koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
002.

Powrót do domu niegdyś należącego do ukochanej babci oraz nieco ekscentrycznego dziadka prawdopodobnie przywołałby wiele wspomnień, gdyby nie to, że od ich śmierci wnętrze drastycznie się zmieniło. Lub raczej zostało zmienione. Ell bardzo długo nie przykładała wagi do pamiątek po przodkach; wychowano ją w taki sposób, by nie przywiązywała się do rzeczy materialnych, a miłość do rodziny nosiła w sercu, zamiast przechowywać w kurzącej się szkatułce schowanej pod łóżkiem. Mimo to, patrząc na wszystkie usprawnienia wprowadzone przez byłego szwagra, czuła odrobinę zawodu. Niezbyt wiele, bo posiadania ekspresu do kawy, każdego poranka okazywało się zbawienne, jednakże nie znajdując w pomieszczeniach duszy, którą kiedyś posiadały, serce dziewczyny nieprzyjemnie się ściskało. Gdyby dziadkowie zostawili domek w Tingaree jej, nie dopuściłaby do tak drastycznych przemian. Ta myśl motywowała ją, do poczynienia wszelkich niezbędnych kroków, by ten teren odzyskać. Domyślała się, że Wesley nie zrezygnuje z niego łatwo. Chociaż z drugiej strony, po śmierci Hallie (żony Wesley’a i jednocześnie starszej siostry Ell), mężczyzna tracił do niego wszelkie niepisane prawa. Nadejdzie moment, gdy Ell skupi się na stworzeniu chytrego planu przejęcia domu dziadków, ale teraz miała na głowie bardziej pilne problemy.
Z plecakiem wypełnionym koralikami, pędziła na rowerze, jednocześnie rozkoszując się piękną, jesienną pogodą. Z trudem powstrzymała się przed zatrzymaniem niedaleko posesji pani O’Realy, przeskoczeniem przez płot i zerwaniem kilku kwiatów z jej zadbanego ogrodu; przynajmniej nie wpadałaby niczym torpeda do domku przyjaciela z pustymi rękoma. Ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowała, dochodząc do wniosku, że Otis nie doceniłby tak olbrzymiego poświęcenia z jej strony.
Docierając na miejsce, rower niedbale oparła o elewację i rzuciła się na drzwi, licząc na to, że będą otwarte. Gdy jednak odbiła się od nich, zdębiała i zaczęła silnie w nie uderzać. — Od kiedy zamykasz przede mną drzwi?! — krzyknęła z wyraźnym rozgoryczeniem, które oczywiście nie miało zbyt wiele sensu; ostatecznie większość ludzi używa zamków, zamiast je podziwiać, a Ell swojej wizyty nawet nie raczyła zapowiedzieć. Poprawiła plecak na ramieniu i skrzyżowała ręce, próbując przybrać na twarzy wyraz całkowitego oburzenia, gdy w końcu Otis pojawił się w progu. — Nareszcie! Jeszcze pięć minut, a zapuściłabym tutaj korzenie — westchnęła, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko i przytuliła przyjaciela, by odpowiednio się przywitać. — Mam dwadzieścia siedem zamówień, z których niektóre odkładam już od trzech tygodni. Pomożesz? — spytała, wyginając usta w uroczym uśmiechu. Ściągnęła plecak i potrząsnęła nim, by zawartość nieco zagrzechotała. — Obiecują się odwdzięczyć — obiecała, choć zwykle marnie jej to wychodziło.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
30.


Bardzo cenił sobie dni, w których nie musiał iść do pracy albo kończył rozwożenie listów o wczesnej porze, tym samym mając później dużo wolnego czasu dla siebie. Mógł wtedy robić wiele bezproduktywnych rzeczy jak oglądanie seriali czy granie na konsoli, ewentualnie edukował się w rodzajach tkanin, które można było ze sobą łączyć, bo jednak nie wszystkie prezentowały się ze sobą dobrze. Na przykład sztywna tafta zupełnie nie współgrała z równie twardym sztruksem, a flanele bawełniane nijak miały się do tkanin z włosem. Otis nie wiedział o tym dopóki sam na poważnie nie zajął się szyciem. To znaczy, nie było to tak na całkiem poważnie, bo nie była to jego źródło utrzymania, ale jednak wystawiając łaszki w sieci mógł zarobić fajny pieniądz.
