Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#3

Powrót Molly do Lorne Bay odbił się niemałym echem wśród znajomych. Nie wśród całego miasteczka, bo nie wszyscy w ogóle kojarzyli rodzinę Adams, lecz Ci co ją znali i utrzymywali z kobietą kontakt mimo jej wyjazdu najpierw do Cairns, a potem do Brisbane byli bardzo ciekawi tego, co tak naprawdę się stało. Czy mieli prawo? Oczywiście! Nie każdy zostaje rodzicem zastępczym dla dziecka przyjaciół i rzuca pozornie wspaniałe życie z narzeczonym jak z obrazka w innym mieście. Tylko, że ten obrazek był raczej w ponurych, szarych barwach i nie zanosiło się na to, że miało się poprawić. A bycie matką, nawet zastępczą, to było coś, o czym Molly marzyła całe życie. Lecz niewiele osób wiedziało, że miało się ono nigdy nie ziścić.
Tak więc przez okres po powrocie Adams do miasteczka i daniu jej kilku tygodni na wdrożenie się do nowego życia, wiele osób chciało odnowić kontakt i robili to pod różnymi pozorami. A to po prostu pytali co tam, inni chcieli się dowiedzieć jak idzie jej bycie matką zastępczą a niektórzy stawali się nad wyraz przebiegli i zgłaszali się do niej z prośbą o pomoc w remoncie domu, czy planowaniu go, przy okazji zahaczając o prywatne tematy. I jako, że nie były to ilości hurtowe, to brunetka tylko wzdychała i nie robiła z tego problemu.
W końcu nadszedł czas, aby pani Winfield zainteresowała się swoją dawną sąsiadką. W końcu jeszcze nie pytała, co u Molly a jej kuchnia była już dość stara, można było pomyśleć o wymianie na coś nowego. A kto lepiej to zrobi, jak nie młoda Adamsówna? Choć to określenie nie bardzo było prawdziwe, skoro choć była tym młodszym pokoleniem, to miała jeszcze dwie młodsze siostry, ale kto by się tym przejmował!
Późnym popołudniem brunetka usiadła na kanapie w znanym sobie salonie, pijąc herbatę z panią Winfield, rozmawiając na razie o planach na remont, choć widać było, że kobieta chciała zmienić temat rozmów. Było już naprawdę blisko tego, gdy drzwi wejściowe się otworzyły, a pojawił się w nich Luke. Z tym chłopakiem miała wiele wspomnień, w końcu dobrych parę lat wychowywali się koło siebie, lecz jedno było wyjątkowo silne. Molly wciąż pamiętała, jak Luke smalił cholewki do jej młodszej siostry, Stelli. Robił to wyjątkowo... widowiskowo i nieumiejętnie, na przykład rzucając kamyczkami w okno złej siostry, by tylko wybranka jego serca wychyliła się niczym Julia przez balkon. -Hej .... książe z bajki-przypomniała sobie w ostatniej chwili, jak kiedyś się do niego zwracała, głównie po to, aby działać mu na nerwy. Chyba żaden szanujący się nastolatek nie chciał być porównywany do jakiś bajek Disneya, a znacznie bardziej wolałby być nazwany imieniem jakiegoś superbohatera czy innego twardziela zabijaki.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Rodzinę Winfieldów z kolei znało wiele osób pochodzących i mieszkających w Lorne Bay. Głównie działo się tak za sprawą ich rodzinnego interesu – stoczni, która w mieście portowym była po prostu miejscem pracy dla wielu mieszkańców Lorne. Ale nie tylko to sprawiało, że o panu i pani Winfield było głośno w okolicy – niektórzy kojarzyli ich przede wszystkim jako parę, która nie mogła mieć własnych dzieci, wobec czego sukcesywnie decydowali się na adopcję kolejnych dzieciaków. Winfieldowie dopięli swego i wraz z kolejnymi latami pociech w domu przybywało – tak różnych od siebie, że w ich domu absolutnie nie mogło być mowy o ciszy. Odczuwali to pewnie również ich najbliżsi sąsiedzi, którzy pewnie nie raz zastanawiali się, czy dzieciaki Winfieldów przypadkiem tam się wzajemnie nie mordują. Niektórzy z kolei – jak na przykład Adamsowie – mieli z niektórymi dzieciakami zupełnie inne wspomnienia. Takie, której bardziej nadawałyby się do programu typu Śmiechu Warte albo czegoś podobnego.
Luke jako małolat był kochliwy, a jego zauroczenia bywały zazwyczaj krótkie, ale intensywne. Tak naprawdę dobrze wspominał te lata, bo choć z czasem zaczął traktować kobiety bardziej przedmiotowo, tak wtedy w tych wszystkich jego akcjach tkwiła pewna niewinność. Tak jak w przypadku Stelli Adams, wobec której wyczyniał naprawdę ciekawe akrobacje, byleby tylko zwrócić na siebie jej uwagę. Problem w tym, że kiedy już tę uwagę ściągnął… jego uczucie jakby zaczęło przygasać. Dopiero z upływem lat uświadomił sobie, że najwidoczniej należy do tego typu gości, dla których gonienie za króliczkiem było kwintesencją relacji. Kiedy złapał jednego, mógł skupić się na innej lasce. I cóż, gdyby tak pozostało mu do dziś, prawdopodobnie nie przyszedłby w południe do rodzinnego domu już lekko zjarany, bo tak łatwiej było mu przetrawić fakt, że jeden króliczek dopiero co wymknął mu się z rąk akurat wtedy, kiedy Luke chciałby tego konkretnego udomowić.
