Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
/odpowiednio wcześniej xd

Luke musiał ochłonąć po tym, jak po raz ostatni widział się z Karen. Nie z biologiczną matką ani nawet starą – po prostu z Karen. Nie był w stanie przetworzyć w głowie faktu, że kobieta była z nim w jakikolwiek sposób spokrewniona. Zdecydowanie preferował trzymanie jej na dystans i mieć z nią jakąkolwiek styczność tylko wtedy, kiedy on o tym zadecyduje. I choć pierwotnie był przekonany, że będzie traktował ją jak powietrze i w ogóle o niej nie myślał, bardzo mocno się na tym przekonaniu przejechał. Nie było dnia, kiedy nie pomyślałby choć przez chwilę o tym, że była tutaj. Że go odnalazła. Że może w każdej chwili na nią wpaść. Oczywiście te wyobrażenia tylko nakręcały spiralę jego nałogu… i były bardzo wygodna wymówką, żeby coraz bardziej zatracać się w nałogu.
Więc tak, stał pod jej przyczepą, znowu naćpany i znowu nie do końca wiedzący, czego tak właściwie oczekiwał po tej wizycie. Uświadomił sobie, że ostatnio nie zadał jej tego kluczowego pytania – po co przyjechała. Czego od niego chciała. Jednak kiedy otworzyła mu drzwi swojej przyczepy, do głowy wpadło mu zupełnie inne pytanie.
– Przyczepa? To jakaś forma wypełnienia sobie tęsknoty za swoim bagnem? – spytał od razu, nie wchodząc jednak do środka. Podejrzewał, że śmierdziało tam rozkładającymi się zwłokami. – A to co, twoja wanna? – zadrwił wskazując głową na baniak znajdujący się przed jej domem. Ani trochę by go to nie zdziwiło. Co prawda nie pamiętał tego z dzieciństwa, jak wyglądał ich (sic!) rodziny dom, ale nie tak znowu dawno temu miał okazję tam powrócić i przyjrzeć się temu wszystkiemu na trzeźwo. I choć warunki tutaj były na pierwszy rzut oka nieporównywalnie lepsze (może nawet miała toaletę w środku?), to nie mógł powstrzymać się przed przyjętym kpiącym wyrazem twarzy.
Karen Emerson
królowa zasiłków — i miss pośredniaka
51 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Stała klientka MOPSu w Perth, kolekcjonerka zasiłków, najgorsza matka na świecie. Przyjechała do Lorne Bay, bo ma interes do dorosłego już syna, którego przed laty zgubiła pod sklepem monopolowym.
/ tak właśnie

W jej opinii wszystko wyglądało idealnie: przyjechała do miasta, spotkała swojego syna, ten jej nie zabił, nie nasłał na nią policji, więc wszystko było w jak najlepszym porządku.
No, prawie.
Późnym wieczorem zadzwoniła do swojego męża. Oczywiście z budki, do budki stojącej najbliżej campingu w Perth. Umówili się kiedyś, że Karen będzie telefonowała o 23:37, dwie godziny po świętej godzinie, by zdać mu raport z podjętych przez siebie kroków. Póki co szło jej całkiem gładko. Problem pojawił się wczoraj, po ostatniej rozmowie z ukochanym. Jego chora wątroba znów dawała o sobie znać. Ciężko powiedzieć, czy było to efektem ciężkiego stanu zdrowia pacjenta, czy tego, że ten w czasie przepustki ze szpitala postanowił uczcić chwile wolności ze swoim serdecznym przyjacielem, który, podobnie jak on, nie wylewał za kołnierz. Możliwe, że to właśnie to sprawiło, iż Karen uznała, że musi działać znacznie mocniej, niż do tej pory. Nie było już czasu na zabawę w kotka i myszkę. Musiała zagrać z synem w nieco bardziej otwarte karty, a możliwe scenariusze były trzy: albo straci męża, albo straci syna, albo straci ich obu.
Poprawka. Zdaje się, że to drugie dokonało się już dawno temu.
- Trafiła mi się dobra okazja - wyjaśniła. Ale czy Luke naprawdę przyszedł tu po to, by pogratulować jej nowego lokum oraz nowego sąsiedztwa? - To? Nie, to... - zaczęła, ale dość szybko zdała sobie sprawę z tego, że ani troche nie będzie go to interesowało. - To coś innego.
