pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
parę tygodni temu..

Przyjazd do Australii jak dotychczas okazał się być totalną klapą w życiu Jordana Buchanana. Obiecywał sobie nowy i świeży start, w innym miejscu, na innym kontynencie, a z tego wszystkiego wyszło kompletnie nic. Zostawał z niczym i musiał wręcz żebrać na ulicy, praktycznie tak było. Spadek, który miał przykryć wszelkie niepowodzenia, dać mu nowe rozdanie i tchnąć w jego życie nowe światło - okazał się być totalnym przeciwieństwem jego wyobraźni. Długi i masa kłopotów, z tym właśnie wiązał się kochany wujek z Lorne Bay. Co oczywiście podburzyło już i tak popsute morale samego Jordana, wpędzając go w jeszcze gorszy stan psychiczny i ten pociąg do alkoholu aby go stłumić. Nie czuł się z tego powodu dumny, ani trochę nie widział w sobie niczego dobrego, co mogła zobaczyć z kolei Halsworth. Gdy go poznała padał deszcz, a on schronił się pod wiatą przystanku ze swoim "dorobkiem życia" w postaci jednej torby. Nie miał nic i nikogo tutaj, nie miał kompletnie grosza aby wrócić do Ameryki, do Denver. Co więc pozostało?
Serce kobiety i jej wyciągnięta ręka w jego stronę, dała mu na moment szansę na to, że będzie lepiej, że jeszcze się odbuduje i wróci silniejszy, wróci walcząc o swoje.

Realia życia wspólnego wpadły w pewien rytuał codzienny, Olive wychodziła do pracy a on lenił się na kanapie, wieczorami znikał czasami i szukał ukojenia w barze. Dorabiał sobie drobnymi pomocami u sąsiadów, wymieniając uszczelki czy robiąc inne duperele. Tak to się kręciło, a czas mijał wręcz nieubłaganie. Miała do niego cierpliwość i miała też wyrozumiałość, inaczej pewnie już dawno ujrzał by swoje rzeczy za drzwiami. Powinien więc próbować coś zmienić, pokazać swoją wartość aby nie stracić w oczach kobiety, która bądź co bądź uratowała mu dupsko. Robił jednak wszystko na opak, przez co zwyczajnie nadszarpywał jej zaufanie, psuł sobie opinię w jej oczach. I może czasem coś zrobił dobrego w jej mieszkaniu, może czasem i posprzątał, ale wciąż chwilami po prostu przyrastał tyłkiem do kanapy.

Tak samo było i tego dnia, gdy po nieco mocniejszym, zakrapianym wieczorze poprzedniego dnia, zalegał w swoim pokoju w łóżko aż do południa. W międzyczasie jego współlokatorka wyszła jak co dzień do pracy, przez co ta cała cisza w mieszkaniu powodowała jeszcze gorsze rozleniwienie u niego. Nie miał ochoty wstać, a kac przypominał mu tylko jak głupim jest człowiekiem. Gdy spojrzał się na zegarek, stwierdził iż pasowałoby jednak zrobić cokolwiek nim Halsworth wróci i zobaczy go znów w takim stanie.
Wstał więc bez życia z łóżka, kierując się najpierw do kuchni aby ugasić swoje pragnienia, a następnie postawił na zimny i otrzeźwiający prysznic. Do tego miał w planach nieco się ogarnąć i ogolić, ale jak potem wyjdzie - nie będzie mu dane zrobić tego. Gdy brał kąpiel i nieco dłużej trwał w bezruchu w kabinie prysznicowej, usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. W teorii mógłby mieć wywalone na niego z racji tego, że to na pewno nie był to nikt do niego, że nie jest u siebie i nie ma obowiązku otwierania drzwi. Z drugiej zaś strony jego dźwięk wgryzał mu się w głowę i przeszkadzał cholernie. Drugi. Trzeci. Czwarty raz. To spowodowało, że z nieodgadnionym wkurzeniem wyszedł z łazienki, owijając się tylko prowizorycznie ręcznikiem w pasie.
Nie pomyślał o tym aby się ogarnąć, bo jak widać osoba po drugiej stronie była na tyle natrętna i dobijała się dosyć intensywnie, że na nie wytrzymałby dłużej tego co słyszał po drugiej stronie drzwi. W zasadzie nie powinien tak reagować bo był zawsze stonowanym człowiekiem, który jest zawsze mile nastawiony do drugiej osoby, ale jak coś to wszystko wina jego cholernego życia i porannego kaca. Chyba.


ada halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Ceniła sobie swoją przestrzeń. Mieszkanie kupione kilka lat temu w Opal Moonlane nie należało do największych, jakie można było nabyć w Lorne, a gdy dzieliło się tę powierzchnię między nią oraz trzy adoptowane przez nią kocury, robił się mały tłok. Mogłaby niedługo pomyśleć o zamianie go na coś nowego – długi jakie pozostały jej po poprzednim zostały już dawno spłacone, zdążyła również coś oszczędzić i na pewno nie narzekała na brak pieniędzy. Aktualne mieszkanie miało jednak pewną bardzo dużą zaletę, dzięki niemu znajdowała się w bardziej i mniej bezpośrednim sąsiedztwie do Lennarta oraz Olive. Zaleta ta niekiedy stawała się wadą, gdy któreś z nich zaglądało do niej zbyt często jak na gust Ady, naruszając jej spokój, do którego osiągnięcia potrzebowała tych kilku chwil samotności. Skarżenie się w innym tonie niż tym żartobliwym rzadko było jej zwyczajem. Sama pozwalała sobie na siostrzane zwiady, hipokryzją byłoby otwarte oburzenie na niezapowiedziane odwiedziny.

