studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
63.

Kucharką była marną. Od lat wszyscy wiedzieli, że w rodzinie Barlowe to nie Raine odziedziczyła talent kulinarny po którejś z babć, a wizyty na farmie u mamy, oprócz oczywistej przyjemności ze spotkania, przynosiły też zapasy jedzenia, którymi mogła się potem ratować, ale ostatnio sporo czasu spędzała z Archerem, który skutecznie przemycał wszelkie porady i lekcje gotowania, kiedy tylko przyrządzał coś w jej kuchni. Nie tak dawno odważyła się zrobić ciasto czekoladowe, nie grzeszące urodą, za to całkiem smaczne, a z okazji zbliżających się świąt, postanowiła wypróbować kilka przepisów, żeby odciążyć mamę z przygotowań, jednocześnie mogąc je przetestować na Brooksie i, jeśli wszystko pójdzie dobrze z planem, imponując mu nowymi umiejętnościami kulinarnymi. Szczególnie, że lubił łowić, a ryby potem jeść!
Przy jednym ze stoisk, gdzie kolejka była największa, co mogło zwiastować same dobre rzeczy, a przynajmniej dobrą reklamę, rozglądała się uważnie, nie potrafiąc jednak za bardzo rozróżnić żadnego łososia od szprotki, suma, czy rekina, a wszelkie krewetkopodobne stworzenia zdawały się na nią patrzeć smutnymi i martwymi oczami, odwracała więc od nich wzrok, nieśmiało wyliczając sprzedawcy małe porcje, które ten później spakował do reklamówki, podając kwotę zdecydowanie większą niż te, do których Raine była przyzwyczajona podczas cotygodniowych zakupów. Kilka dolarów w kieszeni było niewystarczające, musiała więc przeszukać całą torebkę w poszukiwaniu portfela, a kiedy w końcu wcisnęła banknoty w wyciągniętą dłoń sprzedawcy, zaczęła pospiesznie pakować swoje rzeczy, czując na sobie zniecierpliwione spojrzenia osób stojących za nią w kolejce.
- Dziękuję, do widzenia! - poprawiła torbę na ramieniu, wzdychając głęboko z ulgą, bo jej wizyta na targu rybnym dobiegała już końca i była pewna, że szybko tu nie wróci.
- Halo, jakie do widzenia, proszę zapłacić! - zawołał za nią sprzedawca, kiedy ledwo zdążyła się odwrócić. Przecież już zapłaciła! To też próbowała wyjaśnić sprzedawcy, ten jednak upierał się, że nie dostał ani centa, a pomimo solidnej opalenizny i gorącej pogody, twarz Raine pobladła prawie jak kartka.
- Zapłaciłam temu... Teraz nie widzę, ale przed chwilą płaciłam! O tu, jak stałam, wyciągałam portfel. Tak, jestem pewna, nie macie tu jakichś kamer? - jęknęła, rozglądając się po zadaszeniu stoiska, ale na próżno mogła szukać monitoringu, za to właściciel wyglądał coraz groźniej, stanowczo domagając się uregulowania płatności. - Dobrze już, dobrze, zapłacę jeszcze raz, ale nigdy tu nie wrócę! - fuknęła, nerwowo przeczesując torebkę, w której nie miała zbyt wiele rzeczy, ale jak na złość nie mogła też znaleźć portfela.- No chwila! - ukradkiem rozejrzała się po stoisku, ale na nim, czy pod nim też nie leżał. - Ekhm, to ja bym chciała to jednak zwrócić.