Leżał sobie w najlepsze na kanapie w salonie, gdy usłyszał nagle szarpnięcie za klamkę, a później do jego uszu dotarł znajomy głos, który rozpoznałby dosłownie wszędzie.
- Ciebie też miło widzieć, Ell - powiedział tuż po tym, jak otworzył drzwi, ówcześnie odblokowując zasuwę. - Najwyraźniej siostra z rozpędu zamknęła je na klucz jak wychodziła z domu - wyjaśnił pokrótce, ale odkąd po Sapphire River grasował jakiś złodziejaszek, najmłodsza z rodzeństwa Goldsworthych, z którą Otis wynajmował chatkę nad rzeką pilnowała, żeby zamek drzwiach zawsze był przekręcony.
Zlustrował wzrokiem plecak dziewczyny, wywrócił ostentacyjnie oczami, ale finalnie przybrał uśmiech na twarzy i pokiwał zgodnie głową. Nie miałby serca, żeby nie pomóc przyjaciółce. Znali się od zawsze i chociaż ich drogi rozchodziły się co jakiś czas, to jednak zawsze wracali do siebie niczym bumerang. Taka właśnie była ta ich przyjaźń - zawiła, ale piękna i szczerze prawdziwa.
- Śmiało, właź - przesunął się w bok, wpuszczając Donoghue do środka. - Masz już je skompletowane i gotowe do wysyłki czy jeszcze się za to nie wzięłaś? - po cichu liczył na to, że jednak wystarczyło tylko wszystko zapakować, zaadresować i wystosować do klientów. Ba, Ell nawet nie musiałaby tego nadawać na poczcie, bo Otis sam dostarczyłby je na miejsce z samego rana. Plusy posiadania kumpla w branży wysyłkowej. - Co takiego ci wypadło, że niektóre odkładasz od trzech tygodni? - dopytał, bo trochę różnili się pod tym względem i o ile przyjaciółka lubiła czasem zostawić coś na ostatnią chwilę z różnych powodów, on wolał wywiązać się z zamówień od ręki i mieć spokojną głowę. Jednak z tego Otisa to był porządny gość, nie ma to tamto!

ell c. donoghue
towarzyska meduza
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Ona również była porządną g o ś c i ó w ą! Wprawdzie dotrzymywanie wyznaczonych terminów uważała za niedostatecznie ważne wśród ogromu zajęć, jakich chętnie się podejmowała, jednakże nie czyniło to z niej osoby drugiej kategorii. Prawda? Może rzeczywiście odkładanie niektórych spraw na później mocno zaburzało jej właściwy harmonogram, ale przynajmniej – koniec końców – wywiązywała się z wysyłania zamówionych bibelotów czyt. własnoręcznie wyplatanych artykułów biżuteryjnych wedle niepowtarzalnych i tradycyjnych aborygeńskich wzorów. Jeśli Ell miałaby podać jedną swoją zaletę, która znacząco ułatwiała jej zdobywanie przychylności klientów, byłoby to krasomówstwo; mówiła dużo i niezwykle barwnie. Niestety prowadząc jednoosobową działalność gospodarczą (oczywiście niezarejestrowaną, bo nigdy nie wpadła na to, że należałoby odprowadzać podatek od zarobionych pieniędzy) musiała sprostać wszystkim zadaniom, nie tylko tym, które sprawiały jej przyjemność. Nie, żeby nie lubiła robić biżuterii, skądże, po prostu nie miała na to czasu. Bądźmy szczerzy, wolała pożytkować go w bardziej rozrywkowy sposób.
— No wiesz… — mruknęła, uśmiechając się niewinnie, jakby chciała tym zatuszować własne lenistwo. — Ale naprawdę nie miałam czasu! Słowo! Musiałam wziąć dwie zmiany w kwiaciarni za Aerlalie. Ponadto koleżanka z Cairns obchodziła dwudzieste piąte urodziny, a to bardzo ważne urodziny, więc świętowaliśmy trzy noce z rzędu. Nie wspomnę o Wesley’u, który działa mi na nerwy i wymyślił sobie, że powinniśmy podzielić się domowymi o b o w i ą z k a m i. Więc nie, nie mam gotowych zamówień — zakończyła swój wywód, ponownie uśmiechając się niczym czterolatka, która udawała, że wcale nie bawiła się kosmetykami mamy, jednocześnie mając ślady czerwonej szminki na policzku. — Ale za to posegregowałam rzemienie i kamyki według zamówień, więc wystarczy to złożyć i gotowe! — dodała, będąc przekonaną, że odwaliła kawał dobrej roboty, choć tak naprawdę jej obecny wkład był wręcz minimalny. Prawdopodobnie powinna lepiej się zorganizować – lub w ogóle się zorganizować – jednak Ell stroniła od poddawania się jakimkolwiek obowiązkom. Kochała wolność, a pieniądze uważała wyłącznie za dodatek, dzięki któremu mogła kupić ulubione wino musujące lub nową parę butów.
