Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
003.
where two stories begin as one
The first meeting is like opening the book of adventures for two yet unfamiliar heroes.
{outfit}

Shadow zdecydowanie nie należało do miejsc, w których Eric czuł sie swobodnie. To nie do końca były jego klimaty, ale... no właśnie, zawsze było jakieś ale. Odkąd kilka dni temu wrócił do Lorne Bay starał sie nadrobić swoje zaległości towarzyskie. Miał w mieście sporo znajomych, z którymi nie widział się naprawdę bardzo, bardzo długo. Z racji tego, że należał do bardzo mocno ekstrawertycznych osób to nie potrafił usiedzieć na swoich zacnych czterech literach i na przykład, na spokojnie się rozpakować. Nie. Musiał od razu wybyć na miasto zgarniając po drodze swoich znajomych. To właśnie oni wybrali Shadow jako miejsce, w którym dzisiaj powinni się zabawić. Gdyby on wybierał to pewnie pojechaliby poszaleć gdzieś poza miasto, no ale okej, było jak było.
Przy pierwszych paru drinkach wszyscy musieli się wymienić informacjami, co robili przez ostatni rok. Trzeba było nadrobić wiadomości, a jak się okazało, Eric ze swoimi misjami za granicą, miał naprawdę sporo do przekazania. Trochę więc im zeszło i nawet nie zwracali za bardzo uwagi na to co dzieje się na scenie, a przynajmniej nie do czasu, gdy były tam występy kobiet. To chyba już nikogo jakoś wybitnie nie ciekawiło. Jeden z jego kumpli natomiast zwrócił uwagę na to, że oprócz kobiet na scenie pojawił się też jakiś facet. To już było jakoś bardziej interesujące dla Erica. Nie dlatego, że nagle odkąd się okazał być bi, to przestał oglądać się za kobietami. Nie. Po prostu chyba nigdy nie miał do czynienia z męskim striptizerem. W jego świecie to było zarezerwowane na występy podczas wieczorów panieńskich, a na te go koleżanki nie zapraszały. Być może dlatego, że nie był panienką. Chwilę sobie co nieco pooglądali, ale później wrócili do rozmów, bo jednak trochę się nie widzieli i trzeba było przegadać wiele spraw.
Po jakimś czasie Eric musiał skorzystać z toalety, a w drodze powrotnej zahaczył jeszcze o bar. Ogarnął, że jego znajomi poszli sobie potańczyć, a on nie był jeszcze wystarczająco mocno pijany żeby iść na parkiet. Przysiadł więc sobie przy barze i zamówił sobie kolejną porcję alkoholu. Zauważył, że gdzieś niedaleko stał też ten typ, którego wcześniej był w stanie zaobserwować na scenie. Hmmm... nie wiedział, czy powinien mu przeszkadzać czy nie, ale... no postanowił kupić jeszcze drugiego drinka i podbił do faceta. - Musisz być spragniony po takim występie - rzucił nie bawiąc się w jakieś sztuczne uprzejmości i odzywaniem się do siebie na "pan". Bez sensu. - Obiecuje, że niczego do środka nie dosypywałem - dodał proponując mu wolnego drinka. Niby mama mówiła, żeby nie brać picia od nieznajomych, ale kto by sie mamy słuchał.

Elijah Cooper
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Od pamiętnego pożaru w White Rock Caravan Park, którego sam był sprawcą (nie własnoręcznie, bo odpowiedzialność była przecież grupowa - na zasadzie wszyscy winni, a zarazem nikt) coraz częściej bywał w Shadow. Nie tylko w ramach pracy, to jest - wyginania się na rurze i zrzucania z siebie odpowiedniej ilości ubrań, by zebrać dobre napiwki zarówno od tej męskiej, jak i żeńskiej publiczności. Nie, odkąd wyszło na jaw, że jego ulubieni sąsiedzi-hipisi w swojej spalonej zresztą przyczepie mieli co nieco więcej towaru, niż kilka sadzonek konopii indyjskich - grunt pod jego stopami okazał się nieco zbyt kruchy. Zmuszony był więc pozbyć się swojego niewielkiego zapasu kokainy, by nie wpaść tak, jak oni. Nie uśmiechało mu się spędzanie kolejnych kilku lat w pierdlu. Shadow za to było miejscem idealnym. Towaru pod dostatkiem, jeśli tylko wiedziało się gdzie i kogo szukać, a każda noc przynosiła mu nie tylko zastrzyk gotówki, ale też niezobowiązujący seks i ogólnie pojętą zabawę. Problem zaczynał się jednak tam, gdzie ta zabawa stawała się ucieczką od rzeczywistości, a tak właśnie było w jego przypadku.

Ten wieczór nie różnił się zbytnio od każdego innego wieczoru. To była już pewna rutyna. Na tyłach klubu pojawiał się zawsze trochę wcześniej, umówiony z dilerem. W tym samym miejscu, o tej samej porze, wyćwiczonym już gestem wsuwał mężczyźnie w dłoń kilka banknotów i zabierał maleńką torebeczkę. Na zapleczu klubu, do którego wchodził w przetartych jeansach i t-shirtcie za dużym o jeden rozmiar; zupełnie nie wyróżniając się z tłumu, najpierw raczył się pierwszą kreską wieczoru. Potem przebierał się w krzykliwe, a nawet można było pokusić się o określenie kiczowate kowbojskie koszule, krótkie szorty dopełnione kowbojskimi, wyszywanymi butami. Nie raz pozwalał koleżankom po fachu nałożyć nieco brokatu na powieki, zanim zasłonił twarz maską z frędzlami. Na scenę wychodził w pewnym sensie ktoś zupełnie inny, otoczony swoim misterium i wspomagany kokainą. Maska nie tylko skrywała jego tożsamość, bo nie bardzo zależało mu na tym, by w Carnelian rozeszła się plotka, że na Hawkinsowej farmie pracuje, pożal się Boże, striptizer. Była swego rodzaju wspomagaczem i dzięki niej pozwalał sobie na więcej, niż robiłby bez niej. Nie wspominając już o tym, że ciekawość przyciągała do niego klientów. Nie widział Erica, bo zwyczajnie nie szukał go w tłumie. Jego interesowało to, co działo się zaraz obok tej niewielkiej sceny, a mianowicie kto i ile płacił za prywatny taniec. Zniknął więc na jakiś czas w darkroomie, by później pojawić się przy barze, rozmawiając z jedną ze striptizerek i popijając swoje whisky z colą. Stał więc nonszalancko oparty o barowy blat, trochę rozglądając się dookoła i raz na czas zawieszając oko na jakimś przystojnym mężczyźnie. Nie zadecydował jeszcze, co miał zrobić z resztą tej nocy, jednak odpowiedź, a może jedynie sugestia, pojawiła się sama, przybierając postać tego nieznajomego mężczyzny, oferującego mu drinka.