Nie uważała się za osobę nadopiekuńczą, ale czy mogła być w pełni obiektywna? Lubiła o sobie mówić, że była prawie pierwsza. Miała dwóch starszych braci, ale jednocześnie spośród sióstr Halsworth to jej przypadł zaszczyt bycia najstarszą. Chciałaby, aby wraz z tym tytułem przypadał jej atrybut bycia najrozsądniejszą, ale życie prędko zweryfikowało, że mało kto otrzymuje go z marszu, a większość musi na niego zapracować błędami i wnioskami z nich wyciągniętymi. Pewnie dlatego cieszyło ją, że Annie dobrze sobie radziła – lepiej od niej, co bez zawahania mogła przyznać na głos – na pozostałe trzymała oko. Życiowo Ada sparzyła się na tyle, że jednym z jej marzeń było efektywne uchronienie sióstr od podobnych rewelacji. To dla niej było najistotniejsze.

Z pracy wróciła wcześniej niż zazwyczaj. Dyżur w lecznicy objęła jej koleżanka, a Halsworth udała się na farmę, by wykonać podstawowe badania koni. Hodowla zastanawiała się nad kupnem nowych ogierów, dlatego potrzebowali konsultacji zdrowotnej. Spodziewała się, że wizyta w Carnelian Lane zajmie jej dłużej, ale po wszystkim zajrzała jeszcze do rodziców. Matka wcisnęła jej jak zazwyczaj przetwory, zauważając, że jej córka ma bardzo dużo miejsca w bagażniku. Idealnie, będziesz mogła przywieść to i owo również Olive, powiedziała w trakcie pakowania słoiczków z pysznościami. Skoro zatem sprezentowano jej takie dobrocie, musiała to wszystko teraz przekazać swojej sąsiadce “z góry”. W mieszkaniu zadbała o to, by miski zwierząt zostały napełnione tak samo jak poidełko. Zrzuciła z siebie przepoconą koszulę i nałożyła na siebie świeżą koszulkę zanim wyszła na klatkę schodową. Wskoczyła po schodach na piętro wyżej, trzymając w dłoni jeden ze słoiczków z konfiturą. Na zachętę, po resztę przyjdzie sama.

Pierwszy dzwonek do drzwi był delikatny. Nie doczekał się reakcji, stąd kolejne naciśnięcie było nieco natrętniejsze i zawtórowało mu pukanie w drzwi. Nadal nic. Odłożyła słoiczek na stopień obok, by odzyskać wolną dłoń i sprawdzić godzinę. Nie pamiętała dobrze godzin pracy Olive, ale przy zbliżeniu się do wejścia odgłosy w środku były wyraźniejsze. Zacisnęła w irytacji wargi, dobijając się do środka. Zaraz potem przez myśl przeszło jej, że skoro nikt nie reaguje, a jednocześnie dobrze wie, że mieszkanie nie jest puste, coś niedobrego mogło się wydarzyć. Nie zdążyła wybrać numeru do siostry, kiedy drzwi w końcu otworzyły się.

Nie spodziewała się zobaczyć w progu obcego człowieka. Mężczyznę. Wczorajszego, roznegliżowanego, w samym ręczniku. Wciągnęła powietrze bezgłośnie, obserwując go w milczeniu przed odzyskaniem umiejętności mowy.

Przepraszam…? — jeżeli twarzy Ady niedostatecznie mocno zdradzała zmieszanie i zbicie z tropu, to ton jej głosu. Co miało to znaczyć, od kiedy znajdował się tutaj ktokolwiek inny. Przecież mieszkała sama. — Co pan robi w mieszkaniu mojej siostry? Kim pan w ogóle jest, do cholery? — nie krzyczała, ale ton uniósł się mimowolnie, kiedy wykręcała numer do Olive. One night stand w środku tygodnia wydawał się zbyt absurdalny, potrzebowała racjonalnego wyjaśnienia jakim cudem pominęła taki fakt. — O nie, nie, co to ma kurwa być…

pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Jordan nie miał pojęcia nawet o tym, że jego współlokatorka ma tak liczne rodzeństwo i że do tego jest ono tak blisko nich, wręcz na wyciągniecie reki, po sąsiedzku. Może sam milion razy mijał Adę gdzieś na korytarzu czy klatce schodowej, może przepuścił ją w drzwiach albo minął gdzieś na głupim chodniku przed budynkiem. To było pewnie dziwne ale wcale nie, niemożliwe. Pewnie i tak prościej byłoby wiedzieć więcej o Olive, rozpytać ją w pewnych kwestiach jak chociażby to, czy nikt z jej bliskich nie będzie miał pretensji do jego obecności w jej mieszkaniu. W końcu Buchanan nie był kimś niebezpiecznym wbrew temu co ktoś mógłby pomyśleć, a skoro Halsworth dała mu szansę i wciąż u niej mieszkał, to chyba coś znaczyło. Gdyby tylko wiedział jak z uporem maniaczki, próbuje go ochronić przed resztą swojej rodziny, mógłby to nawet docenić i pochwalić. Ale z drugiej strony może ta prawda byłaby lepsza? Może obyło się to łatwiej, gdyby nie musiała kryć się z nim czy kombinować jak ominąć dwójkę z rodzeństwa, jak trzymać go wręcz "pod kocem" jakby był złem najgorszym.
Poniekąd sytuacja była podwójnie trudna bo Jordan przesiadywał w mieszkaniu i większość czasu to w nim właśnie spędzał. Póki nie miał pracy i celu swojego pobytu w Lorne Bay, a temat spadku upadł brutalnie depcząc jego marzenia i potencjalne plany, był trochę jak pasożyt i to nie grało na jego korzyść. Ktoś z boku patrząc na tą sytuację, mógłby pukać się po głowie, że gdzie ta kobieta ma oczy, że dlaczego go nie wyrzuci tak po prostu.