Ephraim Burnett
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
nine
raine & ephraim
Zmarszczył brwi, gdy wysiadł z samochodu i rozejrzał się po okolicy. Większość domów w Sapphire River wciąż znajdowała się w opłakanym stanie, chociaż niektórzy z mieszkańców nie mieli wyjścia i musieli wrócić do przetrzebionych przez żywioł budynków. W końcu gdyby było ich stać na coś lepszego, nie znajdowaliby się w najbiedniejszej dzielnicy Lorne Bay. Sztorm był ponad miesiąc wcześniej, ale szkody wciąż dawały o sobie znać, podczas gdy odgórna władza nic z tym faktem nie robiła i najwyraźniej robić nie zamierzała. Grymas niezadowolenia wykrzywił męskie usta, gdy zdał sobie sprawę, że od jego powrotu nic się nie zmieniło, a jedynie się pogarszało. Wyparowanie Francisa i zajęcie miejsca przez jego dotychczasową asystentkę — czy tak naprawdę, co ona robiła w publicznym sektorze — nie służyło miasteczku i było to widoczne jak na dłoni. I chociaż Ephraim nienawidził tego miejsca — będącego wylęgarnią kłamstw i największego oszustwa — nie znosił jeszcze bardziej niesprawiedliwości. Jako lojalista, jako dowódca wiedział, jak należało wykonywać swoje obowiązki. Szczególnie te, które prowadziły ku dobru lub złu większej społeczności. W tym przypadku chodziło o mieszkańców Sapphire River.
Nie pojawił się tam jednak dla skontrolowania aktualnego stanu rzeczy — wiedział, że na wieczór pojawiała się u niego Sissy, która oczywiście nie mogła się zawieść na swoim tacie. Burnett udał się więc w jedno z lepszych miejsc w Lorne Bay, wiedząc, że znajdzie tam to, czego szuka. Plus kilka dodatkowych niespodzianek. I może wyglądał nieco odmiennie od obecnych — w dobrze skrojonym lekkim garniturze — nie wyglądał na zagubionego w tłumie. Wręcz przeciwnie — patrzył, oceniał, pytał, kupował. W pewnym momencie wśród ośmiornic i krewetek zauważył, że na jednym ze stoisk znajdowała się świeżo wyglądająca śpioszka marmurkowa i podświadome wspomnienie kazało mu udać się w tamtą stronę. Nieciekawie wyglądające ryby były wbrew pozorom towarem naprawdę ekskluzywnym. Pamiętał, że akurat ów gatunek miło go zaskoczył, gdy Ephraim znajdował się w Azji. Właśnie tam ryba ta była wysoce ceniona, a jej mięso uchodziło za przysmak pozbawiony zupełnie posmaku mułu. Nic więc dziwnego, że osiągała dość znaczne ceny, jednak Burnett nie był człowiekiem, któremu brakowało pieniądze i jeżeli mógł sprawić sobie przyjemność, kupując określony gatunek ryby — dlaczego miał tego nie robić? Co prawda, wyjeżdżając z domu i kierując się na targ, miał inne zakupowe plany — jego córka uwielbiała smażone na grillu rohu, którego przepis poznał w Bangladeszu. Oczywiście nie mógł zapomnieć o siatce zwykłych płotek przeznaczony do późniejszego zamarynowania w occie.
Halo, jakie do widzenia, proszę zapłacić!
Teraz nie widzę, ale przed chwilą płaciłam!

Podniósł wzrok na dziejącą się obok sytuację. Normalnie nie mieszałby się w nieswoje sprawy, ale co innego przykuło jego uwagę początkowo — gatunek ryby leżącej przed wykłócającym się sprzedawcą. I dopiero wtedy zaczął równocześnie rozumieć, o czym była mowa w wymianie zdań między sprzedającym a kupującą kobietą. Nie czekał specjalnie, tylko przeszedł te kilka kroków, stając nieco za nieznajomą. - Widzę, że sprzedaje pan sumy płaskopyskie - wtrącił się jakby od niechcenia, nie patrząc od razu na sprzedawcę, a pozostawiając spojrzenie jeszcze na jednej leżących przegród wypełnionych rybami.
- No i? - rzucił zdenerwowany mężczyzna, łypiący w międzyczasie na kobietę.
- Według rządu Queensland ich połów jest zakazany. - Ephraim podniósł niewzruszony wzrok, by wyłapać spanikowane i blade oblicze sprzedawcy. - Zapłacę za panią, a pan zatrzyma się na łowieniu karpi. - Czy właśnie używał szantażu? Jak najbardziej, ale przywykł do wykonywaniu rozkazów i nie bał się konsekwencji, skoro prawo stało po jego stronie. Do tego po tym wszystkim musiał zapewne pomóc kobiecie w znalezieniu portfela — chociaż ten zapewne znajdował się na dnie jej torebki i przez stres go nie widziała. Ile razy Leonie zdarzało się to samo?
