kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
#numer

Chociaż minęło kilka dni, z Cami wcale nie było lepiej. I nie chodziło wyłącznie o to jak się czuła fizycznie. A czuła się.., no że źle to mało powiedziane. Po tym jak straciła przytomność przy Joshu i znalazła się na izbie przyjęć, musiała w końcu przyjąć jak poważny jest jej stan. To znaczy do świadomości, bo pozwoliła w końcu im na zrobienie dokładniejszych badań, ale odmówiła zostania na dłużej i obserwacji. Poczekała aż skończy się jej kroplówka, a potem podpisała wypisanie się ze szpitala na własną decyzję i odpowiedzialność. Nie miala teraz czasu na zostanie tam, nie miała czasu na mierzenie się z tym, co będzie musiała o tym powiedzieć. Bo dobrze wiedziała, że Luke będzie się obwiniać i tego nie zniesie, więc musiała to na razie ukryć. Bo to nie była jego wina. Czuła się fatalnie już wcześniej, jej nerki nie wyrabiały jeszcze zanim w ogóle dojechała do Lorne, walcząc z obrażeniami, które miała. I czuła się równie beznadziejnie tamtego popołudnia przed rozmową z Lukiem, zanim jego pchnięcie i jej upadek nie dodały oliwy do ognia. A dolały. Miała trzy siniaki, które o tym przypominały. Zwymiotowała tamtego dnia cztery razy, doskonale świadoma, że to zły znak. Przeleżała zwinięta w kłębek całą noc, nie mogąc zasnąć. Wzięła leki, które tylko częściowo dawały ulgę, a częściowo przyprawiały ją o większy ból żołądka. Ale no nie pomagało. Nie pomagało też następnego dnia, nawet jeśli łatwiej już sie jej chodziło. Luke jej unikał, a ona mu na to pozwalała, żeby nic nie zauważył. Sprawdzała tym razem na odległość, czy jest naćpany, czy na głodzie. Dalej przetrzepywała jego kieszenie, pokój i szafkę, ale nie szukała konfrontacji. Zresztą nie wiedziała, czy w ogóle była na nią gotowa. Luke ją po raz kolejny zaskoczył tym, jaki był na głodzie i po prochach. Zaskoczyła.. a właściwie zwaliła z nóg, także metaforycznie ta nagła zmianę. Przez chwilę znowu był jej Lukiem, a po tej chwili.. był kimś obcym. Kimś okrutnym, brutalnym. Ten kontrast ją cholernie uderzył. I przez to jak bardzo się wtedy przy ścianie i odsłoniła, bała się też, że straci swój rezon. Dlatego musiała wrócić do bycia zdystansowaną, opanowaną i chłodną, a nie mogła tego zrobić z łóżka szpitalnego. Dlatego ono musiało poczekać. Operacja i ostatnia seria badań, którą jeszcze dla niej zaplanowali też musiała poczekać. Miała czas. A teraz wróciła z pracy, wzięła Harry;ego na mały spacer, a potem wróciła do mieszkania, mając wrażenie, że coś się zmieniła. Zobaczyła, że Luke jest w mieszkaniu, ale skierowała sie do siebie i cóż… no trochę ją wmurowało. Bo jej wszystkie graty, z którymi już się pogodziła że więcej nie zobaczy, były na swoim miejscu. Dokładnie na swoim miejscu. Zmarszczyła brwi, wchodząc do środka i biorąc bluzę i legginsy, które miała w planach założyć na siebie po szybkim prysznicu, w trakcie którego zamierzała przeanalizować co się właściwie stało i co to oznaczało.. ale jak się odwróciła, zobaczyła że w jej drzwiach stoi Luke. Zmusiła się do wzięcia powolnego wdechu i powolnego wydechu. - To nic nie zmienia - odpowiedziała, nie zamierzając mu dziękować. Zamiast tego minęła go i poszła w stronę łazienki, bo przecież chciała wziąć prysznic, co nie? A no właśnie. Zimny.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Ostatnie dni Luke spędził cieniu i nie chodziło tylko o chowanie się po kątach w Shadow. Unikał Cami, bojąc się i wstydząc spojrzeć jej w oczy. Choć zazwyczaj był pierwszy do pyszczenia, tym razem czuł że zabrakłoby mu słów wyrażających to, jak chujowo czuł się z w związku z ostatnimi wydarzeniami i jak cholernie mocno żałuje tego, co zrobił. Bo tak, słowa Cami dały mu do myślenia – to on ją skrzywdził, nie koks, nie przypadek, to on swoimi decyzjami sprawił, że najważniejsza osoba w jego życiu tak cierpiała. Ale po tym wszystkim nie poszedł się naćpać, żeby zapomnieć. Ta noc spędzona na plaży była dla niego w pewien sposób orzeźwiająca i pomogła mu podjąć pewne decyzje. Oczywiście reality check i Luke nie przestał ot tak brać. Ale zdecydowanie ograniczył przyjmowane środki do tych, po których czuł się głównie senny, otępiały i po których miał zwolnioną motorykę ruchów, jakby w nadziei że to powstrzyma go przed kolejnymi tego typu akcjami. Poza tym w jego życiu w międzyczasie wydarzyło się przecież coś jeszcze – dostał pozew za pobicie tamtego ziutka w klubie w Cairns. Był to dodatkowy impuls, żeby chociażby zastanowić się nad sobą. Ale głównym impulsem i siłą napędową do działania była Cami. Ale nie chciał zmian dlatego, że ona tego oczekiwała – powoli zaczynał rozumieć, że to musi wyjść od niego. Chciał być lepszym człowiekiem, lepszym facetem. I chciał to wszystko naprawić, dlatego musiał cofnąć się do źródła swojej złości, czyli chwili, kiedy kazał jej wypierdalać ze swojego życia.