Znał dobre serce swojej współlokatorki i być może nieco już przeginał z tym wszystkim, siedząc na tyłku bez konkretnych działań, bez wychodzenia do ludzi aby tą sytuacje zmienić. To było też nie mądre, tak zostawiać go w pustym mieszkaniu, bo widmo odwiedzin kogoś z rodziny wisiał w powietrzu, chcąc czy nie. To był logiczne i do przemyślenia, że kiedyś ta szklana bańka zostanie rozbita, że ktoś prędzej czy później dowie się o jego istnieniu i nie będzie już co ukrywać.
Dzień sądu nadszedł niespodziewanie szybko, chociaż sam Jordan mógł temu zapobiec olewając dźwięk dzwonka do drzwi, obecność kogoś za drzwiami mógłby po prostu olać. Nie był jednak z tego typu ludzi, miał zgoła odmienny charakter i starał się zawsze, nawet przed obcymi, ukazywać swoje dobro i miłe podejście.
Co prawda sytuacja była całkiem inna i to on mógł tu zostać zaatakowany w wyniku czemu, musiałby dokonać swoistej obrony, ale czy nie przyzwyczaił się już do tego, że za wszelkie zło w swoim życiu był sam odpowiedzialny?

Wychodząc z pod prysznica nie przemyślał całkiem tego, jak wygląda i co to może poniekąd nasuwać na myśli, drugiej osobie. Nie pomyślał o konsekwencjach lub potencjalnej dwuznaczności tego obrazu. Po prostu chciał uciszyć ten dźwięk dzwonka, który wbijał mu się w ten skacowany jednak umysł. Reakcja mogła być jedna, gdy otworzył drzwi i zobaczył po drugiej stronie kobietę, która równie mocno jak i on, zaniemówiła i stała jak wryta. To cóż zawsze niecodzienny widok, facet boso i w dodatku odziany jedynie w skąpy ręcznik, pod którym nie kryło się nic. Taki outfit nie był czymś co chciała ujrzeć zapewne w mieszkaniu swojej siostry. Ale tak wyszło, ani on jej się nie spodziewał najwyraźniej, ani ona jego w tymże miejscu. Przekręcił głowę lustrując ją wzrokiem i nawet nie przeszło mu przez myśl, że może mieć do czynienia z siostrą Halsworth. Może by miał to z tyłu swojej głowy, gdyby tylko wiedział o tym cholernym rodzeństwie.

- Słucham? - odezwał się, w chwili gdy kobieta przerwała tą ciszę swoim przepraszam. To logiczne, że nie szukała jego, bo widział jak próbuje zerkać do środka, szukając być może obecności kogoś jeszcze za jego plecami. Dopiero jej pytanie, olśniło go dosyć mocno, wręcz otrzeźwiło ze stanu w którym był po poprzednim wieczorze. Siostra? Siostra Halsworth?

- Siostry? Nie mówiła mi Olive o żadnym rodzeństwie. Nie wspomniała ani słowem, a to dziwne. - zaczął gdy w międzyczasie kobieta znalazła resztkę pokładu rozsądku i wyciągnęła telefon, jak się domyślił w wiadomym celu. Nie wiedział w sumie co może jej poradzić, ale jak już tego chciała, a więc konkretnych wyjaśnień mogła śmiało do siostry dzwonić, ale pytanie nasuwało się jedno - czy ona odbierze.

- Jestem Jordan i trochę już mieszkam u Twojej siostry. Nie musisz do niej dzwonić, pewnie prowadzi zajęcia i nie odbierze bo jest zajęta. Jeśli jednak potrzebujesz coś to śmiało, zapraszam. I do zadawania pytań też, bo zakładam, że interesuje Cię kim jestem i co tutaj robię. Chcesz wejść do środka? - starał się być miły i zachowywać jak należy, aby go nie wzięła za psychopatę albo Bóg wie kogo. Już sam fakt, że świecił nieco golizną nie był komfortowy dla niego, a co dopiero gdy do tego doda się ogień pytań ze strony obcej kobiety, która jakby nie patrzeć nakręcała się tą sytuacją. Dobrze jednak, że ta siostrzyczka nie miała broni..

ada halsworth
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Ada Halsworth z zasady nie była szczególnie przyjemną w obyciu osobą i tą najmilszą siostrą spośród całego swojego rodzeństwa, a to przysparzało jej wiele problemów. Mało kto lubi, kiedy w pierwszym kontakcie otrzymuje krzywy uśmieszek zwieńczający arogancką postawę i zacięcie, jakie prezentowała sobą. Już całkiem niedawno zdążyła pożałować tego, gdy jedna z klientek lecznicy zdecydowała się na skargę na jej zachowanie do właściciela. Prawdopodobnie fakt tego, że przez wszystkie sześć lat, od dnia gdy podjęła pracę w Animal Wellness Centre nikt nie powiedział złego słowa na nieco oschłą, ale czułą i zaangażowaną w pomoc innym zwierzętom weterynarz, dostała tylko reprymendę. Wyrażoną pół-żartem, ale Ada zrozumiała pewien podtekst. Przy Paxton ma się pilnować, to zbyt ważna klientka.