— Przygotowałam plan — oznajmiła, gdy usiedli na podłodze na jakimś miękkim dywanie. Otworzyła plecak i zaczęła wyjmować plastikowe woreczki strunowe, w których były elementy dobrane według zamówień. Rzemienie pocięła na odpowiednie długości i posegregowała kolory paciorków oraz kamieni. — Ty będziesz robił kolczyki. To naprawdę łatwe, zobaczysz. Wystarczy nawlekać paciorki, a wszystkie wzory są na zdjęciach. Ja się biorę za naszyjniki i bransoletki. Czas operacyjny? Maksymalnie trzy godziny. Bo później musimy iść na plażę. Wiedziałeś, że przy barze mewy założyły gniazdo? Właściciele chcą się ich pozbyć, ale opór ludzi im nie pozwala — wyjaśniła, jak zwykle gmatwając się w milionie niepołączonych ze sobą informacji. Otis dobrze znał Elodie; nie powinien być zaskoczony chaosem panującym w jej głowie.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie miał powodów, żeby jej nie wierzyć. Każde z nich czasem bywało nadzwyczaj zajęte, bo tak wyglądało dorosłe życie, a dorosłe życie ssało i Otis z chęcią cofnąłby się do beztroskich lat dzieciństwa, kiedy jedynym jego zmartwieniem były niedorobione lekcje i pomoc tacie przy doglądaniu zwierząt. A teraz musiał pamiętać o czynszu, rachunkach, musiał od bladego świtu stawiać się w pacy i nie martwić się za bardzo, że zostało za dużo miesiąca na koniec pieniędzy.
- Podział domowymi obowiązkami jest czymś normalnym, nie? - zapytał trochę niepewnie, bo jeśli okaże się jednak nie, to oznaczałoby, że młodsza siostra robiła go w bambuko odkąd ze sobą mieszkali. A Otis miał dobre serce, przy czym stawał się podatny na manipulację. Okej, w główniej mierze był po prostu głupiutki, ale dla najbliższych miał po prostu serce na dłoni.
Gdy przyjaciółka poinstruowała go, w jaki sposób robić kolczyki, ujął kilka drobnych elementów w palce i przyjrzał im się dokładnie, starając się ich nie upuścić i nie zgubić gdzieś w miękkim dywanie.
- To nie brzmi jakoś szczególnie skomplikowanie - skinął głową, chcąc dać Ell do zrozumienia, że jest zwarty i gotowy do działania. - Czekaj, czyli to nakładam na to, przeplatam i... Voilà! - uniósł do góry gotowy kolczyk, który właśnie stworzył. Jednak umiejętność nakładania nici na igłę z zamkniętymi oczami okazała się przydatna. Tak, Otisowi zdecydowanie nie można było ująć sprawnych palców. Jego byłe dziewczyny też tak uważały. - Dobrze? - pomachał rękodziełem przed nosem Donoghue, uśmiechając się szeroko. - W takim tempie wyrobimy się znacznie szybciej niż w trzy godziny - elementów do kolczyków było mniej, więc jeśli Goldsworthy szybciej wyrobi się ze swoim zadaniem, to z przyjemnością pomoże przyjaciółce w tworzeniu bransoletek i naszyjników.
Dorobił drugiego kolczyka do pary, a na wieść o gnieździe mew przy lokalnym barze, wzruszył lekko ramionami.
- Wcale nie dziwię się właścicielom. Też nie chciałbym mieć wiecznie obsranych okien. Jakby te mewy nie mogły założyć sobie gniazda na jakimś drzewie, no naprawdę - lubił zwierzęta, ale nie był ich zagorzałym obrońcą. Jadł mięso na potęgę i niespecjalnie użalał się nad losem ubijanych krówek. To samo tyczyło się ptactwa, bo już wystarczyło, że takie mewy nie raz uraczyły go sraką, kiedy rozwoził na rowerze listy. - Chcesz dołączyć do grona protestujących? - dopytał, ale jeżeli Ell myślała, że Otis podąży w jej ślady, to była w dużym błędzie. Dobrze wiedziała, jakie miał podejść do tego typu spraw i że raczej nie angażował się w żadne manifestacje.

