malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 2.
„Powinnaś być szczęśliwa” - „Przepiękna dziewczynka” - „Ma Twoje oczy, ale za uśmiech Ephraim'a”
Te same słowa, codziennie przewijały się przez ciemną łepetynę Pameli - każdego dnia wybiórczo wypowiadane przez rodzinę, znajomych, przyjaciół - lecz Pam tego nie czuła. Kolejne dziecko, kolejny poród okazał się udręką. Dzisiejszego dnia dowiedziała się, że cierpi na depresję poporodową - nigdy wcześniej, w jej otoczeniu żadna osoba nie przechodziła podobnych dramatów, więc Pam nawet nie wiedziała do kogo może się zwrócić. Wiecznie czuła się zagubiona, smutna i przerażona dniem jutrzejszym, jednakże nie chciała dzielić się tą informacją. Ani z ojcem, ani tym bardziej mężem. Dlaczego? Wtedy by został - nie ruszyłby się z domu na krok nie tylko wychowując ledwo roczną Liberty, a także jego opieka przeniosłaby się na brunetkę. Nie chciała go zatrzymywać - swoją „chorobą” wymuszać na nim nadopiekuńczość - była pewna, że sobie poradzi - zresztą jak zwykle. Wolała być traktowana jako opoka tego małżeństwa, poza tym nie chciała zwalać na niego swoich problemów, zwłaszcza będąc świadoma, że on posiada również swoje - te które płyną z nim wspólnie na morzu. Dlatego wypłynął - zupełnie niepoinformowany, że jego żona w domu (szczególnie ze swoim ojcem) przeżywa katusze.
Dzisiaj postanowiła w końcu wyjść, po dwóch miesiącach bezustannego przebywania w domu ojca. Wyglądała fatalnie na zmęczoną, podkrążone oczy - rozciągnięte męskie (czyt. męża) ubrania (głównie bluza) - w kok związane niechlujnie włosy. Czuła się wręcz wyczerpana, co było zaskakujące, albowiem przeleżała w łóżku cały poranek.
Starała się zachowywać naturalnie (w końcu Lorne Bay jest małe, a ostatnie czego jej było trzeba to pytań typu: „Wszystko w porządku?”) - dlatego szła wyprostowana, przed sobą prowadząc wózek z małą. Na swój cel wybrała sklep spożywczy, ostatnio ojciec czuł się nieco gorzej - więc nie chciała go wykorzystywać aby zafundował im kolejne zakupy.
Podczas piętnastominutowego spaceru (na szczęście) nie spotkała na swej drodze nikogo znajomego - była tym faktem zaskoczona, albowiem przyzwyczaiła się do notorycznego „wciskania nosa” w nieswoje sprawy. Planowała zrobić lasagne - było to dość (jak na jej stan) wymagające danie, ale może dzięki temu uda jej się przetrwać dzisiejszy dzień (bez płaczu, krzyków i wycieńczenia.) Chodziła po sklepie, na swoją głowę narzucając kaptur („przezorny zawsze ubezpieczony”) i wkładała do koszyka najpotrzebniejsze produkty.
Po zaledwie kolejnym kwadransie (aż szokujące że dopiero teraz...) na swojej drodze dostrzegła znajomą sylwetkę - właściwie to poznałaby go wszędzie, nawet podczas zaciemnienia księżyca. Bliskich osób podobno się nie zapomina. Automatycznie spanikowała i cofnęła się kilka kroków - chciała uciec z „miejsca wypadku” - Niestety znajoma sylwetka odwróciła się i zaprezentowała przerażonej Pameli rysy swojej twarzy. Artystka pozwoliła sobie na cień uśmiechu i uniesienie dłoni w geście pomachania.
Kiedy wrócił?
Jak to się stało, że tego nie wiedziała?
Niby Lorne Bay takie małe, a jednak tajemnicze.

Poczuła się dziwnie, w ciągu tych kilku sekund powróciło do niech kilka wspomnień - zwłaszcza te przyjemne. Nie wiedziała czy powinna podejść - dlatego niczym jak najprawdziwsza aktorka wrzuciła do wózka najmniej potrzebną rzecz - czyli do podgrzania ravioli.

keith
ambitny krab
.
chirurg ogólny — cairns hospital
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
cześć, jak się masz?
oby nie jak ja...
ostatnio nie łapie fal,
ostatnio nie ta sama twarz
jeden

Tak naprawdę do samego końca nie wiedział czy to w stu procentach dobry pomysł, aby wracać do rodzinnych stron. Próbował sam siebie przekonać, że jej tam nie będzie, że na siebie nie trafią… że po prostu będzie dobrze.
Mimo tych chwilowych obaw bez większego problemu przeniósł się do Lorne, witając miasteczko z wielkim uśmiechem. Naprawdę tęsknił za tymi stronami, pomimo że przecież przyjeżdżał tutaj z okazji świąt czy jak tylko otrzymał taką możliwość (czyli praktycznie w ogóle, ale to pomińmy). Pierwsze co zrobił, to skierował się do rodziców, aby powitać ich ciepło oraz serdecznie. Przez to automatycznie pojawiły się wspomnienia, o jakie zdecydowanie nie prosił. Naturalnie, wcześniej również się zdarzały, lecz tym razem nabrały one znacznie na sile. Próbował się z nimi uporać, nie chcąc psuć sobie praktycznie pierwszych dni w domu. Szło to w jednym momencie lepiej, w drugim gorzej, starając się tego nie pokazywać. Zresztą, nie będzie długo pomieszkiwał kątem - a raczej w swoim starym pokoju - u rodziców, bowiem czeka na możliwość odebrania kluczy do swojego własnego, nowego, domu. Jeszcze nie wiedział jak będzie wyglądało wnętrze domostwa, ale na pewno będzie to coś świetnego. W końcu to ma być dla niego dom na całe życie, musi więc go stworzyć najlepiej, jak to możliwe.
Zanim jednak nadejdzie dzień, aby zająć się tym tematem, dostał polecenie od matki, aby pojechał na małe zakupy. Nie było to problemem - póki co jeszcze miał trochę wolnego od pracy, aby mógł się całkiem zaadaptować do nowej sytuacji, a na dodatek był to winien rodzicielce, bo przecież wyjadał im zapasy, samemu niczego nie przynosząc wcześniej do lodówki. Tak, niestety, nadal jest żerty!
