Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#20
What I need
Margo & Beverly
Ze zniecierpliwieniem odliczała kolejne dni do wspólnego wyjazdu z Margo, oznaczającego kolejną nieobecność w pracy, z czym przełożony o dziwo nie miał najmniejszego problemu. Strand przepracowała cały tydzień, siedząc głównie w papierach, które należało wypchnąć, przed końcem miesiąca. W przerwach między popijaniem mrożonej kawy, wyładowanej kostkami lodu, odpisywała na krótkie widomości tekstowe, wysyłane do pani doktor. Uśmiechała się pod nosem, podekscytowana wypoczynkiem, na który tak cierpliwie czekała. Była przy okazji pewna, że państwo Strand odpowiednio zajmą się Oliverem. Chłopiec chodził już samodzielnie i to całkiem sprawnie, co wymagało poświęcania mu nieco większej uwagi, szczególnie względem jego tendencji do oglądania wielu przedmiotów z bliska. Czuła również że Gratia po raz kolejny będzie węszyć za synem, dlatego z góry uprzedziła Margo, aby kryła Joe przed wścibskim wzrokiem matki i jej ewentualną interwencją. Brata i tak pewnie nie było o tej porze w domu, więc po raz kolejny dał radę uniknąć konfrontacji z matką.
Nie chciała tracić czasu, dlatego nawet nie rozbierała się zupełnie ze swoich służbowych ciuchów. Koszulę rzuciła do bagażnika, zostając tym samym w krótkich spodenkach, wysokich trzewikach i jasnej podkoszulce, idealnej na upalną pogodę. Co prawda, na niebie zaczynały zbierać się chmury, ale nikt nie przewidywał ulewy, albo burzy, typowej dla duszności, wiszącej w powietrzu.
Pozostało jeszcze podjechać na chwilę zatankować samochód i już bezpośrednio odebrać Bertinelli razem z bagażami, spod domu. Na szczęście, obie stawiały raczej na minimalizm i zmieściły się w jednej większej walizce oraz dodatkowych, dwóch plecakach, przeznaczonych na podręczne rzeczy.
Poprzedniego wieczora upewniła się jeszcze, że odłożyła parę dolarów na napiwki oraz odpowiednio doładowała kartę pamiętając o tym, że to ona była stroną zapraszającą. Z drugiej stronty, nie będzie się spierać z Margo, jeśli ta zechce postawić kolację, zabieg w SPA, albo dzbanek wina, który wypiją razem na tyłach willi, o której nie pisnęła słowem. Chciała, aby Włoszka miała z tego frajdę; aby snuła różne wyobrażenia ich wyjazdu, co pozwoli na planowanie kolejnych, w nieco innej, równie przyjemnej odsłonie.
Po zaparkowaniu terenówki na pojeździe, szybko opuściła fotel kierowcy, aby przejść przez drzwi wejściowe, prowadzące do domu. Od razu chwyciła za walizkę, ustawioną w korytarzu, zerkając na pozostałe bagaże. Oprócz plecaków stał jeszcze jeden, nieplanowany pakunek, w formie papierowej torby.
Droga do Port Douglas nie była zbyt długa. Rozchodziło się zaledwie o pół godziny jazdy samochodem, o czym wprost nie mówiła Margo, bo to mogłoby ją nakierować na oferty okolicznych miejscowości. Nie zdziwił ją więc widok dodatkowej torby, wypełnionej najpewniej jedzeniem na drogę. Tak oto otrzymała kolejny powód, aby uwielbiać tę kobietę.
Widząc jak ta wychyla się z kuchni, przywołała na usta uśmiech.
- Rodzice już pojechali, prawda? - upewniła się, rozglądając na boki, jakby za chwilę państwo Strand mieli wyskoczyć zza rogu salonu. Nie czuła w powietrzu ich obecności, ale znając rodziców oraz ich skłonności do kombinatorstwa (na stare lata), mogła się spodziewać różnych, niespodziewanych manewrów. To nawet lepiej, że nie wyjeżdżały z Margo za granicę. Przy tak porządnej wyprawie, nieco bardziej martwiłaby się o Olivera, a tak, syn znajdował się tylko dwie godziny lotu samolotem stąd.
- Znalazłaś baterie? - dodała jeszcze, bo chociaż zamierzała zgarnąć na stacji jedną paczkę „na zaś”, nie wyglądały one zbyt zachęcające. Zdaje się, że nikt od dłuższego czasu nie kupował na tej konkretnej stacji baterii i Strand wolała uniknąć sytuacji, w której te dosłownie rozsypują się po wyjęciu, zostawiając po sobie podejrzany proszek. Prowadząc samochód nie zdążyła zerknąć na wyświetlacz, z kolejną wiadomością.
Chciała jeszcze zapytać czy Oliver bardzo płakał po przekazaniu go w ręce dziadków, ale najpierw wstawi walizkę do bagażnika. Zdążyła już odzyskać pełną mobilność barku, więc taki ciężar nie stanowił dla niej większego problemu.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Znowu przeniosła się do siebie. Tylko na parę dni, bo miała nocne zmiany, co i tak skutkowało tym, że przed pracą Margo zaglądała do domu Bev albo ona do niej (razem z Oliverem). Przy okazji przygotowała rzeczy, które do tej pory jeszcze ani razu nie gościły w domu Strand. Jednym z nich były do tej pory nieużywane stroje kąpielowe. Parę zwiewnych sukienek (bo nie mogła zdecydować się na jedną) i coś bardziej eleganckiego, gdyby miały ochotę urządzić sobie wytrawną kolację. Bertinelli nie wiedziała, gdzie jechały, więc pakowała się na czuja i z wiedzą, że nie wyjeżdżały poza granice kraju. Trochę to Margo bolało, bo wiedziała, że głównym powodem była jej wiza. Niby ją miała, ale bała się, że z byle powodu mogłaby stracić możliwość przebywania w Australii, do czego za żadne skarby nie chciałaby dopuścić.
Po ostatniej zmianie przed urlopem od razu poszła spać. Chciała być w pełni sił, kiedy dotrą na miejsce, ale też wyrobiła się z odebraniem Olivera ze żłobka (wciąż jeździła po niego z pełnomocnictwem wypisanym przez Strand) i spakowaniem jego zabawek, którymi na pewno bawił się rano przed wyjściem z domu. Dopakowała również to, o co prosiła ją Beverly i przekazała wszystko państwu Strand.
- Tak – odpowiedziała na temat baterii nie pytając o to, czy kobieta przeczytała sms’a. Możliwe, że jeszcze nie zdążyła biorąc pod uwagę, że prowadziła auto. – A co do twoich rodziców to.. – Znów wychyliła się z kuchni, ale Beverly już zniknęła z domu pakując walizkę do auta. Spryciara wiedziała przed czym uciekać.
Margo uśmiechnęła się pod nosem i schowała umytą filiżankę po espresso, które szybko wypiła. Zgarnęła z lodówki zimną butelkę wody i ostatni raz rozejrzała się po domu upewniając, że nie zostawiła niczego włączonego.
Poczekała na korytarzu aż Beverly wróci i przy okazji wzięła swój plecak i torbę z jedzeniem.
- Zaczęłam mówić, że nie możesz ciągle tak perfidnie unikać rodziców i przy okazji wystawiać mnie im na pożarcie. – Nie do końca tak się czuła, chociaż było jej dziwnie załatwiać te wszystkie rzeczy z państwem Strand jednocześnie znosząc ich spojrzenia i wiszące w powietrzu pytania, których nie zadali. Nie obyło się też bez rozmów o medycynie, o tym jak jej się pracowało i czy zamierzała przenieść się do innego szpitala, bo w razie czego pan Strand znał kogoś w Sydney. Nigdy nie miała problemów towarzyskich, ale odczucia Beverly wobec własnych rodziców (czyli dystans) odbijały się również na Margo. Nie miała do nich żadnego urazu, ale też nie potrafiła w pełni się otworzyć. – Co? – zapytała, bo kobieta stała i po prostu się na nią patrzyła bez zamiaru poruszania tematu rodziców, bo.. – Ah – Do Margo szybko dotarło, czego jeszcze dzisiaj nie było, więc zrobiła ten jeden dzielący je krok i skradła blondynce powitalnego buziaka. – Jeśli chcesz, to rzuć okiem na dom. – Sama przed dłuższymi wyjazdami trzy razy sprawdzała, czy wszystko wyłączyła i zostawiła pozamykane okna. Jeszcze nie znała Beverly od tej strony, więc nie wiedziała, czy ta machała ręką czy jednak miała jakiś swój system opuszczania domu na dłużej niż jeden dzień.
