Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie lubiła tego.
Nie czuła się komfortowo biorąc udział w sprawie w obecności bliskich osób zaginionej osoby, nawet jeśli ów personą był ktoś, kto ją zatrudnił. Wolała być sama ze swoim psem bez poczucia zmartwienia i smutku, które emanowały od kobiety zajmującej miejsce pasażera.
Jello (klik) też to czuła. Psy miały dobrą intuicję a część z nich była bardziej empatyczna od ludzi.
Paxton ostatni raz spojrzała w tyle lusterko sprawdzając co z psem, a potem dyskretnie zerknęła na Shaughnessy, z którą przez całą drogę nie zamieniła ani słowa. Nie chciała sama popaść w emocjonalny dół. Nie przed pracą, która wymagała od niej pewności siebie oraz emocjonalnej stabilności. Jello wyczułaby, gdyby było coś z nią nie tak a Eve odpowiadała za dobrą pracę psa. Obie się dopełniały, dlatego dopóki były przed pracą, nie mogła pozwolić sobie na choć odrobinę wahania nastroju. Dlatego pozwoliła na krępującą ciszę, której nie znosiła i właśnie z tego powodu nigdy nie pracowała z bliskimi zaginionych. Od kontaktu z nimi była policja, ale niestety nie w tym przypadku.
- Jesteśmy na miejscu. – Wcale nie musiała tego mówić. Rosie na pewno widziała znak witający je w malutkiej wsi. Od teraz jednak to Shaughessy musiała prowadzić Paxton prosto pod jedną z opuszczonych farm, na której terenie parę dni temu znaleziono samochód zaginionej.
- Minęło trochę czasu. Zapach mógł się rozmyć. – Nie chciała niczego obiecywać. Wolała, żeby kobieta nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei. Paxton wierzyła w swojego psa i jego niezwykłe umiejętności, ale przez lata doświadczenia nauczyła się, że obiecywanie czegokolwiek to ogromne ryzyko (i większy ból rozczarowania).
Zatrzymała samochód około dziesięciu metrów od miejsca, które palcem wskazała Rosie i po przekręceniu kluczyka od razu zwróciła się do kobiety.
- Rozumiem, że bardzo ci na tym zależy, ale od momentu, kiedy zacznę pracować, masz się mnie słuchać. Nie krzyczysz, nie płaczesz, nie zadajesz pytań typu – czy pies coś wyczuł - i przede wszystkim nie wyrywasz się przed Jello. – Brzmiała surowo, z typową wojskową panierą, ale musiała nakreślić granice. Nie mogła pozwolić sobie na błąd, który nie wyszedłby z jej strony a od osoby zbyt emocjonalnie związanej z całą sprawą. – Jasne? – Musiała mieć pewność i choć brzmiała ostro, niczym wredna nauczycielka, to w oczach kryła się wrażliwość oraz nutka zrozumienia tego co przeżywała Rosie. – Policja zabrała samochód, czy to byłaś ty? – zapytała tuż po wyjściu z samochodu. Otworzyła tylne drzwi i wypuściła suczkę, która ochoczo wyskoczyła na zewnątrz i bacznie obserwowała swoją panią. Jello wiedziała, że była w pracy; czekała tylko na sygnał. – Masz rzeczy, o które cię prosiłam? – Zanim tu przyjechały Paxton prosiła Rosie o wzięcie rzeczy osobistych jej siostry. Najlepiej używanych brudnych ubrań albo butów typu trampki, w których gromadziło się najwięcej zapachu. W międzyczasie Eve założyła Jello specjalną czerwoną kamizelkę, którą psina od razu rozpoznała. Już wiedziała, czego miała szukać – osoby albo jej zwłok. Nadal jednak czekała na komendę.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#9

To wszystko to był jakiś horror, bo określenie, że zły sen, to było wielkie niedoszacowanie. Rosie była kłębkiem nerwów, wyrzuty sumienia ją zżerały, a także były jedynym, co soki żołądkowe mogły otrzymać. Świat się blondynce zawalił i spowodował tsunami, bo jedna tragedia, to nie było wszystko, co spotkało kobietę. Najpierw dostała obuchem w łeb, że jej ukochany głupek, mąż, który był najlepszym co spotkało ją w życiu, brał udział w wypadku w trakcie akcji. Nie było z nim zbyt dobrze, bo leżał na OIOMie. Pierwsze dni po wypadku Rosie starała się siedzieć tyle ile tylko mogła przy mężu, porzucając całe swoje dotychczasowe życie. Do tego stopnia, że nawet nie była pewna, kiedy urwał się jej kontakt z drugą, najważniejszą osobą w jej życiu. A może nawet pierwszą, bo ważniejszą? Kobieta nie była pewna, kiedy ostatni raz rozmawiała z siostrą i w jakich okolicznościach, bo gdy chciała zrobić to po raz kolejny, przestała otrzymywać jakiekolwiek wiadomości. Zero odzewu na messengerze, smsy pozostawały bez odpowiedzi, telefony odbijały się od głuszy. W mieszkaniu nie było nikogo... Kilka tygodni później, może nieco mniej i Rosie była w tym miejscu.
Poruszała niebo i ziemię, aby cokolwiek zrobić, żeby się dowiedzieć, trafić do odpowiedniej osoby. Nawet nie była pewna, kto jej poradził skontaktować sie z Eve. Kobieta znała się na takich sprawach, potrafiła pomóc. Miała ponoć magicznego psa. Nie była to tania przyjemność, ale Shaughnessy była w stanie sprzedać nawet nerkę, by mieć na poszukiwania siostry. Musiała mieć, bo policja, na którą płaciła podatki, średnio była tematem w ogóle zainteresowana. A to był ich pieprzony obowiązek! Tu nawet nie chodziło o to, że komisariat na takiej pipidówie nie miał doświadczenia w szukaniu zaginionych, oni nawet nie próbowali! Rosie musiała zrobić to na własną rękę.
W trakcie pierwszej rozmowy zgadzała się na wszystko, poniekąd zdając się na doświadczenie kobiety. Ona nie wiedziała nic, a Paxton wyraźnie miała sporo w swoim dossier. To chyba był ktoś, kto mógłby uratować Noemi Williams.