Widząc Molly, a następnie słysząc jej przywitanie początkowo stanął jak wryty. – O Jezu. O cześć – zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po karku. – Nie no, takiego powitania się nie spodziewałem. Trochę robisz mi siarę przed matką, wiesz o tym? Dobrze, że siostry ze sobą nie zabrałaś, bo bym się chyba zapadł pod ziemię – roześmiał się, po czym podszedł lekko chwiejnym krokiem zbić piątkę z Molly i z panią Winfield, woląc nie zbliżać się do nich za bardzo, by nie poczuły od niego charakterystycznej woni zielska. Nie chciał słuchać zbędnych pytań, bo w zasadzie wpadł do rodzinnego domu po ładowarkę, której zapomniał zabrać stąd przy ostatniej wizycie. – Słyszałem od Emmy, że wróciłaś do miasta. Co tam, Brisbane jednak nie jest takie zajebiste, jak mówią? – walnął się w fotelu naprzeciwko Molly, mając nadzieję że niczego po nim nie widać.
Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Dla Molly Winfieldowie byli głównie sąsiadami, u których było mnóstwo osób. Nie, nie traktowała tego jako jakiejś patologii, czy czegoś dziwnego, bo sama miała dwie siostry. Niby nie było to wiele, lecz 3 dzieciaki do jednego rodzica, to już robiło wrażenie. Tam zawsze można było pójść i było się z kim pobawić, czy pogadać. Wiadomo, Molly najbardziej ciągnęło do Emmy, choć z innymi dzieciakami również spędzała czasem czas. Może dlatego, że jej rodzeństwo też miało dobre relacje z Winfieldami i byli niczym jedna wielka rodzina, a rodzice Luke'a czasem mieli problem doliczyć się ile dzieciaków znajduje się akurat pod ich dachem i czy wszyscy są akurat ich.
Gdy Luke marzył o Stelli, Molly była już prawie dorosła, przynajmniej w jej odczuciu. Więc gdy patrzyła na młodego, gdy ten smalił cholewki do jej siostry, to aż się śmiała, nie złośliwie, ale to ją bawiło i uważała, że jest to słodkie. Najbardziej lubiła nabijać się z sąsiada, jak nie poszło mu z matematyką i zamiast w okno Stelli, żeby skłonić ją do wyjścia po nocy do niego, to rzucał w okno jej starszej siostry. A wystarczyło tylko powiedzieć to na głos, na pewno Adams pomogłaby młodym kochankom! Stella po prostu była tępa, więc nie widziała zalotów kumpla, to nie tak, jak w książkach, że była to relacja zakochana. A szkoda, byłaby to taka piękna historia...
-Molly. Nie Jezu-uśmiechnęła się. Tak, takie właśnie było pierwsze skojarzenie z młodym Winfieldem, niezależnie od upływu lat. -Mogę następnym razem ją przyprowadzić, albo wskażę Ci które okno jest jej-zaśmiała się. Jakoś podświadomie czuła, że mężczyzna nie ma jakiegoś wielkiego problemu z takimi niegroźnymi żartami. Jakby się faktycznie wkurzał, czy czuł nieswojo, to z miejsca by przestała. Nie w jej stylu było sprawianie komukolwiek przykrości. -Pani Winfield, mogłabym poprosić jeszcze herbaty?-zapytała, podejrzewając skąd ten chwiejny krok. Sama nie paliła, jej najbliżsi też nie, ale szczerze mówiąc, to znała ten zapach.
-A mówią że jest zajebiste?-zdziwiła się. Nie, kobiecie tam się w ogóle nie podobało. Możliwe, że przez to, że jej się w życiu nie układało. -Kłamią. Lorne jest najlepszym miejscem na świecie.-zdecydowanie powiedziała. No, Cairns było lepsze - uwielbiała miejską dżunglę, bliskość rodzinnych stron. Tam była szczęśliwa, ale nie, musiała się zakochać i wyjechać za gościem do Brisbane.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke generalnie dobrze wspominał dorastanie w domu pełnym ludzi. Odkąd został zgubiony przez biologicznych rodziców, koszmarnie bał się samotności, a ta nie groziła mu kiedy wokół siebie miał tyle rodzeństwa. Już z samymi Winfieldami było tam non stop głośno, a kiedy do ich chaty przychodziły pielgrzymki kolegów i koleżanek każdego z nich, to już całkiem można było ogłuchnąć. Luke nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak są odbierani przez sąsiadów. Z jego perspektywy rodzice adopcyjni byli aniołami (więc dla równowagi w przyrodzie on był małym diabełkiem), ale gdyby teraz wybrał się na terapię, to pewnie miałby co opowiadać psychoterapeucie.
Ale właśnie, to właśnie słodka Stella była pierwszym poważniejszym zauroczeniem nastoletniego Luke’a. Obecnie sam miał z siebie bekę, że był wtedy skłonny do takich romantycznych zrywów! Nigdy też nie zastanawiał się nad walorami hm, intelektualnymi swojej wybranki – powiedzmy to wprost, dla nastolatka liczyły się inne walory. A te miała naprawdę mocne, zwłaszcza dwa, te na klatce piersiowej. Swoją drogą Luke jako dzieciak i nastolatek też nie był najostrzejszą kredką w piórniku, więc czy nie byli dla siebie ze Stellą stworzeni? Tego już nigdy nie będzie dane im się dowiedzieć…
Roześmiał się słysząc jej odpowiedź. – Nie wiem, czy moje serce zniosłoby to spotkanie. Ale okno możesz wskazać, jeśli złamię sobie kark spadając z rynny w czasie wdrapywania się do tego właściwego okna, przynajmniej będzie to słuszna ofiara – z udawaną powagą przytaknął swoim własnym słowom, po czym znowu się roześmiał. Totalnie nie przeszkadzały mu tego typu żarty. Miał do siebie dystans, zwłaszcza że przecież znał Molly od lat i wiedział, że nie była osobą która dopierdalałaby mu po złości. – Swoją drogą, Stella pewnie ma już męża, dzieci, kredyt i psa, a ja wciąż kawaler. Przegrałem życie tak szybko z niej rezygnując – puścił oczko rozmówczyni. Żartował oczywiście, bo dobrze wiedział że ze swoim paskudnym charakterem jako potencjalny partner, pewnie wykończyłby psychicznie biedną, niewinną Stellę. Odprowadził swoją matkę wzrokiem, kiedy ta udała się do kuchni, po czym rozsiadł się wygodniej w fotelu.
