Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Kiedy po bitych piętnastu godzinach snu Luke wrócił do świata żywych, czuł się jak największe gówno. Był rozbity nie tylko fizycznie, ale również – a może i przede wszystkim – psychicznie. Nie do końca pamiętał wydarzenia z imprezy, która miała miejsce… no, nawet nie potrafił jej umiejscowić teraz w czasie. Tak samo jak nie do końca potrafił oddzielić teraz, co było jawą, a co narkotycznym snem. Miał przebłyski pobytu z Cami w Paryżu, ich łazienki w Lorne i Cami obok, Cami przy nim i jej ciepłego dotyku… ale też miał poczucie, że znowu powrócił do najgorszego czasu swojego życia ze swoja ćpuńską eks obok. Dopiero kiedy – oczywiście najpierw upewniwszy się, że jest sam w mieszkaniu – wstał i odjebał krótkie CSI: 40a Opal Moonlane. Oczywiście zauważył odgnieciony tyłek na pościeli sugerujący, że Cami faktycznie tu było. No hej, nie po to oglądał go tyle razy, żeby teraz go tu nie poznać! Przemaszerował do łazienki, po której wciąż walały się rzeczy, które rozwalił, a następnie dostrzegł jeszcze zawilgocony ręczniczek, którym miał przemywaną twarz… W zamyśleniu wpakował się pod prysznic, żeby zmyć z siebie cały wstyd, który w tym momencie czuł. Wiedział, że Cami widziała go w najgorszym z możliwych stanów, że prawdopodobnie widziała jak rzygał, prawdopodobnie nawet pomogła przetransportować dziada do jego pokoju. Jednocześnie pamiętał, jak jeszcze na imprezie coś do niej krzyczał, ale nie był w stanie sobie przypomnieć co… No nie potrafiłby teraz spojrzeć jej w twarz, dlatego kiedy wyszedł spod prysznica i usłyszał, że Cami wróciła ze spaceru z pieskiem, posiedział jeszcze w łazience i poczekał, aż Cam zniknie w swoim pokoju. Kiedy uznał, że jest czysto, wystrzelił do siebie do pokoju, szybko się ubrał, po czym wyszedł szybko z mieszkania, żeby pokręcić się bezcelowo po mieście. Nie wrócił nawet do domu przed wieczorną zmianą w Shadow… i mniej więcej w taki sposób upłynęły mu kolejne dni – na unikach. Jedyną formą kontaktu było jedzenie, które przygotowywał sobie i którego drugą porcję wpakowywał do lodówki. Do twojej decyzji, czy Cami korzystała z tego food sharingu!
Ale nadszedł ten dzień, kiedy Luke przygotowywał akurat paszę dla zwierzyny, tj. kotki, która siedziała na wyspie kuchennej i pilnowała, czy jej sługus na pewno jej nie jebie na saszecie. Luke patrzył na nią z ukosa i nawet syknął w jej stronę, na co Penny również pokazała ząbki. No jak miał jej nie traktować przez ostatni miesiąc jako zwierzęce wcielenie Cami?? Zamarł, kiedy usłyszał że drzwi wejściowe się otwierają. Zerknął szybko na wchodzącą do mieszkania Cami, po czym szybko spuścił wzrok, wciąż wewnętrznie paląc się ze wstydu.
– Cześć – rzucił niby nonszalancko i odchrząknął cicho. – Gdybyś kiedyś chciała jej coś kupić, to pamiętaj, że jest uczulona na wieprzowinę i wołowinę, ale najlepiej nie dawać jej w ogóle żadnego białka pochodzenia zwierzęcego oprócz ryb. Ma bardzo wrażliwy układ trawienny. Najbardziej podchodzi jej łosoś albo tuńczyk. A gdyby jednak zeżarła coś, co jej szkodzi i dostała sraczki, to daj jej aktywny węgiel, ale musisz ugnieść tabletki w pył i wymieszać dobrze z saszetą, bo inaczej wymieli to w pyszczku i tabletki wypluje – zaczął mówić spokojnie, po czym podszedł do jednej z górnych szafek w kuchni i otworzył ją. - W razie co tutaj jest cała rozpiska co jej szkodzi, co lubi i takie tam – wskazał na kartkę papieru przylepioną do wewnętrznej części drzwiczek tej szafki. Wciąż lawirował wzrokiem pomiędzy kotem, saszetą a szafką, unikając wymiany spojrzeń z Cami.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
#numer

Dla Cami to nie był łatwy okres, odkąd wróciła. Właściwie to odkąd wrócili z Europy było coraz trudniej i trudniej, ale kompletnie nie wiedziała jak uciec z tej sytuacji. Próbowała wyjazdu, próbowała… powrotu, ale nic nie dawało rezultatów. I wiedziała jednocześnie, że kolejna ucieczka też w niczym nie pomoże. A do tego wszystkiego stan Luke’a, jego kolejne romanse z nałogiem, to przecież też była jej wina. Bo odeszła. I bo wróciła. W tym wszystkim miała wrażenie, że po prostu nie może wygrać, nie ważne jak próbuje. Co gorsza, inne próbowanie też nie do końca jej wychodziło. Na przykład próby znalezienia nowej pracy. Ot, żeby po prostu mieć czym się zająć, jakoś przetrwać. Albo miała kiepską opinię, bo już raz tę pracę olała, albo rzucała coś przypadkiem na rozmowie o pracę, co deklasowało jej starania. Była wkurzona, była sfrustrowana i… bezsilna. I nawet jedzenie w lodówce tego nie zmieniało. Oczywiście jak pierwszy raz zobaczyła porcję, to przez moment się zastanowiła, czy nie była czymś nafaszerowana, ale potem uznała, że ma paranoję i zjadła obiad. No a teraz wróciła po kolejnej nieudanej rozmowie o pracę i… cóż, no była zaskoczona widząc go w przestrzeni wspólnej i nie zwiewającego po sekundzie od jej przekręcenia klucza w drzwiach. - Ehe - mruknęła w odpowiedzi na przywitanie, pewna że to wszystko co od niego usłyszy… ale ten zamiast tego postanowił się rozgadać. Oczywiście trzy razy zgubiła wątek, ściągając buty i decydując przez sekundę, czy iść do siebie, czy do kuchni. Ale wybrała drugą opcję, podchodząc do kota, który od razu uniósł dupę w górę na jej widok, po której zaczęła ją miziać. - Też byś wolał rybę niż podejrzane brązowe papki - mruknęła pod nosem, po czym przeszła do głaskania kici po głowie i drapania za uchem, co oczywiście zaowocowało cichym ale bardzo miłym dla ucha mruczeniem. Pewnie dźwięk który teraz Luke usłyszał po raz pierwszy, heh.
