malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
15.


Powrót do Lorne Bay był swego rodzaju nowym początkiem, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że był to skok na całkowicie głęboką wodę. To przecież w tym miasteczku się urodziła, wychowała, to tutaj przeżywała pierwsze wzloty oraz upadki, miłości i przyjaźnie. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień, w dużej mierze tych pozytywnych, do których Leighton niezwykle chętnie wracała. Poza rodziną miała tu kilka innych, mniej lub bardziej bliskich osób, chociaż paradoksalnie to wcale nie ta miejscowość była pierwszym miejscem wielu spotkań. Wyatt bardzo świadomie już dawno temu przeniosła centrum swojego życia do słonecznej Italii, gdzie spędziła kilka długich, cudownych lat.
Miło było jednak być znów wśród znajomych okolic, ale przede wszystkim ludzi, nawet jeżeli nie wszystkie spotkania były udane i owiane przyjemną, swobodną atmosferą. Na szczęście było ich dużo mniej niż tych niosących szczerą radość. To właśnie te drugie Leighton starała się jak najbardziej, najczęściej docenić, dlatego też wystosowana do Ainsley wiadomość z prośbą o zarezerwowanie dla niej kilku godzin w najbliższym wolnym dniu nie była przypadkowa, a pozostawała działaniem zupełnie celowym. Grono męskich znajomych poszerzało się wraz z każdym kolejnym dniem, ale w natłoku towarzyszących tym relacjom emocji jak świeżego powietrza potrzebowała rozmowy z kimś, kto patrzył na świat w sposób podobny do jej własnego.
Było piątkowe popołudnie, kiedy Leighton dotarła do umówionego miejsca i zajęła się przygotowaniem wszystkiego. Na plaży, połowicznie w słońcu, połowicznie w cieniu rzucanym przez pobliskie drzewo, rozścieliła koc, ułożyła przyniesione ze sobą pudełko z pizzą oraz otworzyła wino, na które czekały już dwa zabrane z domu kieliszki. W torbie miała również butelkę schłodzonego napoju i kilka innych słonych oraz słodkich przekąsek. Była to dość niecodzienna forma babskiego wieczoru, ale Wyatt uznała, że kolejny wieczór za zamkniętymi drzwiami mieszkania, spędzony przed telewizorem w towarzystwie wątpliwej jakości komedii romantycznych byłby po prostu nudny.
Cześć – rzuciła wesoło, widząc zbliżającą się do niej przyjaciółkę. Posławszy jej szeroki uśmiech, wstała z miejsca w celu zamknięcia Ainsley w mocnym uścisku. – Jesteś gotowa na najlepszą randkę swojego życia? – zasugerowała, poruszając wymownie brwiami, gdy teraz już obie znalazły się na kocu.
Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę – westchnęła przeciągle, co niejako było dość dramatycznym wstępem do spotkania, ale przecież właśnie - między innymi - po to się spotkały; by ponarzekać na wszystko.

Ainsley Remington
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Leighton Wyatt

Korzystała pełnymi garściami z rozkosznego spokoju, który w końcu rozgościł się w jej życiu (miała nadzieję, na stałe). W pracy wszystko się układało, sezon zapowiadał się na udany, a w tym wszystkim i w jej szalonym małżeństwie było dobrze. Nagle nagle nawet udało się jej zorganizować coś co przez ostatnie dziesięć lat bywało raczej abstrakcją - czas w o l n y. Chętnie zatem skorzystała z zaproszenia swojej przyjaciółki Leighton na wspólne plotkowanie. Dosyć wygodnie jednak rzuciła tylko terminem, wybór miejsca zrzucając na pannę Wyatt. Ainsley bardzo wyglądała tego spotkania. Ich relacja początkowo była może bowiem oparta głównie na kontakcie przez Internet, ale kiedy szczęśliwie udało im się usiąść na zadkach, w tym samym miejscu, w tym samym czasie, zawsze bardzo cieszyła się kiedy miały te kilka chwil, kiedy w towarzystwie tej drugiej mogły po prostu zbijać bąki, bez żadnych zobowiązań.
Kiedy w końcu przybyła na miejsce, panna Wyatt rozstawiła się już ze wszystkim. Od razu na twarzy Ainsley zagościł przeszeroki uśmiech - na widok i swojej przyjaciółki, i tego jak dziewczyna się postarała by ich dzisiejsze spotkanie było inne, a zarazem udane.
- Ulala, a któż to dziś wygląda tak cudownie - skomplementowala Leighton w ramach powitania i nie dość, że dała się jej nawyściskiwać, to i sama odpowiadała jej mocnym przytulaniem. Nie miała nigdy problemu z bliskością z przyjaciółmi, tym bardziej tak rzadko widywanymi! Kiedy w końcu udało się jej odsunąć na dosłownie krok, w dosyć teatralny sposób zlustrowała wszystko, co tak skrupulatnie naprzygotowywała Lei. - Kochanie, dzięki tobie będę gruba, ale szczęśliwa - zaśmiała się w głos. Między Bogiem a prawdą to z Remington był od zawsze kawał naprawdę przechudej szczapy, dosyć na wyrost były więc jej podśmiechujki na temat przybrania na wadze. Aby odwrócić jednak od tego nieszczęsnego komentarza uwagę, wskazała palcem na wino: - I wiesz, ostatni raz kiedy spotkały się moja głowa i alkohol, zostałam czyjąś żoną. Lojalnie ostrzegam - zaśmiała się po raz kolejny, w odrobinę obojętny sposób wzruszając ramionami. Zupełnie tak jakby branie ślubu na drugiej randce (która nawet nie była randką) nie było wcale wyskokiem aż tak zadziwiającym.
