właściciel i sternik statku wycieczkowego — Daintree River Cruise Centre
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Eks-sportowiec i były mąż, od lat w Lorne Bay. Prapotomek Thomasa Mayersa znany w mieście z nazwiska i z zawodu. Trochę dupek.
005.
this is Halloween
red and black, slimy green
  Siła płynąca z sentymentu, jak segment obwarowany wspomnieniem o młodości, cementuje w nim chęć dalszej rozmowy z Leonie. Z jednej strony kojarzy ją z czasem młodzieńczej wolności – pogoni za marzeniem i prosto pojmowanym szczęściem. Z drugiej podoba mu się krystaliczność kontaktu z tą kobietą. Docenia ją. Za szczerość słów jakie wychodzą spod jej palców w trakcie koleżeńskiej wymiany smsów. Za niesioną doświadczeniem skłonność do rozmowy wprost, bez gierek i owijania w bawełnę. Za szybkie przejście do propozycji spotkania, bez marnowania czasu.
  Zniesiony do wystarczalności pejzaż znajomości, budowany na solidnym fundamencie przeszłości, koi potrzebę spełnienia. Duchy ich poprzednich wcieleń, chwycone między mocarne ramiona pamięci, wypełniają sklepienie czaszki przyjemną wibracją. Pulsują pozytywną energią, jakiej w dojrzałym życiu pragnie ponad wszystko. Ponad zarobiony pieniądz i ponad luksus. Ponad małe wygody doczesnego życia.
  Co nie znaczy, że mając do nich dostęp, nie korzysta z nich. Dziś również, wybierając pomiędzy podrzędną knajpą, a rozpoznawalnym barem, wybiera drugą z opcji.
  Przekracza próg Moonlight o umówionej porze, mijając tlące się w tle pomieszczenia lampiony. Migoczące cienie halloweenowych kloszy i przyciemnione przez grubość pergaminu języki światła, leniwie liżą przestrzeń, pozostawiając bar w kolorach jesiennego ciepła. Podobnie na blatach, rozstawione gdzieniegdzie dynie, jak pękate bułeczki pozostawione do wystygnięcia. Tylko czekać aż przyjdzie pierwszy kupiec. I przychodzi niejeden. Ludzie, skuszeni przyjemną, kameralną atmosferą, niemal romantyczną biorąc pod uwagę mnogość bijącego od lampionów ciepła, przychodzą do Moonlight chętnie. Jeden po drugim, w nawarstwieniu ciał i oddechów, zapełniają przestrzeń. Lokal w niczym nie przypomina typowych pubów z masą kiczowatych dekoracji, które mają straszyć przepychem i groteskowością. Tego roku właściciele baru przykładają wyjątkową wagę do tego, by pomieszczenie zagęściło się od klimatycznych, ale nieprzesadzonych dodatków.
  Jedynym psikusem dla przybywających gości zdaje się postawiony zaraz za drzwiami ruchomy szkieletor, na którego John niemal wpada z impetem, nie spodziewając się wychylającej się zza framugi trupiej czaszy. Wstrzymuje nawet na moment oddech, nieruchomiejąc w miejscu, by ostatecznie, z ulgą wypuszczoną ze ścianek płuc, parsknąć śmiechem.
  Niespełna parędziesiąt sekund później, przysiada się do przebywającej już w barze Leonie:
  — Też uważasz, że Jack powinien więcej jeść?
  Po zadanym pytaniu wskazuje krótko na kościotrupa, który nie wiedząc czemu nosi przy sobie metalową plakietkę z pięknie grawerowanym na powierzchni imieniem. Skąd pomysł na to, by nazwać go Jack? Nie ma pojęcia, ale brzmi lepiej niż „Pan Szkielet”.
  — Długo już czekasz?

