asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Gdyby mogła cofnąć czas, najpewniej zrobiłaby wszystko, żeby ta sytuacja nie miała miejsca. Mówi się, że po tym, jak jakiś sekret wyjdzie na jaw, ludzie ostatecznie czują ulgę, bo nie muszą już niczego ukrywać... w jej przypadku o uldze nie było mowy. Nigdy nie prosiła się o swoją chorobę, z resztą przez lata żyła radośnie ignorując wszelkie jej objawy i nie odwiedzając lekarzy. Może i przez to, że ostatecznie ją zdiagnozowali miała większe szanse, ale ona nada nie była pewna, czy woli taki stan rzeczy. Chyba jednak byłoby jej lepiej, gdyby ani ona, ani inni nie wiedzieli, że ma raczej krótszy, niż dłuższy termin ważności na sercu.
- Zasłabnięcie nie było zależne od mojej woli, gdybym miała coś do powiedzenia w tej kwestii, zapewniam, że nie prowokowałabym zamętu - mruknęła, odpowiadając na jego słowa. Rzadko kiedy nie wiedziała co powiedzieć, ale teraz miała z tym problem. Duża część niej chciała po prostu, w tak typowy dla niej sposób, zacząć z tego żartować i udawać, że cała ta sytuacja nie miała miejsca, tylko, że chyba wciąż była odrobinę skołowana. Serce jej jeszcze waliło, zmęczenie robiło swoje i mimo wszystko nawet w swojej beztrosce, też się przestraszyła całą tą sytuacją, chociaż udawała, że nie dba o nią w ogóle.
- Nie wiem czy powinnam... ewidentnie czułeś się lepiej, nie wiedząc tego - mimo wszystko uniosła kącik ust do góry, nie będąc w stanie postąpić inaczej. Z drugiej strony niewiele w tym geście było prawdziwego rozbawienia czy nawet cienia wesołości. Ulżyło jej odrobinę, gdy zadeklarował zbycie karetki, ale też mimo to musiała nieco podrążyć. - Najlepiej byłoby zadzwonić i ją odwołać. Za wezwanie ich bez uzasadnienia jest kara, a jak podamy gdzieś moje nazwisko, to i tak trafię do szpitala - wyjaśniła, bo chociaż nie chciała być męcząca, to dla niej ta sprawa naprawdę była dość kluczowa i nie potrafiła tak po prostu odpuścić. Za bardzo bała się miejsca, którym zarządzał Jonathan, a przy tym ceniła sobie te resztki swobody, które jeszcze jej zostały.
- Mogłeś powiedzieć, że robisz to dla mnie, wiesz? Ale dobra, nie będę narzekać... - zaśmiała się cicho, patrząc przed siebie, chociaż bez konkretnego celu i może dlatego i ten okaz wesołości nie wypadł wiarygodnie. Nieszczególnie jej to leżało, wzięła więc głębszy wdech i skorzystała ze swoich pokładów pozytywnej energii, nawet jeśli teraz były na wyczerpaniu. - Ale chyba nie będziesz teraz współczującym i miłym typem, co? - szturchnęła go łokciem w bok i tym razem wyszczerzyła już zęby w uśmiechu. - Bo wiesz, kompletnie mi to do ciebie nie pasuje i to ja musiałabym okazać litość, żeby w taki przedstawienie uwierzyć - zażartowała, preferując ten kierunek rozmowy. Najgorsze było dla niej poczucie, że sprawia problemy innym i dołuje ich swoim stanem. Dlatego starała się robić wszystko, aby pokazywać, że się tym nie przejmuje, bo wówczas innym było też łatwiej.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
C h o l e r n e tajemnice! Nigdy nie były lepsze od prawdy, choć August uważał tak tylko wtedy, gdy to przed nim coś ukrywano. W innym wypadku znajdował ogrom n i e p o d w a ż a l n y c h argumentów udowadniających, że ukrywał pewne fakty dla dobra drugiej osoby. Wielokrotnie postępował tak z żoną. Byłą żoną. Ona postanowiła mu się odwdzięczyć, dopuszczając się zdrady, którą chciała przed nim ukryć. Z nie najlepszą skutecznością.