Kolejne słowa szatynki i kolejne kiwnięcia głową. Nie trzeba było być wielkim znawcą mowy ciała, aby zdawać sobie sprawę, że Rosie, klient tego popołudnia, była przerażona, zestresowana i zagubiona. Co nie było wcale takie dziwne, w końcu to jej członka rodziny mieli szukać... A może zwłok? W końcu nawet jeśli tutaj został porzucony samochód, to absolutnie nie znaczyło, że kierowca tam się jeszcze znajduje. -Rozumiem. Nie będę przeszkadzać-zabrzmiało to trochę jak wyznanie Harry'ego Pottera z drugiej części książek, gdzie mały czarodziej mówił "Będę siedział u siebie w pokoju i udawał, że nie istnieje". Oby tylko przedszkolance, czyli Rosie, wyszło to trochę lepiej niż Potterowi. -Możesz mi tylko powiedzieć, jak to będzie wyglądać? Jello będzie próbował znaleźć zapach, a my będziemy szły za nim. Mamy się za czymś rozglądać, czy to nie ma sensu?-wolała wiedzieć. Na ten moment, wydawało się jej, że pies pewnie będzie wskazywał ścieżkę, a one będą sprawdzały czy nie ma śladów widocznych dla oczu. To mogło być tylko mylne wyobrażenie, pewnie z filmów i seriali. -Tak, mam. Buty do biegania, czapkę i parę innych rzeczy-Wbrew pozorom, wcale nie trudno było znaleźć kilka noszonych rzeczy, takich, które na pewno miały kontakt z zaginioną po tym, jak ostatni raz widziały pralkę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Naszym celem jest odnalezienie twojej siostry. – To był także cel suczki gotowej do pracy. W specjalnej czerwonej kamizelce wyglądała bardzo poważnie i profesjonalnie, co jednak nie stanowiło tylko elementu wizualnego a było jasnym sygnałem dla czworonoga, że od teraz zacznie węszyć. – Nie nastawiam się, że na cokolwiek trafimy, ale to może być wszystko. Nawet jej bluza albo torebka. – Niekoniecznie musiały rozmawiać o ciele. Równie dobrze trop mógł urwać się w miejscu, w którym porzucono auto co oznaczałoby, że poszukiwana kobieta przesiadła się z jednego samochodu do drugiego. – Jeżeli w okolicy jest coś z linią zapachową twojej siostry – Jello to znajdzie. Pokaże nam wszystko – Zrobiła krótką pauzę wstając na równe nogi i spojrzała na Rosie, której dopiero teraz się przyjrzała. Wyglądała na zdezorientowaną, przez co Eve miała ochotę powiedzieć aby kobieta została w aucie. Zamiast tego dodała: - ale nic nie zaszkodzi jeśli będziesz się rozglądać. – Kobieta mogła zauważyć coś innego, co niekoniecznie należało do Noemi. – Jeżeli coś zauważysz to powiedz o tym ze spokojem. Gwałtowny krzyk może rozproszyć Jello. – Nie musi. Niektórych sytuacji nie dało się przewidzieć, ale skoro Eve miała jakąś kontrolę nad Rosie, to chciała ją wykorzystać ograniczając chaos mogący wpłynąć na pracę futrzaka.
- Świetnie. Daj mi torebkę z tymi rzeczami. – Przy pierwszym spotkaniu dokładnie nakreśliła aby wszystkie rzeczy znalazły się w jednej foliowej torbie. Nie chciała aby inne zapachy wymieszały się z tym należącym do zaginionej. – Może jednak chciałabyś zostać w aucie? – zapytała mając nadzieję, że kobieta przytaknie, ale tak nie było. Paxton doskonale to rozumiała. Na jej miejscu wtykałaby nos wszędzie gdzie by się dało, ale teraz była po drugiej stronie barykady; była kimś, kto nie chciał aby mu przeszkadzano.

Po złapaniu tropu, ku zdziwieniu Paxton, Jello ruszyła przed siebie w stronę wysoko zarośniętego pola. Dawno nikt tutaj nie kosił, więc chwasty i źdźbła krzaków unosiły się ponad wysokość czworonoga. Ograniczona widoczność zaniepokoiła Eve, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie lubiła tracić Jello z oczu ani tym bardziej nie widzieć tego, co mieli przed sobą. Tam dalej – cóż- mogło być wszystko. Rów, niezabezpieczona stara zniszczona studnia, rozbite przez jakieś dzieciaki szkło.. wszystko, co stanowiło zagrożenie dla suczki pochłoniętej pracą.
Jello prowadziła je przez pole aż prawie na sam jego środek i nagle lekko skręciła w prawo. Tam wyraźniej było widać połamane źdźbła, jakby ktoś niedawno tamtędy szedł, chociaż równie dobrze to mógł być efekt intensywnych dwudniowych opadów. Suczka zwolniła dopiero u podnóża niewielkiego pagórka tuż za skrajem pola, przez które przeszły. Eve ostatni raz obejrzała się za siebie na oko oceniając odległość do auta i ponownie spojrzała na Jello, która po kolejnych pięćdziesięciu metrach zatrzymała się i cała zesztywniała stawiając uszy oraz prostując ogon uniesiony do góry.
Paxton wiedziała co to oznaczało. Wyciągnęła rękę na znak aby Rosie się zatrzymała i dokładniej przyjrzała się zarośniętej chwastami glebie.
W jednym miejscu było wgłębienie, jakby ziemia z biegiem czasu nieco opadła.
Jello coś znalazła, ale to nie była Noemi.

Minęło sporo czasu zanim Paxton uruchomiając znajomości w policji z Lorne Bay namówiła aby ktokolwiek z okolicy przyjechał na miejsce. Już dawno poprosiła, a raczej nakazała Rosie aby wróciła do samochodu. Wykorzystała ten czas na rozmowę z policjantami, którzy przynieśli łopaty i na zbadanie ewentualnego dalszego tropu.
Trochę minęło zanim sama wróciła do samochodu chcąc pozwolić Jello odpocząć.
Nalała psu wody i chwilę przyglądała się jak ta znika z miski, aż uniosła spojrzenie na Rosie siedzącej w aucie przy otwartych drzwiach. Dopiero teraz, po wykonanej pracy, z której jeszcze nie zdała kobiecie raportu, zrozumiała jak ostra wobec niej była.
Zacisnęła szczęką, wzięła głęboki wdech i podeszła do Shaughnessy uprzednio wyciągając z plecaka butelkę wody.
