była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
006.
Chodzenie na spotkania stało się jej rutyną. Pojawiała się na spotkaniach grupy dwa razy w tygodniu, zawsze wybierając te same godziny, na których zestaw ludzi niewiele się różnił między tygodniami. Podejrzewała, że za jakiś czas jej się znudzi i będzie musiała wdrożyć zmiany. Chyba, że ktoś zainteresuje ją w końcu na tyle, że będzie chciała się dowiedzieć czegoś więcej. Albo — chociaż to brzmiało mało prawdopodobnie — będzie chciała naprawdę go posłuchać. Jak na razie grzebała na własną rękę w przeszłości tych ludzi, dostrzegając bez najmniejszego problemu, że większość z nich wpadała w dokładnie ten sam schemat, który ich tutaj prowadził. Różniły się osoby, które się do tego przyczyniły, bo czasami byli to rodzice, czasami wymarzony chłopak albo zbuntowana dziewczyna, która była licealną miłością i chciało się jej zaimponować na studiach, a czasami komuś umierało dziecko albo brat. Ale cała ta gówniana ścieżka miała zawsze te same punkty, które sprawiały, że sięgało się początkowo codziennie po drinka albo dwa a z czasem zaczynało się pić czystą wódkę z kubka po kawie, bo nie miało się nawet na tyle chęci, aby go umyć. A potem pojawiał się punkt zwrotny — najczęściej ktoś, kto w nich uwierzył albo ktoś, kto po prostu się dla nich starał, pokazując jakby na nowo, że może nie są aż takimi przegrywami. Ona sama dość dobrze wpisywała się w ten schemat. Martwa córka była początkiem, mąż pedofil utwierdzeniem w tym, że warto szukać w alkoholu ukojenia, aby jakoś przetrwać proces śmiecia, z którym dzieliło się dom. Życie nie, bo to nigdy ich nie dotyczyło, co chyba stanowiło pewien plus — najwyraźniej był sytuacje, w których małżeństwo bez uczuć i na pokaz było korzystne. Brakowało chyba tylko kogoś, kto zmotywował ją do zmiany, bo jej motywacją była bardziej chęć pokazania samej sobie, że nie da się pociągnąć na dno razem z nim. No i nie chciała dać satysfakcji ludziom w miasteczku, którzy uważali, że powinna zniknąć albo zaszyć się w domu na zawsze i umrzeć ze wstydu, że wyszła za takiego człowieka.
Zawsze pojawiała się na meetingach idealnie na czas. Punktualnie co do minuty, nigdy przed czasem. Dzisiaj jednak był wyjątek, który sam w sobie ją drażnił. Wiedziała, że załatwianie rozwodu będzie trudne i monotonne, ale nie brała pod uwagę, że w tym wszystkim pojawi się jeszcze prokuratura, która przypomni sobie o jakichś pierdołach i będzie ją męczyć. To wszystko sprawiło, że znalazła się na miejscu wcześniej, z resztką papierosów w torebce (to znaczy pewnie miała ich z osiem, ale jej tempo pozwalało na wypalenie ich w mniej niż godzinę w skrajnych sytuacjach) i bez kawy. Skrzywiła się nieznacznie, zerkając na stół z ciastkami i dużymi termosami podpisanymi kawa i herbata, ku którym niechętnie się skierowała, aby nalać sobie czarnej, zdecydowanie za słabej jak na jej gust kawy do jednego z papierowych kubków.
Kurwa — syknęła stosunkowo cicho, ale na tyle, aby mężczyzna obok ją usłyszał. A nawet jeśli nie, to zapewne poczuł jej zirytowane spojrzenie na sobie. — Nie musisz się pchać, zostawię wszystkie to obrzydliwe ciastka dla Ciebie — zapewniła go złośliwie, chociaż tak naprawdę nie miała pewności, czy był nimi zainteresowany. Nie wiedziała też nawet do końca, czy to on ją szturchnął, bo się pchał po kubek, czy może jednak ona cofnęła nieuważnie rękę.