Plecak rzuciła na tył auta a torbę z jedzeniem wzięła na przód. Była gotowa na wszystko, choć obawiała się, że czegoś i tak nie wzięła. Na przykład nie miała ze sobą odpowiednich butów do długich pieszych wędrówek, gdyby okazało się, że Beverly zabiera je na podróż po parku narodowym.
W lusterku schowanym w osłonie przed słońcem sprawdziła makijaż, na który nie rzuciła okiem przed wyjściem. Chciała dobrze wyglądać, nawet jeśli już obie widziały się bez makijażu i w formach niewyspanych marud. To była ich wspólna wycieczka, którą można podciągnąć pod długotrwałą randkę, więc Margo chciała się postarać wyglądać dla Beverly jak najlepiej. I trochę też po to aby ją poderwać (bo Włoszka wychodziła z założenia, że nawet jeśli było się w związku, to dobrze jest co jakiś czas się wzajemnie podrywać).
- Uprzedzam, że jeśli zabierasz mnie na piesze wycieczki, to nie mam ze sobą odpowiednich butów. – Takimi słowami próbowała pociągnąć Strand za język, sprawić aby ta się wygadała w kwestii tego, dokąd jechały. Niestety po minie kobiety dało się odczytać, że nie zamierzała niczego zdradzić na co Margo teatralnie się naburmuszyła, ale tylko na chwilę. Nie umiałaby się obrazić z takiego powodu, choć szczerze niecierpliwiła się chcąc już teraz wiedzieć, gdzie dane jej będzie wypocząć.
- Oliver przekazuje buziaki i kazał powiedzieć, że cię kocha. - To niemożliwe, ale Margo spodziewała się, że długa rozłąka z synem, to sprawa mogąca dręczyć panią oficer. Możliwe, że martwiła się o niego, o jego samopoczucie i czy rodzice zdają test jako tymczasowi opiekunowie. Margo chciała to jakoś załagodzić dając do zrozumienia, że chłopiec był dzielny przy przekazywaniu go dziadkom i na pewno będzie tęsknić za mamą.

oznaczenie]Beverly Strand [/oznaczenie]
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
To nie tak, że unikała tematu rodziców. Wiedziała, jak problematyczni potrafili być i zdecydowała się na rozwiązanie, które nie pochłonie zbyt wiele czasu (bo państwo Strand nie będą mieli możliwości przepytywania córki, spiesząc się na samolot powrotny) i przy okazji nie sprowokuje pytań, do których Bev nie była przygotowana. Wiedziała, co łączy ją z Margo. Potrafiła to nazwać, ale zdawała sobie jednocześnie sprawę z dociekliwości rodziców: że skończy się na przepytywaniu pani doktor i przenośnym wrzucaniu na głęboką wodę, bez wcześniejszej konsultacji.
Wszystkim odpowiednio się zajmą… po powrocie z wyjazdu.
Po ponownym pojawieniu się w korytarzu, dźwignęła pozostały plecak na ramiona. Westchnęła, doskonale rozumiejąc jak nieładnie postępowała, zasłaniając się Margo, bez oficjalnego przedstawienia jej, w nowej roli. Zanim przeszła do swojego wywodu, odebrała powitalny pocałunek. Działał na nią jak lek na uspokojenie, który niestety chwilowo utraci moc, na rzecz omawiania podejścia do rodziców.
- Wiem… i przepraszam, to ostatni raz - obiecała, zatrzymując wzrok na kobiecie. Była sfrustrowana, bo pragnęła jak najszybciej wyjechać gdzieś na obrzeża, jedynie w towarzystwie Margo, gdzie nie będą ją uwierać niewygodne tematy, nieprzygotowanie do poważnych rozmów z rodziną, albo roztrząsanie całego bałaganu, pozostawionego przez Jen. Było jej dosłownie duszno, w czym nie pomagała panująca pogoda.
Pokiwała głową, odnośnie rzucania okiem na dom. To za chwilę.
Znów westchnęła, niedbale poruszając ramionami, chcąc wyrzucić z siebie nieco napięcia, zanim wsiądzie do samochodu. Miały się odstresować i skorzystać z wolnego. Nawet, jeśli zaczną poruszać tematy, rzutujące na wspólną przyszłość, zrobią to z taktem, aby nie wzbudzać u siebie nawzajem presji, prowadzącej do poczucia beznadziejności, albo niepotrzebnej paniki. Cholera, przeżyły razem Syrię. Bardziej przyziemne rzeczy nie mogły stanowić dla nich wielkiego wyzwania.
- Gdybym to ja przekazywała im Olivera, od razu zasypaliby mnie pytaniami o Joe, o ciebie i o wszystko, co przebiega w sprawie Jen, a ja jestem już… - zmęczona. Nie mogła się nad sobą tak frajersko użalać, dlatego powstrzymała się z dokończeniem zdania, sznurując usta. Zacisnęła wargi, poprawiła na ramionach paski od plecaka i lekko potrząsnęła głową. Pora wziąć się w garść.
- Wyjaśnię z nimi wszystko po naszym wyjeździe. Moi rodzice potrzebują czasami specjalnej instrukcji obsługi - szczególnie pani matka, charakteryzująca się ciekawskim spojrzeniem oraz bardzo wnikliwymi obserwacjami. Wolała o nich nie myśleć podczas wypadu, dlatego lepiej odsunąć ten temat na najdalszy margines.
- Sprawdzę jeszcze czy zamknęłam okno w pokoju Olivera - uznała i raz jeszcze odebrała pocałunek, chcąc zaznać tym samym więcej spokoju. Gdyby tylko mogła, spędziłaby cały urlop na wymianie wolnych pocałunków, bo to idealnie ją odstresowywało. Oby była w stanie często z tego korzystać.
W ciągu pięciu minut wróciła do samochodu, po zamknięciu drzwi wejściowych oraz uzbrojeniu systemu przeciwwłamaniowego. Dzielnica, na której mieszkała raczej nie słynęła z wizyt złodziejów, ale lepiej dmuchać na zimne.
Zajęła miejsca na fotelu kierowcy i uśmiechnęła się do Włoszki, słuchając jej uroczej uwagi na temat potencjalnych wędrówek.
- W Australii na spacery chodzi się w klapkach, albo boso - obwieściła z cwanym uśmiechem, doceniając próbę wyciśnięcia z niej wiadomości odnośnie celu ich podróży. - Nie będziesz zawiedziona, zobaczysz.
Nie potrzebowała posiłkować się GPS’em, dzięki czemu mogła przedłuż okres oczekiwania na wycieczkową niespodziankę. Widząc teatralnego focha, widniejącego na twarzy Margo, od razu podjęła się próby ugłaskania jej poprzez drobne pocałunki oraz małe zaczepki, uskuteczniane przy pomocy niecnej dłoni. Dopiero po zaprezentowanym przez Włoszkę rozbawieniu zapięła pasy oraz uruchomiła silnik. Uśmiechnęła się również przy nawiązaniu do Olivera. Martwiła się o niego, ale nie zamierzała wydzwaniać do rodziców, byle tylko upewnić się, że dziecko dostało jeść. Aż taką panikarą nie była.