leonie turner
happy halloween
nimue_h
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Odnowienie znajomości z Johnem, poniekąd okazało się zbawienne dla Turner, która nie spodziewała się takiej kolei rzeczy. Nie zwróciła, przecież szczególnej uwagi na to, że mieszkali w swoim sąsiedztwie. Mężczyzna zdecydował się jednak wykorzystać zbiegi okoliczności od drobnego psikusa po krótką wymianę wiadomości. I może, gdyby teraźniejszość Leo wyglądała inaczej, nie przeszłaby tak konkretnie do działań mających na celu ich dzisiejsze, wieczorne spotkanie. Codzienność blondynki jednak nie napawała kobiety optymizmem, a wręcz powoli zaczynała ją dobijać, szukała więc ucieczki od samotnych chwil w czterech ścianach, rozważając jak pięknie mogłoby być, gdyby nie lekkomyślne i ewidentnie niewłaściwe wybory dokonane przez nią. Mogłaby, przecież razem z córką oraz mężem udać się na zbieranie cukierków po okolicy, ale w obecnych realiach doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest mile widziana przez żadne z nich. I nikt nie musiał mówić tego wprost. A, że szczęście Tess, wydawało się priorytetem dla Leonie... Usuwała się w cień, dając możliwość ukochanej córce, by tworzyć wraz z ukochanym ojcem wspomnienia, na które nie mieli okazji w poprzednich latach ze względu na jego pracę. Pozwalała im tworzyć wspomnienia bez niej, bo doskonale wiedziała, że kładłaby się na nich cieniem, wprowadzając mniej kolorowe barwy samą obecnością.
Przyszła do lokalu wcześniej. Nie zwróciła szczególnej uwagi na szkieletora, ani kogokolwiek wewnątrz. Zajęła miejsce przy jedynym wolnym stoliku - właściwie to pewnie cud, że udało im się coś znaleźć w taki dzień bez rezerwacji, dobrze, że zdecydowała się pojawić przed umówioną porą - i zamówiła kieliszek martini. Odruchowo poprawiła włosy, zapadając się w skórzanym meblu, żałując nieco, że zdecydowała się na czarny top, luźne spodnie w tym samym kolorze i ramoneskę. Z drugiej strony - nie miała żadnych podstaw do tego, by jakkolwiek specjalnie przygotowywać się do tego wyjścia. Czekając na Johna, obserwowała za to inne osoby, które zdawały się pragnąć czerpać jak najwięcej z tego wieczoru. Wiele osób zdecydowało się na przebrania, co dodatkowo sprawiało, że Leo czuła się nie na miejscu w swojej czerni. Choć i tak miała wyrzuty sumienia, że nie ma jej w domu, że nie czeka z utęsknieniem na jakąś wiadomość od Tessie, bo moze córka chciałaby się pochwalić zdobyczami? Albo gdzieś w połowie drogi namyśliłaby się, że jednak mama musi do nich dołączyć, a wtedy Leo nie byłoby w domu... I dobrze Turner wiedziała, że nic takiego się nie stanie, bo nigdy, a zwłaszcza teraz, gdy mieszkali oddzielnie, Teresa nie odczuwała braku Leo, gdy przebywała z ojcem, za którym tak na co dzień tęskniła, ale mimo to... Mimo tej wiedzy, to i tak blondynka czuła wyrzuty sumienia. Była matką, miała inne zobowiązania, nawet jeśli w praktyce nikt do tego jej nie obligował w aktualnej chwili, to i tak czuła, że coś traciła... Coś cennego... I trudno było ignorować to wstrętne, uwierające uczucie...
Na szczęście, tuż po tym, jak kelner postawił przed nią kieliszek, pojawił się i Meyers. Tak więc na moment, Leonie mogła odrzucić swoje troski, by okazać zainteresowanie swojemu towarzyszowi. Bardzo chciała, by to zajęcie, sprawiło, że zapomni na chwilę o tym palącym uczuciu nieodpowiedzialności, które przecież w czterech ścianach też, by towarzyszyło, choć może w nieco innym wymiarze jako wstyd, że nie mogła spędzać takiego czasu z rodziną. Niemniej... Nieważne jakie miejsce - i tak nie czułaby się tego dnia dobrze. Tak więc naiwnie Turner wierzyła, ze rozmowa oraz drink nieco polepszą samopoczucie.
