diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
- Czasem, zazwyczaj załatwić jakiś pogrzeb, ślub, czy coś takiego. Żadne ciekawe sprawy. - On oczywiście nie dawał pogrzebów, bo było to bardzo przygnębiające, a on nie lubił być smutny więc się od tego trzymał z daleka. Na pogrzeby zawsze zapraszał swojego szefa z miasteczka obok, niech on się tym zajmuje. Wesela? Jak najbardziej. To mógł robić! Poza tym zawsze śmiesznie było stać za ołtarzem patrząc na zestresowaną młodą parę i całą masę ludzi ubranych pstrokato na tyle, że mogliby na spokojnie stawać w szwanki z papugami. - Nie, nie chcę żeby ktoś obcy nam się tu krzątał - byli tu we trójkę, mogli sami sprzątać. Nie potrzeba było do tego jeszcze jakiejś osobnej typy.
- Ohhh czyli jestem przystojny? - Zapytał unosząc lekko brew. Oczywiście, że musiał to wyłapać i dlatego spojrzał na nią, bo chciał zobaczyć jej reakcje i czy będzie się teraz próbować jakoś z tego wymigać, albo przynajmniej, czy się zarumieni. Olgierd jeszcze wtedy nie wiedział, ze niedługo sam będzie znał osobę, która się na takich rzeczach zna, bo pozna miłą panią od PRu. Pewnie wtedy jego życie się odmieni i nagle okaże się, że może być księdzem odnoszącym sukcesy na polu artystycznym. Przyglądał się jej bardzo uważnie, gdy dotykała rzeźbę. Zwracał uwagę na jej dłonie i na to w jak delikatny sposób obchodziła się z jego dziełem. Był ciekaw czy będzie w stanie wyczytać to głębsze przesłanie jakie szło za jego pracą. - Też tak uważam - powiedział i lekko się uśmiechnął, bo cieszyło go, że ktoś potwierdził jego myśli. - W takim razie zostawię ją w takiej formie, czasem lepiej coś zostawić żeby nie przedobrzyć - później tylko, by żałował, że zniszczył coś co było mu tak drogie. Może to też byłaby metafora jego związku z Eloise. Gdyby wtedy nie zapytał jej o rękę, to może dalej byliby razem. Może tak, a może nie. Poza tym nie chciałby zniszczyć tej rzeźby też dlatego, że zauważył, że przypadła ona do gustu Natalie.
- Boli? - Zapytał, gdy nieco mocniej przycisnął jej dłoń do tych wypukłych miejsc. Oczywiście nie na tyle żeby to był jakiś silny ból ale miało to być cos jednak nieco niekomfortowego. Jednocześnie było w tym też coś słodkiego, tak jaka zapas jej perfum, które dość mocno docierały do niego, gdy stał tak blisko niej, o wiele za blisko. - Złamała - przyznał prawie szeptem. Nie było to przyjemne uczucie, samo wspomnienie tego, było równie niekomfortowe co te małe ukłucia na rzeźbie. - Podobno nie była gotowa na małżeństwo - mógł to zrozumieć, ale oświadczając się jej wcale nie wymagał ślubu w ciągu roku czy dwóch. Chciał po prostu żeby wiedziała, że planował z nią być do końca życia i jeden dzień dłużej. Oczywiście wtedy uważał, że ona najwyraźniej tak nie planowała, nie tego chciała. - To było dość beznadziejne, bo przyjaźniliśmy się jeszcze za dzieciaka więc tego samego dnia odeszła nie tylko moja ukochana ale i najbliższa przyjaciółka - przeżył to naprawdę mocno. Na tyle, że postanowił wyrzec się nawet samej możliwości oddania komuś swojego serca. Jako ksiądz nie mógł tego zrobić. Uprawianie z kimś seksu, to jedno, ale pokochanie kogoś to już poważna sprawa, to zdrada ślubów na najwyższym możliwym poziomie.