Cooper mimowolnie zmierzył go wzrokiem, uśmiechając się lekko i odstawił swoją, pustą już - jakże idealnie się złożyło - szklankę na bar. Podobał mu się, temu nie mógł zaprzeczyć. W dodatku oferował mu alkohol, więc Elijah już był zadowolony. Odwrócił się w stronę mężczyzny, momentalnie ignorując koleżankę, co spotkało się z wywróceniem oczami przez dziewczynę. I tak nie mógł tego widzieć. Uśmiechnęła się jednak, rzuciła coś w stylu zostawię was samych i udała się w stronę stolików, rozpoczynając własne poszukiwania towarzystwa.
Nawet nie wiesz jak bardzo mnie ratujesz. — zaśmiał się i wziął od niego szklankę, a ten nieco zaczepny uśmiech wcale nie opuścił jego twarzy. Wręcz przeciwnie, wyplątywał się spomiędzy frędzli opadających na dolną połowę cooperowej buźki. Ruchem dłoni odgarnął je za ramię, trochę tak, jak odgarniało się długie włosy, opadające na twarz i pociągnął łyka tego sprezentowanego mu drinka. Nie od dziś wiadomo, że gin z tonikiem idealnie gasi pragnienie, prawda? — Wiesz, ja tam bym się nie obraził, jakbyś wsypał. — może nie był to zbyt poprawny tekst na podryw, ale kto by się tym przejmował w przybytku takim, jak Shadow? Cóż, na trzeźwo pewnie by się zastanowił dwa razy, bo jednak zdarzyło mu się nie pamiętać całej nocy właśnie po takim drinki, kupionym przez przypadkowego kolesia w barze gdzieś na końcu świata. Tylko, że to było trzy lata temu z kawałkiem, a w tym klubie nie raz pijał drinki od nieznajomych i żył. Puścił mu oko i wskoczył na wolny stołek barowy. Cóż, nie zamierzał się już nigdzie wybierać na chwilę obecną, więc równie dobrze mógł usadzić swoje cztery litery.
I jak, podobało Ci się? — zapytał, mając na myśli oczywiście swój występ. Doskonale przecież wiedział, że był swego rodzaju ewenementem i korzystał z całej tej atencji, jaką mu to przynosiło.

eric worthington
death by overthinking
mvximov.
Jethro
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Eric był raczej dobrym facetem. Nie pchał się w żadne brudne sprawy, nie brał narkotyków... no może raz na jakiś czas zdarzyło mu się zapalić skręta, ale tak poza tym? Był czysty jak łza. Nawet szlugów nie palił. Jedyne co miał na sumieniu, to rzeczywiście picie alkoholu, ale też bez przesady, bo nie robił tego w jakiś wielkich ilościach. Nie był alkoholikiem to na pewno. Jego największym nałogiem byli ludzie, bez towarzystwa czuł się jakby od razu dopadała go depresja i nie miał siły na nic. Musiał być otoczony ludźmi, czy to byli jego znajomi, czy osoby zupełnie obce, nie robiło mu to różnicy. Eric był typem człowieka, który nie miał problemu z tym żeby do kogoś podejść i zagadać. Nie robił tego w sposób narzucający się, bo był w stanie wyczuć, gdy ktoś nie chce z nim gadać. Również zazwyczaj nie chodziło tu o żaden podryw, a po prostu o chwilę rozmowy, żeby nie być samotnym.
Z jakimi intencjami podszedł do mężczyzny? Ciężko stwierdzić. Czy miał ochotę na flirt z gościem, który ukrywał twarz za maską? Co jeżeli ma jakąś deformację na twarzy? Eric nie był aż tak płytki żeby skupiać się wyłącznie na walorach wyglądowych, ale nie ma się co oszukiwać, że to nie jest dość istotne. Może po prostu był zaintrygowany? A może znów nie chciał być sam w momencie, gdy jego znajomi bawili sie na parkiecie. Całkiem prawdopodobne, że wszystkie te trzy złożyły się na to, by ruszył swoje cztery litery i podszedł do nieznajomego.
- Tak mi się wydawało, że dzisiaj będę mógł zaspokoić swój kompleks rycerzyka - rzucił rozbawiony, chociaż to trochę taki śmiech przez łzy, bo Eric rzeczywiście taki kompleks miał. Tak samo jak kompleks Prometeusza i chciał być zbawcą ludzkości. Szkoda, że miał tylko dwie ręce, a doba miała tylko 24h wiec nic z tego nie wyjdzie. Musiał sie więc pogodzić z tym, że jedyne co mu będzie dane to udzielanie pomocy ludziom, ale na trochę mniejszą skalę niż by tego chciał. - Będę pamiętać na następny raz. Co prawda akurat nie posiadam przy sobie żadnych proszków, ale myślę, że w Shadow nie będzie problemem żeby cos załatwić. - To miejsce nie cieszyło sie dobrą sławą i Eric słyszał nie raz i nie dwa o rzeczach, które działy się w tym klubie. Poza tym, jako lekarz był świadkiem jak od czasu do czasu trafiały się jakieś osoby, które przyjeżdżały w karetce, właśnie po pobycie w klubie. - Chociaż Ty tu pracujesz więc pewnie wiesz o tym nawet więcej niż ja - dodał jeszcze, bo Eric absolutnie nie byłby w stanie odgadnąć kto tu jest dilerem, a kto nie. Nie lubił aż tak oceniać ludzi po wyglądzie, bo mogło się okazać, że najbardziej podejrzany typ, jest tak naprawdę uroczym misiaczkiem i wtedy Eric czułby się bardzo głupio. - Nie mam za bardzo porównania - powiedział zgodnie z prawdą. - Myślałem, że mężczyźni występują tylko na wieczorach panieńskich,.. albo w tych filmach z Channingiem Tatumem - obejrzał pewnie Magic Mike, ze swoją ówczesną dziewczyną i o dziwo nie rozumiał jej zachwyty. Może po prostu nie był fanem Tatuma. - Od dawna tu pracujesz? - Zapytał i wypił łyka swojego alkoholu, a później sam usiadł na krześle barowym obok zamaskowanego mężczyzny. - Pewnie wyjdę na wścibskiego, ale po co Ci ta maska? - Interesowało go to mocno więc musiał zapytać żeby zaspokoić swoją ciekawość.