-Myślę, że i tak byłby w typie mojego szkieletu, który znajduje się na bagażniku. Szkoda, że nie przyjechałam autem, mogliby się poznać - odparła swobodnie, rozbawiona, nawiązując do żartu, za którego wiele osób mogłoby się wściekać. I sama Leonie początkowo też przecież się złościła, nie dając jednak tego zbytnio po sobie poznać, bo pechowo odkryła ten psikus w tym samym czasie, co i córka. Musiała się więc opanować, modlić w duchu, by pięciolatka się nie wystraszyła. I cóż, modlitwy okazały się tak skuteczne, że przecież jeździły z tym szkieletem, co zbyt odpowiedzialne nie było, ale.. Może choć odrobinę zabawne. I bogu dzięki, nic nikomu się nie stało. -Nie, ledwo dostałam swoje zamówienie - przyznała całkiem szczerze, wskazując na nietknięty przez jej usta kieliszek martini. -Poczekam nawet na ciebie, żebyśmy mogli wznieść żenujący toast za spotkanie po latach - dodała nieco sarkastycznie, po czym zlustrowała twarz oraz górną częśc sylwetki dawnego kolegi. Czas obchodził się z nim łagodnie, a może po prostu tak, jak to już robił z mężczyznami - kolejne lata oraz doświadczenia dodawały im męskości. Uroda nie przemijała, a starała się dopiero wyostrzać, czego Meyers był przykładem. Chyba powoli Turner zazdrościła tego przeciwnej płci, że pierwsze siwe włosy bądź zmarszczki działały na ich korzyść, zupełnie przeciwnie niż u niej. -To powiedz... Co cię skusiło, by zaczepić mnie w tak nietypowy sposób? - zapytała zaciekawiona, czy wynikało to z tego, że wciąż pozostawał tym niepoprawnym chłopakiem z nie do końca poważnymi pomysłami, czy może chciał zrobić na niej wrażenie. Tak, jak trochę to wyglądało dla niej, kiedy proponował rejs statkiem, którego odmówiła. Raz, że nie chciała zabierać na to spotkanie Tessie, a dwa nie kojarzyła aktualnie zbyt pozytywnie niczego co wiązało się z wodnymi przygodami... z wiadomych względów, głównie dla niej samej. To nic, że nie były zbyt dojrzałe. Dla samej Turner pozostawały wystarczające i to się liczyło.

John Mayers
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
właściciel i sternik statku wycieczkowego — Daintree River Cruise Centre
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Eks-sportowiec i były mąż, od lat w Lorne Bay. Prapotomek Thomasa Mayersa znany w mieście z nazwiska i z zawodu. Trochę dupek.
   W talerzach jasnoniebieskich tęczówek chwyta sylwetkę kobiety – widzi ją, jak pochylona nad prawie pustym stolikiem, z burzą jasnych włosów odznaczających się na tle ciemnego baru, wykwita obecnością i w otwarciu płatków sympatii, uśmiecha się do niego. Gest ten przypomina ciepłą łunę, subtelnie osadzoną na płótnie pejzażu – rozmytą przy końcach, nieco enigmatyczną, wciąż jednak świetlistą – sprawiającą pozytywne wrażenie. Łunę niosącą perlisty śmiech i kobiecy urok, Do tego sprawia wrażenie skoncentrowanej na rozmówcy już od startu dialogu. Troska i szacunek, z jakimi traktuje swojego towarzysza, napawa go ochotą na podobnie zachowanie - pełne zainteresowania i skupienia na niej. Dlatego już na wstępie karmi ją szczerym uśmiechem. A potem spokojem.
