obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Kiedy kąciki jego ust gnały ku górze, sprawiając, że twarz jego rozjaśniła się i odmłodziła o kilka lat (nadciągająca trzydziestka była p r z e r a ż a j ą c a), począł uderzać dłońmi o swoje kolana w rytm piosenki lecącej akurat cicho z trzeszczącego radia. Nirvana, chyba smells like teen spirit, ale nie miał pewności. To, co jednak miało dodać mu pozornej pewności siebie, było po prostu wynikiem zdenerwowania. I być może niezrozumienia w którym momencie zaczęło łączyć ich coś niemal uzależniającego. — Jesteś jednym z tych grzecznych chłopców, Terry? — tylko się przecież drażnił. Tylko poszukiwał jakiejś słownej zaczepki, którą mógłby się mu odwdzięczyć. Przecież po prostu było zabawnie, przecież po prostu rozmawiali. Poznając się. — Skąd wiesz, że mnie już nie zgarnęli? Powinieneś wziąć poprawkę na to, że chociaż jestem niewidomy, mogę wciąż być… — zaczęło się dobrze. Ze śmiechem i swobodą, które prowadzić miały tę rozmowę labiryntem docinek, niewinnych żartów i swego rodzaju flirtu, co należało w końcu przyznać otwarcie. Tyle że nie był wcale gotowy na podejmowanie tematu, który definiował całe jego życie, nawet jeśli nie odnosił się do niego wprost. — niebezpieczny — dokończył po kilku sekundach przerwy, w tak pusty sposób, że należałoby to jakoś wyjaśnić. Tyle że nie potrafił. I nie chciał. Sięgnął więc na oślep przed siebie, a gdy palce jego napotkały odpowiedni przycisk radia, podgłośnił nieco melodię przeplataną z białym szumem. — Fatalne porównanie Burkhart, f a t a l n e — a mimo to się zaśmiał. Bo chyba wcale nie uważał tego za nieodpowiednie, złe bądź nietrafione, ale po prostu łatwiej było powiedzieć coś takiego, niż kolejny raz podkreślić, że będzie próbować. Że zależy mu naprawdę, nie tylko w żartach na tym, by zyskać jego pełną sympatię. Uczucia, z którymi nie wiedziałby co zrobić.
Nie warto, i tak przegrasz. Co roku zdobywam tytuł mistrza w tej grze — mimo tamtej niezamierzonej pauzy, będącej drzazgą w jego sercu (bo — to trochę głupie — nie chodziło wcale o Michaela, a o to, że w istocie był człowiekiem niebezpiecznym. On, Dante Ainsworth, koleś, który nie potrafił posmarować kromki chleba masłem tak, by nie narobić przy tym bałaganu i się nie wybrudzić. Myślał czasem, że równie dobrze można by go nazywać giermkiem jednego z najgroźniejszych morderców i że wobec tego sam powinien gnić teraz w więzieniu) znów się uśmiechał. O swobodzie jednak mógł już zapomnieć. — Wiem, że wstępnie zakładaliśmy dotrzeć do Alice Springs w nocy, ale myślę, że jednak lepiej będzie zrobić gdzieś po drodze przerwę — nie miał pojęcia czemu czuje się tak n i e w ł a ś c i w i e wymawiając te słowa; zupełnie tak, jakby składał mu jakąś niemoralną propozycję. — Jesteśmy na jakimś kompletnym pustkowiu czy jest tu coś więcej, niż upiorna pustynia? — dodał jeszcze, bo może dobrze zrobiłoby im mu, gdyby na jakiś moment mogli rozprostować nogi.

terence burkhart
stolarz, właściciel — plane wood carpenter
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
nigdy nie byłem szalony, nie tak naprawdę; może z wyjątkiem chwil, kiedy wzruszało mnie serce
Choć nie świadczyło to o nim najlepiej, szczególnie zważywszy na okoliczności — to jest, że jego brat był przebiegłym, obłudnym socjopatą, z którym nic wcale nie miało go łączyć — cieszył go fakt, że przy Dante tak wiele był w stanie ukryć. Na przykład wyraz swojej twarzy, kiedy dotarło do niego, że mężczyzna w istocie z nim f l i r t u j e. I to w sposób, który p a r a l i ż o w a ł go swoim ukrytym znaczeniem — bo jak niby, do wszystkich przeklętych, nieistniejących bogów, Terence miał zapytać go filuternie, bez ani grama niepokojącego wzruszenia: a co, lubisz niegrzecznych chłopców? Całe szczęście, i brunet wkrótce to spostrzegł. Wtedy, kiedy zawiesił swój głos w napięciu, wypowiadając słowo, które definiowało nie tylko całe jego życie, ale też ich relację: n i e b e z p i e c z n y.