Wszystkie jej graty chomikował u Thomasa, który na szczęście nie miał nic przeciwko robieniu za magazyn. Luke porozkładał rzeczy Cami z powrotem, tak jak najlepiej potrafił odwzorować ich miejsce zanim w szale zaczął ładować je wszystkie do kartonów i worków. I czekał aż wróci, dał jej chwilę na zorientowanie się co jest grane, po czym – wciąż nie gotowy do konfrontacji, jednak ze świadomością że to najwyższa pora na nią – stanął w jej drzwiach opierając się ramieniem o framugę drzwi. – Na pewno? Według mnie trochę zmieniło, od razu jest przytulniej – odparł starając się wysilić na żart, a kiedy go minęła powędrował za nią wzrokiem, od razu poważniejąc. – Hej, poczekaj. Jestem czysty. Przysięgam, niczego nie brałem. I niczego nie mam przy sobie ani nigdzie indziej – dodał szybko z przejęciem, jakby wierzył że to będzie jego karta przetargowa do rozmowy. – Możemy pogadać? Proszę – odezwał się po chwili, czując że serce mu zaraz wyskoczy z piersi. Och, jakież to wszystko było trudne na trzeźwo. Te wszystkie emocje stawały się nagle takie bliskie, takie realne. I nieokiełznane.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
A Cami nie szukała konfrontacji z nim, bo... no nie wiedziała nawet jak do tego podejść. Jak mogli być w jednej chwili tak blisko, a w drugiej tak daleko. Ta granica była boleśnie cienka i cóż, ani wtedy, ani w Shadow, w prywatnym pokoju nie zdawała sobie sprawy jak jest cienka. Ale co więcej mogła zrobić? Zwykle pewnie by miała kilka pomysłów, ale nie teraz. Teraz była obolała, wyczerpana, czuła się absolutnie fatalnie. I pewnie dlatego w ogóle wzięła sobie wcześniejszą zmianę w Shadow, bo kiedy było mniej ludzi, napiwki były marniejsze... ale nie wiedziała, czy dałaby radę zrobic nockę. Poza tym nie chciała żeby akurat teraz Luke zauważył jak cholernie źle z nią jest. Bo wiedziała, co wtedy nastąpi. Będzie się obwiniać, a ona... cóż, nie mogła mu powiedzieć całej prawdy, nie teraz. Nie mogła go w ogóle w to wtajemniczać, bo nie wiedziała, czy on to wytrzyma. Nawet jeśli nie przyćpał po wypadku w łazience, jeśli by się dowiedział o konieczności operacji, no nie chciała sobie wyobrażać co by się stało. Więc żeby chronić go przed tym, chowała to w sobie. Nawet jeśli te drzwi od tej konkretnej szafy ledwo się trzymały na ostatnim zawiasie. A Luke nijak nie był gotowy, żeby sobie z tym poradzić, bo wciąż brał. Może i nie ten mocny stuff, ale wciąż coś. Oszukiwał sam siebie i ona to przecież dobrze wiedziała. Czasami sprawdzał, czy oddychał kiedy spał, bo skąd miała gwarancje, czy coś mu nie zaszkodzi? I oczywiście, nie rezygnowała z rewizji. Nie zamierzała się w tym cofać.
Nie wiedziała co o tym myśleć. O swoich rzeczach. Przez chwile zwątpiła, czy naprawdę je wywalił i po nie wrócił? Czy od początku trzymał je gdzieś jak jakichś zakładników?
- Co, jendak nie chciało ci się ich sprzedawać na ebay? - zapytała sucho, nie dając się rozbawiać i ostatecznie chcąc poznać odpowiedź na dręczące je pytanie. Nie miała sił na kolejne domysły. No ale owszem, czuła się lepiej z nimi. Jakoś tak bardziej.. na miejscu. Bardziej jak u siebie. Bardziej chciana w tym mieszkaniu.
- Aha, fajnie, szkoda że nie mam testu żeby to potwierdzić - podsumowała, krzywiąc sie lekko i wchodząc do łazienki, która cóż.. no pewnie nie była najlepszym miejscem na rozmowy po ich ostatnim starciu. Odłożyla swoje czyste ubrania na pralkę i odwróciła się w jego stronę, stając przy drzwiach.