Dostał małą listę potrzebnych produktów, choć tak naprawdę planował zrobić znacznie większe zakupy, dlatego wybrał się samochodem do obranego sklepu. Zaparkował na parkingu autem ojca, chwilę sprawdzając czy nigdzie nie zarysował - tak, dalej obawia się, że zrobi coś z ich pojazdem! Co z tego, że ma trzydzieści pięć lat? I stać go na ewentualną naprawę, bo naprawdę dobrze zarabia? Mimo wszystko wolał nie denerwować staruszka.
Wziął wózek zakupowy, zaczynając najpierw od rzeczy, które matka zapisała mu na kartce - bo po co wysłać smsem bądź przez messengera? Ludzie starszej daty jednak nadal mają swoje przyzwyczajenia oraz nie decydują się na korzystanie z nowoczesnej technologii nawet przy takich prostych czynnościach dnia codziennego. To też dosyć przyjemne odczucie - takie wręcz melancholijne, na zasadzie - on ciągle pędzi, żyje teraźniejszością, nie mając czasu na zastanawianie się co miało miejsce w przeszłości. Przywołało to aż uśmiech na jego ustach, nie zdając sobie sprawy z tego, iż został zauważony przez kogoś. I to nie przez byle kogo. Jeszcze nieświadomy Keith wyciągnął filety z kurczaka z lodówki, po czym odwrócił się z wózkiem w drugą stronę, aby powrócić do innej alejki, gdy właśnie rzuciła się jego oczom ona.
To… to naprawdę Pam?
Ale… Jakim cudem? Jak to się stało? Przecież miało jej nie być…
Nie, Keith. To Ty chciałeś, żeby jej tu nie było. To nie zwalniało ją z obowiązku, aby nie mieszkać w miasteczku.
Pomachała mu. Jakby automatycznie odwzajemnił ów gest, nie przerywając obserwowania kobiety.
Czy wózek znajdujący się przy niej jest informacją, iż ułożyła sobie życie i urodziła temu mężczyźnie dziecko?
Na to wyglądało, na co aż przełknął ślinę, póki jeszcze znajdowali się w bezpiecznej odległości, dzięki czemu nie widziała tego.
Nie wiedząc jakim cudem odnalazł w sobie tą śmiałość, aby przybliżyć się do Pam. Uśmiechnął się wtedy jeszcze szerzej, choć tego nie planował. - Cześć - cóż za elokwencja oraz ogólne rozgadanie, gdy widzicie się po wielu latach, Panie Wallace! - Matko… Tak dużo czasu minęło… Świetnie Cię widzieć - ale czy faktycznie świetnie w jego faktycznym odczuciu? Początkowo sądził, iż nie, ale z czasem zrozumiał że… tak. To naprawdę cudowne uczucie, móc ją spotkać choć jeszcze raz po tym, co przeżyli. Co prawda, nie zakończyło się to wszystko w jakiś przyjemny sposób, niemniej uznał że lepiej nie roztrząsać aż tak tego, co było - akurat w tym przypadku - mogąc swobodnie z nią porozmawiać. - Co u Ciebie słychać? - zagaił jeszcze na szybko, bowiem był szczerze tym zainteresowany. I może cały ten początek rozmowy brzmiał dosyć drętwo z jego strony, to jednak… czy jest się czemu dziwić?

pam burnett
christmas time
patsy#7401
PLEASE HAVE MERCY ON ME
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Czy w ten sposób wyobrażała sobie ich spotkanie?
Stop.
Czy w ogóle wyobrażała sobie ich spotkanie? Dawna Pamela Brumby sprzed prawie dekady. Tak. Codziennie. Każdego dnia. Nieokrągło.
Lecz ta stojąca w za dużej bluzie, z przetłuszczonymi włosami obok pułki z mięsem (przecież od dwudziestu lat nie jada zwierząt!) - prawą dłonią ściskając ramę od wózka. Nie. Absolutnie - w jej mniemaniu Keith Wallece był przeszłością, znajdującą się kilka tysięcy kilometrów od niej. W samym sercu Stanów Zjednoczonych - czyli w Nowym Jorku - dbający o swoją karierę lekarską - szczęśliwy człowiek.
Po co przyjechał?
Odpowiedź była zawarta w przedmiotach wypełnionych aż po sam brzeg wózka sklepowego. Odwiedzał rodziców - w końcu to oczywiste, poznali się w tym mieście - w mieście do którego oboje przynależeli. Obserwując go z tych kilku metrów, przez krótki moment odczuwała napływ przyjemnych reminiscencji - mimo wszystko, niezależnie co się między nimi wydarzyło - i jak zakończyła potoczyła się ich historia zawsze jest dobrze widzieć znajomą twarz. Prawdopodobnie byli teraz innymi ludźmi - dojrzalszymi (czyżby?) - z innej perspektywy płynącymi przez życie.
Pamela powróciła do Lorne Bay - siedem lat temu wraz z mężem ponownie odnajdując się w tym miasteczku. Dla młodej żony i przyszłej mamy owe miejsce było wręcz idealną opcją na stworzenie własnego kąta. Było ciepłe, małe, spokojne - rzadko kiedy zdarzało tu łamanie prawa - wspaniałe otoczenie gdzie mogłyby dorastać dzieci.
Od zawsze wiedziała, że tu wróci. Londyn był zaledwie malutkim punktem przez który musiała przejść - aby poznać siebie, aby pojąć czego tak naprawdę chcę i to się udało - pragnęła rodziny, ogniska domowego - bezpieczeństwa jakie ostatecznie uzyskała przy boku Ephraim'a. To teraz był jej świat - jej malutkie „światełko w tunelu.”
Niestety niekiedy nie da się wszystkiego kontrolować i czasem los zdecyduję się podrzucić Ci „kłodę pod nogi.” Pam kłodą była depresja - powstała w jej ciele tuż po urodzeniu Liberty, słodkiej - przepięknej - aktualnie niecałorocznej dziewczynki. To było makabryczne uczucie, ponieważ niezależnie jak się starała wyzbyć tych demonów z głowy, to wciąż powracały - co gorsza ze zdwojoną siłą. A to sprawiało, że się łamała - w końcu całe swoje życie radziła sobie z każdym wkraczającym problemem, aż do teraz - gdy niekiedy ciało odmawiało jej posłuszeństwa i mówiło głośne „pierdol się.”