Szybko jednak poszła w ślady przyjaciółki i rozgościła się w najlepsze na przygotowanym przez Lei kocu, jakby było to najwygodniejsze miejsce na świecie.
- Randkę? Och, trzeba się było lepiej zaanonsować, założyłabym ładniejszą bieliznę - zacmokała w jej stronę, wyciągając się leniwie na zajętym przez siebie miejscu. Tak szczęśliwie je sobie jednak dobrała, że akurat na sporą część twarzy padało słońce, przedostające się przez gałęzie zacieniającego drzewa. Wcisnęła więc na nos okulary przeciwsłoneczne i przez chwilkę rozkoszowała się całą sytuacją.
- Wiem - odpowiedziała w końcu z pełną możliwą pewnością. - Czuję się tak, jakbyśmy nie widziały się milion lat, a przecież nie jest z tym aż tak źle - zaśmiała się całkiem perliście. Wsparła się jednak na łokciach, okulary same zjechały jej na nosie tak, że mogła odrobinę podejrzliwie poprzyglądać się swojej przyjaciółce.
- Ej - rzuciła dosyć konspiracyjnie. - Ale to nie jest pewnie tak zupełnie bezinteresownie? - zrobiła wyraźnie zainteresowaną minę. Cóż, kiedy ona ostatnio aranżowała takie spotkanie na ploteczki, przyznała się Wyatt do swojego pachnącego jeszcze nowością małżeństwa, może tym razem to Leighton miała jakieś newsy z wyższej półki?
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nadrabianie towarzyskich zaległości nie było ulubionym zajęciem Leighton. Dużo bardziej zależało jej bowiem na regularnym kontakcie ze wszystkimi bliskimi osobami. Czasami jednak po prostu się nie dało; istniały terminy, spotkania, zobowiązania, które miały rangę priorytetu i ciążyły na barkach aż do momentu ich zakończenia. Wtedy z kolei pojawiało się poczucie winy, bo przecież zaniedbywanie rodziny oraz przyjaciół mogło mieć różnorakie skutki, a Wyatt miała wrażenie, że właśnie tym zajmowała się przez ostatnie lata, a więc cały okres pobytu we Włoszech.
To miał być zatem dzień zmian i jednocześnie przedwczesny dzień kobiet, gdzie do ciekawego spędzenia czasu i obdarowania się miłymi drobiazgami żadna z nich nie potrzebowała do szczęścia faceta. Były tylko one, gorący piasek, woda i dużo wina, które w takiej temperaturze pewnie nie miało zbyt wielkiej szansy na długie utrzymanie swojej jakości.
Naprawdę? – rzuciła wesoło, wzrokiem mierząc swój strój. Nawet jeżeli jej wygląd sugerował coś nieco odmiennego, to przecież wcale nie zależało jej na tym, by się wyróżniać czy wystroić jak imprezę wyższej rangi. Dziś znajdowała się na pograniczu domowej wygody i miastowej elegancji. – Ty też, ale to przecież nic nowego – zauważyła, spoglądając na Ainsley i przez kilka ulotnych sekund mierząc ją uważnym spojrzeniem. – Więc teraz wypadałoby się napić i rozwieść? – zaproponowała z brwią uniesioną w wymowny sposób. Oczywiście to nie tak, że sugerowała tego typu rozwiązanie, ale był to swego rodzaju bardzo okrężny sposób na to, by podpytać, jak układały się sprawy w małżeństwie i życiu we dwoje w ogóle. Przygody tego typu przez długi czas zwyczajnie Leighton nie dotyczyły, toteż zawsze z uwagą i szczerym zainteresowaniem zapoznawała się z historiami przyjaciółki. Aktualnie w gruncie rzeczy nie zmieniło się wiele, bo przecież przyjaźń z bonusami nie była żadnym zobowiązaniem.
Kiedy się upijemy, pewnie będzie mi wszystko jedno, ale doceniam tę sugestię – przytaknęła wesoło, kiedy Ainsley wspomniała o ładniejszym, bardziej wyjściowym komplecie bielizny. Tego typu rzeczy mogła jednak zachować dla małżonka, wszak celem Wyatt wcale nie było dobieranie się do jej koronkowych majtek. Dużo większy priorytet stanowiły pizza i wino. – Za kogo ty mnie masz, huh? Nie mogę zaprosić psiapsiółki na jedzenie, alkohol i plotki w blasku gorącego słońca? – westchnęła ciężko, udając oburzenie związane z tymi bezpodstawnymi, niemającymi absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością insynuacjami.
Miałam trochę czasu, pomyślałam, że będzie miło? – dodała zaraz potem, bo jeśli Ainsley liczyła na jakieś gorące newsy z życia koleżanki, to ta musiała ją niestety rozczarować - przynajmniej w teorii, bo w praktyce zadziało się naprawdę sporo.