- Jeśli czekasz na brawa to nie nadejdą - rzuciła, uznając po chwili że chyba lepiej go wkurwić, niż słuchać takich oklepanych, nijakich formułek o dupie maryni. - Dzisiaj też organizujesz imprezę? Jeśli tak to zamawiam whisky tym razem - rzuciła, chociaż troche pożałowała, że jednak gadają o imprezie.. ale hej, na pewno nie pamiętał jak tańczyli, jak blisko byli, jak później… no tego to już na pewno nie mógł pamiętać, okeeej. Według niej.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Cami oczywiście nie mogła wiedzieć tego, że to nie ona była przyczyną jego powrotu do ćpania. Luke był załamany po jej ucieczce, ale pocieszenia szukał wtedy jedynie w alkoholu. W codziennym upijaniu się, bo tylko w ten sposób mógł zasnąć, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi heh. Głównym triggerem był powrót jego matki, o czym Cami też jeszcze nie wiedziała. Luke nie chciał jej wprowadzać w te historie, nie chciał na ten moment ponownie wpuszczać jej do swojego życia. Jego nagła zmiana frontu i bycie dla niej względnie neutralnym wynikała raz – z poczucia wstydu, a dwa – uświadomienia sobie, że Cami naprawdę nie zamierzała opuścić tej chaty. Luke bardzo usilnie starał się więc udawać, że nic go nie rusza, że jest ponad tę sytuację… tyle, że wcale tak nie było. Czuł, że od środka go dosłownie rozpierdala.
- Ja tam byłbym wdzięczny za to, że jakiś obcy typ, do którego trafiłem wbrew mojej i jego woli, w ogóle daje mi cokolwiek do jedzenia, a nie tylko wybrzydzał i wybrzydzał – od niechcenia wzruszył ramionami, oczywiście wbijając Cami szpileczkę. To nic, że Luke zdążył przez ten czas odwiedzić każdego weta w okolicy i przetestować każdą saszetę, byleby tylko dogodzić Penny, która i tak podcięłaby mu tętnice pazurkami we śnie. Dlatego z lekką zazdrością, za to bez żadnego zaskoczenia zerkał jak Penny przymila się do Cami. – Co za zaskoczenie, że potrafisz się z nią dogadać. Widać od razu, że obie jesteście po jednych pieniądzach – dodał zgryźliwie.
– Nie. Niczego już od ciebie nie chcę, ani nie oczekuję – rzucił sucho, a słysząc jej kolejne słowa uniósł lekko brew, w międzyczasie chwytając za jakąś marchewkę leżącą na blacie, którą zaczął obierać, byleby tylko zająć sobie czymś ręce i nie stać jak ten debil. – Och, dobrze. Już zapisuję na liście twoich specjalnych życzeń. Coś jeszcze mogę dla ciebie zorganizować? Pokaż sztucznych ogni? Zabawa z klaunami? Możliwość przejechania się na kucyku? – prychnął ironicznie, czując ogromny dyskomfort z powodu tematu imprezy, który poruszyła. Przez chwilę milczał i po takiej długiej chwili w końcu rzucił niby od niechcenia. – Mmm, by the way, dzięki za odprowadzenie do pokoju, ale następnym razem nie musisz tego robić, po prostu zostaw mnie w spokoju – oczywiście wciąż nawet na nią nie patrzył, tylko skupił się na swoim zajęciu. – Może i wypiłem o jednego szota za dużo, ale chwilę bym odpoczął i sam sobie poradził – dodał, z zaniepokojeniem odnotowując fakt, że kiedy to mówił atakowało go coraz więcej flashbacków z Cami i jej czułością w roli głównej. A może to był jednak tylko sen? Ale o dziwo do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl, więc wreszcie odwrócił się w jej stronę.
– Skąd masz te ciuchy? Pożyczyłaś od kogoś? – spytał oglądając ją od stóp do głów. Nie po to od ponad roku codziennie ukradkiem albo i nie ukradkiem na nią patrzył żeby teraz nie pokapować się, że ma na sobie ubrania, których nigdy wcześniej nie widział. A zresztą, wszystko wyjebał, a potem zgarnął i zaniósł do brata, a bardzo wątpił, że Cami zdążyła poznać Toma w tak krótkim czasie.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Teraz miała w głowie najgorsze myśli. W sumie wychodziło trochę na to, że niszczyła każdego faceta, którego spotkała, w ten lub inny sposób. Niby nie powinna mieć o sobie tak depresyjnych myśli, ale cóż, no tak właśnie było. Czuła, że czego dotknęła, to się rozpadało. I nie wiedziała w którą stronę się obrócić, w jaką stronę pójść, bo w tym momencie każdy most był spalony. A najgorsze było to, że przez ostatni rok się zmieniła. Nie chciała tego mówić na głos, ale naprawde zrobiła progres i… no i wyglądało na to, że każdy wciąż chce ją oceniać tylko za to co zrobiła jako nastolatka i później, może i po dwudziestce, ale jako dzieciak. To było najgorsze w ludziach. Lubią wierzyć, że się zmienili, kiedy wciąż tkwią w podobnym, toksycznym bagnie. A kiedy ktoś inny się zmienił, nie chcą tego widzieć, nie chcą go nawet wysłuchać. Nawet jeśli twierdzą, że dają szansę, że chcą sprawdzić, czy jest jakaś zmiana… wciąż oceniają i wciąż skreślają. A Cami już nie wiedziała gdzie się przed tym wszystkim schować.