Luke Winfield
ambitny krab
patka
brak multikont
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Czy Luke zacząłby pojawiać się na spotkania grupy wsparcia, gdyby nie wiszące nad nim widmo wyroku za pobicie? Możliwe, ale ostatnie wydarzenia w jego życia ocierające się o kryminał na pewno przyspieszyły podjęcie pewnych decyzji. Winfield – jako że miał wytłumaczenie absolutnie na wszystko – zwalał winę za powrót do nałogu na swoją biologiczną matkę, która niespodziewanie odnalazła go w Lorne Bay i która bez cienia żenady poprosiła go o pozostanie dawcą wątroby dla jego chorego ojca. Powrót do nałogu z kolei przyczynił się do tego, że kompletnie nafurany całym tym gównem, jakie miał aktualnie pod ręką (oczywiście popitym wcale nie mają dawką alkoholu), wpierdolił w klubie w Cairns jakiemuś typowi, który krzywo na niego spojrzał. Luke śmiało mógłby rzucić tekstem, że kto nigdy nie zaliczył bójki w barze, niech pierwszy rzuci kamieniem… z tym, że w tym przypadku sam oberwał rykoszetem w postaci pozwu. Czy mógł przewidzieć, że gość na którego się rzucił okaże się być synem wysoko postawionego gliny? No nie. Mógł natomiast przewidzieć, że rzucenie się na kogoś z pięściami w miejscu publicznym pod wpływem dragów i alkoholu (na co miał dumnie wystawione wyniki badania toksykologicznego – zapewne znajdujące się już w aktach sprawy) nigdy nie może skończyć się dobrze.
Drugim powodem jego pojawiania się na spotkaniach grupy („uczestnictwo” to zbyt mocne słowo) był moment, kiedy po wytrzeźwieniu dotarło do niego, że w szaleńczym biegu za spłukiwanymi przez Cami w ich mieszkaniu dragami wpadł na nią z takim impetem, że drobna brunetka odbiła się od ściany i zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Jak bardzo Luke chciałby wyprzeć te wydarzenia z ich łazienki, jej widok, jej spojrzenie które mu wtedy rzuciła, prawdopodobnie pozostaną z nim już na zawsze. Cami już wcześniej niemalże za fraki próbowała wyciągnąć go, by zaczął szukać pomocy, ale dopiero tamtego wieczoru uświadomił sobie, że ma problem. Kurewsko poważny problem.
Na spotkania przychodził zawsze z kilkuminutowym spóźnieniem, głównie dlatego że za każdym razem stojąc przed budynkiem poświęcał dłuższą chwilę na podjęcie decyzji, czy ma się tam pojawić. Decyzja zawsze była taka sama (mógł już mówić nawet o regularności), ale za każdym razem nawiedzały go te same wątpliwości, czy już sobie kurwa nie odpuścić tej walki. Bo każdy dzień był obecnie dla niego polem bitwy. Dopiero powtórzona przez niego kilkukrotnie mantra, jaką wryła mu w głowę Cami – „one day at the time” – przywracała go do pionu. Obrał sobie za cel przeżycie każdego kolejnego dnia i miał zamiar uznawać za kurewski sukces to, że danego dnia nic nie wciągnął czy nie wypił. I pomyśleć, że ludzie w tym czasie wylatywali w kosmos.
Parsknął śmiechem i spojrzał z lekkim niedowierzaniem na brunetkę, która zwróciła mu uwagę kiedy sięgał po kubek, a ich ręce ledwo się o siebie otarły. – Och, tak, kurwa. Bo są tak warte tego, żeby się o nie napierdalać – mruknął, ale oczywiście nie mógł tak po prostu zignorować tej uwagi i przejść nad nią do porządku dziennego. - Za to nie wiedziałem, że nalewanie kawy do jebanego kubka to takie rocket science, na które trzeba poświęcić więcej czasu niż 15 sekund. Ruchy, paniusiu, bo skończą to pierdolenie zanim w ogóle uda nam się usiąść w tym kółku, a akurat dzisiaj mam ochotę podzielić się historią o swoim smutnym dzieciństwie – mruknął posyłając jej wyczekujące spojrzenie i teatralnie stukając palcami o swój pusty jeszcze kubek.