W tym przypadku dodatkowo nakręcała ją dezorientacja sytuacją. Ściągnęła brwi, podpierając się wolną dłonią pod bokiem i pochylając w stronę wejścia, ale nie po to by przyglądać się mężczyźnie, ale upewnić, że Olive faktycznie w środku nie było. Niestety, nie wydawało mu się i była tutaj teraz sama z facetem, który wyraźnie czuł się w tym domu jak u siebie. To również dawało dużo do myślenia, ale wolała usłyszeć to z jego ust nim jakąkolwiek z tych myśli samodzielnie wyartykułuje.

To ja pana słucham! — stanowczo stała przy swoim. — Tak, jestem siostrą Liv, w tym samym budynku mieszka też nasz brat. Lepiej mów, kim jesteś — telefon zamarł w połowie drogi, oczekując na odpowiedź. Nie była pewna czy Lennart jest dostępny, Olive również nie musiała odebrać tak szybko jakby tego potrzebowała. Najwyraźniej skazana była na rozmowę z nieznajomym i oczekiwała, że zaraz dostanie wyjaśnienia.

Te również nadeszły, uspokajając przynajmniej chwilowo kobietę. Wzięła głęboki wdech i roztarła skroń. Co też jej młodsza siostra wymyśliła, sprowadzając do siebie jakiegoś Amerykanina? Słyszała jego obcy akcent i szybko połączyła go z odpowiednim krajem. Próbowała przypomnieć sobie czy może kiedyś opowiadała jej o nowym znajomym, ale wyglądało na to, że skutecznie ukryła jego istnienie przed nią. Czy tylko ona nie była wtajemniczona? Nie do końca wierzyła, że w takim wypadku nie poniosłoby się to po całej rodzinie.

Ada. Halsworth. Mieszkam piętro wyżej, dlatego jestem… lekko zaskoczona, że do tej pory nie zauważyłam obcego faceta u mojej siostry. Przyszłam, bo mam dla Olive konfitury od naszej mamy — mówiąc to, podniosła znowu słoiczek wcześniej odłożony na bok i pokazała go jako ewidentny dowód. Brzmiało to okrutnie banalnie, ale takie bywały często sprawy w rodzinie. Nie zależało jej szczególnie na dyskutowaniu z nim, ale skoro już to zaproponował, to mogła zaczekać na swoją ukochaną Liv w środku. Poza tym nie było powodu, by ryzykować przyuważenie jej w takiej sytuacji, na rozmowie z jakimś Amerykaninem zawiniętym tylko w ręcznik na progu mieszkania. — Możemy porozmawiać, jak tylko… może ogarniesz się co nie co — urwała na chwilę, taksując go wzrokiem w znaczący sposób. Z wiadomych względów nie czuła się komfortowo przy mężczyźnie, którego imię ledwo poznała, wyglądającym niemal tak jak go Pan Bóg stworzył. Weszła do środku i szybko zamknęła za sobą drzwi, gdy tylko usłyszała kroki na klatce schodowej.

pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Buchanan chyba powinien ciągnąć jakieś losy w tym, na które z rodzeństwa Halsworth teraz wpadnie. I tak długo udało mu się unikać tej rodzinki, więc to aż normalnie nienormalne, że nie wyszła ta jego obecność wcześniej. Możliwe, że spotkał już Adę gdzieś na schodach, mijał w codziennym życiu gdzieś w pobliżu budynku gdzie wszyscy aktualnie mieszkali. Może powinien dostrzec podobieństwo, albo bardziej popytać swoją wybawicielkę o jej bliskich? Nie był wścibski aż tak aby musiała mu całe drzewo genealogiczne przedstawiać, ale suche fakty?

— Kulturalnie tak na Pan… Emm… Siostra? Brat? Wow! Olive powinna pracować w wojsku albo w służbie mundurowej, za takie krycie mojego istnienia przed wami. — żartowanie w takiej chwili nie było chyba najlepszym pomysłem, tym bardziej gdy kobieta serio trzymała telefon przy uchu i miała zamiar wykonać połączenie. Wiadomo, bardziej obawiał się konfrontacji z jakimś tam bratem Halsworth, bo to mogło by się skończyć różnie. Ale chyba miał sporo szczęścia, że żadne z nich nie raczyło odebrać telefon i ogarnąć tą zaistniałą sytuację mógł sam. Dzięki Bogu!
Pozostawał więc sam Jordan i jego wyjaśnienia albo odpowiedzi na zadawane pytania, tak aby udobruchać siostrę Adę i przy okazji wybielić swoją postać. Nie był przecież kimś kto ma zamiar skrzywdzić kogoś, tym bardziej kobietę, która dała mu schronienie, zapewniła dach nad głową. To nie tak się tworzy relacje, znajduje przyjaciół w obcym miejscu, w obcym kraju. Nie miał też zamiaru ukrywać przed kobietą tego kim jest i co tu robi, zresztą to wydawało się proste jak budowa cepa.