- Ona po prostu wie, że z facetami zawsze jest haczyk. Dlatego tak wielu facetów nie lubi kotów. Oczekują, że za podstawowe minimum one będą się łasić pod jego nogami, siadać, skakać, robić sztuczki za smaczki. Ale koty to nie psy, nie można ich tak łatwo kupić. Są odrębnymi stworzeniami ze swoim charakterem, a nie zabawką za trochę zmielonej papki z dodatkami - odpowiedziała nieco bardziej kąśliwie niż chciała. Ale w sumie przypominała koty, nie ma co się oszukiwać. Poza tym… no ostatecznie nie złamała żadnej obietnicy,, bo żadnej obietnicy nie złożyła. Ani nie wypowiedziała żadnych słów…. za jej słowa działały czyny, czy tego Luke chciał czy nie. Wiadomo, że nie chciał, ale otworzyła się przed nim bardziej niż kiedykolwiek, widział jak ucieka, kiedy ucieka, czemu i skąd. Znał ją tak, jak jeszcze nikt do tej pory. I nie akceptował jej. Na co drugim kroku.
- Absolutnie - skinęła głową, bo nie uważała, że porównanie do pięknego, majestatycznego kota to obraza.
- To dobrze, bo nic nie dostaniesz - odpowiedziała, zapamiętując te słowa. Jak będzie chciał od niej czynsz,czy hajs na opłaty, to właśnie to mu powie, że przecież niczego od niej nie chciał ani nie oczekiwał.
- Klauni mnie nie interesuje, co chcesz z nimi robić to rób we własnym zakresie, ale akrobata może być ciekawą opcja. Zawsze chciałam mieć sekshiśtawkę w pokoju, a kto lepiej na niej się będzie poruszać… - odpowiedziała, bo w sumie nie wiedziała czemu tak wyszło.
- Nic nie zrobiłam, to twój przyćpany kolega Norbert. Nawet się zastanawiałam, czy bezpiecznie was razem zostawiać, ale tylko pogłaskał cię dwa razy po udach trzymając ci włosy, więc poszłam spać - odpowiedziała, oczywiście kłamiąc jak z nut. W dziwny sposób ukuło ją to, że to zapamiętał. I nie wiedziała co z tym faktem zrobić…
- A co, chcesz pożyczyć? To chyba nie do końca twój rozmiar - wzruszyła lekko ramionami i dopiero teraz na niego spojrzała, kiedy lustrował ją wzrokiem. - Nie jest to twoja sprawa, co zakładam, a co ściągam. I gdzie - przypomniała mu, a potem otworzyła lodówkę i wzięła z niej piwo. - Ale mam nadzieję, że już łazienkę wyszorowałeś. I że wyrzuciłeś tego fikusa, do którego jeden z twoim kumpli narzygal przed wyjściem - podsumowała, bo jakoś nie chciała żeby zapadała między nimi cisza. Cisza była… niebezpieczna. Kiedy zapadała cisza, jej spojrzenie do niego wędrowało…. a temu ani trochę nie ufała!
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Cami pewnie mocno by się zdziwiła, gdyby dowiedziała się że Luke nie uważał jej za złego do szpiku kości człowieka. Okazała mu dużo empatii i zrozumienia, zarówno wtedy, kiedy wysłuchała go na wyjeździe, jak i po imprezie, kiedy wyszorowała nim podłogę i ułożyła do snu. Ale dobrzy ludzie też łamią serca. Luke na ten moment nie widział racjonalnego wytłumaczenia jej decyzji o odejściu. A bał się usłyszeć jej odpowiedzi wprost, dlatego jeszcze ani razu od jej powrotu nie spytał jej gdzie była i dlaczego od niego uciekła. Choć był cholernie ciekawy każdej minuty jaką spędziła z dala od niego.
Wsłuchał się w jej słowa zastanawiając się, czy dalej mówi o kotach. – Dzięki za wyjaśnienie mi co myśli i czego oczekuje przeciętny facet – odparł równie zgryźliwie, po czym skupił się mocno żeby zatrzymać drżącą szczękę. Następnie się odwrócił, kiedy już uznał że jego twarz nie wyrażała przez moment żadnych emocji. – Nie, nie oczekiwałem ani nie oczekuję sztuczek ani oklasków za to, że się nią zaopiekowałem tak jak najlepiej umiałem, po tym jak ty mi ją podrzuciłaś. To jest ten haczyk w moim przypadku – dodał, po czym znowu się odwrócił do niej tyłem. Sam już nie wiedział, o co robiła mu teraz wyrzuty. Stwierdzał fakt, że kotka była wybredna, a Cami mu robiła wykłady o rodzaju męskim. Czy chciała mu zasugerować, że traktował ją jak zabawkę? To ona wypowiedziała na głos słowa o tym, że nie ma między nimi niczego, a jedynie szalona pogoń. Luke miał niewyparzoną mordę, ale przepraszał ją już kilkakrotnie za swoje słowa, a mimo to Cami wciąż nie potrafiła zostawić ich dawnych konfliktów za sobą. On też nie był psem, który będzie merdał ogonkiem po tym jak pańcia wróciła do domu, wcześniej kopiąc go w zadek i zostawiając bez słowa na kilka tygodni.
– Tylko akrobaty tu brakuje do tego cyrku – prychnął. – Ależ proszę, montuj sobie taką w pokoju jeśli nie masz co robić z hajsem. Też z niej chętnie pokorzystam pod twoją nieobecność – dodał, bo skoro ona mogła mu opowiadać o swoich fantazjach z innymi, to co on będzie gorszy.
Roześmiał się słysząc wymyślone przez nią imię i lekko uniósł brew. – W takim razie Norbert ma bardzo zadbane i delikatne dłonie i aż ma ochotę najebać się znowu, żeby znowu poczuć na twarzy jego dotyk – wypalił bez zastanowienia, dopiero po chwili gryząc się w język. Wiedział, że wiedziała, że mówił o jej dotyku. A ona wiedziała, że wiedział, że Norbert nie istnieje. Ale spryciarz, że to rozkminił!!