Helene A. Calderwood
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Umiejętność zrzucania winy zarówno na innych ludzi, jak i na rozmaite wydarzenia była chyba jedną z cech większości osób borykających się z nałogami. Zdolność do bagatelizowania poziomu problemu również. Przecież to tylko dwa drinki przed snem, nic takiego. To tylko jedna kreska ze znajomymi, bo przecież wszyscy brali, żeby się lepiej bawić. Zawsze było to tylko, które jednak bardzo szybko wymykało się spod kontroli. Można było mu tak naprawdę bić brawo, że w tym momencie zaczął to zauważać — w końcu nie jeden nadal żyłby w wyparciu, szukając winy w typie i w jego zachowaniu, a nie w sobie i w tym, co go do takiej reakcji popchnęło. Czy wyjdzie mu to na dobre, to już inna sprawa. Helene była na tyle przesiąknięta cynizmem, że absolutnie nie wierzyła w ten system i w jego efekty. Ba, uważała z pełnym przekonaniem, że odwyk tak naprawdę w niczym jej nie pomógł, bo po prostu sama uznała, że czas przestać pić i zrobiłaby to bez pomocy tych wszystkich śmiesznych zajęć, kółek zwierzeń, terapii i na siłę wpajanym poczuciu, że nie była sama w tym bagnie. Ostatecznie była i żadna grupa wsparcia tego magicznie nie zmieni. Była tego na tyle pewna, że nie miała zamiaru tego sprawdzać i nikogo do siebie dopuszczać.
Trudno stwierdzić, co siedzi w głowie takim, jak Ty. Może musisz zajeść stres, zanim przystąpisz do opowiadania swojej tragicznej historii? — wzruszyła ramionami, akcentując w pewien sposób takim, jak Ty. Hela miała tendencję patrzeć tutaj na wszystkich z góry. I właściwie nie tylko tutaj, tak naprawdę. Po prostu to robiła i nawet nie udawała już, że było to spowodowane nawykiem wyuczonym od dziecka. Owszem, wyniosła to z rodzinnego domu, ale mogła śmiało nad tym popracować. Ale nie chciała, bo patrzenie na ludzi z góry raczej ich odstraszało, niż przyciągało, co było jej bardzo na rękę.
Zatrzymała dłoń w połowie ruchu na jego kolejne słowa, zdecydowanie zwalniając wykonywanie kolejnych czynności, aby przeciągnąć tę chwilę do maksimum. Bardzo dziecinnie robiąc mu na złość, co przynosiło jej pewną satysfakcję, której potrzebowała, skoro jakiś nabuzowany typ postanowił ją nazywać tutaj paniusią. Oczywiście całkiem zasłużyła sobie na to określenie, ale (również oczywiście) nie oznaczało to wcale, że miała zamiar zaakceptować to tak łatwo. A może wcale nie chodziło o to, tylko o jego ogólne nastawienie i postawę? A może Helene była wkurwiona na prawników i cały ten rozwodowy syf, więc musiała dać upust swoim nerwom? Tak, to chyba było najbardziej prawdopodobne.
Och, teoretycznie tak — zgodziła się z nim. — Ale wiesz, takie paniusie, jak ja, nie do końca radzą sobie z takimi przyziemnymi sprawami. Umiem nalewać sprawnie wino z butelki, ale kawusię zawsze podaje mi Brigitte — oznajmiła, leniwie dosypując cukru do swojej kawy i rozglądając się za mlekiem. Absolutnie nie piła białej i słodkiej, ale nie miało to w tym momencie znaczenia.
Nie boisz się, że przy tych smutnych zwierzeniach Twoje serduszko nie wytrzyma i pęknie, jak jeszcze napoisz je kofeiną? — zapytała z udawaną troską, odsuwając się w końcu, jednak wcale nie bardzo. Byłoby przecież niekulturalnym zadać mu pytanie i nie dać możliwości, aby na nie odpowiedzieć.

Luke Winfield
ambitny krab
patka
brak multikont
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke był świetny w walce o trzeźwość. W końcu robił to już trzeci raz! Z takim doświadczeniem powinien z automatu identyfikować wszystkie czerwone flagi, które biegły wzdłuż ścieżki prowadzącej go wprost w szpony nałogu. Ale zignorował swój kiepski stan po tym, jak już po pierwszym spotkaniu z biologiczną matką (na którym nawet mu się nie przedstawiła) wyczuwał już, że z tej chmury jebnie potężny deszcz. Zignorował fakt, że przecież sam po tym spotkaniu kupił woreczek strunowy z białym proszkiem „na zaś”. Zignorował fakt, że zaraz po tym, jak Karen stanęła u progu jego drzwi, powinien zwrócić się o pomoc do kogokolwiek z rodziny. Wyśpiewać im wszystko zamiast kisić to w sobie. Być może właśnie to był jeden z powodów, dla których nałóg wiązał się z samotnością – ludzie bali się przyznawać do słabości i mówić o nich głośno. Bali się, że w oczach bliskich wyjdą na słabych i nieporadnych, zwłaszcza jeśli popełniało się jakiś błąd już któryś raz.