— Zanotowałem. Siostra Ada, piętro wyżej. To aż przedziwne, że nie wiedzieliśmy o swoich istnieniu i chyba nawet na siebie nie wpadliśmy. Chyba. — fakt ten był wręcz zadziwiający, jak rodem z filmu wyjęty. Ale nie na długo to go pochłonęło, bo słowo konfitury wydało się bardziej interesujące dla niego. Nie był jakimś wielkim łakomczuchem, ale aktualnie kuchnia jak i lodówka Olive stała przed nim otworem i trochę sobie pozwalał może za bardzo na jej pałaszowanie. Nie żeby jednak chciał się tym chwalić przed jej siostrą, wręcz obszedł się smakiem przed rzucaniem jakiejś uwagi typu „fajnie, zjemy to razem”.

— Istotnie, nie jest to możliwe najkorzystniejszy outfit aby poznawać kogoś. Zaraz się ubiorę. — rzucił stulając się w swojej nieuwadze co do zaistniałej sytuacji. Skoro weszła do środka już, to zostawił ją na moment, aby się ubrać w świeże ciuchy oraz przy okazji przemyć nieco zmęczoną twarz po raz kolejny. Przynajmniej doprowadzał się do lepszego stanu, bo ten aktualny mocno krzyczał o tym co działo się wczorajszego wieczoru. Narzucając na siebie luźne dresy oraz ciemną koszulkę, wrócił do salonu gdzie pewnie kobieta zdążyła się rozgościć, prawie jakby była u siebie.

— A więc… — zaczął, nieco stukając nerwowo swoimi pięściami o siebie, jakby szukając odpowiednich słów do doboru o jego historii. Nie było to najprostsze tak tłumaczyć wszystko po kolei, ale skoro już się wydała jego obecność w mieszkaniu Olive.. Ktoś musiał wziąć to na klatę i rozjaśnić sytuacje bliskim kobiety, której tyle zawdzięczał.

— Jestem Amerykaninem, który zgubił się w Australii. Poprała mi się sytuacja życiowa i zostałem z niczym, twoja siostra mnie przygarnęła z ulicy. Byłem w sumie bliski zostania bezdomnym, nie miałem się gdzie podziać, sam w nowym miejscu, w obcym kraju. Nie pytaj mnie dlaczego tak, to już bardziej pytanie do Twojej siostry. Ale o to jestem.. chcesz coś jeszcze wiedzieć? — tak, zdecydowanie był z tych osób, które wolą dostać odpowiedni zestaw pytań niż dłubać w tym wszystkim po omacku. Z resztą było kilka spraw, które nawet pominął w rozmowie z Olive, toteż ostrożnie musiał podchodzić do tej rozmowy, w końcu nie chciał krzyczeć z odległości już głośno – jestem rozwodnikiem, zostałem bez środków do życia i nie mam planu na dalsze życie. To byłoby dopiero kiepskie dla obrazu jego postaci.

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Kulturalnie. Skwitowała to sceptycznym spojrzeniem, nie decydując się na powiedzenie czegokolwiek na głos. Bojowy nastrój powoli odchodził w zapomnienie, ale dalej jedyne co wiedziała o mężczyźnie przed nią, to jego imię i pochodzenie, wywołujące w jego głowie jeszcze większą liczbę znaków zapytania. Wycofała się mimo to ze swoim nastawieniem, nabierając dystansu, by nie przesadzić kolejny raz nim odpowiedziała:

Widać musiało jej zależeć na tym, żebyśmy o tym nie wiedzieli. Więc dobrze myślę, że jestem pierwsza z rodziny, która się dowiedziała?

W dodatku przez przypadek. Kącik jej ust nieco drgnął. Wydaje się, że mieszkając w jednym domu wraz z siedmioma innymi osobami, ukrycie czegokolwiek staje się wręcz niemożliwe, ale to idealny poligon, by wyrobić sobie tak dobry refleks i czuły słuch, by sekrety i sekreciki pozostały nimi na dłużej. Z samego tego powodu nie dziwiło ją, że Olive podczas rozmów z nią tak dobrze poradziła sobie z ominięciem tego tematu, dodatkowo wywodząc ją poza obszar swojego mieszkania, by nie zauważyła nowego współlokatora.

Faktycznie, to dość ciekawe, że do tej pory siebie nie widzieliśmy — stwierdziła neutralnym tonem głosu. Tak naprawdę nie wątpiła, że minęła się z nim przynajmniej raz, ale Ada nie miała w zwyczaju zwracać dużą uwagę na sąsiadów. Jej praca przyjmowała nieregularne godziny, zależnie od tego, co było do zrobienia, a po wszystkim z wyczerpanymi bateriami społecznymi ruszała przed siebie i rzucała jedynie powitaniami, omijając jakikolwiek small talk. Nie z braku sympatii, a jedynie chęci znalezienia się we własnych czterech ścianach, zajęcia się kotami i odpoczęciem po długim, nużącym dniu. Wyobrażała sobie, że również Jordan dostał od niej ciche “dzień dobry” na klatce schodowej podczas którego nawet nie skupiła się na twarzy mężczyzny, zamiast tego wymijając go między stopniami bez najmniejszego sentymentu.