Elijah Cooper
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Cooper również lgnął do ludzi. Trochę z ekstrawertyzmu, który wykształcił się u niego dopiero w dorosłym życiu - cóż, ciężko było być wesołym, otwartym na ludzi dzieciakiem, jeśli codziennie w domu czekał na ciebie wpierdol za to, że żyjesz - a trochę z faktu, że zwyczajnie nie mógł być sam. Samotność, co gorsza na trzeźwo, równała się z natłokiem myśli, żalu za własne przewinienia i obrzydzenia do samego siebie, a tego przecież nie chciał. Nie chciał rozpamiętywać przeszłości i kopać sobie jeszcze głębszego dołu niż ten, w którym już się znajdował. Serce miał dobre, acz pokiereszowane własnymi wyborami i błędami. Bywał sam, w swojej przyczepie, jednak kokaina była mu wierną towarzyszką, odsuwając samotność na dalszy plan i przysłaniając umysł mgiełką narkotyzacji. Gdyby jednak miał wybierać - wolałby właśnie to, co miał w tym momencie. Klub pełen ludzi, z których przynajmniej połowa przyszła tutaj, by poznać kogoś nowego i się zabawić. Nie zawsze musiało się to kończyć wycieczką do klubowego dark roomu, czyjegoś samochodu czy mieszkania. Czasem wystarczyła chwila rozmowy, kilka drinków, może trochę szaleństwa na parkiecie. Elijah nigdy nie zakładał celu, płynął z prądem i pozwalał sytuacji rozwijać się we własnym tempie. Po prostu lubił flirtować, a skoro typ kupił mu drinka, to tym samym otworzył sobie drzwi do tych terenów konwersacji, a i potencjalnie między nogi Coopera.

Kompleks rycerza na białym koniu czy innego Prometeusza może i pasował świetnie do zawodów wzmożonej odpowiedzialności typu strażak (chociaż Elijah znał takiego jednego komendanta, który niekoniecznie kierował się chęcią ratowania ludzi), policjant czy właśnie lekarz. Niekoniecznie pasowało to do Coopera, gdyż on zwyczajnie nie chciał być ratowany, nie na dłuższą metę, kiedy jego regularny romans bo przecież nie nałóg z substancjami psychoaktywnymi wychodził na jaw.
Oh, to ten biały koń zaparkowany przed klubem to jednak Twój? — przekrzywił głowę, trochę w manierze ciekawskiego szczeniaka i zaśmiał się, bo żadnego konia przecież nie było. Tylko Ericowi najwidoczniej podobało się to metaforyczne wjeżdżanie na białym koniu z pomocą uciśnionym. Albo tym w stanie zagrożenia życia czy z ranami wymagającymi szycia. Uśmiech jednak zsunął mu się z twarzy, nie do końca jednak, oszczędzając jeden kącik ust, delikatnie uniesiony do góry. W kontekście ostatnich dni i antynarkotykowych akcji w okolicach pola przyczep - mężczyzna obudził jego czujność, a zarazem podejrzliwość swoimi stwierdzeniami. Jasne, gdyby przysunął się nieco bliżej, nawet w tym przyciemnionym, kolorowym świetle mógłby z łatwością dostrzec jak rozszerzone do granic możliwości źrenice pochłaniały błękit tęczówek Coopera.
Hm, podobno tak mówią. A co, jesteś gliną? – zapytał i niezbyt udało mu się ukryć nutkę nieufności w głosie. Musiał przyznać, że była to całkiem niezła taktyka, poderwać pracownika Shadow, uśpić czujność, a może nawet zostać poczęstowanym kreską, skrętem czy inną pigułką i hyc - tyle przecież wystarczyło, by zakuć delikwenta w kajdanki i odwieźć na komisariat. Chociaż jeśli rzeczywiście byłby gliną, to taka misja niezbyt mu wyszła. Podłożył się już na wstępie.

Coś mu jednak podpowiadało, że mężczyzna wcale nie ma wiele wspólnego z policją. Albo jest bardzo słabym policjantem, ale nie przesadzajmy. Raczej nie słali by takich do Shadow, gdzie Nathaniel sprawnie zamiatał wszystkie podejrzane problemy pod dywan, prawda? To był całkowicie legalnie prosperujący przybytek przecież. Upił kilka łyków swojego ginu z tonikiem i oparł policzek na dłoni.
Nie trzeba porównania, by stwierdzić czy coś Ci się podoba. – uśmiechnął się znów, podróżując spojrzeniem po twarzy Erica, po czym zaśmiał się pod nosem. – Tak, wieczory panieńskie, Magic Mike… i queerowe nocne kluby. Ale tutaj mamy tylko Shadow. – wzruszył ramionami. Był tutaj, bo miał całkiem niezłe wyczucie rytmu i ciało wyrobione codzienną pracą na farmie Hawkinsów, chociaż wychudzone wręcz przez ilość kokainy, jaką ładował w swój organizm. Nie było żadnych inspiracji Channingiem Tatumem, po prostu słyszał, że można na tym dobrze zarobić i postanowił sprawdzić to na własnej skórze. Plotki nie kłamały. – Trzy lata. A maska jest właśnie po to, żebyś się pytał. – odparł nieco wymijająco, nawijając frędzle na palec. To pytanie słyszał już chyba milion razy, więc milion pierwszy nie robił na nim żadnego wrażenia. I nie zamierzał jeszcze wyjawiać dlaczego ją nosi, ani tym bardziej jej zdejmować. Chociaż to się mogło zmienić, zależnie od tego jak potoczy im się ta noc.