Raine Barlowe
easter bunny
chubby dumpling
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Gorączkowo wodziła spojrzeniem pomiędzy piętrzącymi się na blacie stoiska przeróżnymi gatunkami ryb, których nazw nie znała, a po części nie potrafiłaby nawet wymienić. Nie dość, że kulinarne zapędy pojawiły się u niej stosunkowo niedawno, jako sposób pokazania Archerowi, że jednak panuje nad kolejną umiejętnością w życiu, ale też przez to, że Raine czuła się naprawdę paskudnie, kiedy coś jej w życiu nie wychodziło.
Od najmłodszych lat pomagała tacie, teraz schorowanemu i mieszkającemu w domu opieki, we wszelkich pracach na farmie. Była tym dzieckiem, które z ekscytacją czekało na sobotni poranek, wiedząc, że szkoła nie przeszkodzi jej w obowiązkach wokół domu, a uważając, że męskie zajęcia są ciekawsze od dziewczyńskich z pełną pasją i zaangażowaniem wykonywała każde polecenie ojca, dopiero po latach zauważając jak niektóre z nich były bezsensowne i jak wielkie pokłady cierpliwości musiał mieć, żeby pozwolić takiemu brzdącowi kręcić się pod nogami. Dość szybko opanowała obsługę wszelkich narzędzi, od młotka, śrubokrętu, czy kluczy, potem też mniej bezpiecznej wiertarki, albo piły i była z siebie niesamowicie dumna, gdy ktoś zakładał, że jako dziewczyna nie odróżnia podstawowych pojęć, a ona mogła udowodnić mu, że jest w błędzie. Równolegle zajmowała się też nauką, która w młodszych klasach przychodziła jej z niesamowitą łatwością, później przykładając się do niej mocniej, czego skutkiem było stypendium naukowe na uczelni, pozwalające jej przetrwać kolejne semestry, przy pomocy udzielanych korepetycji.
Kuchnia jednak przez lata była dla niej obca, chyba, że chodziło o samo spożywanie posiłków, o ile tylko ich nie przypaliła, albo nie przesoliła, jednak dzięki kolejnym sesjom wspólnego gotowania z Brooksem, stawała się coraz lepsza, a kupno i przyrządzenie ryb - nawet jeśli nie wiedziała do końca co można z nimi zrobić, miało pomóc w zaimponowaniu chłopakowi. Na razie jednak podniosła sobie tylko ciśnienie, a groźny wzrok sprzedawcy zdawał się przeszywać ją na wylot. Czy wyglądała na złodziejkę? Poszarpane jeansowe szorty, luźna koszulka i przybrudzone vansy raczej nie świadczyły o jej wysokim statusie społecznym, zresztą zgodnie z prawdą, ale były wygodne, co przydawało się podczas gorącej australijskiej jesieni.
Zdawało się jej, że ktoś rzucił słowo policja, ale było to może tylko przesłyszenie w jej głowie? Parę miesięcy temu miała kilka bliskich spotkań z policjantami i zdecydowanie nie czekała na więcej. Gwałtownie odwróciła głowę, zadzierając ją od razu do góry, żeby spojrzeć na stojącego obok mężczyznę i jedynym, co udało się jej wydukać było: - C-co?
- To znaczy, ja mam pieniądze, mam gdzieś portfel, odkładałam go tutaj, tutaj na te... żaglice - jęknęła, pokazując palcem na miejsce, w którym, jak jej się wydawało, odłożyła swoje rzeczy. Nie znosiła przyjmować pomocy finansowej od kogokolwiek. Uparcie chciała być samodzielna i odrzucała wszelkie prezenty, które zdawały się jej być zbyt drogie, chociaż jeździła Jaguarem, a w kieszeni miała najnowszy model iPhone'a, a te również były prezentami, choć to akurat było bardziej skomplikowane. - Nie trzeba, naprawdę - zaprotestowała ponownie. - Pan powinien to jakoś... sprawdzić - wypaliła po chwili w stronę sprzedawcy, jakby jego winą było, że portfel Raine znalazł się głęboko w jej kieszeni, albo ktoś z kręcących się wokół ludzi go zawinął.
