historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
5
Określenie go mianem pieprzonego idioty było niedostateczne, zbyt lekkie i delikatne, nie naładowane taką ilością ładunku emocjonalnego, jakiej by oczekiwał. Zachował się tak, jak gdyby w ogóle nie uczył się na swoich błędach i jedyne co robił, to po raz kolejny i po raz kolejny je popełniał. Zdawał sobie bardzo dobrze sprawę, że powinien odpuścić. Wracanie wspomnieniami, myślami i każdą komórką w ciele do Duncana kończyło się jednym – bólem, którego odczuwać nie chciał, rozczarowaniem zalewającym go od stóp do głów i nadzieją, która nie prowadziła donikąd. Jeden dotyk ze strony mężczyzny sprawił, że myślał o nim przed kolejne dwa tygodnie bez żadnej przerwy, żadnego zahamowania. Nie był w stanie normalnie pracować ani normalnie funkcjonować. Każda rzecz, którą robił kojarzyła mu się wyłącznie z Duncanem i ich kolacją, dotykiem mu ofiarowanym i słowami, po których Duncan poszedł. Dlaczego go przegnał? Może gdyby nie poszedł, jakoś inaczej by wszystko wyglądało? Może gdyby nie kazał mu iść w obawie przed swoimi własnymi hamulcami, teraz wszystko wyglądałoby inaczej?
Mógł naprawdę wiele czasu poświęcić na zastanawianie i tworzenie nigdy nie mających się spełnić scenariuszy, ale do czego to miało doprowadzić poza powoli rodzącym się szaleństwem i ciągle narastającą frustracją? Prawdopodobnie do niczego, ba, wręcz do niczego nie prowadziło, bo przecież tak namiętnie to uskuteczniał i nie zwracał uwagi na żadne czerwone flagi, które tak radośnie trzepotały na wietrze.
Czego oczekiwał od tej wizyty? Sam nie wiedział, czy ma prawo oczekiwać czegokolwiek. Zawsze karmił się nadziejami i pragnieniami, a potem kończyło się to całkowitym fiaskiem, z którego nie mógł się za bardzo pozbierać. Próbował więc wyzbyć się wszelkich pragnień, ale prawda była taka, że musiał z Duncanem porozmawiać. Wolał usłyszeć prosto w twarz, że go nienawidzi, że gardzi nim i ma się więcej nie zbliżać niż ciągle trwać w tej paskudnej niepewności, która powoli coraz bardziej go wyniszczała.
Dzwonkiem zadzwonił dwukrotnie i… czekał. Czekał, czy ktoś się pojawi, otworzy, zaprosi go do środka. Może go nie było, a może miał udawać, że go nie ma? Może tak bardzo wszystko zaprzepaścił na poprzednim spotkaniu, że nie powinien już nawet myśleć o pojawianiu się w jego życiu raz jeszcze, z jakichś niezrozumiałych powodów. Choć może raczej z jakichś nie do końca zdefiniowanych.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
004
Poszedł. Tak jak sobie tego życzył. Choć kosztowało go to naprawdę wiele i nie potrafił bardzo długo poradzić sobie z tym, że jednak to zrobił, to poszedł. Ciężko mu było stwierdzić, jak długo kręcił się po okolicy w oczekiwaniu na… cud? Pojawienie się Ozzy’ego z informacją, że jednak może wrócić? Że jednak chce go widzieć? Nie wiedział, naprawdę sam siebie nie rozumiał, a z drugiej strony gardził samym sobą i był obrzydzony całą tą postawą, którą prezentował. Nie miał do siebie siły i kiedy po wielu godzinach dotarł do mieszkania — padł na łóżko. A potem przez wiele godzin nie mógł zasnąć.
Snuł się przez kolejne dni niczym duch, którego nikt nie był w stanie dostrzec. Niby pracował, niby odwiedzał dziadków, niby wciąż starał się przekonać ich do zejścia, ale bez polotu, bez tej woli walki, którą prezentował wcześniej. Jego myśli cały czas umykały do Ozzy’ego i nie potrafił nic na to poradzić. Co robił? Czy myślał o nim? Czy tęsknił chociaż trochę, czy może rzeczywiście uważał, że lepiej to wszystko zakończyć w tym miejscu? Bo Duncan, chociaż naprawdę trudno było mu się do tego przyznać — tęsknił. Coś go w środku zwijało od tej myśli, ale już nie był w stanie myśleć o nienawidzeniu samego siebie, kiedy tak bardzo pragnął po prostu, żeby Ozzy pojawił się znowu obok niego, nawet żeby mieli siedzieć osok siebie i milczeć, a to milczenie miało być najbardziej krępującym na świecie. Wszystko było lepsze niż trawiąca go samotność i zastanawianie się nad tym, co stałoby się gdyby. Karmił się takimi myślami zaraz po tym, jak uciekł do Nowej Zelandii i karmić miał się nimi teraz, do końca swoich dni.