- Mówię ci, jeszcze parę miesięcy i będzie mówił pełne wyrazy - zdawała sobie sprawę, że syn ledwo używał półsłówek i nie potrafił jeszcze wyrażać swoich myśli w formie zdań, ale była dobrej myśli odnośnie przyszłych osiągnięć chłopca. - Czasami mam wrażenie, że rozumiecie się bez słów.
Uśmiechnęła się do Bertinelli, doceniając jej słowa, przekazane w imieniu Olivera.
Przesunęła dźwignię na poziom litery D, ruszając tym samym z podjazdu. Od razu włączyła klimatyzację, żeby nie ryzykować ugotowaniem się w szczelnej puszce, jaką był obudowany samochód terenowy.
Pół godziny drogi. Wytrzyma i nie wygada się w trakcie, nie ważne jak niecne podstępy planowała Margo.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Jak było w pracy? – zapytała z myślą, że powinna nieco przycisnąć Strand. Znalazłaby na to parę sposobów, które mniej lub bardziej odebrałyby pani kierowcy koncentrację. Być może wtedy dowiedziałaby się dokąd jadą, co stało się jeszcze bardziej podejrzane z braku konieczności skorzystania z GPS. To mocno zastanowiło Margo i gdyby była podejrzliwa oraz nieufna wobec Strand, to zaczęłaby podejrzewać, że ta planowała ją zabić.
Zlustrowała kobietę wzrokiem, kiedy ta skupiała się na pokonaniu kolejnego zakrętu, rezygnując z zamiaru wymuszania na niej zeznań. Mogłaby i nawet chciała, ale wolała też nie być powodem wywołania wypadku samochodowego. Nie tego było im trzeba w drodze na mini wakacje.
Wygodnie oparła głowę o zagłówek i spojrzała przez przednią szybę. Postanowiła poświęcić ten czas na wysłuchanie tego, co działo się w pracy Strand i podzielić historiami z kolejnej nocnej zmiany w szpitalu, która była bardziej ekscytująca od poprzedniej. Niestety, żeby coś się działo w szpitalu potrzeba była tragedia, co wiązało się również w ów opowieścią. Margo jednak nie skupiała się na samym wypadku a możliwości naprawienia tego, co zostało zepsute. O tym mogła mówić dużo za dużo używając medycznego żargonu, którego Beverly wcale nie musiała pojmować.. chcąc nie chcąc była skazana na takie historie.
Trochę za karę za nie zdradzenie celu ich podróży.
Mocno zdziwiła się, kiedy po pół godzinie zakręciły tuż za znakiem informacyjnym o SPA. W pierwszej chwili pomyślała, że to szybki przystanek, bo Beverly zapomniała skorzystać z toalety albo struła się czymś w pracy. Popatrzyła więc na kobietę i lekko zmrużyła oczy, jakby samym wzrokiem potrafiła wymusić na niej zeznania. Tylko, że Strand nie śmiała nawet na nią spojrzeć. Była skupiona na drodze i znalezieniu miejsca do parkowania. Margo więc popatrzyła znów na budynek przed sobą, a potem towarzyszkę, która po odpięciu pasa wreszcie na nią spojrzała.
- To niespodziewany przystanek czy..? – Pytanie zawisło w powietrzu i znów spojrzała przez przednią szybę. To co ujrzała wyglądało bardzo elegancko a wokoło nie było krążącego tłumu jak na Times Square. Miejsce wydawało się być otulone spokojem. Gdzieś tam kręciła się jakaś grupka osób, która wyszła na spacer, a nieco po lewej ktoś szedł w szlafroku. Bertinelli nie znała tego miejsca. Właściwie bardzo mało wiedziała o okolicy, w której mieszkała, więc nic dziwnego, że zaskoczył ją widok czegoś takiego zaledwie pół godziny drogi od Lorne Bay.
Zamiast odpowiedzi usłyszała jedynie sugestię aby wysiadła, co lekko oniemiała zrobiła na razie zostawiając w aucie wszystkie torby. O krok odsunęła się od samochodu kątem oka widzą, jak Beverly okrąża maszynę i staje obok. Automatycznie ułożyła dłoń na plecach blondynki wciąż patrząc na nieco tajemniczy budynek.
- Igrasz ze mną – stwierdziła na temat milczenia, którym raczyła ją Strand jednocześnie bezczelnie się uśmiechają. Były tylko dwie opcje. Albo tu zostawały albo wpadały do środka, zabierały co najcenniejsze i jechały dalej. – Beverly Sigrun Strand – Oho, zaczynało być poważnie acz nadal zaczepnie na co wreszcie przyznano, że owszem, to właśnie tutaj miały zostać na parę dni. – Naprawdę? I to jest spa? – Wcześniej zaledwie rzuciła okiem na szyld niewiedzą, czy było to pełnoprawne spa czy tylko takie udawane, które zapewniało jedynie basen i saunę. – Prawdziwe spa, w którym mnie wymasują, nałożoną magiczne maseczki i.. – Widząc potakiwanie Beverly uśmiechnęła się szeroko i krótko pisnęła z radości, którą wyraziła również poprzez mocny uścisk. Objęła kobietę wokół szyi i mocno wyściskała. – Tego mi było trzeba. – Nie miała tendencji do narzekania, że była zmęczona, ale po wizycie rodzeństwa, podczas czego spędzała czas bardzo intensywnie (w pracy i z rodziną), potrzebowała chwili wytchnienia. – Nie mogę się doczekać, aż zobaczę nasz pokój. – Rozluźniła uścisk i znów spojrzała na budynek. Nie zależało jej na poznawaniu ludzi albo na jakimkolwiek życiu towarzyskim podczas tego pobytu. To miał być ich wspólny wyjazd. Bertinelli zamierzała skupić się na partnerce. Być z nią, chodzić na spacery, korzystać ze spa i innych dogodności, które oferowało to miejsce, ale bez dodatkowego socjalizowania się. W ostatnim czasie było go w nadmiarze i tak naprawdę obie potrzebowały czasu dla siebie jako pary.
Lada moment Margo zacznie tupać jak małe zniecierpliwione dziecko, więc nic dziwnego, że z szerokim uśmiechem przejęła część toreb i razem z Beverly ruszyła w stronę głównego wejścia, skąd tylko parę kroków do recepcji i nieco więcej do ich apartamentu.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Była świadoma myśli Margo, krążących wokół sposobów na rozwiązanie jej języka (!), jednak Strand postanowiła być nieugięta. Szkolili ją do tego. Biorąc pod uwagę poprzednią karierę, potrafiła milczeć godzinami czy nawet dniami, jeśli tylko sytuacja tego od niej wymagała. Podobnych trików nie zamierzała stosować względem Włoszki (przynajmniej nie w długim odstępie czasowym), ograniczając się jedynie do potrzebnego na dojazd, czasu.
Opowiedziała więc o swoim nudnym dniu w pracy, skupionym wokół papierów, elektronicznych dokumentów oraz wypicia dwóch kubków herbaty. O kawie wolała nie wspominać zbyt często, przynajmniej do momentu, w którym Margo nie przejdzie do codzienności z widokiem Bev, popijającej kofeinowe mieszanki. Była już sprawna. Co prawda, nadal pracowała nad powrotem do niegdysiejszej wydolności, ale siły jej wróciły, co zamierzała sprawdzić podczas ich urlopowego wyjazdu.
Słuchała również szpitalnych opowieści, rozglądając się po okolicy, aby czasami nie pomylić dróg i nie wjechać na rozklekotane ranczo. Mimo wszystko... wśród zwierząt również mogłyby poniekąd odpocząć. To nie byłoby SPA z basenami i sztabem wyspecjalizowanych masażystów, ale zawsze coś. Najważniejsze, że byłyby w tym razem.
Swoją postawą po wjechaniu na parking starała się nie zdradzać zbyt wiele. Ściągała usta na bok i walczyła z cisnącym się szerokim uśmiechem, na który pozwoliła sobie dopiero po odpięciu pasów.