Wiele złego można było o niej powiedzieć, ale dało się wymienić co najmniej dwie pozytywne rzeczy: dbała o swojego starego (bo chciała zdobyć dla niego nerkę) i była jednak dość inteligentna (czego może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale po kimś Luke musiał odziedziczyć życiową mądrość oraz zdolność do rzucania celnych ripost). Oby to wszystko doprowadziło ją do celu.
- Po co przyszedłeś? - spytała wprost. Po to, by z niej szydzić? Nieładnie. Nie tak go nie wychowała.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke do tej pory omijał w ich rozmowach temat biologicznego ojca. Nawet jeśli jego imię czy status „facet, który zapłodnił kobietę, która mnie urodziła” pojawił się gdzieś w ich rozmowach, Luke nie dopytywał o szczegóły. Kim teraz był, jak się czuł. Czy czasami żałował, że to wszystko tak się potoczyło… Luke musiał poruszać niektóre kwestie krok po kroku, żeby jakoś to wszystko przetrawić. Ta cholerna ciekawość go do tego wszystkiego zmuszała. Najwyraźniej miał w sobie coś z masochisty, skoro pojawił się na jej progu, oczekując odpowiedzi na pytania w stylu: dlaczego mnie nie kochałaś? Dlaczego nigdy nie postanowiłaś mnie odszukać, żeby mnie odzyskać? Bo cóż, raczej nie pojawiła się tu by walczyć o odzyskanie opieki nad ponad trzydziestoletnim synem. Więc tak, chciał odpowiedzi, nawet jeśli wiedział, że mocno go one zabolą.
– Wow. Prawdziwa potentantka nieruchomości z ciebie – prychnął z pogardą, z ciekawością przyglądając się jej przyczepie. Trochę tak, jakby próbował doszukać się podobieństw pomiędzy nią, a przyczepą w której spędził pierwsza lata swojego życia. Oczywiście nie mógł pamiętać tej drugiej, ale zastanawiał się, czy coś go tknie kiedy zobaczy na przykład zlew zatkany rzygowinami. I to prawda, miał gdzieś czy to prysznic, wanna, czy beczka, w której rozpuszczała ciała.
– Po co przyjechałaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie z udawanym rozbawieniem. – Serio? Pytasz mnie po co przychodzę tuż po tym, jak sama wpierdoliłaś się do mojego życia bez żadnego zaproszenia? – zmarszczył brwi. Tym razem nie prosił jej o poczęstowanie wódką czy piwem – był już wystarczająco nafurany dragami. – Zrobiliśmy rodzinny reunion, poznajemy się. Ja jestem tobą trochę rozczarowany, a ty? Polubiłaś mnie? Jestem fajnym gościem? – zrobił pauzę i spojrzał na nią pytająco. Mówiąc to wszystko chodził w kółko, a jego ton oczywiście był przesiąknięty sarkazmem. – No ale przychodzi ten czas, kiedy muszę spytać. Dlaczego mnie odszukałaś? Czego chcesz? – spytał patrząc na nią intensywnie.
Karen Emerson
królowa zasiłków — i miss pośredniaka
51 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Stała klientka MOPSu w Perth, kolekcjonerka zasiłków, najgorsza matka na świecie. Przyjechała do Lorne Bay, bo ma interes do dorosłego już syna, którego przed laty zgubiła pod sklepem monopolowym.
Dla niej jego ojciec był KIMŚ. To rzeczywiście może wydawać się dziwne, ale ten pan rzeczywiście był dla niej ważny. Pewnie, dla Luke'a zapewne ani trochę się nie liczył, podobnie jak ona, jednak... Ona tu przyjechała. Ona pokazała się synowi. Może więc warto jakoś ją docenić? Minimalnie, ale jednak!
- Wiem, że pojawiłam się nieproszona, ale uwierz mi, nie miała innego wyjścia. Przecież gdybym wcześniej się do ciebie odezwała, pewnie i tak nie chciałbyś ze mną gadać. Musiałam podejść cię z zaskoczenia.
Coś juz o sobie powiedziała. No, może nie do końca o sobie, ale o tym, co tu robiła.
Okej, to też nie.
Może zatem... Jak to robiła? Tak, to chyba idealnie pasowało do opisu całej sytuacji. Rzeczywiście, niejako wpierdoliła się do jego życia, ale zdaje się, że to wszystko miało miejsce już dawno temu. Może gdyby Luke spędził z rodzicami trochę czasu, podchodziłby do tego wszystkiego nieco inaczej, a tak?