Nie odwrócił wzroku nawet wtedy, kiedy przyłapała go na tym, że się na nią gapił, zastanawiając się chwilę nad jej słowami o ściąganiu ubrań. Zaczął zastanawiać się, czy miała kogoś przez ten czas? Czy już ruszyła do przodu? On jak widać robił tylko kroki do tyłu. – Najwidoczniej spakowałaś w pośpiechu więcej ubrań, niż mi się wydawało – czy planowała wrócić później? A może po drodze spotkało ją coś, przez co musiała tu wrócić? NO GDZIE BYŁA I CZEMU WRÓCIŁA? Oczywiście nie zadał tego pytania na głos, bo męska duma mocno. – To nie byli moi kumple – odparł po chwili, bo oczywiście nie wiedział co to fikus, nawet jeśli codziennie na niego patrzył. Potem wygoogluje i ogarnie. – Miałem ochotę na mały melanż, więc go zrobiłem. Nie zachowuj się tak, jakby jedyne imprezy na jakich byłaś to takie z katechetką na zakrystii. A pewnie nawet i na takich wiksach komuś się uleje wino mszalne – wzruszył ramionami, po czym obrócił się w jej stronę opierając tyłkiem o blat. Nawet jeśli nie chciał, musiał na nią spojrzeć, taki odruch bezwarunkowy. – Został jakiś koks? Pewnie nie, pewnie wszystko rozkradli – zapasów miał naprawdę dużo, więc wątpił że wyczyścili wszystko do zera. Pewnie zabrali na później. – Szkoda. Był zajebisty, prawda? – spytał spoglądając na nią nieco bardziej prowokacyjnie, niż zamierzał.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
No tak, pewnie tak by było. Nie myślała teraz dobrze o sobie, więc… no więc każde złe słowo na jej temat wybrzmiewało teraz w jej głowie tysiąc razy bardziej. Poza tym to wypowiadał w złości, tak samo jak… zupełnie przeciwne słowa. Chyba nigdy nie powiedział jej tak o, chociażby w neutralnej atmosferze, że jest ważna. Gdzieś między pretensjami. I o wiele rzadziej niż te krytyczne i bolesne słowa, nawet jeśli za nie przepraszał. I zresztą znowu wrócili do punktu wyjścia, nie mówił jej przecież nic, czego nie powiedział wcześniej. Więc jak wierzyć w przeprosiny, kiedy słowa i zachowanie pokazywały, że nie do końca były szczere.
I cóż, teraz ona myślała, że jego to nie obchodzi, że myśli o niej jeszcze gorzej niż zwykle, więc nie widziała sensu w zmienianiu jego zdania, skoro tak chciał ją postrzegać i widzieć. To przecież nie powinno być dla niego zaskoczeniem, że Cami nie dba o jak najlepszą opinię wśród ludzi. Wolała szczerość. I była pewna, że ją dostała. A Luke powinien już załapać, że Cami potrzebowała zapewnień i podbudowania…
- Do usług, w innych kwestiach też daje korki - rzuciła zgryźliwie, przez sekundę zastanawiała się po co wciąż tu jest. Po co gra w te szarady, dwuznaczne pociski i tak dalej. Przecież nie było powrotu do tego, co mieli kiedy wprowadziła się tu pierwszy raz. Ale czemu nie mogła odejść i odpuścić?
- Typowy facet, robi bare minimum i myśli, że zawojuje czyimś światem. Oczekuje oklasków za odrobinę przyzwoitości. I Harry’ego też ci podrzuciłam, ale nie martw się, jeśli się wyprowadzę, zabiorę swoje podrzutki ze sobą - syknęła nieco bardziej wkurzona niż chciała. Bo tak, to nie była tylko Penny. To był też Harry. To była ich rodzina. Wspólna. A może wcale nie, może jej, może on miał do niej pretensje o to? Może był zły że zostawiła mu Harry;’ego, może jego słowa mówiły to co naprawdę czuł? Może za to był wściekły i powinna brać jego słowa dosłownie? Ale hej, jak ludzie mają taką historię… ciężko nie patrzeć na drugie dno. Ale może czasem warto jednak go odciąć… to podobno łatwe.
Tylko czemu takie cholernie trudne jednocześnie…
- Fuj. Mój wibrator też chcesz zacząć używać, przepłukiwać zużyte gumki i zabierać do swoich zdzir? - no dobra, sama nie wiedziała jak to wyszło. Ale wyszło. Natychmiast pożałowała, czując, że odsłoniła zbyt wiele kart. Że zamiast stoicko go zlać… pozwoliła żeby zobaczyć jej emocje.
- Jeśli cię kręcą faceci to droga otwarta - oczywiście, że nie zamierzała teraz się przed nim otwierać. Była zła na siebie, że pozwoliła sobie na chwilę słabości, że… no nie. Te drzwi powinny zostać zamknięte.
- Ehe - mruknęła, uznając że nie da się więcej sprowokować. Że musi być poważna, spokojna… obojętna. Mimo że w środku aż się w niej gotowało. Że aż drżała, stojąc tak blisko.
- Zakrystia jest mało wygodna, dużo drewna. W konfesjonale też prędzej sobie można nabić guza, niż dobrze się zabawić. Chociaż fajny jest ten dreszczyk emocji - podsumowała, po czym westchnęła ciężko. Nie powinna mówić z nim o seksie. Nie powinna, bo nagle wizja jego dłoni sunących po jej ciele stała się zbyt intensywna. I ust wędrujących po jej ciele. I jego języka pieszczącego jej skórę…
- Twoi znajomi to fabryka ćpania - skomentowała krótko, oczywiście nie zamierzając mu mówić, że ją spłukała. Zamiast tego wzięła szklankę, otworzyła lodówkę i nalała sobie coli, wrzuciła kawałek cytryny do niej i garść lodu. Tak, potrzebowała ochłody.
- Miałam lepsze - podsumowała sucho. - I co, znowu jesteś królewną śnieżką? Coś komuś próbujesz udowodnić? - zapytała chłodno, kiedy już się napiła swojego chłodnego napoju. Zimna suka, podano do stołu. To znaczy blatu.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Tak naprawdę nigdy nie odbyli poważniejszej rozmowy w neutralnej atmosferze. Najczęściej się kłócili, rozmawiali w biegu, a jeśli akurat tego nie robili, ich rozmowy były podszyte flirtem i całą masą dwuznaczności. A Luke… no, czuł się odrzucany ze swoimi próbami zalotów, bo kiedy zaczynał temat dotyczący ich relacji czy jego uczuć, Cami stale robiła uniki. Nic dziwnego, skoro jej dotychczasowe relacje z ludźmi, z facetami, sprawiały, że rozmowy o uczuciach ją przytłaczały. I najwidoczniej Luke i jego nagłe wysrywy uczuciowości też nie pomagały. Luke nie był bystrzakiem, okej. Potrzebował usłyszeć wprost, że robi coś okej albo że się po prostu liczy. Gdyby dopuścił do siebie myśl, że czasami gesty wyrażają więcej niż tysiąc słów, pewnie zmieniłby sposób postrzegania ich relacji. Że mimo tych wszystkich złych rzeczy, które się pomiędzy nimi wydarzyły, tych słów które nigdy nie powinny paść z jego ust, Cami przy nim była. Miał tak wiele rzeczy do przepracowania, że czasami zaczynał tracić nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek w życiu przestanie ranić osoby, na których mu zależało. Ciężko dostrzec światełko w tunelu, kiedy brodziło się w gównie.