A Ciebie co tu sprowadza? – w Shadow bawiły się trzy typy ludzi. Ci, którzy szukali szeroko rozumianej dobrej zabawy - szaleństwa na parkiecie, alkoholu, narkotyków czy seksu. Byli też ci, którzy przyszli tu z ciekawości i albo nigdy więcej nie wracali, albo wręcz przeciwnie. A także ci, którzy byli tu z przypadku, zaciągnięci w te szemrane progi przez grupę znajomych, po szybkim głosowaniu na temat wyboru miejscówki na spędzenie wieczoru. – Przyszedłeś ze znajomymi, jesteś ciekawy czy szukasz tu czegoś konkretnego? – Elijah obstawiałby pierwsze dwie opcje, bazując na tej nieco nieporadnej dociekliwości co do zdobywania różnych substancji. I ubiorze, który bardziej pasowałby na piknik na polu golfowym, niż noc w klubie. Mógł się jednak mylić.
death by overthinking
mvximov.
Jethro
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Zaśmiał się pod nosem i kiwnął głową. - Tak, to mój dzielny rumak - Eric pewnie nie miał w takim normalnym życiu za wiele do czynienia z końmi. Być może kiedyś na jakiś jeździł, jeszcze jako dzieciak, ale najwyraźniej nie było to jego ulubione hobby, skoro nie kontynuował tego. Miał kilka rzeczy, które lubił robić w wolnym czasie, którego i tak nie miał za wiele. Praca na misjach była związana z opieką nad pacjentami praktycznie 24/7. Zazwyczaj był jedynym lekarzem w okolicy i musiał zajmować się różnymi przypadkami, niektóre zdecydowanie wychodziły poza jego specjalizację i wtedy starał się załatwić takim osobom transport do bardziej bezpiecznego miejsca, gdzie będzie jakiś szpital, w którym ktoś się tymi biedakami porządnie zaopiekuje. W ten właśnie sposób poznał jedną ze swoich większych, życiowych miłości. Niby obaj dorastali w Lorne Bay, a musieli się znaleźć na drugim końcu świata. Dla Erica niestety cała ta relacja skończyła się tylko złamanym sercem, którego niestety nie można było wyleczyć u znajomego kardiochirurga.
- A co wyglądam na glinę? - Zapytał unosząc lekko brew wyczuwając, że chłopak nabrał jakiegoś dziwnego dystansu. Eric czuł, że facet coś ukrywa i chyba nie tylko twarz pod maską, ale to nie była jego sprawa, by brnąć w to. - Nie, jestem lekarzem - wyjaśnił, bo o dziwo bycie policjantem, nigdy nie było jego marzeniem. Wolał leczyć ludzi niż wrzucać ich za kratki. Mógłby się tu teraz zacząć rozwodzić na tym jakim to jest specjalistą i, gdzie to w świecie nie był, ale Eric był pewien, że takie informacje nie interesują nikogo poza jego najbliższym gronem znajomych.
Obserwował zachowanie chłopaka zastanawiając się czy trochę go wiadomość o tym czym się zajmuje, uspokoiła, czy tak nie do końca. Shadow zdecydowanie było dziwnym miejscem i mieli to niezłe problemy skoro sama możliwość posiadania w klubie policji budziła odrobinę podejrzliwości, a może nawet małą nutkę paniki. - I dlaczego wybrałeś Lorne? Zamiast wyjechać do tych queerowych barów, wieczorów panieńskich czy Magic Mikea? Shadow Ci odpowiada? - No był ciekaw! On wyjechał bardzo szybko. Najpierw na studia, które co prawda robił w Cairns i bywał w Lorne dość często, a później już na misje ONZ. Potrafiło go nie być w mieście przez pół roku i jakoś wybitnie za tym miejscem nie tęsknił. Jedyne co go tutaj teraz ściągnęło to przymus dokończenia rezydentury. - Ohh...cwane - pokiwał głową i napił się, a że alkoholu mu już zaczynało w szklance brakować to machnął ręką na kelnera, by przyniósł im jeszcze dwa takie same napoje. Jak na złość Eric miał dość mocną głową. Pewnie, gdyby tak nie było to już tańczyłby ze znajomymi na parkiecie.
- Może wszystko trzy na raz? - Nie nastawiał sie na nic... no może poza tym, że pewnie w Shadow będzie jakaś bujka, albo wparują gliny, ale jak na razie nic takiego się nie wydarzyło i nie wiedział, czy jest tym faktem zawiedziony, czy wręcz przeciwnie. - Kilka dni temu dopiero wróciłem do miasta i przyjaciele mnie tu wyciągnęli. Poszli tańczyć, a ja jestem na to jeszcze zdecydowanie za trzeźwy. - Wyjaśnił i dopił resztki w szklance, bo akurat barman przyniósł im kolejną porcję. - Nie jestem najlepszym tancerzem, muszę się znieczulić żeby wyjść na parkiet - i to dość mocno. - Ale tak, podobał mi sie Twój występ, chociaż przyznaje, że całego nie widziałem - dodał, bo zdał sobie sprawę, że w końcu mu na to nie odpowiedział. - Gratuluję odwagi - Eric pomimo tego, że nie należał do mocno skrytych osób, to w życiu, by nie miał na tyle odwagi, by wystąpić w ten sposób przed ludźmi, trochę więc podziwiał mężczyznę. - Jestem Eric - przedstawił się, bo o tym też zapomniał. Gdzie te maniery!

Elijah Cooper
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Elijah, wychowany w farmerskim Carnelian, od dzieciaka miał do czynienia z końmi. Odkąd przyczepił się do starszego o dwa lata (teraz była to nieistniejąca różnica, a jednak między dziećmi to cała przepaść) Alexandra Hawkinsa - trochę jak rzep do psiego ogona, a trochę przez zrządzenie losu, który sam dobierał dzieciom przedszkolno-podstawówkowych przyjaciół bazując na kryterium prawie-współdzielonego podwórka. Dom Cooperów, niezbyt ładny, niezbyt zadbany, znajdował się w niedalekiej odległości od farmy Hawkinsów. Tam mały Elijah spędzał popołudnia, uciekając od wiecznie pijanego ojca i obecno-nieobecnej matki. Tam pierwszy raz jeździł konno, przemycał zwierzętom kostki cukru, ukryte pod liściem sałaty i był starszy - w wieku nastoletnim już - zaczął pełnoprawnie pomagać na owej farmie. Uczył się też od Alexandra technik rodeo, zafascynowany zawodami, poszedł w jego kroki. A w międzyczasie, gdzieś po drodze, zakochał się w chłopaku po uszy i skoczyłby za nim w ogień. Szkoda tylko, że siedem lat temu w jego życiu pojawiła się również kokaina, wytrącając ledwie zdobytą stabilność w życiu i zachęcając chłopaka do wielu błędów.

