about
i gave you all my best me's, my endless empathy
002.
Można by sie pokusić o stwierdzenie, że życie z Norą nie należało do najłatwiejszych. Nie było to wcale kłamstwo, szczególnie że przez nieobecność męża ciężko było jej sie odzwyczaić od życia samej, od podejmowania wszystkich decyzji samej, od myślenia głównie o sobie. Praktyka czyni mistrza, a ona jej niestety nie miała. Oczywiście nie było tylko źle. Były sielanki, które sprawiały wszystko wydawało się piękniejsze. Ona potrafiła być zabawna i opiekuńcza, potrafiła pamiętać, że jej życie nie jest tylko jej. Przez długi czas miało to ręce i nogi. Cal na pewno się nie spodziewał, że gorzej będzie mu się żyło bez niej. Przynajmniej tak oficjalnie. Mimo że ich związek się posypał to Nora nie potrafiła się o niego nie troszczyć. Mógł być na nią zły, mógł nie chcieć z nią rozmawiać, ale nic to nie zmieniało. Sama go wybrała, a dla niej znaczyło to wiele. Szczególnie, że to nie tak że wraz z miłością odeszły inne uczucia. Łatwiej by było jakby zranił ją tak jak ona jego, ale że nie miało to miejsca to musiał się użerać teraz z prawie byłą żoną, która przepełniona dobrymi intencjami zamierzała wtrącać się w jego życie, a przynajmniej te aspekty na których się znała. A na naprawianiu popsutych ludzi się znała. Bardziej dzieci, ale no znała ludzi którzy się znali.
Zaskoczył ją tym, że zgodził się z nią spotkać. Tyle razy ignorował jej telefony czy wiadomości, że już poniekąd pogodziła się z tym, że nie porozmawiają nigdy. I z tym że będzie musiała działać za jego plecami rozmawiając bezpośrednio ze specjalistami, którzy się nimi zajmują. Musiała mieć pewność, że odpowiednio się nim zajmują. Wypatrzyła go od razu, oczywiście w otoczeniu koali - Hej Cal - przywitała się, kiedy znalazła już obok niego, ograniczając się tylko do słów w tej kwestii - Cieszę się, że się zgodziłeś spotkać - powiedziała zgodnie z prawdą. Nie było przyjemnie oglądać go w takim stanie, ale przynajmniej żył, a dla niej to było dużo, bo wiedziała jak to jest kiedy myślała, że nie żył - Co u Ciebie? - zapytała uznając, że zaczęcie od lekkiej pogawędki będzie najlepszą opcją. Może się pomyliła, zaraz się okaże.
about
uznany za zmarłego były żołnierz, który musi znów stanąć na nogach
002.
— Mhm — burknął na nią zamiast powitania, nie odrywając wzroku od dwóch koali, które w swoim bardzo powolnym tempie żarły liście eukaliptusa. Cóż to były za głupie stworzenia, które same się truły poprzez swój wybór pożywienia. Które nie miało prawie żadnych wartości odżywczych i było potwornie trudne do strawienia, więc w zasadzie jak kończyły jeść to prawie całą swoją energię pozyskaną z posiłku zużywały na strawienie go. Idiotyzm. Ale Cal je uwielbiał. Nie tak jak kangury, ale to rozmowa na inny czas. Przychodził tu od lat, żeby patrzeć na te wszystkie zwierzęta, które żyły swoim życiem, nie przejmując się tym jakie dramaty toczą się wśród ludzi. Miały o wiele prostsze potrzeby i rozwiązywały spory dużo szybciej, żeby móc wrócić do normalnego życia. Zazdrościł im. — A jaki miałem wybór? Zaaranżowałabyś zaraz operację bez mojej wiedzy. Zastanawiam się tylko czy pod narkozę byś mnie położyła podstępem czy ktoś by mnie jebnął mocno w głowę jakbym wszedł do szpitala — odpowiedział jej głosem przepełnionym sarkazmem. Wątpił by tak daleko się w rzeczywistości posunęła, ale potrafił sobie wyobrazić, że byłaby do tego skłonna, żeby wyszło na jej. Demonizowanie jej osoby wychodziło mu w ostatnim czasie coraz lepiej, a jej słowa i czyny tylko mu w tym pomagały. — Możemy przejść do konkretów, bez tej gadki, która Ciebie tak naprawdę nie interesuje. Mnie też nie — żachnął się. — Nie ma kurwa opcji, żebym dał się znowu połamać, bo może tym razem lepiej się zrosną złamania — wyjaśnił jej, jak miał nadzieję, jasno i dosadnie, nie pozostawiając miejsca na dyskusję. Był naiwny, skoro na to liczył.
lenore alderson