- Ona i tak musi zapłacić! - sprzedawca zdawał się być nieugięty, a, co gorsza, patrzył już tylko na mężczyznę obok, jakby tu wcale nie chodziło o Raine, albo jakby miała sobie nie poradzić z załatwieniem tej całej sprawy.

Ephraim Burnett
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Nie podobało mu się to, co widział przed sobą. Zajętego własnym nosem i nieznającego wspólnoty sklepikarza, który próbował wytargować jak najlepszą cenę. Owszem, rozumiał jego zaniepokojenie i chęć zapłaty — należało mu się uiszczenie rachunku — ale sposób, w jaki to odgrywał, wykrzywiał usta kapitana. Nie znosił, gdy ludzie skupiali się bardziej na własnych emocjach, a nie kierowali się rozsądkiem. A przecież właśnie tego był świadkiem — sytuacji, jaka w ogóle nie miałaby miejsca, gdyby sprzedawca obniżył ton głosu, gdyby spokojnie i rozsądnie podszedł do sytuacji.
- Niech nie robi pan sceny. I tak już wystarczająco przyciągnął pan uwagę - wypowiedział słowa normalnie, ale czające się w jego podkładzie warknięcie. Tracił cierpliwość na tę bezmyślność, podobnie zresztą jak fakt, że ludzie zaczęli spoglądać w ich stronę. To drugie akurat w żaden sposób nie martwiło Ephraima, ale powinno dać do myślenia drugiemu mężczyźnie. Odganiał w końcu klientów, którzy raczej nie chcieli znajdować się blisko straganu, gdzie podnoszono głos i słychać było kłótnię. Zresztą... Groził mu policją, mimo że sam miał na stoisku nielegalne gatunki ryb. Ten człowiek był jakiś tępy czy tylko Burnettowi się zdawało? Nie lubił, gdy do kogoś nie docierało to, co mówił, a jako dowódca przyzwyczaił się do faktu, iż jego rozkazy nie były rozważane. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że życie na lądzie było inne i w Lorne Bay nie było ani jednego jego podwładnego, ale jego ludzie, jego załoga rozumiała, czemu robił to, co robił. Widzieli w tym sens i nigdy nie było sytuacji, podczas której złożono na niego skargę lub próbowano odwołać ze stanowiska. Nie miał buntu, a z agitatorami — bo zawsze się tacy pojawiali — radził sobie szybko i sprawnie. Nie znosił wojskowych sądów, ale skłamałby, gdyby powiedział, że nigdy w żadnej rozprawie nie brał udziału. To zawsze było nieprzyjemne. Chociaż nie grał roli oskarżonego, bycie świadkiem nie było o wiele prostsze. Ale znał zasady, którymi należało się poruszać i inni w to zaangażowani również. Tutaj, w domu nie było czegoś podobnego. Każdy miał swoje własne instrukcje postępowania, które nie raz i nie dwa rozmijały się z cudzymi. Wiedział to aż za dobrze, a ostatnie wydarzenia jedynie upewniły go w tym fakcie. Fakcie, iż na lądzie nie było nikogo, komu powinien był ufać. Porażka, jaką okazało się jego małżeństwo, zapewne jeszcze przez długie lata miała go kąsać i Ephraim wiedział, że nie miał o niej zapomnieć do końca życia.
Zaraz też jednak ze wściekłego sklepikarza, który piorunował go wzrokiem, marynarz skierował spojrzenie ku dziewczynie. - Poszukaj jeszcze raz tego portfela - powiedział spokojnie do niej, przenosząc na nieznajomą uwagę, bo podejrzewał, że skoro — tak jak mówiła — zapłaciła chwilę wcześniej, nikt nie powinien jej okraść. A jeśli nie miała portfela, mógł jej pomóc. Nie chciał jednak wyciągać pomocnej dłoni tam, gdzie nie było to konieczne. I miał nadzieję, że przez ten krótki czas straganiarz miał się uspokoić na tyle, by dojść do zmysłów i przestać im grozić policją. Która finalnie i tak zaaresztowałaby jego samego...
