najwyraźniej trafił w słaby punkt. Podobnie obchodziło ją widmo przegranej. Wielokrotnie właśnie w taki sposób myślała o osobach targających się na własne życie, a zanim zdecydowała się zrobić to samo, musiała włożyć naprawdę wiele trudów w to, aby całą tę swoją narrację wywrócić do góry nogami i dostosować pod swoje nowe decyzje. Teraz, słysząc to od kogoś innego, po raz kolejny podważała słuszność tego zabiegu.
Kiedy brat wyciągnął scyzoryk, milczała nadal, choć jej wzrok podążył niemal automatycznie do ostrza i wyrządzonej nim rany. Prychnęła cicho na ten widok, kręcąc lekko głową - zwłaszcza, że Samuel zaraz odezwał się znowu, żeby przysłodzić jej komplementem, który potem zneutralizował tekstem o oposie. Znowu łypnęła na niego z poirytowaniem.
- Pewnie dlatego, że musiałam kończyć go na szybko, bo nie mam tutaj żadnego miejsca, żeby pracować - rzuciła, poprawiając - niby niedbale - włosy, żeby zaraz wyprostować się na fotelu i oprzeć wreszcie ręce na podłokietnikach. - Wiesz, dlaczego dalej bawię się w życie? Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? Bo wszystko tu od zawsze było na mojej głowie. Wiesz, jak to się stało, że Felix nigdy nie powtarzał klasy, chociaż ledwie umie czytać? Bo ciągnęłam za sobą jego leniwą dupę przez całą podstawę programową, żeby przepuścili go na jakichś marnych dwójach. Wiesz, dlaczego Isaakowi nigdy nikt nie spuścił głowy w szkolnym kiblu? Bo zawsze dbałam o to, żeby ci kretyni, którzy się tym parają, bali się, że jeśli to zrobią, to podpalę im łoniaki. I wiesz, czemu Amalia rok temu się nie zaćpała? Bo ją, kurwa, znalazłam i się nią zajęłam. Połowa z was zginęłaby, gdyby nie ja, a to nie powinien być wcale mój jebany obowiązek, żeby o to dbać. Gdzie wtedy byłeś, Samuel, co? Bo ja wiem na pewno, gdzie cię nie było: z nimi. I ze mną - wypluła z siebie, niemal zapominając o wprowadzaniu w płuca powietrza, po czym musiała na chwilę zamilknąć, żeby się uspokoić. Przez moment oddychała ciężko, aż w końcu pomasowała dłonią skroń.
- Masz rację, chcę czegoś przed śmiercią. Chcę zmienić imię, oficjalnie - rzuciła, siląc się na zobojętniały ton głosu.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Samuel był zatroskany, chociaż starał się trzymać wszystko w ryzach, bo jak on teraz by tego nie zrobił, to kto? Miał wsparcie, temu nie mógł zaprzeczyć, ale posiadał również poczucie odpowiedzialności, szczególnie odkąd uporządkował swoje sprawy, przynajmniej w większości i wziął pod opiekę młodszych braci. Niby miał doświadczenie z wychowywaniem dzieci, skoro posiadał syna, ale tego naprawdę nie było sensu porównywać. Nie tylko sytuacja, wiek i relacje były inne, ale i każdy różnił się charakterem i doświadczeniami, tak samo jak posiadanym traumami. Nikomu z nich nie było łatwo i to wpływało na ich obecne życie. Młodsi mieli oczekiwania wobec starszych, a starsi własne demony, które żywiły się negatywną energią, ożywiały przykre wspomnienia z dzieciństwa i zagradzały drogę do uzdrowienia, rosnąć w siłę za każdym razem, kiedy otwierały się stare rany oraz pojawiały nowe.

Jego relacja z Viper była oszczędna, być może Samuel uciekał od kontaktu z nią, bo najbardziej przypominała mu samego siebie. Nie chciał pewnych rzeczy widzieć, chociaż tak naprawdę widział dużo więcej, niż mogłoby się jej wydawać. Widział stres, widział frustrację i zagubienie. Pozorny porządek w chaosie. Znał te uczucia i wiele by dał, aby kiedyś ktoś zainteresował się w podobny sposób nim. Na studiach pojawił się Arthur, który zdołał w pewnym momencie do niego dotrzeć i nie zniechęcił się wagą bagażu, który Samuel nosił na swoich plecach. Ba, przejął od niego jakąś jego część i odciążał go z biegiem czasu coraz bardziej, co pozwalało Samuelowi powoli dojść do siebie.