ell c. donoghue
towarzyska meduza
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Słysząc pytanie – które pewnie powinna wziąć za retoryczne – wyrwało się z niej coś na kształt wyrażającego niezadowolenie warknięcia. — Tak, dzielenie się obowiązkami jest normalne — zgodziła się, jednak zrobiła to z wyraźną niechęcią. I z pewnością nie byłaby sobą, gdyby zaraz nie spróbowała odwrócić kota ogonem, znajdując masę nietrafionych kontrargumentów. — Ale czy Wesley nie powinien traktować mnie jak gościa? To byłoby bardzo uprzejme z jego strony i z pewnością zacieśniłoby rodzinną więź między nami. Z drugiej strony, teraz już wcale nie jesteśmy rodziną — westchnęła głucho. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że wpraszając się do domu byłego szwagra, od samego początku nadużywała jego gościnności. Bo przecież, kiedy przed czterema laty Hallie zmarła, ona i Wesley stracili jedyną łączącą ich osobę. Teraz Ell polegała wyłącznie na dobrym sercu mężczyzny, który nie chciał zostawić młodszej siostry nieżyjącej żony bez dachu nad głową.
Zaklaskała w dłonie, z uznaniem kiwając głową. — Jesteś najlepszy, wiedziałam, że doskonale sobie z tym poradzisz — stwierdziła bez śladu ironii, dokładnie przypatrując się stworzonym przez Otisa kolczykom. — Będziesz mógł wpisać sobie do CV nową umiejętność — dodała, doszukując się plusów takiej formy spędzania wolnego czasu; powiadają przecież, że samorozwój jest bardzo ważny!
Ell była nietypowa; szczególnie trudno było przemówić jej do rozsądku, gdyż zawsze kierowała się pokręconą logiką, niezrozumiałą dla większości społeczeństwa. Prawda była taka, że wchodzenie w rolę przyjaciółki wychodziło jej najwyżej przeciętnie. Za to była doskonałą koleżanką; potrafiła się bawić, była rozgadana i doskonale znała miejsca, w których sprzedają niedrogi alkohol. Za to w trudnych chwilach nie zostawiała nikogo bez pomocy. Wprawdzie nie potrafiła dawać dobrych rad, ale swoją obecnością udzielała równie istotnego wsparcia. Otis był lepszy w te klocki. Czy to znaczy, że wzajemnie się uzupełniali?
— Nie żartuj — prychnęła, nawlekając koraliki, które w fikuśny sposób przeplatała z kolorowymi rzemieniami. — Idę tam, żeby się przyglądać z bezpiecznej odległości. Taki tłum zazwyczaj przynosi zwierzętom więcej szkód. Więc gdyby coś im groziło, wtedy się wtrącę — wyjaśniła, lekko wzruszając ramionami. Ell również nie była wegetarianką – no, czasami wpadała w fazę niejedzenia mięsa lub odżywiania się samymi owocami, ale szybko jej przechodziło. Lubiła hamburgery, ale jednocześnie lubiła też krowy. Takie łaciate. — O nie — pisnęła, wypuściwszy z dłoni kolorowy kamień. Na szczęście szybko go odnalazła i splątała z połowicznie wykonanym naszyjnikiem.
— A co u ciebie, hm? Masz dla mnie jakaś cudowną kreację? — spytała, zerkając na przyjaciela, który najwyraźniej wkręcił się w produkcję biżuterii. Ell uśmiechnęła się ciepło w jego stronę, ciesząc się, że ma go po swojej stronie.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Wyświadcza ci przysługę i dzięki niemu masz gdzie się podziać - zauważył, zresztą bardzo słusznie. Skoro Ell i Weasley nic nie łączyło po śmierci Hallie, mężczyzna nie miał obowiązku, żeby jej pomagać. A jednak to robił, co świadczyło o jego dobrym sercu. - Zawsze możesz zatrzymać się u nas. Wprawdzie chatka jest nieduża, ale mamy z Finley wolny salon - Otis mówił poważnie i nie widział problemu w tym, żeby przyjaciółka pomieszkała trochę u niego i młodszej siostry. Może nie było tutaj nadmiaru miejsca, ale kiedy mieszkał z rodzicami i rodzeństwem na farmie w domu po dziadkach, to też nie było nie wiadomo jak dużo przestrzeni. Dobra, z wiekiem otrzymał swój pokój, ale tylko dlatego, że był dorastającym chłopcem, więc rodzice nie za bardzo chcieli, żeby dzielił sypialnię z siostrami. W każdym razie chatka nad jeziorem, którą wynajmował razem z Fin była przytulna i z pewnością znalazłoby się jeszcze jedno miejsce dla dzikiego lokatora.