Ainsley Remington
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Leighton Wyatt

Przy swojej niespecjalnie towarzyskiej naturze, za pewnego rodzaju błogosławieństwo uważała to, że przez jej dziesięcioletnią nieobecność w Lorne, większość miejscowych w jakiś cudowny sposób zapomniała o jej istnieniu, teraz więc była więc przyjezdną i jakoś nikt specjalnie nie chciał się namiętnie pakować do jej życia. W ten sposób została ze swoją sprawdzoną garsteczką przyjaciół i znajomych królika, co dawało jej komfort tego, że nawet w najbardziej gorącym okresie roku, nikomu nie zabraknie jej czasu czy uwagi. I tak jak dzisiaj, mogła się wygrzewać na plaży w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki, zamiast wciskać w terminarz jakiś kolejny trening, bo nie miałaby nic lepszego do roboty. Żyć nie umierać.
- A czy kiedykolwiek skłamałam, słodząc ci? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale śmiało można było je uznać za retoryczne, bo nigdy nie miało to miejsca. Ogólnie pani Remington była kiepska w rzucaniu jakimiś półprawdami, zawsze raczej nazywała rzeczy po imieniu, i kto jak kto, ale sama Leighton pewnie już nie raz się o tym przekonała. A kiedy Wyatt odpowiedziała w jej stronę taką samą uprzejmością, wyszczerzyła się szeroko: - Wiem - rzuciła z całą mocą, przeczesując palcami swoją fryzurę. Luźno puszczone lekkie loki w stylu nieładu artystycznego tego pewnie za bardzo nie potrzebowały, ale taki gest bardzo jej w tym momencie pasował. Nikt przecież nigdy nie mówił, że Ainsley - ten mały próżniak - należy do ludzi skromnych. Na pewno nie pod względem tego jak wygląda.
- Och - aż się zapowietrzyła, słysząc o tym nieszczęsnym rozwodzie. - Obawiam się, że Dick nie byłby taki wyrywny do dawania mi rozwodu - zaśmiała się jednak. Trzeba to bowiem przyznać, że po tym jak już doszli do siebie po ostatnim związkowym huraganie, było między nimi naprawdę dobrze. A na pewno na tyle, by nie zaprzątali sobie głów jakimikolwiek myślami o rozstaniu. Co to był w ogóle za idiotyczny pomysł. Aż się wzdrygnęła na samą myśl. Szybko więc postanowiła zmienić temat: - Zresztą. Dopiero co się zaręczyliśmy - zupełnie jakby była to najbardziej naturalna kolej rzeczy. - Niedawno. W Walentynki - zaśmiała się w głos, choć sama chyba nie wiedziała czy bardziej może bawić sam fakt zarwczyn po ślubie czy tego, że na dodatek dokonali tego w najbardziej komercyjne święto zakochanych. Mimo wszystko śmignęła swoją drobną dłonią przed przyjaciółką, by jak wszystkie te nakręcone idiotki w romantycznych filmach pochwalić się pierścionkiem. Ainsley była teraz w dobrym miejscu, jej szczęście było chyba aż widać.
- Powiem ci, że w natłoku wszystkich rzeczy, które przydarzyły się w ostatnim czasie, do kompletu brakuje mi jeszcze romansu z kobietą i gotowe, piekło już może zapłonąć - odpowiedziała przyjaciółce, gestykulując w odrobinę nazbyt przerysowany sposób. - Ale no wiesz, nie jesteś jakaś pierwsza lepszą, żeby nawet po pijaku startować do czegokolwiek w przypadkowej bieliźnie - zrobiła w stronę Leighton cwaną minkę, po czym znów zaczęła się śmiać. Brakowało jej takich niezobowiązujących spotkań, polegających głównie na gadaniu o głupotach. Bo o ile jej mąż również doskonale sprawdzał się w roli przyjaciela, z którym można było dywagować o zupełnie wszystkim, nie mógł zastąpić takiego zwyczajnego gadania z drugą kobietą.
- No tak - po chwili westchnęła smutno. - To tylko ja jestem tym podelcem, co to zaprasza podstępem a potem się okazuje z jak wysokiej półki ma newsy - teatralnie machnęła ręką i zrobiła nadętą minę. Szybko jednak wysunęła w stronę Wyatt język, wiedziała przecież że obie nie potrzebują żadnego specjalnego powodu żeby marnotrawić czas we wspólnym towarzystwie. Podciągnęła się do góry na łokciach, potem dosyć zgrabnie przechodząc do siedzenia. Poprawiła włosy jeszcze raz, uspokajając je opaską w której zastępstwie funkcjonowały dziś okulary, wsunięte właśnie wysoko, wysoko na czoło. Zerknęła na zorganizowaną przez Lei pizzę i urwała sobie na start mały kawałek.
- Co to za cudo? - zdążyła zapytać, zaraz jednak zajęła się jedzeniem jej, więc pewnie to była najlepsza odpowiedź. - Ale! - rzuciła niczym jakieś eureka, kiedy już udało się jej zjeść. - Jako, że u mnie nuda, opowiadaj co tam urodziło się u ciebie - popatrzyła w stronę przyjaciółki wyczekująco.