– „Takim jak ja”? -powtórzył za nią unosząc drwiąco brew. – Bo ty jak rozumiem przychodzisz tutaj z pasji do marnowania czasu, a nie dlatego, że sama jesteś alkoholiczką albo ćpunką? – rzucił niby niewinnym tonem. Oczywiście wobec innych nie miał oporów, żeby operować tymi dwoma słowa. Jedynie wobec siebie nie był jeszcze w stanie ich użyć. Tak jakby opóźnienie w wypowiedzeniu ich na głos miało sprawić, że do tego czasu jest jeszcze na jakimś okresie ochronnym. I choć sam patrzył na tych wszystkich ludzi z góry, oceniając absolutnie każde wypowiedziane przez nich słowo, wkurwiało go, że paniusia obok wrzuca go do jednego wora z tymi ludźmi.
Im bardziej ona przedłużała moment na udzielenie odpowiedzi, tym intensywniej Luke stukał palcami o kubek. Mało brakowało, by dodał do tego tupnięcie nogą, niczym dzieciak który po prostu chce ci zrobić na złość, kiedy poprosisz go żeby tego nie robił.
– Mhm. To musi ci to naprawdę zajebiście to wychodzić, skoro wylądowałaś aż tutaj – zmrużył oczy, teatralnie przytakując swoim własnym słowom. Gdyby nie miał w rękach tego cholernego kubeczka, pewnie drapałby się teraz po brodzie pozując na psychoterapeutę, który właśnie dobiera się do twojej duszy. – Brigitte powinna dostać podwyżkę za pracę w ciężkich warunkach – skwitował, z coraz większym trudem ukrywając swoje zniecierpliwienie. Na szczęście uniknął wewnętrznego przymusu wybuchnięcia niczym nabuzowany nastolatek, bo zaraz oto udało mu się wreszcie dotrzeć do tego cholernego termosu. Teraz to on zrobił teatralną pauzę, nalewając sobie kawusi, którą po prostu będzie trzymał w kubku przez kolejną godzinę.
– Nah, nie bardzo. Na szczęście jest tu ze mną mój wymyślony przyjaciel, Norbert. Pociesza mnie odkąd mama zostawiła mnie w wieku 4 lat – odparł zerkając na nią z lekko uniesioną brwią i posyłając coś na kształt niewinnego uśmiechu. Następnie, kiedy już jego kubek się napełnił, stanął przed kobietą i ruchem dłoni wskazał jej drogę do krzesełek ustawionych w kółku. – Proszę. Damy przodem – stwierdził posyłając jej niesamowicie wkurwiający miły uśmieszek. - Masz szansę wybrać sobie najlepszą miejscówkę - dodał przytakując kilkukrotnie głową, zupełnie tak jakby brunetka właśnie miała okazję kupić wygrany los na loterii.
Helene A. Calderwood
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Brawa dla niego. Jak jest w tym taki dobry, może powinien zacząć prowadzić warsztaty albo zostać coachem. To całkiem dochodowe zajęcie, więc warto skorzystać. Będzie miał za co robić kolejne błędy, które znowu zaprowadzą go na ścieżkę walki o wolność, skoro najwyraźniej była to jakaś jego pasja. A może masochizm, trudno stwierdzić. Trudno też stwierdzić, czy Helene potrafiłaby mu współczuć, gdyby znała jego historię. Nie ma co się oszukiwać, była strasznie znieczulona na to całe gówno, które ludzie tutaj wylewali, żaląc się na to, jak życie ich sponiewierało i wpędziło w nałóg. Nie dlatego, że uważała, że ona miała gorzej, bo zapewne wiele z tych osób miało bardziej popieprzoną historię niż bogaci rodzice niezadowoleni z wyborów jedynej córki, samobójstwo córki i mąż pedofil. Wychowywali się w o wiele gorszych warunkach, mieli zdecydowanie mniej i nie mogli na nikogo liczyć — nawet na to, że będą nimi zawiedzeni. Ale po prostu im dłużej w jej życiu pojawiały się kolejne śmieci, tym bardziej jej już było wszystko jedno. I słuchała tych historii dwa razy w tygodniu, patrząc przed siebie, siedząc na krześle jakby miała kij w tyłku z drogą torebką postawioną obok na podłodze i w sumie to wszystko po niej spływało. Na tyle, że potem wstawała bez słowa, zupełnie niewzruszona i mogła wyjść, wkurwiając się jedynie na siebie, bo oczywiście przyjemnie się pozowało na wyrachowaną snobkę bez uczuć, ale prawda była taka, że było to jedyną rzeczą, której za wszelką cenę chciała uniknąć.