Wystarczyło krótkie „wysiadaj”, aby obie poczuły entuzjazm, w związku z dotarciem do właściwego miejsca. Szczerze mówiąc, Beverly nigdy wcześniej nie była w SPA. Korzystała z masażów, miała nakładane jakieś maseczki, ale nie wiązało się to stricte z ośrodkiem konkretnie specjalizującym się w pielęgnacji ciała. Miała wrażenie, że spodoba jej się spędzanie czasu w podobny sposób, z najpiękniejsza kobietą u boku.
Cieszył ją widok zadowolonej towarzyszki, co chłonęła z widocznym na twarzy uśmiechem, kierując się razem z Włoszką do głównego holu, razem z bagażami. Nie zapomniały również o torbie z jedzeniem, bo z racji przejazdu w to miejsce świeżo po wyjściu z pracy, Bev i tak nie omieszka zjeść czegoś domowego. Z tutejszymi specjałami zapozna się nieco lepiej w czasie kolacji.
Rozmowa z elegancko ubraną dziewczyną, stojącą za ladą przebiegła w miłej atmosferze. Podkreślono godziny otwarcia bufetu, baru, zaplecza zabiegowego oraz pozostałych udogodnień, w formie siłowni oraz ogólnodostępnego basenu. Strand dzielnie walczyła z uśmiechem, wyczuwając ekscytację Margo, gdy recepcjonistka wspomniała, w którą stronę powinny skierować się, aby przejść do zarezerwowanej willi. Nie wypadało, aby oszczędzały w trakcie wypoczynku, dlatego Bev postarała się o zapewnienie jak najlepszych warunków, sprzyjających ogólnemu odprężeniu zmęczonych ciał.
Nie wiedziała początkowo, jak Margo podchodziła do wizji przebywania w SPA. Czy chodzenie z nieco bardziej odkrytym ciałem wśród ludzi było dla niej do przeżycia, zważywszy na bliznę po poparzeniach. Czy nie będzie wykręcać się z masażów, albo ograniczać je jedynie do kończyn oraz twarzy i szczytu karku. Nie omówiły razem tej kwestii, dlatego Bev wstrzymała się z wykupowaniem pakietów zabiegowych, uznając, że obie dobiorą sobie to, co im podpasuje, już na miejscu. Nie musiały z niczym się śpieszyć. Miały przede wszystkim wypoczywać, choćby ograniczało się to do siedzenia w basenie, w wannie z hydromasażem, albo na tarasie, w otoczeniu spokojnych okolic.
Po przekręceniu klucza w odpowiednich drzwiach, otworzyła ja i ledwo rozchyliła, przeciskając jedynie bagaże, które od razu ustawiła pod ścianą, na wyciagnięcie ręki.
- Zaczekaj - zasłoniła ciałem wejście do małej rezydencji, wpadając na spontaniczny pomysł. - Zobaczymy, jak się sprawuje bark.
Tylko tyle. Nie zapowiedziała, co konkretnie planuje, o czym świadczył cwany uśmiech, towarzyszący Bev w trakcie podnoszenia Włoszki, celem przeniesienia do wnętrza willi. Lekko podrzuciła ją nawet w ramionach, zadowolona z efektu wyleczonego barku, który tylko czasami odzywał się pod koniec dnia, spragniony odpoczynku. Poprawiła chwyt na jej nogach i przeszła parę kroków dalej, pozwalając na podziwianie wnętrza.
- Na górze jest łóżko - poinformowała, powstrzymując się ze wspinaniem z dodatkowym ciężarem po schodach. Wielką wannę, stojącą w sypialni obejrzą sobie później.
- Ale chodź zobaczyć taras. Spodoba ci się.
Wciąż trzymając partnerkę, przeszła razem z nią w stronę otwartych, podwójnych drzwi, prowadzących na tyły willi. Lekki wiatr idealnie komponował się z lazurową wodą w basenie oraz rozstawionymi leżakami, na których czekały ręczniki oraz szlafroki. Dodatkowo, Strand upewniła się, że sąsiedzi również przyjechali w dwójkach, albo w mniejszych grupach, niekoniecznie nastawionych na imprezowanie, albo szaleństwa z dziećmi. W takich warunkach mogły odpoczywać.
- Może być? - miały jeszcze szansę na wymianę willi, więc nie ma co zwlekać z ostatecznym wydaniem opinii.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Zdziwiła się, kiedy po otwarciu drzwi nie została wpuszczona. Z lekko rozchylonymi wargami patrzyła jak ich bagaże trafiają do środka a ona ciągle stoi pod drzwiami, jakby to wcale nie był ich punkt docelowy. Może Beverly najpierw chciała ją gdzieś zabrać? Wzięła tę opcję pod uwagę, ale i tak zrobiła mały kroczek do przodu, co spotkało się ze sprzeciwem. Wszystko działo się szybko. Na tyle, że Margo nawet nie zdążyła odnieść się do sugestii sprawdzenia stanu barku.
- Co..? – wydukała tylko widząc sposób w jaki Beverly się pochyla, układa ciało i w jakich miejscach ją łapie. Nauczona, że mogła spodziewać się takich zrywów ze strony kobiety, nie spięła się ani nie machnęła własnym ciałem powodując upadek, który w głównej mierze to dla niej skończyłby się źle.
Zaśmiała się automatycznie oplatając ramiona wokół szyi Strand, na którą spojrzała z miną mówiącą „Ty urocza cwaniaro”.
Nie spodziewała się dwupiętrowego apartamentu, ale żeby być szczerą to niczego z tego co teraz widziała się nie spodziewała. Trochę się rozglądała, ale trochę też patrzyła na towarzyszkę aby sprawdzić, czy ta się nie przeciążała. Z tak bliskiej odległości z jej twarzy wyczytałaby wszystko.
- Jest tam coś lepszego od łóżka? – zapytała na temat tarasu, na którym zasugerowała aby Beverly ją postawiła. – Twój bark jeszcze mi się przyda – wyjaśniła swoją decyzję, która niby nie miała nic wspólnego z troską a własnym zaspokojeniem potrzeb, do czego będzie potrzebować w pełni sprawnej Strand.
Trzymając kobietę za rękę popatrzyła na basen, a potem dokładnie się rozejrzała zauważając, że ich patio było oddzielone od innych. Nie dostrzegła żadnego, choćby małego przejścia pomiędzy ich ogrodem a tymi sąsiadującymi.
- Mamy basen tylko dla siebie – stwierdziła z szerokim uśmiechem. – Będę mogła założyć bikini. – Strand dobrze sądziła, że Włoszka mogła mieć problem z pokazaniem ciała. Prywatny basen był idealnym rozwiązaniem, bo nawet jeśli jeszcze nie dojrzała do tego aby choć po domu w staniku sportowym albo topie, to już coraz rzadkiej klepała Beverly po rękach, kiedy ta dotykała ją po bliźnie, więc można stwierdzić, że w tej kwestii zmierzały w dobrym kierunku. To miejsce dodatkowo nieco zmusi Margo do ujawnienia się przed partnerką dając możliwość ubrania się skąpie do basenu i do rezygnacji ciągłego zakrywania się, kiedy z niego wychodziła. Tak, to doskonałe rozwiązanie dla jej delikatnego problemu.
- Jest wspaniale – stwierdziła łapiąc blondynkę za twarz i uraczyła ją długim czułym pocałunkiem. – Wiesz, co jest najlepsze? – Odczekała sekundę. – Że jesteś tu ze mną i nikt nam nie będzie przeszkadzać. – Ostatnio dużo się działo, bywały bardzo zmęczone i choć spędzały ze sobą czas, to zawsze było go za mało. Przynajmniej tak czuła Margo zwłaszcza po ostatnich nocnych zmianach. Będąc tutaj zamierzała wyciszyć telefon i choć całkowicie nie zrezygnuje z choćby jednej wiadomości na rodzinnej grupie oznajmiając, że żyła i bawiła się dobrze, to na pewno go ograniczy uwalniając umysł od nadmiaru bodźców.