– No wiesz, w końcu to większe miasto, więcej możliwości. No i więcej się dzieje niż tutaj – odparł wzruszając ramionami. Sam co prawda nigdy nie myślał realnie o wyprowadzce z Lorne Bay, ale nie mógł powiedzieć, że należy do miłośników tego miasta. – Lorne ma jakiś tam urok, ale w gruncie rzeczy to straszna pipidówa. Nawet nie mam gdzie porządnie zaimprezować odkąd pracuję w Shadow – dodał. W sumie teoretycznie mógłby się niszczyć w nocnym klubie, ale jednocześnie wolał, żeby klienci nie widzieli barmana w takim stanie, nawet prywatnie. Nie wspominając już o swojej szefowej, która i tak była na niego już cięta. Oczywiście zdarzało mu się tam dobrze zabawić, ale wtedy miał z tyłu głowy, że musi w porę przystopować, więc co to za zabawa!
Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Na pewno samotność była straszna. W tym momencie potrafiła to powiedzieć, bo przez ostatnie miesiące, w Brisbane właśnie się tak czuła. Nie nawiązała tam zbyt wielu znajomości, przyszli teściowie również nie zaakceptowali jej za bardzo, więc siedziała w domu, czekając aż jej narzeczony wróci do domu, choć jak już był z nią w czterech ścianach, to równie nie układało się im za dobrze. Jednak dziecko musiało czuć się gorzej i państwo Winfield musieli być najlepszym, co się Luke'owi przydarzyło w życiu. Było dość jasne dla wszystkich, że był adoptowany, jak i inne dzieciaki, jednak nikt nie miał z tym problemu. A jakby miał, to pewnie młody Winfield pokazałby mu pięścią, czy innym kopniakiem by wszystko wyjaśnił takiej osobie. Dzieciaki jednak potrafią być okrutne.
Stella była uroczym dzieckiem i tego uroku nie można było jej odmówić nawet teraz. Czy naprawdę dla niego nie liczyły się wartości intelektualne? Gdyby dziewczynka była największym kujonem, który przypomina nauczycielowi o kartkówce, bo ma ambicje mieć same najlepsze osoby to chyba nawet największe atuty by jej nie pomogły, chłopcy na pewno by gardzili nią otwarcie. -No, już bez przesady. Ona nie mieszka w wieży na zamku, a na wysokim parterze. -zaśmiała się. Pewnie, wszystko byłoby na nią, a jakby młody mężczyzna się zabił, to zapewne nawiedzałby ją codziennie, choćby dla jaj. Ten to miał cały czas fiu bździu w głowie, ale w takim wydaniu wypadało to całkiem nieźle. Jak optymistyczne podejście do świata, brak kija w tyłku i tak dalej. To się na pewno ceni. I też powoduje, że rozmawia się z nim całkiem przyjemnie. -Nie ma męża, a o kredycie dopiero myśli. Jeszcze wszystko przed wami!-skomentowała. No bo wiedziała doskonale, co dzieje się u swojej siostry. Taki chyba obowiązek najstarszego z rodzeństwa, aby zawsze choć trzymać rękę na pulsie tego, co się u maluchów dzieje.
-Jeśli masz odpowiednie towarzystwo to i Lorne Bay może być pępkiem świata-prychnęła tylko. Co z tego, że były kluby, teatry i inne takie, kiedy Molly nie miała z kim korzystać z tych atrakcji? Ile rzeczy można robić samemu, non stop. Nie, jej naprawdę nie żyło się dobrze w Brisbane, choć skoro w Cairns jej się super układało, to czemu w jeszcze większym mieście nie miałoby tak być.
-No tak, poza Shadow to chyba nie ma innych klubów-przytaknęła, nie bardzo będąc na bieżąco akurat z tym, bo ani teraz, ani przez ostatnie lata nie była zainteresowana takimi atrakcjami. No, ale z niej imprezowiczka w gruncie rzeczy była średnia. Imprezowanie w miejscu pracy faktycznie mogło być średnie, już pal licho klienci, ale szefowie, współpracownicy.-Do Cairns daleko nie masz, zawsze tam możesz poimprezować, nie?-zauważyła. Oj, jak była na studiach to znała większość nocnych klubów w Cairns, bywając tak raz na jakiś czas, ale teraz już od lat raczej wybierała plotki przy kawie. Jednak zestarzała się nam panienka Adams.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Ciężko zdobywa się dobre znajomości będąc zupełnie nową osobą w wielkim mieście. W takich miejscach ludzie zazwyczaj zajęci są swoimi sprawami, żyją w biegu, a relacje bywają powierzchowne albo nawiązane w konkretnym celu. Smutne, ale taka była dorosłość. Ludzie zapierdalają nie wiadomo za czym, a potem dopiero u kresu życia zadają sobie pytanie, na co im to było. Oczywiście Luke udawał sobie mądrego, bo sam przecież nie celebrował każdego dnia ani nie robił sobie przystanków na rozkminy o sensie istnienia. Sam żył szybko, jak wariat i ani się obejrzał a był już u progu trzydziestki.
