malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Podjechał tylko po papierosy do centrum miasta i zamierzał wrócić szybciej niż po kilkunastu latach nieobecności… Heh, niby zabawne, ale w sumie pewnie tylko dlatego, że jego własny staruszek nigdy nie postanowił zawinąć się z domu na dłużej pod takim pretekstem, zostawiając Rhysa i resztę jego rodzeństwa z samą matulą. Rhys nie wątpił, że Mama by sobie poradziła – w końcu w jego oczach była superbohaterką – ale tak czy siak, zawsze niby lepiej wychowywać gromadkę żywiołowych dzieciaków we dwójkę, nie? Zwłaszcza gdy dzieciaki wkraczają w okres dojrzewania i żrą za batalion wojska albo czterdziestu rozbójników. A przynajmniej on sam tyle żarł, kiedy był nastolatkiem. To musiało kosztować krocie.
No, nieistotne. Tak czy siak podjechał do centrum swoim wysłużonym ale wiernym pickupem. Korzystając z tego, że miał względnie wolne popołudnie oprócz papierosów (bardzo zły nałóg, planował rzucić już niedługo, serio) zakupił również butelkę whiskey i dwa czteropaki piwa, a do tego później miał w planie podjechać do jakiejś restauracji lub budy z szybkim żarciem na wybrzeżu, żeby kupić cokolwiek do jedzenia. Czy istniała lepsza wizja wolnego popołudnia? Na obecnym etapie życia, Rhys szczerze w to wątpił.
Od razu po wyjściu ze sklepu zatrzymał się przy najbliższym koszu na śmieci i odpalił papierosa, uznawszy, że nie ma na co czekać. Ostatecznie lepiej zapalić w plenerze niż później w samochodzie. Mimo że otwierał okno za każdym razem, jego mama tak czy siak narzekała na unoszący się wewnątrz dym papierosowy przy każdej możliwej okazji, kiedy gdziekolwiek ją podwoził. I wszystko mu mówiło, że ani trochę nie kupowała żadnej z jego wymówek, nie wspominając o tym, że nie była na tyle naiwna aby wierzyć, że jej syn nigdy w życiu nie zapalił ani jednego papierosa.
Oparł się o murek i nawet nie do końca zwracał uwagę na otoczenie, a mimo to zauważył ją praktycznie od razu. Gdyby miał stwierdzić, po czym ją poznał już na pierwszy rzut oka, nie potrafiłby odpowiedzieć. Charakterystyczny chód? Te same ciemne loki opadające na kark? Dumnie uniesiony do góry podbródek, jakby była królową tego miasteczka? Nic się nie zmieniła. On zresztą też nie. Właśnie dlatego, kiedy przechodziła przez ulicę kilka metrów od niego, zamiast zachować się jak człowiek, postanowił na nią zagwizdać jak ostatni palant – którym w sumie nie był. Ale hej, zawsze miał poczucie humoru. A to że było marne…

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#4

Wróciła do Lorne Bay kilka dni temu (tym razem na serio). Zdążyła już rzewnie (wcale nie) przywitać się z rodzeństwem, najlepszą na świecie psiapsi Billie. Odwiedziła wszystkie ukochane zakamarki miasteczka, które przemierzała kiedy tylko nauczyła się chodzić (naprawdę wszystkie). Była już nawet na pierwszej próbie w teatrze, ale nie poszło jej za dobrze, więc przez moment była trochę w parszywym humorze. Znaczy, jej poszło na próbie świetnie. Fenomenalnie wręcz. I wcale nie próbowała być tutaj skromna, okej. Nie żeby skromność była cechą, którą Blanche posiadała. Nie posiadała, bo zawsze miała o sobie wysokie mniemanie i wyżej srała niż dupę miała. Nie wywyższała się przy tym, żeby nie było, więc ludzie nawet całkiem ją lubili. Przynajmniej w tych bardzo rzadkich momentach, kiedy ich nie irytowała. I w ludziach właśnie leżał problem. W sensie, na tej próbie. Nie wiedziała do końca jak to odbierać. Zazdrościli jej rocznego stażu na Broadwayu? Albo może nigdy jej nie lubili a ona zauważyła to dopiero teraz? No bo jak wyjaśnić fakt, że nie potrafili z nią współpracować, chociaż znała ich wszystkich bardzo dobrze, bo wszyscy byli rozbitkami z innych okolicznych teatrów i nie raz już przecież grywali razem na scenie? Albo niemiłe i ironiczne komentarze, kiedy próbowała coś zasugerować? Zrozumiałaby, gdyby czepiała się gry aktorskiej konkretnej osoby (żaden aktor tego nie lubił). Ale na litość Boską, ona miała tylko uwagi ogólne, czy dodać jakąś kwestię czy coś wyrzucić żeby wszystko wyglądało wiarygodnie! No i wtedy zaczęły się uwagi i prychanie i szczerze? Nie no, nic wielkiego się nie stało oprócz tego, że cały dzień chodziła podkurwiona. Blanche Fitzgerald miała twardą dupę i ego tak wywalone w kosmos, że żadne próby podkopana jej pewności siebie nigdy nie odniosły sukcesu.