Może dlatego się nie przyznała? Może po raz pierwszy wstydziła się poprosić o pomoc? Choć to naturalne, dużo osób mówi o swoich chorobach, a depresja to przecież choroba, bezczelna - bezwzględnie wyniszczająca ciało i umysł człowieka. Może gdyby to powiedziała - mąż by nie wypłynął; zostałby z nią - nauczyłby na nowo żyć. Ale jak to zrobić? Jak zdradzić tajemnicę, że w tej danej chwili przestała być szczęśliwa - choć posiadała wszystko o czym zawsze marzyła?
Nie sądziła, że podejdzie - zaskoczył ją; brązowe ślepia przesunęły po tak doskonale zapamiętanej twarzy. Na jej zaś zagościł cień ciepłego uśmiechu. - Cześć. - odpowiedziała, z głowy ściągając kaptur - już się nie ukryję. Już ją rozpoznał. - Ciebie również. Dobrze wyglądasz. - wtrąciła, ponownie pozwalając sobie na delikatne uniesienie kącików warg. - Jak widzisz jestem mamą teraz. - odpowiedziała, kątek oka zerknęła na lewą dłoń mężczyzny - chyba półświadomie próbując odnaleźć mieniącą się złotą obrączkę na palcu. Na próżno. Za to na jej gościła, świeciła się w blasku sztucznego świata supermarketu, wygarbowana. - Od kiedy jesteś w Lorne Bay? - sama była zaskoczona owym pytaniem, wymsknęło się jej - część niej wiedziała, że nie powinna o to pytać. Teraz to była tylko jego sprawa - wyłącznie jego. - Nie musisz odpowiadać, po prostu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek jeszcze Cię tu ujrzę. W końcu wyjechałeś do wielkiego świata. - kilka tygodni po tym jak zostawiła swój pierścionek na szafce nocnej ich wspólnej sypialni w samym środku Londynu. - Jesteś szczęśliwy w Nowym Jorku? - akurat te zagadnienie wpisywało się w poczet ciekawości Burnett. Przecież odeszła, aby się spełnił - aby odnalazł swoje własne szczęście, prawda?

keith wallace
ambitny krab
.
chirurg ogólny — cairns hospital
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
cześć, jak się masz?
oby nie jak ja...
ostatnio nie łapie fal,
ostatnio nie ta sama twarz
Czy widział ten jej gorszy stan? Wiecie, ciężko ocenić jak ktoś wygląda bądź czuje się, gdy nie widziało się danej osoby przez naprawdę kilka, ładnych lat. Mógł jednak ocenić, iż nie wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Delikatnie podkrążone oczy, niezbyt świeżo prezentująca się fryzura, ale przede wszystkim… zmęczenie? Czy to słowo jest odpowiednim określeniem? W jego mniemaniu tak właśnie było, niemniej nie chciał jej osądzać czy tym bardziej wspominać o tym na głos. Mogła przechodzić cięższy okres w swoim życiu - gdzie akurat zasugerował się faktem posiadania małego dziecka. Zdawał sobie sprawę, iż dzieci są różne; jedne idealne, grzeczne, dające się wyspać i jakkolwiek funkcjonować, a inne… no cóż, potrzebujące znacznie więcej uwagi od swoich rodzicieli, chociaż to nie oznacza, iż są gorsze.
Czyżby jednak miał prawo uważać, że potomstwo Pam należało do tej drugiej grupy? Całkiem możliwe, choć również nie planował wyrokować tak do końca i w tej sprawie. Kto wie, może w trakcie przeprowadzanej rozmowy dowie się tego… i owego, o ile oczywiście sama zainteresowana będzie skora do takiego zwierzania się, pomimo czasu jaki upłynął oraz sposobu, w jaki ich znajomość się zakończyła.
Jednocześnie wiedział, że nie powinien naciskać - nawet jeśli podświadomie miał ochotę już teraz wyrwać ją na kawę, aby zwyczajnie pogadać. Doskonale wiedział, iż nie powinien, bowiem to tylko dobiłoby jego już i tak złamane serce, ale cóż poradzić, skoro jest… zwyczajnie głupi?
No ale tak. Keith. Trzymaj się. Nie przeginaj. Udawaj, że… jesteś ponad tym?
Łatwiej napisać, znacznie trudniej wykonać.
Mimo wszystko - całego tego natłoku myśli oraz rozważań - uśmiech nie znikał z jego ust, kompletnie zapominając że przecież znalazł się w sklepie, aby zrobić zakupy dla matki. Jak to jest - jedna kobieta, a potrafi tak namącić? Gdyby nie fakt, że musiał trzymać fason, to westchnąłby bardzo ciężko i zapewne skarciłby na głos.
- To samo mogę powiedzieć o Tobie - odpowiedział jakby automatycznie, nawet jeśli wiele osób powiedziałoby, iż nie wygląda dobrze. On jednak nigdy nie przejmował się wizerunkiem - chociaż, nie powiem, zawsze uważał Pam za niesamowicie piękną kobietą, której mu wiele zazdrościło swojego czasu. Niemniej - życie bywa różne, czasem lekkie i niekiedy trudne, co sprawia iż na zewnątrz także nie będziemy wyglądać każdego dnia perfekcyjnie. I pomimo tego nie perfekcyjnego prezentowania się, nie potrafiłby powiedzieć inaczej. Nadal ma w sobie to coś, przez co uśmiech utrzymywał się na jego ustach. - Ciężko nie zauważyć. Dawno urodziłaś? - zagaił chyba tak z czystej życzliwości, niźli jakby go to miało interesować, bo tak naprawdę… cholera. To on miał z nią zakładać rodzinę. To jemu urodziłaby to dziecko. To on byłby ojcem jej dziecka. A zamiast tego - miał co wieczór butelkę ulubionej whisky, w szklance lód i odpalonego netflixa, żeby znależć kolejny film w formie zapychacza wieczoru.
Pytanie kobiety ściągnęło go na ziemię.