Siedział w ciszy i wpatrywał się w kartki książki, którą miał zamiar przeczytać. Już po raz piąty zaczynał tę samą stronę, jednak gdzieś po trzech zdaniach odpływał myślami i już nie kodował tekstu, po którym przebiegał myślami. Trwałby w tym letargu prawdopodobnie jeszcze przez długi czas, gdyby nie dzwonnej podrywający go do góry niczym rozżarzone kamienie położone nagle na skórze. Nie spodziewał się gości, mocno więc skonsternowany ruszył do drzwi i bez spoglądania przez wizjer otworzył. A twarz, którą dostrzegł sprawiła, że mocniej złapał się drewna. — Ozzy — wręcz wyszeptał z niedowierzaniem. Co tutaj robił? Nie chciał go widzieć, więc tym bardziej był zaskoczony jego wizytą. Nie stał jednak niczym kołek w drzwiach, odsunął się na bok, robiąc mężczyźnie przejście, bo choćby był najbardziej zaskoczony na świecie, to miał w sobie resztki przekonania, że cokolwiek miała to być za rozmowa, nie należało jej przeprowadzać w drzwiach.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Nie miał wielkich nadziei. Naprawdę, przychodząc pod jego drzwi, nie spodziewał się niczego szczególnego. Całą drogę próbował się odwieźć od tego pomysłu, ale bezskutecznie. Była to jakaś paniczna próba oszczędzenia sobie bólu, która spełzła na niczym. Bo owszem, Lonsdale podejrzewał, że czekało go ponowne posypanie niezasklepionej rany solą, a jego organizm nie wykazywał ani odrobiny gotowości. Nie było to jednak powodem dostatecznym, by stchórzyć i zawrócić, a nawet czując, jak pocą się mu dłonie, zignorował ten ewidentny symptom stresu przed tym, co miało nadejść. Chyba pogodził się z tym, że między nimi nie może być prosto i miło już dobrą chwilę temu. Wiedział też, że aby nie wyrzucać sobie tego później do końca życia, musiał spróbować i teraz o niego zawalczyć, nawet jeśli Duncan miał zatrzasnąć mu drzwi przed nosem.
Brał pod uwagę taką opcję, choć gdy tym myślał, wydawało mu się, że ktoś wbija w jego ciało jakieś niewidzialne ostrze. Czy pragnął tak wiele? Chciał mu przecież dać wszystko. Był gotów sprawić, że oszaleje ze szczęścia, bez względu na cenę. Chciał o niego dbać, ofiarować wszystkie czułości, wspierać go, dawać mu cały czas, jakiego mógł potrzebować. Gdyby chciał, przebrnąłby z nim przez wszystko. Pogodzenie się z samym sobą? Był pewien, że z tym podoła. Był gotów stanąć na głowie, byle mu udowodnić, że to wszystko było okej i pokazać, jak bardzo zasługiwał na szczęście, czułość i miłość. Wszystko dlatego, że Ozzy był tylko zakochanym idiotą. I tęsknił. Okropnie za nim tęsknił, a mijający czas wcale tego nie niwelował, wbrew temu, co wszyscy mu powtarzali.
Kiedy zapukał do drzwi, nerwowo dreptając, był już pogodzony z porażką. Nie spodziewał się, że Duncan się w nich pojawi, a już na pewno nie tego, że je przed nim otworzy. Nie wiedział, jak się zachować; wszystko, co przygotował sobie do powiedzenia, nagle straciło sens w jego przekonaniu. Zawiesił na nim wzrok, przez moment milcząc i patrząc na niego tylko, niczym skończony idiota. – Cześć – odpowiedział, choć tak cicho, że prawie szeptem. Gdyby powiedział to głośniej, głos mógłby się mu złamać, a na to nie mógł sobie pozwolić. Dłoń schowaną w kieszeni luźnej kurtki zacisnął w pięść, odrobinę wbijając sobie paznokcie w jej wewnętrzną stronę. Musiał się opanować. – Jeśli nie chcesz mnie widzieć i nie chcesz rozmawiać, nie będę wchodził i zajmował ci czasu – oznajmił, tak zwięźle i konkretnie, jak tylko potrafił. Jeśli nie był mile widziany, wolał odejść, niż usłyszeć skierowaną wprost odmowę, która przecież i tak miała niebawem nadejść.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Nerwowy dreszcz przebiegł mu po plecach, kiedy tak patrzył na Ozzy’ego. Zmarnowanego i biednego, wyraźnie zmęczonego życiem, któremu chciałby, co tu dużo mówić, dać schronienie na całe życie i jeszcze dłużej. Był jednak fatalny, najgorszy. Chwilę po tej myśli w głowie zapaliła mu się czerwona lampka ostrzegawcza z napisem czy ty przyznajesz się, że l u b i s z mężczyznę, a to sprawiło, że ciało Duncana napięło się, gotowe do walki toczonej z samym sobą. Ile tak można było żyć? Ile można było to znosić? Szczerze miał dosyć i chciał zaznać spokoju ducha, chciał w końcu POGODZIĆ SIĘ z tym, kim jest. Dlaczego to było wręcz niemożliwe w jego wypadku? Dlaczego akceptował wszystkich dookoła, lecz nie potrafił zaakceptować samego siebie i faktu, że mógł kochać drugiego mężczyznę? Szczęka mu się zacisnęła i był pewien, że w oczach zalśniły mu łzy. Nie było łatwo i nie miało być łatwo. Tak najwyraźniej już miało pozostać. Ale Duncan był tym zmęczony, jak i faktem ciągłego podporządkowywania się swojemu strachowi.