Nie zauważyła Rhysa od razu. Prawdopodobnie dlatego, że była zbyt zajęta pokazywaniem wszystkim, że królowa Lorne Bay właśnie do niego wróciła. Bo tak, skromność również nie była jej mocną stroną. I tak, dokładnie tak właśnie o sobie myślała. W każdym razie, szła sobie spokojnie chodnikiem w sobie tylko znanym kierunku i już miała przechodzić przez pasy, kiedy ktoś na nią zagwizdał. Cóż, właściwie to była w połowie przejścia dla pieszych, więc kiedy tylko usłyszała ten dźwięk, zatrzymała się nagle a potem odwróciła raptownie i z furią w oczach zaczęła iść w kierunku, z którego ów dźwięk pochodził. A furia w oczach Blanche nigdy nie zwiastowała niczego dobrego. Oślepiała ją na przykład i dopiero kiedy z dłońmi zaciśniętymi w drobne pięści stanęła przed Cartwrightem i już miała otwierać usta żeby na niego nawrzeszczeć, oślepienie minęło a ona zorientowała się kto przed nią stoi.
- Cartwright? Zamieniłeś się z jakimś palantem na mózgi? - cóż… Blanche Fitzgerald w całej okazałości. Zero jakiegokolwiek przemyślenia. Czy ona naprawdę jeszcze się zastanawiała czy ludzie ją lubią? (Spoiler: nie zastanawiała się).

rhys cartwright
malarz, tapeciarz, wiejski filozof — buduje, remontuje, naprawia
34 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lubił ją. Szczerze. Nidy nie zastanawiał się, dlaczego ale też nikt nigdy nie wymagał od niego wyjaśnień. Nawet on sam nie czuł potrzeby usprawiedliwiania się przed samym sobą w jakikolwiek sposób. Był tylko prostym facetem i nie próbował być nikim więcej. Jeśli kogoś lubił, to zwyczajnie lubił i najwidoczniej miał ku temu powody. Nie było sensu roztrząsać tematu ani czegokolwiek drążyć. Blanche była ciekawym zjawiskiem. Interesującą małolatą, z którą nie miał okazji spędzić wiele czasu, kiedy byli młodsi, ale z którą nie miał problemu zamienić kilku słów, gdy akurat znaleźli się na jednej imprezie. Zawsze miała coś interesującego do powiedzenia – nawet jeśli interesujące nie w każdym przypadku równało się mądremu. Mimo wszystko to doceniał. Jej charakterek również. I prawdopodobnie nie powinien był na nią gwizdać, bo był dobrze wychowanym chłopcem, a Mama uczyła go, aby nigdy-przenigdy nie gwizdać na kobiety, ale w tym konkretnym przypadku to nie miał być żaden catcall, a zwyczajna próba zwrócenia na siebie jej uwagi. Przeszła obok niego całkiem obojętnie, wydawała się być pochłonięta własnymi myślami… Jego gwizdnięcie skutecznie ją od tego oderwało. Może nie było najbardziej kulturalne, ale spełniło zadanie, więc nie czuł się tak do końca winny…
Chociaż totalnie zrozumiał jej poirytowanie, gdy wyskoczyła do niego z oburzeniem. Nie mogł odpowiedzieć inaczej jak tylko jeszcze szerszym i bardziej pogodnym uśmiechem niż ten, który błądził po jego ustach do tej pory.