- Napij się. Jest strasznie gorąco. - Podała jej wodę i chwilę odczekała. - Tam nie ma twojej siostry. – Zazwyczaj nie mówiła takich rzeczy (nie rzucała słów na wiatr), ale w tej chwili była w stu procentach pewna, że policja nie znajdzie Noemi. – Cokolwiek tam jest.. zakopano to dawno temu. – Po wgłębieniu w glebie Eve domyśliła się, że to mógł być grób i ktokolwiek go zrobił nie miał pojęcia, że należało pozostawić u góry niewielki kopczyk. Z biegiem czasu zwłoki się rozkładały przez co ziemia opadała w dół tworząc wgłębienie. – Słuchaj – Westchnęła, bo przyznanie się do błędów nie szło Eve zbyt dobrze. – Przepraszam, że byłam wobec ciebie tak surowa i ostra. Nie przywykłam do pracy z bliskimi zaginionych. Zazwyczaj kontakt z nimi ma policja a ja po prostu robię swoje. – Wzruszyła ramionami i popatrzyła w dal na zajętych kopaniem policjantów. – Jest tam coś, do czego najwyraźniej twoja siostra przyszła. – To musiało być coś albo ktoś ważny (albo ktoś i coś). – Jello naznaczyła ścieżkę i.. cóż.. Noemi przyjechała tutaj, poszła aż na to niewielkie wzgórze i wróciła – Dłonią wskazała miejsca, obok którego parę dni temu natrafiono na auto zaginionej. – wsiadając do innego auta. – Bo tam trop się urywa. - Tam jest zakopane coś ważnego i choć to dla ciebie szok, być może swoją upartością i determinacja pokierowałaś policję w kierunku - jak to mówią - wielkiego przełomu. - Nie mówiła, że tak było na sto procent, ale też nie chciała odbierać Rosie nadziei.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rosie wiedziała, o co chodzi. Jaki jest nadrzędny cel tego spotkania, bardziej interesowało ją to, jak to wszystko będzie przebiegać. Nigdy nie brała udziału nawet w poszukiwaniach, robienia liny życia na plaży czy czymkolwiek takim. Po tym, co zdążyła już sama przeżyć, wiedziała że jak w filmach i telewizji pokazują poszukiwania czy sprawy o zaginięcie, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Zanim zrobi coś głupiego, bo się uniesie, zdenerwuje albo nadmiernie podekscytuje, psując wszystko. W końcu blondynce zależało na tym, aby dowiedzieć się o siostrze jak najwięcej. W nawet najlepszych marzeniach nie sądziła, że odnajdą akurat tego dnia Noemi żywą. To była by idealna sytuacja, ale takie nie istnieją. Dlatego trzeba się będzie cieszyć czymkolwiek.
-W porządku. Zachować ciszę i spokój, nie przeszkadzając Jello. -powtórzyła. Denerwowała się, stresowała się i czuła się nie swojo, ale tyle można było od niej oczekiwać, że da radę podołać zadaniu. -Nie, pójdę z wami. Może faktycznie coś zauważymy.-zadecydowała. Wszystko chciała sama robić, zdążyła się już nauczyć, że policji nie ma co ufać, że jak sama nie przypilnuje, to nie będzie efektu. Nie chciała od razu krytykować Eve, bo słyszała o niej dobre rzeczy, jednak wolała być z nią, aby nie musieć się martwić, że coś nie zostało jej przekazane, czy zostało zignorowane.
Blondynka szła na samym końcu wycieczki, rozglądają się. Nie był to żaden las, gdzie można było coś ukryć i rzucić, zgubić przez przypadek... Pole zboża, czy traw powodował, że trzeba było patrzeć pod nogi, ale choć nie był to chodnik w środku miasta, to nie do końca było to miejsce, gdzie nikt nie bywa, więc jakieś zadeptania się pojawiały, albo może faktycznie to deszcz? W Australii też go mieli i to z reguł nie był kapuśniaczek.
Gdy pies się zatrzymał, Eve się zatrzymała, Rosie zrobiła to samo, nie od razu rozumiejąc co się dzieje. Serce jej stanęło, gdy dodała dwa do dwóch i wyszło jej, że przed nimi znajduje się grób. Czyjś, lub czegoś. Patrząc na to, że to była ostatnia wskazówka, o obecności Noemi, oczywiście, że od razu pomyślała o siostrze. Po drugim, lub trzecim ponagleniu, aby wróciła do samochodu, zrobiła to na miękkich nogach. Oczywiście, że chciała mieć pewność, że to nie Williams, ale podświadomie wiedziała, że psychicznie, a może i fizycznie nie dałaby sobie rady z tym, jakby to Noemi znajdowała się w tym rowie. Więc wróciła do samochodu. Nie była pewna, co Eve zrobi. Czy ma swoją łopatę, czy jak to będzie wyglądała. Otworzyła auto i usiadła z powrotem na fotelu pasażera. Wzięła telefon w dłoń, ale nie miała do kogo się odezwać. Po dłuższej chwili zobaczyła samochody policyjne i wyszła do nich, chcąc iść za nimi, ale szorstko kazali jej zostać na miejscu. Więc siedziała, stresując się i nie wiedząc, czego się spodziewać. Wyszła raz nawet z samochodu, aby przejść się w jedną i drugą stronę, po ulicy, nie w stronę miejsca zbrodni. Bo tak to trzeba chyba było nazwać.
-Eve?-zapytała, przerażona, gdy zobaczyła że kobieta i pies kierują się w stronę samochodu. Po usłyszeniu odpowiedzi, niemal nie odetchnęła z ulgą. To świetnie, że nie zwłoki jej siostry były tam ukryte lecz to znaczyło, że dalej nic nie wiadomo.
-To ktoś inny? -zapytała, oczywiście z ciekawością. Czyli zaginiona w jakimś celu poszła tam, do tego prowizorycznego grobu. Czy to miało jakiś związek z zaginięciem? Znała osobę, która tam się znajduje, czy może sama coś tam zakopała? W przypadku, jakby to nie był człowiek, oczywiście. -Nic się nie stało. I tak jesteś jedyną osobą, która w ogóle chciała mi pomóc.-Rosie nie szukała przyjaciół, szukała pomocy. Zależało jej na tym, by Paxton i jej czworonożny przyjaciel byli kompetentni, a nie nie zranili jej uczuć. -Da się jakoś sprawdzić, czy była tutaj sama, czy nie? Na ślady stóp to już nie ma co liczyć, nie?-Wiadomo, z kim ktoś był nie było szans tego stwierdzić, jasne. Jednak czy ktoś tylko po nią przyjechał, czy tutaj porwał, czy byli razem na tym wzgórzu? Musiała przyznać, że policjantów, którzy przyjechali nigdy nie widziała, może okażą się lepsi, niż ci z Lornebay?

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tam może być wszystko. – Ktoś inny albo coś innego, ale związanego z Noemi. Jello nie pokazałaby tego miejsca, gdyby w środku nie były zwłoki albo coś z liną zapachową poszukiwanej. Paxton była pewna, że tamto miejsce to wszystko, ale suczka miała do pokazania coś więcej. To była cała historia przejścia konkretnej osoby z punktu A do B i potem do C. Druga ścieżka biegła metr obok i prowadziła do wskazanego przez Paxton punku.