Wejdź — głos mu zadrżał, gdy to mówił, jednak nie z powodu wątpliwości, które nagle zaczęły nim targać, a po prostu emocji, jakie kotłowały się gdzieś tam w środku i nie dawały mu nawet sekundy spokoju. Chciał, żeby rozmowę odbyli wewnątrz, bez względu na to, czego miała dotyczyć, czy miała im złamać serca na miliony małych kawałków, czy może (choć na takie myśli sobie nie pozwalał) miała zmienić coś na lepsze.
Gdy tylko Ozzy przekroczył próg jego mieszkania, zamknął drzwi i ruszył do kuchni. Bał się cokolwiek powiedzieć, dlatego też uznał, że najlepiej będzie zacząć od alkoholu. Czy było to mądre? Absolutnie nie, na następny dzień jak nic miał tego żałować, ale w tym momencie nie miał siły myśleć o konsekwencjach. Był tak zmęczony ciągłym zamartwianiem się i nakręcaniem w strachu i smutku, że jego organizm w końcu musiał powiedzieć dość.
Z dwoma drinkami ruszył na kanapę, jeden po drodze podając Ozzy’emu. — Co u ciebie słychać? — spytał, kiedy już udało mu się usiąść. Choć chyba co ważniejsze, kiedy w końcu udało mu się na niego spojrzeć. Z tak wielkim smutkiem i tęsknotą w oczach, jakby był z nich stworzony, cały utkany, jakby w jego ciele nie było przestrzeni na jakąkolwiek radość.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Chociaż czuł się jak desperat, musiał tutaj przyjść. Nawet przeczuwając, że za moment odejdzie stąd z niczym, wiedział doskonale, że musiał przynajmniej podjąć próbę. Gdyby nie spróbował, wyrzucałby sobie do końca życia, że tego nie zrobił; ciężko powiedzieć, czy wyrzucanie sobie, że nie jest dostatecznie dobry, było korzystną alternatywą, ale z całą pewnością było jakąś. Powiedział sobie wprost: to był ostatni raz. Ostatni, kiedy próbował, kiedy się starał, a także ostatni, kiedy miał po kimś płakać. Wiedział, że nigdy nie rozpaczałby za nikim innym i że żadna inna relacja nie miała go już nigdy w życiu tak rozbroić, jak ta z Duncanem. Dlatego tu był, przyszedł, zamierzał raz jeszcze zaryzykować. Bo to było najlepsze, co mu zostało – złudna nadzieja – i jedyne, co miał do stracenia.
Lustrował jego twarz wzrokiem, próbował coś z niej wyczytać, cokolwiek tak naprawdę. Zdawało mu się, że jego oczy na moment zamieniły się, zaszklone łzami; jaka była szansa, że jego stęskniony umysł zaledwie sobie to uroił? Osiris podejrzewał, że ogromna; od lat był mistrzem wyobrażania sobie rozmaitych rzeczy i wmawiania sobie innych. Byle jakoś przetrwać to wszystko, całą tą samotność, tęsknotę, żal po stracie. Bo owszem, tak się właśnie czuł bez niego – jakby coś mu zabrano. Nigdy wcześniej nie czuł się i nigdy później nie miał się czuć tak bardzo z czegoś okradziony.
Przekroczył próg niepewny. Ile miało minąć, nim będzie przechodził przez te drzwi z powrotem? Dwie minuty? Pięć? Dziesięć? Stojąc pod drzwiami, liczył, że Duncan chociaż go wysłucha, ale teraz nie wiedział już nawet, co chciał mu powiedzieć. Tylko dwa słowa dudniły mu w głowie, ale wiedział, że musi zepchnąć je gdzieś daleko; nie potrzebował strachu czy obrzydzenia w jego oczach, a przecież na pewno właśnie to by w nim wywołały. Z całą pewnością nie był z tym pogodzony, ale wiedział. Nie był głupi, łączył ze sobą fakty i wiedział, jak Duncan to wszystko postrzega, jak do tego... do nich podchodzi.