   W przeciągniętej do kilku sekund chwili, pozostawia między nimi łagodnie osadzoną w przestrzeni ciszę, by w tym czasie usadowić się wygodnie w krześle i zamówić halloweenowego drinka.
   Niedługo trzeba czekać na decyzję z jego strony w kwestii alkoholu. John pod względem wyboru w dużej mierze kieruje się sezonową propozycją lokalu. Okres listopadowy sprzyja ciepłym, rozgrzewającym naparom, pełnym korzennych przypraw i słodkości. Natomiast wieczór towarzyskich spotkań, opięty klamrą zdrowo pojmowanej zabawy i drobnego pijaństwa, obejmuje mocniejsze, wyraźniejsze nuty procentowe. Wobec tego zestawienia stawia na wariant, który łączy zarówno jesienny vibe, jak i barowe schadzki:
   — Pumpkin Whisky Sour.
   Po niespełna paru minutach, gdy do stolika zostaje mu przyniesiona wspomniana pozycja, w pierwszym momencie do nozdrzy dociera jedynie ostra nuta chili. Po paru wdechach jednak, gdy płuca, jak pulchna gąbka chłoną wonne wartości drinka, do zmysłów dociera znacznie więcej.
   — To co? Na zdrowie. Za spotkanie po latach, za dobre lata studiów kiedyś i za ciekawy wieczór bez milczenia dziś.
   Usta bez wahania dotykają ścianek kieliszka, oprószonego drobinkami cukru trzcinowego, jakby ten moment ich wspólnego picia wpisany był w płótno oczywistości. Jakby mimo upływających lat, nic wielkiego się nie zmieniło od czasów, gdy razem na studiach imprezowali. Malują właśnie podobny obraz, tj. obraz towarzyskiego spotkania, przepełniony otwartością i totalnym luzem.
   Dyniowy drink, w kolorze soczystej pomarańczy, nie tylko pachnie pięknie, ale także smakuje nieprzeciętnie dobrze, jak na to, że to tylko sezonowy wymysł baru. Na pierwsze skrzypce wychodzi trzcinowa nuta z ringu na kieliszku – falą słodyczy oblewa język, tworząc przyjemną, delikatną otulinę smaku dla pozostałych składników. Potem wrażenie to niknie nieco – czuć już igiełki chilli i ostrego imbiru wbite w łono języka, by następnie, na samym końcu, pozostawić człowieka z pobudzającą kwaśnością, będącą połączeniem soku z dyni i cytryny oraz kilku kropek odświeżającej i nieco goryczkowej angostury.
   — Szczerze? Przypadkiem zorientowałem się, że mieszkamy w jednej okolicy, gdy wychodziłaś z siatkami zakupów z auta, i stwierdziłem, że nic nie stoi na przeszkodzie, by odnowić znajomość ze studiów... szczególnie, że wspominam ją z sentymentem.
   Wypowiedź Johna, zarysowana ostro w dookreślonych dokładnie słowach, tworzy wyraźny witraż jego myśli. Granica dobrych intencji jest karownie zaznaczona, a podany powód ich spotkania na tyle jasny, by nie pozastawiać miejsca na domysły.
   Skąd spotkanie? To proste, Zobaczył ją kiedyś pod domem, jak wracała ze sklepu spożywczego. I skoro już wiedział, które z aut jest jej, postanowił, że odnowi kontakt przez niewinny psikus ze szkieletorem.
   — Byłaś jedną z tych atrakcyjnych koleżanek wśród młodszych roczników, na które zwracało się uwagę... zresztą, lata dorosłości niczego Ci pod tym względem nie zabrały. Dobrze wyglądasz, Leonie.
   Słowa pochlebstwa osiadają na barkach rozmowy, nadając jej lekkiego, flirtującego tonu, zaraz jednak rozwiewa płaszcz napięcia luźno zadanym pytaniem:
   — No ale nie powiesz mi chyba, że pasażer na gapę nie zrobił furory u małej...? Przypomnij mi, jak ma na imię?