- Owszem - zasunęła mądrym, jak na nią, słowem. - Myślę, że jesteś fajny. Poradziłeś sobie bez nas i wyrosłeś na naprawdę przystojnego faceta.
Aż nawet zrobiła delikatny krok do przodu. Jakaś część Karen chciała chyba chociaż go dotknąć, poczuć, jednak uznała, że powinna się prze tym powstrzymać. Nie po tym wszystkim, co zafundowali mu rodzice i co chciała zafundować mu w niedalekiej przyszłości ona sama - jego matka.
- Chcę... To nie tak, że od razu czegoś chcę, ale... Chcę poprosić cię o przysługę.
Ot, wyszło szydło z worka. Póki co oczywiście niecałe, nie do końca ostre, mogące mocno zranić, ale jeszcze na tym etapie ktoś miał wątpliwości co do interesowności Karen, tak teraz, cytując klasyka, powinni porzucić wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. A przede wszystkim Ty, Luke.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke nie był w stanie zobaczyć w tym człowieku kogoś więcej. W zasadzie nie był w stanie nawet zobaczyć w nim człowieka – choć fizycznie pan Emerson był dalekie kilometry od niego. A Karen? W niej również ciężko było mu dostrzec kogoś więcej, niż kobietę, która zraniła go bardziej niż ktokolwiek, kiedykolwiek. Ale bądź co bądź miała odrobinę racji. Luke z pewnością nie chciałby z nią gadać, gdyby się zapowiedziała. Tym wzięciem go z zaskoczenia zapewniła sobie jego uwagę – bo jak widać, bez odpowiedzi na pewne pytania, ciężko było mu odpuścić.
– Tak, zdecydowanie poradziłem sobie w życiu głównie dzięki ładnej buźce – prychnął, no bo jakby go teraz trochę obraziła. No, prawda była też taka, że Luke nie radził sobie dobrze w życiu. Trafił do Winfieldów, bo zadecydował o tym ślepy traf. Dostał całkiem niezły starter pack, a i tak to wszystko spierdolił koncertowo, ale o tym oczywiście Karen nie musiała wiedzieć. Ba, Luke miał zamiar podtrzymywać ją w tym wrażeniu, że jest taki dorosły i zaradny. Bo dokładnie taki nie był. – Tak, poradziłem sobie. Mam takie życie, jakiego wy nigdy byście mi nie dali – fuknął w złości. Mówił dość oczywiste rzecz, ale chciał, żeby to wybrzmiało raz a dobrze. A kiedy zrobiła krok w jego stronę, on się cofnął. Nie chciał żadnego bliskiego kontaktu z jej strony.
– O przysługę? -powtórzył za nią, po czym parsknął śmiechem. - Wow. No tak. Przyjechałaś prosić mnie o przysługę. Niby po co innego – parokrotnie pokręcił z niedowierzaniem głową. W zasadzie czego mógł się spodziewać? Że chciała go poznać? Przecież od razu wiedział, że MUSIAŁO kryć się za tym coś więcej. – Czego chcesz? Wprost, bez żadnych wykrętów – spytał sucho, intensywnie się w nią wpatrując. - Chcesz kasy? Nie mam. Ostatnio wydaję wszystko na dragi - odezwał się nagle z rozbawieniem, zupełnie tak jakby opowiedział właśnie najzabawniejszy żart na świecie.
Karen Emerson
królowa zasiłków — i miss pośredniaka
51 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Stała klientka MOPSu w Perth, kolekcjonerka zasiłków, najgorsza matka na świecie. Przyjechała do Lorne Bay, bo ma interes do dorosłego już syna, którego przed laty zgubiła pod sklepem monopolowym.
Karen była cwana. Zarówno teraz, jak i w sytuacjach, kiedy potrzebowała niewielkiej ilości drobnych, gdy zabrakło jej na kolejną butelkę jakiegoś niezbyt wyszukanego trunku. Cwani ludzie miewali również odrobinę życiowego szczęścia, więc taka Emerson była skłonna uwierzyć w to, że całkiem niezłe życie jej syna było niejako zasługa jej farta. Bo dlaczego nie?
- Masz rację - przyznała. - My nie mogliśmy dać ci tego, na co zasługiwałeś.
Co innego miała powiedzieć? Jej styl życia był zupełnie inny, niż to, co powinno czekać na każde normalne dziecko. Mieszkali w przyczepie, nie znali luksusów, a i ich dieta była dość specyficzna, żeby nie powiedzieć nawet "płynna". W takich warunkach nie powinno sie wychowywać dzieci. Czy można więc uznać porzucenie syna pod sklepem za pewnego rodzaju dobry uczynek? Zdaniem Karen - owszem.