— Bez względu czym się zasłonisz, to właśnie ty sprowokowałaś całą tę kuriozalną sytuację. Nie twierdzę, że zrobiłaś to z premedytacją, Marianne, ale gdybyś powiedziała mi wcześniej, uniknęlibyśmy tej w y m i a n y zdań — powiedział z naciskiem na ostatnie słowa, których użył w zastępstwie za kłótnię, która jako pierwsza przyszła mu na myśl.
Wziął głęboki wdech; miał świadomość, że nie pomaga dziewczynie, nie próbując rozładować napięcia. Niestety rzadko składał broń. Uleganie nie leżało w jego naturze, a zasłaniania błędów słowami uczył się od najmłodszych lat; rzadko zdarzały się sytuacje, kiedy brakowało mu języka.
— Mylisz się — rzucił, kręcąc przy tym głową. — Jestem zaskoczony, to prawda. Poniekąd zły, że to ukrywałaś. Ale mimo wszystko lepiej mi z tą wiedzą niż bez niej — zaprzeczył. Teraz wiedział na czym stoi, wiedział, że musi uważać i przede wszystkim nie angażować dziewczyny w działania, które mogłyby jej zaszkodzić. Niczego nieświadomy poprosił ją o pomoc.
Potrzebował kolejnego g ł ę b o k i e g o oddechu, gdy wspomniała – po raz kolejny – o karetce. — Powiedziałem, że to załatwię — odparł, panując nad irytacją. Marianne potrafiła być naprawdę upierdliwa, kiedy chciała coś wymusić. Jemu natomiast nie podobało się to, że próbowała nim dyrygować. Skoro powiedział, że ma to pod kontrolą, tak właśnie było.
— Nareszcie — jęknął, wznosząc oczu ku niebu, gdy zapowiedziała, że nie będzie dłużej n a r z e k a ć. Ulżyło mu. Łagodząco podziałało również brzmienie jej wesołego śmiechu – wciąż słychać w nim było zmęczenie oraz dyskomfort, lecz przynajmniej mógł mieć nadzieję, że podążają we właściwym kierunku.
Odkryta tajemnica nie miała uprzyjemnić ich relacji, ale sprawić, że August będzie mógł zachować odpowiedzialność i przytomność w jej obecności.
Powoli, ze świstem wypuścił powietrze z samego dna płuc. Pokiwał głową w różnych kierunkach, szukając odpowiedzi. — W takich okolicznościach agentką s p e c j a l n ą na pewno nie zostaniesz — zawyrokował. — I wypraszam sobie, miły jestem zawsze — dodał, stając w opozycji do jawnej niesprawiedliwości jaka kryła się w jej słowach.
Na dźwięk nadjeżdżającej karetki, wstał. Ubrał marynarkę i wygładził klapy; skrzywił się, bo nie wyglądała tak, jakby sobie tego życzył. — Usiądź prosto i nie patrz w naszym kierunku. I, błagam, nie odzywaj się — rzucił jeszcze, nim stanął przy krawędzi ulicy. Wyraźnym gestem ręki wskazał zbliżającym się ratownikom miejsce, w którym powinni się zatrzymać, a kiedy to zrobili i wysiedli z pojazdu, podszedł do nich i zachowując spokój przywitał się. Po krótkiej rozmowie wysunął zza pasa odznakę – jakże ona ułatwiała codzienne życie. Na odchodne uścisnął ręce medyków i pożegnał się, dziękując za współpracę.
— Po krzyku — oznajmił zadowolony z siebie.
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nigdy nie należała do tych pokornych osób, które ze spuszczoną głową wysłuchiwały wykładów, jakimi ktoś je raczył. Nie oznaczało to, że nie potrafiła przyjąć do wiadomości swojej winy, ale po prostu... była uparta. Podobnie, jak August z resztą. W dodatku nienawidziła tych momentów, w których czuła się, jak głupi dzieciak, a tak właśnie powoli zaczynało to wyglądać w tym momencie. Fakt, że przy okazji miała wyrzuty sumienia, tworzył z tego wszystkiego mieszaninę skrajnych emocji, z którymi nie wiedziała, jak ma sobie poradzić. Bo, jak to miała w zwyczaju, chciała się wykłócać, ale ponownie - jak to miała w zwyczaju, chciała wszystko odrzeć z powagi i zamienić w żart, byleby atmosfera nie była taka napięta.