Wymownie zmierzył go wzrokiem, słysząc pytanie. Mógł być gliną pod przykrywką, a takim wypadku dosłownie każdy mógł wyglądać na policjanta. Albo policjantkę. Coś mu jednak podpowiadało, by mężczyźnie uwierzyć. Może ta nutka nieporadności, gdy mówił o narkotykach, wyczuwalna u tych, którzy takich rzeczy raczej nie zwykli kupować, ani spożywać. A może był jednak cholernie dobrym gliną i rozbudził jego czujność, by zaraz ją całkiem skutecznie uśpić. Wzruszył ramionami w odpowiedzi, uśmiechając się nieco zagadkowo. Nawet jeśli pakował się znów w jakieś kłopoty, nie byłoby to niczym nowym. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że się mylił.
Lekarzem? A przyjmujesz prywatnie? — puścił mu oko i widocznie się rozluźnił, porzucając swoje podejrzenia. Shadow miało reputację szemranego miejsca i wszyscy wiedzieli, że klub ociekał seksem, pieniędzmi i narkotykami. Jednak nikt nie kwapił się do zgłoszeń, a dowodów przecież nie było, a raczej miało nie być. Właściciel przemykał pod policyjnym, jak i federalnym radarem. Nie zmieniało to faktu, że Elijah w życiu miał zdecydowanie za dużo kontaktu z policją i raczej nie kwapił się do kolejnego dochodzenia. Ani do wylądowania za kratkami.

Wybór. Wybory kierowały trajektorią życia, czy tego chcieliśmy, czy nie. Ta pierwsza kreska na imprezie u Remingtona, gdzie miał mu towar tylko sprzedać - była wyborem. Ta każda noc, kiedy wymykał się z objęć Alexandra, by brać i sypiać pieprzyć się innym mężczyzną - była wyborem. Tak samo jak wyborem było wsypanie Hawkinsa i posłanie go na pięć lat więzienia, byle ratować swój ćpuński tyłek. Pokręcił głową.
Nie wybrałem. Jestem stąd, chociaż dwa lata spędziłem jeżdżąc stopem po kraju… Ale powiedzmy, że w Lorne mam pewne zobowiązania. — ostatnie słowo, padające z jego ust brzmiało co najmniej dziwnie, a jednak w tym jedynym przypadku było prawdą. Albo raczej było to coś, a może i ktoś, jego przybrana rodzina i utracona miłość we własnej osobie, która nie pozwalała mu pogodzić się z przeszłością. Takie zobowiązanie od siedmiu boleści, o którym na pewno nie zamierzał opowiadać. Jeszcze. — Więc tak, Shadow mi odpowiada. — przytaknął, bawiąc się jeszcze do połowy pełną szklanką. Mężczyzna zdecydowanie wyprzedził go w piciu i zamawiał już następną kolejkę, czemu Elijah nie zamierzał się opierać. Nigdy nie miał mocnej głowy, a kokaina jedynie potęgowała efekt, ale też nigdy nie odmawiał gdy ktoś stawiał mu drinki. Cóż, najwyżej będzie odchorowywać kaca o poranku, nie byłby to pierwszy i na pewno nie ostatni raz.

Skoro wszystkie trzy… to czego szukasz? — zapytał i dopił to, co zostało mu w szklance na raz, oddając ją prosto w ręce barmana. — Na pewno nie okazji do tańca w takim razie. — roześmiał się, przysuwając nową, pełną szklankę do siebie. W takim tempie Cooper będzie mocno znieczulony znacznie szybciej, niż planował, ale towarzystwo miał dobre, więc nie był to żaden problem. Kto wie, może wyciągnie go na parkiet. Zamieszał swojego drinka słomką, miarując się jednak w tym piciu. Ukłonił się lekko, słysząc komplement. Owszem, taki występ wymagał nie tylko odwagi, ale i umiejętności, których zresztą nauczył się od koleżanek po fachu. Okupione było to siniakami, otarciami i nieporadnymi upadkami z rury podczas nauki poza godzinami otwarcia klubu. Jednak zwitek banknotów, liczony po każdej zmianie sprawiał, że było warto. — Dziękuję. Wiesz, zawsze można to nadrobić, jakbyś tylko chciał. — oblizał dolną wargę i wymownie skinął głową w stronę korytarza prowadzącego do dark roomów, a ten lekki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ot, propozycja. Jednak nie zamierzał przedstawiać mu się prawdziwym imieniem, burząc tym samym całe swoje misterium. Po co był budować całą personę, przemykając przez tłum w Shadow incognito, a zarazem specjalnie zwracać na siebie uwagę - by potem przestawiać się własnym imieniem?
Jak książe Eric? Ten od małej syrenki? — tak, to było pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mu do głowy. Przynajmniej nie zapomni, nawet mimo stanu upojenia. Nie zrobiłoby mu to jednak różnicy, gdyby mężczyzna się nie przedstawił. — Na mnie mówią tu czasem Cherry Blossom. — a dokładniej mówił na niego tak Miloud tej pamiętnej nocy, kiedy przestali być tylko kolegami z pracy, a ich znajomość zamieniła się w pewien układ, trącający przyjaźnią, a co gorsza - przywiązaniem. — Albo Show Pony, jak wolisz. W końcu każdy striptizer powinien mieć jakieś kiczowate przezwisko. — wzruszył ramionami, śmiejąc się. Cóż, niektóre dziewczyny były kotkami, więc on mógł być kucykiem, co nie?