- Porozmawiać? O czym? - uniosła brwi, ale nie dała mu dokończyć - chcesz mi powiedzieć, że nie chciałeś, przepraszasz, to nigdy więcej się nie zdarzy, już się nie zaślinisz się znowu na widok prochów i nie będziesz ich próbował zlizywać z umywalki? Czy że już nie będziesz mnie obmacywać w poszukiwaniu swoich prochów, które sobie uroiłeś że gdzieś zawsze przy sobie trzymam? - zapytała prosto z mostu, a potem pokręciła głową. - Okej, pogadałeś, mogę wziąć w spokoju prysznic - dodała, planując zamknąć mu drzwi przed nosem.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke zapewne nie dość, że obwiniałby się o to, że niczego nie zauważył jeśli chodziło o stan zdrowia Cami, to obwiniałby się również o tym, że on sam doprowadził do pogorszenia jej stanu zdrowia. Bo już nawet abstrahując od ostatniej sytuacji w łazience Luke po prostu zajmował niemal całą wolną przestrzeń w jej życiu. Jasne, sama nie chciała odpuścić, ale gdyby Luke zachowywałby się jak godny zaufania człowiek, to nie byłoby tematu. Ona chroniła jego, za to on nie potrafił ochronić jej – głównie przed sobą samym. I tak, wciąż żył w kłamstwie. Wciąż brał, nawet jeśli był to inny towar i w mniejszych ilościach. Ale podjął inne decyzje, o których chciał jej opowiedzieć – jeśli tylko zechciałaby go wysłuchać.
– Nie miałem zamiaru ich sprzedawać. Tak jak mówiłem wyjebałem je na śmietnik – odparł już darując sobie głupkowate żarciki i uśmieszki. – Ale wróciłem po nie, od razu po twoim powrocie. Zachomikowałem je u mojego brata, mieszka niedaleko – dodał, no bo nie było sensu robić z tego tajemnicy. No przecież u siebie ich nie chował, o czym Cami wiedziała bo przecież była regularnym gościem w jego pokoju. A jemu zależało na tym, żeby choćby w ten sposób pokazać jej, że otwiera jej z powrotem te drzwi, które jeszcze niedawno zatrzaskiwał jej przed nosem. Że jest pełnoprawną mieszkanka tej chaty i Luke już tego nie podważał. Że tu jest jej miejsce, przy dzieciakach…. i przy nim. Choć co do tego ostatniego istniały obecnie poważne wątpliwości. Luke naciągnął strunę do granic możliwości i wcale nie miał pewności, że ta struna zaraz nie pęknie z impetem.
– Musisz mi uwierzyć na słowo, po prostu – odparł kierując się za nią, nie wchodząc jednak do łazienki. Czuł, że po tamtym wieczorze nie miał do niej prawa wstępu, kiedy była w niej Cami. On sam czułby się źle przebywając tam z nią w jednym momencie. Jak jakiś drapieżnik zamknięty w klatce ze swoją ofiarą... – I wtedy… wtedy też nie wziąłem – dodał po chwili, stojąc w drzwiach. Nie miał odwagi powiedzieć wprost – „tego dnia, kiedy cie niemal zaatakowałem, żeby tylko odzyskać towar". No i powiedział jej to, mając nadzieję na docenienie tego. Nawet jeśli pozostanie czystym powinno być dla niego normą, a nie szczególnym osiągnięciem.
Wysłuchał jej w ciszy, próbując utrzymywać kontakt wzrokowy co było dla niego cholernie trudne z powodu wstydu, jaki odczuwał. – Nie. Tak. Mniej więcej – odparł w temacie zgadywanek, co chciał jej powiedzieć. Bo tak, mniej więcej to chciał jej przekazać, ale nie tylko. Dlatego nie pozwolił jej zamknąć drzwi, powstrzymując je dłonią. Wciąż jednak nie wchodził za nią do łazienki, która była teraz jej safe place. – Tak, przepraszam cię i to musi wybrzmieć. Teraz, kiedy jestem trzeźwy. Przepraszam. Nie chciałem tego zrobić, straciłem kontrolę. Przepraszam – powtórzył. – Ale jest jeszcze coś. Chcę, żebyś wiedziała, że znalazłem dla siebie grupę wsparcia dla osób… dla takich jak ja – nie dokończył tego, co tak naprawdę miał na myśli, choć oboje doskonale wiedzieli, co chciał powiedzieć. – Spotkania są dwa razy w tygodniu, w jakiejś salce w kościele w Sapphire River – dodał, no czekając na jakąś aprobatę… czy coś.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Ciężko powiedzieć, że tak nie było. Stres, wieczne kontrolowanie go, kłótnie, napięcie, no i ostatecznie jej upadek, to wszystko przyczyniało się do tego, że z nią było gorzej. Ale to też nie tak, że jej stan by się jakoś magicznie poprawił, gdyby żyła sobie na pełnej sielance, albo no gdzieś tam kelnerowała w innym kraju, w toku swojej kolejnej ucieczki. Bo nie, to tak nie działało. Kiedy zrobili jej usg, doskonale zobaczyli, że to nie jest coś, z czym jej ciało sobie samo poradzi, nie kiedy jej druga nerka od urodzenia była zniekształcona i nie potrafiła jej zastąpić, ani odciążyć. W sensie swojej sąsiadki. Więc cóż, to równie duża była wina po prostu jej ciała, od zawsze nieidealnego i trochę zepsutego. Trochę jak jej psycha, heh. Do kompletu.
Zmrużyła oczy, zastanawiając się chwile nad tym co powiedział. Czyli wrócił po nie, bo mu kazała. Przez kilka chwil czuła przyjemne ciepło, jakąś odrobinę nadziei, a potem.. no potem musiała pozwolić żeby jej entuzjazm opadł. - I liczysz na jakieś brawa z tego powodu? To były moje rzeczy, nie miałeś prawa ich dotykać. Ani ty, ani twój brat. Skoro jest taki pomocny, to gdzie jest teraz, co? - zapytała zirytowana, bo to co sobie uświadomiła, to właśnie to. Najwyraźniej jego brat potrafił wchodzić w zmowę w kwestii jakiejś vendetty wobec niej, a nie potrafił wejść na ścieżkę walki o brata. Nie żeby do tej pory Cami miała o jego rodzinie jakieś super wysokie mniemanie, bo po wszystkim czego się od Luke’a dowiedziała w podróży, wiedziała że w tej rodzinie the bar is so fucking low, ale.... no cóż, właśnie się okazywało, że może być jeszcze niżej. Bo tylko ona dźwiga ciężar walki o Luke’a, a gdzie jest jego kochająca idealna rodzinka? A no właśnie, w dupie.