– Nie ma takiej opcji, dzieciaki tutaj zostają, jeśli… – uciął zdanie w pół słowa, nie chcąc go kończyć. Jeszcze paręnaście dni temu sam w złości kazał jej wynosić się z tego mieszkania, a teraz… nie chciał ponownie tracić jej z pola widzenia. Przynajmniej wiedział, że ma gdzie spać, że ma schronienie i jest tu bezpieczna. – Tutaj jest ich dom. Który znają i czują się w nim dobrze, a to co jest między… to co… nasze problemy nie powinny na nie wpływać – wydukał w końcu. Tak naprawdę te zwierzaki jakoś pomogły mu przetrwać ten miesiąc bez Cami i czuł się kurewsko źle z tym, że dostają rykoszetem za jego złość na Cami.
Kiedy wspomniała o zdzirach uniósł lekko brwi i spojrzał na nią zaskoczony. Nigdy wcześniej nic podobnego jej się nie wymsknęło, dlatego stał tak chwilę uważnie jej się przyglądając. Czy tylko tak rzuciła? Czy kryło się za tym coś więcej? Tak bardzo zajęły go przekminy na ten temat, że bez zastanowienia przytaknął jej kolejnym słowom o pociągu do Norberta, ciągle na nią patrząc. I w jego głowie nawet pojawiła się myśl, że może… coś więcej kryło się za tym powrotem.
– No to może tam sobie zamontuj tą swoją sekshuśtawkę. Będzie fajne echo, jak kościół duży – odpysknął, bo nie lubił, kiedy opowiadała mu o swoich przygodach z innymi. Wciąż był o nią cholernie zazdrosny, w tej kwestii nic się nie zmieniło.
– A jednak wyszłaś z pokoju i bawiłaś się z nimi. I to chyba całkiem nieźle – skomentował uważnie obserwując każdy jej ruch. – Szkoda, że musieli tak szybko wypierdalać – dodał wzruszając niewinnie ramionami, bo te urywki też gdzieś tam mu świtały w głowie.
– To możesz mi podrzucić kontakty. Kupię i może nawet się z tobą podzielę – odparł chłodno siadając sobie na chokerze. Chwilę zastanowił się nad odpowiedzią na jej kolejne pytanie. – Nie. Biorę, bo to lubię i chcę, nie mu tu większej filozofii ani drugiego dna – skłamał. To drugie dno było zajebiście głębokie, więc Luke miał gdzie spadać… – Tak jak ty lubisz, brałaś na wyjeździe i na nic się nie oglądałaś – dodał. – Jestem dużym chłopcem i nie potrzebuję przyzwoitki, bo wszystko kontroluję – i mówił, i mówił, nie dopuszczając do siebie myśli, że właśnie stosuje wszystkie typowe teksty, które by go usprawiedliwiły. I sprawiły, że czułby się trochę mniej żałośnie w jej oczach.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Jest to… no prawie prawda. W samochodzie i w drodze w Rosji rozmawiali całkiem sporo w atmosferze, która zdecydowanie nie była wroga, ani… no właściwie to była intymna, intensywna i neutralna w takim kontekście, w jakim między nimi w ogóle cokolwiek mogło być neutralne. Nie ma co ukrywać, czy się śmiali, czy się byli - zawsze odbywało się to z grubym temperamentem i iskrami dookoła.
I tak. Cami robiła uniki. Ale jej akty, chwile delikatności i czułości mówiły coś innego. Mimo że nie powiedziała niczego, co można było uznać za wyznanie uczuć, całą sobą pomagała mu dostrzec, jak odmiennie go traktuje od swoich poprzednich relacji i związków. Cami po prostu nie potrafiła procesować i wyrażać uczuć werbalnie. Ale robiła to w inny sposób. A potem i tak zawsze zostawiała sobie furtkę do ucieczki… z której jednak jak widać, nie mogła tak na stałe skorzystać. Bo wróciła. I była obok. I pozwoliła mu poznać się o wiele lepiej, niż komukolwiek przedtem.
- Przybłędy, przejęzyczyłeś się - wytknęła mu szorstko - przecież nie jesteś przytułkiem ani schroniskiem, no nie? Tylko słucham Twoich słów, bardzo uważnie - odpowiedziała trochę z jadem w głosie, ale trudno. Skoro chciał ją mieć za pasożyta, który sprowadza inne pasożyty, to spoko. Ale skoro tak chciał mówić, to musiał się przygotować na to, że pasożyty trzymają się razem. Tak, wiem, buduje atmosferę pełną napięcia erotycznego, prawdziwe romansowe wzniesienia.
- Dobrze się czują wszędzie, nawet w… na innych kontynentach - podsumowała krótko, nie chcąc za bardzo wracać do tego co było między nimi w podróży. To wydawało się teraz jak sen, urojenie.
- Tak, wielka szkoda -podsumowała, uznając że nie będzie komentować ani jego dziwnego spojrzenia, ani… no ani jego zazdrości. Ona mogła to nazwać wprost, po tym co zrobił, jak się przy niej zachował. Nie była tak naćpana żeby zapomnieć bycie w jego objęciach. I nie chciała.
- Tak to już z tobą bywa, chwila okej, potem wypierdalać. Przyganiał kocioł garnkowi - podsumowała, bo w sumie… no w sumie to nie do końca kłamała. Tak można nazwać to jego przyciąganie i odpychanie, którym siebie raczyli w swoim życiu wspólnym. I tym osobnym też.