- Nie, nie potrzebuję pieniędzy - odparła natychmiast. Nie popierała wydawania całej kasy na dragi, ale wyszła z założenia, że chodziło o trawkę. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni, tylko czy aby na pewno był to powód do dumy?
Skoro Luke chciał, by mówiła prosto z mostu, zamierzała spełnić jego prośbę. Zresztą, teraz nie było już chyba wyjścia. Nie dało się już dłużej kluczyć.
- Chodzi o twojego ojca. Bo widzisz... Troszkę ostatnio niedomaga. Nie chciał pójść do lekarza, ale kiedy padł pod sklepem... - o dziwo nie pod monopolowym! - Jest bardzo chory. Jego wątroba zaraz się rozsypie i jeśli nie dostanie nowej, prawdopodobnie umrze. Lekarze wpisali go na listę oczekujących, ale z... pewnych powodów - których Luke zapewne się już domyślał - nie jest na niej zbyt wysoko.
Niestety, tak właśnie bywa, gdy przedkłada się zabawę i doczesne przyjemności ponad dbanie o własne zdrowie. Wydawałoby się, że zapewnienie kilku porcji owoców każdego dnia (oczywiście w postaci wina, było z owoców, więc teoretycznie powinno być zdrowe!) powinno dobrze wpływać na organizm, ale czasem los ma na nas nieco inne plany.
- Ja nie mogę zostać dawną, ale gdyby znalazł się ktoś spokrewniony, jego szanse mocno by wzrosły.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Poczuł dziwny ucisk w żołądku słysząc jej słowa. Nawet nie dlatego, że wyczuwał po jej stronie brak szczerości, ale ciężko było mu przyjmować do wiadomości fakt, że zasługiwał w życiu na cokolwiek. Przez większość życia miał poczucie, że musi walczyć o atencję i zainteresowanie, skoro nie otrzymał ich nawet od biologicznych rodziców. Ale nie zamierzał zdejmować przed nią tej maski gościa, który jest pewny siebie, pewny swojej wartości.
Trochę zdziwił się tym, że nie przyjechała tutaj po kasę. To był jego główny i w zasadzie jedyny strzał. Bo na pewno nie przyjechała prosić go o wybaczenie – biorąc pod uwagę to, że nawet go nie przeprosiła za porzucenie pod sklepem. Oczywiście odrzuciłby przeprosiny, ale miałby jakąś tam satysfakcję słysząc je.
Słuchał jej uważnie, a jego twarz powoli zamieniała się w kamień. Słuchał o sypiącej się wątrobie, o liście oczekujących, wciąż nie dopuszczając do siebie myśli, że już znał prawdziwy cel jej przyjazdu.
– Nie jest wysoko na liście oczekujących, bo ciągle pije – bardziej stwierdził, niż pytał. – Jego wątroba ledwo zipie, a on dalej nie może przestać chlać? Czy ty nie słyszysz tej ironii? – zmarszczył brwi, nie wiedząc już nawet czy był bardziej wkurwiony, czy zdziwiony. Okej, był teraz hipokrytą, bo sam przecież obecnie miał totalnie w dupie swoje zdrowie. I w zasadzie też nie wiedział, gdzie leżały granice tego wyjebania, skoro zaraz po tym spotkaniu pojechał do Cairns, żeby dostać porządny wpierdol w klubie.
– Przyjechałaś… – zaczął, ale jego usta jakby nie chciały wyrzucić z siebie tych słów. Poczuł, jak wielka gula urosła mu w gardle i potrzebował kilka razy przełknąć ślinę, nim był w stanie kontynuować. – Przyjechałaś tu z Perth, z drugiego końca kraju, żeby prosić mnie o to, bym został dawcą dla twojego męża? – spytał o dziwo bardzo spokojnie, ważąc dokładnie każde słowo. W szczególności ostatnie – nie był w stanie nazwać tego człowieka swoim ojcem.
Karen Emerson
królowa zasiłków — i miss pośredniaka
51 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Stała klientka MOPSu w Perth, kolekcjonerka zasiłków, najgorsza matka na świecie. Przyjechała do Lorne Bay, bo ma interes do dorosłego już syna, którego przed laty zgubiła pod sklepem monopolowym.