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czy ty kiedykolwiek skłamałaś? – doprecyzowała Leighton, unosząc brew. Nie miała wprawdzie pojęcia, co tak w stu procentach działo się w głowie przyjaciółki, ale byłaby skłonna postawić dość odważną tezę, że znała ją wystarczająco wiedzieć, by wiedzieć, że Ainsley należała do grona osób, od których uświadczyć można było wyłącznie prawdy. Nigdy nie analizowała, czy była to cecha pozytywna, czy może raczej taka niosąca ze sobą jakiegokolwiek sortu problemy. Niewątpliwie jednak uznawała to za coś niezwykle istotnego, również w kontekście ich własnej relacji. Wyatt bowiem niczego na świecie nie ceniła sobie tak, jak właśnie szczerości i autentycznego podejścia do świata oraz innych ludzi.
Jesteście chyba najbardziej robiącą wszystko na opak parą – skomentowała, ale oczywistym było, że z nieskrywaną ciekawością - a może nawet i odrobinę wścibsko - złapała przyjaciółkę za dłoń i przyciągnęła ją bliżej siebie w celu dokładnego zapoznania się ze zdobiącą jej palec ozdóbką. – Jest śliczny – przyznała w końcu, chociaż to wcale nie tak, że na tego typu analizę i wnioski potrzebowała aż tyle czasu. Najpierw musiała się zachwycić, potem zawalczyć z narastającym wzruszeniem, a potem podjąć próbę powrotu do normalnego stanu i tonu głosu. – Bardzo się cieszę, Ainsley. – To było widać, słychać, czuć. Nawet jeżeli sama Leighton we wszelkiego rodzaju bliskie relacje z mężczyznami była co najmniej kiepska, to nie było to jednoznaczne z przekonywaniem każdej poszczególnej koleżanki do swoich racji. Cieszyła się ich szczęściem, nawet jeżeli, mimo trzydziestu lat na karku, jej własnym priorytetem wciąż nie był wybór sukni ślubnej i smaku tortu weselnego, a praca, wernisaże, kolejne obrazy.
Powiedzmy, że dostaniesz drugą szansę. Na kolejnym pikniku ocenimy twoją bieliznę – zawyrokowała krótko, zaraz potem również zanosząc się śmiechem. Miała wrażenie, że od momentu powrotu do Lorne Bay widywała się z samymi mężczyznami, co w jakimś stopniu nakładało się z przemyśleniami blondynki. Nawet jeśli przedstawiciele płci brzydkiej teoretycznie nadawali się na kumpli, to jednak niewiele było chwil, gdy byli w stanie zastąpić typowo babskie plotki na zarezerwowane tylko dla kobiet sprawy.
Podobno najlepsza w mieście. Uwierzyłam na słowo, bo jeszcze nie do końca wiem, co i jak – wyjaśniła, wzruszając ramionami. O ile zdołała poznać wszystkie okoliczne sklepy meblowe i te oferujące asortyment potrzebny do wykonania remontu, o tyle trochę jeszcze gubiła się w miejscach przeznaczonych dla zwykłych śmiertelników. Miała ulubioną kawiarnię i ławkę w parku, to drzewo, pod którym siedziały obecnie, również mogło mieć aspiracje na bycie tym najlepszym, ale piekarnia z najsmaczniejszym pieczywem, cukiernia z najciekawszą ofertą ciast, pizzeria z pizzą taką, że zajadaliby się nią sami Włosi? To wszystko jeszcze musiała odkryć. – Czy u mnie się coś urodziło? Poza twórczym kryzysem? – mruknęła pod nosem, zaraz potem również częstując się kawałkiem placka. Nawet zrobiła kęs, nim podjęła się kontynuowania historii. – W ostatnim czasie jestem tak beznadziejna w swoim fachu, że mój agent musiał przylecieć aż z Włoch, żeby kopnąć mnie do pracy. Niekoniecznie poskutkowało, więc prawie wylądowaliśmy w łóżku – wyjaśniła pokrótce, spoglądając na Ainsley, której wielokrotnie wspominała o Bruno i łączącej ich współpracy - zawodowej, bo ta prywatna zaczęła istnieć od niedawna i Wyatt chyba sama była zaskoczona tym, w jakim kierunku poszła.

Ainsley Remington
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Leighton Wyatt

Zrobiła wyraźnie zamyśloną minę. Dla niej samej żadną nowością nie było, że kłamca był z niej żaden, ale...
- Uhhmmm... Ujmę to tak - próbować próbowałam wielokrotnie, nie wyszło mi chyba ani razu - rzeczone wyraźne zamyślenie rysujące się na jej twarzy przeszło szybko w przerysowaną minkę smutku (czyli podkówki w stylu firmowej mimiki De Niro), finalnie jednak kończąc na pewnego rodzaju konsternacji. Nawet ramionami na dokładkę wzruszyła obojętnie, bo między Bogiem a prawdą ona się wcale ze swoją prawdomównością nie czuła źle. Owszem, czasem obrywała po uszach za zbyt bezpośrednie wywalanie ludziom prawdy, ale do tej pory nie bo to na tyle dotkliwe, by odbiło się jakąś czkawką. Uważała to więc - nieskromnie - za jedną ze swoich zalet.