eric worthington
death by overthinking
mvximov.
Jethro
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Zaśmiał się i pokręcił głową. - Nie, akurat moja specjalizacja na to nie pozwala. Nie chciałbyś żebym musiał Cię przyjmować - powiedział, bo kto normalny chciałby jechać na SOR. Nikt. No chyba, że tylko po to żeby odwiedzić przystojnego pana doktora, to wtedy byłby to w stanie zrozumieć. - Prywatnie u mnie tylko można się napić drinka - dodał, bo chociaż obecnie nie miał swojego własnego lokum to mieszkał u siostry i jej współlokatorki, a co za ty szło, alkoholu nigdy w tym domu nie brakowało. Był pewien, że musi się niedługo rozejrzeć za czymś swoim... chociaż, nie planował w Lorne zostać na długo więc może nie powinien wydawać pieniędzy w błoto.
- Rozumiem - kiwnął głową i nie chciał dalej drążyć tematu, który chyba chłopakowi nie za bardzo odpowiadał. Zresztą to nie była jego sprawa. Nie miał zamiaru jakoś specjalnie zagłębiać się w prywatne życie mężczyzny, którego ledwo co poznał. To nie było w jego stylu. - Ale taka podróż musiała być ciekawa. Widziałeś fajne rzeczy? - Zapytał, bo Eric sam dość sporo podróżował, chociaż nigdy nie jeździł stopem po Australii. Siedział głównie w Afryce i na Bliskim Wschodzie, więc chociaż głupio się przyznać, nie za bardzo zdawał sobie sprawę jakim pięknym krajem jest Australia.
- Definitywnie nie - zaśmiał się, bo no okazji do tańca to na bank nie szukał. Nie lubił tańczyć, a już na pewno obecnie był na to za trzeźwy dlatego chętnie wypił kolejną porcję alkoholu. Tego potrzebował żeby się nieco zrelaksować. - Hmm... oderwania od rzeczywistości, rozcieńczonego alkoholu i być może nowego towarzystwa - bo chociaż jego przyjaciele byli zazwyczaj ciekawymi osobnikami do prowadzenia rozmów, to gdy już wychodzili do klubu i się napili to rozmowy nie miały znaczenia, bo liczył się parkiet i alkohol wlewany w siebie. Pokręcił lekko głową słysząc jego propozycję i nieco się skrzywił. - Przykro mi, nie jestem typem, który płaci ludziom za towarzystwo - powiedział zgodnie z prawdą. Być może miał o sobie zbyt wysokie mniemanie, ale uważał, że jest wystarczająco interesującą osobą, żeby znaleźć sobie towarzystwo za darmo. Czy to do rozmowy w klubie, czy do prywatnej wizyty.
- Tak, dokładnie - jego nowy kolega nie był jedyną osobą, która jego imię kojarzyła akurat z tą bajką. - Chociaż nie mam upodobań do uganiania się za pół kobietą, pół rybą - wyjaśnił z uśmiechem na ustach. Zdecydowanie wolał osobników w ludzkiej postaci. Pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą. - Jak będę chciał wziąć od Ciebie numer, to mam Cię zapisać w telefonie Cherry Blossom? - Zapytał unosząc brew. - Daj spokój - machnął ręką, bo to brzmiało co najmniej dziwnie. Byli dorosłymi ludźmi, nie musieli się posługiwać pseudonimami. - Jestem pewien, że imienia nie masz kiczowatego - powiedział przyglądając się mężczyźnie i ponownie przyłożył szklankę do ust, by napić się kolejnego łyka alkoholu.

Elijah Cooper
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Przekrzywił głowę. Trochę tak, jak szczenięta, kiedy nie do końca rozumiały pewne fenomeny - czy to wodę, lejącą się z ogrodowego szlaufa, czy nową zabawkę. Zmarszczył brwi, szukając gdzieś w głowie odpowiedzi na pytanie, które zadawał sam sobie - no bo co była za specjalizacja, jeśli wolałby go nie odwiedzać? W pierwszej kolejności do głowy wpadła mu onkologia, jednak to nie miałoby sensu. Tę opcję skreślała możliwość prywatnych wizyt. Wydął nieco wargi, poważnie zastanawiając się nad tym, co mu Eric właśnie powiedział, jednak jego umysł był zbyt rozproszony wszelakimi bodźcami - muzyką, dudniącą w uszach, zimnem szklanki odczuwalnym na dłoni, kolorowymi światłami, a przede wszystkim samą osobą Worthingtona, by mógł skupić się na tym zadaniu na dłużej. Uśmiechnął się, słysząc to kolejne zdanie, które brzmiało nawet trochę jak propozycja.
A na to muszę się jakoś zapisywać? Masz wolne w kalendarzu? — zagadnął, ciągnąc te lekarskie aluzje. — Może jakiś nocny dyżur? — sam Cooper miał tę nieprzyjemność wylądować kilka razy na SORze, a każda z tych wizyt związana była z wypadkami na rodeo. Zwichnięty nadgarstek, bark wybity ze stawu, złamana noga i niezliczone siniaki. Dobrze znał atmosferę ostrego dyżuru i te długie godziny oczekiwania na przyjęcie. Raz trafił nawet na przystojnego lekarza i omamiony zarówno bólem, jak i lekami, które dostał jeszcze w poczekalni, paplał głupoty, kiedy ten, zupełnie niewzruszony (a może nawet śmiał się pod nosem, słysząc głupawe żarty o rodeo z ust dziewiętnastolatka) nastawiał mu bark, tym samym przerywając jego nieudolne próby flirtu na wiązankę przekleństw. Czego innego Cooper mógł się spodziewać, wsiadając na wierzgającego, rozjuszonego konia? To nie był bezpieczny sport, a chłopakowi nie chodziło nawet o pieniądze, które można było wygrać. Czasem kilkaset, a innym razem nawet kilka tysięcy dolarów. Nie, on kochał ten zastrzyk adrenaliny, a ewentualne obrażenia wcale go nie odstraszały.