Obserwował, jak mężczyzna nalewa im alkoholu i poczuł, jak zaczynają drżeć mu ręce. Dlaczego wszystko musiało się przedłużać? Chciał tylko porozmawiać i pójść już stąd, usłyszawszy to, co spodziewał się usłyszeć. Gdyby dało się do tego momentu przewinąć taśmę, bez wątpienia Ozzy by to zrobił. Wiele by dał, żeby nie musieć tego przeżyć, ani pamiętać. Poszedł za nim jak cień – ciężko ocenić, czy Duncana, czy może samego siebie – a kiedy dotarli do pokoju, nie usiadł, a przystanął niepewnie.
Nie powinienem ci wtedy pozwolić – wydusił po chwili, kompletnie ignorując pytanie, które padło. Nie chciał na nie odpowiadać. Nie miał nastroju na karmienie go kłamstwami ani na small talk, przyszedł w konkretnym celu. I zamierzał sobie już chyba oszczędzić choć odrobiny tego bólu, który by sobie zadał, przedłużając. – Mam na myśli ostatnio, chociaż... wcześniej też. Wcześniej też nie powinienem ci pozwolić tak po prostu sobie zniknąć – oznajmił, czując, jak serce prawie próbuje wyskoczyć mu z piersi. – Jesteś idiotą i ja też nim jestem, skoro tu przyszedłem, ale musisz wiedzieć, że nikt jeszcze nie zranił mnie tak, jak ty wtedy i chcę... chcę żebyś to naprawił. A jeśli nie zamierzasz, to powiedz mi to od razu, przynajmniej przestanę się wreszcie oszukiwać. – Czuł się trochę tak, jakby wcale nie on wypowiadał te słowa, a słuchał ich wyłącznie, stojąc obok. Wypływały z jego ust samoczynnie; zbyt długo wszystko sobie dusił i w końcu musiał wyrzucić z siebie to, co go bolało. I dowiedzieć się na czym stoi.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Nie był gotów na to, co miało nadejść. To nie tak, że miał podejrzenie, jak ta rozmowa przebiegnie. Raczej nic sobie nie wyobrażał, bo i nie miał na to czasu. A zaraz po wejściu Ozzy’ego do środka dopadł go taki stres, że nie był w stanie racjonalnie myśleć, funkcjonować w sposób, który byłby rozsądny. Wszystko w nim drżało, do tego stopnia, że teraz, siedząc na kanapie, cały wręcz chodził. Noga mu podrygiwała, ręka cały czas była w ruchy i mieszała alkohol w szklance, a wzrok umykał, bojąc się spojrzeć na Ozzy’ego.
Nie powinieneś czego? — spytał zaskoczony. Bo nie wiedział, co mógł mieć na myśli. Co kryło się za tymi słowami. A kiedy Ozzy przeszedł ze swoimi myślami dalej, aż na moment przestał oddychać.
Co miał zrobić? Z jednej strony był przerażony, a strach ten odbierał mu możliwość ruchu, odpowiedzi i zrobienia w zasadzie czegokolwiek. W oczach stanęły mu łzy, a Duncan bardzo chciał skulic się i schować od tego wszystkiego. Ale nie mógł. Ten jeden raz nie mógł pozwolić samemu sobie na ucieczkę, która była jego standardowym odruchem w takim momencie.
Jestem idiotą — zgodził się z nim, bo to była najprawdziwsza rzecz, jaką można było o nim powiedzieć. — I chcę to wszystko naprawić, ale… — przerwał, uciekając wzrokiem, a łzy popłynęły mu po policzkach. Nie miał odwagi spojrzeć Ozzy’emu w oczy. Był żałosny i wiedział o tym. — Nie wiem jak. Nie wiem, czy potrafię — i to była prawda. Nie wiedział, czy potrafił. Nie wiedział, czy próbując nie zrani go jeszcze bardziej, a nie chciał taki być. Nie chciał tego zrobić i po raz kolejny być powodem dla którego Ozzy będzie wypłakiwał oczy.
Przepraszam — podniósł się na równe nogi. Głośno odstawił na stolik szklankę ze swoim drinkiem i podszedł do Ozzy’ego, niewiele się nad tym zastanawiając padł przed nim na kolana i delikatnie oparł głową o mężczyznę. — Przepraszam, że cię zraniłem. Nigdy nie zasługiwałeś na to wszystko, co ci zrobiłem — płakał i nie wiedział, co więcej mógłby zrobić. Nie czuł, żeby zasługiwał na wybaczenie, wiec o nie nie prosił. Po prostu lekko opierał się twarzą o mężczyznę klęcząc przed nim i płakał.