- Przekąsimy coś i przejdziemy się po ośrodku? – Spodziewała się, że Strand mogła być głodna po pracy. Zmęczenie również wchodziło w grę, nawet jeśli ta zmagała się tylko z dokumentami. Dziś mogły spędzić resztę dnia na spokojnie. Zjeść, rozejrzeć się po okolicy aby może znaleźć dobrą ścieżkę na spacer i zobaczyć, gdzie znajdowały się zabiegi oraz część restauracyjna.
- Wiesz, że tylko raz byłam w takim miejscu? Dawno temu.. – Przed ślubem w ramach weekendu panieńskiego. – Teraz dociera do mnie, że „brak czasu” to tylko pozory. Jasne, praca, dziecko i cała masa obowiązków zabiera go mnóstwo, ale tak naprawdę gdyby człowiek chciał, to raz na jakiś czas mógłby sobie zafundować taki wypad. – Zaczęła głowić się, czemu wcześniej tego nie robiła. Tessa nie przepadała za podobnymi miejscami, bo dużo pracowała i ciągle zasłaniała się brakiem czasu. Margo też w początkach swej kariery dni wolne traktowała jako dobro luksusowe. Teraz była już dojrzała, miała stałą pracę i fach w ręce, więc mogła poświęcić sobie więcej czasu niż wcześniej. Sobie i ciału, które mimo wszystko potrzebowało relaksu. – Szczerze, to nie spodziewałam się, że zabierzesz mnie w takie miejsce. Nie wiem czemu, ale zawsze myślałam, że nie przepadasz za takim klimatem. – Typowego spa, o czym nigdy nie rozmawiały, bo nie miały do tego okazji ani powodów. Każde nowe doświadczenie dokładało im kolejne informacje o tej drugiej osobie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Może… - przeciągnęła tajemniczym tonem, podkreślonym zagadkowym uśmiechem. Uściśliła podczas rezerwacji, że willa miała być zarezerwowana dla pary, aby nikt z obsługi nie popełnił faux pas, nazywając je przyjaciółkami albo siostrami. Miały spać w jednym łóżku, trzymać się za ręce, obdarowywać pocałunkami, robić nieprzyzwoite rzeczy i korzystać w pełni z wolnego czasu, przeznaczonego tylko dla nich. Całkiem możliwe, że na skutek przekazania ważnej informacji w czasie rezerwacji, Bev przyczyniła się do rozsypania w sypialni płatków róż, albo udekorowania wielkiej wanny w odpowiednio romantyczny sposób. Gdyby tak się stało, chętnie zostawiłaby napiwek dla obsługi, dbającej o gości.
Wymieniła z Margo uśmiech, zadowolona z jej reakcji na prywatny basen.
- A ja chętnie na ciebie popatrzę - dodała, bo nigdy wcześniej nie widziała Bertinelli w bikini. Bielizny nie liczyła, bo ona szybko znikała z jej ciała, za sprawą samej Strand. Tym razem zamierzała nacieszyć oko na dłużej przyjemnymi widokami, powstrzymując się z bezczelnym zrywaniem skrawków materiału.
Z przyjemnością przyjęła podziękowanie, przy którym objęła Bertinelli w pasie. Już teraz mogłaby ściągnąć z siebie ciuchy i wskoczyć do basenu, ale najpierw musiała coś przegryźć, aby żołądek przestał się skręcać, odbierając tym samym chęć na jakiekolwiek aktywności.
- O to również się postarałam - podkreśliła, bo chociaż basen schowany był za murkiem, przy drzwiach prowadzących na patio, znajdował się mały prześwit, przez który można podejrzeć to i owo. Najważniejsze, żeby nie paradować przed ewentualnymi sąsiadami nago. Tak. Jeśli jakiś delikwent zacznie podglądać jej dziewczynę, Bev osobiście się do niego przejdzie i być może nawet naskarży jego żonie, o ile będzie takową dysponował.
- Nie mogę gwarantować, że rozmowy sąsiadów nie będą do nas docierać i że oni nie będą słyszeć nas, ale… jest znośnie - znów się uśmiechnęła i przystała na pomysł Margo, podkreślając swój potworny głód, który należało odpowiednio zaspokoić. Zasugerowała przekąszenie jedzenia na zewnątrz. Miały stolik i krzesła, więc należało z nich odpowiednio korzystać, wdychając świeże powietrze i zapach chloru, unoszący się znad basenu.
Siedząc już na krzesełku, wygodnie wyciągnęła przed siebie nogi i skrzyżowała je w kostkach. Po pierwszym kęsie makaronu z dodatkami rozpłynęła się z zadowoleniem, odchylając głowę do tyłu. Zrobiła to zaledwie na moment, szybko wracając spojrzeniem do pani doktor, siedzącej obok.
- Zdecydowanie zasługujesz na takie wypady - zaznaczyła, dziwiąc się, że Flądra nie dbała o swoją wspaniałą żonę w odpowiedni sposób. Margo należała do tych kobiet, którymi ludzie się zachwycali, obiecali nosić na rękach i całować w dłonie, z czego póki co, Beverly się całkiem wywiązywała.
- Wiem, że personel szpitala narzekałby na brak jednej ze swoich najlepszych specjalistek, ale ze mną nie wygrają.
Puściła kobiecie oczko i wyciągnęła wolną dłoń w jej stronę, trącając palcem rękę.
- Może uda nam się zgrać i gdzieś razem wyjeżdżać, przynajmniej dwa razy w roku? - zasugerowała, podekscytowana tą wizją. Nie zawsze udałoby się zabrać tylko we dwójkę, mając na uwadze Olivera, ale to w niczym nie przeszkadzało. Najważniejsze, że miałyby pod ręką wszystko, czego potrzebowały.
Lekko wzruszyła ramionami, z przyczajonym na ustach uśmiechem, nie dziwiąc się wizji Margo, względem jej nieprzepadania za takimi klimatami.
- Podejrzewałaś, że prędzej porwę cię na kemping, albo nocowanie pod namiotem? - miała na swoim koncie takie wypady i je również lubiła, ale człowiek potrzebował różnorodności. - Chciałam, żebyśmy porządnie odpoczęły. Wiesz, bez zbyt wielu obowiązków. Przejść się gdzieś, zjeść podane na tacy jedzenie, trochę popływać, wyciągnąć się na leżaku, skorzystać z zabiegów przedłużających naszą młodość...
Bo tak, Bev nie czuła się stara, jednak przedłużenie młodości to ważny proces, aby czasami nie przestraszyć drugiej połówki po ciężkim dniu, sprzyjającym niszczeniu cery.
- Chciałam o ciebie zadbać - podsumowała, już poważnie, acz łagodnie przyglądając się swojej partnerce. - Zawsze bardzo mnie wspierasz, gotujesz wspaniałe dania i zajmujesz się Oliverem, nawet sama z siebie. Ratujesz mi życie, a dosłownie zrobiłaś to już dwa razy, więc... wypada, abym ci się odwdzięczała, bo chcę o ciebie dbać, jak tylko umiem.
Tak, jak czuła w duchu i żeby czasami Mateo nie podejrzewał jej o bawienie się uczuciami jego siostry. Nigdy by tak nie postąpiła. Często konsultowała się z Włoszką, dopytywała o jej preferencje i razem odnajdywały odpowiednie rozwiązania, co czyniło z nich całkiem zgrany team.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Myślę, że to jest do zrobienia. – Odwzajemniła uśmiech wierząc, że udałoby im się wyjeżdżać przynajmniej dwa razy w roku. Ciężko tego nie brać pod uwagę zważając na rozstrzał miejsc, w którym żyła ich rodzina. Strand miała ją w Brisbane i na Niderlandach a Bertinelli we Włoszech, gdzie na pewno chciałaby co jakiś czas zawitać. Razem albo w pojedynkę zależnie od sytuacji, w której obie się znajdą, bo tak.. Margo brała pod uwagę, że w przyszłości będzie z Beverly. Nie chciała myśleć inaczej, rozważać możliwości, które choć mogły się wydarzyć, to wcale nie musiały. W życiu bywało różnie i ostatecznie żadna nie mogła dać gwarancji, że nie stanie się coś, co ich nie rozdzieli, ale obie mogły się postarać aby do tego nie dopuścić.