Dlatego pozwolił, by po wnętrzu auta rozlała się głośna melodia. Dlatego nie nawiązał w żaden sposób do alarmującego tonu, jaki przyjął brunet kilka sekund wcześniej. Dlatego nie zapytał, czy wszystko w porządku, bo sam nie chciał pewnych kwestii poruszać. Choć powinien. Powinien, cholera, na samym początku ich znajomości. Teraz jednak wydawało mu się, że jest na to wszystko za późno.
Kiepskiej jakości żart o niekompetentnych kobietach za kółkiem podziałać miał więc za rozładowanie napiętej atmosfery — słysząc wobec tego szelest jego srebrzystego śmiechu, odetchnął z niewysłowionych rozmiarów ulgą. Oznaczało to bowiem, że na powrót mogli się przenieść w świat kłamstwa uznającego, że nikt taki jak Michael Kemper nigdy nie istniał. I że w ich znajomości nie ma nic niepokojącego. — Cokolwiek rozkażesz — wyrwało mu się, wraz z posłanym mu, figlarnym mrugnięciem powieki, które to — zrozumiał to dopiero po chwili — wcale nie miało spotkać się z jego spojrzeniem. Bo on wcale nie widział. — Znaczy, jasne; myślę, że to dobry pomysł — doprecyzował, z niewyjaśnionego powodu czując, jak serce rozbija mu się po żebrach, choć od minionego roku nic takiego mu się nie zdarzyło. — Już sprawdzam — zapowiedział, wysuwając się przez otwarte wcześniej drzwi i opierając się o dach samochodu, rozejrzał się dookoła. — Chyba widzę cmentarz. Jakieś dwa kilometry stąd — oznajmił, mrużąc powieki, by dostrzec coś w promieniach popołudniowego słońca. — A poza tym pustynia. Następnym razem zabierz mnie na Bahamy z łaski swojej — westchnął, wsuwając się na powrót na siedzenie kierowcy i obdarzając go jednym ze swych uśmiechów. — Dlaczego twój przyjaciel nie mógł z tobą pojechać, Dante? To przecież ważna sprawa. Możesz odzyskać wzrok — zaczął nieoczekiwanie, przyjmując poważny ton i dziwiąc tym tematem samego siebie.

dante ainsworth
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Zaczynał odzywać się w nim strach. Nie ten, który stale towarzyszył mu na salach sądowych i nie ten, którego zaświadczył w domu Michaela; strach tak l u d z k i, prozaiczny, że niemal przyjemny. Miał wrażenie, że pomiędzy kolejno wnikającą w skórę sekundą milczenia obaj, coraz śmielej, zdawali sobie sprawę z tego, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Niewinność wymawianych słów pozostawała wyłącznie echem, przynajmniej dla Dantego; nie było szans, by wycofać się z któregokolwiek z rzuconych beztrosko zdań. Strach jednak obejmował sobą głównie niepewność związaną z tym, jak do wszystkiego podchodzi Terry. Bo często milczał. Bo zasłaniał się ciszą, będącą dla Ainwsortha czymś zaskakującym. — Gdzieś w okolicach Tennant Creek? Zastanawiałem się nad tym już wcześniej — bo to wcale nie tak, że zdążył to wszystko wcześniej nikczemnie zaplanować; na nazwę tego miasteczka natknął się jeszcze wtedy, kiedy sądził, że to Achilles z nim pojedzie. Myśląc o tym teraz dochodził do wniosku, że to i tak nie mogło się udać, to jest — tak długa podróż z Cosgrovem. — Myślałem raczej o czymś w rodzaju Laponii, żeby odpocząć od tych upałów — odparł z uśmiechem, odnajdując wytchnienie w prowadzonych przez nich rozmowach. Nawet jeśli kryły się w nich ukryte znaczenia i niedomówienia — było to wciąż lepsze niż skupianie się na wydarzeniach sprzed roku bądź Achillesie, o którym, być może od czasu rozmowy z Jasperem, myśleć nie lubił. Całe to myślenie w ogóle mu nie wychodziło, jako że odbijało wciąż w niewłaściwe kierunki. — Chodźmy na ten cmentarz — zarządził więc, kiedy padło pytanie, którego wolał uniknąć. Wygramolił się niezgrabnie z samochodu, wyciągnął swą laskę i zaczął maszerować w kierunku, jak sądził, cmentarza, ale równie dobrze mógł właśnie wkraczać na teren kompletnego pustkowia. Wątpił też, by udało się im dotrzeć do tego nieatrakcyjnego miejsca, ale musiał choćby na chwilę wydostać się z samochodu. — Miał ważniejsze sprawy na głowie. No i według niego ta podróż to strata czasu — odezwał się ponownie dopiero po chwili, układając sobie te zdania uprzednio w myślach. Bo nie chciał wcale, mimo swej złości, obarczać Achillesa jakimikolwiek pretensjami — powód jego nieobecności sprowadził więc do najprostszego wyjaśnienia. — I pewnie ma rację — dodał obojętnie, choć wciąż naiwnie wierzył w to, że w końcu komuś uda się go naprawić.