- Szczerze? Dopiero parę dni temu - przyznał bez wielkiego problemu czy zakłopotania, nie obniżając kącików warg. - Jasne, spokojnie, przecież to nie problem. Zawsze byłaś tą ciekawską - zażartował, bez jakiegoś wielkiego trudu wracając do tego, że kiedyś świetnie się znali. - Ja też nie sądziłem, że… jeszcze się spotkamy. Tym bardziej w Lorne - nie miał zamiaru kryć się z tym. - No cóż, wyjechałem - pokiwał głową, nie mogąc się z tym nie zgodzić. Jasne. Musiała to zrobić. Pierwsze co, to wspomnieć o wyjeździe do NY.
- Czy jestem szczęśliwy? Na swój sposób. Ale już nie w Nowym Jorku - odparł mocno tajemniczo, nie przestając się jej przyglądać. I czemu powiedział o tym poczuciu szczęścia na swój sposób? Sam nie wiedział. W sumie chyba żeby nie wyjść na nieudacznika przy niej, która ma rodzinę i zapewne jest niesamowicie radosna z tego też powodu. - Właśnie się przeniosłem - nie dokończył - poniekąd celowo. - Na stałe do Lorne - dopowiedział rozpoczętą myśl dopiero za moment. Tak, dramatyczna przerwa to specjalny zabieg!
- W każdym razie, może w czymś Ci pomóc? Albo może zawiozę Ciebie i dziecko do domu? Nie możesz zapewne jeszcze dźwigać, zresztą nie mogę pozwolić abyś to robiła - zmienił temat, żeby nie przeciągać poprzedniego? - A z wózkiem ciężko zrobić większe zapasy, także… - zerknął to na nią, to na pociechę znajdującą się w wózeczku. - I nie, nie przyjmuję odmowy. Jak Twój mąż będzie miał wąty, to masz powiedzieć iż nalegałem… bo w sumie tak właśnie jest - czy naprawdę musiał to sobie robić? Cholera, nie powinien spędzać z nią więcej czasu niż powinien, a mimo to - sam proponuje pomoc w zakupach oraz podwózkę! Keith, ogarnij się, idioto! Bo na pewno po powrocie do swojego pokoju będziesz czuł się jak te kilka lat temu - gdy zostawiła Ci pierścionek na stoliku nocnym.

pam burnett
christmas time
patsy#7401
PLEASE HAVE MERCY ON ME
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Był szczęśliwy.
Te zdanie wprawiło w Pam cień uśmiechu, drobnego - czułego, wręcz idealnego co do aktualnej sytuacji. Naprawdę się ucieszyła, choć może wreszcie poczuła coś więcej? - Półtora roku temu, mamy jeszcze prawie czteroletniego syna, Jonatan'a, lecz wszyscy wołamy na niego Jace. - mruknęła spoglądając w tęczówki towarzysza - powolnie próbując odnaleźć na niej jakiekolwiek zmiany, lecz na marne - wyglądał identycznie jak tej upojnej nocy gdy widzieli się po raz ostatni. Może jedynie był nieco wyższy - albo to Pamela już zapomniała jak bardziej dzielił ich wzrost. - Czyli będziemy się mijać. - odpowiedziała z zbyt wyczuwalnym zaskoczeniem w tonie głosu. - Ma na imię Liberty. - odrzekła na chwilę spuszczając wzrok, dziwnie poczuła się z tym, że nawet nie zdążyła przedstawić „znajomemu” imienia córki. - Czy ja wiem... - nieco zdezorientowana rozejrzała się po sklepie, jakby patrzenie na lekarza wywoływało w niej wstyd. A może powinna się wstydzić? Tego co im mu zrobiła. - Okay, podwieź nas, ale w przyszłości wiszę Ci kawę. - wtrąciła i tak się właśnie stało oboje dokończyli zakupy i powrócili do domów zapewne wciąż czując w żołądkach konsekwencje tego spotkania.

***
Nancy Wheeler zadzwoniła.
Nancy Wheeler trzydziestopięcioletnia właścicielka galerii sztuki - zgrabna, piękna - zadbana. Kobieta sukcesu, bezdzietna w trakcie trzeciego rozwodu. Koleżanka z klasy a zarazem najlepsza przyjaciółka Keith'a Wallace - była pracodawczyni Pam - aktualnie ta znajoma „wariatka” z grupy. W jej galerii za dwa tygodnie miał się odbyć wernisaż Joffrey'a Morgana Vanittelelle* jednego z najlepszych artystów tego pokolenia drugiego Goye lub Van Gogh'a - a w szeregach tych najbardziej zainteresowanych Boga Wszechświata - rzecz jasna w aspekcie malarskim. Dla Pameli było to odzwierciedlenie marzeń, aby go poznać - aby choć zamienić z nim kilka słów, lecz w tamtejszym okresie wyjście z domu, lub łóżka stanowiło dla kobiety niemal wyzwanie. Depresja rozpływała się po jej ciele niczym jak trucizna.
Mimo to przyszła, czternaście dni później od rozmowy - znajdowała się w środku - jej drobne ciało oplatała przylegająca bordowa sukienka. Dziś wyglądała lepiej - warkoczyki wisiały oparte o odsłaniające tatuaże nagie ramiona. Na twarzy pojawił się delikatny makijaż, jedynie usta były czerwono-krwiste. Podbródek Burnett był skierowany do góry obserwowała coś; bacznie tęczówkami analizując każdy obszar przedmiotu. Był to obraz - wielkości brunetki - ukazujący akt, młodej - wycieńczonej na twarzy kobiety - wydawać się mogło, że płaczącej - lub krzyczącej nad swoją tragedią. Ciężko dostrzec, każdy w końcu interpretuję sztukę zupełnie inaczej, przecież o to właśnie w niej chodzi, prawda?
Stała w wyprostowanej pozycji - takiej która miała stanowić niechęć względem towarzystwa. W tej chwili liczyło się jedynie ona, dzieło oraz emocje jakie w niej buzowały. Oddech przyspieszył, podobnie jak bicie serca. Pam przeżywała w tej chwili swoją własną tragedię.
Do momentu gdy do jej nozdrzy doszedł zapach, taki zapach który rozpoznałaby nawet w zatłoczonym metrze.
Zapach pełen wspomnień - tego co czuła i tego co czuć już nie będzie.