Uśmiechnęła się jednak słysząc nietypowy... hm, komplement? z ust przyjaciółki.
- Wiem - rzuciła pewnie, szczerząc ząbki. Zarzuciła przy tym trochę nonszalancko fryzurą, dla lepszego efektu, ale ten był już tak dobry że aż się sama z siebie roześmiała. - Jak widzisz bardzo ciężko, każdego jednego dnia, pracujemy na ten zaszczytny tytuł - dużo tej pracy nie było co prawda zamierzonej, albo było w tym sporo zasług szkockiej whisky z dobrego rocznika, ale faktu są faktami. Remingtonowie wrócili do swojego związku jak gdyby nigdy nic i po piętnastu latach rozłąki go po prostu kontynuowali, czego efektem jest krok w przód, czyli ślub. Kto by przecież przejmował jakimiś tam randkami.
- O, cudnie! Kupię sobie jakąś ładną, taką specjalnie dla ciebie - lekko zmrużyła oczy (choć pewnie ciężko było to zauważyć zza jej ciemnych okularów) i cmoknęła kilkukrotnie w jej stronę. Przez chwilę udawała powagę, ale na długo nie umiała tego utrzymać. Roześmiała się, ale nagle urwała ten dźwięk w jakimś nienaturalnym miejscu. - Ej - co było oznaką pewnego oświecenia następującego pod jej blond czuprynką. - Wiesz, przywieźli mnie tu kiedy miałam raptem pięć lat i zobacz ile czasu minęło, a ja nie jestem w stanie nazwać choćby jednej knajpy w mieście - westchnęła trochę smutno, po czym zapchała się kolejnym kawałkiem pizzy. Ta, owszem, była naprawdę tak dobra że śmiało mogla konkurować z innymi o miano najlepszej w regionie, o ile oczywiście tylko w niewielkim Lorne miała jakąkolwiek konkurencję.
I miała już z przejęciem zainteresować się twórczym kryzysem Leighton, gdy ta zaraz zupełnie swobodnie odpaliła za chwilę małą bombkę newsową i niewiele brakowało, a Ainsley z wrażenia zadławiłaby się powietrzem.
- Ej ej ej ej!! - zaczęła, wyraźnie ożywiona. - Jesteś wiedźmą! Wiedziałam, że są jakieś newsy większego kalibru - choć może takowych to sama Remington w ostatnim czasie miała aż nadmiar. - Ale uszeregujmy to, ten twój włoski przystojniacha zwalił ci się teraz na głowę i co? Jak? Możesz mi jakoś łopatologicznke wytłumaczyć jak można p r a w i e wylądować w łóżku? - dla Ainsley, której małżenstwo było nadal w (przedłużającej się, owszem) fazie miesiąca miodowego, wyładowanie w łóżku p r a w i e było niewyobrażalne. Ale raczej było to trudne, kiedy oni z mężem za to p r a w i e z tego łóżka nie wychodzili. Aby trochę uspokoić swoją niecierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedź, podjadała sobie w najlepsze pizzę. I jako, że miala przez to zajęte usta, gestami wskazywała Wyatt, by ta porządziła w końcu przyniesionym winem. Tego l r a w i e się po prostu na trzeźwo nie da.
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To akurat cecha godna podziwu, nawet jeżeli czasami nieco uciążliwa – przytaknęła ze szczerą aprobatą, choć niewątpliwie braki w umiejętnym sprzedawaniu ludziom z bliższego lub dalszego otoczenia kłamstw mogły nieść ze sobą nieco bardziej problematyczne konsekwencje. Leighton nie uważała, by brak autentyczności był odpowiednim środkiem do osiągania celu, ale czasami niewątpliwie lepiej było nieco rozminąć się z prawdą lub całkowicie ją ukryć. – Przynajmniej wiem, że kiedy razem pójdziemy na zakupy i będę wyglądać w czymś grubo, to mi o tym powiesz – dodała jeszcze, zaraz potem sięgając po wino, którego spory łyk zrobiła. Chociaż w kwestiach mody zazwyczaj kierowała się własnym gustem oraz tym, w czym faktycznie czuła się dobrze, to jednak nie wykluczała konieczności kupienia czegoś po przeprowadzeniu narady z przyjaciółką.
Widzisz, może to naprawdę znak, że powinnyśmy skoczyć do jakiejś galerii? – zaproponowała, poruszając zabawnie brwiami. Od przyjazdu do Lorne Bay nie miała okazji być w żadnym porządnym sklepie, a sporego nakładu finansowego wymagała nie tylko sama podróż do Australii, ale również urządzenie się w nowym mieszkaniu. Nie miała zatem ani możliwości, ani czasu, by zadbać o siebie czy swoją garderobę, a była pewna, że taka forma spędzenia razem czasu również mogłaby przypaść im do gustu, nawet jeżeli okoliczne galerie handlowe nijak miały się do tych, które znały z wielkiego świata. – Nie wierzę, że jest ich tutaj aż tyle? – dopytała, biorąc kolejny kawałek pizzy. Zdążyła wprawdzie odwiedzić najważniejsze miejsca w mieście oraz te bezpośrednio związane z miłymi wspomnieniami z dawnych lat, ale wciąż nie rozeznała się w miasteczku na tyle, by móc ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że zdołała poznać je na nowo, toteż wiele miejsc, w tym tych związanych z jedzeniem, pozostawało dla niej tajemnicą.