Tylko tyle mu pozostało.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Gdyby miał czekać na chwilę, kiedy będzie gotów, do tej konfrontacji mogłoby nigdy nie dojść, więc darował sobie przygotowywanie pod tym kątem. Musiał z nim porozmawiać. Musiał zrobić to jak najprędzej, nim zacznie popadać w jakieś szaleństwo albo nawet zwyczajną rozpacz od tych wszystkich niedopowiedzeń i myśli, które nie dawały mu spokoju,. Musiał wiedzieć chociaż na czym stoi – jeśli wciąż nie było w życiu Duncana miejsca dla niego, to chciał mieć to powiedziane jasno. Nie wybaczyłby sobie wycofania się teraz, gdyby nie wiedział na pewno, że to jedyna opcja i Ducky nie chce mieć z nim nic więcej wspólnego.
Chciał to usłyszeć. Jeśli już musiało tak być, Ozzy nie miał dać sobie spokoju, dopóki te słowa nie padną.
Nie musisz niczego robić na siłę, chcę tylko wiedzieć – odparł, prawie że mechanicznie. Bo przecież nie miał zamiaru go na siłę namawiać. Jeśli nie chciał, nie potrafił, nie czuł tego... kim on był, by go do czegokolwiek zmuszać? Nie potrafiłby nawet żyć z myślą, że skłonił go do zrobienia czegoś, czego Duncan w ogóle nie widział, tylko ze względu na siebie. O ile w ogóle, kiedykolwiek, miałby w sobie aż tak wielki dar przekonywania, by mu się to udało.
Tym razem, to jednak on został wzięty z zaskoczenia. Bo trzeba wiedzieć, że nie przyszedł tu oczekując przeprosin, nic z tych rzeczy. Oczekiwał tylko jego, ale i to było dość naiwne i głupie. Kiedy jednak Duncan praktycznie przed nim upadł, z przeprosinami na ustach, zamarł na chwilę; właściwie dał mu skończyć to, co zaczął mówić i sam dołączył do niego, biorąc bruneta w ramiona. Łzy same z siebie popłynęły mu po policzkach i kilka razy otwierał i zamykał usta, nie wiedząc, co powiedzieć, zanim w ogóle zdecydował się na cokolwiek. – Już dobrze – szepnął po dłuższej chwili. Chciał powiedzieć, żeby nie przepraszał, bo było mu niezwykle źle z tym, że ciągle to robił, ale nie był w stanie zebrać się na nic więcej, poza przytuleniem go do siebie i głaskaniem po plecach, licząc, że łzy za moment odejdą w zapomnienie. W chwili obecnej jego plany na tę rozmowę zaczęły odsuwać się na dalszy plan, a Ozzy w przeciągu sekund zapragnął tylko, żeby Duncan przestał się obwiniać i płakać.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Roztrzęsiony, nie potrafił nawet nabrać głębiej powietrza do płuc. Czuł się tak, jak gdyby tonął, chociaż daleko mu było do jakiegokolwiek zbiornika z wodą. Wiedział jednak, że stan, w którym się znajdował nie był ani permanentny, ani też nie był konieczny. Jego organizm reagował za bardzo, ale nie obwiniał go. Nie miał doświadczenia z konfrontowaniem się z emocjami i wydarzeniami. Miał za to doświadczenie z ucieczkami i to właśnie jej bardzo w tym momencie pragnął. Wiedział jednak, że nie może. Nie było to opcją, nie było to już dłużej rozwiązaniem.
Był gotów przepraszać go… do końca życia właściwie. Nie mógł zagwarantować, że teraz nagle się zmieni, że w sekundę całą miłość, którą ma do Ozzy’ego będzie w stanie okazywać, a ucieczka przestanie być jego mechanizmem obronnym na wszelkie możliwe trudności pojawiające się na drodze Duncana, ale wiedział, że składanie obietnic, co do spełnienia których nie miało się stuprocentowej pewności nie było najmądrzejsze. A Duncan nie wiedział, czy na jakimś etapie się nie złamie, czy nie dotrze do punktu, w którym okaże się, że jednak wszystko po raz kolejny spieprzy. Teraz był jednak dużo bardziej świadomy tego wszystkiego, co robił, co wyprawiał, jak bardzo ranił. Mimo, że już wcześniej wiedział, że to robi, to chyba nie miał w sobie tej świadomości, jak bardzo inni odczuwali jego zachowanie i jego niegodziwe postępowanie. Za to, jak potraktował Ozzy’ego nie zasługiwał na nic i wiedział o tym. Naprawdę mocno był przekonany, że jedyne co Ozzy powinien mu dać, to w pysk za złamanie serca w tak bezduszny sposób. Ale jednak Lonsdale nie zamierzał najwyraźniej karać go za czyny, których dokonał. Zamiast tego, gdy złapał go w swoje ramiona, Duncan rozpłakał się. Bardzo żałośnie i jak już dawno nie miał okazji. Wczepił się jednak w mężczyznę niemalże histerycznie, nie wyobrażając sobie momentu, w którym przyjdzie im się odsunąć od siebie. Spojrzeć w oczy. Nie był gotów. Dlatego też trzymał się mocno, płakał i robił, co w jego mocy, aby Ozzy nie odsunął się nawet na kawałek. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam… — powtarzał co chwilę niczym mantrę, bo wiedział, że bez względu na to, jak wiele razy to słowo powtórzy, nigdy nie będzie godzien wybaczenia, którego tak bardzo pragnął. Nigdy miał nie wybaczyć samemu sobie.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Nie był gotów na burzę. Sądził, że jedyną, na jaką się zanosi, był on sam, szturmujący mieszkanie Duncana niczym nieproszony gość. Pod żadnym pozorem nie spodziewał się ustąpienia z tej roli, roli tracącego jakieś podstawowe panowanie nad sobą pod wpływem uczuć i sytuacji. Choć chyba należy też wziąć poprawkę na to, że nawet w prawdopodobieństwo, że zostanie wpuszczony do środka nie wierzył. Mógł zatem pominąć taką ewentualność w swoich kalkulacjach, czego oczywiście teraz żałował – gdyby chociaż przeszło mu przez myśl, że eksplozja emocji ze strony Duncana wchodzi w grę (i że w ogóle on ma w sobie aż tyle emocji, by zapragnęły eksplodować), przygotowałby się jakoś. Wiedziałby lepiej, co powiedzieć. Umiał układać słowa ładnie, tylko średnio szło mu to pod presją. Ale naprawdę, potrafił.
Teraz, kiedy słowa go zawiodły, musiał postawić na czyny. To zawsze szło łatwiej, zwłaszcza im – w końcu wszystko zaczęło się od dotyku, początkowo całkowicie nieodpowiedniego i zakazanego, aż w końcu... sądził, że chcianego po obydwu stronach. Po tym, jak Ducky przepadł, zdołał w to oczywiście wielokrotnie zwątpić; pewnego razu upadł tak nisko, że zaczął sobie wmawiać, że pewnie wszystkie chęci po stronie tamtego sobie wymyślił, a zgody dopowiedział. Ale tak nie było. Oboje tego chcieli, a żadne wmawianie sobie, że jest inaczej, nie miało sensu.
W każdym razie, czyny zawsze przychodziły im łatwo, nie to co rozmowa. Teraz też miało tak być. Kiedy go obejmował, głaszcząc pomału plecy, zdawał się przy okazji uspokajać sam siebie. Sama jego bliskość, choć nadal nie był pewien, czy nie była ostatnią, działała kojąco; zatopiony nosem w jego szyi chłonął ciepło i zapach, miarowo zataczając kółka po jego plecach swoją dłonią. Serce mu pędziło, ale zmuszał się do oddychania spokojnie, na tyle, na ile było to możliwe. Miał nadzieję, że podzieli się z nim tym spokojem i sprawi, że tamten poczuje się odrobinę lepiej. I chociaż przez moment sądził, że nie zdoła się odezwać, w końcu to zrobił. – Nie przepraszaj, już wszystko okej – wyszeptał, będąc gotowym rzeczywiście wymazać wszystko. Każdą jedną rzecz, która bolała i raniła, gdyby tylko obiecał zastąpić je nowymi, dobrymi wspomnieniami. Czy zamierzał? Było mu słabo na samą myśl o tym, że mógłby się tego nie podjąć. Nie miał planu B. Nie wiedział, co zrobi, jeśli Duncan każe mu wyjść i nie wracać, a co było w tym wszystkim najbardziej nienormalne to fakt, że w zasadzie wierzył, że tak właśnie skończy się to spotkanie. Co by wtedy zrobił? Mózg nasuwał mu mnóstwo myśli, propozycji, ale je ignorował. Nie teraz.Dasz mi szansę? – spytał ochryple, dopiero teraz orientując się, że sam płacze. Jego ciało podrygiwało od kolejnych szlochów, a łzy ciekły mu po twarzy. Chciał usłyszeć tylko jedno, jedyne słowo, nic więcej, nic innego nie potrzebował. Nawet nie obietnicy, zwykłej deklaracji, że s p r ó b u j e, że go z miejsca nie skreśli i nie odeśle z niczym.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Czuł w tym momencie chyba więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Całe to szaleństwo emocji nie dawało i nie miało dać mu spokoju przez bardzo długi czas. Jak sobie z tym poradzić? Jak zacząć żyć w świecie, w którym decydował się postawić wszystko na kartę tak bardzo go przerażającą? Tego nie wiedział i prawdopodobnie nikt nie miał do niego przyjść z magiczną odpowiedzią. Miał sam to wszystko przetrawić, przeżyć, musiał to wszystko poczuć. Nawet jeżeli panicznie bał się czuć, nawet jeżeli tak bardzo dławił go strach, że już teraz nie był w stanie się wypowiedzieć czy też nabrać głębiej powietrza do płuc. Jego organizm zachowywał się jak w klatce, potrzasku i śmiertelnym zagrożeniu, a przecież nic mu nie groziło. Znajdował się w ramionach osoby, którą kochał, miejscu najbezpieczniejszym na świecie, lecz nienawiść do samego siebie i tego kim był, do czego się niejako przyznawał była przeogromna, a Duncan zdawał się nie mieć już mocy na zrobienie czegokolwiek.