- Czy tobie ktoś kiedyś wspominał o czymś takim, jak delikatność, Gus? Wybacz, że sprowokowałam tę sytuację, wiem, że tak jest, ale nie prosiłam się o to i zwykle nie przedstawiam się cześć, jestem Marianne, lubię ciastka i mam rozwalone serce - burknęła pod nosem, czubkiem buta ryjąc odrobinę w uklepanej ziemi, jaka znajdowała się pod ławką, którą zajmowali. Z każdą taką sytuacją, nienawidziła swojej sytuacji zdrowotnej jeszcze bardziej. Miała wrażenie, że słusznie widziała w tym powód do wstydu.
- Zobaczymy, czy mi będzie lepiej z tym, że posiadasz tę wiedzę - westchnęła cicho, podciągając jedną nogę na ławkę, tylko po to, by mogła ją objąć ramieniem i oprzeć brodę na kolanie. Niby udawała, że odpowiedź na jej dywagacje jest nieznana, ale już teraz wiedziała, że wcale nie będzie jej lepiej. Jej zdrowie zawsze wszystko psuło. Przygryzła jedynie wargę i skinęła głową, gdy ponownie oznajmił, że załatwi sprawę z karetką. Nie mógł wiedzieć, jakie obawy to w niej wywoływało, a ona uznała, że nie będzie już dalej wałkować tego tematu. O wiele bardziej w jej stylu było zadbać o poprawienie tej niełatwej sytuacji i wyprowadzenie jej na prostą.
- Nie skreślaj mojej kariery agentki tak na starcie - zmarszczyła nos, od razu wyrażając swoją dezaprobatę. - Poza tym miła, to ja jestem, nie ty - wyszczerzyła się łobuzersko, jednak, żeby sobie nie myślał, że ma o nim jakieś najgorsze mniemanie, postanowiła się odrobinę zreflektować. - Ale znam już ciebie na tyle, by wiedzieć, że potrafisz być całkiem kochany - podsumowała, nie siląc się nawet na ten komplement. Czy błędnie czy też nie - miała o nim dobre zdanie.
Jeśli chodzi o karetkę, kompletnie nie musiał jej powtarzać. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko Marianne znów odpłynęła krew z twarzy. Miała wrażenie, że zaraz ktoś ją zaciągnie do tego wozu na siłę i dopóki ten faktycznie nie odjechał, nie wzięła głębszego oddechu. Nie potrafiłaby. Zamrugała, jak obudzona z transu, gdy August ponownie się przy niej znalazł i spróbowała uśmiechnąć.
- Dziękuję - póki co na nic lepszego nie było jej stać. - Chyba byłoby najlepiej, gdybym wróciła do domu... pewnie też już masz dość tej całej sytuacji - chwilę jej zajęło, nim oswoiła się z myślą, że jest już po wszystkim, więc pomiędzy tą wypowiedzią, a jej podziękowaniami, upłynęła dłuższa chwila.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
Właśnie dlatego ją polubił. Osobowością wyróżniała się na tle innych kobiet, sprawiając, że niełatwo było o niej zapomnieć – nawet jeśli w pamięć zapadała jako chaotyczna i odrobinę nieokrzesana p a n n a, w oczach której świat jawił się jako całkowite przeciwieństwo tego, co widział w nim August. Bawiła go, potrafiła rozśmieszyć – choć pewnie wielokrotnie nie było to jej celem. Nie chciał, by coś złego przydarzyło się jej w jego obecności. Z winy jego nieświadomości.
— Po krótkim zastanowieniu nie, nie przypominam sobie żadnych wykładów na temat d e l i k a t n o ś c i — odparł ze wzruszeniem ramion. — Miałaś idealną okazję, by powiedzieć mi o tym, gdy zaangażowałem cię w swoje śledztwo — dodał, z całą stanowczością zostając przy swoim zdaniu. — Twój chirurg zapewne spróbowałby urwać mi głowę, gdyby coś ci się wtedy stało — dopowiedział, czując na języku cierpkość. Nie po raz pierwszy wypowiadał się o mężczyźnie, którego nawet nie poznał. Wcale nie miał takiego zamiaru; to, że polubił Marianne, nie oznaczało, że musiał w komplecie angażować się w znajomość z jej partnerem.
Kolejnych słów dziewczyny nie zaszczycił odpowiedzią. Była wyraźnie zakłopotana, o czym świadczyła powiększająca się pod jej stopami d z i u r a.