Przeplatał w najlepsze te koraliki i trzeba przyznać, że szło mu to całkiem sprawnie. Jak widać, choć nie mógł się pochwalić rozumem, jego zręcznym dłoniom nie można było zarzucić niczego niewłaściwego. I żeby Donoghue wiedziała, że Goldsworthy wpisze sobie w cefałkę nową umiejętność. W Simsach to normalnie miałby już osiągnięty drugi poziom zdolności i to bez używania kodów!
- To po co w ogóle chcesz tam iść? Szukasz sensacji? Życie ci niemiłe? - trochę przesadzał, protesty ludzi przeciwko likwidacji ptasiego gniazda nie brzmiały szczególnie niebezpiecznie. A może jednak? Co, jeśli rozwścieczony tłum zacznie napierać na służby i wywiążą się zamieszki, a Ell znajdzie się w samym środku nich? Czy powinien z nią pójść? Pewnie tak, mimo że Otis nie znosił podobnych akcji. - Będą chcieli przenieść gniazdo gdzie indziej. Tak mi się wydaje. Ptakom noc nie grozi - wątpliwe, żeby próbowano czegoś innego, przecież mewy, oprócz tego, że srały na potęgę, nie wyrządzał nikomu krzywdy, więc nie było podstaw, żeby doszczętnie niszczyć ich dom.
Początkowo Goldsworthy pokręcił głową, bo nie przypominał sobie żadnych kreacji, którymi mógłby wystroić dziewczynę, ale po chwili szybko odłożył na bok elementy bransoletek i pędem rzucił się do drugiego pokoju, co musiało wyglądać komicznie. No wiecie, prawie dwumetrowy gość biegnący przez salon w skarpetkach, które ślizgały się na drewnianej podłodze. Przydałoby mu się takie antypoślizgowe, ale nawet one nie pomogłyby Otisowi w życiowych zakrętach.
- Mam TO! - oznajmił po powrocie, jednocześnie prezentując Donoghue piękną, ciemno zieloną suknię z dżinsowymi wstawkami. - Na młodszą siostrę jest za luźna, na starszą trochę przyciasna. Z kolei najstarsza nie lubi chodzić w kieckach i zakłada je tylko od święta? Przymierzysz? - uśmiechnął się do niej zachęcającą i pomachał ciuszkiem praktycznie przed nosem Ell. - Śmiało - dodał jeszcze, po czym cisnął w nią letnią, przewiewną sukienką. Coś mu mówiło, że dziewczyna będzie wyglądać w niej genialnie!

ell c. donoghue

jezu, przepraszam cię najmocniej, gdzieś umknął mi twój post :(
towarzyska meduza
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
— Kocham cię Otis, ale nasza przyjaźń przetrwała tyle lat tylko dzięki temu, że nigdy nie musieliśmy walczyć o łazienkę o poranku — zażartowała i mrugnęła porozumiewawczo do chłopaka. W głębi duszy wiedziała, że udałoby im się dogadać również jako współlokatorom, jednak Ell – mimo wszystkich argumentów – liczyła na to, że Wesley zmądrzeje i odda jej dom. W tych ścianach mieścił się ogrom wspomnień związanych nie tylko z dziadkami dziewczyny, ale przede wszystkim związanych ze zmarłą siostrą. Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że dla niego również miało to ogromne znaczenie, jednak postanowiła to z i g n o ro w a ć. Nikogo nie powinno to dziwić, taka była Elodie – brała pod uwagę tylko te „prawdy”, które odpowiadały wersji rzeczywistości stworzonej przez jej głowę.