- W końcu mi płacisz. – Nie zamierzała kłamać, że wcale nie robiła tego dla pieniędzy. Podała swoją stawkę i pozwoliła Rosie zapłacić po robocie. Od tamtej pory aż do teraz nie wspomniały o pieniądzach, przez co Eve nie wyczuła problemu jaki może się z nimi wiązać. Była pewna, że dostanie swoją dolę tu i teraz albo jak już będą wracać do Lorne Bay. Nie spodziewała się innego scenariusza, bo nie miała powodów aby wątpić w szczerość blondynki; w końcu powiedziała, że zapłaci.
Popatrzyła w kierunku niewielkiego wzgórza, na którym pracowała policja i westchnęła ciężko nie mając dobrych wiadomości.
- Przykro mi, ale nie. – Na pewno nie zrobiłby tego pies nie wiedząc, czego ma szukać. – Dokładnie przyjrzałam się ścieżce, którą szłyśmy. Ostatnie ulewy wszystko rozmyły a na monitoring w tym zadupiu nie ma co liczyć. – Zwłaszcza na opuszczonej farmie, na której nikt nie mieszkał. – Można dokładnie rozejrzeć się po całym terenie. Przynajmniej na średnicę pół kilometra od ścieżki, ale to wymaga czasu i ludzi a wysoka trawa niczego nie ułatwi. – Była racjonalna. Nie chciała wciskać kobiecie drobnych kłamstw dających jakąkolwiek nadzieję. Wolała prawdę taką jaka była niż mrzonki, których niespełnienie mogło wywołać o wiele większy ból rozczarowania. – Wszystko zależy od tego, co policja tam znajdzie. Jeżeli natrafią na ciało to możliwe, że sami przeszukają teren. – Co nie będzie wymagać zaangażowania portfela Rosie. To jedno zrobi się samo. Wprawdzie nie od razu, bo policja miała swoje procedury, ale na pewno przeszukają teren a wszystko dzięki zaangażowanej w poszukiwania siostry zaginionej. – Teraz, możemy tylko czekać. – Aż mundurowi zrobią swoje, co może zająć wiele godzin biorąc pod uwagę konieczność ściągnięcia na miejsce specjalnych ludzi. Jeden facet z łopatą to za mało.
Przeszła ku tylnym drzwiom, które otworzyła i z samochodowej lodówki wyjęła puszkę coli. Musiała się orzeźwić i to samo zaproponowała Rosie (pomimo, że wcześniej podarowała jej butelkę wody).
Przez cały czas starała się zachować surową postawę. W pracy musiała być nieugięta i przede wszystkim nie powinna poddawać się emocjom, ale kiedy widziała zmartwioną twarz Rosie myślała o swojej siostrze. O tym, jak sama przeżywała zaginięcie Isabelle i że jako czternastolatka nie mogła wiele zrobić.
- Podejrzewasz, co może tam być? – zapytała wprost o to, co mogło zostać zakopane przez Noemi. Rodzinie nie mówiło się wszystkiego, ale może siostry były ze sobą na tyle blisko aby znać swoje tajemnic i schowane w szafie trupy.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rosie choć bardzo chciała, nie bardzo potrafiła zachować spokój, zimną krew i kamienną twarz w sytuacjach takich jak ta. To było trudne, a patrząc na to, że chodziło o jedną z dwóch najbliższych osób w życiu dziewczyny... Miała prawo trochę histeryzować czy przeżywać to, co widzi, co ją spotyka. I tak zachowywała się wcale nie najgorzej, nie mdlała, nie ryczała, po prostu stresowała się jak cholera i czuła, jakby jej serce miało wyskoczyć z piersi. Po prostu przeżywała to co widzi. Należała do osób, które przejmowały się wszystkimi osobami, każdą krzywdą jaka spotyka innych, ale w jej obecności. Doskonałym przykładem było to, jak w przeszłości widziała wypadek na drodze z Cairns do Lorne Bay i potem nie potrafiła zasnąć, martwiąc się o to, co się zdarzyło, czy wszyscy na pewno wyszli z tego cali. Trudno, taki był już jej urok.
Zazwyczaj miała głęboko w poważaniu to, co ludzie o niej myślą, bo lubili mówić. Jej życie, bycie sierotą, spotykanie się z synem miejscowej dewotki - tematów do gadania było mnóstwo. Teraz tym bardziej nie obchodziło jej to, co Eve sobie o niej pomyślała. Jedyne na czym jej jednak zależało, to to, aby nie utrudnić poszukiwań swoimi rekcjami. Oczywiście, że za to płaciła i to nie mało. Rosie stałą pracę straciła już jakiś czas temu, teraz łapała się różnych zajęć, kelnerowania na przykład tylko po to, aby mieć na płacenie rachunków za poszukiwania siostry. Na policję nie mogła liczyć, a prywatni detektywi, pies poszukujący, jeżdżenie po całym stanie i drukowanie ulotek, rachunki się zbierały. -Tak, oczywiście. Policz proszę wszystko, to w mieście zapłacę-powiedziała, zdając sobie sprawę z tego, że ostateczną kwotę pozna po powrocie do Lorne Bay. A także, że dla jej portfela najlepiej by było, gdyby Paxton poszła z psem tam i z powrotem, kończąc robotę po 3o minutach. Rosie znowu wyczyści swoje konto, ale sądziła, że akurat ten wydatek był tego warty. W końcu dowiedziała się czegoś, że tu jej siostra była i odjechała innym samochodem, to było więcej niż policja do tej pory jej powiedziała. A może ktoś, albo ona sama jeszcze tu odnajdą jakieś ślady. Jakby policja nie chciała podjąć tropu, nie chciała przeprowadzić poszukiwań tego całego pola, to ona będzie przyjeżdżała dzień w dzień, aby coś znaleźć. Taka już była. Za to nie będzie musiała płacić, na ochotników nie liczyła, to nie była medialna sprawa, nie sądziła, że uda się jej skrzyknąć choć dwójkę osób, które zjawią się w tym miejscu.