— Dobrze — rzucił, szukając w myślach dalszej części wypowiedzi. — Dobrze — powtórzył raz jeszcze, co więcej, wyciągnął w kierunku kobiety wskazujący palec, jakby chciał wyjątkowo podkreślić następne słowa. — Zajmiesz się dokumentami, a g e n t k o — stwierdził, lecz nie mówił poważnie, igrał z nią, chcąc wreszcie zażegnać słowną szarpaninę. Widział, że była tym zmęczona i nie chciał, by broda, którą teraz wspierała na kolanie zaczęła jej drżeć z powodu łez. Płaczące kobiety były jego achillesową bolączką. Niestety żadnych dokumentów powierzyć jej nie mógł – może poza prywatnymi rachunkami, które prawdopodobnie również wymagały uporządkowania.
Odprawienie karetki nie było problemem, lecz gdy spostrzegł bladą twarz Marianne, po raz kolejny zwątpił w słuszność odesłania medyków.
— Zawiozę cię — powiedział, używając tonu wyraźnie zaznaczającego, że odmowy nie przyjmie. — Ale nie dlatego, że mam dość twojego towarzystwa, a dlatego, że wciąż nie wyglądasz dobrze. Widocznie nie podniosłem ci ciśnienia wystarczająco wysoko — rzucił w formie uszczypliwego, ale nadal żartu.
australia
Karo
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Lubiła w sobie to, że nowe otoczenie jej nie zmieniło. W prawdzie to nie było już takie nowe, bo rodzinną wieść opuściła z trzy lata temu, ale jednocześnie nie wiedziała kiedy ten czas jej minął. Najważniejsze było jednak to, że przez te wszystkie miesiące wciąż była tą samą Marianne, która przybyła do Lorne Bay w przeładowanej starej torbie związanej gumową linką, bo szwy puszczały na boku. Nauczyła się wiele, chociażby tego, że tu w sklepie nie dostaje się na zeszyt, a w restauracjach kelnerzy przynoszą jedzenie do stolika, ale nie chciała wcale stawać się kimś innym. Poza tym chyba właśnie za swoją osobowość ludzie ją cenili. Lubiła w to wierzyć, bo sama w podobny sposób oceniała innych. Nie przeszkadzał jej żaden charakter, była pewna, że przy odrobinie szczęścia, będzie w stanie dogadać się z każdym. Nawet z kimś tak różnym od niej, jak August. Z resztą miała chyba słabość do tych "trudnych" mężczyzn.
- Gdybym ci wtedy powiedziała, to być mnie z niego odangażował, a mi się często nudzi - jak dla niej wcale nie miała takiej idealnej okazji, więc nie zamierzała ulegać jego stanowczemu tonowi. - Nie pozwoliłabym mu, ale na pewno byłby wściekły. Jest przewrażliwiony na punkcie mojego bezpieczeństwa - wyjaśniła, wzdychając przy tym. Nie mówiła jednak tego z żadnym żalem, wiedziała, że wynika to z tego, że bardzo ją kochał, jak i z obaw przed tym, że może ją stracić. Bardzo realnych obaw. Z kimś innym pewnie byłby szczęśliwszy. - Zastanawiam się, czy byście się polubili - wystrzeliła nagle, nieco pozytywniej, nie chcąc pozostawiać tej ponurej wypowiedzi, jako ostatniej.
Drgnęła delikatnie, słysząc to jego pierwsze dobrze, przy drugim nawet przechyliła głowę do boku, a potem wzrok utkwiła w jego palcu.
- Ej! - szturchnęła go lekko, wyrażając jednocześnie rozbawienie i dezaprobatę. - Sam się zajmuj dokumentami, nie możesz marnować mojego talentu na taką pracę - oznajmiła, jakby rzeczywiście jakiś tam talent posiadała. Jeśli jednak uległ jej z obaw przed płaczem, to dobrze, że nie wiedział, że Marianne raczej od łez stroniła. W ciągu ostatnich lat zdarzyło jej się popłakać raz. Akurat na tym polu była całkiem twarda i nie lubiła sięgać po kartę płaczu.