W mieszkaniu Olive czuła się jak najbardziej jak samej siebie. Znała jego układ, wiedziała, gdzie znaleźć ulubioną herbatę czy ciasteczka, kiedy na celu miała uszczuplenie zapasów swojej siostry. Niepotrzebowała oprowadzania jej ani dodatkowych zaproszeń, po odłożeniu pękatego słoiczka w kuchni przeszła do części dziennej i wygodnie siadła na kanapie. Nonszalanckie zarzucenie nogi na nogę dopełniało jej pewnej siebie pozy. Trudno było jednak mówić o braku spięcia, a zamknięcie się w ramie wraz z założeniem ramion było wymowne. Słyszała ruch w dalszej części mieszkania, ale gdy Jordan dołączył do niej, z lekką ulgą zauważyła, że mężczyzna jest już ubrany. Wysłuchała go, ale nie była do końca przekonana, czy rozumie z tych paru zdań, co w zasadzie miało miejsce. Nie zdradził dużo, a Ada nie zamierzała naciskać na więcej, bo kim w zasadzie dla siebie byli?

Chwila… Jak to z niczym? Przyleciałeś tutaj bez zapewnionego noclegu, zupełnie żadnego znajomego, który mógłby się tobą zająć przez ten czas? — zapytała szczerze zdziwiona i pokręciła głową zdezorientowana. — Wybacz, po prostu… Nawet ja nie byłabym na tyle, hm, odważna? — delikatne określenie na to, co większość mogłoby pomyśleć. Nieodpowiedzialny? Lekkomyślny? Potem doszło do niej, że być może został wystawiony, a jego wizyta w Australii miała wyglądać inaczej. — Czy to nieco bardziej skomplikowane? Nie musisz mi się tłumaczyć ze szczegółami, Jordan. Nie wymagam tego — zastrzegła od razu. Nie była tutaj od przesłuchiwania go, potrzebowała jedynie uspokoić swoje czarnowidztwo, a przy okazji zaczekać na młodszą Halsworth.

pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Miał nadzieję, że kobieta uspokoi się i udobrucha pod naporem jego słów na tyle mocno, aby obyło się tutaj bez rękoczynów czy jakiś krzyków. On nie był kimś kto chce pakować się w problemy czy z kimś coś głośno dyskutować, nawet nie palił się do tego. Godził się wyśpiewać prawie wszystko jakby miał do czynienia z policyjnym przesłuchaniem, a przecież to była tylko siostra Halsworth. Co prawda starsza i może nieco wojownicza z charakteru ale skoro przeżył wspólne mieszkanie już z jedną z przedstawicielek rodu, to co mu zrobi kolejna i następna?

- Tak. Jesteś pierwsza, możesz się czuć zaszczycona. A jeszcze tak zapytam dla reguły, to ile wasz jest? Bo wnioskuje, że chyba dużo. - pewnie nie miał pojęcia bo Olive go nie uświadomiła, stąd wolał dopytać. Może akurat ten fakt pozwoli mu ustalić jak tak mogła utrzymać przed rodzinką informacje o jego obecności w jej mieszkaniu i do tego robić to tak długo pod nosem siostry z tego samego budynku. To było wręcz zdumiewające i Jordan powoli zastanawiał się czy może nie jest jakąś agentką albo byłym wojskowym, bo takie rzeczy czasami i umiejętności są zarezerwowane typowo dla przedstawicieli takich zawodów. I na samo jej stwierdzenie, pokiwał twierdząco głową bo miała stuprocentowe racje. Może się kiedyś minęli na schodach czy w przejściu, może spieszyli się i uraczyli siebie co najwyżej skinięciem głowy, nie zamieniając nawet słowa. To też może ona miała pretensje o hałas i butelki po alkoholu pozostawione gdzieś na klatce ale nigdy nie przyłapała sprawcy? Tyle mogło się w końcu wydarzyć, tyle razy mogli się minąć dosłownie i nie mieć pojęcia pod którym numerem mieszkania sobie żyją. Czasami tak jest w życiu, że ktoś nie wie o tym kim jest jego sąsiad, co robi i czym się zajmuje, człowiek nie musi się przecież wtrącać w czyjeś życie. Zdumiewało trochę to, że teraz będzie im wypadać aby się przywitać czy chociażby zamienić słowo. A nóż Buchanan przyda się i jej, pomagając przy drobnej pracy w jej mieszkaniu, naprawiając kran czy robiąc coś innego jako ta złota rączka, którą został nazwany przez jej siostrę. Bo tak, przydał się na coś a nie był tylko dodatkiem do mieszkanka jej siostry.

Zapraszając ją do środka, miał świadomość tego, że pewnie zna doskonale rozkład mieszkania i to jak ono wygląda. Od pobytu Jordana tutaj, praktycznie nic się nie zmieniło, co najwyżej sztalugi Olive były teraz w salonie i też tam więcej obrazów mogło się przewijać, opartych w kącie czy też schowanych tak aby nie zawadzać miejsca. Po za tym Buchanan nie miał zamiaru ingerować w wystrój wnętrz czy inne takie bzdury, to on był tutaj gościem i musiał się podporządkować pod właścicielkę i osobę, która mogła mu ten dach nad głową w każdej chwili odebrać. Starał się też sprzątać i nie rozrzucać swoich rzeczy, tak więc trudno było w samej kuchni czy salonie zlokalizować tutaj obecność faceta, po prostu korzystał tylko z małego pokoju, który mu udostępniła i to tyle. Nie było w tym wielce przewrotnej historii czy pola do niezwykle poruszającego wątku.
Wrócił do niej ubrany i pewnie nieco przygotowany na to, jak konkretnie poprowadzić tą rozmowę i ile zdradzić samej Adzie. Nie musiała w końcu wiedzieć o dajmy na przykład jego problemie z alkoholem czy byłej żonie, która została w Denver.