Och, proszę – westchnęła przeciągle, wywracając przy tym oczami. Starała się podejść do sprawy ze spokojem - w przeciwieństwie do momentu, którym zdążyła napomknąć w toku ich rozmowy. Wtedy dała się ponieść zdecydowanie zbyt wielu emocjom i po dziś dziś nie miała pojęcia, jak powinna była sobie z tym poradzić. – I miał dopilnować, żebym w końcu ruszyła z pracą, bo od kilku tygodni nie namalowałam absolutnie niczego – wyjaśniła ze spokojem, choć był on tylko pozorny, wszak w głowie kłębiło się jej mnóstwo nielogicznych, chaotycznych myśli. – Zamiast tego postanowił zostać dłużej i wynająć dom, który pojechaliśmy razem obejrzeć – dodała po krótkiej pauzie, celowo dawkując Ainsley ilość informacji oraz związanych z nimi odczuć. – W sypialni zaczęliśmy się wygłupiać, doszło do chwili macanek i pewnie poszlibyśmy o krok dalej, gdyby nie to, że byliśmy akurat w tym domu, a za ścianą czekała na nas agentka – podsumowała krótko, marszcząc nos w geście dezaprobaty dla takiego zakończenia tej historii. Nie była tylko pewna, czy bardziej żałowała własnego zachowania, wszak było ono dziecinne i dużo bardziej pasowało do cierpiących na nadmiar buzujących hormonów nastolatków, czy jednak tego, że wszystko działo się w posiadłości, której Bruno wtedy jeszcze nie zdążył wynająć. – Teraz jest dziwnie i mamy ciche dni – dorzuciła markotnie, bo nie tego spodziewała się po przyjeździe Shepherda do Lorne Bay.

Ainsley Remington
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Leighton Wyatt

Zmarszczyła nieco nos, zastanawiając się nad tym co właśnie powiedziała jej Leighton.
- Pytanie czy uciążliwa dla mnie czy dla świata? - zaśmiała się odrobinę. Pewnie to przychodziło po prostu wraz z wiekiem, kiedy człowiek chociaż zbliżał się do bycia tym dojrzałym, ale ostatnio i tak łatwiej przychodziło jej gryzienie się w język. Kiedy bowiem była młodsza, jej prawdomówność zakrywała czasem wręcz o bezczelność, przez co w pewnych kręgach uznawana była za co prawda nieszkodliwą, acz mocno pyskatą.
Rzuciła w jej stronę zdziwione spojrzenie. I wcale nie była zdziwiona akurat jej propozycją, a z góry raczej swoją odpowiedzią:
- Czy ty wiesz - zrobiła dramatyczną pauzę. - Że nie byłam na porządnych zakupach już z dziesięć lat? no dobra, może przesadzam. Z osiem - serio zaczęła się zastanawiać kiedy ostatnio poświęciła dobre kilka godzin swojego życia by kupić - lub pomóc to zrobić komuś - coś, co się realnie podoba. Od lat w końcu większość rzeczy albo dostaje, albo kupuje jej stylista i faktycznie w tym temacie nie obchodzi jej już prawie nic. - Jest tu w okolicy cokolwiek sensownego? Jezu - zaśmiała się. - Już rozumiem czemu często ludzie miewają mnie za tą odklejoną, mieszkam tu na stałe od pół roku a nie ogarniam tak podstawowych spraw jak obecność galerii handlowej - pokręciła głową z niedowierzaniem. W wolniejszej chwili musi się jednak bardziej przyłożyć do tego swojego tutejszego życia i się zainteresować potencjalnie tak przyziemnymi sprawami jak to, jakie w okolicy są sklepy. Czy restauracje. O czym właśnie teraz. - Ilości tych również nie ogarniam - zrobiła rozczarowaną minę, po czym jednak zaśmiała się po raz kolejny. - Ale! Zamawialiśmy ostatnio sushi z jednej i było naprawdę niezłe. Może nie poziom londyńskiego Nobu, ale naprawdę przyzwoite - jeśli Ainsley w ten sposób próbowała udowadniać, że potrafi się odnaleźć w normalnym i przyziemnym życiu, to akurat w tym nie była mistrzynią, a wręcz robiła to fatalnie bo efekt był chyba całkiem odmienny od tego zamierzonego. Właśnie zdała sobie z tego sprawę i postanowiła skutecznie odbić piłeczkę, całkowicie przenosząc temat na samą Leighton. Zacmokała kilkukrotnie w powietrzu, po drodze załapała się na drugi kawałek pizzy, którego kawałek przeżuła, licząc chyba na to że monolog jej przyjaciółki potrwa odpowiednio dłużej i zdąży zjeść. Nie zdążyła.