- O tak, tylko wtedy możesz spojrzeć na siebie w lustro, co? - uniosła brwi, specjalnie go dalej prowokując. - Oczywiście, tak tak, taki z ciebie zły, duży chłopiec, zbuntowany, żyjący po swojemu, śliniący się na widok proszku jak głodny piesek - podsumowała, po czym odłożyła szklankę i podeszła bliżej, stając naprzeciw niego i patrząc na niego z góry, skoro siedział na chokerze. - Ehe tak tak, kontrolujesz doprawdy… - prychnęła - to strasznie żałosne. Nawet tej jednej rzeczy nie umiesz się utrzymać? Zdecydowałeś, że będziesz czysty, aż nie będzie okazji zrobić komuś na złość, tupnąć nogą i obrazić się jak mały, smutny pięciolatek - pokręciła głową. - Czujesz się ze sobą lepiej po tych kreskach, co? Coś w twojej głowie nabiera sensu? Wyobrażasz sobie jaki to jesteś dorosły, jak robisz co chcesz, a zamiast tego prochy wyżerają ci mózg i znowu wracasz do tego Luke’a, z którym nikt nie mógł ani nie chciał wytrzymać, tak? - przechyliła głowę, kompletnie nie wiedząc skąd idą te wszystkie słowa. - Każdy, który kontroluje wszystko idzie na odwyk, nie? Bo to takie super miejsce, tak ładnie pachnie, tyle nowych osób poznasz. Prawie jak spa, co? Wrócisz tam znowu i co, będziesz się nad sobą użalać, że taki jesteś biedny i smutny, życie samo się pierdoli, wcale nie z twojej winy - zmarszczyła brwi, mierząc go powoli wzrokiem. Nie mógł jednak w jej spojrzeniu dostrzec pogardy. Tylko ból, smutek i złość. I bezradność.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Początkowo, zaraz po jej powrocie, Luke bardzo starał się swoim odpychającym zachowaniem sprawić, żeby Cami w końcu skapitulowała. I choć był emocjonalnym betonem, to jednak jej upór dawał mu trochę do myślenia. Bo przecież nawet jeśli nie chciała opuścić tej chaty, żeby mieć gdzie mieszkać, to przecież święty nie zniósłby takiego traktowania. Myślał, że skapituluje po imprezie, a tymczasem jeszcze mu pomogła. Jeszcze nie wiedział, co się za tym kryło... albo wiedział, ale nie chciał dopuścić tych myśli do świadomości. Dlatego wolał sobie powtarzać, że nie powinien szukać drugiego dna w jej powrocie, że Cami na pewno nie wróciła żeby... No, cholernie bał się, że w zderzeniu w rzeczywistością okaże się, za dużo sobie nawyobrażał.
- Ty słyszysz tylko co chcesz usłyszeć - odbił piłeczkę. - Dziwnym trafem robisz się głucha zawsze wtedy, kiedy mówię, że zależy mi na tych "przybłędach" - uniósł dwa palce i zakreślił w powietrzu cudzysłów. Nie mógł się powstrzymać przed wypomnieniem jej tego, choć po chwili mocno tego pożałował. Nie chciał, żeby wiedziała, że wciąż myśli o ich podróży, że co chwila wraca do tamtych wspomnień. - Na pewno dobrze czują się też kiedy są wyrywane w domu, a potem nagle zwracane - prychnął.
- Chwila okej, potem wypierdalać. Pewnie brzmi to dla ciebie całkiem znajomo, co? - lekko się nawet zaśmiał, bo przecież w podróży było okej, a potem... no, oboje wiedzieli co się potem stało. - Ja przynajmniej powiedziałem to wprost - podsumował chłodno. Dalej podtrzymywał, że wolałby usłyszeć od niej najgorsze słowa na pożegnanie, niż nie usłyszeć absolutnie niczego.
A kiedy zaczęła mówić dalej, o nim, o jego nałogu, bardzo starał się przykryć uśmieszkiem swój dyskomfort wywołany tym, co mówiła i tym, że ujmowała całe sedno sprawy. I słuchał jej dalej, kręcąc głową, jakby chciał tak zanegować wszystko, co mówiła. – Przestań, ty nawet nie wiesz, o czym w ogóle mówisz – wymierzył spojrzenie ku górze, nie wstając ze stołka i pozwalając jej utrzymać jej przewagę nad sobą. – Tak strasznie lubisz pouczać innych, co? Wszystko po to, żebyś nie musiała myśleć o tym w jak żałosnym miejscu sama jesteś. Wsadź sobie to wszystko gdzieś, nie potrzebuję ani twoich ocen, ani twoich rad – już nie był w stanie dalej utrzymywać uśmieszku, dlatego skupiał się teraz głównie na tym, żeby powstrzymać drżenie szczęki. – Nie robię niczego nikomu na złość, jestem teraz sam i mam w dupie, co myślą o mnie inni. Żyję tak jak chcę i TO jest decyzja, którą podjąłem – wysyczał. – To nie ja zdecydowałem wtedy, że będę czysty, tylko ci wszyscy ludzie wokół wpierdalający się w moje życie i myślący, że mogą wsadzić mnie to auta i wywieźć na odwyk. To wszyscy inni chcieli, żebym być czysty, nie ja – no i ulało się. Już nie był w stanie kontrolować tego, co mówił… więc po prostu mówił. – Przestań do jasnej cholery! Nie znałaś mnie wtedy, teraz też ledwo mnie znasz a wydaje ci się, że możesz robić za speckę od mojego życia – teraz już wstał i zrobił kilka kroków do przodu w taki sposób, że Cami musiała trochę się cofnąć i pewnie napotkała tyłkiem blat kuchenny albo ścianę. – Tak, wiesz co? Czuję się zajebiście po prochach, lepiej niż kiedykolwiek – wysyczał przez zęby. – Wtedy nikt nie mógł ze mną wytrzymać, tak? Pierdolenie, kiedy byłem trzeźwy ty nie mogłaś wytrzymać ze mną. A może właśnie tamtego Luke’a byś polubiła, co? Oboje byśmy się naćpali w Berlinie i może wtedy oboje po równo traktowalibyśmy to wszystko jako zabawę – wycofał się lekko, dając jej teraz trochę przestrzeni. – Tym razem jest inaczej. Nie potrzebuję odwyku, potrzebuję tylko kurwa świętego spokoju. Mogę to rzucić w każdej chwili – dodał, oczywiście doskonale wiedząc, że było to kłamstwo. Wziął kilka głębszych oddechów i przeszedł na druga stronę wyspy. – Przestań udawać, że cokolwiek o mnie wiesz. Nie znasz tej historii, powiedziałem ci tyle, ile chciałem żebyś wiedziała – dodał wciąż ciężko oddychając.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
No taka właśnie była Cami, skomplikowana, zimno ciepła. I ciepło zimna. I prawda jest taka, że sama nie do końca była pewna po co to wszystko robi. I co z tego wyjdzie. I… no, po prostu nie mogła być gdziekolwiek indziej. A jak zobaczyła w jakim stanie jest Luke, tym bardziej nie mogła go zostawić. Ale nie miała oczywiście w planach mówić tego na głos, co nie.