terence burkhart
stolarz, właściciel — plane wood carpenter
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
nigdy nie byłem szalony, nie tak naprawdę; może z wyjątkiem chwil, kiedy wzruszało mnie serce
Zatrzymując w granicach swoich myśli te dwa konkretne słowa — Tennant Creek, ważył je, rozdzielał i łączył na nowo, by wreszcie przekonać się, że kilka minut wcześniej faktycznie dostrzegł je na mapce porastającej cząstkę deski rozdzielczej. — Nie jestem pewien, już sprawdzam — zapowiedział, wodząc palcami po nawigacji w sposób mający przynieść im odpowiedź. — To jakieś pięć godzin stąd — oznajmił, kiedy na powierzchni ekranu wymalowały się już dzielące ich od wspomnianego miasta kilometry, układające się w trzycyfrową wróżbę długiej podróży. Pewnie powinien być już przyzwyczajony — spędzając w Australii całą swoją młodość i część dorosłości, zdążył nauczyć się, że tu wszędzie jest daleko. Że każdą drogę porasta pustynny biom, a w każdym zakamarku czai się owad, pajęczak albo ptak gotowy obedrzeć się z bicia twojego serca. Tylko że dzisiaj, wyjątkowo, pokonywana droga i cała ta australijska otoczka okropnie mu się naprzykrzała — nie tylko przy Dante nie potrafił skupić się na jeździe, ale też z każdą chwilą coraz bardziej obawiał się możliwego zakończenia ów podróży, której bynajmniej nie można było określać już mianem niewinnej. — Tam też masz coś do załatwienia? — zapytał, nie tyle z czystej uprzejmości, co zwykłej potrzeby logistycznego uporządkowania ich wyprawy. Nie myślał o motelu. O tym, że po raz pierwszy przyjdzie im spędzić noc w jednym miejscu i że będzie musiał słownie oprowadzić go po wyposażeniu niewielkiego pokoju. Że być może Dante zagubi się gdzieś pomiędzy obcymi krawędziami, albo snując się nad ranem napotka na przeszkodę w postaci nocnej szafki, która odbierze mu grunt pod nogami i że Terence wówczas zmuszony będzie wykazać się prawdziwą zaradnością i opanowaniem, wmawiając sobie, że podobne sytuacje są całkowicie n o r m a l n e. Że później leżąc między zmiętą kołdrą a szorstką pościelą, z tyłu głowy nieustannie będzie krążyć mu tylko myśl, że kilka kroków dalej, za cienkim materiałem drzwi, Dante też przeklina w myślach tę bezsenną noc, otoczoną pogniecioną kołdrą i niewygodną pościelą. I o tym, że to wszystko tak bardzo jest nieodpowiednie. Złe. O tym właśnie myśleć nie chciał.
Choć więc wyprawa na cmentarz wydała mu się cudacznym pomysłem, którego realizacja w lejącym się nad ich głowami upale nie wydawała się zbyt rozsądna, zamiast zaprzeczyć, delikatnie się zaśmiał, uznając, że doskonale odciągnie to jego myśli od niechcianych tematów. — Po co chcesz tam iść? — czasem — to jest raczej częściej, niż rzadziej — też go nie rozumiał. I to chyba czyniło ich relację tak szalenie intrygującą, choć Burkhart zdecydowanie powinien stronić od podobnych epitetów. Zamiast jednak od razu podążyć ainsworthowym śladem, przede wszystkim po to, by wskazać mu odpowiedni kierunek (naturalnie brunet obrał błędny), sięgnął na tylne siedzenie po dwie butelki mineralnej wody, teraz paskudnie nagrzanej od promieni słonecznych, a obejmując je następnie między torsem a prawym przedramieniem, wciągnął na twarz przeciwsłoneczne okulary i zamknął z hukiem drzwi. I wtedy dopiero zrównał się z Dante krokiem. Problem polegał jednak na tym, że nie tylko fatalnie zgrali się w tej chwili — Dante plącząc mu nogi swoją pechowo skierowaną białą laską, Terry plącząc mu laskę swoimi nogami — ale też słowa osiadające nad ich głowami nadać miały całej podróży całkiem innego wydźwięku. Bezwiednie układając swą dłoń na jego ramieniu i tam zaciskając też palce, znów nieznacznie się zaśmiał i pokręcił głową. — Musisz skręcić w prawo — powiedział, wciąż jeszcze trwając w tej osobliwej pozycji, mającej początkowo pomóc im tylko w zyskaniu stabilności. — Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to wcale nie jest stratą czasu — wyznał, ściszając nieco brzmienie swojego głosu i nie potrafiąc powstrzymać biegu myśli zastanawiających się, dlaczego Ainsworth wiązał swoje życie z ludźmi podłymi — z Michaelem, z mężczyzną początkowo mającym pomóc mu w dotarciu do Alice Springs, no i z Terrym.