- Mogłabym się przejść - odpowiedziała na jego propozycję, bo nie lubiła robić kłopotu, a zrobiła go już wystarczająco dużo. Uniosła się jednak z ławki i rozejrzała za jego samochodem, bo czuła, że tak łatwo jej nie odpuści, a też nie miała ochoty i siły się sprzeczać o taką głupotę. - Ty to jesteś, Gus! Powiedzieć kobiecie, że nie wygląda dobrze... a ja się dla ciebie tak wystroiłam! - mimo swojego stanu, mówiąc to, wykonała całkiem zgrabny piruet, by zaprezentować swoją sukienkę w ruchu. Nie była ona pewnie tak elegancka, jak suknie na bankietach, na których Hemingway bywał, szczególnie w połączeniu z trampkami, które Mari tak sobie upodobała, ale jednak rudzielec nie miał sobie nic do zarzucenia. - Następnym razem przyjdę odwalona, jak typowa laska, nie będziesz mógł zebrać szczęki z podłogi - zagroziła, sprawdzając czy się podnosi, by następnie ruszyć w kierunku jego samochodu - ten już w końcu znała.

August T. Hemingway
Agent Federalny — AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Miłość go zgubiła, ale rodzinne układy nie pozwoliły mu upaść.
— To argument godny najwyżej dziesięcioletniego dziecka, Marianne — odparł, bo narażanie zdrowia dla o d r o b i n y zabawy było idiotyczne i w żaden sposób nie wpłynęło na zmianę podejścia Augusta. — Myślałem, że poznałem dorosłą kobietę. Pomyliłem się? — dopytał, patrząc na nią z wyrzutem. Postąpiła e g o i s t y c z n i e nie uprzedzając go o swoich problemach ze zdrowiem. Przez to – niczego nieświadomy – mógł narazić ją na niebezpieczeństwo lub nawet utratę życia. Ona bawiła się świetnie przez pół godziny, a on przez resztę życia musiałby mierzyć się z wyrzutami sumienia i przede wszystkim nieprzyjemnymi konsekwencjami zaangażowania osoby cywilnej do działania na rzecz agencji federalnej. Ale tego z pewnością nie wzięła pod uwagę.
— Dziwisz mu się? — odparł, posyłając kobiecie spojrzenie przepełnione politowaniem. — Możesz się nad tym zastanawiać, ale nic więcej. Żadnego knucia za moimi plecami ani prób poznania nas ze sobą bez naszej wiedzy — przestrzegł ją, nijako grożąc jej palcem. Być może nie znali się długo, lecz August zdążył się zorientować, że Mariannie lubi działać s p o n t a n i c z n i e. Ponadto, gdyby do uszu chirurga dotarły szczegóły ich znajomości, polubienie się stałoby się nad wyraz trudnym do osiągnięcia celem; wolał więc trzymać się od tego z daleka i nie rozwijać ten znajomości na kolejne osoby.
Nie ukrywał uśmiechu, lecz nie kontynuował rozmowy na temat dalszych działań Marianne pod szyldem agencji federalnej, bo takich nie przewidywał. Nawet jeśli miałaby ów talent, o którym ze śmiałością wspomniała, nie zamierzał igrać z ogniem i narażać stanu dziewczyny na pogorszenie. Mogła złościć się na niego i obrzucać inwektywami, ale podjął ostateczną decyzję, która nie podlegała dalszej dyskusji.
— Mogłabyś, ale przecież mieszkamy niedaleko siebie, więc to całkowicie rozsądne, żebyś pojechała ze mną, prawda? — zauważył, bo przecież nie nadkładał dla niej drogi, nie proponował też, że odprowadzi ją pod same drzwi, przy okazji asekurując ją na każdym kroku. Chciał wykazać się u p r z e j m o ś c i ą, a że nie było to w jego przypadku częste, Marianne powinna to docenić. — Próbujesz wymusić na mnie komplement? — zażartował, ale przyjrzał się sukience i uśmiechnął z uznaniem; rudowłosa rzeczywiście miała w sobie coś, co sprawiało, że nawet w trampkach wyglądała atrakcyjnie. Choć, będąc szczerym, musiał przyznać, że nie była w jego typie – gdyby nie pamiętne potknięcie na schodach w budynku agencji, prawdopodobnie nigdy nie zwróciłby na nią uwagi.
— Wiesz, tak naprawdę nie musisz robić na mnie wrażenia, chyba że chcesz, żebym zaczął cię podrywać. Jeśli tak, to lepiej pozbądź się chirurga bo nie lubię trójkątów z mężczyznami — rzucił lekkim tonem i poprowadził ich ku samochodowi, by b e z p i e c z n i e odstawić dziewczynę do domu.
australia
Karo
ODPOWIEDZ