-No nic-westchnęła. Chyba nie ma co sobie pluć w brodę, że przyjechały za późno, bo w tym sezonie deszcze pojawiały się dość często i niespodziewanie, a nie wiadomo, kiedy Noemi tu była.-Jeszcze jedno pytanie. Jak długo pies, to znaczy Jello, byłby w stanie wyczuć zapach? Można na podstawie tego określić, kiedy tu była? Albo ile razy?-Cóż, pytania miały sens, przynajmniej w głowie blondynki, gdyby tylko ta czworonożna, mądra piękność potrafiła odpowiadać ludzkim głosem, a nie gestami takimi jak postawienie uszu. To powodowało, że trudno się dogadać i sprostować niektóre wiadomości, a chyba tylko pies znał odpowiedź na to. -Rozumiem. -czekanie było najgorsze. Shaughnessy naprawdę wolałaby, aby policja wręczyła jej łopatę i kazała samej rozkopywać tą zasypaną dziurę, a nie czekać w oddali aż łaskawie skapnie jej jakaś kropla informacji. -Nie, dziękuje-powiedziała na propozycję zimnego napoju. Nie była w nastroju. W ogóle dbanie o siebie w ostatnim czasie absolutnie nie leżało na liście jej priorytetów, za co pewnie w którymś momencie beknie, bo ludzie ciało nie jest niezniszczalne. -Nie mam pojęcia. Nie sądzę, aby zakopała tam kogoś....-tak, to miał być żart. W dobrych czasach, kiedy jej małżeństwo było niemal idealne, często rzucała ze swoim mężem durnymi żartami, ale ten był wyjątkowo suchy i czarny.-Przepraszam, to z nerwów.-przywołała się do porządku-Myślę, że jeśli tam jest ktoś, to musiała tą osobę znać, albo wiedzieć o tych zwłokach-powiedziała. Może widziała jakaś egzekucje, ofiarę wypadku i chciała się upewnić, że wszystko z tą osobą w porządku. Byłaby to jakaś wskazówka, a rozwikłanie zagadki, kto leży zakopany na środku niczego, na pewno by miało jakieś powiązanie z sprawą, która interesuje bardziej Rosie. -A jeśli tam jest coś... Nie wiem, nie sądzę aby Noemi miała cokolwiek na tyle cennego, aby chcieć to zakopać. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym wiele lat temu, miałam wtedy nieco ponad osiem lat. Absolutnie to nie ma nic wspólnego-założyła dość pewnie, choć Paxton o to w ogóle nie pytała. Choć wcześniej padały pytania, od różnych osób czy te dwie rzeczy mogą mieć połączenie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wszystko zależy od wielu czynników. Miejsca, warunków pogodowych.. – Nie chciała zanudzać kobiety na temat specyfiki rozprzestrzeniania się molekuł zapachu. Na pewno nie tego chciała słuchać. Liczyło się tylko konkretne odpowiedzi a te brzmiały wprost: - Pies niestety nie powie, jak intensywny jest zapach. – Jello go czuła. Wiedziała, że na miejscu obecna była poszukiwana przez nią jednostka, ale nie umiała ocenić intensywności zapachu ani tym bardziej oznajmić, jaki on był. Psy nie mówiły, ale też nie były na tyle inteligentne aby podać coś w procentach albo innych liczbach. Miały tylko jedno zadanie – odnaleźć swój cel. Dla czworonogów to była zabawa. Nie znały pojęcia pracy, ale wiedziały czym było szukanie przekąski albo zabawki. Te zabawy przekuwano w poważniejsze zadania, ale dla czworonogów to nadal była okazja do uzyskania nagrody (w przypadku Jello był to różowy gumowy słonik, który przyciśnięty wydawał z siebie głośny pisk). – Za to ja.. – Eve dalej ciągnęła temat zastanawiając się, jaką ostatnio mieli pogodę (nie licząc deszczy, o których rozmawiały). – ..mogę powiedzieć – chociaż ręki nie dam sobie uciąć – że Noemi mogła tu być na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. – Nie mogłaby tego stwierdzić jedynie na postawie ścieżki prowadzącej do potencjalnego grobu. Głównym dowodem na to, że Noemi przebywała w okolicy w najbliższym czasie była droga, którą Paxton wróciła z Jello i gdzie prawdopodobnie zaginiona wsiadła do innego auta. O tym detalach jednak nie wspomniała. Nie zamierzała zasypywać Rosie szczegółami. Jej samej lata doświadczenia zajęło aby wszystko pojąć i móc pewne rzeczy skalkulować. To była wiedza nabyta podparta nie tylko teorią, ale także praktyką ciężkiej pracy w terenie.
- Na pewno? – Musiała się upewnić, że kobieta nie chce niczego do picie. W obowiązku Eve nie leżało dbanie o nią, ale skoro przyjechały tutaj razem, to w jakiś sposób była odpowiedzialna za blondynkę. Za to, że obie utknęły po środku opuszczonej farmy.
Znów popatrzyła na małe wzgórze, a potem na Rosie rzucającej tekstem o zwłokach. W takich chwilach ludzie mówili różne rzeczy; żadna nie była nieodpowiednia. Emocje robiły swoje a niektórzy radzili sobie z nimi rzucając sucharami niczym Strasburger.
- To nie musi być nic cennego. – W kontekście czysto materialnym. To coś mogło być cenne dla samej Noemi. – Ludzie zakopują różne rzeczy. Może twoja siostra była w posiadaniu czegoś, co komuś mogło zaszkodzić? – To jedna z wielu sugestii, które przemknęły przez głowę Eve. Nie zamierzała niczego wmawiać albo źle mówić o zaginionej, ale skoro już tu stały to mogły sobie podumać. Wybiec nieco dalej od tego, co Rosie wiedziała o krewnej, sięgając nieco dalej ku czemuś, czego nigdy nie wzięłaby pod uwagę. – A sprawca wypadku? – Nie powinna drążyć zwłaszcza po tym, jak Rosie przyznała, że sprawa śmierci rodziców nie miała nic wspólnego z Noemi. Równie dobrze sprawcą mógł być pan Shaughnessy, który doprowadził do śmierci swojej oraz żony. Cóż, Eve już poruszyła temat, więc mogła tylko liczyć na to, że nie nadepnęła na minę. Chciała pomóc zwłaszcza, że miały tu spędzić sporo czasu.