Za kujonicą Luke na pewno by tak nie szalał. Już od czasów podstawówki był klasowym łobuzem, który dużo wagarował i który przechodził z klasy do klasy, bo koleżanki dawały mu ściągać na klasówkach kiedy się do nich ładnie uśmiechał. Oczywiście potem w podzięce nie kupił im nawet lizaka, przez co lądował na ich czarnej liście. No ale skoro Stella do takich kujonic nie należała, Luke nigdy nie wykorzystał jej w ten sposób.
– W moich wspomnieniach to była jednak wysoka wieża otoczona fosą i wokół której latały smoki – roześmiał się. W zasadzie właśnie opowiedział jej o filmie Shrek, no ale jego nastoletni mózg miał tendencję do takiego wyolbrzymiania rzeczy. – Nie ma męża, mówisz? Czyli nawet nie trzeba odczepiać żadnego wagonu, no już prościej być nie może – uniósł zaczepnie brew. Z doświadczenia wiedział już, że za mężatki nie ma się co brać, bo to nigdy nie kończy się dobrze. - Weź jej tam szepnij o mnie dobre słówko i zrób dobry PR. Może sama mi się rzuci w ramiona po takiej reklamie – puścił Molly oczko. Żartował sobie, bo obecnie był na etapie, że miał bab po dziurki w nosie. A już na pewno nie chciałby się pchać w jakąkolwiek poważniejszą relację, a nie miał też serca po prostu przelecieć biedna Stellę i potem już nigdy więcej się do niej nie odezwać.
– A ty masz tu odpowiednie towarzystwo? – spytał z zaciekawieniem. Powrót do rodzinnego miasta to jedno, ale Luke był ciekaw czy warto było. Czy Molly utrzymywała dalej z kims kontakt – oprócz Winfieldów – i czy nie czuje, że powrót był błędem.
– No tak, ale gorzej z powrotem. Uber już nie jest taki tani, więc najbardziej ekonomicznie jest przekimać u jakiejś panny, no ale to żaden pewniak – odparł bez cienia żenady. No cóż, tak imprezował, choć kiedyś o wiele bardziej intensywnie niż teraz. – Chcesz zajarać? – spytał nagle. – Tylko na zewnątrz, bo matka zawsze się wkurwia jak czuje ten zapach i jak widzi mnie spalonego – dodał. No cóż, wkurwiała się, bo pewnie martwiła się że jej dzieciak powraca do nałogu, mimo że od trawy akurat uzależniony nigdy nie był.
Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Dorosłość w ogóle była przereklamowana, Molly była gotowa stwierdzić. Wiele rzeczy jej się w ostatnich latach nie udało, życie prywatne leżało i kwiczało, miłosne się pogarszało z tygodnia na tydzień. Czym miała się cieszyć, jak niemożność znalezienia pracy źle działała na jej poczucie własnej wartości. Kobieta czuła się, jakby ktoś wyrwał ją z korzeniami z jednego miejsca i wsadził w drugie, zupełnie nie przejmując się, że może się tam nie zaaklimatyzować, gdy jej narzeczony tak naprawdę czuł się tam jak pączek w maśle. On tak naprawdę chciał tej przeprowadzki, on tam miał pracę, rodzinę ,dawnych znajomych... Dlatego też Molly, może dość naiwnie wierzyła, że jej nagły przyjazd do Lorne będzie równie dobry i owocny, a ona się z miejsca odnajdzie na dawnych śmieciach.
Czy się przeliczyła? Może nie było idealnie, ale tutaj czuła się dobrze. Znała to miasto, znała ludzi, znalazła pracę i jeszcze Cairns było na wyciągnięcie ręki. Oczywiście, ta przeprowadzka nie naprawiła wszystkiego, a można by stwierdzić, że gorzej być już nie mogło i to zakrzywia trochę obraz.
Cóż, dziewczynki wiedzą, jak działa świat. Wiedzą, że ściągający chłopak nie musi od razu zostać jej chłopakiem, a najwyżej pomoc mu na klasówce spowoduje, że będzie nieco mniej chętny do tego, aby rozsiewać plotki o niej, lub bardziej obrazowo - nie będzie jej ciągnąć za warkoczyki. A że chcą więcej i często same są sobie winne, to cóż, tak było przez całe życie, nie tylko w szkole. Tak Adams załatwiła przecież swój związek z czasu studiów, bo sądziła że przecież to już jest ten moment, by pomyśleć o sobie nawzajem na poważnie, a wyszedł z tego... klops.
-Wokół wieży co najwyżej mógł latać Pimpek, który co prawda czasami się zachowywał jakby miał wściekliznę, ale był całkiem słodki-przypomniała sobie o czworonogu, który mieszkał gdzieś w okolicy i często samemu szwendał się po okolicy. -A co, chcesz odnowić znajomość z nią?-zdziwiła się nieco, bo przecież mieli szansę, oboje wciąż mieszkali w Lorne Bay, a przestali ze sobą rozmawiać, bo... Cóż, nie wiadomo, na pewno mieli swoje powody i tak naprawdę mogło być spowodowane zawodem miłosnym z czasów szkolnych. -Nie wykluczam-zaśmiała się. Cóż, jakby Luke chciał ją wykorzystać i zostawić (nie mylić z dobrowolnym pójściem do łóżka, Molly nie oceniała, a Stella była już dorosła i sama mogła decydować), to może się spotkać ze złością starszej siostry wykorzystanej dziewczyny. Molly była dość opiekuńczą osobą i rodzinną, wiek rodzeństwa wcale jej z tego nie zwalniał.