Och nie, nie chodzi mi o to — pokręciła głową z nieco pobłażliwym uśmiechem. — Jak najbardziej powinna tu być i ku Twojej uciesze, jestem tak bardzo stereotypową alkoholiczką i ćpunką, jak tylko może być taka paniusia jak ja — dodała, zgodnie z prawdą. Takim tonem, jakby właśnie mówiła mu, że wczoraj widziała dokument o żółwiach. Chociaż pewnie żółwie zasługiwały na więcej emocji. — Drogie czerwone wino i leki nasenne, absolutna klasyka — naprawdę, bardziej stereotypowo się nie dało. Każda znudzona, bogata kura domowa piła czerwone wino, a mąż ją zdradzał Jej… No cóż, jej robił coś gorszego. — Takich jak Ty, czyli sfrustrowanych, narwanych gości, którzy ewidentnie mają problem z powściągnięciem emocji, więc rzucają kurwami na prawo i lewo — dodała, uśmiechając się do niego słodko i bardzo sztucznie, mieszając swoją obrzydliwą kawę drewnianym patyczkiem.
Nie martw się, mój mąż wysyła jej z więzienia specjalny dodatek do pensji i opłacił jej dzieciom studia, bo wie, jak kurwesko jej ciężko — zapewniła go, aby przypadkiem nie roztkliwiał się nad losem Brigitte. Miała na pewno lepiej niż oni, bo nie istniała na tym pełnym pokus świecie.
Musiałeś wymyślić sobie przyjaciela, bo nikt inny nie chce się z Tobą zadawać? — zapytała niby zatroskana, cmokając z udawanym współczuciem. — Zuch chłopak — dodała, przyglądając się mu przez dłuższą chwilę.
O proszę, jednak masz jakieś resztki kultury, łał — pokiwała głową z uznaniem po czym przeniosła wzrok na kubek z kawą w swojej dłoni. Odwzajemniła jego miły uśmiech, starając się nie parsknąć śmiechem. Zamiast tego wyrzuciła kubek z całą swoją kawą do pobliskiego śmietnika. — Może chcesz, abym usiadła obok Ciebie i potrzymała Cię za rękę w czasie, gdy będziesz opowiadał swoją smutną historię? — zapytała z troską, w której szczerości nie było za grosz.

Luke Winfield
ambitny krab
patka
brak multikont
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Och, z jaką przyjemnością Luke przyjąłby fuchę coacha życia. Uwielbiał rozdawać na lewo i prawdy rady dotyczące czyjegoś życia i wymądrzać się na temat czyichś wyborów. Wszystko to robił, byleby nie musieć skupiać się na swoim burdelu. Pod pewnymi względami chodzenie na te spotkania było dla niego w pewien sposób uwalniające. Słuchając tych wszystkich ludzi czuł się odrobinę lepiej sam ze sobą. Czy o to w tym wszystkim chodziło? Chyba nie, biorąc pod uwagę to, że jak dotąd odezwał się jedynie raz, na pierwszym swoim spotkaniu, gdzie jedynie wypowiedział na głos swoje imię dodając, że nie ma nic do powiedzenia. Przez kolejne spotkania po prostu przychodził i słuchał tych wszystkich ludzi, bacznie ich obserwując i słuchając. I oceniając. I może sam nie odzywał się właśnie z tego powodu – bał się, że inni również są takimi cichymi, oceniającymi skurwysynkami jak on. Nie potrafił jeszcze szukać na tych meetingach zrozumienia czy wsparcia od grupy nieznajomych osób, skoro sam nie posiadł jeszcze sztuki bycia wyrozumiałym i empatycznym dla innych.