Informacja, że Victor nie żyje była dla niego cenna, powiedziała mu wystarczająco, aby domyślił się co to oznaczało i jak ważne było dla Viper. Przypomniał sobie swoje zmagania z przyznaniem się do własnej orientacji, ale nie miał pojęcia jak to jest dodatkowo walczyć o płeć i to w tym wieku, w liceum, które było najgorszym możliwym okresem, ale też właśnie dlatego, że to właśnie wtedy ludzie ostatecznie określali się i godzili z tym, kim naprawdę są. Albo i nie, co kończyło się problemami z używkami czy agresją lub innymi trudnościami, nad którymi ciężko było zapanować.

Wiedział, że wywalczenie sobie praw rodzicielskich dla braci była dopiero początkiem i zdawał sobie sprawę jak ciężkie to może być. W końcu nie chodziło jedynie o zapewnienie im dachu nad głową, pod którym nie będą fizycznie i psychicznie maltretowani, chociaż na pewno to było bardzo ważne. Chodziło też o to, aby poczuli się odrobinę bezpieczniej i aby zapewnić im jakąś przyszłość. Nie chciał, żeby skończyli jak Saul, trudniący się prostytucją, uzależniony od narkotyków i podejmowania błędnych życiowych decyzji lub jak Eva, która również wsiąknęła w używki, a jej sposobem na rozwiązywanie problemów była ucieczka, im dalej tym lepiej. Nie chciał też, żeby jak Adam i wstydzili się swojego prawdziwego ja, gromadząc pod płaszczykiem porządnego katolika pokłady wściekłości wręcz nie do opanowania. No i w końcu nie chciał, aby skończył jak on, który większość życia wzdychał do kogoś, kto tego nawet nie zauważał, tworzył związki bez przyszłości, wdawał się romanse bez zobowiązań i ostatecznie był bardzo samotny i zrezygnowany.

Wzmianka o wypchanym oposie była żartem, bo tak naprawdę Samuel wcale nie uważał, że jego siostra zrobiła to źle - nie znał się na taksydermii. Ona nie musiała jednak o tym wiedzieć, więc jej tłumaczenia przyjął ze spokojem, jakby go usatysfakcjonowały.

Co do pracowni, której obecnie Viper nie posiadała - Adam budował na tyłach domu szopę, na co Samuel patrzył z lekkim niepokojem, ale wierzył w umiejętności brata i ufał, że pracownia przetrwa chociaż do momentu, w którym Viper się wyprowadzi, czyli kilka ładnych lat. Mężczyzna poprawił się na fotelu, odrzucając myśli o szopie na bok, bo Viper akurat zaczęła mówić mu o sobie więcej, niż w ciągu ostatnich lat. Splótł palce swoich dłoni i ułożył je na kolanie, wcześniej zakładając nogę na nogę.

Odznaczyłaś się siłą i odpowiedzialnością i możesz być z siebie naprawdę dumna. Rzadko kiedy ktoś wykazuje się takim zaangażowaniem, nawet jeżeli większość tego poświęcenia nie zauważa. I masz rację. Nie było mnie. Nie mogłem być z wami, bo nie mogłem być nawet ze samym sobą. Przepraszam za to, szczególnie ciebie. 一 Zmarszczył lekko brwi, przyglądając się przez chwilę siostrze, po czym odwrócił wzrok kierując go w stronę wnętrza salonu i odrobinę się podciągnął, prostując plecy. Wyglądał jakby się zastanawiał, chociaż tak naprawdę nie potrzebował dużo czasu, aby podjąć decyzję.