Raine Barlowe
easter bunny
chubby dumpling
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Przez krótki okres pracy w Hungry Hearts przyzwyczaiła się, że to klient ma zawsze mieć rację. Brak wielkomiejskich biznesmenów i spieszących na kolejne spotkania zajętych ludzi na wysokich stanowiskach sprawiał jednak, że rzadko była świadkiem sporów w pracy. Lorne Bay to nie było ogromne Sydney, czy nawet Cairns, a klienci wpadali do jej kawiarenki w spokoju zjeść ciastko, czy napić się czegoś, bardziej dla atmosfery, czy też korzystając z uroków pogody, spotykając się ze znajomymi. I do tego rzadko się spieszyli. Nieliczne kłopotliwe sytuacje, pomylenie zamówienia, dodanie nie tego mleka – zwykłe błahostki, dało się dość szybko załatwić i łatwiej im było zrobić coś na nowo, niż kłócić się z klientem. Do czegoś takiego Raine była przyzwyczajona. Naiwnie uważała, że sprzedawcy też się kłócić nie opłaca, bo po takiej scenie, jak to nazwał nieznajomy mężczyzna, już nigdy nie zamierzała tu wrócić. Nie tylko do tego konkretnego stoiska, ale w ogóle na targ rybny, albo do jedzenia ryb. Żadne sushi z łososiem nie skusi jej do jedzenia tak problematycznego jedzenia! Przynajmniej teraz tak pomyślała, wzburzona wybuchem sprzedawcy i oskarżeniem jej o kradzież, bo nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wzięła czyjąś własność bez pytania.
Wstyd widoczny był nie tylko w jej mowie ciała, kiedy gorączkowo szukała portfela w torbie, kieszeniach i na wystawionych produktach, ale też na twarzy, która wyraźnie zmieniła kolor na czerwonawy, nawet uszy miała gorące, choć wiedziała, że nic złego nie zrobiła. Na domiar wszystkiego, waleczna postawa właściciela zestresowała ją na tyle, że zamiast zachować zdrowy rozsądek i ze spokojem podejść do obrony swojego stanowiska, była bierna i interwencję stojącego za nią mężczyzny przyjęła z nieopisaną ulgą, nawet jeśli swoje własne problemy wolała załatwiać osobiście. – Nie mam, nie mam go nigdzie – jęknęła poirytowana, nie na niego, a na ogólny stan rzeczy, tak jak zwykle się coś gubiło, od wszystkich wokół słysząc pytania, czy sprawdziła kieszenie. – Nie mam portfela, najwyraźniej ktoś – znacząco spojrzała na sprzedawcę – mi go zabrał, jak próbowałam zapłacić, nie wiem kto, ale komuś zapłaciłam, to już trochę nie mój problem, że nie panuje pan nad swoim stanowiskiem – zadarła do góry brodę, mając nadzieję, że coś wskóra. Cokolwiek. W końcu jej też brak płatności nie był na rękę.
- Nic mnie to nie interesuje, pieniądze, albo dzwonię na policję – warknął znów zniecierpliwiony mężczyzna, a ludzie w kolejce zaczęli mamrotać coś pod nosami, że oni przecież chcą tylko zapłacić i po co te szopki. Raine przeszło przez myśl, żeby tylko nie spotkała tu nikogo znajomego, albo, co gorsza, znajomego swojej matki, bo choć dalej była stuprocentowo przekonana, że w niczym nie zawiniła, wiedziała jak to niektórzy potrafią przekręcać niektóre sytuacje. Teraz za to nie miała zielonego pojęcia co zrobić. Ona nie miała pieniędzy, sprzedawca nie chciał odpuścić, a nieznajomy mężczyzna… Cóż, spojrzała na niego, jakby próbując się doszukać nagłego sprytnego rozwiązania, w końcu tyle wiedział o rybach, może rzeczywiście mógł pogrozić straganiarzowi? Ona sama nie miała pojęcia czym mogą być jakieś sumy płaskopyskie, czy są zagrożone, albo jak wyglądają i czy w ogóle zakazana sprzedaż jest czymś bardzo poważnym.