- Przyjechałem tutaj pod wpływem chwili, dostałem informację o spadku po wuju i w sumie to liczyłem, że będzie to inaczej wyglądać. Że będzie ta nieruchomość po nim... - zaczął, próbując nieco jej nakreślić sytuacje, aby połączyła też kropki w tym co nie wypaliło konkretnie u faceta, że wylądował u jej siostry. Gdyby miał plan i przede wszystkim akcja ze spadkiem rozegrała się pozytywnie, ich rozmowa nie miała by nawet miejsca. - To szalone, wiem. - przytaknął, starając się lekko uśmiechnąć, ale no nie była to najprzyjemniejsza historia do opowiadania. Pozwolił też sobie zająć fotel na przeciwko, tak aby nie stać w miejscu jak ten pajac i jeszcze bardziej się denerwował. Bo trochę to wyglądało jakby przeprowadzała casting na kandydata na przyjaciela/faceta jej siostry. Nie no może to przesadzone i za dużo powiedziane.

- Tak, to skomplikowana historia. Nie wiedziałem na co się pisze i trochę życie mnie zaskoczyło i cała sytuacja zweryfikowała moje plany i nadzieję. Zamiast spadku, finansów - zastałem długi, które oczywiście przechodzą na kogo? Bingo! Na mnie. - no tego pewnie nie musiał jej mówić, ale wolał aby miała świadomość w jakiej dupie wylądował Jordan i jakie to serce miała jej siostra, że zechciała mu pomóc. Facetowi bez rodziny, bez grosza przy duszy i w ogóle szans na powiedzmy na to, powrót do Ameryki.


ada halsworth
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
lekarka weterynarii — Animal Wellness Center
32 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
this is what makes us girls, we all look for heaven and we put love first. somethin' that we die for it's our curse

Chociaż mogła sprawiać inne wrażenie, raczej było jej daleko rękoczynów, rzucania się na ludzi z pazurami. Nadrabiała co najwyżej groźną miną i poważnym, niskim głosem, ale to również było prędzej pozą i maską niż faktycznym charakterem Ady. Tego oczywiście Jordan Buchanan nie mógł wiedzieć, pierwszy raz rozmawiając twarzą w twarz ze starszą siostrą swojej przypadkowej współlokatorki, ale wystarczył dłuższy kontakt z Halsworth by wiedzieć, że najgorsze co mogła zrobić, to odpowiedzieć krzykiem i rzucić kilkoma nieprzyjemnymi słowami. W tej chwili szansa na to oddaliła się wystarczająco.

Razem ze mną? Cztery siostry i dwóch starszych braci — uśmiechnęła się szeroko. Cała dynastia, chciałoby się rzec, mimo że dopiero niedługo znowu mieli być w komplecie, gdy Thad wróci w końcu do domu, przynajmniej na jakiś czas. Tęsknota to jedno, obawy o bezpieczeństwo wojskowego to inna sprawa, która spędzała sen z powiek, kiedy wieczorami, w łóżku, myślami wracała do brata i zastanawiała się, jak się teraz miewa. Byli dużą rodziną, mieli wielu znajomych, stąd w mieście, gdyby spytać jedną czy drugą osobę, pewnie ktoś o Halsworthach słyszał. Jeśli nie o weterynarce z Tingaree, to o nauczycielce plastyki z miejscowej szkoły albo pani agentce federalnej.

Rozejrzała się mieszkaniu, ale nie dostrzegała żadnych śladów obecnej obecności w zasięgu wzroku. Przynajmniej pozornie wszystko prezentowało się tak jak zazwyczaj. Nie mogła na te obserwacje poświęcić wiele czasu, gdy dołączył do niej Jordan na którym skupiła swoją uwagę, z obojętnym wyrazem twarzy patrząc na niego i wysłuchując historii jego pojawienia się w Australii.

Okej, to ma trochę więcej sensu — uznała. Powiedzmy. To, co powiedziała wcześniej, było prawdą. Nie miałaby na tyle odwagi, by rzucić wszystko i przyjechać do obcego jej kraju, bez niczego, jedynie z nadzieją w kieszeni. Ten poziom spontaniczności ostatni raz cechował ją, gdy była w szkole średniej i kupienie biletu na koncert w Sydney, który miał się odbyć za kilka dni nie było kłopotem. To było znacznie poważniejsze, a z tego co zdążyła wywnioskować – odbiło się do czkawką jej rozmówcy. — Życie potrafi sobie z nas nieźle zażartować.

Coś o tym wiedziała.

Cóż, nie powinno mnie chyba dziwić, że ze wszystkich osób na świecie, to akurat moja siostra uznała, że ci pomoże — westchnęła. Olive miała dobre serce. Wszystkie jej siostry miały, ale właśnie w trzydziestolatce to, co niektórzy nazywali naiwnością, a Ada ugrzeczniając określała raczej niezachwianą wiarą w ludzi, sprawiało, że nie umiała tej historii na żadnym etapie zakwestionować. Pewnie rodzice przejęliby się tym jeszcze mocniej niż ona na samym początku, kiedy drzwi zostały jej otworzone przez półnagiego nieznajomego, ale całe szczęście, to nie oni byli pierwszymi osobami, które odkryły obecność Jordana w mieszkaniu. — Powiem wprost – czy jakoś mogę ci pomóc? Rozumiem, że sytuacja w której się znalezłeś jest ciężka, ale nie ma chyba takiej, z której nie można byłoby znaleźć jakiegoś wyjścia. Nie ty jeden miałeś problem ze spadkiem, ale ludzie takie sprawy odkręcają.

