lekarz w marynarce wojennej — royal australian navy
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
I nikt nie szedłby tą porą do lasu, nie znając ich wcale.
Potrzebował jednak chwili oddechu. Dlatego zapakował w swojego nowego pickupa siebie oraz psiego towarzysza, Rogera i udał się w leśną gęstwinę, po której błądzili właściwie to bez większego celu. Dziwnie było wziąć głęboki wdech i zachłysnąć się powietrzem ze świadomością, że jest w domu. Chociaż nie wiedział, czy już powinien nazywać tak Lorne Bay. Próbował się oswoić z myślą, że może w końcu, po tylu latach znalazł swoją bezpieczną przystań, ponieważ jak dotąd rzucany przez niespokojne wody nie potrafił osiąść w jednym miejscu. Wiecznie w ruchu, przekładany z rąk do rąk od dziecka.
Stara łódź, chwiejnie bujająca się w miejscowym porcie miała - paradoksalnie - stać się jego kotwicą. Miejscem, w którym będzie w stanie odetchnąć. Dom.
Myśli spłukał z jego głowy deszcz, który nagle lunął z nieba z zaskakującą gwałtownością, która prawdę mówiąc o tej porze zaskakiwać wcale nie powinna. Gwizdnął przeciągle, przywołując psa do nogi i śpiesznym krokiem wrócił do pickupa. A gdy znalazł się już w suchym miejscu przegarnął palcami mokre, przydługie włosy przykleiły się do jego twarzy. Zerknął na czworonoga, który zwinął się w kłębek na siedzeniu pasażera obok. Wychylił się za siebie, zgarniając dla niego ręcznik. Silnik przyjemnie zawarczał, a raczej zamruczał, trochę jak przeciągający się kot i ruszył w stronę miasteczka. W głośnikach leciała radiowa muzyka przerywana charczeniem bądź zacinająca się na co drugim słowie z uwagi na panującą pogodę, ale to nie przeszkodziło mu w cichym nuceniu pod nosem najbardziej znanych hitów. I może ten wieczór przeszedłby bez większej rewelacji jego życiu, może skończyłby z butelką piwa w dłoni na kanapie obok swojego kumpla, wgapiając się w ekran telewizora z Rogerem wdrapującym się z uporem na jego kolana, szukając nowego miejsca zamieszkania. Nie spodziewał się jednak, że kogoś również złapie pech i zagna w taką pogodę w gęstwinę lasu deszczowego. Zgasił silnik i spuścił szybę. - Halo, przepraszam? - rzucił, chcąc przebić się przez wiatr świszczący między koronami drzew i dudnienie deszczu, którego krople rozbijały się o rozłożyste liście drzew.
ambitny krab
lenny
ernest, larabel, jose, jolene, priscilla, nova