- A jak myślisz że to sprawi że zapomnę o tym co się stało w Shadow albo w łazience, to najwyraźniej twój mózg jest wciąż na jakims haju - dodała, bo jeśli to miało załatwić sprawe, to tak nie było. I nie będzie. Nie należała do dziewczyn, które się wzruszały z powodu kwiatka i nawet jeśli miała takie odruchy, tłumiła je aktualnie w środku.
- Bo? Gdzieś mi ostatnio pokazałeś, że mogę ci ufać? - no zapytała, czując jak ból fizyczny się nasila, kiedy dochodził do niego ból psychiczny. I tak, była zmęczona, rozgoryczona i nie miała siły ani ochoty teraz okazywać więcej zrozumienia. Nie po to trzymała mu lustro pod nosem, żeby teraz go głaskać po głowie.
- Wiesz że każdy damski bokser też przeprasza swoją żonę, a następnego dnia znowu jej przyjebie, bo zupa będzie za słona? - zapytała, mrużąc lekko oczy. A potem nieco zbita z tropu, zmarszczyła brwi, czując, że chyba powinna usiąść, bo zaczęło jej się robić tak lekko i trochę kręcić w głowie. - Znalazłeś, czy na niej byłeś? - zapytała, bo to różnica. Nie chciała chwalić dnia przed zachodem słońca. - I co oni sądzą o Twoim stanie, co? Pogratulowali ci zero dni w trzeźwości? - zapytała, kręcąc powoli głową. - Nie myśl, że zapominam o twoich tabletkach na boku. Jakakolwiek używka, to wciąż używka. Nawet alkohol - podsumowała. Chciała żeby zaangażował się w samopomoc, ale... no to wymagało trochę więcej, niż znalezienia grupy ludzi. Zresztą skąd miała wiedzieć, że ich nie okłamywał, nie sprzedawał im swoje wersji prawdy? A no właśnie. Dlatego znów nacisnęła drzwiami, planując je zamknąć. - Mogę wziąć prysznic po pracy, czy to też chcesz mi odebrać w życiu? - i zapytała, może i trochę zbyt ostro, ale... no bolało ją, okej. Bolało ją ciało i dusza. Bolało to, że mieli chwile, która była piękna, intymna i ważna, ale została przykryta przez jego ciąg do dragów. Że dragi wciąż i wciąż z nią wygrywają, nawet jeśli jej się wydaje, że tym razem runda była już jej. W shadow myślała, że jest trzeźwy, ale w głodzie potraktował ją jak rzecz. Wtedy tu ją całował, pozwolił zabrać dragi, ale jak tylko się zaczęła ich pozbywać, znów była tylko rzeczą przeszkadzającą w dostaniu się do nich. A teraz, kiedy była tak osłabiona i kręciło jej się w głowie, jej siły były bardzo niewielkie. Więc potrzebowała zimnego prysznica.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Wrócił po jej rzeczy, bo mu kazała, ale też dlatego, że już wtedy wiedział że ostro przesadził. Nawet nie samym wyjebaniem tych gratów, a tym że kazał jej wypierdalać no i groził, że jeśli sama nie wyjdzie to zaraz sama wyląduje na śmietniku. To był Luke na jednym obrazku – najpierw coś pierdolnął, a dopiero później nadciągała za tym jakaś refleksja. Ale już wtedy nie był sobą, bo zgodnie z tym co jej powiedział wrócił do ćpania tuz przed jej powrotem, w związku z pojawieniem się w mieście Karen. Co wiadomo, wciąż było słabą wymówką.
– Im mniej moja rodzina się w to wpierdala, tym lepiej. To nie jest ich problem, Cami. Nie mogą ciągle ratować mi dupy – odparł ignorując jej pierwsze pytanie. Teraz już sam nie wiedział, czy dobrze zrobił, czy tylko ją tym jeszcze bardziej rozsierdził. Mimo chwilowego odzyskania jasności umysłu wciąż ciężko mu się myślało i rozczytywało jej emocje. A jego rodzina… Luke naprawdę nie chciał, żeby tym razem uczestniczyli z nim w tej ścieżce – dokąd by ona nie prowadziła. Tom zawoził go na jeden odwyk, drugi ośrodek też podsunęła mu jego rodzina widząc, jak Luke kompletnie sobie nie radził po śmierci dziewczyny. Nie chciał znowu ich w to angażować. Nie chciał znowu czuć się w ich oczach słabeuszem i przegrywem niezdolnym do podejmowania decyzji zgodnie z własnym interesem.
– Nie, nie liczę na to. I nie chcę, żebyś zapominała. Żadne z nas nie powinno nigdy o tym zapomnieć – dodał nieco ciszej. Bo zgadzał się – nie było to coś, co mogli tak szybko wymazać ze swoich wspomnień. A już na pewno Luke nigdy nie zapomni o tym, w jak czarnym miejscu się znalazł w życiu. I że kolejny jego upadek będzie jeszcze boleśniejszy.