Gdy robił jej kawę do łóżka, gdy wylewała ją na pościel i klęła jak szewc, gdy zmieniali razem poszewki i kochali się na w połowie wywiniętej kołdrze. Gdy szli za rękę po londyńskich przedmieściach oglądając wszystkie domy i wybierając w którym zamieszkają na starość. Kiedy zaczynał pierwszy śpiewać w samochodzie próbując ją rozśmieszyć zmianami tonacji - by później oboje wydzierali przy otwartych oknach podczas piosenek Mariah Carey. Dokładnie ten sam gdy po raz pierwszy w pośpiechu, pomiędzy drzwiami - wyznał jej miłość by zaraz uciec do kuchni i rozłożyć na stole zrobioną przez niego kolację. Nigdy nie umiał gotować. Za każdym razem gdy wchodziła do ich wspólnego mieszkania - i nawet wtedy gdy po raz ostatni z niego wyszła. - Nie musisz się skradać, Nancy mówiła, że Cię zaprosiła. - tak jak już zdążyła powiedzieć mi o Tobie wszystko. - Zostałeś. - w warzywniaku mu nie uwierzyła. Całe życie pragnął Nowego Jorku.
ambitny krab
.
chirurg ogólny — cairns hospital
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
cześć, jak się masz?
oby nie jak ja...
ostatnio nie łapie fal,
ostatnio nie ta sama twarz
Szczerze? Nie jest nie wiadomo jak wielkim koneserem sztuki. Niemniej, skoro już jest w miasteczku, a kumpela zaprosiła go na wernisaż… no cóż, ciężko było odmówić. Nawet głupie wymyślanie powodów brzmiało w jego głowie totalnie źle, przez co nie zdecydował się na znalezienia jakiegokolwiek, bardziej sensownie brzmiącego, wyjaśnienia dla swojego braku obecności. Stąd też Keith, ubrany w garnitur, choć spokojnie powiedziałby iż jest na luzie, uznał iż dzisiejszy wieczór faktycznie spędzi w galerii.
Nie wiedział jednak, że przybycie tutaj będzie go znacznie więcej kosztowało, niż tylko udawanie iż świetnie się bawi. Dobrze, że kelnerki… czy ogólnie konkretnie wytypowane do tego zadania Panie pojawiały się pomiędzy przybyłymi gośćmi z tacami, na jakich znajdowały się alkohole. Jak nie szampany, to delikatniejsze czy mocniejsze trunki. Na początku połechtał swe gardło tym pierwszym trunkiem, by ujrzeć… właśnie ją.
- Nancy… - zagaił do niej, gdy tylko pojawiła się w jego otoczeniu, nie mogąc odpuścić okazji na zadanie tego pytania. - Czemu nie powiedziałaś, że… - zaczął zadawać pytanie, lecz ta położyła w połowie wypowiedzi palec na jego wargach, uśmiechając się tajemniczo. - Bo wtedy wiem, że nie przyszedłbyś tutaj. A tego nie chciałam. Tak dawno Cię nie widziałam… - urwała zdanie, po czym odsunęła się od lekarza, zmierzając w swoją stronę.
Świetnie.
Przełknął ślinę, poprawił marynarkę, wypił do samego końca zawartość kieliszka, po czym na szybko znalazł kelnerkę, od jakiej wziął nowy napój, odstawiając puste szkło.
Kręcił się, nie wiedząc co teraz. Wyjście w połowie imprezy to niezbyt dobry pomysł. Zresztą, na pewno by zwrócił na siebie takim zachowaniem uwagę, przez co Pam od razu wywnioskowałaby w tym swoją winę.
Z drugiej jednak strony… Przecież ich spotkanie w warzywniaku było… niezłe! A tym bardziej, gdy odwiózł ją do domu z zakupami. Było… było naprawdę okej. Nie czuł się źle, nie roztrząsał tego nie wiadomo jak bardzo. Po prostu odwiózł dawną dziewczynę do jej domu z jej dzieckiem. To nic wielkiego, prawda?
Na swój sposób - jasne, w końcu każdy z nich żyje już swoim własnym życiem.
Poniekąd.
I podobno nie było to już większym problemem dla Keith’a.
No właśnie, podobno.
Nim jednak zdołał wymyślić cokolwiek, to Pam się do niego niespodziewanie odezwała, gdy faktycznie znajdował się zdecydowanie znacznie bliżej, niźli planował o tym na początku. Przełknął ponownie ślinę, przywołując na ustach uśmieszek. Ten swój firmowy. Ten swój charakterystyczny. W końcu to nic wielkiego. To tylko ponowne, przypadkowe, spotkanie byłej partnerki.
- Chyba jednak się aż tak skutecznie nie skradałem, skoro mnie usłyszałaś - zażartował, uśmiechając się półgębkiem. Przecież musiał jakoś rozładować atmosferę - czy raczej rozładować swoje własne emocje, kłębiące się i nie mogące się uspokoić we wnętrzu mężczyzny. - No widzisz, a dla mnie Nancy zrobiła niespodziankę. Bardzo miłą niespodziankę - dodał, nie opuszczając w dalszym ciągu kącików ust ku górze. Ale czy rzeczywiście jest mu aż tak miło? Na swój sposób tak. Po prostu odczuwał pewne skrępowanie i tyle.
- Zostałem - zgodził się, zerkając to na nią, to na obraz. - Mam nadzieję, że nie jest to dla Ciebie problemem - dopowiedział, na dłużej spoglądając na kobietę. - Zapomniałem Ci ostatnio powiedzieć, że masz bardzo ładne maleństwo. Służy Ci macierzyństwo - czy było to z jego strony naciągane? Jeśli mam być szczera - ani trochę. W końcu dla Keith’a… Pam była, jest i prawdopodobnie na zawsze będzie tą perfekcyjną, idealną, cudowną kobietą. Nieważne, czy danego dnia miała na sobie worki zamiast ubrań czy akurat trafił na dzień, gdy nie wyspała się i miała widocznie podkrążone oczy, nawet jeśli usilnie próbowała zakryć to makijażem. Po prostu… tak jest. - Jak Ci się podoba dzisiejszy wieczór?

pam burnett
christmas time
patsy#7401
PLEASE HAVE MERCY ON ME
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Gdyby Pamela choć trochę znała rozmyślenia Keith'a - zapewne postarałaby się mu przemówić do rozsądku - dla niej byli jedynie przeszłością - bardzo bujną, emocjonalną i raniącą - ale dalej przeszłością.