- Ha! Blanche Fitzgerald! Byłem przekonany, że to ty – stwierdził, uznając jej pytanie za czysto retoryczne i nie zamierzając się tłumaczyć z tego, ile szarych komórek posiadał. - Dawno przyjechałaś? – zapytał, jakby było to najbardziej normalne pytanie, które mógł zadać właśnie w tych okolicznościach. I o ile rzeczywiście to pytanie wydawało się totalnie naturalnym, jakie zadawało się osobie, która wyprowadziła się z miasteczka, tak zupełnie nie zamierzał wracać do tego, ze jeszcze chwilę zwracał na siebie jej uwagę w wyjątkowo konkretny sposób – czyli gwizdem. Zupełnie jakby to wcale nie było istotne… Ot, spełniło swoje zadanie, a Rhys gotów był totalnie o tym zapomnieć.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lubiła myśleć o sobie, że wkurwia ludzi na tyle, że ich przez to irytuje i za nią nie przepadają. Serio. Nie wiem do czego jej to w życiu potrzebne, ale tak było. Może było jej to potrzebne do utrzymania wizerunku obrończyni uciśnionych, nie mam pojęcia. Prawda wyglądała jednak tak, że owszem, nawet jeśli momentami irytowała ludzi, to wcale nie tak bardzo jakby tego chciała. A co za tym szło, ludzie ją lubili. Nawet jeśli nie zawsze umiała powstrzymać się od chamskich uwag. Albo okazjonalnego przylania w papę, bo to też jej się zdarzało, chociaż wcale nie specjalnie. Za każdym razem była tak samo zaskoczona jak delikwent, którego twarz miała nieprzyjemność spotkać się z jej ręką. O tym Rhys akurat nie wiedział, bo był dla niej zawsze miły i nigdy nie odczuła potrzeby posuwania się tak daleko. Lubiła z nim rozmawiać, nawet jeśli nie zawsze były to głębokie rozmowy o życiu. Lubiła jego poczucie humoru, bo ją rozśmieszało aczkolwiek nie był to raczej żaden wyznacznik, jeśli wystarczyło powiedzieć jej sraka i już się tarzała po podłodze ze śmiechu. W każdym razie, nie chciała żeby Rhys przestał ją lubić dlatego miała nadzieję, że jednak nie był nigdy świadkiem rzadkich ale jednak trochę krzywych akcji. Właściwie to mógłby się teraz stać kimś więcej niż świadkiem, gdyby Blanche była niestabilna emocjonale i nie potrafiłaby utrzymać siebie w ryzach. Na szczęście potrafiła panować nad swoimi emocjami, dlatego też płynnie ze zirytowania przeszła w swoje zwykłe oblicze.
- Oczywiście, że to ja. Niby kto inny? - Udała oburzenie, teatralnym gestem odrzucając burzę ciemnych loków na plecy. Nie wyszło jej to tak przekonująco jak chciała, bo na jej gębie cały czas wisiał szeroki, szczery uśmiech. Jak to się stało, że taka zwyczajna gadka od razu poprawiła jej humor - nie wiedziała. Prawdopodobnie przyjazne nastawienie Rhysa robiło całą robotę.
- Niedawno, kilka dni temu. Zostawić was samych na pięć minut i wszyscy od razu się psujecie - zacmokała kręcąc głową i oparła dłonie na biodrach. W przeciwieństwie do niego nie zamierzała zostawiać tematu gwizdnięcia, aczkolwiek nie oczekiwała też, że będzie jej na to odpowiadał. Uznała, że rzucanie uwag na ten temat od czasu do czasu będzie super rozrywką. Nawet jeśli nie będzie jej na to odpowiadał. Potrafiła rozbawić sama siebie lepiej niż jakikolwiek profesjonalny komik.

rhys cartwright
ODPOWIEDZ