Kilka lat temu Adę również prześladowało poczucie, że nie jest możliwym, aby mogła jakkolwiek poprawić swoją sytuację. Zatonie w długach, straci mieszkanie, nie będzie miała przed sobą żadnych perspektyw poza pasożytowaniem na rodzinnej farmie. Mimo to wyszła na prostą, udało jej się poradzić z problemami, ale nie dokonałaby nawet ułamka tego, gdyby nie pomoc innych. Skąd nagły przypływ altruizmu w stosunku do poznanego chwilę temu mężczyzny? Pozostawała zdystansowana, ale umiała też czuć cień współczucia do człowieka, który pojawił się tutaj, mając zupełnie inne oczekiwania.

pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
- Jezu! To jednak spory tłum, jakbyście chcieli mi wtłuc na przykład. - rzucił oczywiście z przekąsem, śmiejąc się zaraz z tego. Nie planował zatargów z rodzinką Halsworth, ale kot wie co i kto wymyśli. W rzeczywistości Jordan był naprawdę spoko człowiekiem, nawet jeśli chwilami jako współlokator nie wiele dawał od siebie. Nie musieli jednak bliscy kobiety wiedzieć jaka jest prawda, że mieszka tutaj na waleta i jedyne co może dodać kobiecie - to więcej zużytych mediów do rachunku. To też samo w sobie nie było w porządku, ale póki Olive to odpowiadało, to chyba nikomu nic do tego, jej sprawa co robi i z kim w swoim mieszkaniu. Dziwiło go to, że jednak utrzymała jego istnienie przed siostrą czy bratem, którzy jednak mieszkali w pobliżu i to całkiem blisko. Nie żeby coś ale to aż niemożliwe, że tyle wytrzymała ta tajemnica przed bratem i siostrą, że Buchanana dało się tak "schować", a przecież jest z niego kawał faceta. Co prawda może już byli u niej w domu gdy jego nie było, a skoro nie rzucał tak swoich rzeczy to jego obecność trudno było wykryć, chyba że weszłoby się do małego pokoju, który to wcześniej służył jego współlokatorce jako graciarnia czy też przestrzeń do malowania.
- Powiedzmy, że sytuacja tego wymagała. Zmiany. To dobre określenie, chociaż jak widać nie były ona najlepsze. Problem urodził następny. Niestety. - mógłby jej tu sprzedać całą historię, wyjaśnić co wynika z drugiego i dlaczego uznał taką decyzję za najlepszą. W końcu nawet nie był nigdy wcześniej w Australii, a teraz z miejsca się do niej przeniósł? Faktycznie miał w sobie dużo odwagi i jeszcze więcej szaleństwa, ale wtedy w Denver, gdy trzymał słuchawkę przy telefonie, otrzymując informację o spadku - nie kalkulował i nie obmyślał zbyt długo. Plan sam się wyklarował w jego głowie, a potem zrealizował, wyszło czy nie - był nadal w Lorne, pełen nadziei i kolejnych kłód, które przyjmował na barki.
- Tak. Nie jestem wierzący za bardzo, ale zachowała się jak istny anioł. - przytaknął i pewnie nawet jeszcze bardziej rozpromieniał na ten scenariusz, piękny i wymarzony prawie jak z filmu. Co prawda nie było w tym romantycznej kontynuacji, bynajmniej w tamtym momencie, ale jednak kto wie co się wydarzy dalej? Na tą chwilę był jednak kiepskim lokatorem i cóż, mógłby się przed Adą do tego przyznać, ale z drugiej strony każdy był dorosły, prawda? I ona i jej siostra, a także Jordan - ten, którego przygarnęła pod swój dach, swojego mieszkania i to w tajemnicy przed rodziną. To była jej decyzja i nikt jej do tego nie zmusił, a sam Buchanan także się o to nie prosił. - Jesteś prawnikiem albo jakimś doradcą? Chyba nie. W teorii wiem co mam robić i mam prawnika z rodziny Fitzgerald, chyba dam radę. - nie żeby ją odtrącał i jej chęć wsparcia, po prostu wolał to rozwiązać na własną rękę. Już taki był Jordan - samodzielny, uparty i skupiony na tym aby nie otrzymywać już więcej wsparcia, za które nie będzie umiał się odwdzięczyć czy odpłacić. Zresztą i tak czuł, że mogą się nie dogadać, że może mieć temperament gorszy niż jej siostra, albo ogólnie że zaangażuje w to któregoś z braci jeszcze i co wtedy? Póki co Buchanan miał komu zaufać i nawet jeśli była miła i miło się z nią rozmawiało, to zachowywał pewien dystans ale starał się tego po sobie nie pokazywać.
I pewnie siedzieli jeszcze jakiś czas, próbując się lepiej poznać czy ogólnie dotrzymać towarzystwa póki jej siostra nie wróci. Czas się jednak dłużył i pewnie zarówno Ada jak i Jordan mieli na pewno jakieś plany, a przynajmniej tak to wyglądało gdy po paru minutach się pożegnali, w nieco milszej atmosferze niż tej z początku ich spotkania. Mogła sobie śmiało wyrobić o nim jakieś zdanie albo i też nie, bo kto wie może była z tych co potrzebują na to czasu? Tyle jednak było z tego ich poznania.

ada halsworth


pozwolisz, że dam tu KONIEC.
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
ODPOWIEDZ