W porządku 一 powiedział po prostu. Viper nie była małym dzieckiem i Samuel wiedział, że podejmowała tę decyzję świadomie i zdawała sobie sprawę z tego, czego chciała. Odczekał kilkadziesiąt sekund, pozwalając aby jego decyzja zawisła między nimi lekko i dotarła do Viper ze wszystkimi jej następstwami. 一 Nie jestem twoim wrogiem. Nigdy nie byłem… Wolę żebyś była tu, niż tam 一 dodał, siląc się na neutralny ton. Był powściągliwy, nie uśmiechał się, nie używał słów cieszę się, to wspaniale, czy pompatycznego kocham cię. Na to nie byli jeszcze gotowi. Zdecydowanie nie.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Ona nie miała porównania. Nie wiedziała, jaki Samuel był kiedyś - zanim jeszcze matka wypluła ją na świat, kilka minut po Felixie, jako ostatni dowód swojej płodnej natury. Dowód, którego wygodniej byłoby się wyzbyć i wyrzec, i odciąć dopływ powietrza, i zawinąć w plastikowy worek - a jednak była. Była i to kosztowało ją z każdym rokiem coraz większej siły, bo czuła od zawsze, że jej obecność była zupełnie zbędna - chyba, że trzeba było akurat coś zrobić, czegoś przypilnować, coś o g a r n ą ć, kiedy w pobliżu nie było nikogo wystarczająco kompetentnego, żeby zajął się tym zamiast niej. Bo Viper kompetencji nabierała natychmiastowo, niezależnie od tego, jaka kłoda akurat rzucona jej była pod nogi. Nie wiedziała, ile miała lat, kiedy pierwszy raz sama próbowała pozszywać bliźniaka - możliwe, że nie więcej niż jedenaście. Od kiedy trzymała pieczę nad tym, żeby nikt nie rzucał się do Isaaca? Tego nawet nie była w stanie przywołać w pamięci - zdawało jej się, że tak było już od zawsze.
To dzięki niej z lodówki w porę znikały przeterminowane resztki, dzięki niej grzyb nad kuchenką przestał się rozrastać, bo odłożone z domowych zakupów drobne przeznaczyła w którymś momencie na jeden z tych fikuśnych sprejów, które obiecywały pozbyć się problemu, a ona przez chwilę naprawdę wierzyła w to, że to będzie tak proste - nie było. Ale przynajmniej połowa kuchennej ściany wciąż wyglądała jakkolwiek przyzwoicie. To dzięki niej Felix miał zawsze odrobione lekcje, a Isaac był w stanie dostać zaliczenie za wypracowanie, którego wcale sam nie napisał. Dzięki niej obaj bracia jedli przed szkołą śniadanie, którym nikt inny się nie interesował. Dzięki niej wszystko nie lepiło się od grubej warstwy brudu, którą matka zaniedbywała regularnie, mając na głowie większe rzeczy, jak kościół, koleżanki i podawanie piwa z lodówki. Dzięki niej - dużo małych spraw, na które nikt na co dzień nie zwracał uwagi i którymi nie zwykła się chwalić, wiedząc, że nie czekały na nią żadne pochwały.
Dlatego to, co teraz mówił do niej Samuel, było takie dziwne - w środku. Coś jak swędzenie, ale rozciągające się po narządach wewnętrznych. Nie wiedziała czy to było dobre uczucie - na pewno nieznane, a przez to osobliwe; nie wiedziała, jak do tego wszystkiego podejść. Głos wątpliwości w jej głowie podpowiadał, że brat właśnie się z niej nabijał. A może to była czysta manipulacja? Chciał teraz połechtać jej ego, żeby zaraz wysunąć znowu jakieś swoje żądania? Czy nie rozmawiali czysto biznesowo? Może Viper otworzyła się zupełnie zbytecznie, odsłaniając przed nim swoje czułe punkty, a on teraz miał zamiar wykorzystać to w najbardziej perfidny z możliwych sposobów? To myśli tego kalibru zwykle trzymały ją hermetycznie zamkniętą w samej sobie.