Ephraim Burnett
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Dla Elphraima to było śmieszne. Nie pod względem faktu, kto miał rację, a kto się mylił — przyszedł w końcu w środku całego zdarzenia — ale zdecydowanie zachowanie sklepikarza było poniżej godności. Mogli to załatwić spokojnie, bez odstawienia teatrzyku, ale tamten najwidoczniej postawił sobie za punkt honoru sprowadzić na siebie całą uwagę. Jakoby głośniejsze akcentowanie swoich działań miało w jakikolwiek sposób sprawić, iż był mniej niewinny. Mniej problematyczny, a bardziej pokrzywdzony. Według kapitana wszystko działo się w odwrotności do prawdziwości i gdyby sytuacja miała miejsce na pokładzie jego statku, wszystko potoczyłoby się całkowicie odmienne. Wszelkie konflikty rozstrzygane były po uprzednim rozpatrzeniu przez kapitana, kwatermistrza i wybranego członka załogi wyżej postawionego w celu arbitralnym. Dołączając jednak do marynarki wojennej, wszyscy zgadzali się na to, aby pracować pod banderą dowódcy i nieważne, jakie urazy chowali, nie mieli prawa się buntować. Oczywiście wydawać to się mogło dla postronnych zabraniem wolności, jednak aby ochrona wód Australii działała, musiał również działać system za to odpowiedzialny. A ten dla kogoś niezwiązanego z tym światem był zapewne brutalny. Burnett jednak nigdy nie narzekał. Wykonywał rozkazy, by samemu później być odpowiedzialnym za ich rozsyłanie, lecz zawsze znajdował się na drabinie i szczeblach — nie na samym szczycie. Wiedział więc czym były porządek oraz logika. Podporządkowanie oraz dystans emocjonalny. Tych tutaj nie dostrzegał, a chamstwo było całkowicie niedopuszczalne.
- Niech pan dzwoni. Chętnie zobaczę, jak się pan tłumaczy z nielegalnego połowu - odparł niezbyt wzruszony tymi tanimi zagrywkami. Przy okazji też wiedział, że czekający za jego plecami ludzie usłyszeli dobrze i wyraźnie ostatnie słowa. Tak po prawdzie mężczyzna powinien być całkowicie pozbawiony możliwości połowu i sprzedaży. Wiedział to. Musiał to wiedzieć. Ephraim jednak nie krzyczał ani nie wywoływał sensacji tą świadomości. Nie odgrywał ofiary. Patrzył jedynie na sprzedawcę, by słowa zniecierpliwionych klientów za nim przerodziły się w szept i zaskoczenie. Jakaś starsza pani pokręciła tylko głową i odłożyła swoją siatkę. Burnett jedynie wyciągnął jakieś pieniądze, zostawił je na ladzie i odwrócił się do wyjścia. - Chodźmy - rzucił do dziewczyny łagodnie, łapiąc ją delikatnie za łokieć i kierując w wybranym kierunku. Gdy ruszyła się w pierwszym kroku, opuścił dłoń, wychodząc lekko przed nią, nie przejmując się fukaniem za plecami. Nie spodziewał się, że spokojne wyjście na targ skończy się w ten sposób, ale wiedział, jakie, że sprzedawca mógł grozić do woli, ale po policję zadzwonić i tak nie miał. Nie z tym towarem na sprzedaż... Pochłonięty własnymi myślami oraz zwyczajnym oburzeniem przestał na jakiś czas zwracać uwagę na swoją towarzyszkę i przypomniał sobie o niej, dopiero gdy wyszli poza budynek targu, a on zatrzymał się, by na nią spojrzeć. - Jeśli cię okradli, lepiej zadzwoń do banku i zablokuj karty. A potem na policję - poinstruował ją, oczywiście wiedząc, ze nie musiała się go słuchać. Mogła postąpić wedle swojej woli, ale jej młoda twarz i zestresowanie sytuacją na targu sprawiły, że Ephraim podejrzewał, iż mogła zwyczajnie nie wiedzieć, jak się zachować. Spojrzał jeszcze w kierunku miejsca, które opuścili i westchnął głęboko. Sam miał teraz także po zakupach. W końcu nie było sensu tam wracać. Nie dzisiaj.