-Myślę, że tak...-zawahała się. Kto tu mieszka naprawdę mocno się zmieniło przez ostatnie parę lat, część znajomych wyjechała w różne miejsca nie tylko Australii, ale i świata, dużo nowych osób się pojawiło.-Jest Emma, moja rodzina, Graham i Sally...-zaczęła wyliczać tych, z którymi spędzał najwięcej czasu. Ta ostatni dwójka to raczej był mus, a nie wybór, w końcu podjęła się opieki nad dzieckiem swoich zmarłych przyjaciół a w pakiecie z dzieckiem przyszedł ojciec chrzestny niemowlaka.
-No tak, masz rację-zawsze wyjazd na imprezę do Cairns był problemem, bo albo ktoś musiał nie pić i sie nie bawić, albo ktoś się musiał poświęcić i przyjechać po młodych imprezowiczów. W liceum nie wchodziła w ogóle opcja znalezienia kogoś na imprezie, kto ich przekona. -Nie myślałeś, aby się tam przeprowadzić?-zapytała. Skoro Winfield był barmanem, bo w większym mieście też spokojnie mógłby znaleźć tam pracę a i napiwki pewnie byłyby większe.
-Co? Ja? Luuke-oburzyła się. No, nie żeby nie miała tego nigdy w ustach, bo wcale nie była taką grzeczną dziewczynką, ale starała się zachować pozory. Nie sądziła, ze wydaje się być taką, która lubi sobie zapalić zioło! Zwłaszcza, że dla niej młody Winfield zawsze będzie młodym, a nie dorosłym tak jak ona. -No dobra, ale jeden buch-powiedziała tajniackim szeptem, bo jednak była dorosła i miała mnóstwo obowiązków i totalnie byłoby jej nie na rękę, gdyby się upaliła w to popołudnie.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Swoją drogą kiepski narzeczony, skoro nie dostrzegł że jego kobieta jedynie męczy się w nowym miejscu. A nawet jeśli dostrzegł, to nie zrobił niczego w kierunku poprawy sytuacji. Między innymi z tego typu przyczyn Luke był przeciwnikiem poświęcania się dla drugiej osoby. Jasne, był egoistą i patrzył zazwyczaj na czubek własnego nosa, ale jego zdaniem każdy od czasu do czasu powinien właśnie siebie postawić na pierwszym miejscu. Nie faceta, dziewczynę, matkę czy ojca – tylko siebie. Nic więc dziwnego, że Molly znowu zaczęła ‘oddychać’ po powrocie do Lorne Bay, czyli miejsca w którym jednak czuła się o wiele bardziej jak w domu.
– Pimpek to ten pies, który ruchał każdego pluszaka i każdą nogę od krzesła w okolicy? – roześmiał się, bo niestety to było jego główne skojarzenie z psiakiem, o którym wspomniała Molly. – Niee, co ty. Powiedzmy, że nie byłbym dla niej wystarczająco dobry – odparł nieco teatralnym tonem. Typowy tekst gościa, który nie chce się angażować w poważniejszą relację. No ale taka była prawda, obecnie Winfield nienawidził kobiet (nic osobistego!) i chciał zrobić sobie przerwę od jakichkolwiek zażyłości z płcią piękną. Plus no właśnie, nie widział potrzeby narażania się dodatkowo Molly, z którą po latach wciąż miał niezły kontakt, jak widać na załączonym obrazku.
– Graham i Sally? – powtórzył za nią marszcząc brwi. Słyszał co prawda od siostry o powrocie Molly, ale nie znał szczegółów jej obecnego życia. A już na pewno nie pamiętał żadnego Grahama i Sally z ich przeszłości, która niegdyś się przecinała kiedy byli sąsiadami. Dlatego czekał cierpliwie, aż Adams zdradzi ciut więcej szczegółów.
– W sumie… Może dobrze by mi to zrobiła. Zmiana otoczenia, ludzi… Tutaj zawsze mogę przyjechać raz na jakiś czas, a na stałe nic mnie tu nie trzyma. Ani nikt – dodał wzdychając. Po tym jak Cami wyjechała z miasta bez słowa, zabierając ze sobą ich psa, nikt już nie czekał na niego w mieszkaniu. A z rodziną i tak już nie mieszkał, więc odwiedziny raz na jakiś czas powinny wystarczyć. Zdecydowanie przemyślą tę opcję.
Z uśmiechem na ustach obserwował, jak Molly początkowo wzbrania się nogami i rękami przed zajaraniem, po to by za chwilę jednak skusić się młodszemu koledze. Luke już tam dobrze wiedział, że czasami osoby, które na pozór gardzą takimi rzeczami, są koneserami tego typu używek. A o Molly nie myślał w kategoriach grzecznych dziewczynek – tak samo zresztą jak nie myślał o jaraniu jak o narkotykach.
– No, no, jeden, malutki – zapewnił śmiejąc się pod nosem, po czym wstał z fotelu i otworzył drzwi do ogrodu przepuszczając w nich Molly. Na zewnątrz wyjął skręconego wcześniej blanta i zapalniczkę. – No co? To na czarną godzinę, czasami noszę przy sobie – wyjaśnił to, że miał przy sobie gotowca, a następnie odpalił blanta.
- A ten twój facet, nie wrócił tutaj za tobą? - spytał, przekazując oręż Molly.
Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
No właśnie, kiepski. Wielu rzeczy nie zauważał, myślał, że jest inaczej i tak dalej. Dlatego jak Molly tylko zobaczyła realną opcję ucieczki, od razu z niej skorzystała. No może gdy siedziała w samochodzie w drodze do Lorne Bay jeszcze nie była świadoma, że to nie tylko wyjazd na weekend, lecz już na stałe. Decyzję podjęła naprawdę spontanicznie, ale nie w pięć minut. Wcale nie tak łatwo jest przenieść swoje dorosłe życie z jednego miasta do drugiego, nawet będąc gotowym palić za sobą mosty. Wtedy właśnie postawiła na siebie, choć nie. Nie postawiła na siebie, bo musiała się podjąć trudnego zadania, czegoś na całe życie tak naprawdę. Jednak miała siebie mocno na uwadze.
-Dokładnie ten, tylko ten pies mógł sobie latać wolno po całym osiedlu. Inni raczej pilnowali swoich czworonogów-zauważyła. Musiała przyznać, że wspominanie dawnych czasów było naprawdę miłe, bo lata dziecięce, choć tak nieidealne dla nich obojga były naprawdę wspaniałym okresem w życiu. Totalnie było lepiej niż teraz, kiedy każde z nich miało problemy, zupełnie inne i absolutnie zero czasu na bieganie za piłką, czy wspinanie się po drzewach. Molly nie bardzo miała czas na czytanie książek, co tak bardzo lubiła! -Każda kobieta chciałaby mieć swojego nieidalnego mężczyznę, którego może zmienić w ideał... Nie, to nie jest powód mojego zerwania-czuła, że mężczyzna ( o rany, jak dziwnie się to mówiło o tym małym Luke'u, który był dla niej zawsze gówniarzem). Coś w tym było, że mężczyźni chcieli grzeczne kobiety, które by się zmieniły dla nich, a kobiety wręcz na odwrót. Choć zmienianie kogokolwiek nie miało większego sensu na dłuższą metę. Z wiekiem można było się tego nauczyć.
-Nie słuchasz ploteczek, które Twoja mama powtarza?-zapytała zdziwiona. Myślała, że pani Adams w połączeniu z panią Winfield prowadziły idealny przepływ informacji i w sumie wszyscy, których to może choć trochę interesować, wiedzą co sprowadziło Adamsównę z powrotem do domu. -No wiesz, moi znajomi zginęli w wypadku, ja byłam matką chrzestną Sally, ich córki i teraz wraz z Grahamem, jej ojcem chrzestnym bawimy się w dom?-tak w skrócie przedstawiła całą historię. Molly i Graham nie byli przyjaciółmi, znali się owszem, ale na pewno nie na tyle, aby wspólne zamieszkanie i wychowywanie dziecka było czymś łatwym .
-Ja tak mieszkałam ile... z osiem lat? Tam studiowałam, pracowałam, mieszkałam i miałam znajomych, ale jakbym chciała, mogłabym tak naprawdę codziennie wpadać do Lorne... Nie żeby to miasteczko było zbyt małe na naszą dwójkę, ale pomyśl. Nowy początek czasem dobrze robi-powiedziała. Coś wiedziała o zmianach, choć z jej doświadczenia miały one tylko 50% powodzenia. Przeprowadzka do Brisbane była totalnym niewypałem, ale już czuła, że powrót w rodzinne strony jest najlepszą decyzją jaką podjęła w ostatnim czasie. Miała nadzieję, że się nie pomyli. Tak czy siak, tym razem nie było szans, aby się z tego wycofać, niestety. Więc dobrze będzie, jak faktycznie zadomowi się tu i będzie jej dobrze. Ułatwi to życie niesamowicie.
-Na prawdę, jeden-powiedziała zerkając nieco zestresowana, czy pani Winfield nie wraca. Zupełnie jakby się bała, że po tym jak zostaną przyłapani może ją czekać jakaś pogadanka lub podkablowanie do jej własnej matki. Inna sprawa, że wciąż były osoby, które nie widziały większej różnicy między trawką a amfetaminą. Nawet w sposobie podania.
-Ja nie oceniam, spokojnie-powiedziała, słusznie z resztą. Noszenie gotowca było o wiele wygodniejsze niż trzymanie bibułek i suszu osobno. Chyba. W każdym razie, totalnie nie oceniała. Przynajmniej szybciej będą mogli wrócić do salonu i udawać, że się nic nie stało. -Ew, nie.-skrzywiła się, po czym dopiero lekko się zaciągnęła, od razu lekko kaszląc. Jezu, ona nigdy w pełni się nie nauczyła palić, ani zaciągać. -Dobrze mu w Brisbane, poza tym nie wyobrażam sobie bawić się w dom z nim, Sally i Grahamem-wyjaśniła. Taki układ, który już trudno nazwać trójkątem, zdecydowanie był dziwny i nie wróżył nic dobrego. Nie było w jej życiu miejsca na partnera, przynajmniej tak sądziła.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke nie do końca lubił wspominać stare czasy, bo przypominały mu one o tym, jakie syfiaste stało się jego życie w późniejszych czasach. Jedynym proszkiem, z jakim wtedy miał do czynienia, to sproszkowana oranżada, którą dla beki wciągał nosem z kolegami z klasy i która nie sprawiała, że zmiotło go z planszy na parę miesięcy. Również relacje były wtedy zupełnie inne, takie beztroskie i niewymagające. Wystarczyło wyjść na podwórko i było się otoczonym kolegami i koleżankami niemal z każdej strony. A teraz? Wszyscy byli zajęci albo sobą, albo wlepiali nosy w ekran telefonu. Samotność, która za dzieciaka była tylko czymś, co Luke znał ze słyszenia, obecnie towarzyszyła mu coraz częściej.