- Policji trochę to zajmie. W filmach może trwa to szybko, ale w rzeczywistości to nie jest zwykłe wykopanie dziury. - Każdy ruch łopatą musiał być ostrożny. Jeżeli faktycznie było tam niczym niezabezpieczone ciało to całe badanie koronera zamienia się w wykopaliska, które mogły zająć całe dnia albo nawet tygodnie. - Chcesz tu zostać i czekać, czy przejedziemy się do baru? - Mogły coś zjeść a Rosie nawet się napić jednym drinkiem kojąc aktualne nerwy.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdecydowanie, fizyka związana z rozchodzeniem się cząsteczek, opadaniem na poszczególne powierzchnie, wpływ warunków pogodowych, lub fazy księżyca faktycznie nie specjalnie obchodziły blondynkę, która nigdy nie była dobra z przedmiotów ścisłych. Znacznie lepiej sobie radziła w przedmiotach humanistycznych, a także nie bez powodu wybrała nauczanie i opiekę nad dziećmi, które jeszcze nie potrafią napisać swojego imienia, nie mówiąc o rozwodzeniu się nad fizyką kwantową. Oczywiście, że dla Rosie liczyła się tylko odpowiedź. -A szkoda.-stwierdziła. Jednak doskonale to rozumiała, w końcu to tylko bardzo mądry, wyszkolony, ale tylko pies. Niesamowicie pomógł, bo chyba nie było ani drugiej żywej istoty, ani urządzenia, które mogłoby wskazać którędy podążała zaginiona osoba. A to, że robiły to z tak zwanego dobrego serca, czy dla własnej przyjemności w postaci ulubionego smaczka, czy zabawy, powodowało, że to wszystko było jeszcze bardziej imponujące. I gdyby Eve nie ostrzegła wcześniej Rosie, ta chętnie by wygłaskała, czy podrapała Jello za uszami w wyrazach uznania. Jednak po tym, jak brunetka powiedziała, że ma nie przeszkadzać psu, bo ten pracuje, Rosie tak naprawdę bała się zrobić cokolwiek w jego towarzystwie. -Okej, dziękuje. -Dwa tygodnie... Trzeba będzie to dodać do spisu wskazówek, które do tej pory otrzymała, czy do czego sama doszła. Można by stwierdzić, że salon Shaughnessy wygląda jak gabinet detektywa w amerykańskich filmach - wielka tablica ze zdjęciami, notatkami, mapą i powiązaniami zaznaczonymi czerwoną nitką. Choć szczerze mówiąc, Rosie była na coś takiego zbyt leniwa, a sprawa miała za równo za mało powiązań, a także zbyt pokręcone wskazówki, więc nie dało się tego zrobić w taki właśnie sposób. -Będę musiała pomyśleć, czy mi to coś mówi. -stwierdziła. Już narodziło się kilka aspektów, które trzeba było sprawdzić.-Myślisz, że dużo osób tu się przewija? Samochodów przejeżdża?- niby były jakieś domy w niedalekiej odległości, więc może ktoś codziennie dojeżdżał i mógł stwierdzić jak długo stał tutaj samochód? Rosie była gotowa zacząć pukać do każdych drzwi. Czasem się opłacało to, że nie miała munduru i odznaki i ludzie chętniej z nią rozmawiali.
-No dobra, miałam na myśli coś drogiego, ale Twoje założenie ma więcej sensu-może miała coś, czego nie chciałaby, aby ktokolwiek znalazł, coś co mogłoby wpakować ją, lub kogoś innego w kłopoty. To miało jakiś sens, choć Rosie nie potrafiła stwierdzić, co to tak naprawdę mogłoby być.
-Nie mam pojęcia. Nigdy nie interesowałam się tym wypadkiem.-przyznała. Po prostu, zdarzyło się, jak była dzieckiem. Może ich zastępcza matka nic nie wiedziała, dlatego nie poruszała tematu, może akurat coś wiedziała, co wolała ukryć przed dwiema zagubionymi dziewczynkami. Właściwie siostry nigdy nie rozmawiały na ten temat, więc kto wie, czy Noemi nie szukała prawdy na swoją rękę. Choć jednak jakieś zlecone podwójne zabójstwo było dość mało prawdopodobne, nie w nudnym Lorne Bay.
-Możemy pójść. Chyba moja niecierpliwość nie pozwoli mi się patrzeć jak pędzelkiem rozkopuj te dziurę-tutaj już raczej blondynce skojarzyło się z archeologią i delikatnym strzepywaniem każdego ziarnka ziemi z odnalezionej rzeczy, co też pewnie było przesadą. -Masz jakieś miejsce na myśli?-zapytała. Nie znała za bardzo tej okolicy, ale jak sama już wcześniej zauważyła, były jakieś zabudowania i ślady cywilizacji zarówno na jednym, jak i na drugim końcu tej drogi, więc i jakiś bar, czy pub powinny znaleźć. W końcu nie chciały żadnej wykwintnej knajpy, tyko byle jadłodajnie. Zupełnie jakby cokolwiek miało przejść przez gardło blondynki.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Odwróciła głowę na drogę i choć nie miała tendencji do notowania wszystkiego to wojskowe wyszkolenie nauczyło ją zwracać uwagę na poszczególne detale. Nawet nie wiedziała, że gdzieś z tyłu głowy zakodowała ilość przejeżdżających tędy pojazdów, dopóki Rosie sama o to nie zapytała.
- Od kiedy tu jesteśmy przejechały zaledwie dwa auta. – To bardzo mało, ale też nic dziwnego. Znajdowały się na opuszczonej farmie. Kolejna znajdowała się paręset metrów dalej. – Ktoś nie bez powodu wybrał to miejsce, żeby zrobić tamto. – Kiwnęła głową w kierunku wzgórza. To była idealna miejscówka do schowania czegoś. Nikt też nie zwróciłby specjalnej uwagi, gdyby ktoś tutaj czasami wpadał. W końcu, od kiedy obie tutaj były, nikt ich nie zaczepił. Właśnie.. – Wiesz, w sumie to dziwne, że nikt nie zwrócił na nas uwagi. Trochę tak, jakby normą było, że ktoś tutaj przebywa. – Podzieliła się własnym spostrzeżeniem nie mając na myśli konkretnych osób. Stawać tu mogli przejezdni uznając, że siknął sobie za starym domem, młodzież z wioski wykorzystując to miejsce do różnych durnych zabawach albo melanżownie, młodsze dzieciaki uważające dom za nawiedzony i wiele innych. Tylko to – fakt, że co jakiś czas bywały tu różne grupy – znieczulił sąsiadów, którzy przestali zwracać uwagę na plączących się w okolicy nieznajomych.
- Może warto to sprawdzić? – Albo nie. Wypadek nie musiał mieć nic wspólnego z zaginięciem Noemi. Tak naprawdę Paxton nie znała rodziny Shaughnessy, więc nie mogła wypowiadać się na ten temat ani sugerować pewnych rzeczy. Jedynie pytała, ale nie narzucała swego zdania, bo nie miała pełnego oglądu na sprawę. Wiedziała tylko tyle, ile było jej potrzebne do wykonania dzisiejszego zadania.