Zajęta swoją częścią pracy, znajdowała chwilkę, by przyjrzeć się sprawnym ruchom Otisa; radził sobie wyśmienicie! — Zamierzasz wygryźć mnie z interesu? — spytała, spoglądając to na zaplatany przez siebie naszyjnik, to na kolczyki z koralików, które nawlekał przyjaciel. — Zgodzę się na wspólników, ale nic więcej! — ostrzegła na wszelki wypadek. Nietypowa biżuteria była chodliwym towarem. Ell miała wrażenie, że z dobrym opisem, dałaby radę sprzedać nawet zwykły kamień wyrzucony na plażę przez morskie fale – wystarczyło uwierzyć w jego regeneracyjne moce, duszę przodków i walory estetyczne, gdyby ktoś chciał postawić go sobie nad kominkiem. Niby miała głowę do interesów, ale jednocześnie zerowe chęci. Bo kto chciałby spędzać większość życia na prowadzeniu sklepu? Ell wolała się bawić, niż zajmować niejasną księgowością.
—Jak to, po co? — żachnęła się wyraźnie zbita z tropu. — Nie lubisz, jak coś się dzieje? Ja uwielbiam. Poznamy kogoś nowego, przywitamy się z grupą interwencyjną. Powinni też być chłopcy z patrolu. Przyglądałeś się kiedyś Jem’owi? Przystojny — powiedziała, uśmiechając się figlarnie. — I oczywiście będziemy ratować jajka — dodała na końcu, bo tę część uznała za oczywistą.
Z rozbawieniem przyglądała się mknącemu przez domek Otisowi; na szczęście skarpetki wytrzymały ten pęd i chłopak nie runął na podłogę.
Zaklaskała w dłonie, widząc sukienkę. — Oczywiście, że przymierzę! — zawołała. Rzuciła pracę, nagle zapominając o terminach i chwyciła za kreację. Bezceremonialnie zaczęła się rozbierać – przecież miała bieliznę, a to prawe to samo, co bikini noszone na australijskich plażach każdego dnia, prawda? Wciągnęła sukienką i ruszyła przed siebie, udając modelkę. Na koniec gwałtownie odwróciła głowę, by zamachnąć taflą włosów. — Piękna, jest! Mogę ją potraktować jako urodzinową niespodziankę? Urodziny mam w sylwestra, ale kto by się przejmował — stwierdziła, wzruszając ramionami. Okręciła się raz jeszcze, wyginając bioderkami.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Racja, Otis grzebał się w łazience jak baba. Niby musiał tylko umyć zęby, użyć dezodorantu i ułożyć jakkolwiek włosy, to i tak guzdrał się niemiłosiernie, zanim wyszedł z domu. Ale co się dziwić, skoro miał trzy siostry. Trzy siostry, od których pewnie przejął jakiś kobiecy pierwiastek. Jak nie wszystkie, bo to on w dzieciństwie pomagał w większości obowiązków domowych, a zamiast grzebać z ojcem przy samochodzie albo naprawiać coś w stodole, szył z mamą firany i skracał obrusy.
- Nawet bym nie śmiał - zastrzegł natychmiast, unosząc ręce w obronnym geście. Szło mu nieźle, ale naprawdę nie miał zamiaru zabierać przyjaciółce fuchy. Zresztą ona niepodważalnie rządziła w tworzeniu biżuterii, a on był tylko jej człowiekiem od czarnej roboty. No bo kto o zdrowych zmysłach pokusił się nawlekać koraliki z dziurkami wielkości ziarnka piasku na żyłki cienkie jak pół paznokcia? Na szczęście Otis miał wprawę, bo ile nici nawlekł na igły to nikt by tego nie był w stanie zliczyć. Jedno było pewne - oboje doskonale wiedzieli, że sprzedaż w sieci była dobry dodatkowym zarobkiem, ale gdyby mieli robić to na co dzień, chyba każde z nich szybko by zwątpiło.
Ell miała małomiasteczkową mentalność. Lubiła, jak coś się działo. Nic dziwnego, że człowiek cieszył się na jakieś protesty przeciwko niszczeniu ptasich gwiazd, biorąc pod uwagę fakt, że w Lorne trudno o jakąś większą rozrywkę.
- Rany, no dobra. Niech ci będzie, pójdę z tobą - ugiął się wreszcie, mimo że dziewczyna wcale nie prosiła go o to, żeby jej towarzyszył. Mimo wszystko uważał, że był znacznie przystojniejszy od Jema z patrolu, który był dziwacznie niski. Albo to Otis był nienaturalnie wysoki. - Jajka to co najwyżej możemy potem usmażyć. Nie no, żartuję przecież - powiedział, obserwując jak Ell wciąga na siebie sukienkę, a później paraduje w niej po salonie. Prezentowała się super, tego nie mógł jej ująć.