- Przykro mi to słyszeć - odpowiedział po tym jak mu się zwierzyła i obserwował jak bierze piwo i pije kolejne łyki z butelki. Przyglądał jej się naprawdę uważnie. - Z czasem nauczyłem się, że niektóre relacje są skazane na niepowodzenie żeby zrobić nam miejsce na coś o wiele lepszego, chociaż myślę, że to pewnie marne pocieszenie - dodał i zastanawiał się czy Natalie już przetrawiła to rozstanie czy nie do końca. - Chodź... - powiedział i zabrał swoje piwo, a później powędrował w kąt pracowni, gdzie miał rozstawione wszystkie potrzebne rzeczy do mieszania gipsu i gliny. - Chcesz się trochę pobrudzić? - Zapytał kładąc rękę na sporym worki z gipsem. - Zaufaj mi, to pomaga, poza tym to całkiem niezła zabawa. - Był ciekawy czy Nat sie zgodzi. Miał taką nadzieję, bo chciał pokazać jej, że czasem ten cały ból można przekuć w coś dobrego i pięknego.

@
natalie rawlings
ambitny krab
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
b e z r o b o t n a — mentalna bieda
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
love never wanted me, but i took it anyway
Zaśmiała się i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Nie chcesz, żeby krzątał ci się tutaj ktoś obcy dlatego dosłownie przyjmujesz tu obcych ludzi? – Oczywiście nie robiła mu o to pretensji. Po prostu jak ją przyjmował to dosłownie była bezimienną typiarą, która nie miała się gdzie podziać. Wiedziała, że niedługo po niej, w środku nocy pojawił się Farris, który do dzisiaj (przynajmniej dla niej) jest nadal tajemnicą.
- No… – Zaczęła, ale trochę ją zacięło, bo jednak nie wiedziała czy powinna kontynuować. Wyczuwała, że coś się tutaj dzieje. Wiedziała, że Olgierd nie był typowym księdzem, ale jednocześnie pamiętała, że był księdzem. Z tego co mówił to nie do końca, ale jednak miał nim być. Poza tym razem mieszkali, więc nie chciała niczego udziwniać. – Jesteś. Zdecydowanie jesteś. – A jednak postanowiła to udziwnić. – Gdybym z tobą nie mieszkała, a dowiedziałabym się przez przypadek jak wyglądasz to zaczęłabym chodzić regularnie na msze. – Najwyżej troszkę się wkopie tym, że jeszcze na te msze nie chodzi regularnie. Pewnie na żadnej nie była nawet jak tutaj zamieszkała.
- Myślę, że to słuszna decyzja. – Jeżeli twierdził, że przy jednym, fałszywym ruchu byłby w stanie zrujnować rzeźbę i straciłaby tą teksturę… straciłaby wtedy cały urok. Teraz była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Ból, który powodowała nie był tylko bólem fizycznym, ale też tym, która mogła wyczuć tylko dusza, albo osoba, której serce zostało wcześniej złamane. Ale w końcu o to chodziło w sztuce. Żeby wyrażać swoje uczucia, żeby przekazywać swój ból i żeby jednocześnie odbiorca takiej sztuki mógł zrozumieć, że ktoś kiedyś przeżył ten sam ból co artysta. Że tak na dobrą sprawę nie jesteśmy osamotnieni. Że nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać.
- Tak. – Potwierdziła, ale nie skrzywiła się ani nic. Bolało, ale nie był to ból, który doprowadziłby do krwawienie czy jakiegoś krzywienia się. – Ale to taki inny rodzaj bólu. Bardziej wspomnienie bólu, który kiedyś się odczuwało. Taki… schodzący naskórek dawnych uniesień. – Zmarszczyła brwi, bo nie wiedziała czy to będzie odpowiednie stwierdzenie. Nie była jednak pewna czy będzie to dobre określenie tego bólu. Ciężko było jej nawet nazywać to bólem. Chyba, że to było coś czego Natalie nigdy wcześniej nie czuła. Może to był ten rodzaj bólu, który jednocześnie człowieka rozpalał i pobudzał. Może nie bolało dlatego, że to Olgierd dociskał jej dłoń do rzeźby? Wiedział co robił, bo był twórcą tego dzieła. Wiedział na jaki nacisk mógł sobie pozwolić, żeby odczucia były odpowiednie. – To głupia wymówka. – Zmarszczyła brwi. – No chyba, że naciskałeś, bo dla ciebie zaręczyny były powodem do tego, żeby się hajtnąć jak najszybciej. – Może był jakiś zdesperowany i na nią naciskał. Natalie jednak była zdania, że zaręczyny to kolejny krok, ale nie było jakiejś zasady na to jak szybko po zaręczynach trzeba się hajtnąć. Nawet jakby pojawił się dzieciak. Ona też niejednokrotnie myślała o tym, żeby oświadczyć się Mei, ale teraz to cieszyła się, że ostatecznie tego nie zrobiła, bo tylko wyrzuciłaby pieniądze na pierścionek. – Przykro mi. – Doskonale wiedziała co czuł. Ona może z Mei nie przyjaźniła się całe życie, ale zdecydowanie Brubaker była nie tylko dziewczyną, ale też najlepszą przyjaciółką. Spotkanie miłości i przyjaciela w postaci jednej osoby było rzadkością. Natalie miała okazje mieć taką osobę i ją straciła. Tak samo jak Olgierd.