- Bo może ciężko ci wierzyć, skoro zaraz potem wyrzucasz je na śmietnik - przypomniała mu. - Poza tym przybłędy dobrze wiedzą, jak szybko los może się odmienić, muszą być przygotowane na wszystko, przede wszystkim na kolejne rozczarowania - podsumowała, przez moment zagryzając wargi. Wydawało jej się, że to co zrobiła było chociaż częściowo dobre. Zamknęła rozdział z Borisem, chociaż wiele ją to kosztowało, psychicznie i fizycznie. Ale w zestawieniu z tym co zastała w mieszkaniu, stało się to jakoś.. nieważne nagle.
- Widzisz, dla przybłęd nie liczą się ściany, tylko ludzie - podsumowała sucho, ale nie chciała wchodzić w to głębiej. Bo teraz nie wiedziała, czy wciąż rozmawiają o nich, czy o zwierzętach, czy może tylko o samym Luke’u. A granie w otwarte karty za bardzo ją przerażało.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - pokręciła głową - powiedział ten co angażuje się co najwyżej w długoterminowe relacje ze swoim dilerem - zmarszczyła brwi, bo przyganiał kocioł, okej. - No i skoro powiedziałeś, to nie masz prawa mieć do mnie już o nic pretensji, w końcu nic ode mnie nie chcesz, pamiętasz? - syknęła, bo powiedział wprost bardzo bolesne i trudne słowa, które pomogły jej postawić ten mur między nimi, zza którego aktualnie na siebie krzyczeli. I dodawali kolejne warstwy, zamiast je rozkruszać…
- Tak tak, ja nic nie wiem, wcale nie zachowujesz się tak samo jak każdy obrażony pięciolatek. Zrobić na złość, sprawdzić co się stanie, spaść z dachu byle tylko pokazać mamie, że jej zdanie go nie obchodzi i on wie lepiej że może sobie fruwać na skrzydłach z kartonu - no trochę jej się rozjeżdżała metafora, ale nieważne. - Najwyraźniej ktoś musi cię pouczać, skoro po tylu latach wciąż jesteś tym zbuntowanym dzieciakiem, który musi skrzywdzić i odepchnąć każdego, najlepiej swoim własnym kosztem. I udawanie, że masz wszystko pod kontrolą jest w tym najbardziej smutne i żałosne - podsumowała, a potem zmrużyła lekko oczy.
- Może i to jest żałosne miejsce, w którym tkwię, ale przynajmniej nie udaje, że to pachnąca łąka i biegam za motylami. Potrafisz już przeżyć jeden dzień bez ćpania? Czy za bardzo swędzi, za bardzo pociąga, musisz mieć cokolwiek w swoim systemie żeby ze sobą żyć na co dzień, hm? Każdy jak wiadomo sam podejmuje decyzje, że codziennie musi ćpać, tylko ludzie pod kontrolą tak mają… to znaczy z kontrolą - prychnęła ironicznie, czując, że dotyka wrażliwego miejsca. - O nie, straszne, dlatego po wyjściu nie wróciłeś do ćpania? A czekaj, chyba twoja historyjka się trochę rozjeżdża… - zaśmiała się cicho, ale oczywiście bez wesołości. Bo nie było jej ani trochę do śmiechu. Była przerażona. Więc kiedy on wstał i zmusił ją do wycofania się, mógł zobaczyć w jej oczach przez kilka sekund nutkę strachu. Nie wiedziała jak długo i mocno ćpał, nie wiedziała jak wpłynął na niego nałóg. Czy… jest w stu procentach bezpieczna.
- Tak, w ogóle cię nie znam. No ale dalej, pokaż mi co tak chowasz, co najgorszego może się stać, nie? Dopiero co mi groziłeś, że mnie stąd siłą wywalisz, więc co, teraz mi przywalisz, żebym się zamknęła? - no zapytała, bo chyba chciała sprawdzić jakim faktycznie mężczyzną jest. Dlatego nawet złapała go za nadgarstek, a potem podsunęła jego pięć do swojego policzka - takim jesteś mrocznym i zbuntowanym facetem, tak? No dalej, pokaż mi tego Luke’a, nie krępuj się - uniosła brwi i nawet pociągnęła go za ten nadgarstek, tak że lekko, ale jednak kostki jego palców zatrzymały sie na jej twarzy. A potem go puściła i przez moment… zabrakło jej słów. Przez moment analizował jego słowa.. - czyli to przeze mnie, tak? To mi chcesz zrobić na złość tym wszystkim? - zapytała, a głos jej się nieco złamał, kiedy to mówiła, po raz pierwszy pozwalając, żeby prawdziwe emocje wyszły ponad jej złość. - No tak, teraz mi pokazałeś tego prawdziwego.Lepiej późno niż wcale. Możesz być z siebie dumny - powiedziała ciszej, uciekając wzrokiem w bok, tak żeby schować łzę, którą już czuła spływającą po swoim policzku. Była królową niszczenia wszystkiego w swoim życiu, czemu miałaby być zaskoczona, że zniszczyła także to?