On wyjechał. Ona została.
Stojąc tutaj, przy tym niezmiernie wyrywającym serce obrazie, z miną godną ostatniego starcia, wiedziała w Wallace swoje dawne oddanie - mogła nawet przysiąść, że czuła je na swym drobnym ciele. Jednakże ich życia w żaden sposób już się nie łączyły - ona była tutaj z dwójką dzieci, z mężem na morzu. Z wiecznie wściekłym na cały świat ojcem - a on zbudował lub wciąż budował sobie życie na innym kontynencie. Prawda jest taka, że nikt się nie spodziewał, że ich ścieżki na tą krótką chwilę się połączą. Na pewno nie ona.
Teraz patrząc na siebie, gdzie dzieliła ich odległość parędziesiąt centymetrów tak jak kiedyś mogli ujrzeć w sobie jedynie zjawy - tego co mieli i z czego Pamela świadomie zrezygnowała.
Dlaczego?
Dla siebie? Dla niego? Dla rodziny?
Ciężko szukać powodów jej decyzji, było ich zapewne kilka, jednych ważnych - drugie możliwe, że już przedawnione - nie warte sięgnięcia do wspomnień, jednak czy nie zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie gdyby wtedy wyjechała?
Oczywiście.
Czy Nowy Jork by ją pochłonął? Czy będąc tam z Keith'em spełniłaby swoje marzenia? O wystawie - wernisażach i zgarnianiu milionów - czy byłaby drugim Goya lub Da Vincii? Czy mieliby dzieci? Czy on w ogóle chciałby dzieci? A co jeżeli jego kariera przytłoczyłaby jej karierę... lub na odwrót? Przezwyciężyliby to - czyby z siebie zrezygnowali? Gdybanie jest potworne - graniczy z obsesją.
Ich miłość była młoda ta pierwsza niepowtarzalna, wyjątkowa - była czymś czego nie da się od tak zapomnieć. Tylko, że zdaniem Pam już z niej wyrośli - pokochali innych ludzi - tą dojrzalszą miłością, tą która daję bezpieczeństwo i stanowi zupełnie inny przejaw tego co ich łączyło.
Ciemne spojrzenie przesunęło po twarzy towarzysza, tak niegdyś jej doskonale znanej - zawsze czułej i ciepłej - w danej chwili według malarki wskazywała całkowicie inne emocje - zmienił się - zmężniał, teraz znajdował się przed nią dorosły mężczyzna. Nie chłopiec, który przez ostatnie sześć lat pojawiał się w jej umyśle. - Nie trudno Cię usłyszeć, chodzisz jak słoń. - uśmiechnęła się, szczerze - przenikliwie - dzisiaj była zupełnie inną Pamelą, niż tą w warzywniaku - pełną pasji, radości i taką jaka wzbudzała przyjazne emocje.
Mam nadzieję, że nie jest to dla Ciebie problemem
Wyraz twarzy Burnett przybrał zaskoczenie, prawa brew pofalowała wyżej - nie spodziewała się takie obrotu spraw. - Skąd pomysł, że miałabym mieć z tym problem? - przez to co mieliśmy? Przez to co ja Ci zrobiłam? Czy znalazłeś zupełnie inny powód mojej „udręki?” - Wręcz przeciwnie, Keith. - dodała mierząc się z nim własnymi spojrzeniami. - Bardzo się cieszę, że będziesz w pobliżu. - w końcu, mimo wszystko - to co się wydarzyło i jak bardzo nawzajem się zranili - dla Pam byli wciąż przyjaciółmi - tymi od dziecka, od zawsze.
- Ephraim przypływa za dwa tygodnie, mógłbyś z nami zjeść kolację, lub obiad, lub cokolwiek... - rzuciła przechylając łepetynę w lewą stronę. - Zaproś kogoś do nas. Chciałabym, abyś poznał też naszego syna. - gdyby tylko ona wiedziała, że dane słowa za kilka miesięcy zaczną mieć zupełnie inne odzwierciedlenie - prawdopodobnie żałowałaby tego spotkania, a raczej tego dnia nigdzie by nie wyszła. - Co Ty na to, hm? - ponowny uśmiech, nawet przybrany trochę cwany, albowiem zapraszając go z osobą towarzyszącą miała w tym swój mały cel - chciała wiedzieć, czy jej „dawna miłostka” z kimś się spotyka.

keith wallace
ambitny krab
.
chirurg ogólny — cairns hospital
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
cześć, jak się masz?
oby nie jak ja...
ostatnio nie łapie fal,
ostatnio nie ta sama twarz
Mimo nie odczuwania jakichś większych problemów z faktem, że Pam to jego była, to jednak… czuł się nieco nieswojo z tym wszystkim. Jasne, chciał aby stała się jego obecną partnerką, niemniej wiedział iż to nie będzie należało do zadań najprostszych - o ile w ogóle będzie to kiedykolwiek możliwe, patrząc przez wzgląd na to, że jest przecież mężatką… szczęśliwą mężatką, z tego co mógł wywnioskować. W końcu, kto by się decydował na dwójkę maluchów, będąc w fatalnym związku? No właśnie.
Ale zaraz, czy to oznaczało, iż Keith planował rozbić małżeństwo swojej dawnej-obecnej miłości? Kurde, gruby temat, nad jakim się tak naprawdę nie zastanawiał i w sumie nigdy nie będzie. Zresztą, nie ma nad czym dywagować, bowiem nieznana się przyszłość tej dwójki, a ostatnio Wallace totalnie żył chwilę. Zupełnie jak nie on, lecz czy nie właśnie o to chodzi w tym wprowadzaniu nowości w swoim życiu wraz ze zmianą miejsca zamieszkania? Dlatego też nie chciał niczego planować, nie snuć, nie marzyć… choć może z tym ostatnim to akurat gorzej w jego przypadku.