- Nie. Nie zgadzam się. To jest fantastyczne pocieszenie. Serio. Wiadomo, nie każda zła rzecz, która nas spotyka w życiu musi być lekcją. Czasami złe rzeczy po prostu się dzieją. Ale jeżeli ktoś odchodzi, albo nas porzuca, to… lubię myśleć, że w takim przypadku „śmieci same się wyniosły”. – Oczywiście to nie tak, że Mei była dla niej śmieciem. Po prostu to był znak, że relacja nie miała prawa bytu. Lepiej zakończyć coś wcześniej niż później, albo wcale. Człowiek miał jedno życie do przeżycia i szkoda je marnować na nieodpowiednie relacje.
Ruszyła za nim dzierżąc w dłoni butelkę z piwem. Była zaskoczona jego propozycją. – Mówisz poważnie? – Parsknęła trochę śmiechem i przygryzła wargę. Nigdy czegoś takiego nie robiła. – Nie wiem czy mam w sobie dostateczną ilość zmysłu artystycznego. – Miała, ale po prostu w siebie nie wierzyła. Już ja znam ten przypadek. Ale ostatecznie pociągnęła jeszcze kilka łyków piwa, odstawiła butelkę na bok i podeszła do niego i do worku z gipsem. – Ale musisz mnie instruować tak od początku do końca. Dosłownie wyobraź sobie, że będziesz współpracował z kimś kto nie ma zielonego pojęcia o tym. – To akurat była prawda. Nie miała zielonego pojęcia o rzeźbieniu. Była jednak gotowa się pobawić i pobrudzić.
diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
Pokręcił głową. – Wy tu już mieszkacie więc nie jesteście obcy – poza tym nie chciał żeby później jakaś baba zobaczyła za dużą ilość butelek po piwie w śmieciach i, by rozpowiadała, że w mieście jest ksiądz alkoholik. Co jest nieprawdą, bo Olgierd nie pił więcej niż przeciętny ksiądz w jego wieku. Wino mszalne dwa czy trzy razy dziennie. Nikt jeszcze od tego nie umarł. Chyba.
Uśmiechnął się i pewnie gdyby był podlotkiem, albo Zoey, to by się zarumienił, a tak to cóż. Nie był głupi, wiedział, że jest przystojny, ale zawsze miło to było usłyszeć szczególnie z ust pięknej kobiety. – Możesz chodzić tak czy inaczej. Specjalnie dla Ciebie wprowadzę nowy element na poranną mszę – nie powie jej przecież dokładnie o co chodzi, bo wtedy, by nie było już tej nutki tajemniczości, która mogła ją skusić do wpadnięcia do kościoła. Chciałabym napisać, że Olgierd po prostu w ten sposób chciał ją namówić, by zwróciła swe serce w stronę Jezusa, ale to trochę była bzdura. Chciał żeby tam przyszła dla niego. Lubił mieć publikę, szczególnie ciekawszą niż te trzy starsze panie, co były na każdej porannej mszy.