Musiał przyznać, że zaskoczyła go tym wyznaniem. Był przekonany, że będzie brnęła w zaparte tłumacząc mu, że właściwie przychodzi tutaj, bo akurat w tym czasie czeka aż jej córka skończy zajęcia z baletu i nie opłaca jej się wracać na chwilę do domu. – O, rzeczywiście bardziej stereotypowo już nie mogło być – rzucił z przesadnym entuzjazmem. Swoją drogą w tych okolicznościach wymienienie używek, od których było się uzależnionym, brzmiało trochę jak przedstawienie się. Przez chwilę zastanowił się, czy nie powinien – w ramach tej wymiany uprzejmości – wymienić gówna, z którymi on się zmagał. – Ale myślałem, że jednak mnie czymś zaskoczysz i dorzucisz chociażby jakieś opioidy – dodał z nutką rozczarowania. A potem wysłuchał jej kolejnych słów, pozwalając by jeden z kącików jego ust nieznacznie uniósł się do góry. – To jakiś tekst piosenki? Tekst z filmu? Cholera, musi być jakiś znany, bo jestem sto procent przekonany, że słyszałem go już z ust co najmniej kilku swoich byłych. Na pewno od Susan i Marthy. A może to była Monica? – uniósł lekko brodę i zmarszczył czoło, jakby naprawdę przeprowadzał w głowie poważne procesy myślowe nad tym, od których konkretnie już coś takiego usłyszał.
– Niech zgadnę, został złapany za napad na staruszkę bananem, żeby trafić do pierdla, bo tam jest mu chociaż odrobinę lżej niż z tobą pod jednym dachem? – uniósł pytająco brew i cóż… nawet nie spodziewał się, jak daleki był od prawidłowej odpowiedzi na tę zagwozdkę.
– Tak. Teraz już rozumiesz, dlaczego musiałem zacząć brać. Nie miałem innego wyjścia. Bycie dzieciakiem bez kolegów to prawdziwa jazda bez trzymanki – przytaknął żywo, również przez dłuższą chwilę mierząc ją wzrokiem. – Kiedy nie rzucam kurwami na prawo i lewo, jestem prawdziwym gentlemanem – zapewnił ją, po czym powodził wzrokiem na jej kubkiem, który właśnie wylądował w koszu, nie mogąc powstrzymać uśmiechu rozbawienia, który na moment pojawił się na jego twarzy. – Tak, poproszę. Będę potrzebował wparcia tak ciepłej osoby, jak ty – odparł, a następnie faktycznie zajął miejsce znajdujące się obok krzesła, na którym usiadła brunetka. Nie zdążył dodać niczego więcej, bo w tym momencie osoba, która prowadziła ich spotkania, zaczęła mówić. Po niej głos zabrało kilkoro znanych już Luke’owi osób. Winfield siedział rozjebany na swoim krześle, trzymając w dłoniach kubek z kawą, której nie zamierzał tykać, ale przynajmniej miał co zrobić z dłońmi. Kiedy usłyszał z ust prowadzącego swoje imię, zamarł. Mężczyzna spytał go, czy może tym razem czuje się gotów na powiedzenie o sobie paru słów. Pierwszą reakcją Luke’a było wyprostowanie się jak struna i napięcie wszystkich mięśni, jakie tylko znajdowały się w jego ciele.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – odparł w pierwszej chwili, z miejsca czując że traci cały rezon, jaki do tej pory towarzyszył mu na tych spotkaniach. – Jestem Luke, tak. Nie piję od trzech dni, nie biorę raptem od dwóch, bo zjebałem. Po ostatnim spotkaniu pojechałem prosto do swojego dilera po oxy, więc nie wiem nawet, czy w ogóle powinienem tu wciąż przychodzić – wzruszył ramionami, wlepiając pusty wzrok w nogę krzesła stojącego naprzeciwko. – By the way, to mój trzeci raz, kiedy próbuję z tego wyjść, więc… może nie powinienem nic mówić, żeby was nie nastrajać negatywnie – dodał spuszczając głowę i tym razem wlepiając spojrzenie w lurę, którą trzymał w kubku. – Skończyłem – dodał na wypadek, gdyby ktoś chciał rzucić w jego stronę jakieś pytanie. Prowadzący podziękował mu i kiedy Luke poczuł, że nie jest już na świeczniku, zerknął na brunetkę obok. Po chwili nachylił się lekko w jej stronę. – Nie są gotowi na historię o Norbercie – rzucił do niej szeptem.
Helene A. Calderwood
ODPOWIEDZ