- Byłam przerażona. – Tym, że zostanie zabrana na kemping, co pomimo słów podkreśliła uśmiechem, bo.. – Nie spakowałam nic, co by pasowało na taki wyjazd. – W dziczy bikini ani wieczorowa sukienka raczej by się nie przydały, czego była świadoma acz w kościach czuła, że jednak dobrze robiła wybierając takie a nie inne stroje. – Prócz twojej czapki z daszkiem. – Jeszcze nie drobiła się żadnego nakrycia głowy. Przyjeżdżając z Włoch wzięła tylko zwykłą jesienną czapkę, która nadawała się na tutejszą zimę, ale nic pod słońce. Na szczęście Beverly miała zapas w swojej garderobie.
Na moment odłożyła plastikowy widelec, który spakowała razem z jedzeniem i upiła łyk lekkiego drinka przygotowanego z tego co znalazła w hotelowej małej lodówce. Zamierzała korzystać z dogodności tego miejsca i nie zawaha się pokłócić o to, że zapłaci za ów rozpustę. Nie będzie przejmować się pieniędzmi zwłaszcza, że od dawna nie miała okazji robić sobie dobrze w tym innym wymiarze (khe khe).
- Wiesz, że robię to z przyjemnością? – Wystarczyło przytaknięcie, bo to pytanie było wręcz retoryczne. Margo lubiła dbać o innych ludzi. Miała to we krwi, co odzwierciedlało się w jej pracy, ale także w życiu co czasami niestety było wykorzystywane. – A to.. – Zrobiła krótką pauzę i rozejrzała się na boki dając do zrozumienia, że mówiła o tym miejscu. – Jest idealne. Trafiłaś w punkt i bardzo ci za to dziękuję, bo mocno tego potrzebowałam. – Nie przyznawała się do tego, ale po wizycie rodzeństwa poczuła ogromną potrzebę zrelaksowania się. Za dużo się działo i musiała wreszcie dać na wstrzymanie, nieco przyhamować i skupić się na swoich potrzebach. – Ti amo. – Posłała kobiecie czuły uśmiech i nagle wzięła głęboki wdech myśląc o czymś, co sugerowało parę osób. Sama również brała pewne scenariusze pod uwagę. Zastanawiała się nad tym, czy miedzy nią a Bev nie było inaczej niż to widziała. Czy ludzie postronni widzieli więcej? A może źle wszystko interpretowali, bo nie wiedzieli tego, co działo się w środku?
- Parę osób sugerowało mi, że przeżywamy miesiąc miodowy – wyznała mając na myśli znajomych z pracy i rodzinę (w tym oczywiście Mateo podejrzliwego na każdym kroku. – Wiesz, tę początkową fazę zauroczenia, podczas której człowiek dosłownie fruwa, wszystko jest idealne i wspaniałe. – Przy tym nie dostrzega złych sygnałów albo po prostu zachłyśnie się tym dobrym, aż nagle stając przed gorszym wystraszy się, bo wcale nie było tak jak mu się wydawało. Faza miesiąca miodowego bywała bardzo zdradziecka, przed czym wiele osób ją ostrzegało. – Sama się tego bałam. Bardziej pod kątem mojego zafiksowania, bo naprawdę mogłam wyjść na desperatkę, kiedy.. wiesz, byłaś jeszcze z Jen a ja nie wyobrażałam sobie spędzać z tobą czas bez całowania cię. – Taka była prawda, stąd też surowa i trudna decyzja o tym aby obie się zdystansowały. Spotykanie się i udawanie, że się tylko przyjaźniły to byłaby tortura. – Tylko, że my ten miesiąc miodowy dopiero zaczynamy. – Bo tak naprawdę teraz wreszcie mogły skupić się na kolejnych krokach swego związku. – A ja już przed tym.. – Co jest teraz. – ..fruwałam i uważałam, że jest idealnie, choć.. – Zacisnęła wargi, bo musiała poruszyć ten temat. – ..miałaś trudny czas, zdecydowałaś się na rozwód, starałaś się odnaleźć w świecie bez Jen i miałaś ten cholerny wypadek. – Nie było kolorowo jak na wakacjach, kiedy wszystko przychodziło łatwo. Jasne, że w takich okolicznościach każdy byłby super; kwiatki mocniej by pachniały, ptaszki śpiewały a niebo byłoby wyjątkowo niebieskie. Dopiero prawdziwe życie weryfikowało związki. – Nie było łatwo. – Nie nazwałaby tego miesiącem miodowym. O nie. – I poradziłyśmy sobie z tym. – W tym trudnym czasie, kiedy Margo mogła non stop mieć jakiś ból dupy o Jen albo wymyślać, że Oliver to syn kryminalistki itp. – Cieszę się i chcę tego. Chcę ciebie na dłużej. - Być może na zawsze, o ile świat pozwoli, lecz na tak śmiałe słowa być może było za wcześnie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie wstydziła się mówić o przyszłych wyjazdach, sugerując tym samym zawiązanie trwałego związku. Wiedziała, czego pragnęła i nie wyobrażała sobie snucia planów, nieuwzględniających obecności Bertinelli. Była częścią jej codzienności, brakującym elementem, który idealnie pasował do całości.
Wszystko było do ogarnięcia. Ze względu na charakter pracy Margo, spodziewała się niekiedy zgrzytów, ale to nieuniknione. Wstąpiła w związek z lekarką i liczyła się z konsekwencjami. Podziwiała pracę Włoszki i wspierała ją w tej misji, polegającej na codziennym ratowaniu życia. Niczego w tej materii by nie zmieniała.
- Wtedy to ja spakowałabym więcej ciuchów i się podzieliła - oczywista oczywistość, czyż nie? Kojarzyła, że Margo może i posiadała część specjalistycznych ubrań do wspinaczki, w tym trekkingowe spodnie, nie mniej, zapewniłaby im obu odpowiedni sprzęt, bez nadmiernego stresowania pani doktor. Wspomnianą czapkę z daszkiem zdążyła już przekazać Margo na własność, a raczej została ona przywłaszczona, względem czego Bev nie miała nic przeciwko.
Bezczelnie sięgnęła po szklankę z drinkiem i upiła łyk, z uznaniem kiwając głową. Nie zamierzała podbierać partnerce całości napoju, ale chciała co nieco spróbować, aby skomplementować trafne dobranie mieszanki. Strand zdąży jeszcze rozeznać się w drinkach, serwowanych przy barze, jednak bez nadmiernej przesady. Nie zamierzała cuchnąć alkoholem i odbijać się od ścian. Jeden drink raz na dwa, trzy dni to maksimum. Wypadało przecież, aby wnętrznościom również dała odpocząć, szczególnie po niedawnych szaleństwach z Włochami.
- Cieszę się - znów uśmiechnęła się do kobiety, na dłużej zawieszając na niej wzrok. To miłe, że Margo doceniała jej pomysł, którego wdrożenie przyszło gładko, bez dodatkowych kombinacji, mogących przyczynić się do zwiększenia stresu. Dzięki temu mogły spokojnie skupić się na tutejszych atrakcjach oraz na swoim towarzystwie; jak najlepiej wykorzystać ten czas, zanim pochłonie je nie bardziej rutynowa codzienność.
- Ti amo anch'io - wyszeptała cicho, odwzajemniając miłosne wyznanie. Nie potrafiła jeszcze swobodnie porozumiewać się po włosku, ale starała się opanować podstawy, chcąc tym samym sprawić partnerce przyjemność. Myślała też o tym przyszłościowo, bo skoro miały razem wybrać się do Włoch, wypadało przynajmniej pobieżnie rozumieć miejscowych, szczególnie rodzinę Bertinelli.