- Prawda? Cóż za piękne określenie, lepiej bym tego nie ujął. Może powinienem Ci podjebać ten tekst i tak nazwać tą rzeźbę o ile się odważę zorganizować tą wystawę – najwyżej jej odpali jakiś odsetek od biletów w zamian za tę nazwę, która idealnie oddawała to o co chodziło z tą rzeźbą. Jego eks była takim martwym naskórkiem, który wciąż był na jego ciele i, który trzeba było usunąć. Zapomnieć o tym co się stało, pogodzić się z faktem, że nie będą wspólnie siedzieć na ganku i patrzeć na biegające dookoła wnuki. – Nie, to nie o to chodziło. Chciałem się z nią ożenić, ale wiedziałem, że oboje jeszcze studiujemy, a na to wiadomo trzeba mieć kasę więc wiadomo, że nie wydarzyłoby się to w ciągu roku czy dwóch. Chciałem żeby miała zapewnienie, że myślę o niej poważnie i chcę z nią spędzić życie. W sumie dobrze się złożyło, byłbym bardzo starym księdzem, gdyby okazało się za 10 lat, że jednak nie chce ze mną być. Tak to mogłem sobie na spokojnie życie ułożyć. – Inaczej niż to, by sobie planował te parę lat temu, ale też było mu dobrze i to chyba najważniejsze. Nie płakał po nocach.
- Tak, przynajmniej zostają Ci tylko te prawdziwe, trwałe i pewne relacje z osobami, na które możesz liczyć i przy okazji możesz poznać kogoś komu oddasz serce i ten ktoś Cię nie zostawi, a gdybyś dalej była z tamtą osobą to cóż… pewnie, by Cię ta szansa ominęła – on swoje serce oddał Bogu… od 8 do 16, a później to już zależy kto pytał. Chciałabym jednak nadmienić, że w chuj chamsko tak mówić o małej, słodkiej Mei.
Olgierd potrzebował jakiś nowych pomysłów więc współpraca z Natalie przy tworzeniu kolejnego projektu mogła dać mu wiatr w żaglę i razem stworzą coś super. – Każdy ma, musisz go tylko w sobie odkryć – powiedział przyglądając jej, a później przeszedł obok żeby wyciągnąć takie wielkie plastikowe pudła. – Spokojnie, o wszystkim Ci powiem. Mam już nawet pewien plan. – Położył na blacie jedno plastikowe pudło i podał Natalie spora torebkę z białym proszkiem. Nie była to ulubiona rzecz do wciągania nosem panienki Zimmerman. – Wsyp to tutaj – poinstruował ją. – Pomyślałem, że możemy zrobić alegorie połączenia dwóch skrzywdzonych dusz – to brzmiało tak mądrze, chociaż wcale nie było niczym odkrywczym. – Zrobimy odlew naszych splecionych dłoni, później dodamy do tego nieco tekstury, umieścimy w jakiejś większej kompozycji i będzie idealnie – zaproponował spokojnie i wziął do rąk plastikową butelkę, która wypełniona była wodą. – Teraz powoli wleje tu wodę żeby zrobiła nam się z tego dość gęsta masa. Możesz mieszać w międzyczasie – dodał i wskazał jej na drewnianą łyżkę, nieco większą niż ta którą normalnie stosuje się do gotowania. Wlał wystarczającą ilość wody, a później przyjrzał się Nat, która tam sobie mieszała i stanął za nią. – Trzeba trochę więcej siły – dodał i złapał za tą łyżkę razem z nią, by pomóc jej nieco z tym mieszaniem jednocześnie czując zapach i ciepło jej ciała, które było trochę hipnotyzujące.

natalie rawlings
ambitny krab
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
b e z r o b o t n a — mentalna bieda
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
love never wanted me, but i took it anyway
Nie był w sumie w błędzie. Niby nie byli sobie już obcy chociaż Natalie nadal, niewiele wiedziała o nim czy o Farrisie. Nie chciała jednak za bardzo dopytywać, bo sama chowała sekrety, którymi nie chciała się dzielić. Albo na razie nie była gotowa się nimi podzielić. Chciała najpierw wybadać czy Olgierd jest księdzem wyrozumiałym i wybaczającym czy kimś kto ocenia.
- Przeprowadzasz jakiś wstępny wywiad jak kogoś tutaj przyjmujesz czy przyjmujesz każdego kto potrzebuje pomocy? – Wcześniej wstydziła się zapytać, ale skoro już tutaj mieszkała i miała dłuższy staż niż Farris, to odnosiła wrażenie, że może sobie pozwolić na odważniejsze pytania. – Byłeś kiedyś zmuszony, żeby kogoś stąd wyrzucić? – To też ją interesowało. Na bank były jakieś niepisane zasady, których złamanie wiązało się z tym, że można stąd wylecieć.