– Nie możesz. Masz rację. Jestem kłamcą niegodnym zaufania - potwierdził, no bo co się będzie spierał? Spierdolił na całej linii i nawet on sam już widział, jak daleko to wszystko zabrnęło. – Ale próbuję, Cami. Każdy jeden jebany dzień to jest dla mnie walka – dodał po chwili. Walka, żeby przetrwać od rana do nocy. Żeby wytrzymać. I tak, nie zawsze mu się udawało, ale też nie było tak, że nie wiedział od początku jak bardzo będzie miał przejebane znowu romansując z używkami.
– Cami proszę cię, nie rób takich porównań – odparł po chwili. To byłoby dla niego najgorsze z możliwych określeń… choć przecież wcale nie takich odległych od jego obecnego stanu. Ale nie chciał, by go takim widziała. Miał świadomość, że po czymś takim nie byłoby już powrotu. – Byłem, tylko jeden raz. Wczoraj – odpowiedział, po czym niczym skarcony uczniak spuścił głowę w dół. – Oni… nie wiem, niczego nie powiedzieli. Powiedzieli tylko „cześć, Luke”… ale ja nie odezwałem się ani słowem. Ale byłem tam, Cami. Poszedłem i słuchałem ich historii – dodał czekając niczym na wyrok. Bardzo chciałby móc wierzyć, że to wszystko miało jakiś sens. – To nie jest tak, że rzucę z dnia na dzień. To tak jakby… to jest tak jak… – zaczął, nie potrafiąc do końca wyrazić tego co czuł będąc na głodzie. – Moje ciało płonie od środka. Duszę się, kiedy nie jestem na haju. Boli mnie absolutnie każda komórka mojego ciała. To poczucie, że za chwilę umrę, jeśli czegoś nie wezmę. Nie musisz tego rozumieć, nie oczekuję od ciebie, żebyś rozumiała – zaznaczył od razu. Nie chciał jej tu przekonywać, że tak, ma prawo brać bo biedna niunia źle się czuje. Ale chciał jej nieco zobrazować z czym się obecnie mierzył. – Okej. Okej – odparł, kiedy wspomniała o prysznicu, próbując zamknąć drzwi. Tym razem jej na to pozwolił, ale nie odszedł za daleko – usiadł sobie obok nich, pod ścianą pomiędzy salonem a łazienką. I czekał. Wsłuchiwał się w szum lecącej wody, przetwarzając sobie w głowie jej ostatnie słowa. Czy miała go za złodzieja odbierającego jej wszystko? Czas, przestrzeń osobistą, miejsce w głowie. Nie wiedział ile czasu minęło, ale nie ruszył się z miejsca dopóki nie usłyszał otwierających się drzwi do łazienki. – Cami, ja ci nie chcę niczego odbierać. Wręcz przeciwnie, chcę dać ci wolność. Dlatego ciągle powtarzam, że nie musisz przy mnie być. Możesz żyć obok, swoim życiem – odezwał się przekręcając tylko lekko głowę w bok, tak że mogła teraz widzieć jego twarz z profilu.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Nie no, Cami nie była w sumie aż tak ostra w tej kwestii. Jasne, że to było dla niej gówniane, dowiedzieć się że to zrobił, że wolałaby żeby jednak jej rzeczy jak już to wysłał do jej starych, psiapsi, czy nawet do piwnicy albo magazynu, no cokolwiek co nie było takie.. bezuczuciowe. Ale w sumie nawet jeśli wtedy go ojebała, to poza odkupieniem sobie części rzeczy na jego koszt, to w sumie jakoś przeszła z tym do porządku dziennego. No i oboje mieli zdecydowanie ważniejsze problemy na swojej głowie, jak widać na załączonym obrazku...
- Ciągle? Bo się postarali raz i cię podwieźli? - no zapytała i prychnęła kpiąco. No nawet ona wiedziała, że rodzina powinna.. no móc więcej. Chcieć więcej. Przejmować się więcej. Może i jej rodzina była tu daleka od bycia role model, ale kiedy Luke malował swoją rodzinę jako taką super, a siebie jako czarną owce, to miała wobec nich nieco większe oczekiwania. A może po prostu oboje uważali bare minimum za coś, co jest równoznaczne ze wspaniałą rodziną, kto wie.
I cóż, teraz czytanie z Cami nie było łatwe, bo sama mocno tłumiła w sobie wszystko. Walczyła z bólem brzucha, lędźwi, z obitym biodrem i ciągnącą łopatką. A do tego z częstymi mdłościami i okazjonalnymi zawrotami głowy.
- Fajnie, zamówię pamiątkowe tabliczki - rzuciła z sarkazmem, bo nie wiedziała czego od niej oczekiwał. Nie chciała żbey wykorzystywał to jako okazję do zejścia na jeszcze większe dno, ale nie zamierzała go też wybielać. I cóż, nie była idealna, nie miała wszystkich odpowiedzi, ani klucza jak postępować, żeby było dobrze.
- Super że to wiesz, szkoda że gówno z tym robisz - podsumowała krótko, powoli kiwając głową, tak jakby to załatwiało sprawę. - No to staraj się dalej, ale nie dla mnie, bo to gówno zmieni - przypomniała mu, bo przecież musiał sobie samemu coś tutaj udowadniać, a nie jej. Dlatego musiała mu pokazać, że to nie ma znaczenia. Żeby ta chęć walki i brnięcia dalej, upartość w drodze do trzeźwości była z jego własnych pobudek. I dla niego samego.