Zdawała sobie również sprawę, że z perspektywy osób postronnych mogły wyglądać jak bez pamięci zakochane w sobie nastolatki, które dopiero z czasem odkryją tę mniej przyjemną stronę związku. Nie wszyscy zdawali sobie jednak sprawę z tego, jak wiele zdążyły razem przejść, w ciągu zaledwie jednego roku. Przewinęło się w nim zakończenie małżeństwa Strand, wypadek w lesie deszczowym oraz rozmowa Margo z córką, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Działo się wiele, ale mimo wszystko trzymały się razem i wcale nie cofały się w relacji, a brnęły w nią dalej, co Bev uważała za coś odgórnie ustalonego. Jakaś niewidzialna siła trzymała je przy sobie i napełniała pozytywną energią, ilekroć przebywały blisko siebie.
- Podświadomie to wyczułam - przyznała z uśmieszkiem winowajcy, po przegryzieniu kolejnej porcji doskonałego makaronu. To ze względu na potencjalną eskalację ich uczuć, chciała wdrożyć rozwiązania zapobiegawcze, w formie dystansu. Wiedziała, że pomimo dobrych chęci Margo, gdyby wciąż się ze sobą spotykały, w końcu doszłoby do kolejnego pocałunku i być może namacalnej bliskości, pomimo Jen czającej się gdzieś w tle. Ostatecznie wyszło inaczej, a Bev pozostało dziękować opatrzności, że wybudziła się z letargu prędzej, niż później. Gdyby wciąż wierzyła w kłamstwa Jen, odtrąciłaby Margo, która była znacznie bliższa jej sercu. Docierała tam, gdzie Jen nie potrafiła, co sama zainteresowana uzmysłowiła sobie niedługo po zatrzymaniu byłej małżonki przez policję. Uczucia do Włoszki wypełniały ją ogromem radości i planowała przenieść to na kolejny etap, jak tylko ułoży odpowiednie sprawy na swoje miejsce.
- Też chcę ciebie na dłużej - wprost oznajmiła, że podziela podejście kobiety, rysując opuszkami palców niewidzialne wzorki na wierzchu dłoni Bertinelli. - Najdłużej. Jak tylko się da.
Dla podkreślenia słów, chwyciła delikatnie za dłoń kobiety i przytknęła do niej wargi, pozostawiając na skórze niewidzialną pieczęć.
- Chcę to zrobić dobrze - dodała jeszcze, żeby Margo nie oskarżała ją o nadmierny pośpiech w ów kwestiach. Przyjdzie jeszcze pora na składanie oficjalnej przysięgi, o ile obie będą chciały w taki sposób wyeksponować swój związek. Niedawno Bev przeszła przez rozwód i chociaż to jej nie blokowało, czuła potrzebę upewnienia się w komforcie Margo.
- Jak już omówimy kolejne kroki. Takie do zrealizowania przy najbliższych dniach - musiały się dogadać czy zamierzały mieszkać w jednym miejscu, przykładowo w wynajmowanym apartamencie Margo, albo w domu, gdzie na dole zakwaterowany był Joe. Beverly nie zamykała się przed zmianami. Razem z Jen urządziły dom na Fluorite View i nic nie stało na przeszkodzie, aby się z nim rozstać: sprzedać, albo przerobić w zupełnie inny sposób, aby jak najmniej kojarzył się z poprzednim, fałszywym etapem. Była otwarta na sugestie, w tym również na sprzedaż domu, w odpowiednim czasie oraz zakup innego. Wstępowały razem w kolejny rozdział swojej relacji, co napawało pewnymi obawami, ale i dużą ekscytacją, przykrywającą przyziemne sprawy.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Uśmiechnęła się pod nosem, bo choć za wcześnie było mówić o długofalowych deklaracjach, to dobrze wiedzieć, że obie zmierzały w tym kierunku. Że żadna nie myślała o tym, co je łączyło, w inny sposób. Że zmierzały do tego samego i już nie ważne, kiedy postawią kolejne milowe kroki. Zrobią to, kiedy zechcą, ale przynajmniej ze spokojem, że było w ogóle o czym rozmawiać, rozważać i marzyć. Potrzebowały tego – rozmowy o swoich ścieżkach. Czy ich drogi się stykały, czy tylko na trochę złączyły? Musiały to wiedzieć, żeby jasno i wyraźnie móc oznajmiać światu, co miały. Kim dla siebie było i co tworzyły.
- Wszystko robisz dobrze – stwierdziła i rzuciła okiem na przygotowany przez siebie posiłek. – Może poza tym, że mogłaś mnie uprzedzić dokąd jedziemy. – Wtedy nie robiłaby jedzenia, którego szkoda było wyrzucać, chociaż Margo była bardzo ciekawa co serwowali w tutejszej restauracji. – Tak, wiem. To miała być niespodzianka. – Puściła do niej oczko, bo wcale się o to nie gniewała. Tylko droczyła się z kobietą chcąc wplątać w ich poważną rozmowę nieco luzu. Robiła to automatycznie, acz z taktem. Nie żeby potrzebowała przerywnika, bo dobrze czuła się prowadząc każdego rodzaju rozmowę, ale chciała to ułatwić partnerce, która czasami nadmiernie przejmowała się samopoczuciem Bertinelli głównie przez to, że ta nigdy nie ukrywała emocji. Wszystko było widoczne na jej twarzy, co mogło wydawać się męczącym kalejdoskopem emocji. Tylko, że Margo żyła w ten sposób i uwielbiała wszystko przeżywać, więc nie trzeba było się martwić czy sobie z czymś poradzi. Radziła a jeśli potrzebowała wsparcia, to nie wstydziła się o nie prosić.
- Przy najbliższych dniach? – Uniosła jedną brew do góry nie spodziewając się takiej śmiałości sugerując zmiany już w najbliższe dni. Z drugiej strony sama chciała poruszyć temat wspólnego mieszkania. Musiały to zrobić, bo obie dobrze widziały, jak szło im życie oddzielnie. Wystarczyło rzucić okiem na ostatnie dni, podczas których Margo przeniosła się do siebie, bo miała nocne zmiany i uznała to za wygodne dla nich obu. Przynajmniej w teorii było to wygodne.
- Więc – Wyprostowała się na krześle i porzuciła wszelkie naczynia na rzecz sięgnięcia drugą dłonią do tych ich złączonych. – Beverly Sigrun Strand, czy zamieszkamy razem? – Czuła, że źle wypowiedziała drugie imię pani oficer, ale starała się tę zniewagę przykryć istotnym pytaniem. Wyczekująco wpatrywała się w jasne oczy nie biorąc pod uwagę żadnej innej odpowiedzi; to musiała być zgoda. Bez zgody nie wyjedzie z tego spa. Jeżeli miałaby dosłownie ją wycisnąć z Beverly (na różne sposoby) – zrobi to. – Muszę już dziś znać odpowiedź, bo nie wiem gdzie po powrocie wypakować walizkę. – U siebie czy u Beverly. – Chyba, że ty chcesz się przenieść do mnie? – Czy taka opcja w ogóle była brana pod uwagę przez Strand? Czy byłaby gotowa rozstać się z domem? Czy to w ogóle było potrzebne? Dom z ogrodem to jednak coś, do czego wszyscy gdzieś tam dążyli, ale co to za życie, w którym partnerka nie chce spać w głównej sypialni?
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
W milczeniu pokręciła głową, mimowolnie unosząc kąciki ust. Margo nie dałaby jej spokoju, gdyby podróż trwała dłużej. Z pewnością próbowałaby wycisnąć z niej prawdę na pierwszym postoju, co najpewniej bardzo efektywnie zadziałałoby na Strand. Nic nie mogła poradzić na swoje słabości, względem pięknej Włoszki, którą szczęśliwie miała całą dla siebie.