   Bądź co bądź nie przyszedł tu po to, by jej imponować, czy stawiać pomnik ku czci jej urody. Nie widzi jednak nic złego w paru słowach komplementu, które swoją drogą są zupełnie szczere.

leonie turner
happy halloween
nimue_h
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Studenckie lata, złote lata kariery... Jak kto woli... - mruknęła nieco z przekąsem, udając urażenie, że jakoś dawnemu koledze wypadł z głowy ten drobny fakt, że jego dawna koleżanka nigdy na studia się nie udała i to z zupełnie innych względów ścieżki tejże dwójki przecięły się w Sydney. Leonie nie gniewała się jednak na serio, co widać było w roziskrzonych, błękitnych tęczówkach blondynki oraz tym nieco zadziornym uśmiechu. Szkło zetknęło się ze sobą, wydając ten charakterystyczny brzdęk zderzenia szklanych naczyń, a już po chwili, każde z nich, miało możliwość zatopić usta w wybranym przez siebie alkoholu, by zasmakować i nieco tego luzu, którego zdawało się, że mają już i tak wystarczająco, aby spotkanie minęło właśnie w takiej atmosferze.
-Brawa za spostrzegawczość - przyznała, zdobywając się nawet na nieco teatralne oklaski tu i teraz, a na koniec kiwnięcie z uznaniem głową, bo w końcu sama Turner nie zwróciła uwagi na to, że w okolicy pojawił się bądź od dłuższego już czasu przebywał Mayers. Z drugiej strony praktycznie każdemu wyjściu blondynki towarzyszło maksymalne skupienie na bardzo rezolutnej, ale i energicznej oraz ciekawskiej pięciolatce, na którą zwyczajnie trzeba było mieć oko. Niewiele pozostawało koncentracji na pozostałe elementy otaczającego świata. -Za pamięć chyba też - dodała, bo sama owszem, miała świadomość, jak skończyła się jedna z ich imprez, ale przez lata raczej nie wracała do tamtego wydarzenia pamięcią. Aż do tej chwili. Skoro już została przywołana... Trudno się nie odnieść, nawet chociażby i jedynie w myślach.
-Ty też nie najgorzej, dzięki - odparła nieco skrępowana, uciekając spojrzeniem w bok. Skupiła się na grupce znajomych, która zażarcie o czymś dyskutowała, by uspokoić drgające serce, uniesione przez niewinny komplement. Tyle że... Kiedy blondynka ostatni raz słyszała jakiekolwiek pozytywne słowa skierowane w swoją stronę, będące do tego jednocześnie jakimkolwiek uznaniem? Nawet jeśli tego, co powierzchowne, niewątpliwie było to miłe. Odmienne. A dodatkowo, nieco krępujące, o czym świadczył odwrócony wzrok oraz delikatny rumieniec, który równie dobrze mógł być wywołany odrobiną alkoholu, popijaną z kieliszka może nieco za szybko.
-Teresa, aż za bardzo - przyznała ze śmiechem. Później rozmowa potoczyła się ich dwójce naturalnie - wymiana doświadczeń, tego co przeżyli, ale bez zbędnych szczegółów. Właściwie ten element można uznać za kurtuazję, bo cóż, o wiele ciekawsze wydało się zarówno Leonie, jak i Johnowi, odniesienie się do licealnych lat w Lorne oraz przywoływanie zabawnych anegdotek z tamtych, niewinnych lat. Tak beztroskich... Zupełnie jak ten wieczór, spędzony przy drinkach, niewinnych żartach. Minął szybko, może ciut za szybko. Jednak znów - zapisze się pozytywnie w pamięci ich obojga, a przynajmniej tak jawił się będzie w ich umysłach do momentu rozstania.

/ztx2
John Mayers
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