- NIe, nie możesz tego rzucić w każdej chwili. Wracasz do tego gówna po raz kolejny, mimo że nie dajesz z nim rady. Nigdy. Wciąż i wciąż okazujesz, że jedyne co potrafisz to ćpanie i złość na cały świat, bo zawsze znajdzie się ktoś, kogo można obwinić za to to co ty sam odpierdalasz. Świetnie Luke, gratulacje, właśnie jesteś jak każdy jeden ćpun z Berlina, gratuluje. Ale nie martw się, pamiętaj że ja też jestem tylko łatwą dziwką do zaliczenia. I też możesz przestać udawać, że cokolwiek o mnie wiesz. Skup się na tym za co jeszcze możesz mnie poobwiniać, w tym jesteś najlepszy - pokręciła powoli głową, zmuszając się do przyjęcia znów chłodnego i zdystansowanego tonu. Ale tym razem już na niego nie patrzyła, mówiąc to. Tym razem wpatrywała się w ścianę, nieco nieobecnym, trochę martwym wzrokiem. A potem, kiedy była pewna, że po tej łzie nie poleci kolejna, odepchnęła się od blatu i ruszyła w stronę swojego pokoju. - Po następnym ćpaniu staraj się nie zarzygać wspólnej przestrzeni - i dodała, czując jak całe jej ciało staje się odrętwiałe.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke jedynie prychnął w odpowiedzi na jej słowa o rozczarowaniu. Cholernie go zabolałoa ale też ani trochę nie zdziwiło takie podsumowanie. Powinien mieć na drugie „rozczarowanie”, bo od zawsze każdego koncertowo zawodził – włączając w to samego siebie. W zasadzie to nie powinien się dziwić, że Cami od niego odeszła – bo za byciem dobrym kochankiem nie kryło się niestety ani bogate wnętrze, ani wspaniały charakter. W swoich oczach był teraz nikim, więc jak z tego poziomu miał pokazać Cami, że jednak coś dobrego kryje się pod tą zgnilizną? Ano właśnie.
– Znam i takie okazy, dla których nie liczy się żaden człowiek – odparł gniewnie. W końcu najlepszą obroną był atak, prawda? Oboje doskonali ten sposób na uniknięcie zranienia. – Tak, pamiętam co powiedziałem. I mówiąc, że niczego od ciebie nie chcę, miałem na myśli też te twoje wykłady – tak, Luke zdecydowanie był mistrzem chowania się za murem oziębłości i niewzruszenia. Kiedy za nim był, Cami nie mogła dostrzec że za każdym wypowiadanym przez niego gorzkim słowem kryła się coraz większa nienawiść do samego siebie.
– O czym ty kurwa mówisz? Nikomu nie muszę niczego udowadniać, a matek to akurat mam po dziurki w nosie, nie potrzebuję kolejnej do głoszenia mi kazań – wymsknęło mu się, ale wśród tych wszystkich złych słów brzmiało to pewnie jak kolejna marna próba wyparcia tego, że Cami miała rację. Nie wiedział jak to robiła, ale ta dziewczyna potrafiła go rozgryźć w pięć minut. Bez trudu zdejmowała kolejne maski, które na siebie nakładał. – I co z tego, że własnym kosztem? Błagam cię, nie udawaj, że choć odrobinę obchodzi cię co się ze mną stanie. Masz to kompletnie w dupie i doskonale mi to pokazałaś, zrozumiałem kurwa aluzję – wysyczał. Nie potrafił zrozumieć skąd brało się jej zachowanie, te wszystkie słowa. Jakby wkurwiała go w jakimś celu, ale jeszcze nie widział, w jakim.
– Ty nie udajesz? Odkąd cię znam to stale udajesz, że wcale nie utrzymujesz się ledwo na powierzchni, tylko pływasz na dmuchanym jednorożcu w luksusowym kurorcie – prychnął. – Nie masz prawa mnie tu teraz oceniać i krytykować. Czekaj, czy przypadkiem nie zacytowałem właśnie ciebie? – uniósł lekko brew, udając że próbuje sobie coś przypomnieć. – Jasne, wszystko jest złe dopóki sama tego nie robisz. Jedyne co się tu rozjeżdża, to twoje podejście – wysyczał oddychając ciężko. I tak, zauważył w jej oczach strach, który sprawił że chciał natychmiast się odsunąć, co nie udało mu się kiedy Cami złapała go za nadgarstek.
– Przestań! Przestań do jasnej cholery! – krzyknął, kiedy jego pięść znalazła się tak blisko jej twarzy. Niezależnie od tego, jak nisko by upadł, niezależnie w jakim stanie by się znajdował, nigdy by jej nie uderzył. – Może to cię zdziwi, ale moje życie nie kręci się wokół ciebie – uciął krótko, choć w tej chwili miał ogromną ochotę opowiedzenia jej o wszystkim. I zapewnienia, że to nie ona jest winna. Jeszcze nie dojrzał do tego, żeby winy szukać przede wszystkim w sobie, ale nie dotarł jeszcze do tego momentu, w którym opowiedziałby jej o biologicznej matce. Choć czuł, że była jedyną osobą, której w ogóle chciałby o tym powiedzieć. Dlatego stał teraz niczym bryła lodu, doszedł do wprawy w zamienianie się w nią.
– To nie jest twoja sprawa, nawet jeśli wyląduję parę metrów pod ziemią, to wciąż nią nie będzie – pokręcił głową, czując że coraz trudniej przychodzi mu to zachowanie kamiennej twarzy. Na krótką chwilę pozwolił sobie zdjąć tą cholerną maskę i pokazać Cami swój ból, który kiereszował go teraz z każdej strony. – Pewnie masz rację. Może nie potrafię robić niczego innego a ćpanie to jedyne co mi wychodzi. Może od początku miałem tak skończyć, niezależnie czy dalej wychowywałbym się w śmierdzącej przyczepie z innymi ćpunami, czy w domu w ładnej dzielnicy z białym płotkiem – podsumował zrezygnowany, czując że znowu przekroczyli kolejne drzwi, po przejściu których nie ma już opcji powrotu. – To dobry moment na kolejną ucieczkę, wiesz? Bo nawet się nie obejrzysz, kiedy ta czarna dziura cię wciągnie. Masz szansę się uratować, Cami. Uciekaj – dodał niemal szeptem kiedy znikała w swoim pokoju. A potem… a potem wyszedł, jak to miał w zwyczaju po kłótni i skierował swoje kroki od razu do Shadow. Kupił parę gram koksu, które miał zamiar wciągnąć sobie w towarzystwie whisky. Ale nie zrobił tego. Siedział przy stoliku, na którym rozłożył woreczek i położył szklankę i wpatrywał się w nie z otępieniem. Stracił przy tym rachubę czasu, nie wiedział ile czasu tak spędził ani ile razy był bliski nawciągania się i zapicia tego czystym alkoholem. W głowie bębniły mu już tylko słowa Cami o tym, że jest żałosnym ćpunem. W końcu chwycił za woreczek strunowy i zostawiając nietknięte whisky na stoliku ruszył w stronę wyjścia z klubu, woreczek wciskając po drodze w dłoń swojego znajomego ziomka rzucając mu przy tym, żeby dobrze wykorzystał towar.

/zt x 2 </3
ODPOWIEDZ