- To chyba… najwyższy czas - podkreśliła, uznając kwestię dzielenia jednej przestrzeni, za jeden z pierwszych kroków, po wstąpieniu w stały związek. Później zaczynały się już poważniejsze rzeczy, takie jak przedstawianie rodzinie, rozmowa o potencjalnym ślubie, planowanie kota/psa/dzieci i określenie spraw finansowych. Do wszystkiego zdążą stopniowo dotrzeć. Margo nieco pospieszyła się z prezentowaniem Beverly swojej rodzinie, względem czego Strand nie miała nic przeciwko. Lepiej teraz, niż później, przykładowo z okazji ślubu Vittorii, na który być może pani doktor by ją zabrała. Znajdując się na obcych terenach, wśród ekspresyjnych Włochów mogłaby stracić nieco śmiałości i wypaść średnio atrakcyjnie w oczach Bertinellich. Dobrze, że część doznań miała już za sobą.
- Zamieszkamy razem - przytaknęła, po zerknięciu na ich złączone dłonie. Uśmiechnęła się ciepło i przesunęła kciukiem po nadgarstku Margo. Potrafiły odnaleźć się we wspólnych czterech ścianach, o czym świadczył czas spędzony razem, po wypadku Beverly. Nie przesadzały również w jedną stronę, klejąc się do siebie na okrągło. Potrafiły zachować wzajemną prywatność, z poszanowaniem przyzwyczajeń drugiej strony. Strand było w tym układzie wręcz idealnie, co niekiedy podkreślała z rozmarzeniem, widząc, jak Margo gotuje, albo składa jej wysuszone pranie, bez kręcenia nosem. Bev również potrafiła się odwdzięczyć, co robiła z wyraźną ochotą, dbając o samopoczucie wspaniałej lekarki.
- Myślałam, że skoro Joe wciąż siedzi w gościnnym, a główna sypialnia nie jest twoim ulubionym miejscem… mogę wprowadzić się do ciebie - uznała, konsultując się z brązowymi tęczówkami. - O ile dasz radę wytrzymać z Oliverem i jego porannymi humorkami.
Starała się żartobliwie nakreślić sprawę dziecka, które choć spało już lepiej, wymagało odpowiedniej uwagi. To Bev zamierzała do niego wstawać, przewijać go, karmić i zawozić do żłobka (a później odbierać), jednak potrzebowała oficjalnego potwierdzenia, że obecność malucha nie będzie naruszać komfortu Bertinelli. Zdarzały się dni pełne nagłych operacji, nie zawsze udanych, a dodatkowy płacz szkraba po powrocie do domu mógł jedynie podnosić ciśnienie i drażnić tym samym wymęczony, zdołowany umysł. Oliver z pewnością przywyknie do zmiany mieszkania, szczególnie, że spędził już z Margo sporo czasu i wręcz lgnął do niej, rozpoznając po głosie, zapachu i pewnie nawet po krokach.
- W międzyczasie podejmę decyzję co do domu na Fluorite - kontynuowała, bo sprawa nieruchomości kupionej przez rodziców nie była żadną tajemnicą. - Przez jakiś czas może w nim mieszkać Joe, ale jeśli później chciałybyśmy zamienić mieszkanie na coś większego… zastanowimy się, co z nim zrobić.
Sprzedać, albo przerobić. Kto wie, może za rok, albo paręnaście miesięcy obie uznają, że pragną zamieszkać na obrzeżach, na wielkiej farmie, założyć plantację winogron i sprawić sobie stado zwierząt. Życie potrafiło zaskakiwać, a Beverly pewna była, że cokolwiek by się nie działo, widziała u swego boku tę konkretną Włoszkę, z którą właśnie snuła plany na najbliższą przyszłość.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Oliver nie jest problemem – podkreśliła uznając, że jeszcze przejdzie do tego tematu. Nie była pewna, czy teraz – naraz – dzielić się wszystkim, czego się obawiała i jak to widziała. Na razie jednak skoro były w trakcie rozmowy o wspólnym zamieszkaniu, chciała to skonsultować od A do Z. Przedyskutować wszystkie za i przeciw przeprowadzki w jedną albo drugą stronę zwłaszcza, że Beverly nie wykazała sprzeciwu przeniesienia się do mieszkania.
Czyli miały dwie opcje.
- Czy to nie będzie za dużo zachodu? – zapytała chcąc dowiedzieć się co Strand o tym myślała, bo choć wykazywała chęć, to być może jeszcze nie do końca była świadoma co oznaczała przeprowadzka z dzieckiem. – Łatwiej byłoby mi przenieść się do was niż na odwrót. – Beverly miała do zabrania cały dom. Mowa tu o przeprowadzce dwóch osób a nie jednej, która praktycznie żyła na walizkach w wynajmowanym mieszkaniu, co było kolejnym minusem opcji przeniesienia się do Bertinelli. – Jeszcze jeden minus to fakt, że ja to mieszkanie wynajmuje. – Koszty były większe, bo przy okazji płaciła za czynsz. W przypadku domu dorzuciłaby się do rachunków i nie miałyby najemcy na karku, który choć teraz był w porządku to kto wie jaki okaże się później. – Nie żebym cię zniechęcała. – Pokiwała głową na boki. – Chcę rozważyć wszystkie za i przeciw, żebyśmy potem nie żałowały. – Żeby nie doprowadzić do sytuacji, że jednak w mieszkaniu było im źle i znów będzie trzeba się przeprowadzać.
Rozluźniła uścisk i uwolniła dłonie, bo potrzebowała nieco przestrzeni na przemyślenie sprawy i zarazem sięgnęła to drinka, którego upiła kolejny mały łyk i podała szklankę Beverly. Po wodę miały niedaleko, ale na razie żadna nie wykazywała chęci wstania z miejsca, więc podzielą się lekkim alkoholowym trunkiem.
- Przyznaje, że kiedy powiedziałaś o domu.. o tym, że kupili go wam rodzice, to nieco mi ulżyło. – Że to nie była inwestycja stricte Beverly i Jennifer. Że nie oglądały ogłoszeń szukając wymarzonego domu i nie wzięły wspólnego kredytu. – Chociaż rozumiem, że to nie zmienia tego, że mieszkałyście tam razem. – Strand wraz z ex żoną tworzyła tam wspomnienia i choć Margo nie zawsze o tym myślała przebywając w ów domu, to czasami nachodziło ją poczucie bycia intruzem. Teraz jednak chciała dowiedzieć się, jak na to wszystko patrzyła Beverly.
Niezaprzeczalnie to bardzo ładny dom. – Był duży, miał ogród i stał w przyzwoitej dzielnicy. Takiego domu chciały wszystkie rodziny i w czymś takim na pewno kiedyś chciałaby żyć Margo. Nie wyobrażała sobie tworzenia rodziny w mieszkaniu, co było kwestią przyzwyczajenia do takich a nie innych warunków. Rodzina Bertinelli najpierw mieszkała w kamienicy, a potem w domu dziadków, do czego młoda Margo przywykła. Potem razem z Tessą także dorobiły się wspólnego domu, więc przyzwyczaiła się do pewnego standardu, ale też na swój sposób dążyła do tego aby stworzyć coś podobnego co miała we Włoszech. Do otwartego domu, do przestrzeni i ogrodu, którym w wolnej chwili mogłaby się zająć. – Nigdy jednak nie mówiłaś, jak się czujesz będąc w nim bez Jen.. nie.. – Źle się wyraziła. – Czy chciałabyś w nim dalej mieszkać? Czy.. jak to powiedzieć? Nie przeszkadza ci, że chciałaś tam stworzyć i tworzyłaś rodzinę z Jen? – Czy na dłuższą metę świadomość tego była uciążliwa, czy jednak nie? Margo chciała to wiedzieć, bo Strand nigdy o tym nie mówiła. Wiedziała też, że kobieta sama z siebie nie poruszyłaby tego tematu. Być może przez złe doświadczenia z Jen albo żeby wciąż nie przytaczać jej w rozmowach. Niestety, ale ex żona była częścią życia Strand i czasem w tych rozmowach musiała się przewinąć. Chcąc nie chcąc była częścią życia pani oficer, która razem z ów kobietą tworzyła rodzinę pod jednym dachem, który był jedną z dwóch opcji do wspólnego zamieszkania.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