- Kochanie - aż się zakrztusiła z wrażenia. Kiedy wróciła do siebie, postanowiła kontynuować, najpierw rozglądając się na boki, czy aby na pewno może poruszać odpowiednie tematy na głos. - Gwarantuję ci, że gdyby to mój mąż zostawił mnie po samych macankach i nie dokończył dzieła później, też byłoby dziwnie i mielibyśmy ciche dni - mówiła jak najbardziej poważnie mogła. - A nam przerwać może konieczność ratowania życia i mienia a nie byle agentka nieruchomości - wszystko wyolbrzymiała wręcz teatralnie i to w tak przerysowany sposób, że cudem się jeszcze nie roześmiała. W końcu jednak na jej twarzy pojawił się najpierw wąziutki uśmieszek, który szybko stał się jednym z tych szerokich. I finalnie zaśmiała się w głos. - Przepraszam, nie powinnam się śmiać, wiem. Ale... - no i tu serio włączył się tryb troskliwej przyjaciółki. - Może o to chodzi? Że no... Mam fatalnie niski zasób słów. No, że chodzi o coś więcej? Może daj się temu ponieść? Wiesz, motyle w brzuchu, euforia zakochania, dobry seks... Zobaczysz, wena sama wróci - strzeliła w jej stronę cwanymi brewkami i zaczęła się przyglądać badawczo, jakby w ten sposób mogła - z jej pierwszej reakcji oczywiście - wyczytać czy przypadkiem jej propozycja wcale nie leży gdzieś obok tego, jaka jest racja.
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No co ty? – mruknęła, marszcząc nos, wszak wyznanie przyjaciółki brzmiało co najmniej zaskakująco. I to wcale nie tak, że sama Leighton była zakupoholiczką, który cały wolny czas spędzała w centrach handlowych. Niewątpliwie jednak lubiła dobrze wyglądać i podobać się samej sobie, toteż w jej garderobie nie brakowało ani wygodnych jeansów, ani zwiewnych sukienek. Nigdy też nie odmawiała sobie dodatków pokroju torebek czy biżuterii, nawet jeżeli w tym temacie stawiała raczej na minimalizm. – Nie widać tego po tobie – zauważyła, mierząc ją uważnym spojrzeniem, chociaż na pewno nie krytycznym. Właściwie można by się w nim doszukiwać podziwu, bo przecież Ainsley zawsze prezentowała się tak samo dobrze, toteż Wyatt trudno było uwierzyć w ewentualne braki w jej szafie. – Nie mam pojęcia, ale ja mam usprawiedliwienie, bo przecież wróciłam niedawno – skomentowała przez śmiech, niespecjalnie przejmując się ewentualną opinią ludzi zarówno o sobie, jak i o przyjaciółce. Najważniejsze przecież, że one widziały siebie nawzajem w samych superlatywach. – Możemy zrobić wycieczkę po okolicy i zwiedzić wszystkie galerie, na które natrafimy po drodze. Co ty na to? – Nie brzmiało to wprawdzie jak przygoda pokroju nurkowania z rekinami albo wspinania się na najwyższy szczyt świata bez jakiegokolwiek technicznego i fizycznego przygotowania, ale Leighton starała się dopasować rozrywki do ich możliwości i doświadczeń. Samochodowa wycieczka po okolicznych miastach jawiła się zatem jako bezpieczne rozwiązanie - dla nich, nie zaś dla ich portfelów. – Zjadłabym sushi. Mogłam je przywieźć. Chociaż pizza to chyba neutralny wybór i przynajmniej nam nie zaszkodzi – mruknęła ni to zadowolona, ni to w dezaprobacie. Znajdowała się gdzieś pomiędzy, wszak doceniała przyzwoity smak włoskiego dania, ale jednocześnie trochę żałowała, że nie postawiła na coś bardziej luksusowego, co by razem z Ainsley mogły przypomnieć sobie, jak to było bawić się w wielkim świecie.
Kochanie – zaczęła, trochę przyjaciółkę przedrzeźniając. Wiedziała, że ta miała jak najlepsze zamiary, ale przecież ich miłosna sytuacja znajdowała się na zupełnie innych, skrajnie przeciwległych krańcach. – Przypominam ci, że nie mam męża, a wszystko działo się w domu, którego Bruno nie zdążył wtedy jeszcze wynająć – dodała, spoglądając na kobietę w wymowny sposób. O ile cała sytuacja jawiła się w oczach Leighton jako cholernie ekscytująca i na swój sposób nawet podniecająca, to jednak na koniec dnia wolałaby pewnych widoków oszczędzić zupełnie obcej osobie. Zwłaszcza, że posiadłość robiła wrażenie i Wyatt nie chciałaby, aby Shepherd stracił szansę na jej nabycie. – Jasne, to brzmi świetnie. Daj się ponieść, co będzie, to będzie. Może z innym facetem owszem, ale z nim nie. Zaczniemy ze sobą sypiać, potem się zaangażujemy, a na sam koniec spektakularnie rozstaniemy i szlag trafi zarówno związek, jak i dotychczasową współpracę – skwitowała, pewnie dość mocno rozpędzając się w snuciu tych wszystkich czarnych scenariuszy, ale aktualnie panująca między nią a Brunem atmosfera wydawała się niezwykle dosadnym przykładem tego, co mogłoby się zadziać, gdyby im nie wyszło, gdyby okazało się, że zupełnie do siebie nie pasowali i gdyby przestali dogadywać się na każdej możliwej płaszczyźnie.