- Po drodze widziałam stację a obok niej jadłodajnię. – Pewnie była to miejscowa knajpa, w której każdy się raczył jedzeniem albo kawą. – Może będzie tam ktoś, kto coś wie? – Zanim zdecydują się wyruszyć Paxton wyciągnęła z plecaka miskę i nalała do niej wody. Jello na początku nie chciała puścić swojej zabawki, ale szybko się zreflektowała i opróżniła całą miskę. – Chyba, że chcesz pojeździć po sąsiednich farmach? – Kucnęła zdejmując z Jello specjalną kamizelkę, co było znakiem, że na dzisiaj koniec pracy. Suczka to wyczuła i wyraźnie się zmartwiła, bo wyczuła niepokój drugiej osoby (Rosie), co nie było oznaką dobrze wykonanej pracy. Przynajmniej psina tak sądziła. – Dziś pracuje dla ciebie, więc zrobię cokolwiek zdecydujesz – szefowo. – Uśmiechnęła się delikatnie sugerując, że to skromny żart. Z drugiej strony była gotowa wozić Rosie po pobliskich farmach i jeżeli kobieta poprosi, bo dzięki temu poczuje się pewniej, to będzie razem z nią pukać do drzwi.
Otworzyła tylne drzwi dając Jello znak, żeby wskoczyła do środka i obeszła auto gotowa wsiąść na miejsce kierowcy i zawieźć kobieta tak, gdzie sobie zażyczy. Nie na tym polegała praca Eve, ale nie mogła przecież zostawić tu Rosie na pastwę policjantów i tego co znajdzie się w dziurze. W sensie - mogła - ale to byłoby podłe zwłaszcza, że Shaughnessy wydawała się być z tym sama jak palec.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Eve na pewno była lepsza w zauważaniu szczegółów, patrzeniu na wszystko i podejmowaniu decyzji nawet podświadomie, co warto wrzucić do mózgu, a co może sobie spokojnie wypaść drugim uchem, czy okiem, bo pierwszy przesiew został okraszony negatywnym wynikiem. Shaughnessy na pewno widziała równie wiele, ale rozumiała nieporównywalnie mniej. Nawet jeśli chodziło o sprawy, które ją bezpośrednio dotyczą, po prostu nie była stworzona do takiej analizy i spostrzegawczości, to nie do końca leżało w jej naturze. Nikt nigdy tego od niej nie oczekiwał, więc zmysły nie miały kiedy się wyostrzyć. -Nie za dużo, ale może to nie jest nic złego?-cóż, chciała znaleźć tego dnia cokolwiek pozytywnego, co mogłoby pchnąć poszukiwania nieco do przodu. A jej myślenie wcale nie musiało być bardzo nietrafione.-W sensie, że te same osoby każdego dnia przejeżdżają, więc jeśli ktoś coś widział, to będzie można łatwo je namierzyć-Nawet jeśli byłaby to międzystanowa droga, popularna i pokonywana przez setki samochodów dziennie i ktoś mógłby coś zauważyć, to nie ma szans, aby zupełnie przypadkiem ten samochód odnaleźć.
-Rozumiem ten tok myślenia, niby opuszczone miejsce, gdzie nikt nie powinien się kręcić, ale jednak co jakiś czas ktoś się pojawia i nic w tym dziwnego... Pod warunkiem, że nie jest to policja. To powinno raczej zainteresować mieszkańców, prawda?-ludzie byli ciekawi, a nawet w najbardziej podejrzanych miejscach, gdzie spotykają się ludzie spod ciemnej gwiazdy, policja robiła wrażenie. A jakoś żadni gapie w tym momencie się nie pojawili, mimo że już minęła chwila od tego, aż radiowozy podjechały. -Zdecydowanie ma to sens, dziękuje-cóż. Rosie zapamiętywała to wszystko, by po powrocie do domu zrobić z tego notatki, analizować pod każdym kątem i w odniesieniu do wszelkich innych informacji, które już posiadała. -Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Może akurat będą rozmawiać o pojawieniu się policji-podchwyciła temat. -Nigdzie to nie przechodzi bez echa, prawda? Nawet jeśli jest to kolejny raz, a każdy udaje że nic za ścianą się nie dzieje.-w końcu jak chłop leje żonę, to nikt nigdy nic nie słyszy, nie zgłosi, nie pomoże, a tylko stoją ludzie w oknie i patrzą co się dzieje. Nie, żeby Rosie była po którejkolwiek ze stron barykady, kiedykolwiek.
-Nie, poczekajmy na to, co policja znajdzie, to wtedy będę potrafiła zadać lepsze pytania-czytaj, będę to robiła innego dnia, sama, kiedy licznik za usługi Paxton nie będzie tykał jak szalony. Nie dało się ukryć, że wszystkie te poszukiwania, działania, wykorzystywanie usług różnych specjalistów takich jak pies poszukiwawczy, tropiący czy prywatny detektyw były drogie, a Rosie miała problemy z utrzymaniem pracy. -Może jestem szefową, ale bez Ciebie zginęłabym-powiedziała. Nigdy nie miała zdolności przywódczych, poniekąd zawsze miała męża, który się nią opiekował. Jęczał, bluzgał, ale opiekował się Rosie od lat młodzieńczych, a teraz musiała blondynka radzić sobie ze wszystkim sama. -Jedźmy do jadłodajni i miejmy uszy jak radary-powiedziała, zajmując miejsce obok kierowcy. Najbardziej podłe chyba by było zostawienie jej tu samej z prostego powodu, od jej domu było to naprawdę daleko a przyjechała tutaj autem Paxton. Policjanci mogli by nie być chętni aby ją podwieźć do cywilizacji, skąd mogłaby złapać taksówkę, czy choćby stopa.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Do jadłodajni nie była daleka droga. Parę metrów dalej znajdowała się stacja, o której wspominała Paxton parkująca tuż przed lokalem. Samochód z obcymi numerami od razu rzucił się w oczy osobom siedzącym przy oknie. Wbili swoje ciekawskie spojrzenia w pick-upa, a potem w wysiadające z niego kobiety.
- Mogą nie przepadać za przejezdnymi. Daj znać, gdybyś nie czuła się komfortowo. – Od razu wyjdą albo Eve spróbuje to zmienić. Sama przywykła do bycia na obcym terenie. Sporo czasu spędziła w Afganistanie lub obcych jednostkach. Przestała zwracać uwagę na nieprzychylne spojrzenia albo wulgarne słowa kierowane nie tylko do niej, bo wiedziała, że jakakolwiek reakcja nic nie da. Przynajmniej nie wobec życiowych palantów (takich, co to palantami byli od kołyski i zawsze tacy będą).