- Ah no tak. To znalazłeś i posiedziałeś. Wypiłeś chociaż kawę? - no bo nie wiedziała o co jeszcze zapytać. To byli anonimowi narkomani, więc nie dopytywała czy usłyszał tam przerażające historie. Nie dopytywała o nic. Taka była idea tych grup, miało być bezpiecznie i anonimowo. Także dla niego. A potem słuchała go i nie przerywała, bo nie zamierzała podważać tego, że to co robił było trudne, ani bolesne. Wiedziała że odstawienie i odwyk to piekło, że głód niszczył człowieka. Więc wysłuchała go ze zrozumieniem i nie przerywała, nie wykpiła, nie ironizowała akurat w tym przypadku. Ani nie rościła sobie prawa do rozumienia lub moralizatorstwa w tym momencie. No, nie jakoś super mocno przynajmniej.
- To się nazywaja toksyny w Twoim ciele i zespół odstawienia. I nie musisz rzucać sam z dnia na dzień, nie musisz czuć tego bólu, a przynajmniej nie całego. Wiesz, że są osoby które mogą ci pomóc, ale ty wciąż i wciąż nie chcesz pomocy Luke. I wbrew pozorom doskonale to rozumiem. Po prostu nie wiem, czy przeżyję następną twoją próbę radzenia sobie z tym solo - podsumowała chłodno. Może właśnie to trzeba było powiedzieć, może właśnie przesadziła. I jak tylko zamknęła drzwi, nawet nie fatygowała się żeby przekręcić zamek, po prostu złapała się czegoś i przeszła z podparciem pod umywalkę. Wyciągnęła rękę, żeby właczyć już prysznic, a sama zmywała swój makijaż, czując jak cały świat się kręci do tego stopnia, że żeby się rozebrać, usiadła na podłodze. Mdłości się nasilały, więc przeszła na czworakach do muszli, ale nie zjadła śniadania, więc niewiele z tego wyszło i mogła przenieść się pod prysznic. Wzięła słuchawke i siedząc sobie w brodziku, powoli się umyła, trochę mocząc przy tym włosy, które zapomniała uprzednio związać. I przez kilka chwil po prostu tak siedziała, czując jak boleśnie promieniuje znowu jej ból w lędźwiach przez cały brzuch i resztę ciała. Napiła się troche wody i zmusiła do wstania, a potem wytarcia się ręcznikiem, jak już zakręcila wodę i trzymając się ściany do niego doszła. Prawie się poślizgnęła na kafelkach, więc nie przejmując się aż tak dokładnym wycieraniem ciała, założyła czystą bieliznę, legginsy i wciągnęła na siebie bluzę. Musiała nosić przy Luku długie rękawy, ukrywała nie tylko siniaki po upadku, ale i ślad po wkłuciu na przedramieniu, w który wbita była kroplówka na izbie przyjęć. Więc musiała wziąć kilka wdechów i dojść do łóżka. Tylko tyle i aż tyle. Otworzyła drzwi, a nogi miała jak z waty. Dopiero po chwili w ogóle zauważyła, że Luke jest przy drzwiach, zbyt zajęta próbą opanowania drżenia i zawrotów głowy, które znowu się nasilały. Więc kiedy się odezwał, spojrzała na niego i złapała się za oparcie kanapy, żeby się nie przewrócić.
- Nie pytałam cię o zdanie w tej sprawie - odpowiedziała sucho, łapiąc się i drugą reką za kanapę, bo coraz trudniej jej było utrzymać równowagę. Zrobiła kilka niezdarnych kroków, próbując przejść na drugą stronę kanapy i chociaż tam się położyć, znów uciekając wzrokiem od Luke’a. Ale tym razem żeby to on nic nie zauważył.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Myślisz, że to takie proste? Odezwać się teraz do nich? „Mamo, tato, Tom, Emma, cześć. To ja, Luke, znowu zjebałem”? – naprawdę uważał, że będzie lepiej jeśli będzie sam mierzył się z tym wszystkim. Ostatecznie nawet od Cami nie chciał pomocy i za każdym razem odpychał dłoń, którą ku niemu wyciągała. A Luke chował się przed nimi, nie szukał kontaktu. Oni mieli swoje życie, zdawkowy kontakt z młodszym bratem im wystarczał w zupełności, więc nie miał zamiaru zmieniać takiego stanu rzeczy. Nie chciał musieć i przed nimi się wstydzić, tak jak teraz wstydził się spojrzeć Cami w oczy. Choć jeszcze nie tak dawno całkiem odważnie patrzył jej prosto w oczy mówiąc, że jej nienawidzi.
Nie skomentował jej słów o tabliczkach. Wiedział, że po ostatnich wydarzeniach w łazience nic już pomiędzy nimi nie będzie takie samo. On sam też nie chciał tego zamiatać pod dywan. Ba, uważał że powinien się w tym wytarzać, żeby smród tych wydarzeń jeszcze długo się za nim ciągnął. I tak, wiedział że tu nie rozchodziło się o to, co Cami chce, tylko o to, co on powinien chcieć. I wciąż ciężko mu było znaleźć odpowiednie rozwiązanie, mimo że Cami przecież praktycznie podsuwała mu je przed nos.