Nie powinno się mieszać seksu i pracy – podsumowała, znów sięgając po wino i tym razem pozwoliła sobie na dużo większego niż dotychczas łyka.

Ainsley Remington
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Leighton Wyatt

Zamyśliła się jeszcze chwilę. Właściwie to nigdy nie była specjalną fanką robienia zakupów stacjonarnie, za wielce przydatne w pewnym czasie zaczęła uważać więc te internetowe, ale między Bogiem a prawdą nawet tych nie musiała robić zbyt często.
- No właśnie - pokiwała twierdząco głową, na swój sposób rozumiejąc zdziwienie swojej przyjaciółki. - Jest sobie ktoś, kto lepiej wie w czym powinnam chodzić i regularnie asystent mi tylko te rzeczy zwozi - zaśmiała się trochę. Dla kogoś jak Ainsley - nielubiącego zakupów plus niespecjalnie mającego czas na ogarnianie tego co aktualnie jest trendy, a co już dawno powinna sobie darować, to było pewnego rodzaju błogosławieństwo. - Wiesz, ja się po prostu na tym nie znam. A może inaczej, mi jest wszystko jedno czy mam na tyłku jeansy z Zary czy to jakieś Balmain, czy jak to się tam nazywa - wzruszyła lekko ramiona, serwując przy tym jeden z tych rozbrajających uśmiechów. Jednak każdą okazję do spotkania akurat z Leighton uznałaby za wartą zachodu, nie byłaby więc w stanie odmówić jej nawet jakiegoś rajdu po okolicznych galeriach handlowych. Bo przecież nawet na takim wygwizdowie powinna być więcej niż jedną, prawda?
- Powiem ci, że przydałoby się w ogóle zapoznać z okolicą. Nie mam specjalnego pojęcia co tu w ogóle jest - zaśmiała się lekko, robiąc przy tym lekko przepraszającą minę. Cóż, śmiało mogla założyć że Lorne Bay które pamiętała jeszcze z czasów swojej szkoły średniej, a to teraz to już mogły być jakby dwie zupełnie inne mieściny. A ona w końcu ciągle nie miała czasu, by jakieś ewentualne braki nadrobić (cóż, miesiąc miodowy zobowiązuje). Czemu więc nie zrobić tego w tak doborowym towarzystwie?
Kiedy Wyatt wspomniała sushi, ona sama westchnęła.
- A ja rybę z frytkami. Taką trochę podłą. Z Poppies. - i nawet jakąś teatralnie przerysowaną smutną minkę zrobiła. Usta wygięte w podkówkę, takie tam. Między Bogiem a prawdą Ainsley nigdy specjalnie związać się z Australią nie umiała. Jej domem zawsze były Wyspy, czy to ukochana Szkocja, czy Londyn gdzie spędziła właściwie całe swoje dorosłe życie. I tak, była teraz tutaj na miejscu wręcz niedorzecznie szczęśliwa, ale póki co chodziło o to z kim, a nie gdzie. Wszelkie zasługi w tym aspekcie mógł sobie przypisywać jej drogi mąż, a nie urocze okoliczności przyrody prażącego jak piekło królestwa Kangurów.
Szybko jednak udało się jej z tego pełnego tęsknoty za angielską zimą (!) zamyślenia, wyrwać. Zaśmiała się w głos.
- Ty mi tu nie kochaniuj - pogroziła jej palcem jak jakaś surowa nauczycielka i nawet zacmokała z pewnym przekąsem. - Uwierz mi, że ani ja ani Dick nie potrzebowalibyśmy obrączki, żeby niedokończonie t a k i e j sprawy mogło załatwić ciche dni - pokręciła przecząco głową, jakby w ten sposób dodatkowo mogła potwierdzić swoje słowa. - Ale wynajął właśnie ten dom czy nie? Bo jak tak to teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście mogli wrócić dokładnie w to samo miejsce i po prostu dokończyć co zaczęte - zaśmiała się lekko. Pewnie nie była to najwłaściwsza z możliwych rad, jakie mozna usłyszeć od swojej przyjaciółki, ale zakochana Ainsley nie widziała zupełnie nic zdrożnego w tym, by dać się ponieść swoim uczuciom. W końcu gdyby nie to, Dickowi nie zawidziałoby się ich powrotu, a ona sama w końcu nie zostałaby jego żoną. To jest pewna magia, której nie można przeszkadzać. Spoważniała jednak, słysząc dalszy ciąg jej wypowiedzi.
- Powiem ci pewną uniwersalną prawdę - interesy i pieniądze łączą ludzi skuteczniej niż śluby i dzieci. Spójrz, Adam jest ostatnią gnidą i najchętniej przy pierwszej okazji dziabnęłabym go w oko widelcem, ale jego firma nadal reprezentuje moje interesy. Związek się skończył, seks się skończył a wspolpraca nie. Byle seks nie powinien więc być przeszkodą - na samo wspomnienie swojego jakże odżałowanego eks się odrobinę zjeżyła. Aby więc wrócił jej dobry humor, skutecznie przepiła to sporą ilością wina. - Czy istnieje w ogóle coś takiego jak byle seks? Co ja w ogóle gadamy? - zaśmiała się w głos.
ODPOWIEDZ