Keith, weź się w garść, ja Cię bardzo proszę…
- Czyli nic się nie zmieniło - zaśmiał się z faktu dalszego chodzenia jak słoń. Ale! Ma coś na swoje usprawiedliwienie, choć jednocześnie nie chciał się tłumaczyć. Ma aż 191 cm, czyli faktyczny z niego kawał chłopa. Może i nie waży nie wiadomo jak ile, ale jednak jakieś kilogramy posiada, także… czy to jest jakaś forma ułaskawiająca go? Miał nadzieję, że tak! - Ale zaraz zaraz, Ty zawsze miałaś nadwrażliwy słuch, to pewnie dlatego - czy tak było? Cholera, nie pamiętał, ale cicho… udawajmy, że tak jest! Bo przecież… musiał się jakoś wybielić, czyż nie?
Teraz jednak zaczął się znacznie trudniejszy moment tej rozmowy, na co totalnie nie był przygotowany ani psychicznie, ani w formie ułożonych konkretnie kwestii, jakie miałby w obecnej chwili wypowiedzieć. Wziął jak na razie nieco głębszy wdech, by zaraz unieść kąciki ust ku górze. - Wiesz dobrze, jak się wszystko skończyło. Może… ale tylko może… Ci nie odpowiada moja obecność, nawet jeśli trochę czasu minęło od… Londynu - nie chciał używać konkretnych słów, dlatego jedynie sprecyzował nazwą miasta, gdzie przyszło im wspólnie mieszkać, by ostatecznie się rozstać niespodziewanie. - Niemniej bardzo miło mi słyszeć, że na mój widok nie wbijasz mi igiełek w myślach - prędko obrócił to w żartobliwy ton, by nie brzmiała ta rozmowa aż nadto poważnie. W końcu nigdy nie lubił tych ciężkich tematów, choć doskonale wiedział że i one są potrzebne do przepracowania w życiu. Póki jednak nie musiał ich odbywać - to i nie miał zamiaru na siłę się w nie ładować.
Nie spodziewał się również jeszcze jednej kwestii. Wspólna kolacja. Z jej mężem oraz synem, jakiego nie miał jeszcze okazji poznać, a o jakim ostatnio wspomniała. Czy to aby na pewno dobry pomysł? Nie był co do tego tak ostatecznie przekonany, jednakże - skoro ona sama o tym wspomniała, to może faktycznie tego chciała? Może nie chciała, aby jej dawna jak i obecna miłość miała jakiś zgrzyt między sobą? Cholera, ale jak tu miał go nie posiadać, skoro nadal coś do niej czuje? Coś znacznie więcej niż fakt posiadania wspólnej przeszłości?
- W sumie, czemu nie. Jestem ciekaw kto zajął moje miejsce - cholera, Keith, coś Ty kurwa właśnie pierdolnął… Widać było natychmiastowe zmieszanie na twarzy chirurga, przez co moment później odwrócił na krótką chwilę spojrzenie, nie wiedząc na jakim punkcie utkwić swój wzrok.
Kurwa, stary, właśnie przegrałeś wieczór…
Chociaż, niczego nie planował, bo i nie wiedział o obecności Pam, to i tak czuł iż właśnie dla niego to spotkanie się zakończyło w trybie natychmiastowym. - Póki co nikogo bym nie zapraszał. Może to i nawet lepiej - dodał za moment tajemniczo, przypatrując się obrazowi na znacznie dłuższy moment. - Podoba Ci się? Czyżby dlatego przystanęłaś przed tym obrazem na dłużej? - zagaił, chcąc prędko zmienić temat, nawet wcześniej nie zwracając uwagi na to, iż Pam próbowała tą zagrywką dowiedzieć się czy Keith kogoś obecnie posiada czy ogólnie spotyka się z jakąś kobietą na innej stopie, niźli przyjacielska.

Chwilę rozmawiali na temat obrazu, gdzie po tej rozmowie na moment się rozdzielili. Nancy zawołała lekarza, za co on bardzo przeprosił Pam, odchodząc w stronę kobiety. A skoro i tak miała do niego sprawę, to miał zamiar wykorzystać ów szansę na wprowadzenie małego planu.
Czyż to przez popełnioną gafę? Całkiem możliwe.
Albo może, by jej zaimponować? To również nie mogło zostać wykluczone.
Och! Ewentualnie dlatego, iż ją nadal kocha, więc chciał jej zrobić po wielu latach rozłąki jakiś naprawdę fajny prezent! Tak… to brzmi sensownie, lecz nie mógł zdradzić konkretnych intencji, jakie nim wtedy kierowały.
Po prostu to zrobił.
I już.

Podszedł do niej po rozmowie z Nancy, a także paroma innymi osobami. Tak zwyczajnie. Jakby nigdy nic. Jakby po prostu się przyjaźnili. W sumie, możliwe że ona do tego tak faktycznie podchodzi.
- Z tego co udało mi się podsłuchać, to wernisaż powoli dobiega końca… chcesz gdzieś skończyć? Może na tego kebaba wegańskiego? - czy robił to specjalnie? Na siłę wręcz ją chciał zabrać do miejsca, gdzie lubowali wybierać się po imprezach? Odpowiedź może zdziwić, lecz.. nie. Zwyczajnie żywił z tym miejscem pozytywne wspomnienia - i to nie tylko z nią - toteż stąd jego propozycja. - No weź, nie zmuszaj mnie, żebym musiał używać argumentu siły do przekonania Cię do tego - a tym argumentem miało być przełożenie ją przez bark i zaniesienie… jak za dawnych czasów.
Spacer do miejsca nie trwał zbyt długo, dzięki czemu nie odczuwali ewentualnych skutków długiego spacerowania. Jasne, to zapewne kwestia tego, że Lorne to znacznie mniejsze miasteczko niż Nowy Jork, czego jeszcze jakby nie może przyswoić.
- W sumie nie wiem jednej o Tobie rzeczy, Pam - zagaił niespodziewanie, gdy już odebrali swoje zamówienia. - I tak naprawdę nie wiem jak o to zapytać, albo czy w ogóle powinienem… - dopowiedział, gryząc małego kęsa kebaba. - Ale… Pracujesz gdzieś zawodowo? Znaczy, teraz to na pewno nie, skoro masz malutką pod opieką - zagalopował się, przez co aż się podrapał nieco skonfundowany po tyle głowy. - Wiesz o co mi chodzi, prawda? - wolał się upewnić, zanim zaczął kontynuować wywód. - Jestem zwyczajnie ciekaw, czy czymś się zajmowałaś przed podjęciem się jeszcze raz roli kobiety, która dała ponownie nowemu człowiekowi życie - czy to wina alkoholu, czy ogólnego odczuwania zakłopotania z jego strony? - Po prostu… pamiętam jak snułaś plany na przyszłość i… intrygowało mnie przez ten cały czas, czy je zrealizowałaś - i tu nie chodziło o to, aby dowiedzieć się czy przy obecnym facecie rozwinęła swoją karierę, dając sobie punkt gdyby jednak okazało się, że przy małżonku nich nie spełniła, a przy nim na pewno by się tak stało. Mogłoby się tak przez chwilę zdawać, jednakże takich intencji nie posiadał. Był tak po przyjacielsku ciekawy. Czy to dobrze? Miał nadzieję, że tak i że Pam nie będzie na niego zła za wściubianie nosa w nieswoje sprawy.