– Samo pójście tam było cholernie trudne. Tu nie chodziło o to, że wyszedłem na spacer, zahaczyłem o spotkanie i wróciłem sobie do domu po drodze wstępując na kebaba. Może na następnym spotkaniu coś o sobie powiem. A może na dziesiątym. Nie wiem, kiedy będę gotowy. Ale to jakiś krok, Cami. Jakiś kurwa chwiejny, ale krok w dobrym kierunku. I nie musisz się ze mną zgadzać -mruknął. Dobrze, że o nic nie dopytywała, bo nie byłby w stanie niczego jej powtórzyć. Słuchał sporo o upadkach, o stracie, z wieloma historiami sam mógłby się utożsamić. Ale nie był jeszcze w stanie wypowiedzieć tych sławetnych słów „Jestem Luke i jestem narkomanem i alkoholikiem”. Paradoksalnie było mu prościej wypowiedzieć je, kiedy był trzeźwy i kiedy przyznał się jej do nałogu, we Włoszech, siedząc z nią w wannie w hotelowej łazience.
A kolejnych jej słów słuchał w ciszy, a jej ostatnie zdanie wprawiło go niemal w osłupienie. Nie ufała mu za grosz, bała się go. Do tego doprowadził. Z faceta, przy którym zasypiała wtulona w jego pierś stał się dla niej śmiertelnym zagrożeniem. I może tak miało być, może musiał sam najpierw oswoić się z tą myślą. Bo najwyraźniej to, że w oczach innych taki był, nie wystarczało. Musiał sam uświadomić sobie, jakim zerem się stał. – Boję się. Boję się, że tym razem to jest silniejsze ode mnie i nie dam rady – odparł po dłuższej chwili, odkrywając przed nią kolejną kartę z talii tego, co siedziało mu w głowie. I jednocześnie zdradzając jeden powodów, dla których tak uparcie odmawia odwyku. – To będzie mój trzeci raz, Cami. Ostatni strzał – dodał pod nosem. Nie miał absolutnie żadnej gwarancji, że tym razem będzie to ostatni raz. I chyba wolałby w ogóle nie wracać, niż znowu wracać na tarczy.
Kiedy na nią czekał, jej słowa wciąż dudniły mu w głowie. Oddychał ciężko patrząc przed siebie, w bliżej nieokreślony punkt. Nie mógł prosić jej o to, żeby zatrzymała się na jakiś czas u koleżanki. To był też jej dom, co zresztą sam potwierdził przynosząc jej z powrotem ubrania. Sam powinien usunąć się w cień, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Może odwyk byłby wybawieniem nie tylko dla niego, ale i dla niej?
Wywrócił oczami, kiedy usłyszał jej pierwsze słowa po wyjściu z łazienki i już otwierał buzię, żeby coś odpowiedzieć, kiedy uświadomił sobie że coś jest z nią nie tak. Była przeraźliwie blada, dopiero teraz zauważył jak bardzo ostatnio schudła. Łapczywie trzymała się kanapy, ale poruszała się powoli, jakby każdy krok sprawiał jej ból. – Cam, co się dzieje? – spytał wstając i natychmiast pojawiając się przy niej. Jedną dłoń ułożył na jej talii, drugą asekurował żeby nie straciła równowagi w drogę na drugą stronę kanapy. – Siadaj, podam ci zaraz wody – nakazał, ale nie miał zamiaru ruszać się z miejsca, dopóki nie upewni się że Cami siedzi.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- A skąd ty masz wiedzieć? Może jak spróbujesz… powiedzieć że potrzebujesz pomocy albo ich, to może cię coś w tym zaskoczy? - no pokręciła głową, ale nie zamierzała wysyłać go w ich stronę. Powiedziała co chciała, sfrustrowała się na nich, więc musieli się skupić na tu i teraz. I postaram się ładnie skrócić, ale muszę dodać, że widać mamę psią z daleka, heh. Ale dobra, koniec żartów. Bo tu nie było nic zabawnego. Tak, Cami nie bała się stawiać mu czoła, prowokować go i konfrontować się z nim.. ale nie można powiedzieć, że się go nie bała. Że wciąż mu ufała tak jak kiedyś. Nie mogłaby teraz spokojnie obok niego spać, obawiając się jego i… tego czy zaraz nie przedawkuje. Nasłuchiwałaby i pilnowała rytmu jego oddechu, zastanawiając się, czy jego serce nie jest zbyt wyczerpane przez pompowanie tych wszystkich toksyn przez jego ciało. Czy reszta organów nie wpada w niewydolność. I zbyt wiele by myślała o tym, jak to było kiedyś spać obok niego… i cóż. To spojrzenie, które miał w oczach wtedy w łazience, wpadnięcie obok niej, tak jakby nie istniała, była niewidzialna.. kiedy ktoś wpatruje się w ciebie w ten konkretny, wyjątkowy sposób, a potem znikasz w jego oczach kompletnie jako osoba, zostawia to zupełnie nowy rodzaj śladu po sobie.