Przez dłuższą chwilę nie odzywała się zupełnie, bo to dziwne wrażenie w organach nie dawało jej w spokoju wszystkiego przemyśleć.
- Dlaczego nie mogłeś być ze sobą? - spytała wreszcie, chociażby po to, żeby mieć na niego jakiegoś haka, skoro on już miał go na nią. Nie miała zamiaru rozdawać za darmo dostępu do swoich emocji. Trochę też miała nadzieję dowiedzieć się czegokolwiek o tym człowieku, który przewijałby jej pieluchy, gdyby był akurat w okolicy, kiedy je nosiła, a który w jej oczach nadal był kimś obcym. Więzy krwi, czyli to, w czym pokładała tyle nadziei, kiedy potrzebowała poczuć, że nie była na tym świecie sama jak palec, nigdy wcześniej nie wydawały jej się tak bardzo nic nie znaczącą ideą jak w tej chwili. Może powinna im wszystkim wybaczyć - to byłoby z pewnością zdrowe - ale przecież gorycz w Viper wzrastała latami. Ta rozmowa, choć mogła być krokiem milowym w ich relacji, nie miała szans wycisnąć z niej całego tego jadu.
Słysząc jego w porządku, poczuła coś na kształt ulgi, choć okraszonej solidną dozą wątpliwości. Tak naprawdę mógł teraz powiedzieć jej wszystko, co chciał i wcale nie musiał dotrzymać słowa - ale chyba podczas podobnych rozmów wymagane było obdarowanie rozmówcy jakąkolwiek dozą zaufania. Starała się je w sobie wyhodować. Nie był jej wrogiem? O tym musiała przekonać się na własnej skórze - w końcu każdego z zasady traktowała właśnie jako wroga i dopiero z czasem można było (podobno) jakoś do niej dotrzeć.
- Pójdę do tego psychologa - powiedziała wreszcie, choć z trudem przeszło jej to przez usta. Wbiła w niego uważne spojrzenie. - Ale pod warunkiem, że to ja go wybiorę. Chcę wyrobić diagnozę. Transpłciowości. Niebinarności, tak konkretniej - podobnie jak on, siliła się na neutralny ton, pozbawiony zbędnych uniesień czy emocji, chociaż serce waliło jej jak oszalałe. - Potrzebuję psychologa i psychiatry, i endokrynologa. Chcę brać hormony - mówiła dalej, starając się nie zastanawiać nad tym czy zaraz nie miała tego pożałować. Na chłodno - bez emocji. Handel wymienny.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Viper nie wiedziała o wielu rzeczach, ale wcale nie musiała o nich wiedzieć. Miała w końcu własne życie i to na nim, prawidłowo, się skupiała. Widziała wszystko to, co ona musiała robić, co ona musiała znosić i co przeżywała, kiedy to dotykały sprawy innych, umyślnie bądź nie, naruszając jej przestrzeń osobistą. Miała życie, którego osoba w jej wieku, chociaż właściwie każda inna również, nie powinny mieć. Znosiła rzeczy, o których trudno było myśleć, a co dopiero o nich mówić, komukolwiek. Samuel wiedział o tym lepiej, niż być może ktokolwiek inny, bo sam to przeżywał. Wychowywali ich w końcu ci sami rodzice. Osoby, które nie powinny nigdy mieć dzieci.