Fakt, może właśnie od przeprosin powinna zacząć, ale jakoś tak wyszło, że kompletnie o tym nie pomyślała. Bywa. W jej przypadku akurat dość często. Ciężko wymagać od niej używania słów, które niekoniecznie pojawiają się w jej słowniku.
No, chyba że akurat przyjdzie jej mówić coś w rodzaju "kierowniku, pomóż, poratuj dolarem", ale to zupełnie inna sytuacja oraz całkowicie odmienny kontekst.
- Ostatnio pije trochę mniej - odparła z lekkim poczuciem dumy, jednak w jej głosie nie dało się raczej słyszeć specjalnego zachwytu. Pewnie, że mąż zasłużył sobie na to wszystko własnym zachowaniem, jednak Karen nie mogła tak po prostu go zostawić. Musiała działać. Musiała cokolwiek zrobić, bo przecież kochała tego swojego męża. Mało kto ma w życiu takie szczęście, by spotkać swoją bratnią duszę i tak po prostu się z nią związać. Ona miała kogoś takiego i nie mogła teraz tak po prostu pozwolić mu umrzeć.
- No... - zawiesiła na moment głos. - Tak - odpowiedziała szczerze. Nie było sensu kłamać i ubarwiać rzeczywistość. Najważniejsze, że to Luke powiedział wszystko głośno, że to nie z jej ust musiało to wszystko wyjść. Jej zadaniem było jedynie przytaknąć, co właśnie zrobiła. - Chciałeś wiedzieć, co robię w Lorne Bay, więc już wiesz. Ja... Tylko to przyszło mi do głowy. Jesteśmy rodziną, więc istnieje spora szansa na to, że będziesz odpowiednim dawcą, a to tylko kawałeczek wątroby. Podobno całkiem nieźle się regenerują.
To chyba dość istotne, biorąc pod uwagę to, o co zamierzała poprosić. Szkoda tylko, że do tej pory to słowo jeszcze ne padło. Najpierw chciała wiedzieć, co on o tym wszystkim myśli.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Niesamowite. Przekaż mu moje najszczersze gratulacje – wysyczał przez zęby, a jego ton wskazywał na zupełny brak szczerości w tym, co teraz powiedział. Gardził tym człowiekiem, o którym teraz rozmawiali. Gardził też kobietą, która starała teraz przed nim. Wyczuwał to, że Karen mówiła o swoim mężu z troską. I był kurewsko zły na to, że oni mieli siebie. Że byli dwójką złych do szpiku kości ludzi, że oboje od lat tkwili w uzależnieniu. A mimo to mieli coś, czego Luke nigdy nie doświadczył. Mieli siebie, jego stary miał kobietę, która prześlizgnęła się przez cały kraj, byleby tylko uratować mu życie. Wtedy Luke jeszcze o tym nie wiedział, ale on sam też miał taką osobę. Której nie potrafił docenić, a która poruszyła niebo i ziemię walcząc o to, żeby Luke nie wylądował w ciemnym zaułku – zaćpany i zaciukany przez jakiegoś złodzieja, który był gotów zabić za dwa dolary, które Winfield trzymałby w portfelu.
Słysząc jej „tak” czas jakby się dla niego zatrzymał. Kolejne jej słowa docierały do niego z opóźnieniem. Stał i słuchał ją, ale jakby jej nie słyszał. Dopiero po chwili zaczynały docierać do niego kolejne dźwięki. I kolejne impulsy, żeby się odwrócić na pięcie i zapić to, co przed chwila usłyszał. I zaćpać.
– Rodziną – powtórzył szydząco, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteśmy pierdoloną rodziną – powtórzył czując, aż od tego wszystkiego robi mu się niedobrze. – Regene…. No tak. Wątroba się regeneruje – zaczął powtarzać wybiórczo wypowiedziane przez niego słowa, czując jak zaczyna kręcić mu się w głowie. – Chcesz kawałek mojej wątroby dla tego śmiecia – podsumował, robiąc krok w tył. – Idź do diabła – oznajmił po chwili lodowatym tonem, a potem odszedł. Odszedł myśląc tylko o tym, jak bardzo ma ochotę się nawalić, pojechać za miasto i zapomnieć o tym, co przed chwilą się wydarzyło. A potem… wszyscy znamy ciąg dalszy. Ładowanie dragów w kiblu, sprowokowanie bójki, z której sam ledwo wyszedł w jednym kawałku, areszt. Upadek człowieka.

Karen Emerson
/zt x 2
ODPOWIEDZ