Pokręcił głową zaprzeczając. Nie było okej, nie było w porządku. Wiedział, że ranił Ozzy’ego na każdym kroku od pierwszego dnia, kiedy się poznali, wiedział, że cała ich relacja była przeładowana cierpieniem, nawet po niej czuł, że nie było lepiej i czuł się z tym paskudnie. Jak najgorszy człowiek na świecie, którym w zasadzie był. Bo kto inny postępował tak z osobą, na której mu zależało? Absolutnie nikt, nie można mu było wyjaśnić, że bywało inaczej. Duncan był w swojej bańce przekonania, że sprawił cierpienie i nie zasługuje na wybaczenie, nie był nawet na tyle głupi, żeby o nie prosić, choć bardzo mocno go pragnął. Kolejna rzecz, której pragnął, a której nie uważał, że powinien mieć. Nie uważał, że kiedykolwiek powinien mieć do tego prawo.  
Dlaczego chcesz szansę? — spytał wciąż dławiąc się łzami, które nie przestawały lecieć mu z oczu. Nie wiedział, ile ich jeszcze miało być, ale jednego był pewien — nawet gdy się skończą, to on wciąż będzie płakał i czekał na dzień, kiedy całe ciało przestanie go boleć. — Dlaczego chcesz mnie, skoro cię skrzywdziłem? — nie rozumiał tego. Być może był głupi, być może za mocno zaparty w swoim przekonaniu, że każdy powinien go nienawidzić. Być może zbyt mocno wierzył w to, że to nie Ozzy powinien prosić Duncana o szansę, tylko odwrotnie. Nim jednak miał otrzymać odpowiedź, to wciąż się trzymał go mocno, wciąż wczepiał się w mężczyznę wręcz histerycznie i dawał ciału przyzwyczaić się do tego uczucia, do szaleństwa serca i tej radości, na którą czuł, że nie zasługuje, z powodu bliskości ukochanego ciała przy swoim własnym.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Nie było okej i nie miało być, a przynajmniej takie obawy czuł głęboko w sobie. Nie mogło, jeżeli miał wyjść z niczym, a w tej chwili nie wierzył w żaden inny scenariusz. Zdawało mu się, że czuje ten strach aż w kościach, a te, od nadmiaru zaczynają go boleć. W innych chwilach był pewien, że za moment poczuje go wszędzie, jakby ból tkwił gdzieś głęboko w środku i tylko czekał na uwolnienie – jedno słowo Duncana miało wystarczyć, by blokada zwolniła. Bał się tej chwili, mówiąc szczerze. Bał się, bo nie wiedział, co zrobi ze swoim życiem, kiedy ponownie wróci do punktu w samym środku bezsensu, do miejsca, w którym zaczyna się samotność. Przeżył to już raz i nie mógł powiedzieć, by wyszedł z tego cało. Przetrwał to wtedy i nie sądził, że zdoła ponownie tego dokonać, jakby życie bez Duncana było niczym wspinanie na Mount Everest. I w pewnym sensie, było ono dla niego właśnie takie.
Duncan... – wyszeptał, dość słabo. Przecież dokładnie wiedział dlaczego. Był pewien, że odpowiedź na to pytanie była mu znana i może w innej sytuacji nawet zezłościłby się, że każe mu to mówić na głos, ale nie teraz. Gdyby w tej chwili poczuł coś więcej, choć jedną dodatkową emocję, prawdopodobnie by oszalał. Nie chciał już niczego więcej, ani czuć, ani przeżywać – wraz z zakończeniem tego spotkania, będzie pragnął tylko zniknąć, to było dla niego jasne. Pragnąłby pewnie jego zakończenia, gdyby nie to, że trzymał Duncana w ramionach. Z wielkim trudem przyszło mu odsunięcie się od niego (musiał się do tego zmusić) i kiedy spojrzał na niego zapłakanymi oczami, bardzo tego żałował. Wiedział jednak, że musi dać mu odpowiedź; to prawdopodobnie miała być jego ostatnia i jedyna okazja ku temu. Miał pamiętać ten moment do końca życia.