Pociągnął łyka ze szklanki, i pokiwał powoli głową, dając myślom pognać w stronę tych dwóch lat w drodze. Owszem, było ciekawie, Elijah jednak póki co wolał mu oszczędzić szczegółów. Gdyby to nie była ucieczka, napędzana narkotykowym głodem i desperacją - może i nawet mógłby to podpiąć pod jedną z tych podróży, podczas których ludzie szukali siebie i doznawali jakiegoś spirytualnego objawienia (zapewne przez wzięcie LSD albo grzybków w klubie, ale mniejsza o to).
Mhm. Mamy piękne parki narodowe, wiesz? I całkiem ładne wschody i zachody słońca, nawet oglądane z pobocza autostrady. Ale motele mamy obrzydliwe. — roześmiał się na koniec, stwierdzając fakt. On jednak nie miał tego luksusu, by wybierać między trzema, a czterema gwiazdkami. Wybór sprowadzał się do namiotu lub do motelu, a to drugie wiązało się przeważnie ze zdobyciem tej małej, strunowej torebeczki. I ciepłym prysznicem. — A Ty coś ciekawego widziałeś? W Australii, albo gdzieś indziej? — nasłuchał się historii Europie, Azjii i Bliskim Wschodzie od Miloud, jednak nigdy nie pogardziłby kolejną opowieścią. Szczególnie, że niekoniecznie się w ogóle tam zamierzał wybierać. Stąd pochodził, tu był przywiązany, a może nawet uwiązany do jednego miejsca, do tego domu, farmy, ludzi. I tu zamierzał zostać, kierowany własnym, głupim sercem. Całą ciekawość świata zabił w nim jego własny ojciec, wzniecając w nim za to pragnienie ucieczki. Gdziekolwiek, byleby z dala od tej rudery, w której się wychował.

Jeżeli szukał dokładnie tych trzech rzeczy, to Cooper śmiał twierdzić, że już je miał.
To w sumie jesteś już ustawiony. Łatwo poszło. — wzruszył ramionami i nie przejął się odmową na własną propozycję. Zerknął na swoją szklankę, potem na Erica. — Wiesz, zależy jak na to patrzeć, ale teoretycznie już mi płacisz. Chyba, że zamierzasz się zmyć i zostawić mi rachunek. — zażartował i wskoczył w końcu na barowy stołek i trącił kolano mężczyzny własnym, trochę przypadkowo, trochę specjalnie, tym samym dając mu pośrednio do zrozumienia, że niekoniecznie się gdziekolwiek wybierał. — Ty nie jesteś typem, który płaci za towarzystwo, a ja nie jestem typem, któremu się za to płaci. Dogadamy się. — w końcu był tancerzem, a nie chłopakiem do towarzystwa. Te czasy miał już za sobą i jeśli miałby spędzić z mężczyzną noc - zrobiłby to z własnej woli i ochoty, a nie dla kilku banknotów. Te już dostał, wyginając się na scenie.
No nie powiem, taka syrenka byłaby trochę problematyczna. Potrzebowałbyś ogromnego akwarium. — roześmiał się na samą wizję czegoś takiego. Na pewno w samym Shadow znalazłby się ktoś, kogo takie rzeczy kręciły. Uśmiech zniknął mu z twarzy, nie całkowicie, bo kąciki ust nadal nieco podrywały się do góry, mimowolnie wręcz, kiedy ten nowo poznany towarzysz wieczoru bardzo chciał poznać jego prawdziwe imię. — Oh, czyli czysto hipotetycznie, nie wykluczasz możliwości zapytania mnie o numer? — zaplątał się nieco w tych długich słowach, chcąc wypowiedzieć je za szybko, po czym westchnął, trochę teatralnie, ważąc sobie wszystkie za i przeciw odpowiedzi na pytanie bruneta. — Elijah. Tak mnie możesz wpisać w kontakty. — no poddał się, bo właściwie co mu zależało? Facet i tak nie planował mu płacić, więc Cooper może nawet trochę mu ufał. — Ale maski tutaj nie zdejmę. Może u Ciebie. A może u mnie. — puścił mu oko i napił się drinka.

eric worthington
death by overthinking
mvximov.
Jethro
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
- Takie rzeczy są u mnie od ręki – odpowiedział puszczając do niego oczko. Na drinki nie trzeba było się u niego specjalnie umawiać. No chyba, że akurat był w pracy, to wtedy co innego. – Nocny dyżur to akurat mam dzisiaj – dodał przenosząc wzrok na bawiących się niedaleko ludzi. Trochę im zazdrościł tego, że tak ochoczo rwali się do tańca. On był pod tym względem sztywny, a może powinien to nieco zmienić i spróbować swoich sił na parkiecie? Kto wie, może okazaloby się, że ma jakiś ukryty talet do kręcenia bioderkami. Zapewne nigdy się o tym nie dowie, bo nie istniała taka siła w świecie, która sprawiłaby, że porzuciłby wygodne siedzenie na krześle barowym, po to by robić z siebie wariata na parkiecie.
Kiwnął głowa. – Byc może teraz sam będę mieć trochę czasu żeby pozwiedzać Australię – znając Erica to po tym co widział podczas swoich podróży mało jaki motel był obrzydliwy. Na pewno widział gorsze warunki. – Hmmm nie wiem czy to ciekawę ale widziałem choroby, biedę, wojnę... nie takie fajne rzeczy jak ładne krajobrazy – stwierdził z nieco niemrawym uśmiechem. – Jeździłem na misje pokojowe ONZ, większość czasu spędziłem w Afryce, szczególnie w Somalii, gdzie byłem prawie dwa lata – nie było to do końca miłe przeżycie, ale nie żałował, że podjął decyzje o wyjeździe. Cieszył się z tego, że mogł tam być i pomagać innym, na tyle na ile był w stanie. Jeżeli jeszcze przytrafi mu się możliwość kolejnego takiego wyjazdu to na pewno skorzysta. – Port w Somalii nie jest najgorszy – miał z nim wspomnienia zarówno miłe, bo tam po raz ostatni spotkał się z Robinem... jak i te niemiłe, bo właśnie... po raz ostatni tam spotkał się z mężczyzną, który prawdopodobnie był jego wielką miłością.
- Yhym czyli gdybym teraz przestał płacić za drinki to byś sobie poszedł i zostawiłbyś mnie tu samego sobie? – Zapytał unosząc lekko brew. Myślał, że jest na tyle fajnym człowieczkiem, że wcale nie potrzebuje kogoś przekupiwać alkoholem do towarzystwa. Może się jednak mylił i powinien wrócić do swoich znajomych, którzy chyba go chociaż trochę lubili, nawet jeżeli nie był taneczną bestią tak jak oni. – Uff to już brzmi lepiej – dodał uśmiechając się i ponownie napił swojej porcji alkoholu, dopiero teraz powoli zaczął odczuwać to, że już trochę wypił.
- Absolutnie, nie śmiałbym nawet wykluczac takiej hipotetycznej możliwości – zasmiał się – w sumie to może nawet nie będzie taka hipotetczna, skoro już znal Twoje imię – dodał i wyciagnąl z kieszeni swój telefon. Kilknął w odpowiednie miejsce, by utworzyć nowy kontakt, który podpisał jego imieniem i podał mu komórkę. – Możesz teraz bardzo niehipotetycznie mi ten numer podać – był ciekaey czy chłopak się zgodzi, a jezeli nawet to czy numer będzie prawdziwy.