Być może nadszedł czas, aby zrozumiała chociaż część jego prawdy. Była wystarczająco dojrzała, żeby podejmować decyzje odnośnie własnego ja, więc mogła też rozsądnie wyrobić sobie zdanie o najstarszym z braci, znając chociaż cząstkę prawdy - to, co zamierzał jej powiedzieć gdy wyraziła swoje zainteresowanie. Najstarszy z rodzeństwa Monroe rzadko mówił o sobie otwarcie i niewiele osób wiedziało o nim więcej, niż same podstawy. Głównie otwierał się przed Arthurem i Adamem. Ten drugi znał Samuela inaczej, bo dzieliła ich mała różnica wieku. Był świadkiem wielu rzeczy, które przytrafiały się Samuelowi w dzieciństwie i pamiętał je do tej pory. Za to Arthur, on zdawał się być osobą na tyle oddaną, opiekuńczą i wyrozumiałą, że zaufał mu po czasie w pełni i gotów był powierzać mu swoje sekrety i nawet całego siebie, obnażając się ze swoich najczarniejszych sekretów i najmroczniejszych myśli. Arthur pomagał mu przez to przejść, za co Samuel był niezwykle wdzięczny, bo był to jeden z ważnych aspektów, pomagających mu przetrwać terapię.

Przyjrzał się Viper uważniej i splótł dłonie na własnym brzuchu, zastanawiając się w jaki sposób odpowiedzieć na pytanie, w końcu odpowiedź wcale nie była prosta, bo składały się na nią lata wielu doświadczeń.

Ciężko pracowałem, żeby dojść do tego miejsca. Żeby skończyć studia, podjąć się stałej pracy w moim zawodzie i wybudować ten dom. Żeby być tym, kim jestem teraz, chociaż do ideału i tak mi daleko. Długo byłem królikiem doświadczalny naszych rodziców, pierwszym dzieckiem, czarną owcą, buntownikiem 一 mruknął, wspominając porównywanie go z Adamem, kiedy nie chciał ubrać się w elegancki strój przygotowany do kościoła, podczas gdy młodszy brat już dawno czekał gotowy na wyjście. 一 Miałem w sobie ogromne pokłady gniewu i odreagowywałem w sposób, który był delikatnie mówić niezdrowy. Leczyłem się z tego przez długie lata. 一 Przecież nie powie wprost, że ruchał co popadnie, zaciskając na szyjach paski, zamiast składać na nich delikatne pocałunki. Przez pewien okres czasu był niemalże pewny, że to uzależnienie, a przecież cała rodzina była na takowe podatna.

Być może trafił do Viper chociaż w niewielkim stopniu, który pomógł jej podjąć decyzję. Samuel poczuł ulgę, co odrobinę go zdziwiło. Nie sądził, że decyzja młodszej siostry wpłynie na niego w ten sposób. Chyba się… cieszył? Tylko czym dokładnie? Może wolą walki, którą dalej wykazywała, a nie poddaniem się, czego obawiał się czytając list. Może poziomem samoświadomości i wiedzą. Może tym, że jej zachcianki były przemyślane. Była przy tym tak opanowana, że kolejnym uczuciem Samuela mogła być nawet duma.

W porządku. Zbadaj temat, gruntownie. Podejmij decyzje odnośnie leczenia i lekarzy, z którymi chcesz nawiązać kontakt. Kiedy będziesz gotowa przekaż mi wszystkie informacje, a ja zajmę się sprawami formalnymi 一 powiedział w końcu, bo naturalnie przed podjęciem ostatecznej decyzji i wykonaniu dalszych kroków chciał sprawdzić wybory Viper. Był bardzo dokładny, skrupulatny, czasami wręcz podejrzliwy, więc musiał być pewien, że wszystko czego się podejmie, będzie tego warte.

uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Słuchając go, walczyła z samą sobą o każdą krztynę zaufania, którą miała zamiar go obdarować. Wszystkie mechanizmy obronne krzyczały w niej i kazały jej każdą cząstkę informacji, którą jej sprzedawał, poddawać w wątpliwość. Była świadoma tej swojej ułomności, która wyłaniała się za każdym razem, kiedy Viper rzucana była w wir interakcji międzyludzkich. Ta opoka, którą się otoczyła, nastawiona była na nieprzepuszczanie przez swoją powierzchnię zbędnych bodźców, jako które kwalifikowane były głównie emocje - czy przychodzące, czy wychodzące. Miała poczucie, że im mniej wydalała z siebie uczuć i im bardziej limitowany przyznawała do nich dostęp, tym za silniejszą osobę będą mieli ją ludzie z zewnątrz, natomiast niedopuszczanie do siebie ich emocji wiązała z tym, że nie chciała łapać sentymentów. Empatię równała ze słabością, współczucie uważała za coś podrzędnego i sama nienawidziła, kiedy ktoś klepał ją po pleckach, zamiast zmotywować do jakiejś zmiany. Ktoś pewnie mógłby nazwać ją nieczułą, ale przecież taki epitet tylko umocniłby ją w swoich niezdrowych przekonaniach. Nie zależało jej na czułości. Zależało jej na sile.
Z drugiej strony, w tej konkretnej sytuacji otwarcie się na Samuela wydawało jej się podstępnie kuszące. Może dlatego, że do tej pory uznawała go za istotę bezwzględnie sobie niedostępną i chowała w sobie potężne przekonanie, że była to sprawa całkowicie przegrana. A jednak teraz opowiadał jej o sobie - dość lakonicznie, ale to wciąż było więcej niż kiedykolwiek przypuszczała, że może otrzymać. Wpatrywała się więc w niego z kamienną miną, starając się za wszelką cenę poluzować ten swój osobisty filtr i jednocześnie spróbować wykrzesać z siebie jakąkolwiek dozę tej jakże znienawidzonej empatii, która teraz chyba by jej pomogła, o zgrozo. Poruszyła się niespokojnie, kiedy dotarło do niej, że z częścią jego słów mogłaby się być może nawet utożsamić, gdyby wysiliła się jeszcze odrobinę. Ale czy to nie byłoby niebezpieczne?
- Leczyłeś - powtórzyła za nim powoli, przypatrując mu się bacznie - ale czy wyleczyłeś? - Tak naprawdę nie wiedziała czy oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Może lepiej byłoby, gdyby mogła tylko się jej domyślać. Gdyby odpowiedział teraz twierdząco, czy oznaczałoby to, że dla niej też była nadzieja? Ale jednocześnie - czy ta nadzieja mogła istnieć tylko w układzie, w którym, na jego wzór, wycofałaby się całkowicie z rodzinnego życia? Nienawidziła tego przywiązania, którym darzyła wszystkich swoich krewnych i wszystkie kręgi piekielne jej świadkiem, że gdyby wycięcie go z siebie jak zatruty krzew było jakkolwiek możliwe, zrobiłaby to bez wahania, bo nic tylko utrudniało jej niezależnie życie. Z drugiej strony, tak wielką część swojej osobowości złożyła na rodzinnym ołtarzu poświęceń i wyrzeczeń, że obawiała się, że bez tych wszystkich kretynów byłaby... zwyczajnie pusta. A to wydawało jej się jeszcze bardziej przerażające niż te wszystkie ograniczenia, wynikające z tego, że pokrętny sposób jej na nich wszystkich zależało.
Czy to było możliwe, że Samuelowi także zależało na niej? To byłby dość śmiały wniosek, do którego jak na razie nie mogła się zebrać. Nie wiedziała nawet czy to byłoby coś dobrego, czy może kolejne ograniczenie i poczucie durnego obowiązku względem brata, który do tej pory aspirował do czołówki najbardziej jej obojętnych osób z całego rodzeństwa. Nie potrafiła nie żywić do niego zupełnie żadnych uczuć, ale czuła zawsze, że byli sobie w naznaczony sposób odlegli i to było coś absolutnie niewzruszalnego. Co jednak, jeśli okazać miało się, że się myliła? Nie była pewna czy powinna się z tego cieszyć, bo nawet kiedy brat przystał na jej pomysł, w pierwszej kolejności poczuła ukłucie niepokoju, a dopiero potem względną ulgę. Tyle rzeczy mogło przecież jeszcze pójść nie tak, a Viper czuła jak kontrola przesypuje jej się przez palce.
- Okej - odparła po prostu, do pary ze skinięciem głową i na krótki moment zapadła między nimi cisza. To tyle? To takie łatwe? Coś jej tutaj zdecydowanie mocno śmierdziało. Powinna coś jeszcze powiedzieć? A może milczenie miało domknąć tę burzliwą rozmowę między nimi? Być może Samuelowi należały się jakieś podziękowania, ale Monroe nie czuła, żeby to był na nie czas. Podziękuje mu - m o ż e - jak zobaczy jakieś efekty tej wymiany zdań. Na razie pozostawało jej tylko mieć nadzieję na to, że jej brat nie okaże się gołosłownym skurwysynem, który chciał tylko przekupić ją jakoś do spędzenia kolejnych kilku chwil na tym smutnym, ziemskim padole.

[ k o n i e c ]
Samuel Monroe
ODPOWIEDZ