- Luke, nie będę ci klaskać po każdym spotkaniu. Ty musisz sam sobie klaskać, nie rozumiesz? Nie ma znaczenia co ja o tym sądzę i w co wierzę. Nie musisz chodzić żebym ja o tym wiedziała i mówić tam coś tylko dlatego, żeby coś mi udowodnić - pokręciła głową, bo to nie tak, że wyśmiewała, czy krytykowała… czy w ogóle nie uważala tego za ważne. Oczywiście, że wolałaby żeby jednak chodził drugi raz, nawet codziennie.. bo to jest tak jak z dragami. Jeden dzień łatwo nie brać, drugi i trzeci są o wiele trudniejsze. Jedno pójście na spotkanie, żeby posiedzieć jest okej, a trzecie i czwarte… a potem te po pierwszym odezwaniu się? To było prawdziwe wyzwanie. Jak z terapią. Iść i powiedzieć nie sztuka, wrócić i pracować nad sobą - to dopiero życiowa orka.
- Więc nie spróbujesz w ogóle? - pokręciła głową, bo to nie miało dla niej sensu. - Przychodzi moment, kiedy trzeba się bać i coś zrobić - dodała, bo… no nie uważała że jest zerem. Ale strach osłaniał tylko do pewnego momentu. Potem powoli stawał się osaczająco, izolujący i krzywdzący.
- Nie. Życie jest za długie na ostatnie strzały. To nie jest do trzech razy sztuka, to twoje życie do cholery - pokręciła głową - przestań się zachowywać jakby to nic nie znaczyło i jakby ci na nim nie zależało, bo nikt tego za ciebie nie zrobi - przypomniała mu. To było ponad jej siły, przynajmniej teraz. Jej siły oficjalnie się wyczerpały, trzymała się na ostatniej rzęsie, miala ochotę się zwinąć w kłębek i zapomnieć o wszystkim. I najlepiej pójść spać i nie wstawać przez długi czas. Chociaż wiedziała, że sen nie wyleczy tego, co wykańczało jej ciało. Jej serce waliło jak młotem, oddech był przyśpieszony i nieco przerywany. - Mam swoją wolność i swoje życie, żyję tak jak chce, gdzie chce - przypomniała mu, bo nie była żadnym gołębiem, któremu mógł zwracać wolność, bo no nigdy mu jej nie oddawała. Nigdy nie powiedziała, że wróciła dla niego. I nie powinna w sumie tego nawet mówić, ale nie miała siły do końca filtrować tego co mówi. I co robi. Dopiero po chwili się zorientowała, że to co jej nie pozwala upaść, to jego dłonie. - Nic się nie dzieje, nic mi nie jest - odpowiedziała od razu, marszcząc brwi - nie zjadłam śniadania, to nic, muszę iść spać - dodała, próbując go od siebie odepchnąć.. ale jak tylko to zrobiła, świat zrobił się ciemny przed jej oczami i poleciała bezwładnie w tył. - To nic, nic.. mi nie jest… nic - wymruczała gdzieś, czując jak jej ciało robi się jednocześnie lekkie i ciężkie. A potem była ciemność i straciła przytomność.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke głośno wypuścił powietrze z ust, kiedy Cami brnęła w tematy jego rodziny. Miała dużo racji - Luke był zafiksowany na roli, jaką według niego pełnił w tej rodzinie, czyli chodzącego problemu. Jego rodzice, rodzeństwo mieli poważne zawody, swoje poważne życia, a on mentalnie cofnął się o kilka lat. Nie oczekiwał od rodziny zainteresowana, pewien że tym razem już całkiem spisaliby go na straty.
A jej kolejnych słów słuchał w milczeniu, czując że coś w jego głowie zaczyna powoli stykać. Tak, chciał jej się pochwalić, usłyszeć że wykonał dobrą robotę idąc na spotkanie grupy. Myślał, że tego oczekiwała. Ale... no, mówił o tym z pewną dumą. I oprócz tego, że był żądny jej aprobaty, sam też był zadowolony z kroku jaki podjął. Jak wspomniał - chwiejnego i niepewnego, ale jednak jakiegoś kroku. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł, że chce sam sobie dać szansę. Ale tak, bał się cholernie tego, że znowu będzie zawodem również dla samego siebie. Bo to, czego nie widać było z zewnątrz to ogromna nienawiść, jaką obecnie Luke darzył samego siebie.
- Moje życie to jedna, wielka porażka, Cam. Jest mała szansa na to, że odwyk nagle cudownie je odmieni - mruknął, nie chcąc brnąć dalej w ten temat, nieświadomy tego że oto właśnie nastąpił ten moment, kiedy to on powinien zadbać nie tylko o siebie, ale też o Cami. Że powoli zbliżali się do momentu, kiedy to on będzie musiał trzymać tę linę, żeby nie puściła i żeby wszystko nie wyjebało w powietrze.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak - odparł marszcząc brwi, nie dając sobie wmówić że mu się coś przewidziało. A kiedy bezwładnie osunęła się w jego ramionach, od razu ją złapał amortyzując jej upadek, sam również osiadając na podłodze. - Cami! Hej, Cami, obudź się, proszę - zaczął dotykać jej twarzy w nadziei, że za chwilę otworzy oczy. Delikatnie ujął jej nadgarstek, a kiedy rękaw jej bluzy przesunął się ku górze, mógł zauważyć na jej rękach ślady po wkłuciach. Był przerażony, ale nie pozwolił aby strach go sparaliżował. Niewiele myśląc wstał, biorąc ją na ręce, po czym chwytając kluczyki do auta wyszedł z mieszkania, kierując się od razu do szpitala.

/zt x2
ODPOWIEDZ