– Brzmi jak romantyczna historia z filmu, ale to tak nie wygląda. Najczęściej jest tak, że nawet jeśli facet się zmieni, to odczuwa to dopiero jego kolejna laska, a poprzednia która zrobiła sobie z niego projekt zostaje z niczym – stwierdził, bo trochę było tak w jego poprzednich relacjach. Może i poszczególnym jego pannom udawało się wyplenić u niego jakieś negatywne zachowania, ale koniec końców i tak zrywali przez milion innych jego wad. Ale no właśnie, tak naprawdę to czy w związkach chodziło o zmienianie kogoś pod swoją modłę? Prędzej o poczucie akceptacji i bycie zrozumianym.
– Błagam cię, to co mówi moja matka jednym uchem wpuszczam, drugim wypuszczam – zaśmiał się, czasami wciąż przebijał przez niego vibe zbuntowanego dzieciaka. Następnie wsłuchał się uważnie w to, co mówiła Molly. – O kurde. Przykro mi z powodu tych znajomych – odparł, zawsze mając problem z tym co powinno się mówić konkretnie w takiej sytuacji. – I co, mieszkacie razem? Czy na czym ta zabawa polega? – dopytał, bo zaczynało się ciekawie. Molly nie wydawała się być zbytnio zachwycona takim obrotem spraw.
Zastanowił się nad słowami Molly o przeprowadzce. Może faktycznie nowy początek był tym, czego potrzebował? Z drugiej strony… ileż to tych nowych początków można w życiu mieć? Winfield miał wrażenie, że wyczerpał już swój limit parę lat temu. – Przemyślę to – stwierdził w końcu posyłając kobiecie lekki uśmiech.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, Luke zaśmiał się słysząc słowa Molly o tylko jednym blancie. – Spoko, moja matka już niejedno widziała w życiu. W razie czego wezmę wszystko na siebie – puścił jej oczko. Pani Winfield niejednokrotnie widziała swojego syna w takim stanie, że pewnie oczami wyobraźni widziała już jak umiera. Czy Luke się tym przejmował? Nie bardzo. Nie dlatego, że miał w dupie uczucia matki, po prostu był bezmyślnym gówniakiem.
– Pierwsze buchy palą w przełyk, ale potem będzie lepiej – poinstruował jeszcze, a potem wsłuchał się z uwagą w słowa Molly o swoim eks. - A próbował namawiać cię do powrotu? Bo trochę brzmi tak, jakby twój wyjazd nie zrobił na nim większego wrażenia… – podsumował szczerze. Takie miał wrażenie, ale kto wie, może on i Adams podejmowali jeszcze jakieś próby dogadania się. – No to byłby już niezły tłok. A spoko chociaż ten Graham czy jakiś gburowaty typ? – podpytał. Molly nie wydawała się być zachwycona mówiąc o nim i konieczności tej całej zabawy w dom właśnie z tym człowiekiem.
Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly była grzecznym i nudnym dzieckiem, może dlatego wszelkie jej wspomnienia z dawnych lat były pozytywne. Pamiętała, jak się bawiło na zewnątrz, jak spędzała całe godziny z Emmą, po czym zaszywała się w swoim dużym, wygodnym łóżku i czytała książki do zdecydowanie zbyt późnych godzin nocnych. Nie wciągała oranżady nosem, maczała tam po prostu palucha, słuchała się rodziców a po liceum wybrała studia. Nie, żeby robiło to z nią lepsza. Sprawiało, że była grzeczniejsza i wiele w życiu się nie nacierpiała, więc dopiero teraz dorosłość ugryzła ją w tyłek. Samotność też przetrwała, totalnie zapominając o niej po powrocie do miasteczka. W Brisbane nie było prawdopodobne, aby wyszła zrobić coś poniekąd "nudnego", i spotkała tam znajomego, z którym teraz szła zapalić blanta.
-Osobiście uważam, że nie da się kogoś zmienić, a facet znajduje sobie taką laskę, która tego nie wymaga-rzuciła tylko. On nie chciała być zmieniana, więc trochę rozumiała mężczyzn, których wkurwiało to wszystko. Jednak czasem była ta jedna rzecz, która komuś przeszkadzała, a czy warto dla jednej rzeczy rezygnować ze związku? Dorośli ludzie przecież pracują nad sobą, wspólnie, w końcu trzeba się rozwijać, poznawać nowe rzeczy, yadi yada yada.
-A nie przyszło Ci przez myśl, że czasem mówi mądre i ciekawe rzeczy? Na przykład o mnie?-przewróciła oczami. Oczywiście z rozbawieniem, bo choć sama dogadywała się ze swoją matką i teraz miała naprawdę fajne relacje z nią, wiedziała, że nie wszyscy mają tak samo i czasem rodzice naprawdę przynudzają. No ale nie da się ukryć, że nawet najnudniejsi rodzice powiedzą coś wartościowego! -Dzięki, Luke-odpowiedziała, choć przyjmowanie kondolencji to było coś, co naprawdę wprowadzało ją w zakłopotanie. Nie miała zielonego pojęcia jak zareagować. Wiedziała, że w większości przypadków słowa ludzi były szczere i też spowodowane zakłopotaniem.