pam burnett
christmas time
patsy#7401
PLEASE HAVE MERCY ON ME
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Oboje postrzegali Londyn zupełnie inaczej, a raczej wydarzenie, które pomimo tylu lat wciąż utkwiło im w pamięci.
Był półmrok, zza oknem można było dostrzec pierwsze ślady nadchodzącej jesieni - stała pośrodku pokoju - w prawej dłoni pomiędzy palcami przesuwając mieniący się diamentowy pierścionek. Ciemne spojrzenie przesuwało się po przedmiocie, a całe ciało artystki drżało. Wczoraj jej powiedział. Wczoraj dowiedziała się o jego marzeniach. Czy była zaskoczona tym, że go przyjęli? Nie. Zasługiwał na wszystko co najlepsze - co mu może dać świat. Jednak czy na tą podróż była gotowa wyruszyć wraz z nim? Pierwsza myśl: zawahanie - następnie bacznie wpatrywanie się w ukochanego oraz narastający strach. Anglia była jej domem - chwilą nieuchwytną, bezgraniczną miłością - tutaj czuła, że żyję - płynie z nurtem wprost w swoje przeznaczenie. Powoli odnajdowała siebie. Wyjazd mógłby wszystko skomplikować - zamknął ją w złotej klatce, uschłaby w niej, a Brumby niczego tak nie pragnęła jak wolności.
Pierścionek wylądował na szafce nocnej - dłuższą chwilę ponownie poświęciła mu swoją uwagę - czuła się bez niego pusta, jakby bez duszy. W pewien sposób ten mały przedmiot ukształtował ją - miała stać się żoną - a teraz leżał bezczynnie likwidując symbol ich wzajemnego oddania. Zgasiła lampkę - odwracając się tyłem a na swoje ramię zawiesiła ostatnią torbę. Spakowała się już wcześniej, właściwie rankiem - gdy Keith wyszedł na dzienny dyżur. Rezydenci mają przechlapane, wiedziała że nie będzie go aż do późnej nocy.
Powinna zostać.
Wytłumaczyć mu.
Przyznać się.
Ale wtedy by nie wyjechał.
Gdyby miał wybrać pomiędzy nią, a stażem.
Zostałby.
Aby później zacząć ją za to nienawidzić.
Więc podjęła decyzję za niego, po raz ostatni przebywając w ich wspólnym mieszkaniu.
A przynajmniej tak myślała, bo wróciła trzy dni później, by zobaczyć, że tym razem to on zniknął.
W sumie, czemu nie. Jestem ciekaw kto zajął moje miejsce
Ciemne, wręcz czarne spojrzenie przesunęło się po buzi towarzysza, wyraz twarzy jak i postawa kobiety diametralnie uległa zmianie - nie spodobał się jej ten ton, ani wypowiedziane słowa - mógł żartować - oczywiście, lecz zdaniem Pam - mężczyzna jedynie posłużył się uszczypliwością - choć nie mogła domyślić się co ich autor mógł mieć na myśli. - Zapominasz się. - pewne, z uniesionym podbródkiem rzucone zdanie skwitowało ich „przyjacielską” pogawędkę. - Nie życzę sobie takich podtekstów, Ephraim to wspaniały ojciec jak i mąż, nie jest żadnym zamiennikiem. - stwierdziła, ostatecznie decydując się nie komentować kolejnych słów chirurga - po prostu odeszła - kierując się we własną stronę.
Więc dlaczego postanowiła pójść z nim na wspólną „kolację?” Być może była to kwestia „drugiej szansy” lub poczucia zainteresowania by zapoznać się z jego światem.. Bądź niechęci spędzenia kolejnego wieczoru samotnie przed telewizorem przy lampce wina, ponieważ dzieci wyprosiły by zostać u dziadka na noc. Poza tym gdy „mama ma wychodne” to aż wstyd wracać do domu przed godziną dwudziestą drugą. - Już nie mogę, zjesz za mnie? - czyżby powróciła do nich kolejna tradycja? Zawinęła kebaba w sreberko i odłożyła je na miejsce obok, chusteczką najpierw wytarła swoją buzię, a później dłonie. - Nie powinieneś bać się mnie pytać o cokolwiek. - rzuciła powracając spojrzeniem do mężczyzny. Bacznie wsłuchiwała się w jego każde słowo, by ostatecznie westchnąć. - Wiesz, że mam teraz zupełnie inne priorytety niżeli bieganie z transparentem w sam środek zamieszek. Nie jestem już tą dziewczyną.- stwierdziła, posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech. Pamela kochała swoje dzieci z całego serca - i żadnym wypadku nie cofnęłaby czasu lub nie porzuciłaby ich na rzecz swoich pragnień, marzeń czy spełnienia - one były najważniejsze. Jednak wciąż miała w sobie odrobinę kobiety z przeszłości, przebiegłej lisicy, lecz została ona zamieniona na niedźwiedzice. - Hmmm. - wypuściła powietrze z ust, a wzrok kobiety skoncentrował się na budynku przed nimi. - Lecz nadal mam w sobie tą pasję, która nie odnalazła ujścia. - mruknęła, aczkolwiek nie zdecydowała się znowu na niego spojrzeć - jakby z obawy, że poznał jej największą tajemnicę - sztuka nadal była istotna. - Może kiedyś, za parę lat, jak dzieci podrosną. - przecież nie mogła ich zostawić i spełniać się zawodowo, jaka matka tak robi?
Chyba tylko Molly Dikens.

keith wallace
ambitny krab
.
ODPOWIEDZ