dante ainsworth
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Wierzył, że złożona propozycja jest, mimo wszystko, odczytywana przez niego jako sugestia zupełnie niewinna; nie chodziło przecież o realizację jakiegoś diabolicznego planu uwiedzenia go, bo już samo myślenie o tym napawało go przerażeniem. Czasem, kierowany w większej mierze wiadomościami wymienionymi z Pearl, faktycznie miał nadzieję, że stanie się c o ś. Zasadniczy problem polegał jednak na tym, że Dante po pierwsze nie wiedział, czego chce, po drugie nie miał najmniejszego pojęcia o tym, w jaki sposób flirtuje się z mężczyznami, a po trzecie — co było myślą nieśmiałą — nie chciał, by to cokolwiek, co mogło się zdarzyć, było dla Terry’ego pozbawione znaczenia. Bo sam, już teraz, zdążył zaangażować się w tę znajomość chyba zbyt mocno. — Jak chcesz, to możemy zrobić przerwę wcześniej. Albo później. Po prostu nie powinieneś prowadzić całą noc — od tego powinni byli zacząć; jasnym było przecież, że po kilkugodzinnym locie i związanym z nim zmęczeniem, dalsza część trasy powinna zostać podzielona. Nie musieli się przecież spieszyć, a tego typu przystanki nie miały wcale wydłużyć całego wyjazdu. Mimo to nie uważał, że dalsze, wnikliwe tłumaczenia są konieczne. — Ale tak, chciałbym w Tennant sprawdzić, jaką mają jakość łóżek — dorzucił filuternie, przez krótką chwilę tkwiąc w nierealnej nadziei na to, że już pojutrze, jakimś cudem, odzyska wzrok. Terry był bowiem zagadką; tajemniczość jego przeszłości (która, swoją drogą, nie przeszkadzała mu w żadnym stopniu) dźwięczała także w każdym wymawianym przez niego zdaniu. A Dante chciał wiedzieć. Czy się mu podoba. Czy go lubi. Czy uśmiech poprzedzający śmiech, dostrzegany w tonie jego głosu, jest wyrazem sympatii czy wyuczonego, nieistotnego gestu.
Lubiłem kiedyś czytać epitafia — wyjaśnił, a choć przy tym zaśmiał się i wskazał, że tym samym żartuje, nie zawierało się w tym kłamstwo; kiedyś naprawdę lubił porównywać nagrobne wiadomości, poszukując wśród nich tych najbardziej groteskowych. Idąc jednak przed siebie — nie miał pojęcia dokąd — nie liczył wcale na to, że Terry czytać będzie mu pożegnania złożone bliskim; Dante po prostu potrzebował nabrać do tego wszystkiego dystansu. Odetchnąć, choć prędko okazało się, że wewnątrz samochodu było chłodniej. I kiedy tak myślał o tym, by nie popełnić już żadnej głupoty, natrafił laską na coś, co okazało się burkhartową nogą. Przeprosiwszy go dostrzegł, że po raz pierwszy czyjś niezapowiedziany dotyk nie wzbudził w nim tego absurdalnego, paranoicznego lęku; nie tylko więc pozwolił się mu pokierować, ale przez moment liczył także na to, że Terry swojej dłoni nie cofnie. — Nie, nie będzie — powtórzył za nim, nieco zwalniając. Bo faktycznie nawet ze świadomością rozczarowania, jakiego dozna w klinice w Alice Springs, nie byłby w stanie stwierdzić, że wyjazd ten był nieudany. Nawet jeśli… — Terry? — ale w chwili, w której zatrzymał się i uśmiechnął w sposób nieśmiały, zza ich pleców dobiegła salwa samochodowego klaksonu. Nieco żałował, że pomoc drogowa dotarła tak prędko; kiedy jednak czekał nieopodal samochodu, podczas gdy Terry rozmawiał z mechanikiem, myślał, że dobrze się stało — dobrze, bo nie zdążył zaprzepaścić ich znajomości jakimś infantylnym pytaniem, prośbą, wyznaniem. Później, siedząc znów na tym samym miejscu, starał się podtrzymać rozmowę — opowiadał mu na przykład o seryjnych mordercach, epitafiach które zapamiętał z Sydney, i o obietnicach złożonych mu przez lekarzy z Alice Springs. Omówił całą procedurę zabiegów, które być może go czekają, byleby tylko Terry nie powrócił do wcześniejszych tematów.

koniec, kierunek motel
terence burkhart
ODPOWIEDZ