-Wiesz, żeby nie było, że to miasto jest za małe na naszą dwójkę, czy że specjalnie wyganiam Cię poza granice tego miasta-zaznaczyła. Jakby np Emma usłyszała, że to jej przyjaciółka spowodowała, że młody Winfield wyjechał, to mogłaby nie być zachwycona. Zwłaszcza, że jego to chyba lepiej mieć na oku, bo nigdy nie wiadomo, co odwali i kiedy będzie potrzebował pomocy. Niektórzy tak myśleli, nawet jeśli to niespecjalnie miało wiele wspólnego z prawdą. To chyba nazywał się instynkt macierzyński, który się uaktywniał w ostatnim czasie. I słusznie, bo była pewnego rodzaju matką i tego potrzebowała. -No weź, nie będę zwalać winy na ciebie, nie mamy piętnastu lat-mruknęła. Choć jednak wolałaby, aby pani Winfield ich nie przyłapała. Nawet jeśli sama Molly miała już 33 lata i nie powinna być przestraszona tym, że ktoś może mieć do niej jakiekolwiek pretensje.
-Próbował mnie przekonać, żebym olała tą całą sprawę i została z nim, więc chyba się liczy? Choć nie, to był kolejny powód, dla którego go zostawiłam-przyznała. Były ważniejsze rzeczy w życiu Adams niż.... Nie, to brzmiało źle, bo musiałaby powiedzieć że spełnianie zachcianek swojego narzeczonego, a jednak zdanie takiej osoby powinno się bardzo liczyć. To wszystko było bardziej skomplikowane, niż mogło się wydawać. -Raczej spoko, gburem zdecydowanie bym go nie nazwała-powiedziała, uważając na słowa, które wypowiada. Wiedziała, że jeszcze trochę się im zejdzie, zanim się dotrą i staną dobrze współpracującą parą. Parą wspólnie wychowującą dziecko, a nie parą-parą. -Gdybyś mi powiedział kiedyś, że pójdę w ślady Twojej mamy, to cóż... nie uwierzyłabym-w końcu pani Winfield należało się dużo szacunku za to, że była chętna otworzyć serce dla tych dzieci, które miały mniej szczęścia ze swoimi biologicznymi rodzicami.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Post mi zaginął, i'm sorry <3

Luke jako dzieciak był kompletnym przeciwieństwem Molly. Uwielbiał zwracać na siebie uwagę i być w centrum zainteresowania. I choć w oczach niektórych mieszkańców Lorne był małym atencjuszem, to tak naprawdę wynikało to z tego, że nie chciał żeby adopcyjni rodzice o nim zapomnieli, tak samo jak biologiczni rodzice zapomnieli zabrać go spod sklepu. Potem było już tylko gorzej i zaliczył swój dołek, z którego ciężko było mu się potem wykaraskać. Ale za diabełka siedzącego komuś na ramieniu robił do tej pory, chociaż jaranie zioła dla niego można było porównać do wspólnego napicia się piwa.
– No i która ma fajną dupę i cycki – stwierdził wzruszając ramionami. Oczywiście trochę tu generalizował, ale nie ma co ukrywać – faceci byli wzrokowcami. I choć brzmiał oto brutalnie i pewnie nie każdy typ to przyzna, ale jeśli dziewczyna nie podoba mu się wizualnie, to marne szanse na stworzenie z nią głębszej relacji.
– Ochh, to dobra, obiecuję że od dzisiaj będę słuchał 10% tego, co mówi, słowo harcerza – odparł z rozbawieniem unosząc dłoń w charakterystycznym geście składania obietnicy. Oczywiście harcerzem nigdy nie był, ale oj tam oj tam. A kiedy ostatnim razem się skupił i słuchał matki, to opowiadała o swojej plantacji szczypiorku w ogródku, więc hej, nie było tak że nie dał jej nigdy szansy!
– Ale jak wiódłbym tam zajebiste życie, to mogłabyś sobie pogratulować – odparł unosząc lekko brew. To jego ciekawe życie faktycznie mogło się wymknąć spod kontroli, bo po zawodzie miłosnym jakiego doświadczył był przekonany, że i tak już nic dobrego go w życiu nie czeka, więc w sumie co ma do stracenia… A Luke miał wybitne zdolności w zatracaniu się. Ale mimo to wkurzałby się, gdyby ktoś z rodzeństwa wbijał do niego na przeszpiegi, czy przypadkiem nie wrócił do dragów, w końcu jak Molly słusznie zauważyła – nie miał piętnastu lat.
– Typowe, ty możesz rzucać dla typa całe swoje życie, ale od dla ciebie? No w życiu – roześmiał się, bo niestety jako przedstawiciel płci brzydszej wiedział jak to działało. Zresztą, przez tyle lat rola kobiety była ograniczona to bycia ozdobą u boku męża i jak widać u niektórych rozwój poglądów się nie przyjął.
Wysłuchał tego, co Molly miała do powiedzenia w sprawie nowej rodzinki, w milczeniu zaciągając się blantem. – Chociaż tyle, chujowo gdybyś musiała się użerać z jakimś typem, którego nie znosisz – podsumował przekazując jointa Molly. – Czyli jak to działa? Jesteście teraz rodziną zastępczą i skończy się na adopcji? – dopytał, bo w sumie ciekawe czy to, że mała z nimi zostaje, jest już w jakiś sposób uregulowane, czy jednak Molly i Graham drżą ze strachu, że pewnego pięknego dnia zjawi się jakiś krewniak Sally i będzie chciał zostać jej opiekunem. – Wiesz, żeby dorównać mojej matce musiałabyś dokooptować sobie jeszcze z dziesięć innych dzieciaków. To chyba jakiś rodzaj uzależnienia, może to się powinno leczyć jak zakupoholizm, nie wiem – wzruszył ramionami, trochę żartując… a trochę jednak nie. Nigdy w sumie nie rozmawiał z matką o tym, dlaczego adoptowali aż taką ferajnę. I dlaczego skończyli akurat na Luke’u…

Molly Adams
ODPOWIEDZ