Goldsworthy nie pamiętał, kiedy dokładnie zaczął interesować się tworzeniem ubrań, ale już we wczesnym dzieciństwie towarzyszył mamie podczas kupna materiałów i lubił sprawdzać ich struktury. Dotykał jedwabiu, z którego tworzone były później piękne szale, macał bawełnę będącą ważnym elementem świątecznych skarpet dla całej rodziny i nie mógł oderwać małych, pulchnych dłoni od satyny przeznaczonej do szycia szlafroków.
- Jest twoja - wyszczerzył się do Ell, bo wyglądała w tej kiecce tak dobrze, że nie mógł odebrać dziewczynie przyjemności z jej noszenia. - W zamian zrobisz mi jakiś fajny wisiorek na rzemyku. Taki na plażę, żeby fajnie pasował do szortów kąpielowych - zażyczył sobie po książęcemu, ale chyba do był dobry układ? Tak zwany handel wymienny bez konieczności oszacowania strat.

ell c. donoghue
towarzyska meduza
-
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Uśmiech na jej twarzy powodowało samo wyobrażenie sobie Otisa ubrudzonego smarem po same łokcie. Nigdy nie wątpiła w jego męskość, jednak wolała go takiego, jakim zawsze był. Uważała, że wcale nie musiał znać się na samochodach i czerpać przyjemności z oglądania spoconych facetów biegających po boisku za piłką, by stanowić najwspanialszy okaz męskiego gatunku. Był sobą. I to Ell doceniała najbardziej.
Wiedziała, że biżuteria była jedynie dodatkowym zajęciem. Nie miała z tego wielkich pieniędzy, ale nie zamierzała się poddawać, naiwnie wierząc, że kiedyś w tworzonych przez nią dziełach sztuki manualnej chodzić będą gwiazdy z największych ekranów. Może to odrobinę wydumane, jednak Ell często bujała w obłokach – to była część jej osobowości.
Miał rację, Ell nie lubiła dużych miast. Nawet gdy podróżowała, trzymała się miejsc, w których rządziła natura. Źle czuła się w otoczeniu wieżowców, pędzących samochodów i migających neonów reklamowych. Mogła myśleć, że niewiele miała wspólnego ze społecznością swoich przodków, ale tak naprawdę zawsze była jedną z nich w znacznie większym stopniu, niż potrafiła przyznać. Po prostu nie zawsze się z nimi zgadzała. Ale nigdy nie zrezygnowała z najważniejszych wartości, którymi nauczyli ją się kierować.
— Zjadłabym jajecznicę. Ale wolę kurze jajka. Myślisz, że te mewie mogłyby być smaczne? Pewnie nie. Ciekawe czy ktoś już ich próbował. Na pewno, w końcu ludzie to ciekawskie zwierzęta. Ale chyba się nie przyjęło, skoro Gordon Ramsey z nich nie korzysta. Bo nie korzysta, nie? — paplała, jak zawsze zastanawiając się nad milionem kwestii jednocześnie. Ewidentnie miała problemy z utrzymywaniem koncentracji. Z tego względu plecenie biżuterii zajmowało jej dużo czasu – nie potrafiła się odpowiednio na niej skupić.
— Łiiii — zapiszczała entuzjastycznie, wciąż wyginając się, jak modelka podczas sesji zdjęciowej (taka bardzo pokraczna i nieudolna modelka, w dodatku odwalająca całą robotę za darmo). — Stoi — przypieczętowała umowę, wyciągając rękę do przyjaciela. Bez zbędnych podpisów, bo kiedy się sobie ufało, wystarczył zwykły uścisk dłoni.
Niechętnie wróciła do naszyjników i bransoletek, a kiedy wreszcie zorientowała się, że skończyli, odetchnęła z ulgą. Miała już dość koralików, kamieni mineralnych i rzemyków. Zaczęła się też obawiać, że jeszcze trochę i nabawi się odcisków na palcach. Fuj.
— Koniec. Alleluja. To teraz wstawaj. Zabieram cię na przygodę! — oznajmiła, nie akceptując żadnego wyrazu sprzeciwu.

Koniec.
Otis Goldsworthy
ODPOWIEDZ