Raine Barlowe
easter bunny
chubby dumpling
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Uważnym spojrzeniem wędrowała od nieznajomego mężczyzny i tym bardziej nieznanego sprzedawcy, nie będąc w stanie zebrać myśli. Zastygła bezczynnie w jednym miejscu, z boku obserwując sytuację, w której samym centrum się znajdowała, jednak nie wiedziała co więcej może zrobić i pociągnięcie za ramię dopiero wyrwało ją ze swego rodzaju otępienia. Kątem oka zarejestrowała jeszcze opadające na stoisko banknoty, a potem ze wzrokiem wbitym w plecy mężczyzny, śledziła jego kroki i dopiero, kiedy przystanął, z zakłopotaniem podrapała się po policzku, zdając sobie sprawę, że nie musiała przecież za nim iść, a co więcej, nie wyglądał, jakby oczekiwał jakichś wyjaśnień. Zrobiła to jednak automatycznie, nie mogła w końcu zostać przy stoisku, a droga do parkingu pokrywała się z tą, którą właśnie kroczyli, więc nawet gdyby rzuciła przelotne dzięki, dalej szliby w tym samym kierunku.
- Wiem, wiem - pokiwała powoli głową, nie po raz pierwszy w swoim życiu gubiąc portfel z całym dobytkiem. Całe szczęście, że miała tam głównie gotówkę, karty za to nie używała wcale, bo najczęściej po prostu nosiła ze sobą telefon, którym płatność była zdecydowanie ułatwiona. - Dziękuję za... tamto - ruchem głowy wskazała na stoisko w oddali, przesłonięte teraz tłumnie odwiedzającymi targ klientami. Spuściła zaraz wzrok na swoją dłoń, w której, nie wiedzieć skąd, dzierżyła foliową siatkę z zakupami, za które najwyraźniej mężczyzna zapłacił. Była przekonana, że ją odłożyła, ale przez oskarżenie o kradzież w ogóle była na tyle otumaniona przez te kilka chwil, że najwyraźniej było jednak inaczej. - Może pan je ode mnie wziąć? Ja już nie chcę, żadnych ryb nie chcę - pokręciła gwałtownie głową, jakoś nie potrafiąc sobie wyobrazić, żeby kiedykolwiek miała wrócić na ten targ, albo w ogóle zabrać się za gotowanie. Cóż, przynajmniej nie w najbliższej przyszłości, a je akurat wypadałoby zjeść na świeżo. - I tak pan za nie zapłacił. Ale oczywiście oddam co do centa naprawdę, nie wiem co tam się stało, ja ich nie ukradłam, zapłaciłam, tylko nie wiem komu, a potem jeszcze ten przeklęty portfel - zaczęła paplać, co zdarzało się jej, kiedy była zdenerwowana i zakłopotana. Zawsze była uczciwa i mimo braków w domowym budżecie, starała się łatać go dodatkowymi korepetycjami, pracą, a nie zabieraniem czegoś, co do niej nie należało. Była na to też za mało odważna. Choć w podbramkowej sytuacji potrafiłaby skoczyć za kimś w ogień, to równocześnie bała się przyłapania, nawet jeśli chodziło o podbieranie słodyczy, kiedy mama nie widziała, oczywiście w dzieciństwie. - Może mam coś w samochodzie? Czasem mam coś w samochodzie, tak na wszelki wypadek, jak pan ze mną pójdzie to możemy zobaczyć - najczęściej woziła pojedynczy banknot, albo coś, czym mogłaby w awaryjnej sytuacji zapłacić za wodę, ale gotówka jednak za bardzo przelatywała jej przez palce - jak zresztą było widać po tym, co stało się zaledwie kilka chwil temu. - Albo mogę panu po prostu przelać, może być na numer telefonu, pamięta pan ile to było? - ona sama zdążyła już zapomnieć, więc nerwowo zadawała kolejne pytania, bo nie znosiła być komuś czegoś winna, czy to przysługi, czy pieniędzy, a w tym momencie była jego dłużniczką w obydwu i zakłopotanie, pomieszane ze zdenerwowaniem sprawiło, że chciała choć jeden aspekt uregulować i mieć z głowy, zanim zacznie się martwić zaginionym portfelem, blokadą kart i dokumentów.