Parsknęła śmiechem. – W takim razie możesz liczyć, że pojawię się na najbliższej, porannej mszy. – Obiecała. I tak nie miała nic lepszego do roboty, więc równie dobrze mogła przyjść i zobaczyć o co tyle hałasu. Mając na myśli oczywiście Olgierda. Może posłucha jego kazania przy okazji i dozna jakiegoś objawienia.
- Możesz go podjebać. Jest spora szansa, że nawet nie będę pamiętała, że powiedziałam coś takiego. – Nie kłamała. Miała tragiczną pamięć o czym przekonali się wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek rozmawiali ze mną. Poza tym nawet jakby wiedziała, że jej to podjebał, to miałaby w to wyjebane. Lubiła go, podobała jej się jego sztuka, chciałaby widzieć, że jednak zdecydował się na taką wystawę.
- Rozumiem. – Teraz jak rzucił na to troszkę więcej światła, to miało to sens. – I takie zapewnienie jej nie wystarczyło? – Co za dziwna laska. – Słuchaj, czy byłbyś stary? Nie sądzę. Z tego co kojarzę to większość księży jest tysiąc razy starsza od ciebie. – Jak tak teraz o tym myślała, to w sumie nigdy nie widziała księdza w wieku Olgierda. I to jeszcze takiego o aparycji Olgierda. Pewnie wyrobił sobie te mięśnie jak na zakrystii łamał się opłatkiem z ministrantami i innymi księżami.
- Dokładnie. – Pokiwała energicznie głową na znak zgody. – Ja osobiście wolałabym być całe życie sama niż otaczać się nieodpowiednimi osobami. – Bycie otoczonym złymi osobami też w pewnym sensie było rodzajem samotności. Dla Natalie, to byłaby gorsza samotność niż rzeczywiste, fizyczne bycie samym. To musiało być naprawdę tragiczne uczucie. Brak zrozumienia u ludzi, którymi człowiek się otacza. Ona jak najszybciej zmieniałaby w takim wypadku towarzystwo.
Prawie się zaśmiała z tego stwierdzenia, że miałaby odkryć w sobie zmysł artystyczny, ale w odpowiednim momencie ogarnęła, że Olgierd wbrew pozorom mówił całkiem poważnie. Nie chciała więc go wyśmiewać. Zamiast tego podeszła tylko bliżej, żeby obserwować co robi. Nie miała zamiary wykłócać się z artystą. Trochę się jarała, bo nigdy wcześniej nie widziała prawdziwego artysty pracującego na żywo. Co za doświadczenie. A Mei miała jej czelność powiedzieć, że Natalie potrzebuje pomocy w stawaniu na nogi. Wow. Wzięła do niego tą torebkę z białym proszkiem i nawet nie miała żadnego skojarzenia z tym, że może to być coś co panienka Zimmerman, która kiedyś była jej klientką, okazjonalnie wciągała. Była zbyt zaaferowana tym, że będą razem rzeźbić. Ostrożnie wsypała ten proszek do pojemnika. Nie chciała przy okazji narobić bałaganu, więc nie sypnęła wszystkiego za jednym razem. – Okej. Brzmi to dobrze. Smutno. Tragicznie, ale dobrze. – Uśmiechnęła się, bo ona na przykład bardzo lubiła smutną sztukę. Lubiła czuć ból, który artysta chciał przekazać. Lubiła kiedy sztuka zmuszała ją do czucia czegoś. A, że była masochistką to najbardziej lubiła czuć ból i smutek.
Pokiwała głową na jego kolejne instrukcje. Wzięła do ręki tą łyżkę i rzeczywiście zaczęła nią mieszać. Nie robiła tego za szybko i za mocno, bo znowu – nie chciała za bardzo nabałaganić. Nie chciała też przez przypadek niczego wylać, żeby nie stracili masy na tą rzeźbę. Poczuła jakiś dziwny, paraliżujący dreszcz z tyłu głowy i na karku kiedy stanął tak blisko niej. Aż wolną ręką musiała się chwycić blatu stołu, przy którym stali. – Teraz dobrze? – Zapytała i jak już też jej pomagał mieszać, to zyskała nieco więcej pewności siebie i dodała do tego mieszania siły. – Musi być całkowicie gładka? – Zapytała szeptem, bo nawet nie było potrzeby, żeby podnosić głos. Stał przecież tak blisko.
ODPOWIEDZ