Pomimo pewności, że pies nie będzie mile widziany, wzięła Jello ze sobą. Nie zostawiłaby suczki w samochodzie. Nie w Australii, w której albo świeciło palące słońce albo lało jak z cebra. Krótka rozmowa z szefem lokalu na pewno zadziała zwłaszcza, że Eve miała dar przekonywania a Jello – cóż – była bardzo grzeczną suczką; każdy ją lubił.
Tak też się stało. Po krótkiej dyskusji z pracownicą lokalu panie mogły zostać w środku, o ile psina będzie grzeczna. Nic, czego Jello nie mogła zrobić, chociaż po przejściu obok jednego ze stolików przez chwilę wyglądała na niespokojną.
- Obawiałam się, że będzie gorzej. – Uśmiechnęła się do Rosie tuż po zajęciu miejsca przy stoliku przy oknie. – Dawno nie widzieli pięknej kobiety. – Znacząco spojrzała na towarzyszkę i przesunęła papierowe menu bliżej siebie. – Na niektórych robisz wrażenie a inni chyba faktycznie nie przepadają za obcymi. – Uniosła brwi na znak, że to wcale jej nie zaskoczyło i rzuciła okiem na kartę dań. – Wiem, że możesz nie być głodna, ale chociaż zamów i spróbuj coś zjeść. – Znała to z autopsji. Po zaginięciu Isabelli żadne z Paxtonów nie jadło. Sue Ann, przyjaciółka rodziny, wciskała w nich swoje potrawy. Jedli jak ptaszki, ale dzięki temu mieli minimalne siły do dalszych poszukiwań.
Znów powróciła spojrzeniem na menu szybko decydując się na burgera z frytkami. To da jej energię na resztę dnia, bo tak – nadal mało (a raczej rzadko) jadała – ale zawsze było to coś porządnie kalorycznego.
- Mogę wiedzieć, czemu robisz to sama? To znaczy, wydaje mi się, że.. czy ktoś ci przy tym pomaga? – Machnęła dłonią na zewnątrz dając do zrozumienia, że chodziło jej o poszukiwania siostry, o których nie chciała mówić na głos. Przyjechały tu słuchać, ale to oznaczało, że inni także mogli je podsłuchiwać. To dlatego Paxton nie chciała zadawać konkretnych pytań, ale też nie zamierzała siedzieć w kompletnej ciszy. To byłoby bardzo podejrzane i mogłoby sprawić, że osoby siedzące nieopodal również powstrzymałyby się od rozmowy.
- Gaz! Co słychować?! – Jeden z facetów siedzących przy długiej ladzie ryknął do kolegi, który właśnie wszedł do lokalu.
- Widziałeś ten szajs na ruinach Gillmore’a? Ciekawe co tam znaleźli.
- Pewnie całą jego rodzinę. – Oboje zaśmiali się w głos.
Paxton rzuciła krótkie spojrzenie Rosie, ale nie traktowała tych słów na poważnie. Miejscowe ploty i śmieszki na temat niejakiego Gillmore'a równie dobrze mogły być mitami, jak lądowisko UFO parę kilometrów stąd.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Faktycznie, nie minęły dwie minuty a już było widać budynek, na którym już z pewnej odległości było widać wyblakły już napis "bar". Na pewno było to miejsce małomiasteczkowe, gdzie wszyscy przychodzili, także ciemne charaktery, oraz rodziny po niedzielnym nabożeństwie. To mogła być kopalnia wiadomości, choć fakt, że były obce, mógł być nieco problematyczny.-Masz rację, musimy się jak najbardziej wtopić w tłum-przyznała, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że niezależnie jak będą się zachowywały, czy chichotały jak trzynastolatki, które zobaczyły pikantną scenę w filmie, czy jakby były tu po raz enty, doskonale znając się z kelnerką, tak jednak było pewne, że ich twarze nie będą nikomu znajome i całą szopkę szlag trafi.
-Albo po prostu kogoś obcego. Obie wersje są tak samo prawodopodobne-przytaknęła, choć ludzie bardziej zerkali na nie, jakby na środku głowy wyrosło im coś takiego, co teletubisie miały, lub przynajmniej czółki ufolódków. -Albo nie są przyzwyczajeni, że psy wchodzą do knajp. - to też nie było do końca chlebem powszednim w Lorne Bay, dopiero w ostatnim czasie stało się totalnie normalne, że zabierało się czworonogi ze sobą wszędzie. Choć na pewno pomógł w tym fakt, że korzystając z klimatu, wiele restauracji posiadało ogródki piwne - tam obecność psa już w ogóle była normalna.
-W porządku. Wezmę kanapkę z bekonem i zimną colę-zadecydowała szybko. Faktycznie nie była głodna i często po prostu zapominała siebie nakarmić, nie czuła potrzeby do stania przed kuchenką, czy łażenia po restauracjach. Jednak jak ktoś jej przypomniał o jedzeniu, lub podał pod nos, to okazywało się, że faktycznie była głodna i jadła z przyjemnością.
-Nie, jestem w tym sama.-wyjaśniła. Dlaczego to robiła? Bo nikt inny by nie stanął za Noemi, nawet policja. -Jak wiesz, jesteśmy sierotami, więc jeśli to nie ja bym się zajęła tym wszystkim, to nie byłoby żadnej dalszej rodziny, czy jej partnera, który by był dociekliwy. Wybacz, ale na policję to nie ma co liczyć-wiedziała, że Paxton była w jakiś sposób połączona z tymi służbami, choć sama nie nosiła ani munduru, ani odznaki. A zdanie Rosie na temat policji było bardzo negatywne przez to, że sama musiała robić wszystko, pchać śledztwo do przodu jak w tym momencie. Gdyby nie zaciętość Shaughnessy i pomoc Eve, policja w końcu by tu się nie pojawiła i by nie sprawdzali, co się dzieje na tej opuszczonej posiadłości.
Gdyby Rosie miała uszy choćby jak Jello, na pewno byłoby po niej widać, że radary zostały włączone i się przysłuchuje temu, co miejscowi mówią. Blondynka od razu wyciągnęła telefon wpisując w wyszukiwarkę "gillmore + nazwa mieściny, w której się znajdowały, aby dowiedzieć się, czy są jakieś może urban legend, czy są prawdziwe kwestie w tym, co panowie mówili na głos. Oczywiście, że źródła praktycznie nic nie wypluły, lecz coś było. Blondynka po tajniacku podsunęła telefon swojej towarzyszce, jednocześnie zwracając się do kelnerki, która w końcu do nich podeszła. Zamówiła to, co wcześniej zadecydowała, w końcu miał to być głos rozsądku, a nie tego, czego jej żołądek pragnie.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