Elijah Cooper
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Zerknął w stronę parkietu, podążając za spojrzeniem Erica w stronę parkietu. Na samym początku tej rozmowy, Elijah miał w planach wyciągnąć go tam, w ten tłum, w plątaninę spoconych, rozkołysanych muzyką ciał. Może po paru drinkach, może pod wpływem odpowiedniego momentu, jednak mężczyzna nie wydawał się być zbyt chętny na takie atrakcje. Może wypił jeszcze za mało alkoholu, by się ośmielić. Cooper jednak nie był z tych, którzy upijali, by przekonać do swoich własnych pomysłów, a więc pomysł ten odszedł w zapomnienie, a tancerz wrócił spojrzeniem do swojego rozmówcy i uśmiechnął się, słysząc o tym nocnym dyżurze.

Zmarszczył brwi, ale słuchał jego krótkiej opowieści z zaciekawieniem. Jasne, sam mógłby mu opowiadać o skłotach w większych miastach, o poważnie uzależnionych, o tych, których narkotyki zabrały, przestając być już tylko przyjemną mgiełką, przesłaniającą rzeczywistość. Panoszyły się w ich organiźmie, zostawiając jedynie skorupę ich ciał, martwą i zimną. Sam trochę taki był, powoli staczając się w tę stronę, chociaż usilnie udawał, że wszystko jest w porządku. Był przypadkiem beznadziejnym, odmawiającym pomocy, a nawet gorzej - żył sobie w iluzji kontroli nad swoim n a w y k i e m. Tylko po co miał mu o tym opowiadać? Nie tego przecież Eric tutaj szukał, nie łzawych historii o przemocowych ojcach czy sprawozdań z tego, jakie prochy zdarzyło mu się brać. Szukał oderwania od rzeczywistości, rozcieńczonego alkoholu i być może nowego towarzystwa, a to właśnie Elijah mógł mu zapewnić.
Czyli jesteś takim lekarzem z prawdziwego powołania. – bardziej stwierdził, niż zapytał. Nikt raczej nie wybierałby się w tak niebezpieczne rejony, jeśli nie miałby tego wewnętrznego rycerza w sobie. Nikt, komu zależało w tym zawodzie wyłącznie na pieniądzach nie poświęcałby własnej wygody i bezpieczeństwa na pomoc słabszym, dotkniętym wojną, biedą i chorobami. Zaśmiał się pod nosem, przerywając całą patetyczność tego momentu. – To całkiem seksowne, wiesz? – rzucił i pociągnął łyka ze swojej szklanki.

Elijah bywał pazerny. Czy to na pieniądze, wręczane mu w dłoń po prywatnym tańcu w dark roomie, czy to na drinki, stawiane przez nieznajomych. Albo na narkotyki, bo przecież to nie były tanie rzeczy i on nigdy nie odmawiał. Nie był jednak na tyle chciwy, by wykorzystywać swoich barowych towarzyszy w taki sposób. Pokręcił głową i odstawił szklankę na drewniany, barowy blat z lekkim stuknięciem, zagłuszonym przez klubową muzykę.
Nie, nie jestem tutaj tylko dla tych drinków, ty jesteś bardziej interesujący. – wyciągnął jedną nogę i oparł stopę o poprzeczny stopień, należący do stołka, na którym siedział Eric. Tym sposobem znaleźli się w swego rodzaju przeplatance nóg, z tą cooperową znajdującą się teraz pomiędzy kończynami mężczyzny. – Swoją drogą, to ja stawiam następną kolejkę. – nie było w tym podstępu, chociaż tych można by się w klubie doszukiwać. Nie zamierzał uśpić jego czujności, by potem skasować go o kilkaset dolarów więcej, niż trzeba. On się zwyczajnie dobrze bawił w towarzystwie Erica i postanowił się zrewanżować, wrzucając kolejne drinki na swój niekończący się rachunek, który i tak spłacał poprzez odpalenie barmanom części swoich napiwków.

Nie krył zdziwienia, kiedy mężczyzna wyciągnął telefon i zupełnie nie-hipotetycznie poprosił go o numer. Zawahał się przez moment, jednak wziął urządzenie do ręki i wpisał ciąg cyfr. Ten prawdziwy, który nie przekieruje dzwoniącego do pobliskiej pizzerii czy komunikatu operatora o tym, że podany numer nie istnieje. Z jakiegoś powodu, może z ciekawości, wpisał dokładnie te cyfry, które połączą go z Elijah Cooperem, o ile kiedyś zamierzał dzwonić.
No, to numer już masz. Teraz pozostało ci doprowadzić do momentu, w którym mówisz, że zadzwonisz – bo przecież każdy tak mówił po tych jednonocnych przygodach, ba, sam Elijah był przeważnie tym, który nad ranem zbierał się w pośpiechu, wypluwając te obietnice. Zadzwoni, zobaczą się jeszcze, a w ogóle to pod koniec tygodnia miał czas… Ale nigdy się nie odzywał, za bardzo ceniąc sobie tę pozorną wolność, jaką widział w każdej okazji na niezobowiązujący seks. Bez żadnego przywiązania, bez umawiania się i dotrzymywania słowa. Kto wie, może mu się to zmieni. Życie przecież bywało przewrotne.

eric worthington
death by overthinking
mvximov.
Jethro
ODPOWIEDZ