Bo cię kocham – odparł, z większą łatwością, niż podejrzewał, jakby zrzucał z siebie wielki, ciężki kamień. Wiele razy chciał mu to powiedzieć. Wiele razy odgrywał w głowie scenę, kiedy wyznaje to na głos i nigdy nie wyglądała tak, jak teraz. Wyobrażenia miały to do siebie, że prześcigały rzeczywistość i wiedział o tym, jednak jego były trudne jeszcze z innego powodu. W jego scenariuszach nigdy nie kończyło się to źle, a teraz sądził, że tak właśnie będzie. I nie wiedział, co wtedy zrobi.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Czy kiedyś miało być okej? Miał budzić się bez poczucia obrzydzenia samym sobą, z poczuciem, że ma obok siebie kogoś (Ozzy’ego), kogo naprawdę kocha i przy kim chce być? Nie wiedział, a i daleki był od zabaw w przewidywanie przyszłości, nigdy się to bowiem nie kończyło dobrze. Pozwalał swoim nadziejom w takich sytuacjach zdecydowanie zbyt mocno przejmować kontrolę nad czymkolwiek tak naprawdę i z zyskiem dla Duncana było trzymanie się od tego typu praktyk na odległość.
Ale jednak był teraz tutaj, z mężczyzną, który był dla niego w a ż n y, który trzymał go w ramionach tak mocno, jak gdyby od tego zależało wszystko, na czym świat stał. Czy naprawdę zależało mu na Duncanie? Te myśli krążyły po jego głowie z taką swobodą i łatwością, że nie był w stanie się ich pozbyć. Chciałby, naprawdę mocno chciałby, ale wiedział, że to nie nadejdzie. Jego niepewność nie pozwalała brać niczego za pewnik. Przecież wszystko mogło się wydarzyć, prawda? Mogło odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i sprawić, że Duncan pozostanie sam, tak samo jak kiedyś pozostawił Ozzy’ego. I nawet nie potrafiłby się na to jakoś szczególnie złościć — zasługiwał w końcu na karę dużo gorszą niż to.
Stracił oddech, gdy te dwa słowa zostały wypowiedziane. Kochał go. Powiedział to na głos, czy wydawało się to tylko Duncanowi? Spoglądał na mężczyznę przez mgłę, załzawione oczy niczego nie ułatwiały. Zmusił się dość mocno do zabrania jednej z dłoni z Ozzy’ego i wytarcia nią oczu, a następnie spojrzał na mężczyznę z pełną (choć chwilową) ostrością widzenia. — Kochasz mnie? — spytał, jak gdyby nie było to coś, co miało szansę stać się naprawdę, a wyłącznie w jego chorej głowie napędzanej sercem będącym w jeszcze gorszym stanie. Sam się do tego wszystkiego doprowadził i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie był to czas na zastanawianie się nad tym. W tym momencie myślał tylko o słowach, które na dobre miały wywrócić wszystko to, co sądził i w co wierzył, bo przecież inaczej było domyślać się czegoś, a inaczej u s ł y s z e ć to.
Powoli i z lekkim trudem wstał, bo ileż można było klęczeć na podłodze, nie było to ani wygodne dla niego samego, ani jak wierzył — dla Ozzy’ego. Gdy tylko stanął na równych nogach, pomógł podnieść się mężczyźnie, a gdy z powrotem znaleźli się na tym samym poziomie, dał przejąć nad sobą kontrolę nadziei i wierze, zamiast strachowi i paraliżującemu uczuciu zbliżania się do ostateczności, które tak mocno nim w ostatnim czasie władały.
I się w niego wtulił. Ponownie i tak po prostu schował go (a może samego siebie?) w ramionach, mocno objął, wręcz zaczął zgniatać, jednak wszystko dlatego, że bał się, gdyby Ozzy nagle się odsunął albo rozpłynął w powietrzu, to tak naprawdę i Duncan mógłby przestać istnieć. Nie byłoby sensu dalej ciągnąć jego męczarni na tym świecie. — Też cię kocham — wyszeptał słabo, prawie niesłyszalnie, głos go bowiem zawodził i odmawiał posłuszeństwa, nawet jeśli Duncan wyraźnie teraz go żądał. Nie miał jednak na to wpływu, a słowa przez niego wypowiedziane mogły zostać zagłuszone przez byle hałas wydobywający się z rur, zza okna czy klatki. Wyszeptał je jednak praktycznie do ucha Ozzy’ego, miał więc nadzieję, że usłyszał bo… nie był pewien, czy miał tego dnia jeszcze raz zebrać się w sobie, aby je wypowiedzieć. Był słaby, nie ma się co oszukiwać, a powiedzenie na głos tajemnicy skrywanej na dnie serca od tak wielu lat wymagało od Duncana pokładów energii i samozaparcia większych niż był w stanie sobie wyobrazić. I nie wiedział, czy zdoła ją wykrzesać z siebie tego dnia jeszcze raz. W końcu magicznie jego problemy się nie rozwiązały i nie zniknęły, a wyłącznie on sam przekroczył granicę, która niczym mur zyskała po prostu małą wyrwę, przez którą udało mu się przedrzeć.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
ODPOWIEDZ