Ephraim Burnett
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Myślami był też trochę w innym miejscu, a cała sytuacja na targu wyprowadziła go lekko z równowagi. Nie dlatego że była przesadnie istotna czy niesamowicie warta jego uwagi — po prostu na Ephraima działały teraz wyjątkowo jakiekolwiek spory. Sam miał już ich dość w życiu rodzinnym i nie potrzebował ich wszędzie indziej, ale najwidoczniej bardzo się mylił, jeśli spodziewał się spokojnych zakupów. Niesprawiedliwość i chamstwo tamtego mężczyzny sprawiły, że w kapitanie obudziła się jakaś buntowniczość przeciwko tej całej sytuacji. Sprzedawca zamierzał udowodnić jakieś swoje racje bez względu na wszystko? Cham. Burnett miał nadzieję, że nie miał mieć klientów przez tę dramaturgię. Do tego nasłanie na niego policji wydawało się właściwym posunięciem. Nie po to były wyznaczniki odpowiednich gatunków ryb do połowu, aby sięgać po te zagrożone i — być może — także toksyczne dla człowieka. Ktoś taki jak ten rybak powinien to wiedzieć.
Kapitan usłyszał dzwonek telefonu i gdy zauważył na ekranie imię żony, skrzywił się lekko. Przez to także rozmyła się na moment wypowiedź dziewczyny. Czy aby mu dziękowała? I jeszcze próbowała oddawać pieniądze? Jeszcze tego brakowało... Wiedział, że chciała postąpić słusznie, ale po prostu...
- Przestań. Nie potrzebuję tych pieniędzy - odparł zgodnie z prawdą, wyłączając połączenie od Leonie i chowając komórkę do kieszeni. Nie mówił tego jednak tonem przymilnym ani też nie był rozeźlony. Po prostu nie uważał, że powinna mu zwracać za jego własną decyzję. Zdecydował się pomóc, bo tylko pieniądze zdawały się przemawiać do sklepikarza. - Daj je komuś, komu bardziej się przydadzą - powiedział, odnajdując nawet spojrzeniem mężczyznę wyglądającego na kogoś, komu przydałoby się dodatkowa porcja jedzenia. Co prawda ryby były jeszcze surowe, ale spokojnie któraś z restauracji czy barów — jeśli miał poprosić — na pewno by mu je przygotowały. Lub znalazłby odpowiedni sprzęt w ośrodkach pomocy bezdomnym. W każdym razie — tacy ludzie zawsze mieli swoje sposoby, by przetrwać. Ale decyzję zostawiał już jej samej. On nie zamierzał przyjmować pieniędzy. Ani ryb. Nie dlatego, że nią gardził lub był na nią zły. Nic z tych rzeczy! Po prostu nie chciał dłużej znajdować się w tej sytuacji. Chciał pojechać gdziekolwiek, byle nie musieć znów nieść w sobie konfliktu. Nawet tak idiotycznego jak tamten. Naprawdę prosił o tak wiele? - Uważaj na siebie - powiedział jedynie krótko zamiast pożegnania dziewczynie i skierował się w stronę samochodu, z goryczą tkwiącą gdzieś na wysokości serca. W końcu przyjechał na zakupy — spokojne i bez większego pośpiechu — a teraz nie zamierzał wracać na targ i nie dość, że wyszedł wkurzony, to jeszcze z pustymi rękami. Ryb tej biednej nastolatki i tak nie chciał, bo nie tego rodzaju owoce morza chciał zakupić. W każdym razie czekała go pewnie wyprawa po prostu do jakiegoś warzywniaka, a po mięso mógł przyjechać jutro...

Raine Barlowe
|zt
easter bunny
chubby dumpling
ODPOWIEDZ